28,00 zł
"Konstelacje życia" to książka, która zaprasza do odkrywania głębszych prawd o naszym życiu i relacjach międzyludzkich. W tej niezwykłej pracy autor łączy psychologię, filozofię i duchowość, by pomóc czytelnikom zrozumieć, jak nasze przeszłe doświadczenia, zwłaszcza te rodzinne, kształtują nasze obecne życie.
Garriga, znany terapeuta i autor, wprowadza czytelnika w świat konstelacji rodzinnych – metody terapeutycznej, która pozwala ujrzeć ukryte mechanizmy, jakie kierują naszymi działaniami, emocjami i decyzjami. Książka to nie tylko przewodnik po tej metodzie, ale również inspirująca podróż w głąb siebie, która pomaga zrozumieć, jak można uwolnić się od ograniczających wzorców i zacząć żyć w pełni.
To lektura dla każdego, kto pragnie wprowadzić harmonię do swojego życia, poprawić relacje z bliskimi i zrozumieć, jak nasze działania są często wynikiem nieświadomych wpływów z przeszłości. „Książka daje narzędzia, by odzyskać kontrolę, uwolnić się od negatywnych emocji i stworzyć bardziej autentyczne życie, w którym w pełni korzystamy z potencjału własnej historii.
Zachwycający, mądry i pełen empatii przewodnik po ścieżkach naszego życia – ta książka to prawdziwa skarbnica wiedzy dla każdego, kto pragnie głębiej zrozumieć siebie i swoje miejsce w świecie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Bertowi Hellingerowi,część ciebie pozostaje we mnie żywa.Gunthardowi Weberowi, istocie o wielkiej,niemal niezwykłej dobroci, rygorystycznemuemisariuszowi relacji rodzinnych.Wszystkim moim studentom, pacjentomi klientom, z wdzięcznością za to,czego mogłem się nauczyć od każdego z nich.
Prolog
Przez lata koledzy, wydawcy i studenci prosili mnie o napisanie podręcznika na temat konstelacji rodzinnych. Długo nie chciałem tego zrobić. Moje książki są przeznaczone dla wszystkich odbiorców: ich celem nie jest wyłącznie kształcenie przyszłych terapeutów, choć mam świadomość, że szkoły konstelacji je polecają, a studenci używają ich w procesie uczenia się. Zawsze pisałem, opierając się na zrozumieniu, jakie oferuje mi to systemowe i relacyjne narzędzie pracy, ale bez skupiania się wyłącznie na nim. To nie jest mój sposób na pisanie wielkich prac.
Mówiono mi, że mam dobrą rękę do opowieści, poezji i metafor, a nie do ustrukturyzowanej intelektualnej ortodoksji. Cieszy mnie to, ponieważ zawsze wierzyłem, że symboliczny i sugestywny styl ma większy wpływ na naukę. Nauczanie oznacza generowanie doświadczenia, a uczenie się to nie tylko zdobywanie wiedzy rozumem, ale także poprzez doświadczenie. Istnieją słowa i książki dostarczające doświadczeń, na których podstawie dokonuje się zrozumienie, oraz słowa i książki stanowiące zbiór wiedzy, którą umysł musi przyswoić. Mam nadzieję, że ta praca, podobnie jak moje poprzednie, należy do tej pierwszej kategorii. Ufam, że skłoni czytelnika do chwili introspekcji, uczenia się i zadawania pytań, a tam, gdzie to możliwe, także procesu oświecenia.
Ustawianie konstelacji życia wynika z pewnego rodzaju poczucia sprawiedliwości: jedną ręką przyjmujemy, a drugą dajemy; tak właśnie działa życie. W maju 1999 roku Bert Hellinger, twórca metody ustawień rodzinnych, czyli metody konstelacji, gościł w Instytucie Gestalt w Barcelonie, co oznaczało wprowadzenie jego pracy do Hiszpanii i Ameryki Łacińskiej. Stopniowo czułem się coraz bardziej powołany do wspaniałego zadania polegającego na współpracy w rozpowszechnianiu jego dorobku i nauczania. Ręka, którą przyjmowałem jego wiedzę, czuła się przepełniona, a druga próbowała dawać tyle, ile otrzymałem, a nawet trochę więcej. Ta książka jest zatem hołdem dla Mistrza Hellingera i jego nauk, które dały nam tak wiele i odmieniły życie tak wielu ludzi, w tym moje własne.
Wierzę, że czcimy nauczycieli w ten sam sposób, w jaki czcimy rodziców, czyli poprzez obdarowywanie innych ludzi tym, co od nich otrzymaliśmy, przekształcając to poprzez naszą wyjątkowość i nasz własny sposób rozumienia i przetwarzania tego, czego się uczymy. Zatem w niniejszej książce dodaję do tego, co otrzymałem, przetworzyłem i przetrawiłem, moje własne refleksje, doświadczenia i wnioski po ćwierćwieczu pracy jako terapeuta konstelacji.
Niniejsze strony są również hołdem dla Berta jako orędownika inkluzji, czyli włączania. Aż do jego śmierci, a nawet dłużej, jego nauki i przykład, który dawał swoim życiem, stały się kluczem otwierającym drzwi do spokoju umysłu. Integracja, ruch ekspansji serca, oznacza przyjmowanie wszystkiego i akceptowanie jako czegoś prawowitego: to święty szacunek dla odmienności, dla rzeczywistości takiej, jaka jest, dla wszystkich wewnętrznych części i doświadczeń, które składają się na jaźń, tożsamość. Jako całość ekspansja serca wydaje mi się najpiękniejszą i tytaniczną pracą, której można poświęcić życie, a przy okazji tą, która przynosi nam pełnię zdrowia na ciele i duszy.
