Szczęścia można się nauczyć - Ewa Woydyłło, Agnieszka Radomska - ebook
NOWOŚĆ

Szczęścia można się nauczyć ebook

Ewa Woydyłło, Agnieszka Radomska

3,0

124 osoby interesują się tą książką

Opis

Wiele dróg prowadzi ku szczęściu. 

Jak odnaleźć własną? 

 

 

Czy istnieje przepis na szczęście?  „Często jestem o to pytana. Nie wiem jak inni, ale ja po prostu lubię życie i nauczyłam się akceptować rzeczy, na które nie mam wpływu” mówi dr Ewa Woydyłło.  

W książce Szczęścia można sięnauczyć dr Ewa Woydyłło i dziennikarka Agnieszka Radomska poruszają tematy, z których utkana jest nasza codzienność. Mówią o miłości i przyjaźni, radości i troskach, pracy i odpoczynku. Zastanawiają się, kiedy warto dawać z siebie wszystko, a kiedy lepiej odpuścić, jak budować relacje z innymi, by były trwałą wartością, a także jak zatroszczyć się o własny dobrostan.  

Być może właśnie te rozmowy staną się dla ciebie inspiracją, zachętą do najciekawszej z możliwych podróży w głąb siebie. I ku szczęściu.  

 

   

*** 

    

EwaWoydyłłodr psychologii, terapeutka uzależnień, publicystka i autorka wielu książek pełnych porad oraz wiary w to, że nasze szczęście zależy od nas samych, w tym bestsellerowychZakrętów życia(Wydawnictwo Zwierciadło). Propagatorka ruchu, miłośniczka tenisa na korcie i na trybunach. 

Agnieszka Radomska –dziennikarka. Fascynuje ją wszystko, co związane z emocjami i ludzką psychiką. Prywatnie mama nastolatki i miłośniczka kundelków.  

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 218

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o., War­szawa 2025 Text © co­py­ri­ght by Ewa Woy­dyłło, Agnieszka Ra­dom­ska, 2025
Re­dak­cja: Agnieszka Wierz­bicka
Ko­rekty: Me­lanż
Pro­jekt okładki i pro­jekt gra­ficzny: Ada Ku­jawa
Zdję­cie Ewy Woy­dyłło: Alek­san­dra Mo­drze­jew­ska
Dy­rek­tor pro­duk­cji: Ro­bert Je­żew­ski
Wy­daw­nic­two nie po­nosi żad­nej od­po­wie­dzial­no­ści wo­bec osób lub pod­mio­tów za ja­kie­kol­wiek ewen­tu­alne szkody wy­ni­kłe bez­po­śred­nio lub po­śred­nio z wy­ko­rzy­sta­nia, za­sto­so­wa­nia lub in­ter­pre­ta­cji in­for­ma­cji za­war­tych w książce.
Wy­da­nie I, 2025
ISBN: 978-83-8132-682-7
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­szawa tel. 603 798 616
Dział han­dlowy:han­dlowy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urzą­dze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stą­pie­niach pu­blicz­nych tylko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­ciela praw au­tor­skich.
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

do­piero te­raz

kiedy mam się

czym mar­twić

wiem że nie warto

było

na za­pas

się mar­twić

trzeba było się

na za­pas cie­szyć

być nie­po­praw­nym

upra­wia­czem ra­do­ści

Jó­zef Ba­ran

Przy­pis do cier­pie­nia

Książka, którą trzy­masz w ręku, nie jest re­ceptą na szczę­ście. Nikt nie zna uni­wer­sal­nego prze­pisu na to, jak cie­szyć się ży­ciem. Każdy musi zna­leźć wła­sną drogę do speł­nie­nia. Mamy na­dzieję, że na­sze roz­mowy staną się in­spi­ra­cją i za­pro­sze­niem do re­flek­sji nad wszyst­kim, co w ży­ciu ważne.

W Szczę­ścia można się na­uczyć wska­zu­jemy kie­runki po­szu­ki­wań prawdy o so­bie po to, aby za­pew­nić w swoim ży­ciu miej­sce dla przy­jaźni, mi­ło­ści, pracy i od­po­czynku. Za­sta­na­wiamy się, czym są zdrowe wy­bory i jak wielką uzdra­wia­jącą moc ma ak­cep­ta­cja. Ob­ja­śniamy do­bro­stan i doj­rza­łość, która do niego przy­bliża. Mó­wimy też o trud­no­ściach, ja­kich można się spo­dzie­wać, ale trzeba się na­uczyć je po­ko­ny­wać.

Być może dzięki tej lek­tu­rze za­czniesz wpro­wa­dzać zmiany, wcale nie­wy­ma­ga­jące re­wo­lu­cji, a je­dy­nie no­wego spoj­rze­nia. Po­trak­tuj tę książkę jak szwedzki stół ‒ po­czę­stuj się tym, czego ze­chcesz spró­bo­wać, i zo­bacz, co się sta­nie...

Ewa Woy­dyłło,

Agnieszka Ra­dom­ska

.

Szczę­ście to nie cel.To pro­dukt uboczny czer­pa­nia z ży­cia w pełni.

Ele­anor Ro­ose­velt

.

