Wizjer - Magdalena Witkiewicz - ebook + książka

Wizjer ebook

Magdalena Witkiewicz

4,5
33,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Nowa ekscytująca powieść Magdaleny Witkiewicz, jednej z najpopularniejszych polskich pisarek. „Wizjer” to znakomity, trzymający w napięciu thriller, który od samego początku wciąga w genialną intrygę, nie raz zaskoczy i sprawi, że na nowo spojrzysz na otaczającą cię rzeczywistość – zarówno tę realną, jak i wirtualną.

Każdy z nas pewnie choć raz zastanawiał się, dlaczego pewne sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. A co, jeśli naszym życiem nie rządzi przypadek, ale można je zaplanować, kontrolować i przewidzieć? I jaką władzę może mieć nad tym jeden, z pozoru niewiele znaczący, człowiek?

W życiu Laury, młodej samotnej matki, zaczynają dziać się niewiarygodne rzeczy. Niektórzy znajomi znikają bezpowrotnie bez zapowiedzi, inni ulegają dziwacznym wypadkom bądź popełniają samobójstwa. Czy podejrzana seria wydarzeń w jej życiu ma jakiś związek z pracą, którą kobieta wykonuje, czyli projektowaniem i prognozowaniem zachowań oraz potrzeb konsumentów? Czy istnieje „ktoś”, kto nami steruje? Kto to jest? No i najważniejsze – po co to robi?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 296

Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
dag_marka

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zawsze Magdalena Witkiewicz kreuje nam ciekawy świat i sprawia,że z ciekawością pochłania się kolejne strony.
00



MAGDALENA

WITKIEWICZ

WIZJER

Copyright © by Magdalena Witkiewicz, MMXXI

Wydanie I

Warszawa MMXXI

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Mojemu Tacie.

Dziękuję Ci za to, że wprowadziłeś mnie w komputerowy świat.

Dziękuję za zegar z kukułką i dzwoniący telefon, wspólnie programowany w latach osiemdziesiątych w Basicu na Spectrum Plus.

I dziękuję za jeden megabajt na dysku twardym w Twoim pececie, kiedy miałeś ich tylko dziesięć!

Bez tego nie napisałabym tej powieści!

A ze wszystkiego najbardziej straszne te jego oczy. Są jak gdyby czarne dziury w pokrowcu tyryjskim pochodniami wypalane – są jak czarne jaskinie, w których smoki żyją, czarne jaskinie Egiptu, gdzie smoki swe leże mają. Są jak czarne morza, z których błędne światło księżyca wyziera.

Oscar Wilde, Salome, przeł. Jakub Bylczyński

Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają.

William Shakespeare, Jak wam się podoba, przeł. Leon Ulrich

Prolog

Facebook

Hans Rasmus dodał nowe zdjęcie.

W miejscu: Sony Center, Berlin

35 minut temu

Scheisse! Ktoś przed chwilą wyskoczył z okna biurowca Sony Center przy Potsdamer Platz. Pełno policji i gapiów. Nie wierzę w to, co widzę.

Facebook

Elisabeth Flynn dodała nowe zdjęcie.

W miejscu: Canary Wharf, Londyn

12 minut temu

Był moim szefem przez kilka lat. Wspaniały człowiek! Przed chwilą się dowiedziałam. Robert Gillford wyskoczył z okna sali konferencyjnej na czternastym piętrze. Przyszedł do pracy, jak zawsze, od rana miał spotkania. Byłam z nim umówiona na trzynastą. Nie zdążyliśmy nawet porozmawiać…

Robert, zawsze będę cię pamiętać takiego jak na tym zdjęciu. Dlaczego?

WKontaktie

Nadia Worontsowa dodała nowe zdjęcie.

W miejscu: Wysotka, plac Kudryński, Moskwa

2 minuty temu

Ktoś leży na ulicy. Chyba samobójca. Jeszcze nikogo nie ma przy nim, obserwuję go z okna. Musiał skoczyć niedawno. Czemu ludzie robią takie rzeczy?

Rozdział I

1. Warszawa, styczeń 2020

Laura Kirsch biegła hotelowymi zaułkami, kierując się tabliczką informacyjną z napisem „Argus – konferencja”. Spojrzała na zegarek. Najwyraźniej była spóźniona. Nie lubiła się spóźniać.

O poranku telefon do syna, rozmowa z jego nianią, by się upewnić, że wszystko jest w najlepszym porządku. To zabierało czas i energię. Ale nie mogła z tego zrezygnować – po raz pierwszy zostawiała Mikołaja na noc. A nawet na dwie noce. Musiała zadzwonić rano, by potem już tylko skoncentrować się na wiadomościach przekazywanych na konferencji. Bardzo jej zależało na tym, by na nią przyjechać, co wcale nie było łatwe, i chciała wykorzystać ten czas w stu procentach.

Dotarła wreszcie do wielkich drzwi sali wykładowej, zza których dobiegał głos prowadzącego. Weszła po cichu do środka.

– Przepraszam, to miejsce jest zajęte? – zapytała, spoglądając na foldery reklamowe leżące na pierwszym z brzegu wolnym miejscu.

– Oczywiście, dla pani. – Mężczyzna się uśmiechnął i zabrał materiały, by mogła usiąść.

Laura zignorowała ewidentną zaczepkę.

– Dawno się zaczęło?

– Przed chwilą. Nic pani nie straciła. Na razie tylko się przywitał i prezentuje firmę. – Wskazał na bruneta stojącego na scenie. – Jak zawsze. Muszą się przecież wszystkim pochwalić. – Westchnął.

Mężczyzna najwyraźniej miał ochotę na bliższy kontakt, ale Laura tylko się uśmiechnęła. Nie przyjechała tutaj zawierać znajomości, chyba że biznesowe. Jednak zaczęła się rozglądać po sali pełnej mężczyzn w garniturach i kobiet w nieskazitelnych garsonkach. Przeważał granat. Coś się jednak zmieniło, odkąd była tu ostatnio. Dwa lata temu dominowały szarości.

Nie znalazła tego, którego szukała. Spojrzała na środek sceny. Mężczyzna w granatowym garniturze i lśniących butach stał na tle wielkiego ekranu, na którym widać było logo z pawim okiem i wielki napis „Argus”.

Firma Argus od wielu lat była organizatorem tej konferencji. Mówiło się, że robi to tylko po to, by zwerbować do pracy najlepszych. Może faktycznie tak było? Praca tam była marzeniem wielu analityków. Laura nawet nie śmiała na razie o tym myśleć. Może kiedyś…

Argus był bezkonkurencyjny, jeżeli chodziło o wykorzystanie najnowszych technologii do zbierania i przetwarzania danych. Współpracował z wieloma branżami, miał zasoby i pieniądze, by eksperymentować i tym samym niemal z dnia na dzień stawać się jeszcze lepszym. Firma działała od prawie dwudziestu lat i była już obecna chyba na całym świecie. Członkowie zarządu pochodzili z Wielkiej Brytanii, Niemiec i Polski. Nieoficjalnie mówiło się, że właśnie ludzie w Polsce trzęsą całą organizacją. A w zasadzie jeden człowiek. Pani prezes. Laura nie musiała słuchać peanów na cześć Argusa. Doskonale znała szczegóły. Każdy analityk je znał. Kiedy pracowała w banku, często kupowała od Argusa dane albo gotowe rozwiązania. Korzystała z wielu szkoleń, starała się też bywać na każdej konferencji. Pozyskana tam wiedza była warta każdych pieniędzy. A kontakty? Też zdarzały się wartościowe.

Na wielkim ekranie za sceną zmienił się wyświetlany obraz, światło przygasło i wszędzie pojawiły się tysiące serduszek, jakby ktoś wypuścił na salę małe migoczące świetliki. Nagle te punkciki zaczęły szybko wirować, jakby chciały połączyć się w pary, i wszystkie zdawały się osiadać na ekranie.

– Do walentynek mamy jeszcze miesiąc, ale ja już chciałbym porozmawiać o miłości. Dziwny temat na konferencji biznesowej, prawda? A jednak! Bo czy wszystkim w naszym życiu nie kieruje miłość? – Prezenter uśmiechnął się szeroko. – Drodzy państwo, wiadomo, że równowaga życiowa jest najważniejsza. Praca, życie prywatne, rodzina. W tym zabieganym świecie czasem trudno poznać kogoś, u kogo boku możemy czuć się dobrze przez resztę naszych dni. My, jako firma Argus, również o tym wiemy. Wiemy też, jak bardzo spełnienie na każdym polu przekłada się na efektywność pracownika. Przecież nie samą pracą i biznesami żyje człowiek. – Mężczyzna zawiesił głos. – Jestem ciekaw, a także pełen obaw, czy słyszy mnie moja szefowa… – Niczym aktor grający ważną rolę na scenie teatralnie rozejrzał się wokół.

– Szefowa wszystko słyszy i wszystko widzi. – Niespodziewanie w głośnikach rozległ się nieco chrapliwy kobiecy głos. – Dzień dobry państwu, tu Salome, prezes Argusa. Niestety nie mogłam osobiście przyjechać do państwa. I to nie przez pracę, ale właśnie przez próbę zachowania równowagi w tym szalonym świecie! Postanowiłam jednak przywitać się i przedstawić pokrótce firmę. To fragment dla tych, którzy jeszcze nas nie znają. Są tacy?

W sali rozległ się śmiech.

– Działamy na rynku baz danych już prawie dwadzieścia lat. Jak to często bywa, trójka zaprzyjaźnionych studentów zrealizowała swoje marzenie. Najpierw tworzyliśmy wyszukiwarki i portale branżowe. Wraz ze zwiększającym się zapotrzebowaniem na usługi związane z bazami danych i z ich przetwarzaniem w celu uzyskania odpowiedzi na nurtujące pytania skupiliśmy się już tylko na tej dziedzinie. Ostatnio mocno zainwestowaliśmy w medycynę, a teraz rozwijamy mój ulubiony produkt, MoreThanHeart. Po tym, jak zwiększyliśmy nasze udziały w branży medycznej, mogę śmiało powiedzieć, że firma Argus pomaga już każdej branży! Na podstawie danych z przeszłości pomagamy uporządkować przyszłość i tym samym nasi analitycy są w stanie rozwiązać wszystkie państwa problemy! Posunęłabym się dalej: pomagamy rozwiązywać wszystkie problemy świata!

Przemowa wywołała burzę oklasków.

– A teraz czas na mój ulubiony produkt. Pewnie go znacie, bo któż nie zna MoreThanHeart? Nie będę zanudzać państwa danymi statystycznymi, o tym przeczytacie w broszurach, które znaleźliście na swoich fotelach. Ja powiem jedno: to działa. A nawet więcej: to już działa świetnie. A będzie jeszcze lepiej! Miliony połączonych serc na całym świecie. Ponownie oddaję głos Piotrowi Homli, szefowi produktu. Na miłości i na tym, by ludzie byli szczęśliwi, zna się jak nikt! A ja? Ja będę tylko wszystko obserwować.

– Dziękuję, Salome. Uwaga. Trzydzieści małżeństw w efekcie znajomości zawartych w naszym portalu. W jakim czasie? Może ktoś wie?

– Tygodnia? – zapytał ktoś z sali.

– Jest pan blisko, ale to nie jest prawidłowa odpowiedź. – Na twarzy Piotra znowu pojawił się uśmiech. – W ciągu ostatniej godziny. Dziś sobota, a my jesteśmy na całym świecie. Mamy mapę z zaznaczonymi sercami wszystkich naszych użytkowników. Jesteście państwo ciekawi?

Uczestnicy wyraźnie byli zainteresowani, więc Piotr Homla nacisnął przycisk i na wielkim ekranie pojawiła się mapa. Wszystkie lądy były pokryte sercami, nawet gdzieniegdzie na wodach również błyszczały czerwone punkty.

– Tak, dobrze widzicie. – Spojrzał na mapę. – Jesteśmy na stacjach arktycznych, na platformach wiertniczych i nawet na statkach. Marynarze też korzystają z MoreThanHeart! Ale nie sama liczba użytkowników jest ważna. Ważne są efekty. Do tej pory połączyliśmy w pary miliony osób. Średnia jakość dopasowania wynosiła trzydzieści pięć procent, ale opatentowaliśmy nowe metody. Za pomocą opracowanych przez nas modeli ekonometrycznych możemy jeszcze dokładniej oszacować dopasowanie! Zbieramy dane z aplikacji internetowych, śledzimy przyzwyczajenia użytkowników, ich upodobania. Patrzymy, jakie filmy lubią, jakiej muzyki słuchają, a nawet… czy ich serca biją w tym samym rytmie!

– Totalna inwigilacja – szepnął mężczyzna siedzący obok Laury.

Ta nic nie odpowiedziała.

– Obecnie wybraliśmy sto czterdzieści osiem różnych zmiennych, które są najistotniejsze. Oczywiście te zmienne mają różne wagi. Jakie? Określa to nasz model, który każdego dnia jest ulepszany przez sztab analityków. Pilnie go strzeżemy! – Zmarszczył groźnie czoło. – Mamy ambitne plany. Ostatnio sporo zainwestowaliśmy w medycynę i testujemy jeszcze bardziej zaawansowane rozwiązania. Już nie tylko bazujemy na wspólnym biciu serc czy oddechu… ale patrzymy głębiej. Zaglądamy w każdą, nawet najmniejszą komórkę.

Na ekranie pojawiło się serce z wielkim napisem „DNA” w środku.

– Dokładnie tak. – Mężczyzna na chwilę zawiesił głos. – Badamy DNA, by miłość opanowała cały świat. Po przerwie zapraszamy państwa do wysłuchania szczegółowych danych statystycznych na temat całego projektu. Niestety, będzie mniej serduszek na ekranie, a więcej liczb i kodów. – Uśmiechnął się. – Chciałbym również zwrócić uwagę na materiały, które każdy z państwa znalazł na fotelu. Oprócz interesujących treści i świetnych niespodzianek znajduje się tam informacja o tym, że ruszamy właśnie z ogromną akcją rekrutacyjną. W związku z naszym rozwojem planujemy zatrudnienie w kolejnym roku stu pięćdziesięciu osób. Może właśnie ty dołączysz do naszej drużyny?

Laurze wydawało się, że Piotr Homla patrzy wprost na nią.

* * *

– Szukasz kogoś? – Mężczyzna w szarej marynarce i granatowych dżinsach stanął tuż obok niej.

Piła kawę i oglądała w telefonie zdjęcia bawiącego się Mikołaja, które właśnie przysłała Irina. Naprawdę miała szczęście, że ta kobieta pojawiła się na ich drodze.

– Marek? – zapytała zdziwiona.

– A spodziewałaś się kogoś innego? – Uśmiechnął się, całując ją w policzek.

– Nie… – Laura pokręciła głową. – Nie, ale bardzo miło widzieć tutaj znajomą twarz. Dużo się zmieniło, odkąd byłam tu ostatnio.

Nie chciała mu mówić, że od rana wypatrywała Jurija. A może go widział?

– Nie wiedziałem, czy podejść do ciebie, bo wyglądasz, jakbyś na kogoś czekała. Poczekaj, pójdę po kawę. Przynieść ci coś?

– Nie, dziękuję. – Laura uniosła filiżankę z kawą. – Wszystko mam.

– Zaraz wracam – powiedział. – Dobrze cię znowu widzieć.

Po chwili wrócił, niosąc kawę i talerz ciastek.

– Ciasteczka! – ucieszyła się.

– Wiedziałem, że nie odmówisz!

Laura wzięła eklerka.

– Widziałeś może Jurija? Zawsze przyjeżdżał, a teraz nigdzie go nie widzę.

Marek nagle zbladł. Zamarł z filiżanką w połowie drogi do ust. Chrząknął, jakby się wahał, co powiedzieć.

– Nic nie słyszałaś? – zapytał poważnym tonem.

– Nie. A coś się stało? Już tu nie pracuje? Ostatnio wydawał się bardzo zadowolony.

Marek głęboko westchnął, jakby zbierał siły na odpowiedź.

– Jurij popełnił samobójstwo – wyszeptał, głośno przełykając ślinę.

Laurze zrobiło się niedobrze. Odłożyła na talerzyk na wpół zjedzonego eklerka.

– Samobójstwo? – wydukała łamiącym się głosem. – Jurij? – Laura nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. – On nigdy nie popełniłby samobójstwa! Za bardzo kochał życie! – Łzy napłynęły jej do oczu.

– A jednak… – westchnął Marek. – Czasem wydaje ci się, że doskonale kogoś znasz, pijesz z nim wódkę, rozmawiacie o wszystkim i o niczym, a później się okazuje, że nic o nim nie wiesz.

Laura zastygła w bezruchu. Miała wrażenie, że nie jest w stanie zrobić kroku, a nawet oddychać.

– Wiadomo dlaczego? – zapytała po chwili.

– W zasadzie nikt nic nie wie. W firmie to temat tabu. Wiadomo tylko, że skoczył z okna. Z okna budynku przypominającego nasz Pałac Kultury. Jest kilka takich w Moskwie.

– Kiedy to się stało?

– Nie wiem, będzie już chyba ze dwa lata… Nie, trochę ponad rok. To było w grudniu dwa tysiące osiemnastego.

– To niemożliwe… To jest, kurwa, niemożliwe!

– Byliście sobie bliscy?

Laura zamknęła oczy i we wspomnieniach przywołała te chwile, gdy się spotykali. Dwa razy, rok po roku, o tej samej porze i niemalże w tym samym miejscu. To niemożliwe, że on nie żyje! To jest po prostu, kurwa, niemożliwe!

2. Wcześniej… Warszawa, styczeń 2017

Laura siedziała w pierwszym rzędzie i wpatrywała się z zachwytem we wszystko, co działo się na scenie. Po raz pierwszy w życiu udało jej się dostać na najlepszą w Polsce konferencję dotyczącą baz danych i nowoczesnych rozwiązań w analityce, organizowaną przez firmę Argus, z którą kooperowała od początku swojej pracy w banku. Wprawdzie jej szefowa nie chciała inwestować w dość drogie przedsięwzięcie i Laura myślała, że nie uda się jej przyjechać, ale w ostatnim momencie okazało się, że darmowe imienne zaproszenie czeka na nią w sekretariacie. Nie spodziewała się takiego wyróżnienia. Miała bardzo dobry kontakt z działem technicznym Argusa i chętnie korzystała z pomocy, którą jej oferowano. Była już rozpoznawalna w tamtej firmie, więc pewnie dlatego ją docenili.

Przygotowywała się do tej konferencji bardziej niż do randki, zwłaszcza że na randki nie miała kiedy chodzić. Praca i nauka zajmowały jej cały czas. Po śmierci rodziców zaszyła się w świecie analityki i bankowości. Uważała, że tylko liczby nie mogą mieć dla niej niemiłych niespodzianek, bo z losem to różnie bywało. A z liczbami zawsze wiadomo: były przewidywalne. Dwa plus dwa równa się cztery. Nie ma inaczej możliwości.

Na scenie stanął wysoki, około czterdziestoletni barczysty mężczyzna, który przywitał się, mówiąc z wyraźnym, śpiewnym wschodnim akcentem.

– Dzień dobry państwu. Nazywam się Jurij Wasiljewicz Abramow. Jestem odpowiedzialny za rozwój firmy na rynkach wschodnich. To ja mam zaszczyt reprezentować zarząd i prowadzić dzisiejszą konferencję. Cieszę się, że jesteśmy tutaj razem.

Z sali dobiegły oklaski. Laura czuła podekscytowanie, jakby była na premierze jednego z najlepszych teatralnych spektakli. Nagle poczuła na sobie wzrok Jurija. Czekała, co będzie dalej.

Światła przygasły, na scenie pojawiła się kobieta w długiej zielono-niebieskiej błyszczącej sukni. Do ust podniosła flet i w całej sali rozbrzmiała spokojna melodia.

– Argus! – powiedział głośno Jurij. – W mitologii greckiej olbrzym o stu wiecznie czuwających oczach. Znacie państwo jego historię? Opowiem ją. Zeus miał romans. Aby ukryć kochankę przed zazdrosną żoną, zamienił Io w jałówkę. Jednak Hera kazała jej pilnować właśnie Argusowi. Olbrzym, jak każdy mężczyzna, miał słabość do piękna – mówca wskazał na grającą kobietę – w szczególności do pięknych dźwięków fletu. Gdy Zeus wysłał Hermesa, by wykradł jego kochankę, ten uśpił muzyką Argusa, a potem odciął mu głowę.

Flet nagle ucichł. Gdy po chwili ponownie rozbrzmiała muzyka, Abramow kontynuował:

– Hera, zazdrosna żona Zeusa, przeniosła oczy Argusa na ogon pawia. Ptaka, który był jej poświęcony.

Dźwięk fletu stał się bardziej donośny, a na ekranie za plecami Jurija Abramowa pojawiło się logo firmy przedstawiające pawie oko.

– Obserwujemy dla państwa rzeczywistość. Po to, by nam wszystkim żyło się lepiej. Po to, by na podstawie zdarzeń z przeszłości prognozować przyszłość. By wyciągać z tej przeszłości wnioski i nie popełniać błędów. I to nie czary, proszę państwa, ale twarde statystyczne dowody. Obliczenia. Komu ufać, jak nie liczbom? Już Albert Einstein opracował wzór na szczęście.

Na ekranie pojawił się napis:

gdzie:

x – praca,

y – rozrywki,

z – umiejętność trzymania języka za zębami.

– Jestem przekonany – kontynuował Abramow – że po tej konferencji będziecie państwo szczęśliwi, bo wszystkie te zmienne będą na wysokim poziomie. No, jedna, ta ostatnia, jest zależna tylko od was! Może nie warto mówić o wszystkim, co będzie się tutaj działo? – Jurij spojrzał na Laurę w taki sposób, że zrobiło jej się gorąco. – A teraz czas na prezentację osób, bez których nie byłoby naszej firmy. Dziękujemy pani Marii Piotrowskiej za wspaniały występ. – Jurij zaczął klaskać, a sala mu zawtórowała.

Laura chłonęła każde jego słowo. Czekała na więcej.

Na ekranie w prezentacji Abramowa pojawił się stary model komputera. Laura widziała takie tylko na zdjęciach.

– Zacząłbym tak, jak opowiada się bajki: „Dawno, dawno temu…”, jednak obawiam się, że mógłbym przez to mieć kłopoty w pracy – zażartował Jurij. – Powiem inaczej. W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym siódmym roku los zetknął troje studentów informatyki. Dokładnie dwóch studentów i jedną studentkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mieszkali w różnych częściach Europy. W Polsce, Wielkiej Brytanii i Niemczech. Może nadal nie ma w tym nic dziwnego, przecież ludzie z różnych stron naszego globu się spotykają, ale tutaj jest pewne novum. Otóż oni poznali się w sposób wirtualny. Pewnie młodsza część publiczności – mężczyzna spojrzał na Laurę – myśli sobie: „Cóż w tym dziwnego?”, prawda? Pamiętajmy jednak, że to był dziewięćdziesiąty siódmy rok! Salome, Horus i Nostradamus poznali się na IRC-u, na kanale „data”. Pewnie nie wszyscy wiedzą, co to IRC. W tamtych czasach to był chyba jedyny sposób wirtualnej komunikacji.

Na kolejnym slajdzie pojawił się ekran z oknem rozmowy w języku angielskim w jednym z programów. Można było wyraźnie zobaczyć podświetlone słowa:

<Salome>

<Horus>

<Nostradamus>

#data

– Zacznę od mężczyzn, a serce i głowę całego przedsięwzięcia, kobietę, zostawię na deser. Horus, kiedyś student informatyki i prawa z Berlina, obecnie jest odpowiedzialny w firmie za szeroko rozumiane bezpieczeństwo. To dzięki niemu wszystkie dane, które zbieramy, które państwo nam powierzają, są w bezpieczny sposób przechowywane na naszych serwerach. Bezpieczeństwo to jeden z priorytetów naszej firmy. – Jurij zmienił slajd. – Nostradamus. Brzmi groźnie! Ale to on, dawniej student informatyki i psychologii z Londynu, koordynuje wszelkie analizowanie i prognozowanie w naszej firmie. To on kieruje wieloma zespołami analityków. I wreszcie serce i mózg Argusa, Salome! Absolwentka wielu uczelni, polskich i zagranicznych. Studiowała informatykę i psychologię, ale jest również zakochana w literaturze i mitologii greckiej. Bystra i ponadprzeciętnie inteligentna. To właśnie z jej inicjatywy w dwa tysiące piątym roku powstała firma Argus. I dzięki niej każdego roku rozwija się w bardzo szybkim tempie.

W sali rozległy się oklaski.

– Dziękujemy państwu za przyjęcie zaproszenia na naszą konferencję. Po przerwie zapraszamy na poświęcone państwa branży bloki tematyczne. Szczegóły znajdziecie państwo w materiałach reklamowych, ale również w informatorach znajdujących się na korytarzu. Życzę wielu niezapomnianych wrażeń, nie tylko tych zawodowych, ale też prywatnych. – Znów spojrzał na Laurę. – I pamiętajmy o wzorze na szczęście!

* * *

Tamtego dnia Laura spędziła najwięcej czasu na panelu poświęconym bankowości i ubezpieczeniom. To ją najbardziej interesowało ze względów zawodowych. Prywatnie bardziej interesował ją Jurij, ale do końca konferencji go nie spotkała. Gdy zabierała płaszcz z szatni, nagle ktoś za nią stanął.

– Może pomogę? – Usłyszała znowu ten śpiewny rosyjski akcent.

Jurij wziął jej płaszcz i pomógł jej go włożyć.

– Dziękuję.

– Jurij Wasiljewicz Abramow. – Mężczyzna wyciągnął do niej rękę.

– Wiem. – Uśmiechnęła się. – Laura Kirsch. – Odwzajemniła uścisk dłoni.

– Może masz ochotę na kolację? – zapytał. – Kawę dają tutaj dobrą, ale słabo karmią.

– Z przyjemnością.

– Teraz czy chwilę później?

– Nie mam teraz żadnych planów.

– Świetnie, to chodźmy. Nie znam warszawskich knajpek, ale pewnie gdy pójdziemy ulicą, znajdziemy coś, co się nam spodoba.

Spacerowali tamtego wieczoru zimnymi warszawskimi ulicami. Wydawało się, że zapomnieli o tym, że szukają restauracji.

– Nie jesteś z Warszawy? – zapytała Laura.

– Nie, mieszkam w Moskwie. W Polsce bywam raz na jakiś czas. Zresztą pracuję głównie zdalnie, częściej jeżdżę do Londynu czy Berlina.

– Doskonale mówisz po polsku – stwierdziła z uznaniem.

– Akcent mam wciąż wyczuwalny. – Jurij pokręcił głową. – Moja mama była Polką. Dbała o to, byśmy z siostrą potrafili się dogadać w jej ojczystym języku.

– I wyszło bardzo dobrze. A akcent… – Laura zamyśliła się na chwilę. – Bardzo mi się podoba. Jest taki śpiewny, delikatny, ale współgra z twoim mocnym głosem.

– Zaraz się zaczerwienię.

– I tak jesteś czerwony od mrozu. – Roześmiała się.

– To nie od mrozu przecież! To z zawstydzenia – zażartował Jurij. – Może jednak gdzieś usiądziemy? Bo faktycznie jest zimno.

– Tak, chętnie. Też zmarzłam.

Jurij otworzył drzwi najbliższej restauracji. Zdawało się, że jest im zupełnie obojętne, co będą jedli tego wieczoru.

– Białe czy czerwone?

– Nie pytasz, czy w ogóle? – zdziwiła się Laura.

– Nie. Wiem, że będziemy pili wino.

– Opracowałeś model ekonometryczny, który mówi, czy kobieta, z którą jesz kolację, pije wino?

– Prawie – przyznał Abramow. – Mam jeszcze szereg innych modeli…

– Jakich?

– W swoim czasie. To jak? Białe czy czerwone? – ponowił pytanie.

– Czy to jest zmienna potrzebna ci do tego, by prognozować to, co się stanie później?

– Dobra jesteś! – Spojrzał na nią z podziwem.

– Też zajmuję się tworzeniem modeli – powiedziała z satysfakcją.

– Czuję, że chyba częściej będę bywał w Warszawie.

– To się nie spotkamy.

– Dlaczego? – zdziwił się Jurij.

– Bo mieszkam w Gdańsku. W Warszawie bywam naprawdę rzadko.

– Nigdy nie byłem w Gdańsku.

– Zapraszam.

Kelnerka podała zamówione dania. Gdy zjedli, dochodziła dwudziesta druga.

– Odprowadzisz mnie do hotelu? – zapytała dziewczyna.

– Z przyjemnością. Mam nadzieję, że jest na drugim końcu Warszawy i będziemy szli całą noc.

– Nie w takich butach. – Laura wysunęła spod stołu stopę w kozaczku na szpilce.

– Nie wiem, dlaczego kobiety to sobie robią. – Jurij pokręcił głową.

– Żeby się podobać.

– Komu?

– Sobie – powiedziała z przekonaniem Laura.

– Nie wierzę. – Jurij zmarszczył brwi.

– No dobrze, mężczyznom też – przyznała ze śmiechem Laura. – Nie mów, że twój model prognozujący zachowanie kobiet na randce bierze pod uwagę to, czy ona wkłada szpilki, czy nie.

– Tutaj musimy przyjąć pewne odchylenie, bo tych szpilek nie włożyłaś specjalnie dla mnie. – Wzruszył ramionami. – Niestety.

– Jak dalej będziemy tak spacerować, to je specjalnie dla ciebie zdejmę.

– Brzmi dobrze. A może ściągniesz je w hotelu? – zapytał, patrząc wprost na nią.

Laura nic nie odpowiedziała. Szli chwilę w milczeniu, aż stanęli przed drzwiami hotelu.

– To tutaj – powiedziała.

– Niestety nie było daleko – westchnął Jurij.

– Niestety – przyznała mu rację.

– I co teraz? – Jurij poprawił jej szalik.

– Jesteś lepszym specjalistą od modelowania niż ja. Powiedz mi więc, co teraz. – Uśmiechnęła się.

– To zależy… – Zbliżył się do niej.

– Od czego?

– Od jednego czynnika.

– Jakiego?

Jurij nachylił się nad Laurą i ją pocałował. Przylgnęła do niego.

– Właśnie od tego – odparł z uśmiechem. – Mogę do ciebie wejść?

– A co mówi twój model ekonometryczny?

– Mój model ekonometryczny mówi, że wejdę do twojego pokoju i wyjdę dopiero rano – powiedział Jurij, patrząc jej głęboko w oczy.

– Nie byłabym na tej konferencji, gdybym nie ufała nauce. I nie chcę ci psuć statystyk. – Złapała go za rękę. – Oczywiście statystyk dotyczących prognozowania. Chodź.

* * *

Tamtego wieczoru nie rozmawiali już zbyt wiele, a Laura zdjęła nie tylko buty. Model ekonometryczny opracowany przez Jurija w kwestii zachowań na randce sprawdził się w stu procentach. Kochali się pół nocy, by rano pójść razem na konferencję.

– Spotkamy się jeszcze? – zapytał Jurij, gdy po południu odprowadzał ją na pociąg do Gdańska.

– Pewnie tak. – Laura się uśmiechnęła. – O ile załatwisz mi darmową wejściówkę na konferencję za rok.

– A wcześniej? – zapytał. – Może spotkamy się wcześniej?

– Statystyki dotyczące związków na odległość nie są zbyt optymistyczne.

– A ty wierzysz statystykom.

Laura pokiwała głową.

– Zawsze.

– A za rok w tym samym miejscu o tej samej porze zjesz ze mną kolację? – zapytał. – I śniadanie?

– Niestety nie zajmuję się prognozowaniem długookresowym.

– Szybko zleci. To jak?

– Zobaczymy.

3.

MESSENGER

Aleksandra wysłał(a) Dzisiaj o 15:47

Dziękuję ci bardzo. Widziałam was razem.

Tomasz wysłał(a) Dzisiaj o 15:48

???

Aleksandra wysłał(a) Dzisiaj o 15:48

Nie udawaj.

Tomasz wysłał(a) Dzisiaj o 15:49

To już nie można mieć koleżanek?

Aleksandra wysłał(a) Dzisiaj o 15:49

Każdej koleżance wkładasz ręce pod bluzkę?

Tomasz wysłał(a) Dzisiaj o 15:49

Miałem ci już dawno powiedzieć… Tak wyszło…

Aleksandra wysłał(a) Dzisiaj o 15:50

To koniec?

Facebook

Aleksandra Bednarek przygnębiona w: Warszawa, województwo mazowieckie

Publiczne

37 min

Podobno mężczyzn poznaje się po tym, jak kończą, a nie jak zaczynają. No to poznałam. Dupek.

Aleksandra Bednarek

3 min

Status związku: WOLNY

Rozdział II

1. Gdańsk–Warszawa, styczeń 2020

Laura wracała pociągiem do domu, z trudnością powstrzymując łzy. Jurij nie był typem samobójcy. Nie był słaby. Był jednym z najsilniejszych psychicznie mężczyzn, jakich spotkała na swojej drodze. Pewnie gdyby był słaby, nie pracowałby w Argusie. Przecież robią testy każdemu kandydatowi, a on zajmował tam wysokie stanowisko. Na pewno gruntownie go przebadali i nie zatrudniliby kogoś, kto w stresie może popełnić samobójstwo. W zasadzie prawie nic o nim nie wiedziała, ale i tak miała pewność, że nie targnąłby się na swoje życie.

Minęła Malbork, gdy dostała zdjęcie bawiącego się Mikołaja. „Czekamy” – przeczytała w esemesie. Uśmiechnęła się bezwiednie. Miała dla kogo żyć.

Pomyślała, że jeszcze do wczoraj była taka szczęśliwa. Wróciła do pracy, pojechała na konferencję i miała niewielką nadzieję, że romantyczne chwile z hotelu mimo wszystko się powtórzą, że spotka Jurija i spędzą ze sobą trochę czasu. Przecież historia podobno lubi się powtarzać!

Pociąg wlókł się ospale. Miał już kilka minut spóźnienia. Laura nie mogła się doczekać, kiedy wejdzie do domu albo zapuka do drzwi przyjaciółki mieszkającej naprzeciwko i po prostu zacznie płakać. Może gdy wyleje morze łez, zrobi się jej nieco lepiej. Przyjaciółka nie będzie nawet pytała, jak kiedyś Jurij, czy wino białe, czy czerwone, tylko od razu naleje jej to, które będzie miała, i potem co chwila będzie dolewała więcej. Nadal o nic nie pytając.

Laura wysiadła we Wrzeszczu i wzięła taksówkę. Nie miała siły jechać autobusem czy iść pieszo. Mieszkała niedaleko dworca, na nowym osiedlu w Gdańsku, w Garnizonie. Pełno knajpek, sporo młodych ludzi. Miała czteropokojowe mieszkanie, które kupiła zaraz po tym, jak sprzedała dom po rodzicach, w którym nie umiała mieszkać. Zresztą co ona by robiła sama w takiej willi? Cztery pokoje też wydawały jej się wtedy zbyt duże, ale na początku planowała, że wynajmie jeden jakiejś koleżance, by koszty utrzymania się zwróciły, lecz koniec końców zamieszkała sama. Potem… Potem pojawił się Mikołaj, a niedawno dołączyła do nich Irina.

Otworzyła drzwi do mieszkania. Gdy zdejmowała płaszcz, usłyszała Irinę, która śpiewała Mikołajowi kołysankę. Delikatnym, ale wyrazistym głosem cicho śpiewała po rosyjsku:

Baju bajuszki, baju,

Nie łożysia na kraju.

Pridiet sierieńkij wołczok

I uchwatit za boczok.

On uchwatit za boczok

I potaszczit wo lesok,

Pod rakitowyj kustok.

K nam, wołczok, nie chodi,

Naszego Mikołaja nie budi.

Laura stanęła w progu niezauważona. Łzy płynęły jej po policzkach, nie mogła się uspokoić. Po chwili Irina się odwróciła.

– Laura! Coś się stało? Nie mogę mu śpiewać po rosyjsku? – zdziwiła się. – Przepraszam, nie będę już więcej… Nie mógł zasnąć, a ta kołysanka zawsze pomaga…

– Nie, Irina, nie. Nie o to chodzi. Śpiewaj mu… śpiewaj po rosyjsku. Jego… – Westchnęła. – Jego tata pochodził z Rosji – powiedziała ze łzami w oczach. – Śpiewaj mu. Dzisiaj jest mu to szczególnie potrzebne.

Irina pokiwała głową.

– Irina…? – zapytała Laura, przełykając łzy. – Czy zaopiekowałabyś się nim dzisiaj w nocy? Ja… Ja chyba nie jestem w stanie.

– Oczywiście, zostanę tutaj.

– Dobrze. Ja muszę na chwilę wyjść. Będę naprzeciwko, gdyby coś… U Magdy będę.

– Idź. Gdybyś czegoś potrzebowała, to ja jestem.

Laura poszła do pokoju, otworzyła szafkę i wyciągnęła wino. Nie włożywszy kapci, boso wyszła z mieszkania i zapukała do drzwi naprzeciwko. Otworzyła dziewczyna w jej wieku.

– Jezu, Laura, co się stało?

– Magda, Jurij nie żyje. Popełnił samobójstwo. Ponad rok temu. A ja nawet o niczym nie wiedziałam!

2. Wcześniej… styczeń 2018

Na biurku Laury leżała zamknięta biała koperta.

– Szefowa zostawiła dla ciebie. – Marta, siedząca plecami do jej biurka, obróciła się na krześle.

– A co to? – Laura niedbale rozerwała kopertę i wyjęła złożony kartonik.

– Nie mów, że na to nie czekałaś.

– Czekałam – przyznała. – Zaproszenie na konferencję Argusa.

– Szczęściara! Szefowa powiedziała, że w tym roku nie ma budżetu na konferencję, ale że ty pewnie pojedziesz, to będziemy na czasie. – Westchnęła.

– Wszystko ci opowiem – obiecała Laura, po czym w myślach dodała, że może jednak nie wszystko. Uśmiechnęła się do swoich wspomnień.

Korespondowała z Jurijem przez ten rok, najpierw częściej – wzajemnie sobie podziękowali za miłe spotkanie – a potem kontakt był coraz rzadszy. Do niedawna nie rozmawiali już o planach długookresowych, jednak mail na początku stycznia zmienił tę sytuację. Chyba podświadomie czekała na taką wiadomość.

* * *

Od: Jurij Wasiljewicz Abramow

Do: Laura Kirsch

Minął prawie rok. Plany, które miały być długookresowe, już nie mają znaczenia. Czy zajmujesz się planowaniem krótkookresowym? Potrzebuję specjalisty w tej dziedzinie.

Jurij

Od: Laura Kirsch

Do: Jurij Wasiljewicz Abramow

W krótkookresowym planowaniu zawsze byłam lepsza. :)

A co mam zaplanować? Wyjazd na konferencję już zaplanowany!

Laura

Od: Jurij Wasiljewicz Abramow

Do: Laura Kirsch

Zaplanowałaś dobre daty? Jesteś pewna, że konferencja zaczyna się w sobotę 14 stycznia? Bo moim zdaniem można przyjeżdżać już od 12.

Hotel masz zarezerwowany. Nie wiem tylko, co powiesz na współlokatora…

Jurij

Od: Laura Kirsch

Do: Jurij Wasiljewicz Abramow

Myślałam, że konferencja zaczyna się w sobotę… Ale cóż, mogłam się pomylić. Z pewnością wiesz to lepiej, jako jeden z organizatorów…

A co do współlokatora… Wszędzie ograniczają koszty. Rozumiem, takie czasy!

Laura

Od: Jurij Wasiljewicz Abramow

Do: Laura Kirsch

Zarezerwowałem nam apartament w Marriotcie. Jesteś pewna, że konferencja nie trwa miesiąc?

Jurij

Od: Laura Kirsch

Do: Jurij Wasiljewicz Abramow

Apartament w Marriotcie? Ciekawy sposób na cięcie kosztów. :)

Będę.

Jakieś specjalne życzenia?

Laura

Od: Jurij Wasiljewicz Abramow

Do: Laura Kirsch

Po prostu bądź. I obiecaj mi, że będziesz tylko moja.

Będziemy tylko my.

Tak jakby ktoś nam wyciął te kilka dni i nasz hotelowy apartament z czasoprzestrzeni.

Jurij

* * *

Stanęła przy recepcji Marriotta, rozglądając się wokół. Nie była przyzwyczajona do hotelowych spotkań z kochankami. W zasadzie to była jej pierwsza taka schadzka. Laura nie do końca wiedziała, czy dobrze robi, jednak zapamiętała słowa Jurija o wycięciu tych dni z czasoprzestrzeni. Tak jakby nigdy się to nie wydarzyło.

– W czym mogę pomóc? – zapytała recepcjonistka.

Laura już chciała odpowiedzieć, gdy usłyszała za sobą śpiewny głos Jurija.

– My jesteśmy razem. Rezerwacja na nazwisko Abramow – powiedział.

Odwróciła się i od razu wpadła w jego ramiona. Poczuła ten obłędny zapach. Zapach, który kojarzył się jej tylko z nim. Z nim, z Warszawą i z pawimi piórami w logo Argusa. Uśmiechnęła się do siebie.

– Miło cię widzieć – wyszeptała.

Spojrzał jej w oczy i mocno ją przytulił. W jego ramionach czuła się tak, jakby faktycznie nie istniało nic poza nimi.

Nie zmienił się przez ten rok. W każdym razie ona tego nie dostrzegła. Czy ona się zmieniła? Może trochę. W jej życiu przecież zaszły zmiany. Ale nie chciała o tym teraz myśleć. Te dni będą przecież wyjęte z czasoprzestrzeni.

Gdy się zameldowali, złapał ją za rękę i zaprowadził do windy. Milczeli przez całą drogę na górę, patrzył jej tylko w oczy, jakby chciał wyczytać to, co zdarzyło się przez cały rok, kiedy w zasadzie nie mieli ze sobą kontaktu.

Gdy dojeżdżali do swojego piętra, zaczął rozpinać jej płaszcz.

– Nie porozmawiamy najpierw? – zapytała Laura.

– Nie. Możemy rozmawiać w przerwach. – Otworzył drzwi do pokoju i szybko zlokalizował, gdzie jest łóżko. – Albo w trakcie. Albo ty mów, a ja się tobą zajmę.

Zajmowali się sobą niemalże przez dwa dni i dwie noce. Oczywiście w przerwach rozmawiali, rozmawiali też w trakcie.

– A jak teraz wyglądają statystyki dotyczące związków na odległość? – zapytał, kreśląc kółka wokół jej pępka.

– Zmieniły się – przyznała.

– Na lepsze?

– A co rozumiesz przez lepsze?

– Bardziej korzystne. Dla nas. – Uśmiechnął się.

– To zależy, czy wystarczy ci spotkanie raz do roku, czy po prostu chciałbyś ze mną być.

– Raz do roku?

– Tak jak powiedziałeś, chwila wyjęta z czasoprzestrzeni.

– Niezależnie od tego, czy ktoś będzie na nas czekał w domu?

– Może.

– Jednak chciałbym cię mieć tylko dla siebie.

* * *

Mieli dla siebie całe dwa dni. W sobotę uczestniczyli w konferencji. Jurij został przedstawiony jako nowy członek zarządu. Laura była zdziwiona. Wcześniej nawet o tym nie wspomniał. Przez myśl jej przeszło, że może warto zapytać Jurija o możliwość pracy w Argusie. Może mogłaby spróbować? Kariera w tej firmie była szczytem marzeń każdego analityka. Wiadomo było, że Argus zatrudniał tylko najlepszych, płacił bardzo dobrze, ale też wymagał od pracownika bezgranicznego oddania firmie. Mimo że na każdym kroku wciąż podkreślano tę życiową równowagę.

– Może spróbowałabym złożyć do was CV? – zapytała przy kolacji.

Jurij spojrzał na nią zaskoczony.

– Chcesz zmienić pracę?

– Do tej pory nie chciałam. A może inaczej: nie wierzyłam, że to mogłoby być możliwe.

– Musiałabyś się przeprowadzić do Warszawy.

– Może to byłoby rozwiązanie?

– Nie wiem, czy to dobry pomysł. – Jurij pokręcił głową. – Zastanów się na spokojnie. Przecież masz całkiem niezłą robotę.

Potem jeszcze kilka razy próbowała podjąć ten temat, ale wyraźnie go unikał.

Następnego dnia po prawie nieprzespanej nocy wymeldowali się z hotelu. Konferencja miała potrwać do czternastej, potem umówili się na obiad.

– Zjemy coś i odprowadzę cię do pociągu – zaproponował. – Mam kilka spotkań, ale po południu będę wolny.

– O której się umawiamy?

– Trudno mi powiedzieć. Ale o czternastej trzydzieści powinienem już kończyć. Najpóźniej piętnasta. – Spojrzał na nią. – Muszę ci coś powiedzieć, ale nie chcę robić tego w pośpiechu. Teraz powiem tylko jedno… Nie chcę, by te chwile były wycinkiem z naszej czasoprzestrzeni. Nie chcę o nich zapominać. I nie chcę cię spotkać dopiero za rok.

– Spotykasz mnie przecież po południu. – Uśmiechnęła się.

– Tak, ale dzisiaj nie będę cię pytał o żadne statystyki ani prognozy. Mam to w dupie. Po prostu chcę z tobą być.

* * *

Punktualnie o piętnastej Laura siedziała w umówionej restauracji. Tamtego dnia nie mogła się skupić na niczym. Myślała o tym, co powiedział Jurij. Zastanawiała się, czy uda jej się na nowo poukładać życie, by spełnić jego i swoje oczekiwania. Postanowiła nie podejmować żadnych pochopnych działań. Czas pokaże.

Spojrzała na zegarek. Jurij się spóźniał.

– Może podać coś do picia? – zapytał kelner.

– Herbatę poproszę. I sałatkę. Tę z burakami i kozim serem.

Była głodna, ale nie chciała zaczynać jeść bez Jurija. W ogóle najchętniej nie robiłaby nic bez jego udziału. Zaplanowała sobie w drobnych szczegółach to, jakie podejmie kroki, gdy wróci do domu. Musiała nieco przeorganizować swoje życie, by znalazło się dla niego miejsce.

Dwadzieścia po czwartej nadal siedziała sama nad szklanką po herbacie i pustym talerzem pobrudzonym czerwonymi burakami. Próbowała się dodzwonić do Jurija, ale nikt nie odbierał. Wielokrotnie próbowała… Nagle usłyszała wolny sygnał, jednak ktoś zaraz przerwał połączenie. Po chwili przyszedł esemes:

Nie czekaj na mnie. Wracaj do domu. Sorry, coś mi wypadło.

Kilka razy sprawdzała, czy ta wiadomość na pewno była od Jurija. Niestety tak.

Spróbowała zadzwonić jeszcze raz.

Mówiłem, że coś mi wypadło.

Nie mogła w to uwierzyć. Coś mu wypadło? I napisał to w oschłym esemesie? Uregulowała rachunek, wyszła z restauracji i poszła pieszo w stronę dworca. Była wściekła. Mama zawsze jej powtarzała, że jeżeli chodzi o facetów, to znacznie lepszym uczuciem jest wściekłość niż smutek. Nie była smutna. Oczy miała zupełnie suche. Jednakże z wściekłości miała ochotę kopać wszystkie kamienie, które napotkała na swojej drodze.

A więc nie będzie cudownego życia, tylko chwila wycięta z jej codzienności. Chwila, o której chciałaby zapomnieć raz na zawsze.

Chwila, która jednak miała zupełnie zmienić jej życie.

3.

Facebook

Aleksandra Bednarek smutna w: Warszawa, województwo mazowieckie

Publiczne

21 min

„Nie trać czasu dla kogoś, dla kogo jesteś tylko opcją”

MTH HEALTH

Liczba kroków: 1200

Ilość snu: 1 godzina

Puls: 95

SPOTIFY

Najczęściej odtwarzana piosenka: Chciałbym umrzeć z miłości. Myslovitz