54,99 zł
WIELKA KULMINACJA DOZNAŃ I WYDARZEŃ W SZÓSTYM, OSTATNIM TOMIE SERII AKADEMIA WAMPIRÓW. EPICKI FINAŁ KULTOWEJ SAGI!
Ona dla miłości i przyjaźni poświęci wszystko. Ale czy jest ktoś, kto może ocalić ją?
Rose Hathaway myślała, że będzie szczęśliwa, jeśli uda się jej przywrócić ukochanego Dymitra do życia. Ale jak tylko osiągnęła swój cel, jej świat znów się zawalił. Królowa morojów została zamordowana, a Rose oskarżono o zbrodniczy zamach. Jeśli nie udowodni swojej niewinności, zostanie skazana i stracona.
Tymczasem Lissa, przyjaciółka i podopieczna Rose, potrzebuje jej bardziej niż kiedykolwiek, walcząc o prawo do morojskiego tronu. Dymitr, który kiedyś był opoką, po ponownej przemianie w dampira nie kocha już Rose tak jak kiedyś. Czy więc dziewczyna ma szansę na uniknięcie śmierci? Czy nieustraszona strażniczka będzie musiała się poddać?
Po raz ostatni dołącz do Rose, Dymitra, Adriana i Lissy w epickim finale bestsellerowej serii Richelle Mead o niesamowitym świecie wampirów, dampirów i krwiożerczych strzyg!
Serial na podstawie Akademii wampirów, którego twórczyniami są Julie Plec (odpowiedzialna za sukces m.in. Pamiętników wampirów) i Marguerite Macintyre, można obejrzeć na platformie SkyShowtime.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 622
Rok wydania: 2025
Tytuł oryginału: Vampire Academy. Last Sacrifice
Copyright © 2010 by Richelle Mead All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone Copyright for the Polish translation by Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2012 Copyright © for the Polish edition by Poradnia K, 2025
Wydanie I w tej edycji
Opieka redakcyjna: Małgorzata Wróblewska
Korekta: Jolanta Kucharska
Projekt okładki: Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Fotografia na okładce: Heorhii / Adobe Stock Photos
ISBN 978-83-67784-81-8
Wydawnictwo Poradnia K Sp. z o.o. Prezes: Joanna Bażyńska 00-544 Warszawa, ul. Wilcza 25 lok. 6 e-mail: [email protected]
Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.
Dedykuję tę książkę Richowi Baileyowi oraz Alanowi Doty’emu, nauczycielom, którzy wywarli największy wpływ na moje pisarstwo, oraz wszystkim moim mentorom i przyjaciołom, którzy pomagają obecnie młodym autorom.Pracujcie tak dalej!
Nie znoszę klatek.
Nie lubię nawet chodzić do zoo. Kiedy wybrałam się po raz pierwszy do ogrodu zoologicznego, prawie dostałam ataku klaustrofobii na widok biednych zwierząt. Nie wyobrażałam sobie, że żywe stworzenia można trzymać w takich warunkach. Współczuję nawet przestępcom uwięzionym w celach i nigdy nie pomyślałabym, że mogę podzielić ich los.
Cóż, życie nie szczędzi mi ostatnio niespodzianek i oto, proszę, trafiłam za kratki.
– Hej! – wrzasnęłam, mocując się ze stalowymi prętami, które oddzielały mnie od świata. – Jak długo jeszcze będziecie mnie tu trzymać? Kiedy proces? Chyba nie zostanę w tym lochu na zawsze?
Dobra, nie znajdowałam się w mrocznych katakumbach i nie zakuli mnie w zardzewiałe łańcuchy. Dostałam małą celę o surowych ścianach i nagiej podłodze. Sterylną. Nieskazitelną. Zimną. Przygnębiała mnie bardziej, niż spowodowałby to zatęchły loch. Stalowe pręty były chłodne w dotyku. Światło lamp jarzeniowych drażniło wzrok. Z boku przed wejściem do celi stał mężczyzna, a na korytarzu, poza zasięgiem mojego wzroku, wartę pełniło jeszcze czterech strażników. Wiedziałam, że żaden z nich nie odezwie się ani słowem, a mimo to od dwóch dni bezustannie domagałam się rozmowy.
Na korytarzu panowała absolutna cisza. Westchnęłam z rezygnacją i opadłam na pryczę w kącie celi. Zimną i twardą jak wszystko tutaj. Tak, naprawdę zaczynałam żałować, że nie wrzucono mnie do lochu. Mogłabym sobie przynajmniej poobserwować szczury i pająki. Spojrzałam w górę i natychmiast ogarnęło mnie znajome uczucie: strach, że sufit i ściany będą się zbliżać, napierać na mnie tak długo, aż nie zostanie dla mnie miejsca, aż pozbawią mnie powietrza...
Usiadłam gwałtownie, łapczywie chwytając oddech. „Nie gap się na ściany i sufit, Rose” – upomniałam się w duchu. Popatrzyłam na swoje zaciśnięte dłonie i wróciłam do roztrząsania, jak wpakowałam się w tę kabałę.
Podejrzewałam, że ktoś mnie wrobił. W przestępstwo, którego nie popełniłam. I nie chodziło o błahostkę, ale o morderstwo. Nie zrozumcie mnie źle. Zabijałam wiele razy. Złamałam niejedną zasadę (a nawet prawo). Z całą pewnością jednak na długiej liście moich przewin nie znalazłam morderstwa z zimną krwią. Szczególnie takiego, którego ofiarą padłaby królowa.
Nie uważałam Tatiany za przyjaciółkę. Historia mojej znajomości z wyrachowaną władczynią morojów przebiegała do tej pory bardzo burzliwie. Po pierwsze, spotykałam się z jej stryjecznym wnukiem Adrianem. Po drugie, nie akceptowałam jej polityki walki ze strzygami. Tatiana kilka razy dała mi w kość, lecz nigdy nie pragnęłam jej śmierci. Ktoś jednak postanowił ją usunąć i zadbał o to, by dowody wskazywały na mnie. Najbardziej obciążające były odciski palców na srebrnym sztylecie – narzędziu zbrodni. Sztylet należał do mnie, więc to oczywiste, że je na nim znaleźli, ale nikt nie uznał, że to przemawia na moją korzyść.
Westchnęłam i wyjęłam z kieszeni zmiętą kartkę. Ścisnęłam ją w dłoni, nie musiałam czytać. Znałam ją już na pamięć, list, który zmieniał wszystko, co do tej pory wiedziałam o królowej. Zrodził tyle pytań.
Nie mogąc dłużej znieść siedzenia w klatce, przeniosłam się do umysłu mojej najlepszej przyjaciółki Lissy. Jest morojką, łączy nas szczególna więź, która pozwala mi widzieć wszystko jej oczyma. Podobnie jak inni przedstawiciele swojej rasy, Lissa ma zdolności magiczne. Posługuje się mocą ducha, która jest bardzo rzadka. Wciąż mało wiemy o możliwościach Lissy, lecz wydają się one nadzwyczajne. Wskrzesiła mnie przed kilku laty za sprawą swojej magii i w ten sposób powstała nasza szczególna więź.
Wizyty w umyśle przyjaciółki pomagały mi na chwilę oderwać się od ponurej rzeczywistości, lecz nie rozwiązywały problemów.
Lissa usiłowała oczyścić moje dobre imię od chwili, kiedy na przesłuchaniu przedstawiono dowody winy. Sztylet był tylko jednym z wielu. Przeciwnicy, których mi nie brakowało, skwapliwie przypomnieli o tym, jak kłóciłam się z władczynią, i sprowadzili świadka, który zeznał, że byłam w pobliżu miejsca zbrodni w czasie, kiedy ją popełniono. W taki oto sposób pozbawiono mnie alibi. Rada morojów uznała, że to wystarczająca podstawa do wytoczenia procesu.
Lissa rozpaczliwie przekonywała Radę, że ktoś mnie wrabia, i żądała wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Niestety, nie chcieli jej słuchać, ponieważ cały dwór był pochłonięty przygotowaniami do spektakularnego pogrzebu Tatiany. Śmierć monarchy jest wielkim wydarzeniem. Goście, zarówno moroje, jak i dampiry, zjeżdżali się z całego świata na to widowisko. Jedzenie, kwiaty, dekoracje, muzycy... przygotowania toczyły się pełną parą. Zapowiadała się wystawna gala. Wątpię, czy ślub Tatiany świętowano by równie uroczyście. Na dworze panowało takie zamieszanie, że nikt już nie zwracał na mnie uwagi. Większość uznała, że zostałam unieszkodliwiona i nikogo więcej nie skrzywdzę. Morderczyni Tatiany pojmana. Sprawiedliwości stało się zadość. Sprawa zamknięta.
