Włoch - T.L. Swan - ebook + audiobook
BESTSELLER

Włoch ebook i audiobook

T.L. Swan

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

31 osób interesuje się tą książką

Opis

Najnowsza książka autorki światowych bestsellerów! 

Olivia podczas wakacji w Rzymie poznała niezwykle przystojnego Włocha, Enrico Ferrarę. Mężczyzna zwalił ją z nóg. Wystarczyło jego jedno spojrzenie w zatłoczonej restauracyjnej sali. Rozumieli się bez słów, nie mogąc się od siebie oderwać. Ale ta bajka – jak każda –   dobiegła końca.

Po dwóch latach spotykają się ponownie. I tak jak wtedy połączy ich to jedno wyjątkowe spojrzenie. Jednak teraz Olivia nie jest sama. Jest z innym facetem, a Enrico nie przypomina już tamtego Włocha, w którym się zadurzyła. Wydaje się kimś zupełnie obcym, a w jego oczach czai się chłód, jakiego wcześniej nie było. 

Enrico jest najpotężniejszym mężczyzną we Włoszech i diabłem w drogim garniturze. Jeżeli Olivia się do niego zbliży, tym razem może spłonąć.                                                                                                                                               

Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 643

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 16 godz. 21 min

Lektor:
Oceny
4,2 (855 ocen)
486
179
118
48
24
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Morawiecka

Całkiem niezła

Autorka chyba ostatnio idzie na ilość ale stanowczo nie na jakość. Seria o braciach Miles była genialna, ale każda kolejna książka jest coraz gorsza.
280
dzungallka

Z braku laku…

Rozczarowanie, książka składa się głównie z opisów bogactwa, wypasionych domów, jachtów, głównych bohaterów nie można poznać bo są tak nijak opisani, skąd się pojawia między nimi uczucie nie wiadomo. Książka jest po prostu mega nudna
agnieszka257

Nie polecam

Jedno wielkie rozczarowanie,nie mam pojęcia jak można po takiej dobrej serii napisać coś takiego ? Pomysł na historię dobry ale dlaczego takie pióro ? Ewidentnie nie jakość a ilość. Beznadzieja
101
Lisol

Nie polecam

Za dluga ta ksiazka, duzo bledow i niescislosci, jakby autorka pogubila watki. Szkoda czasu.
81
Mamoja2007

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka . Nie mogę doczekać się kontynuacji. Coś czuje ze francesca to córka lorenzo

Popularność




Tytuł oryginału

The Italian

Copyright © 2019 by T.L. Swan

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Kamila Recław

Korekta:

Wiktoria Kulak

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-340-9

1

Olivia

Czytam napis na tabliczce nad drzwiami i szeroko się uśmiecham.

Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.

To by się zgadzało, jestem w Rzymie. I usycham z miłości.

Jest ciepło, a widok zapiera dech w piersiach. Rzym jest dokładnie taki, jakim go sobie wymarzyłam.

To drugi z pięciu tygodni mojego urlopu we Włoszech. Do tej pory zdążyłam odwiedzić Wenecję i zahaczyć o Toskanię. Nie wykluczam, że przechodzę łagodny kryzys wieku średniego, ale kto by się tym przejmował. Nareszcie opuściłam swoją strefę komfortu i przeniosłam się do nieba, więc w sumie wyszło na moje.

Popycham ciężkie drzwi z ciemnego drewna i wchodzę do przestronnej restauracji z barem i wielkim ogrodem na tyłach. Na zewnątrz zapada już zmierzch, ale ogród jest oświetlony lampkami, a radosny, dobiegający z każdej strony śmiech zachęca do zabawy. Wokół roi się od gości, a w przedniej części sali zauważam trzyosobowy zespół, na który składa się wokalista i dwóch gitarzystów. Nie rozumiem, o czym śpiewają, ale nie muszę. Piosenka wpada w ucho – jest na wskroś włoska.

Zajmuję miejsce przy stoliku dla dwojga na podwórzu.

– Buona sera – wita mnie radośnie usposobiony kelner.

– Mówi pan po angielsku? – pytam z nerwowym uśmiechem.

– A, tak, proszę pani. Czym mogę służyć?

Na szybko kartkuję menu.

– Poproszę Prosecco.

– Ottimo – mówi „świetnie” na mój wybór i kiwa głową, po czym oddala się w kierunku baru. Kiedy zostaję sama, korzystam z okazji, żeby w pełni nacieszyć się wyjątkową atmosferą tego miejsca.

We Włoszech wszystko jest przesadzone. Gestykulacja, śmiech, opowieści.

Język – tak piękny. Mogłabym spędzić cały dzień, słuchając osób rozmawiających po włosku. Zresztą właśnie to robię od dobrych czternastu dni.

Co za wyprawa. Na początku myślałam, że podróżowanie w pojedynkę okaże się stresujące, ale odkryłam w sobie zaskakujące pokłady odwagi. Choć każdego wieczora jem kolację zupełnie sama, ani razu nie czułam z tego powodu zażenowana, nie wspominając o poczuciu zagrożenia. Wszyscy są tu tak uroczy i przyjacielscy. Łatwo zapomnieć, że jestem tu tylko przejazdem.

Rozglądam się po zatłoczonym barze i widzę wyłącznie roześmianych ludzi z kieliszkami w dłoniach. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że bawią się w najlepsze. Kiedy przyglądam się, jak rozmawiają ze znajomymi, odruchowo się uśmiecham.

Uśmiech znika mi z twarzy, kiedy kelner wraca z całą butelką Prosecco. Rany koguta.

Chciałam tylko kieliszek. Będę musiała się pilnować, żeby nie przeholować.

– Grazie – dziękuję z uśmiechem, kiedy nalewa wino.

Odpowiada skinieniem głowy i wskazuje kartę dań.

– Przyjść za chwila, okej?

– Tak, okej.

Kelner odwraca się na pięcie i wraca do obsługiwania pozostałych gości, a ja otwieram menu, zastanawiając się, co by tu zjeść.

Wszystko jest po włosku. Część dań rozpoznaję, inne są dla mnie całkowitą zagadką. Rozglądam się wokół, próbując podpatrzeć, co jedzą pozostali goście.

Widzę pizzę, makaron, jakieś duszone mięso. Problem polega na tym, że wszystko wygląda smakowicie. Kiedy spoglądam w kierunku baru, napotykam spojrzenie stojącego tam mężczyzny. Dopiero teraz go zauważyłam. Jest w towarzystwie kilku znajomych. Wydaje się ogromny, góruje nad pozostałymi. Ma kruczoczarne, lekko kręcone włosy i ciemne oczy, które, nie mam co do tego wątpliwości, uważnie mi się przyglądają, a kiedy go na tym przyłapuję, nie ucieka wzrokiem. Wprost przeciwnie, pozdrawia mnie skinieniem głowy i subtelnym, seksownym uśmiechem.

W jego spojrzeniu dostrzegam ogień i… łaknienie. Przechodzi mnie dreszcz.

Kieruje to pozdrowienie do mnie czy do siedzącej gdzieś za mną partnerki?

Spijam łyk wina i jakby od niechcenia omiatam wzrokiem sąsiednie stoliki, po czym wracam do studiowania karty dań. Wystarczyło mu jedno spojrzenie, żeby wytrącić mnie z równowagi. Gdy kątem oka dostrzegam, że nadal mi się przygląda, zerkam w jego kierunku.

Znowu się do mnie uśmiecha, najwyraźniej oczekując jakiejś reakcji z mojej strony. Nie mam pojęcia, czy to ja jestem adresatką jego awansów, ale nie zaszkodzi dołączyć do gry.

Odpowiadam niepewnym uśmiechem i obserwuję, jak kąciki ust zmysłowo wyginają mu się ku górze. Nie miałam pojęcia, że można to zrobić w tak seksowny sposób.

Gość jest do tego zabójczo przystojny – wysoki, o ciemnej, egzotycznej karnacji. Moje całkowite przeciwieństwo.

Uciekam wzrokiem do menu.

Skup się, głupia gąsko.

Abbacchio alla Cacciatora

Abbacchio Brodettato

Bistecca Fiorentina

Braciole

Braciolone

Bresaola

Brodo

Cacciatore

Ze zmarszczonym czołem wpatruję się w listę dań i przewracam stronę. Idę o zakład, że większość w tej karcie smakuje wybornie, a ja i tak zamówię coś obrzydliwego.

Zerkam w kierunku Włoskiego Ogiera, ale z rozczarowaniem stwierdzam, że gdzieś zniknął.

– Czyżbyś mnie szukała? – Rozlega się za moimi plecami głęboki głos.

Wystraszona odwracam głowę. O wilku mowa.

– C-co? – Tylko tyle udaje mi się z siebie wydusić, kiedy dostrzegam przed sobą boga.

– Pytałem, czy to mnie szukasz – powtarza, patrząc mi prosto w oczy.

Nie odrywam od niego wzroku; powietrze między nami wręcz iskrzy. Kiedy stoi tuż obok, nie jestem w stanie zebrać myśli. Choć wydawałoby się to niemożliwe, z bliska wygląda jeszcze bardziej apetycznie.

– Aaach. – Sięgam po kieliszek i biorę solidny łyk. – Prawdę mówiąc, to nie.

Komentuje to głębokim, chropowatym śmiechem, od którego w żołądku zaczynają mi trzepotać motyle.

– Nazywam się Enrico Ferrara – przedstawia się.

Ściskam dłoń, którą do mnie wyciąga. Jest masywna i ciepła. O rany, czy to się naprawdę dzieje?

Enrico. Jakie egzotyczne imię.

– Przyglądałem ci się – mówi z wyraźnym akcentem.

– Ach tak?

– Potrzebujesz pomocy?

Pomocy w czym? Całowaniu? Rozbieraniu? Rozpięciu ci spodni?

Przestań.

Uśmiecha się do siebie, jakby czytał mi w myślach.

– Z kartą dań. – Wskazuje menu, które trzymam w dłoniach. – Studiowałaś ją ze ściągnietymi brwiami.

– Ach, no tak. – Chichoczę nerwowo, opróżniając kieliszek. Idiotka. – Byłabym ogromnie wdzięczna. Dziękuję.

Siada naprzeciwko i opiera podbródek na dłoniach. Studiuje mnie wzrokiem.

– Come ti chiami?

Nie mam pojęcia, co powiedział, ale niech mnie cholera, jeśli nie zabrzmiało cudnie.

– Przykro mi, nie mówię po włosku.

– Jak masz na imię? – powtarza po angielsku.

– Och. – Potrząsam nerwowo głową. Niech już sobie lepiej pójdzie, zanim zrobię z siebie jeszcze większe pośmiewisko.

– Olivia Reynolds.

Chwyta moją dłoń, podnosi ją i nieśpiesznie całuje palce, jeden po drugim. Nie mogę zrobić nic innego, jak tylko się temu przyglądać.

– Olivia – mruczy. – Cóż za piękne imię.

Ja cię kręcę.

– Dziękuję.

Siedzimy tak, wpatrzeni w siebie. Czuję, jak pod wpływem tamtych pocałunków przyspieszył mi puls. Na jego twarzy dostrzegam lekki uśmiech. Nie ulega wątpliwości, że moja reakcja bardzo go bawi.

Zła na siebie, cofam dłoń i otwieram menu. Ku mojemu zaskoczeniu robi to samo.

– Na co masz ochotę, bella?

Na ciebie. To ciebie najchętniej bym schrupała.

– A co polecasz? – pytam niezobowiązującym tonem, udając, że czytam listę dań. Woń jego płynu po goleniu sprawia, że zaczynam widzieć podwójnie. Dlaczego musi tak pięknie pachnieć?

Spogląda na mnie z pytającym wyrazem twarzy.

– Lubisz mięso?

– Tak – odpowiadam przez ściśnięte gardło.

Kiedy skupia spojrzenie na moich wargach, cała się napinam.

No dobra… co się tutaj do cholery wyprawia? Gość wręcz ocieka seksem.

– Kiedy ostatnio miałaś coś w ustach?

Odwzajemniam jego spojrzenie… o czym mówimy? O jedzeniu? Czy seksie? Minęło dwanaście godzin od mojego ostatniego posiłku i dwanaście miesięcy, od kiedy się bzykałam.

Ogólnie rzecz biorąc, o czym nie mówimy, jestem cholernie wygłodniała.

– Zdecydowanie zbyt dawno.

W jego oczach dostrzegam iskrę pobudzenia i już wiem, że na pewno rozmawiamy o seksie.

Odchyla się w krześle i znowu podpiera podbródek dłońmi.

– Jesteś piękna. Skąd pochodzisz?

– Z Australii.

– A gdzie twój mężczyzna?

– Jeszcze go nie poznałam – odpowiadam, marszcząc czoło.

Nasze spojrzenia spotykają się, a napięcie sięga zenitu. Nie spotkałam jeszcze osoby, która by na mnie tak działała. Zdarzało mi się czytać o podobnych przypadkach, ale sama nigdy tego nie doświadczyłam.

– A gdzie twoja… druga połówka? – przerywam milczenie.

– Nie istnieje.

– Och – rzucam, udając zainteresowanie kartą dań.

– Co cię sprowadza do Rzymu? – pyta.

– Jestem na wakacjach.

– Całkiem sama?

– Nie, koleżanki zostały w hotelu. – To oczywiście kłamstwo. Zasada numer jeden: nie przyznawaj się, że podróżujesz w pojedynkę. Widzisz, mamusiu? Jednak coś tam zapamiętałam.

– Dlaczego przyszłaś tu sama?

– Jesteś okropnie wścibski – mówię, a on marszczy czoło, jakby nie znał tego słowa. – Ciekawski – tłumaczę.

– Nie rozumiem.

– Wszystko cię interesuje.

Reaguje szerokim, urzekającym uśmiechem.

– To prawda. – Wyciąga ku mnie dłoń i chwyta pasemko moich sięgających ramion blond włosów. – Takie jasne – mówi. – Wszędzie są takie same?

Gardło znowu mi się zaciska i zaczynam się bać, że zaraz dostanę ataku padaczki.

Przygląda mi się z fascynacją, po czym ujmuje w dłonie moją twarz.

– Niebieskie oczy.

– Przeciwieństwo twoich – udaje mi się wykrztusić.

– Przeciwieństwa się przyciągają. – Znowu spogląda na moje usta.

No dobra, co tu się odpierdala?

Odsuwam się poza jego zasięg i nerwowo otwieram kartę dań.

– Jedzenie – przypominam.

Prostuje się wyraźnie poirytowany moim brakiem współpracy.

– Już wiem, co dzisiaj włożysz do ust.

– Ach tak?

– I ty też wiesz – mówi, patrząc mi prosto w oczy.

Tętno tak mi przyspieszyło, że słyszę w uszach jego dudnienie. Myślimy o tym samym?

– Co takiego?

– Makaron.

Marszczę brwi.

– Makaron?

– Oczywiście. A o czym pomyślałaś?

Chichoczę i nalewam sobie kolejny kieliszek.

– O czym pomyślałaś, Olivio?

– Sama nie wiem. Tracę przy tobie rezon.

Spogląda na mnie niepewnym wzrokiem.

– Rezon? – Próbuje rozgryźć znaczenie nieznanego słowa. – To coś jakby drzwi? Mówisz o pukaniu?

Wybucham śmiechem.

– Tak, poczułam się puknięta.

Uśmiecha się i stuka ze mną kieliszkiem.

– Mam nadzieję, że dzisiaj jeszcze nie raz zapukam do twoich drzwi, Olivio.

Dwuznaczność tego stwierdzenia przebija sufit. Uśmiecham się głupkowato. Powietrze między nami jest jakby naelektryzowane, kieliszki zderzają się ze sobą.

Muszę zmienić temat.

– Kim jesteś z zawodu, Enrico?

– Poliziotto.

– Hę?

– Policjant?

– Ach. – Uśmiecham się. – Służby porządkowe.

– Tak.

Nieco się rozluźniam. Skoro jest policjantem, to nic mi nie grozi.

Jakiś mężczyzna podchodzi do naszego stolika i mówi coś po włosku. Enrico mu odpowiada, po czym zwraca się do mnie.

– Olivio, poznaj mojego brata Andreę.

– Cześć – Ściskam z uśmiechem jego dłoń.

– Cześć, miło cię poznać. – Odwzajemnia uśmiech. Jest nieco młodszy od Enrica, ale od razu widać, że ma te same, cudowne geny, objawiające się ciemnymi włosami, oliwkową skórą i wielkimi, brązowymi oczami. Również jest urzekająco przystojny, ale w odmienny i subtelniejszy sposób. Są do siebie uderzająco podobni.

– Andrea pracuje w Rzymie jako lekarz – oznajmia dumnie Enrico.

– O rany, to niesamowite. – Schodzi ze mnie napięcie. Jeden jest gliną, a drugi lekarzem. Może jednak nie nadziałam się na seryjnego mordercę.

– Dziękuję. Brytyjka? – podpytuje Andrea.

– Australijka.

– Ach, rozumiem. – Posyła mi uśmiech. – Rico, idziesz ze mną, czy zostajesz? Będę już uciekał. Z samego rana muszę być na nogach – zwraca się do brata.

Rico. Mówią do niego: Rico. Podoba mi się.

Enrico zerka w moją stronę.

– Nie, zjem z Olivią, a później udowodnię jej, że jestem najlepszym tancerzem w całych Włoszech.

Andrea przewraca oczami. Uśmiecham się w głąb kieliszka.

Szykuje się niezła zabawa.

– W takim razie powodzenia, Olivio. – Andrea pochyla się i całuje mnie w oba policzki. – Będziesz go potrzebowała. Miło było cię poznać.

– Do widzenia, Andrea.

Kiedy odchodzi, Enrico odwraca się w moją stronę z pełnym satysfakcji uśmiechem.

– Co zjemy, bella? Będziesz potrzebowała dużo energii do tańca.

Otwieram kartę dań, nie kryjąc dobrego humoru. To najlepszy wieczór mojego życia.

– Makaron – przypominam mu.

– A, tak. – W jego spojrzeniu dostrzegam nieskrywaną radość. – Racja. Zatem makaron. Opowiedz mi o sobie – nie zdejmując łokci ze stołu, opiera podbródek na dłoni. – Opowiedz mi historię Olivii Reynolds.

Po posiłku i wypiciu dwóch butelek wina przenieśliśmy się na spowite w półmroku, oświetlone jedynie małymi lampkami podwórze. Ze środka docierają do nas ciche tony jakiejś romantycznej melodii. Siedzimy naprzeciwko siebie, a ja jestem już solidnie wstawiona.

– No cóż – zaczynam, spijając łyk wina. – Wybrałam się na te wakacje… w sumie chyba po to, żeby odszukać samą siebie.

– Zgubiłaś się?

Uśmiecham się wstydliwie.

– Niewykluczone.

– Dlaczego?

– Sama nie wiem. – Przez chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią. – Wydaje mi się, że czegoś szukam, ale sama jeszcze nie wiem, czego dokładnie. Przyjechałam, żeby to ustalić.

Usta powoli rozciągają mu się w seksownym uśmiechu.

– Może mnie. Może szukasz Enrico Ferrery?

– Całkiem racjonalna teoria. Ilu jest was we Włoszech? – chichoczę.

– Tylko jeden. – Uśmiecha się. – Jeden wystarczy.

– Od dawna mieszkasz w Rzymie?

– Od dekady. Przeprowadziłem się, kiedy przyjęto mnie do policji. A ty? Mówiłaś Australia, ale gdzie dokładnie?

– Sydney. Miałeś okazję odwiedzić?

– Nie, ale jest na mojej liście. Zwykle nie podróżuję daleko.

– Naprawdę? Dlaczego? Ja uwielbiam podróże.

– Wolę Włochy. Regularnie przemieszczam się po Europie, ale Australia jest za daleko. Jak długo trwałby lot?

– Około dwadzieścia cztery godziny.

– Dobę – prycha. – Samolotem? Kobieto, chyba oszalałaś.

Jego przerażenie budzi moją wesołość.

– Jesteśmy przyzwyczajeni. Z Australii wszędzie jest daleko. Jeśli komuś marzą się podróże, lot w praktycznie każdym kierunku zawsze zajmuje dwadzieścia cztery godziny. To, plus okropne otępienie po zmianie strefy czasowej skutecznie odstrasza większość chętnych.

Marszczy czoło i spija łyk wina.

– Czym się zajmujesz?

– Jestem projektantką.

Uśmiecha się, najwyraźniej zaskoczony.

– Naprawdę?

– Mmm.

– A co projektujesz?

Wzruszam ramionami z lekkim zażenowaniem.

– Obecnie piżamy dla Kmartu.

– Kmartu?

– To taki dom towarowy.

– W jakiej pidżamie mnie widzisz? – pyta. Kiedy popija wino, dostrzegam, jak umiejętnie pracuje językiem. Niektóre moje części ciała potrafiłyby docenić ten kunszt.

– W twoim przypadku odpuściłabym pidżamę. Coś mi się wydaje, że urodzinowy garnitur w zupełności wystarczy.

Kiedy w jego spojrzeniu dostrzegam subtelny blask, serce praktycznie zamiera mi w bezruchu. Zaiste, trudno odmówić mu urody.

Zawstydzona własną bezpośredniością, szybko zmieniam temat.

– To tymczasowe zajęcie. Chciałabym kiedyś pracować w modzie. To moje największe marzenie.

– Kto jest twoim ulubionym projektantem?

– Hmmm, niech się zastanowię. – Mrużę oczy. – Valentino oraz Dolce & Gabbana.

– Składałaś tam swoje CV?

– Tak. Niestety, zero reakcji.

– W końcu się odezwą – pociesza mnie.

– Też tak myślę – odpowiadam z uśmiechem.

– Opróżnij swój kieliszek, bella. Ruszamy na parkiet.

– Bella? – Marszczę czoło. Boże, zdążył zapomnieć moje imię.

Chwyta moją dłoń i zbliża ją sobie do ust.

– „Bella” znaczy piękna.

Całuje koniuszki moich palców.

– Jesteś niezwykle piękną kobietą, Olivio. Nie mogę oderwać od ciebie oczu.

O, fajny jest.

– Będę z tobą szczery. Ledwo mogę usiedzieć na miejscu. Chcę cię wreszcie wziąć w ramiona – mówi przyciszonym głosem.

W brzuchu znów budzą się do lotu motyle.

– Zatem na co jeszcze czekamy, panie Ferrara? – odpowiadam szeptem.

Uśmiecha się tajemniczo, nieznacznie odchyla głowę do tyłu i opróżnia swój kieliszek.

– Ruszajmy.

*

Trzy godziny później cała sala wiruje, a wszelkie dźwięki zagłusza mój śmiech. Enrico wywija mną, jakbym była szmacianą lalką. Trzymając się go jedną dłonią, kręcę się niczym fryga.

Wlaliśmy w siebie stanowczo zbyt dużo alkoholu, jest już trzecia nad ranem, a my zdążyliśmy odwiedzić trzy bary. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle się naśmiałam. Jest zabawny, inteligentny, a do tego powalająco przystojny. Przy nim czuję się najpiękniejszą kobietą na świecie.

Poświęciłam mu całą swoją uwagę – do tego stopnia, że nie potrafię powiedzieć, czy poza nami w barze jest ktoś jeszcze.

Wysoki, o ciemnej karnacji i przystojny. Do tego ta jego kwadratowa szczęka, czarne, falujące włosy i największe brązowe oczy, jakie widziałam. Usta ma wydatne, w pięknym odcieniu czerwieni. Emanuje radością, jakby nie miał żadnych zmartwień. Śmiech ma głośny, tubalny, a jego chropawy głos przenika mnie na wskroś.

Pora na coś wolniejszego. Enrico przyciąga mnie bliżej i oplata ramionami.

– Nareszcie – szepce, składając pocałunek na mojej skroni.

– Nareszcie? – powtarzam z uśmiechem. Bardzo mi odpowiada dotyk jego ust.

– Nareszcie wolna piosenka, przy której mogę cię przytulić.

Góruje nade mną. Sięgam mu raptem do ramion – jest aż tak wysoki. Nasze dłonie splotły się, a jego drugą rękę czuję na talii. Powietrze między nami aż iskrzy, a serce tłucze mi się w klatce piersiowej.

Jak wygląda seks z kimś tak męskim i pełnym pasji?

Ależ on się musi pieprzyć.

Czuję, jak rośnie we mnie łaknienie. Im silniejsza staje się potrzeba doświadczenia jego ciała, tym staję się bardziej wilgotna. Enrico powoli opuszcza głowę i delikatnie muska wargami moje usta. Z wyczuciem daje mi do zrozumienia, że jego język jest gotów do zabawy. Otwieram się na niego. Pocałunek jest nieśpieszny i namiętny, ale spełnia swoje zadanie i z marszu wyobrażam go sobie w pozycji horyzontalnej. Jest nagi i rżnie mnie bez opamiętania, a nasze ciała kleją się od potu. Tak bardzo pragnę jego dotyku.

Zacieśnia uścisk i przyciąga mnie bliżej. Tracę nad sobą panowanie; wsuwam mu dłonie we włosy i wpijam się w jego usta.

Przez dobry kwadrans stoimy na parkiecie, całując się, jakby nie było tam nikogo poza nami. Czuję na kości łonowej jego nabrzmiałego kutasa. Oczy mu pociemniały, a żelazny uścisk jego dłoni zdradza pożądanie.

Nigdy nie spotkałam takiego mężczyzny. Może chodzi o to, że jest Włochem, ale chyba nie tylko. Kryje się za tym coś więcej. Albo to kwestia mojego braku doświadczenia w kontaktach z przystojniakami. Nie wykluczam, że każdy kobieciarz wie, jak postępować z kobietami. Lub przeciwnie, tylko garstka potrafi tak skutecznie zauroczyć płeć przeciwną.

Posługując się szczególnym rodzajem czarnej magii.

Nagle uświadamiam sobie, co dzieje się w moich dolnych regionach i że zachowuję się jak suka w rui.

– Na mnie już pora – szepcę.

Spoglądamy sobie głęboko w oczy i osiągamy nieme porozumienie. Pochyla się i składa na moich ustach delikatny pocałunek – obietnicę dalszego ciągu.

– Odprowadzę cię – proponuje po chwili ciszy.

Pół godziny później stoimy pod moim hotelem, trzymając się za ręce.

– To tutaj – rzucam drżącym głosem.

Obraca się ku mnie, kładzie mi obie dłonie na policzkach i zaczyna całować, pewnie spodziewając się, że zaproszę go do środka. Podczas gdy nasze usta oddają się swawolom, mój mózg pracuje na najwyższych obrotach. Wizja nas obojga nago jest tak wyraźna, jakbym odtwarzała w umyśle pornosa.

Ale… nic z tego. Nie mogę się przełamać. I choć bardzo bym tego chciała, nie prześpię się z nieznajomym. Nie jestem taka.

Przeklęte sumienie.

– Miło było cię poznać – mówię.

Dostrzegam rozczarowanie malujące się na jego twarzy. Klatka piersiowa unosi mu się i opada, gdy próbuje zapanować nad podnieceniem.

– Przepraszam – szepcę. – Ja… – urywam, bo, przysięgam, że te myśli ubrane w słowa brzmią żenująco. – Co do zasady nie idę do łóżka na pierwszej randce.

Jego rysy twarzy łagodnieją, ale nie komentuje.

– Chociaż dzisiaj mam wielką ochotę złamać tę zasadę – dodaję ze wstydliwym uśmiechem.

Wymieniamy pocałunek, a potem on przykłada swoje czoło do mojego, gdy próbujemy rozładować nagromadzone napięcie.

– Zobaczymy się jutro? – pyta. – Mam wolny weekend. Mogę pokazać ci miasto.

– Serio?

Cofa się o krok, zwiększając dystans między nami, ale ja wiem, że robi to tylko po to, żeby ostudzić emocje.

– W porządku – odpowiadam z uśmiechem.

– To co, może wpadnę o dziesiątej?

Spoglądam na zegarek.

– To za sześć godzin.

W jego oczach dostrzegam figlarną iskierkę.

– Wiem. W zasadzie nie opłaca mi się wracać do domu. Masz rację, będzie sensowniej, jeśli zanocuję tutaj.

– Przynajmniej próbowałeś. Wracaj do siebie, Ricki.

Oboje się śmiejemy. Potem Enrico składa na moich ustach smakowity pożegnalny pocałunek i otwiera przede mną drzwi hotelu. Nonszalanckim krokiem wchodzę do holu, ze wszystkich sił starając się ukryć szeroki uśmiech.

Drzwi się zamykają, a ja na do widzenia posyłam mu ostatnie spojrzenie przez przeszklony front. Przygląda mi się z dłońmi wsuniętymi do kieszeni spodni. Macham mu na do widzenia, a on posyła mi całusa. Z sercem kołatającym się w piersi wchodzę do windy, szczerząc się do swojego odbicia w lustrzanej powierzchni.

Jasna cholera… co się tu właśnie wydarzyło?

2

Olivia

Budzi mnie pukanie do drzwi. Z każdą chwilą coraz bardziej natarczywe.

Z niemałym trudem odrywam głowę od poduszki.

Pukanie nie ustaje. Co jest grane? Kto się do mnie dobija o tej nieludzkiej porze? Przewracam się na bok, żeby sięgnąć po telefon. Jest ósma trzydzieści.

Mrużę oczy, głęboko zdegustowana. Pukanie staje się coraz głośniejsze, bardziej nachalne.

O cholera, może to pożar? Na samą myśl zrywam się do pionu.

– Już idę! – krzyczę.

Kiedy podchodzę do drzwi i zaglądam przez judasza, okazuje się, że na korytarzu stoi Enrico.

Co to ma być?

Nie zdejmując łańcucha, uchylam drzwi i wyglądam przez szparę.

– Dzień dobry, Olivio – uśmiecha się dumnie.

– Co… – urywam i na wpół świadomie przeczesuję dłonią włosy. Aż boję się pomyśleć, jak wyglądam. – Co tutaj robisz?

– Byliśmy umówieni na randkę.

– Ale o dziesiątej, prawda? – Marszczę czoło.

– Nie mogłem się doczekać.

Emanuje pozytywną energią, jakby przespał z milion godzin. Tymczasem ja przypominam rozjechanego zwierzaka.

– Dopiero wstałam. Muszę się ogarnąć.

– Nie szkodzi. – Posyła mi uśmiech i zaczyna kołysać się na stopach. – Zaczekam.

Zerkam na pokój, który wygląda, jakby przeszło przez niego tornado.

– Daj mi sekundę.

Zatrzaskuję mu drzwi przed nosem i niczym opętana zaczynam upychać swoje rzeczy z powrotem do walizki. W pewnej chwili dociera do mnie, że mam na sobie tylko majteczki i koszulkę na ramiączkach. Oj, to nie wystarczy. Wciągam sukienkę i gnam do łazienki; szoruję zęby, jednocześnie starając się wytrzeć spod oczu pozostałości tuszu do rzęs.

Nie mógł się doczekać.

Aż przechodzi mnie dreszcz. Kończę energiczne szczotkowanie zębów i pędzę do pokoju, gdzie kątem oka zauważam parę porzuconych majtek. Porywam je i czym prędzej upycham pod poduszką.

Dobra.

Robię kilka głębokich wdechów, żeby obniżyć puls, po czym ruszam otworzyć drzwi.

– Cześć – Rico uśmiecha się dwuznacznie.

– Cześć – odpowiadam, również z uśmiechem. Boże, co za ciacho. – Zapraszam.

Mija mnie w drzwiach i rozgląda się po pokoju.

– Zdajesz sobie sprawę, że jest ósma trzydzieści cztery, prawda? – upominam go oschle.

– Oczywiście. – Chyba nie bardzo wie, gdzie mógłby przysiąść. Założył opinające uda niebieskie dżinsy oraz biały podkoszulek. Czarne włosy ma w nieładzie, a wielkie, czerwone wargi aż proszą się o całusa. To czysty seks na dwóch nogach.

– Położyliśmy się pięć godzin temu. Skąd w tobie tyle werwy? – pytam, wskazując dłonią w jego kierunku.

Opiera dłonie na biodrach.

– Werwy? Co to znaczy?

– Chęci. – Drapię się po głowie, przez co moje włosy formują się w ptasie gniazdo.

I znowu posyła mi szelmowskie spojrzenie.

– O tak, chęci mam pod dostatkiem. Pomyślałem, że moglibyśmy wspólnie zjeść śniadanie.

Nie odrywając od niego wzroku, zaczynam się zastanawiać, czy powinnam spędzać czas z kimś, kogo tak nosi od samego rana.

– Muszę wziąć prysznic. Uwinę się w dwadzieścia minut. Może w międzyczasie chcesz skoczyć po kawę?

– Nie. Poczekam. – Przysiada na łóżku.

Wpatruję się w niego bez słowa. Będę musiała pogrzebać w walizce, żeby znaleźć odpowiedni komplet, a nie bardzo wiem, czy mam na to szansę, jeśli będzie tu siedział i mi się przyglądał.

– Eee. – Zerkam na walizkę.

– Może zaczekam na balkonie?

– Tak. Świetny pomysł – odpowiadam z ulgą i otwieram drzwi balkonowe, a Enrico siada przy niewielkim stoliczku ustawionym tak, żeby zapewnić widok na ulicę. – Pobaw się telefonem czy coś – rzucam.

– Jasne. – Kiedy zerka w moją stronę, w jego spojrzeniu wyczytuję czystą radość.

Wracam do pokoju i rozpinam walizkę, chociaż tak naprawdę mam ochotę zrobić salto na łóżku.

Jasna cholera, czy to się dzieje naprawdę?

Przekopuję się przez swoje ciuchy – wszystkie są pomięte. Dlaczego nie mam nic wyprasowanego, do chuja? I niby co mam teraz na siebie założyć?

– To co będziemy dzisiaj robić? – krzyczę.

– Wszystko! – odkrzykuje Enrico.

Wszystko. Zaglądam do pokoju.

– A trochę dokładniej?

Podnosi wzrok i nasze spojrzenia się spotykają. Jego uroda zapiera dech w piersi. To chyba najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego spotkałam.

– Pójdziemy popływać – odpowiada po chwili.

– Popływać? – Ściągam brwi.

– Między innymi. Pomyślałem, że obwiozę cię motorem po rzymskich atrakcjach, a po południu wybierzemy się na plażę.

– Masz motocykl? – pytam z oczami jak spodki.

– Mam. Lubisz jednoślady?

– Uwielbiam.

– Ja też.

– Zapowiada się niezła zabawa – komentuję z szerokim uśmiechem.

– To moje drugie imię. – Puszcza do mnie oko po łobuzersku. – Pan Frajda.

Chichoczę, bo oboje wiemy, że to oczywista bzdura. Jaki tam z niego pan Frajda. Raczej pan Maksior.

– Skoro tak twierdzisz – droczę się z nim. Wracam do łazienki i odstawiam taniec zwycięstwa. Zapowiada się najlepszy dzień mojego życia.

Łapię, co trzeba i lecę pod prysznic. Uwijam się jak w ukropie, bo przecież Enrico na mnie czeka.

Czeka... na mnie.

*

Kiedy dziesięć minut później wchodzę do pokoju ubrana w dżinsowe szorty i bladoróżową koszulkę, moje łóżko jest pościelone, a na kołdrze leżą majteczki. Wpatruję się w nie ze zgrozą. To te same, które upchnęłam pod poduszkę, kiedy stał przed moimi drzwiami.

Obracam się do Enrico.

– Ty pościeliłeś mi łóżko?

– Tak.

– Dlaczego?

– Bo miałem na to ochotę. – Za spojrzeniem jego ciemnych oczu kryje się ostrzeżenie.

Gardło całkowicie mi się zaciska.

– Znalazłem je pod poduszką. – Podnosi majtki i kręci nimi na jednym palcu. – To te same, które zdjęłaś wczoraj, kładąc się do pustego łóżka?

Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale brakuje mi słów.

Podchodzi bliżej.

– Powiedz: pieściłaś się po powrocie z naszej randki?

Marszczę czoło. Mam dwa wyjścia. Pierwsze: oznajmić, że jestem seksowną puszczalską… i drugie: pozbawić go złudzeń i przyznać, że flejtuch ze mnie i rzuciłam je na podłogę.

– A ty? – odpowiadam pytaniem, kiedy okazuje się, że kłamstwo jednak nie przejdzie mi przez gardło.

Robi kolejny krok do przodu.

– Tak.

Powietrze między nami znowu zaczyna iskrzyć.

– I? – dopytuję szeptem.

– Doszedłem trzy razy – odpowiada, patrząc mi prosto w oczy. – Działasz na mnie jak najlepszy afrodyzjak, Olivio Reynolds.

Wyobrażam go sobie, jak siedzi przy wyłączonym światle, dogadzając sobie. Ta wizja sprawia, że powietrze ucieka mi z płuc.

Mój Boże.

Nie mogę oderwać od niego wzroku. Czuję na policzku delikatny dotyk jego dłoni, a gdy skupia spojrzenie na moich wargach, czuję, jak zaczyna rosnąć we mnie potrzeba.

Pocałuj mnie.

Enrico obejmuje obiema dłońmi moją twarz, chwytając przy okazji za włosy.

Pocałuj mnie.

Przesuwa kciuk pod dolną wargę i nieznacznie rozchyla mi usta, jakby coś go zaintrygowało. Wpatruje się w moje wargi z konsternacją.

Nożeż, pocałuj mnie wreszcie, do cholery.

Mruga, wracając do mnie z krainy marzeń.

– Powinniśmy się zbierać. To pora śniadaniowa – mówi, odsuwając się ode mnie.

Zaraz, że niby co? A co z moim całusem?

– Jasne. – Sięgam po torebkę i niezbędniki, po czym, kompletnie wytrącona z równowagi, odwracam się w jego stronę. – Gotowa. A ty?

Prycha, w pełni świadom, czego oczekiwałam.

– O, jak najbardziej. Ruszajmy, Olivio.

*

– Stolik dla dwojga – zwraca się do kelnera Enrico.

– Proszę za mną – odpowiada kelner.

Podążamy za nim przez całą długość restauracji i przez drzwi na brukowane podwórze. Otoczenie ożywiają rosnące w ogromnych donicach wielobarwne kwiaty. Jest uroczo i przytulnie.

– Dziękuję – mówię, kiedy kelner odsuwa dla mnie krzesło. Rico siada naprzeciwko.

– Życzą sobie państwo coś do picia? – pyta kelner.

Rico zerka w moją stronę.

– Masz ochotę na espresso, Olivio?

Naprędce przeglądam menu. Nie jestem pewna, czy na kacu mój żołądek poradzi sobie z mocną kawą.

– Poproszę zestaw angielski.

Kelner z uśmiechem zapisuje moje zamówienie.

– Dla mnie podwójne espresso – mówi Rico.

– Dziękuję – odpowiada kelner, po czym zostawia nas samych.

Cały stres kumuluje mi się w żołądku.

Rico nalewa nam wodę.

– Pięknie dzisiaj wyglądasz.

– Kłamczuch – odpowiadam z uśmiechem i rozkładam sobie serwetkę na kolanach. – Czuję się mocno wczorajsza.

Ściąga brwi, bo najwyraźniej nie zrozumiał, co mam na myśli.

– Mam kaca i jest mi trochę niedobrze – precyzuję.

– Och. – Uśmiecha się. – Rozumiem. – Otwiera kartę dań i oboje skupiamy się na wyborze śniadania. – Na co masz ochotę?

Potrzebuję podwójnej porcji czegoś tłustego. Problem polega na tym, że Rico mnie nie pocałuje, jeśli będę wyglądać jak świnka.

– Może owoce? – rzucam nieszczerze, wyłącznie po to, żeby wybadać grunt. Nie ma opcji, żebym zamówiła owocowe śniadanie, ale to dobry punkt wyjścia do dalszej dyskusji.

Ze zmarszczonym czołem wpatruje się w kartę dań.

– Powinnaś zjeść coś treściwego. Od razu się lepiej poczujesz.

– W porządku. – No proszę, poszło jak z płatka. – Skoro nalegasz. – Wracam do studiowania menu. – A ty co weźmiesz?

– Musli z owocami.

– A wiesz, robię fantastyczne musli – oznajmiam z nieskrywaną dumą. – Sama je prażę. – Kucharka ze mnie przeciętna, ale to jedno danie zawsze mi wychodzi.

– Ach tak? – Spogląda na mnie z uniesioną brwią. – W takim razie mam nadzieję, że mnie nim kiedyś uraczysz.

– Zobaczy się – odpowiadam, wzruszając ramionami, jakby przystojniacy codziennie ustawiali się w kolejce po moje musli.

Śmieje się i podnosi wzrok. Pod jego spojrzeniem żołądek zawiązuje mi się w supeł. Pierwszy raz spędzam czas w towarzystwie kogoś tak przystojnego. Enrico emanuje seksapilem. I to nie takim grzecznym, ale obietnicą sejsmicznego, ociekającego płynami ustrojowymi pieprzenia, po którym mózg odlatuje do sąsiedniej galaktyki. Mówię o rzeczach, które człowiek obejrzy w telewizji i ma przed oczami przez kolejne dwa tygodnie.

– Zdecydowali się państwo? – pyta kelner.

Rico wskazuje na mnie. Prawdziwy dżentelmen.

– Poproszę awokado z jajkami. – Zastanawiam się jeszcze, bo sumie zjadłabym też coś słodkiego.

– A dla pana? – kelner pyta Rico.

– Pani jeszcze nie skończyła składać zamówienia – rzuca półgłosem Rico. Widać, że zachowanie kelnera go ubodło.

– Proszę wybaczyć. Czy ma pani ochotę na coś jeszcze?

– Chciałam zamówić coś na słodko, ale chyba sobie daruję – odpowiadam, lekko wytrącona z równowagi faktem, że obaj się we mnie wpatrują.

– Zamów… – Zerka w menu. – Maritozzo.

Wzruszam ramionami.

– Jasne. Czemu nie.

– Ja poproszę musli z owocami w miseczce. – Składa nasze karty i oddaje je kelnerowi. Oboje odprowadzamy go wzrokiem.

Rico odchyla się na krześle i wbija we mnie spojrzenie, wodząc palcem wskazującym po wardze. Czuję się jak podczas rozmowy kwalifikacyjnej.

– No co? – pytam z uśmiechem.

– Nic. – Wypija łyk wody. – Podziwiam widok.

Czuję, jak policzki oblewają mi się rumieńcem. Strasznie mnie korci, żeby zapytać go, co sobie wyobrażał, bawiąc się fiutem. Ale oczywiście tego nie zrobię.

– Często tu przychodzisz? – pytam.

– To pierwszy raz. Mieszkam po przeciwnej stronie miasta. W starym Rzymie.

– Przepiękne miasto, prawda?

– Uwielbiam je.

– Mieszkasz sam?

– Teraz tak. Kiedyś dzieliłem mieszkanie z bratem, Andreą, ale pięć czy sześć lat temu przeprowadził się bliżej szpitala.

– Masz jeszcze inne rodzeństwo?

– Tak, drugiego brata, Matteo. Obecnie mieszka we Francji. Prowadzi badania dla firmy farmaceutycznej.

– Łał. – Uśmiecham się. – Lekarz, naukowiec i policjant. Rodzice na pewno są z was dumni.

– Mam też siostrę, Francescę. Ma dopiero piętnaście lat – uśmiecha się tęsknie. Od razu widać, że jest jego oczkiem w głowie.

– W razie czego, zawsze może liczyć na swoich trzech starszych braci – komentuję z uznaniem. – Szczęściara z niej.

Śmieje się i przenosi spojrzenie na kelnera, który właśnie przyniósł nam drinki.

– Dziękuję – mówi, po czym podejmuje porzucony wątek. – Francesca jest odmiennego zdania. Widzi w nas wyłącznie utrapienie.

Zaczynam chichotać, wyobrażając sobie, co spotyka ludzi, którzy mu podpadną. Istny koszmar.

– A ty? Gdzie mieszkasz? – pyta.

– W Sydney.

– Z kim?

– Sama.

Uśmiech znika z jego twarzy.

– Nie masz nikogo?

– Zgadza się.

– Ile masz lat?

– Dwadzieścia siedem. A ty?

– Trzydzieści dwa.

– Ty staruchu – żartuję.

W odpowiedzi zaśmiewa się i kolejny raz zerka na moją twarz.

– Czyli… – urywa.

– Śmiało, pytaj.

– Niedawno się z kimś rozstałaś?

– Tak i nie – odpowiadam ze wzruszeniem ramion.

– To znaczy?

– Jako dwudziestoczterolatka zerwałam z moją szkolną miłością. Potem… – to tak żenujące, że nie chcę kończyć. – Poznałam kogoś i przeżyliśmy razem kilka lat. Ponad rok temu każde poszło w swoją stronę.

Kelner przynosi zamówienie. Potrawy wyglądają niesamowicie apetycznie.

– Grazie – mówię i chwilę później znowu jesteśmy sami.

– A z nim dlaczego się rozeszłaś? – dopytuje Rico, wpatrując się we mnie.

– Nie był tym jedynym.

– Kto podjął decyzję?

– Ja.

Ta odpowiedź chyba go usatysfakcjonowała, bo podnosi filiżankę i upija łyk kawy.

– A ty, Rico? Dlaczego żyjesz samotnie?

– Od kilku lat nie byłem z nikim na poważnie.

– Dlaczego?

– Chyba nie byłem gotów się ustatkować. – Milknie na chwilę i wzrusza ramionami. – Sam nie wiem.

Zapala mi się czerwona lampka. Babiarz.

– Wolisz skakać z kwiatka na kwiatek? – wyrywa mi się w nagłym przypływie odwagi.

Zamiera wyraźnie zaskoczony moim pytaniem.

– Czy to ma jakieś znaczenie?

– Nie, ale pomogłoby mi wyrobić sobie zdanie na twój temat.

– Uważasz, że liczba miłosnych podbojów odzwierciedla charakter danej osoby?

– Niewykluczone.

– No dobrze, w takim razie z iloma mężczyznami spałaś?

– Z dwoma.

Przez chwilę wpatruje się we mnie bez słowa, nawet nie mrugając. Zastanawiam się, czy jest wstrząśnięty przerażony, czy pełen uznania.

– Dwoma? – udaje mu się w końcu wykrztusić.

Muszę ugryźć się w wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

– Masz stracha?

Sięga po filiżankę i wypija potężny łyk kawy.

– A powinienem?

– Skąd. Po prostu jestem okropnie wybredna. Jeśli chodzi o mężczyzn, to stawiam im poprzeczkę niemożliwie wysoko. – Trzepocę rzęsami, dla podkreślenia, jaka to ze mnie słodka trzpiotka.

Prycha, najwyraźniej zadowolony z tego, co usłyszał.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, Rico – upominam go, rozcinając tost.

– Z premedytacją.

– Już wiem wszystko, co powinnam – chichoczę.

Uśmiecha się szeroko i zawadiacko puszcza do mnie oko.

Nasza relacja ni stąd, ni zowąd nabiera lekkości i swobody. To podrywacz. A ja jestem grzeczną dziewczynką. Wyznaczyliśmy granice. Zero udawania.

– Gdzie powiezie mnie pan swoim motorem, panie Ferrara?

Posyła mi wzorcowe spojrzenie z gatunku „chodźmy się pieprzyć”.

– Tam, gdzie cię jeszcze nie było.

Powietrze między nami zaczyna iskrzyć. Odnoszę wrażenie, że potraktował zburzenie wizerunku pensjonarki, z którym się obnoszę, jako osobiste wyzwanie. Motyle w moim brzuchu zaczęły jakby mocniej trzepotać skrzydełkami.

Nabiera na łyżkę musli.

– Kiedy jesteś w Rzymie, Olivio…

– …zapukaj do drzwi Rzymianina?

– Albo… – wzrusza ramionami – …puknij Rzymianina.

– O, bardzo przebiegle. – Oboje zaczynamy się śmiać.

– Spodobało ci się?

– Prawdziwy z ciebie romantyk.

– Romantyzm mam we krwi. – Unosi filiżankę, jakby wznosząc toast, a ja nie mogę powstrzymać śmiechu.

– A to mi się pofarciło.

*

Odwiedzamy ruiny Ostii oraz Koloseum i jeździmy eklektycznymi uliczkami Rzymu. Odgłos silnika jego motocyklu niesie się echem, kiedy około piętnastej powoli wjeżdża na parking nieopodal plaży. Słońce jest w zenicie. Dłońmi trzymam się jego szerokich pleców, a nogami ciasno przywarłam do jego nóg. Co za niesamowity dzień.

Wycieczkę spędziliśmy na żartach i rozmowach. I muszę przyznać, że Enrico Ferrara jest piekielnie dobrym przewodnikiem. Choć kiedy opowiadał mi o turystycznych atrakcjach Rzymu, często gapiłam się na jego usta, wyobrażając sobie, jak dotykają moich warg. „Wyobrażałam sobie” ma tutaj kluczowe znaczenie, ponieważ przez cały dzień ani razu nawet mnie nie dotknął.

Nie wziął mnie za rękę, nie musnął ramienia, nic. Jadąc na motorze, przykleiłam mu się do pleców, jakby był gwiazdą rocka, a ja jego psychofanką, ale poza tym… zero kontaktu, pocałunków czy choćby cmoknięcia w policzek.

Co się tutaj wyprawia, do licha?

Poprzedniej nocy całowaliśmy się jak szaleni i nie mógł oderwać ode mnie rąk. Był nienasycony, a dzisiaj… nic. Jakby stracił zainteresowanie.

Nie wykluczam, że za dużo mu o sobie powiedziałam. Po kiego grzyba chwaliłam się liczbą kochanków. Przecież to żaden powód do chluby. Pewnie teraz myśli, że jestem jakąś ofiarą losu.

W sumie miałby rację. Kim trzeba być, żeby mieć na koncie raptem dwóch facetów? Życiowym przegrywem.

Mam już serdecznie dość ciągłego udawania grzecznej dziewczynki. Chciałabym choć jeden raz pójść na całość.

Rico zatrzymuje motocykl, a ja ostrożnie zsuwam się z siedzenia na drogę. Odwraca się do mnie i z uśmiechem odbiera z moich rąk kask. Wstrzymuję oddech. Czyżby wpadł na to, co zaprząta moje myśli?

– Jeśli chcesz się przebrać, łazienki są, o… tam – wskazuje palcem.

– W porządku, dzięki. – Wchodzę do środka i zamykam się w kabinie, żeby założyć białe bikini, które ze sobą zabrałam. Z nerwów trzęsą mi się dłonie. Próbuję rozciągnąć materiał na pupie, ale mam wrażenie, że od poranka majtki się skurczyły, a teraz jest już za późno, żeby coś z tym zrobić. Chowam twarz w dłoniach. Jestem kłębkiem nerwów. Wszystko przez tego mężczyznę.

Wyciągam komórkę, żeby napisać SMS-a do mojej najlepszej psiapsiółki Natalie. Zakładam, że siedzi w pracy, ale dopiero teraz znalazłam chwilę, żeby dać jej znać, co robiłam wczoraj… i dzisiaj. Jasny gwint, trochę się tego uzbierało.

Hejka, jestem na plaży i mam na sobie bikini.

Bóg zabrał mnie swoim motocyklem na wycieczkę.

Rzym jest niesamowity.

Całuski.

Wciskam „wyślij”.

– No to jedziemy z tym koksem – rzucam półgłosem.

Wzdycham ciężko, wkładam na twarz maskę osoby, która wie, co robi, i wychodzę na plażę.

Na zewnątrz czeka na mnie Rico. Ma na sobie czarne spodenki… i nic ponad to. Jest bardzo wysoki; potężną pierś pokrywają czarne włoski, a opalona, oliwkowa skóra podkreśla imponujące mięśnie. Do tego może się pochwalić prawdziwym sześciopakiem. Widok dosłownie zapiera dech w piersi; staję jak zamurowana.

Ja cię kręcę.

Rico omiata spojrzeniem moje niemal nagie ciało i zagryza dolną wargę, starając się ukryć uśmiech.

– Cześć – mruczy.

– No, cześć – odpowiadam na bezdechu.

– Fajny kostium – mówi z niejednoznacznym wyrazem twarzy.

Podciągam miseczkę stanika, próbując zasłonić pierś.

– Dzięki. W sklepie wydawał się obszerniejszy.

Pochyla głowę, jakby próbował powstrzymać się od komentarza.

– Ruszamy? – pyta.

– Jasne.

Gestem zachęca mnie, żebym poszła przodem. Chyba zapadnę się pod ziemię. Boże drogi, chce mnie obejrzeć od tyłu. A mój tyłek ma konsystencję budyniu.

– Nie, nie, prowadź – nalegam.

Prycha, po czym ruszamy ramię w ramię w kierunku plaży.

– Weźmiemy leżak?

– Możemy położyć się na piasku.

Przez krótką chwilę patrzy na mnie bez słowa.

– Jak sobie życzysz, na plecach na piasku – rzuca w końcu.

W na pozór niewinnym zdaniu udało mu się zawrzeć potężnie erotyczny podtekst.

Znajdujemy sobie kawałek plaży. Rico rozkłada dwa ręczniki, kładzie się na jednym z nich i zamyka oczy.

– Sol jest dla nas łaskawy.

– Kto? – pytam, zajmując drugi ręcznik.

– Sol, bóg Słońca.

Zamykam oczy, uśmiechając się z rozmarzeniem.

– Skąd tyle wiesz o historii swojego kraju? Nawijałeś, jakbyś codziennie oprowadzał turystów.

– To mój konik.

– Dziękuję, że zabrałeś mnie na tę wycieczkę. Było niesamowicie. Na pewno mogłeś inaczej spędzić ten czas.

– Dzień jeszcze nie dobiegł końca, bella – mruczy, nie otwierając oczu.

Przez chwilę wpatruję się w niego. Dlaczego mnie nie dotknął?

– Mogę zadać ci pytanie?

– Proszę.

– Czy coś się stało?

– Nie, dlaczego?

– Cały dzień trzymasz ręce przy sobie – szepczę.

Spogląda mi prosto w oczy i przewraca się na bok.

– Jak myślisz, dlaczego wyleguję się z zamkniętymi oczami na piasku? – Chwyta moją dłoń i całuje koniuszki palców. – Gdybym zaczął cię dotykać, nie potrafiłbym przestać. Pociągasz mnie tak bardzo, Olivio, że nie zdołałbym nad sobą zapanować.

Uśmiecham się nieśmiało.

– Ubiegłej nocy jakoś mi się to udało, ale kiedy wróciłem do domu… – Oczy mu ciemnieją, a spojrzenie przeskakuje na moje usta. – Dwie godziny waliłem konia, żeby pozbyć się erekcji. Naprawdę aż tak bardzo cię pożądam.

– I na czym się skończyło? – pytam, spoglądając na niego z uniesioną brwią.

– Moja dłoń nijak nie zastąpi ciebie i jak by nie spojrzeć, mój fiut nie poczuł się usatysfakcjonowany.

– Jezus Maria, Rico – szepczę. – Nie owijasz w bawełnę, co?

– A dlaczego miałbym to robić?

Mierzymy się wzrokiem, a nasze twarze owiewa bryza. Pragnę go. Każdego twardego centymetra tego pięknego mężczyzny. Mam dość bycia grzeczną. Nigdy nie przeżyłam przelotnej przygody, a Bóg mi świadkiem, że na nią zasłużyłam. Może w ten sposób wygłuszę swoje irytujące sumienie. Wiem, że już nigdy się nie spotkamy. Pogodziłam się z tym. Pragnę go i niech to cholera, będzie mój. Na zawsze pozostanie przystojniakiem, którego poznałam we Włoszech – mężczyzną z innego świata.

Wyciągam krem do opalania i podsuwam butelkę Rico.

– Możesz mnie nasmarować? – proszę.

Nasze spojrzenia spotykają się.

– Igrasz z ogniem.

– Kiedy jesteś w Rzymie… pamiętasz? – Posyłam mu wyzywające spojrzenie, po czym przewracam się na brzuch. Czuję w ciele ekscytujące mrowienie. Naprawdę to zrobię. Niemal słyszę dochodzące z głębi ciała entuzjastyczne wyrazy poparcia. Chwilę później słyszę, jak ściska tubkę. Zamykam oczy. Serce wali mi jak szalone. Zaciera dłonie, rozprowadzając na nich olejek, po czym siada okrakiem na mojej pupie. Ciężar jego ciała wgniatającego mnie w piasek rozbudza uśpionego we mnie demona. Jest ciężki, szeroki i… ożeż kurwa…

Kiedy rozwiązuje górę bikini, zaciskam powieki i chowam twarz w ręczniku. Cholera!

Wodzi po moich plecach powolnymi, silnymi ruchami, a moje ciało traktuje to z dużym uznaniem. Przesuwa palce w górę, na barki, po czym zjeżdża niżej, zahaczając o piersi. Aż dostaję gęsiej skórki.

Dosłownie zapiera mi dech.

Kiedy wychyla się do przodu, czuję między pośladkami jego naprężonego penisa i niewiele brakuje, żeby serce wyskoczyło mi z piersi. Jasna cholera. Boże drogi, jak dobrze.

Tylko spokojnie, tylko spokojnie, tylko spokojnie.

Powtarzam w myślach, ale za cholerę nie mogę się uspokoić, ponieważ czuję na plecach dotyk boga i zaraz, na oczach wszystkich obecnych tu ludzi, dostanę olejkowego orgazmu.

Dawno go nie miałam.

Zamykam oczy, pozwalając, żeby eksplorował dłońmi każdy zakamarek moich pleców i nóg.

– Przewróć się na plecy, skarbie.

Skarbie! Dzieje się.

Przytrzymując bikini na piersiach i obracam się twarzą do Rico. Oczy pociemniały mu od pożądania. Wyciska na dłonie więcej olejku, po czym pochyla się nade mną, opierając ciężar ciała na przedramieniu i zaczyna masować moje ciało. Ponownie zaciskam powieki – tak mocno, że mocniej już się nie da.

Za bardzo stresuje mnie fakt, że Rico ma wreszcie okazję obejrzeć sobie całe moje ciało od góry do dołu. Wpierw wodzi dłońmi po brzuchu, po czym zsuwa je na biodra – po zewnętrznej i wewnętrznej stronie.

Muszę się bardzo postarać, żeby odruchowo nie rozstawić nóg.

– Olivia – szepce. – O kremowej, jasnej, idealnej cerze. – Głos przechodzi mu w mruczenie, od którego cała skręcam się w środku. – I te krągłości. – Syczy z uznaniem. Wsuwa dłonie pod bikini i obejmuje moje piersi, od razu gubiąc wątek.

– Tam słońce nie sięga – upominam go z uśmiechem.

– Ach. – Cofa dłonie. – Racja, wybacz. Poniosło mnie.

Chichoczę, gdy słyszę, jak wyciska więcej olejku z tubki.

– Chyba już wystarczy? – pytam.

– O nie, będę to robił cały dzień. – Zaczyna masować okrężnymi ruchami mój brzuch.

Wybucham śmiechem i czuję, jak schodzi ze mnie napięcie… ależ jest fajny. Zwykle zaczynam weekend nieśmiało, jak typowa szara myszka, i zawsze kończy się to w ten sam sposób. Poznaję jakiegoś faceta, na początku wszystko pięknie się układa, ale kiedy trzeba przejść od słów do czynów, odpycham go od siebie. Przez ostatnie lata miałam wiele okazji, żeby pójść z kimś do łóżka, ale nie odczuwałam takiej potrzeby. Jednak tym razem jest inaczej, więc może powinnam zacząć weekend od wmówienia sobie, że zdążyłam już całkiem nieźle poznać Rico.

Uwielbiam seks. Uwielbiam się kochać. Uwielbiam każdy aspekt pięknego, męskiego ciała. Cholera, tęsknię za nim. Fakt, byłam z raptem dwoma facetami, ale obaj rozpieszczali mnie w łóżku. Okazali się cudownymi nauczycielami. Byliśmy idealnie ze sobą zgrani i sprawiło mi wielki ból, że z żadnym z nich nie zdołałam zbudować emocjonalnej więzi. Kochałam obu, choć z różnych powodów, ale nie czułam się dopełniona, nawet, kiedy tulili mnie w ramionach. Zawsze mi czegoś brakowało. Nie mogłam przebić niewidzialnej ściany, która tarasowała mi drogę. Może to wina pracy, braku wyjazdów albo niewystarczającego doświadczenia. Albo, jak twierdzi moja psiapsióła Natalie, moja blokada to efekt rozwodu rodziców, którego doświadczyłam w dzieciństwie.

Nie wykluczam, że nigdy nie wyzbędę się poczucia rozczarowania ich zachowaniem. Sama nie wiem. W przypadku obu moich partnerów wzięłam winę na siebie.

Byli idealni… Ale nie dość idealni, żebym z nimi została.

Z zamyślenia wyrywa mnie dotyk dłoni Rico. Kiedy przesuwa nią po biodrze, robi gwałtowny wdech. Czuję przez skórę jego podniecenie, jest na skraju ekstazy.

Dlaczego tyle satysfakcji sprawia mi igranie z mężczyzną pożądającym mojego ciała?

Władza, którą nad nim mam, działa jak narkotyk. Dobra, walić to, zrobię, co w mojej mocy, żeby doprowadzić go do obłędu. Dla niego może i jestem tylko kolejnym nacięciem na stelażu jego włoskiego łóżka, ale dopilnuję, żeby mnie zapamiętał. Kiedy z nim skończę, to cholerne łóżko będzie nadawało się do wymiany. Wyginam plecy w łuk i nieznacznie rozstawiam nogi.

– Od dawna nikt mnie nie tam dotykał – szepczę.

Oczy mu ciemnieją, a wargi się nieznacznie rozchylają. Wiem, gdzie chciałby teraz włożyć dłoń.

– To znaczy? – pyta ledwo słyszalnie.

– Od ponad roku.

Marszczy czoło, jakby coś mu nie grało.

– Jakim cudem wytrzymałaś dwanaście miesięcy bez seksu, Olivio?

Uwielbiam, kiedy wymawia moje imię. Akcent sprawia, że rozbija je na cztery sylaby.

Ol-liv-i-a.

Ponownie wyginam plecy.

– Z ogromnym trudem – odpowiadam półgłosem, patrząc mu prosto w oczy. Czuję, jak narasta we mnie potrzeba. Ten ból…

– Bardzo utrudniasz mi zachowanie umiaru – mamrocze i ponownie wsuwa dłoń pod stanik, po czym zaczyna bawić się stwardniałym z podniecenia sutkiem.

– Może nie chcę, żebyś go zachował – prowokuję.

– Może powinienem odwieźć cię do hotelu.

– Może tak zrób.

Pochyla się nade mną. Jego język nieśpiesznie prześlizguje się po moich ustach, wywierając idealny nacisk.

Cholera.

Mogłabym dojść. Zaliczyć orgazm od samego pocałunku.

I kolejny, tym razem bardziej intensywny. Kiedy wychyla się do przodu, czuję na biodrze jego erekcję.

Chcę doprowadzić go do szaleństwa. Na oczach ludzi.

No to jedziemy.

– Chodźmy popływać.

Siadam, zawiązuję bikini i chwytam Rico za dłoń z zamiarem podciągnięcia go do pionu. Koniuszek jego fiuta wystaje ponad linię szortów. Jest różowy, szeroki i jasna cholera, słowo daję, nigdy nie widziałam czegoś równie perfekcyjnego. Nie mogę się powstrzymać – całuję go i chowam do spodenek. Moje libido przebija sufit, a ciało zaczyna się rozgrzewać przed maratonem.

Wstajemy i ruszamy ku linii brzegowej. Plaża jest praktycznie pusta – z wyjątkiem kilku osób pływających w oddali. Zanurzamy się po samą szyję. Kołysząca naszymi ciałami woda jest słona i orzeźwiająca. Rico obejmuje mnie ramionami, a ja oplatam go nogami w pasie. Wodzę dłońmi po szerokich barkach, czując pod palcami każdy mięsień jego wyrzeźbionego ciała. Całujemy się, czerpiąc radość z bliskości naszych ciał.

W jego ramionach czuję się lekka jak piórko.

Kiedy zaczyna ocierać nabrzmiałym penisem o moje krocze, nasz pocałunek staje się bardziej żywiołowy.

Wszystko wokół cichnie i rozmywa się w nicość; pozostaje tylko dotyk jego magicznego ciała.

Mimowolnie sięgam w dół i ściągam mu szorty. Chcę go poczuć. Potrzebuję przedsmaku tego, co nadejdzie.

Jest potężny – do tego stopnia, że ledwo mogę objąć go dłonią. Czuję każdą nabrzmiałą żyłkę. Moje pożądanie rośnie, a z ust wyrywa się pełne uznania westchnienie.

Rico nieruchomieje. Nie odrywa ode mnie wzroku, kiedy z wyczuciem go masuję.

– Dojdziesz dopiero, kiedy ci pozwolę – szepczę.

Uśmiecha się tajemniczo, jakbym powiedziała coś zabawnego.

– Nie ty tu decydujesz, skarbie.

Pociągam go mocniej. Zamyka oczy i niewiele brakuje, żeby stracił równowagę.

– Ja widzę to zupełnie inaczej, Rico.

Zaśmiewa się, po czym zdecydowanym ruchem wypycha biodra do przodu. W jego oczach dostrzegam pobudzenie, jakiego jeszcze nie widziałam u mężczyzny.

– Dojdę, kiedy będę chciał – odwarkuje.

Czuję, jak wnętrzności mi się roztapiają. Ja pierdolę. Przecież to seks w czystej postaci.

Łapiemy równy rytm; ja pociągam, on wypycha. Nasze usta zlewają się w jedno. Nie mam pojęcia, czy ktoś się nam przygląda, ani co pomyślałaby osoba obserwująca nas od strony plaży, ale mam to w nosie.

Pragnę tego. Chcę, żeby Rico Ferrera odszedł od zmysłów w Morzu Śródziemnym.

Zamyka oczy, a dłonie opiera luźno na moich biodrach. Czuję, że zaraz dojdzie. Jest bezradny. Oddech ma urywany, a ciało zapętliło się w ruchach frykcyjnych. Usta rozciągają mi się w uśmiechu. Odbieram to jako powód do dumy. Kto by pomyślał, że jestem taka spontaniczna i nieokiełznana? Sięgam drugą ręką w dół, obejmuję dłonią jego jądra i podciągam je do góry, jednocześnie mocniej ściskając fiuta.

Przez ciało Rico przetacza się dreszcz, a z ust wyrywa się jęk. Kiedy przyspieszam, zasłonięte powiekami gałki oczne zaczynają drgać jak we śnie.

Przysuwam usta do jego ucha.

– Możesz dojść, Rici – szepcę. – Pozwalam ci.

Chwyta mnie za włosy na karku i przyciąga twarz bliżej swojej.

– Nie tak to działa, Olivio. To ja kontroluję tutaj orgazmy.

– Czyżby? – odpowiadam ze śmiechem. Moja dłoń przyspiesza, Rico odchyla głowę do tyłu, a resztę ciała wypycha do przodu w mimowolnym skurczu. Nie przerywam, dopóki nie skończy. Oddycha z trudem, a oczy uciekają mu pod powieki, tak, że widzę tylko ich białka.

Co za triumf.

Spróbuj odhaczyć sobie tę przygodę na stelażu łóżka.

Powoli wraca na ziemię, opiera swoje czoło o moje, a jego pocałunki stają się delikatne i czułe.

– Ja pierdolę, Olivio.

Daję mu buziaka i odpycham go, odpływając w kierunku plaży. Rozkładam ramiona i dryfuję w blasku słońca. Jestem w siódmym niebie. Totalna euforia.

Enrico dryfuje w miejscu, przyglądając mi się uważnie. Sprawia wrażenie wstrząśniętego… a może to konsternacja? Nie potrafię zdecydować, ale na pewno go jeszcze takim nie widziałam. Podpływa do mnie, bierze w ramiona i czule całuje.

– Wracajmy. – Jego dotyk jest delikatny, wręcz potulny.

Uśmiecham się i odgarniam mu ciemne włosy z czoła.

– Nie, mam ochotę na margeritę i leżenie w słońcu. Nacieszmy się swoim towarzystwem.

Bierze głęboki wdech.

– Czyżbyś była bóstwem, Olivio Reynolds? – pyta, nie odrywając ode mnie wzroku.

– Tak, boginią Ferrary – droczę się.

Wybucha głośnym, przenikliwym śmiechem, który niesie się po powierzchni morza. Rico łapie mnie za pupę i przyciąga do siebie.

– Twoje słowa to prawda i tylko prawda.

Owiewa nas morska bryza.

– Nazwałaś mnie „Rici”.

– Tak mi pasowało.

– …I słusznie – Uśmiecha się tajemniczo.

*

Pięć godzin później wracamy do mojego hotelu.

Prażyliśmy się w słońcu aż do wieczora. Popijaliśmy margerity, a na kolację zjedliśmy cudne dania z owoców morza. Co za idealny dzień. Rico ciągle mnie nagabuje do powrotu. Nie może pogodzić się z myślą, że on doszedł, a ja nie… przynajmniej jeszcze nie.

W końcu przychodzi ten moment, kiedy czując na karku jego usta, otwieram drzwi swojego pokoju. Nie możemy się od siebie odkleić niczym para nastolatków. Rico jest samcem idealnym – ciągle mam ochotę na więcej.

Kiedy wchodzimy do środka, atmosfera od razu ulega zmianie.

Beztroski śmiech nabiera powagi, a pocałunki intensywności. Już nic nas nie ogranicza. Rico bez uprzedzenia chwyta rąbek mojej sukienki, ściąga mi ją przez głowę i cofa się o krok. Następnie powoli mnie okrąża, chłonąc wzrokiem każdy milimetr mojego ciała, osłoniętego wyłącznie bikini. Zamykam oczy.

A co, jeśli nie spodoba mu się to, co zobaczy?

Pochylam głowę i wbijam spojrzenie w podłogę. Nie mogę znieść tego napięcia.

– La donna più bella che abbia mai visto. – Milknie, lecz po chwili uświadamia sobie, że go nie zrozumiałam. – Spójrz na mnie, Olivio.

Kiedy z trudem podnoszę oczy, napotykam jego wzrok.

Ujmuje moją twarz w dłonie.

– Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką spotkałem w życiu – powtarzam po angielsku. – Wszystko w tobie jest takie jasne, idealne.

Mam tak ściśnięte gardło, że nie mogę wydusić z siebie słowa.

Przesuwa dłonią po moim obojczyku, podążając za nią spojrzeniem. Rozwiązuje górę od bikini, odrzuca stanik na bok i obejmuje dłońmi piersi.

Powoli pochyla się nad nimi, całuje je obie i bierze do ust jeden z sutków. Moje piersi ledwo mieszczą mu się w dłoniach.

– Cudowne – komentuje, wydając z siebie pełne aprobaty syknięcie.

Cudowne.

Próbuję zapanować nad rozedrganym oddechem.

Podąża w dół. Przelotnie całuje mój brzuch, ale to nie koniec jego podróży.

Ponownie zamykam oczy.

Jezu Chryste, inaczej wyobrażałam sobie przelotną miłostkę. Nastawiałam się na szybkie pukanie w ciemności.

Schodzi jeszcze niżej, przytula twarz do mojego krocza i robi głęboki wdech. Oczy ma zamknięte, a na twarzy wyraz głębokiej przyjemności.

– Dolce Madre di Dio, sto per leccarti.1 – Spogląda na mnie, nie podnosząc się z kolan. Nie mam pojęcia, co właśnie powiedział, jednak wnioskując po jego spojrzeniu, że musiało to być coś sprośnego. Ale brzmiało pysznie.

Wstaje i składa na moich ustach pocałunek. Długi, głęboki i zdecydowany. Prowadzona przez Rico, zbliżam się tyłem do łóżka i kładę na nim, z nogami zwisającymi za krawędź materaca.

Kiedy posyłam mu pytające spojrzenie, podnosi moją stopę i całuje ją.

– Rozluźnij się, bella – mówi, i to wystarczy, żebym cała się rozpłynęła.

Nie mam wątpliwości, kto jest teraz stroną dominującą. Na plaży przelotnie stracił panowanie nad sytuacją, ale oboje wiemy, że lubi dyktować warunki.

Umiejscawia się między moimi nogami i powoli ściąga ze mnie dół bikini. Widząc niedużą kępkę jasnych włosów uśmiecha się tajemniczo.

– Jednak nie kłamałaś. Naprawdę jesteś naturalną blondynką.

Przeczesuje koniuszkami palców moje przystrzyżone włoski łonowe. Oczy całkowicie mu ciemnieją, kiedy odpycha jedną nogę na bok, a drugą zakłada sobie na bark.

Boże drogi, niewiele brakuje, żebym doszła, chociaż ledwo mnie dotknął.

– Hai mai avuto un grande uomo prima?

– Nie znam włoskiego, musisz mówić po angielsku – szepczę.

Milknie, zapewne zastanawiając się, jak przetłumaczyć to, co właśnie powiedział.

– Czy kiedykolwiek miałaś między nogami tak dużego mężczyznę?

Parskam śmiechem na to nieudolne tłumaczenie, a jednocześnie słodką obietnicę…

– Chcę widzieć twoją twarz. – Przesuwa palcami po udzie nogi, którą zarzucił sobie na ramię, a opuszkami drugiej dłoni prześlizguje się po płatkach mojej różyczki. Nasze spojrzenia krzyżują się, kiedy wsuwa do środka dwa grube palce.

Obejmuję je ciasno i wyginam kręgosłup w łuk. Rico wydaje z siebie pełne satysfakcji syknięcie, a chwilę później gardłowy jęk, kiedy wysuwa palce i ponownie wsuwa je do środka.

Dźwięki mojego podniecenia wypełniają pokój.

– O Boże.

Nieprawdopodobne. Leżę tutaj całkiem naga, a on nawet się nie rozebrał.

Rico wydaje się całkowicie pochłonięty tym, co robi.

– Rici – rzucam rozkazującym tonem. – Zdejmuj ciuchy. Ale to już.

Kiedy ściąga koszulę przez głowę, widok zapiera mi dech w piersi. Co prawda cały dzień się w niego wgapiałam, ale słowo daję, że jeszcze nigdy nie widziałam takiego mężczyzny. Całe jego ciało jest niemożliwie wyrzeźbione, a szeroką klatkę piersiową pokrywają czarne włoski. Ta oliwkowa skóra, sześciopak i układające się w literę V mięśnie zbiegające się ku podbrzuszu… Kiedy nie odrywając ode mnie wzroku ściąga szorty, w przypływie lęku robię oczy jak spodki.

Rico zaczyna się śmiać na moją reakcję.

– Ja… ja… – Jasna cholera, na widok jego kutasa odjęło mi mowę.

– Nic ci nie będzie – szepcze.

Aby na pewno? Bo nie wykluczam, że mój przypadek trafi do jakiejś broszury opisującej zagrożenia czyhające na turystów. Blada jak ściana Australijka została zajechana na śmierć przez włoskiego ogiera.

Rico zaczyna mnie rozgrzewać. Zaczyna od dwóch palców, a po chwili wsuwa trzy. Przed oczami dosłownie widzę gwiazdy i puszczają mi wszelkie hamulce. Nogi mi zwiotczały i pozwalam, żeby robił ze mną, na co ma ochotę.

Zaciskam dłonie na kocu. Po kilku kolejnych pchnięciach przez moje ciało przetacza się drżenie i zwiastuje nadciągające trzęsienie ziemi.

Jeszcze nie… jeszcze nie.

Wytrzymaj.

Błagam, wytrzymaj.

To wszystko przez posuchę. Przecież nie dojdę w cztery minuty. To by było naprawdę niefajne.

A jednak. Powietrze zaczyna się skrzyć, z moich ust wyrywa się pełen uniesienia krzyk, a Rico szepce coś po włosku. Potem wszystko się rozmywa.

Dobiega mnie odgłos rozrywanego opakowania. Obserwuję, jak nakłada gumkę. Podnosi moją drugą nogę, opiera ją sobie na piersi i powoli we mnie wchodzi, nie odrywając wzroku od miejsca, gdzie się połączymy. Kiedy czuję w sobie jego przyrodzenie, opada mi szczęka, a on się uśmiecha.

– Ała – jęczę. Nacisk staje się tak intensywny, że zaczynam się wiercić. – Rici.

– Sei nata per cavalcare questo cazzo. Prendilo.2 – Marszczę pytająco brwi. – Wszystko będzie dobrze. – Pochyla się i mnie całuje. – Uważam. Pozwolę ci się ze mną oswoić. Nie zrobię ci krzywdy. – Krzywię się. – Olivio.

Ból staje się niemal nie do zniesienia. Zamykam oczy.

– Spójrz na mnie – rozkazuje.

Z trudem spełniam jego polecenie.

– Otwórz się i wpuść mnie do środka. Potrzebuję cię – mówi przyciszonym, uspokajającym głosem.

Jakby podporządkowując się jego woli, nieznacznie się rozluźniam, a on wykorzystuje nadarzającą się okazję, żeby się we mnie wsunąć.

– Pocałuj mnie – błagam, wyciągając ku niemu ręce.

Opada na mnie. Przez chwilę tylko studiuje mnie wzrokiem, po czym odgarnia mi włosy z czoła. W nagłym przypływie czułości składa na moich ustach delikatny pocałunek, jednocześnie wchodząc we mnie tak głęboko, jak może.

Zamieramy w bezruchu. Gdy uświadamiam sobie jego rozmiar, serce zaczyna mi bić jak szalone. Pocałunek nabiera żywiołowości. Boże drogi, ja też go potrzebuję.

– Sono rovinato – mówi półgłosem.

– Co takiego? – dyszę.

– Nadszedł mój kres, Olivio – odpowiada z uśmiechem.

Wypycham miednicę do góry.

– Na to jeszcze za wcześnie, panie Ferrara.

– Wprost przeciwnie, do cholery – odpowiada ze śmiechem, po czym przyspiesza pracę bioder. Podnosi mnie, powoli się ze mnie wysuwa, po czym równie nieśpiesznie wraca. Ból towarzyszący wejściu jego ogromnego kutasa w moje ciało jest trudny do wytrzymania. Na chwilę zwalniamy, mierząc się spojrzeniami pełnymi podziwu. Jeszcze nigdy się tak nie kochałam. Nikt nie wziął mnie w ten sposób.

Zaczyna posuwać mnie bezwzględnymi pchnięciami, od których łóżko zaczyna walić o ścianę. Rico kąsa mnie w szyję, a rękoma przytrzymuje nogi… czuję, jak jego kutas mnie rozciąga. Bierze to, czego chce.

Niektórzy mężczyźni uprawiają miłość, Enrico Ferrara pieprzy.

Jest potężny i twardy… tak twardy.

Z głośnym mlaśnięciem zasysam go w głąb siebie. Odgłos ciała uderzającego o ciało niesie się po pokoju.

Jestem ciasna, a on potężny, ale jakoś udało nam się dotrzeć. Pieprzymy się jak zwierzaki. Nic nas nie powstrzyma przed dokończeniem tego, co zaczęliśmy.

– O kurwa, kurwa, kurwa – jęczy. – Jeszcze nie – rzuca zdyszanym głosem. Uśmiecham się na myśl, że próbuje opóźnić orgazm, ale mu się to nie udaje.

Wspaniałe uczucie.

– Rżnij mnie – dyszę. – Mocniej.

Unosi mi biodra i zatrzymuje się głęboko we mnie. Gdy dochodzi, jego pulsujący kutas wprawia całe moje ciało w drżenie, sprawiając, że się wokół niego zaciskam.

Krzyczymy jednym głosem i dochodzimy w tym samym momencie.

Na koniec składa na moich ustach pocałunek – delikatny, pełen miłości, czuły. Pocałunek, od którego mięknie mi serce.

Wszystko poprzekręcał.

To nie jego, lecz mój kres.

*

Marszczę czoło, kiedy blask przeświecającego przez zasłonkę słońca wybudza mnie ze snu.

Dłoń spoczywająca na moim brzuchu emanuje ciepłem. Przyglądam się jej zaskoczona.

Rici leży na boku, obrócony do mnie twarzą. Kiedy śpi, wygląda niczym Adonis. Jego czarne loki i oliwkowa skóra wyraźnie kontrastują z białym prześcieradłem.

Próba poruszenia nogą sprawia, że krzywię się z bólu. O cholera, ale boli. Nawet nie jestem pewna, czy słowo „boli” oddaje sprawiedliwość temu, co teraz czuję.

Za pierwszym razem potraktował mnie łagodnie, ale przy trzech kolejnych już się nie hamował.

Posuwał mnie aż do bólu.

Gość jest zwierzęciem i bogiem.

Korzystając z półmroku, idę do łazienki, zarzucam na siebie długą koszulę i ponownie wskakuję do łóżka. Enrico zaczyna się wybudzać. Instynktownie wyciąga ku mnie dłoń, przytula i całuje swoimi wielgachnymi wargami, które wyglądają, jakby użądliła go pszczoła.

– Dzień dobry, moja Olivio – wita mnie chropowatym głosem.

I tak powinno się zaczynać dzień.

– Dzień dobry.

Nie wypuszczając mnie z objęć, obsypuje pocałunkami moją skroń.

– Co za noc, prawda?

Uśmiecham się, nieco zażenowana faktem, do jakiego stanu mnie doprowadził. Zmieniłam się w zwierzę. Całuję go w pierś.

– Seks z tobą to niesamowita przygoda… kochasz się inaczej niż inni.

– Inaczej? Co masz na myśli? – pyta, odsuwając się ode mnie.

– No cóż. – Urywam, próbując ubrać myśli w słowa. – Do tej pory uprawiałam seks wyłącznie z mężczyznami, w których byłam zakochana.

Uśmiecha się, wyraźnie rozbawiony moim wyznaniem. Przesuwa dłoń w górę mojego ramienia i przygładza moje zmierzwione włosy.

– Kocham się inaczej, czyli lepiej, tak?

– Niekoniecznie. Po prostu inaczej.

– Tu się z tobą nie zgodzę. To była noc przepełniona seksem idealnym. Ten seks zasłużył na złoty medal. – Kąsa mnie w szyję i zsuwa się niżej, wtulając twarz między moje piersi.

Ze śmiechem całuję go w czoło. Jestem zaskoczona faktem, jak swobodnie czujemy się w swoim towarzystwie. Nie tak sobie wyobrażałam jednorazowy numerek. Myślałam, że będzie ozięble i cynicznie.

Kiedy chowa twarz między moimi piersiami, na jego ustach błąka się figlarny uśmiech.

– Wytłumacz mi, czym różni się seks w zakochaniu.

– Chociażby tym, że kochanków łączy uczucie – odpowiadam, przeczesując mu włosy dłonią.

– Mówisz o nudzie? – mamrocze szyderczo.

Wybucham głośnym śmiechem.

– Nie – zaprzeczam.

– Niech zgadnę – droczy się ze mną. – Ty kochasz jego, a on ciebie. Wydaje się wam, że nie możecie bez siebie żyć, więc dziesięć razy dziennie dzwonicie jedno do drugiego, żeby pogadać o jakiś bzdurach. Nie macie nikogo na boku, bzykacie się w pozycji misjonarskiej i wszystko macie zawczasu zaplanowane. O rany, samo mówienie o tym sprawia, że przysypiam. – Gryzie mnie w sutek, a ja wzdrygam się, rozchichotana.

– Wcale nie.

– W takim razie co?

Odgarniam mu czarne włosy z czoła. Jego wielkie, brązowe oczy wpatrują się we mnie wyczekująco.

– Chodzi o to, że ta druga osoba kocha mnie bez reszty, również moje wady, nawet kiedy ja przestaję kochać samą siebie.

Uśmiecham się łagodnie.

– To tłumaczy, dlaczego do tej pory się nie zakochałem – odpowiada, nie odrywając ode mnie wzroku.

– Bo?

– Jestem pozbawiony wad, a nikt nie pokocha mnie mocniej niż ja sam. – Znowu wgryza się w mój sutek, po czym zsuwa się niżej, żeby pokąsać moje biodro. Mój chichot przechodzi w pisk.

Próbuję zmusić go, żeby podniósł wzrok.

– Ty głupolu. Gdybym tylko chciała, łatwo mogłabym cię w sobie rozkochać.

Czuję jego śmiech na brzuchu, kiedy zsuwa zęby niżej i niżej.

– Skoro tak twierdzisz.

– Ja nie żartuję. – Próbuję wymknąć się jego atakowi. Ale kiedy kąsa moje udo i rozchyla palcami płatki, oboje milkniemy i nastrój diametralnie się zmienia.

– Przyznam, że kocham pewną część ciebie – mówi, całując mnie tam otwartymi ustami, aż zaciskam mięśnie.

O rany… Ależ z niego zawodnik.

Kiedy prześlizguje się językiem po moich odsłoniętych płatkach, przymykam oczy i wsuwam palce w jego loki. Podnosi mi nogi i zarzuca sobie na ramiona. Znowu angażuje język i tym razem czuję na najintymniejszej części swojego ciała jego oddech. Aż dostaję gęsiej skórki na udach.

– Uczciwie ostrzegam… Jeśli dokończysz, to, co zacząłeś, zmienisz się na zawsze. Nie będziesz chciał żadnej innej kobiety.

– Nie wątpię – parska, a ja uśmiecham się ze wzrokiem utkwionym w suficie.

Znowu mnie liże, ale tym razem wchodzi głębiej, angażując płaską częścią swojego mięsistego języka. Podwijam palce u nóg, a dłonie zaciskam na jego umięśnionych barkach.

Wow.

Rzym jest zajebisty.

*

Godzinę później opieram się o płytki okalające kabinę prysznicową, pozwalając, by Rico namydlił mnie od stóp do głów. Jestem senna, zaspokojona i niech mnie licho, mam za sobą najlepszą noc swojego życia. Rico troskliwie obmywa moje nogi, krocze i pupę, po czym przesuwa się za mnie, żeby zająć się plecami.

Uśmiecham się z rozmarzeniem, nie otwierając oczu.

– Mógłbyś przeprowadzić się do Australii i zostać moim niewolnikiem?

Odgarnia moje włosy na jedną stronę i czule całuje mnie w kark.

– O, i to jest pomysł.

Wodzi namydlonymi dłońmi po moich piersiach i brzuchu. Zdążył odwiedzić każdy zakamarek mojego ciała, jakby próbował nauczyć się go na pamięć.

– Jakie masz plany? – pyta.

– Co masz na myśli?

– Kiedy wyjeżdżasz?

– W poniedziałek rano. Spotykam się z przyjaciółką, Natalie, w Sorrento, a stamtąd wyruszamy w dwutygodniową podróż wzdłuż Wybrzeża Amalfitańskiego. Ale przed powrotem do Australii wpadnę jeszcze na kilka dni do Rzymu.

– Nie wiem, czy wiesz… Ale jedna noc nie wystarczy, żeby w pełni doświadczyć Rzymianina.

– Tak mówisz? – Uśmiecham się.

Przykłada usta do mojego karku.

– Byłoby najlepiej, gdybyś ten weekend spędziła u mnie.

– Dlaczego? – pytam, przygryzając wargę, żeby zwalczyć uśmiech.

– Ktoś musi posprzątać łazienkę.

Wybucham śmiechem i odwracam się do niego. W ułamku sekundy oboje poważniejemy.

– Zapraszasz mnie do siebie? – pytam, przejeżdżając dłonią po jego dwudniowym zaroście, a on potakuje.

– Muszę cię ostrzec – zaczynam.

– Wiem. Jeśli posprzątasz moją łazienkę, nie będę chciał żadnej innej.

I kolejna salwa śmiechu. Nie to zamierzałam powiedzieć.

– Otóż to.