Żywoty Świętych Pańskich. Tom Dwunasty. Grudzień - Władysław Hozakowski - ebook

Żywoty Świętych Pańskich. Tom Dwunasty. Grudzień ebook

Władysław Hozakowski

0,0

Opis

Tom zawiera życiorysy osób świętych i błogosławionych, których Kościół Katolicki wspomina w miesiącu grudniu

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 210

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ŻYWOTY ŚWIĘTYCH PAŃSKICH

GRUDZIEŃ

Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł na wszystkie dni całego roku ułożył: Ks. Władysław Hozakowski

Armoryka

Projekt okładki: Juliusz Susak 

Na okładce: Albrecht Dürer (1471–1528), All Saints, Adoration of the Trinity (Landauer Altar) (1511), Kunsthistorisches Museum, Wien

(licencja public domain), źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Albrecht_Dürer_-_Adoration_of_the_Trinity_(Landauer_Altar)_-_Google_Art_Project.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights). 

Wydanie na podstawie edycji poznańskiej z 1908 roku. Zachowano oryginalną pisownię

Copyright © 2018 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

e-mail:[email protected]

GRUDZIEŃ

Dnia 1. grudnia

Święty Eligiusz z Noyon, biskup. (588-659.) 

Z ojca Eucheriusza, z matki Terrigii urodził się św. Eligiusz roku 588 w Chatelac pod Limoges w dzisiejszej Francyi. Wśród dość wielkich dostatków wychowany został nadzwyczaj bogobojnie. Skłonność, jaką okazywał do sztuki złotniczej, spowodowała rodziców, że starali mu się dać sposobność nietylko do nauk, ale także do wykształcenia swych zdolności u złotnika w Limoges, nazwiskiem Abbon. Nie zapominał przecież Eligiusz pomimo przeciążającej pracy o swych obowiązkach wobec siebie, bliźnich i Boga. Jaśniał przezorną roztropnością, z otwartością łączył łagodność, chętny był do przysługi. Bywał często na Mszy św., nie opuszczał nabożeństwa w dni świąteczne; gorliwie słuchał nauk, upodobanie miał w modlitwach i rozmyślaniach. Tak sumiennie baczył na swe obowiązki, że otoczenie nazywało go zakonnikiem wśród świata. 

Zajęcia zaprowadziły Eligiusza do Paryża, gdzie zapoznał się z Kobonem, skarbnikiem króla Lotara II. Korzystając z pobytu nadzwyczaj zdolnego złotnika, król polecił mu wykonanie tronu, wysadzanego drogimi kamieniami; miał ich dostarczyć Kobon. Z materyału dostawionego Eligiusz wykonał nie jedno, ale dwa krzesła tronowe ku wielkiemu zadowoleniu króla. Sumienność pracownika takie mu zdobyła zaufanie u dworu, że musiał pozostać w Paryżu, a nawet został wyniesiony na kierownika mennicy. 

Zaszczyty odbierane nie uwiodły Eligiusza; pozostał wiernym Bogu. Oddawał cześć Stwórcy przez swe praktyki religijne; wobec pokus dworskich umartwiał się czuwaniami, włosiennicą, dziełami pokuty. Dochody swoje przeznaczał na dobre cele; wspierał hojnie ubogich. Dbał o zewnętrzną też ozdobę kościołów. Upiększył grób św. Marcina w Tours, dalej św. Dyonyzego; wykonał kosztowne trumny dla innych jeszcze Świętych, którzy czci doznawali osobliwszej we Francyi, n. p. dla św. Genowefy, św. Seweryna i t. d. 

Następca Lotara, imieniem Dagobert I., zachował szacunek poprzednika swego dla Eligiusza. Chcąc wynagrodzić przysługi, podarował mu władzca dom w Paryżu i posiadłości ziemskie pod Limoges. Eligiusz, który już i tak żył w sposób zakonny i swych domowników prowadził do świętości przez cnoty i dobre uczynki, przeznaczył dom otrzymany na klasztor żeński, na którego czele stanęła św. Aurea; na posiadłościach zaś ziemskich założył opactwo Solignac, które w krótkim czasie liczyło około 150 członków. Powiadają, że budując kościół św. Pawła, Eligiusz nie zachował przez nieostrożność rozmiarów świątyni; sięgała więc dalej, niźli sięgać miała wedle planów przedłożonych Dagobertowi. Święty mąż zasmucił się popełnioną nieuwagą, na kolanach błagał o przebaczenie swego błędu. Król wzruszony taką sumiennością pouczył swych dworzan, aby z Eligiusza brali sobie przykład wzniosły we wszystkich sprawach. 

W poczuciu chrześcijańskiej prostoty i uczciwości odmówił Eligiusz Dagobertowi przysięgi wymaganej; miał ją złożyć jako zaufany królewski w poleceniach ważnych. Odwołał się na wolę Bożą, która zakazuje przysięgać bez potrzeby; wskazał na swoją dotychczasową wierność, a zapewniał, że i w przyszłości w niczem jej nie naruszy. 

Świątobliwości swej udzielał Eligiusz innym. Za jego staraniem Tilon, niewolnik saski, poświęcił się życiu klasztornemu, aby zdobyć sobie chwałę korony niebieskiej i czci publicznej doznawać w Kościele. Z domowników Tytuan został męczennikiem, Buchin opatem, Andrzej, Jan, Marcin kapłanami. Wiernym towarzyszem Eligiusza był młody wówczas jeszcze św. Audin, przyjaciółmi byli św. Dezydery, późniejszy biskup z Cahors, i św. Sulpicy, późniejszy biskup. 

Ich to wpływom, zawdzięcza się, że Eligiusz, który polityczne zasługi położył przez uspokojenie buntujących się mieszkańców w Bretagne, a wobec Kościoła przyczynił się do potępienia obłędliwych duchów na synodzie w Orleans, miał zostać wyniesiony do biskupiej godności. Po śmierci bowiem Acharyusza w r. 639 osierociły się biskupstwa w Noyon i Tournay, złączone od r. 512 za św. Medarda. Pomimo oporu musiał Eligiusz przyjąć rządy w Noyon, niedługo potem Audin został biskupem w Rouen. Dla dobra Kościoła Klodwik II., syn Dagoberta, zgodził się na przedłożony mu wynik wyborów. 

Dlatego powołano Eligiusza na biskupstwo, ponieważ cześć dyecezyi z Noyon i Tournay nie zupełnie jeszcze była przejęta duchem Chrystusowym. Działał już w okolicach Gent za Acharyusza biskup św. Amand, później św. Audomar. Utwierdzenie wszakże religii w Flandryi przypisać należy głównie św. Eligiuszowi, który z narażeniem życia stałością i wytrwałością pozyskał mieszkańców dla Jezusa. Powiadają, że kiedy razu pewnego karcił gorszące rozrywki i tańce pod Nimes, uczestnicy zabawy nie posłuchali głosu biskupa. Za karę złe duchy opętały nieszczęśliwych. Dopiero po roku doświadczenia Eligiusz uwolnił ich od cierpień. Miał bowiem święty biskup dar cudów; potwierdzają to liczne uzdrowienia, dokonane przez niego. Miał i dar proroctwa; przepowiedział, że po śmierci Klodwika II. państwo się rozdzieli pomiędzy trzech synów, a dopiero najmłodszy Teodoryk je znowu połączy w jedną całość. 

Wśród biskupich obowiązków nie zapominał Eligiusz o swej duszy. Pokora, miłość ubogich, miłosierdzie, - oto cnoty, które wprost były nie do odłączenia od jego osoby. Najsurowszą pokutą starał się Boga przeprosić za najmniejsze niebaczności, za drobne przewinienia z młodości. Dom jego stał otworem dla ubogich; pomiędzy nich rozdzielał wszystko, co posiadał i uzyskał. Codziennie żywił dwunastu najbiedniejszych żebraków przy swym stole; sam im usługiwał. Wobec grzeszników najzatwiardzialszych okazywał niewymowną łagodność; ustrzedz się jednak umiał od słabości i ustępstwa, gdzie tego była potrzeba; był gorliwym bez cienia twardości lub niepożądanego uporu. 

Doprowadził św. Eligiusz biskupstwo swe do porządku; wszędzie zaszczepił ducha Chrystusowego, stąd też nazywają go apostołem Brabantu. Pełen zasług umarł w podeszłym wieku dnia 1. grudnia r. 659 wśród powszechnego żalu. Jest patronem złotników. 

Nauka 

Św. Eligiusz jest wzorem miłości bezinteresownej, pełnej poświęcenia dla Boga i bliźniego. Niestety ludzie zapominają o wzniosłości tych obowiązków; we wszystkiem wysuwają na pierwsze miejsce swoją osobę, swoje potrzeby. Nawet wobec Boga czujesz się dotkniętym, skoro nie zaraz prośby twe się spełniają. Szemrzesz na Stwórcę, tracisz ochotę i chęć do modlitwy, a modlisz się nie tak celem chwały Bożej jak może głównie z potrzeby o pomoc. 

Gorszym jeszcze twój stosunek do bliźniego. Zapominasz o tem, że równe ma z tobą prawa; pomimo to żądasz, aby się zupełnie przejął twą wolą, nigdy ciebie w niczem zbyt boleśnie nie dotknął. Skoro występujesz wobec bliźniego dobrotliwie, spodziewasz się nieraz nagrody przez przysługi; doznasz zawodu - już dobroć twa zamienia się w oziębłość. Powodem do takiego postępowania jest przecenianie samego siebie, uniewinnianie swych błędów, przesada w wynoszeniu swych przymiotów. 

Nieszczęsnym jest człowiek samolubny zbytnią, przejęty miłością własną. Żądzą tylko żyje pochwały, podnieca się powodzeniem, boli go lada nagana, przytłacza go lada nieszczęście. A przecież pamiętać należy, że wszystko spełniać mamy dla Boga i przez Boga, że samolubstwem Bogu odbierać chcemy należytą chwałę; że przez samolubstwo niezgodę siejemy, że rozbudzamy zazdrość, nienawiść, że sami sobie męki sprawiamy nieznośne. A przecież Boga masz miłować z całego serca swego, a bliźniego jak siebie samego! 

Inni święci z dnia 1. grudnia: 

Św. Kandyda, uczennica św. Pawła, męczenniczka. - Św. Florencya, dziewica i męczenniczka. - Św. Ewazy, biskup z Asti, męczennik. - Św. Nahum, prorok starozakonny. - Św. Natalia, wdowa po św. męczenniku Hadryanie. - Św. Prokulus, biskup z Narni. - Św. Ursycyn, biskup z Brescia, - ŚŚw. męczennicy Dyodor i Maryan. - Św. Ageryk, biskup z Verdun. 

Dnia 2. grudnia 

Święta Bibianna z Rzymu, dziewica i męczenniczka. (+ r. 363) 

Cesarz rzymski Julian pomimo przyjęcia chrztu św., pozostał w sercu poganinem; usiłował wytępić wiarę chrześcijańską, a przywrócić dawniejsze bałwochwalstwo. Przebiegły tyran chwycił się jednakże zupełnie innego sposobu aniżeli jego poprzednicy; chciał obalić chrześcijaństwo nie ogniem i mieczem, lecz zdradą i podstępem. Nie wydał okrutnych ukazów; natomiast usuwał chrześcijan od szkoły, nauki i wszelkich urzędów państwowych, by pozbawić ich wszelkiego wpływu i znaczenia. Żył naonczas w Rzymie mąż wysokiego rodu i powagi niepospolitej, imieniem Flawian, nader czynny i gorliwy opiekun i obrońca wyznawców Chrystusowych. Za popieranie chrześcijan wysłał go cesarz na wygnanie, małżonkę zaś jego Dafrozę kazał zamknąć w własnym jej domu jakoby we więzieniu. Smutny los dzielnej Dafrozy dzieliły dwie jej córki Bibianna i Demetrya. Cesarz chciał te biedne istoty tak długo więzić, ażby głodem zmuszone nie uległy i złożyły ofiar pogańskich. Lecz ani głód ani pragnienie nie przygnębiły świętych dziewic; owszem zdawały się z każdym dniem coraz piękniejsze i urodziwsze, a trwały mężnie przy wierze Chrystusowej. By złamać opór dziewic, wpadł Julian na nowy pomysł. Kazał Dafrozę wyprowadzić za miasto i ściąć ją mieczem. Wykonawcą poleceń cesarskich był Apronyan, starosta rzymski. Usunąwszy ojca i matkę mniemał okrutny tyran, że łatwo da sobie radę z osieroconemi córkami. Równocześnie pozabierano im całe mienie w nadziei, że takiej ofiary dla Chrystusa nie będą chciały ponieść. Apronyan się zawiódł. Czemże są dla serca wierzącego choćby największe dobra ziemskie w porównaniu z dobrami wiecznemi? Prawy uczeń Chrystusowy za nic sobie ma utratę mienia doczesnego, gdy wierzy, że w nagrodę za dobra ziemskie posiądzie skarby wieczne. To też na czyny niecne odparły pełne miłości i łaski Jezusa dziewice: ˝Lepiej utracić dobra doczesne, których przecież długo posiadać nie możemy, aniżeli dobra wieczne˝. Po niejakim czasie zawołał starosta obie siostry do siebie, przedstawiał im z uprzejmą grzecznością, żeby nie odmawiały posłuszeństwa wobec praw państwowych, a natomiast starały się o łaski i względy cesarskie; przyrzekł, że zwróci im zabrany majątek, czuwać będzie nad niemi jak ojciec nad dziećmi i poślubi je mężom zacnym i dostojnym; gdyby zaś bóstwom pogańskim czci oddać nie chciały, zagroził im więzieniem, torturami i surową śmiercią. Dzielna Bibianna odparła: ˝Bożkom twoim nigdy ofiary nie złożymy; czcimy jedynego prawdziwego Boga i wolimy raczej umrzeć aniżeli skalać się bałwochwalstwem. Jesteśmy dostatecznie bogate, bo posiadamy wiarę św. i żyjemy błogą nadzieją, że połączymy się w niebie z swymi drogimi rodzicami ku wiecznej szczęśliwości˝. To samo oświadczyła Demetrya; złamana wszakże długiem cierpieniem, padła na ziemię i wielbiąc Boga oddała ducha. Bibianna pozostała tedy sama; w zwycięskiej walce o koronę niebieską wyprzedzili ją ojciec, matka i siostra; tęskniła teraz za nimi. 

Poganie, prześladując chrześcijan i usiłując odwieść ich od Chrystusa, zrobili doświadczenie, że najłatwiej i najszybciej odpadają od wiary św. ci, którzy popadli w ciężkie grzechy cielesne. Apronyan oddał więc św. Bibiannę przewrotnej nierządnicy Rufinie, by młodą męczenniczkę przywiodła do upadku. Wszelkiej złości piekielnej użyła bezbożna kobieta, ażeby Bibiannę skusić do grzechu najobrzydliwszego. Przez cały boży dzień prześladowała ją bezwstydnemi mowami, piosenkami i ruchami; kreśliła jej rozkosz niedozwoloną słowami tak ponętnemi i czarujacemi, że zdawało się niepodobieństwem, pozostać nieczułą na tyle pokus. Lecz Bibianna zwyciężyła. Zamknięta razem z Rufiną w jednej izbie, nie mogła wprawdzie zapobiegnąć nagabywaniom; słyszała i widziała niejedno, do czego czuła wstręt największy. Do duszy grzech jednak nie dotarł, ogień pokus jej nie spalił. Bezustannie wzywała Boga na pomoc, a szczera modlitwa tak ją umocniła, że nie zezwoliła ani na najlżejsze upodobanie w złych mowach; owszem coraz to głębszem przejmowała się zamiłowaniem do cnoty anielskiej. Patrzała na wielkość i hart jej duszy nędzna Rufina; zamiast uznać swoją nikczemność, przemyśliwała nad coraz surowszemi okrucieństwami dla czystej duszy Bibianny. Czego dokonać nie mogła przebiegłem, dyabelskiem rozbudzaniem namiętności i chuci cielesnych, dokazać chciała gwałtem i przemocą. Od rana do wieczora poczęła św. dziewicę okładać rózgami i biczami; czyniła wszystko, cokolwiek wściekła złość jej poddała. Bibianna atoli trwała mocno przy swojem postanowieniu; wolała utracić raczej życie aniżeli niewinność. 

Bezsilna w swej złości, Rufina przekonała się, że wszelkie bezecne wysiłki są daremne; uwiadomiła o tem starostę i wymogła na nim, że natychmiast wydał wyrok śmierci na dzielną uczennicę Pańską. Apronyan wydał rozkaz, by świętą dziewicę, obnażoną ze wszystkich szat, przywiązano do słupa i bito prętami ołowianymi tak długo, dopókiby ducha nie wyzionęła. Bibianna zapewniła jeszcze raz, że umiera z największą radością za wiarę w Jezusa Chrystusa, poczem podniosła oczy ku niebu, aby Bogu oddać duszę swą niewinną. Było to dnia 2. grudnia 363. r. Starosta zostawił zwłoki św. męczenniczki psom na pastwę, lecz Bóg czuwał nad niemi, bo drugiej nocy po śmierci Bibianny pochował je pewien pobożny kapłan obok grobu matki i siostry. W piątem stuleciu postawił papież Symplicyusz nad jej grobem wspaniałą świątynię. 

Nauka 

Przykład św. Bibianny niech będzie dla ciebie nauką, że za nic trzeba sobie mieć utratę dóbr doczesnych tam, gdzie chodzi o pozyskanie dóbr wiecznych; że największym nieszczęściem dla człowieka nie są przykrości i bóle ziemskie, ale grzech śmiertelny. Prawda, utrata majątku, dobrego imienia i sławy, opuszczenie przyjaciół, utrata zdrowia i cierpienia cielesne dokuczą nieraz człowiekowi i cierpko je znosić przypadnie; bo zaiste, nikomu nie jest obojętną rzeczą znosić głód i pragnienie lub opływać w dostatki i wygody, doznawać przyjaźni lub nienawiści bliźnich, słuchać obelgi albo pochwały, cieszyć się zdrowemi dziatkami albo widzieć je na marach śmiertelnych; atoli wszystkie te utrapienia, bóle i zawody nie zdolne nam wydrzeć pokoju duszy, skoro zachowała niewinność. A pokój duszy, zadowolenie wewnętrzne, to przecież jedyne i najwyższe szczęście ziemskie. Co nas natomiast niepokoi i dręczy, co nas nawet wśród szczęścia doczesnego, wśród oklasków chwały, rozkoszy i bogactw obfitych przeraża i trwoży, to grzech, to zniewaga i obraza majestatu Bożego. Grzech, owe zuchwałe zdeptanie praw najświętszej woli Stworzyciela, jest jedynem prawdziwem złem i nieszczęściem na świecie. Możnaby tu wskazać na przykład Saula i Dawida, którzy poczatkowo szczęśliwi i zadowoleni zaraz po grzechu popadli w ciężką trwogę i rozpacz. Lecz pocóż przytaczać doświadczenia cudze? Czyż nie lepiej pytać samego siebie? Kiedy to powstała burza w duszy twojej? Wszak po każdym ciężkim grzechu? Tak, wtedy to uczułeś lęk i niepokój, wtedy to uczułeś się załamanym i przygnębionym. A więc, bracie drogi, bądź roztropny i dla krótkiej, złudnej uciechy nie trać szczęścia prawdziwego; unikaj jak zarazy grzechu ciężkiego. 

Inni święci z dnia 2. grudnia: 

Św. Atanazy, mnich. - Św. Chromacy, biskup z Akwilei. - Św. Euzebiusz, kapłan. - Św. Ewazy, biskup z Brescyi, - Św. Fred, opat. - Św. Lupus, biskup z Werony. - Św. Sylwan, biskup z Frygii. - Św. Nonnus, biskup z Heliopolis w Syryi. 

Dnia 3. grudnia 

Święty Frańciszek Ksawery. (1506-1552.) 

Urodził się Frańciszek w dziedzicznym zamku swej rodziny Ksawer w królestwie Nawarra w Hiszpanii 1506 roku z Jana Jasso i Maryi Arpilcueta, rodziców szlacheckiego pochodzenia. Obdarzony niezwykłą bystrością umysłu, nie chwycił się zwyczajem rodzinnym służby wojennej, lecz zamierzał obrać sobie nauki jako cel życia. Na wszechnicy paryskiej słuchał filozofii, rychło uzyskał stopnie akademickie; obszerną swą wiedzą, potęgą wymowy i nadzwyczajną urodą wzbudzał podziw wszystkich. Oszołomiony sławą marzył już młody uczony o wielkich zaszczytach i wysokich stanowiskach. Razem z Ksawerem kształcił się w Paryżu jeszcze inny szlachcic hiszpański, św. Ignacy z Loyola, który ożywiony gorącem pragnieniem służenia Bogu i bliźnim pragnął pozyskać dla swego zakonu uczonego ziomka. Nie szczędził przeto trudów i zabiegów, by Frańciszka innym natchnąć duchem. Dumny Frańciszek szydził początkowo z umartwień, pokory i poświęcenia św. Ignacego, ale rozbroiły i upamiętały go wreszcie słowa Pana Jezusa, które Ignacy często mu powtarzał: ˝Cóż pomoże człowiekowi, choćby świat cały pozyskał, a szkodę odniósł na duszy swojej?˝ Poddał się tedy całkiem kierownictwu św. Ignacego; w dzień Wniebowzięcia Najśw. Panny Maryi r. 1534 złożył z kilku towarzyszami w kościele Montmartre w Paryżu śluby, że życie swe poświęci nawracaniu niewiernych w Ziemi Świętej i zbawieniu dusz wiernych. Frańciszek zrzekł się obowiązków mistrza filozofii; począł słuchać teologii a surowemi umartwieniami, postami i bezustanną modlitwą gotował się do pracy apostolskiej. 

W roku 1537 podążył św. Frańciszek z polecenia św. Ignacego do Wenecyi. Całą tę drogę odprawił pieszo jako ubogi pielgrzym, kilka tylko książek niosąc w tłomoczku. W Wenecyi spędził sługa Boży dwa miesiące w szpitalu nieuleczalnych, doglądając chorych. Służył chorym z wielką pokorą, upominał ich do cierpliwości i śmierci pobożnej, zamiatał izby, słał łóżka i wszelkie inne czynił posługi. Pewnym jednakże chorym, dotkniętym okrutnie obmierzłą chorobą, Frańciszek z początku się brzydził; nie mógł się przezwyciężyć nawet, aby na niego patrzeć. Wtedy wyobraził sobie, że chory to Jezus, którego tak bardzo kochał; zwalczył siebie, jął całować sprośne rany chorego. Odtąd nie czuł wstrętu do najobrzydliwszych cierpień tego rodzaju. Tu w Wenecyi otrzymał Frańciszek święcenia kapłańskie, złożywszy na ręce posła papieskiego ślub posłuszeństwa, ubóstwa i czystości. Do odprawienia pierwszej ofiary gotował się czterdzieści dni w pewnej ubogiej, słomą przykrytej chacie niedaleko Padwy postem, modlitwą i rozmyślaniem; poczem odprawił Mszą św. z najgłębszem przejęciem. 

Tymczasem porzucił był Ignacy św. pierwotny swój zamiar nawracania niewiernych; postanowił natomiast służyć zbawieniu dusz chrześcijańskich wedle rozkazu papieża. Św. Frańciszek pracował najpierw w Bologni, gdzie prostemi kazaniami i przykładem ubogiego a pełnego poświęcenia żywota przywiódł wielu do życia cnotliwego; później działał w Rzymie przy kościele św. Wawrzyńca z niemałym pożytkiem. W tym czasie zaniósł król portugalski Jan III. prośbę do papieża i św. Ignacego, by mu dał kilku zakonników dla Indyi Wschodnich. Wybór padł na Frańciszka i na jeszcze jednego towarzysza, nazwiskiem Piotr Mascarenhas. Frańciszek widział w tem wolę Bożą; bez zwłoki wyruszył do Lizbony, stolicy Portugalii. Droga prowadziła blisko zamku ojcowskiego, gdzie żyła jeszcze matka misyonarza; mimo to. odmówił sobie zakonnik przyjemności odwiedzin, pomny na słowa Pańskie, iż prawdziwy uczeń Chrystusowy w służbie Bożej nie ogląda się ani na dom ani na matkę i ojca swego. W Lizbonie przyjął król Frańciszka i jego towarzysza nader życzliwie; ofiarował mu na tymczasowe i mieszkanie wspaniały pałac, lecz Frańciszek zamieszkał w szpitalu, by usługiwać chorym. Bawił tu ośm miesięcy, a przykład jego życia bogobojnego i pełne namaszczenia nauki tak ujęły serca mieszkańców, że miasto duchowo się odrodziło, a Jezuitów nazywano apostołami. 

Dnia 7. kwietnia 1541. r. wsiadł Frańciszek św. na okręt i ruszył ku Indyom. Podróż trwała trzynaście miesięcy. Trzeba było opłynąć całą Afrykę, Arabię i Persyę i dwakroć mijać równik, gdzie panują nieznośne gorąca, w których żywność się psuje, a ludzie w ciężkie popadają choroby, Mąż Boży okazywał się w ciągu całej podróży dla wszystkich duszpasterzem, kaznodzieją i samarytaninem niedoścignionym. W maju 1542 dotarł wreszcie do Goa, stolicy indyjskiej. 

Królowie portugalscy, zawładnąwszy Indyami, byli w tym kraju już dawniej osadzili biskupa i kilku kapłanów z zakonu frańciszkańskiego dla zaopatrywania potrzeb duchownych tamtejszych chrześcijan. Było to wszakże za mało. Portugalczycy, za przykładem zamieszkałych Saracenów i Indów oddawali się nierządowi; chociaż jawnie nie porzucili wiary św., to jednakże czynami zapierali się Chrystusa. Ciężka więc praca czekała naszego św. misyonarza. Jako człowiek roztropny zaczął Ksawery od tego, że pozyskał sobie zaufanie biskupa. Aczkolwiek wyposażony władzą posła papieskiego, poszedł do biskupa i oświadczył, że wbrew jego woli nic poczynać nie będzie. Ujęła biskupa pokora Frańciszka; pozwolił mu czynić wszystko, co uzna za pożyteczne. By ze skutkiem pracować wśród pogan, umyślił mąż święty, usunąć przedewszystkiem zgorszenia u chrześcijan. Uprosił sobie izdebkę w szpitalu i tam służył rano pomocą chorym i więźniom, po południu zaś obchodził z dzwonkiem w ręku całe miasto i zwoływał dzieci do kościoła na katechizacyą. Prowadząc dzieci do kościoła, uczył je śpiewać pieśni pobożnych i rugował tym sposobem piosnki bezwstydne. Praca jego przyniosła plon obfity; Portugalczycy wyrzucali nierządnice z domu albo brali je za małżonki, a poganie przyjmowali licznie chrzest św. Założył niebawem Frańciszek Ksawery seminaryum dla kształcenia młodych współpracowników. 

Potem podążył misyonarz na wyspę Ceylon, gdzie nawrócił licznych mieszkańców. Wspierał Pan Bóg sługę Swego licznymi cudami nad chorymi i zmarłymi, które wywierały wrażenie potężne. W czasie morowego powietrza zbiegali się doń ludzie, a on uzdrawiał wszystkich. Gdy zajęty nauczaniem sam nie mógł chorym służyć, posyłał swoich uczniów, a i oni za pomocą Boską czynili różne cuda. W krótkim czasie utwierdził na onej wyspie chrześcijaństwo i pozyskał nowych dusz bardzo wiele. By utrwalić żniwo ewangeliczne, ustanowił w każdem miasteczku męża pobożnego, któremu polecił dozór nad dorosłymi i udzielanie nauki młodszym. Stamtąd pospieszył Frańciszek do królestwa Trawankor, a nadzwyczajną swą powagą sprawił, że w ciągu miesiąca przyjęło chrzest św. przeszło dziesięć tysięcy pogan. 

Sława męża świętego rozeszła się wkrótce po całych Indyach; zewsząd proszono go na misye i wszędzie przyjmowano bardzo życzliwie. Zwrócił się więc do króla Jana z prośbą o przysłanie nowych misyonarzy. Zaledwie powitał przybyłych z Europy współpracowników i wyznaczył im pole działania, aliści zapragnął pozyskać dla Chrystusa nowy kraj, a mianowicie Japonię. Był to kraj pogański, odkryty dopiero od niedawna, a położony na samym krańcu znanego podówczas świata. Przyjaciele odradzali Frańciszkowi daleką i niebezpieczną drogę, ale on mówił: ˝Wstyd mnie nie jechać tam na szczepienie wiary, dokąd jadą kupcy dla nabywania bogactw. Czyżby kupiec dla zdobycia skarbów znikomych więcej miał mieć odwagi aniżeli misyonarz chrześcijański, który wie, że tam zdobyć można dusze nieśmiertelne dla nieba?˝ By nie wzbudzić podejrzenia u Japończyków, wyprawił się nie na okręcie portugalskim, lecz na statku pewnego pogańskiego rozbójnika morskiego. Stanął na ziemi japońskiej 1548. r. bez broni, bez pieniędzy, bez znajomości języka krajowego, ale ufny w pomoc Boską. Zaczął od tego, że poduczył się z wielkim trudem języka japońskiego, by przemawiać do pogan bez pomocy tłomacza; zaprzestał jeść mięsa, by tem łatwiej pozyskać lud, którego kapłani czyli bonzowie mięsa nie używali, a gdy było potrzeba, przemieniał ubogi swój ubiór pielgrzyma na wspaniale szaty posła portugalskiego. Bonzowie japońscy patrzeli na działalność Ksawerego okiem nienawistnem i gdzie mogli zohydzali go wobec królów i ludu, ale uczony uczeń Jezusowy pokonał ich w kilku rozprawach, a lud pociągał ku sobie niezrównaną potęgą wymowy i licznymi cudami. Kiedy po dwóch latach opuszczał Japonię, zostawił tam już pokaźną liczbę chrześcijan; po latach trzydziestu liczono w Japonii 400000 wyznawców wiary Chrystusowej. 

Japończycy otrzymali wiarę swoją pogańską od Chińczyków. Bonzowie mawiali przeto świętemu Frańciszkowi, żeby wpierw nawracał Chiny; potem pójdą za przykładem sąsiadów. By się przygotować na tę nową wielka misyę, powrócił Ksawery do Goa, do swego kolegium indyjskiego. Napisawszy stąd do św. Ignacego sprawozdanie z działalności, puścił się dnia 16. kwietnia 1552. r. z kilku kapłanami ku Chinom. Zazdrość ludzka i nawałnica morska stwarzały Świętemu ogromne przeszkody, lecz zapał jego rósł w miarę trudności. Dotarł szczęśliwie aż na wyspę Sancyan, skąd ujrzał Chiny, swą ziemię upragnioną. Kara śmierci czekała każdego chrześcijanina, któryby się ośmielił wkroczyć do państwa niebieskiego. Mimo to nie żałował Ksawery zabiegów, by się wkraść do miasta portowego Kantonu. 

Wtem zdjęła go niespodzianie gwałtowna gorączka. Dwanaście dni leżał św. Frańciszek w nędznej chacie nad wybrzeżem morskiem, wystawiony na ostry wiatr północny. Z okiem w niebo wpatrzonem, z imieniem Jezus i Marya na ustach poszedł po nagrodę niebieską dnia 2. grudnia 1552. r. Święte zwłoki tego wielkiego apostoła Wschodu przewieźli Portugalczycy roku następnego do Goa i pochowali je tam w kościele jezuickim. Grzegorz XV. policzył Frańciszka Ksawerego w poczet świętych r. 1622. Był Frańciszek mężem prawdziwie wielkim. Dla Chrystusa gotów był wszystko uczynić. Nie dosyć mu było nawracać Indye, chciał głosić słowo Boże także w Japonii i Chinach, by świat cały pozyskać dla Chrystusa. Co do potęgi cudów, ilości zasług i darów Boskich, porównywać z nim można chyba tylko pierwszych apostołów. Wśród nieopisanych trudów i prześladowań doznawał Frańciszek często niewymownej radości w sercu. Słyszano go nieraz modlącego się do Pana Jezusa: Nie zalewaj mnie Panie na tym świecie tak wieikiem weselem, a jeśli ma trwać wesele z dobroci Twojej, przenieś mię do mieszkania Świętych; bo kto raz zasmakował niebieskiej słodyczy, prowadzi bez Ciebie gorzki żywot. Św. Frańciszka zowią apostołem Indyi. Uroczystość jego przypada na 3. grudnia. 

Nauka 

Święty Frańciszek Ksawery mawiał: Gdybym wiedział, że ktoś przyjmie przyjazną mą radę, udzieliłbym mu następującej zbawiennej wskazówki: Niechaj codziennie przez ćwierć godziny rozważa sobie ono słowo Boskie: ˝Cóż pomoże człowiekowi, choćby świat cały pozyskał, a szkodę odniósł na duszy swojej?˝ Niechaj prosi Boga o dobre zrozumienie tego upomnienia. 

Mam to mocne przekonanie, że wszyscy przyjaciele krzyża Chrystusowego wpośród cierpień swoich wiodą życie błogie, że nie cierpieć znaczy dla nich tyle co nie żyć wcale. Bo czyż może być coś przykrzejszego jak żyć bez Jezusa Chrystusa, gdyśmy już raz zaznali w duszy Jego pokoju, a opuścili Go, by żyć dla chuci cielesnych? Wierz mi, nie ma szczęścia większego nadto, jak codziennie obumierać samemu sobie przez zwyciężanie swych namiętności. Niepojęte jest zaślepienie ludzi, iż sami, stawiając słaby opór pokusom, pozbawiają się najczystszych uciech życiowych. 

Módlmy się razem ze św. Frańciszkiem Ksawerym o nawrócenie niewiernych: ˝Boże Wszechmocny! wspomnij, iż dusze niewiernych stworzyłeś również na obraz i podobieństwo Swoje, że Jezus Chrystus również dla ich wiecznego zbawienia umarł śmiercią najboleśniejszą, i patrz, jak piekło nimi się napełnia, a Syn Twój w jakiej pogardzie u bałwochwalców! Wysłuchaj prośby Kościoła Swego; zapomnij o ich niewierności, o Panie! oświeć ich miłościwie, by uznali wreszcie naszego Pana Jezusa Bogiem prawdziwym. 

Inni święci z dnia 3. grudnia: 

Św. Abon, biskup z Auxerre. - Św. Atala, ksieni. - Św. Biryn, biskup z Dorchester. - Św. Kasyan, męczennik. - Św. Klaudyusz i Hilarya, męczennicy. - Św. Kryspina, dziewica-męczenniczka. - Św. Emeryta, królewna. - Św. Gałgan, pustelnik. - Św. Łucyusz, król brytański. - Św. Sola, pustelnik. - Św. Teodor, biskup z Aleksandryi i męczennik. - Św. Waldfryd i Radfryd, męczennicy. 

Dnia 4. grudnia 

Święta Barbara, dziewica i męczenniczka. (+ r. 240.) 

Cały Kościół chrześcijański, wschodni i zachodni, czci od czasów najdawniejszych słynna dziewicę i męczenniczkę Barbarę; niestety podania o jej życiu nie są zupełnie pewne i równe. Wedle powszechnego podania urodziła się św. Barbara w Nikomedyi w Bitynii w trzecim wieku jako jedyna córka bardzo zamożnych rodziców pogańskich. Ojciec jej, Dioskur, mąż wielkiego znaczenia i gorliwy zwolennik pogaństwa, dumny był z urody i wysokich zalet córki swojej, dlatego nie szczędził kosztów i zabiegów, aby dać jej staranne wychowanie i wykształcenie naukowe. Czarującej piękności dziewica zwracała na siebie oczy wszystkich. Aby nie narazić córki na pokusy ze strony zepsutej młodzieży a zarazem ustrzedz ją od poznania tajemniczych prawd wiary chrześcijańskiej, która podówczas wśród rodzin wybitniejszych coraz to nowych zdobywała sobie zwolenników, wpadł Dioskur na pomysł niezwykły. Wybudował wysoką, silną wieżę, zaopatrzył ją we wszystko, coby służyć mogło do rozrywki umysłowej dla Barbary, i zamknął w niej drogie swe dziecię. Właśnie ta pieczołowitość i lękliwość ojca, który zabronił wstępu do wieży wszystkim prócz sługi i kilku najznakomitszych mistrzów i kształcić córkę kazał w zasadach pogańskich, pobudziła Barbarę do głębokiego rozmyślania o Bogu prawdziwym. Z samotnej swej wieży patrzała nieraz na sklepienie niebieskie, patrzała na słońce, księżyc i gwiazdy; podziwiała ich bieg prawidłowy. Zastanawiała się nad tym potężnym światem i jego mieszkańcami; doszła do wniosku, że nad tym światem musi panować Istota, która świat uczyniła i światem rządzi; że tym panem i władzcą to Bóg, jedyny i prawdziwy, wobec którego bogowie pogańscy, o których dotąd słyszała, są bezsilni i bezwładni; że tego Boga-Stworzyciela należy czcić jako Pana Najwyższego, a bóstwa pogańskie odrzucić jako martwe twory wyobraźni ludzkiej. Rozważając dłużej i głębiej, poznała Barbara już samym rozumem, że ten Bóg jedyny jest także Sędzią Najwyższym, przed którym ludzie sprawę zdawać muszą z życia; że ten Sędzia najsprawiedliwszy wedle uczynków za życia ziemskiego przeznaczy jednym nagrodę, a drugim karę. Do tych rozmyślań dołączyła modlitwę, umartwienia ciała i wiodła żywot nienaganny, bo tak jej nakazywał głos sumienia. Podobno przez jednego ze swych nauczycieli zapoznała się z Origenesem, uczonym w prawdach zbawienia chrześcijaninem; otrzymała potajemnie z jego rąk chrzest św. 

Tymczasem