42,90 zł
A jeśli największa prawda o Tobie… to ta, że potrafisz kochać?
Chloe od lat kończy związki szybciej, niż zdążą zacząć się na poważnie. Nie dlatego, że nie chce miłości, ale nie potrafi inaczej. Kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że chłopak zamierza jej się oświadczyć, porzuca go i wyjeżdża do rodzinnej Irlandii. Tylko mieszkająca tam ukochana ciotka Sorcha może ją zrozumieć.
Szybko okazuje się, że kobiety oprócz więzów krwi, łączy skłonność do fatalnych zauroczeń. Sorcha wyjawia Chloe swój największy sekret. Historię miłości do chłopaka, który wyjechał przed laty za ocean, a ona nigdy potem nie pokochała już nikogo innego.
Chloe postanawia odnaleźć dawnego ukochanego Sorchy. Wylatuje do Teksasu, mając tylko szczątkowe informacje, karty tarota i intuicję. Skoro ona nie może zaznać szczęścia, może chociaż da komuś innemu szansę, której sama nigdy nie miała.
Zwierciadła to kontynuacja Masek Melki Kowal (@s0ymel). To nieodkładalna historia rozdzierająca serce na kawałki po to, by potem delikatnie złożyć je na nowo. Opowieść o tym, że czasem trzeba zrobić coś kompletnie irracjonalnego, żeby odnaleźć sens, samą siebie, a może czasem miłość?
„Melka Kowal stworzyła powieść na miarę światowego bestselleru. To romans idealny na wakacje. Książka porusza ważne tematy, ale jednocześnie zachowuje lekkość, ciepło i humor. Pokochałam historię Chloe całym sercem!”
Kamila Kolińska Zocharett
„Nareszcie doczekałam się historii ulubionej Chloe!
Jest dojrzalej. Pełniej. I bezbrzeżnie wzruszająco.
Melka z charakterystyczną dla siebie swadą i inteligentnym dowcipem zagrała na nosie sceptykom, którzy w powieści obyczajowej upatrują jedynie łzawego czytadła. Popełniła bowiem błyskotliwą, emanującą charyzmą romantyczno-komediową historię w iście międzynarodowym stylu! I wycisnęła ze mnie wszystkie łzy… W tym momencie stałam się największą fanką autorki.”
Małgorzata Tinc, ladymargot.pl
„Odnajdziecie w Zwierciadłach wiele odcieni miłości: piękną relację rodzinną, rodzącą się bliskość dwóch, zranionych dusz, ale też uczucie, które było silniejsze od dzielących ich kilometrów i lat. Wzruszycie się, uśmiechniecie, a finalnie ta historia zostanie w Waszych sercach na długo.”
Natalia Miśkowiec @prostymislowami
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 621
Dla Ciebie, ciociu T.
Chociaż już tego nie przeczytasz, chcę,
żeby świat wiedział, że Sorcha ma Twoje serce.
Z miłością, Melka
Stworzyłam dla was zbiór utworów, przy których powstawała ta historia. Które pomagały mi osadzić się w fabule i bez których trudno byłoby mi oddać wszystkie emocje.
Utworów łącznie jest 32, ale jeśli nie macie czasu słuchać całości podczas czytania, BŁAGAM, posłuchajcie chociaż tych czterech kawałków:
1. Suki Waterhouse – Think Twice
2. TALK – Run Away to Mars
3. Sam Barber ft. Avery Anna – Indigo
4. Sombr – back to friends
Z nimi w tle ta historia smakuje zupełnie inaczej. Podziękujecie mi za to później :p
PEŁNA PLAYLISTA CHLOE
Bon Iver & St. Vincent – Rosyln
Beach House – Space Song
Gigi Perez – Sailor Song
Hozier – Work Song
Witt Lowry ft. Ava Max – Into Your Arms (No Rap)
James Arthur – Car’s Outside
TALK – Run Away to Mars
TALK – A Little Bit Happy
TALK – How To Save A Life
TALK – Afraid of the Dark
The Fray – How to Save a Life
The Fray – You Found Me
Myles Smith – Stargazing (Acoustic)
Band of Horses – The Funeral
Tony Ann ft. ARKAI – ICARUS (Orchestral Version)
Sleeping At Last – Saturn
Patrick Watson – Je te laisserai des mots
Jonah Kagen – God Needs The Devil
Emma Louise – Jungle
Jaymes Young – I’ll Be Good
Distant Cowboy – Core Memory
Nessa Barrett – the one that should’ve got away
Lana Del Rey – Money Power Glory
Hugo – 99 Problems
Sam Barber ft. Avery Anna – Indigo
Sons of Habit – Madeline
Jessica Baio – life jacket
Sombr – back to friends
Suki Waterhouse – Think Twice
Alek Olsen – someday i’ll get it
Montell Fish – Hollow Lover
John Legend – Conversations in the Dark
Spotify
YouTube
1.
CZEGO MOGŁABYM CHCIEĆ?
Londyn, styczeń 2025
– Znów znikasz? – zapytała Poppy z łagodnym zainteresowaniem, wchodząc do pomieszczenia w akompaniamencie cichego szelestu drzwi.
– Sorcha ma urodziny, jadę do niej – mruknęłam pod nosem, nie podnosząc na nią wzroku.
Po całym salonie walały się ubrania, kosmetyki i buty, które dla kogoś z zewnątrz mogły stanowić zwykły chaos towarzyszący pośpiesznemu pakowaniu, dla mnie jednak całe to zbiorowisko było uporządkowane. Na niskiej kanapie, od jej prawej strony, znajdowały się rzeczy o roboczej nazwie „must have”, tuż obok nich kupka pod tytułem „jeśli zdążą wyschnąć” i na szarym końcu „nie, dzięki”.
– Masz, przyda ci się nawodnienie – rzuciła moja przyjaciółka, zatrzymując mnie w miejscu i wciskając w moje dłonie gorący kubek. Napój, który się w nim znajdował, nadal był za ciepły i ledwie mogłam utrzymać go w rękach.
– Dzięki, ale to raczej wygląda, jakbyś chciała mi zafundować poparzenie przełyku – odparłam i odstawiłam kubek na stojący obok stolik zawalony świeżym praniem, które jeszcze obiecywałam sobie przejrzeć.
Ruszyłam w kierunku kuchni, choć nie było tam niczego, czego mogłabym potrzebować, niczego też nie szukałam. Musiałam zwiększyć dystans, bo Poppy... Ona wiedziała. Nie wiem skąd, ale wiedziała. A ja zorientowałam się, że wie, gdy tylko usłyszałam jej ton. Upewniłam się, gdy wyczułam, że zamiast kawy przywiozła mi ziółka.
Poppy nie kupowała mi ziółek. Nigdy. A kiedy piłam je w jej obecności, dogryzała mi, pytając, czy wystawiłam już kryształy na parapet albo czy następnym razem zasiądziemy do stołu w chatce na kurzej łapce.
Dlatego tak, byłam cholernie pewna, że wie. Jednak sama myśl, że miałabym zacząć mówić... Zapytać, skąd wie, czy, no nie wiem, zacząć wyjaśniać... Sama myśl o tym sprawiała, że w gardle rosła mi watopodobna klucha i groziła uduszeniem. A tak dobrze szło mi jej ignorowanie. Byłam coraz lepsza w udawaniu, że jej większa część wcale nie zalegała na moim sercu, sprawiając, że stało się dziwnie ciężkie i podejrzanie obolałe. A teraz powód, dla którego moja fasada zaczęła się sypać, poczłapał za mną do kuchni, złapał mnie za rękę, odwrócił do siebie przodem i przemówił głosem, który należał do mojej przyjaciółki.
– Przecież to ja... – wymamrotała Poppy; jej przeszywające kocie oczy wpatrywały się we mnie z troską.
Nie zdążyłam nawet nabrać powietrza, by zacząć szlochać, a ona już mnie do siebie tuliła. Jej drobna dłoń gładziła moje plecy. Nie wiem, kiedy zaczęłyśmy się kołysać ani kiedy znalazłyśmy się na kanapie, moje pole widzenia ograniczało się do mgły poprzetykanej gdzieniegdzie plamami światła. I szczerze mówiąc, w tamtej chwili wolałabym, żeby tak zostało. Wtedy nie musiałabym spojrzeć w lustro. Nie musiałabym patrzeć w twarz osoby odpowiedzialnej za tak wielką krzywdę...
Jakiś czas później ten sam kubek, który poniekąd wyjawił zamiary Poppy, znów wylądował w mojej dłoni, tym razem jednak był zaledwie letni, zaś ziółka w nim – potrzebne bardziej niż wcześniej.
– To melisa – wyjaśniła Poppy, choć zorientowałam się, gdy tylko herbatka dotknęła moich kubków smakowych.
Siedziałyśmy w ciszy i bałaganie. Sterty przygotowanych przeze mnie rzeczy zmieszały się ze sobą, jednym ruchem zrzucone na podłogę przez kobietę zbyt zajętą nagłym przypadkiem złamanego serca. Pytania parzyły mnie w czubek języka, ale każda próba otwarcia ust kończyła się nową porcją łez i powrotem watokluchy. Wciąż tylko rozchylałam wargi i próbowałam je zmusić do działania, ale słowa nie zamierzały przedostać się dalej niż do tchawicy.
Poppy w końcu postanowiła przerwać milczenie. Aż podskoczyłam, gdy w salonie rozbrzmiał jej głos.
– Wpadłam na niego wczoraj wieczorem... – zagaiła ostrożnie.
Wciągnęłam z sykiem powietrze. Nie wiem, czy bardziej przeraził mnie fakt, że widziała go tuż po, czy świadomość, że poznała wersję Oliviera jakieś czternaście godzin przed tym, jak poznała moją...
– Nie wyglądał dobrze – kontynuowała. – Zdecydowanie nie był trzeźwy i... – Urwała, jakby nagle ugryzła się w język, jednak szybko odzyskała rezon. – I zastanawiałam się, kiedy zadzwonisz albo napiszesz...
Zostawiła mi przestrzeń, bym zaczęła mówić, ale nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. Od czego zacząć? Nieprzyjemne uczucie osiadło na dnie mojego żołądka, zmuszając go, by boleśnie się skurczył.
– Dlaczego się nie odezwałaś? – padło z pozoru neutralne pytanie, jednak kryło się w nim coś więcej. Coś, czego wolałabym nie widzieć.
Odetchnęłam tak głęboko, że płuca zaczęły mnie szczypać, bo zabrakło im tlenu, który jeszcze mogłyby z siebie wypchnąć. Poppy czekała i wiedziałam, że już się nie wywinę.
– Musiałam pobyć sama – rzuciłam oględnie, a mój głos brzmiał, jakbym mówiła przez grubą poduszkę, dokładnie taką, pod jaką najchętniej ukryłabym teraz głowę.
Poppy rzuciła mi jedno z tych swoich spojrzeń, które potrafiły rozplątać nawet najciaśniejszy supełek fałszu. Uniosła wysoko jedną z ciemnych brwi i zmrużyła lekko oczy.
– Musiałaś czy próbowałaś się ukarać? – zapytała z przyganą i zaplotła ręce na piersi.
Odwróciłam wzrok. Nie zamierzałam odpowiadać, ale Poppy nie zamierzała dłużej znosić ciszy.
– Jako twoja przyjaciółka chcę być przy tobie, gdy dzieje się coś złego...
– To nie było złe... – weszłam jej w słowo, jednak ona zaraz odpłaciła się tym samym.
– Czyli wypłakujesz sobie oczy, bo było tak dobre? – rzuciła ironicznie i tu mnie miała.
W nocy nie zmrużyłam oka; obracałam w głowie każdą scenę z poprzedniego wieczoru jakiś milion razy. Nie miałam siły nawet wziąć prysznica i byłam prawie pewna, że moje włosy przez nerwowe przeczesywanie zaczęły odstawać od głowy, jakby jakieś dzikie zwierzę urządziło sobie w nich gniazdo.
– Chloe, chcę wiedzieć, dlaczego płaczesz... – nie odpuszczała.
Doskonale zdawała sobie sprawę z powodu, ale wiedziałam, że nie spocznie, dopóki nie usłyszy tego ode mnie. Dlatego ignorując drżenie głosu, odparłam:
– Nie wiem jak ty, ale ja nie czerpię żadnej przyjemności z łamania innym serca. – Pociągnęłam nosem, a ciepła dłoń z burgundowymi paznokciami spoczęła na mojej.
– I ciągnęłabyś to jeszcze dłużej tylko po to, by nie robić komuś przykrości?
– Nie, oczywiście, że nie... – odpowiedziałam, choć w moim głosie brakowało przekonania.
– W takim razie dobrze, że to koniec. Choć jestem ciekawa, co przesądziło o jego losie, bo wygląda na to, że i ja, i on nie mieliśmy pojęcia, że zbliża się zerwanie.
Nie powiedziała tego uszczypliwie i chyba to właśnie sprawiło, że oczy znów podejrzanie mnie zapiekły. Wolałabym, żeby była na mnie zła, żeby zwyzywała mnie od lekkomyślnych, wiecznie niezadowolonych i niezdecydowanych dziewuch. Omiatała mnie wzrokiem, szukając na mojej twarzy zapewnienia, że wszystko ze mną w porządku. Im dłużej tak patrzyła, tym gorzej się czułam, bo powodów zerwania nie dało się racjonalnie wytłumaczyć...
Uwolniłam rękę z jej delikatnego uścisku i wstałam. Opróżniłam duszkiem kubek i odstawiłam go tam, gdzie akurat było miejsce.
– To wydarzyło się szybko. O wiele szybciej niż poprzednio – zaczęłam. Nogi same nosiły mnie po pokoju, jakby nie mogły pozostać w miejscu. – Mieliśmy wyjechać wczoraj, jak wiesz, ale ciągle czułam, że coś jest nie tak, sprawdzałam po kilka razy, czy żadne z nas nie zgubiło paszportu, czy na pewno się odprawiliśmy i czy wszystko spakowałam.
Wyliczając na palcach, nie mogłam nie zauważyć, że brwi mojej przyjaciółki lekko się zmarszczyły, a jej wzrok przebiegł po rozgardiaszu, który panował wokół.
– Bolał mnie brzuch, a Oliviera nie było jeszcze w domu, nie odbierał telefonu i zaczęłam się obawiać, że się spóźnimy na samolot. Właśnie wtedy wpadł przez drzwi, zziajany i jakoś dziwnie pobudzony, a złe przeczucie w moim żołądku zaczęło narastać. Dlatego niezbyt się zdziwiłam, kiedy nasz lot odwołano z powodu awarii samolotu.
Poppy słuchała uważnie, kiwając głową. Mogła się śmiać z tego, że byłam przesądna, ale nigdy nie wątpiła w moją intuicję.
– Myślałam, że chodziło o to, że ten lot po prostu nie wyjdzie, ale kiedy Olivier objął mnie na pocieszenie, moja bransoletka z kwarcem się zerwała, choć nic o nią nie zahaczyło. Spadła, a kamień roztrzaskał się na kawałeczki...
O tu, właśnie w tym konkretnym momencie przewróciła lekko oczami, jednak niczego nie powiedziała... jeszcze.
– Wiesz, o której bransoletce mówię, więc zanim zaczniesz się śmiać, pozwól, że zapytam. Jakiego koloru był kamień?
Nawet się nie zawahała.
– Różowy. Nawijałaś przez dwa tygodnie o tym, jaki to Ollie nie jest domyślny, że dał ci tak romantyczny prezent.
Pokiwałam głową, próbując nie dopuścić do głosu lekkiego zażenowania, które ogarnęło mnie na to wspomnienie. W dwóch długich krokach podeszłam do wysokiej szafki obok telewizora i wyciągnęłam z niej niewielką ozdobną tackę. Zatrzasnęłam drzwiczki i wróciłam do Poppy.
– To ten sam kamień, zobacz, jest...
– Jasnoróżowy – dokończyła za mnie i wzruszyła ramionami.
– Nie, jest prawie biały – odparłam i umieściłam go na stoliku kawowym tuż przed nią. – Spójrz, kompletnie zmienił kolor.
Poppy nachyliła się nad ozdobną tacką, podniosła jeden z odłamków i odwróciła się w stronę światła, by lepiej widzieć.
– Czytałam gdzieś, że kwarc traci kolor albo ulega zniszczeniu, gdy uczucie się wypaliło albo związek nie jest już dla ciebie dobry – wyjaśniłam.
– Chloe, przecież to nie powód...
Uciszyłam ją ruchem dłoni.
– Nie, to nie jest powód. – zgodziłam się. – Ale najpierw odwołali nam lot, potem bransoletka pękła, jeszcze później w taksówce, którą wracaliśmy, leciała piosenka Jamesa Blunta Goodbye My Lover, a w mieszkaniu, jak odkładałam paszporty do szuflady, przypadkiem strąciłam talię kart tarota.
Penelope westchnęła, przyłożyła dłoń do czoła i lekko je potarła.
– Zanim zaczniesz mi dogryzać, chciałabym dodać, że wszystkie upadły frontami do podłogi... Wszystkie poza kartą przedstawiającą Wieżę...
Poppy nadal nie wyglądała na przekonaną, więc westchnęłam i zrzuciłam bombę.
– Wiem, że nie wierzysz w takie rzeczy, ale Wieża symbolizuje zakończenie, zmianę, i to taką, która wywraca życie do góry nogami. Zignorowałabym to, wszystko przypisałabym przypadkowi, gdyby nie to, że część kart wpadła pod komodę i musiałam kucnąć, by je wyciągnąć. Kiedy zbierałam je z podłogi, znalazłam rachunek od jubilera...
To w końcu zrobiło na niej wrażenie. Jej zielonobrązowe oczy lekko się rozszerzyły, a cała sylwetka jakby się wyprostowała.
– Zerwałaś z facetem, bo chciał ci się oświadczyć? – zapytała głosem o kilka oktaw wyższym.
– Nie – odpowiedziałam słabo, znów walcząc z watokluchą. – Zerwałam z facetem, bo nie byłam w nim zakochana na tyle, by powiedzieć „tak”, a wszystkie znaki na niebie i ziemi zdawały się mówić „nie”.
Odetchnęłam drżąco i w końcu byłam w stanie znów usiąść obok przyjaciółki. Podkurczyłam kolana i objęłam je ramionami, a na moich plecach jak na zawołanie pojawiła się dłoń, gotowa ściągnąć mi z barków wszelkie ciężary – nawet te, które według niej nimi nie były.
– On zamierzał mi się oświadczyć na tym wyjeździe. Chyba wiedziałam o tym od początku, gdy tylko powiedział mi o tej podróży. Nigdy wcześniej żadnej wycieczki nie zorganizował sam, częściej wyjeżdżałam w pojedynkę niż z nim, co bardzo mi pasowało i jakby teraz na to spojrzeć, już samo to wiele mówi o tym związku, ale czułam, że to nie będzie taki wyjazd jak wszystkie. Oszukiwałam się, że pewnie sobie to wkręcam i że przecież Ollie naprawdę się postarał, a mi nawet tak bardzo nie przeszkadza to, że cały ten wypad kompletnie odbiega od tego, co zazwyczaj preferuję.
Sapnęłam zirytowana na samą siebie.
– Udawałam, że nie widzę, co się święci, bo do ostatniej chwili wydawało mi się, że to to... Że to już ten jedyny i będę miała swoje szczęśliwe zakończenie...
– I mogłaś je mieć. Nie pomyślałaś, że być może zwyczajnie obleciał cię strach? Oświadczyny i małżeństwo to poważna decyzja...
– To nie strach... – zaoponowałam.
– W takim razie co? Chloe, kiedy go poznałaś, mówiłaś mi, że jest dokładnie taki, jak sobie wymarzyłaś. Twierdziłaś wręcz, że go sobie wymanifestowałaś. Co się zmieniło? – westchnęła i lekko pokręciła głową. – Nie zamierzam cię osądzać, zawsze jestem po twojej stronie, ale martwię się, że popełniasz błąd i za jakiś czas będziesz chciała powrotu, a ten okaże się niemożliwy. Tym zerwaniem zraniłaś was oboje.
– Wiem... – wyszeptałam, a moje gardło znów się zacisnęło. – Uwierz mi, że o niczym innym nie myślę – Ollie był dla mnie przez dłuższy czas dokładnie tym, czego szukałam, a potem... – Głos mi się załamał i musiałam odchrząknąć, by móc dalej mówić. – Potem okazało się, że czułam coraz mniej i mniej... Zaczęłam zauważać, jak bardzo się różnimy, i w którymś momencie musiałam przestać się oszukiwać, że to się uda. Gdybym nie znalazła tego rachunku, pojechałabym niczego nieświadoma na urocze greckie wakacje, a on, nie daj losie, poprosiłby mnie o rękę przy ludziach...
Poppy parsknęła cicho.
– Znając ciebie, zgodziłabyś się tylko po to, by nie zrobić mu wstydu.
– Na bank właśnie tak by było, a potem zastanawiałabym się, jak to, kurwa, odkręcić tak, żeby nie wyjść na najgorszą sukę świata.
Poppy posłała mi dziwne spojrzenie. Na tyle dziwne, że momentalnie usiadłam prosto, a moje serce znacząco przyśpieszyło.
– Co?
– Nic, tylko...
Wahanie Poppy sprawiło, że zrobiło mi się nieco zbyt duszno.
– No co? Mów i miejmy to z głowy.
Zmarszczki wokół jej oczu nieco się pogłębiły, wygięła lekko palce prawej dłoni i odetchnęła ciężko.
– Pops... przerażasz mnie... – wyszeptałam dziwnie zesztywniałymi ustami.
Penelope potarła czoło tuż nad linią brwi, założyła nieistniejący kosmyk za ucho i wreszcie przemówiła.
– Spotkałam go wczoraj i chwilę rozmawialiśmy. Nie był w zbyt dobrym stanie, wypił trochę za dużo, płakał i zdecydowanie potrzebował podwózki do domu...
Wciągnęłam z sykiem powietrze. Nie miałam pojęcia, dokąd zmierza ta historia, ale w duchu liczyłam tylko na ewentualne czyszczenie tapicerki.
Poppy pokiwała głową, przybrała minę zbitego psa, co również nie wróżyło zbyt dobrze, i kontynuowała:
– Przez całą drogę mówił tylko o tobie, co chwilę sprawdzał telefon z nadzieją, że zadzwonisz i wszystko odwołasz. Kilka razy pytał mnie, czy może z tobą rozmawiałam, czy coś mówiłaś na jego temat, prosił, żebym przemówiła ci do rozsądku. Chloe, ja... – zająknęła się. – Nigdy chyba nie widziałam nikogo tak załamanego... – Zawiesiła głos, jakby liczyła, że coś odpowiem.
Nie mogłam. Podczas gdy ona patrzyła na mnie ze współczuciem, ja czułam, jakby moje gardło całkowicie się zamknęło, przeszyte igłą bólu przewleczoną grubą nicią poczucia winy. Odebrało mi głos. Moje ramiona opadły, a czubek nosa zaszczypał, jakby z daleka mógł wyczuć nadciągające łzy.
Ale Poppy jeszcze nie skończyła i chociaż szalenie ceniłam sobie szczerość naszej relacji i choć sama prosiłam, żeby powiedziała mi, co wie, z każdym jej słowem zaczynałam żałować coraz mocniej, że na wstępie nie oznajmiłam, że nie chcę o nim więcej słyszeć. Ale nie byłam człowiekiem, który ot tak potrafił się odciąć, choć biorąc pod uwagę, że z nim zerwałam, tak właśnie mogło się wydawać. Siedziałam więc sztywna, jakby każdy z moich mięśni skurczył się o pół centymetra, i próbowałam się nie wzdrygnąć, gdy Poppy dodała złowieszczo:
– Sądziłam, że przesadza, aż tak przeżywając zerwanie, ale kiedy odrobinę się uspokoił, wyznał, że babcia podarowała mu pierścionek, który niedawno kazał zmniejszyć z myślą o tobie...
Urwała i znów posłała mi to dziwne spojrzenie z ukosa, od którego żołądek podjeżdżał mi do gardła. Czyli to nadal nie był koniec? Czy mogło być coś gorszego? I gdy tylko to pomyślałam, poczułam osiadające w żołądku wrażenie, że właśnie wywołałam wilka z lasu. Tym bardziej że Poppy zdawała się dławić kolejnymi słowami, które zamierzała wypowiedzieć.
Ja. Pier. Do. Lę.
– Jest coś jeszcze, prawda? – dopytałam.
Przyjaciółka to zaciskała usta, to je otwierała, i tak w kółko. Nie mogłam tego znieść. Byłam zwolenniczką metody szybkiego odrywania plastra. Nawet jeśli bolało. Zwłaszcza kiedy bolało.
– Wyduś to z siebie wreszcie. – Nie mogłam wytrzymać pełnej napięcia ciszy.
– Chloe on... On kupił dla ciebie... Dla was... Dom.
Piszczało mi w uszach, więc z obawy, że nie dosłyszałam, zapytałam kurtuazyjnie:
– Że co, kurwa, zrobił?!
Gdyby nogi nie odmówiły mi posłuszeństwa, być może zerwałabym się z kanapy jak oparzona. Miałam jednak wrażenie, że słowa Poppy były nieco za bardzo rozbudowanym zaklęciem Drętwota z Harry’ego Pottera, bo dosłownie nie mogłam się ruszyć.
Poppy, wlepiając we mnie te swoje oczyska, rozłożyła dłonie w geście pod tytułem „a co ja mogę” i z całą niewinnością, jaką w sobie miała, odpowiedziała:
– Też mnie tym zaskoczył.
Zaskoczył ją.
ON.
JĄ.
ZASKOCZYŁ.
Zaskoczył ją wyznaniem o pieprzonym pierścionku, pierdolonych zaręczynach i jebanym domu. A czy ja poczułam zaskoczenie? To mało powiedziane. Te wieści w kontekście zerwania i moich przesłanek, które do niego prowadziły, to była tragedia. TRAGEDIA. Gdyby ktoś włożył mi w rękę inkrustowany sztylet, ubrał mnie w togę i jednak wysłał mnie do tej Grecji, to jakiś współczesny Sofokles miałby używanie.
Tymczasem moje londyńskie mieszkanie wypełniło się przyspieszonym biciem mojego serca, uderzeniami gorąca i zimna, na zmianę, a momentami jednocześnie, powietrzem zbyt gęstym, by nim oddychać, i słowami, które nie docierały przez ogłuszający pisk. To mój mózg piszczał, nie mogąc przetworzyć tych informacji, a może to byłam mała ja, ukryta gdzieś głęboko w środku, która kiedyś marzyła o białej sukni, domku z ogródkiem i kimś takim jak Ollie.
– Słyszysz, co do ciebie mówię?
Chłodne dłonie Poppy na moich policzkach wciągnęły mnie z powrotem do rzeczywistości, w której wolałabym aktualnie nie przebywać. Oczy przyjaciółki znajdowały się teraz o wiele bliżej, dokładnie naprzeciw moich, a nasze nosy niemal się stykały.
– Nie, moje uszy przestały funkcjonować, kiedy bębenki wybuchły mi na wieść o zaręczynach i domu.
Poppy odetchnęła z ulgą, przewróciła oczami i lekko pchnęła dłońmi moją twarz.
– Nie strasz mnie tak, kretynko. Myślałam, że dostałaś udaru.
– Chciałabym – odpowiedziałam sztywno i zgodnie z prawdą.
Wstałam i ruszyłam do kuchni, nie zważając na to, co po drodze depczę; tym razem nie próbowałam uciekać, próbowałam jedynie nie zemdleć. Potrzebowałam wody. Dużo i natychmiast. Nie bawiąc się w konwenanse, pochyliłam się, odkręciłam kran, włożyłam pod niego głowę i zaczęłam chłeptać łapczywie bezpośrednio ze źródła. Przy okazji ochlapałam też twarz, która zdawała się tak gorąca, że można było usmażyć na niej jajko.
Kupił dom.
Kupił pieprzony dom...
– Zakładam, że nie miałaś o tym pojęcia – zauważyła Poppy błyskotliwie.
Odwróciłam się gwałtownie w jej kierunku, posyłając wokół maleńkie krople wody.
– Ależ oczywiście, że wiedziałam, zareagowałam tak jedynie z ekscytacji i wdzięczności, że mi o tym przypomniałaś – odparłam, a mój głos brzmiał, jakbym zjadła wiadro żwiru.
Nie zareagowała na moją sarkastyczną odpowiedź, po prostu stała i patrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem. W czarnym golfie wpuszczonym w ciemne jeansy wyglądała elegancko i kobieco, mimo że był to dość zwyczajny strój. Ale Poppy nawet w jutowym worku wyglądałaby jak ktoś, kto wybiera się na sesję zdjęciową do „Vogue’a”. W każdym jej ruchu przejawiała się ta dziwna, magnetyczna eteryczność. Nawet wtedy, gdy minimalnie się przechyliła, by oprzeć się o stojącą obok niej lodówkę.
– Nie dał ci żadnych wskazówek co do swoich planów?
O dziwo nie odpowiedziała równie ironicznie. Założyła ręce na piersi i uniosła jedną brew. Korciło mnie, by znów nie odpowiadać wprost, ale patrząc na nią, czułam, że tylko odwlekam nieuniknione.
– My... eee... nie rozmawialiśmy o tym... – wymamrotałam.
– Nie rozmawialiście o zmianie lokum? – drążyła.
– Nie... To znaczy nie rozmawialiśmy o tym, ale też... My w ogóle nie rozmawialiśmy o przyszłości.
Poppy zmarszczyła brwi; wiedziałam, co usłyszę, zanim jeszcze padło:
– Chcesz mi powiedzieć, że byliście w związku ponad rok, po dwóch miesiącach zamieszkaliście razem, ale nie gadaliście o przyszłości?
Pokiwałam głową powoli, czując, jak moje policzki i szyję oblewa rumieniec. Doskonale wiedziałam, jak dziwacznie to brzmi.
– Przecież wiesz, że jak zaczęliśmy się spotykać, nie byłam gotowa na nic poważnego. Ollie sam zaproponował, że możemy po prostu miło spędzać czas i nie wskakiwać do żadnej szufladki...
Gwizd wciąganego przez Poppy powietrza zakłuł mnie w uszy. Nagle moje stopy wydały mi się szalenie ciekawe.
– Przecież byliście razem, oficjalnie...
Czułam się jak idiotka i chyba nią byłam, a już na pewno w oczach mojej przyjaciółki, zwłaszcza po tym, gdy powiedziałam:
– Nie do końca. Nigdy oficjalnie nie ustaliliśmy, że jesteśmy parą, to po prostu jakoś tak wyszło. Nigdy z ust żadnego z nas nie padła deklaracja odnośnie do tego, na jakim etapie jest nasza relacja, i jeśli mam być szczera, odpowiadało mi, że tak było... Nie lubię presji.
Głośne plaśnięcie ręki uderzającej o czoło zmusiło mnie do spojrzenia na moją przyjaciółkę.
– Chloe O’Rilley, czy ty chcesz mi właśnie powiedzieć, że według ciebie wy nawet nie byliście w związku?
– N-n-n-nie? – zaprzeczyłam, choć brzmiało to bardziej, jakbym ją pytała.
Poppy spojrzała w sufit, wzdychając rozdzierająco, jakby szukała pomocy w niebiosach.
– Coraz mniej z tego rozumiem – wymamrotała, jakby bardziej do siebie niż do mnie.
– Po prostu sądziłam, że dobrze się razem bawimy. Nie deklarował się przez cały czas trwania tego z... – Urwałam, bo zreflektowałam się, że omal nie powiedziałam „związku”. – Tej relacji. – Poprawiłam się, co oczywiście nie uszło uwadze Poppy, ale kontynuowałam, zanim miała szansę coś dodać. – Żadne z nas się nie deklarowało. Powiedziałabym ci, gdyby tak było, wiesz o tym.
Poppy pokiwała głową, ale choć tej jednej rzeczy była pewna, miała minę, jakby spoglądała właśnie na osobę niespełna rozumu.
– Dobrze. W takim razie skoro żadne z was się nie deklarowało, to dlaczego Ollie uznał, że to doskonały moment, żeby się oświadczyć?
– Nie wiem, ty mi powiedz! Bo może wczoraj poinformował cię też o tym. – Nie chciałam tego, ale mój głos został lekko zabarwiony wyrzutem.
– Poinformował – rzuciła tak po prostu. – Biedak sądził, że go kochasz, że odwzajemniasz jego uczucia, tylko nie jesteś zbyt wylewna, jeśli chodzi o emocje.
Jej głos lekko zadrżał na końcu zdania, a spojrzenie miała tak wymowne, że choć sytuacja była niewesoła, aż parsknęłam.
– Przez wszystkie lata, które przyszło mi się z tobą użerać, to jedno mogę powiedzieć na pewno: Chloe, jeśli istnieje ktoś, kogo można nazwać Wylewem Emocjonalnym, to jesteś to ty. Zresztą patrząc na to, jaki kalejdoskop emocji zaprezentowałaś od momentu, kiedy przeszłam przez drzwi, nie potrzebuję niczego więcej na poparcie swoich słów.
Miała rację. Byłam stereotypowym rudzielcem, a irlandzkiej krwi zawdzięczałam nie tylko kolor włosów, ale i temperament.
– Nie rozumiem tylko jednego – kontynuowała zamyślonym głosem. – Dlaczego pozwoliłaś mu się wprowadzić i ciągnęłaś to tak długo, skoro najwyraźniej nie zamierzałaś się deklarować, a już na pewno nie planowałaś przechodzenia na wyższy level?
Dopiero co rozmawiałyśmy o emocjach, a ledwie skończyła mówić i moje oczy znów były pełne łez. Wzięłam dwa głębokie oddechy, zanim odpowiedziałam.
– Naprawdę wydawało mi się, że to będzie on, a kiedy opadło pierwsze zauroczenie, próbowałam ożywić trupa, by nie pozwolić odejść nadziei.
Poppy pokręciła głową, wprawiając w ruch taflę błyszczących ciemnych włosów.
– A nie pomyślałaś, że być może wcale nie chcesz się ustatkować? Przez samo przeczucie, że wasza relacja mogłaby się stać poważniejsza, wzięłaś nogi za pas...
Delikatnie strząsnęłam jej ręce i ruszyłam do salonu. Zaczęłam zbierać porozrzucane rzeczy, nie myśląc o tym, że przecież powinnam się spakować. Mogłam wyjechać do rodziców o dowolnej porze. Jedyne, co mnie goniło, to świadomość, że złamałam serce dobrego człowieka, raniąc przy tym swoje. Teraz, gdy ten temat leżał między mną a moją przyjaciółką rozgrzebany na dobre, nagle przestało mi się śpieszyć.
– A czego niby mogłabym chcieć, Poppy? Awansu, by jeszcze bardziej narażać swoje życie w gównianej pracy? Czy może powrotu do rodzinnego domu i pucowania kufli w pubie rodziców?
Podnosiłam właśnie z podłogi pojedynczą skarpetkę, gdy obok mnie uklękła Poppy, dzierżąc w wyciągniętej w moim kierunku ręce drugą do pary.
– Nie wiem, jakim cudem zapomniałaś, że możesz i powinnaś chcieć wszystkiego. Wszystkiego, rozumiesz?
Rozumiałam, aż za dobrze, bo nagle właśnie tego zapragnęłam.