Żywoty Świętych Pańskich. Tom Jedenasty. Listopad - Władysław Hozakowski - ebook

Żywoty Świętych Pańskich. Tom Jedenasty. Listopad ebook

Władysław Hozakowski

0,0

Opis

Tom zawiera życiorysy osób świętych i błogosławionych, których Kościół katolicki wspomina w miesiącu listopadzie

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 214

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ŻYWOTY ŚWIĘTYCH PAŃSKICH

LISTOPAD

Na podstawie kalendarza kościelnego z uwzględnieniem dzieła ks. Piotra Skargi T.J. oraz innych opracowań i źródeł na wszystkie dni całego roku ułożył: Ks. Władysław Hozakowski

Armoryka

Projekt okładki: Juliusz Susak 

Na okładce: Albrecht Dürer (1471–1528), All Saints, Adoration of the Trinity (Landauer Altar) (1511), Kunsthistorisches Museum, Wien

(licencja public domain), źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Albrecht_Dürer_-_Adoration_of_the_Trinity_(Landauer_Altar)_-_Google_Art_Project.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights). 

Wydanie na podstawie edycji poznańskiej z 1908 roku. Zachowano oryginalną pisownię

Copyright © 2018 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

e-mail:[email protected]

LISTOPAD

Dnia 1. listopada

Uroczystość Wszystkich Świętych.

W Składzie apostolskim wyznajemy głęboką prawdę religii katolickiej, określoną słowami: Świętych Obcowanie. Prawda ta nic innego nie oznacza jak nasamprzód jedność wszystkich, którzy do królewstwa Bożego należą czy to w Kościele wojującym na ziemi czy to cierpiącym w czyścu czy też tryumfującym w niebie. Dalej przecież oznacza wspólność zasług i wspólność przyczyny wzajemnej w ten sposób, że jak my na ziemi możemy się wstawiać u Boga za innych bliźnich jeszcze żyjących lub umarłych, a nie oglądających jeszcze Boga w wiecznej szczęśliwości, tak i wszyscy, którzy już się znajdują w niebie, mogą się wstawiać bądź to za nami na ziemi, bądź to za współbraci i współsiostry w Chrystusie w czyścu; dusze zaś w czyścu, które sobie same już pomódz nie zdołają, bo z śmiercią ustała sposobność zasługi, mogą się przecież wstawiać za nas na ziemi. Słusznie więc mówimy o obcowaniu wzajemnem w dziedzinie łaski wszystkich, co do królestwa zaliczają się Bożego. Jeśli zaś dodajemy do wyrazu Obcowanie jeszcze wyraz Świętych, to rozumiemy w historycznym znaczeniu wszystkich wyznawców religii Chrystusowej czy to żywych czy to umarłych dlatego, że w czasach apostolskich oznaczali się sami nietylko jako bracia lub chrześcijanie, ale także jako święci, bo krwią Zbawiciela odkupieni i uświęceni. 

Kościół prawdzie tej Świętych Obcowania poświęca dwa dni, uroczystość Wszystkich Świętych jako pamiątkę szczęśliwości Kościoła tryumfującego, oraz Dzień Zaduszny jako pamiątkę bólów Kościoła cierpiącego. 

Uroczystość Wszystkich Świętych bierze swój początek z czci oddawanej męczennikom w poszczególnych miejscowościach. Od trzeciego wieku cześć ta zaczęła się przenosić i na inne Kościoły, była ogólniejszą, a zmysłowym niejako jej znakiem było przenoszenie albo wszystkich relikwii albo tylko cząstek na inne miejsca. W ten sposób uwydatniała się myśl wspólnej w całym Kościele czci świętych. Na wschodzie znachodzimy też już ogólne czci tej przeznaczone święto za czasów św. Jana Chryzostoma. Obchodzili zaś je Grecy krótko po Zielonych Świątkach, bo w świętych uwielbiała się działalność Ducha św. 

Na zachodzie cześć wszystkich świętych przybrała zmysłowe kształty za Bonifacego IV., który r. 610 przekazał pogańską świątynię Panteonu na chwałę Najśw. Maryi Panny i świętych męczenników. Była to świątynia z czasów pierwszego cesarza rzymskiego Oktawiana, zbudowana przez jego zięcia Mariusza Agrypę; służyć miała czci wszystkich pogańskich bożków, stąd nazwa grecka Panteonu. Z rozwojem chrześcijaństwa świątynia ta została zamkniętą; cesarz Fokas ofiarował ją papieżowi Bonifacemu IV., który kazał tutaj złożyć liczne relikwie męczenników i poświęcił pomnikową budowę na kościół katolicki; dla wezwania ustanowionego nazywają go kościołem Matki Boskiej Męczenników. Pierwotnie święto wspólnej czci oddawanej męczennikom przypadało 1. maja. Papież Grzegórz III. przeniósł je r. 731 na dzień 1. listopada, a Grzegórz IV. rozporządził r. 837, że uroczystość ta ma być poświęcona nietylko pamięci męczenników, ale i wszystkich świętych Kościoła katolickiego. Zarazem na prośby cesarza Ludwika Pobożnego rozszerzył to święto na cały Kościół. 