Rzadko kiedy sły­szę od ko­goś zda­nie „je­stem szczę­śliwy/szczę­śliwa”. Może szczę­ście jest po­ję­ciem zbyt wznio­słym, gór­no­lot­nym, tro­chę ide­ali­stycz­nym? Lu­dzie na ogół są po pro­stu albo za­do­wo­leni, albo nie. I chyba ła­twiej nam przy­znać, że czu­jemy się nie­szczę­śliwi. Sama tak mam, a ty?

Gdyby wy­da­rzyło się coś nad­zwy­czaj­nego, i to ra­czej coś bar­dzo przy­krego, co spo­wo­do­wa­łoby kom­pletne za­ła­ma­nie i sy­tu­ację bez wyj­ścia, to fak­tycz­nie mo­gła­bym po­czuć cięż­kie prze­ra­że­nie, smu­tek, roz­pacz – ale wcale nie­ko­niecz­nie po­my­śla­ła­bym: „jaka je­stem nie­szczę­śliwa...”. Zresztą jaki sens ma wów­czas sta­wia­nie so­bie ta­kiego py­ta­nia? Prze­cież to oczy­wi­ste, że skoro wła­śnie się do­wie­dzia­łam, że np. moje dziecko nie zdało do na­stęp­nej klasy, to w tym mo­men­cie je­stem zmar­twiona. Zła­mał mi się ob­cas, gdy bie­głam do tram­waju? Cóż, taki pech... Nie musi to być od razu sy­no­ni­mem nie­szczę­ścia. Stwier­dze­nie „je­stem nie­szczę­śliwa” może mieć cha­rak­ter na­wy­kowy. Tym smut­nym i uża­la­ją­cym się zwro­tem nie­któ­rzy wy­ra­żają stan lub na­strój, a na­wet cza­sem prze­ko­na­nie, gdy im się ich ży­cie nie po­doba, gdy cier­pią w sy­tu­acjach trud­nych do roz­wią­za­nia, np. w nie­uda­nych mał­żeń­stwach, źle do­pa­so­wa­nych za­wo­dach, lub gdy nie po­tra­fią spro­stać ja­kimś ży­cio­wym wy­ma­ga­niom. Może to być zwią­zane z do­zna­nym roz­cza­ro­wa­niem, przy­krym za­sko­cze­niem, ale rów­nież z prze­wle­kłą bez­czyn­no­ścią, osa­mot­nie­niem czy nudą.

Nuda uniesz­czę­śli­wia?

Sie­dzi ktoś w domu i my­śli: wo­kół tylu szczę­śli­wych lu­dzi, a ja tu tkwię sam jak pa­lec. Osoba nie­śmiała, prze­mę­czona albo pa­sywna może w ta­kiej sy­tu­acji fak­tycz­nie czuć się nie­szczę­śliwa. Inna wyj­dzie z domu na spa­cer czy prze­biec się po parku, wy­bie­rze się do kina, do mi­łej są­siadki, do bi­blio­teki, za­te­le­fo­nuje do krew­nych czy zna­jo­mych; a jesz­cze inna umo­ści się wy­god­nie w fo­telu z kub­kiem her­baty i cie­kawą książką albo po­słu­cha mu­zyki w ra­diu czy wy­szuka coś cie­ka­wego w te­le­wi­zji. To na­prawdę za­leży od na­szych przy­zwy­cza­jeń. Gdy ktoś czeka na atrak­cje, może się nie do­cze­kać. Le­piej za­dbać o nie oso­bi­ście.

Z czego wy­ni­kają te róż­nice?

Wiele na­wy­ków wy­no­simy z domu, gdzie do­ro­śli prze­ka­zują dzie­ciom swoje wy­obra­że­nia o ży­ciu. W nie­któ­rych ro­dzi­nach pa­nuje prze­ko­na­nie, że ży­cie jest okrutne i cięż­kie, a los pra­wie za­wsze nie­życz­liwy. U mnie było od­wrot­nie. Mama za­wsze po­wta­rzała, że je­ste­śmy szczę­ścia­rami i mamy wszystko, czego nam po­trzeba. W szkole było spo­koj­nie i bez afer, na­uczy­cielki nas lu­biły i za­wsze pod­trzy­my­wały na du­chu. Ja więc do tej pory uwa­żam, że na świe­cie jest wię­cej do­brego niż złego – i jak pa­trzę do­okoła, to mi się to za­wsze spraw­dza. Oczy­wi­ście są rze­czy, które mnie złosz­czą, smucą albo krzyw­dzą. Jed­nak szczę­ście ro­zu­miem bar­dzo oso­bi­ście, na­wet in­tym­nie, i różne przy­kre czy nie­miłe sprawy trak­tuję jako dru­go­rzędne. Na­paść Ro­sji na Ukra­inę jest czymś strasz­nym, okrut­nym i nie­bez­piecz­nym; ostat­nia po­wódź na po­łu­dniu Pol­ski była wielką tra­ge­dią dla ty­sięcy po­szko­do­wa­nych – ale cho­ciaż jedno i dru­gie uwa­żam za wiel­kie nie­szczę­ścia, to nie od­biera mi to prawa, by cie­szyć się moją ro­dziną, moją pracą, mo­imi przy­ja­ciółmi i wszyst­kimi waż­nymi dla mnie rze­czami.

A samo po­ję­cie szczę­ścia nie jest dziś tro­chę prze­re­kla­mo­wane?

Moż­liwe, przy­naj­mniej w tym sen­sie, w ja­kim czę­sto się o nim mówi – jako o ja­kichś szcze­gól­nych przy­wi­le­jach. A prze­cież do­bre, przy­jemne ży­cie, które bu­dzi ra­dość, za­do­wo­le­nie, wcale nie musi wy­ni­kać z tego, że ktoś jest ja­koś wy­jąt­kowo uprzy­wi­le­jo­wany. Czę­sto bywa wręcz od­wrot­nie, a przy­kła­dów w hi­sto­rii i kul­tu­rze jest mnó­stwo. Oczy­wi­ście szcze­gól­nie rzu­cają się w oczy te po­wszech­nie znane, do­ty­czące ce­le­bry­tów. Uwa­żana za naj­pięk­niej­szą ko­bietę świata Ma­ri­lyn Mon­roe, wielka gwiazda, wy­koń­czyła się al­ko­ho­lem i psy­cho­tro­pami w wieku za­le­d­wie 36 lat; inna uta­len­to­wana ar­tystka, Amy Wi­ne­ho­use, mimo wspa­niale za­po­wia­da­ją­cej się ka­riery też ode­szła w tra­giczny spo­sób, usi­łu­jąc w nar­ko­ty­kach zna­leźć ucieczkę od swego spek­ta­ku­lar­nie za­po­wia­da­ją­cego się ży­cia. Ro­bin Wil­liams, naj­we­sel­szy wśród ak­to­rów, z wy­bit­nymi ro­lami na kon­cie, po­peł­nił sa­mo­bój­stwo, choć mo­głoby się wy­da­wać, że jego ży­cie to pa­smo speł­nio­nych ma­rzeń. Sa­mot­ność i de­pre­sja to czę­ste ludz­kie dra­maty, które po­ka­zują, że szczę­śliwe ży­cie wcale nie za­leży od urody, bo­gac­twa czy ta­len­tów.

Skoro nie przy­wi­leje, to co czyni nas szczę­śli­wymi?

Czę­sto je­stem py­tana o „prze­pis na szczę­ście”. Nie wiem, jak inni, ale ja po pro­stu lu­bię ży­cie i na­uczy­łam się ak­cep­to­wać rze­czy, na które nie mam wpływu. Mnó­stwo lu­dzi wpada w zły na­strój już w paź­dzier­niku, bo za­raz po nim prze­cież bę­dzie li­sto­pad, z całą swoją sza­ro­ścią, a po nim zimny gru­dzień i sty­czeń, więc na pierw­szy po­wód do za­do­wo­le­nia trzeba cze­kać do wio­sny... Ta­kie osoby mają wi­dać pe­cha, bo ja na przy­kład bar­dzo lu­bię dłu­gie je­sienne i zi­mowe wie­czory. W ogóle lu­bię lu­bić bar­dziej niż nie lu­bić. I to od­nosi się do wielu rze­czy. Taką mam stra­te­gię, bo jak coś czy ko­goś lu­bię, to sama le­piej się czuję.

Nie my­ślę o szczę­ściu jako o sta­nie ide­al­nym. Pięk­nie po­ka­zuje to film „Bu­lion na­mięt­no­ści” ze zna­ko­mitą Ju­liette Bi­no­che. Jest to w pew­nym sen­sie film o szczę­ściu, choć bo­ha­te­rom da­leko do do­sko­na­ło­ści. Po­ka­zuje szczę­ście spo­wite w nie­do­syt, w ja­kieś nie­speł­nie­nie, a mimo to pełne wzru­szeń, ra­do­ści i pięk­nych uczuć i to za­równo wśród do­ro­słych, jak i dzieci. Na­to­miast ide­alne szczę­ście jest czę­sto po­strze­gane jako nad­zwy­czajne unie­sie­nie, wznio­słość, udu­cho­wie­nie czy eu­fo­ria – tyle że ta­kie mo­menty zda­rzają się w ży­ciu rzadko.

One są bar­dzo cenne, ale trzeba umieć je za­uwa­żyć.

To czę­sto są ta­kie chwilki, krót­kie mo­menty, które za­pa­mię­tu­jemy i do któ­rych chce nam się wra­cać pa­mię­cią. Gdy nie­dawno by­łam nad mo­rzem, wstą­pi­łam do ma­łej pry­wat­nej ga­le­rii sztuki. Na ścia­nach wi­siało wiele ob­ra­zów, ale moją uwagę przy­kuł je­den – przed­sta­wiał jakby roz­ża­rzone słońce, duży pro­mie­ni­sty okrąg in­ten­syw­nej czer­wieni i oranżu. Za­chwy­cił mnie, sta­łam i pa­trzy­łam onie­miała. Gdy przy­po­mi­nam so­bie tę chwilę, od razu robi mi się miło i cie­pło. I cho­ciaż na tym sa­mym wy­jeź­dzie zgu­bi­łam do­wód oso­bi­sty, co prze­cież za­wsze ozna­cza masę kło­po­tów i kom­pli­ka­cji, nie to utkwiło mi w pa­mięci, lecz tamta chwila za­chwytu, którą już za­wsze będę mo­gła przy­wo­łać. My­ślę, że szczę­ście to nie con­stans. Gdy mó­wię, że szczę­ście jest prze­re­kla­mo­wane, mam na my­śli to, że ktoś, kto chciałby być stale i nie­zmien­nie szczę­śliwy, nie stąpa po ziemi, tylko buja w wy­ima­gi­no­wa­nych ob­ło­kach. Bo co zrobi z tymi mo­men­tami, kiedy przy­pali gar­nek albo do­sta­nie man­dat? Jak to po­mie­ści w szczę­ściu?

A może waż­niej­sze od ja­kiejś uni­wer­sal­nej de­fi­ni­cji szczę­ścia, która pew­nie nie ist­nieje, jest uświa­do­mie­nie so­bie, czym jest ten stan dla każ­dego z nas? Bo prze­cież to, co jest szczę­ściem dla pani X czy pana Y, mnie czy cie­bie być może w ogóle by nie cie­szyło. Mnie na przy­kład dużo wię­cej ra­do­ści daje sie­dze­nie z mo­imi psami na tra­wie niż cho­dze­nie po ga­le­riach z ob­ra­zami.

To do­sko­nale po­twier­dza oso­bi­sty i in­dy­wi­du­alny wy­miar szczę­ścia. Od­nosi się to zresztą do wielu in­ten­syw­nych prze­żyć czło­wieka. Nie spo­sób po­rów­nać rów­nież ta­kich sta­nów emo­cjo­nal­nych i psy­cho­fi­zycz­nych jak ból, strach, ra­dość, smu­tek, za­zdrość czy złość. Mó­wimy prze­cież, że ktoś ma wy­soki próg bólu, a ktoś ni­ski; ktoś po­trafi za­pa­no­wać nad zło­ścią, a ktoś od razu wy­bu­cha; ktoś spo­koj­nie na coś czeka, a ko­goś roz­sa­dza nie­cier­pli­wość. Ze szczę­ściem może być po­dob­nie. Znowu przy­wo­łam wspo­mnianą aurę je­sienną – dla jed­nych to sym­bol chan­dry, dla dru­gich bło­giego pła­wie­nia się w do­mo­wym i ro­dzin­nym cie­ple. Sta­ro­żytni bar­dzo dużo wie­dzieli o czło­wieku. Oni, to co ważne na te­mat ludz­kiej na­tury i kon­dy­cji czło­wieka, ja­koś ge­nial­nie wy­czu­wali, po­nie­waż o wielu od­kry­ciach na­uko­wych ni­komu jesz­cze na­wet się nie śniło. Jed­nym z naj­waż­niej­szych prze­słań, które do dziś nie stra­ciło na ak­tu­al­no­ści, jest dawny na­pis na fron­to­nie świą­tyni Apol­lina w Del­fach: „Po­znaj sa­mego sie­bie”. Ta mą­drość del­ficka na­po­mina i za­chęca do zgłę­bia­nia sa­mo­wie­dzy tak, by nam słu­żyła i uła­twiała do­bre, szczę­śliwe ży­cie. Mamy różne ce­chy, skłon­no­ści, upodo­ba­nia, różne oso­bo­wo­ści i cha­rak­tery i każdy prze­żywa świat po swo­jemu. Zo­baczmy to na przy­kła­dzie. Wy­da­wa­łoby się, że nikt nie lubi bólu. A jed­nak ist­nieli, a być może są i dziś, bi­czow­nicy, któ­rzy sami so­bie za­da­wali ból i ro­bili to w eks­ta­zie przy­po­mi­na­ją­cej eu­fo­ryczne szczę­ście... Nie­któ­rzy lu­dzie czer­pią przy­jem­ność z ma­so­chi­stycz­nych prak­tyk sek­su­al­nych, w któ­rych ból jest klu­czo­wym skład­ni­kiem roz­ko­szy. Nie jest więc tak, że ab­so­lut­nie nikt nie lubi bólu. Pro­po­nuję za­tem: niech każdy szuka wła­snego szczę­ścia!

Tylko że to jest bar­dzo trudne – po­znać sie­bie. Lu­bię my­śleć, że mam prawo ufać so­bie, kie­ro­wać się in­tu­icją, bo to ja wiem naj­le­piej, co jest dla mnie do­bre. Ale skąd mam wie­dzieć, że wiem o so­bie wy­star­cza­jąco dużo?

Po­ru­szy­łaś pe­wien pa­ra­doks. Zgoda, ważne jest, by ufać so­bie, nie okła­my­wać sie­bie, roz­po­zna­wać swoje praw­dziwe uczu­cia i emo­cje, nie upięk­szać swego wi­ze­runku, ale go rów­nież nie po­ni­żać ani nie szpe­cić. Je­żeli cze­goś pra­gniesz albo coś bu­dzi w to­bie nie­chęć, to po­słu­chaj sie­bie. Tylko że może po­ja­wić się py­ta­nie: czy za­wsze za­ufa­nie do sie­bie jest wy­star­cza­ją­cym dro­go­wska­zem? Wi­dzę co naj­mniej kilka prze­szkód. Pierw­szym z brzegu jest brak do­świad­cze­nia. Jest to zresztą ce­cha mło­do­ści, bo z de­fi­ni­cji we wcze­snych la­tach ży­cia czło­wiek ma prawo wielu rze­czy nie wie­dzieć, nie umieć prze­wi­dy­wać kon­se­kwen­cji, nie roz­po­zna­wać ani pra­wi­dłowo oce­niać za­gro­żeń. Wy­obraź so­bie, że wy­bie­rasz się na stu­dia. Je­steś ob­da­rzona wy­jąt­ko­wymi pre­dys­po­zy­cjami, na przy­kład pięk­nie ry­su­jesz. Wy­bie­rasz więc ASP, za­czy­nasz zgłę­biać taj­niki ry­so­wa­nia i na­po­ty­kasz pierw­sze trud­no­ści, coś oka­zuje się zbyt trudne, spo­ty­kasz na swo­jej dro­dze wy­jąt­kowo an­ty­pa­tycz­nego i nie­życz­li­wego ci pro­fe­sora, więc się znie­chę­casz i po­rzu­casz te stu­dia. Mo­żesz uznać, że twój wy­bór był chy­biony, i się wy­co­fać. Tak ci pod­po­wiada in­tu­icja. Idziesz w zu­peł­nie inną stronę, np. na mar­ke­ting, a po ja­kimś cza­sie za­czy­nasz się mę­czyć i do­cho­dzisz do wnio­sku, że ty jed­nak je­steś po­wo­łana do...two­rze­nia sztuki! Za­ufa­nie do sie­bie, opie­ra­nie się na zmien­nych za­chcian­kach (po­zo­ru­ją­cych u nie­doj­rza­łych osób „in­tu­icję”) na ogół się nie spraw­dza.

Jak więc zy­ski­wać ten wgląd w sie­bie, bu­do­wać sa­mo­świa­do­mość?

Jak wszyst­kiego, tego też trzeba się na­uczyć. Tro­chę me­todą prób i błę­dów, ale tylko tro­chę. Opłaca się ob­ser­wo­wać in­nych lu­dzi, świat, ży­cie ak­tu­alne i mi­nione po­przez li­te­ra­turę, kino, te­atr, szkołę. Warto roz­ma­wiać o swo­ich wy­bo­rach, de­cy­zjach, wąt­pli­wo­ściach i py­ta­niach z tymi, któ­rzy nam do­brze ży­czą i nie do­ku­czają. Już na­wet dziecko może oma­wiać dzień spę­dzony w przed­szkolu, pod­su­mo­wy­wać go, wy­cią­gać wnio­ski. Co­dzienne prze­ży­cia spra­wiają, że uczy się o so­bie rze­czy, które przy­da­dzą się do końca ży­cia. Że na przy­kład źle jest rzu­cić kloc­kiem w ko­legę albo zjeść nie­smaczną pa­rówkę i po­tem mieć nie­smak w ustach. Pro­blem wielu osób po­lega na tym, że jako dzieci zo­sta­wali z ta­kimi spra­wami sami ze sobą i nikt z nimi o nich nie roz­ma­wiał. Wcho­dzą więc ta­kie dzieci czę­sto w ży­cie z pu­stymi rę­kami, ser­cami i umy­słami.

Trzeba po­zna­wać i ro­zu­mieć sie­bie w każ­dej dzie­dzi­nie, która wy­daje się cie­kawa. Po­zbyć się prze­ko­na­nia, że każdy do­ko­nany wy­bór jest osta­teczny. Kiedy je­steś naj­bar­dziej chłonna, do­kształ­caj się, do­wia­duj, za­da­waj py­ta­nia, po­szu­kuj od­po­wie­dzi. Rób je­den, drugi, trzeci fa­kul­tet, ucz się ję­zy­ków, spraw­dzaj, w czym je­steś do­bra, co cię in­te­re­suje i po­ciąga. Ni­gdy nie wiesz, jaka umie­jęt­ność ci się w ży­ciu przyda. To po­szu­ki­wa­nie jest bu­do­wa­niem ka­pi­tału. Gro­ma­dzisz wie­dzę, umie­jęt­no­ści, zbie­rasz do­świad­cze­nia – i two­rzysz swój wła­sny skar­biec, z któ­rego po­tem bę­dziesz czer­pać – ile i kiedy ze­chcesz. Uwa­żam, że szczę­ście jest w tym, że się robi coś, z czego czło­wiek jest nie tylko za­do­wo­lony, ale i dumny. Mam kilka wy­uczo­nych za­wo­dów: je­stem psy­cho­lożką, te­ra­peutką, dzien­ni­karką, tłu­maczką, hi­sto­ryczką sztuki i mogę so­bie wy­bie­rać, który z nich będę wy­ko­ny­wać. A tak na­prawdę to, co ro­bię, w pew­nym sen­sie po­zwala mi łą­czyć to wszystko i wy­ko­rzy­sty­wać wiele kom­pe­ten­cji, co daje mi mnó­stwo sa­tys­fak­cji i ni­gdy się nie znu­dzi.

Ważne jest, by dać so­bie prawo do do­świad­cza­nia?

Na­wet je­śli go so­bie nie dasz, to i tak bę­dziesz gro­ma­dzić ko­lejne do­świad­cze­nia. Do­brze by­łoby tylko, że­byś nie miała za dużo tych złych, a jak naj­wię­cej do­brych i bez­piecz­nych. Gdy pro­po­nuję: spraw­dzaj, co ci się po­doba, w czym i z czym czu­jesz się do­brze, to ktoś może po­my­śleć, że skoro lubi so­bie wy­pić bu­telkę wina, to zna­czy, że to jest dla niego do­bre. Al­ko­hol do­daje ani­mu­szu, jest sym­bo­lem do­brej za­bawy i łą­czą się z jego spo­ży­wa­niem roz­ma­ite atrak­cje. Nie­któ­rzy uwa­żają, że wła­śnie po to jest mło­dość, by tak ją spę­dzać! My­ślę, że to by­łaby ogromna nie­uczci­wość, gdyby zo­sta­wić ten wy­bór ko­muś, kto go­tów jest pójść za każdą za­chcianką. Bez­myślne słu­cha­nie wy­łącz­nie sie­bie, zwłasz­cza w mło­dym wieku, jest ry­zy­kowne. Smak, gust, a przede wszyst­kim sys­tem war­to­ści i zdol­ność od­róż­nia­nia do­bra od zła do­piero się kształ­tują i dla­tego młody czło­wiek wy­maga doj­rza­łego wy­cho­wa­nia i do­brych wzo­rów. Je­śli dziecko wy­biera źle, to ni­gdy nie jest to wina dziecka, tylko wina oto­cze­nia, tych do­ro­słych, któ­rzy są po­wo­łani do zaj­mo­wa­nia się mło­dymi ludźmi. Zwy­kle są to ro­dzice, krewni i na­uczy­ciele. Ich za­da­nia po­le­gają na bu­do­wa­niu pew­nych szla­ba­nów, czyli sys­temu ochrony przed nie­bez­piecz­nymi do­świad­cze­niami. Dziecko samo so­bie szla­banu nie po­stawi, pój­dzie ślepo przed sie­bie i zrobi so­bie krzywdę. Wy­zna­cza­nie gra­nic jest rolą do­ro­słego, ale prze­cież nie je­dyną. Na sa­mych ogra­ni­cze­niach nie­wiele się zbu­duje. Ro­dzic nie tylko okre­śla sys­tem za­ka­zów i na­ka­zów, ale także po­maga, po­cie­sza, uczy, wspiera, in­spi­ruje w roz­woju, za­chęca do po­szu­ki­wań i sa­mo­dziel­no­ści w co­raz to szer­szym za­kre­sie, po­nie­waż naj­le­piej zna swoje dziecko, ob­ser­wuje je i wie, ja­kie ono jest.

Każdy ma swoją de­fi­ni­cję szczę­ścia. Na ogół zmie­nia się ona z bie­giem lat i to, co uszczę­śli­wiało mnie, gdy mia­łam 20 lat – ta­kie ko­lek­cjo­no­wa­nie wra­żeń pod ha­słem: wię­cej, bar­dziej, moc­niej – te­raz by mnie po­twor­nie mę­czyło. Dziś wolę so­bie po­le­żeć w sau­nie. A skoro z wie­kiem zmie­niają się po­trzeby, warto może raz na ja­kiś czas za­dać so­bie py­ta­nie: czego mi dzi­siaj po­trzeba do szczę­ścia?

Po­patrz, w sa­mym py­ta­niu za­war­łaś już od­po­wiedź. Bo fak­tycz­nie te rze­czy, które spra­wiały ci ra­dość daw­niej, z cza­sem prze­stały być atrak­cyjne. Za to po­ja­wiły się nowe pa­sje, za­mi­ło­wa­nia i przy­jem­no­ści. Ja już jako dziecko za­wsze sły­sza­łam: je­śli cze­goś pra­gniesz, to jak naj­szyb­ciej to re­ali­zuj, bo po­tem ci przej­dzie. Może inni są bar­dziej ukie­run­ko­wani, ale ja szybko nu­dzi­łam się ko­lej­nymi spor­tami czy kół­kami za­in­te­re­so­wań. Dzięki temu wy­pró­bo­wa­łam i pły­wa­nie, i siat­kówkę, i łyżwy, i narty, i szer­mierkę. Ale aż do te­raz lu­bię tylko te­nis i ro­wer.

No wła­śnie. Pa­mię­tam swój wła­sny dy­le­mat: moja córka za­częła tre­no­wać judo i bar­dzo jej się po­do­bało, ale po dwóch la­tach się znie­chę­ciła. Stwier­dzi­łam wów­czas, że tro­chę szkoda czasu wło­żo­nego w tre­ningi, ale je­śli te za­ję­cia już jej nie cie­szą, to le­piej, żeby po­szu­kała cze­goś no­wego. Wcale nie wiem, czy do­brze zro­bi­łam. Ro­dzice ko­le­żanki za­de­cy­do­wali ina­czej. Uznali, że skoro coś za­częła, to musi to kon­ty­nu­ować, mimo że nie bu­dzi to już w niej en­tu­zja­zmu. Nie po­zwo­lili jej „ska­kać z kwiatka na kwia­tek”.

Ten przy­kład po­ka­zuje, że bywa róż­nie, dzieci i do­ro­śli też by­wają różni. No i oczy­wi­ście ro­dzice też – jedni dają wię­cej swo­body swoim dzie­ciom, inni mniej. Ty ze swoją córką wy­ne­go­cjo­wa­łaś, zna­jąc ją do­brze, że nie ma sensu kon­ty­nu­ować tre­nin­gów, skoro nie chce, i ja pew­nie zro­bi­ła­bym tak samo. Na­to­miast inny ro­dzic bę­dzie chciał na­uczyć dziecko kon­se­kwen­cji i wy­trwa­ło­ści, na­wet wbrew jego znie­chę­ce­niu, do ja­kiejś dys­cy­pliny spor­to­wej, uwa­ża­jąc, że jest to w ży­ciu bar­dzo ważne, bo po­maga re­ali­zo­wać cele. Skończ coś, co za­czę­łaś – to wcale nie jest zła wska­zówka. Dziecku w szkole też ra­czej nie po­zwo­lisz prze­stać się uczyć ma­te­ma­tyki czy hi­sto­rii, bo tych przed­mio­tów nie lubi. Je­śli więc taka była in­ten­cja tam­tych ro­dzi­ców, to po­stą­pili zgod­nie ze swo­imi prze­ko­na­niami. Tak już jest na świe­cie, że wszy­scy lu­dzie kie­rują się swo­imi za­sa­dami i swoją hie­rar­chią war­to­ści. Ja na przy­kład uwa­żam, że le­piej, by dziecko po­pró­bo­wało róż­nych spor­tów, niż w imię kon­se­kwen­cji zaj­mo­wało się ta­kim, który aku­rat je znu­dził. Bo osta­tecz­nie to tylko za­bawa, więc nie trak­to­wa­ła­bym tego tak pryn­cy­pial­nie jak tamci ro­dzice. Na­to­miast czym in­nym jest dys­cy­plina szkolna i ucze­nie się przed­mio­tów na­le­żą­cych do obo­wiąz­ko­wego pro­gramu. Miejmy na­dzieję, że tam­tej ma­łej dżu­doczce za bar­dzo te tre­ningi nie do­ku­czają, a może na­wet pew­nego dnia zo­sta­nie uho­no­ro­wana stop­niem ro­kyu albo na­wet ro­ku­dan pod­czas eg­za­minu dojo.

No wła­śnie, o dziwo, na nowo się jej spodo­bało! Dla mnie wtedy li­czyło się chyba głów­nie to, żeby moja córka miała prawo wy­boru. Bo trudno mi so­bie wy­obra­zić szczę­ście bez wol­no­ści, a wol­ność ozna­cza dla mnie nie tyle brak ogra­ni­czeń – bo tych świat na­kłada na nas prze­cież wiele – ile wła­śnie moż­li­wość wy­boru. Nie do­ty­czy to zresztą tylko upodo­bań, ale i war­to­ści. Nie po­tra­fi­ła­bym być szczę­śliwa, ro­biąc np. za­wo­dowo coś, co by­łoby nie­spójne z moim sys­te­mem war­to­ści – na przy­kład jako mar­ke­tin­go­wiec, sprze­da­jąc pro­dukty, które uwa­żam za zbędne, nie­po­trzebne, szko­dliwe, na­wet gdyby mi za to pła­cono kro­cie. Po pro­stu nie. Na tym chyba po­lega au­ten­tycz­ność – gdy­bym się czuła nie­uczci­wie wzglę­dem sie­bie, bar­dzo by mnie to mę­czyło.

Po­czu­cie wła­snej war­to­ści oraz sys­tem war­to­ści jako bu­sola pew­nie szczę­ścia nie gwa­ran­tują, nie dla każ­dego mu­szą być na­wet skła­do­wymi szczę­ścia, są jed­nak waż­nymi ele­men­tami cha­rak­teru i oso­bo­wo­ści. Gdy czło­wiek jest z sie­bie dumny, od­czuwa sza­cu­nek wo­bec sie­bie, dużo ła­twiej znosi prze­ciw­no­ści czy przy­kre zda­rze­nia niż ktoś nie­za­do­wo­lony i roz­cza­ro­wany sobą, choćby był ob­sy­pany wiel­kimi da­rami czy ta­len­tami. Po­czu­cie dumy i sza­cu­nek dla sie­bie skła­dają się na wi­ze­ru­nek wła­sny. A to od niego w du­żej mie­rze za­leży, czy czło­wiek po­trafi do­strze­gać i prze­ży­wać do­bre chwile. Czy ktoś, kto my­śli o so­bie źle, bo ro­bił w ży­ciu pa­skudne rze­czy, a ich nie na­pra­wił i nie za­dość­uczy­nił, może czuć się szcze­rze i au­ten­tycz­nie szczę­śliwy?

Wąt­pię...

No wła­śnie. Do­piero je­śli ro­bisz coś w zgo­dzie ze sobą, mo­żesz po­czuć się do­brze, a stąd już nie­da­leko do szczę­ścia. A przy­naj­mniej do za­do­wo­le­nia, które cza­sem tro­chę przy­po­mina szczę­ście. Nie cho­dzi o eu­fo­rię czy eks­tazę, ale o miłe, ci­che, do­bre szczę­ście, które za­pew­nia men­talny spo­kój, a spo­kój jest miarą bez­pie­czeń­stwa. Na­to­miast sprzecz­ność we­wnętrzna, kon­flikt i nie­zgoda z wła­snym sys­te­mem war­to­ści naj­czę­ściej wy­wo­łują przy­kre emo­cje: gniew, żal, roz­cza­ro­wa­nie, po­czu­cie winy albo krzywdy. W efek­cie rzu­casz to, co ro­bisz, bo już nie mo­żesz uda­wać, albo za­czy­nasz za­głu­szać w so­bie uczu­cie nie­chęci, a to na dłuż­szą metę jest trudne do znie­sie­nia.

Wtedy ogar­nia cię smu­tek, przy­gnę­bie­nie, złość – i nie ma mowy o żad­nym „szczę­ściu”. In­te­gral­ność, czyli zgod­ność po­mię­dzy ob­ra­zem wła­snej osoby a tym, co w rze­czy­wi­sto­ści ro­bisz, jest pod­stawą twego spo­koju, a więc i za­do­wo­le­nia z ży­cia. Cza­sem jed­nak mu­simy do­ko­ny­wać trud­nych, nie­kiedy kon­tro­wer­syj­nych wy­bo­rów.

Pra­cuję te­ra­peu­tycz­nie z ludźmi, któ­rym przy­tra­fiają się w ży­ciu różne dra­maty. Mąż do­wia­duje się, że jego żona jest śmier­tel­nie chora. Z jed­nej strony wie, że uczci­wie by­łoby po­wie­dzieć o tym dzie­ciom, ale z dru­giej zdaje so­bie sprawę, z jak ogrom­nym cier­pie­niem bę­dzie wią­zała się taka wia­do­mość. Kła­mać? Mó­wić prawdę? To są trudne sprawy. Pie­lę­gniarka, która ma pod opieką nie­ule­czal­nie cho­rego pa­cjenta i pa­trzy na jego cier­pie­nie, nie­po­zo­sta­wia­jące żad­nej na­dziei na wy­zdro­wie­nie, gdyby mo­gła zgod­nie z pra­wem jed­nym za­strzy­kiem ukró­cić jego mę­czar­nię, sta­nę­łaby przed tra­gicz­nym dy­le­ma­tem. W jej sys­te­mie war­to­ści nie mie­ści się prawo do ode­bra­nia czło­wie­kowi ży­cia. Jed­no­cze­śnie prze­żywa ka­tu­sze, pa­trząc na prze­dłu­ża­jące się ko­na­nie nie­ule­czal­nie cho­rego. Po­daję przy­kłady dy­le­ma­tów, w któ­rych czy­jaś pra­wość zde­rza się z ry­zy­kiem, że pój­ście za tymi war­to­ściami jako dro­go­wska­zem bę­dzie okru­cień­stwem wo­bec ko­goś. Dy­le­maty z de­fi­ni­cji nie mają do­brych roz­wią­zań. A po­nie­waż roz­ma­wiamy o szczę­ściu, to za­uważmy, że w nie­któ­rych sy­tu­acjach w ogóle nie­sto­sowne jest wpro­wa­dza­nie tego po­ję­cia. Cza­sami po pro­stu nie ma do niego do­stępu. Albo można je wtedy ro­zu­mieć jako po­go­dze­nie się z nie­szczę­ściem, uf­ność w to, że ja­koś się je prze­trwa, a ono w końcu samo prze­mi­nie.

Cza­sem może być tak, że nie spo­tyka nas ja­kieś szcze­gólne nie­szczę­ście, a mimo to na­sze ży­cie nie daje ra­do­ści. I wtedy po­ja­wia się po­mysł: zmie­nię to! Pa­mię­tam swoją roz­mowę z Paw­łem Ku­na­cho­wi­czem, au­to­rem książki „Zmiana. Jak na nowo na­pi­sać swoją ży­ciową hi­sto­rię”. Opi­sał w niej, jak po wielu la­tach kształ­ce­nia i prak­tyki za­wo­do­wej jako radca prawny uznał, że ta praca nie daje mu już sa­tys­fak­cji i jest po pro­stu nie­szczę­śliwy. Po­sta­no­wił prze­or­ga­ni­zo­wać całe swoje ży­cie, ra­dy­kal­nie je zmie­nić. Pod­jął nie­od­wra­calną de­cy­zję i dziś jest prze­wod­ni­kiem wy­so­ko­gór­skim. Ta­kie spek­ta­ku­larne hi­sto­rie fa­scy­nują, ale prze­cież nie za­wsze tak się da...

Bar­dzo piękna hi­sto­ria o po­szu­ki­wa­niu sensu w re­ali­za­cji ma­rze­nia o tym, co się na­prawdę ko­cha, o wy­trwa­ło­ści w dą­że­niu do ro­bie­nia tego i od­wa­dze po­rzu­ce­nia za­ję­cia, na które się kom­plet­nie nie ma ochoty. Tyle tylko, że po­dobne opo­wie­ści, choć in­spi­ru­jące, do­ty­czą nie­licz­nych. Nie­wielu lu­dzi może zdo­być się na coś ta­kiego – zwłasz­cza po mo­zol­nym osią­gnię­ciu względ­nej sta­bi­li­za­cji, no i za­ło­że­niu ro­dziny. W dzi­siej­szych cza­sach, choć moż­li­wo­ści jest o wiele wię­cej niż kie­dyś i mo­żemy urzą­dzać so­bie ży­cie w do­wol­nych miej­scach na świe­cie, to jed­nak taka spek­ta­ku­larna zmiana jest dla więk­szo­ści lu­dzi nie­wy­obra­żalna. Za to każdy może po­szu­kać szczę­ścia w tym miej­scu, w któ­rym ak­tu­al­nie się znaj­duje.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki