ZŁY LOS - Jolanta Żuber  - ebook

ZŁY LOS ebook

Jolanta Żuber

4,3

Opis

ZŁY LOS to mroczne historie, których bohaterami są dzieci. Opowiadania jednocześnie niepokoją i skłaniają do refleksji nad naturą człowieka. Wejdź do okrutnego świata i sprawdź, co popycha ludzi do złych uczynków. Jak daleko sięga żądza ich zemsty i co są w stanie zrobić dla pieniędzy?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 48

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (24 oceny)
14
6
2
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wykers87

Nie oderwiesz się od lektury

Emocjonujące, mocne, działajace na wyobraźnie! Polecam :)
10
Logana

Dobrze spędzony czas

Przejmująca
00
Malwi68

Całkiem niezła

"Zły los" Jolanty Żuber to zbiór opowiadań, które rzucają światło na mroczną stronę ludzkiej natury, zwłaszcza poprzez pryzmat losów dzieci. Autorka wplata w historie elementy niepokoju i skłania do refleksji nad ludzkimi motywacjami. Jednakże niektóre opowiadania są przewidywalne, a głęboka analiza psychologii postaci w niektórych przypadkach pozostaje powierzchowna. Pomimo tego, książka skutecznie porusza tematykę ludzkiej moralności, wchodząc w okrutny świat i badając, co napędza ludzi do złych uczynków. Warto zauważyć, że siła tej książki tkwi w jej zdolności ukazania ciemnych zakamarków społeczeństwa, zwłaszcza gdy skonfrontowane zostają z problematyką dziecięcą. Żuber zgrabnie posługuje się narracją, by prowadzić nas przez opowieści, które jednocześnie wstrząsają i zmuszają do refleksji nad kondycją człowieka. Jednakże brakuje głębszej analizy psychologicznej postaci, co sprawia, że opowiadania pozostają na powierzchni, nie osiągając pełnego potencjału. Dodatkowo styl autorki, ...
00
Naastia

Dobrze spędzony czas

67 stron dziecięcej tragedii. Tym razem Jola oferuje nam 5 opowiadań dla czytelników 18+. Każde z nich jest o dzieciach. Krzywda, która ich dotyka jest wprost niewyobrażalna. Kiedy stykam się z takim złem, jestem przerażona. Nigdy nie zrozumiem, jakim trzeba być człowiekiem, żeby zadawać ból i cierpienie tym, którzy sami się nie obronią. Dzieci mają nas, dorosłych, żebyśmy przeprowadzili je przez życie, żeby czuły się bezpiecznie, żeby były zaopiekowane. Ale co z tymi, które tego nie doświadczają? Które wychowują się w patologiach, są krzywdzone, sponiewierane? Jeśli macie stalowe nerwy - przeczytajcie. Jeśli nie macie - też przeczytajcie, ku przestrodze. A potem przytulcie swoje dzieci i za nie podziękujcie.
00
kasiamarkiewicz13

Dobrze spędzony czas

Pięć krótkich opowiadań,które są przesiąknięte złem. Przeznaczone dla osób pełnoletnich i ludzi o mocnych nerwach. Krzywda wyrządzana dzieciom od zawsze wyzwala w nas przeróżne emocje. Od smutku,współczucia po przerażenie i różne ich odcienie.
00

Popularność




Jolanta Żuber

ZŁY LOS

Projektant okładkiŹródło zdjęcia: Pixabay.com/Moroznaya_Photo

© Jolanta Żuber, 2023

© Źródło zdjęcia: Pixabay.com/Moroznaya_Photo, projekt okładki, 2023

„ZŁY LOS” to mroczne historie, których bohaterami są dzieci. Opowiadania jednocześnie niepokoją i skłaniają do refleksji nad naturą człowieka. Wejdź do okrutnego świata i sprawdź, co popycha ludzi do złych uczynków. Jak daleko sięga żądza zemsty i co są w stanie zrobić dla pieniędzy?

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Niniejszy zbiór opowiadań przeznaczony jest dla czytelników powyżej 18 roku życia.

1 Lennie

Zanim ostatnią kwietniową noc w Nyköping zaczęto nazywać żniwami Lenniego, kojarzoną ją po prostu ze złymi duchami. Samo miasto było najmniej uczęszczaną dziurą na brudnej mapie Szwecji. O Nyköping nie mówiono wcale. Większość mieszkańców pracowała poza jego granicami, a ci, którzy zostali, szarogęsili się całymi dniami, wymyślając sposoby na szybkie wzbogacenie.

Później wszystko się zmieniło.

***

Lennie urodził się w Noc Walpurgi. Pięć tygodni za wcześnie. Ważył tyle, co dwie paczki cukru.

Szarość tamtego kwietniowego wieczoru ustępowała jedynie przed światłem latarni usytuowanej naprzeciw szpitalnej salki. Mieszkańcy Nyköping powtarzali, że chłopiec był cały siny, a pępowina utworzyła dwie ciasne pętle na jego szyi. Szeptano też, że wszystkie komplikacje to pewnie sprawka Hel, choć nikt oficjalnie nie przyznawał się, że w te brednie wierzy.

Matka, czterdziestoletnia wówczas Sophie, nie usłyszała więc pierwszego krzyku wyczekanego noworodka, a pomieszczenie na moment wypełniła przeraźliwa cisza. Czas płynął, a sekundy odmierzane za pomocą uderzeń zegara ciągnęły się w nieskończoność. Trwało to i trwało. Lennie zwinięty w jeżową kulkę przechodził z rąk do rąk, aż w końcu zniknął za drzwiami sali porodowej.

Nadal nie płakał.

— Trzeba szyć. — Koścista brunetka, która jako jedyna została przy Sophie, wpatrywała się w poranione krocze. Jakby za wszelką cenę chciała uniknąć kontaktu wzrokowego. Teatralnym gestem podniosła narzędzia do góry i obejrzała z każdej strony. — Znieczulę w kilku miejscach — kontynuowała. — O tu i…

— Lennie! — Nagły krzyk, dobiegający z zakrwawionego łóżka, przypominał bardziej charczący kaszel. — Lennie, oddajcie mi moje dziecko! — Sophie zaczęła szlochać coraz intensywniej, obejmując swój pusty, galaretowaty brzuch. — Le… — podjęła ostatnią próbę, ale wszystko się zamazało. Przecierała oczy, a szarość wychodziła z każdego zakamarka, by w końcu przesłonić jakikolwiek widok.

Na zewnątrz rozpalano pierwsze ogniska, mające chronić przed duchami. Noc Walpurgi trwała w najlepsze, podczas gdy dwukilogramowy Lennie walczył o życie.

***

Obudziło ją uczucie zimna i ból w podbrzuszu. Syn, pomyślała od razu. Była niespokojna. Nie widziała ani osób stojących przed nią, ani kobiety, która tuliła obok swoje pulchne, różowawe dziecko, ani nawet męża, wpatrującego się w szpitalne okienko. Były tylko lampy. Przeraźliwe, białe światło, przyprawiające o mdłości. Zwymiotowała wprost na koszulę.

— Jest nadzieja — usłyszała jakby przez mgłę. — Na razie wspomagamy oddychanie, dogrzewamy dziecko. Wdało się też zakażenie… — Brodaty, gruby lekarz wyliczał kolejne powikłania. Żonglował dziwnymi określeniami, które niewiele jej mówiły. Odezwała się dopiero wtedy, gdy usłyszała słowo opóźnienie.

— Płód nie przybierał dobrze na wadze. To hipotrofik. Może trochę nie nadążać za rówieśnikami.

— Bo jest wcześniakiem?

— Chodziło mi o to, że umysł… — zaczął delikatnie doktor, ale zaraz mu przerwano.

— Sophie, pan chce powiedzieć, że urodziłaś mi przygłupa. Twój syn będzie czubkiem. Kto wie, czy jeszcze coś się do niego nie przyczepi. — Krępy mężczyzna wbił wzrok w mokre oczy kobiety. Był całkowicie opanowany, choć sytuacja nie należała do ciekawych.

Sophie znieruchomiała, skupiając myśli na słowie „twój”. Powtórzyła je cicho kilkukrotnie.

Znowu zapadła cisza. Tym razem ani martwa, ani pełna oczekiwania jak poprzednio, lecz raczej ożywiona, której towarzyszyły ironiczne uśmiechy i dziwne błyski w oczach zebranych.

— On jest nasz — rzuciła w końcu. — Będzie zupełnie normalny, musi tylko podrosnąć. — Zdobyła się na lekki grymas.

Mężczyzna pokręcił jedynie głową i znów spojrzał przez okno.

— Czy mogę go zobaczyć? — Brązowe tęczówki kobiety zaszkliły się ponownie, ale kiedy doktor odmówił, zaczęła łkać, pozbawiona możliwości donośnej rozpaczy.

Niemowlę obok radośnie zakwiliło. Szczęśliwa matka przytuliła je do piersi, a Sophie znów poczuła, że lada moment zwymiotuje.

Lennie spędził w szpitalu dwa miesiące. Wciąż niewiele płakał. Wszystkie łzy wylała za niego Sophie.

Czternaście lat później

— Chcesz jeszcze kawy?

— Pieprzyć kawę, nie mamy wódki?

Minęły dwa tygodnie, odkąd Jens prawie nie trzeźwiał. Sophie złapała jego spojrzenie. Było pełne gniewu, jak zawsze, gdy Lennie coś nawywijał. Tym razem pośliznął się przed drzwiami do łazienki, chwilę po tym, jak z łobuzerskim uśmiechem tam nasikał. Stracił dwa zęby. Trzeci, ruszający się, wyrwał. Wszelkie próby zabrania go do dentysty, spełzały na niczym. Twierdził, że poradzi sobie sam.

— Przygłup — warczał podchmielony Jens. — Słyszałaś, co on mówi? Popychadło samo to naprawi. SAMO! Przecież on jeszcze sika w majtki. Dlaczego mamy takiego durnego syna, kochanie?

Sophie milczała. Czas sprawił, że przywykła do takiego stosunku między nimi, dziękując jednocześnie w duchu, że Jens nie zostawił jej z tym wszystkim samej. I że nadal może liczyć na odrobinę czułości ze strony męża.

— To twoja wina — rzucał czasem. — Byłaś za stara na dziecko. Moja głupiutka laleczko, myślałaś, że w tym wieku uda się urodzić zdrowego bachora?

Wzruszała jedynie ramionami, mając w pamięci wieloletnie starania i jego początkową radość na wieść o ciąży.

Wszystko się ułoży, Lennie, pomyślała. Dopóki ja tu jestem.

— Chcesz iść dzisiaj na plac? — zapytała. — Są twoje urodziny.

— A po co? Żeby zrobił z siebie pośmiewisko? — wtrącił Jens, a Lennie wyszczerzył zęby w kanciastym uśmiechu, odgryzając kawałek czekoladowej myszki, którą chował w kieszeni.

— Chcę — przytaknął, a później zasznurował wargi, jakby nad czymś intensywnie myślał. — Wiesz, mamo — dodał i połknął resztę słodkiej figurki. — Ogniska są fajne, ale tak naprawdę chciałbym zobaczyć, jak płonie człowiek.

Filiżanka z kawą spadła na podłogę i roztrzaskała się na kilka kawałków. Sophie zamilkła.

Tym razem nawet i Jens nie miał nic do dodania.

***

1. Nie robić nic. Czekać, aż tatuś zaśnie.

2. Iść na plac zobaczyć ogień.

3. Zęby.

4. Nie sikać.

5. Nie mam żadnego planu.

Chłopiec notował od dłuższej chwili, co rusz zmieniając kolejność punktów. Od dwóch godzin był już wieczór. Poczuł dziwne mrowienie w palcach i igiełki na plecach. Powoli narastała w nim jakaś złość, krążyła w krwiobiegu, im dłużej wpatrywał się w pustą miseczkę na słodycze i równie pusty rząd krzeseł. Postanowił, że zrobi sobie herbatę. Ciepła herbata uspokaja. Nikt nie przyszedł świętować ze mną urodzin, pomyślał. To niedobrze.

Zaczął się trząść, jak zwykle, kiedy czymś mocno się denerwował. Drżenie najpierw pojawiło się na rękach, a stamtąd rozlało na przedramiona, aż w końcu objęło całe ciało. W żołądku poczuł mdłości. Wymiotował raz za razem, dopóki nie poczuł, że została mu tylko kwaśna ślina. Postanowił jednak, że wyjdzie na plac. Dołączy się do jakiejś grupy i razem z nią będzie świętować.

Może znajdzie niedopitą puszkę z piwem albo dogasającego peta i wbrew zakazom, spróbuje. Tak jak reszta gównianych chłystków w jego wieku.

I będzie to zupełnie normalne. Nikt już nie nazwie go popychadłem.

***

Niewielka procesja w towarzystwie dzwonków przechodziła między ulicami. Co chwilę dołączał ktoś nowy, a drzwi domów zdobiły namalowane kredą malutkie krzyżyki. Lennie zaczekał, aż tata zaśnie, a mama sprawdzi, czy na pewno połknął wszystkie lekarstwa. Nauczył się trzymać tabletki pod językiem i w pustych miejscach po zębach. Chwilę później wyskoczył przez okno parterowego domku. Wtopił się w tłum.

Kątem oka dostrzegł Jodi, jedenastoletnią blond dziewczynkę, o pergaminowej cerze. Dwa warkocze podskakiwały jej na chudych plecach, a za duże okulary spadały na nos. Poza tym była idealna. Jak na jedenastolatkę.

— Lennie-popychadło! — Ktoś szturchnął go w ramię. — Mama pozwoliła ci wyjść, buraku? — To Stan, równolatek z domku trzy ulice dalej. — Czy postanowiłeś sam postraszyć?