Żywoty Świętych Pańskich. Tom Siódmy. Lipiec - Władysław Hozakowski - ebook

Żywoty Świętych Pańskich. Tom Siódmy. Lipiec ebook

Władysław Hozakowski

0,0

Opis

Tom zawiera życiorysy osób świętych i błogosławionych, których Kościół katolicki wspomina w miesiącu lipcu

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 215

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ŻYWOTY ŚWIĘTYCH PAŃSKICH

LIPIEC

Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł na wszystkie dni całego roku ułożył: Ks. Władysław Hozakowski

Armoryka

Projekt okładki: Juliusz Susak 

Na okładce: Albrecht Dürer (1471–1528), All Saints, Adoration of the Trinity (Landauer Altar) (1511), Kunsthistorisches Museum, Wien

(licencja public domain), źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Albrecht_Dürer_-_Adoration_of_the_Trinity_(Landauer_Altar)_-_Google_Art_Project.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights). 

Wydanie na podstawie edycji poznańskiej z 1908 roku. Zachowano oryginalną pisownię

Copyright © 2018 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

e-mail:[email protected]

LIPIEC

Dnia 1. lipca

Święty Symeon Salus z Edessy. (Około r. 570) 

Urodził się św. Symeon roku 522 w Edessa; majętni a bogobojni rodzice wychowali go w pobożności; już wcześnie przyswoił też sobie zdolny młodzieniec cały zasób wiadomości i nauk. Pomimo wszechstronnego wykształcenia otrzymał przecież później w ustach ludu przydomek Salus, co w syryjskim języku oznacza tyle to nierozumny lub głuptas. Przyczynę do tego szukać należy w przebiegu życia Symeona. 

Jako dwudziestoletni młodzieniec po śmierci ojca swego puścił się z towarzyszem lat młodzieńczych, Janem, wtenczas już żonatym, do Jerozolimy na uroczystość Znalezienia Świętego Krzyża. Przejęci uczuciami nabożnemi napotkali z powrotem liczne klasztory pod Jerycho. Rozbudziło się w nich pragnienie życia doskonalszego. Zostawiając rozstrzygnięcie ostateczne woli Bożej, postanowili do tego klasztoru wstąpić, którego podwoje będą otwarte na ich przyjęcie. W ten sposób przybyli do klasztoru, który stał pod zarządem opata Nikona. Przyjęli suknie zakonne, poświęcili się wyłącznie cnocie, a tęsknotę za domem starali się wzajemnie w sobie przytłumić. 

Nie wystarczała jednak Symeonowi karność życia zakonnego; dążył do większego umartwienia i większych dzieł pokuty. Z zezwoleniem opata opuścił więc klasztor i zamieszkał nad Morzem Martwem w chatce odludnej, w której niedawno był umarł samotny pustelnik. Dwadzieścia lat spędził żądny umartwienia Symeon zdała od świata, kiedy z natchnienia Bożego znowu miał wrócić do ludzi i zgiełku świata obrzydzonego. Naśladować miał człowieka, który niespełna jest zmysłów, aby przez pogardę i pośmiewisko zabić w sobie szczątki drzemiącej pychy, a zachowaniem swem niejednemu zbawienną dać naukę. 

Opuścił więc swą pustelnię, udał się do Jerozolimy, aby wytrwać w swem postanowieniu i nabrać siły do jego wykonania; pamięć na pośmiewisko i pogardę, jakiej Zbawiciel był doznał na ziemi, utwierdziła Symeona w natchnieniu, aby jako głuptas powrócić do ludzi. Umocniła go nadto serdeczna modlitwa, którą błagał Boga o oświecenie co do sposobu przyszłego życia swego; umocnił go wkońcu świątobliwy dyakon Jan, którego odszukał w Edessie, aby mu przedłożyć wątpliwości co do swych zamysłów. Zawsze i wszędzie odbierał odpowiedź, że droga umartwień przezeń obrana, jeśli nie jest wprost wolą Bożą, to w każdym razie jej się nie sprzeciwia, a nawet dla pożytków uchodzić może dlań za poleconą i za pożądaną. 

Nie wątpił stąd Symeon, że przez pozorne obłąkanie ma wybrać dla siebie drogę najwyższej pogardy. We wszystkiem więc starał się tak zachowywać, jakoby był rozum postradał i kierował się urojeniami lub uwidzeniami. Znalazłszy na kupie gnoju cielsko psa zdechłego, przywiązał je sobie powrozem do nogi i włókł je z sobą po ulicach miasta ku wielkiej uciesze gawiedzi. Dzieci biegły za nim, obrzucały go błotem, kamieniami, goniły i ścigały z ulicy na ulicę, wołając, że mnich jest obłąkanym. Nieraz też przyłączał się do zabaw dzieci, siadał z niemi na ulicy, lepił z niemi domki z piasku lub gliny, nie bacząc na swój wiek i na swoją siwiznę. Zwracał na siebie uwagę starszych, wywoływał ich niezadowolenie i pogardę, kiedy zaczepiał ich kamykami, a przechodzącym zachodził z rozmysłem drogę. Całe miasto poznało wkrótce dziwaka; ludzie litowali się nad nim, inni go prześmiewali, znieważali, poniewierali; tego właśnie pragnął Symeon, aby dorównać w pogardzie dobrowolnej Jezusowi, który tyle znieść musiał pogardy niezasłużonej. Pragnienie pogardy w sercu Symeona było bez wątpienia większe, niż pragnienie chwały i czci, jakiem przejęte jest serce człowieka pysznego i próżnego. 