Powody były różne, które wytworzyły powoli uroczystość Wszystkich Świętych. Jeśli nam Kościół w pacierzach kapłańskich przedstawia i Matkę Bożą i chóry anielskie i proroków i patryarchów i apostołów, wyznawców, męczenników, dziewice oraz wszystkich sprawiedliwych w niebie, to chce wszystkim cześć powinną oddać, na jaką sobie zasłużyli. Wielu jest świętych nieznanych, bo liczba zbawionych wedle św. Jana w Objawieniu jest niezmierzoną. Samych męczenników liczyć podobno należy na miliony. Ileż to innych świętych rozmaitych stanów zapełnia niebo, nawet takich, co może w ostatniej dopiero chwili życia do Boga się nawrócili. Imiona ich nieznane, a jednak są przyjaciółmi Bożymi i wybranymi sługami; stąd należy im się cześć i chwała; obowiązku tego dopełniamy w uroczystości Wszystkich Świętych. 

Wiemy i wierzymy dalej, że święci w niebie są dla nas pośrednikami u Boga w naszych potrzebach, że swą przyczyną niejedno nam uprosić zdołają przez wzgląd na swoje zasługi i przez możne w chwale wiekuistej wstawiennictwo. Już za życia święci z woli Bożej działali nieraz niezwykłe cuda, przyczyniali się do dobrego; w niebie posiadają lepsze potrzeb naszych rozpoznanie, większą rozporządzają też siłą przyczyny, stąd snadniej pośrednictwo świętych przynosić może nam pożytki upragnione. Tem pewniej liczyć możemy na skuteczność przyczyny świętych w niebie, kiedy w ich uroczystość wzywamy nie przyczyny poszczególnych patronów, ale przyczyny wspólnej wybrańców Bożych. Modlimy się też nie pojedynczo, ale wspólnie jako dzieci całego Kościoła, a przecież modlitwa wspólna jest wedle obietnic Jezusa o wiele obfitszą w skutki niż modlitwa poszczególnego chrześcijanina. Jeśli więc dlatego uprosić możemy sobie pewną i niezawodną przyczynę świętych przez wspólną dla nich cześć przy wspólnej modlitwie, to godzi się jeszcze podnieść, że modlitwa ta płynie z serca nietylko grzeszników, ale i sprawiedliwych, z serca niewinnych; stąd tem większą posiada siłę, stąd tem potężniejszą jest cześć i chwała oddawana świętym wszystkim; stąd tem pewniejsze dla nas ich pośrednictwo. 

Wkońcu chce Kościół uroczystością Wszystkich Świętych zachęcić nas do naśladowania ich życia, ich czynów i cnót. Jak prawda pociąga każdego, tak i dobro budzi chęć naśladowania. Mając przed oczyma tłumy świętych z rozmaitych stanów i głośnych rozmaitemi cnotami, musi się nasuwać obowiązek ich naśladowania, bo ich drogami nietylko bezpiecznie kroczyć będziemy na drodze do nieba, ale nadto tym sposobem najlepszą i najgodniejszą oddamy świętym cześć i chwałę. Stąd to też Kościół czyta na uroczystość Wszystkich Świętych ewangelię o ośmiu błogosławieństwach, bo w nich zawarte warunki życia, przez których zachowanie dojdziemy do celu wiekuistego i połączymy się z Świętymi. 

W ścisłym związku z powodami do uroczystości Wszystkich Świętych stoi i jej przedmiot. Kościół przedstawia nam szczęśliwość niebieską świętych a zarazem przypomina drogę życia, jaką święci na ziemi odbyli. 

Szczęście świętych jest tak wielkie w niebie, że go ani słowami wyrazić ani rozumem pojąć nie można. Można je zdobyć, mówi św. Augustyn, ale nie można go sobie wyobrazić. Oko nie widziało, powiada św. Paweł (I. Kor. 2, 9), ucho nie słyszało, w serce ludzkie nie wstąpiło, co Bóg zgotował tym, którzy go miłują. Światłość wiekuista, uzupełnia wywody swoje św. Augustyn, jest tak pełna szczęścia, że pogardzałby wszelkiemi rozkoszami świata, ktoby chociażby chwilę mógł w niej przebywać. Święta Teresa, która w zachwyceniach swych widziała szczęśliwość niebios, twierdzi, że świadomość chwały Bożej napełniłaby każde serce najwyższą pogardą dóbr świata. Na ziemi tego nazywają szczęśliwym, który nie jest narażony na prześladowanie, nie zazna ubóstwa ani choroby, który nie wie, co to poniżenie, zniewaga; nazywają tego szczęśliwym, który obsypany jest zaszczytami, zażywa zdrowia, swobody, ma pod dostatkiem to, czego zapragnie. Rzeczywiście zaś pozory nieraz łudzą, a z tych rzekomych wybrańców losu mało kto do prawdziwego dobija się spokoju; a jeśli się dobije, to żyje w niepewności, czy go nie utraci; zresztą i życie zbyt jest krótkie, aby pragnienie szczęścia zupełnie zaspokoić; śmierć nieubłagana przecina węzły rzekomego szczęścia bez litości. Natomiast szczęście świętych w niebie jest szczęściem prawdziwem, doskonałem, bo niczego nie brak, coby szczęścia w wieczności nie zdołało spotęgować, utwierdzić, zapewnić. Nie dotyka świętych najmniejszy nawet smutek, posiadają wszystko, co przynosi pełnię radości i wesela; posiadają wszystko, czego tylko zapragną posiadać. Szczęście świętych jest szczęściem trwałem, nie mogą go utracić z własnej winy. Nikt nie zamąci ich spokoju, nikt go nie ukróci ani ich go nie pozbawi. Szczęście świętych dlatego też jest doskonałem, że jest wiecznem, niezwruszonem na wieki. 

Zdobyli zaś święci to wielkie szczęście środkami przez Boga ustanowionymi a w Kościele złożonymi. Zdobyli je sobie wiarą, łaską sakramentalną, zachowaniem przykazań, unikaniem grzechu, dobrymi uczynkami, cierpliwością w bólach i doświadczeniach. Szli na ziemi drogą wskazaną przez Jezusa, albo drogą niewinności albo drogą pokuty. Wiernie Bogu służyli za życia; w trosce o zbawienie duszy albo zupełnie unikali grzechu albo czynili pokutę za swe upadki. Biedę, ubóstwo, choroby, prześladowania i inne krzyże na nich zsyłane znosili w pokorze i poddaniu się woli Bożej. 

Przez pamięć na chwałę świętych i na ich drogę życia jest uroczystość Wszystkich Świętych dla nich dniem tryumfu; jest także dniem tryumfu dla Kościoła, kiedy wskazuje na swe dzieci, które łaską swoją do celu doprowadził wiecznego. I dla nas na ziemi dzień ten jest dniem szczególniejszej radości, kiedy świętych jako współbraci w Chrystusie możemy czcić przy różnym stopniu ich chwały wiecznej; jest zarazem i dniem napomnienia, abyśmy sami drogą kroczyli świętych; jest dniem pociechy, bo przypomina wieczne szczęście jako nagrodę za trudy chrześcijańskiego żywota. 

Nauka 

Uroczystość Wszystkich Świętych uczy nas, jak Bóg obficie nagradza Swe sługi, wierny danym obietnicom. Najmniejszy uczynek dobry nie pozostanie bez nagrody. Za krótki czas pracy nad zbawieniem duszy czeka nas wieczne szczęście. Któż nie chciałby służyć tak dobrotliwemu Panu, który takie rozdziela nagrody? Któż nie chciałby dążyć do takiego szczęścia, kiedy już znikome szczęście na ziemi nas nęci i pociąga? 

Z uroczystości uczymy się dalej, że w każdym stanie kroczyć możemy drogą do niebios, bo w każdym stanie używać nam wolno środków do zbawienia potrzebnych. W niebie przebywają święci z najróżnorodniejszych stanów; są tam królowie i cesarze, księżniczki i książęta, uczeni i prostaczkowie, żołnierze, włościanie, służebne, dziewice, dzieci, wdowy i tyle innych świętych. Wielu z nich żyło na świecie wśród tych samych zajęć, jakie na ciebie nakładają obowiązki stanu. Zbawili się - i ty zbawić się możesz, skoro w ich ślady wstępować i środków zbawienia uczciwie i gorliwie będziesz używał. 

Sam sobie winę przypisać musisz, skoro nie dojdziesz do celu wiecznego, a raczej siebie na wieki potępisz. Bóg bowiem niczego więcej od ciebie nie żąda jak od tych, którzy dzisiaj są w niebie. Byli ludźmi takimi jak i ty; znosić musieli pokusy, doświadczenia, musieli walczyć i cierpieć może nawet więcej niż ty, a jednak zdobyli sobie niebo. Możesz dokonać tego samego, skoro uczciwie myśleć będziesz o zbawieniu swej duszy. Chwała tylu świętych kłam zadaje wymówkom, jakoby osiągnięcie celu wiecznego przechodziło siły twoje. 

Inni święci z dnia 1. listopada: 

Św. Benignus, kapłan i męczennik. - ŚSw. męczennicy Cezaryusz i Dacyusz. - Św. Flobert, opat. - Św. Genezyusz, biskup z Lyon. - Św. Gundisalwus, biskup z Mondonedo. - Bł. Luitpold, pustelnik. - Św. Lumbroza, dziewica. - Św. Marceli, biskup Paryża. - Św. Marya, niewolnica i męczenniczka. - Św. Patrycy, męczennik. - Bł. Rajner z Arezzo, Frańciszkanin. 

Dnia 2. listopada 

Dzień Zaduszny. 

Jeśli w uroczystości Wszystkich Świętych uwaga nasza się skupiła na Kościół tryumfujący w niebie, a pamięć na szczęście świętych i na wzór ich życia napełniła nas radością, napomnieniem i pociechą, to w Dzień Zaduszny przed oczami ducha naszego rozwija się obraz Kościoła cierpiącego w czyścu. Łączymy się z nim, utwierdzeni prawdą o Świętych obcowaniu. I w czyścu bowiem są święci, gdyż rozstali się z światem w łasce uświęcającej; nie weszli jeszcze do nieba, bo nie obmyli się jeszcze pokutą za rozmaite mniejsze przewinienia i usterki życia. My im przyjść możemy w pomoc, jak święci czy to w czyścu czy to w niebie nas wspierają. Innemi słowami: istota Dnia Zadusznego polega na prawdach, że każdy, co za życia nie odpokutował kar doczesnych, musi je odpokutować po śmierci w czyścu; że jednak my na ziemi możemy zasługami i dobrymi uczynkami przyspieszyć chwałę dusz czyścowych, bo skrócić ich kary doczesne po śmierci. 

Wedle zasad wiary każdy grzech ciężki czyli śmiertelny ściąga na nas karę nieskończoną czyli wieczną, bo jest obrazą nieskończonego majestatu Bożego, a zarazem ściąga i karę doczesną dla zamachu na porządek ludzki, przez Boga na ziemi ustanowiony. Sakramentem pokuty św. możemy się uwolnić od kary wiecznej i od częściowej kary doczesnej. Resztę kary doczesnej musimy odpokutować albo ją wyrównać zdobytemi zasługami. Za grzechy mniejsze czeka nas tylko kara doczesna, która wszakże zwykle cała się nie odpuszcza w sakramencie pokuty. Musimy więc sprawiedliwości Bożej zadosyćuczynić przez poniesienie kar doczesnych, kiedy przez miłosierdzie Boże uwalniamy się sakramentalnie od kar wiecznych. Jeśli umieramy bez grzechu, zmazawszy kary doczesne przez pokutę, odpust lub w inny sposób, bramy szczęścia niebieskiego stoją nam odrazu otworem. Jeśli zaś umieramy w grzechach powszednich, albo znowu kary doczesnej za inne winy nie zdołaliśmy odpokutować ani od niej się uwolnić, musimy sprawiedliwości Bożej uczynić zadość przez pokutę po śmierci, aby przez czyściec zostać godnymi szczęścia wiekuistego. Jest więc pośrednie miejsce na tamtym świecie pomiędzy piekłem a niebem, miejsce oczyszczającej pokuty, w którem przebywają dusze przeznaczone do niebios, ale chwilowo chwały niebieskiej nie zupełnie jeszcze godne. 

Uczy Zbawiciel (Mat. 12,32) o grzechach przeciwko Duchowi św., że ani w doczesnem ani w przyszłem życiu nie będą odpuszczone; muszą się więc odpuszczać pewne grzechy po śmierci; nie chodzi zaś o grzechy śmiertelne potępionych, bo na wieki nie zostaną odpuszczone; mowa więc jest tylko o grzechach powszednich, których odpuszczenie dusze zmarłe przez pokutę (w czyścu) uzyskać mogą. Napomina też Jezus (Mat. 5, 25), abyśmy zawczasu naprawili krzywdy wyrządzone, bo kto bez pokuty za swe winy przejdzie do wieczności, nie prędzej będzie uwolniony, aż nie wypłaci się do ostatniego grosza. Z słów Jezusa wynika bezsprzecznie, że muszą istnieć na tamtym świecie sposoby, którymi można spłacić swe winy; mowa więc znowu tylko o miejscu, który nazywamy czyścem. W tej też myśli pojmują napomnienie Zbawiciela najwybitniejsi pisarze kościelni i teologowie. 

Dobitnie też mówi o karach czyścowych św. Paweł (I. Kor. 3, 13-15): Każdego robota, jaka jest, ogień spróbuje (doświadczy się przez ogień sądu); jeśli którego robota zostanie (ostoi się w sądzie), którą nadbudował, zapłatę weźmie (w niebie); jeśli którego robota zgorze (nie zupełnie się ostoi), szkodę odniesie, lecz sam będzie zbawion, wszakże tak jako przez ogień {który czyści złoto - tak i osoby oczyści z naleciałości grzesznych). Mówi wprawdzie św. Paweł o dziełach głoszonej ewangelii, ale słusznie wykłady rozumieją jego słowa o wszystkich dobrych uczynkach, do których wkradnąć się mogą pewne braki dla niedoskonałości w osobach; podlegają stąd konieczności czyśca po śmierci, nim zupełnego dostąpią zbawienia. 

Jeszcze inne miejsca Nowego Testamentu się przytaczają na dowód istnienia kar czyścowych jak n. p. Mat. 5, 22; Łuk. 16, 9; I. Kor. 15, 29; Fil. 2,10, a czego Pismo św. tak wyraźnie uczy, to potwierdza tradycya Kościoła. Św. Epifaniusz nazywa Aeryusza dlatego heretykiem, że zaprzeczał istnieniu kar czyścowych. Św. Augustyn, rozróżnia kary oczyszczające przed śmiercią i po śmierci; potępia zarazem Aeryusza który kar takich nie chciał uznać. Św. Cezaryusz z Arles uczy, że tak długo w ogniu czyścowym przebywać musimy, póki się nie wypłacimy ze wszystkich kar, jakie mamy do odpokutowania za grzechy lżejsze. Taką samą naukę głoszą św. Grzegorz z Nyssy i inni pisarze kościelni, a potwierdziły ją sobory powszechne Kościoła katolickiego w Lyonie, Florencyi, Trydencie; słuszność jej uznaje rozum, skoro rozważy i stopień koniecznej świętości w niebie i grozę potępienia w piekle; musi być miejsce przejściowe dla dusz obarczonych niedoskonałościami lub karami doczesnemi. 

W czyścu więc dusze przez ponoszone kary zadosyćuczynić muszą sprawiedliwości Bożej. Jest tam kara utraty, bo brak chwały Bożej - kara niewątpliwie najsroższa, bo oddzielająca od największego szczęścia w oglądaniu Boga. Jest tam kara zmysłów przez cierpienia, jakie z woli Bożej dusze zmarłe ponosić muszą; karę zaś zmysłów słusznie określają jako karę ognia św. Bazyli Wielki, św. Grzegorz z Nyssy, św. Augustyn, św. Hieronim i tylu innych. Ma być najmniejsza kara czyścowa większa niż największe cierpienia na ziemi; tak uczy św. Tomasz z Akwinu i św. Anzelm; ogień czyścowy ma być równy ogniom piekieł z tą tylko różnicą, że nie jest wiecznym. 

Rozumiemy więc stan dusz zmarłych w czyścu; mają wprawdzie nadzieję i pewność przyszłej chwały, ale długie muszą czekać nieraz lata, nim do swego dojdą celu; długie muszą znosić męki, nim zupełnie zdołają się wypłacić z długów wobec Boga przez winy zaciągniętych. Muszą kielich goryczy i cierpień wychylić aż do ostatniej kropli, bo same nie zdołają żadnych uzyskać zasług, któremiby mogły skrócić czas pobytu czyścowego. Z śmiercią bowiem ustaje sposobność do zasługi; póki żyjemy, możemy dobrymi uczynkami gromadzić sobie skarby dla niebios; kiedy umrzemy, następuje czas przedewszystkiem sprawiedliwości Bożej, którą przebłagać zdołamy karą i cierpieniem, nie zaś zasługą; bo w wieczności Bóg sądzi nas z tego, cośmy robili za życia, gdyż wieczność szczęśliwa jest nagrodą za bogobojne życie jak piekło potępieniem na wieki za grzeszne życie. 

Uczy zaś nas Kościół katolicki, że my przez uczynki dobre możemy przyjść w pomoc duszom w czyścu, zmniejszyć i ukrócić ich cierpienia. Za nie więc ofiarować możemy i Msze św., modlitwy, odpusty, Komunie św., posty, jałmużny, wszelakie zasługi, jakie zdobywamy sobie w stanie łaski uświęcającej. Nauka Kościoła potwierdza się orzeczeniami Pisma św. W Starym Testamencie czytamy, że zbawienną jest rzeczą modlić się za zmarłych (II. Mak. 12. 46), że Judasz Makabeusz posłał jałmużny obfite do świątyni jerozolimskiej, aby ofiarami ulgę sprawić duszom poległych w bitwie współbraci. Podobnie uczy księga Syracydy (7. 37): Wdzięczność datku przed oczyma u każdego żyjącego, a umarłemu nie zabraniaj łaski. Tradycya kościelna, zwyczaje stwierdzają nie mniej zasadę, że uczynki nasze dobre mogą na korzyść wychodzić duszom przebywającym w czyścu. Już Tertulian mówi o słusznym i pobożnym zwyczaju, który nakazuje ofiary święte składać w rocznice zmarłych chrześcijan; przypomina wdowom obowiązek, aby modliły się i ofiary składały za zmarłych swych mężów. św. Ambroży przyrzeka w modlitwach swych pamiętać o duszy cesarza Teodozyusza, aby jak najrychlej ją wprowadzić do wiecznej szczęśliwości. Św. Augustyn zaznacza, że dusze zmarłych mają pożytki z ofiar Mszy św., z uczynków miłosierdzia; sam też poleca duszę swej matki Moniki pamięci chrześcijan. Św. Efrem prosi o pamięć za swą własną duszę przez ofiary św. Św. Cyryl jerozolimski podnosi zyski, jakie odbierają zmarli z modlitwy i z Mszy św. na ziemi. Najdawniejsze pomniki sztuki chrześcijańskiej, liturgie wykazują dobitnie, że chrześcijanie nie zapominali o zmarłych swych współwyznawcach. Wspominały się ich dusze podczas Mszy św., wypisywano imiona zmarłych w osobnych zestawieniach, aby za nich się modlić. Zwyczaj ten odnosić się ma do czasów apostolskich; tak uczy przynajmniej św. Jan Chryzostom; i sobór Trydencki odnosi do tej epoki praktykę składania ofiar Mszy św. za dusze zmarłych. 

Stosownie do starodawnego zwyczaju św. Odylo, opat z Clugny zaprowadził r, 998 we wszystkich klasztorach benedyktyńskich Dzień Zaduszny na dniu 1. listopada. Z klasztorów przeniosła się uroczystość do dyecezyi rozmaitych, aż na mocy powszechnej praktyki ustaliła się na dniu 2. listopada. Kościół przepisuje na dzień ten msze żałobne oraz pacierze kapłańskie za dusze wszystkich wiernych zmarłych; chce przyjść w pomoc wszystkim zmarłym, nawet nieznanym i zapomnianym, jak dnia 1. listopada pragnie oddać cześć wszystkim, nawet nieznanym świętym. 

Nauka 

Jeśli za grzechy powszednie tak ciężkie czekają nas kary w czyścu, to pojmujemy ich wielką złość, która zmusza sprawiedliwość Boga, aby nie oszczędzała nawet wybrańców Swych. Ślepotą więc duchową dotknięci są ci, co grzech powszedni uważają za drobnostkę, za nieodzowną i nieuniknioną słabość człowieka. Nie chodzi tutaj o istotę przestępstwa, lecz o winę wobec majestatu Bożego; stąd to potęguje się i wielkość grzechu powszedniego i wielkość kary spadającej. Słusznie więc napomina św. Tomasz z Akwinu, że lepiej umrzeć, poddać się wszelkim cierpieniom, niż jeden jedyny popełnić grzech powszedni. 

Nie zapominaj też o grzechach popełnionych; chociaż są odpuszczone, jeszcze ciąży na tobie za dawniejsze winy ogrom rozmaitych kar doczesnych; jeśli nie chcesz ich ponosić w czyścu, staraj się je znieść przez dzieła szczerej pokuty, przez dobre uczynki. Niejeden się pociesza, że kary przeminą, że główną rzeczą samo zbawienie rychlejsze czy późniejsze. Inni liczą na pamięć krewnych, którzy ich i po śmierci nie opuszczą. Dziwne są takie zapatrywania. Na ziemi unikać pragniemy najmniejszego bólu i pozorów nawet nieszczęścia - po śmierci gotowi jesteśmy rzekomo znosić i najsroższe kary! Pamięć zaś krewnych o duszach zmarłych gorzkim może nas napełnić kiedyś zawodem; nawet na wdzięczność liczyć nie możemy, bo jeśli gdzie, to wobec śmierci spełnia się stare przysłowie: Co z oczu - to i z myśli. 

Nie ufaj zbytnio swym krewnym, przyjaciołom lub znajomym, przestrzega Tomasz a Kempis; nie odkładaj troski o rychłe zbawienie na przyszłość, bo ludzie prędzej o tobie zapomną niż się spodziewasz. Zawczasu sam pracuj nad zbawieniem swym najchwalebniejszem, aniżelibyś miał nadzieję jedyną pokładać w przysługach obcych. 

Inni święci z dnia 2. listopada: 

Św. Albero, biskup z Verdun. - Św. Ambroży, opat. - Św. Eustochium, dziewica i męczenniczka. - Św. Jerzy, biskup z Vienne. - Św. Marcyan, pustelnik. - Św. Teodot, biskup z Laodicea. - Św. Wiktoryn, biskup i męczennik. - Św. Rozalia, dziewica i męczenniczka. - Św. Brendan, biskup z wyspy Man. 

Dnia 3. listopada 

Święty Malachiasz z Armagh, arcybiskup. (1094-1148.) 

Święty Malachiasz - z przydomkiem O. Morgair - byt potomkiem zacnych krwią i majątkiem rodziców; urodził się roku 1094 w Armagh w Irlandyi. Wychowywany bogobojnie przez pobożną nadzwyczaj matkę, rychło przywykał do samotności, milczenia, do pobożności. Obdarzony wybitnemi zdolnościami, wyróżniał się w naukach wobec swych współrówieśników. Pomimo to starał się tak nad sobą zapanować, aby ani pobożnością ani wiedzą zbytniej nie zwracać na siebie uwagi; jak bowiem w dziełach umartwienia, tak ćwiczył się w uczynkach pokory; łamał i pychę ciała i pychę ducha. 

Jako dorastający młodzieniec poddał się pod kierownictwo duchowe pustelnika Imara, który mieszkał w chatce niedaleko kościoła w Armagh. Początkowo nikt nie zdołał pojąć kroku Malachiasza; nikt nie rozumiał, jak młodzieniec przy uśmiechającej się mu wielkiej przyszłości mógł się zamknąć w chacie pustelniczej. Powoli jednak świątobliwość jego pociągnęła innych jeszcze młodzieńców do zerwania ze światem; wszyscy utworzyli rodzaj zgromadzenia zakonnego, w którym Malachiasz pomimo i właśnie dla swej pokory najwięcej jaśniał cnotami. 

Wykształcony w prawdziwej służbie Bożej, głośny ze swej wiedzy teologicznej, otrzymał Malachiasz r. 1119 święcenia kapłańskie z rąk Celzusa, arcybiskupa w Armagh. Po uzupełnieniu swych nauk na szkołach w Lismore objął w Armagh obowiązki zastępcy arcybiskupa, aby głosić osobiście słowo Boże, dbać o potrzeby wiernych, a przedewszystkiem przyczynić się do naprawy rozluźnionych stosunków kościelnych. Niezmordowaną pracą swoją dokonał prawdziwych cudów: lud podnosił, wpajając mu świadomość odpowiedzialności za uczynki przed Bogiem; tępił zabobony, rozpustę; uczył zasad wiary; przywracał przepisy kościelne co do pacierzy kapłańskich, przywodził wszystkich do częstego przyjmowania Sakramentów św. Sam najlepszym świecił przykładem. Wytykała Malachiaszowi troskę o grzeszników, ubogich, chorych, umarłych siostra jego, duchem świata przejęta. Powiadają, że ukazała się mu po śmierci, prosząc o pomoc w cierpieniach czyścowych; świętość brata uwolniła ją od mąk zasłużonych przez kilkakrotną ofiarę Mszy św. Przy kościelnych swych zajęciach znalazł Malachiasz dosyć jeszcze czasu, aby z pobudek religijnych i z poczucia sprawiedliwości przywrócić pobożnemu królowi Cormac z Munster tron, który był przez brata swego utracił. 

Nowy zakres działalności wyznaczono Malachiaszowi, kiedy odebrał polecenie przywrócenia opactwa klasztornego w Bankor. Istniało od roku 555; założył je św. Comgall; słynęło kiedyś i liczbą zakonników i ich uczonością i gorliwością. Z tego to opactwa zakładały się nowe klasztory w Szkocyi i Irlandyi; św. Kolumban zaszczepił regułę klasztoru we Włoszech i w Francyi. Od czasów najazdów duńskich opactwo było spustoszone. Za Malachiasza przywrócono budynki do znośnego stanu, a nowy duch przejął zakonników; klasztor w Bankoi został znowu siedzibą życia religijnego i naukowego. 

Kiedy osierocone zostało biskupstwo w Connor, wyniesiono nań z woli ludu i arcybiskupa Celzusa r. 1125 opata z Bankor. Objął Malachiasz zarząd dyecezyi świadom ciężkiej pracy, jaka go czekała. Lud bowiem tak nisko był już upadł, że ledwie z imienia mógł się nazywać chrześcijańskim. Obyczaje panowały nieokiełznanej rozpusty; kwitnęło bałwochwalstwo. W szeregach duchowieństwa wyrodziło się lenistwo; godności kościelne przywłaszczali sobie ludzie świeccy; przechodziły nieraz na następców drogą spadkobierstwa. Nowy biskup silną dłonią nowe zaprowadzał porządki, domagając się bezwzględnej karności. Przebiegał miasta i sioła, nawiedzał wiernych, uczył ich w kościele i po za kościołem zasad wiary, nawracał grzeszników, a nieraz całe noce spędzał na modlitwach błagalnych, aby Bóg dzieło naprawy szczególniejszem otoczył błogosławieństwem. 

Zbożną pracę Malachiasza przerwał po kilku latach napad króla z Ulster na miasto Connor, które zostało zburzone. Biskup z licznymi uczniami uszedł do Munster, gdzie król Cormac przyjął swego dobroczyńcę z największą radością. Za jego zgodą powstał klasztor w Ibrac, gdzie Malachiasz tylko pewien czas przebywał. Śmierć bowiem arcybiskupa Celzusa powołała go na stolicę w Armagh, założoną kiedyś przez świętego Patryka, apostoła Irlandyi. Lubo wybrany w myśl przepisów kościelnych, nie mógł nowy arcybiskup objąć bez przeszkody rządów nowej dyecezyi. Członkowie rodziny zmarłego Celzusa rościli sobie do biskupstwa prawo na mocy nadużycia, wedle którego od 200 lat godność dziedzictwem przechodziła na potomków rodziny, nieraz na świeckich i żonatych. Z tego powodu wystąpił Maurycy, z rodziny Celzusa, jako współzawodnik Malachiasza. Rozterki te trwały kilka lat, bo dopiero po śmierci przeciwnika mógł prawowity biskup przenieść się r. 1133 do Armagh, zastrzegając sobie, że po przywróceniu uporządkowanych na nowo stosunków wróci do dawniejszego swego biskupstwa w Connor. Bóg pracy św. Malachiasza błogosławił niezwykłymi cudami. Skrytobójcy nowego współzawodnika w osobie niejakiegoś Nigela ujęci zostali łagodnością arcybiskupa i porzucili niecny swój zamiar. Inną razą burza przeraziła najętych na życie Malachiasza zbirów w lesie; czterech znalazło śmierć od gromów. Kiedy jeden z panów irlandzkich poważył się publicznie prześmiewać arcybiskupa, usta jego skażone zostało obrzydliwem nabrzmieniem, język stoczyła zgnilizna, oszczerca w boleściach zakończył swe życie. Kobietę, która w kościele przezywała Malachiasza, dziwna i tajemna moc rzuciła na posadzkę; wśród kurczowych drgań i krzyków bolesnych nagłą zeszła śmiercią z tego świata. 

Po uporządkowaniu stosunków kościelnych w Armagh wśród ciągłej niechęci i niezmiernych trudności wrócił Malachiasz do swego biskupstwa w Connor, z którem było od dawna połączone biskupstwo w Down. Dla łatwiejszych rządów rozdzielił je Malachiasz, ustanowił dla stolicy w Connor nowego biskupa, sam zaś zatrzymał ubogie biskupstwo w Down. W Armagh wyświęcił na biskupa Gelazego. Zachowując dawniejsze swe wpływy, św. Malachiasz niezmierne zasługi położył wobec reorganizacyi Kościoła w Irlandyi. Aby nawiązać ściślejsze stosunki z Rzymem, a zarazem wystarać się o prawo paliusza dla arcybiskupów w Cashel i Armagh, opuścił r. 1139 Irlandyę, udał się przez Francyę do Włoch; podczas swej podróży dotarł do opactwa w Clairvaux, gdzie zaprzyjaźnił się z św. Bernardem. Papież Inocenty II. przyjął Malachiasza nader łaskawie; nie zgodził się wszakże na jego prośby, aby mógł usunąć się do Clairvaux i tam wśród zakonników życia dokonać. Przeciwnie potwierdził jego zarządzenia w Irlandyi, mianował go legatem swoim, a paliusza chciał udzielić na życzenie synodu biskupów irlandzkich. Obdarzony infułą przez papieża i ornatem do Mszy św., wracał Malachiasz do ojczyzny znowu przez Francyę; w Clairvaux zostawił czterech towarzyszy, którzy później w Irlandyi założyli klasztor w Mellifont. Na prośby króla Dawida udał się do Szkocyi, aby cudownie uzdrowić jego syna Henryka. W Irlandyi samej praca świętego biskupa zaznaczała się nowymi cudami. Chorą kobietę, która umarła bez Ostatnich Olejów św., modlitwą przywołał do przytomności, a Sakramentami św. przywrócił jej nietylko zdrowie duszy, ale i zdrowie ciała. Kiedy napominał rozpustnika do poprawy życia i opuszczenia towarzyszki grzechów, a napotkał na opór zatwardziały, zagroził karą nagłej śmierci grzesznikowi. Krótko po napomnieniu biskupa rozpustnik nagle zakończył życie przy nowym uczynku nieczystości. 

W myśl Inocentego II. zwołał Malachiasz sobór biskupów, aby odebrać pełnomocnictwo w staraniach o paliusze. Udał się do Francyi, gdzie spodziewał się spotkać papieża ówczesnego Eugeniusza III.; niestety rachuby go zawiodły, bo papież był już Francyę opuścił. Pozostał więc w Clairvaux przy boku św. Bernarda; groźna choroba powaliła go bowiem na łoże boleści. Gotował się na śmierć z największą bogobojnością. Umarł, złożony na ziemi posypanej popiołem, dnia 2. listopada r. 1148. Pochowano go w Clairvaux. Papież Klemens III. policzył r. 1189 Malachiasza w poczet Świętych. Św. Bernard mówi o nim, że wiele działał cudów; że jednak największym cudem było życie św. biskupa dla niezrównanych cnót i dla prawdziwie apostolskiego ducha. Kościół czci pamięć św. Malachiasza w dzień 3. listopada. 

Przypisują św. Malachiaszowi przepowiednią o następstwie papieży od r. 1143 aż do końca świata. Niektórzy uważają ją za podrobioną; w każdym razie ogłosił ją dopiero r. 1595 Benedyktyn Arnold Wyon. Zaprzeczyć nie można, że pomimo pewnych śladów, przemawiających za sfałszowaniem proroctwa, niejedne szczegóły dziwnie się potwierdziły w dziejach. Papieże są scharakteryzowani głównie znamionami swych herbów albo wybitnymi czynami swej działalności. Papież Pius IX. był przepowiedziany jako krzyż z krzyża (dla swego herbu oraz herbu włoskiego), Leon XIII. jako światłość z niebios (w herbie gwiazda spadająca); obecny papież Pius X. ma godło: Ogień gorejący; po nim ma nastąpić jeszcze tylko dziewięciu papieży; ostatnim ma być Piotr II. 

Nauka 

Bardzo trudną jest rzeczą, uczył św. Malachiasz, uniknąć rozbicia wśród skał i burz krótkiego życia ziemskiego. Jedynym ratunkiem bezpiecznym jest łaska Boża; jej oddawać się należy, ona bezpiecznie przeprowadzi przez wszelkie niebezpieczeństwa. Bóg bowiem pomnaża cnotę i zachowuje od groźnego upadku. Nie jest uczniem Chrystusa, kto Chrystusa nie naśladuje. Musimy brać sobie za wzór Tego, który się upokorzył i był posłuszny aż do śmierci. 

Ciężkiemi karami