Półprawdy - Melka Kowal - ebook + książka

Półprawdy ebook

Kowal Melka

5,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.

28 osób interesuje się tą książką

Opis

Czy da się uciec od swojej przeszłości? I jak długo można nadstawiać drugi policzek?

Aurelie kłamstwa gładko przechodzą przez gardło. Rozchwytywana autorka bestsellerowych kryminałów, od lat ukrywa się pod pseudonimem Autumn Jack. Żadna gazeta, portal plotkarski, a nawet żądni sławy youtuberzy nigdy nie odkryli jej tożsamości. A Aurelie ma ważny powód, by schować się przed światem.

Tylko że za życie pomiędzy zgrabnie uformowanymi kłamstwami w końcu płaci się wysoką cenę.

Od kilku tygodni Aurelie znajduje w różnych miejscach dziwne liściki spisane na pomarańczowych karteczkach. Szyba jej samochodu, stacja metra, ulubiona kawiarnia, gdzie pisze kolejne powieści. Ktoś ją śledzi, a intencje prześladowcy zaczynają przerażać dziewczynę. Policja lekceważy jej obawy, a coraz bardziej niebezpieczny stalker jest nieuchwytny jak cień.

Kim jest tajemniczy mężczyzna? Aurelie, by się tego dowiedzieć, postanawia cofnąć się po własnych śladach do przeszłości i... miejsc, gdzie wszystko się zaczęło.

Komu uwikłana w trójkąt miłosny dziewczyna będzie mogła zaufać? Mierzenie się ze śmiertelnym zagrożeniem, to zdecydowanie nie najlepszy moment na rzucanie się w wir uczuć… Zwłaszcza że granica między miłością a fatalnym zauroczeniem potrafi być bardzo cienka…

Melka Kowal (@s0ymel) wraca w porywającym stylu z nową powieścią, z cyklu „Maski” – historią emocjonującą niczym true crime, ale też wzruszającą jak prawdziwy romans – bo najpiękniejsze chwile w życiu następują, gdy możemy bezpiecznie powiedzieć „kocham cię”.

Po sukcesie poprzednich powieści, Melka nie spoczęła na laurach. Mało tego! Postanowiła czytelników zaskoczyć! Oto dobrze znana, a jednak tak bardzo inna odsłona twórczości autorki: romans na pograniczu thrillera. Historia z tajemnicą pulsującą w mroku, niebezpieczeństwem czającym się w ciszy.

Czeka Was ponad 600 stron wyjątkowych czytelniczych doznań.

Małgorzata Tinc, ladymargot.pl

Historia, która porywa intensywnością i sprawia, że trudno oderwać się choć na chwilę. Rozgrzewa serce miłosnym wątkiem, aby później zmrozić je gęstniejącym mrokiem kryminalnej tajemnicy. Ta mieszanka emocji zostaje w głowie na długo.

Natalia Miśkowiec @prostymislowami

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 711

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Opieka redakcyjna: DOROTA WIERZBICKA

Redakcja: MAGDALENA WOŁOSZYN-CEPA

Zespół adiustacyjno-korektorski: AGNIESZKA MAŃKO, MAŁGORZATA SZEWCZYK, ANETA TKACZYK

Projekt okładki i stron tytułowych: MAGDALENA PALEJ

Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ

Copyright © 2025 by Melka Kowal Autorkę reprezentuje Agencja Literacka Book/Lab w Warszawie © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2025

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-08-09300-9

Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl e-mail: [email protected] tel. (+48 12) 619 27 70

Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.

Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).

Wydawca zakazuje eksploatacji tekstów i danych (TDM), szkolenia technologii lub systemów sztucznej inteligencji w odniesieniu do wszelkich materiałów znajdujących się w niniejszej publikacji, w całości i w częściach, niezależnie od formy jej udostępnienia (art. 26 [3] ust. 1 i 2 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych [tj. Dz.U. z 2025 r. poz. 24 z późn. zm.]).

1.

TANIA KOMEDIA ROMANTYCZNA

Londyn, październik 2025

Zawzięcie wpatrywałam się w rozświetlony ekran, prawie nie rejestrując pojawiających się na nim linijek. Ciałem być może znajdowałam się w kawiarni True Story, ale duchem przebywałam w Walii, gdzie bohaterka mojej najnowszej książki toczyła batalię sądową. Gniewnie stukałam w klawiaturę, gotowa zadać ostatni cios obronie, zanim...

Dźwięk telefonu wybił mnie z rytmu. Zaklęłam bezgłośnie i westchnęłam, gdy na wyświetlaczu zobaczyłam imię mojej tymczasowej współlokatorki.

– Wiem, że piszesz – zaczęła przepraszającym tonem, a ja przygryzłam język, by pohamować irytację. – Chcę tylko zapytać, czy widziałaś gdzieś ładowarkę do mojego laptopa.

Przewróciłam oczami. Cała Erin – kiedy kończyła książkę, niemal nie dało się z nią porozumieć. Wszystko gubiła, o wszystkim zapominała, a ja zaczynałam kwestionować pomysł, by dzielić z nią mieszkanie. Potem jednak przypominałam sobie, ile wynosi mój obecny czynsz, i magicznie przestawało mi przeszkadzać to, że poniekąd stałam się niańką dorosłej kobiety. Dlatego posłusznie z zakamarka umysłu wyłowiłam miejsce, w którym ostatnio namierzyłam ładowarkę.

– Zobacz za kanapą – podsunęłam. – Jestem prawie pewna, że dzisiaj rano widziałam wtyczkę na podłodze, kiedy zakładałam skarpety.

W słuchawce dało się słyszeć szelest i pośpieszne kroki, a w końcu triumfalne:

– Jest!

– Nie ma za co – rzuciłam, gotowa się rozłączyć.

– Czekaj! – zawołała Erin, wyczuwając moje zamiary.

– Tak? – zapytałam, czując, jak moje skupienie ulatuje.

– Pamiętaj, że idziemy dzisiaj do Poppy.

Miałam ochotę uderzyć się dłonią w środek czoła. Oczywiście, że zapomniałam. Było grubo po trzeciej, mój tyłek jakby przyrósł do krzesła, a żeby zdążyć, powinnam natychmiast wyjść.

– Zapomniałaś? – zapytała Erin domyślnie.

– Kompletnie. Ale nie możemy jej zawieść. Ty kup bąbelki, a ja zgarnę sushi po drodze – zaproponowałam, w myślach ustalając już plan idealny, który pomoże mi jak najefektywniej wykorzystać dostępny czas.

Zamieniłam z Erin jeszcze kilka słów, wyłączając laptop i pakując do plecaka notatki. Wiedziałam, że więcej już tego dnia nie napiszę, nie było więc sensu ryzykować spóźnienia dla paru z trudem skleconych zdań. Zamknęłam laptopa i już miałam schować go w plecaku, gdy coś odkleiło się od spodu obudowy i opadło na stół.

Odłożyłam laptop i sięgnęłam po pomarańczową, złożoną na pół karteczkę. Rozwinęłam ją i przebiegłam wzrokiem po pochyłym, odrobinę niechlujnym piśmie.

Nawet zmęczenie schlebiało jej urodzie.

To kolejna taka karteczka do kolekcji. Traktowałam je jak afirmacje. Obsługa kawiarni True Story, poza tym, że była szalenie miła, dbała też o to, by wychodzący z niej klienci opuszczali kawiarnię z pozytywnym przesłaniem. Uwielbiałam to miejsce. Tym razem jednak przez chwilę wpatrywałam się w tekst, marszcząc czoło. Szczerze mówiąc, na tym etapie pracy, kiedy ścigałam się sama ze sobą (i może z Erin), by oddać pierwszy szkic książki przed terminem, nie bardzo mnie obchodziło, jak wyglądam. Jednak to, że ktoś, nawet w losowej afirmacji, uważał mnie za piękną, było całkiem przyjemne.

Popatrzyłam w lustro wiszące na przeciwległej ścianie kawiarni. Głębokie cienie pod oczami przypominały każdą noc, kiedy zamiast przepisowych ośmiu godzin snu zaliczałam trzy, góra cztery. Z reguły nie sypiałam dobrze, lecz kiedy gonił mnie deadline, mój organizm odrzucał sen jak nieudany przeszczep. Mogłam zażywać długich, aromatycznych kąpieli, potem zaś kłaść głowę na poduszkę zroszoną lawendowym olejkiem, a głowa i tak nie pozwalała mi zasnąć. Skoro zatem nie spałam, mogłam równie dobrze robić to, co ów sen spędzało mi z powiek.

To właśnie dlatego wyglądałam jak blada, lekko niedożywiona, a już na pewno odwodniona zmora. Kiedy jeszcze nosiłam różowe włosy, odrobinę odwracały one uwagę od mankamentów mojej twarzy; powrót do neutralnych kolorów pozbawił mnie tej wizualnej dywersji.

Spojrzałam jeszcze raz na pomarańczową karteczkę w mojej dłoni i ponownie przeczytałam umieszczony na niej tekst. Potem powróciłam wzrokiem do swojego odbicia i z cichym prychnięciem odłożyłam notatkę tam, gdzie ją znalazłam. Niech ucieszy kogoś, kto na to zasługuje, bo ja znów zaczęłam proces, w którym całe moje człowieczeństwo pochłaniała książka, a owa notka miała sporą szansę, by poprawić innym dzień.

Mój wzrok przyciągnęła nagle charakterystyczna okładka, którą sama przecież wybierałam. Elegancką czcionką wypisano na niej tutuł: Twisted, a tuż nad nim moje nazwisko, a raczej pseudonim – Autumn Jack. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Często wpadałam na ludzi czytających moje książki i zawsze czułam się wtedy tak samo – oszołomiona skalą sukcesu, jaki odniosła i wciąż odnosiła moja twórczość. Moje książki zalewały rynek nie tylko w Zjednoczonym Królestwie, ale także na całym świecie. Fakt, że mogłam obcować z czytelnikami niemającymi pojęcia, że właśnie piją kawę w tej samej kawiarni, co autorka czytanej przez nich książki, niezmiernie mnie bawił. Była to zarazem jedyna naprawdę zabawna rzecz związana z moim pseudonimem, reszta to historia. I to niezbyt miła.

Zapięłam plecak i zarzuciłam go na jedno ramię. Odwróciłam się, gotowa odejść, i... wpadłam na przechodzącego obok człowieka. Wytrąciłam mu z dłoni białą filiżankę. Kawiarnię wypełnił głośny brzęk tłuczonej ceramiki.

– Najmocniej przepraszam – wymamrotałam i od razu zgarnęłam ze stolika serwetki, by zająć się naprawianiem szkód. – Zamyśliłam się i pana nie zauważyłam – tłumaczyłam się, próbując zebrać jak najwięcej ostrych odłamków.

– Nic nie szkodzi – odpowiedział mężczyzna, kucając obok mnie i podnosząc na mnie wzrok.

Brązowe oczy spoczęły na mojej twarzy, swoim ciepłem dopełniając uśmiech, który wypłynął na usta ofiary mojej niezdarności. Świetnie. Oczywiście, że przystojniacy wyrastali jak grzyby po deszczu, kiedy akurat byłam w najgorszej możliwej formie.

– Jeszcze raz przepraszam. – Posłałam mu niepewny uśmiech. – Jeśli pan pozwoli, odkupię pańską kawę – dodałam i zebrawszy ostatnie fragmenty filiżanki, podniosłam się, by wyrzucić je do stojącego nieopodal kosza.

– Pozwolę, pod warunkiem że wypije ją pani ze mną – odparł, nadal się uśmiechając.

Moje dłonie nieprzyjemnie lepiły się od słodkiego napoju, który wypłynął z trzymanych przeze mnie brudnych serwetek i pobrudził rękaw beżowej bluzki. Wyglądałam i czułam się jak fleja. Poza tym nie miałam za dużo czasu, jeśli chciałam jeszcze po drodze kupić sushi, a potem doprowadzić się do porządku przed wizytą u Poppy. Posłałam tęskne spojrzenie w kierunku ładnych ust mężczyzny, ukazujących jeszcze ładniejsze, równe zęby i...

– Przykro mi, ale muszę odmówić. Śpieszę się. – W moim głosie tak wyraźnie było słychać żal, że miałam ochotę odgryźć sobie język.

– To nie musi być dzisiaj. – Zabawnie przekrzywił głowę, a jego uśmiech nieznacznie się poszerzył.

Rany. Śliczny był. Gdyby nie moje silnie zakorzenione poczucie siostrzeństwa, właśnie kupowałabym kawę dla nas obojga i na powrót wygodnie rozsiadała się przy stoliku, który dopiero co chciałam opuścić. Dawno się z nikim nie spotykałam – nie licząc randki z kolegą Erin, która skończyła się szybciej, niż zaczęła. Ten amant tutaj nie wyglądał mi na kogoś, od kogo uciekłabym tak szybko... Potrząsnęłam głową, żeby się opamiętać. Nawet dla siebie nie miałam czasu, a co dopiero na nową znajomość. Oczywiście, że musiałam wpaść na kogoś takiego jak on właśnie teraz, kiedy miałam najwięcej pracy.

Uśmiechnęłam się zdawkowo i zahaczywszy o kosz na śmieci, podeszłam do kontuaru. Zapłaciłam za zniszczoną filiżankę i nowy napój, a drobniaki z reszty wrzuciłam do puszki na napiwki. Na szczęście baristka o niebieskich włosach nie zapomniała jeszcze poprzedniego zamówienia, więc dzierżąc identyczną kawę, wróciłam do nadal stojącego w tym samym miejscu mężczyzny.

– Lannisterowie zawsze spłacają swoje długi – zacytowałam i poczułam miłe ciepło, kiedy mężczyzna uniósł lekko brwi na znak zrozumienia.

– Czy spłata długu jest jednoznaczna z odrzuceniem mojego zaproszenia... – Zawiesił głos i przesunął wzrokiem po mojej twarzy. – Nawet z odroczonym terminem?

– Nie, ale to byłoby zbyt banalne, nie uważasz? Dwójka ludzi wpada na siebie w kawiarni. To brzmi jak początek każdej komedii romantycznej.

Jego brwi uniosły się wyżej, a ja – chociaż już zaczęłam się zastanawiać, co, do cholery, mnie ugryzło – kontynuowałam:

– Nie lubię banałów, więc pozostawmy wspólną kawę w rękach losu. – Uśmiechnęłam się szelmowsko, mimo że część mnie chciała się sama spoliczkować za choćby rozważenie jakiejkolwiek styczności z obcym mężczyzną.

– Co masz na myśli?

– Jedynie to, że wypijemy kawę tylko wówczas, gdy znów na siebie wpadniemy.

Brązowe oczy mężczyzny wypełniły psotne ogniki.

– Zgoda, ale...

– W takim razie do zobaczenia – przerwałam mu w pół słowa i odwróciłam się na pięcie.

Nagłe zakończenie tej rozmowy wydawało mi się o wiele bezpieczniejsze. Myślałam, że na tym etapie odpuści temat, myśląc, że jestem wariatką, a mnie odechce się eksperymentów... Ale nie. Gdy byłam już przy drzwiach, usłyszałam:

– Nie powiesz mi nawet, jak masz na imię? – zawołał, zwracając uwagę pozostałych gości kawiarni. Widziałam, że niektórzy wymienili między sobą rozbawione spojrzenia, przekonani, że są świadkami sceny rodem z komedii romantycznej, czego tak bardzo chciałam uniknąć.

Moje policzki zaczynały robić się lekko czerwone.

– Nie – odparłam po udawanym namyśle. – Dowiesz się następnym razem – dodałam, ściągnęłam z wieszaka płaszcz, zarzuciłam go na siebie i szybko wyszłam.

Moje dłonie były lekko spocone, w gardle czułam suchość, lecz lekki uśmiech towarzyszył mi jeszcze przez kilka minut. Zgasł, dopiero gdy w słuchawkach, które wcisnęłam na głowę, lektor o głębokim głosie zaczął opowiadać przerażającą historię zaginięcia Madeleine McCann. Można jednak powiedzieć, że nawet odrobinę poflirtowałam i nie porzygałam się przy tym z nerwów – a to już było coś.

Strząsnęłam z siebie uczucie zażenowania, które chciało mi przesłonić mały sukces, i wsłuchałam się w historię. Od dawna byłam fanką true crime, choć kiedy uświadamiałam sobie, że za opowieściami, które tak lubiłam, stały prawdziwe czyny i osoby, przechodził mnie zimny dreszcz.

Resztę drogi do restauracji pokonałam już całkowicie pochłonięta zniknięciem małej, niewinnej dziewczynki, o wiele bardziej świadoma istnienia potworów, które codziennie chodziły pośród nas.

***

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki