Zniszczona przyszłość - Ava Harrison - ebook + audiobook + książka

Zniszczona przyszłość ebook i audiobook

Harrison Ava

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Trent Aldridge i Payton Hart nigdy wcześniej się nie spotkali, a jednak łączy ich bardzo wiele. Jego ojciec traktował ją jak swoją córkę. Kochał ją tak bardzo, że zostawił jej cały majątek: dwadzieścia dwa miliony dolarów.

Trent nienawidzi ojca za to, co zrobił rodzinie. Sam też jest bardzo zamożny, więc pieniądze go nie obchodzą. Ale fakt, że ojciec postanowił zostawić majątek obcej dziewczynie, jest dla mężczyzny powodem do zemsty.

Chce zniszczyć Payton i ma do tego okazję, ponieważ ojciec zawarł w testamencie warunek: przez rok pieniądze będą należały do Trenta, a Payton otrzyma je, kiedy skończy dwadzieścia dwa lata. W tym czasie dziewczyna zamieszka z nim pod jednym dachem…

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 500

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 46 min

Lektor: Agnieszka Postrzygacz

Oceny
4,3 (206 ocen)
114
51
27
12
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jagusia27

Z braku laku…

Większość opinii mówi, że jest to najlepsza część "Zepsutego imperium".. Nie czytałam pozostałych i jakże się z tego cieszę! Bo jeśli ta część jest najlepsza, to nawet nie chce wiedzieć jak tragiczne były pozostałe! Pół książki wielka nienawiść (słabo wykreowana), drugie pół wielka miłość (jeszcze gorzej). Czarne i białe, żadnych odcieni szarości. Po połowie już tylko "kartkowałam" ale i tak się strasznie wymęczyłam. Tej "autorce" już podziękuję.
20
zysa1

Z braku laku…

Wymęczyłam do końca... Boże jakie to było mdłe
10
LadyPok

Dobrze spędzony czas

Pokecam
10
czanaczyta

Nie oderwiesz się od lektury

kocham ave, kocham trenta
10
Ruddaa

Dobrze spędzony czas

najlepsza czesc ze wszystkich.
10

Popularność




Tytuł oryginału

Shattered Dynasty

Copyright © 2021 by Ava Harrison

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Agata Bogusławska

Korekta:

Joanna Kalinowska

Estera Łowczynowska

Maria Klimek

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-931-9

Prolog

Trent

Uderzam palcami o biurko, a dźwięk ten odbija się echem od ścian pomieszczenia, powolny i miarowy. Spokojny rytm pasujący do tej godziny.

Tego ranka jest cicho.

Wyglądam przez duże okna, za którymi rozpościera się panorama Nowego Jorku, i patrzę na ciemne, złowróżbne niebo.

Przyszedłem tu jako pierwszy, co nie jest niczym niecodziennym.

Duża część moich interesów odbywa się za granicą, więc zawsze jestem gotowy do pracy, kiedy rynek Wielkiej Brytanii dopiero rozpoczyna swój dzień.

Pomimo tej wczesnej godziny dzwoni mój telefon na biurku. Jego ostry dźwięk silnie kontrastuje z otaczającą mnie ciszą. Jest niczym niespodziewany alarm przeciwpożarowy.

Nie ma tu mojej asystentki, więc sam muszę odebrać, bo tylko w ten sposób mogę się upewnić, czy to nie jest jakaś ważna sprawa biznesowa.

Niewiele osób wie, że przychodzę tu tak wcześnie. Tylko moi najważniejsi klienci i rodzina.

A mimo to i tak nie odbieram.

Telefon na sekundę przestaje dzwonić, po czym znów zaczyna.

To musi być coś ważnego.

Wzdycham i podnoszę słuchawkę.

– Mów – rozkazuję.

– Pan Aldridge?

– W rzeczy samej.

– Dzień dobry. Z tej strony Larry Baker, prawnik pańskiego ojca.

– Nie jestem zainteresowany.

Pochylam się w krześle i już mam się rozłączyć, ale on mówi dalej:

– Gdybym mógł zająć panu minutę…

– Nie, nie mógłbyś.

Nic, co powiedziałby mój ojciec, nie mogłoby sprawić, żebym chciał z nim porozmawiać. Po tym, co zrobił mojej rodzinie, ma szczęście, że nie zleciłem komuś, by go zabił. Lecz jego dni i tak są już policzone. Nie został stworzony do życia w więzieniu, pomarańczowy to nie jego kolor.

Z pewnością próbuje teraz znaleźć jakiś sposób na wyjście z pierdla. Albo zamierza odwoływać się od wyroku, albo planuje ucieczkę. Znając rodzaj mężczyzn, z którymi kiedyś się zadawał, żadna z tych rzeczy by mnie nie zaskoczyła, ponieważ wiem, że jeśli się stamtąd nie wydostanie, to prędzej czy później tam zginie.

Ma zbyt wielu wrogów.

Rosyjska mafia pragnie jego śmierci.

Cyrus Reed pragnie jego śmierci.

Ja sam nie wyobrażam sobie przyjemniej spędzonego dnia niż na jego pogrzebie.

Jak on, do cholery, wytrzymał tam tak długo?

– Twój ojciec zadzwonił do mnie wczoraj i był przerażony. Chce się z tobą zobaczyć – mówi powoli ta oślizgła szumowina.

Nigdy nie poznałem tego faceta, ale skoro reprezentuje mojego ojca, to musi być ostatnią kanalią.

– Mam w dupie, czego on chce – cedzę przez zęby.

– Proszę…

Odkładam słuchawkę… no, tak właściwie, to nią rzucam.

Niezależnie od tego, jak często ten facet będzie do mnie dzwonił w imieniu mojego ojca, ja i tak nie będę miał nic do powiedzenia temu dupkowi. Od tego momentu będę lepiej sprawdzał, kto do mnie dzwoni.

Mój ojciec stracił przywilej rozmawiania ze mną w momencie, kiedy próbował sprzedać swoją córkę podczas gry w pokera z bogaczami.

Po tym, co zrobił, nie ma mowy o jego powrocie do łask.

Żadne przeprosiny, żadne czyny tego nie naprawią.

Nie ma i nie będzie dla niego odkupienia. Żadna ilość pieniędzy nie naprawi tego niewybaczalnego grzechu. Ten bydlak powinien był najpierw poświęcić swoje życie.

Nigdy nie zrozumiem, jak mógł to zrobić. I nie mam tu na myśli tylko tego, że zastawił i stracił cały nasz majątek. Nie. To są tylko pieniądze i w ogólnym rozrachunku one nie mają znaczenia. Kwestia, która nie daje mi spać po nocach, to to, jakim, do cholery, cudem, mógł zrobić coś takiego mojej siostrze. Poświęcił ją. Jak w ogóle wpadł na to, że istnieje taka opcja?

Ale to nie ma znaczenia, ponieważ ten mężczyzna, mój ojciec, umarł tamtego dnia. Od dwóch lat nie mam już ojca. Nie rozmawiałem z nim od czasu, kiedy został aresztowany.

A stało się tak za sprawą mnie i Cyrusa Reeda. Mojego szwagra. Pomogli nam też jego wspólnicy w interesach. I ci mężczyźni są teraz moimi klientami.

Nie daliśmy temu bydlakowi żadnego ostrzeżenia. Zebraliśmy dowody na jego zbrodnię i zbudowaliśmy z nich dla niego nowy dom w piekle. Zniszczyliśmy go.

Minie sto pierdolonych lat, zanim znów stanie się wolnym człowiekiem, chyba że zacznie pociągać za sznurki, co bardzo mu utrudniliśmy, pozbywając go całej władzy, jaką miał – a więc także całej chęci do walki.

Jeśli jakimś cudem uda mu się wyjść na wolność, to będziemy tu na niego czekać. Gotowi, by usunąć go niczym szumowinę, którą jest.

Telefon znów dzwoni.

Ignoruję go.

Po części się zastanawiam, czy próbuje się ze mną skontaktować, licząc na to, że mu pomogę. Może sobie próbować. Nie pomógłbym mu nawet, gdyby w jego rękach spoczywały losy świata. Więc niezależnie od tego, co zamierza mi pierdolić, i tak jest dla mnie martwy.

I mnie to pasuje.

Przekręcam krzesło w kierunku okien i wpatruję się w panoramę miasta, które o piątej rano nadal jest skąpane w ciemności. Na niebie nie ma żadnej gwiazdy, a jedyne światła pochodzą z budynków.

I to sprawia, że mój umysł zaczyna pracować na najwyższych obrotach.

Czemu prawnik mojego ojca dzwoniłby do mnie o tak wczesnej godzinie? – ta myśl nachodzi mnie znienacka.

Nie zastanawiaj się nad tym za bardzo.

To samo gówno, inny dzień.

Ojciec wie, że to najlepszy czas na to, by próbować się ze mną skontaktować, i powiedział o tym swojemu prawnikowi. Wie, że nie ma tu nikogo poza mną, bo niewiele zmieniło się od czasu, kiedy dla niego pracowałem.

Telefon znów dzwoni, a ten dźwięk na tle śpiącego miasta brzmi jakoś desperacko, niemal strasznie.

Tym razem odłączam go od prądu.

Spowija mnie cisza.

Przez chwilę udaję, że mój ojciec nigdy nie sprzedał swojej duszy. A raczej próbuję to zrobić. Przeszłość znajduje się tak daleko od miejsca, w którym znajdujemy się teraz, że nie potrafię już jej uchwycić.

W dniach swojej świetności mój ojciec prowadził najpopularniejszy fundusz hedgingowy w mieście. Nie, kurwa – on prowadził jeden z największych funduszy na świecie. Dzięki niemu wielu ludzi się wzbogaciło i – w rezultacie – wielu straciło mnóstwo pieniędzy.

Nie wiem, jak do tego doszło. Jednego dnia mógł wskoczyć do prywatnego odrzutowca i polecieć do Saint Tropez, by popływać w oceanie, a następnego nie było go stać nawet na bilet w klasie ekonomicznej na Florydę.

Stracił wszystko.

I nie mówię tu tylko o pieniądzach.

Pragnąc desperacko nabić kabzę na nowo, zaczął uczestniczyć w podziemnych rozgrywkach pokera, sprzedał duszę diabłu i stał się potworem.

Podnoszę głowę i zaczynam ciągnąć się za włosy, zmuszając się do tego, żeby przestać o tym myśleć. W ustach nadal czuję gorzki smak; miesza się on z zapachem biura. Zdrada ojca odcisnęła się w każdym centymetrze tego miejsca – każda sekunda, każda decyzja.

Nadal prowadzę ten fundusz, ale oprócz zdobywania pieniędzy od dzieciaków bogatych rodziców trzymam także pieniądze największych sukinsynów, jacy istnieją.

Czyli – ostatecznie – stałem się niewiele lepszy od mężczyzny, którego nienawidzę. Jednak w przeciwieństwie do niego ja mogę spać spokojnie; podjęte przeze mnie decyzje mnie nie prześladują. Jak na ironię w tej chwili nie mogę się rozluźnić, niezależnie od tego, jak bardzo próbuję. Telefon od jego prawnika rozbudził uczucia, o których przez długi czas próbowałem zapomnieć.

Wstaję z krzesła i wchodzę do swojej prywatnej łazienki, żeby ubrać się w spodnie dresowe, T-shirt i adidasy.

Przebiegnę się i w ten sposób oczyszczę umysł.

Coś takiego zawsze się dzieje, kiedy mój gówniany ojciec próbuje się ze mną skontaktować.

Bo wciąż podejmuje systematyczne próby.

Zjeżdżam prywatną windą na parter i wychodząc z budynku, witam się z portierem.

Moje stopy uderzają o chodnik i coraz bardziej oddalam się od biura. Kiedy już pokonuję Piątą Aleję i wbiegam do parku, przechodzę w sprint, zmuszając się do poruszania z prędkością, która nie może być dla mnie zdrowa.

Czuję na twarzy pęd powietrza. Uspokaja mnie. Adrenalina zawsze zaskakująco dobrze koi moje nerwy.

Nie wiem, jak długo tak biegam, lecz po pewnym czasie czuję, że moje stopy wreszcie przestają się poruszać. Nadszedł moment, bym zajął się tym pierdolonym bałaganem, który zapewne czeka na mnie w biurze. Odwracam się, by tam wrócić.

Słońce wzeszło już nad horyzont.

Moim priorytetem powinno być zarobienie pierdolonych pieniędzy i zapomnienie o tym, jak ten dzień się rozpoczął.

Znajduję się już przecznicę od budynku biura, kiedy telefon wibruje mi w kieszeni.

Teraz dzwoni do mnie matka.

– Mamo – mówię.

Pewnie powinienem być milszy. Zazwyczaj nie zachowuję się w stosunku do niej jak kutas, ale mam przeczucie, że wiem, czemu dzwoni, i nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Nie rozumiem też, dlaczego po tym wszystkim ona nadal zadaje sobie trud.

Na, kurwa, szczęście moja mama wreszcie rozwiodła się z moim ojcem, lecz z jakiegoś powodu, którego kompletnie nie pojmuję (a naprawdę próbowałem to zrobić, by nie oszaleć), została przy jego nazwisku, wysyła mu do więzienia kosze prezentowe, jakby to była jakaś pieprzona impreza urodzinowa, i nadal staje po jego stronie, kiedy nie chcę z nim rozmawiać.

„Życie jest zbyt krótkie na chowanie urazy”.

Jej słowa. Nie moje. A do tego kompletnie nieprawdziwe. I zawsze po nich następuje pierdolony tekst o tym, że wszystkie dzieci nasze są.

„Daj sobie przyzwolenie na to, by o tym zapomnieć. Kwiat może rozkwitnąć tylko wtedy, gdy czuje ciepło słońca”.

Pieprzyć to.

Zacząłbym pracować na pół etatu jako Charon tylko po to, żeby móc przewieźć mojego ojca w otchłań piekła. I nawet to by nie wystarczyło, nawet tak nie odkupiłby swoich win. Wieczna kara to za mało za zbrodnie, jakich dopuścił się na mojej rodzinie.

– Cześć, słońce – mówi wyraźnie, ale tym razem w jej tonie brakuje radości. Brzmi ponuro.

Był taki czas, że w ogóle nie spodziewałem się usłyszeć w jej głosie wesołości. To było wtedy, gdy życie mocno dało jej w kość. Najwyraźniej ciepło słońca jej pomogło, ponieważ rozkwitła, w wolnym czasie pracując w ogrodzie albo napastując mnie telefonami.

– Dzwonisz, żeby porozmawiać o ojcu?

– Trent…

– Pozwól, że ci przerwę i powiem to samo, co powiedziałem jego prawnikowi: jest dla mnie martwy, od kiedy postanowił sprzedać Ivy. Nie możesz powiedzieć kompletnie nic, co mogłoby sprawić, że zechciałbym z nim porozmawiać. To się nigdy nie wy…

– Trent! – krzyczy.

Ona nigdy nie krzyczy.

Zatrzymuję się. Może nawet przestaję oddychać. Krew pulsuje mi w żyłach, czuję to na szyi; wreszcie dopadły mnie skutki intensywnego biegania.

Czekam, aż powie mi, o co chodzi.

– Twój ojciec nie żyje.

Rozdział pierwszy

Payton

Moje japonki uderzają o chodnik, kiedy szybko idę. Nie jest to najwygodniejsze obuwie, ale tego ranka jestem trochę spóźniona, a klapki nadal były na wierzchu po moim weekendowym wypadzie na plażę.

Na szczęście mieszkam tylko kilka przecznic od szkoły.

Właśnie dlatego Ronald postanowił wynająć dla mnie to mieszkanie. To oraz jego uroda były decydującymi czynnikami, kiedy podpisywaliśmy umowę najmu.

Cztery lata temu.

Większość ludzi z pierwszego roku na Ludlow University mieszkało w akademikach, ale nie ja. Ówczesny chłopak mojej siostry, Ronald, nigdy by do tego nie dopuścił. To on nalegał, żeby wynająć mi idealny dom.

Historia miłostek Erin mogłaby wypełnić całą kronikę szkolną. Sportowcy, goci, muzycy. Zaliczyła każdego, zmieniała facetów jak rękawiczki. Jednak to, co łączyło ją z Ronaldem, trwało dłużej niż większość jej pozostałych związków. Byli razem od, mogłoby się wydawać, wieków. Aż wreszcie coś się wydarzyło i zniknął, tak samo jak reszta.

Nadal kocham go jak brata, a tak właściwie ojca. Jest znacznie starszy od Erin, a z kolei ona jest znacznie starsza ode mnie. W przeciwieństwie do kilku mężczyzn, którzy byli przed nim, Ronald ma ułożone życie i zawsze był dla mnie dobry, dlatego też pozwoliłam mu wynająć ten pałac.

Ponieważ właśnie tak można nazwać ten dom.

Jest piękny, a w dodatku znajduje się na tyle blisko szkoły, że mam czas na naukę, za co jestem wdzięczna, gdyż studiowanie biznesu wiąże się z ogromnym nakładem pracy.

Nigdy nie chcę wracać do tego, jak wyglądało moje życie, zanim pojawił się w nim Ronald.

Na przejściu dla pieszych wyjmuję telefon i piszę wiadomość, po czym ją usuwam. Przygryzam dolną wargę. Zatrzymuję się, gdy zdaję sobie sprawę z tego, że zaczęłam chodzić w tę i z powrotem wzdłuż krawężnika.

Erin jest dorosła. Trzynaście lat starsza ode mnie. Nie powinnam się o nią tak martwić, ale od kiedy Ronald zakręcił jej kurek, wymaga więcej mojej uwagi niż zwykle.

Jest cieplej, niż można by się tego spodziewać o tej porze roku. Chociaż nastała jesień, to powietrze nadal pachnie latem – grillem i świeżo ściętą trawą. Nowojorczanie próbują wycisnąć jak najwięcej z utrzymującej się dobrej pogody. Wkrótce to się zmieni. Wkrótce w drodze do szkoły będę czuła chłód oraz zapach palonych liści i prażonych orzechów.

Kolor świateł się zmienia i mogę już iść. Więc ruszam, zmuszając się do tego, żeby wepchnąć telefon z powrotem do kieszeni, a następnie podciągam rękawy dżinsowej kurtki.

Muszę zapomnieć o swojej siostrze. Erin potrafi sama o siebie zadbać.

Pod koniec wiosny mam zakończyć naukę. Czyli za dziewięć miesięcy. Jednak zważywszy na to, jak bardzo kilka ostatnich lat dało mi w kość, to równie dobrze mogłoby to być za dekadę.

Już wyobrażam sobie ten rok szkolny. Czeka mnie jeszcze mnóstwo nieprzespanych nocy z powodu niekończących się rozmów telefonicznych z Erin. Będzie szalała z nerwów, jak zawsze, ponieważ teraz musi bardziej zaciskać pasa. Będzie pytała mnie o to, co ma zrobić. Ja będę jej mówiła, że wszystko jakoś się ułoży, ale ona mi nie uwierzy.

Każdej nocy nasza rozmowa wygląda tak samo, a po niej następuje szybkie odrabianie lekcji i ekspresowa nauka, które odłożyłam po to, by uspokoić Erin.

I każdego ranka budzę się, by to powtórzyć.

Jeśli w ogóle udaje mi się zasnąć. Ostatnio słabo sypiam.

Moje życie pochłaniają w całości dwie rzeczy: Erin i szkoła. W tej kolejności. W przeciwieństwie do siostry ja, kiedy już skończę studia, załatwię sobie pracę i będę sama na siebie zarabiała.

Zatrzymuję się na następnym przejściu dla pieszych. Potrzeba niańczenia mojej starszej siostry wygrywa, więc znów wyjmuję telefon.

Ja: Jadłaś coś? Nic ci nie jest? Powinnaś odpocząć. Proszę, dbaj o siebie.

Wiadomość pozostaje w polu tekstowym, niewysłana. Nie powinnam nakręcać takiego poziomu współzależności. Nie ze mną i nie z Ronaldem. Nie to, że go nie kocham, ale to jest boleśnie oczywiste, że Erin nie może bez niego żyć.

Lub raczej bez jego pieniędzy.

Niezależnie od powodu, przez który ich związek nie wypalił, Ronald zawsze traktował mnie dobrze i tak naprawdę zasługuje na kogoś lepszego od Erin. Ona wykorzystywała go dla jego pieniędzy. Dla jego pozycji społecznej. Dla bezpieczeństwa finansowego, jakie jej zapewniał.

Bez niego jej życie wisi na włosku, teraz jest bliska załamania.

Kiedyś miałam wrażenie, że to ona jest najmłodszym członkiem naszej rodziny, a ja przejęłam po niej rolę nie tylko starszej siostry, ale także mamy. Tak jakbym to ja ją wychowywała.

I wtedy zjawił się Ronald.

I rozpoczęła się jej bajka.

Przeniósł nas z małego domu, w którym mieszkałyśmy, do pięknej rezydencji nad wodą. Kiedy byłam wystarczająco dorosła, posłał mnie do szkoły, kupił mi samochód i wynajął dom.

Było idealnie.

Aż wreszcie odszedł.

Erin znów jest w rozsypce.

Z tego, co się od niej dowiedziałam, a dowiedziałam się niewiele, wynikało, że przestał opłacać jej rachunki. Co jest dziwne, ponieważ moje nadal są opłacane. Nie chce mi zdradzić, co się między nimi wydarzyło ani dokąd poszedł. Powiedziała tylko, że odszedł. A tak dokładnie oznajmiła: „Ten dupek nas zostawił. Jeśli naprawdę nie zrobiłaś nic złego, nie przekonałaś go w jakiś sposób do tego, żeby płacił za twoje rachunki zamiast za moje, to uszanujesz moją prośbę i nie będziesz się do niego odzywała. Dobra, Payton?”.

I to powinien być koniec dyskusji. W końcu zakazała mi rozmawiać z jedynym autorytetem, jaki miałam w życiu. Ale nie. Moja siostra dzwoni do mnie co wieczór, by się upewnić, czy nie próbowałam się kontaktować z Ronaldem, po czym oskarża mnie o to, że z nim spałam.

Bo w przeciwnym razie, czemu miałby zakręcać jej kurek, a mnie nadal płacić za college? Czemu moje życie nadal jest idealne, podczas gdy jej stało się gówniane?

Jej słowa, nie moje.

Obie nadal mamy ogromne szczęście.

Mamy dach nad głową. Mamy co jeść. A kiedyś, zanim pojawił się Ronald, był moment, kiedy nie miałyśmy żadnej z tych rzeczy.

Jednakże nadal, pomimo tego wszystkiego, nie mogę przestać myśleć o tym, że coś jest nie tak. Że przytrafiło mu się coś złego, ponieważ gdyby było inaczej, to raczej próbowałby się ze mną skontaktować.

Może jest chory? Ranny? Pojawiają się kolejne pytania bez odpowiedzi. I niezależnie od tego, jak bardzo próbuję odwrócić swoją uwagę od tych myśli, nie potrafię. To dręczące uczucie nie chce zniknąć.

Wreszcie się poddaję. Kasuję wiadomość do Erin i zamiast tego piszę do Ronniego.

Ja: Wiem, że minęło trochę czasu, od kiedy ostatnio rozmawialiśmy. Przepraszam. Powinnam była skontaktować się z tobą wcześniej. Nic ci nie jest? Erin poprosiła mnie, żebym się do ciebie nie odzywała, ale martwię się o ciebie.

Okej, kablowanie na siostrę jest szczytem niedojrzałości, ale ona też nie wygrałaby żadnych nagród za dojrzałość. Próbowałam uszanować jej życzenia tak długo, jak mogłam. Naprawdę próbowałam.

Wiadomość zostaje oznaczona jako niedostarczona.

Przygryzam dolną wargę i próbuję jeszcze raz.

Niedostarczona.

Znów.

Docieram na wykład z ciężkim sercem i kompletnym mętlikiem w głowie.

Heather macha do mnie. Siedzi gdzie indziej niż zazwyczaj – tym razem zajmuje miejsce bliżej okna. Spoglądam w kierunku miejsc, które zajmujemy zazwyczaj, i dostrzegam, że są zajęte. Najwyraźniej nie tylko ja się dzisiaj spóźniłam.

Podchodzę do Heather i zajmuję miejsce obok.

– Co się dzieje? – Spogląda na mnie przymrużonymi oczami.

– Nic. – Wzruszam ramionami.

Kręci głową na moje słowa.

– Nie. Coś jest nie tak. Ponieważ z całą pewnością nie wyglądasz, jakby wszystko było w porządku.

Oczywiście, że to zauważyła.

Heather i ja przyjaźnimy się od pierwszego dnia pierwszego roku. Wcześniej mieszkała w akademiku i tylko dzięki niej wiedziałam, co się dzieje wśród studentów. Przez lata patrzyłam, jak moja siostra za bardzo sobie dogadza, więc sama byłam teraz zbyt ambitna, żeby spieprzyć wszystko chodzeniem na domówki. Dlatego też Heather opowiadała mi ze szczegółami nawet o najsprośniejszych rzeczach.

Dotykam swoich włosów.

– Co masz na myśli? – Unoszę brew, przyklepując luźne pasemka. – Wyglądam aż tak nieschludnie?

– Nie powiedziałabym, że nieschludnie. Ale kiedy tu weszłaś, wyglądałaś, jakbyś była pogrążona w myślach.

Moja klatka piersiowa unosi się, kiedy robię głęboki wdech.

– Myślałam o Ronaldzie – przyznaję, wzdychając.

Heather nadal przygląda mi się badawczo swoimi dużymi brązowymi oczami, ale wydyma wargi.

– Nadal nie odezwał się ani słowem?

– No. Coś mi tu nie gra. Czemu zniknąłby jak jakiś dupek? Ciężko kochać moją siostrę, rozumiem to, ale mimo to… Czemu nie odciął się od nas obu?

– Może chce czegoś od ciebie? – Unosi brew.

– Ohyda.

– Ohyda, fakt, ale może myśli, że jesteś jak twoja siostra. Faceci potrafią być czasem kutasami, Pay. Może w końcu pojawi się znienacka i powie: „Opłacałem twoje rachunki, więc…”?

– Nie ma mowy. Musi chodzić o coś innego.

– Czyli co? – Przykłada zamknięty długopis do ust i zaczyna nim w nie stukać. – Już wiem! Może zrobił coś okropnego Erin i teraz za karę opłaca twoje rachunki?

– To nie ma sensu. Wtedy opłacałby jej rachunki.

– Racja… Okej, to może zrobił coś okropnego, ale nie chce zostawić cię na lodzie?

– Ale czy wtedy nie zadzwoniłby do mnie, by mi o tym powiedzieć? Minęło już kilka lat, a on przez cały ten czas nie próbował się ze mną kontaktować.

Stuk. Stuk. Stuk.

– Poleciał na Marsa.

– Szczerze mówiąc, to ma najwięcej sensu. Albo jest agentem CIA, a my byłyśmy jego przykrywką.

Obie śmiejemy się na te słowa.

– Jak się ma twoja siora?

Przechylam głowę i posyłam jej spojrzenie mówiące „żartujesz sobie ze mnie?”.

– Jest w rozsypce, jak zawsze. – Przewracam oczami.

– Pije?

Kręcę głową.

– Bierze coś?

Znów zaprzeczam, ale zaraz wzruszam ramionami.

– Tak szczerze, to nie wiem. Nie odwiedzam jej zbyt często.

– Rozumiem. Nie musisz jej odwiedzać, bo i tak ciągle do ciebie dzwoni.

– No, a poza tym, co bym osiągnęła, pytając ją o to? Nie odpowiada na żadne moje pytania. A zadaję ich mnóstwo. Czegoś mi nie mówi. Czegoś ważnego. Wiem o tym. I po prostu nie mogę słuchać, jak mnie okłamuje. Latami, zanim pojawił się Ronnie, musiałam znosić to jej zachowanie. Dzięki niemu wszystko było lepsze. Ale ona wraca do tego, jaka była wcześniej. Znów jest kapryśna i po prostu nie mam na to siły. A poza tym ten facet, z którym spotyka się teraz… – Drżę.

Jest przerażający. Patrzy na mnie, jakbym była kawałkiem mięcha. Co samo w sobie jest nie w porządku, ale on do tego spotyka się z moją siostrą, co czyni z niego prawdziwego zwyrola.

Heather milknie, a drzwi otwierają się z rozmachem. Nasza wykładowczyni wchodzi do sali, po czym podchodzi do mównicy. Wszyscy milkną i słychać tylko stukanie jej obcasów o drewnianą podłogę.

Żąda szacunku i my go jej dajemy.

Kiedy zaczyna wykład, pochylam się, żeby nie umknęło mi ani jedno słowo. Jestem tak pogrążona w słuchaniu, że nie zwracam uwagi na szepczącą do mnie Heather ani na to, że wykładowczyni zamilkła i wszyscy patrzą na mnie.

Przyjaciółka uderza mnie delikatnie w rękę i zostaję wyrwana z transu.

– Proszę, panno Hart, nie chcę pani przeszkadzać. – Pani profesor wskazuje moją torbę i wtedy słyszę ten dźwięk.

Dzwoni mój telefon. Zapomniałam go wyciszyć.

– Proszę odebrać telefon – mówi surowym tonem.

Nie jest dobrze. Semestr dopiero się zaczął, a moja wykładowczyni już mnie nienawidzi. Na pierwszych zajęciach wygłosiła przemówienie, w którym ostrzegła nas, żebyśmy wyciszali telefony, bo jak nie, to tego pożałujemy. I teraz świetnie rozumiem, co miała na myśli.

Właśnie taki jest problem z zajęciami ze specjalizacji. Jest na nich mniej osób, więc profesorowie cię znają. Szczególnie tu, w Ludlow – małym, prywatnym college’u. Zna mnie każdy z wydziału.

Telefon nadal dzwoni, więc muszę wcisnąć mały przycisk. Nie chcę tego robić, ale wiem, że nie mam wyboru.

– Na głośnomówiącym. Żeby wszyscy usłyszeli, kto tak nieuprzejmie przerwał mój wykład.

Wyciągam telefon i od razu krzywię się na widok imienia Erin wyświetlonego na ekranie. Będzie źle. Nie mogę przewidzieć, co powie.

– Proszę odebrać.

Więc to robię. Naciskam przycisk.

Szumi mi w uszach.

I wtedy słyszę, jak Erin pociąga nosem, i chcę się zapaść pod ziemię.

Zaraz rozpocznie szaloną, dramatyczną tyradę i usłyszą to wszyscy na tej sali.

Spoglądam na panią profesor, prosząc ją, żeby nie kazała mi tego robić, desperacko próbując przekazać jej spojrzeniem, że już dostałam nauczkę.

Ale ona tylko się do mnie uśmiecha. Jest to uśmiech mówiący o tym, że przesądziłam o własnym losie.

Nie przerywam swojej siostrze. Zamiast tego, czekam, aż się odezwie. Jednakże słowa, które wypowiada, są dla mnie kompletnym zaskoczeniem.

– Ronald nie żyje.

I kiedy to mówi… moja dłoń się otwiera. Telefon wyślizguje mi się z palców i uderza o podłogę.

Rozdział drugi

Payton

Nie mogę uwierzyć w to, że Ronald nie żyje. Wreszcie dowiedziałam się, co się z nim stało, jednak nie czuję ulgi, której się spodziewałam. Czuję tylko ból.

W ogóle nie byłam na to przygotowana.

Po części od początku zakładałam, że odszedł od nas, ponieważ moja siostra coś mu zrobiła. Że zraniła jego dumę, a on, po wylizaniu ran, wróci i przeprosi. Ale wcale tak nie było.

Zamiast tego okazało się, że to wszystko tylko kłamstwo. I właśnie to jest w tym najtrudniejsze.

Siedzę tu, opłakuję jego stratę i próbuję pogodzić się z prawdą, która wyszła na jaw po telefonie od Erin, choć przychodzi mi to z trudem.

Nie powinno mnie tu być.

Nie znam tu kompletnie nikogo poza moją siostrą.

Zajmując miejsce na tyłach kościoła, wpatruję się w ludzi w pierwszej ławce. Ludzi, którzy – jak zakładam – są jego rodziną. Siedzą niedaleko jego urny, więc muszą być z nim spokrewnieni, ponieważ to miejsce jest zawsze zarezerwowane dla najbliższej rodziny. W przeciwieństwie do tych na tyłach. Te są dla ludzi takich jak my. Ludzi, którzy wkradają się na pogrzeb, licząc na to, że nikt nie zorientuje się, kim tak naprawdę są…

Kimś, kto rozbija rodziny.

Nie da się upiększyć słowami tego, kim jesteśmy.

Myśląc o tym, czuję bolesne ukłucie w klatce piersiowej.

Kłamstwo, które siostra ukrywała przede mną przez te wszystkie lata, wyszło w końcu na światło dzienne, a ja wreszcie to pojęłam.

Ronnie nigdy nie był naszym Ronniem.

Był czyimś tatą.

Czyimś mężem.

W pierwszym rzędzie siedzi blondynka oraz przystojny mężczyzna – to zapewne jego córka i syn. Obok nich jakaś kobieta ociera łzy chusteczką. To z nią Ronald miał dzielić życie.

I właśnie z tym tak trudno mi się pogodzić.

Kiedy patrzę, jak tulą się do siebie, mam wrażenie, jakby ktoś wbijał mi sztylet prosto w serce.

Mówił nam, że nas kocha. Mówił mi, że mnie kocha i że się nami zajmie.

To wszystko było kłamstwem.

Ten głosik w mojej głowie towarzyszył mi przez cały tydzień.

Słyszę, jak siedząca obok mnie siostra prycha. Ten dźwięk mnie irytuje. Przypomina przeciąganie paznokciami po tablicy.

Ona wiedziała.

Ja nie miałam o niczym pojęcia, ale ona wiedziała o tym od początku.

Też wpatruje się w jego rodzinę, lecz w jej spojrzeniu nie widać wyrzutów sumienia z powodu tego, jaką rolę odegrałyśmy w ich życiu. Ona gromi ich wzrokiem.

– Mogą sobie płakać, ile chcą. Tylko poczekaj, aż się dowiedzą, że zostawił wszystko mnie – mamrocze pod nosem.

Zszokowana tym, że to powiedziała, odwracam głowę w jej stronę, a ona wzrusza ramionami.

– No co? Musiałam znosić tego faceta przez prawie dziesięć lat. Te pieniądze mi się należą.

Chciałabym, żeby te słowa mnie dziwiły, ale tak nie jest.

Nie powinnyśmy były tu przychodzić. Mówiłam Erin, że powinnyśmy pojawić się tylko na odczytaniu testamentu, lecz ona uparła się, by przyjść także tu.

Pan Baker, prawnik Ronniego, powiedział nam, że po pogrzebie mamy się wszyscy spotkać w jego biurze mieszczącym się przecznicę dalej, żeby osobiście przedyskutować postanowienia testamentowe. Jednakże nie musiałyśmy przychodzić na sam pogrzeb; to był wyłącznie pomysł Erin. Pewnie chciała skrzywdzić jego rodzinę jeszcze bardziej niż dotychczas.

A ja jestem tu tylko dlatego, że – pomimo tego, jak to wygląda – w głębi duszy wiem, że Ronald Aldridge nas kochał, dlatego powinnyśmy złożyć mu wyrazy szacunku.

Jednakże co ta miłość oznacza dla naszej przyszłości, nadal pozostaje niewiadomą.

Poprzedniej nocy Erin usiadła ze mną na kanapie i powiedziała, że Ronnie miał inną rodzinę, ale nie był już częścią jej życia.

Ronald Aldridge nie był mężczyzną, którego znałam. Najwyraźniej był kryminalistą. Przez ostatnie kilka lat – kiedy to ja się o niego zamartwiałam – siedział w więzieniu za zamordowanie kogoś. Według Erin był niewinny, ale jak mogłabym jej uwierzyć po tych wszystkich kłamstwach?

Ścisnęła moją rękę, po raz pierwszy od lat zachowując się jak siostra.

– Nie chciał, żebyś o tym wiedziała.

Więc postanowiła oskarżać mnie o to, że przespałam się z kimś, kto był dla mnie jak ojciec, zamiast wyznać mi prawdę?

Ale później było jeszcze gorzej.

Cofnęła dłoń. Przygładziła włosy, po czym wbiła wzrok w paznokcie.

– Powiedział, że jeśli wyznam ci prawdę, to przestanie opłacać nasze rachunki.

Coś jednak musiało się między nimi wydarzyć, kiedy siedział w więzieniu, ponieważ faktycznie przestał opłacać jej rachunki. I właśnie dlatego kilka miesięcy temu jej odbiło i zaczęła codziennie do mnie wydzwaniać.

Wtedy próbowałam poskładać to wszystko do kupy, lecz teraz wreszcie znam prawdę.

Już nigdy więcej go nie zobaczę.

Ronald umarł w więzieniu. Ktoś zdobył nóż i go zabił.

Policja nie ma żadnych podejrzanych, ale z tego, co mówiła mi Erin, Ronaldowi nie brakowało wrogów.

Czuję bolesny ucisk w brzuchu za każdym razem, kiedy myślę o tym, jak umarł, ponieważ pomimo wszystkiego, czego się o nim dowiedziałam, nadal go kocham. I właśnie dlatego jestem tutaj i składam wyrazy szacunku, chociaż nikt mnie tu nie chce.

Pogrzeb trwa dalej i jestem zaskoczona, że nikt z jego rodziny nie chce powiedzieć nic na jego temat. Uroczystość przebiega szybko, brakuje w niej uczuć. Wydaje się tak chłodna, że przez chwilę mam ochotę sama wstać i opowiedzieć o mężczyźnie, który jako jedyny stawiał mnie na pierwszym miejscu.

Nie robię tego jednak, bo to byłoby nie na miejscu.

Pod koniec moja siostra wstaje i rusza w kierunku drzwi, zanim ktokolwiek ją dostrzeże. Ja idę prędko za nią, poprawiając okulary.

– Idź do biura pana Bakera. – Wskazuje budynek znajdujący się przecznicę dalej. – Wkrótce do ciebie dołączę.

– Okej.

Pan Baker poinstruował nas, żebyśmy spotkali się w jednej z sal konferencyjnych budynku. Podobno spotkanie nie potrwa zbyt długo.

Jestem zaskoczona, że robimy to w tym momencie, że nie idziemy najpierw na cmentarz. Ale to nie jedyny szok, jaki dziś przeżyłam. Prędkość, z jaką odbyły się kremacja i uroczystość pogrzebowa, a teraz także plany szybkiego odczytania testamentu – to wszystko przyprawia mnie o zawrót głowy.

Czyżby jego rodzina zrezygnowała z pochówku, ponieważ dowiedziała się o nas i nadal jest zła? Czy w ogóle im na nim zależało? Mimo że pojawili się na pogrzebie, to żadne z nich nie wygłosiło mowy…

Gdy w ten upalny dzień idę w kierunku budynku, moja czarna sukienka klei mi się do ciała. Moje nogi nie chcą się poruszać. Teraz, kiedy wiem, że Ronald jest martwy i miał rodzinę, w mojej głowie pojawią się kolejne pytania. Nie chcę o tym wszystkim myśleć, lecz nie mogę nic na to poradzić.

Co jego śmierć oznacza dla mnie? Dla moich rachunków? Dla mojej szkoły?

Idę szybko, stukając obcasami o chodnik, i nienawidzę siebie za te myśli, ale co, jeśli właśnie po to zostałam zaproszona na to spotkanie? Co jeśli za dziesięć sekund się dowiem, że zostanę pozbawiona swoich marzeń?

Gdy staję w lobby budynku, czuję powiew chłodnego powietrza, przez który drżę. Albo może to z powodu tego dnia. Z powodu tego, że kogoś straciłam.

Ruszam windą w górę, na czwarte piętro, gdzie, jak powiedział Erin pan Baker, znajduje się sala konferencyjna. Ostatnie drzwi na prawo.

Nie mam na to ochoty. Spojrzenie w oczy jego rodzinie będzie bardzo trudne. Jak możemy stanąć z nimi twarzą w twarz po tym, co zrobił Ronald? Fakt, ja nie znałam prawdy, ale oni o tym nie wiedzą. Mają prawo nas nienawidzić. Mają prawo nienawidzić mnie. Na ich miejscu sama bym siebie nienawidziła już za samo to, że tu jestem.

W windzie gra cicha, depresyjna muzyka pasująca do mojego nastroju. Nie ma tu żadnej wentylacji, przez co ciężko mi się oddycha. Jadąc do góry, próbuję uspokoić zszargane nerwy, ale to na nic. Wreszcie słyszę dzwonek windy i drzwi się otwierają.

Życie ciągle rzuca mi wyzwania – czasami cholernie szalone – a ja muszę po prostu stale się przystosowywać. Albo zginąć.

Wybieram to pierwsze.

Prostuję się i zbieram całą swoją siłę, żeby móc stawić czoła temu, co mnie czeka. I wkrótce docieram do drzwi, za którymi, jak powiedziała mi siostra, znajduje się sala konferencyjna pana Bakera. Chwytam za chłodną metalową gałkę i ją przekręcam. Nie mogę się już wycofać.

Z moich ust wydobywa się okrzyk zaskoczenia.

Na drugim końcu pomieszczenia, w rogu, znajduje się biurko, a za nim siedzi przystojny mężczyzna.

Czy to jest pan Baker? To miałoby sens, skoro siedzi za biurkiem.

Czy moja siostra wiedziała o tym, że jest przepiękny? Nie, nie przepiękny. To zbyt proste słowo, by opisać mężczyznę, który się tam znajduje.

I wtedy, jak gdyby nie mogło być już gorzej, on unosi głowę i spogląda mi w oczy.

Jeju.

Mam wrażenie, jakby w moim brzuchu znalazł się nagle tuzin motylów. Machają z ekscytacji skrzydłami.

Nigdy nie widziałam tak niebieskich oczu.

Ciemnoniebieskie niczym głębia oceanu. Bezdenne.

Nie powinnam w takim momencie ekscytować się jego wyglądem, ale Panie!

Powinnam przestać się na niego gapić, lecz nie potrafię oderwać od niego wzroku.

– Cześć – mówię nerwowo. – Przyszłam na czytanie.

Nic nie odpowiada. Po prostu dalej mi się przygląda, nie ruszając się z miejsca.

– Czyli przyszłam tu przed siostrą? Tak bardzo się boję. Nie wiem, co ja tu robię. Ja… On nigdy nie powiedział mi… – nerwowo przenoszę ciężar ciała z jednej nogi na drugą – …o nich. O… tobie?

Powietrze wydaje się ciężkie, ponieważ pan Baker dalej milczy. Czując dyskomfort, rozglądam się po biurze i zajmuję miejsce na krześle stojącym jak najdalej od biurka.

Ten prawnik jest znacznie straszniejszy, niż to sobie wyobrażałam.

– Nie jesteś taki, jak myślałam – stwierdzam, zanim zdążę się powstrzymać. Czuję, że się rumienię, moje policzki z pewnością przybierają kolor czerwieni godnej pomidora.

– A myślałaś, że jaki jestem?

Kiedy wreszcie się odzywa, w ogóle nie jestem przygotowana na to, jak zachrypnięty jest jego głos. Na odsłoniętej skórze obojczyków czuję falę gorąca, która przemienia mnie w kałużę.

Co jest ze mną nie tak?

Nie jestem tu po to, żeby ślinić się na widok jakiegoś faceta.

– Jesteś młodszy, niż sądziłam… po twoim głosie przez telefon.

Kąciki jego ust się unoszą i posyła mi przebiegły uśmiech.

Jeśli wcześniej myślałam, że jest przystojny, to teraz, z tym uśmieszkiem na twarzy, jest po prostu zabójczy.

Nie po to tu jesteś, Payton.

– Coś jeszcze? – wypytuje.

– Eee…

Teraz już jestem pewna, że mogłabym zemdleć. Chcę powachlować się ręką. Zachowuję się, jakbym nigdy wcześniej nie widziała żadnego przystojnego mężczyzny, co jest niedorzeczne.

Ale też nie do końca.

Jestem przyzwyczajona do chłopców ze studiów, a on z pewnością nim nie jest.

Nie.

Jest stuprocentowym mężczyzną. I najwyraźniej także prawnikiem Ronalda.

Kręcę głową, żeby zapanować nad myślami.

– Nie mogę uwierzyć w to, że tu jestem. Mówiłam swojej siostrze, że nie powinnyśmy tu przychodzić. Że powinnyśmy złożyć mu wyrazy szacunku prywatnie, ale ona na to nalegała. Jego rodzina z pewnością nie ucieszy się na nasz widok. – Chowam twarz w dłoniach na myśl o tym, że mam przebywać tak blisko nich, w tak kameralnym gronie. Niektórym łatwiej jest być grzecznym w miejscach publicznych. – Myślisz, że o nas wiedzą? Chyba nie będę mogła spojrzeć im w twarz. Jak ty byś się czuł, gdybyś się dowiedział, że twój tata ma drugą rodzinę?

Kiedy pan Baker nic nie odpowiada, odsłaniam twarz i spoglądam na niego.

Nie wygląda już figlarnie, w jego oczach widzę jedynie coś, co mogę nazwać czystą nienawiścią.

I w ogóle tego nie rozumiem.

Pomiędzy jego brwiami powstała cienka kreska, a kąciki jego ust nie są już zwrócone ku górze. Krzywi się.

Ale to nie przez to nagle się prostuję.

Drżę na widok jego zwiniętych pięści, które ściska tak mocno, że aż knykcie mu zbielały. Już mam zapytać, co go tak zdenerwowało, lecz wtedy drzwi otwierają się z rozmachem i do pomieszczenia wchodzi mężczyzna bardziej odpowiadający wiekiem Ronaldowi.

Podchodzi do mnie pewnym krokiem, wyciągając dłoń.

– Ty musisz być Payton. Larry Baker, prawnik Ronalda.

Spoglądam na znajdującego się na drugim końcu pomieszczenia mężczyznę, który – teraz już to wiem – nie jest prawnikiem. Wymieniam z panem Bakerem uścisk dłoni, ale ani na chwilę nie spuszczam wzroku z niebieskookiego nieznajomego, gdy ten podchodzi do nas niczym wściekła bestia.

– Trent Aldridge. I kim, do kurwy nędzy, jest dla mojego ojca ta dziewczyna?

Jego ojca?

Kurde.