Trash story - Mateusz Górniak - ebook
BESTSELLER

Trash story ebook

Górniak Mateusz

3,4

Opis

Trash Story to kołysanka dla epoki telewizji i pępkowe społeczeństwa katastrofy. Historię zaczyna opowiadać Mati, chłopak z małego miasteczka na Śląsku, który pragnie wyjść poza mówienie „ja” i rozsadzić dostępne mu formy snucia opowieści. Narrację przechwytują więc przedmioty, śmieci, postaci z kreskówek i filmowe konwencje. Toster opowiada o dojrzewaniu, brudna fałdka na pościeli o miłości, Krowa żegna się z Kurczakiem, paranoiczny detektyw prowadzi dochodzenie dotyczące konkursu na esej katyński dla podstawówek, a Walduś Kiepski fantazjuje o wielkim wybuchu. Logiką tej fikcji literackiej są nieustające zmiany perspektywy, a recykling, wywrotowy humor i kulturowe przechwycenia pracują na rzecz strategii czułościowych.

 

***

„Być może właśnie tak wygląda świat w telewizorze marki OKIŁ” –

Natalka Suszczyńska, pisarka

 

***

„Niewesołe sytuacje autor osładza swoim niepohamowanym poczuciem humoru, dowcipem, ironią. Człowiek po przeczytaniu tej prozy nie czuje się za cholerę smutny, bowiem to, jak Górniak splata wątki, przetacza akcje, wtapia w fabułę elementy scenariuszowe, może dobrze rozruszać pompkę i oczyścić system nerwowy z niepotrzebnych zwarć.” –

Robert Rybicki, poeta

 

***

„Wiele z kluczowych spraw rozgrywa się tu na poziomie stylu: postawionego na głowie humoru, brudnych i hermetycznych socjolektów, hiperrealnych metafor, obskurności podniesionej do rangi kategorii estetycznej i zasady organizującej tok fabularny. Co więcej, lapidarne frazy wychodzące spod ręki tego twórcy jawią się często jako obce czy nieoswojone wcale nie dlatego, że nie budzą zupełnie żadnych skojarzeń u czytelnika, ale dlatego, że swoje źródła mają w materialnych uwarunkowaniach, które dopiero poszukują swojej literackiej formy. Powiedziałbym wręcz, że o ile polscy prozaicy – nawet ci najbardziej progresywni – głęboko zinternalizowali XX-wieczne strategie literackie i stali się ich zakładnikami, to Górniak zaczyna pisać jako autor XXI wieku, już na starcie doskonale rozpoznając dynamikę późnokapitalistycznej rzeczywistości.” –

Dawid Kujawa, marksistowski krytyk literacki

 

***

Mateusz Górniak (ur. 1996) – autor fikcji literackiej i tekstów dla teatru, redaktor Stonera Polskiego. Jego teksty wystawiane były m.in. w Narodowym Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie czy w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu. Laureat Nagrody Krakowa Miasta Literatury UNESCO. Trash Story to jego książkowy debiut.

 

***

Patronaty

papierwdole, dzieci Neo, katalog Press, wizje, Stoner Polski, Satuk Gamma, zakład magazyn

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 103

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (104 oceny)
25
26
23
21
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
beepbeep69

Nie polecam

są gorsze książki, ale nie zmienia to faktu, że ta jest bardzo zła
10
orchidea90

Dobrze spędzony czas

Niesamowite przeżycia, dziękuję!
11
Hulijiana

Dobrze spędzony czas

Dziwna, ale bardzo ciekawie napisana. Lubie takie dziwactwa
00
nieanda

Nie oderwiesz się od lektury

Jest to jedna z najlepszych rzeczy ostatnich lat. Bardzo polecam!
00
adrian0709

Z braku laku…

Popularność




Mateusz Górniak, Trash Story, Kraków 2022
Copyright © by the Author, 2022 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Ha!art, 2022
Redakcja serii · Piotr Marecki
Redakcja · Marta Syrwid
Korekta · Miłosz Biedrzycki
Projekt okładki · Bolesław Chromry
Projekt typograficzny, skład i łamanie By Mouse | www.bymouse.pl
502. publikacja wydawnictwa
Wydanie I
ISBN 978-83-66571-62-4
Wydawnictwo Ha!art ul. Konarskiego 35/8, 30-049 Kraków tel. 795 124 [email protected]
Konwersja:eLitera s.c.

Seria prozatorska pod redakcją Piotra Mareckiego

Jerzy Franczak, Trzy historye

Sławomir Shuty, Bełkot

Łukasz Orbitowski, Szeroki, głęboki, wymalować wszystko

Piotr Cegiełka, Sandacz w bursztynie

Sławomir Shuty, Cukier w normie

Michał Palmowski, Przygody Hiszpana Dete

Michał Witkowski, Lubiewo

Marta Dzido, Małż

Marian Pankowski, Rudolf

Maciek Miller, Pozytywni

Ewa Schilling, Głupiec

Adam Wiedemann, Sceny łóżkowe

Jan Dzban, Dentro

Piotr Szulkin, Socjopatia

Marian Pankowski, Bal wdów i wdowców

Jerzy Nasierowski, Zbrodnia i...

Piotr Czerski, Ojciec odchodzi

Maciek Miller, Zakręt hipokampa

Łukasz Orbitowski, Horror Show

Joanna Pawluśkiewicz, Pani na domkach

Joanna Wilengowska, Zęby

Marta Dzido, Ślad po mamie

Jan Krasnowolski, Klatka

Marian Pankowski, Pątnicy z Macierzyzny

Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Raz. Dwa. Trzy

Michał Zygmunt, New Romantic

Joanna Pawluśkiewicz, Telenowela

Jerzy Franczak, Przymierzalnia

Wojciech Bruszewski, Fotograf

Krzysztof Niemczyk, Kurtyzana i pisklęta

Sylwia Chutnik, Kieszonkowy atlas kobiet

Juliusz Strachota, Cień pod blokiem Mirona Białoszewskiego

Natalia Rolleczek, Drewniany różaniec

Marian Pankowski, Niewola i dola Adama Poremby

Maciek Miller, Cockring

Dominika Ożarowska, Nie uderzy żaden piorun

Ewa Schilling, Codzienność

Marian Pankowski, Tratwa nas czeka

Piotr Szulkin, Epikryza

Jerzy Franczak, NN

Sławomir Shuty, Jaszczur

Darek Foks, Kebab Meister

Tomasz Pułka, Vida Local

Ziemowit Szczerek, Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian

Wojciech Bruszewski, Big Dick. Fikcja dokumentalna

Jan Krasnowolski,Afrykańska elektronika

Daniel Kot, Kierunkowy 22

Marian Pankowski, Nastka, śmiej się! Opowiadania

Sławomir Shuty, Dziewięćdziesiąte

Łukasz Orbitowski, Horror Show [wyd. II popr.]

Joanna Dziwak, Gry losowe

Søren Gauger, Nie to / nie tamto

Maciej Bobula, Katarzyna Gondek, Adam Miklasz, Aleksander Przybylski, Michał Zantman, Bękarty Wołgi. Klechdy miejskie

Ziemowit Szczerek, Siódemka

Juliusz Strachota, Relaks amerykański

Flash fiction. Antologia

Dariusz Orszulewski, Zjednoczone Siły Królestwa Utopii

Stanisław Czycz, Nie wierz nikomu. Baza

Konrad Janczura, Przemytnicy

Maciej Piotr Prus, Przyducha

Marta Dzido, Frajda

Olga Hund, Psy ras drobnych

Juliusz Strachota, Turysta polski w ZSRR

Jakub Michalczenia, Gigusie

Anna Mazurek, Dziwka

Natalka Suszczyńska, Dropie

Antonina Kardaś, Czernucha

Aleksandra Wstecz, Kwiaty rozłączki

Jarek Skurzyński, Zrolowany wrześniowy Vogue

Zenon Sakson, Zaczarowany uber

Sławomir Shuty, Historie o ludziach z wolnego wybiegu. Pasty i skity

Maciej Topolski, Niż

Jakub Michalczenia, Korszakowo [wyd. II popr. i uzupeł.]

Maciej Piotr Prus, Wyspa i inni ludzie

Jan Dzban, Dentro De Luxe

Anna Sudoł, Projekt

Sławomir Shuty, Bełkot [wyd. II popr.]

Jaga Słowińska, Czarnolas

Sławomir Shuty, Cukier w normie [wyd. III popr.]

Sławomir Shuty, Nowy wspaniały smak

Marian Pilot, Dzikie mieso

Soren Gauger, Imitacja życia

Mateusz Górniak, Trash Story

Jednostką obiegową stał się szczur.

Zbigniew Herbert

Słońce to hormony.

Filip Matwiejczuk

Użyliśmy wszystkiego, co było udostępnione, ściągnięte, spiracone. Tego, co najbliższe, i tego, co najdalsze. Zebrałyśmy się z najróżniejszych zakątków kompleksu czasoprzestrzennego, by wyłoniła się alienomantyczna technopleksja anty-patriarchatu, oznaczona tagami: akceleracja roztopu, zombie triBBy, voodoo antyhumanizm, syntetyczny feminizm, kognitywny freeganizm, lesbijski wampiryzm, bakteryjny khattak, efektywny neonihilizm, wirusowa amnezja, cyberinsurekcja, schizotaktyka, elo wale wiadro.

HOMAR

Kurnik jest silnikiem

Mam na imię Mati i pierdolę policyjne pały, chcę być dobry dla mamy i taty, a na obiad jeść fryty bataty.

Pochodzę z małego miasteczka na Śląsku, wieś przeszła tu w sypialnię aglomeracji. Wysokie płoty, rasowe psy. Praktyczne, katolickie wychowanie i rozrywki zapracowanych przedsiębiorców. Ale moja babcia pamięta, jak tu była wieś. Ja z kolei ledwie pamiętam dziadka. Widzę go w myślach, jako coś na kształt szczęśliwego czerwonego robala, który czasem wpada w furię i w kółko jest ubrany w łososiową piżamę. Ta piżama jest w domu do dziś, jest gitem, lubię w niej spać kiedy odwiedzam rodziców.

Babcia i dziadek zbudowali dom. Oszczędności, decyzje i wyrzeczenia, a potem kilka lat budowy, na którą wieczorami, po swoich szychtach i obowiązkach zjeżdżała część rodziny i przyjaciół. Praca ręka w rękę, pomoc najbliższym, przychodzili z dziećmi, które bawiły się w kupie piachu i pomagały mieszać cement. Jedli razem kanapki, zupę, rozpalali ognisko i piekli kiełbasy. Wykopali piwnicę, postawili dwa piętra i przykryli je solidnym dachem, pod którym wychowywałem się kilkadziesiąt lat później. Do domu został dobudowany kurnik. Często o nim myślę. I o babci, która z kijkiem prowadzała kury. Potem kury zniknęły i kurnik został zaaranżowany na przestronną budę dla psa. Spędzałem tam dużo czasu, podczas gdy pies leżał w domu, na kanapie przed telewizorem. Stary kurnik był moją kryjówką. Z jednej strony miał drzwi na zasuwę, z którą nie potrafiłem sobie poradzić, a z drugiej – dziurę wielkości ogromnej kury albo średniego psa, przez którą wystarczyło się przecisnąć i już można było zamieszkiwać, tworzyć w środku równoległe światy. Dorastałem więc jako książę kurnika.

Moja mama ledwo pamięta kury. A babcia opowiadała mi różne historie. Ćwiczyła przy mnie pamięć, wymieniała wszystkich krewnych na świecie i miała to swoje cudowne flow po czasoprzestrzeniach. Do mojej babci chodziło się w gości. Kiedyś podobno jeden wujek zajeżdżał rowerem. I podobno na innym rowerze pojechał aż do Oświęcimia, kiedy mieli wieszać Rudolfa Hoessa. Ja pamiętam tylko, jak przyjaciółka babci przychodziła na rummikub. Miała długie paznokcie i lubiła jeść ostre czipsy. Grała strategicznie, wykłócała się o zasady. Rozmawiały o pogodzie, zdrowiu, ślubach i pogrzebach. Była też część pikantnych plotek i wtedy przechodziły na niemiecki. Mogłem sobie tylko wyobrażać. I mam jeszcze takie wspomnienie: siedzę z babcią i inną jej przyjaciółką, taką z energią potężnej czarownicy. W młodości czerpała z życia całymi garściami i nosiła za ciasne buty. Gapię się na jej powykręcane palce, haluksy, żylaki, tusz na rzęsach. A ona pozwala mi nosić swoje klipsy. I mówi do mnie „laluś”, a ja wiruję taki poprzebierany po pokoju telewizyjnym, pociągając estetycznie baletową nóżką.

