Żony - Tarryn Fisher - ebook + książka

Żony ebook

Tarryn Fisher

4,0
33,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Lepiej nie patrz prawdzie w oczy. Nie jesteś tą jedyną.

Thursday jest żoną Setha. Jedną z trzech. Taki układ zawarła z mężem – może mieć inne partnerki, którym poświęca po jednym dniu w tygodniu. Ciekawość zżera jednak kobietę od środka. Chce wiedzieć więcej – jak wyglądają, gdzie mieszkają, co lubią. Chce mieć pewność, że na ich tle wypada najlepiej. Gdy nadarza się odpowiednia okazja, postanawia poznać pozostałe Żony. To, co odkryje, zmieni jej małżeństwo na zawsze. I nie będzie już powrotu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 395

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dla Colleen

001

Przychodzi co czwartek. Pani Czwartek – Thursday – tym jestem dla niego. Dzień pełen nadziei, zagubiony pośród innych, ważniejszych; ani początek tygodnia, ani jego koniec, tylko pauza. Przystawka do weekendu. Pozostałe dni tygodnia? Chodzą mi czasem po głowie. A ja im, zapewne. Takie jesteśmy, prawda? My, kobiety. Rozmyślamy o sobie nawzajem, pełne ciekawości i zawiści, a nasze emocje gęstnieją niczym sos z każdym ruchem łyżki. Niewiele dobrego z tego wynika; gdy zastanawiasz się zbyt mocno, przestajesz widzieć rzeczy takimi, jakie są naprawdę.

Nakrywam stół dla dwojga. Ponieważ jestem lekko wstawiona, waham się przy układaniu sztućców, próbując sobie przypomnieć, co mówi na ten temat savoir-vivre. Przejeżdżam językiem po zębach i kręcę głową. Niemądra jestem; przecież dziś wieczorem będziemy tylko my dwoje, Seth i ja, na domowej randce. Jak zawsze zresztą. Nie chodzimy na prawdziwe randki, gdyż nie chcemy ryzykować, że ktoś nas zobaczy. Wyobrażasz sobie? Nie chcę, by ktoś zobaczył mnie razem z moim mężem. Czy też mój mąż nie chce, by ktoś zobaczył go ze mną. Dzięki wódce, którą wcześniej wypiłam, jest mi w środku cieplej, czuję się rozluźniona, nawet beztroska. Kładąc widelec obok talerza, o mało nie przewracam wazonu z kwiatami – są to róże koloru różowego, najbledsze z możliwych. Wybrałam je przez wzgląd na ich podtekst seksualny, bo moja pozycja wymaga, abym ciągle się starała, abym ani na moment nie traciła czujności. „Patrz, widzisz te bledziuchne płatki róży? Przypominają ci moje wargi sromowe? Świetnie!”

Na prawo od waginalnych kwiatów stoją dwie świece, każda zatknięta w świeczniku do pary. Usłyszałam kiedyś od mamy, że w drgającym blasku płomyków kobieta może się wydać o prawie dziesięć lat młodsza. Mama przejmowała się takimi rzeczami. Co sześć tygodni lekarz wbijał jej igłę w czoło, po czym wstrzykiwał podskórnie trzydzieści mililitrów botoksu. Mama prenumerowała wszystkie kolorowe magazyny modowe i zbierała poradniki na temat tego, jak utrzymać przy sobie męża. Każdy, kto tak rozpaczliwie pragnie utrzymać drugą osobę przy sobie, już ją stracił. Kiedyś, gdy jeszcze byłam idealistką, a moich ideałów nie zdążyła skazić rzeczywistość, zarzucałam mamie, że jest płytka. Pragnęłam stać się kimś więcej niż ona, kimś lepszym niż ona. Chciałam być kochana, chciałam odnosić sukcesy i mieć udane potomstwo. Przekonałam się jednak, że przy silnej fali, którą jedni nazywają genami, drudzy zaś wychowaniem, nasze pragnienia są tylko słabym prądem. Możesz przez całe życie walczyć z tą falą, a gdy się zmęczysz, natura czy kultura i tak wciągnie cię pod powierzchnię. Jestem bardziej podobna do mamy niż do siebie ze swoich marzeń.

Poruszam kciukiem i trę kółko o kamień zapalniczki, by zapalić knot. To stare zippo, z resztkami brytyjskiej flagi na obudowie. Widok ognia przypomina mi o krótkim czasie, gdy paliłam papierosy. Chciałam być cool. Nie zaciągałam się, ale przywykłam, że trzymam w palcach zapalonego papierosa, i było mi bez niego źle. Rodzice kupili mi bliźniacze świeczniki z okazji ślubu i przenosin do nowego domu. Prosto z katalogu Tiffany’s, zrobiły na mnie wrażenie rzeczy wykwintnych. Kiedy jesteś świeżo upieczoną żoną, widzisz świeczniki i wyobrażasz sobie, że do końca życia będziesz przy nich jeść romantyczne kolacje. Takie jak dzisiejsza. Moje życie jest niemal doskonałe.

Składając serwety, wyglądam przez wykuszowe okno na park rozpościerający się w dole. Na zewnątrz panuje szarość, jak zwykle w Seattle. Właśnie widok parku sprawił, że zdecydowałam się na to mieszkanie zamiast na większe i ładniejsze, tyle że z widokiem na zatokę. Wiem, że większość ludzi wolałaby patrzeć na wodę, mnie jednak interesuje życie innych. Para staruszków siedzi na ławce, spoglądając przed siebie na ścieżkę, po której co chwila przejeżdżają rowerzyści i przebiegają joggerzy. Wiodą wzrokiem za każdym, kto się pojawi, ale nie stykają się głowami ani nie dotykają w żaden sposób. Przez mgnienie zastanawiam się, czy Seth i ja też tacy będziemy, ale zaraz przypominam sobie o pozostałych. Próba przepowiedzenia, co przyniesie przyszłość, jest z góry skazana na niepowodzenie, gdy w równaniu występują niewiadome w postaci dwu innych kobiet w życiu twojego męża.