Bert był dla mnie bardzo hojny. Podczas tej pierwszej sesji, pod koniec dnia pracy, zebraliśmy małą grupę ochotników, którym ufałem, a on chciał dać mi konstelację na temat mojej rodziny. Wyniki były zaskakujące. Chociaż pracowałem nad swoimi osobistymi sprawami przez wiele lat, otworzyło się przede mną zupełnie nowe i głębokie zrozumienie mojego miejsca w relacji z rodzicami. Nagle zobaczyłem, jak to, co do tej pory kierowało moim życiem, zostało zdmuchnięte: narracja, którą skonstruowałem w odniesieniu do moich rodziców i historii mojego dzieciństwa, została radykalnie zdekonstruowana i pozwoliła mi zrozumieć subtelność moich powiązań z nimi.
Ponadto ta pierwsza konstelacja zaoferowała mi ruch rozwiązania i zdrowia, który obejmował integrację postaci ojca jako źródła ochrony i siły. To doświadczenie stało się wewnętrzną rewolucją i doprowadziło nawet do złagodzenia pewnych napięć cielesnych, których zawsze doświadczałem. Także w obszarze zawodowym wywołało to zmiany: popchnęło mnie do nawiązania współpracy i stania się częścią ścieżki konstelacji. W pewnym sensie wypełniło się moje przeznaczenie.
Hellinger doskonale ucieleśniał rozmaite archetypy ważne dla zawodu polegającego na niesieniu pomocy: kochanka, który doświadcza życzliwości i współczucia; wojownika, który wykazuje się prawością, jest gotowy do konfrontacji i nie unika tego, co przerażające; szamana, który zna język głębi; mnicha, który kontaktuje się z bytem, a nie z pozorem; króla, który błogosławi i obdarza. Zainspirowany tym ostatnim archetypem, powiedział mi: „Ponieważ nie mówisz płynnie po angielsku, twoje zadanie będzie dotyczyło świata latynoskiego”. Podobnie jak inni dobrzy nauczyciele, Bert Hellinger wiedział, jak wspierać rozwój swoich uczniów, zasiewając ziarna wzrostu i przyszłości. Jego słowa rezonowały we mnie, jakby dał mi misję, którą czuję, że wypełniłem z nawiązką. Było to niewątpliwie słuszne przeczucie, ponieważ od lat często podróżuję zawodowo, ucząc i prowadząc terapię na warsztatach w niemal wszystkich krajach hiszpańsko- i portugalskojęzycznych.
W swoim archetypie wojownika Bert zawsze wykazywał się absolutną prawością: bez wahania dawał się prowadzić wewnętrznej wiedzy. Pewnego razu poprosił dziennikarza o nagranie wywiadu, ponieważ wyczuł w nim, całkiem słusznie, wielką skłonność do inwencji i upiększania, i zażądał, aby w wypowiedzi znalazło się tylko to, co on sam powiedział. Zdobycie dyktafonu zajęło dużo czasu (smartfony nie były jeszcze w powszechnym użyciu) i dopiero wtedy rozmowa się rozpoczęła. Po raz kolejny pozostał dokładnie sobą. W innym momencie zapytałem go, co myśli na jakiś temat, już nie pamiętam jaki – a jego odpowiedź mnie rozbroiła: „Nie myślę, po prostu czuję”. W ten sposób pozwolił zabłysnąć archetypowi maga lub szamana, który tak głęboko ucieleśniał.
Niniejsza książka, która jak dotąd wymagała ode mnie największego wysiłku, jest wynikiem serii rozmów z ludźmi gromadzącymi się na moich warsztatach czy też sesjach terapeutycznych. Mój przyjaciel David Barba, dziennikarz, redaktor i terapeuta, dołożył wszelkich starań, aby wyciągnąć z nich najistotniejsze idee konstelacji rodzinnych, do których dołożyłem również moje własne obserwacje i przemyślenia, prowadzone na wielu płaszczyznach. Piszę zatem o teorii, postawie terapeuty, relacji terapeutycznej, praktyce metody, filozofii leżącej u podstaw metody, opisuję idee referencyjne, fenomenologiczne i systemowe, duchowość, ślepą i świadomą miłość, związek między żywymi i umarłymi i tak dalej.
W pewnym sensie książka ta jest również wynikiem pracy zespołowej, ponieważ publiczność stymulowała osoby, które uczestniczyły w sesjach, swoimi pytaniami i wzbogacającymi refleksjami. W ten sposób powstał początkowy materiał, który wymagał długiego procesu selekcji i edycji, aby nadać mu pewien porządek i harmonię. Mamy nadzieję, że po wielu godzinach pracy Davida i mojej zdołaliśmy to osiągnąć bez uszczerbku dla spontaniczności, świeżości i potoczystości naszych rozmów. W ten sposób każdy rozdział może być czytany niezależnie od innych, chociaż dopiero całość ujawnia swoje znaczenie.
Mam również nadzieję, że książka ta zostanie odebrana jako mój mały i prosty wkład w twórczy wszechświat konstelacji, jako terapeutyczne i psychoduchowe podejście do udzielania pomocy wraz z jego filozoficznym tłem. Pojmujmy pomaganie nie tylko w kontekście klinicznym, osobistym i rodzinnym, ale w szerszym znaczeniu. Metodologia ta ma zastosowanie do wszystkich dziedzin o charakterze relacyjnym: zdrowia, edukacji, pracy społecznej, prawa i wymiaru sprawiedliwości, świata biznesu, organizacji i stowarzyszeń, polityki i konfliktów w ogóle, niezależnie od ich natury.
Chociaż skupiłem się głównie na centralnej strukturze więzi rodzinnych i scenariuszu życia każdej osoby, bez wchodzenia w szczegóły tych konkretnych dziedzin, chciałbym wyraźnie stwierdzić, że metodologia ta może być ekstrapolowana i stosowana w każdej z nich.
Konstelacje mają potencjał, aby uwidocznić ukryte wątki, które rządzą przyszłością jednostek i grup, oraz wywołać w nich zmiany.
Oprócz zadedykowania niniejszej pracy Bertowi Hellingerowi dedykuję ją również – i jestem pewien, że on byłby z tego zadowolony – wszystkim ludziom, którzy jako pacjenci, studenci i klienci powierzyli mi swoją intymność i ból w ciągu tak wielu lat praktyki zawodowej w charakterze trenera i terapeuty. Dzięki temu depozytowi zaufania mogłem towarzyszyć im w rozwoju ich błogosławieństw i niesamowitych talentów, ale także podczas ich życiowych burz, doznawania ran i na grzęzawiskach duszy. Jestem wdzięczny za dar, jakim było każde z wielu spotkań, i za naukę, którą z nich wyniosłem.
Oby ta książka dała wszystkim czytelnikom dobre wskazówki na przyszłość i życie, a specjalistom od terapii – ziarna, które wzbogacą piękną sztukę i rzemiosło pomagania.
1
Labirynt życia
Znaczenie więzi i umysłu systemowego
Aby narodziła się tańcząca gwiazda, musisz mieć w sobie chaos.
F. Nietzsche
W znanej scenie z filmu Paola Sorrentina Wielkie piękno Maria pyta Jepa Gambardellę: „Czy wiesz, dlaczego żywię się korzonkami?”. „Nie, dlaczego?” – odpowiada Jep. „Ponieważ korzenie są ważne”.
Jep, sześćdziesięciopięcioletni mężczyzna, pogrąża się w poszukiwaniu znaczenia, które pozostawia go bez odpowiedzi. Siostra Maria, stuletnia i bardzo skromna święta, która zawsze żyła wśród ubogich, wskazuje mu właściwy kierunek: aby odnaleźć siebie, musi pogodzić się ze swoim pochodzeniem, swoją przeszłością, swoim duchowym źródłem, ale także ze swoimi uczuciami, stratami, nieobecnościami, porażkami i upływem czasu. Przede wszystkim musi na nowo odkryć swoje korzenie i wyrazić im głęboką wdzięczność.
Przetłumaczmy teraz „korzenie” jako „więzi”. Chociaż nie są one dokładnie tym samym, każdy korzeń zarówno wspiera nas, jak i przeplata i łączy, tj. wiąże nas. Dlaczego więzi i korzenie są tak ważne? W jaki sposób podtrzymują nas i dają nam życie oraz w jaki sposób ich brak lub wyparcie sprawiają, że tak gorzko cierpimy? Innymi słowy: w jaki sposób pomagają nam stać się tym, kim naprawdę jesteśmy? Dlaczego tak ważne są spokój i wdzięczność? W tej książce postaram się wyczerpująco odpowiedzieć na te pytania.
Konstelacje pokazują nam, że pomimo naszej egzystencjalnej bezradności korzenie, które łączą nas z rodzicami, dziadkami, pradziadkami, z naszą historią, są nadal pod naszymi stopami. Odziedziczyliśmy niezliczone doświadczenia przetrwania i rozwoju. Można żyć na najbardziej zagubionej wyspie z możliwych, w największej samotności, a jednocześnie wewnątrz nas wciąż będzie żyło wielu znaczących przodków.
Niezaprzeczalną rzeczywistością jest to, że jest nas bardzo wielu. Należymy ślepo do tej rzeszy, do tej społeczności, nawet jeśli w codziennym życiu czasami czujemy się oddaleni lub oderwani. Więzi są podstawową jednostką życia, a wymiana między dawaniem i otrzymywaniem to składniki odżywcze i witaminy. Więzi stanowią surowiec w pracy z konstelacjami. Poprzez reprezentację systemów rodzinnych i innych relacji międzyludzkich (takich jak miłość, partnerstwo, relacje zawodowe, biznesowe, duchowe, polityczne lub społeczne) możemy obserwować, analizować i interweniować w związki i dynamikę, przeciwności i niewygody, osiągnięcia i błogosławieństwa, których ludzie doświadczają przez całe życie w ramach tego „my”. A czym dokładnie jest to „my”? To systemy więzi, niezbędny i piękny wyraz życia, o który należy dbać, rozumieć i pielęgnować. Tylko w ten sposób możemy cieszyć się dobrym samopoczuciem i zdrowiem, nie tylko indywidualnie, ale także zbiorowo.
Życie jest pięknym darem, który leży w naszych rękach. Celem życia jest ciągłe jego doświadczanie. Wielu z nas uważa, że warto traktować życie jako podróż, jako osobistą drogę, a nawet duchową ewolucję. Dar staje się w ten sposób interesującym i pomyślnym wyzwaniem.
Słynny mitolog Joseph Campbell, odkrywszy schemat narracyjny wspólny dla wielu kultur i tradycji, który nazwał monomitem, odniósł się do życia jako heroicznej podróży, w której podążamy ścieżką prowadzącą nas do śmierci starego i odrodzenia się w nowym na kolejnych etapach życia. Podążając za wezwaniem przygody, porzucamy rutynę codzienności, stawiamy czoła niebezpieczeństwom i rywalom, znajdujemy przewodników i sprzymierzeńców, doświadczamy symbolicznej śmierci i odradzamy się na nowo. Wszystkie te ruchy na ścieżce życia opływają ambrozją świadomości, służbą innym i radością z powrotu do domu, czyli do nieskrywanego wewnętrznego ja. Filozof Friedrich Nietzsche akcentował koncepcję „stawania się tym, kim się jest” jako jedną z norm egzystencji. „Być tym, kim się jest”, czyli być bohaterem własnego życia, oznacza przede wszystkim rozpoznanie własnych uczuć i potrzeb. Następnie zdobycie świadomości i odwagi, by je potwierdzić, a na koniec osiągnięcie stanu pokory, w którym można dostrzec większą siłę. W tym momencie człowiek uczy się służyć życiu swoimi unikatowymi darami, co stopniowo osłabia jego egoizm i sieć fałszywych tożsamości. W ten sposób zaczynamy zrzucać starą skórę, umierając trochę dla własnego ego i odradzając się w poczuciu „ty” i „my”.
Z tej perspektywy „stawanie się” oznacza dotarcie do jaźni poza jej formami, przejście od umysłu przywłaszczającego do umysłu doceniającego i celebrującego. Jest to podróż z wszechświata własnego ego, charakteryzującego się zaabsorbowaniem samym sobą, do wszechświata tego, co powszechne, przejście od brzegu, na którym wykorzystuje się życie dla własnych interesów, do tego, na którym pozwala się sobie na transformację, a ta sprawia, że stajemy się sługą sił życiowych. Jak powiedział William Blake: „Nic, co żyje, nie żyje samotnie ani dla siebie”.
Jest taka słynna piosenka Beatlesów Strawberry Fields Forever, której słowa mówią: „Życie jest łatwe z zamkniętymi oczami”. Mieć zamknięte oczy oznacza być uśpionym, nie chcieć widzieć, błąkać się w oderwaniu od samych siebie. Później porozmawiamy o ślepej miłości i cierpieniu spowodowanym tym, że nie chcemy widzieć i nie potrafimy zrozumieć tego, co widzimy.
Ślepota sprzeciwia się świadomości, otwarciu oczu, a także uniemożliwia jasną wizję własnego wnętrza i rzeczywistości, co stanowi podstawowy element podróży na drodze życia. Opuszczając jaskinię i pozostawiając za sobą fascynację cieniami na ścianach, jak sugerował Platon, stajemy się coraz bardziej świadomi. Podróż życia jest pełna wyzwań, z którymi musimy się zmierzyć i które zmuszają nas do tego, byśmy przyjrzeli się sobie, zwłaszcza przez pryzmat dysharmonii i napięć w naszych relacjach. Jeśli porzucimy komfort zastałego życia i zaakceptujemy wezwania do porzucenia tych przestarzałych wersji nas samych, wkrótce poczujemy potrzebę samopoznania, otwarcia oczu nawet na to, co wydaje się niewidoczne, i zastosujemy się do orfickiej recepty samopoznania. Wiedza o tym, czym, jak, z kim, a przede wszystkim kim jesteśmy, stanie się jednym z głównych zadań naszej egzystencji.
Jak wspomniałem na początku, uniwersalne i podstawowe kwestie we wszystkich życiowych podróżach to korzenie: więzi i relacje, miłość, seksualność, śmierć, choroba, tajemnica, piękno, dawanie, wymiana. Choć pojawiają się w różnych postaciach i sytuacjach, wszystkie mają wspólny i powtarzający się korzeń: połączenie z samym sobą, z innymi i z drugim człowiekiem. Zawsze chodzi o połączenie, więź, relację, związek, czy to z miłością, czy z bólem. Jako ssaki żyjemy w relacji z naszymi bliźnimi, w poczuciu potrzeby innych, w nieuniknionej wzajemnej zależności lub, jeśli wolisz, we współzależności lub współżyciu, jak powiedziałby mnich i poeta Thích Nhất Hạnh.
Konkretyzacja tych wielkich kwestii, przy jednoczesnym podzielaniu tej wspólnej cegły powiązań, przedstawia niezwykłą złożoność i pociąga za sobą szereg nieuchronnych pytań, które stanowią egzystencjalne wyzwania: skąd pochodzimy, w tym nasi rodzice i rodzina, jaki jest sens życia, jak spełnić się w ograniczonym czasie, którym dysponujemy, kogo kochamy, jak wyrazić naszą intymność i naszą seksualność, tworzenie, miłość, odkochanie się, macierzyństwo lub ojcostwo, braterstwo, więź z samym sobą, samotność, chorobę lub ograniczenia.
Więź z naszymi rodzicami stanowi podstawową formę, w której wypiekana jest ta cegła, alchemiczny kocioł, rozświetlający wiele aspektów, które później tworzą większość naszego życiowego scenariusza, i gdzie kształtuje się nasz styl przywiązania do innych, z naszymi mechanizmami obronnymi i urazami. Mówiąc o rodzicach – kluczowe jest zrozumienie systemu, który ich obejmuje, ponieważ wraz z nimi i w nich manifestuje się wiele innych osób: ich rodzice, dziadkowie, pradziadkowie i całe drzewo genealogiczne, któremu udało się stworzyć życie i je utrwalić.
W pracy z konstelacją rodzinną otwarcie oczu jest równoznaczne z otwarciem się na życie. W tym procesie staje się jasne, że uczucia i doświadczenia naszych rodziców, dziadków i innych osób przed nami mają na nas głęboki wpływ, ponieważ przez nich przepływa sok przodków z naszego własnego drzewa genealogicznego. Otwarcie oczu oznacza również uzyskanie świadomości dynamiki działającej w tym wielkim drzewie, co z kolei daje nam wolność. Wiedza o tym, skąd pochodzimy, jakie są kluczowe kwestie naszej genealogii, tajemnice naszego systemu rodzinnego, rany, których nasi przodkowie doznali i nie wiedzieli lub nie chcieli na nie patrzeć, lub próbowali je ukryć, aby nie bolały, umieszcza nas w nowej, szerszej i głębszej świadomości, która nas wzmocni i ochroni oraz która będzie miała wyraźny wpływ na nasze predyspozycje do odżywiania się życiem i otrzymywania jego owoców.
Wszystkie istoty ludzkie są historią sukcesu swoich przodków, a w pewnym sensie także społeczeństwa, w którym żyją. Jednak często jest to sukces względny, ponieważ tryby społeczne, które w nas zaszczepiono, stanowią nierzadko przeciwieństwo naszej natury, a z drugiej strony są zgodne z naszą ułomnością. Wystarczy spojrzeć na szalejący dziś indywidualizm, konkurencyjny liberalizm, który przynosi wielu ludziom społeczne wykluczenie, rosnącą samotność i niepewność, chciwość, rywalizację, wewnętrzną pustkę, konsumpcyjny styl życia, nałogi i rozproszenie uwagi. Wszystko to niewątpliwie stymuluje zły stan zdrowia psychicznego, niepokój, depresję, lęk i energię śmierci.
Ale poza introjekcją i uwarunkowaniami kulturowymi pozostaje oczywiste, że to w drzewie genealogicznym „ptak śpiewa najlepiej”, jak przypomina nam książka Alejandra Jodorowsky’ego. W całej historii rodziny istnieją niezliczone wydarzenia, które mają korzystny wpływ, zaszczepiając siłę, dając poczucie bezpieczeństwa i dobrobyt, a także inne, które pozostawiają ślad ograniczeń, cierpienia i przeciwności losu. Bycie żywym, odczuwanie nadziei i ufność, że życie jest warte przeżycia i że czeka nas więcej radości niż udręki, jest niezbędnym antidotum na psychiczne załamania.
System rodzinny, z którego się wywodzimy, musiał radzić sobie z różnymi złożonymi scenariuszami, w tym z sytuacjami życia i śmierci. Niektóre z nich stały się formami ekspansywnej energii, która nas prowadzi, wzmacnia i jest obecna w nas poprzez naszych rodziców. Inne skutkowały odziedziczonymi problemami i konfliktami, które zostały przekazane poprzez milczenie i nieprzepracowane traumy naszych przodków.
W związku z tym odkrywanie naszych korzeni staje się fundamentalną kwestią w życiowej podróży. Oczyszczając zarośla naszej przeszłości i rzucając światło na cienie tych, którzy przyszli przed nami, uzupełniamy układankę historii rodziny. Proces ten nie tylko zwiększa naszą świadomość i wolność, ale także pozwala nam uwolnić naszych potomków od rodzinnych obciążeń, które mogą odziedziczyć, co zapewnia im lżejszy start w życiu.
Ludzie często skupiają swoją energię psychiczną i emocjonalną na przeszłości, z której się wywodzą: spoglądają wstecz na dzieciństwo, na to, co było, a nie na to, co jest lub będzie. Pozostają zakotwiczeni w dniu wczorajszym, który nie został przepracowany, który bolał tak bardzo, że nie można na niego nawet spojrzeć, jakby był czymś w rodzaju Meduzy, która nas petryfikuje. Wszystko to jest zapisane w ciele, ponieważ „strach jest ucieleśniony”, jak mówi tytuł słynnej książki psychiatry Bessela van der Kolka, specjalisty od traumy. Jednak życie nie jest zorientowane na przeszłość, ale na przyszłość, a w szerszym sensie życie jest teraz, w tej właśnie chwili. Mówi się, że każda chwila zawiera w sobie wieczność, a ci, którzy są obdarzeni lub pobłogosławieni błogością życia w chwili obecnej, są szczęśliwsi, spokojniejsi, jak dzieci, które są w stanie zanurzyć się w czystej teraźniejszości.
Czasami wielka sieć tych, którzy przyszli przed nami, w tym urodzonych i nienarodzonych, zmarłych w tragicznych okolicznościach, wykluczonych, „szalonych”, uzależnionych, tych, którzy byli trzymani w tajemnicy, i wszystkich brakujących elementów układanki wywiera ogromny wpływ, który usidla i dezorientuje nas bez naszej wiedzy. Wtedy więzi stają się ścianami labiryntu, który zamyka nas w przeszłości. W rodzinach wykluczenia mają bolesny wpływ, jak zobaczymy poniżej, a wykluczeni są zwykle reprezentowani przez kogoś z późniejszych pokoleń, przywiązanego do roli, która mu nie odpowiada. Czy może istnieć pilniejsze zadanie dla sumienia niż uwolnienie się od takich obciążeń, a tym samym uwolnienie tych, którzy przyjdą po nas?
Odważając się na podróż życia, otrzymujemy możliwość przyjęcia darów drzewa genealogicznego oraz jego ran, a także wyleczenia tych ostatnich, aby nie mogły rządzić naszym życiem w teraźniejszości. Jak powiedział Lew Tołstoj w swoim legendarnym pierwszym akapicie Anny Kareniny: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda rodzina nieszczęśliwa jest nieszczęśliwa na swój sposób”. Dzieje się tak, ponieważ wykluczenie, tajemnica, trauma i nieprzetworzony ból znajdują niezwykle kreatywne sposoby, aby zakorzenić się jak pasożyty lub toksyny psychiczne w gałęziach naszego drzewa, żywiąc się sokiem przodków.
Nieszczęście, o którym mówię, zdolność bólu do utrzymywania się i komplikowania naszego życia, wymaga podejścia, które pozwoli nam je zrozumieć i przezwyciężyć. Tak właśnie pojmuję konstelacje rodzinne: jako narzędzie do badania szczęścia i nieszczęścia w rodzinie oraz wzorców więzi relacyjnych, fenomenologię, która pozwala nam wejść w labirynt życia, jego zakamarki, szare strefy i tajemnice, dramatyzację, dzięki której więzi i wzorce dzieciństwa i rodziny wychodzą na jaw. Konstelacje zachowują się jak pole mądrości i wiedzy, obdarzone pamięcią historyczną, i działają jak klucz główny, który może otworzyć nawet drzwi zamknięte od pokoleń, umożliwiając przepływ powietrza przez wszystkie pomieszczenia naszego systemu rodzinnego.
Przez „fenomenologię” rozumiem badanie zjawisk tak, jak są one doświadczane przez ludzi, bez zaszufladkowania ich w pojęciach i diagnozach. Fenomenologia jest zawsze w ruchu, jest żywa, nie pozwala się zamknąć w domysłach czy założeniach. W konstelacjach badamy to, co ludzie czują i czego doświadczają w ciągłej teraźniejszości, zwracając szczególną uwagę na doznania cielesne, z podejściem humanistycznym i Gestalt. Ponadto kluczowe znaczenie ma to, co ujawniają nam przedstawiciele. Poprzez ich występy sceniczne możemy rozwikłać ukryte wątki, które utrzymują i odżywiają problemy, szukając metody na przekierowanie ich w sposób, który stymuluje procesy siły i dobrego samopoczucia.
W podróży przez życie będziemy od czasu do czasu stawiani wobec przeciwności losu, z twarzą drżącą od smutku, na rozdrożach, na których dusza może się załamać, a nawet tam, gdzie pojawi się złowrogi cień zaburzeń klinicznych, lęku, depresji, uzależnienia lub psychozy. Konstelacje dostarczają nam mapy do zrozumienia cierpienia, złożonych sieci bólu oraz tego, jak je zintegrować i w miarę możliwości zniwelować. Do tego procesu często podchodzi się z perspektywy duchowej, co jest ważną częścią drogi do przezwyciężenia cierpienia.
Aby przekształcić nasze cierpienia w świadome lekcje, warto zadać sobie pytanie o sens cierpienia. Cytat z Eckharta Tollego mówi: „Potrzebujesz przeciwności, aby zagłębić się w realizację”. Zaakceptowanie smutku, przyjęcie go, może być korzystne, ponieważ ma potencjał do skorygowania tego, co nazywamy ego i jego tyranią. Pema Chödrön w swojej książce Embracing the Unknown (Ująć nieznane) definiuje ego jako „wszystko to, co jest przeciwne temu, co jest”, co kwestionuje rzeczywistość. W tym sensie nieszczęście oczyszcza nas, uwalnia od niektórych złudzeń, usypia niektóre z naszych tożsamości. I prowadzi nas, miejmy nadzieję, do miejsca spokojniejszego, gdzie mamy lepszy kontakt z samymi sobą. Nieszczęście zmusza nas, byśmy porzucili nasze przywiązania, oczekiwania, arogancję. Być może właśnie wtedy jesteśmy najbardziej gotowi, by zatańczyć taniec życia, z jego wzlotami i upadkami, pchani siłą ekspansji lub przytrzymywani siłą wycofania. Parafrazując Nietzschego, „rodzimy się nawzajem jak tańczące gwiazdy” w dionizyjskim „tak” dla życia.
Wcześniej porównywałem życie do labiryntu. W mojej książce Klucz do dobrego życia wyjaśniam, że życie ma wiele drzwi i że niektóre z nich otwierają się, a inne zamykają, co wynika z samych rozdroży, dokonywanych wyborów i zawiłości naszej egzystencji. Niektóre z tych drzwi prowadzą do zysku, wzrostu i rozwoju, podczas gdy inne – do upadku i porażki, zmuszając nas, byśmy odpuścili. Życie, które ma dokładną miarę rzeczy, narzuca idealną równowagę egzystencjalną pomiędzy nimi: wszystko, co zyskujemy, pewnego dnia stracimy; i ostatecznie przestaniemy być tym, czym jesteśmy.
Konstelacje rodzinne często oferują metafory lub mapy tego labiryntu: pokazują nam ścieżki, które nas jednoczą, oraz takie, które nas od siebie oddalają, powiązania, które tworzą się, gdy drzwi się otwierają, lub zmieniają się i zniekształcają, gdy drzwi się zamykają. Tak więc każdy system rodzinny ma w sobie coś z labiryntu lub chaosu. W ten sam sposób każda osoba doświadcza swojego życia jako labiryntu, z wieloma tożsamościami, sprzecznościami, przeciwieństwami, nieścisłościami i błędnymi kierunkami.
Wiele z tych tożsamości skłania nas do ukrywania naszej prawdziwej natury, by uniknąć cierpienia. W związku z tym ważne jest, aby nie zgubić nici, takiej jak ta, którą Ariadna oferuje Tezeuszowi w legendzie o labiryncie na Krecie. Historia ta opowiada o tym, jak zakochana w bohaterze Ariadna daje mu nić, dzięki której może on, pokonawszy Minotaura, znaleźć wyjście z labiryntu. Podczas gdy w niektórych kulturach byk jest kojarzony z bytem boskim lub księżycowym, moim zdaniem Minotaur reprezentuje nie tylko ego, ale i wszystko, co jest chore i nierozwiązane w ludzkim umyśle. Nić symbolizuje nasze wnętrze, od którego nie wolno nam odejść, niezależnie od ścieżki, którą podążamy.
W tej metaforze labirynt reprezentuje przestrzeń, w której jesteśmy zagubieni; to egoistyczne miejsce pełne cieni, przeciwności i podziałów. Błędny kierunek pojawia się, gdy padamy ofiarą naszych namiętności, ślepo próbując uwolnić się od potwora, który nami rządzi lub który rządzi elementami systemu rodzinnego i którego nienasycona żarłoczność nieustannie domaga się nowych ofiar (w legendzie o Minotaurze czytamy, że co roku składano mu w ofierze siedem dziewcząt i siedmiu młodych mężczyzn, aby go uspokoić). Fenomenologia proponowana przez konstelacje rodzinne jest sposobem na wydobycie bestii z jej zamknięcia, odkrycie, że nie była tak okrutna, jak się wydawało, ale była karmiona zatrutą narracją zbudowaną z bolesnych wydarzeń, które nie zostały zintegrowane. W rzeczywistości wszystko, bez względu na to, jak straszne było, traci swoją brutalność, gdy spojrzymy na to z bliska.
System rodzinny można również postrzegać jako labirynt, który należy zgłębić: umysł, który nas otacza i angażuje. Nie powinno to dziwić, ponieważ wszyscy oddychamy wspólną atmosferą rodziny, z której się wywodzimy. Umysł rodzinny broni się przed bólem, oddzielając części swoich doświadczeń i wydarzeń, zwłaszcza tych, które są bolesne, wstydliwe lub uważane za naruszenie norm rodzinnych. Wyparcie, zaprzeczanie, niedostrzeganie tego, co się wydarzyło, nie jest rozwiązaniem, ponieważ ostatecznie utrwala ból, który próbuje się ukryć.
Czasami wyzwania systemowe okazują się enigmatyczne. Niedawno pracowałem z kobietą, która cierpiała na epizody paniki. Kiedy ktoś twierdzi, że panikuje, nie wiemy dokładnie, o jakim zjawisku mówi. Można mieć ogólne pojęcie o tym, co oznacza panika, ale nie wiedzieć, jak doświadcza jej druga osoba. Nalegałem więc: „Jak wygląda panika w twoim przypadku, jak doświadczasz jej w swoim ciele?”. Chciałem podejść do tej pracy w duchu Gestalt, który stara się zrozumieć poprzez doświadczenie leżące u podstaw słów, a nie tylko przez słowa.
Kobieta początkowo się opierała, ponieważ – co zrozumiałe – nie chciała ponownie przeżywać stanu paniki. W końcu jednak powiedziała: „Odczuwam panikę w całym ciele”. Miałem nadzieję na bardziej szczegółowy opis: „w klatce piersiowej”, „w brzuchu”, „w głowie”. Wiele osób odczuwa strach w konkretnym miejscu, na przykład w dole brzucha lub jako ogólny skurcz. Ale ona powiedziała dokładnie: „Doświadczam tego w całym ciele, to jak ukłucia, jak ukłucia w wielu miejscach”. Zapytana o to, od jak dawna tego doświadcza, odpowiedziała: „Nie pamiętam od jak dawna, jest to część mojego życia”. Kobieta ta pochodziła z Niemiec, a kiedy poprosiłem ją o więcej informacji, okazało się, że jej ojciec był żołnierzem na froncie rosyjskim podczas II wojny światowej, a następnie przebywał w obozie koncentracyjnym i ostatecznie wrócił do domu osiem lat później, po długiej odysei. Powiedziała również, że jeden z braci ojca i jeden z braci matki zginęli na wojnie. Kobieta nigdy nie powiązała swojej paniki z traumatycznymi doświadczeniami ojca i rodziny podczas II wojny światowej. „Ukłucia” były bardzo podobne do ran odłamkowych, które jej ojciec odniósł w wyniku wybuchu bomby i które pozostawiły na jego ciele blizny. Te rany były labiryntem, który nosił ze sobą.
Wydaje się, że umysł tworzy dla bólu hermetyczne przestrzenie, co nie jest skuteczną strategią. W stowarzyszeniu opieki paliatywnej filozof Byung-Chul Han ujął to w następujący sposób: „Każdy ból, który pojawia się niespodziewanie i jest wypierany, ukrywany lub znieczulany, staje się ciemnym i zimnym pokojem naszego serca”. Lub naszej „rodzinnej duszy”, możemy dodać, a koncepcję tę rozwiniemy dalej.
Praca konstelacji polega na zidentyfikowaniu cennego materiału, który znajduje się w centrum serca i jest ucieleśniony w naszych związkach, naszych przywiązaniach, naszych miłościach i naszych złamanych sercach, i obserwowaniu tego wszystkiego z wystarczającą otwartością, aby objąć wszystkie zyski i wszystkie straty. Nie koncentrują się one na introspektywnej jaźni, ale integrują ją i być może nieco rozcieńczają w sieci rodzinnej. Są systemowe w tym sensie, że uznają, iż jednostka jest częściowo fikcją lub funkcją powiązaną z relacjami, rodziną i społeczeństwem. Często chcemy odciąć się od ludzi, którzy sprawiają nam ból, odsunąć ich na bok, wykluczyć. Ale pełne zdrowie znajduje się w integracji, w słowie „wszystko” i we włączeniu „wszystkiego”. Oznacza to, że wszystko, co jest we mnie, ma prawo we mnie mieszkać i jest mile widziane, ponieważ stanowi część mnie. W ten sam sposób wszyscy ci, z którymi współistniejemy, wszyscy ci, którzy są częścią naszego kręgu, tej zbiorowej duszy, w której rezonujemy ze sobą, mają prawo do przynależności.
Ta koncepcja przynależności jest zorganizowana w uporządkowany sposób: każdy ma swoje miejsce, a miłość podąża za określonym porządkiem, który koreluje z kolejnością przybycia. Kiedy to miejsce zostaje utracone, nie jest szanowane lub ktoś zostaje wykluczony, cały system cierpi i ponosi konsekwencje. Z tego powodu w konstelacjach spędzamy dużo czasu, zajmując się porządkiem, jego zakłóceniem, utratą miejsca, szacunku i miłości. Konstelacje porządkują miłość na nowo, jednocześnie identyfikując idee i postawy, które jej zagrażają (porozmawiamy później o „porządkach miłości”, centralnej koncepcji pracy). Są one sposobem na szybkie i skuteczne dotarcie do sedna najbardziej złożonych kwestii w naszym życiu, które zawsze są wiążące i relacyjne. Rozważają najważniejsze kwestie, takie jak zdrowie, związki, praca, rodzina, przyjaciele czy duchowość. Jednocześnie łączą nas z ogromnym repertuarem zasobów, które wynikają z miłości, porządku w rodzinie, wdzięczności, szacunku i integracji ran.
Jednym z pytań, które możemy sobie zadać, jest to, w jakim stopniu czujemy się uwięzieni w naszym systemie rodzinnym, zarówno w pozytywnych, jak i mniej korzystnych aspektach; zarówno w zakresie obciążeń, które nosimy, jak i dostępnych nam zasobów. Często jesteśmy zarówno uwięzieni, jak i podtrzymywani przez nasz system, choć może się to wydawać sprzecznością. Epigenetyka, gałąź nauki badająca wpływ doświadczeń i wydarzeń życiowych na ekspresję i modulację genów, pokazuje, w jaki sposób wpływ ten jest regulowany przez doświadczenia życiowe pokoleń, a nie tylko przez własną biografię. Obecnie wiemy, że czynniki środowiskowe mogą modyfikować geny, a epigenetyka wyjaśnia, w jaki sposób dzieci dziedziczą traumy swoich rodziców. „Niemożliwe jest oddzielenie biologii od biografii” – mówi Gabor Maté, znany psychiatra specjalizujący się w traumie i uzależnieniach, podkreślając wpływ rodziny oraz naszych doświadczeń z dzieciństwa na rozwój naszego zdrowia psychicznego. Typowym przykładem tego wpływu są żołnierze Konfederacji, którzy przebywali w obozach jenieckich Unii pod koniec amerykańskiej wojny secesyjnej. Obozy te były przepełnione, ludzie w nich głodowali, a wielu straciło życie. Badania dowiodły, że ich dzieci i wnuki odziedziczyły tę traumę, a ich potomkowie cierpieli z powodu znacznie wyższej śmiertelności niż reszta populacji. Wojny, głód, masakry i ludobójstwa pozostawiają epigenetyczne ślady u potomków tych, którzy ich doświadczyli.
Wierzę, że jeśli pracujemy nad traumą, możliwe jest zatrzymanie procesu epigenetycznego i zapobieżenie dziedziczeniu przez przyszłe pokolenia cierpienia rodziców i osób przed nimi. Każdego dnia na moich warsztatach widzę, jak ludzie odnajdują ulgę. Wielu uczestników czuje się lepiej i uwalnia się od psychicznych lub emocjonalnych obciążeń, które nosili przez całe życie. Sukces konstelacji rodzinnych wynika z odwagi twierdzenia, że środowisko rodzinne, podobnie jak społeczne, przechowuje pamięć: w biologii każdej osoby zapisana jest biografia całego jej systemu, szczególnie wpływ trzech lub czterech poprzednich pokoleń.
Powtarzam: każdy z nas nie jest jednością, ale wielością. Pomysł ten może być niepokojący dla tych, którzy żywią przekonanie, że są panami swojego losu, zgodnie z obecną koncepcją wszechmocnej i nieograniczonej indywidualności, która dominuje w naszej zachodniej kulturze. Nie zaprzeczam, że zaakceptowanie faktu, że wpływ systemu rozciąga się na wszystkie aspekty naszego życia, może być niewygodne, ale rzeczywistość jest z natury systemowa i relacyjna. Jestem przekonany, że większość psychologów i terapeutów zgodziłaby się z tym stwierdzeniem.
Ta systemowa rzeczywistość zaprasza nas do wyjścia z labiryntu w paradoksalny sposób: wchodząc do niego i nie gubiąc nici. Podobnie jak Dedal, architekt labiryntu Minosa, potrzebujemy skrzydeł. Dedal wykonał skrzydła z ptasich piór i wosku pszczelego, które umożliwiły jemu i jego synowi Ikarowi ucieczkę z więzienia, w którym zamknął ich król Krety. Wydostanie się z naszego labiryntu oznacza zatem pragnienie poznania i kultywowania spojrzenia obserwatora. Musimy jednak pamiętać, aby nie zbliżać się zbytnio do słońca, tak jak zrobił to nieposłuszny ojcu Ikar, ponieważ jeśli zignorujemy ostrzeżenie, nasze skrzydła stopią się od gorąca. Nasza ścieżka polega na harmonijnej integracji tego, co przyziemne i duchowe, naszych pasji i naszego światła, bez zbytniego oddalania się od tego, co ziemskie. Być może sekret tkwi w tym tańcu między przeciwieństwami, między tym, co ziemskie, a tym, co duchowe, między ja a my, między życiem a śmiercią. W poruszaniu się z łatwością i radością przez wielką dialektykę życia.
Proces porzucania tożsamości, które składają się na ego, został pięknie opowiedziany przez P.L. Travers, słynną autorkę Mary Poppins, w mało znanej książce zatytułowanej What the Bees Know. Historia rozgrywa się tak: mężczyzna, którego nazwiemy Panem X, raczej zwyczajnie wyglądający i nieporadny, wsiada do taksówki i prosi o kurs do nieba. Taksówkarz, zaskoczony tą nietypową prośbą, ostrzega go przed wysokimi kosztami, na co mężczyzna mówi mu, żeby się nie martwił – zapłaci.
Po dotarciu na miejsce pasażer płaci za przejazd i zostawia skromny napiwek, po czym udaje się do bram nieba. W tym momencie taksówkarz z niedowierzaniem zauważa, że z taksówki wysiada tłum mężczyzn identycznych jak jego klient, każdy w innym stroju. Pełen podejrzliwości żąda dodatkowej zapłaty, argumentując, że zgodził się zabrać tylko jednego pasażera. W międzyczasie otwierają się bramy nieba i pojawia się św. Piotr, który natychmiast przejmuje kontrolę nad sytuacją. Pan X wręcza mu ulotkę z napisem: „Przepuść tylko jednego”, podczas gdy liczni pasażerowie krzyczą: „Jestem kulturalnym i wykształconym człowiekiem”, „Jestem biskupem”, „Jestem w Księdze Rekordów Guinnessa”, „Jestem aktorem”, „Jestem świętym”, „Wpuść mnie!”, „To ja jestem Pan X!”. Każdy głośno deklaruje, że jest tym prawdziwym. Dopiero po chwili odzywa się ktoś, kto do tej pory nie zabrał głosu: „Byłem Panem X. Zwiedziłem cały świat i świat mnie oklaskiwał, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Chociaż, szczerze mówiąc, zostawiłem za sobą tak wiele, że teraz czuję, że brakuje mi jakiegokolwiek nazwiska. W rzeczywistości czuję, że już go nie potrzebuję”. Po tych słowach św. Piotr nie ma wątpliwości: „Ty jesteś prawdziwym Panem X”, i pozwala mu wejść. Tłum nadal krzyczy: „Buuu!”, ale zgiełk stopniowo zanika, aż wszystkie okrzyki rozpływają się w powietrzu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki