Żywoty Świętych Pańskich. Tom Dziesiąty. Październik - Władysław Hozakowski - ebook

Żywoty Świętych Pańskich. Tom Dziesiąty. Październik ebook

Władysław Hozakowski

5,0

Opis

Tom zawiera życiorysy osób świętych i błogosławionych, których Kościół katolicki wspomina w miesiącu październiku

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 204

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ŻYWOTY ŚWIĘTYCH PAŃSKICH

PAŹDZIERNIK

Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł na wszystkie dni całego roku ułożył: Ks. Władysław Hozakowski

Armoryka

Projekt okładki: Juliusz Susak  

Na okładce: Albrecht Dürer (1471–1528), All Saints, Adoration of the Trinity (Landauer Altar) (1511), Kunsthistorisches Museum, Wien

(licencja public domain), źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Albrecht_Dürer_-_Adoration_of_the_Trinity_(Landauer_Altar)_-_Google_Art_Project.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights).  

Wydanie na podstawie edycji poznańskiej z 1908 roku. Zachowano oryginalną pisownię

Copyright © 2018 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

e-mail:[email protected]

PAŹDZIERNIK

Dnia 1. października

Święty Remigiusz z Rheims, biskup. (439 - 542.)

Św. Remigiusz pochodził ze znamienitej rodziny frankońskiej; urodził się 439 w Laon z ojca Emila i matki Cylynii; brat jego Pryncypyusz został później biskupem w Soissons. Że i Remigiusz wielką chwałą miał zajaśnieć w Kościele, przepowiedział pustelnik Montanus. Chłopcem będąc, wielkie robił postępy w cnotach i naukach pod okiem bogobojnych rodziców oraz doskonałych nauczycieli. Do szczególniejszej pobożności sposobiła go także piastunka Balzamya, która zalicza. się do Świętych Kościoła katolickiego. Dorastając, zdradzał Remigiusz coraz dobitniej swe powołanie do stanu duchownego; zamykał się na zamku rodzicielskim w odosobnionej komorze, aby bez rozproszenia i roztargnienia oddawać się modlitwie i rozmyślaniu. Ukończywszy zaś nauki, udał się w zacisze pustelni, aby w cichości, zdala od świata, Bogu służyć wyłącznie. Zasłynął wkrótce taką świątobliwością życia, że lubo liczył dopiero 22 lata wieku, został powołany na osierocone śmiercią Benagyusza biskupstwo w Rheims. Podobno wyraźna wola Boża, w cudowny objawiony sposób, nakłoniła skromnego pustelnika do przyjęcia ofiarowanej godności, której ciężar dobrze pojmował. 

Spełniając sumiennie swe obowiązki, Remigiusz niezwykłą odznaczał się gorliwością. Był wzorem dla wszystkich przez swoje cnoty, mianowicie przez żywą wiarę, gorącą miłość, nieskalaną czystość. Przebiegał miasta i sioła dyecezyi, aby swe owieczki codziennie pouczać o prawdach Chrystusowych. Głosił nauki z taką siłą i z takiem namaszczeniem, że wzruszał najzatwardzialszych grzeszników i do serdecznej ich przywodził pokuty. Mianowicie karcił rozpowszechniony nałóg nieczystości; słusznie przestrzegał, że grzech ten jest może najzwyklejszą przeszkodą do osiągnięcia wiecznej szczęśliwości. Działalność biskupa obfite przynosiła owoce, bo Bóg ją wspierał łaską cudów. Remigiusz uzdrawiał chorych, ślepemu przywrócił modlitwą wzrok, znakiem krzyża św. ugasił wielki pożar, prośbą do Boga powołał do życia umarłą dzieweczkę. Owocem pracy biskupiej było także nawrócenie Klodwika, króla frankońskiego. 

Za Remigiusza bowiem posiadali znaczną część dzisiejszej Francyi Frankowie; królem ich był wówczas Klodwik, który jako piętnastoletni młodzieniec wstąpił na tron. Pomimo swych wierzeń pogańskich, okazywał się dość przychylnym religii chrześcijańskiej. Było to zasługą tak Remigiusza jak i pobożnej Klotyldy, którą r. 493 Klodwik był pojął w małżeństwo. Zdawało się, że wszelkie zabiegi o pozyskanie króla dla katolicyzmu spełzną na niczem. Kiedy bowiem Kłotylda powiła syna Ingomera a dziecko krótko po chrzcie św. umarło, Klodwik przypisywał przyczynę śmierci właśnie udzielonemu sakramentowi; śmierć syna zrażała go więc od uznania prawdy Chrystusowej. Fałszywe przypuszczenia króla nowe zyskały pozory, gdy drugi syn Klodomir po chrzcie św. w ciężką zapadł chorobę. Na pociechę matki udręczonej wyrzutami królewskimi książę odzyskał wkrótce zdrowie. 

Czego dotąd nie osiągnęły ani wpływy Klotyldy ani modły i nauki Remigiusza, tego Bóg cudownie dokonał w wojnie Klodwika z Alemanami. Szczep ten germański przekroczył Ren, aby podbić państwo frankońskie. Królowa z łzami w oczach błagała ruszającego na wojnę męża, aby wśród bitwy zwrócił się do Boga chrześcijańskiego i z Jego pomocą rozstrzygnął wynik walki z nieprzyjacielem na swoją i państwa korzyść. Napomnienia Klotyldy okazały się wkrótce skuteczne. Przyszło bowiem do walnej bitwy pod Zulpich pomiędzy Frankami a najeźdźcami. Wynik bitwy przechylał się na niekorzyść Klodwika; część wojska frankońskiego padła ofiarą zaciekłego męstwa Alemanów. Wobec grozy bliskiej klęski zupełnej król zwrócił się w jawnej i głośnej modlitwie do Boga Klotyldy, przyrzekając przyjęcie chrztu św. w razie zwycięstwa. Niebiosa nie opuściły Franków; bitwa się ponowiła, a zwycięstwo pozostało przy Klodwiku. Było to roku 496. 

Król wypełnił ślub; sprowadził do siebie św. Wedasta, pustelnika z Toul, i Remigiusza, biskupa z Rheims, aby gotować się ich naukami na chrzest św. Wśród wielkiej uroczystości przyjął Klodwik sakrament duchowego odrodzenia na Boże Narodzenie r. 496. W szacie pokutnej stanął na święty obrządek w katedrze w Rheims. Powiadają, że dla licznych tłumów duchowny, niosący święte krzyżmo, nie mógł się docisnąć do biskupa; w chwili bezradności stąd powstałej nagle pojawiła się gołębica, niosąca Remigiuszowi ampułkę z krzyżmem. Cud ten jawny nie małe zrobił na wszystkich wrażenie. Nim woda chrztu św. obmyła króla, biskup wezwał wedle tradycyi Klodwika słowami: Skłoń głowę swą, dumny Sygambryjczyku; uwielbiaj odtąd, coś dotąd palił; pal odtąd, coś dotąd uwielbiał. Z królem przyjęła chrzest św. i siostra jego Albofleda. Kiedy krótko potem umarła, Remigiusz wielbił jej życie czyste w liście do króla, wykazując szczęście, jakie sobie zdobyła w wieczności. Także druga siostra królewska, Lantylda, dotąd aryanka, powróciła na łono Kościoła katolickiego. Razem z Klodwikiem trzy tysiące Franków nawróciło się do Jezusa, a za nimi poszły wkrótce liczne tłumy. 

Poparty względami szczególniejszymi króla, Remigiusz doprowadził wiarę Chrystusową do należytego znaczenia i powinnej powagi. Założył także biskupstwo w Laon, przekazując je Genebaldowi; mąż ten uczony ślubował powściągliwość małżeńską, przyjmując godność biskupią. Upadł wszakże po dwakroć przez zbytnią pewność siebie wobec swej żony, a siostrzenicy Remigiusza; stąd przyjął na siebie siedmioletnią pokutę pod okiem biskupa z Rheims. Bóg, jak mówią, poselstwem anioła sam oznaczył kres zadosyćuczenia, jakiego dopełniał Genebald. Podobnie wyniósł Remigiusz Teodoryka na biskupstwo w Tournay, św. Wedasta na biskupstwo w Arras, a później w Cambrai, św. Antymondowi przekazał rządy kościoła w Terouane. 

Walczył Remigiusz nietylko z pogańskiemi wierzeniami pomiędzy ludem frankońskim, ale nadto z aryanizmem, który zagnieździł się głównie w Burgundyi. Po pobiciu tamtejszego króla Gundebalda przez Franków łatwiejszą już była praca nad wykorzenieniem herezyi, która przeczyła bóstwu Jezusa. W Lyon odbył się zjazd biskupów katolickich, którzy w publicznych wywodach taką klęskę zadali aryanom, że liczni zwolennicy ich opuścili, a nawet sam Gundebald się nawrócił w duszy, lubo nie śmiał otwarcie tego wyznać. 

W później starości Remigiusz dotknięty został ślepotą; znosił cierpienie swe z nadzwyczajną uległością; w nagrodę Bóg cudownie przywrócił mu znowu wzrok, a wkrótce potem powołał go do Swej chwały dnia 13. stycznia r. 532. Ciało biskupa zostało pochowane w kościele św. Krzystofora w Rheims. Roku 1049 relikwie św. biskupa przenieść kazał Leon IX. do opactwa Benedyktynów, które otrzymało nazwę św. Remigiusza. Na pamiątkę tego przeniesienia uroczystość św. Remigiusza przypada na 1. października; w Rheims zaś na 13. stycznia jako na dzień śmierci. 

Nauka 

W kilku słowach zawarł św. Remigiusz zasady życia swego pobożnego. Wstrzymuj się, mówił, od wszystkiego złego, znoś wszystkie cierpienia, podejmuj wszystko dobre. Zasady te przenieść się godzi na życie każdego chrześcijanina. Wstrzymuj się więc zawsze i wszędzie od wszelkiego grzechu; wstrzymuj się nawet od pozorów złego, a z miłości Bożej nieraz i od spraw godziwych, mianowicie od przyjemności i rozrywki. Czem więcej siebie umartwiasz odmawianiem sobie rzeczy dozwolonych, tem większe robisz postępy w doskonałości. 

Znoś z cierpliwością wszystko, co Bóg jako karę lub doświadczenie na ciebie zsyła; nieraz może doznasz niesłusznej krzywdy ze strony złośliwych ludzi, nieraz choroby, nieszczęścia ciebie dotkną - upokórz się przed wolą Pańską; droga krzyżów ziemskich jest drogą do niebios, a jednak nie same bóle nas doprowadzą do niebios, jeno cierpliwe i godne ich znoszenie. 

Podejmuj wszystko, co na chwałę służyć może Boga. Chociażbyś napotykał na przeszkody, nie trać nadziei ani nie oddawaj się zwątpieniu. Może trudno ci dopełniać ściśle przykazań Bożych i kościelnych, może walczyć musisz bezustannie z skłonnością do grzechu, może trudno ci dobywać się cnoty, może sposobności do złego ciebie nęcą i dręczą, nie patrz nigdy wstecz, jeno naprzód podążaj do celu; przeszłość niechaj będzie ci przestrogą, jeśli upadałeś; przyszłość niechaj ci będzie zachętą do nowej walki, do nowych czynów i zapasów o szczęście wiekuiste. 

Mów z psalmistą: Będę cię miłował, Panie, mocy moja. Pan twierdza moja i ucieczka moja i wybawiciel mój. Bóg mój wspomożyciel i w nim będę nadzieję miał (Ps. 17, 1-3). 

Inni święci z dnia 1. października: 

Św. Aretas, męczennik. - Św. Germana, dziewica i męczenniczka. - Św. Michał, opat. - Św. Remedyusz, wyznawca. - Św. Sewer, kapłan. - Bł. Tomasz, arcybiskup z Medyolanu. - Św. Wiril, opat. - Św. Wulgizy, kapłan. - Św. Bawon, Benedyktyn. - Św. Dodon, opat. 

Dnia 2. października 

Uroczystość Aniołów-Stróżów. (Około r. 1608) 

Na początku czasów Bóg stworzył nietylko świat widzialny, a przedewszystkiem człowieka, ale i świat niewidzalny, przedewszystkiem aniołów czyli duchy niebieskie. Nazwa aniołów pochodzi z greckiego; oznacza nie tak ich istotę jak ich urząd; wedle nazwy swej są posłańcami Boga. Objawienie zaś i doświadczenie wiekowe potwierdza tę prawdę, bo czytamy w księgach Starego Zakonu o poselstwie Rafała anioła do Tobiasza, w księgach Nowego Zakonu o poselstwie Gabryela do Najśw. Maryi Panny; w dziejach zaś Świętych Pańskich często napotykamy aniołów, którzy byli pośrednikami i szafarzami łask Bożych. 

Z istoty swej każdy anioł jest duchem czystym, bo nie posiada ciała; stąd też w szeregu stworzeń wyższe zajmuje miejsce od człowieka. Podobnie posiadają aniołowie doskonalsze niż człowiek przymioty. Jako duchy czyste są aniołowie nieśmiertelni. Są wolni od wszelkich przypadłości i naleciałości, jakim człowiek zmysłowy podlega. Poznawanie rzeczy dokonuje się w nich bezpośrednio, bo nie są skazani na wrażenia zmysłowe, które dla nas są drogą zwykłą do poznawania. Wola ich jest doskonalsza niż wola ludzka, bo nie zna, co to są pożądliwości cielesne, z któremi człowiek ciągle prawie walczyć musi, skoro chodzi o oświadczenie się za lub przeciw jakiemu uczynkowi. 

Poza przymiotami przyrodzonymi posiadają aniołowie cały zasób łask nadprzyrodzonych, z których najdonioślejszą jest stałe oglądanie Boga. Doszli do tej łaski aniołowie po próbie przebytej; ci zaś, który się w próbie nie ostali, są odrzuceni od oblicza Pańskiego, skazani na wieczne kary potępienia jako duchy ciemności w przeciwieństwie do duchów światłości w niebiesiech. 

Duchy niebieskie różnią się pomiędzy sobą co do doskonałości, godności, urzędu. Stąd to mówimy na podstawie Pisma św. i tradycyi kościelnej o dziewięciu chórach anielskich; do nich się zaliczają Serafiny, Cherubiny, Trony, Państwa, Moce, Władze, Księstwa, Archaniołowie i Aniołowie. Niektórzy łączą dziewięć tych chórów w trzy t. z. hierarchie. Nie wiemy dokładnie, na czem te różnice polegają; nie możemy też ścisle określić urzędów, jakie sprawują chóry poszczególne. Najjaśniej opisać zdołamy służbę, jakiej z woli Boga aniołowie dopełniają wobec nas ludzi. Są bowiem naszymi stróżami tutaj na ziemi. Kościół prawdę tę utrwalił osobną uroczystością na prośby Ferdynanda Austryackiego, późniejszego cesarza, przez papieża Pawła V. r. 1608. Klemens X. jako święto Aniołów-Stróżów ustanowił dzień 2. października. 

Że aniołowie są naszymi stróżami, wiemy z Pisma św. Królewski psalmista wyraźnie mówi: Albowiem aniołom Swoim rozkazał o tobie, aby cię strzegli na wszystkich drogach twoich; na ręku nosić cię będą, byś snąć nie obraził o kamień nogi twojej (Ps. 89. 11-12). Wpuści anioł Pański wokoło bojących się Go i wyrwie je (Ps. 33. 8); temi słowami zapewnia opiekę aniołów wszystkim, co w bojaźni żyją Boga. Z innych miejsc Starego Zakonu ta sama przebija prawda. Jakób prosi swego anioła, który go z rozmaitego wybawił ucisku, aby pobłogosławił Efraima i Manasse (L Mój. 48. 16); Judyt czystość swoją przypisuje opiece swego anioła (Jud. 13. 20). W Nowym Zakonie Zbawiciel jasno potwierdza naukę o aniołach-stróżach; przestrzega przed zgorszeniem maluczkich, bo ich aniołowie oglądają oblicze Boże, a stąd przed tronem Stwórcy domagać się będą kary na tych, którzy dusze niewinne doprowadzili do upadku (Mat. 18. 10). W czasach apostolskich prawda o aniołach-stróżach była tak żywą, że chrześcijanie na wieść o wyswobodzeniu św. Piotra z kaźni przypuszczali, że nie książę apostołów, ale anioł jego ukazał się uczniom (Dz. ap. n. 15). 

Każdemu z nas, powiada Origenes, towarzyszy dobry anioł, anioł Pański; on nas prowadzi, napomina, daje nam rozkazy, nakłania do poprawy życia, słucha naszej prośby. Wielką jest godność dusz ludzkich, uczy święty Hieronim, bo każda posiada swego anioła-stróża. 

Czynność swoją aniół-stróż rozpoczyna z chwilą, w której dziecię się rodzi na świecie; nie opuszcza nas już do śmierci; troszczy się o duszę i ciało człowieka, o dobro jego doczesne i wieczne. Zanosi prośby nasze przed tron Boży, zanosi modlitwy i dobre uczynki człowieka przed majestat Stwórcy, wyprasza łaski, pociesza, oświeca, napomina, karci, chroni przed niebezpieczeństwami, daje siły w pokusach. Pieczy zaś tej anielskiej doznają wszyscy ludzie. Uczy tego wyraźnie tak św. Anzelm, jak św. Bernard; doznają więc jej tak sprawiedliwi jak grzesznicy. 

Bóg daje nam aniołów-stróżów, którzy mają przede wszystkiem zrównoważyć wpływ upadłych aniołów czyli szatanów. Chce Stwórca, abyśmy wszyscy byli zbawieni; chce, abyśmy do wiecznej doszli chwały i zajęli w niebiesiech niejako te miejsca, które opuścić musiały duchy potępione. Z tego wszakże właśnie powodu narażeni jesteśmy na szczególniejszą nienawiść ze strony szatanów; aby ich napaściom sprostać, Bóg daje nam siły potrzebne przez pomoc anielską. 

Aniołowie zlecaną straż nad ludźmi podejmują chętnie z posłuszeństwa gorliwego wobec woli Pana Najwyższego oraz z miłości ku nam. Mamy zostać kiedyś ich współbraćmi w chwale niebieskiej; od celu tego oddalają nas ci, co ongi w niebiesiech z nimi przebywali; z tej to podwójnej przyczyny aniołowie niejako powinni nas wspierać swoją opieką, aby ułatwić nam zdobycie celu wiecznego a zarazem wyrównać krzywdę, która nam się dzieje ze strony duchów upadłych. 

Jestto nauką teologów, że poszczególny anioł-stróż nie ma pieczy nad kilku ludźmi razem, że więc każdy człowiek ma swego anioła; nawet kolejno nie obejmuje anioł pieczy nad kilku ludźmi, chyba po śmierci tego, którym się miał dotąd opiekować. Natomiast jeden człowiek posiadać może i posiada kilku aniołów-stróżów stosownie do swego stanowiska lub do swych obowiązków. Biskupi, królowie, papież zdaniem teologów stoją pod opieką kilku duchów niebiańskich, które są ich stróżami w rozmaitych sprawach stanu. Nakoniec rzeczą dość pewną, że poszczególne rodziny, społeczeństwa, narody, państwa także swych niebieskich mają opiekunów. 

Nauka 

Aniołom-stróżom, uczy św. Bernard, należy się od nas trojaki hołd, bo szacunek, cześć pobożna i ufność. Szacunek winniśmy aniołom dla ich obecności; są przecież dostojnikami w królestwie Boga, a zarazem bezustannie nam towarzyszą. Cześć pobożna im się należy za ich dobroć, za ich opiekę, którą nas otaczają. Ufnością mamy ich darzyć, bo przecież pragną dla nas jak największych korzyści i stosowną do swego starania odebrali od Boga siłę. Do tych trzech sposobów hołdu, jakie wymienia św. Bernard, słusznie dodać należy obowiązek chętnego posłuszeństwa, które sam nakazuje słuchać głosu aniołów-stróżów i bezwarunkowo dopełniać ich rozkazów i próśb. 

Nie zapominaj więc nigdy o tem, że na każdy twój krok, na każdy twój czyn patrzy anioł-stróż; staraj się go pozyskać do tem serdeczniejszej opieki przez życie sprawiedliwe; błagaj go codziennie o dalszą pieczę. Odmawiaj codziennie ową prostą, a tak tkliwą modlitewkę: Aniele-stróżu mój - ty zawsze przy mnie stój; - rano, wieczór, we dnie, w nocy - bądź mi zawsze ku pomocy. 

Inną krótką modlitewkę na cześć aniołów-stróżów Kościół licznymi obdarzył odpustami: Aniele Boży, który jesteś stróżem moim; nadziemskiem miłosierdziem mnie twej pieczy poruczonego zechciej oświecać, pilnować, kierować i prowadzić. Za każde odmówienie kilku tych słów uzyskać możemy odpust sto dni; odpustu zaś zupełnego udzielił papież Pius VII. dekretem z 15. maja r. 1821 wszystkim pod zwykłymi warunkami, co modlitwę tę przynajmniej raz na dzień przez cały odmawiają miesiąc. 

Inni święci z dnia 2. października: 

Św. Edmund, arcybiskup z Armagh. - Św. Eleutery, żołnierz i męczennik. - Czcigodny Frańciszek z Bergamo, Kapucyn; - ŚŚw. Leodegar, biskup z Autun i Geryn, bracia. - Św. Leudomer, biskup z Chalons sur Marne. - Św. Łukasz z Ascoli, Frańciszkanin. - Św. Seren, kapłan. - Św. Tomasz, biskup z Herford. - ŚŚw. męczennicy Prymus, Cyryl i Sekundaryusz. 

Dnia 3. października 

Święty Gerard z Brogue, opat. (+ r. 959.) 

Święty Gerard urodził się w Staves w hrabstwie Namur z dostojnych pochodzeniem rodziców; był krewnym księcia Hagano z Dolnej Austrazyi. Wychowany bogobojnie, poświęcił się na życzenie rodziny służbie państwowej; odpowiednie stanowisko znalazł przy swych zdolnościach na dworze Berengara, hrabiego z Namur. Zapoznał się tutaj z przepychem i zbytkiem; wytrwała cnota zachowała go wszakże od wszelkiej lekkomyślności. Pomimo nastręczających się pokus zachował czystość obyczajów, wierny zasadom odebranym w domu rodzicielskim. Pobożnością swą, zamiłowaniem cnoty, obfitą jałmużną zdobył sobie uznanie dostojników dworskich jak i ludności. Każdy wielbił przymioty Gerarda, który z wrodzonej łagodności i z poczucia miłości chrześcijańskiej nikomu najmniejszej nie czynił krzywdy. 

Bóg cnotę młodzieńca niezwykłemi nagradzał łaskami. Razu pewnego odłączył się po polowaniu, w którym brał udział sam Berengar, od orszaku dworzan, aby udać się do kaplicy na zamku rodzicielskim w Brogue i oddać się gorącej modlitwie. Z każdej bowiem korzystał sposobności, aby wznosić duszę swą do Pana Przedwiecznego i korzyć się przed majestatem Boga. Zatapiał się tak bardzo w rozważaniu dobroci Stwórcy, że nieraz gwałtem musiał sam siebie napominać, aby przerwać modlitwę i wrócić do zajęć świeckich. W owym przypadku myśli pobożne Gerarda skierowały się na zalety życia klasztornego. Wynosił szczęście tych, co wolni od trosk świata wyłącznie służą Bogu, Jemu wyłącznie serca swe poświęcają. Żałował, że sam życiu zacisznemu nie może się oddać. Aby jednak zadosyćuczynić pragnieniom swym, wystawił r. 918 w Brogue kościół; opiekę nad nim powierzył sprowadzonym przez siebie zakonnikom. Chciał przynajmniej cieszyć się ich nabożeństwem a przyczynić się do większej chwały Bożej. 

Tymczasem hrabia z Namur zaszczycał Gerarda dowodami coraz większego zaufania. Przekazywał mu urzędy i sprawy, które wymagały nadzwyczajnej bystrości i zabiegliwości. Był przekonany, że dworzanin sprosta oczekiwaniom, bo znał dobrze jego sumienność i ścisłość w obowiązkach. Z polecenia Berengara musiał się Gerard udać do Paryżu, aby załatwić jako poseł pilną i ważną sprawę. Ledwie stanął na granicy miasta, kiedy skierował bezwłocznie kroki swe do opactwa św. Dyonyzego; opuścił swój orszak, aby Bożej dla poruczonej sprawy wezwać pomocy. Widok rozmodlonych zakonników takie na Gerardzie zrobił wrażenie, że prosił o przyjęcie go do klasztoru. Zapewniwszy sobie wstęp na przyszłość, załatwił sprawę poleconą na dworze Roberta, hrabiego Paryża, wrócił jeszcze do Namur z sprawozdaniem z poselstwa, aby wyprosić sobie zwolnienie z obowiązków przy boku Berengara. Hrabia niechętnie puszczał od siebie zaufanego dworzanina; nie chciał się jednak sprzeciwiać dość wyraźnej woli Bożej. Gerard, uradowany łaskawością Berengara, udał się do Stefana, biskupa z Tongres a swego krewnego, aby uporządkować sprawy majątkowe, poradzić się w sprawach swego powołania, a wkońcu uzyskać błogosławieństwo na życie w zaciszu klasztornem. 

Pełen wewnętrznego spokoju ruszył z Tongres do Paryża, r. 921; mury opactwa św. Dyonyzego zamknęły się za bogobojnym młodzieńcem. W nowicyacie przycisk główny położył Gerard na wyplenienie z serca swego wszelkich poruszeń miłości własnej; we wszystkiem chciał się kierować nie własnem zdaniem, lecz rozporządzeniem przełożonych; słusznie twierdził, że tylko w ten sposób dopełni doskonale swych obowiązków wobec Boga. Złożywszy uroczyste śluby zakonne, zabrał się z nie mniejszą gorliwością do nauk teologicznych i filozoficznych. Wiedza bowiem Gerarda była dotąd bardzo jednostronna; wykształcenie posiadał tylko takie, jakiem rozporządzali wówczas młodzieńcy, przeznaczeni do urzędów dworskich i do świeckich dostojeństw. Po pięciu latach natężonej i niestrudzonej pracy posiadał już takie wiadomości, że w zdumienie wprowadzał swych współbraci w zakonie. Przełożeni kazali mu się przez wzgląd na cnotę i naukę przygotować na święcenia kapłańskie. Nie czuł ich się godnym; przyjął je wkońcu na wyraźny rozkaz. 

Dalsze lata życia spędzał Gerard na obowiązkach kapłańskich i zakonnych. Zyskał taką powagę w klasztorze św. Dyonyzego, że opat wysłał go r. 931 do Brogue w Namur, aby założył tam opactwo. Z odebranego polecenia wywiązał się świątobliwy zakonnik jak najlepiej. Skorzystał jednak z sposobności, aby z wiedzą przełożonych zbudować sobie tuż pod kościołem maleńką pustelnię i w niej zamknąć się zdala od zgiełku świata. Względy bowiem na rodzinę nie pozwalały mu dotąd w takiem żyć skupieniu ducha, jak tego gorąco pragnął; przypuszczał więc, że w pustelni nikt mu w postępach doskonałości nie będzie przeszkadzał, że więc w cichości życia swego dokończy. Rachuby go zawiodły. Klasztor potrzebował tak wypróbowanej siły, jaką był Gerard. Stąd to po niejakim czasie przełożeni zakonni wyrwali go rozkazem swym z umiłowanej celki, bo polecili mu przeprowadzić naprawę rozluźnionej karności w klasztorze kanoników regularnych w Saint Guislain, niedaleko Mons. Gerard podjął się zadania, wywiązał się z niego ku powszechnemu zadowoleniu; w klasztorze zaprowadził regułę św. Benedykta. Doświadczenie wielkie zakonnika sprawiło, że na życzenie Arnolda I, hrabiego Flandryi, otrzymał nadzór nad wszystkiemi opactwami hrabstwa. Było to niejako wywdzięczeniem się za pomoc niebios, która Arnoldowi r. 937 za przyczyną Gerarda zupełne przywróciła zdrowie. Sprężystością swą Gerard na nowem stanowisku przyczynił się do podniesienia ducha klasztornego przez ścisłe przestrzeganie reguły. Opactwa św. Piotra w Gent, św. Bawona, św. Marcina w Tournay, dalej w Marchiennes, Hano, Rhouai i t. d. wielbiły go jako nowego założyciela. Rozgłos o działalności zbożnej Gerarda rozchodził się i w dalsze okolice. Klasztory w Lotaryngii, w Champagne, w Pikardyi dobrowolnie oddawały się pod jego rządy; wszędzie wskazówki opata obfite przynosiły owoce, a zabezpieczały byt klasztorom na długie wieki przez ścisłą wewnętrzną organizacyą, która nie dopuszczała niebacznego wyłamywania się z pod reguły. 

Pomimo swych zajęć, Gerard nie zapominał o uświęceniu siebie samego; nie pozwolił sobie najmniejszej ulgi w swych umartwieniach i pobożnych praktykach, przeciwnie, czem trudniejsze miał zadania, tem gorliwiej oddawał się dziełom pokuty, aby jak najobfitszą wyprosić sobie łaskę Bożą. Dokonawszy reformy w rozmaitych klasztorach, ruszył Gerard do Rzymu, aby uzyskać potwierdzenie swych zarządzeń przez Stolicę apostolską. Po powrocie z Włoszech podjął jeszcze ogólną wizytacyę poddanych mu domów zakonnych, aby po dopełnionej pracy życia podążyć do swej niezapomnianej pustelni w Namur i tam dnia 3. października r. 959 oddać swą świętą duszę Panu Najwyższemu. Szczątki świętego Gerarda przechowują się w kościele w Brogue; opactwo samo zostało przez Pawła IV połączone z biskupstwem w Namur. 

Nauka 

Św. Gerard jest wzorem wewnętrznego powołania do stanu duchownego, które nurtuje w młodzieńcach nieraz od samego dziecięctwa. Posiadał wszelkie przymioty wrodzone, które są potrzebne do sprawowania obowiązków tego stanu pełnego odpowiedzialności. Miał zdolności umysłowe, miał wolę czystą, nieskażoną ubocznemi myślami o jakichkolwiek korzyściach. Spędził lata młodości w nieskalanej czystości, oddany serdecznemu nabożeństwu. Przedewszystkiem zaś odzywał się w nim głos Boży, który wyraźnie mu zalecał, aby się poświęcił służbie na chwałę Stwórcy i na zbawienie bliźnich. Nie rozstrzyga o powołaniu sama skłonność do pobożności; nie rozstrzyga tu wola rodziców lub chęć osobista, skoro nie jest wolna od samolubstwa. Niejeden młodzieniec pewniej dojdzie przy swej pobożności w świecie do celu wiecznego przez zbawienie duszy niżby zdołał tego dokonać w stanie duchownym. Zawczasu trzeba sobie przedstawić cały ciężar odpowiedzialności, bo kroku raz dokonanego cofnąć już nie można; z stanu duchownego nie ma wyjścia. Kościół pragnie widzieć jak najliczniejsze zastępy duchownych wobec wzmagających się potrzeb czasu; nie liczba wszakże rozstrzyga o sile Kościoła, lecz jakość kapłanów i zakonników. Jestto prawdą doświadczenia, że gorliwość jednego kapłana wedle ducha Bożego więcej przyczyni się do chwały Bożej niż praca dziesięciu, którzy pomimo swych świętych obowiązków kierują się ubocznemi względami. 

Inni święci z dnia 3. października: 

Św. Kandydus, męczennik. - Św. Cypryan, biskup z Toulon. - ŚŚw. męczennicy Dyonyzy, Faustus, Kajusz, Piotr i Paweł. - ŚŚw. bracia Ewaldowie, kapłani i męczennicy. - Św. Hezychyusz, pustelnik. - Św. Jowinus, wyznawca. - Św. Maksymian, biskup z Afryki. - Św. Romana, dziewica i meczenniczka. 

Dnia 4. października

Święty Frańciszek z Asyżu. (1182 - 1226.)

Dzisiaj pamiątka męża prawdziwie wielkiego, męża, który na początku trzynastego wieku wspaniale w czyn wprowadził słowa Zbawiciela: ˝Żal mi ludu, iż oto już trzy dni trwają przy mnie, a nie mają, coby jedli. A jeśli puszczę ich głodnych do domu, ustaną na drodze.˝ Stany wyższe gnuśniały podówczas w zbytkach i rozkoszach, w szeregi duchowieństwa zakradał się jad zepsucia moralnego, a biedny lud popadał coraz głębiej w ciemnotę i obojętność. 

Takie stosunki opłakane panowały w świecie, zwłaszcza we Włoszech, gdy Frańciszek, dla gorącej miłości Bożej Serafickim zwany, ujrzał światło dzienne. Urodził się Frańciszek św. w mieście włoskiem Asyż roku 1182 i to w chlewie, dokąd za radą pewnego pielgrzyma chorą matkę jego zaniesiono. Na chrzcie św. otrzymał imię Jan, ale później dał mu ojciec Piotr di Bernardone imię Frańciszka, podobno dla biegłości chłopca w języku francuskim, a może dlatego, że matka Pica Boulemont, pochodziła z Francyi. Ojciec Frańciszka był kupcem; chciał syna wykierować także na kupca; dlatego udzielił mu starannego wychowania kupieckiego. Frańciszek, chłopiec pełen ducha i życia, spędzał wesoło młode lata przy śpiewie i winie, lecz bez obrazy przyzwoitości. Zawsze miły i uprzejmy był szczodrym aż do rozrzutności. Ślubował sobie, że żadnego ubogiego nie puści bez jałmużny. Raz, gdy miał pilne sprawy do załatwienia, prosił go żebrak o wsparcie. Frańciszek odprawił go w pośpiechu z niczem. Lecz skoro przypomniał sobie swoje postanowienie, porwał się za ubogim i hojnie go obdarzył. Ślubu swego tak wiernie dotrzymywał, że w innym przypadku, gdy nie miał przy sobie pieniędzy, zdjął szatę swoją i dał ją ubogiemu. Dziwna ta dobroć prorokowała coś wielkiego, ale Frańciszek nie widział jeszcze niebezpieczeństwa dotychczasowego życia wesołego. W 23. roku życia zapadł w ciężką chorobę i odtąd bardzo spoważniał. 

Bóg czuwał nad przyszłym Swym sługą. Śniło się św. Frańciszkowi, że widzi piękny pałac, napełniony zbrojami rycerskiemi, a głos jakiś mówił mu, że to zbroja jego i współbojowników. Mniemał tedy, że Bóg powołuje go do stanu rycerskiego. Wybrał się już do wojska papieskiego, ale w drodze pouczył go Pan Bóg w nowem widzeniu, że wpierw powinien stoczyć walkę z samym sobą. Usłuchał głosu Bożego i wrócił do domu. Walkę ze złemi skłonnościami rozpoczął od tego, że spotkawszy raz trądem okrutnie zeszpeconego żebraka, zsiadł z konia i pocałował cuchnące rany. Tem heroicznem zaparciem się samego siebie przysporzył sobie dużo nabożeństwa, począł unikać gwaru świata, a szukać samotności. Gdy prosił Boga, by mu poznać pozwolił powołanie, ujrzał Chrystusa na krzyżu. Widzenie to tak rozpaliło serce jego, że odtąd bez płaczu nie mógł myśleć o Męce Pańskiej ani patrzeć na wizerunek Ukrzyżowanego; przypomniały mu się nadto słowa Pana Jezusa: Kto chce iść za Mną, niech zaprze samego siebie, weźmie krzyż swój i naśladuje Mnie. Zerwał tedy zupełnie ze światem, rozdzielał hojniej jałmużny, a trędowatym, na których dawniej nie mógł patrzeć, teraz z miłości dla Chrystusa usługiwał i ręce i usta całował. Z nabożeństwa do św. Piotra wybrał się do Rzymu, podarował pewnemu ubogiemu swe szaty za jego łachmany i żebrał razem z drugimi przed kościołem. Był to pierwszy krok na drodze upokarzenia samego siebie. 

Różnymi, nieraz