Uwielbiałem przychodzić do babci na nocowankę. Po kąpieli mama smarowała mi buźkę niveą, ubierała w piżamę i bambosze, a potem zbiegałem na dół, żeby zobaczyć z babcią odcinek M jak miłość, zjeść kanapki z żółtym serem i położyć się z nią w sypialni, w której był wielki drewniany krzyż z kolcami. Przed snem odmawialiśmy Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i modlitwę za zmarłych, a potem prosiłem babcię o opowieści o II wojnie światowej; o bandach, które grasowały po naszej mieścinie, Ruskach, co strzelali do budzików, bo nie wiedzieli co to jest, i o życiu w ciągłym zagrożeniu. Babcia niestrudzenie opowiadała mi to, co pamiętała ze swojego dzieciństwa, a ja z czasem zacząłem chcieć to samo przeżywać po swojemu, grając w Call of Duty.

A kiedy babcia szybciej chciała się położyć spać, zostawałem sam przed TV i bawiłem się pilotem. W telewizji ludzie głównie wspominali. Te wspomnienia o cudzych wspomnieniach są do dziś jednymi z moich największych przeżyć. Pamiętam kobietę, która chodziła do przedszkola z Wampirem z Zagłębia. Pamiętam rodzinę, która straciła wszystko w wielkim pożarze. Pamiętam opowieści o młodości Rudiego Schubertha. I historię mężczyzny wyglądającego jak drzewo. I pamiętam też, że czasem przeskakiwałem między kanałami równo z rytmem sekundnika w dużym zegarze. Gadające głowy zaczynały wtedy śpiewać, tylko dla mnie, na dobranoc, na podkładkę pod chore sny kilkulatka, co zaraz będzie się wiercił obok babci, pod drewnianym krzyżem z kolcami.

Wziąłem się więc z dwupokoleniowego domu z dobudowanym kurnikiem, który potem został przerobiony na pomieszczenie dla psa. Z opowieści, wspomnień i widm, z kompa po nocy i TV, ze wsi, która przekształciła się w osrane, przedsiębiorcze miasteczko.

I jeszcze coś. Ja tu na kanciasty tornister z trójwymiarową naszywką mówiłem plecak. Na rower – rower, choć inni mówili koło. Na piłkę gała, na wkurw hajna, na packę – klapaczka. I czasem, jak wracałem ze szkoły, to spotykałem kurę, która komuś uciekła, i przechodziłem na drugą stronę drogi, posrany ze strachu. I ten przywiązany łańcuchem do budy pies, który szczeka najgłośniej, którego słyszysz, kiedy znowu kłócisz się w kuchni. I podglądanie sąsiadów w domkach jednorodzinnych. Większość niedziel na przykład widać przez jedno okno: na fotelu przed komputerem, plecy zgarbione, co jakiś czas spacer do łazienki, on po siku nie myje rąk. Nie ma tu żadnej starszej kobiety, która czai się za firanką, nie ma w ogóle firanki. Jest ciemno od szesnastej. On odgrzewa pierogi. Charka na żółtozielono. A gdyby pozbierać z wiejskich i miejskich ulic szczeki, pierdy i wrzaski, a potem ułożyć z tego coś o czułości?

Wybudowali dom. Dziadek dostał na wojnie po dupie, ale wojna się skończyła. Jakiś tam wujek też dostał po dupie, a potem jeszcze gruźlicę, ale było masło od Niemców dla wszystkich gruźlików Wehrmachtu. Babcia biega z kijkiem, dziadek nie. Ale mógłby, gdyby tylko miał więcej wolnego czasu. Wychodzę na miasto i słyszę od naćpanego dopalaczami naganiacza: wejście darmowe, cycki zawsze nowe. A co słyszał dziadek, kiedy wchodził do baru w niedzielę, w momencie, gdy rozpoczynała się poranna msza, a potem pił do południa, żeby się zresetować po dwóch etatach ciągniętych przez sześć dni w tygodniu? Nie chcę takiego świata, kurwa – tak pewnie mówił i pewnie tylko to słyszał. Dostał więc po dupie raz podczas wojny, a potem dwa razy na dwa etaty. Niech żyją weterani, prawda, dziadku? W pewnym momencie założyłeś wygodną, skórzaną, emerycką kamizelkę. Jeździłeś w niej sobie na ryby albo na flumark, gdzie mi kupiłeś zbroję i miecz, a siostrze wielkiego, tekturowego królika. Popijałeś koniaczek na wygodnej sofie. Odpoczywałeś w ten sposób po wojnie i etatach. W tej emeryckiej kamizelce byłeś lepszy i ładniejszy od tych, którzy do dziś zajmują się wzajemnym zapewnianiem o swoim antyfaszyzmie, a srają gdzie popadnie. Dziadek i babcia mieli przejebane w życiach. My też mamy, mówią chórem wszyscy i wszędzie, każą sobie współczuć. Kury pogdakują.

Babcia odkłada kijek i starannie opiera go o kurnik. Dziadek umiera pierwszy, babcia staje się grubaską. Urodziłem się, a kiedy już nauczyli mnie chodzić, to chciałem zadupcać na karuzeli, i chcę dalej, bardzo bardzo.

TŁUSTY SZCZUR: Chodzi o to, żeby wleźć im w cztery ściany przez odpowiednią dziurę i już kwiczą, wariują, wychodzą z siebie.

MOTORYNKA SIMSONEK: Wsiada na mnie koleżka. Po oczach znać świrusa, po rękach znać nerwusa, po gatkach – wieśniaka. W zakręty bierze mnie odważnie, hamuje różnie – raz szpan i drift, a czasem kończy z subtelnością, jakby naprawdę mnie lubił. Innym razem – niezdara. Nooo wiecie... po prostu wpierdalamy się w rów.

DREWNIANY KRZYŻ Z KOLCAMI: Najpierw dokazywanie, skakanie po łóżkach, potem szepty, aż wreszcie sen.

PADACZKA: Jestem muzyką, która odbijała się zeszłej niedzieli echem na posadzce bocznej nawy kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Szkaplerznej. Czasem już nie umiem się powstrzymać. Tak, marihuana mi szkodzi, ale lubię.

OGRODZENIE POD WYSOKIM NAPIĘCIEM: Nikt nie chce mnie polizać, a jak już w ogóle dotkną, to zaraz się okazuje, że przez pomyłkę i żałują. No, albo że to tylko dla żartu. Albo rzucą we mnie grubą Karolinką, ale to rzadko.

KIJ DO BEJSBOLA: Najbardziej chciałbym być czyjąś podpórką.

LEWE OKO PLUSZAKA PO PRZEJŚCIACH: Czy zasługuję jeszcze na odrobinę miłości?

BLASZANY NOCNIK: Szczur, który zjadł ich kicię, wyleguje się we mnie na strychu. A ja marzę o kryształach w kupie dziadka, które robią stuk-puk-stuk w sam środek mojego dna.

PLASTIKOWE WIADRO: Mamy węża w piwnicy i strasznie się boimy. Niech ktoś zawoła babcię.

KASZTAN: Jako ludzik nie czuję się ani lepiej, ani gorzej.

KASZTAN POD SZAFĄ: Chciałbym być piłką do bejsbola, ale nie ma wyobraźni ten, kto mną rzucił.

ZASKRONIEC: Jestem smutny mysi ogon.

MIOTŁA: Chciałabym walczyć.

KOZA Z NOSA: Kiedyś to my się rozmnożymy i to my będziemy jadły wasze bobasy.

KLAPACZKA NA MUCHY: A sam się weź jebnij w łeb.

SZUFLA DO WĘGLA: Tak, pamiętam zagładę. Nie, nie pamiętam ciepłej wiosny pięć lat po.

PIWNICA: Wejdź we mnie na spacer.

WĘDKA NA RYBY: Co ja się naoglądałam pijaństwa i śmierci, to moje.

CHODNIK: Oto na moim łonie, za nas wszystkich, cierpi rozgnieciony czips duszek.

Coming of Age