Stawiam na blacie butelkę pinot grigio, którą przyniosłam wcześniej z targu. Ma nijaką nalepkę, ale mężczyzna, który mi ją sprzedał, z poważną miną opowiedział o smaku wina, pocierając dwoma palcami o siebie. Choć było to tylko parę godzin temu, nie pamiętam ani słowa. Głowę miałam zaprzątniętą czymś innym, koncentrowałam się, aby nie zapomnieć kupić żadnego składnika. Mama wpoiła mi, że dobra żona dobrze gotuje i że jest to jedyne, co może zrobić.

Cofam się parę kroków i lustruję swoje dzieło. Stół prezentuje się imponująco. Wszystko jest tak jak trzeba. Tak jak lubi Seth, a więc i ja. Nie chodzi o to, że brak mi osobowości; po prostu całą sobą istnieję dla niego. Zatem jest idealnie.

Punkt szósta słyszę zgrzyt klucza w zamku oraz szelest otwieranych drzwi. Moment później zamykają się z cichym kliknięciem, a klucze grzechoczą o marmurową konsolkę w wiatrołapie. Seth nigdy się nie spóźnia; skomplikowany styl życia wymaga od niego punktualności. Przygładzam włosy, które z takim wysiłkiem wcześniej sobie zakręciłam, po czym z kuchni przechodzę do korytarza, aby przywitać się z mężem. Wzrok ma spuszczony na trzymaną w ręku pocztę, na koniuszkach jego włosów wiszą niestrząśnięte krople deszczu.

– Wyjąłeś listy ze skrzynki! Dziękuję! – Entuzjazm w moim głosie mnie zawstydza. W końcu chodzi tylko o zwykłą pocztę, na miłość boską.

Seth odkłada koperty obok kluczy i uśmiecha się do mnie. W brzuchu czuję łaskotanie, gdy zalewa mnie fala ciepłego podniecenia. Przytulam się do męża całą sobą, wdycham jego zapach, dotykam policzkiem jego szyi. Jest ładna, gładka i opalona. Wieńczy ją głowa z gęstą czupryną i przystojną twarzą, w której przynajmniej ja dopatruję się lekko łobuzerskich rysów. Wtulam się w Setha mocniej. Pięciodniowa rozłąka z mężczyzną, którego się kocha, to naprawdę długo. W młodości uważałam, że miłość to obciążenie. Jak można cokolwiek zrobić, gdy cały czas trzeba się liczyć z potrzebami drugiej osoby? Ale wystarczyło, że poznałam Setha, i natychmiast zmieniłam poglądy. Przeistoczyłam się we własną matkę: stałam się uległa, troskliwa, otwarta zarówno pod względem emocjonalnym, jak i seksualnym. Było to ekscytujące, ale też nieco odpychające.

– Tęskniłam za tobą – mówię Sethowi.

Całuję go w podbródek, potem w to delikatne miejsce pod uchem, a w końcu wspinam się na palce, by sięgnąć do jego ust. Jestem spragniona mężowskiej uwagi, pocałunek jest więc długi i głęboki, natarczywy. Seth wydaje zduszony jęk i upuszcza aktówkę na podłogę. Obejmuje mnie ramionami.

– Co za miłe powitanie – mruczy, przebiegając dwoma palcami po kręgach mojego kręgosłupa, jakby grał na saksofonie. Masaż ten trwa dopóty, dopóki nie przylgnę do niego mocniej.

– Byłoby jeszcze milsze, gdyby nie czekająca kolacja.

Oczy mu się zamgliły, co wprawia mnie w jeszcze lepszy nastrój. Zdołałam wzbudzić w mężu pożądanie w czasie krótszym niż dwie minuty. Chciałabym powiedzieć: „Patrz i podziwiaj!”… Tylko komu? Ściśnięty żołądek rozkurcza się, zupełnie jakby nagle puścił więżący go sznurek. Staram się jakoś zapanować nad tym uczuciem, zanim mnie pogrąży. Dlaczego wiecznie mam tamte przed oczami? Żeby ten układ się sprawdził, nie mogę o nich myśleć!

– Co ugotowałaś? – Zdejmuje szalik, zarzuca mi go na szyję i w ten sposób przyciąga mnie bliżej siebie. Znów się całujemy. Jego ciepły oddech kontrastuje z chłodem, który mnie znienacka ogarnął. Zapanowuję nad uczuciami, by nie zepsuć naszego wspólnego wieczoru. – Ładnie pachnie…

Z uśmiechem na twarzy przechodzę do jadalni, kręcąc po drodze biodrami – a co, niech ta kolacja będzie trochę pikantna. Zatrzymuję się tuż za progiem i odwracam, aby nie przegapić reakcji Setha.

– Masz prawdziwy talent. Cokolwiek zrobisz, jest piękne.

Sięga po mnie rękami – silnymi, opalonymi – ale ja oddalam się tanecznym krokiem, drażniąc się z nim. Teraz Seth stoi na tle okna zalanego rzęsistym deszczem. Po staruszkach z ławki nie ma ani śladu. Ciekawe, do czego wrócili – do chińszczyzny na wynos, a może do zupy z puszki?

Kierując się do kuchni, sprawdzam, czy wciąż przykuwam wzrok męża. Już dawno się nauczyłam, że można sprawić, by mężczyzna nie odrywał od ciebie oczu, o ile tylko potrafisz poruszać się we właściwy sposób.

– Żeberka jagnięce – wołam przez ramię. – Z kuskusem…

Seth ujmuje stojącą na blacie butelkę, poprawia uchwyt na jej szyjce, by przyjrzeć się nalepce.

– Dobre wino – stwierdza.

Nie powinien pić wina – i w towarzystwie tamtych tego nie robi. Religia mu zabrania. Ale dla mnie czyni wyjątek, co poczytuję sobie za jeszcze jedno małe zwycięstwo. Dzięki mnie rozsmakował się w wytrawnym czerwonym, aksamitnym merlocie i cierpkawym chardonnay. Nieraz się upiliśmy, nieraz całowaliśmy się pijani, śmialiśmy się i pieprzyliśmy. Pozwala sobie na to tylko ze mną, z innymi nie.

Niemądra jestem, wiem. Wybrałam takie życie, nie powinnam więc konkurować na każdym kroku, moja egzystencja sprowadza się do dawania. A jednak, gdy w grę wchodzą tamte kobiety, nie umiem się powstrzymać.

Wynoszę z kuchni naczynie żaroodporne, trzymając oba uchwyty przez rękawice termiczne, i widzę, że Seth zdążył nalać wina do kieliszków; siedzi teraz naprzeciwko okna i popija je łyczkami. W dole, dwanaście pięter niżej, miasto żyje swoim rytmem. Wzdłuż jednego boku parku biegnie ruchliwa ulica. Po prawej, poza polem widzenia, rozciąga się zatoka – latem upstrzona żaglówkami i promami, zimą spowita mgłą. Można ją zobaczyć z okna sypialni – rozległą przestrzeń wypełnioną wodą. Najbardziej poszukiwany widok w Seattle.

– Nie chcę teraz jeść – oświadcza mój mąż. – Chcę ciebie.

Mówi władczym tonem, nie zostawiając miejsca na dyskusje. Ta cecha jego charakteru przysłużyła mu się we wszystkich aspektach życia.

Stawiam naczynie pośrodku blatu, czując, jak wcześniejszy apetyt mnie opuszcza, by ustąpić przed innym, silniejszym. Przyglądam się Sethowi, kiedy zdmuchuje świece, nie odrywając ode mnie spojrzenia ani na moment, po czym zaczynam iść w stronę sypialni. Po drodze rozpinam suwak sukienki na plecach. Robię to powoli, czując na sobie palący wzrok męża. Niech patrzy, jak zrzucam z siebie drugą, jedwabną skórę. Czuję go tuż za sobą, góruje nade mną, ogrzewa mnie, nie może się doczekać tego, co nastąpi. Idealna kolacja stygnie na stole, jagnięcy tłuszczyk zbiera się na ściankach naczynia, barwiąc je na pomarańczowo i kremowo, podczas gdy ja pozwalam sukience opaść na ziemię, sama zaś zginam się wpół i opieram dłońmi o łóżko. Palce zaciskam na puchowej narzucie, kiedy Seth muska opuszkami moje biodra i wkłada kciuk za gumkę fig. Delikatnie opuszcza mi je aż do kostek, a wtedy poruszam stopami, aby uwolnić się od nich całkowicie.

Brzęk metalu o metal, gdy odpina pasek, a potem długie szuuu, kiedy wysuwa go ze szlufek. Nie rozbiera się dalej – słyszę tylko szelest spodni opadających na podłogę.

Po wszystkim, ubrana tylko w szlafrok, podgrzewam kolację w kuchence mikrofalowej. Między nogami wciąż czuję pulsowanie, po wewnętrznej stronie uda spływa mi strużka nasienia. Czuję się obolała w najprzyjemniejszy możliwy sposób. Zanoszę talerz Sethowi, który – zdjąwszy koszulę – leży na kanapie z jedną ręką zgiętą za głową, przez co wygląda jak ucieleśnienie wyczerpania. Mimo że próbuję, nie jestem w stanie powstrzymać uśmiechu. Szczerzę się jak uczennica, co stanowi jedyną rysę w mojej poza tym nieskazitelnej fasadzie.

– Jesteś piękna – mówi na mój widok. Głos ma szorstki, jak zawsze po seksie. – Było mi z tobą bardzo dobrze. – Sięgając po talerz, jedną ręką gładzi mi udo. – Pamiętasz, że rozmawialiśmy o wakacjach? Dokąd byś chciała pojechać?

Cały Seth. Zawsze po stosunku chce rozmawiać o przyszłości.

Czy pamiętam? Oczywiście, że pamiętam. Zmieniam wyraz twarzy, tak by świadczył o moim zaskoczeniu.

Obiecuje mi urlop od roku. Tylko we dwoje.

Serce zaczyna mi szybciej bić. Czekałam na to. Nie naciskałam wcześniej Setha, ponieważ był bardzo zajęty, ale oto nareszcie – mój rok. Zdążyłam wyobrazić nas sobie wszędzie. W końcu zawęziłam oczekiwania do plaży. Biały piasek i lazurowa woda, długie spacery brzegiem morza, trzymanie się za ręce na oczach ludzi.

– Może w ciepłe kraje? – odpowiadam. Nie nawiązuję kontaktu wzrokowego, nie chcę, żeby zobaczył, jak bardzo pragnę go mieć tylko dla siebie. Jestem złakniona uwagi i miłości, jestem zazdrosna, jestem małostkowa. Pozwalam, by poła szlafroka się odchyliła, gdy odstawiam jego kieliszek na blat. Seth sięga ręką i chwyta moją pierś, tak jak się spodziewałam. Pod pewnymi względami jest bardzo przewidywalny.

– Turks i Caicos? – proponuje. – Albo Trynidad?

Dwa razy tak!

Opadam na fotel stojący naprzeciwko kanapy i krzyżuję nogi w ten sposób, że szlafrok znów się rozchyla, tym razem odsłaniając kawałek uda.

– Ty zdecyduj – mówię. – Widziałeś więcej miejsc niż ja… – Wiem, że to mu się spodoba; lubi podejmować decyzje. A mnie w ogóle nie robi różnicy, dokąd pojedziemy. Najważniejsze, że z nikim nie będę musiała go dzielić. Będzie mój i tylko mój przez równiutki tydzień. Spełnienie marzeń. Sama nie wiem, czy się cieszyć czy bać. – Opowiedz, jak ci minęły dni od naszego ostatniego spotkania.

Odkłada talerz i pociera lśniące od jagnięcego tłuszczyku opuszki palców. Korci mnie, by się nachylić, objąć jego palce wargami i wylizać do czysta.

– Panią Poniedziałek – ma na myśli Monday – gnębią mdłości. Dziecko…

– Och – wpadam mu w słowo. – To wciąż pierwszy trymestr! Nudności nie ustąpią jeszcze przez kilka tygodni.

Seth kiwa głową, ale na jego wargach błąka się uśmieszek.

– Mimo to jest bardzo podekscytowana. Kupiłem jej książkę z dziecięcymi imionami. Zakreśla te, które jej się podobają, a gdy ją odwiedzam, przeglądamy listę razem.

Czuję ukłucie zazdrości, którą jednak szybko od siebie odsuwam. Przez co najmniej pięć dni z rzędu nie mogę się doczekać wiadomości na temat pozostałych. To swego rodzaju ukoronowanie tygodnia. Nie pozwolę, aby moja małostkowość zepsuła mi tę chwilę.

– To musi być fascynujące – przyznaję. – A kogo by wolała: chłopca czy dziewczynkę?

Seth wybucha śmiechem i podnosi się, aby zanieść talerz do zlewu w kuchni. Słyszę lecącą wodę i po chwili trzask pokrywy kubła na śmieci, gdy Seth wyrzuca zużyty ręcznik papierowy.

– Chłopca. Bruneta jak ja. Co do mnie, sądzę, że bez względu na płeć dziecko urodzi się blondwłose jak ona.

W mojej wyobraźni Monday ma długie, proste, jasne włosy i opaleniznę surferki, jest szczupła, ale umięśniona, a jej idealnie równe zęby są białe bez jednej skazy. Dużo się śmieje – przede wszystkim z żartów Setha – a w łóżku rozpiera ją młodzieńcza energia. Mąż powiedział mi kiedyś, że choć skończyła już dwadzieścia pięć lat, wciąż wygląda jak studentka pierwszego roku. W normalnych okolicznościach pomyślałabym, że Seth – jak większość mężczyzn – zapragnął młodszej kobiety, ale wiem, że nie o to chodzi. Tak naprawdę ceni sobie to, co ich łączy.

– Powiesz mi, jak tylko poznacie płeć dziecka?

– Do tego jeszcze daleko, ale tak, oczywiście. – Uśmiecha się, jeden kącik jego ust unosi się bardziej niż drugi. – W przyszłym tygodniu mamy badanie kontrolne. Będę musiał udać się na nie z samego rana w poniedziałek. – Puszcza oko, a mnie brak umiejętności, aby ukryć rumieniec.

Nogi wciąż mam skrzyżowane, poruszam tą, która dotyka ziemi, tak że podskakuję cała, gdy w brzuchu rozlewa mi się ciepło. Seth nadal działa na mnie tak jak wtedy, gdy go poznałam.

– Zrobić ci coś do picia? – pytam, wstając.

Podchodzę do baru, gdzie włączam wieżę. Wiem, że Seth chce drinka, zawsze go chce, ilekroć spędzamy wieczór razem. Wyznał mi, że od jakiegoś czasu ukrywa butelkę whisky w swoim biurze, a ja rozpromieniłam się wewnętrznie, zadowolona ze złego wpływu, jaki na niego wywieram. Do wtóru pierwszych akordów piosenki Toma Waitsa sięgam po karafkę z wódką.

Niegdyś wypytywałam o panią Wtorek, Tuesday, ale Seth niechętnie o niej rozmawia. Składam to na karb tego, że Tuesday ma uprzywilejowaną pozycję jako jego pierwsza żona. Ją pierwszą pokochał. Trochę to rozczarowujące, że ja jestem ta druga. Pociesza mnie tylko to, że z Sethem łączy mnie legalne małżeństwo, że musiał rozwieść się z tamtą, by ożenić się ze mną, co nie zmienia faktu, że wciąż się z nią widuje. Nie lubię jej. To egoistka, dla której kariera jest najważniejsza. Tymczasem dla mnie najważniejszy jest Seth. Dlatego nie pochwalam jej, ale i nie winię specjalnie. Było nie było, Seth co tydzień znika z jej życia na pięć dni. Nieparzysty, przestępny dzień przypada kolejno na zmianę każdej z nas, ale nawet nie licząc go, mamy sporo czasu, który musimy sobie zapełnić rzeczami niemającymi związku z Sethem. W przypadku Tuesday jest to praca. W moim rzeczy mniej istotne – garncarstwo, czytanie romansów i oglądanie Netflixa. Gmeram w kieszeni szlafroka w poszukiwaniu błyszczyka do ust. Tak, każda z nas ma swoje życie poza małżeństwem. To jedyny sposób, by pozostać przy zdrowych zmysłach.

„Znowu pizza na kolację?”, pytałam kiedyś. Seth przyznał bowiem przede mną, że Tuesday woli zamawiać jedzenie z dostawą do domu, niż gotować. „Jak zwykle oceniasz ludzi po ich stosunku do kuchni”, odpowiadał żartobliwie mój mąż.

Sięgam po dwie szklaneczki i napełniam je lodem. Słyszę, że za moimi plecami Seth podnosi się z kanapy. Woda mineralna syczy, gdy otwieram butelkę i nalewam płynu z bąbelkami. Zanim skończę przygotowywać drinki, Seth stoi tuż za mną, całuje mnie w szyję. Bierze swoją szklaneczkę i podchodzi do okna. Ja siadam na zwolnionym miejscu na kanapie.

Podnoszę wzrok, nie zwracając uwagi, że szkło lepi mi się do spoconej dłoni. Seth siada obok mnie, zaczyna masować mi kark. W jego oczach błyskają ogniki rozbawienia.

Spojrzenie ma roztańczone, flirciarskie. W nim właśnie zakochałam się najpierw, w tym wesołym spojrzeniu. Odpowiadam uniesieniem kącika ust, po czym wtulam się bokiem w bok męża, przepełniona szczęściem, że mam w nim oparcie. Seth przebiega palcami w górę i w dół mojego ramienia.

O czym jeszcze moglibyśmy porozmawiać? Chcę być na bieżąco we wszystkich sprawach.

– A interesy…?

– Alex – zaczyna i urywa. Przejeżdża opuszką kciuka po dolnej wardze, który to gest zawsze mnie rozczula. Ciekawi mnie, jaki numer jego partner wyciął tym razem. – Przyłapałem go znów na kłamstwie.

Alex i Seth założyli firmę razem. Ten pierwszy – odkąd pamiętam – jest jej twarzą. Spotyka się z klientami, załatwia zlecenia. Z kolei Seth skupia się na technicznej stronie projektów: budowaniu domów, kontaktach z podwykonawcami i inspektorami. Od Setha wiem, że do pierwszego konfliktu doszło już przy ustalaniu nazwy firmy; Alex chciał, by wystąpiło w niej jego nazwisko, podczas gdy mój mąż obstawał przy rejonie geograficznym Pacific Northwest. Pokłócili się, a potem obaj przystali na Emerald City Development. Dzięki dbałości o szczegóły i pięknu wznoszonych budynków zdobyli w ostatnich latach kilku wpływowych klientów. Jak dotąd nie poznałam Alexa, a on nie wie nawet o moim istnieniu. Myśli, że żoną Setha jest Tuesday. Gdy ci dwoje się pobrali, jeździli na wakacje z Alexem i jego żoną – raz na Hawaje, kiedy indziej do Kanady na narty. Widziałam zdjęcia z tamtych czasów. Alex jest parę centymetrów niższy od swojej żony Barbary, która swego czasu wygrała konkurs na Miss Utah. Przysadzisty i z łysiną, sprawia wrażenie nadęciucha.

Seth nie przedstawił mnie Alexowi ani też swoim rodzicom oraz przyjaciołom z dzieciństwa. Będąc drugą żoną, mogę ich nigdy nie poznać.

– Tak? – odzywam się. – A co się stało?

Moje życie jest męczące przez te wszystkie gierki, które uprawiam. To chyba przekleństwo każdej kobiety. Bądź bezpośrednia, ale nie zbyt bezpośrednia. Bądź silna, ale nie za silna. Zadawaj pytania, byle nie za często. Upijam łyk drinka i siadam tak, aby spojrzeć na Setha.

– Sprawia ci to przyjemność? – pyta. – Bo mnie dziwi, że…

– Przyjemność sprawia mi – odpowiadam z uśmiechem – poznawanie twojego świata, odkrywanie, co czujesz i czego doświadczasz, kiedy nie ma cię ze mną.

Wszystko to prawda. Kocham swojego męża, choć nie ja jedna – są jeszcze tamte. Moją siłą jest wiedza. Mogę knuć, udawać lepszą, pieprzyć się do upadłego, a jednocześnie odgrywać powściągliwe zainteresowanie dzięki rzucanym we właściwym momencie pytaniom.

Seth wzdycha, pociera oczy kłykciami.

– Chodźmy do łóżka – mówi.

Przyglądam się badawczo jego twarzy. Koniec z rozmowami na dziś. Wyciąga do mnie rękę, a ja ujmuję ją, pozwalając, aby postawił mnie na nogi.

Uprawiamy miłość; całujemy się namiętnie, podczas gdy ja oplatam go nogami. Nie powinnam się nad tym zastanawiać, ale robię to. Jak to możliwe, że jeden mężczyzna kocha tyle kobiet? Spędza czas z inną praktycznie co drugi dzień. Gdzie się plasuję na wykresie jego łask?

Seth prędko zasypia, w przeciwieństwie do mnie. W czwartki nigdy nie śpię.

002

W piątek rano Seth wychodzi, zanim się obudzę. Przewracałam się z boku na bok i rzucałam w pościeli gdzieś do czwartej nad ranem, po czym najwyraźniej zasnęłam, ponieważ nie słyszałam trzasku zamykanych drzwi. Czasami czuję się jak dziewczyna, która budzi się w łóżku sama po jednonocnej przygodzie – mężczyzna się wymyka, zanim ona zdąży zapytać go o imię. Jak zawsze w piątek zostaję w łóżku dłużej i wpatruję się w zagłębienie w poduszce męża do czasu, aż słońce zaświeci prosto w okno i oślepi mnie. Póki wciąż daleko do wschodu słońca, gapię się na odcisk głowy Setha, jakby od tego zależało moje życie.

Ranki bywają ciężkie. W normalnym małżeństwie budzisz się koło drugiej osoby, utwierdzasz w swoim istnieniu dzięki jej lub jego zaspanemu ciału. Macie swoją rutynę, trzymacie się jakiegoś grafiku, co może być nudne, ale jest też pokrzepiające. W moim przypadku trudno mówić o normalności; nie mam chrapiącego męża, którego mogłabym szturchać w środku nocy, ani nie muszę się zmagać z zaschniętą pastą do zębów przyklejoną na mur do umywalki. Seth nie przenika swoją istotą tego mieszkania. Przez to właśnie jest mi chwilami bardzo trudno. Mój mąż wpada tutaj tylko przelotnie, po czym znika, udając się do innej kobiety, podczas gdy moje łóżko stygnie.

Zerkam na telefon, co natychmiast przyprawia mnie o ból brzucha. Nie lubię wysyłać do Setha esemesów. Przypuszczam, że otrzymuje ich zalew od tamtych dwu, co z tego jednak, skoro dziś czuję nieprzepartą ochotę, aby do niego napisać: „Tęsknię za tobą”. Wie o tym, na pewno o tym wie. Gdy kobieta nie widzi swego męża przez pięć dni w tygodniu, on musi się domyślać jej tęsknoty. Nie sięgam po telefon i nie piszę esemesa. Jakby nigdy nic przerzucam nogi za krawędź łóżka i wsuwam stopy w papucie, wszystkimi dziesięcioma palcami szukając ukojenia w dotyku miękkiego pluszu. Te papucie to część mojej rutyny, próba powrotu do normalności. Idąc do kuchni, wyglądam na miasto w dole. Nawet stąd widzę sznur samochodów stojących na trasie i czekających na zmianę świateł. Niemal słyszę szum wycieraczek, które usuwają z przednich szyb mżawkę. Przez moment zastanawiam się, czy Seth siedzi za kierownicą któregoś z tych aut, ale nie, on zawsze wybiera trasę w przeciwnym kierunku. Z dala ode mnie.

Zaglądam do lodówki, wyjmuję butelkę coli i stawiam ją na blacie roboczym. Następnie przetrząsam szufladę ze sztućcami w poszukiwaniu otwieracza, klnąc pod nosem, gdy czubek wykałaczki wbija mi się pod paznokieć. Ssę bolący palec, a kapsel zdejmuję wolną dłonią. W lodówce mam zawsze tylko jedną butelkę coli, resztę trzymam pod zlewem, za dużą konewką. Po wypiciu podmieniam ją na nową, dzięki czemu ktoś może pomyśleć, że widzi u mnie w kółko tę samą butelkę z colą. Z tym że mogę co najwyżej oszukiwać samą siebie. I Setha, który nie powinien wiedzieć, że pijam colę na śniadanie. Stroiłby sobie ze mnie żarty, a choć nie mam nic przeciwko jego żartom, wolę, aby nikt nie poznał mojej tajemnicy. W dzieciństwie tylko ja ze wszystkich koleżanek lubiłam bawić się Barbie. Kiedy miałyśmy po dziesięć lat, one interesowały się już przyborami do makijażu i oglądały MTV, a na mikołajki chciały dostać nie nowe ubranka z kolekcji dla lalek, ale prawdziwe ciuchy. Strasznie się wstydziłam swojej miłości do Barbie, szczególnie po tym, jak koleżanki zrobiły z tego wielkie halo i zaczęły mnie nazywać dzidzią. Chyba najsmutniejszą chwilą w całym moim dzieciństwie była ta, w której spakowałam wszystkie laleczki Barbie do kartonu i schowałam go w szafie. Tamtego wieczoru zasnęłam zapłakana, nie chciałam bowiem żegnać się z czymś, co tak kochałam, ale wiedziałam też, że dalsze okazywanie uczuć lalkom wystawi mnie na pośmiewisko. Kiedy parę tygodni później mama znalazła pudło i zapytała mnie o nie, ze łzami w oczach powiedziałam jej prawdę. Byłam za duża, by bawić się lalkami.

„Możesz bawić się nimi w tajemnicy przed koleżankami. Nie musisz z czegoś rezygnować tylko dlatego, że inni nie pochwalają twojego zachowania”.

Tajemnice… Nie brakuje ich w moim życiu, ale jestem dobra w dochowywaniu sekretu.

Spostrzegam, że Seth zrobił sobie kanapkę przed wyjściem. Blat roboczy zdobią okruszki chleba, a w zlewie leży brudny nóż do masła. Wyrzucam sobie, że nie wstałam przed nim i nie zrobiłam mu śniadania. W przyszłym tygodniu się poprawię, obiecuję sobie w duchu. W przyszłym tygodniu przygotuję mężowi śniadanie. Będę jedną z tych żon, które zapewniają seks i posiłki trzy razy dziennie.

Nagle strach ściska mi żołądek żelazną pięścią. Czy Monday i Tuesday zrywają się z łóżka, aby przyszykować Sethowi śniadanie? Czyżbym przez cały ten czas się obijała? Czy mój mąż uważa, że go zaniedbuję? Zbieram okruszki, zsuwając je kantem dłoni w zagłębienie drugiej, po czym gniewnym gestem wysypuję do zlewu. Łapię colę i przechodzę do salonu. Rozkoszując się chłodem butelki w ręce, popijam brunatny płyn i zastanawiam się, w jaki jeszcze sposób mogłabym się poprawić.

Budzę się po jakimś czasie. Światło zdążyło się zmienić, na podłodze leży przewrócona butelka z wylewającą się colą,

– Cholera – mówię na głos, wstając.

Musiałam się zdrzemnąć z butelką w ręce. Tak się dzieje, gdy pół nocy nie śpisz i tylko gapisz się w sufit. Biegnę po szmatę i środek do czyszczenia dywanów, opadam na klęczki i zaczynam wściekle trzeć. Beżowy dywan o długim włosiu chciwie wypił colę, zmieniając kolor na karmelowy. Jestem zła, zdaję sobie sprawę, gdy po policzkach zaczynają mi cieknąć łzy. Słone krople dołączają do plamy, trę więc jeszcze bardziej zawzięcie. Gdy dywan w końcu jest czysty, klapię na pupę i oparłszy się plecami o dół kanapy, przymykam oczy. Co się ze mną stało? Kiedy zamieniłam się w tę potulną osobę żyjącą tylko dla czwartków i dla mężczyzny, który tak skąpo udziela się trzem różnym kobietom? Gdybym powiedziała dziewiętnastoletniej wersji siebie, że tak będzie wyglądać moje życie, roześmiałaby mi się w twarz.

Rocznica mojego poznania z Sethem wypada w przyszłym tygodniu – będzie to już pięć lat, odkąd mnie znalazł. Siedziałam w kawiarni i uczyłam się do dyplomu w szkole pielęgniarskiej, przy czym egzaminy końcowe jawiły mi się ścianą nie do przebycia. Nie spałam od dwóch dni, ponieważ osiągnęłam już ten moment, że kawę piłam jak wodę, byle pozostać przytomną. Na wpół deliryczna, huśtałam się na krześle, kiedy Seth zajął miejsce przy stoliku tuż obok mojego. Pamiętam, że zirytowałam się na tę bezczelność: w lokalu było pięć wolnych stolików, dlaczego więc wybrał właśnie ten? Ale od razu zauważyłam, że jest przystojny; miał lśniące czarne włosy i turkusowe oczy, był wypoczęty, zadbany i wygadany. Zapytał, czy studiuję pielęgniarstwo, a ja odwarknęłam, że to chyba widać. Moment później przeprosiłam go za swoje zachowanie. Zbył moje przeprosiny gestem, po czym zaproponował, że mnie przepyta.

Nie zdołałam powstrzymać śmiechu. Śmiałam się, dopóki nie dotarło do mnie, że nieznajomy mówi poważnie.

– Naprawdę chce pan spędzić piątkowy wieczór na odpytywaniu na wpół żywej studentki pielęgniarstwa?

– Naprawdę – odparł, patrząc na mnie roziskrzonym wzrokiem. – Bo tak sobie myślę, że jak wkradnę się w twoje łaski, nie odmówisz mi, gdy zaproszę cię na kolację.

Zmarszczyłam czoło, nie wiedząc, czy przypadkiem nie żartuje. Może nasłali go kumple, żeby upokorzył samotną smutaskę w rogu? Wydawał mi się zbyt przystojny. Tacy mężczyźni jak on nie interesują się dziewczynami takimi jak ja, myślałam. Nie byłam brzydka, ale mieściłam się w najlepszym razie w stanach średnich. Mama zawsze powtarzała, że kiedy Pan Bóg dzielił zalety, mnie przypadł w udziale rozum, a mojej siostrze – Torrence – trafiła się uroda.

– Mówi pan poważnie? – zapytałam. I nagle zdałam sobie sprawę z nieumytych włosów związanych w smętny kucyk oraz z braku makijażu na twarzy.

– Wyłącznie pod warunkiem, że lubisz kuchnię meksykańską – odparł. – Nigdy bym się nie zakochał w dziewczynie, która nie lubi kuchni meksykańskiej.

– Nie lubię kuchni meksykańskiej – powiedziałam, a on złapał się za serce, jakbym ugodziła go prosto w nie. Znowu wybuchnęłam śmiechem; nie sposób było się nie śmiać z tego przystojniaka, który w kawiarni udaje, że dostał zawału. – Wygłupiam się tylko – dodałam szybko. – Kim trzeba być, żeby nie lubić kuchni meksykańskiej?

Wbrew rozsądkowi – i pomimo natłoku zajęć w szkole – zgodziłam się z nim umówić w przyszłym tygodniu. W końcu nawet półżywe studentki pielęgniarstwa muszą jeść. Podjeżdżając pod restaurację swoim zdezelowanym fordem, spodziewałam się, że przystojniak wystawi mnie do wiatru. Ale ledwie wysiadłam z auta, zobaczyłam, że mężczyzna, który zaprosił mnie na kolację, czeka przy drzwiach do lokalu. Zdołał schować się przed deszczem tylko częściowo. Jeden bark i jedną stronę płaszcza miał zroszone perlącymi się kroplami.

W trakcie pierwszego dania zachowywał się czarująco; wypytywał mnie o szkołę, rodzinę i plany na przyszłość. Zanurzając frytki w salsie, próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio jakikolwiek człowiek okazał mi tyle zainteresowania. Zrobił na mnie takie wrażenie, że odpowiedziałam na wszystkie jego pytania i gdy kończyliśmy kolację, zdałam sobie sprawę, że nie wiem o nim praktycznie nic. Wspomniałam o tym, na co on odparł:

– Będziemy mieli o czym rozmawiać następnym razem.

– Skąd pewność, że będzie następny raz?

W odpowiedzi tylko się uśmiechnął, a ja zrozumiałam, że wpadłam po uszy.

Biorę prysznic i ubieram się do wyjścia, po czym w drzwiach sprawdzam jeszcze telefon. Ponieważ Seth znika z mojego życia na pięć dni, biorę nocne dyżury, cieszące się wśród pielęgniarek najmniejszą popularnością. Nie zniosłabym samotnego siedzenia w domu wieczorami ani rozmyślań o mężu z którąś z jego pozostałych kobiet. Wolę mieć zajęcie – dla umysłu i dla ciała. W piątki przed pracą chodzę na siłownię i na targ. Czasami umawiam się z jakąś przyjaciółką na lunch, ale ostatnio wszystkie wymawiają się brakiem czasu. Jedne są świeżo po ślubie, inne dopiero co urodziły dziecko. Każda żyje odmiennym trybem, oddając się obowiązkom w pracy albo w domu.

Widzę, że Seth przysłał mi esemesa.

Już za Tobą tęsknię.

Nie mogę się doczekać przyszłego tygodnia.

Uśmiecham się chłodno. Łatwo mu mówić o tęsknocie, kiedy zawsze ma kogoś u boku. Nie, nie powinnam tak myśleć. Wiem, że kocha nas wszystkie i że tęskni za każdą z nas, kiedy jest z inną. Próbuję żartu:

To może za tydzień pizza?

Odpowiada natychmiast za pomocą śmiejącej się – albo płaczącej – buźki. Jak ludzie radzili sobie przed wymyśleniem emotikonów? Według mnie to jedyny sposób, by rozluźnić atmosferę.

Wrzucam telefon do torebki i wsiadam do windy, uśmiechnięta od ucha do ucha. Wystarczy esemes od Setha i nawet w najgorszy dzień wszystko staje się łatwiejsze. A złych dni jest mrowie; właściwie przez cały czas się obawiam, że mu nie wystarczam i że moja rola w jego życiu jest tylko tymczasowa.

„Kocham was wszystkie, każdą inaczej, ale równie mocno”.

Bardzo jestem ciekawa, co Seth przez to rozumie. Ma na myśli seks? Uczucia? A gdyby musiał wybierać, z pistoletem przyłożonym do głowy, czy wybrałby mnie?

Seth powiedział mi o swojej żonie we włoskiej restauracji La Spiga w rozrywkowej dzielnicy Seattle. Była to nasza czwarta randka. Przestaliśmy czuć się niezręcznie w swoim towarzystwie, jak to nieznajomi, i wkroczyliśmy w następną fazę związku. Trzymaliśmy się już za ręce, całowaliśmy się… Seth zagaił, że chciałby ze mną o czymś porozmawiać, a ja nastawiłam się, że będziemy mówić o tym, w którą stronę zmierza nas związek. Ledwie słowo „żona” opuściło jego usta, odłożyłam sztućce, otarłam sos z kącików warg, ujęłam torebkę i wyszłam. Dogonił mnie na ulicy, kiedy łapałam taksówkę. Za nim wybiegł kelner, domagając się uiszczenia rachunku za niedokończoną kolację. Staliśmy we trójkę na chodniku, aż Seth nakłonił mnie, abym wróciła z nim do restauracji. Uczyniłam to niechętnie, choć jakąś częścią siebie pragnęłam usłyszeć, co ma mi do powiedzenia. Nie pojmowałam, jak może chcieć ze mną o tym rozmawiać, nie widziałam żadnej wymówki, która mogłaby go usprawiedliwić.

– Wiem, jak to zabrzmiało, uwierz mi. – Upił solidny łyk wina, zanim podjął: – Nie chodzi o seks. Nie jestem seksoholikiem, jeśli za takiego mnie bierzesz.

Dokładnie to sobie o nim myślałam. Skrzyżowałam ręce na piersi i czekałam na ciąg dalszy, kątem oka dostrzegając naszego kelnera, który czaił się w pobliżu. Zastanowiło mnie, czy spodziewa się po nas kolejnej ucieczki i próby uniknięcia zapłaty rachunku.

– Mój ojciec… – zaczął od nowa Seth. Przewróciłam oczami. Połowa ludzi na świecie może użyć ojca w charakterze usprawiedliwienia. Mimo wszystko nie przerwałam mu. Obiecałam, że go wysłucham, i robiłam właśnie to. Nigdy nie łamałam danego słowa. Tymczasem moich uszu dolatywało: – Rodzice… poligamia… cztery matki…

Byłam wstrząśnięta. Czułam się tak, jakbym zaczęła ściągać facetowi spodnie i dopiero wtedy usłyszała od niego, że jest kobietą. Z początku myślałam, że kłamie, że obrał mnie na ofiarę swojego niesmacznego żartu, ale w jego oczach było coś… Podzielił się ze mną wrażliwą informacją i czekał, aż go osądzę. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Jaka reakcja byłaby odpowiednia w takiej sytuacji? Zdarza się widzieć podobne rzeczy w telewizji, ale żeby w prawdziwym życiu?

– Dorastałem w Utah – ciągnął Seth. – Wyjechałem stamtąd, ledwie osiągnąłem pełnoletność. Zarzekałem się, że jestem przeciwko wszystkiemu, w co oni wierzyli.

– Nie rozumiem – powiedziałam. Była to prawda. Czułam napięcie, zaciskałam dłonie w pięści pod stołem, paznokcie raniły mi ciało.

Seth potarł twarz ręką, a gdy ją odjął, wyglądał na starszego o dziesięć lat.

– Moja żona nie chce mieć dzieci – wyznał. – A ja… Nie należę do mężczyzn, którzy wymuszają na kobiecie różne rzeczy. Nie chcę jej zmieniać.

W tamtym momencie ujrzałam go innymi oczami. Jako tatę z jednym dzieckiem na barana, a drugim trzymanym za rączkę. Kupującego lody i chodzącego na mecze. Seth miał takie same marzenia jak ja, jak większość ludzi.

– A na czym ma polegać moja rola? – zapytałam. – Szukasz jałówki rozpłodowej i padło na mnie?

Naskoczyłam na niego, ale sam się o to prosił. Czemu wybrał akurat mnie? Na jakiej podstawie założył, że w ogóle chcę mieć dzieci?

Wydawał się urażony moim podejściem, ale ja niczego nie żałowałam. Faceci tacy jak on przyprawiali mnie o mdłości. Mimo to zamierzałam go wysłuchać do końca. To, co usłyszałam do tej pory, jawiło mi się czystym absurdem. Miał żonę, ale chciał drugą. Żeby założyć z nią rodzinę. Za kogo on się, do cholery, ma? Takie pomysły są chore, pomyślałam, po czym powiedziałam to na głos.

– Wiem, co czujesz – zapewniał podłamany. – Doskonale wiem, co czujesz.

Potem uregulował rachunek i rozeszliśmy się każde w swoją stronę. Pożegnałam się z nim chłodnym skinieniem głowy. Powiedział mi później, że nie wyobrażał sobie, abym po czymś takim do niego wróciła. Tymczasem ja poszłam do domu i caluteńką noc nie mogłam zmrużyć oka.

Polubiłam Setha. Naprawdę go polubiłam. Może chodziło o jego charyzmę, a może o spostrzegawczość. W każdym razie przy nim nigdy nie czułam się gorsza. Inaczej niż w towarzystwie chłopców ze szkoły, którzy w twoich oczach widzą tylko odbicie siebie samych i traktują cię jak przelotną miłostkę. Będąc z Sethem, czułam, że jestem tą jedyną. Zepchnęłam na bok wszelkie odczucia, aby opłakiwać zakończenie czegoś, co zapowiadało się na początek obiecującej znajomości. Umówiłam się nawet na kilka randek – raz ze strażakiem z sąsiedniego miasta, raz z właścicielem małej firmy z Seattle. Bez sukcesu, ponieważ w tyle głowy zawsze miałam Setha i z nim porównywałam nowo poznanych mężczyzn. Jakiś miesiąc później, kiedy już odprawiłam żałobę, i to znacznie głębszą niż ta, na jaką zasługiwał facet po tak krótkiej znajomości, zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do niego.

– Tęsknię za tobą – powiedziałam, ledwie odebrał. – Nie chcę za tobą tęsknić, ale nic na to nie poradzę.

A potem zapytałam, czy jego żona wie, że rozgląda się za kimś, kto by urodził mu dzieci. Po drugiej stronie zapadła cisza – dłuższa, niżbym sobie życzyła. Właśnie miałam mu powiedzieć, że nie było pytania, kiedy on odpowiedział chrapliwie:

– Tak.

Przycisnęłam aparat mocniej do ucha.

– Powiedziałeś: „tak”?

– Podjęliśmy tę decyzję wspólnie – kontynuował już pewniejszym tonem. – Żona zgadza się ze mną, że powinienem być z kimś, kto pragnie tego samego co ja.

– Rozmawialiście o tym?

– Już po pierwszej randce poczułem z tobą więź i wyznałem jej to. Wiedziałem, że to ryzykowne, ale nie miałem wątpliwości, że coś nas łączy.

– I twoja żona przyjęła to spokojnie?

– Nie… Tak. Chcę powiedzieć, że to trudne. Powiedziała mi, że nadeszła pora, abyśmy rozważyli dostępne opcje. Że nie przestała mnie kochać, ale rozumie, przez co przechodzę.

Milczałam, przetrawiając wszystko, co mówił.

– Możemy się zobaczyć? – zapytał. – Przy kawie albo drinku. Nic skomplikowanego.

Chciałam odmówić, chciałam być typem silnej, rezolutnej kobiety, która nie ugina się przed niczym. Ale skończyło się na tym, że umówiłam się z nim na kawę w następnym tygodniu. Po odłożeniu telefonu musiałam sobie przypomnieć, że to ja zadzwoniłam do Setha i że Seth nie zmanipulował mnie w żaden sposób. Wciąż masz wszystko pod kontrolą, powtarzałam sobie. Zostaniesz jego żoną w świetle prawa.

Nie mogłam się bardziej mylić.

003

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
Okładka
Karta tytułowa
001
002
003
004
005
006
007
008
009
010
011
012
013
014
015
016
017
018
019
020
021
022

TYTUŁ ORY GINAŁU:

The Wives

Redaktor prowadząca: Ewelina Sokalska

Wydawca: Monika Rossiter

Redakcja: Adrian Kyć

Korekta: Bożena Sęk

Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz

Zdjęcie na okładce: © Alexander Krivitskiy (Unsplash.com)

THE WIVES

Copyright © 2019 by Tarryn Fisher

All rights reserved including the right of reproduction in whole, or in part in any form.

This edition is published by arrangement with Harlequin Books S.A.

This is a work of fiction. Names, characters, places and incidents are either the product of the author’s imagination or are used fictitiously, and any resemblance to actual persons, living or dead, business establishments, events or locales is entirely coincidental.

Copyright © 2020 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Copyright © for the Polish translation by Urszula Gardner, 2020

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2020

ISBN 978-83-66611-62-7

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek