Żywoty świętych Pańskich - Władysław Hozakowski - ebook

Żywoty świętych Pańskich ebook

Władysław Hozakowski

5,0

Opis

Żywoty świętych Pańskich. Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł na wszystkie dni całego roku ułożył: Ks. Władysław Hozakowski. „Żywoty świętych to element hagiografii, na który składają się zarówno pisma zawierające anegdoty, elementy narracji, jak i wartościowe opracowania biografistyki. Żywotopisarstwo łączy w sobie biografie świętych (Vitae), opisy ich męczeństwa (Acta martyrum, Passiones), informacje o działalności (Exempla) i pośmiertnym kulcie (vita poshuma). Od czasu pierwszych wyznawców żywoty zawierały informacje o cudach, które uwierzytelniały kult, dowodząc, że święty stał się przyjacielem Boga. Przykładami takiego ujęcia były pisma Atanazego, Hieronima, Sulpicjusza Sewera, a później Grzegorza Wielkiego i Grzegorza z Tours.” (http://pl.wikipedia.org/wiki/Żywoty_świętych)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 2466

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ŻYWOTY ŚWIĘTYCH PAŃSKICH

Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł na wszystkie dni całego roku ułożył: Ks. Władysław Hozakowski

Armoryka

Projekt okładki: Juliusz Susak 

Na okładce: Albrecht Dürer (1471–1528), All Saints, Adoration of the Trinity (Landauer Altar) (1511), Kunsthistorisches Museum, Wien

(licencja public domain), źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Albrecht_Dürer_-_Adoration_of_the_Trinity_(Landauer_Altar)_-_Google_Art_Project.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights). 

Wydanie na podstawie edycji poznańskiej z 1908 roku. Zachowano oryginalną pisownię

Copyright © 2014 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

tel +48 15 833 21 41

e-mail:[email protected]

STYCZEŃ

Dnia 1. stycznia

Uroczystość Imienia Jezus. (Przypada na II. niedzielę po 3 Królach)

Uroczystość dzisiejsza poświęcona jest czci Najświętszego Imienia JEZUS. Imię to najświętsze i wymaga największego poszanowania. Święte, bo imię samego Boga-Człowieka, który niebo opuścił, ciało ludzkie wziął i zstąpił na ziemię dla naszego zbawienia. Jest to więc imię samego Boga. Jezus znaczy tyle co Bóg-Odkupiciel, Zbawiciel. W tym Imieniu więc zawarty jest cały ogrom miłości i poświęcenia Chrystusa dla ludzkości. W nim zawarte są wszystkie słowa i uczynki, modlitwy i umartwienia, jakie Syn Boży ponosił dla nas. Ono przypomina nam pot i krew najświętszą, rany i boleści, męki i krzyż Zbawiciela. Wszystko, co Syn Boży uczynił dla nas od żłóbka do grobu przypominamy sobie i staje nam przed oczami duszy, kiedy wymawiamy to najsłodsze Imię Jezus. 

Jezus to imię najświętsze, bo przez samego Boga w wieczności nadane jest Synowi Bożemu: ˝Nazwane jest imię Jego Jezus, które było nazwane od anioła, pierwej, niźli się w żywocie poczęło˝ (Łukasz 2, 21). Kiedy zbliżał się czas odkupienia ludzkości, sam Bóg Ojciec posłał do Panienki, którą od wieków wybrał na matkę Swego Syna, Archanioła Swego Gabryela i rzekł przez usta posłańca Swego do Maryi: ˝Oto poczniesz w żywocie i porodzisz syna, a nazwiesz imię Jego Jezus.˝ (Łuk. 1, 31.) 

Wielkie to imię dla niezgłębionego znaczenia swego, wielkie, bo przez Boga samego dane. Lecz jak wielkie tak również potężne i mocne w działalności Swej. Święty Paweł mówi, że na Jego wezwanie wszelkie się zgina kolano, niebieskie, ziemskie, i podziemne. Sam Zbawiciel zapewnia nas, że: ˝Jeźli o co prosić będziecie Ojca w imię moje, da wam˝ (św. Jan 16, 23). ˝W imię moje, mówi Zbawiciel (św. Marek 16,17,18), czarty będą wyrzucać, nowemi językami będą mówić, węże brać będą, i choćby co śmiertelnego pili, szkodzić im nie będzie.˝ Mocą tego Imienia leczyli Apostołowie chorych i liczne cuda czynili, jak nam opowiadają dzieje apostolskie. 

Dzieci tego świata zwykłe obchodzić dzień Imienin swych, poświęcając czci własnego imienia czas i zabawę. Kiedy zbliży się dzień imienia ojca lub matki spieszą dobre dzieci, by obchodzić ten dzień wspólnem świętem familijnem, by przez to dać dowód wdzięczności i miłości ku rodzicom i przypomnieć sobie ich dobrodziejstwa. To też słuszną i godziwą rzeczą było, by Kościół Boży ustanowił dzień uroczysty, w którymby obchodził pamiątkę Imienia najlepszego Ojca, w którymby w szczególny sposób dał wyraz najgłębszego szacunku, jaki się należy temu najświętszemu i najdoskonalszemu Imieniu Jezus. 

Przez kilka wieków łączył Kościół Boży uroczystość Imienia Jezus z uroczystością Obrzezania Pańskiego. Tak było aż do wieku 15. Naonczas żył we Włoszech gorliwy misyonarz, a gorący czciciel Imienia Jezus, św. Bernardyn z Sieny. Ten przechodząc w szerz i dłuż Włochy, miewał żarliwe nauki i gorącemi słowami nawoływał do pokuty. A chcąc lud tem skuteczniej pobudzić do żalu i miłości ku Jezusowi, zwykł był na osobnej tabliczce wypisywać Imię Jezus, i pokazując je ludowi, wpajać w niego cześć do Imienia Jezus. Stolica Apostolska pochwaliła to postępowanie i zaleciła rozszerzanie czci Imienia Jezus. Zajął się tem Franciszkanin, Bernard z Brustis. Ten ułożył osobne modlitwy kościelne dla kapłanów i osobną Mszę św. ku czci Imienia Jezus, którą ojciec św. Klemens XIII. zatwierdził. Było to w roku 1530. 

Odtąd obchodził zakon Franciszkanów uroczystość Imienia Jezus osobnem świętem dnia 14.stycznia. Wnet zawiązywały się bractwa Imienia Jezus, obdarzone przez papieży licznemi odpustami. Papież Inocenty XIII. (w roku 1721) nakazał uroczystość Imienia Jezus obchodzić w całym Kościele. Jako dzień święta naznaczył drugą niedzielę po 3 Królach. 

Podczas gdy inne uroczystości i święta Pana Jezusa przypominają nam poszczególne tajemnice z życia Pana i Zbawiciela naszego, uroczystość Imienia Jezus łączy w sobie pamiątkę wszystkich dobrodziejstw i całej miłości Jezusa ku nam. Obchodzimy więc to święto z szczególną czcią, przypominając sobie wszystko to, co Syn Boży uczynił dla nas i dla naszego Zbawienia. 

Nauka 

Święto Imienia Jezus przypomina nam obowiązek poszanowania, jakie się temu najświętszemu Imieniu należy. Przypomina nam w szczególny sposób drugie przykazanie Boże. ˝Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno˝. Jak często grzeszymy przeciwko temu przykazaniu. Przypomnę tylko niepotrzebne wymawianie tego najświętszego Imienia w gniewie, złości, niecierpliwości, bez wszelkiej potrzeby z grzesznego przyzwyczajenia. Wymawiajmy często imię Jezus, lecz wymawiajmy je w pobożności, w potrzebach, w pokusach. ˝Jedząc, pijąc, podróżując,˝ mówi św.Chryzostom, ˝wymawiaj Imię Jezus.˝ Czyń wszysto w imieniu Jezusa, a wszystkiego dokonasz. Wymawiając z wiarą imię Jezus, odpędzisz choroby, i szatana odegnasz od siebie. ˝W Imię Jezus nawrócił się świat i niebo się otworzyło.˝ ˝Imię Jezus,˝ mówi św.Bernardyn, ˝daje nam pociechę w cierpieniu, a gdy ono przygniata nas najokropniej, wtedy jak najgłośniej wzywajmy Jezusa.˝ ˝Jak tylko wymówię Imię Jezus,˝ mówi św.Bernard, ˝zaraz dobre myśli powstają w mej duszy.˝ Używajmy imienia Jezus jako pozdrowienia katolickiego. ˝Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,˝ oto pozdrowienie katolickie, zaprowadzone przez Kościół, zaopatrzone w odpusty. 

Uroczystość Obrzezania Pańskiego 

˝A gdy się spełniło ośm dni,˝ tak pisze św.Łukasz (2,21), ˝iżby obrzezano dzieciątko, nazwane jest imię Jego Jezus, które było nazwane od Anioła pierwej, niźli się w żywocie poczęło˝. Pierwszy dzień w roku poświęcony jest pamiątce obrzezania dzieciątka Jezus. 

Kiedy Pan Bóg powołał w Starym Zakonie Abrahama i potomstwo jego wybrał sobie na lud swój, z którego miał się narodzić Chrystus Pan, wtenczas to postanowił i nakazał obrzezanie jako zewnętrzny znak przynależności do ludu wybranego. Z chwilą obrzezania przechodziło dziecko z obozu pogaństwa na łono ludu żydowskiego, stawało się członkiem ludu Bożego. Obrzezanie było więc w Starym Zakonie aktem przyjęcia do prawdziwej wiary, znakiem przymierza między prawowiernym Izraelitą a Bogiem, zatwierdzeniem owego wielkiego przyrzeczenia, które kiedyś dał Pan Bóg Abrahamowi. 

Lecz oprócz tego miało obrzezanie w Starym Zakonie jeszcze inne, głębsze znaczenie. Wiemy, że w Starym Zakonie były pewne obrządki ustanowione przez samego Boga, które pomagały żydom do wewnętrznego usprawiedliwienia się przed Bogiem, a nawet usprawiedliwiały i uświęcały wewnętrznie przez wiarę i ufność w przyszłego Mesyasza. Takich znaków zewnętrznych, które były przedobrażeniem Sakramentów nowozakonnych, ustanowił Pan Bóg w Starym Zakonie cztery: Baranek Wielkanocny, jako figura Najświętszego Sakramentu, święcenie kapłanów, jako przedobrażenie Sakramentu kapłaństwa, rozmaite oczyszczenia, kąpiele przepisane obrządkami, jako figura Sakramentu pokuty i wreszcie obrzezanie jako przedobrażenie Sakramentu chrztu św. i wewnętrznego usprawiedliwienia się i uwolnienia od grzechu pierworodnego. Obrzezanie więc, jak pisze papież Inocenty IV, odpuszczając winę grzechu pierworodnego, było zewnętrznym wyrazem wiary w przyszłe zasługi Chrystusa Pana, który przez mękę i krew swoją zmazał winę grzechu pierworodnego. Obrzezanie więc przypominało nędzę grzechu pierworodnego i potrzebę oczyszczenia się z takowego przez obrządek starozakonny. 

Pan Jezus, aczkolwiek bez grzechu, bo za sprawą Ducha św. w przeczystem łonie dziewiczej swej Matki poczęty, jednak poddał się prawu obrzezania. Św. Bernard, rozważając tajemnicę obrzezania Chrystusowego, powiada, że ono wzywa nas do podziwiania pokory Jezusowej, który będąc przeczystym, poddaje się prawu oczyszczenia z grzechów przepisanemu przez zakon, że ono wzywa nas do miłości ku Chrystusowi, który pierwsze krople krwi swej najświętszej przelewa już jako niemowlę dla ludzkości, jako zadatek przyszłej krwawej swej męki, że ono wzywa nas do naśladowania Chrystusa Pana w poddawaniu się pod przykazania prawa zakonnego. 

Zaiste przedstawia nam dzisiaj ta dziecina Boża wzór najgłębszej pokory. Przez narodzenie swoje poniżył się Pan Jezus tak dalece, że wziął ciało skończonego stworzenia, podległe zepsuciu, przez obrzezanie staje się podobnym grzesznikom, poniża się tak dalece, że bierze na siebie skalanie i brzydotę grzechu pierworodnego, staje się członkiem skażonej ludzkości w oczach świata. Ten, w którego piękność wpatrują się Anieli, sam się policza między stworzenia zeszpecone grzechem. 

Z miłości ku nam zapragnął Zbawiciel od wieków cierpieć za nas i tę mękę rozpoczyna już jako dziecko, przelewając pierwsze krople swej najdroższej krwi. Już w obrzezaniu spełnił Pan Jezus właściwie swe posłannictwo, bo pierwsze te krople krwi Boga-Człowieka starczyły do odkupienia ludzkości. 

Lecz inne jeszcze były powody, dla których Pan Jezus poddał się starozakonnemu prawu obrzezania. Św.Tomasz z Akwinu podaje ich kilka. Najpierw, by pokazać światu, że prawdziwe ciało ludzkie wziął na siebie, a nie, jak to później twierdziło wielu sekciarzy, że miał ciało pozornie tylko ludzkie. Dalej, by pokazać żydom, że jest prawdziwym Mesyaszem, pochodzącym z rodziny Abrahamowej, i by nie dać zgorszenia żydom przez zaniedbanie obowiązków, jakie nakładało prawo zakonne. 

Przez obrzezanie stał się członkiem ludu wybranego, poświęcił się służbie Boga, ludzkości i prawa Mojżeszowego, a za to odebrał imię Jezus, czyli Bóg-Zbawiciel, Odkupiciel. 

Nauka 

Stoimy dzisiaj na progu nowego roku. Ilekroć patrzymy w tę wschodzącą zorzę roku nowego, tyle razy z tęsknotą zwracamy się do roku ubiegłego, przypominamy sobie przeżyty czas, który nigdy już nie wróci, przebiegamy myślą ubiegłe chwile, zapominamy o chwilach smutku, a przypominamy sobie tylko dni szczęścia. 

A kiedy patrzymy w dal i wpatrujemy się w niepewną, ciemną przyszłość, pytamy się, cóż ona nam przyniesie? Oto nastrój dnia dzisiejszego. Tak rok rocznie z tkliwością i smutkiem stojąc nad grobem roku starego, żegnamy schodzącego przyjaciela, a z obawą i strachem witamy rok nowy. A tymczasem niknie rok po roku, jak niknie fala za falą wichrem gnana, niknie i pędzi na oceanie czasu ku brzegom wieczności. Dziesiątki lat gonią drugie dziesiątki, gnane wichrem czasu, a koło nas wszystko się zmienia. Czas nowych przynosi nam ludzi, stwarza nowe otoczenie, nowe położenie, inne potrzeby, nowe generacye. Czas wszystko zmienia, bo czas to zmiana rzeczy. Nowe kolebki ściele niewiasta, co było dzieckiem, w męża urasta, co było mężem, głowa siwa, co było starcem, mogiła pokrywa. Na drzewie bytu wszechrzeczy liść opada po liściu, gnije, marnieje i znika. Na kolumnie nieśmiertelności stoi dusza ludzka, bezsilnie dmie o nią wicher czasu, bezsilnie chuczą fale czasu rozbijając się o nią, na próżno szaleje nad nią zachłanna burza zniszczenia, spiżowa, niezmienna wśród burz zniszczenia i czasu stoi dusza ludzka, a nad nią chorągiew z napisem ˝nieśmiertelna˝. 

Święta Eufrozyna, dziewica (Około r. 430) 

Długi czas małżeństwo bogobojnego Pafnucego za czasów cesarza Teodozego II. było bezdzietnem, aż zmiłował się Bóg nad prośbami i modlitwami, dał mu córkę, którą nazwano Eufrozyną t.j. wielką radością. Dzieweczka dwunastuletnia służbie Bożej z lubością się poświęcała, a już zupełnie jej się oddała, kiedy jako ośmnastoletnia dziewica miała sposobność poznać życie klasztorne. Odtąd wyrzekła się ponęt świata, klejnoty swe przeznaczała na wsparcie ubogich, sama zaś ubierała się w włosiennicę - najmilszą zaś jej zabawą były najczęstsze rozmowy duchowne. 

Rady udzielone jej przez pewnego duchownego nakłoniły ją do opuszczenia domu rodzicielskiego, aby nie narażać się na pokusy sprzeniewierzenia się szczeremu postanowieniu wyłącznej służby Bożej; wiedziała bowiem dobrze, że ojciec ciągle myślał, aby ją wydać za mąż, kiedy ani przypuszczał, jak wręcz przeciwnymi myślami żyła ukochana jego córka. Aby tem snadniej się ukryć, a mianowicie uniknąć jakichkolwiek poszukiwań w klasztorach żeńskich, męskie przywdziała szaty, a natchniona z Bożej łaski siłą męską zwalczyła wrodzoną panieńską bojaźliwość, udając się w świat szeroki - dla Boga. 

Opatrzność niebios zaprowadziła ją do pustelniczego klasztoru starca pobożnego; prosiła gorąco o przyjęcie, oświadczając, że obrzydzenie przed mamidłami ziemskiemi, i troska o swe zbawienie, nakazały jej szukać przytułku i doskonałości chrześcijańskiej z daleka od ludzi. Starzec widząc w młodzieńcu, bo takim się Eufrozyna przedstawiała, przypisując sobie imię Smaragda, dobre chęci i wrodzoną pobożność zgodził się na przedłożoną prośbę, a celem łatwiejszego postępu w doskonałości cnót oddał dziewicę pod nadzór Agapiusza, mistrza w życiu duchownem, obumarłego zupełnie tak namiętnościom ciała jak zwodniczym pozorom dóbr świata. 

Przy obfitej łasce Bożej, przy uczciwych własnych chęciach, przy kierownictwie Agapiusza Eufrozyna takie zrobiła postępy w świątobliwości, że przewyższyła wkrótce wszystkich braci zakonnych. Nie obyło się bez długich i ciężkich walk z podnietami złego ducha. Wobec pokory, roztropności Eufrozyny szatan rozbudzał w niej przyrodzone popędy i uczucia, któremi chciał złamać i zniszczyć dobre jej postanowienia i zdobyte skarby duchowe. Przypominał więc smutek, jaki sprawiła ojcu swem odejściem bez wieści, przypominał jej bogactwa i zbytki w domu rodzicielskim, przypominał jej ponętę małżeństwa z urodziwym młodzieńcem, któremu ojciec ją przeznaczał; przypominał też wesołość towarzyszek młodości wobec zamkniętego życia klasztornego. Najgorszą pokusą i największym wszakże niebezpieczeństwem były rozbudzone przez złego ducha skłonności w innych zakonnikach; postać Eufrozyny nieraz była powodem do złych myśli albo i pożądliwości. Ale i tutaj Bóg złemu zaradził, jak dał Eufrozynie moc do zwalczenia jej własnych pokus. Kiedy bowiem zakonnicy przedłożyli swe niepokoje przełożonemu, usunęła się wszelka sposobność do pokus, bo odtąd Eufrozyna w osobnej miała przebywać celi, a wyłączne o niej starania miał mieć jedynie doświadczony Agapiusz. Cela odosobniona nie była więzieniem dla świętej dziewicy; przeciwnie była środkiem do posłuszeństwa i coraz większego skupienia duchowego. 

Tymczasem ojciec zrozpaczony tajemnem zniknięciem swej córki wysłał na wszystkie strony sługi swe, aby ją jak najrychlej przywiedli do domu; nadaremne były wszelkie starania, ślady za sobą Eufrozyna dobrze zatarła. Rozżalony ojciec w płaczu szukał pociechy, lecz wszystko w domu przypominało mu niezapomnianą stratę. Nakoniec zwrócił się do klasztornej pustelni, aby tam wezwać braci zakonnych, by u Boga modlitwami się za niego wstawiali, a przywrócenie córki mu wybłagali. Bracia zakonni litością pobudzeni ostrzejsze nałożyli sobie umartwienie, ale śladu zaginionej córki Bóg nie zechciał wskazać. Rozumieli więc, że córka z woli Bożej dom musiała opuścić ojcowski, że więc i opieka Boża nad nią zawisła; nie wątpili, że inaczej Pan niebieski zmiłowania swego byłby nie odmówił i nasunął drogę, kędy należałoby szukać, gdyby Opatrzność córkę nie była skłoniła do opuszczenia rodziców. 

Otuchą zakonników uspokojony ojciec zaprzestał dalszych zabiegów w szukaniu córki. Przychodził jednak często do klasztoru, aby serce swe na rozmowach pobożnych uweselić i niejako starej straty swej zapomnieć. Przy takiej sposobności dowiedział się, że w klasztorze przebywa młodzieniec, w kwiecie wprawdzie młodości, ale mistrz w życiu duchownem, który pomimo dostojnego rodu i bogactw wszystko był porzucił, aby jedynie Bogu służyć. Na prośby przywołano młodego zakonnika, aby podnieść na ducha strapionego, chociaż już uspokojonego doznaną stratą ojca. Spotkanie Eufrozyny, bo o nią to chodziło, z ojcem mimowoli w córce uczucie serdecznej tak dalece rozbudziło miłości dziecięcej, że ledwie ją opanowała, nie mogąc wszakże powstrzymać serdecznych łez. Ojciec zaś córki nie poznawał, bo twarz jej zmieniły umartwienia, posty, długie modlitwy, czuwania. 

Odtąd już w pokoju Eufrozyna dalsze pędziła życie duchowne; strawiła na nim już 38 lat, kiedy przeczuwać zaczęła blizki koniec swej ziemskiej pielgrzymki. Wtedy wezwała ojca, wyznała mu, że jest jego tak długo szukaną córką; że nie z braku miłości ojcowskiej dom opuściła, ale z nadmiaru miłości Bożej. Prosiła go też, aby zajął się pochowaniem jej ciała, a przy tej przysłudze miał sposobność stwierdzenia swej miłości, którą tak długo musiał w sercu taić. Córka umarła, ojciec zaś w pierwszej chwili odsłonionej tajemnicy bezprzytomny, żałosnemi nad ciałem Eufrozyny zawodził skargami, że tak samotne musiał pędzić życie, kiedy z miłości do córki sam byłby się poświęcił życiu zakonnemu. Przyrodzenie, wołał, płakać mnie każe nad poniesioną podwójnie stratą, bo w życiu i śmierci; ale właśnie ta śmierć świątobliwa za twe życie bogobojne, córko, zakazuje się smucić. Spraw Boże, abym w radości niebieskiej Jezusa jak najrychlej oglądał umiłowane swoje dziecię. 

Zdumienie też ogarnęło zakonników, kiedy dowiedzieli się tajemnicy. Cześć dla zmarłego Eufrozyny, współbrata - dziewicy cudem niezwykłym jeszcze więcej się podniosła, bo kiedy jeden z zakonników dotknął się niepochowanego jeszcze jej ciała, natychmiast odzyskał wzrok stracony na jedno oko. 

Ojciec z zakonnikami pochował Eufrozynę; sam zaś wstąpił do klasztoru i życia dokonał bogobojnego w tej samej komórce i na tejże samej rogoży, kędy przebywała i sypiała tak długo opłakiwana córka. 

Nauka 

Skarbem duszy jest Chrystus, a drogą do Niego powołanie do życia bogobojnego. Kto jemu się poświęci, a rozbrat uczyni ze światem, ten skarbu tego nie utraci. Nie wszyscy do zakonnego przeznaczeni życia, jak Eufrozyna; ale czując wolę Bożą i jej siłę nieprzepartą skarbu bronić i chronić mamy, chociażby z poświęceniem węzłów krwi i powinnowactwa. Właśnie względy na rodzinę są nieraz przeszkodą zupełnej służby Bożej, bo każą ziemskiemi zajmować się sprawami, kiedy łaska Boża wskazuje na sprawy niebieskie. 

Postępowanie Eufrozyny przez utajenia swego pochodzenia i swej płci nie było kłamstwem ani karygodnem podejściem; prowadzona natchnieniem Bożem postąpiła tak, jak postąpić miała z woli Boga. W zwykłym wszakże życiu nie możnaby pochwalić takiego zachowania; zrozumiałem jest jedynie tam gdzie bezpośrednio Opatrzność niebios kieruje, jak właśnie w rozwoju życia duchowego Eufrozyny. 

Świeci przykładem cnót swych św.Eufrozyna, mianowicie pohamowaniem języka i posłuszeństwem. Gorzała miłością córka do ojca, ale przemogła miłość Chrystusa, stąd żadnej ojcu nie dała o sobie wieści. Ujrzała ojca, w łzach tonęła, a jednak słowami ani siebie nie zdradziła ani Bogu się nie sprzeniewierzyła. Wzorem Eufrozyna dla tych, co umartwiają się postami, modlitwami, a jednak przyrodzonemi się powodują uczuciami. Jaśnieje Eufrozyna i posłuszeństwem, kiedy prawie całe życie z woli przełożonych spędzić musiała na osobności. Miej więc posłuszne i powolne serce wobec rozporządzeń swych przełożonych; nie wymawiaj się od spełnienia woli starszych; posiadając posłuszeństwo posiadasz w zarodku wszystkie cnoty. Bo posłuszeństwo, powiada jeden święty: szczepi wszystkie cnoty, a zachowuje zaszczepione. 

Inni święci z dnia 1. stycznia: 

Św. Agrypin, biskup z Autun. - Św. Klarus, opat. - Św. Fulgenty, biskup z Ruspe. - Św. Grzegorz, ojciec św. Grzegorza z Nazianzu. - Św. Odylo, opat. - Św. Seweryn, męczennik. - Św. Wilhelm, opat. 

Dnia 2. stycznia

Święty Makary z Aleksandryi. (+ 394.)

Makary urodził się w Aleksandryi około roku 300. Ubodzy ale bardzo pobożni rodzice nauczyli go już w dziecięcym wieku prawdziwej bogobojności, a przedewszystkiem wyrobili w młodym chłopcu zamiłowanie do pracy. To też przepędził Makary cały czas młodzieńczego wieku na ciężkiej pracy. Skończywszy lat trzydzieści poznał w sobie gorące pragnienie służenia Bogu na samotności. Bo wiedział dobrze że nigdzie nie przemawia głos natchnień i łaski Bożej tak silnie do duszy jak na osobności. Udał się na puszczą. 

W onym czasie rozszerzało się życie pustelnicze coraz więcej, zapoczątkowane dobrym przykładem św. Pawła, pierwszego pustelnika, i św. Antoniego opata, pierwszego założyciela wspólnego życia zakonnego. Mianowicie w niższym Egipcie kwitło życie pustelnicze; były tam aż trzy puszcze zaludnione pustelnikami. Najwięcej zamieszkaną była puszcza Cellulacima zwana, gdzie celka przy celce zbudowana przez pustelników była mieszkaniem życia bogomódlców. 

Tam dotąd udał się też św. Makary, gdzie wnet zasłynął swem umartwieniem i zwalczaniem złych skłonności natury ludzkiej. Św. biskup Palladiusz, który napisał życie Makarego, powiada o nim, że przez pierwsze siedm lat swego pustelniczego życia nic więcej nie jadł jak jarzynę surową bez wszelkiej przyprawy. Później jadał tylko chleb moczony w wodzie i to raz na dzień; w czasie wielkiego postu brał tylko raz na tydzień pokarm. Chcąc się umartwić jak najwięcej, nadrobił sobie, by czasem za wiele na raz nie zjeść, chleba w dzbanie z ciasną szyjką, i jadł tyle, ile mógł z niego raz garścią wyjąć. Później sam o sobie opowiadał, że czasem nie mało w garść chleba zagarnął, ale z ciasnej szyjki wszystkiego wydobyć nie mógł. 

Takim był post ścisły św. Makarego przez całe życie. W podobnie ostry sposób umartwiał i inne złe skłonności. Do największych umartwień należy brak snu; odmawiał go więc sobie jak najbardziej. Mówi nam żywot jego, że razu pewnego przez dwadzieścia dni i nocy nie wchodził do mieszkania, by za dnia słońce, a w nocy zimno nie pozwoliło mu usnąć. Lecz sam mówi o sobie, że gdyby nie był zaprzestał, byłby usechł z bezsenności. 

Mimo takiego ostrego życia trapiły go pokusy ciała. Kiedy razu pewnego natarła na niego pokusa tak ostro, że aż się przestraszył, postanowił wyleczyć się z tet brzydkiej namiętności. W niższym Egipcie są puszcze bagniste, nad któremi unoszą się komary wielkości naszych ós, a mają one żądła tak ostre, że ukąszenie ich równa się ukąszeniu pszczoły. Nawet gruboskórne zwierzęta uciekają z tych miejsc, nie mogąc znieść tych ukąszeń. Nad takie bagno udał się Makary wystawiając ciało swe na kąszenie owych ós, by przez to poskromić pożądliwość ciała. Sześć miesięcy przebył tam wystawiony na największe męczarnie. Gdy wrócił nie poznano go, bo całe ciało wyglądało, jakby się był trądem zaraził. 

Kiedy Pan Bóg wsławił życie jego pustelnicze cudami, przyszła mu pokusa szatańska, by udać się do Rzymu i tam czyniąc cuda sławnym się stać na całym świecie. Święty poskromił tę pokusę w ten sposób. Wziął dwa wory piasku, włożył je na ramiona i tak całą noc chodził po puszczy. Kiedy nad ranem spotkał go pewien braciszek, pytając się, co to miało znaczyć, św. odpowiedział: Widzisz, to moje ciało, to osieł nikczemny i leniwy, a chce mu się biegać po świecie; niechże więc biega, aż się nabiega. 

Z takiem umartwieniem łączył Makary gorliwą miłość Bożą, głęboką pokorę i wielkoduszną cierpliwość. Lecz z dnia na dzień rozchodziła się sława jego świętego życia szeroko po świecie. To przeszkadzało świętemu w jego pokorze. Dlatego postanowił opuścić swą puszczę i udać się na miejsce, gdzieby go nikt nie znał. Na puszczy, zwaną Tebaną, znajdowało się tysiąc czterysta zakonników, którzy pod przewodnictwem św.Pachomiusza wiedli żywot bardzo ostry. Do nich udał się Makary. W odzieniu zwykłego wyrobnika zakołatał do św.Pachomiusza, prosząc o przyjęcie. Ten zrazu nie chciał go przyjąć, bo nieznany przybysz miał wtenczas już lat sześćdziesiąt; twierdził więc, że nie wytrzyma trudów i umartwień życia zakonnego. Na prośby przyjął go. Lecz kiedy nadszedł czas wielkiego postu, a zakonnicy jedli tylko co drugi lub trzeci dzień, ogarnęło wszystkich wielkie zdziwienie, kiedy patrzeli na Makarego. Ten bowiem cały czas wielkiego postu pozostawał na jednym miejscu, nie usuwając się od pracy; a co do posiłku, raz na tydzień zjadał kilka listków surowej sałaty. Poznano, że to mąż, który chyba już dawno ćwiczył się w podobnem życiu. Bóg objawił też św. Pachomiuszowi, że ów nieznajomy to nikt inny jak Makary, którego imię głośne było w swiecie pokutniczym. Makary widząc się poznanym, bał się, by go nie poważano, opuścił co prędzej to miejsce i udał się w góry Nitryi, by być zupełnie odciętym od świata. 

Lecz Pan Bóg chciał inaczej. Słysząc patryarcha aleksandryjski o cnotach wielkiego pustelnika, powołał go do siebie i udzielił mu święceń kapłańskich, by w ten sposób już nietylko własną, ale i inne dusze tem lepiej mógł prowadzić do Boga. Bo aczkolwiek święty jak najpilniej szukał samotności, jednak wielu przychodziło do niego, by pod jego przewodnictwem słyżyć Panu Bogu. Widząc w tem wolę Bożą, objął Makary pieczę nad temi duszami i pouczał je we wszystkiem, co by mogło prowadzić do najwyższych cnót. A ponieważ nie samem słowem, lecz przedewszystkiem przykładem swym świętym prowadził, stał się wnet mistrzem życia duchowego. Modlitwa, umartwienie, wstrzemięźliwość, milczenie i praca, oto ćwiczenia, które wypełniały życie jego zakonników. 

Najbardziej polecał modlitwę. Kiedy pewien młodszy zakonnik skarżył mu się, że nie czuje błogości i słodyczy w modlitwie, lecz trapi go oschłość i oziębłość, rzekł do niego: ˝Nie możesz się modlić duchem, klęcz przynajmniej ciałem; powiedz Panu Jezusowi: Panie, dla ciebie strzegę tych ściań.˝ 

Pan Bóg dał mu łaskę cudów. Razu pewnego przyprowadzono do niego pewnego kapłana, który miał głowę całą ranami pokrytą; ciało gniło bowiem tak, że w kawałkach odpadało od czaszki, którą można było widzieć doskonale. Kapłan ten dopuścił się ciężkiego grzechu i w nim odprawił Mszę św.; za to tak strasznie go Bóg ukarał. Makary widząc to duchem jasnowidzenia, powiedział nieszczęśliwemu powód jego nieszczęścia i uleczył go, lecz wtenczas dopiero, kiedy mu przyrzekł, że już więcej świętych obrządków sprawować nie będzie. 

Makary dożył długiego wieku. Umarł spokojnie na swej pustyni w roku 394. Kościół Boży obchodzi jego pamięć dnia 2.stycznia. 

Oprócz św. Makarego Aleksandryjskiego zwanego młodszym, czci jeszcze kościół święty innego Makarego zwanego starszym, albo od od miejsca jego urodzenia Egipskiego. Był on również pustelnikiem i wiódł życie bardzo ostre; umarł w r. 391. 

Nauka 

Z życia św. Makarego widzimy, że pokusa czepia się dusz nawet najbardziej pobożnych, i najbardziej umartwionych. A mianowicie dotyczy to pokus przeciwko świętej cnocie czystości. Lecz z tego samego widzimy również, że pokusa sama nie jest grzechem, i chociaż jest najsilniejszą, zawsze zostaje pokusą. Pokusa dopiero wtenczas staje się grzechem, gdy człowiek na nią zezwala, t.j. gdy ją przyjmuje choćby na chwilkę tylko. ˝Pożądliwość, skoro jest przyjęta, rodzi grzech.˝ Niechby to służyło ku nauce i uspokojeniu duszom tkliwym, czułym, bojaźliwym, które w pokusie widzą grzech, boją się jej jako grzechu, i czują się pokusą zaniepokojone, myśląc, że zgrzeszyły. Często ludzie bojaźliwi czują się odepchnięci od Boga przez pokusy i mówią: jak ja takie brzydkie mogę mieć pokusy, jakim ja muszę być zepsutym. Nie prawda, pokusa choby najbrzydsza nie jest znakiem twego zepsucia, jest ona tylko wynikiem zepsutej natury ludzkiej, skażenia przez grzech pierworodny. Toż widzisz, że taki święty pokutnik, jakim był św. Makary, miał tak wielkie pokusy ciała, że aż tak ostrych używał środków, by je poskromić. Lecz z drugiej strony pamiętać nam trzeba, że pokusy to walka złych popędów w duszy z dobrymi. W walce trzeba walczyć, bo inaczej niema zwycięstwa. I tu znowu masz przykład w św. Makarym, który choć święty, tak bardzo walczył, że na takie męczarnie wystawił swe ciało. ˝Módlcie się, byście nie weszli na pokuszenie˝, to znaczy, byście nie ulegli w pokusach. 

Inni święci z dnia 2. stycznia:

Św. Adalardus, opat z Corbei. - Św. Aspazy, biskup z Melmu. - Św. Castula, m. w Rzymie. - Św. Gundrada, dziew. z Poitiers. - Św. Izydor, biskup m. z Antyochii. - Św. Martynian biskup. - Św. Sylwester, książe sycylijski. - Św. Teodor, biskup z Marseille. 

Dnia 3. stycznia

Święta Genowefa, dziewica, patronka Paryża. (422-512.)

Genowefa urodziła się w wiosce Nanterre pod Paryżem w roku 422. Rodzice, Sewer i Geroncya, byli zamożnymi kmiotkami. Szczególnie matka jej była znaną z głębokiej czci ku Matce Boskiej. Jako dzieweczka wiejska pasła Genowefa owce swych rodziców; stąd też widzimy ją na obrazkach po części przedstawioną jako pastuszkę. Inne zaś obrazki przedstawiają ją jako dziewicę trzymającą w prawej ręce dwie gałązki palmowe i klucze, w lewej zaś gorejącą świecę. Ta gorejąca świeca w jej ręku, to oznaka jej gorącej modlitwy i żarliwego pragnienia połączenia się z Bogiem. Bo już jako dziecko tak była przepełniona tęsknotą nieba, że nie mogła w górę patrzeć bez wylewania łez za ową niebiańską przyszłą swoją ojczyzną. 

Genowefa bardzo wcześnie zaczęła swą służbę Bożą. Jeszcze nie miała siedmiu lat, a już widziano w niej jakieś anielskie skupienie i skromność, dojrzały rozum i wielką nabożność. 

Zdarzyło się razu pewnego, że św.Herman, biskup antyziodoreński przejeżdzając w ważnej sprawie Kościoła do Anglii, zatrzymał się na noc w rodzinnej wiosce naszej świętej. Ponieważ sława tego wielkiego biskupa znaną była w całym kraju, zbierały się wielkie rzesze ludu, by z jego rąk odebrać błogosławieństwo. Między temi rzeszami byli też rodzice św.Genowefy z swoją jedynaczką. Święty biskup, widząc dzieweczkę, w duchu jasnowidzenia poznał w niej przyszłą wielką świętą; przygarnął dziecko do siebie i rzekł do rodziców: ˝Błogosławieniście wy, którzyście takie zrodzili dziecko, wychowujcie je jak najlepiej, bo oto stanie się wielkie przed Panem, a świętością życia swego wydrze tysiące z szpon szatańskich.˝ Potem zwróciwszy się do dzieweczki, rzekł: ˝Powiedz mi córko, chcesz ty słyżyć Panu Bogu jako Oblubienica Pana Jezusa i Jemu całe swe serce poświęcić?˝ ˝Błogosławionyś ty Ojcze˝, zawołało z radością i uniesieniem dziecko, ˝bo to, czego ty odemnie żądasz, jest przecież najgorętszem pragnieniem mej duszy; ja niczego więcej nie żądam; proś za mną Boga, by mi dał Swą łaskę ku temu.˝ ˝Ufaj córko˝, odrzekł św. biskup, ˝wytrwaj w swem postanowieniu i w swej wierze, a Bóg dobry doda siły twemu życzeniu˝. Długo modlił się św.Herman, trzymając swe biskupie ręce nad główką niezwykłego dziecka; potem dał dzieweczce medalik z wizerunkiem Ukrzyżowanego i rzekł: ˝Noś ten upominek na piersiach swych i pamiętaj o mnie; odtąd wzgardź ozdobami złota i drogich kamieni, któremi zdobią się inne dziewice, bo kto ziemską zdobi się chwałą, ten traci u Bogu blask cnót, które wiecznie trwają.˝ 

Odtąd zmieniło się usposobienie dziewczynki jeszcze bardziej; i można było widzieć, że życie jej było życiem duszy wybranej przez Boga, oderwane od świata, a zwrócone do tego, co boskie, co wieczne. Bóg wsławił też jej dziecięce życie cudem. Razu pewnego prosiła Genowefa swą matkę, by ją wzięła do kościoła; ta opierała się prośbie dziecka, a kiedy dzieweczka prosić nie przestawała, zniechęcona jej naleganiem matka, uderzyła ją w twarz. Natychmiast oślepła nieszczęśliwa niewiasta. Blizko dwa lata używała niewidoma wszelkich środków, by odzyskać wzrok, lecz na próżno. Wtenczas ufna w wiarę swej córki, kazała jej iść do zdroju, zaczerpać wody i pokropić siebie znakiem krzyża świętego. Genowefa uczyniła, jak jej matka kazała, i ta natychmiast przejrzała. 

Skończywszy lat czternaście, udała się do Paryża i tam przyjęła z rąk biskupa razam z dwoma innemi dziewicami suknią zakonną, ślubując dozgonną czystość. Ponieważ podówczas zakonnice nie mieszkały jeszcze wspólnie w klasztorze, udała się Genowefa do domu rodzicielskiego, by tam w modlitwie i umartwieniu służyć Panu Bogu. Jej życie dziewicze podobne było więcej do życia anioła niźli człowieka. W umartwieniu ciała przewyższała wielu pustelników. Od piętnastego roku życia jadała tylko dwa razy na tydzień, t.j. w czwartek i niedzielę, a pokarmem jej był chleb jęczmienny i troszkę surowej fasoli. Z soboty na miedzielę czuwała zawsze całą noc na cześć Boga-Rodzicy, przysposabiając się w ten sposób do Stołu Pańskiego. W jasnowidzeniach widziała stan sumienia innych ludzi, grzeszników nawoływała do pokuty, pobożnych do wytrwania. Nic nie bolało ją tan, jak grzechy ludzkie, które obrażały Jezusa, tak przez nią ukochanego. To też postanowiła przepraszać Pana Boga za grzechy ludzkości. Najwięcej obrażano Pana Boga w czasie zapustnym owymi wyuzdanemi zabawami karnawałowemi. Dlatego właśnie w tym czasie podwajała swoje modły i umartwienia. Od Uroczystości Trzech Króli aż do Wielkanocy zamykała się w ciasnej celce, pokutując za grzechy świata, prosząc Boga o odwrócenie kary od grzeszników i o łaskę Komunii Wielkanocnej dla błądzących. 

Po śmierci rodziców przeniosła się do Paryża; tu zamieszkała u swej matki chrzestnej. Wnet zasłynęła swemi darami czynienia cudów i przepowiadania przyszłości. Lecz to właśnie rozbudziło w ludziach niedobrych zazdrość i nienawiść; posądzano ją, że jest w zmowie ze złym duchem, oskarżono ją o czarodziejstwo, obwiniano ją i posądzano o najgorsze występki, aż wreszcie doszło do tego, że jako czarownica miała być straconą. Lecz Pan Bóg radzi o swej czeladzi. 

W tym właśnie czasie w r.451 nawiedził Pan Bóg Francyą ciężkiem doświadczeniem. Attyla bowiem, król pogańskiego ludu Hunnami zwanego, zdeptawszy i zniszczywszy dziką swoją hordą prawie całą Europę, zwrócił się do Francyi, idąc z wojskiem czterokroćstotysiącznym wprost na Paryż. Za nim pozostawały tylko zgliszcza, trupy i nieszczęście, przed nim szedł strach i zgroza, zamęt i bezradność dzieci, kobiet i mężczyzn. Mieszkańcy Paryża czuli się za słabi, by stawić opór; postanowili opuścić miasto i szukać ocalenia w ucieczce. Wtenczas to Genowefa, widząc niechybną zgubę Paryżan, wystąpiła przed przestraszonymi mieszkańcami i duchem jasnowidzenia obdarzona przez Boga, rzekła: ˝Nie uciekajcie, bo właśnie to miejsce, dokąd się chcecie udać, zniszczy Attyla doszczętnie. Do Paryża nie przyjdzie, jeżeli modlitwą i postami staniecie się godnymi zmiłowania Bożego˝. Skutek tego ostrzeżenia i tej przepowiedzi był ten, że niewiasty poczęły się modlić, wierząc w przepowiednią, lecz mężczyźni nie zważali na jej słowa; przeciwnie ogłosili ją jako zdrajczynią, która chciała w ten sposób oddać miasto nieprzyjaciołom. I byłaby pewnie niechybnej uległa śmierci, gdyby Pan Bóg nie był jej obronił. Bo właśnie w chwili największego niebezpieczeństwa przybył archidyakon, przysłany przez biskupa Hermana, przynosząc od niego dary dla Genowefy i wpływem swoim umiał powstrzymać szalejących gniewem mieszkańców Paryża. w tym czasie zboczył Attyla nagle z drogi wiodącej do miasta i udał się do tych miejsc, do których mieszkańcy wystraszonego miasta chcieli uciekać. Spełniła się więc przepowiednia Genowefy. Z radością wielką wśród okrzyków tysiącznego ludu uznano prorokinią jako sługę Bożą i wybawczynię Paryża. Sława jej świętości rosła z dnia na dzień. 

Inny znowu raz, kiedy król Klodwig z wielką liczbą wojska obległ Paryż, powstał w mieście wielki głód, który tysiące rzucał na pastwę śmierci. Wtenczas to chodziła Genowefa od miasta do miasta i zbierała żywność, którą na jedenastu wielkich statkach przywiozła do stolicy. W ten sposób uratowała miasto od śmierci głodowej. To też czcił ją nietylko lud, ale nawet królowie i książęta. Biskupi i kapłani polecali jej modłom swych wiernych, udając się pod jej możną pomoc. Childeryk, król Franków, aczkolwiek poganin, w takiej ją miał czci, że niczego jej nigdy nie odmawiał. Na jej prośby ułaskawiał skazanych na śmierć i wypuszczał więźniów. Pan Bóg wsławiał ją coraz większymi cudami. Na jej modły uleczył Pan Bóg dwunastu trędowatych, kulawi i chromi zyskali zdrowie swych członków, ślepi wzrok. Pewne dziecko, które przed chrztem wrzucono do studni, odzyskało życie. 

Genowefa dożyła ośmdziesięciu lat. Kiedy dojrzał złoty kłos jej zasług, wyrosły na niwie umartwień i świętości życia, zesłał Pan Bóg na nią spokojną i szczęśliwą śmierć. Umarła dnia 3. stycznia r. 512. Pochowano ją w Paryżu, gdzie później po nad jej grobem wzniesiono wspaniałą świątynią pod jej wezwaniem. 

Św.Genowefa jest patronką Paryża. 

Nauka 

Jak świętem pragnieniem nieba przepełnioną była św.Genowefa, widzimy stąd, że patrząc w niebo nie mogła się wstrzymać od łez. Ucz się i ty zwracać duszę swoją ku Bogu, tęsknić za niebem. Toż niebo, to nasza ojczyzna niebieska, to miasto naszej wiekuistej szczęśliwości. Jak wygnaniec, który z krainy wygnania wraca do domu ojców swych pod strzechę rodzinną, w duszy ma obraz swego miejsca rodzinnego i rozważa te chwile szczęścia, które go czekają, kiedy skończywszy swą podróż dobiegnie do kresu i spocznie przy sercu matki, ojca, lub braci swych, tak i my jako podróżni idziemy z krainy wygnania, z tego padołu płaczu do miasta wiekuistej szczęśliwości, do Jeruzalem Nowego Zakonu. A tem miastem przyszłej szczęśliwości, to niebo ta ojczyzna nasza. Toż z niej wyszliśmy, kiedy Bóg duszę naszą stworzył i włączył w ciało nasze; do niej mamy pójść po śmierci. A w tej ojczyźnie, w tem mieście rodzinnem naszem czeka na nas najlepsza i najukochańsza Matka, Najświętsza Marya Panna, czekają na nas nasi braciszkowie, aniołki Boże, i te dusze naszych krewnych, znajomych, które zeszły z tego świata i już z Bogiem królują. Czyliż więc razem ze świętą Genowefą nie będziemy tęsknili za tą przyszłą ojczyzną swoją? ˝Toż przecież oko nie widziało, i ucho nie słyszało, i w serce ludzkie nie wstąpiło, co nagotował Bóg tym, którzy go miłują˝. O jak obrzydliwą jest ta ziemia, ta kraina nieszczęścia, boleści, śmierci i niezadowolenia, jeżeli wejrzymy w niebo, tę krainę szczęścia i ukojenia, spokoju, zadowolenia i wiecznego życia. 

Myśl więc często o niebie i odrywaj duszę swą od tej ziemi. 

Inni święci z dnia 3. stycznia:

Św. Anterus, papież-męczennik. - Św. Florencyusz, biskup z Vienne, męczennik. - Św. Gordiusz, kapitan rzymski, męczennik z Cezarei, za czasów cesarza Dyoklecyana. - Św. Łucyan, biskup z Sycylii. - Św. Zozimus, pustelnik z Cylicyi, za czasów cesarza Dyoklecyana. 

Dnia 4. stycznia

Święty Tytus, biskup. (Żył około r.70.)

Święty Tytus żył około roku 70. Urodził się według św.Chryzostoma w Koryncie, mieście położonem w Grecyi, z pogańskich rodziców. Już w młodości swej wiódł życie bardzo pobożne, skomne a przdewszystkiem, co u pogan rzadko się zdarzało, okazywał wielkie zamiłowanie do cnoty czystości. 

Kiedy św. Paweł przybył po raz pierwszy do Koryntu, by głosić wiarę Chrystusa Pana, zwrócił od razu uwagę na młodego poganina, który podpadł mu swą gorliwością w słuchaniu słowa Bożego i życiem bogobojnem. To też Tytus był jednym z pierwszych, którzy uwierzyli w Ukrzyżowanego i prosili św. Apostoła o łaskę chrztu św. Paweł św., widząc szczere chęci młodzieńca, który pragnął pójść za Jezusem, ochrzcił go. 

Skoro tylko woda chrztu św. obmyła duszę jego z grzechów i zlała na niego łaskę Bożą, zapalił się Tytus wielką gorliwością o zbawienie nie już duszy własnej tylko, ale i dusz biźnich, pomny na głęboką zasadę, że kto za duszę bliźniego się poświęci, łacniej własną swą duszę zbawi. To też bardzo pilnie nawracał swych rówieśników i znajomych do wiary Chrystusowej. 

Widząc tę gorliwość św. Paweł, pokochał go szczerze i uczynił go towarzyszem swych podróży. Odtąd widzimy św. Tytusa jako nieodstępnego przyjaciela i ucznia św. Pawła. Apostół narodów nazywa go w listach swych ˝ukochanym swoim synem˝. Nietylko pracę apostolską i trudy podróży, ale i niebezpieczeństwa i prześladowanie, na jakie był narażony św.Paweł, gdy między poganami głosił wiarę Zbawiciela, dzielił św. Tytus z wielkim apostołem narodów. Na jakie trudy narażony był św.Paweł, sam nam powiada, w drugim swym liście do Koryntian (Rozdz. 11, 11. 24-28): ˝Od żydów wziąłem po pięć kroć, po czterdzieści plag bez jednej. Trzykroć byłem bity rózgami, raz byłem ukamieniowany, trzykroć się z okrętem rozbiłem, przez dzień i przez noc byłem w głębinie morskiej. W drogach częstokroć, w niebezpieczeństwach rzek, w niebezpieczeństwach rozbójników, w niebezpieczeństwach od rodziny, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustyni, w nibezpieczeństwach na morzu, w nibezpieczeństwach między fałszywą bracią. W pracy, w kłopocie, w niespaniu częstem, w głodzie i w pragnieniu, w postach częstych, w zimie i w nagości˝. Te wszystkie trudy apostolstwa dzielił św. Tytus jako nieodstępny towarzysz z św. Pawłem. 

Kiedy św.Paweł w roku 51 udał się na pierwszy sobór do Jerozolimy, gdzie apostołowie zgromadzeni radzili nad nauką wiary i obyczajów, wziął ze sobą św. Tytusa. Nie wiedziano wtenczas, czy ci, którzy z pogaństwa nawrócili się do wiary Chrystusowej, mieli być obrzezani według prawa Mojżeszowego. Stąd domagano się obrzezania Tytusa. Jedni z apostołów domagali się wypełnienia zewnętrznych przepisów Starego Zakonu. Inni zaś, a mianowicie św. Paweł i z nim św. Tytus, opierali się temu. Postanowiono, że obrządki prawa Mojżeszowego, jako figury i przedobrażenie Zakonu Nowego, w Kościele katolickim nie obowiązują. 

Później widzimy św. Tytusa razem z św.Pawłem w Efezie, gdzie pilnie bardzo głosił słowo Boże z apostołem narodów. Naonczas szerzyło się wielkie zepsucie między chrześcijanami w Koryncie. Przedewszystkiem srożył się tam grzech kazirodztwa. Św. Paweł posłał tamdotąd św. Tytusa, by on swoją nauką i gorliwością nawrócił grzeszników. Tytus spełnił swoją misyą z największą gorliwością. Nauką swoją i kazaniami sprowadził grzesznych na drogę chrześcijańskiej moralności, a nadto nawrócił wielu pogan do prawdziwej wiary. Dobrocią serca swego tak pozyskał Koryntian, że prosili go, by ich już więcej nie opuszczał. 

Lecz święty, posłuszny wezwaniu swego mistrza, opuścił ich miasto i udał się do Macedonii, gdzie św.Paweł podówczas opowiadał słowo Boże. Wnet stał się pobyt Tytusa znowu niezbędnym w Koryncie, gdzie mieszkańcy w dawne popadli grzechy. Posyłając go tamdotąd, dał mu św. Paweł list, w którym upominał Koryntian i zachęcał do dobrego. W tym liście tak pisze św. Paweł o Tytusie: ˝A dzięki Bogu, który dał toż staranie o was do serca Tytusowego..., że pilniejszym będąc swej chęci, udał się do was˝. 

W roku 63 udał się św.Paweł znowu z swym nieodstępnym towarzyszem na wyspę Kretę, głosząc tam po raz pierwszy słowo Boże. Lecz ponieważ wnet musiał tę wyspę opuścić, by udać się do innych kościołów, wyświęcił św. Paweł Tytusa na biskupa i zostawił go na Krecie, powierzając jego pasterskiej pracy cały ten nowonawrócony kraj. Tutaj pracował św. Tytus z niestrudzoną gorliwością. Zakładał nowe biskupstwa, budował kościoły, wyświęcał biskupów i kapłanów. Św. biskup miał wiele trudów i mozołów w czasie swego urzędowania; bo Kreteńczykowie byli narodem bardzo złym i przewrotnym. Sam św. Paweł pisze o nich: ˝Kreteńczykowie zawsze są kłamliwi, złe bestye, brzuchowie, leniwi. I to świadectwo jest prawdziwe, dla której przyczyny ostrzej ich karz, aby zdrowi byli i w wierze wytrwali˝. (List do Tyt. 1. 12.) Mimo to wytrwał św. biskup przez 38 lat w swym urzędzie, pracując z niestrudzoną gorliwością. Raz tylko, może w roku 66, opuścił św. Tytus Kretę i udał się na wezwanie św. Pawła do Dalmacyi, gdzie pierwszy zaniósł światło ewangelii św. 

Pan Bóg wsławił życie i pracę apostolską swego wiernego sługi i pracownika licznymi cudami, które dopomagały mu do szerzenia nauki chrześcijańskiej. Kiedy doszedł do późnej starości, bo dożył 94 roku życia, odwołał go Pan Bóg do siebie po wieczną nagrodę. Aniołowie ukazali mu się w godzinę śmierci, zapraszając go do chwały wiekuistej. Po zgonie widziano koronę świetlaną na jego skroniach. Według zdania św. Chryzostoma wytrwał św.Tytus aż do śmierci w dozgonnej czystości, która była jego ulubioną cnotą. To też przez całe swoje życie do niej nakłaniał swych podwładnych, ucząc ich, że czystość to podstawowa cnota wszystkich innych cnót. 

Nauka

Życie św. Tytusa poucza nas o gorliwości jaką winniśmy mieć wobec dusz braci swych. Oncałe swe życie poświęcił zbawieniu dusz bliźnich. A przedewszystkiem starał się o zbawienie dusz swych podwładnych. Pragnieniem jego było doprowadzić wszystkie dusze, które Pan Bóg pieczy jego powierzył, do Boga. Ucz się stąd, jaką pieczołowitością otaczać winieneś te dusze, które Bóg ci powierzył. Mianowicie wy ojcowie i matki, pamiętajcie o tem, że dusze dzieci waszych dał wam Pan Bóg na to, byście je kiedyś Bogu oddali w tej czystości życia, w jakiej je w chwili chrztu świętego odebraliście. Wyście włodarzami dusz swych dzieci. Kiedyś powie Pan Bóg do was. Zdajcie sprawę z włodarstwa swego. Co powiesz Panu Bogu, jeżeli zaniedbasz te dusze, albo, co gorzej, przykładem złym nie dla Boga, ale dla piekła je wychowasz? Takim złym przykładem sa grzechy twoje, które popełniasz w obecności swych dzieci, te kłótnie domowe, klątwy, zgorszenia, namowy do kradzieży i do innych grzechów. Kto się poświęci za duszę bliźniego, łacniej własną duszę zbawi, głosi głęboka zasada. Lecz ten sam Pan Jezus powiedział: ˝Biada światu dla zgorszenia˝. Rozważ to dobrze! 

Inni święci z dnia 4. stycznia:

Św. Celsus, biskup z Trewiru. - Św. Dafroza, żona św. Flawyana. - Św. Grzegórz, biskup z Langres. - Św. Libencyusz, arcybiskup z Bremeny. - Św. Neofita, dziew.-męcz. - Św. Rygobert, arcybiskup z Rheims. 

Dnia 5. stycznia

Święty Szymon Słupnik. (+ 459.)

Św. Szymon urodził się w miasteczku Sizan położonem w Syryi, w roku 391. Ojciec jego był owczarzem, stąd też i Szymon pasł owce w wieku dziecięcym. 

Mając lat trzynaście, usłyszał razu pewnego w kościele z ust kaznodzieji te słowa Ewangelii św.: ˝Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni˝ (Mat. 5, 5). Te słowa głęboko utkwiły w sercu chłopca. Wychodząc z kościoła spytał się pewnego starca, co trzeba czynić, aby dostąpić pocieszenia i błogosławieństwa Bożego. A ten mu tak powiedział: ˝Modlitwa, pokora, łzy i cierpliwość w znoszeniu prześladowania, oto droga do tej niebieskiej pociechy, a na samotności kwiat cnoty najpiękniej kwitnie˝. Słysząc te słowa, chłopiec wrócił się natychmiast do kościoła, tam długo krzyżem leżał przed Najświętszym Sakramentem wsłuchując się w słowa natchnienia i głosu Bożego. Pan Bóg wskazał mu też drogę zbawienia. 

Wstał i prosto z kościoła poszedł na pustynią i tam przebył siedem dni bez wszelkiego pożywienia na modlitwie i łzach. Potem poszedł do klasztoru, którego przełożonym był św.Heliodor; rzucił się do kolan opata i błagał o przyjęcie. Po długim namyśle przyjął go święty opat. Tu w tym klasztorze przebył św.Szymon dziesięć lat. Surowość życia, jaką budował współbraci zakonnych, była niesłychaną. Pokarm brał tylko raz na tydzień, na modlitwie trwał noce całe. Chcąc ciało swe tem więcej umartwić, owinął się grubym ostrym powrozem z palmowych włókien, ściskając się nim tak silnie, że po dziesięciu dniach wtłoczył się mu zupełnie w ciało, pokrywając je głębokimi ranami. Bracia zakonni spostrzegli ślady krwi, jakimi święty znaczył miejsca, na których przebywał, i donieśli o tem przełożonemu. Ten dowiedziawszy się powodu, kazał natychmiast zdjąć powróz z ciała Szymona. Lecz tak się już był wcisnął w ciało, że tylko z największą trudnością można go było wyjąć, przyczem powstały głębokie ropiące się rany. Święty nie leczył ich i żadną miarą nie można go było do tego nakłonić. Św.Heliodor, widząc takie praktyki i nadzwyczajne umartwienia, obawiał się, by ten duch niesłychanych umartwień nie przeszedł na innych zakonników i im więcej nie szkodził jak pomógł; dlatego wydalił Szymona z klasztoru. 

Święty chwalił Boga za to wygnanie, widząc w niem wolę Najwyższego i z błogosławieństwem opata opuścił klasztor. Udał się na puszczą do podnóża góry Telanisa. Tu zbudował sobie domeczek z kamieni, które sam pozbierał; mieszkał w nim trzy lata. Kiedy nadszedł wielki post, postanowił za przykładem Mojżesza i Eliasza, przez całe czterdzieści dni nic nie jeść i nie pić. Spowiednik jego, niejaki Bassus, pozwolił mu na to niezwykłe dzieło umartwienia, jednak pod tym warunkiem, że święty weźmie ze sobą dziesięć chlebów i wiadro wody, by nie kusił Pana Boga. Szymon usłuchał. Lecz po upływie postu znaleziono chleb i wodę nietkniętą. Szymon zaś leżał na ziemi bez mowy i bez władzy, nawpół umarły. Bassus podał mu Komunią świętą i natychmiast wstał Szymon posilony na duchu i ciele i przyjął pokarm. Od onego czasu co rok tak pościł, nie jedząc ani pijąc, a trwało to dwadzieścia i ośm lat. 

Sława jego świętości i surowości życia rosła coraz więcej; stąd bardzo wiele ludzi przybywało, by go widzieć i podziwiać. To właśnie było powodem, że Szymon opuścił swoją chatkę i udał się na szczyt góry. Tu wybudował sobie nowy domek, lecz bez dachu, tak że był wystawiony na wszystkie zmiany powietrza. Chcąc zmusić się do tego, by nie opuszczać nigdy swego mieszkania, kazał się żelaznym łańcuchem przykuć do skały. Lecz kiedy mu Meleciusz, biskup antyocheński, zwrócił uwagę na to, że nie łańcuch, lecz wola i łaska Boża przykuwa człowieka, kazał się odkuć. 

Wnet i tutaj rozeszła się sława jego; zewsządprzychodziły wielkie tłumy różnych ludzi do niego, przychodzili chrześcijanie i poganie, by usłyszeć od niego słowa nauki i pociechy w utrapieniach i nieszczęściach i by uzyskać przez jego modlitwy uzdrowienie w chorobach. Ismaelici, Persowie, Ormianie, Gallowie, Anglicy, ludzie z różnych i dalekich krajów dążyli do niego, nie mówiąc już o Włochach, u których cześć świętego tak była rozpowszechnioną, że jego obraz można było widzieć prawie w każdej chatce włoskiej. Każdy chciał choć dotknąć się szat jego. 

Wtedy to obmyśliła pokora świętego nadzwyczajny i niesłychany dotąd sposób życia. Aby ujść rzeszom tylu ludzi, którzy przeszkadzali mu w życiu bogobojnem, wybudował sobie słup najpierw sześć, potem dwanaście, a wreszcie czterdzieści stóp wysoki, u góry tylko trzy stopy szeroki, zaopatrzony w niską poręcz i umieścił się na nim. Na tym słupie przeżył czterdzieści lat. Był wystawiony na wszelkie zmiany powietrza, deszcz, słońce i niepogody. NIe widziano nigdy, by siedział lub leżał, bo szerokość słupa na to nie pozwalała, zawsze stał a jednak nie wydawał się nigdy strudzonym. Raz na tydzień przyjmował Najświętszy Sakrament i raz tylko brał do siebie pokarm, który składał się z soczewicy moczonej w wodzie. Całą noc i pierwszą część dnia trwał na modlitwie, zawsze zapatrzony w niebo, wznosząc złożone ręce do góry. Największe cierpienia znosił niezachwianie. Przez długi czas miał na nodze ropiącą się ranę, której nigdy nie opatrywał. 

Dwa razy na dzień miewał nauki do licznego tłumu, który zbierał się pod słupem. Słowa jego miały siłę nadzwyczajną. Najwięcej upominał słuchaczy, aby odrywali serce od rzeczy ziemskich, a zwracali umysł do Boga. Skutek nauk jego był ten, że tysiące pogan nawracało się do wiary, tysiące obojętnych i grzesznych chrześcijan umacniało się w wierze i obyczajach. Pan wzmacniał też słowa jego licznemi cudami. 

Wielu bowiem zyskało zdrowie i uleczenie z nieuleczalnych kalectw i chorób. Tak n.p. prosił go razu pewnego pewien rotmistrz saraceński, by uzdrowił jego krewnego, który był powietrzem rażony. Święty kazał go przyprowadzić i radził mu, by wyrzekł się wiary pogańskiej. Kiedy ten okazał gotowość do przyjęcia wiary Chrystusowej, zapytał go święty: ˝Wierzysz w Boga Ojca i Jedynego Syna Jego i Ducha św.?˝ A kiedy ten odpowiedział: Wierzę, rzekł mu Szymon: ˝Jeżeli wierzysz, wstań.˝ I wstał powietrzem rażony, a na dowód uzdrowienia wziął owego rotmistrza na barki swe i zaniósł do domu w oczach tysiącznego tłumu, który chwalił moc Bożą. Wiele innych cudów czynił święty. Miał też dar proroctwa. Tak n.p. przepowiedział na dwa lata przedtem głód i morowe powietrze. Przepowiedział klęskę szarańczy, która jednakże żadnej szkody w zbożu uczynić nie miała, tylko na łąki zapaść miała. Przepowiednia spełniła się zupełnie. Cesarz Teodozyusz II., który się modlitwom jego polecił, odniósł świetne zwycięstwo nad Persami; sam je modlitwom świętego przypisywał. Królowa Ismaelitów, która lata całe była niepłodną, udała się do jego wstawiennictwa i porodziła syna 

Zakonnikom, mieszkającym w tej okolicy, nie podobał się nadzwyczajny sposób życia Szymona. Bali się czy to czasem nie sprawa szatana. Postanowili więc wysłać dwóch braci do świętego z tem poleceniem, by wystawili na próbę jego posłuszeństwo i pokorę. Mieli polecenie nakazać świętemu, by zszedł ze słupa. Jeżeli okaże gotowość opuszczenia swego miejsca, mieli to uważać za znak pokory i rozkazać mu, by został nadal. Lecz jakie było zdziwiemie owych kapłanów. Skoro w imieniu zakonników kazali mu opuścić słup, ten bez wahania gotował się do zejścia. Poznali zakonnicy, że nie duch szatana, lecz duch Boży był w świętym i kazali mu zostać, mówiąc: Zostań na swojem miejscu, bo posłuszeństwo twe świadczy o czystości twej intencyi. Spełniaj więc dalej wolę Bożą. Zresztą Pan Bóg sam okazał cudami, którymi go wsławiał, że przyjemnym Mu był sposób życia św. Szymona. 

Wreszcie spodobało się Panu Bogu odwołać sługę swego po wieczną nagrodę. Pewnego dnia Szymon przyjąwszy Komunią św., schylił się według zwyczaju swego do modlitwy i oddał ducha swego Bogu. Przez trzy dni nikt nie przeczuwał śmierci świętego, myśląc, że pogrążonym jest w modlitwie. Dopiero trzeciego dnia, kiedy zapach zaczął się rozchodzić od jego ciała i zauważono, że twarz jego rozpromieniała jasnością niebiańską, przekonano się, że nie żyje i zdjęto go ze słupa. 

Umarł dnia 2.stycznia roku 459 mając lat 69. Z największą czcią pochowano święte szczątki w obecności patryarchy anty ocheńskiego, sześciu biskupów i licznego wojska cesarskiego. Święte szczątki złożono w Antyochyi. Nad grobem jego działy się liczne cuda. Później zbudowano nad grobem wspaniałą świątynię. 

Kościół Boży czci jego pamięć dnia 5 stycznia. 

Na wschodzie wielu pobożnych zakonników poszło za sposobem życia św. Szymona i doszło do wielkiej świętości Na zachodzie wiódł podobny sposób życia pewien zakonnik imieniem Wulfilaicus pod Trewirem. Lecz biskupi zakazali później naśladowania tego bądź co bądź dziwnego sposobu życia. 

Żywot św. Szymona trzeba więcej podziwiać jak chcieć go naśladować. Jest on dowodem, jak daleko postąpić może człowiek przy sile woli i łasce Bożej. 

Nauka

Życie świętego Szymona daje nam jasny dowód na to, ile może silna wola człowieka złączona z głosem łaski Bożej. Dobra wola, to gotowość serca, pójść za głosem natchnienia Bożego natychmiast, bez wielkiego namysłu. Dobra wola nie zważa na względy świata, nie pyta się słabej natury ludzkiej, która siłą swej ciężkości dąży do wygód i unika umartwień. Dobra wola słyszy głos Boży i idzie za nim. Tak czynił św. Szymon. Głos Boży wołał: Błogosławieni, którzy płaczą, a on za tym głosem poszedł. Kazał mu Bóg pójść do klasztoru, poszedł, kazał mu opuścić klasztor, opuścił go, kazał mu zamieszkać na gołej skale, zamieszkał; kazał mu pójść na słup wysoki, poszedł z prostotą dziecka. Czyś ty chodził zawsze za głosem Bożym? A któryż jest środek do bezwzględnego wypełniania woli Bożej? Środek najlepszy można ująć w to hasło: Nie zważaj na świat, bój się tylko siebie samego, swych własnych niedoskonałości! Patrz na św. Szymona! Bojąc się siebie, uciekł przed światem do klasztoru. Bojąc się siebie, poszedł na puszczą, przykuł się do skały, zamieszkał na słupie, bojąc się pychy własnej. Pan Jezus wzywa nas do tej bojaźni słowami: ˝Jeżeli oko twoje cię gorszy, wyrwij je, jeżeli ręka twoja cię gorszy, odetnij ją˝. Nie bój się więc świata i nie zważaj na to, co świat powie, lecz bój się siebie samego, t.j. natury swej zepsutej, która ciągnie do złego. 

Inni święci z dnia 5. stycznia:

Św. Emiliana, dziew. - ŚŚw. Feliks, Januarya, Celifloria i Anastazya, męczennicy w Afryce. - Św. Flamidyan, m. w Katalonii. - Św. Gaudenty czyli Radzim, arcybiskup gnieźnieński, brat św. Wojciecha. - Św. Telesfor, papież-męczennik. 

Dnia 6. stycznia

Uroczystość Świętych Trzech Króli

W dniu 6.stycznia obchodzi Kościół św. Uroczystość Trzech Króli. Gdy się tedy narodził Jezus w Betlejem-Judy, - tak pisze św.Mateusz Ewangelista (Mat. 2, 1-12), - za dni Heroda króla, oto Mędrcy ze wschodu słońca przybyli do Jerozolimy mówiąc: ˝Gdzie jest, który się narodził król żydowski? Albowiem widzieliśmy gwiazdę Jego na wschód słońca i przybyliśmy pokłonić się Jemu˝. A gdy usłyszał król Heród, zatrwożył się i całe miasto Jeruzalem z nim... . I zebrawszy wszystkich starszych kapłanów i doktorów ludu, dowiadywał się od nich, gdzie się miał Chrystus narodzić. A oni mu rzekli: w Betlejem Judzkiem... . Wtedy Heród wezwawszy potajemnie Mędrców, pilnie wywiadywał się od nich o czasie, w którym im się ukazała gwiazda, i posłał ich do Betleem. Oni wysłuchawszy króla, odjechali. ˝A oto gwiazda, którą byli widzieli na wschód słońca, szła przed nimi, aż przyszedłszy stanęła, gdzie było dziecię. A ujrzawszy gwiazdę, uradowali się radością bardzo wielką i wszedłszy w dom znaleźli Dziecię z Maryą Matką Jego, i upadłszy na kolana pokłon oddali jemu, i otworzywszy skarby swoje, ofiarowali mu dary: złoto, kadzidło i myrę˝. 

Temi słowami opisuje ewangelista św. całe to zdarzenie, które Kościół Boży czci dzisiejszą Uroczystością Trzech Króli albo ˝Objawienia Pańskiego˝. Uroczystość ta jest jedną z nastarszych i największych uroczystości roku kościelnego. Nazywa się uroczystością ˝Objawienia Pańskiego˝, bo przypomina nam, że Pan Jezus przyszedłszy na świat, objawił się ludom pogańskim. 

W pełności czasu przyszedł na świat Pan Jezus, Zbawiciel świata, urodził się w Betleem. Potrzeba było, aby ludzkość poznała swego Zbawiciela. Tej samej nocy, w której się narodził, objawił się żydom. Do pastuszków bowiem posłał Aniołów swych, którzy oznajmili im narodzenie Mesyasza. Ci poszli i tej samej nocy pokłon mu oddali. Lecz zbawienie było przeznaczone nietylko dla ludu żydowskiego, ale dla wszystkich ludów. Było więc wolą Opatrzności Boskiej, by i ludy pogańskiego kraju poznały i przyjęły swego Zbawcę. 

Leżał daleko na wschód słońca wiele mil od Betleem. Jak się ten kraj nazywał, napewno nie wiemy. Najprawdopodobniej była to według starych tradycyi Arabia albo raczej Persya. Tam może mieszkali potomkowie Saby, wnuka Noego. O nich to przepowiedział Dawid i prorok Izajasz: ˝Królowie Arabscy i Saba przywiosą upominki... przyjdą z Saby, złoto i kadzidło przynosząc, a chwałę Pana opowiadając˝ (Ps. 71, 10 - Izaj. 60, 6.) 

Ludy te miały pewne wyobrażenie o przyjściu Mesyasza. U wszystkich bowiem ludów pogańskich znachodzimy ślady pierwszego proroctwa mesyańskiego, które Pan Bóg dał pierwszym rodzicom w raju, przyobiecując zesłać Zbawiciela; aczkolwiek się te proroctwa zatarły w pogaństwie co do swej jasności, jednak pozostawiły po sobie jakieś wspomnienia. Pierwotne tradycye o przyszłym Zbawicielu prawdopodobnie mniej się zatarły u owych ludów Saby niż u innych ludów pogańskich. Ponieważ nadto mieszkali w krajach sąsiednich ziemi obiecanej i mogli mieć też styczność z żydami rozrzuconymi w czasach niewoli, odświeżały się w nich nadzieje w przyszłego Zbawiciela. Oprócz tego istniała co do przyjścia Zbawiciela osobna przepowiednia pogańskiego proroka Balaama, który przepowiedział, że ˝ukaże się gwiazda Jakóbowa i powstanie różdżka (t.j. król) z Izraela˝. Jeśli znane były te słowa ludom pogańskim, to może i wiedzieli, że kiedyś ukaże się gwiazda, która miała wskazać narodzenie króla, któryby nad światem zapanował. 

Lud, mianowicie perski, miał swych uczonych, którzy znali się doskonale na naukach tak świeckich jako i świętych. Ci uczeni zwali się wprost mędrcami. Takich mędrców uznawał lud jako królów; stąd też widzimy, że tradycya nazywa owych trzech mężów, którzy poszli do Betleem, raz mędrcami, raz królami. Między naukami, jakiemi się odznaczali, pierwsze miejsce miała astronomia czyli nauka o gwiazdach, która na wschodzie miała bardzo wielkie znaczenie. Tacy astronomowie czyli gwiaździarze, właśnie z gwiazd przepowiadali przyszłość i przyszłe losy swego kraju. 

Nagle na horyzoncie wschodnim ukazała się jakaś dziwna gwiazda; była ona przedziwnego blasku i zupełnie dotąd nieznaną. Między mędrcami wschodu było wedle tradycyi trzech, mieszkających daleko od siebie, nazwiskiem Kaspar, Melchior i Baltazar. Ci widząc to przedziwne i niezwykłe zjawisko na niebie, tknięci łaską Bożą wpadli na myśl, że to owa gwiazda, która oznajmiła światu narodzenie króla żydowskiego. Wiedzieli może też, że ten król to oczekiwany Mesyasz. Wzmocnieni łaską Bożą postanawiają pójść i pokłonić się Jemu. Nie znają drogi, nie wiedzą, gdzie się ten Mesyasz urodził, idą na zachód, gdzie leży ziemia żydowska. Nie wiedzą, jak daleko będzie im trzeba pójść drogą, wiedzą, że ich czekają niebezpieczeństwa, lecz to im nie przeszkadza. Zabierają bogate dary, by złożyć je w ofierze Nowonarodzonemu i puszczają się w drogę. 

W tem o dziwo widzą, że gwiazda, która ukazała się w ich ojczyźnie, zaczyna się poruszać na niebie przed nimi; poznali, że mają przewodnika; a dziwny to był przewodnik ten przewodnik niebieski, przez Boga im przysłany w nagrodę za ich wiarę i gotowość. Tak prowadziła ich gwiazda przez dalekie kraje nieznane, aż zaprowadziła ich do Jeruzalem, które było stołecznem miastem żydowskiem. Tu stanął przewodnik. Z wielką radością wchodzą mędrcy do miasta. Są przekonani, że są u celu swej podróży, że za chwilkę będą się mogli pokłonić Nowonarodzonemu. Bo gdzieżby się miał być urodzić król żydowski, jak nie w stołecznem mieście Jerozolimie? Pytają więc przechodniów o dom, o miejsce, w którem się znajduje królewska dziecina. ˝Gdzie jest ten, który się urodził, król żydowski, bo widzieliśmy gwiazdę jego na wschodzie i przyszliśmy pokłonić się jemu˝. Lecz jak wielkie było ich zdziwienie, kiedy poznali, że w Jerozolimie nic nie wiedzą o narodzeniu króla żydowskiego. Mieszkańcy Jerozolimy bowiem z zdumieniem wielkiem otaczali nieznanych mężów, przyglądając się im, jak to się dzieje, kiedy obcy ludzie przybędą z nieznanych krajów. Tem więcej zaś dziwili się ich pytaniu. 

Wiadomość o nieznanych ludziach i ich niezwykłem pytaniu rozeszła się wnet po całem mieście i dotarła na dwór królewski. Naonczas siedział na tronie żydowskim Heród Wielki, groźny i znienawidzony tyran, który całą rodzinę poprzednich królów żydowskich z rodu dawnego wymordował z obawy przed utratą tronu. Wiedział on bowiem, że według przepowiedni miał się niebawem urodzić nowy król żydowski z rodu królewskiego. W tym celu usuwał nawet wszystkich swych krewnych, by ubezpieczyć sobie tron. 

Dowiedziawszy się, że nieznajomi jacyś ludzie szukają nowonarodzonego króla, kazał ich wezwać do siebie, by się od nich wywiedzieć szczegółów o Nowonarodzonym. Zwołał też uczonych pisma i kazał im badać, gdzie według przepowiedni miał się narodzić ów król. Ci oznajmili mu, że według przepowiedni proroka Micheasza król ów miał się narodzić w Betleem. Tamdotąd wysłał Heród mędrców, by poszli, pokłonili się Nowonarodzonemu, a potem wróciwszy pouczyli go bliżej o narodzeniu niebezpiecznego pretendenta do korony. Chciał bowiem pójść i zamordować Jezusa. 

Mędrcy dowiedziawszy się w ten sposób, że ów król urodził się w Betleem, poszli. Kiedy wyszli po za Jerozolimę, oto ukazała się znowu owa gwiazda wskazując im dalszą drogę. Za tym cudownym przewodnikiem doszli do Betleem. Gwiazda stanęła nad stajenką. Pełni wiary i ufności weszli do środka. Tam ukazał się ich oczom dziwny widok. W ubogiej niskiej stajni znaleźli młodą niewiastę, przy niej mężczyznę w podeszłym wieku, a na sianie w żłóbku jakąś małą dziecinę. Oświeceni łaską Bożą poznają, że ta dziecina to ów wielki król, Jednorodzony Syn Boga, który dla odkupienia ludzkości przyszedł na świat, że to ten nowonarodzony król żydowski, do którego przyprowadziła ich gwiazda. Poznali, że ta niewiasta, to matka tego dziecka,Marya. 

W tej chwili padli na ziemię i w największej czci oddali tej dziecinie pokłon, jaki się Bogu należy. A otworzywszy skarby, które ze sobą przywieźli, ofiarowali Nowonarodzonemu złoto, kadzidło i myrę. Ofiarowali złoto, bo złoto należy się królowi, kadzidło, bo kadzidło należy się Bogu. Myrę używa się do balsamowania ciał po śmierci; ofiarowując więc myrę, złożyli dowód wiary na to, że ten Bóg, który z nieba zstąpił, przyjął prawdziwe ludzkie ciało. 

Posileni błogosławieństwem Syna Bożego, uradowani na duchu, postanowili wrócić do swej ojczyzny, by swemu ludowi głosić Nowonarodzonego. Chcieli tą samą drogą wrócić, którą przybyli, a przedewszystkiem wstąpić do Heroda, by go uwiadomić o swej radości. Nie znali oni bowiem Heroda i jego niecnych planów. Wtem ukazał im się Anioł Pański i objawił im podstęp Heroda, który czychał na życie Jezusa. Kazał im ominąć Jerozolimę i inną drogą wrócić do ojczyzny. Tak też uczynili. 

Wróciwszy do swej ojczyzny, opowiadali, co widzieli, i głosili wiarę w Chrystusa. Pobożne podanie niesie, że zrzekli się nawet swych tronów, by tem swobodniej się poświęcić pracy apostolskiej. Doczekali się bardzo podeszłego wieku. Kiedy po śmierci Pana Jezusa św.Tomasz przyszedł w ich strony, by głosić tam słowo Boże, zastał ich jeszcze, jak niesie legenda, przy życiu, wyuczył ich prawd wiary, ochrzcił, wybierzmował i wyświęcił na kapłanów a następnie na biskupów. 

Ciała ich przeniesiono z Persyi do Konstantynopola, potem za staraniem św.Heleny do Medyolanu. Kiedy Fryderyk Rudobrody, cesarz niemiecki, zdobył w roku 1163 Medyolan, uwiózł święte szczątki Mędrców i złożył je w Kolonii, gdzie dotąd spoczywają. 

Nauka

Rzadko która uroczystość podaje tyle nauk, jak Uroczystość Trzech Króli. Każde nieomal zdarzenie, jakie napotykamy w życiu tych Trzech Medrców, obfituje w bogate myśli, które umysł nasz naprowadzają na rzeczy wiary. Przyjrzyjmy się ich powołaniu: Tylu innych gwiaździarzy widziało tak, jak trzej królowie, gwiazdę Chrystusową, znało tak, jak oni, przepowiednie o przyszłym Mesyaszu. A jednak tylko ci trzej idą za głosem wewnętrznym natchnienia Bożego, opuszczają domy swe i w daleką puszczają się drogę, by pójść do Jezusa. Czemu? Bo współpracowali z głosem natchnienia, nie ociągali się, bo poszli za głosem Bożym. Czy ty tak samo słuchasz głosu natchnień Bożych? Czy opuszczasz miejsca grzechu, skoro Bóg woła do ciebie, czy idziesz do Boga? Patrz dalej na trudy podróży! Nie szczędzą trudów, by tylko widzieć Jezusa. I ty masz widzieć Jezusa po śmierci w niebie, a jednak boisz się trudów podróży do nieba i wolisz zostać w domu niewoli grzechów. Patrz na ich wiarę. W podłej szopie widzą płaczące dziecię, klękają przed niem i pokłon mu oddają jako Bogu. Jaka silna niezachwiana wiara; wierzą, że gwiazda ich nie zawiodła. Ucz się stąd wierzyć we wszystko, co gwiazda wiary ci objawia; choć to na pozór nie podobnem ci się wydaje, wiedz, że u Boga wszystko jest podobnem, bo On wszechmocny. Uroczystość dzisiejsza przypomina nam powołanie pogan do wiary Chrystusowej. I naród nasz był pogańskim, nim został powołany do wiary prawdziwej. Patrz, tysiące jeszcze dzisiaj rodzą się z pogańskich rodziców i w pogaństwie umierają. Czy to nie łaska Boża, żeś się urodził z chrześcijańskich rodziców na łonie Kościoła św., a przez to masz łatwą sposobność zbawienia? Dziękuj Bogu gorąco za tę łaskę bodaj największą i ofiaruj Mu za to z trzema królami złoto miłości, kadzidło modlitwy i myrę umartwień żywota. 

Inni święci z dnia 6. stycznia:

Św. Albert, benedyktyn. - Św. Anastazy, męczennik. - Św. Bazylisa, dziewica i męczenniczka.- Św. Macra, dziew.-męczenniczka z Rheims. - Św. Melaniusz, biskup z Rennes. - Św.Wiltruda, przełożona zakonu benedyktynek w Bergen. 

Dnia 7. stycznia

Święty Łucyan, kapłan-męczennik. (+ 312.)

Łucyan urodził się w mieście Samozacie, położonem w Syryi. Rodzice jego byli chrześcijanami. Żył w drugiej połowie trzeciego wieku. Mając lat dwanaście, utracił ojca i matkę i stał się jedynym spadkobiercą ich wielkiej fortuny. 

Lecz nie w dobrach tego świata szukał szczęścia. Sprzedał przeto cały majątek rodzicielski i rozdał go ubogim. Sam zaś udał się do Edessy. Tam żył sławny naonczas uczony opat Makaryusz. U niego znajomił się młody Łucyan z prawdami życia chrześcijańskiego i z życiem doskonałości chrześcijańskiej. Życie jego było nader ostre. Wina nie pijał, raz tylko na dzień jadał, a czasem pościł przez cały tydzień. Większą część życia spędzał na modlitwie. Najwięcej kochał milczenie, bo wiedział, że w milczeniu Pan Bóg najsilniej przemawia do duszy. 

Najulubieńszem jego zajęciem było studyum Pisma św. i ksiąg pisarzów kościoła. To też w krótkim czasie zdobył sobie taki zasób wiedzy i tyle znajomości prawd wiary świętej, że nietylko sam uchodził za jednego z najuczeńszych ludzi swego czasu, lecz mógł nawet stanąć do walki z największymi nieprzyjaciółmi Kościoła św.. Pismo św. zawsze miał na ustach; zapytany w rzeczach wiary, odpowiadał słowami Pisma św., przez co nauka jego nabierała siły przekonania i powagi. 

Pisaniem ksiąg pobożnych zarabiał sobie na życie, a z tego, co zarobił, główną część dawał ubogim. 

Naonczas słynną siedzibą nauki i sztuki była Antyochya. Tam założył św.Paweł jedną z największych gmin chrześcijańskich, tam też była po Rzymie najsławniejsza stolica biskupia. Tamdotąd zaprowadziła Opatrzność Boska świętego Łucyana, by użył swych nauk na pożytek kościoła św.. W Antyochyi założył Łucyan sławną szkołę, w której zbierał młodzież, by uczyć ją prawd wiary św.. Uczył bezpłatnie; bo celem jego było wychować pobożnych chrześcijan, którzyby zwalczając miłość własną i złe skłonności, stali się silnymi obrońcami Kościoła św. i jego świętej nauki. 

Najważniejszem dziełem jego życia była praca nad Pismem św. Nowego i Starego Zakonu, aby usunąć błędy, które się z biegiem czasu przez winę i przez umyślne fałszowanie ze strony heretyków zakradły. W tym celu porównał biblią grecką z tekstami innemi i usunął wszystko to, co się nie zgadzało wedle zdania jego z brzmieniem Pisma św.. 

Głęboka nauka, bezinteresowność wykładów prawd wiary św. i jego łagodne ojcowskie postępowanie z ludźmi zjednały mu wnet miłość i przywiązanie wszystkich wiernych tak, że lud nazywał go swym ojcem i obrońcą. Patryarcha antyocheński widząc zalety gorliwego, świętego i uczonego męża, wyświęcił go na kapłana. 

Były to czasy prześladowań Kościoła św.. Naonczas panował na zachodzie cesarz Dyoklecyan, sławny z swej nienawiści ku chrześcijanom, a na wschodzie nie mniej zacięty wróg Chrystusowy, cesarz Maksymyan. Ten trzymał się tej zasady, żeby wytępić wszystkich przewódzców chrześcijaństwa. Myślał bowiem, że gdy padną pasterze, padną też i owce. Tak n.p. zamordował Antyma, biskupa nikomedyjskiego, i Piotra, biskupa aleksandryjskiego. Od pewnego kapłana apostaty, imieniem Pankracy, dowiedział się, że jednym z najgorliwszych przewódzców wiary św. w Antyochyi był św.Łucyan. Niezwłocznie kazał go pojmać i przyprowadzić do Nikomedyi. 

W drodze do tego miasta stracenia napotkał święty kilkunastu żołnierzy chrześcijańskich, którzy pojmani za wiarę i skazani na stracenie, w mękach swych zaparli się Chrystusa i już co jeno mieli ofiarować bogom pogańskim. Widząc to święty Łucyan, zatrzymał się u nich i siłą swej wymowy i przykładem nieustraszonego męstwa zjednał niedoszłych męczenników napowrót dla Chrystusa. Nie hańba to i sromota, tak mówił do nich, iż wy, rycerze, którzy gotowi jesteście codzień wylać krew swoją za cesarza, pana ziemskiego, nie macie tyle odwagi, by wylać krew za Chrystusa, Pana Nieba! Dla próżnej sławy i żołdu marnego nastawiacie gardła swoje w walce z nieprzyjacielem, a dla Pana, który krew swą wylał za was, dla nieba, które jest szczęściem wiecznem, nie macie tyle odwagi, by narazić życie swoje? Wstydźcie się dzieci i niewiast, które pokazują wam drogę męczeństwa. Słysząc to żołnierze, ochotnie sięgneli po palmę męczeństwa. 

Skrępowanego Łucyana przywiedziono do Nikomedyi i stawiono przed tyranem Maksymyanem. Ten słysząc poprzednio, że z twarzy Łucyana bije taka jasność i taki majestat, że niepodobna, patrząc na niego i słuchając słów jego, nie stać się chrześcijaninem, bał się, by się czasem nie nawrócił i dlatego kazał go stawić za zasłonę i w ten sposób z nim rozmawiał. Zrazu słodkiemi obietnicami, potem strasznemi groźbami nakłaniał go do odstępstwa od wiary, lecz święty na wszystko jedną tylko miał odpowiedź: ˝Jestem chrześcijaninem, niczego więcej nie chcę, niczego nie pragnę i niczego się nie boję˝. Cesarz rozgniewany groził mu najsroższemi karami, jeżeli mu nie da innej odpowiedzi, lecz święty na wszelkie groźby powtarzał tylko jedno: ˝Chrześcijaninem jestem˝. 

Wtedy