Zanim zdążyłam sprawdzić, gdzie jest Lissa, zamieszanie na korytarzu sprowadziło mnie z powrotem. Ktoś wszedł i rozmawiał ze strażnikami. Prosił o widzenie ze mną. Pierwszy gość od kilku dni. Serce zabiło mi żywiej. Podbiegłam do krat w nadziei, że zaraz usłyszę, iż aresztowanie to tylko fatalne nieporozumienie.
Mój gość był ostatnią osobą, jaką spodziewałam się zobaczyć.
– Co ty tu robisz, staruszku? – spytałam zrezygnowana.
Stał przede mną Abe Mazur i jak zwykle wyglądał porażająco. Mieliśmy lato w pełni – gorące i wilgotne, jak to w tej części Pensylwanii – ale Abe wybrał garnitur w krzykliwych barwach, doskonale skrojony. Włożył do niego jaskrawopurpurowy jedwabny krawat oraz dopasowany kolorystycznie szal. Całości dopełniała złota biżuteria kontrastująca ze smagłą cerą. Odniosłam wrażenie, że niedawno przystrzygł krótką czarną brodę. Abe był morojem i choć nie należał do królewskiego rodu, miał ogromne wpływy.
Był również moim ojcem.
– Jestem twoim prawnikiem – odparł dziarsko. – Przybywam z poradą, rzecz jasna.
– Nie jesteś prawnikiem – przypomniałam. – A twoja ostatnia porada nie wyszła mi na dobre.
Zachowałam się podle. Abe, mimo że nie miał prawniczego wykształcenia, bronił mnie podczas przesłuchania. Niezbyt skutecznie, zważywszy że zostałam aresztowana i czekałam na proces. Spędziłam jednak dostatecznie dużo czasu w samotności, by dojść do wniosku, że w jednej sprawie się nie mylił. Nawet najlepszy adwokat nie uchroniłby mnie wówczas przed aresztem. Musiałam też przyznać, że Abe stanął za mną murem w sprawie z góry przegranej, chociaż nasze więzi rodzinne pozostawały, delikatnie mówiąc, wątłe. Zachodziłam w głowę, dlaczego to zrobił. Najbardziej prawdopodobne wydało mi się, że po prostu nie ufał arystokratom i uważał, że ma obowiązek mnie chronić jako mój ojciec.
– Nie mam sobie nic do zarzucenia – oznajmił. – Za to twoja jakże przekonująca przemowa, w której powiedziałaś: „Gdybym była morderczynią”, z pewnością nam się nie przysłużyła. Nieroztropnie podsunęłaś sędzi taką możliwość.
Zignorowałam przytyk i skrzyżowałam ręce na piersi.
– Po co przyszedłeś? Wiem, że nie z ojcowską wizytą. Zawsze masz jakiś ukryty motyw.
– Oczywiście. Dlaczego miałbym coś robić bez powodu?
– Tylko nie wyjeżdżaj teraz z tą swoją pokrętną logiką.
Abe mrugnął do mnie porozumiewawczo.
– Nie masz powodów do zazdrości. Jeśli się dobrze przyłożysz, kiedyś staniesz się równie błyskotliwa jak ja.
– Abe – rzuciłam ostro. – Do rzeczy.
– Dobrze, już dobrze – mruknął pojednawczo. – Przyszedłem poinformować cię, że wkrótce rozpocznie się twój proces.
– Co takiego? To wspaniała wiadomość!
Wyraz twarzy Abe’a mówił co innego. Do tej pory sądziłam, że proces znajdzie się na wokandzie dopiero za wiele miesięcy. Sama myśl o tak długim pobycie w zamknięciu przyprawiała mnie o klaustrofobię.
– Rose, zdajesz sobie chyba sprawę, że proces nie będzie się różnił od przesłuchania. Przedstawią te same dowody i uznają cię za winną.
– Tak, ale przecież zdołasz coś zdziałać do tej pory. Chyba znajdziesz sposób, żeby mnie oczyścić z zarzutów? – Dopiero teraz dotarł do mnie sens jego słów. – Powiedziałeś, że mój proces rozpocznie się wkrótce. Co miałeś na myśli?
– Zamierzają przeprowadzić go tuż po wyborach.
Abe mówił lekkim tonem, lecz kiedy spojrzałam w jego ciemne oczy, zrozumiałam prawdę. Szybko dokonałam w myślach obliczeń.
– Pogrzeb odbędzie się w tym tygodniu, a zaraz po nim wybiorą nowego monarchę... Chcesz powiedzieć, że werdykt w moim procesie zapadnie przed upływem dwóch tygodni?
Potwierdził ruchem głowy.
Doskoczyłam do krat z bijącym sercem.
– Dwa tygodnie? Mówisz poważnie?
Kiedy oznajmił, że proces rozpocznie się szybciej, uznałam, że mamy co najmniej miesiąc. A to dużo czasu na zdobycie dowodów. Dwa tygodnie nam nie wystarczą, biorąc pod uwagę zamieszanie panujące na dworze. Jeszcze przed chwilą oburzała mnie perspektywa długiego pobytu w areszcie, teraz wydał mi się zbyt krótki. Pełna obaw zadałam kolejne pytanie.
– Ile? – Usiłowałam opanować drżenie głosu. – Ile będę miała czasu od ogłoszenia werdyktu?
– Wyrok zostanie wykonany bezzwłocznie – odrzekł bez ogródek.
To była nasza cecha rodzinna – umiejętność mówienia prosto z mostu.
– Bezzwłocznie. – Cofnęłam się i omal nie usiadłam na łóżku. Poczułam przypływ adrenaliny. – Tak powiedziałeś? Czyli za dwa tygodnie. Za dwa tygodnie mogę... stracić życie.
Zabójcy królowych nie trafiają do więzień. Poddaje się ich egzekucji. Ta myśl prześladowała mnie od chwili, kiedy zrozumiałam, że zostałam wrobiona. Niewiele zbrodni w świecie morojów i dampirów karze się w ten sposób. Staramy się zachowywać w sposób cywilizowany, w przeciwieństwie do krwiożerczych strzyg. Ale zdrajców i morderców skazujemy na śmierć bez sentymentów. Kiedy dotarło do mnie w pełni znaczenie informacji przekazanej przez ojca, zadrżałam i do oczu napłynęły mi łzy.
– To niesprawiedliwe! – wykrzyknęłam. – Nie powinno tak być i dobrze o tym wiesz!
– Moje zdanie nie ma żadnego znaczenia – odparł spokojnie. – Przekazuję ci tylko fakty.
– Dwa tygodnie – powtórzyłam. – Co możemy zrobić w tak krótkim czasie? To znaczy... wpadłeś już na jakiś trop? Albo... dasz radę coś znaleźć do procesu? Jesteś w tym dobry. – Mówiłam chaotycznie i zdawałam sobie sprawę, że zaczynam popadać w histerię. Cóż, byłam załamana.
– Raczej nie osiągniemy zbyt wiele – stwierdził. – Cały dwór jest zajęty pogrzebem i wyborami. Panuje zamieszanie, a to dobrze i źle.
Obserwowałam przygotowania oczyma Lissy. Widziałam cały ten chaos. Prowadzenie śledztwa w takich warunkach wydawało się wręcz niemożliwością.
Dwa tygodnie. Za dwa tygodnie mogę stracić życie.
– Nie mogę... – Głos mi się łamał. – Nie jest mi pisane tak zginąć.
– O? – Uniósł brew. – Wiesz zatem, jak umrzesz?
– Podczas walki. – Łza spłynęła mi po policzku, więc pośpiesznie ją otarłam. Zawsze starałam się uchodzić za twardzielkę. Za nic w świecie nie chciałam zniszczyć tego wizerunku. – W walce. W obronie tych, których kocham. Nie... Nie w jakiejś zaplanowanej egzekucji.
– To także w pewnym sensie jest walka. – Abe się zamyślił. – Tylko nie fizyczna. Tak czy owak, mamy dwa tygodnie. Czy to źle? Tak. Ale lepiej niż jeden tydzień. Nie ma rzeczy niemożliwych. Może pojawią się nowe dowody. Musisz czekać.
– Nienawidzę czekać. Ta klitka... doprowadza mnie do szału. Nie mogę w niej oddychać. Zabije mnie, zanim zrobi to kat.
– Szczerze wątpię – rzucił obojętnie Abe. Nie okazał mi nawet cienia współczucia. Ojcowska miłość, szkoda słów. – Byłaś nieustraszona w walce ze zgrajami strzyg, a załamujesz się z powodu ciasnoty?
– Nie chodzi tylko o to! Każą mi tkwić w tej norze, a zegar tyka, zapowiadając moją śmierć. Jestem kompletnie bezsilna.
– Czasem największą próbą charakteru okazują się sytuacje, w których nie zmagamy się z oczywistym zagrożeniem. Bywa, że przetrwanie staje się najtrudniejszą sprawą.
– Och, nie. Nie. – Zaczęłam chodzić w kółko. – Nie wyjeżdżaj mi z tymi szlachetnymi bzdurami. Brzmisz jak Dymitr udzielający mi lekcji życia.
– On przetrwał, choć znajdował się w trudnej sytuacji. Nadal musi wiele znosić.
Dymitr.
Wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić. Zanim wpakowałam się w tę kabałę ze zbrodnią w tle, Dymitr był największym problemem mojego życia. Rok temu – choć wydawało się, że od tamtej pory minęły wieki – szkolił mnie na strażniczkę morojów. Zakochaliśmy się w sobie, mimo że to niedozwolone. Jakoś sobie z tym jednak radziliśmy i na koniec postanowiliśmy, że będziemy razem. Niestety, wszelkie nadzieje przepadły, kiedy Dymitr został ugryziony przez strzygę i sam przemienił się w bestię. Przeżywałam wówczas piekło. Potem stał się cud, o jakim nikt nie śnił: Lissa zdołała wykorzystać moc ducha, by odmienić mojego ukochanego z powrotem w dampira. Niestety, nasze relacje nie przypominały już tych sprzed napaści strzyg na szkołę.
Spojrzałam ze złością na Abe’a.
– Tak, Dymitr przetrwał, ale popadł w ciężką depresję. Nadal się z tego nie wykaraskał. Nie radzi sobie.
Prześladowały go wspomnienia licznych niegodziwości, jakich się dopuścił jako strzyga. Nie potrafił sobie wybaczyć i przysiągł, że już nigdy nikogo nie pokocha. Fakt, że spotykałam się z Adrianem, nie poprawił sytuacji. Po wielu daremnych próbach ostatecznie pogodziłam się z myślą, że ze mną i Dymitrem koniec. Starałam się żyć dalej w nadziei, że łączy mnie coś ważnego z Adrianem.
– Tak – rzucił cierpko Abe. – Dymitr ma depresję, za to ty jesteś uosobieniem radości i szczęścia.
Westchnęłam.
– Rozmowa z tobą przypomina czasem moje wewnętrzne monologi. Irytujesz mnie. Miałeś jakiś inny powód, by wpaść w odwiedziny, czy tylko przyniosłeś te straszne wieści? Wolałabym już żyć w niewiedzy.
Nie jest mi pisana taka śmierć. Nikt nie ustali wcześniej daty i nie zapisze jej ołówkiem w kalendarzu. Umrę niespodziewanie.
Abe wzruszył ramionami.
– Chciałem cię zobaczyć. Przekonać się, jakie tu masz warunki.
Zrozumiałam, że mówi szczerze. Podczas rozmowy patrzył mi w oczy, czułam, że naprawdę interesuje go mój los. Strażnicy nie zwracali na nas szczególnej uwagi. Tylko Abe co chwilę uciekał wzrokiem, obserwując badawczo korytarz, moją celę, jakby rejestrował wszystkie szczegóły. Wiedziałam, że nie zyskał przydomku „Żmij” bez powodu. Wiecznie coś knuł. Zdaje się, że również moja skłonność do brawury była cechą rodzinną.
– Chciałem ci również zaproponować jakąś rozrywkę dla zabicia czasu. – Uśmiechnął się i wyciągnął spod pachy kilka czasopism i książkę. – Może to ci poprawi nastrój.
Wątpiłam, czy te lektury pomogą mi znieść dwa tygodnie oczekiwania na śmierć. Czasopisma były poświęcone modzie i fryzurom. Przeczytałam tytuł książki: Hrabia Monte Christo. Wzięłam ją do ręki. Chciałam zażartować, żeby rozluźnić atmosferę.
– Widziałam film. Jeśli to aluzja, to grubymi nićmi szyta. Chyba że ukryłeś w środku jakieś tajne dokumenty.
– Książka jest zawsze lepsza od filmu. – Abe zbierał się do wyjścia. – Może następnym razem podyskutujemy o literaturze.
– Zaczekaj. – Rzuciłam prezenty na łóżko. – Zanim odejdziesz... W tym całym bałaganie nikt nie zadał pytania, kto jest prawdziwym mordercą. – Abe nie odpowiadał, więc przyjrzałam mu się podejrzliwie. – Wierzysz, że ja tego nie zrobiłam, prawda?
Z tego, co wiedziałam, mój ojciec sądził, że jestem winna, ale i tak próbował mi pomóc. To do niego pasowało.
– Wierzę, że moja słodka córeczka jest zdolna posunąć się do morderstwa – odparł w końcu. – Ale nie tego.
– W takim razie kto zabił Tatianę? – zapytałam.
– Tego – rzucił na odchodnym – właśnie usiłuję dociec.
– Twierdziłeś, że nie mamy czasu! Abe! – Nie chciałam, by odszedł. Nie chciałam zostać sam na sam z lękiem. – Nie ma sposobu, żeby to naprawić!
– Pamiętaj, co mówiłem w sądzie! – odkrzyknął.
Tyle go widziałam. Usiadłam na łóżku i próbowałam sobie przypomnieć tamten dzień. Pod koniec przesłuchania powiedział mi – całkiem stanowczo – że nie zostanę stracona. Więcej, że nie będę miała procesu. Abe Mazur nie rzucał słów na wiatr, lecz zaczynałam podejrzewać, iż nawet on nie jest wszechmocny, zwłaszcza że zostało nam tak niewiele czasu.
Wyjęłam pomiętą kartkę i rozprostowałam. Wtedy w sądzie wcisnął mi ją ukradkiem Ambroży, sługa Tatiany i jej kochanek.
Rose!
Jeśli czytasz ten list, to musiało wydarzyć się coś strasznego. Zapewne mnie nienawidzisz, nie winię Cię o to. Proszę tylko, byś uwierzyła, że moja decyzja o przegłosowaniu dekretu była lepszym wyjściem od tego, co planowali inni. Są moroje, którzy magią wpływu chcą zmusić wszystkie dampiry do podjęcia służby czy tego zechcą, czy nie. Dekret obniżający granicę wieku dampirów zdolnych do służby powinien opóźnić ich machinacje.
Pragnę powierzyć Ci pewną tajemnicą, którą wolno Ci się podzielić jedynie z wąskim gronem osób. Wasylissa powinna zasiadać w Radzie i jest to możliwe. Nie jest ostatnią przedstawicielką rodu Dragomirów. Żyje jeszcze jedno, nieślubne dziecko Erica Dragomira. Nie wiem nic więcej, lecz jeśli uda Ci się odnaleźć jego syna czy córkę, ofiarujesz Wasylissie władzę, na jaką zasługuje. Bez względu na Twoje pomyłki i niebezpieczny temperament, jesteś jedyną osobą, która może podjąć się tego zadania. Nie trać czasu.
Tatiana Iwaszkow
Wiadomość nie zmieniła się od czasu, kiedy przeczytałam ją po raz pierwszy. I nadal zadawałam sobie te same pytania. Czy liścik naprawdę napisała Tatiana? Czyżby ufała mi na tyle, by powierzyć taką tajemnicę?
Podjęto już wiele złych decyzji i miało zapaść ich więcej. Lissa mogłaby sporo zmienić i niektórym z pewnością by się to nie spodobało. Tym, którzy udowodnili już swoją gotowość do zabijania.
Jeszcze jeden Dragomir.
Jeszcze jeden Dragomir sprawiłby, że Lissa zyskałaby prawo głosu w Radzie. A dodatkowy głos w Radzie wiele by zdziałał. Ja zostałabym uniewinniona. I życie Lissy tak bardzo by się zmieniło. Do tej pory sądziła, że jest sama. Jednak... zastanawiałam się, czy ucieszyłaby się z wiadomości, że posiada przyrodnie rodzeństwo. Ja pogodziłam się z faktem, że mój ojciec to drań, ale Lissa stawiała swojego na piedestale i wierzyła święcie w jego szlachetność. Nie przyjmie dobrze jego zdrady. Przez całe życie szkoliłam się, by trzymać ją z dala od zagrożeń fizycznych, zaczynałam jednak myśleć, że moja przyjaciółka potrzebuje także innej ochrony.
Najpierw jednak sama powinnam poznać prawdę. Sprawdzić, czy list rzeczywiście napisała Tatiana. Aby się tego dowiedzieć, musiałam posłużyć się sposobem, którego nie znosiłam.
Ale przecież nie miałam nic lepszego do roboty.
Wstałam z łóżka, odwróciłam się plecami do krat i wbiłam wzrok w pustą ścianę, żeby się skoncentrować. Powtarzałam sobie, że jestem wystarczająco silna, by zapanować nad sytuacją. Potem opuściłam osłony mentalne, którymi zwykle się odgradzałam. Poczułam, jak opada ze mnie wielkie napięcie niczym powietrze uciekające z balonika.
W jednej chwili otoczyły mnie duchy.