28,00 zł
Odkryj, jak miłość w związku wpływa na całą rodzinę!
„W rytmie relacji" to książka, która otworzy przed tobą drzwi do głębszego zrozumienia relacji międzyludzkich. Jest jak podróż po tajemnicach, które w codziennym zabieganiu często umykają - ale to one mają moc zmieniania wszystkiego! Poznaj te niewidoczne siły, które wpływają na nasze decyzje, emocje i interakcje.
Z tą książką dowiesz się:
- jak zbudować silniejsze więzi w rodzinie i związku, dostrzegając to, co niewidoczne,
- jak rozwiązywać konflikty, które wynikają z niezrozumienia „ukrytej miłości”,
- jak zyskać nową perspektywę na relacje, które budujesz każdego dnia.
Przekonaj się, jak zaskakująco mogą wyglądać twoje bliskie relacje, gdy tylko nauczysz się dostrzegać to, co ukryte!
Jeśli chcesz poprawić swoje relacje i zrozumieć, co naprawdę wpływa na twoje życie osobiste, nie czekaj – wejdź do świata, gdzie miłość jest pełna tajemnic.
Zmień swoje spojrzenie na miłość, związek i rodzinę!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Bertowi – z wdzięcznością wobec twojej ujmującej osobowości i odważnych nauk
To, że moja książka El buen amor en la pareja (Dobra miłość w związku) zaciekawiła tak wiele osób i że nadal cieszy się takim powodzeniem, było dla mnie radosnym zaskoczeniem. Zaskoczeniem, ponieważ nie spodziewałem się, że wzbudzi tak ogromne zainteresowanie. Radosnym, ponieważ niewiele rzeczy cieszy równie mocno jak poczucie bycia użytecznym i pomocnym, zwłaszcza w tak intymnym i delikatnym obszarze, jakim jest małżeństwo czy życie w parze. To obszar, w którym wszyscy mamy tak wiele do stracenia i wobec którego pokładamy ogromne nadzieje, ponieważ jest to szczególne epicentrum naszych więzi oraz żyzna gleba – lub pustynia, w zależności od tego, jak do niej podchodzimy – na której możemy rozwinąć naszą najgłębszą i najbardziej zaangażowaną uczuciowość. Kiedy pisałem tę książkę, starałem się z jednakową siłą i pokorą przekazać to, czego nauczyłem się w ciągu trzydziestu lat pracy terapeutycznej Gestalt oraz w konstelacjach rodzinnych z jednostkami i parami: zakamarki serca; dynamika relacji, zwłaszcza rodzinnych, ale także międzypokoleniowych; elementy, które tworzą krajobraz dobrego samopoczucia w związku; zasady, które kierują miłość w stronę poczucia szczęścia; sztuka radzenia sobie z bólem towarzyszącym rozstaniom; umiejętność przeżywania, powstrzymywania i przechodzenia przez emocje; kompetencje egzystencjalne, gdy para doświadcza skrajnych trudności, takich jak poważne problemy z dziećmi lub seksualnością; pakty i tańce w parach i tym podobne. Niemniej jednak sukces tej książki w pewien sposób potwierdza, jak bardzo potrzebujemy wskazówek dotyczących relacji międzyludzkich oraz wsparcia w obliczu trudnych doświadczeń emocjonalnych i uczuciowych.
Niewątpliwie podróż życia zmusza nas do dokonania cudu, jakim jest konieczność zmierzenia się z tą najważniejszą relacją, czyli byciem w związku, który napędza potężna energia seksualna i łagodniejsze paliwo, jakim jest poczucie wspólnoty i przynależności. Kiedy zapytano Sokratesa, czy lepiej się ożenić, czy żyć w pojedynkę, odpowiedział żartobliwie: „Nie ma to większego znaczenia, ponieważ tak czy inaczej popełnisz błąd; ale lepiej się ożenić, ponieważ jeśli dobrze trafisz, będziesz trochę szczęśliwy, a jeśli źle, to też nie ma problemu: zostaniesz filozofem”. Historycy twierdzą, nieco z przymrużeniem oka, że druga żona Sokratesa i matka jego trojga dzieci, o imieniu Ksantypa, miała paskudny charakter, była arogancka, złośliwa i zawzięta, co wystawiało na próbę cierpliwość, cnotę i opanowanie filozofa. Jednak, podobnie jak Sokrates, my też możemy zdecydować się na wejście w świat relacji partnerskich w sposób równie odważny, co bezstronny, otwierając serca i ufając bez względu na wszystko, pomimo turbulencji, które zawsze towarzyszą intymności; zachowując równowagę w określaniu naszych oczekiwań wobec partnera i zdając sobie sprawę, że relacja nie przyniesie i nie musi przynieść absolutnego szczęścia; a jednocześnie zdając sobie sprawę, że jeśli pewne składniki zostaną połączone, możemy doświadczyć siebie jako osób spełnionych.
Żyjemy w czasach powszechnie lansowanego, skrajnego i pogłębionego indywidualizmu, który nasze społeczeństwo, tak pozbawione instynktu, przyjmuje bezkrytycznie. W rezultacie coraz więcej osób funkcjonuje poza bogatą siecią uczuciową i relacyjną, co bezpośrednio wpływa na zdrowie fizyczne i psychiczne oraz osłabia naturalną chęć do życia. Zjawisko to jest już tak nasilone, że wiele osób umiera w samotności, nie mając nikogo, kto mógłby za nimi tęsknić lub do nich zadzwonić. Uważam, że wybraliśmy maksymalny indywidualizm ze względu na korzyści ekonomiczne i przewrotną doktrynę ciągłego wzrostu, dodatkowo myląc go z wolnością. Cena emocjonalna okazała się jednak bardzo wysoka. Straciliśmy plemienne, więziotwórcze i wspólnotowe poczucie życia, nie zdając sobie sprawy z tego, że brak klanu rani wewnętrznego ssaka, który żyje w każdym z nas.
Dlatego poprzez związek i rodzinę szukamy obszarów przynależności oraz ram społecznych dla naszych relacji i całego życia, dzięki czemu chronimy się przed przerażającym poczuciem izolacji. To także wydłuża nasz żywot. Chociaż tak zwane społeczeństwa opiekuńcze chronią osoby znajdujące się w trudnej sytuacji życiowej, to jednak robią to w sensie ekonomicznym, a nie w sensie budowania więzi i relacji. Tymczasem gdy dochodzi do mimowolnej izolacji, ma ona w sobie coś z wygnania i wypędzenia. Wystarczy zapytać osoby starsze, wyrzucone poza krąg hiperwartości siły i piękna, lub ubogie, pogodzone z koniecznością zaspokajania potrzeb ludzi bogatych, wysoko cenionych, ale często maskujących swoje wewnętrzne ubóstwo. Potrzebujemy towarzystwa i dzielenia się życiem, ponieważ nasze doświadczenie nabiera znaczenia przede wszystkim wtedy, gdy się nim dzielimy. To wspólne spojrzenie i wspólne słuchanie nadaje mu kolor i blask. Relacja nawiązana między dwojgiem ludzi, którzy są gotowi zaangażować się emocjonalnie i seksualnie – bo na tym przecież polega związek – jest częścią tej miłej i pożytecznej struktury, która pomaga nam być szczęśliwszymi: siłą twórczą, życiodajną więzią. Związek dwojga ludzi. Wspólny projekt, spojrzenie w przyszłość.
Para to dwoje ludzi patrzących w tym samym kierunku, ze wspólnymi projektami, dziećmi, podróżami, biznesem, zainteresowaniami, perspektywami itp., a zatem pod wieloma względami filar, na którym się wspieramy w trudnych chwilach, który stanowi nasz punkt odniesienia i daje nam poczucie bezpieczeństwa. Filar, którym się inspirujemy i który dodaje nam otuchy.
Istnieją związki heteroseksualne i homoseksualne. Pary, które mieszkają razem, i takie, które decydują się na mieszkanie osobno. Istnieją różne formy wspólnego życia i współżycia opartego na miłości, miejsca, w których mieszkają razem nawet trzy lub więcej osób. Jakiś czas temu poznałem dwie pary z wieloletnim stażem: kobiety pozostawały w związku, o którym wiedzieli i który akceptowali obaj mężowie, cała czwórka była więc szczęśliwa. Nie chcę poprzez ten przykład powiedzieć, że taki rodzaj więzi jest powszechny, ale tym ludziom to pomagało czuć się dobrze. A przecież o to w tym wszystkim chodzi.
Każdy człowiek poszukuje swojej przestrzeni uczuciowej najlepiej, jak potrafi. Spróbujmy zatem poszerzyć horyzonty: zazwyczaj skupiam się w swoich rozważaniach na związkach tradycyjnych, choć zdaję sobie sprawę, że obecnie coraz szerszy jest wachlarz relacji emocjonalnych, funkcjonujących w zgodzie z wewnętrznymi potrzebami danych osób, a nie społecznymi oczekiwaniami. Nie sposób na przykład kwestionować istnienia monogamii sukcesywnej. Obecnie nie mówi się o kawalerach i pannach, a o singlach, a wybór takiej ścieżki życiowej postrzegany jest jako kolejna, ważna możliwość. Niezależnie od wybranej opcji życie staje się radosne i ekscytujące, gdy działamy w obrębie gęstej sieci relacji, jako para lub w wybranym przez siebie towarzystwie.
Tańczymy razem… Jak więc przedstawić ten taniec dwojga? W niniejszej publikacji zamierzam zaproponować kilka skutecznych rozwiązań dotyczących problemów w miłości i komunikacji, przedstawiając takie uniwersalne tematy, jak różne rodzaje miłości, znaczenie współczucia i przemocy, obecność duchów z przeszłości, brak równowagi w miłości, utrata dziecka, znęcanie się, niewierność oraz energia śmierci i życia. Omówię je, bazując na przypadkach z pracy terapeutycznej prowadzonej w ramach różnych warsztatów konstelacji rodzinnych. Celem jest ustanowienie wytycznych i ścieżek, które pomogą zrozumieć, a nawet dostosować lub naprawić niezadowalające, nieuczciwe lub niekorzystne wzorce relacyjne. Chcę również uchwycić istotę tego tańca, wydobyć ją i podzielić się jej smakiem z tymi, którzy pragną delektować się nią w skupieniu i z uwagą.
Z tego względu jest to książka o charakterze bardziej praktycznym niż poprzednia. Jej celem jest zilustrowanie, jak bardzo to, co dzieje się w naszym sercu, jest decydujące – prowadzi nas do głębszego zrozumienia jego ruchów, tak aby miały one dobry wpływ na nasze relacje małżeńskie, relacje z dziećmi, rodzicami i członkami rodziny w ogóle. Naturalnie skupię się na próbie wyjaśnienia dynamiki relacji i tańców, które często się powtarzają, na dobre i na złe, chociaż ostrzegam, że próba przelania na papier wszystkich niuansów, subtelności i emocjonalnej atmosfery konstelacji rodzinnej lub sesji terapeutycznej z pewnością się nie powiedzie. Słowa łagodzą wysokie napięcie, są przejawem niezwykłej delikatności i człowieczeństwa, a także mają potencjał odmieniania ludzi.
Osiągnięcie głębszego porozumienia w związku jest prawdziwą szkołą życia, która pozwoli nam zyskać lepszy wgląd w siebie i, być może, uzdrowić wszelkiego rodzaju nadwerężone więzi. Zadaniem tej książki jest również pomóc nam myśleć i rozumieć, ale przede wszystkim pracować nad sobą i rozwijać zdolność do miłości, prawdy, pokoju i wolności. Krótko mówiąc, chodzi o to, by iść naprzód, nie pozostawiając za sobą niedokończonych spraw, co jest główną ideą terapii Gestalt. Jak mówi piosenka Rozalén o tym samym tytule: „Wiedzieć i czuć, że nie mam niedokończonych spraw”. I tańczyć razem, ponieważ związek pary jest tańcem i warto go dobrze opisać, kochając bez konieczności zatajania czegokolwiek. Kochać i być kochanym, a tym samym móc błogosławić życie, zbliżające się do zachodu słońca, jak mówi wiersz Amado Nervo:
Kochałem, byłem kochany, słońce pieściło moją twarz.
Życie, nie jesteś mi nic winne! Życie, między nami panuje pokój!
W małżeństwie i ogólnie w związkach dostrzegamy to, co widzialne: komunikację, gesty, słowa szczere lub puste, oschłe lub pełne czułości, opisujące lub oceniające, to, co werbalne i niewerbalne, tekst i kontekst, to, co jest i jak jest, przytulenia i ich brak, chłód i ciepło, bliskość i fizyczny dystans, uśmiechy szczere i fałszywe, gesty radosne i pełne napięcia, milczenie pełne łagodności lub gniewu czy też milczenie świadczące o obojętności… które, jak ciche by nie były, paradoksalnie pozostają formą ekspresji.
Czasem czujemy się zagubieni, bo to, co słyszymy, na przykład „kocham cię”, nie pasuje do sposobu, w jaki jest wypowiadane – jak wtedy, gdy słowom towarzyszy lekceważący wyraz twarzy. To, co widzialne, może być bardzo niespójne, powodując nieuniknione cierpienie poszczególnych osób, par i rodzin. Dzieje się tak, ponieważ pod powierzchnią tego, co widzialne, znajduje się ukryty świat, który jest zasilany przez emocje zakotwiczone w przeszłości: góry lodowe pożądania lub zakopanej wściekłości i cierpienia, magmy dziecięcych miłości i namiętności oraz traumy rodzinne i uwarunkowania, które choć należą do przeszłości, wciąż bulgoczą i napędzają formę, w jakiej się komunikujemy i odnosimy do innych ludzi.
Celem niniejszej publikacji jest pokazanie dynamiki leżącej u podstaw związku, tej mniej świadomej, która pomaga nam zrozumieć to, co dzieje się na powierzchni i pomiędzy partnerami: jak odnoszą się do siebie, co muszą zrozumieć i uwolnić, jakie więzi nimi kierują, jak i dlaczego udaje im się być razem, jak przezwyciężają problemy i co się do tego przyczynia.
Jednym z podstawowych założeń jest to, że w związku nie ma dobrych i złych osób, ale każda z nich ponosi część odpowiedzialności za dobre lub złe funkcjonowanie pary. Nie mamy tu do czynienia z liniowym, lecz cyrkularnym rozumieniem relacji międzyludzkich. Innymi słowy, nie chodzi o to, że ty jesteś ofiarą, a ja agresorem lub odwrotnie, ale o to, że pozostajemy w relacyjnym tańcu, w którym te dwie postawy wzajemnie na siebie wpływają i się nawzajem kształtują: przechodzimy od poczucia bycia ofiarą do bycia agresorem lub do chęci odmienienia swojego losu albo uratowania siebie, co aktywuje nasz strach, który z kolei prowadzi nas z powrotem do bycia ofiarą; w ten sposób cały proces utrwala się jako niekończąca się spirala dyskomfortu. Na przeciwnym biegunie znajdują się tańce pozytywne, pełne uznania i życzliwości: uśmiecham się do ciebie i doceniam cię, a jeśli naprawdę chcę z tobą być, akceptuję cię takim, jakim jesteś, i nie poddaję cię ciągłemu osądowi, co wyzwala w tobie większą czułość wobec mnie, a to z kolei wzmacnia moje pragnienie, by się do ciebie uśmiechać i mieć cię blisko siebie.
Zrozumienie zasady cyrkularności w relacjach sprawia, że myślimy mniej w kategoriach tego, kim jestem, a bardziej w kategoriach tego, co wyzwalam w innych i co inni wyzwalają we mnie, kształtując w ten sposób tańce relacji, w których żyjemy. Jesteśmy istotami relacyjnymi i zmieniamy się w zależności od okoliczności. Inaczej funkcjonujemy na przykład w pracy, a inaczej w relacjach z przyjaciółmi czy rodziną. Klasycznym przykładem jest zachowanie uległe w pracy i stanowcze w kontaktach z dziećmi lub na odwrót: dyktatorskie w firmie i łagodne w rodzinie. To my aktywujemy i generujemy reakcje u innych. Akceptacja tego faktu pozwala nam zyskać większą odpowiedzialność i zwiększyć zdolność do udzielania własnych odpowiedzi oraz zarządzania rzeczywistością. Jak mówią niektórzy badacze komunikacji, ważna jest nie tylko wiadomość, którą wysyłamy, nawet nie intencja, która nią kieruje, nie nasz zamiar, ale efekt, jaki ostatecznie wywiera ona na odbiorcę. Jeśli zamierzam cię uszczęśliwić, ale udaje mi się cię zdenerwować, jest to wynik mojej komunikacji i ważne jest, byśmy wspólnie zrozumieli, w jaki sposób do niego doszliśmy i jaki był wkład każdego z nas w tym zakresie. Oznacza to konieczny rozwój osobistej odpowiedzialności, bez osądzania i obwiniania, ale poprzez świadomą i uczciwą obserwację.
Nie mniej ważne jest stworzenie dogodnych warunków do tworzenia wspólnych układów, które przynoszą nam dobre samopoczucie, radość i satysfakcję. Musimy zrozumieć, że wkład, jaki każdy z nas może wnieść w budowanie relacji – czyli propozycje, które wnosimy, i sposób, w jaki staramy się urzeczywistnić nasze ulubione scenariusze relacyjne – ma wiele wspólnego z naszą przeszłością, historią osobistą, scenariuszem życiowym czy starymi mechanizmami afektywnego uczenia się i stylami przywiązania. Niezwykle pomocna jest też wiedza o tym, jak funkcjonujemy i w jaki sposób nasze automatyzmy nas sabotują.
Dzięki terapeutycznemu językowi konstelacji rodzinnych pewne schematy dynamiki i relacji w parach wychodzą na światło dzienne, co ułatwia znalezienie pomocnych skojarzeń i zrozumienia. Miejmy nadzieję, że każdy odnajdzie tu narzędzia, które będzie mógł zastosować do własnej dynamiki związku, jej braku lub niespełnionego pragnienia jej posiadania. I to nie tylko w związkach par, ale w całym szeregu osobistych więzi, które tworzymy w życiu. Krótko mówiąc, jest to kwestia lepszego zrozumienia, w jaki sposób konstruujemy własne zakazy dotyczące miłości i jakie są samospełniające się dziecięce przepowiednie, które rządząc naszym życiem bez udziału naszej świadomości, nieustannie sabotują budowane przez nas więzi. Od tego momentu będziemy pracować, aby zmienić nasz związek i uczynić go bardziej elastycznym, tworząc nowe i być może bardziej satysfakcjonujące możliwości, a także bardziej kreatywne wzorce i odważniejsze metody uczenia się.
Wiedza o tych emocjonalnych głębiach, które kierują naszym życiem z otchłani przeszłości, pomoże nam, przy odrobinie szczęścia, okazywać większy szacunek rzeczywistości innych ludzi, nie zawsze przepuszczając wszystko przez nasz osobisty filtr, czyli postrzegać ich niezależnie od naszych uprzedzeń i map mentalnych, aby nasze tańce relacyjne były bardziej gibkie, aby nieco lepiej zrozumieć tych, którzy idą obok nas, i rozwijać zasoby, które mieliśmy ukryte i które mogą zapewnić nam dobre samopoczucie i rozwój. Następnie, znów przy odrobinie szczęścia, będziemy wspinać się ku większej otwartości serca, której doświadczamy, gdy jesteśmy w stanie kochać to, kim jesteśmy, i akceptować rzeczy takimi, jakie są, zamiast trzymać się naszych wyobrażeń o tym, jakie powinny być.
Ważnym wątkiem, który, jak powiedziałem, przewija się w tej książce, jest rozumienie pary jako szkoły życia lub rozwoju, jak zwykła mawiać Suzy Stroke, terapeutka będąca ekspertką w dziedzinie związków i pojednania z rodzicami. Dlatego właśnie życie w związku polega na samopoznaniu i pozostaje jednym z najlepszych sposobów na rozwój i naukę nawiązywania relacji, dawania i przyjmowania, wygładzania szorstkich krawędzi i pretensji ego oraz na bycie bardziej szczerym i lepsze poznanie siebie. Będąc w związku, uczymy się rozpoznawać i stawiać czoła naszym cieniom, aby nie kierowały nami i uelastyczniały nasze egoistyczne postawy, rozwijając w nas coraz większą wielkoduszność. W piaskach miłości następuje rozwój obojga partnerów, jeśli są na to gotowi i otwarci. Zanurzmy się w naszych emocjonalnych grotach i spróbujmy rzucić trochę światła na wewnętrzne ruchy, które nimi rządzą.
Wewnętrzne ruchy rządzące tymi arenami miłości i relacji, z ich rodzinnymi ramami, stanowią subtelne terytorium, które badamy dzięki technice konstelacji rodzinnych. To narzędzie terapeutyczne – oparte na podejściu humanistycznym i fenomenologicznym, systemowej terapii rodzinnej i terapii międzypokoleniowej – wyjaśnia, w jaki sposób życie naszych przodków, z ich talentami, lękami, traumami, przekonaniami i nadziejami, często wpływa na nasze własne życie. Ma ono również charakter egzystencjalny, ponieważ przygląda się ciągłej transformacji istoty ludzkiej wraz z wydarzeniami, które ją definiują, zapewniając ramy do zadawania pytań na temat istnienia pozbawione dogmatyzmu.
Konstelacje rodzinne (ustawienia rodzinne) zostały stworzone przez Berta Hellingera, niemieckiego filozofa, teologa i terapeutę urodzonego w 1925 roku, badacza dynamiki grupowej, psychoanalizy, analizy transakcyjnej, terapii Gestalt oraz terapii humanistycznych, rodzinnych i systemowych. Konstelacje umożliwiają osobie, parze lub rodzinie przedstawienie terapeucie swoich problemów, niezależnie od tego, jakie one są: emocjonalne, dotyczące związku, dzieci, rodziców lub rodzeństwa, zdrowia psychicznego i fizycznego, pracy, komunikacji lub osobowości, tak aby terapeuta mógł przekształcić je w zainscenizowaną reprezentację. Pozwala to, w dość krótkim, ale bardzo intensywnym czasie, zwizualizować niekorzystną dynamikę, która działa w tym systemie osobistym lub rodzinnym, aby następnie spróbować się nią zająć i ją zmienić.
Technika ta jest zazwyczaj praktykowana w grupie: dana osoba zwięźle przedstawia swój problem i osobiste cele oraz przekazuje terapeucie informacje na temat rodzinnego drzewa wpływów wraz z kluczowymi faktami. Następnie wybierani są przedstawiciele osób zaangażowanych w daną kwestię, zarówno tych z obecnej rodziny, jak i przodków, byłych partnerów, bliskich i tak dalej. Po wybraniu przedstawicieli są oni ustawiani na scenie tak, aby bohater konstelacji mógł uzewnętrznić, zwizualizować i wyraźnie poczuć całą swoją strukturę rodzinną oraz osobiste wpływy, powiązania i sieć relacji. Jest to bardzo graficzny sposób wyrażenia powiązań i miejsca każdej osoby w systemie.
Przedstawiciele odzwierciedlają następnie, we własnej percepcji, emocjonalne tło sytuacji wywołanych przez bohatera konstelacji. W ten sposób wyłania się często subtelna, czasem niewidoczna dynamika, która powoduje utrzymywanie się problemów, a następnie powstają alternatywne koncepcje rozwiązań, na przykład poprzez integrację osób wykluczonych lub naprawę relacji międzyludzkich; dochodzi do wykonania niedokończonych ruchów emocjonalnych lub wyrażenia rytualnych zwrotów, które porządkują, strukturyzują i odciążają wszystkich członków systemu. Często dana osoba doświadcza poczucia wyzwolenia od obciążeń i doznań cielesnych, uwolnienia się od poczucia winy lub odejścia od losu, który wydawał się nieunikniony; integruje traumy, niedokończone sprawy z dzieciństwa lub lepiej rozumie swoje miejsce w systemie rodzinnym, inicjując proces emocjonalnej transformacji w związkach i zyskując lepszą orientację w dążeniu do pożądanych celów życiowych.
W przykładach, którymi podzielę się na kolejnych stronach, spotkamy ludzi – ich imiona i szczegóły zostały zmienione, aby ochronić ich prywatność – którzy powtarzali lub byli uwikłani w nieszczęśliwe wzorce doświadczane przez innych członków rodziny (straty, uzależnienia, niepowodzenia, złość, depresja, porzucenie, niewierność…). Byli to ludzie, którzy pozostawali wierni pewnym niewidzialnym wzorcom i którzy po pracy nad swoją konstelacją poczuli się odnowieni, a nawet przemienieni. Przeczytamy o dzieciach, które ślepo kochają rodziców i kurczowo trzymają się pewnej dynamiki, takiej jak przyssanie się do śmierci wraz z tymi, którzy nie byli w stanie zakończyć żałoby, lub które biorą na siebie cudzą winę albo dźwigają ciężary nienależące do nich (takie jak bycie niewidzialnym partnerem jednego z rodziców), a które po zakończeniu konstelacji czują większą gotowość, by żyć pełnią życia. Efektem konstelacji jest często rodzaj wyzwolenia, ponieważ dochodzi do odsłonięcia ledwo wyczuwalnych wewnętrznych prądów i ostatecznego zmierzenia się z tym, co nierozwiązane, w klimacie intensywnej emocjonalności, która działa jak rodzaj objawienia i katharsis. Konstelacje działają na głębokim poziomie, w obrębie grupy rodzinnej i jej zbiorowej duszy; duszy, do której w jakiś sposób należymy i od której równowagi zależy nasze osobiste samopoczucie.
Można powiedzieć, że należymy do zbiorowej duszy rodzinnej, która nas otacza i obejmuje, nadając nam tożsamość i zaspokajając pragnienie przynależności, będące najpotężniejszym ludzkim instynktem. Jednocześnie wiąże nas ona poczuciem lojalności i koniecznością poświęceń, które mogą i muszą zostać przezwyciężone, jeśli orientacja na życie i szczęście ma zatriumfować nad tym, co stanowi jej przeciwieństwo: śmiercią i nieszczęściem. Podobnie, choć w innym sensie, znaczenie i sposób działania tych nieoczywistych sił bardzo dobrze wyjaśnił Carl Jung w swojej koncepcji nieświadomości zbiorowej.
W rodzinie zdarzają się wydarzenia, które ranią, osłabiają, zawstydzają lub sprawiają ból, a system rodzinny czasami próbuje chronić się przed nimi milczeniem, spychając je w niepamięć; nie zdajemy sobie przy tym sprawy, że milczenie ma konsekwencje i szkodzi sile i zdrowiu grupy, a także często pociąga za sobą konsekwencje i ofiary. To, co zraniło lub zniszczyło życie rodziny, musi zostać zintegrowane, aby straciło swoją moc i pozostało w przeszłości. Żyjemy nie tylko w naszej indywidualności, ale jesteśmy powiązani z sieciami – zwłaszcza z rodziną, choć istnieją też inne – które wpływają na nas, wręcz nami rządzą, nawet jeśli ich nie rozumiemy. W tych sieciach sama miłość nie zapewnia dobrobytu, nie wystarcza: konieczny jest porządek. To właśnie nazywamy dobrą miłością. Dobrą miłość można rozpoznać po tym, że prowadzi nas do dobrostanu, do życia, korzyści i spełnienia. Dobra miłość zakłada, że emocjonalnie szanujemy i akceptujemy przeszłość oraz dary i rany naszych przodków, zamiast angażować się w nie, powtarzać lub poprzez nasze nieszczęście okazywać im niezrozumiałą wierność. W ten sposób dobra miłość sprawia, że idziemy w życiu nieco dalej, zarówno pod względem dobrego samopoczucia, jak i szczęścia.
Wyraźnym celem konstelacji rodzinnych jest zatem uporządkowanie miłości, ukształtowanie jej w dobrą geometrię relacji międzyludzkich, która obejmuje wszystkich bez wyjątku, jednakowo godnych szacunku i uwagi, gdzie każdy zajmuje należne mu miejsce i troszczy się o siebie nawzajem, aby mogli rozwijać się, zamiast cierpieć. Taka jest dobra miłość, do której zachęca się w konstelacjach rodzinnych.
Zanim przejdę do opisu konkretnych przypadków, które posłużą mi za przykłady, chciałbym podzielić się tym, co nazwałem dwunastoma kluczami pozwalającymi ludziom przejść od miłości w dawnym rozumieniu tego słowa do dobrej miłości w związku.
Jesteśmy dwojgiem dorosłych, stojących na własnych nogach, a nie dwojgiem dzieci szukających rodziców. Bez ciebie też mógłbym sobie poradzić, ale w głębi serca cieszę się, że jestem z tobą i że jesteśmy razem.
Ogromnym darem jest umiejętność kochania cieni drugiej osoby, jej ego i trudności oraz odczuwanie współczucia, ponieważ oznacza to zdolność do zrozumienia i szanowania partnera w tym, co dla niego najtrudniejsze. Życie w parze daje szansę na rozwój, w którym szorstkie krawędzie ego są wygładzane, ponieważ wzajemna miłość jest w stanie je znieść.
Celem związku nie jest zapewnienie nam szczęścia, ale jeśli potrafimy połączyć wszystkie wymiary współistnienia w parze, doświadczamy czegoś bliskiego błogości. Czujemy, że gdzieś przynależymy, że stworzyliśmy intymność, więź i że budujemy ścieżki życia.
Przerost „ja” i indywidualizmu nad „my” daje partnerom niesamowite poczucie wolności, lecz równocześnie naraża na większą samotność i niepewność. Wszystko to jednocześnie. Jeśli chcesz mieć partnera, popracuj nad sobą, aby znaleźć własny sposób bycia partnerem, a reszta przyjdzie sama.
Partnerstwo jest relacją równości, w której należy dążyć do wymiany opartej na równowadze i sprawiedliwości, aby zachować parytet rangi. Jeśli dajemy za dużo, możemy wywołać poczucie zadłużenia i osłabić pozycję drugiej osoby. Lepiej dawać to, co druga osoba może w jakiś sposób oddać, ponieważ przy równej i owocnej wymianie rośnie szczęście.
Kiedy jedna osoba w związku domaga się wszystkiego od partnera, wówczas rodzą się dwa podejrzenia: pierwsze, że jest ona dzieckiem, a drugie, że z pewnością nie przyjmie i nie doceni tego, co jest jej dane, ponieważ poczucie niezadowolenia jest w niej głęboko zakorzenione. Taka osoba karmi swoje niezadowolenie kolejnymi oczekiwaniami, które nawet jeśli zostaną spełnione, nie dadzą jej satysfakcji. Zdecydowanie korzystniejsza jest wymiana pozytywna i satysfakcjonująca niż negatywna i krzywdząca.
Niektóre związki funkcjonują płynnie i łatwo, nie skrzypią. Są wynikiem spotkania dwóch natur, które harmonizują bez większych rozbieżności. W innych przypadkach wszystko jest trudne pomimo miłości. Kiedy związek jest intensywny i emocjonalny, często wysysa energię. W rzeczywistości wielkie emocjonalne zawirowania i psychologiczne gierki, które męczą i rujnują związek, wiążą się z reminiscencjami ran z dzieciństwa i starymi, niespełnionymi tęsknotami.
Trwające setki lat zmagania między mężczyznami i kobietami prowadzą do cierpienia i wymagają pojednania. To wspaniałe, gdy w związku oboje odczuwają prawdziwie, z głębi serca, że nie ma ludzi lepszych i gorszych i że kroczą przez życie razem, jak równy z równym. Żadne nie patrzy na to drugie z góry, nie gardzi ani nie wielbi, żadne nie wysuwa się do przodu ani nie pozostaje z tyłu. Współpracują. Są towarzyszami, przyjaciółmi, braćmi, kochankami i partnerami. W takim przypadku jeden plus jeden to więcej niż dwa. W głębi duszy kobiety często czują się lepsze od mężczyzn – według moich statystyk – ale te mądrzejsze dbają o to, by ich partnerzy tego nie zauważyli.
W życiu pary napotykają problemy, które sprawiają im ból: brak potomstwa, poronienie, śmierć lub choroba bliskich osób, kłopoty finansowe i egzystencjalne… Są to kwestie, które testują zdolność pary do przetrwania i które albo ją wzmacniają, albo niszczą, pozostawiając urazy i tworząc kilometry dystansu.
Zaangażowanie się w miłość w parze oznacza również narażenie się na ból związany z możliwym końcem relacji. W dzisiejszych czasach mówimy o monogamii sekwencyjnej, tj. statystycznie możemy spodziewać się od trojga do czworga partnerów w ciągu naszego życia, co wiąże się ze stresem i złożonymi sytuacjami emocjonalnymi. Kiedy nie ma umowy instytucjonalnej, mamy możliwość tworzenia partnerstwa każdego dnia na swój własny sposób oraz życia tak, jak potrafimy. Jeśli przychodzi koniec związku, uczymy się języka bólu, lekkości i dystansu, a następnie wracamy na ścieżkę miłości i życia.
Dobrze jest wiedzieć, że miłość najlepiej rozwija się w uporządkowanym świecie relacji: że rodzice są rodzicami, a dzieci dziećmi, że obecny związek (który może obejmować dzieci z poprzednich związków) ma pierwszeństwo przed poprzednimi lub rodzinami pochodzenia. Dla niektórych osób wspólne dzieci są ważniejsze niż sam związek, co prowadzi do dyskomfortu dla wszystkich. Szacunek do przeszłości pomaga budować dobrą teraźniejszość i przyszłość. Jednocześnie późniejszy partner powinien wiedzieć, że ma większe szanse na znalezienie się w dobrym miejscu, jeśli zakłada, że dzieci partnera były pierwsze, i uszanuje ich priorytet.
Ludzie w niektórych parach nie odnoszą się do osoby, która jest obok nich, ale do wewnętrznych wyobrażeń, które sobie z biegiem czasu wykształciły na jej temat. Żyją przeszłością i zapominają o codziennej aktualizacji. Aby tego uniknąć, pomocne jest otwarcie swojej percepcji na każdą nową chwilę i niebranie drugiej osoby za pewnik. Kiedy codziennie poznajemy ją i odkrywamy na nowo, także my sami stajemy się kimś nowym i młodym.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