Z umartwieniem takiem swego ducha łączył Symeon umartwienia ciała. Nieraz całymi tygodniami nie brał żadnego posiłku do ust z wyjątkiem niedziel i czwartków. Mieszkał w zapadłej chatce, sypiał na wiązce chrustu. W każdym dniu był obecny na Mszy św., a po za nabożeństwami swemi udawał znowu obłąkanego; noce spędzał nieraz całe na modlitwach. 

Mając przystęp dla swego zachowania prawie wszędzie, Symeon docierał do najzaciętszych grzeszników, napominał ich do poprawy życia, uczył ufności w miłosierdzie Boże, przerażał grożącemi po śmierci za winy karami. Wielu jednał w ten sposób dla Jezusa. Bóg też działalność jego uzacnił cudami, uzdrowieniami, naoczną przewagą nad złymi duchami; ale Symeon pokorny wszystkich tych dzieł tak dokonywał, że nie spotykało go uznanie, ale nadal upragniona pogarda. Nieraz przyłączał się do opętanych i razem z nimi nieludzkie wprost wydobywał z siebie głosy. Zagłuszał tym sposobem wołania złego ducha przez usta opętanych, że nie mają duchy potępione groźniejszego nieprzyjaciela nad Symeona obłąkanego, który tyle dusz nawraca dla niebios. Proroczym przejęty duchem przepowiedział święty trzęsienie ziemi oraz zarazę, jaką mieszkańcy mieli być nawiedzeni. Miał też liczne widzenia, objawienia i zachwycenia. 

Przeczuwając bliski koniec swego żywota, gotował się Symeon na śmierć z największą troskliwością; przywołał do siebie dyakona Jana; wyjawił mu ogrom łask, jakiemi Bóg go nędznego obsypał, prosił wszakże, bo niczego nie zdradzał przed śmiercią jego. Stosownie do woli świętego dyakon po pewnym czasie odwiedził Symeona w chatce zapadłej; zastał go już nieżywego. Ciało było pokryte liściami i chrustem. Nikt nie był obecny jego śmierci, jeno aniołowie z niebios. Rok śmierci pozostał nieznany. Ludność zbiegała się licznie, aby oddać cześć zwłokom męża, o którego świętości dowiadywała się teraz z ust świątobliwego dyakona Jana. 

Nauka 

Niejeden święty poniżał się umyślnie, błagał zachowaniem swym o pogardę, aby ćwiczyć się w pokorze, w cierpliwości, łamać pychę. W tym to celu urzeczywistnił niejako dosłownie św. Symeon słowa św. Pawła: Albowiem mądrość tego świata, głupstwem jest u Boga; a zarazem napomina: Jeśli kto zda się być mądrym między wami na tym świecie, niech się stanie głupim, aby był mądrym (I. Kor. 3. 18-19). Nie każdy powołany do takiego zaparcia się i do tych niezwykłych środków pogardy, jakie spotykamy w życiu św. Symeona, bo on kroczył nadzwyczajnemi drogami, na które Bóg tylko wybrane dusze powołuje. 

Ale z życia św. Symeona dla nas wypływa niewątpliwie nauka, baczyć na przeciwieństwo, jakie panuje między ziemią i niebem, człowiekiem a Bogiem, doczesnością i wiecznością; baczyć na obowiązki, jakie z przeciwieństwa z tego na nas spoczywają; w życiu obowiązki te spełniać, chociażby były pośmiewiskiem dla świata. Niepojęte w swej wzniosłości pozostaną dla świata ośmioro błogosławieństw, jakie Jezus dla tych wszystkich przeznaczył, którzy w przeciwieństwie żyją do sądów ludzkich. Niepojętą będzie nauka, jaką Zbawiciel głosił na górze: A ja wam powiadam, abyście nie sprzeciwiali się złemu; ale jeśli cię kto uderzy w policzek twój, nastaw mu drugiego. A temu, który się chce z tobą prawem rozpierać, a suknię twoją wziąść, puść mu i płaszcz. A ktoby cię kolwiek przymuszał na tysiąc kroków, idź z nim drugie dwa (Mat. 5. 39-41). 

Są to wszystkie nauki, które podkreślają ważność i wartość pokory w przeciwieństwie do pychy świata. Jak obowiązkiem naszym ścisłym nie jest naśladowanie sposobu życia, jakie wiódł Symeon, tak i nauk tych Chrystusa dosłownie nie należy rozumieć; ale w sercu swym przyswoić trzeba sobie te zasady, które Zbawiciel chce przykładami uwydatnić; do tego każdy zobowiązany; wybrane dusze spełniają wszystkie nauki Jezusa dosłownie, poparte siłą szczególniejszej łaski Bożej. 

Inni święci z dnia 1. lipca: 

ŚŚw. biskupi i męczennicy Kastus i Sekundynus z Sinuessa. - Św. Klarus, opat z Albi. - Św. Domicyan, opat. - Bł. Ezzo, biskup z Solnogrodu. - Św. Gallus, biskup z Chermont. - Św. Leoncyusz, biskup z Autun. - Św. Marcin, biskup z Yienne. - Św. Pambo, opat z Nitryi. - Św. Regina, żona dworzanina Adalberta z czasów Pipina francuskiego. - Św. Rumold, biskup z Dublina. - Św. Teobald, pustelnik. - Św. Teodoryk, opat. - Św. Floregiusz, biskup z Estang. - Św. Golwenus, biskup z Leon w Bretagne. 

Dnia 2. lipca 

Nawiedzenie Najśw. Maryi Panny. 

Już ze słów Zwiastowania Najśw. Marya Panna poznała, że Wcielenie Syna Bożego w Jej łonie oraz poczęcie Poprzednika Jezusowego w łonie podeszłej Elżbiety w ścisłym do siebie zostają związku. O prawdzie tej tem dobitniej się Matka Boża przekonała, kiedy posłuszna wezwaniu anielskiemu postanowiła nawiedzić swą krewnę w dalekim Hebron. Słusznie widzieć możemy inną jeszcze przyczynę Nawiedzenia w woli Boga, aby Syn Jego Jednorodzony dzieło zbawienia i uświęcenia rozpoczął, ledwie był zstąpił na ziemię. Zbliżając się w pokorze, lubo dostojniejszy do niższego, miał św. Jana jeszcze w łonie matki od zmazy uwolnić grzechu pierworodnego. 

Podejmując daleką drogę z Nazaret do odległego na 40 godzin podróży Hebronu, podążała Najśw. Dziewica z pośpiechem do Elżbiety, bo pełna była pragnienia, aby w jej szczęściu matczynem brać jak najrychlej serdeczny udział. Droga prowadziła przez góry Efraim; legenda opowiada, że Marya na odludnych ścieżynach, zdala od gwaru ludzkiego, zbliżała się do celu swej podróży; że jaszczurki i skorpiony i węże drogę jej zachodziły, że jednak jej szkodzić nie mogły, bo ślepotą zostały dotknięte. 

Przybywając do Hebron, miasta kapłańskiego, powitała w domu Zacharyasza krewną swą Elżbietę w serdecznych słowach, a spotkanie dwóch niewiast, którym Bóg tak wielkie przeznaczył współdziałanie do zbawienia rodu ludzkiego, było sposobnością dla wcielonego Słowa Bożego, aby łaski szczególniejszej udzielić tak Janowi św. jak i jego matce. Ledwie bowiem usłyszała Elżbieta głos Maryi, kiedy nadprzyrodzoną siłą poruszyło się dziecię w łonie małżonki Zacharyaszowej, wobec bliskości Tego, na którego z urzędu i powołania swego miał św. Jan wskazywać. Czy poruszenie to było objawem jakiejkolwiek samowiedzy, nikt nie rozstrzygnie; prawdopodobną natomiast rzeczą, że właśnie w tej chwili św. Jan stosownie do słów anioła, został uświęcony przez uwolnienie od zmazy pierworodnej. Nie mniejszej łsski doznała św. Elżbieta, bo Duchem św. napełniona wypowiada to, czego w przyrodzony sposób ani z siebie wiedzieć nie mogła ani od drugich. Powtarzając słowa Gabryela, wynosi Maryę jako błogosławioną pomiędzy niewiastami, sławi godność Dziecięcia w łonie Dziewicy; godność ta jest zarazem przyczyną czci przynależnej Maryi. W poczuciu więc swej własnej niegodności pojąć nie może szczęścia, że Matka Zbawiciela, Matka Pana i Boga, ją nawiedzić zechciała. Nie może się powstrzymać Elżbieta, aby nie uwydatnić bliżej łask, jakich źródłem było dla niej i dla jej dziecięcia przybycie Najśw. Maryi Panny. Przyznaje jawnie, że na odgłos słów powitania przez Maryę dziecię poruszyło się w jej łonie, że więc radość matki udzieliła się i dziecięciu; uczucia wszakże te uznacnione w nadprzyrodzony sposób łaską Ducha św. pozwoliły odrazu poznać Elżbiecie, że Marya krewna matką została Zbawiciela. Wobec tej prawdy rozpływa się serce Elżbiety w uniesieniu nad szczęściem ludzkości, do którego przyczyniła się Marya, kiedy uwierzyła w wszystko, co Anioł zwiastował, a silną wiarą w dziewicze poczęcie samego Syna Bożego urzeczywistniła i wolę Bożą i pragnienie upadłego człowieka. Silna ta wiara Maryi jest dalszem dla Elżbiety powodem, aby podnieść jej słuszną cześć i chwałę. 

Pod wpływem nadprzyrodzonego oświecenia poznała więc Elżbieta tajemnicę Wcielenia a zarazem i godność Maryi. Najświętsza zaś Dziewica potwierdza słowa Elżbiety, kiedy wobec cudów doznanej łaski Bożej wielbi w pieśni podniosłej swe dostojne powołanie, które ubogiej i pokornej dziewicy wyznaczało miłosierdzie Boże. 

Wielbi więc Marya Boga całą duszą swoją, a duchem swoim, a więc całą istotą, tonie w radości nad łaską Boga; Bóg przedmiotem jej niewymownego wesela, bo jest zbawieniem dla ludzi, jest jej własnem zbawieniem z chwilą, kiedy został jej synem. Tem słuszniejszy powód do radości, że Bóg nie odwrócił od niej oblicza Swego, zagniewany na człowieka; że nie powstrzymało Go ani ubóstwo ani niskość Maryi, aby jej udzielić łaski Swej miłości, których cnotami przynajmniej godną była jako prawdziwa służebnica Pańska. 

Podniecona słowami Elżbiety i Marya w proroczym duchu widzi przyszłą swą chwałę w dalekie pokolenia; czcić ją będą wszyscy jako matkę Zbawiciela. Bo rzeczywiście wielkiego doznała odznaczenia, kiedy w dziewictwie poczęła Tego, który Synem Bożym i spadkobiercą tronu Dawidowego. Dokonać tego mogła tylko wszechmoc Boża, która zdoła spełnić to, co zechce; dokonać mogła tego tylko świętość Boga, która w obrzydzeniu grzechów rozpoczęła dzieło uświęcenia; dokonać mogło tego tylko miłosierdzie Boga, które zawsze się objawiało wobec tych, co bojaźnią żyli i żyją Bożą, a obecnie objawia się w czynie, którym ludzie bez zasługi mają się wybawić z pętów złego ducha i grzechów. Marya sama doznała wszechmocy Bożej, kiedy pomimo godności matki zachowała panieństwo; doznała świętości Bożej, kiedy potoki łask na nią się zlały; doznała miłosierdzia Bożego, kiedy w szczególniejszy sposób bierze udział w owocach odkupienia już przez wzgląd na Niepokalane Swe Poczęcie. 

Wszechmoc więc, świętość i miłosierdzie Boże złożyły się na podniesienie godności Maryi; nie zapomina jednak Najśw. Dziewica swej niskości, która na pozór w sprzeczności stoi z wysoką jej godnością; Bóg wszakże w Swych niezgłębionych wyrokach nieraz dziwy działał przez środki w oczach świata słabe, pogardzone i poniżone. Często już potęgą Swego ramienia rozproszył tych, co pychą żyjąc w sercach chwały doznawali świata, strącał z tronów możnych, aby wynieść nieznanych i wzgardzonych; dostatkami obsypywał ubogich, a bogatych skazywał na ubóstwo. Czyn taki niepojęty w oczach świata spełnił się i w Maryi z woli Bożej, a przez Maryą spełnił się i w Izraelu, którego dotychczas szczególniejszą opieką Bóg otaczał i obecnie znów przez dzieło otoczył zbawienia. 

Wybrał sobie Bóg pomiędzy ludami naród Izraelski; prowadził go przez długie wieki, a pomimo niewierności znowu dowody mu daje Swej miłości w dziełach zbawienia. Sługą tylko Bożym był Izrael wobec majestatu niebieskiego Króla, a jednak odebrał obietnice, że Zbawiciel ma wyjść z jego potomstwa i wśród niego dokonać się ma zbawienia. Pomny więc na obietnicę nie wysłużoną, jeno miłosierdziem niezgłębionem spowodowaną, wypełnia Bóg to obecnie, co przyrzekł patryarchom i prorokom i królom. Spełnienie danych obietnic ma ogarnąć skutkami i owocami swemi na wieki całe potomstwo Abrahamowe. 

Pieśń ta ˝Wielbij duszo moja Pana˝ jest treścią swoją dlatego tak wybitną, że w niej w najszczytniejszy sposób powtarzają się myśli, jakie napotykamy w pieśniach Starego Zakonu, przypisywanych czy to Maryi, siostrze Mojżesza, czy to Deborze, lub Annie, matce Samuela; łączy w sobie wspomnienia dziejowe Starego Zakonu, w których Bóg dziwne Swe dzieła i niepojęte Swe wyroki tylekroć urzeczywistnił, kiedy chciał stwierdzić i wszechmoc Swoją i świętość i miłosierdzie. 

Przypuszczać możemy, że jak pierwsze chwile powitania niezwykłemi zaznaczyły się łaskami, tak i dalszy pobyt Maryi w domu Elżbiety nie mniej obfitym był źródłem dalszych łask. Wiemy bowiem, że Najśw. Dziewica całe trzy miesiące spędziła w Hebron, aby nakoniec powrócić do skromnego swego domku w Nazaret. Opuściła Hebron prawdopodobnie przed narodzeniem św. Jana, bo Ewangelie św. jej nie wspominają, kiedy opisują okoliczności, wśród których Poprzednik Zbawiciela na świat przyszedł i odebrał swe imię. 

Nawiedzenie zaś Najśw. Maryi Panny dla łask przez nią zesłanych podobnie służyć może na dowód przemożnej Jej przyczyny i pośrednictwa pomiędzy Bogiem a ludźmi, jak cud na godach w Kana, kiedy na prośbę Matki Swej Zbawiciel przemienił wodę w wino. Słusznie więc wierzymy, że wszelkie łaski spływają na nas za pośrednictwem Matki Bożej. 

Nauka 

Godność i potęga, jaką posiada Najśw. Marya Panna jest dla nas pociechą, że u niej jako u matki najmiłościwszej znajdziemy pomoc w wszystkich sprawach duszy i ciała. Gotową jest każdemu grzesznikowi uprosić u Boga przebaczenie win, skoro chce się poprawić i serdecznie za przestępstwa swe pokutować. Gotową jest i sprawiedliwemu wybłagać u Boga pomnożenie łask, aby wytrwał w dobrem i coraz większe zdobywał zasługi. 

Wielkie było miłosierdzie Maryi, mówi św. Bonawentura, za życia Jej na ziemi; większem jest w niebiesiech, gdzie Jej przyczyna nie jest ograniczona względami na dzieło zbawienia, które miało się dopiero dopełnić. W niebie też Marya jaśniej widzi i ogarnia potrzeby, jakie posiada ludzkość. Stąd to też dobrodziejstwa, jakie Maryi zawdzięczamy, są bez miary. A pamięć na nie powinna nas natchnąć i chęcią większej czci i chwały Maryi i wzywaniem Jej pośrednictwa, gdzie tylko się okaże koniecznem. 

Nawiedzenie Najśw. Maryi Panny zaznacza się łaską, świętością i w celu swem i w przebiegu. Jakież twoje z innymi obcowanie? Jakież twoje odwiedziny u przyjaciół i znajomych? Bacz na to, aby co do pobudek i co do celu nie były grzeszne, aby nie były marnowaniem czasu, objawami próżności, które zapominać ci każą i zaniedbywać obowiązków swego stanu. Niepotrzebne i długie odwiedziny już dlatego są karygodne, że czas marnują niepowrotny, a cóż dopiero, kiedy służą do niegodziwych zajęć przez grzeszne rozmowy, gry i inne występki. Niema, mówi św. Bonawentura, większej szkody jak utrata czasu, bo czasu nigdy nie odzyskamy z powrotem i raz zmarnowany na zawsze pozostanie bez korzyści dla zbawienia i chwały niebieskiej, do jakiej mamy dążyć. 

Tego samego dnia. 

Święty Oton, biskup z Bamberga, apostoł Pomorza. (1060 - 1139.) 

Z znamienitej rodziny Mistelbach (nie zaś z hrabiów Andechs, jak niektórzy twierdzą) przyszedł na świat św. Oton r. 1060. Utraciwszy rychło rodziców swych, a pozostawiony sam sobie, udał się do Polski, gdzie wyuczywszy się języka krajowego założył licznie uczęszczaną szkołę, a nadto zdobył sobie już jako kapłan zaufanie Władysława Hermana. W poselstwie udał się do cesarza Henryka IV. z prośbą o rękę owdowiałej siostry cesarskiej Judyty (Zofii) dla swego władzcy; starania odniosły pożądany skutek; Oton zaś w nagrodę został kapelanem nadwornym w Polsce; niedługo potem przeniósł się na życzenie cesarza znowu do Niemiec, gdzie uzyskał przez pewien czas godność kanclerza państwa. 

Henryk chciał w szczególniejszy sposób nagrodzić wierną służbę Otona; nadaremnie mu ofiarował biskupstwo w Augsburgu, potem w Halberstadt; wkońcu spowodował go do przyjęcia biskupstwa w Bambergu r. 1102. Sakrę biskupią otrzymał Oton z rąk papieża Paschalisa r. 1106, kiedy przebywał w Rzymie w sprawie układów pokojowych pomiędzy papiestwem i cesarstwem; nie chciał prędzej święceń przyjąć, pókiby zatargi o obsadzanie biskupstw nie zostały załatwione w myśl Kościoła. Opowiadają, że gdy obejmował rządy w Bambergu r .1102, pomimo zimna pieszo i boso zbliżał się do swej stolicy biskupiej. Kiedy zaś jako rzeczywisty biskup osiadł w Bambergu, zachowywał prostotę apostolską w całem urządzeniu swego życia, hartując ciało swe i wolę ostremi umartwieniami i krwawemi nieraz biczowaniami. Gorliwy w swych obowiązkach, budował liczne kościoły, a założył coś 21 klasztorów, dając im hojne wyposażenie. Tum w Bambergu jemu zawdzięczał wspaniałe swe odnowienie. Wykupywał przytem zamki, które kiedyś należały do kościoła, wspierał hojnie ubogich, budował szpitale, szkoły, wspierał wszystkich w czasie potrzeby dotkliwej wskutek głodu. Środków dostarczały mu dochody biskupie, ofiary rodzin bogatych, nadto datki Bolesława polskiego, Wratysława pomorskiego, Władysława czeskiego, Beli II. węgierskiego. 

W politycznych sprawach starał się odpadłe duchowieństwo i cesarza pojednać z papiestwem. Przyczynił się nie mało do ostatecznego pokoju przez zawarcie t. z. Konkordatu wormackiego z. r. 1122. Pozatem spełniał swe obowiązki jako książę udzielny, budując zamki na obronę kraju. 

Pomimo swych wpływów i stanowiska wybitnego zachował Oton skromność i pokorę. Sam sprawował św. Sakramenta, odwiedzał chorych, starał się o pogrzeby uczciwe ubogich; sam nawet nosił zwłoki na cmentarze. Z biednymi chętnie przebywał; ich też wzywał do stołu swego, oddając im to, co miał najlepszego; sam zadawalał się wodą i chlebem. 

Największą przecież chwałą okrył się Oton przez działalność swą misyjną na Pomorzu, gdzie biskupstwo w Kołobrzegu z Reinbertem z czasów Bolesława Chrobrego powoli upadało; niczego też nie dokonała praca Bernarda z Hiszpanii, którego ubóstwo odstręczało żądnych przepychu Pomorzan. Wiadomości odebrane od Bernarda w Bambergu, nadto wezwania Bolesława III., który znowu przewagę Polski przywrócił nad Wratysławem pomorskim, skłoniły Otona do podjęcia misyi w zagrożonym dla chrześcijaństwa kraju. Jako legat Kaliksta II. ruszył r. 1124 na Pomorze w całym przepychu księcia udzielnego; przez Gniezno dotarł do Pyritz, gdzie pierwszy raz nawrócił kilka tysięcy Pomorzan. W Kamieniu nakłonił Wratysława do otwartego wyznawania wiary Chrystusowej; wielką znalazł pomoc w współdziałaniu żony księcia, gorliwej chrześcijanki. Pozyskał dalej mieszkańców Szczecina, Julina (Wollina), a nawróciwszy 22000 pogan, zbudowawszy 11 kościołów i założywszy w 8 miastach gminy kościelne, zostawił swe dzieło pod opieką kapłana polskiego Wojciecha, sam zaś udał się do Gniezna, potem do Pragi. Na wieść o rozprzężeniu stosunków na Pomorzu, wyruszył po raz drugi tamdotąd z pełnomocnictwami Honoryusza II. Pozyskał miasta Usedom, Wolgast, Gutzkow; Bóg cudami nieraz chronił biskupa przed zaciekłością pogan. Wyprawa na wyspę Rugią nie przyszła do skutku. Wracając do Bamberga, nie zdołał wyświęcić biskupa pomorskiego, któryby dalej rozpoczęte prowadził dzieło bo wywiązały się zatargi o prawa kościelne do Pomorza pomiędzy Gnieznem w Polsce, Magdeburgiem w Niemczech i Lundem w Szwecyi; do Lund należała Rugia. 

Spełniwszy zadania swego życia, św. Oton już bliski śmierci, kazał się przyjąć w szeregi zakonników, lubo z woli opata klasztoru na górze św. Michała w Bambergu nie otrzymał sukni zakonnej. Umarł dnia 30. czerwca r. 1139, Klemens III. zaliczył go w poczet świętych r. 1189; Kościół pamięć jego obchodzi na dniu 2. lipca. 

Inni święci z dnia 2. lipca: 

w. Adeodat, kapłan. - Św. Juwenalis, biskup Jerozolimy. - Św. Monegunda, wdowa i pustelnica. - Bł. Piotr z Luksemburga, kardynał i biskup z Metz. - ŚŚw. męczennicy Processus i Martynyan. - Św. Kwintus, męczennik. - Św. Swintun, biskup z Winchester. - ŚŚw. męczennicy Aryston, Krescencyan, Eutychyan, Marcya, Symforoza, Urban, Witalis, Felicissimus, Feliks, Justus. 

Dnia 3. lipca 

Święty Anatol, patryarcha z Konstantynopola. (+ r. 458.) 

W Aleksandryi ujrzał światło dzienne św. Anatol; był synem wybitnych bogobojnością i pochodzeniem rodziców, którzy go od młodości zaprawiali do bojaźni Bożej. W czas też oddali go pod opiekę biskupa aleksandryjskiego Cyryla. Od świętego męża tego przyswoił sobie zasób głębokich nauk, a zarazem przejął się taką powagą życia, że unikał wszelkich rozproszeń niepotrzebnych przy obcowaniu z rówieśnikami lekkiego ducha. Natomiast dążył całą siłą do zdobycia i utrwalenia cnót prawdziwie chrześcijańskich. W naukach celował ponad wszystkimi współuczniami, a gorliwością swoją zadziwiał mistrzów. 

Dojrzały duchem powołany został przez Cyryla do grona duchowieństwa; przyjął święcenie i obowiązki lektora, aby Pismo św. czytywać ludowi w świątyniach Pańskich. Niedługo potem posunięty na dyakona załatwiał sprawy polecone mu przez biskupa, które wprowadziły go w szerszą dziedzinę działalności a nawet go powoływały na dwór cesarski. Sprawa herezyi Nestoriusza dała św. Anatolowi nową sposobność do objawienia zalet swego umysłu i przymiotów swej duszy. Przy boku bowiem św. Cyryla aleksandryjskiego przybył na sobór do Efezu, a chociaż nie posiadał sakry biskupiej, brał przecież gorliwy udział w uczonych wywodach nad fałszami Nestoriusza, wedle których w Chrystusie miały być dwie osoby, a Najśw. Marya Panna miała być matką Chrystusa jako człowieka, nie zaś jako Boga. Nestoriusz został potępiony; ustąpić musiał z stolicy biskupiej w Konstantynopolu, którą później zajął patryarcha Flawian. W przeciwieństwie do herezyi Nestoriusza około dziesięć lat po soborze w Efezie nowe błędy zaczął głosić archymandryta Eutyches z Konstantynopola, bo twierdził, że w Chrystusie jako jedna jest osoba Boża tak jedną jest natura. Zwołał Flawian synod do Konstantynopola r. 448, na którym potępił Eutychesa i złożył z urzędu. Postronne przecież wpływy sprawę postawiły na ostrzu miecza. Rzezaniec Chrysapiusz pozyskał dla Eutychesa cesarza Teodozyusza II., a przeciw Flawianowi występił Dyoskur, następca Cyryla na biskupstwie aleksandryjskiem. Na samozwańczym synodzie w Efezus r. 449 Eutyches przywrócony został uroczyście do łączności z Kościołem; Flawian zaś potępiony pójść musiał na wygnanie do Lydii; czynnie podobno nawet przez Dyoskura znieważony, umarł niedługo potem. 

Spodziewał się zastęp zwolenników Eutychesa, że przez wyniesienie św. Anatola na stolicę patryarchalną w Konstantynopolu niecna i drażliwa zakończy się sprawa; przypuszczał mianowicie Dyoskur, że nowy biskup z samej już wdzięczności nie wystąpi przeciw tym, którzy nową ozdobili go godnością. Odrzucał św. Anatol w takich okolicznościach ofiarowaną mu infułę biskupią. Kiedy zaś po śmierci Teodozysza II. r. 450 siostra jego Pulcherya wyniosła męża swego Marcyna na cesarza, usposobionego przychylnie dla Kościoła katolickiego, nie było powodu dla Anatola, opierać się objęciu rządów biskupich w Konstantynopolu. Zwołał tamdotad synod r. 450, który potwierdził potępienie Nestoriusza i Eutychesa; sam Anatol został uznany przez papieża Leona Wielkiego jako biskup prawowity. Za Anatola wpływem cesarz Marcyan popierał sprawę soboru powszechnego, który za zgodą papieża przyszedł do skutku w Chalcedonie r. 451. Herezya Eutychesa została na nowo potępiona; Dyoskura złożono z biskupstwa, a całe zgromadzenie uznało za jedyną prawdę wiary naukę papieża Leona Wielkiego, przez którego usta wedle słów biskupów zebranych Piotr św. przemawiał. Zasługi niepomierne w załatwieniu groźnych tych zawikłań położył sam św. Anatol. 

Nie chciał się poddać wyrokowi Dyoskur, twierdził nawet, że Anatol i jego zwolennicy głoszą herezyą nestoryanizmu. Wtedy z natchnienia Bożego sprawę nadprzyrodzonemu postanowił biskup zostawić rozsadzeniu. Stronnictwa za wspólną ugodą spisały swe wyznania wiary i złożyły je na zwłokach św. Eufemii, męczenniczki w Chalcedonie z czasów Dyoklecyana. W gorących modłach kilkudniowych zanosiły się do Boga błaganie, aby znakiem z niebios stwierdził słuszność prawdziwego wyznania. Bóg wysłuchał prośby, bo wobec licznych świadków stwierdził się cud, że wyznanie Eutychyanów leżało jako odrzucone na posadzce zdaleka od grobu Eufemii, że natomiast wyznanie katolickie męczenniczka silnie w ręku trzymała. Radość ogarnęła zwolenników Anatola, bo oczywistszego nie mógł dostarczyć dowodu na czystość i nieskażoność prawd katolickich. 

Bóg jeszcze innymi cudami opromienił świętość i gorliwość Anatoła. Siła jego przyczyny u Boga objawiła się w czasie zarazy i suszy, jaka zapanowała w Konstantynopolu. W uroczystych procesyach i pokutniczych modłach zwracał się biskup z duchowieństwem o zlitowanie i miłosierdzie Boże; jako Mojżesz ręce ku niebu wyciągał, aby ochronić lud swój od kary i dopustu Stwórcy. Prośby gorące sprowadziły nakoniec obfity deszcz, a zaraza wkrótce zupełnie ustała. Kiedy zaś sam Anatol zapadł w groźną chorobę, uleczył go na wezwanie Daniel Słupnik w cudowny sposób; uzdrowienie to wedle zapowiedzi Anatola miało być zarazem dla Daniela obroną wobec zarzutów i zaczepek, że w błędach pozostaje i prawowiernych nie głosi nauk. 

W blasku swych cnót doskonałych, pełen pokory, która mu nieraz kazała spełniać najniższe wobec poddanych posługi, pełen łagodności i roztropności w sprawowaniu biskupiego urzędu przeniósł się św. Anatol r. 458 do wiecznej chwały; ciało jego pochowano w Konstantynopolu. Pamięć św. Anatola przypada na 3. lipca. 

Nauka 

Kościół katolicki jest stróżem objawienia Bożego, złożonego w Piśmie św. i tradycyi. Obowiązkiem jego stąd, prostować fałszywe zapatrywania na prawdy wiary i obyczajów, potępiać błędy, dawać orzeczenia dogmatyczne, skoro tego okaże się potrzeba. Powołany jest do tego Kościół na mocy urzędu nauczycielskiego, jaki mu przekazał Zbawiciel, kiedy zapowiedział: Kto was słucha, mnie słucha (Łuk. 16. 16), a zarazem przyrzekł, że pozostanie z apostołami po wszystkie dni aż do skończenia świata (Mat. 18. 20). 

Wykonuje Kościół swój wobec ludzi obowiązek albo przez orzeczenia samego papieża, albo przez orzeczenia zgromadzonych na powszechnych soborach biskupów, zostających w łączności z głową Kościoła. Dawniej tak liczne odbywały się sobory, bo chodziło o rozwinięcie podstaw wiary chrześcijańskiej. Dzisiaj prawdy wiary dość już są wyjaśnione, stąd potrzeba soborów wobec trudności jest mniejszą. Zresztą papież sam własną władzą określić może poszczególne prawdy, skoro ich określenie jest niezbędnem. 

We wszystkich takich orzeczeniach Kościół jest nieomylny; wyraźnie bowiem Zbawiciel zapowiedział, że bramy piekielne fałszu i niewiary Kościoła nie przemogą (Mat. 16. 18). Stąd też poddać się należy orzeczeniom Kościoła czy to przez sobory, czy to przez papieża w pokorze wiary. Wieki całe nieraz składają się na to, aby jaką prawdę n. p. Niepokalane Poczęcie Najśw. Maryi Panny dokładniej wyjaśnić; uczone wywody zajmują się dowodami przemawiającymi za prawdą lub przeciw niej. Najwybitniejsi geniusze zastanawiają się nad nią; nam więc nic nie pozostaje, jak uznać to, co po takich przygotowaniach Kościół ogłosi nieomylnie za przedmiot wiary. Kto się temu opiera z rozmysłem, przeczy prawdom ogłoszonym, popada w grzech śmiertelny, a naraża się przy braku poprawy na ciężkie kary kościelne, jakie ogłaszały liczne sobory powszechne, a nawet miejscowe, zwoływane już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. 

Inni święci z dnia 3. lipca: 

ŚŚw. biskupi Anatol i Euzebiusz z Laodicea. - Św. Chrestus, biskup z Syrakuzy. - Św. German, biskup z Mans. - Św. Gunter, książę Wales, opat. - Św. Heliodor, biskup z Altino. - Św. Jacek, podkomorzy cesarza Trajana, męczennik. - ŚŚw. męczennicy Ireneusz, dyakon i Mustiola, matrona. - ŚŚw. męczennicy Marek, Marcyan, Paweł. - Św. Jan Grande z zakonu Bonifratrów. - ŚŚw. męczennicy Eulogiusz, biskup, Herakliusz, Cyonya, Cyonyusz, Amedyn. - Św. Gutegon, pustelnik. 

Dnia 4. lipca 

Święty Ulryk, biskup z Augsburga. (890 - 973.) 

Urodził się św. Ulryk r. 890 w Wittislingen jako syn Hubalda, hrabiego na Dillingen i Kyburg. Podobno krótko po narodzeniu kapłan pewien przepowiedział dziecku przyszłe w Kościele dostojeństwa. Jako chłopczyk siedmioletni przebywał św. Ulryk w klasztorze w St. Gallen w Szwajcaryi, aby zawczasu przyswoił sobie podstawy i cnotliwego życia i wykształcenia umysłowego. Czystością życia i zdolnościami swemi taką wśród zakonników wyrobił sobie miłość, że chętnie go byliby zatrzymali jako współbrata. Nie był przeciwny temu Ulryk; idąc wszakże za radą Wiborady, która jako pustelnica niedaleko mieszkała klasztoru, porzucił myśl życia zakonnego; świątobliwa ta niewiasta przepowiedziała mu, że tam ma Bogu jako biskup służyć, gdzie rzeka (Lech) dwa rozdziela kraje; że znosić będzie musiał na biskupstwie ciężkie cierpienia, bo dopiero pod koniec życia dozna zupełnego spokoju. Wrócił więc dorastający młodzieniec do domu rodziców, którzy go oddali pod opiekę biskupa Adalberona w Augsburgu. Przymioty, jakimi jaśniał Ulryk, zjednały mu serce i zaufanie zwierzchnika; poruczył mu najprzód niektóre kościelne obowiązki, a potem wyświęcił go na kapłana. 

Z