Zrujnowana - Drake J.L. - ebook + audiobook

Zrujnowana ebook

Drake J.L.

4,5

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Savannah próbuje pozbierać okruchy swojego życia, ale wydaje się to niemożliwe. Straciła ukochanego i ich nienarodzone dziecko. Dziewczyna nie widzi już przed sobą przyszłości.
Z pomocą przyjaciół udaje jej się przetrwać najgorszy okres, chociaż w środku nadal czuje się pusta.
Kobieta nie spodziewa się, że jej ukochany Cole jednak żyje i wkrótce do niej wróci. Mężczyzna był więziony, ale udało mu się uwolnić i teraz ma nowy cel: znaleźć ludzi, którzy chcieli skrzywdzić Savannah. Tropy prowadzą do jej własnej rodziny…
Savannah wkrótce się dowie, że niektóre kłamstwa są zbyt bolesne, żeby można było o nich zapomnieć, i że istnieje coś gorszego niż bycie złamaną. Jeszcze gorzej jest być zrujnowaną.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                        Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 281

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (283 oceny)
185
63
28
5
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Karolinek89

Dobrze spędzony czas

Bardzo dobra kontynuacja. Jedyny zgrzyt to narracja z perspektywy Cola, którą czyta się tak, jakby to opowiadał robot.
40
PapieroweDziewczyny

Całkiem niezła

Powiem Wam jedno: TYLKO LEGIMI NAS URATUJE! * Tym nietypowym wstępem do recenzji chciałam powiedzieć, że ta seria nie jest na tyle dobra, by wydawać na nią kasę i trzymać na półce. Ot, taki sobie odmóżdżacz. * Tak właściwie to gdyby nie Legimi, to nie czytałabym drugiego tomu. Ale skoro jest to w ramach abonamentu, to stwierdziłam 'czemu nie?'. * Bohaterowie tak samo nijacy, jak w pierwszym tomie. Spadają na nich wszystkie możliwe nieszczęścia. Zachowanie mają 12-latków, a nie dorosłych ludzi. Mowa tu o głównych bohaterach, oczywiście. * Fabuła... no cóż, ona faktycznie jest 'jakaś'. Pomysł miała niezły, ale TOTALNIE nie wykorzystany. Zabawnym jest fakt, że bardziej by mnie interesowały losy pobocznych bohaterów od tych głównych. * Najgorszym możliwym istniejącym i zastosowanym zabiegiem (no, może gorsze jest tylko, gdy bohater mówi "w przyszłości będę nazywać to tak-i-tak") jest fakt połączenia narracji z pierwszej osoby Savannah i z trzeciej osoby Cole'a. No kto to widział?! To napra...
Kiingusxd

Całkiem niezła

3,5/5 ⭐
00
ewajabsie1974

Dobrze spędzony czas

polecam
00
Bozena_1952

Nie oderwiesz się od lektury

Trochę przekartkowalam niektóre wątki, ale końcówka daje nadzieję.
00

Popularność




Tytuł oryginału

Shattered

Copyright ©  2015 by J.L. Drake

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Anna Strączyńska

Korekta:

Justyna Nowak

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-325-6

DEDYKACJA

Mamo,

każde trudne doświadczenie sprawia, że jesteśmy silniejsi. Blizny emocjonalne przypominają nam o tym, jak cenne i kruche jest życie. Dziękuję Ci za to, że jesteś tak wspaniałą matką, naszą opoką i najlepszą przyjaciółką.

Niniejsza książka we fragmentach ani w całości nie może być powielana, skanowana, ani rozpowszechniana w postaci drukowanej lub cyfrowej bez zgody autora. Prosimy nie uczestniczyć w nielegalnym procederze powielania i sprzedaży materiałów chronionych prawem autorskim ani zachęcania do tego innych. Dziękujemy za uszanowanie ciężkiej pracy autora.

Książka ta jest fikcją literacką. Nazwiska, postacie, miejsca i zdarzenia są wytworem wyobraźni autora albo zostały wykorzystane fikcyjnie, a wszelkie podobieństwo do miejsc, wydarzeń, instytucji czy firm lub rzeczywistych osób – żywych lub martwych – jest całkowicie przypadkowe.

PROLOG

Istnieje różnica między życiem a przetrwaniem. Ja nie potrafię poradzić sobie ani z jednym, ani z drugim. Nigdy tak naprawdę nie żyłam. Zawsze trwałam w zawieszeniu, zawsze zajmowałam się problemami kogoś innego – matki, ojca, kolejnych opiekunek. W końcu los obdarował mnie kilkoma miesiącami, podczas których zakochałam się w mężczyźnie, dzięki któremu poczułam, że naprawdę żyję. Niestety przeze mnie wyrwano go z mojego życia i bestialsko zamordowano, a jakby tego było mało, straciłam nasze nieplanowane dziecko.

Rozpadłam się na drobne kawałki i nawet nie chcę, żeby ktoś je pozbierał. Tak oto siedzę z pistoletem przy skroni, czekając, aby dołączyć do mojej małej rodziny po drugiej stronie.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Gdzieś w Meksyku

Cole

– Że co zrobiłeś, Raul? – Amerykanin syczy na mężczyznę, który nosi pasek z absurdalną sprzączką w kształcie głowy teksańskiej krowy długorogiej.

– Nie, nie, señor, on żyje. Widzi? – Raul się odsuwa, aby pokazać, że Cole rzeczywiście żyje. – Nic mu nie jest.

– Nic mu nie jest? – Amerykanin wyciąga nóż, chwyta dłoń Raula, po czym z impetem przykłada ją do ściany. Zanim mężczyzna zorientuje się, co się dzieje, jego palec wskazujący toczy się po podłodze.

– Aaa!

– Jest naszą jedyną kartą przetargową, a teraz myślą, że nie żyje. Kurwa! – Amerykanin uderza pięścią w zakrwawioną ścianę i odwraca się do białego jak prześcieradło Raula, który wpatruje się w swój odcięty palec. – Gdyby nie to, że jesteś mężem mojej kuzynki, przysięgam, że sam bym ci uciął ten pusty łeb.

– Si – odpowiada z trudem mężczyzna.

Luka ociera usta chustką. Zapach krwi zapewne go drażni. Spogląda na Cole’a, który obserwuje ich z lekkim uśmiechem. Logana cieszy ten widok. Dobrze znać słabe strony Luki.

***

Savannah

Patrzę przed siebie, ręce mi się trzęsą, a łzy spływają po twarzy. Jestem tak blisko nich. Jeszcze chwila i… Dzwonek telefonu Keitha przerywa ciszę i sprawia, że mój palec nieruchomieje na spuście, a po chwili zaczyna drżeć. Zaciskam powieki, próbując się skupić.

– Co? – odzywa się Keith chrapliwym głosem. – Czekaj, odłóż to. Co ty? – Powoli otwieram oczy i widzę, jak mężczyzna się do mnie odwraca. Ma nietęgą minę, gdy zauważa, co trzymam. – Czekaj! – krzyczy i zrywa się z kanapy. Telefon wylatuje mu z dłoni i odbija się od podłogi. – Savannah?

– Stój! – wykrzykuję, kręcąc głową, i przyciskam pistolet do skroni.

Keith zatrzymuje się przy łóżku i unosi ręce, pokazując w ten sposób, że nie zamierza podchodzić bliżej.

– Proszę, Savi, oddaj mi broń. Właśnie dzwonił Mark. Mówi, że…

– Stój! – wołam ponownie, zanosząc się płaczem. Jestem tak blisko. – Po prostu mnie zostaw.

– Nie – odpowiada krótko.

– Nie chcę już cierpieć. To tak boli. Nie chcę żyć bez niego. Nie chcę żyć bez naszego dziecka. – Opuszczam głowę, po czym przyciągam kolana do klatki piersiowej. Keith wie, że jeszcze chwila i skończę to wszystko. Po prostu pociągnij za spust, Savannah! Ściskam mocniej pistolet, który wbija mi się w skroń. – W którym momencie los zdecydował, że nie zasługuję na szczęście?! – krzyczę, kiedy wylewają się ze mnie wspomnienia. – Dość się już nacierpiałam. Patrzyłam, jak umiera mi matka. Patrzyłam, jak ojciec się ode mnie oddala i przestaje mnie kochać. Zostałam porwana, urodziny spędziłam zamknięta w śmierdzącej celi! A teraz straciłam ukochanego i nasze dziecko! Nie chcę wiedzieć, co jeszcze mnie czeka, Keith, po prostu nie dam rady! – Broń uderza o głowę, gdy trzęsę się od płaczu. – Zostawiają mnie wszyscy, których kocham. Niech to się wreszcie skończy!

– Wiem, Savannah. – Keith klęka na łóżku i przesuwa się w moją stronę. – Ale to nie jest rozwiązanie. – Zbliża się do mnie niespiesznie i miarowo, unosi powoli rękę, a następnie chwyta moją dłoń i oplata palce. – Daj mi to, kochanie, proszę – szepcze.

Nagle ból staje się zbyt dużym ciężarem. Keith wysuwa mi z dłoni pistolet, łapie mnie za ramiona i przyciąga do siebie. Czuję, jak zaczyna drżeć.

– Ja też za nim tęsknię – szepcze ledwie słyszalnym głosem.

To mnie dobija; całkowicie się załamuję.

Jestem tchórzem.

***

Mark

Mark biegnie po schodach, a potem długim korytarzem zmierza do pokoju Cole’a. Wpada do pomieszczenia, gdzie widzi zwiniętą w kłębek i szlochającą Savannah oraz przerażonego Keitha.

– Co jest? Co tu się dzieje? – pyta.

Keith, kręcąc głową, unosi broń. Mark czuje, jak krew odpływa mu z twarzy, kiedy uświadamia sobie, do czego niemal doszło. Wsuwa ręce we włosy i pociąga za kosmyki, próbując trzeźwo myśleć. Musi pogadać z Keithem i Danielem. I to już.

– Keith – mówi cicho Mark, czując, że robi mu się niedobrze. – W biurze Cole’a za pięć minut.

Keith kiwa głową.

Mark odwraca się, wybiega na korytarz, a po chwili wpada do pokoju Abigail, który kobieta dzieli ze swoją siostrą June.

– Abby! – woła Mark, włączając światło. – Potrzebuję twojej pomocy.

– Co? – odzywa się June. Przez nagłą jasność musi zmrużyć oczy.

Abigail sięga po szlafrok.

– Mark, skarbie, co się dzieje?

– Potrzebuję… – Mężczyzna urywa, próbując zatrzymać natłok myśli. – Gdzie jest Sue?

– Chyba z Savannah. A co?

W odpowiedzi Mark kręci głową.

– Musisz iść do pokoju Cole’a i posiedzieć z Savi. Coś się stało i nie chcę, żeby była sama. Ja…

– Ale co się stało? Gdzie jest Keith? – pyta Abigail, wsuwając kapcie.

– Muszę pogadać z chłopakami. Chyba coś znalazłem. – Mężczyzna już ma wyjść, ale się odwraca. – Abby, ty najlepiej wiesz, gdzie w swoim pokoju Cole schował broń. Proszę, pozbądź się jej.

Kobieta ze zdumieniem patrzy na June, po czym kiwa głową.

Następnie Mark dopada do drzwi sypialni dla gości i wali w nie, wołając Daniela. Otwiera mu zaspana Sue.

– Sue, musisz iść do Savi – oznajmia mężczyzna.

Kobieta z grobową miną przepycha się obok niego i wybiega na korytarz. Gdy Mark wchodzi do środka, zauważa, jak Daniel zakłada koszulkę.

– Musimy pogadać. – Krzyki z pokoju Cole’a sprawiają, że Mark zaciska powieki.

Jasna cholera, wszystko wymyka się spod kontroli.

***

Kiedy Mark zajmuje się uruchomieniem nagrania, pozostali próbują poukładać sobie wszystko w głowach.

– Jezus Maria! – Daniel drapie się po głowie, słuchając opowieści Keitha.

– Gdyby Mark nie zadzwonił… – Ręce Keitha opadają po bokach jego ciała. – Myślałem, że wszystko z nią w porządku. Była jakaś taka milcząca, ale pomyślałem, że radzi sobie z tym wszystkim na swój sposób. Nie miałem pojęcia, że zdoła posunąć się do czegoś takiego.

– Chłopaki – przerywa im Mark. Wskazuje na płaski monitor, po czym włącza płytę DVD przysłaną przez Amerykanina. – Powiedzcie mi, co widzicie – prosi, a Daniel posyła mu nienawistne spojrzenie. – Wiem, wiem, uwierzcie, ale po prostu popatrzcie, proszę.

Daniel bierze głęboki wdech, podchodzi trochę bliżej ekranu i po raz kolejny patrzy, jak mordują mu syna.

– Zatrzymaj – zarządza Mark.

– O mój Boże! – Daniel gwałtownie odwraca głowę w stronę Marka. – Nie ma tatuażu.

– Właśnie. – Mark, kiwając głową, zatrzymuje nagranie, na którym widać męskie ramię. – Ten facet to nie Cole.

Daniel podchodzi do telefonu, podnosi słuchawkę i przez chwilę z kimś rozmawia, po czym wraca do oszołomionych mężczyzn.

– Frank będzie tu za godzinę. Obudźcie chłopaków. Trzeba się zebrać i pogadać.

– Jak myślisz, co powinniśmy zrobić? – chce wiedzieć Keith.

– Przygotuj chłopaków. Ruszamy jeszcze dzisiaj. – Daniel krzyżuje ramiona na piersi.

– Idę. – Mark obwieszcza surowym tonem, zdejmując temblak.

– Tak, ty też jedziesz. – Daniel kiwa głową i patrzy na Johna. – Paul nie może, zastąpi go Derek.

Mark zatrzymuje się w pół kroku, nie podoba mu się to, co słyszy, bo wie, jak bardzo jego zespół nie trawi Dereka.

– A Keith i Mike? – docieka.

– Savannah czy Cole? – Daniel zwraca się do Keitha.

Keith przesuwa dłonią po czole. Jest blisko z Savannah, dziewczyna ufa mu bardziej niż komukolwiek w tym miejscu, ale pomysł sprowadzenia do domu Cole’a jest kuszący.

– Cole – decyduje.

– Okej – odzywa się Daniel. – Spotkanie w salonie równo o trzeciej.

Pół godziny później Mark czeka w salonie. Jest trochę oszołomiony, ale próbuje uporządkować myśli i mentalnie przygotować się na to, co przed nimi. Co, jeśli zjawią się za późno? Co, jeśli Cole próbował uciec po nagraniu tego filmu i porywacze musieli go zabić?

Mike siedzi, nerwowo podrygując nogą, i patrzy, jak Mark krąży po salonie. Półprzytomny Derek zajmuje miejsce obok Mike’a. Głośno ziewa, zwracając na siebie jego uwagę.

– Okaż trochę szacunku, Derek.

– Spałem. To naturalna reakcja organizmu, gdy ktoś budzi człowieka tak, jak John obudził mnie – broni się.

– Przestań jojczyć…

– Chłopaki – szepcze Mark, kręcąc głową. Nie czas na walkę kogutów, ale wiadomo, emocje biorą górę.

Do salonu wchodzi Paul, który przez ranę ciętą w nodze porusza się o kulach. Za nim idzie John. Następnie zjawiają się Daniel z żoną. Sue wygląda na zdezorientowaną, wciąż zerka na schody. Bez wątpienia wolałaby być teraz z Savannah niż tutaj. Daniel sadza ją na krześle.

– Już jestem – oznajmia Frank, który wpada przez frontowe drzwi. Nie zawraca sobie głowy zdejmowaniem butów, od razu zajmuje miejsce na kanapie.

– W porządku. – Daniel zwraca się do zebranych. – Powiem krótko i na temat. Mężczyzna, którego zabito na tamtym filmie, to nie Cole – informuje, a wszyscy zastygają w bezruchu, jakby ktoś nacisnął przycisk pauzy. – Na filmie widać, że mężczyzna nie ma na ramieniu tatuażu, a wiemy, że Cole ma tatuaż sił specjalnych.

– No właśnie – wtrąca się Paul. – Więc…

– Jesteś pewny, że to nie on? – Frank kieruje pytanie do Daniela.

– Obejrzałem to jeszcze dwa razy i mam stuprocentową pewność, że człowiek z tego nagrania nie jest moim synem.

Frank wstaje i wyciąga telefon komórkowy.

– Tyle mi wystarczy. Daj mi minutę – odpowiada, a następnie idzie do kuchni.

– Dan? – odzywa się cicho Sue. – Myślę, że nie powinniśmy mówić o tym Savannah, dopóki nie dowiemy się, z czym mamy do czynienia. Nie sądzę, żeby dała sobie z tym radę. – Łza spływa jej po policzku, a żołądek Marka ściska się jeszcze mocniej. – Chyba bym nie zniosła, gdybym musiała patrzeć, jak gaśnie w niej ostatnia iskierka nadziei.

Daniel przechodzi przez pokój, po czym chwyta dłoń żony.

– Absolutnie się z tobą zgadzam, kochanie – stwierdza.

– Ty pewnie też pojedziesz. – Sue, owinąwszy sweter wokół zgarbionego ciała, stoi cała zesztywniała. Wygląda, jakby ledwie panowała nad emocjami.

– Tak.

Sue kiwa głową i mówi:

– Jedź i sprowadź naszego syna do domu.

Daniel całuje żonę w policzek, a potem patrzy, jak kobieta kieruje się w stronę schodów. Szok wywołany dzisiejszymi wydarzeniami sprawia, że Sue porusza się jak zombie. Daniel wzdycha i odwraca się do pozostałych. W tym momencie wraca Frank, który informuje:

– W porządku, mamy potencjalną lokalizację. Nasi dwaj zwiadowcy obserwują to miejsce. Dom, w którym prawdopodobnie jest przetrzymywany Cole, znajduje się w jakiejś mieścinie niedaleko Tijuany.

Dan robi krok do przodu, pocierając spoconymi dłońmi ogorzałą twarz.

– Ponieważ Paul jest unieruchomiony, Keith zajmie jego miejsce, a Mike będzie zarządzał domem. – Derek już ma zamiar oponować, ale Daniel kręci głową, powstrzymując go. – W zespole wszyscy muszą się darzyć pełnym zaufaniem, Derek, a ty pokazałeś, że praca zespołowa niezbyt ci wychodzi. Dopóki nie udowodnisz, że jest inaczej, zostajesz.

Derek odchyla się na kanapie, mamrocząc coś pod nosem.

– Dostaniecie wszystko, czego potrzebujecie – informuje ich Frank. – To ma być szybka akcja. Zabieracie go stamtąd, zanim dojdzie do jeszcze większej wojny z tymi zasrańcami, chociaż nie miałbym nic przeciwko temu, żeby zjarać tę ich pieprzoną hacjendę, jak już stamtąd wyjdziecie. – Frank gwałtownie pociera twarz. – Helikopter będzie tu za trzydzieści minut.

– Okej, do roboty – ordynuje Daniel i wszyscy zaczynają się rozchodzić. – Frank, muszę zobaczyć plany tamtego budynku.

Abigail, która chwilę wcześniej weszła do pomieszczenia, odchrząkuje:

– A co, jeśli…

– Nie – szepcze Daniel z ponurą miną – nie ma żadnego „jeśli”.

Kobieta kiwa głową i szybko przytula Marka.

– Bądź ostrożny, mój mały. – Całuje go w policzek. – Przygotowałam antrykot, jakbyś był głodny.

Mark uśmiecha się lekko.

– W takiej sytuacji… – Przerywa, gdy bolesny siniak daje o sobie znać.

– Wiem, skarbie. – Przesuwa dłonią po jego policzku. – Nic mu nie będzie.

– Taaa – wzdycha, mając nadzieję, że uda im się sprowadzić jego najlepszego przyjaciela całego i zdrowego.

***

Savannah

Siedzę w wannie w łazience Cole’a i patrzę przez okno. Słyszę, jak June i Sue rozmawiają o czymś szeptem, kiedy Abigail wchodzi do pomieszczenia. Zamyka drzwi, po czym siada na skórzanym fotelu naprzeciwko mnie. Jest środek nocy, ale przez moją żałosną próbę samobójczą postawiłam cały dom na nogach.

– Chcesz, żebyśmy umieścili cię w pokoju bez klamek, Savi? – Jej pytanie sprawia, że ściska mi się serce. – Wiem, że jest ci ciężko. Wszystkim nam jest ciężko, ale nie krzywdź tej rodziny jeszcze bardziej, odbierając sobie życie. – Podciągam kolana do piersi i obejmuję je rękami. Abigail wzdycha, po czym odchrząkuje. – Bardzo mi przykro, Savannah, z powodu dziecka.

– Proszę, nie mówmy o tym. – Tłumię szloch.

Kobieta staje za mną i zaczyna polewać mi włosy ciepłą wodą. Obie milczymy, gdy myje mi włosy, wyciera mnie, a potem prowadzi do kuchni. Doskonale zdaję sobie sprawę z panującej w domu atmosfery i wiem, że to wszystko przeze mnie. Nie da się zignorować wszechobecnego podenerwowania, jest jak słoń w pokoju.

Mijamy grupkę chłopaków, którzy momentalnie przestają rozmawiać. Nie patrzą na mnie. Po chwili do kuchni wchodzi Daniel – wygląda, jakby szykował się na jakąś akcję. Odwracam od niego wzrok, ale on obejmuje mnie i przyciąga do siebie, tak jak robił to jego syn. Walczę jak cholera, żeby powstrzymać łzy, ale bezskutecznie. Mogłyby przerwać największą zaporę z taką łatwością, jakby była zrobiona z pieprzonych wykałaczek.

– Niektórzy z nas zostali przydzieleni do pewnego zadania – mówi Daniel, odsuwając się, by na mnie spojrzeć. – Pod naszą nieobecność domem będzie zarządzał Mike, ponieważ Keith jedzie zamiast Paula. – Daniel spogląda na Abigail. – Nie powinno nam to zająć więcej niż czterdzieści osiem godzin.

Mężczyzna odwraca się i wychodzi z kuchni. Chcę zapytać, dlaczego odchodzi tak szybko, lecz zamiast tego skupiam się na powstrzymaniu od irytującego płaczu. Płakałam jak oszalała, kiedy umarła moja matka, ale ten rodzaj smutku i poczucia straty jest inny. Moje serce będzie rozdarte już na zawsze. Chociaż dzisiaj nie zakończyłam swojego życia, i tak czuję się martwa.

– Savannah – odzywa się Keith, siadając na stołku obok mnie – dasz sobie radę, kiedy mnie nie będzie?

Kiwam głową, jestem bardzo zmęczona.

Chwyta mnie za podbródek i mówi:

– Savi, z Mikiem łatwo się gada, a Derek cały czas będzie się kręcił w pobliżu, tak że żadnego znikania. Słyszysz mnie? Teraz, kiedy Amerykanin…

– Jasne – przerywam mu, a następnie wstaję ze stołka. – Uważaj na siebie – szepczę i kieruję się do salonu, gdzie siadam w moim ulubionym miejscu przed kominkiem.

Scoot, mały natrętny sierściuch, natychmiast do mnie podchodzi, przewraca się na plecy, wywala brzuch i mruczy, dopominając się odrobiny pieszczot. Moje myśli dryfują i przypominam sobie, jak po raz pierwszy rozmawiałam z Cole’em, siedząc tu i drapiąc Scoota. Cole głaskał kota po brzuchu, uśmiechając się przy tym z sympatią. Wycieram policzki, kładę głowę na podłodze i wsłuchuję się w trzask palonego drewna.

– Wesołych świąt – szepczę. Całuję futrzaną głowę Scoota i powoli zasypiam.

***

Cole

Cole przyciska usta do małej dziury w ścianie, próbując zaczerpnąć świeżego nocnego powietrza i w ten sposób oczyścić umysł. Nadgarstki ma przykute kajdankami do rury. Są obtarte aż do krwi i pokryte pęcherzami. Kostki skrępowane ma sznurami, poza tym strasznie mu zimno, ponieważ ma na sobie tylko bojówki. Zanim zaczęli go bić, zdjęli mu buty i koszulkę.

Odchyla głowę i opiera ją o betonową ścianę. Przypomina sobie słodki głos Savannah i zanurza się we wspomnieniach.

– Obiecaj, że do mnie wrócisz.

Ciemne oczy Savannah wypełniają się łzami. Obiecanie jej tego jest wbrew wszelkim zasadom panującym w armii i wbrew osobistym zasadom Cole’a, ale jeśli dzięki temu z jej oczu znikną łzy, równie dobrze może obiecać jej gwiazdkę z nieba.

– Obiecuję, kochanie – mówi i obejmuje ją ramieniem. – A teraz chcę być blisko ciebie. – Cole chwyta dziewczynę za rękę i ruszają ścieżką w las.

– Tu jest tak pięknie – szepcze Savannah, próbując w ten sposób odwrócić ich uwagę od smutnych myśli. – Las wydaje się ciągnąć bez końca. To droga nie wiadomo dokąd.– Odchrząkuje, po czym mówi dalej: – Tyle przestrzeni i wolności – stwierdza, a Cole ściska jej dłoń. – Nie miałeś nigdy ochoty tak po prostu podążać za światłem księżyca?

Mężczyzna spogląda w górę i patrzy na smugę księżycowego światła ciągnącą się w głąb lasu.

– Właściwie to myślałem o tym wiele razy – przyznaje.

Idą pogrążeni w myślach, aż nagle Savannah się zatrzymuje.

– Ucieknij ze mną – proponuje.

Cole uśmiecha się lekko, unosi do ust ich splecione ręce i całuje palce kobiety.

– Niczego nie pragnę bardziej niż uciec z tobą, Savannah, ale ucieczka nie sprawi, że to, co robię w życiu, zniknie. To część mnie. – Ociera zabłąkaną łzę z jej drżącego podbródka, mimo wszystko chce cieszyć się wspólnie spędzanym czasem. – Bez ciebie nie istnieję. – Nachyla się, zbliża usta do jej warg i delikatnie całuje. – Kochanie, spotkanie ciebie to najwspanialsze, co przytrafiło mi się w życiu.

Savannah przygryza dolną wargę i kiwa głową. Wypuszcza głośno powietrze, a potem się odwraca, by się uspokoić.

– Chcesz już wracać? Co chcesz robić?

Savannah, powoli kręcąc głową, podchodzi do krawędzi urwiska, patrzy w dół na dom, a następnie szeroko rozkłada ramiona.

– Chcę latać – szepcze.

Cole wyciąga krótkofalówkę i obserwuje spoglądającą w niebo dziewczynę.

– Mark, jesteś tam?

– Jestem.

– Powiedz Mike’owi, żeby do mnie przyszedł. Potrzebuję jednej rzeczy.

Kilka minut później pojawia się Mike.

– Miłej zabawy. – Puszcza do Logana oko i zbiega z powrotem ścieżką.

Cole z uśmiechem podchodzi do Savannah, która wciąż stoi pogrążona w myślach.

– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – stwierdza, a dziewczyna otwiera oczy i patrzy na to, co trzyma Cole. – Powiedziałaś, że chcesz latać.

Uśmiech pojawiający się na jej twarzy jest dla niego najsłodszym widokiem na świecie. Mężczyzna przez chwilę się w niego wpatruje, by ten obraz wrył mu się dobrze w pamięć. Następnie ustawia na szczycie ścieżki drewniane sanki i siada na nich, po czym przyciąga do siebie Savannah, aż ta ląduje między jego nogami.

– Gotowa?

Dziewczyna oplata jego ramiona wokół swojej talii.

– Gotowa.

Cole odpycha się, powoli ruszają i zaczynają nabierać prędkości. Kiedy śmiech Savannah odbija się echem od gór, Logan też zaczyna się śmiać. Na dole dziewczyna wstaje z sanek i wyciąga do niego rękę. Cole łapie ją za dłoń, a następnie przyciąga do siebie, przez co Savannah ląduje mu na kolanach.

Na jej twarzy pojawia się nieśmiały uśmiech.

– Nie sądziłam, że to możliwe.

– Co? – pyta zdezorientowany.

– Że mogłabym cię kochać jeszcze bardziej.

– Rusz się! – Logan podskakuje na dźwięk męskiego głosu, choć Savannah sprawia wrażenie niewzruszonej tym wrzaskiem. Jej usta się poruszają, ale Cole jej nie słyszy.

– Savannah? – pyta lekko spanikowany. – Co się dzieje?

– Wstawaj! – Ponownie dociera do niego męski głos.

W jednej chwili jest z nią, a w następnej znów znajduje się w celi…

Za drzwiami słychać krzyki mężczyzn. Cole ociera pot z szyi. Sen, wspomnienie, fantazja, jakkolwiek to nazwać, są jego i tylko jego. Oni nie mogą mu tego odebrać.

Jeden głos szczególnie przyprawia go o dreszcze. Logan odwraca się i opiera plecami o ścianę. Trzęsąc się z zimna, wraca myślami do innego zdarzenia.

Wszystko zmienia się po nagraniu tamtego filmu.

Zaciągają Cole’a do pomieszczenia, w którym obiektyw kamery ustawiony jest na ścianę z zawieszoną na niej meksykańską flagą, i każą mu klęknąć. Mężczyzna ze sprzączką paska w kształcie głowy teksańskiej krowy – ten, którego nazywają Raul – nakazuje jednemu ze strażników wyjść. Chwilę później mężczyzna wraca z białym facetem w hawajskiej koszuli i w spodniach khaki. Gość wygląda na półżywego albo odurzonego. Strażnik ciska nim o podłogę i kiwa głową Raulowi. Kiedy Raul sięga po maczetę, Cole próbuje zrozumieć, co się dzieje. Czuje, jak krew odpływa mu z twarzy, z trudem przełyka ślinę. Po chwili podchodzi do niego strażnik, który ogląda jego szyję, a potem robi to samo z facetem leżącym na podłodze.

– Takie same – stwierdza.

– Dobra – odpowiada Raul.

Wtedy Cole orientuje się, że to wszystko jest filmowane, nie wie tylko dlaczego. Kiedy zapala się czerwona lampka w kamerze, każą Cole’owi spojrzeć w obiektyw i kierują na niego ostre światło. Raul staje obok niego i zaczyna coś mówić. Kamera zjeżdża w dół i po chwili czerwone światełko gaśnie. Ktoś chwyta Cole’a, odciąga go na bok i przykłada mu pistolet do twarzy. Logan z przerażeniem patrzy, jak zdzierają koszulę z nieprzytomnego mężczyzny i podnoszą go z podłogi.

– Ani słowa – ostrzega strażnik, wbijając mocniej pistolet w policzek Cole’a.

Kamera przesuwa się w górę, do pasa Raula, a następnie nakierowuje się na szyję mężczyzny tak, że nie widać jego twarzy. Sekundę później maczeta rozcina mu gardło. Krew tryska wszędzie, także na ramiona i tors Cole’a. Nieznajomy pada na podłogę. Cole zdaje sobie sprawę, że to nagranie obejrzy jego rodzina. Zanim zdąży sformułować kolejną myśl, zostaje zawleczony z powrotem do celi i przykuty kajdankami do rury przy ścianie.

Logan słyszał, jak Amerykanin wrzeszczał, gdy dowiedział się, że Raul nakręcił film i wysłał go bez jego wiedzy. Najwyraźniej Amerykanin i Luka Donovan nie mieli z tym zagraniem nic wspólnego. W następnych dniach Cole odchodzi od zmysłów, wyobrażając sobie różne przerażające scenariusze, w których jego rodzina widzi to, co wyglądało na jego egzekucję. Na myśl o reakcji Savannah – nie wspominając już o jego rodzicach – robi mu się niedobrze.

Zbudziwszy się gwałtownie z kolejnego koszmaru, Cole przesuwa ręce do podłogi i podnosi z niej butelkę z wodą, którą rzucono mu poprzedniej nocy. Pije małymi łykami, bo wie, że jeśli będzie pił zbyt szybko, może się rozchorować. Na brzuchu ma dużą, otwartą ranę, więc przy każdym ruchu krzywi się z bólu. Przez fatalne warunki higieniczne, w jakich aktualnie przebywa Logan, prawdopodobnie wda się jakaś infekcja. W całym tym syfie, w jakim się znalazł, jedno można zaliczyć na plus – wyciągają go na chwilę na zewnątrz, żeby mógł się załatwić. Czasami niezbyt dokładnie przysłaniają mu oczy opaską, więc Cole może dobrze się przyjrzeć okolicy. Wychodził już wystarczająco często, aby wiedzieć, w jakim kierunku się udać, kiedy w końcu postanowi uciec.

Drzwi otwierają się, a do pomieszczenia wchodzi Amerykanin, który zapala górne światło i rzuca Cole’owi batonik proteinowy. Logan, próbując podnieść go zdrętwiałymi palcami, widzi, że to jeden z tych, które miał schowane w kamizelce wtedy, gdy zrobili nalot na dom Amerykanina. Czuje skręt w żołądku, bo zdaje sobie sprawę, że musieli przetrzepać jego rzeczy.

– Więc – zaczyna z uśmiechem Amerykanin – domyślam się, że nie będziesz zaskoczony, kiedy powiem ci, że znaleźliśmy to. – Pokazuje mu zdjęcie. – Było wciśnięte za podszewkę twojej kamizelki. Czy czasem nie macie takiej zasady, że nie wolno wam mieć przy sobie niczego, co mogłoby doprowadzić takich jak my do bliskich wam osób? – Cole z zaciśniętymi zębami spogląda na zdjęcie Savannah. – Czyli Luka miał rację – stwierdza Amerykanin, kiwając głową. – Ty też jesteś w niej zakochany. – Uśmiecha się i zerka na fotografię, muskając kciukiem twarz dziewczyny. – Niezwykle interesujący obrót wydarzeń. – Spogląda na zegarek, wstaje i przez chwilę przygląda się Cole’owi, po czym gasi światło i wychodzi.

Kurwa mać.