Wszystkie barwy mroku - Whitaker Chris - ebook + książka

Wszystkie barwy mroku ebook

Whitaker Chris

0,0
54,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Bestseller New York Timesa

Książka zmusiła mnie do gorączkowego przewracania kartek, a na końcu doprowadziła do płaczu...

Kristin Hannah, autorka książek Słowik i Kobiety

W 1975 roku małe miasteczko Monta Clare w stanie Missouri jakby nie zauważyło, że Ameryka wchodzi w czas przemian. Wojna w Wietnamie dobiegała wyczekiwanego końca. Muhammad Ali walczył z Joe Frazierem. Wszystkie te wielkie sprawy umykały uwadze mieszkańców Monta Clare. W miasteczku znikały dziewczyny i nikt nie wiedział, kto za tym stoi. Aż los zadecydował inaczej.

Patch, jednooki chłopiec, marzył o przygodach godnych najdzielniejszych piratów. I o zdobyciu serca Misty Meyer. Tyle że dzieliła ich zbyt wielka przepaść. Ale kiedy zobaczył Misty na polanie przy starej kolei, atakowaną przez olbrzymiego faceta w kominiarce, postąpił tak, jak postąpiliby nieustraszeni - zachował się jak bohater. Dziewczyna uciekła. Uratował ją.

Wtedy nie przypuszczał, że ten akt odwagi zmieni wszystko. Dość szybko jednak się przekonał, jak cienka bywa granica między triumfem a tragedią, gdy w cieniu czai się czyjeś nieposkromione szaleństwo.

Niepokojący thriller i epicka historia miłosna - wszystko to w jednej powieści, której akcja toczy się na przestrzeni kilku dekad.

Porywająca historia, która uderza jak młot kowalski!

Gillian Flynn, autorka książki Zaginiona dziewczyna

Ogromna dawka suspensu z głębokim studium poświęcenia, obsesji i miłości!

People (Best New Books)

Wciągająca, rozdzierająca serce i podnosząca na duchu zarazem - nigdy nie czytałam czegoś podobnego.

LUCY FOLEY, autorka The Paris Apartment, bestsellera New York Timesa

Nienagannie napisana, głęboko wzruszająca, absolutnie wstrząsająca. Urzekła mnie od samego początku.

BONNIE GARMUS, autorka Lessons in Chemistry, bestsellera New York Timesa

Najnowsza powieść Chrisa Whitakera to książka, w której można się zatracić. Ten rozbudowany kryminał przekracza granice gatunku, stając się dziełem epickim, które do głębi porusza i zapada głęboko w pamięć.

ALEX MICHAELIDES, autor bestsellerów Silent Patient i The Fury

Hipnotyzująca i odurzająca. Chris Whitaker to poeta, który sprawia, że czyta się z zapartym tchem i w pełnym napięciu. Niesamowita książka, o której nie sposób zapomnieć.

PATRICIA CORNWELL

Wszystkie barwy mroku to wciągająca, urzekająca i trzymająca w napięciu powieść, która pokazuje, jak ogromną stratę odczuli mieszkańcy pewnego miasteczka, kiedy młody chłopiec zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach.

NITA PROSE, autorka The Maid i The Mystery Guest, bestsellerów New York Timesa

Wstrząsająca i genialna zarazem - książka Chrisa Whitakera to niezapomniana opowieść o Ameryce, w której naprzemiennie pojawiają się jakże bliskie sobie wątki przemocy i miłości.

GILLIAN FLYNN

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 652

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Chris Whitaker

Wszystkie barwy mroku

Przekład: Piotr Cieślak

Tytuł oryginału: All the Colours of the Dark

Tłumaczenie: Piotr Cieślak

ISBN: 978-83-289-2054-5

Copyright © 2024 by Chris Whitaker

Polish edition copyright © 2025 by Helion S.A.

All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Autor oraz wydawca dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz wydawca nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce.

Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adreseditio.pl/user/opinie/wsbamr_ebook Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Kup w wersji papierowejPoleć książkę na Facebook.comOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » Nasza społeczność

Dla mojej Dziesiątki

Inne książki Chrisa Whitakera:

Tall Oaks

All the Wicked Girls

We Begin at theEnd

Pirat i pszczelarka

1975

1

Z płaskiego dachu kuchni Patch spoglądał nad zwartymi koronami dębów błotnych i czubkami sosen wejmutek na pasmo górskie St. Francois, które okrywało cieniem małe miasteczko Monta Clare bez względu na porę roku. Miał trzynaście lat i był święcie przekonany, że za wyżyną Ozark znajduje się skarb. Że czeka tam na niego piękniejszy świat.

Choć gdy później tego ranka leżał umierający w lesie, z chęcią wziąłby i ten poranek, by wycisnąć z niego barwy do ostatniej kropli, bo wiedział, że nie okaże się piękny. Że w jego życiu nic nie mogło być piękne.

* * *

Wrócił do sypialni, założył trójgraniasty kapelusz i kamizelkę, wcisnął do skarpet nogawki granatowych spodni i uformował je w okolicy kolan tak, by przypominały bryczesy. Za pasek wsunął mały sztylet; blaszkę prawie, lecz miecznik, który go wykonał, był utalentowany.

Jeszcze tego samego dnia policjanci szperający w zakamarkach jego życia odkryją, że interesował się piratami, ponieważ urodził się jednooki, a matka karmiła go romantycznymi opowieściami spod znaku kordelasa i opaski na oko, gdyż dzieciom takim jak on bogata wyobraźnia ubarwia zbyt surowe realia.

W sypialni znajdą czarną flagę przypiętą do ściany tak, by ukryć dziurę w płycie gipsowo-kartonowej, a także pozbawioną drzwi szafę, niesprawny wentylator oraz gramofon marki Steepletone, który dla odmiany działał. Nadto zwrócą uwagę na starą skrzynię na skarby, którą jego matka wyszperała na pchlim targu w St. Louis, podróbki hiszpańskich dublonów rodem z planu filmowego oraz replikę jednostrzałowego pistoletu skałkowego. Zapakują okrągłe pudełko ze strzelającymi diabełkami oraz egzemplarz „Playboya” z czerwca 1965 roku, jakby mogły stanowić dowody czegokolwiek.

A potem zauważą opaski na oczy.

Patch przyjrzał im się uważnie i po namyśle wybrał fioletową ze srebrną gwiazdą. Robiła je dla niego mama i niektóre trochę drapały, ale akurat ta była aksamitnie gładka. W sumie miał ich osiemnaście, ale tylko na jednej był wzór czaszki ze skrzyżowanymi piszczelami. Kiedyś pomyślał, że może założy ją w dniu swojego ślubu, o ile kiedykolwiek zbierze się na odwagę, by zagadać do Misty Meyer.

Zdjął kapelusz. Latem jego włosy były niemal siwe, a zimą piaskowe. Czesał je, lecz mimo to kępka na czubku głowy zawsze stała na baczność jak antena.

Matka siedziała w kuchni. Nocna zmiana naznaczyła jej cerę zmęczeniem.

– Odbierasz tym jakieś sygnały? – zapytała, próbując wygładzić mu fryzurę dłonią. – Podaj mi margarynę.

Uchylił się, a ona się roześmiała. Patch lubił śmiech matki.

Poprzedniego weekendu zabrała go do Branson, dokąd jechała w sprawie pracy. Ivy Macauley prowadziła na granicy ryzyka, jakby pogodzenie się z tym miejscem uważała za najcięższy grzech. Zatankowała forda fairlane’a tylko na tyle, na ile było to konieczne, a resztę dopełniła ekscytacją. Poprawiła fryzurę w stylu Fondy i ścisnęła dłoń syna, mówiąc, że to na pewno będzie właśnie to. Przeczekiwał jej godzinne rozmowy kwalifikacyjne samotnie, w miasteczkach, których nie znał.

Kiedy kończyła robić jajecznicę, on zastanawiał się, jak trudno być rodzicem i czy przypadkiem wszystkie pokrzywdzone dzieci nie są wybrukowaną dobrymi intencjami drogą do rozgoryczenia.

– Dziś będzie najlepszy dzień mojego życia – oznajmił.

Często to powtarzał.

Bo nie wiedział, co się wydarzy.

2

Usłyszał listonosza i podbiegł do drzwi, na wypadek gdyby przyszło kolejne wezwanie ze szkoły, ale ona wzięła od niego kopertę, zamknęła oczy i ucałowała ją. – Ma stempel pocztowy St. Louis.

Miesiąc wcześniej miała rozmowę o pracę w ogrodzie botanicznym, a Patch uśmiechał się do pełnych rodzin w cieniu Tower Grove House.

Wstrzymywał oddech, dopóki jej ramiona nie opadły z rezygnacją.

Ich wynajęte lokum w Monta Clare było tym rodzajem prowizorki, która zdążyła już zapuścić korzenie; fundamenty oplatały matkę w kostkach, choć zaciekle atakowała je deklaracjami o wyzwoleniu kobiet i puszczała na cały regulator Dylana, aby sobie przypomnieć, że czasy się zmieniają.

– Każdy cios czegoś uczy – powiedział i zgniótł list. Omiótł wzrokiem puste półki w lodówce. – Black Bart Roberts obrabował w swoim czasie prawie pięćset statków. Ale wszystko zaczęło się od tego, że został schwytany. Jego porywacze dostrzegli potencjał w legendarnym nawigatorze i pozwolili mu żyć. Wkrótce mianowali go kapitanem.

Czasami patrzyła na niego tak, jakby był sumą jej wad. Każdego wieczoru dźwigał pordzewiałe hantle i wypacał z siebie dzieciństwo, aż chude ramiona zaczynały palić żywym ogniem.

Zdejmując mu kamizelkę, spostrzegła siniak przy jego kości policzkowej. Poprawiła mu spodnie i polizała wnętrze dłoni, żeby wygładzić włosy.

– Walczę, Josephie. Staraj się pamiętać, że jesteś wszystkim, co mam. – Chciała ściągnąć mu opaskę, ale złapał ją za nadgarstek i odpuściła.

– No to masz przegwizdane – odparł z uśmiechem.

Czasami wyjmował spod jej łóżka album i śledził matczyne wzloty i upadki.

– Powinieneś zjeść śniadanie – oznajmiła, gdy popchnął talerz w jej stronę.

– Dostajemy coś w szkole, jeśli zapomnimy. – Kłamstwo przyszło mu aż nazbyt łatwo.

– Denerwujesz się? Mój mały piracie. Od dziś żadnych kłopotów. Żadnych kradzieży ani bójek. Nowa szkoła, nowy początek, jasne?

– Pokaż mi pirata, który nigdy nie wpakował się w jakieś tarapaty.

– Mówię poważnie. Nie chcę mieć na głowie twojej szkoły. Ta kobieta, która tu przyszła, patrzyła na mnie tak, jakby wątpiła, że umiem się tobą opiekować. – Ivy ujęła jego twarz w dłonie. – Obiecaj.

Mógł powiedzieć, że przecież sam nie zaczynał, przenigdy. – Żadnych kłopotów.

– Idziesz z Saint?

Kiwnął głową.

Ivy zrelacjonuje to najpierw ratownikowi, a potem Chiefowi Nixowi. Powie im, że nie widziała nikogo kręcącego się w pobliżu. Ani ciemnej furgonetki. Ani niczego poza spokojnym pasmem Rosewood Avenue.

A później, gdy zrobi się jeszcze gorzej, będzie się zastanawiać, jak wiele z życia syna przegapiła.

3

Po drugiej stronie ulicy pan Roberts pchał nową kosiarkę marki Lawn Boy. Dom Robertsów był odmalowywany każdej wiosny; białe fasady, ciemnoniebieska ściana szczytowa. Tego wieczoru, zamiast oglądać serial Hawaii Five-O, Robertsowie będą siedzieli na ganku i patrzyli, jak gliniarze myszkują po domu Macauleyów. Dla ukojenia nerwów pani Roberts naleje im burbona na dwa palce, a pan Roberts powie, że tobyła tylkokwestia czasu, nim temu chłopakowi stanie się coś złego.

Zielone trawniki. Błyszczące sedany. Flagi wiszące bezwładnie i bez łopotu. Dom Macauleyów był duży, kiedyś może nawet wspaniały, ale pokolenie zaniedbań przyćmiło jego blask. W tym jedynym wynajmowanym przy tej ulicy domu Patch wyrywał chwasty na podwórku, wyciągał liście z rynien i przybijał dachówki po każdej burzy, jakby nie przeczuwał, że może robić dobrze jakimś przyszłym najemcom. Pogwizdywał podczas pracy i kiwał głową na powitanie przechodzącym sąsiadom. Uśmiechał się. Zawsze.

Następnego ranka policjanci pójdą tą samą ulicą, pukając do drzwi i zadając pytania. Spróbują poskładać w całość wydarzenia, które będą kładły się cieniem na ich mieście przez kolejne lata.

Wozy transmisyjne rozstawią się przed małym posterunkiem policji, dokładając stresów Chiefowi Nixowi, który stanie przed migającymi fleszami i wyduka niewprawnie przygotowane oświadczenie. Tego jednego dnia Patch wyprze Lynette Fromme i jej próbę zamachu na Geralda Forda z pierwszej strony „St. Louis Post-Dispatch”.

Patch znalazł długi kij i machnął nim, przecinając powietrze, a potem przemienił go we flintę i oddał strzały ostrzegawcze w stronę nadciągającej armady.

– Do dział, morska wiedźmo! – krzyknął do przechodzącej nieopodal wdowy po Andersonie. Nie zechciała obsadzić dział.

Przeczesywał wzrokiem początek Main Street w poszukiwaniu Saint, jej podartych na obu kolanach niebieskich ogrodniczek i warkocza, który zaplatała każdego dnia, ponieważ twierdziła, że dzięki temu włosy nie włażą jej w oczy, kiedy wdrapuje się na jabłoń Morrisonów, by strącić z niej co lepsze kąski.

Dał jej pięć minut, a potem kopnął jakąś puszkę wzdłuż Main Street. Imitując kowbojski ton Curta Gowdy’ego najlepiej, jak umiał, rzekł: „Patch Macauley, pierwszy jednooki chłopak, który kopnął na siedemdziesiąt jardów”.

Przed „Lacey’s Diner” stał wiśniowoczerwony ford thunderbird. Opierali się o niego Chuck Bradley i jego starsi bracia.

– Wikingowie – szepnął Patch pod nosem. Już miał się odwrócić, gdy Chuck zauważył go i szturchnął pozostałych.

Dotarcie do Chucka i jego braci zajmie policji dwa dni, ale potwierdzenie ich alibi zaledwie pół godziny.

Patch czmychnął w alejkę za sklepami.

Usłyszał kroki, odwrócił się i ujrzał całą trójkę, wycofał się więc w kąt.

– Nie masz odwrotu – stwierdził Chuck. Był starszy, wysoki i całkiem przystojny. Bracia stanowili jego wierne kopie. Chuck spotykał się z Misty Meyer, popularną ślicznotką, w której Patch kochał się na zabój od przedszkola.

Podeszli trochę bliżej. Patch cofnął się jeszcze bardziej, aż natknął się na chłodną fakturę muru. Wtedy go poczuł; wciskał mu się w plecy.

Wyciągnął sztylet zza paska i zacisnął palce na rękojeści.

– Nie użyjesz tego – powiedział Chuck, ale Patch usłyszał powątpiewanie w jego głosie.

Patch wpatrywał się w ostrze, a kolana odmawiały mu posłuszeństwa. – W listopadzie tysiąc siedemset osiemnastego Robert Maynard w końcu pojmał legendę, Edwarda Teacha, znanego jako Czarnobrody.

Chuck spojrzał na braci. Jeden z nich się roześmiał.

– Maynard zadał mu dwadzieścia ciosów nożem, właśnie takim jak ten. A potem złapał go za włosy i odciął głowę.

– Nie jesteś piratem. Jesteś jednookim dziwakiem.

– Maynard powiesił głowę Czarnobrodego na bukszprycie swojego statku, żeby inni widzieli, że lepiej z nim nie zadzierać.

Wyciągnął przed siebie sztylet.

A potem ruszył w ich stronę i z łomoczącym sercem dostrzegł, że cofnęli się tyle, ile trzeba. Jeszcze jard i puścił się pędem.

Padły groźby.

Nie zwolnił, dopóki nie poczuł się bezpiecznie.

4

Sosny kąpały się w złocistym blasku i błękitnym cieniu, a jasne listowie ustępowało przed nim, gdy maszerował ścieżkami okalającymi granice miasta. Daleko przed sobą widział Loess Hills nad rzeką Missouri i gęste od przemysłowych wyziewów powietrze, unoszące się nad zabudowaniami i polami uprawnymi, w które powtykano srebrzyste silosy.

Ogołocony z kół dodge bez błotnika, zagrzebany w ziemi i pozostawiony na pastwę losu i dzieciaków, które rzucały kamieniami w przednią szybę.

Ulotka schwytana w gałęzie judaszowca. Różowe kwiatki rośliny otaczające uśmiechniętego Jimmy’ego Cartera, który w koszuli z podwiniętymi rękawami stylizował się na jednego z tych, których chciał zachęcić, by na niego głosowali.

W polu widzenia pojawiło się jezioro. Wyblakły znak ostrzegał przed podwodnymi prądami. Latem dzieciaki skakały tu do wody ze śliskich skał o szmaragdowej barwie. Jeden taki, Colson, przyszedł tu popływać i nigdy nie wrócił. Chodziły słuchy, że mieszka na dnie i patrzy na nogi kąpiących się dziewcząt, czekając na odpowiedni moment, by sięgnąć i zabrać którąś do siebie.

Patch podniósł płaski kamyk, rzucił i naliczył sześć pluśnięć, a wodne kręgi rozeszły się w stronę szuwarów.

Z rozłożonymi na boki rękami balansował na zardzewiałej szynie starej kolei Monta Clare; stal była czerwonawa i powyginana.

Patrzył, jak tyran różany wystrzeliwuje ku niebu ze swojej gałęzi.

Zatrzymał go czyjś krzyk.

Przeraźliwy krzyk.

W głębokiej dolince w oddali zobaczył coś przypominającego zarys granatowej furgonetki, ale zarośla były tak gęste, że choć podchodził coraz bliżej, wciąż nie widział, czy to ford, czy jakiś stary złom.

Przyklęknął na ziemi, gdy ją zobaczył.

Misty Meyer.

Przez moment myślał, że źle ocenił sytuację, a ona umówiła się tu z chłopakiem. Misty chodziła z nim do klasy matematycznej i była w jego wieku, ale wyglądała na starszą.

A potem ujrzał plecy mężczyzny, który mimo panującego upału miał kaptur naciągnięty na głowę.

Patch rozpaczliwie rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu właściwie kogokolwiek. Kogoś, kto mógłby sobie z tym poradzić; kto zdjąłby z niego choć część odpowiedzialności, dotkliwego ciężaru związanego z natknięciem się na dziewczynę w tarapatach.

Kolejny krzyk.

Szepnął przekleństwo, uniósł rękę i dotknął opaski, a jego myśli pobiegły ku Silver-Tongue Martinowi, Wildowi Nedowi Lowe’emu i całej bandzie nieustraszonych.

Ruszył przed siebie.

Misty znów krzyczała, gdy zsuwał się po brzegu.

Pochylił się nisko i podniósł kamień, żałując, że nie zabrał procy.

Z odległości pięciu stóp mężczyzna usłyszał go i odwrócił się.

Kominiarka zasłaniała wszystko oprócz nieruchomych oczu.

Patch wstrzymał oddech, cisnął kamieniem i przywarł do ziemi, kiedy napastnik padł na kolana.

– Uciekaj! – wrzasnął.

Misty stała jak słup soli, strach zmroził jej mięśnie. Oszołomiona, jakby zmagała się z nocnym koszmarem. Koszulka podarta, torba w błocie.

Mężczyzna przetoczył się po nim.

– Uciekaj – zdołał powtórzyć szeptem Patch, gdy powietrze uleciało mu z płuc. Poczuł dłoń na krtani i spojrzał na Misty błagalnie.

Przebudź się z tego.

Wreszcie jakby go zobaczyła.

Była wysoka, gwiazda bieżni. Ich spojrzenia spotkały się tylko na moment; potem odwróciła się i mocno pracując rękami, śmignęła przez las.

Mężczyzna zerwał się i ruszył w pogoń, a Patch deptał mu po piętach.

Po raz drugi tego ranka wyciągnął sztylet.

Napastnik złapał go za nadgarstek i wykręcił.

Słońce ślizgało się po ostrzu, dopóki nóż nie zatonął w brzuchu Patcha.

Upadł na ziemię i przycisnął dłonie do rany, a w lesie zapadła ciemność, ale on nie widział gwiazd ani księżyca.

Następnego dnia armia piechurów przemierzy las i znajdzie fioletową opaskę na oko ze srebrną gwiazdą.

Chief Nix prześwietli każdego zbira w promieniu stu mil.

Jego matka zupełnie się rozpadnie.

Jego najlepsza przyjaciółka Saint będzie krążyć po ulicach, gdy wszyscy inni dawno stracą resztki nadziei, i wpakuje się w kolejne tarapaty.

Żadne z nich nie zdawało sobie jeszcze sprawy z nadciągającej tragedii, która stanie się ich udziałem.

5

Tego samego dnia Saint obudziła się o świcie, ostrożnie zeszła po schodach i wyszła na tylną werandę.

Siedem przecznic dalej Patch oglądał ten sam wschód słońca.

Potarła oczy. Z trawy podnosiła się dymna mgła, jakby ktoś rozpalił podziemne ognisko.

Jej poranny rytuał wyglądał codziennie tak samo od czasu, gdy się tu sprowadzili.

Miała właśnie wrócić do środka, gdy to usłyszała.

A raczej gdy tego nie usłyszała.

Przeszła przez podwórko, nurzając bose stopy w wilgoci, i zatrzymała się o krok od ula.

Przykucnęła i zerknęła do wnętrza, szukając maruderów.

Rozejrzała się, popatrzyła na wysoki dom, na sąsiadów, na czubki drzew.

Z okrągłymi ze zdumienia oczami próbowała zrozumieć.

Pszczoły odleciały.

* * *

Wbiegła po starych schodach i wpadła do sypialni babci.

– Ktoś ukradł pszczoły – wyrzuciła z siebie zdyszana.

Stojąca w swym ulubionym miejscu przy oknie Norma odwróciła się. – Nie założyłaś okularów. Może pszczoły tam są, ale…

Saint wybiegła z pokoju.

– I umyj zęby! – zawołała za nią Norma.

Popędziła po spiralnych schodach do swojego pokoju na poddaszu. Sięgnęła po leżące na nocnej szafce okulary, założyła je i odczekała chwilę, aż świat wyostrzy się przez soczewki tak grube, że jej oczy widziane z zewnątrz były wielkie i okrągłe, jakby wiecznie się czemuś dziwiła.

Założyła dżinsowe ogrodniczki; dziury na obu kolanach były świeżo zacerowane.

Umyła zęby pastą nałożoną na palec wskazujący, ponieważ szczoteczki użyła wczoraj do oczyszczenia z błota przyniesionej przez Patcha skamieniałości, która okazała się wyschniętym psim gównem.

Na zewnątrz zobaczyła babcię stojącą przed pustym ulem i patrzącą w niebo przymrużonymi oczami.

Norma odkaszlnęła. Jej srebrzyste włosy były krótko przycięte, a żylaste mięśnie przedramion wyglądały jak wytoczone ze stali. – Ale dlaczego ktoś miałby…

– Może to mrówki. Ale rozstawiłam pułapki – powiedziała Saint z cichą paniką w głosie.

– W takim razie to nie one.

– Wiem, że jeśli ciągle się im przeszkadza, odlatują. Ale ja…

Norma westchnęła. – Przesiadujesz z nimi każdego dnia, czasami po kilka godzin.

– Znają mnie już. Minęły cztery lata.

– Może to sprawka skunksa? – zasugerowała Norma.

Saint się wyprostowała. – Stary śmierdzący skunks. Pójdę po procę.

– Czytałam o takim pszczelarzu z hrabstwa Wayne… Aresztowali go za kradzież uli.

Dziewczynka stanęła jak wryta i zmarszczyła drobny nos. – Ktoś naprawdę mógłby ukraść moje pszczoły? Zaczęła chodzić w tę i z powrotem, nieświadoma gęstniejącego na twarzy babci żalu z powodu wypowiedzianych słów.

– Założę się, że to pan Lewis. – Saint bardziej wypluła, niż wypowiedziała nazwisko.

– Ten diakon? Jest…

– Chciwym starym cukrzykiem…

– Uważaj na słowa – ostrzegła Norma.

– Kiedy ostatnim razem rozstawiłam stoisko, wziął trzy próbki. Zlizywał je ze swoich tłustych starych paluchów i nie kupił ani jednego słoiczka. Powiedziałam Patchowi, że trzeba trochę ograniczyć zapędy degustatorów. Pójdę do niego i…

– Nie pójdziesz.

– W takim razie przekażę tę informację Chiefowi Nixowi. Zakuje tego starego tłuściocha…

– Dość.

Saint odwróciła się i wybiegła przez boczną furtkę.

Norma westchnęła i ze smutkiem pokręciła głową.

6

Saint przez ponad godzinę kręciła się po lesie, który rozpościerał się jak wachlarz otaczający wysoki dom i sięgał aż do pól uprawnych Toomsa. Przystawała od czasu do czasu i modliła się do Boga, by usłyszeć ciche brzęczenie swoich pszczół, które może po prostu skupiły się gdzieś wokół dużego wiązu, a zwiadowcy szukali nowego domu.

Kiedy dotarła na Main Street, jej warkocz zdążył się już lekko poluzować, a na górnej wardze zaszkliły się kropelki potu. Wchodząc do małego komisariatu, była gotowa zażądać aresztowania i szybkiego ścięcia pana Lewisa, lecz ujrzała stojącą przed policjantem Misty Meyer.

Młodą, wystraszoną i zdyszaną.

Miała poharatane kolana.

Zatrzepotały jakieś papiery i Saint zobaczyła, jak dziewczyna zaczyna osuwać się na podłogę, jakby ktoś okradł ją ze wszystkich kości. Policjant złapał ją i pomógł usiąść na krześle.

– Weź głęboki wdech – polecił, klękając przed nią.

– On tam jest – powiedziała rozdygotana Misty i odwróciła się w stronę zalanej jasnym światłem ulicy, patrząc przez Saint, jakby jej nie widziała.

Saint zauważyła czerwony ślad na jej ramieniu. Miał kształt dłoni. Dużej dłoni. Lekki obrzęk pod okiem, koszulkę rozdartą przy dekolcie.

– Jesteś już bezpieczna – zapewnił ją policjant. – Nikogo tam nie ma.

– Nie rozumiesz – wydusiła, wciąż nie mogąc złapać tchu. – On mnie uratował.

– Kto?

Misty wzięła łyk wody. Jej usta były pełne i różowe, a włosy tak jasne, że połyskiwały platyną. Aureola dla dziewczyny, która i tak błyszczała już zbyt mocno.

Saint zamierzała się odwrócić i odłożyć sprawę pszczół na inny dzień, ale wtedy usłyszała coś, od czego krew zastygła jej w żyłach, a skóra zaczęła cierpnąć. Uświadomiła sobie, że od tej pory wszystko będzie inaczej.

– Ten chłopak udający pirata – odparła Misty.

Saint podeszła do nich wiedziona instynktem. Instynktem i tym szczególnym, zimnym rodzajem strachu.

– Uderzył go. Ale tamten facet był wielki – mówiła Misty, teraz już tonąc we łzach.

Saint poczuła, jak przyspiesza jej puls. – Joseph Macauley?

Oboje się odwrócili i dopiero teraz zwrócili na nią uwagę. Saint stała przed nimi, drobniutka, w okularach z trudem mieszczących się na malutkim nosie splamionym krztyną piegów. Jej obojczyki sterczały dumnie, gruby warkocz był przerzucony przez ramię. Na cienkim łańcuszku miała zawieszony prosty złoty krzyżyk. Jej babcia podarowała Patchowi identyczny.

– Gdzie on teraz jest? – zapytała.

Policjant przykucnął, jego mięśnie napięły się pod nieskazitelną jasną koszulą.

Saint wiedziała, czym jest szok i jak wypiera racjonalne myślenie. Dowiedziała się o tym w dniu, w którym po powrocie ze szkoły zastała dziadka leżącego na podłodze w kuchni i babcię rytmicznie uciskającą jego klatkę piersiową z miną tak zwyczajną, jakby ugniatała ciasto.

– Misty. – Saint zmusiła się do uśmiechu. Dziadek powtarzał jej, że ma dobry uśmiech; taki, który rozświetla styczniowe poranki i przypomina o wiośnie nawet w okowach missourskiej zimy.

– Gdzie to się stało, Misty? – zapytał funkcjonariusz.

Misty nie wydała z siebie żadnego dźwięku, gdy otulił ją swoją marynarką, by powstrzymać dreszcze.

– I gdzie, do cholery, jest Patch? – zapytała Saint policjanta, kiedy się podnosił.

– Polana. Przy starej kolei – powiedziała Misty.

Saint zobaczyła, jak policjant sięga po krótkofalówkę, a potem pognała Main Street w stronę lasu, przyciągając spojrzenia.

7

Drzewa kołysały się, gdy Saint rozchyliła gałęzie wierzby, odsłaniając korzenie, które wybrzuszały się z ziemi jak chwytliwe dłonie i nakazywały ostrożność przy każdym kroku.

Minęła roztrzęsione osiki, ich białe pnie, cienkie i mocne, cętkowane ciemnymi pryszczami. Stary metalowy znak przerdzewiał, litery zblakły. Las gęstniał. Pachniało kurzem i świętami Bożego Narodzenia. Czasami, gdy padał deszcz, szła razem z Patchem trzy mile do zbiegu strumieni, aby puszczać z prądem papierowe łódki.

Korony drzew pojaśniały słońcem, gdy niskie wzgórze zaczęło się wypłaszczać, a jej myśli nieustannie krążyły wokół przyjaciela. Myślała o tym, że uśmiechał się zbyt często jak na dzieciaka, którego spotkał taki los, i o tym, jak matka zaczęła opowiadać mu o piratach, bo czyniło to jego odmienność czymś innym niż przypadłością.

Własny oddech świszczał jej w uszach.

Szybko minęła powalone drzewa wyznaczające granicę polany. Z podniesioną głową rozglądała się po okolicy, lecz dopiero gdy znalazła się na skraju dolinki, dostrzegła miejsce, którego szukała.

Koszulkę.

Krew.

8

Wieść rozpełzła się po mieście. Gładko toczące się koła lokalnych biznesów wyhamowały do tego stopnia, że gdy wszyscy zgromadzili się na skraju lasu, Main Street umarła. Dzieciaki pedałowały ile sił, po czym z zaróżowionymi policzkami rzucały rowery, a koraliki na szprychach wciąż się kręciły, kiedy dołączały do procesji, obserwując rozwój zdarzeń i czekając na odnalezienie martwego chłopaka, które położy się cieniem na barwach ich dzieciństwa.

Saint trzymała się z dala od nich i patrzyła, jak Chief Nix mija radiowozem korowód przedstawicieli lokalnej prasy, już okiełznany i zagnany za prowizoryczną barierkę z pachołków drogowych i kawałka taśmy.

Wysiadł i osłonił się kapeluszem od słońca. W większość dni jego wąsy stanowiły oprawę dla uśmiechu. Patrzył na Saint, ona zaś przyglądała się mężczyźnie, który fotografował ślady opon, zupełnie jakby nie odcisnęły się twardym wgłębieniem w zastygłym błocie, niczym koszmarna skamielina, której Saint będzie oddawać hołd w nadchodzących tygodniach.

Uniosła głowę, spojrzała na jego przystojną fizys i zaraz z powrotem wbiła wzrok w ziemię. W jej brzuchu rozlewał się mdły ból. Sztywność w kościstych ramionach dojrzewała i miała zakłócać jej sen przez następne noce, aż przestanie poznawać samą siebie. Każda część tego lasu była pełna ciepłych wspomnień i teraz Saint starała się nie rozpłakać. Ona i Patch biegający z pistoletami z patyków, ganiający wyimaginowanych bandytów. Ona zwisająca głową w dół z krętych gałęzi drzewa eukaliptusowego i ostrzegająca, by nie próbował tego samego, bo przez brak jednego oka ma problemy z utrzymaniem równowagi. On usiłujący stanąć na jednej nodze, żeby udowodnić, że Saint się myli. Ona pomagająca mu potem wstać.

Nix minął ją, pokrzykując do innych policjantów: – Zabezpieczyć wszystkie punkty. Zamknąć całe pieprzone hrabstwo. Obstawić drogi dojazdowe tak, żeby nikt nie mógł wjechać ani wyjechać, dopóki nie poświecimy mu latarką w twarz.

– Międzystanowa trzydzieści pięć – powiedziała szeptem, który poniósł się do Chiefa i skłonił go do podejścia.

– Jesteś wnuczką szoferki autobusu?

Kiwnęła głową.

– Przyjaźnisz się z tym chłopakiem?

Ponownie skinęła.

– Zachował się bardzo dzielnie.

Miała ochotę krzyknąć, że nie był dość twardy. Chciała im wszystkim powiedzieć, że kiedyś, gdy dopadła ją ciężka grypa, siedział na daszku przy oknie jej sypialni przez całą zimową noc. Że Norma znalazła go nad ranem sinego z zimna i sprowadziła na dół, żeby odtajał. Że przez sześć godzin łapał rybiki i chrząszcze, a nawet złowił ćmę pawica luna, kiedy zamartwiała się, że jej domek dla owadów wieje pustką. Że kradł tylko to, czego potrzebował, a nigdy to, czego chciał.

Z tylnego siedzenia białego taurusa wyskoczyły psy.

Rozległ się straszliwy krzyk.

Jeden z policjantów, mocno zapierając się piętami o ziemię, obejmował w pasie Ivy Macauley, która próbowała mu się wyrwać.

Chief Nix machnął w stronę policjanta, który z wdzięcznością ją puścił. Ivy powoli ruszyła w ich kierunku i nie straciła panowania nad sobą, dopóki nie zobaczyła zakrwawionej koszuli w torbie. Zawsze była poukładana, nawet gdy sprzątała po nocach. Nawet gdy wycierała szczyny z posadzek w łazienkach i zmiatała tytoniowy popiół z mahoniowych biurek.

Ivy złamała się w pół i z wygiętymi w pałąk plecami wydała z siebie krzyk tak rozdzierający, że odcisnął się piętnem na wszystkich. Saint miała wciąż słyszeć jego echo, gdy siedziała tego wieczoru na podwórku, dygocząc, choć było ciepło. Próbując samej nie krzyczeć, kiedy plotki rozchodziły się po miasteczku.

Pattie Rayburn, miejscowa, widziała furgonetkę.

Skręciła w prawo na autostradę międzystanową 35.

Patch przepadł.