Mówił na nią Słońce - Natalia Waszak-Jurgiel - ebook + audiobook

Mówił na nią Słońce ebook i audiobook

Waszak-Jurgiel Natalia

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Pamięć zawodzi. Serce – nigdy.

Michał budzi się po wypadku w szpitalu, gdzie czuwa przy nim mocno przejęta, piękna nieznajoma. Jest zaskoczony, kiedy oznajmia mu, że się znają… Ale to nie wszystko: według niej byli najlepszymi przyjaciółmi. On niestety ma w głowie pustkę.

Żadnych wspomnień, żadnych skojarzeń, żadnego śladu tej wyjątkowej więzi, o której opowiada Iga. Dziewczyna nie zamierza się jednak poddać. Dla niej on był całym światem, dlatego nie potrafi tak po prostu zniknąć z jego historii. Nawet jeśli trzeba opowiedzieć ją od nowa…

Z każdym dniem Michał coraz wyraźniej dostrzega, że Iga fascynuje go jako kobieta. Nie może pojąć, jak to możliwe, że przez tyle lat łączyła ich tylko przyjaźń. Tymczasem w snach zaczynają powracać fragmenty przeszłości – i nie wszystkie są tak niewinne, jak mógłby się spodziewać.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 313

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 26 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Karolina GibowskaMarcin Charzewski i Kajetan Szuwar

Oceny
4,8 (12 ocen)
11
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Czarownica2410

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna książka. Ciepła, chwilami śmieszna , chwilami wzruszająca. Polecam.
10
Bozena_1952

Nie oderwiesz się od lektury

Super historia , polecam ❤️
10
IzaNow1971

Nie oderwiesz się od lektury

To nie było moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, więc byłam pewna, że ta historia bardzo mi się spodoba! Sama już okładka przyciąga. Książka ma tylko jedną wadę, jest stanowczo za krótka 😔. Bohaterami tej powieści są Michał i Iga. On po wypadku drogowym budzi się w szpitalu i okazuje się, że nie wszystko pamięta. A konkretnie nie rozpoznaje Igi i nie pamięta niczego co z nią jest związane. Dziewczyna próbuje przypomnieć mu ich relacje, to że od lat się przyjaźnią, wręcz są nierozłączni. Rodzina i znajomi potwierdzają to. Michał powoli, krok po kroku przypomina sobie wszystkie wydarzenia, a Iga coraz bardziej fascynuje go jako kobieta. Powracający do niego, prawie każdej nocy sen, utrudnia mu traktowanie Igi jak przyjaciółki 🤔. Czy Michał odzyska pamięć? Czy uda mu się poukładać wszystkie wspomnienia w całość? I tak naprawdę jakie uczucie wiąże go z Igą? Ta powieść przepełniona jest emocjami, od dramatu po komedię. Autorka w cudowny sposób potrafi połączyć tak skrajne o...
10
Laluna1997

Nie oderwiesz się od lektury

super
00
monnilp

Nie oderwiesz się od lektury

Cudna! Uwielbiam ❤️
00



Natalia Waszak-Jurgiel

Mówił na nią Słońce

Dziękuję Marcie, Agnieszce i Marcie

za przedstawienie mi piosenki,

która stała się inspiracją do tej historii.

Książkę dedykuję mojemu mężowi  – forevaaaaa ♥

Wstęp

Marzyło Wam się kiedyś przeżyć love story? Nie w kontekście miłości od pierwszego wejrzenia i do grobowej deski. To znaczy tak, ale nie tak od razu. Tylko takie love story z dramą?

Kochacie się, ale nie możecie być razem, niczym ta cierpiętnica Julia i totalnie sfiksowany na jej punkcie Romeo  – choć trzeba przyznać, że rzeczywiście był oddany do grobowej deski. Teraz to rzadko u mężczyzn spotykane.

Ale wróćmy do tematu. Poświęcenie za poświęceniem. Jedna drama za drugą. Morze wylanych łez, rozpacz, krzyki, w międzyczasie dziki seks, a następnie znów coś nie tak i na koniec on zatrzymuje samolot, żeby ona nie wyleciała na drugi kraniec świata. A potem wszyscy biją Wam brawo i dopiero wtedy bajkowy ślub. Wiecie już, o czym mowa. Marzyła Wam się kiedyś Wasza własna hollywoodzka miłość?

Cóż… niektórzy mawiają: uważaj, czego sobie życzysz, bo może ci się spełnić  – to prawdziwa złota myśl. The Pussycat Dolls nawet o tym śpiewały w When I grow up, co tylko podkreśla powagę tego ostrzeżenia.

Bo takie love story z dramą może przecież być najgorszym okresem w życiu. Doświadczeniem, którego największemu wrogowi się nie życzy  – co prawda głównie z powodu ostatecznego happy endu, ale mimo wszystko!

W momencie gdy dzieją się te wszystkie złe rzeczy, nie wiecie jeszcze, czy to jest element pięknej historii, którą wkrótce będziecie mogli spisać dla potomnych. Nie wiecie, czy to się kiedyś skończy i jak to się skończy. Czy może to zwykły czwartek, jeden z wielu kijów w oko, karma powracająca jak bumerang.

Oglądając film, wiecie, czy włączyliście komedię romantyczną, czy dramat, więc możecie spodziewać się adekwatnego zakończenia. W swoim własnym życiu pozostaje Wam tylko nadzieja, że po deszczu będzie słońce i tęcza, a nie sztorm i fala zabierająca życia. Kiedy pada, nie wiecie, co będzie dalej. Momentami możecie nawet mieć wrażenie, że Was zalewa i zaraz przestaniecie oddychać.

Opowiem Wam takie love story.

Ale nie powiem Wam, czy otworzyliście komedię romantyczną, czy dramat.

Rozdział 1

Michał

– Możesz nam powiedzieć, jak się nazywasz?

– Mich…  – Skrzywiłem się na dźwięk, który wypłynął z moich ust, a zaschnięte i przez to obolałe gardło nie pozwoliło mi dokończyć wypowiedzi.

W mgnieniu oka przy moich ustach znalazła się słomka zanurzona w butelce z wodą. Butelkę trzymała kobieta, może w moim wieku, może trochę młodsza ode mnie, której wygląd i zachowanie sprawiały, że czułem się co najmniej niezręcznie. Wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami, a ja zastanawiałem się nad kolorem jej tęczówek. W pierwszym momencie wydawało mi się, że były szare, potem, że niebieskie, a po chwili, że jednak zielone. Z jakiegoś powodu nie chciałem, żeby oglądała mnie w takim stanie. Upiłem jednak kilka łyków, a potem w końcu odpowiedziałem.

– Michał Drzyzga.

– Panie Michale, jaki dziś mamy dzień?

Zmarszczyłem brwi. Po co te pytania? Nie wypowiedziałem tego na głos, ale poważny mężczyzna w białym kitlu zorientował się, o czym pomyślałem, i odpowiedział mi:

– To jedyny sposób, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. Zadam panu kilka pytań. Proszę się tym nie stresować. Po prostu muszę to zrobić. Czy wie pan, jaki mamy dzisiaj dzień?

– Mam nadzieję, że najpóźniej czwartek.

Zdążyłem już zlokalizować na swoim ciele jakieś opatrunki i nieprzyjemne pieczenie, gdy próbowałem się poruszyć, ale miałem nadzieję, że nie byłem w jakiejś popieprzonej śpiączce.

– Czy może pan podać konkretną datę?

– Drugi marca.

– Roku?

Naprawdę? Może być ze mną aż tak źle?

– Dwa tysiące dwadzieścia trzy  – odpowiedziałem, nie kryjąc nadziei, że się nie mylę.

Uśmiechnął się zadowolony na potwierdzenie i kontynuował swoje przesłuchanie.

– Czy pamięta pan, co się wydarzyło? Dlaczego pan tu jest?

– Bez szczegółów  – przyznałem zgodnie z prawdą.  – Ale zdaje się, że wypadek samochodowy.

– Tak, niestety trochę pana poturbowało, ale miał pan sporo szczęścia. Za chwilę przejdę do kwestii medycznych, ale zanim to zrobię, poproszę jeszcze o imię pańskiej mamy?

– Violeta.

– Imię ojca?

– Paweł.

– Yhym… Pańska data urodzenia?

Westchnąłem. Męczyło mnie to i zaczynała mnie boleć głowa.

– Dwudziesty czwarty maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt dwa.

Z każdą moją odpowiedzią z twarzy kobiety, którą w myślach nazywałem teraz moją wodzianką, powoli znikało napięcie. Kiedy stała trochę dalej ode mnie, stwierdziłem z przekonaniem, że jej oczy mają kolor morskiej głębi. Nie takiej lazurowej ani nie takiej smutnej jak Bałtyk. Może to była bardziej głębia oceaniczna? Tak. Miała oczy w kolorze głębi oceanicznej, dlatego z bliska można było dopatrzyć się tylu odcieni. Mogłem się tylko domyślać, że wyglądają inaczej w zależności od jej nastroju i tego, jakie wokół pada światło. Wydało mi się to wręcz magiczne.

– Czym się pan zajmuje zawodowo?  – Lekarz przerwał moje wewnętrzne rozważania.

– Jestem architektem.

– Dobrze.  – Uśmiechnął się szerzej i wskazując na moją anonimową wodziankę, zapytał:  – Co może pan powiedzieć o tej pani?

– Jest piękna  – odparłem bez przemyślenia pierwsze, co przyszło mi do głowy.

Uśmiechnęła się niezwykle uroczo i pokręciła głową z udawaną dezaprobatą, ale było jasne, że spodobała jej się moja odpowiedź. Rany, jaki ona miała piękny uśmiech. Miałem wrażenie, że w pokoju zrobiło się przez niego jaśniej, jakby wzeszło dla mnie moje osobiste słońce. Słońce wschodzące nad oceanem. Absolutnie magnetyzujący widok.

– A coś, czego nie widać na pierwszy rzut oka?  – Rozbawiony moją odpowiedzią lekarz drążył dalej.

Przeniosłem na niego zdumione spojrzenie, choć przykro było mi je odrywać od niej.

– Nie rozumiem…

– No na przykład, jak pani się nazywa.

Spojrzałem na kobietę. Gdy dostrzegła moje wahanie, jej uśmiech przygasł, a twarz znów napięła się w wyczekiwaniu.

– Dlaczego mnie pan o to pyta?

– Tłumaczyłem panu, że musimy sprawdzić, czy wszystko w porządku.

– Ale skąd ja miałbym wiedzieć, jak ta pani się nazywa?

Zauważyłem, że na wypowiedziane przeze mnie słowa „ta pani” kobieta wzdrygnęła się nieprzyjemnie.

– Michał…  – odezwała się, a jej głos, mimo że roztrzęsiony, był tak przyjemny, że chciałem, by nie przestawała mówić, ale to, co padło następnie z jej ust, prawie mnie rozzłościło.  – Daj spokój. To nie jest dobry moment na żarty…

Spojrzałem na lekarza, który przyglądał mi się intensywnie. Potem znów na kobietę, w której oczach było widać prawdziwy strach. Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co.

– Panie Michale, czy rozpoznaje pan tę panią?  – zapytał lekarz, przerywając ciszę.

Znów spojrzałem na wodziankę, której mina wręcz błagała, bym odpowiedział twierdząco. Przełknąłem głośno ślinę i naprawdę nie mając pojęcia, kim ona jest, choć wiedziałem, że ją tym zranię, odważyłem się zapytać:

– A powinienem?

Kobieta nie odezwała się, nie ruszyła się, nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Miałem wrażenie, że przestała nawet oddychać, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.

Tym jednym krótkim pytaniem zdecydowanie przedłużyłem swój pobyt w szpitalu. Nie liczyłem nawet, ile różnych badań mi wykonali.

Iga

Musiałam udowodnić, że Michał mnie zna, że nie jestem jakąś obcą babą, która przypałętała się z ulicy, i że on świadomie wskazał mnie jako osobę do kontaktu w sprawach medycznych. Dzięki Bogu za media społecznościowe! Zarówno moje, jak i Michała konta na Instagramie oraz Facebooku nie pozostawiały złudzeń co do tego, że znamy się od wielu lat i chłopak powinien kojarzyć moje imię.

Lekarz uspokajał mnie, twierdząc, że takie rzeczy są normalne. Pacjenci po ciężkich urazach często doświadczają częściowej utraty pamięci, w większości przypadków jest to tymczasowe, więc trzeba uzbroić się w cierpliwość.

W WIĘKSZOŚCI PRZYPADKÓW.

Problem w tym, że Michał nigdy nie był „w większości przypadków”. Wiecznie bywał wyjątkiem  – potwierdzającym regułę.

W większości przypadków ludzie mają wyrywane ósemki, by cieszyć się pełnią zdrowia w jamie ustnej. Michał ma komplet, a do tego żyje z lewą górną dziewiątką i ma się dobrze.

W większości przypadków ludzie w naszym kraju przy minus pięciu stopniach opatulają się wełnianym szalem i możliwie najgrubszą kurtką. Michał nie używa szalika, kurtkę nosi rozpiętą i nigdy nie marznie.

W większości przypadków ludzie umieją zwinąć język w rurkę, a on, próbując, jest się w stanie co najwyżej opluć.

I wreszcie: w większości przypadków ludzie umieją z różnych powodów puścić sobie oczko. Tymczasem mrugnięcie tylko jednym okiem jednocześnie jest absolutnie poza zasięgiem tego inteligentnego, wysportowanego, mądrego i przystojnego mężczyzny. Kiedyś jeszcze na swoje nieszczęście podejmował próby podczas flirtu, ale to, co dzieje się wtedy z jego twarzą, sugerować może nawet pierwsze objawy udaru, więc sobie darował. Dla dobra swojego i osób, które musiały na to patrzeć.

Nie chciałam widzieć wszystkiego w ciemnych barwach, ale ten upierdliwy chujek, którego niektórzy nazywają przeczuciem, mówił mi, że i tym razem Michał nie będzie w większości przypadków. Mijały dni, a on nic.

***

Zwariowałam, gdy odebrałam telefon ze szpitala. Wpisaliśmy się wzajemnie we wszystkich papierach jako osoby do kontaktu. Chcieliśmy uniknąć sytuacji, w której nasi rodzice zaczną niepotrzebnie panikować tylko dlatego, że osoba po drugiej stronie słuchawki nie chce lub nie może powiedzieć, co dokładnie się wydarzyło. I skończyło się to tak, że to ja sama jechałam do szpitala późnym wieczorem przerażona tym, co tam zastanę. Powiedzieli mi tylko, że pan Michał miał wypadek i jest operowany. Minęły wieki, zanim czegokolwiek się dowiedziałam.

Miał wypadek samochodowy. Kierowca ignorujący czerwone światło wbił się w niego swoim autem z takim impetem, że po ukochanym audi Michała zostało już tylko wspomnienie. Kierowca tamtego auta nie przeżył. Przez moją głowę przebiegła nawet taka okropna myśl, że to dobrze. Oczywiście nigdy nie życzyłam nikomu śmierci, ale chyba łatwiej nie mierzyć się z konsekwencjami zrujnowania komuś życia, więc facet w jakiś sposób miał szczęście.

Gdy Michał trafił na salę pooperacyjną i w końcu pozwolili mi do niego wejść, usiadłam obok niego i długo nie potrafiłam przestać płakać. Lekarz powiedział, że pacjent miał dużo szczęścia. Miał jakiś wewnętrzny krwotok, ale poradzili sobie z tym. Z poważniejszych rzeczy pozostała tylko złamana ręka. Na szczęście lewa  – na szczęście, bo Michał jest praworęczny. Ale wyglądał okropnie. Cały poobijany, posiniaczony, podrapany, ze szwami i opatrunkami na ciele. A, i najwyraźniej z trwałym uszkodzeniem głowy, które wymazało mu z pamięci pół życia.

Miałam wyrzuty sumienia. To oczywiście nie była moja wina, ale wiedziałam, że on jechał do mnie, i ta świadomość mnie dobijała. Przecież mogliśmy się umówić o innej godzinie. Mogłam ja jechać do niego. To wcale nie musiało się tak skończyć.

Fizycznie rzeczywiście szybko dochodził do siebie, ale od kiedy obudził się po operacji, nie miał absolutnie zielonego pojęcia, kim jestem. Nie pamiętał mnie i nie pamiętał niczego, co było ze mną związane  – do tego stopnia, że gdy rodzice zawieźli mu do szpitala ciuchy, odrzucił jedną bluzkę, twierdząc, że to nie jego… Ja mu ją kiedyś kupiłam.

A do tego wszystkiego on zdawał się nie mieć z obecną dziurą w pamięci problemu, bo przecież nawet nie pamiętał, za czym mógłby tęsknić.

***

Kolejnego dnia po wypadku zadzwoniłam do rodziców Michała. Nie wspomniałam im, że ich syn mnie nie pamięta. Zamiast tego, jeszcze przed tym telefonem, kilkukrotnie upewniłam się, że pamięta rodziców. Co do mnie, miałam jeszcze wtedy nadzieję, że do ich przyjazdu to, że mnie nie rozpoznał, będzie już tylko zabawną pooperacyjną anegdotką.

Nie było.

Drugiego dnia zostałam z nim sama, gdy jego rodzice i siostra pojechali się odświeżyć. Nie odzywałam się, bo nie wiedziałam, co mam powiedzieć. W końcu to on przerwał ciszę:

– Nie musisz tu siedzieć cały czas. Nic mi nie będzie.

Przyznaję, zabolało. Odchrząknęłam, by pozbyć się guli w gardle, i odpowiedziałam zgodnie z prawdą:

– Nie zostawię cię samego. Czy ci się to podoba, czy nie.

Uśmiechnął się blado. Po chwili ciszy znów się odezwał, z wyraźnym skrępowaniem:

– Chodzi o to, że… Czuję się jak ze strażnikiem.

Wzruszyłam ramionami.

– Jeśli ci to pomoże, to wyobraź sobie, że jestem pielęgniarką, której kazali cię monitorować.

Przez chwilę się nie odzywał, a potem spokojnie odrzekł:

– Nie pomaga.

Westchnęłam zrezygnowana.

– Obiecałam ci, że będę przy tobie, jeśli wydarzy się coś złego, i zamierzam dotrzymać obietnicy.

– Ja tego nie pamiętam, więc nie musisz.

– Ja pamiętam.  – Niemal warknęłam w odpowiedzi i od razu poczułam potrzebę usprawiedliwienia się.  – Przepraszam, ale dla mnie to też jest trudne… Musisz mi uwierzyć na słowo, że gdybyśmy zamienili się miejscami, też byś cały czas tu siedział. Chociaż nie…  – Uśmiechnęłam się ponuro.  – Wyprowadziliby cię, bo byś cały czas krzyczał na mnie rozzłoszczony, że cię nie pamiętam. Więc po prostu pozwól mi tu być.

Już nic więcej nie odpowiedział, ale też nie starał się mnie pozbyć. Dlatego siedziałam przy nim, gdy jego siostra i rodzice nie mogli. Choć wydaje mi się, że po prostu chcieli dać nam szansę pobyć sam na sam.

W zasadzie nie rozmawialiśmy ze sobą w ogóle, ale już nie próbował mnie wyganiać.

Siedząc tak na niewygodnym szpitalnym krześle, przeglądałam w smartfonie wyniki wyszukiwania pod hasłem „częściowa utrata pamięci po wypadku”. Wniosek? Albo zaraz sobie przypomni, albo nie. Zajebiście! A internet miał być dla ludzkości taki pomocny…

***

Bolało mnie to wszystko tak mocno, że znów coraz częściej czułam znajome nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej. Do tej pory zawsze, gdy moja ręka wędrowała na klatkę piersiową, bo szukałam w tym dotyku chwili ukojenia, Michał zwracał mi uwagę, że powinnam wziąć kilka głębokich oddechów. Kiedy było gorzej, kazał mi kłaść się na podłodze z nogami do góry, a potem zawsze upominał mnie, że za bardzo się wszystkim przejmuję, i żartował, że zejdę z tego świata ze stresu, że opłaciłam fakturę za telefon dzień po terminie.

Wiedziałam, co robić w takich chwilach. Jednak sam fakt, że nie mogłam liczyć na jego sarkastyczno-troskliwy komentarz, utrudniał mi powrót do spokojnego oddechu.

Wspomnienie.Słoń Celina Iga

Autobus do domu miała dopiero godzinę po lekcjach. Mając tyle czasu, wybrała się jeszcze do księgarni, żeby dokupić podręcznik do niemieckiego, którego wcześniej nie mieli, a który był jej potrzebny jak świni siodło, bo skoro od czwartej klasy podstawówki niczego pożytecznego się nie nauczyła, to co mogło zmienić się w tej kwestii w liceum? Oprócz podręcznika…

Po zakupach zmierzała wolnym krokiem na przystanek, z którego miała dotrzeć pekaesem do swojej wioski, oddalonej od miasteczka o niespełna pięć kilometrów. Jako dorosła kobieta mieszkająca w Szczecinie wiedziała, że jest w stanie zrobić pieszo o wiele więcej kilometrów dziennie, idąc do pracy, wracając i robiąc po drodze zakupy. Wtedy jednak te pięć kilometrów było jakby zaklęte, a wizja pokonania ich pieszo absolutnie nie do przyjęcia. Przede wszystkim była poukładaną, grzeczną dziewczyną, a piesze powroty poboczem wzdłuż drogi krajowej były niebezpieczne, więc nie dla niej.

To jeszcze nie były czasy nielimitowanego internetu, darmowych aplikacji do nauki języków, podcastów i audiobooków w abonamencie. Odrabianie lekcji na przystanku było bez sensu, a pakowanie do plecaka czegokolwiek dodatkowego, czym mogłaby się zająć w tym czasie, było idiotycznym pomysłem. I tak już po pierwszym dniu jej ramiona ledwo dźwigały wypchaną torbę. Dlatego szła na ten przystanek codziennie i codziennie traciła życie na czekaniu na autobus.

Pierwszy dzień szkoły średniej oznaczał, że szła sama, bo nie znała jeszcze nikogo z nowej klasy. Idąc wolno, zauważyła jednak, że przy najbliższym skrzyżowaniu stał jej nowy kolega. Michał. Ogólnie miała średnią pamięć do imion, ale jego zapamiętała i nie było to trudne. Po prostu jej się spodobał i miał takie samo imię jak jej ulubiony siatkarz, Winiarski, w którym się podkochiwała. Poza tym był już po mutacji, a przecież w tym wieku to jakieś plus pięćdziesiąt punktów do atrakcyjności.

W pewnym momencie zauważyła, że on na nią przy tym skrzyżowaniu czeka. Nie spodobało jej się to. Po co to robił? Na pewno szedł na ten sam przystanek, bo był tu tylko jeden, ale dlaczego po prostu nie szedł sam, dając jej święty spokój? W tym małym mieście, przy tej ospałej ulicy nie było możliwości udawać, że go nie widzi ani że idzie gdzieś indziej. Bo niby gdzie?

Gdy zbliżyła się do niego, uśmiechnął się szeroko i powitał ją słowami:

– Cześć, Słońce!

Słońce?! Chłopak, którego dzisiaj poznała, chociaż „poznała” to zdecydowanie za dużo powiedziane, bo nawet nie zamienili ze sobą do tej pory słowa, nazwał ją Słońce? Chłopak, który jej się podoba!? No to po niej, bo oczywiście po tych słowach jej policzki zrobiły się tak gorące, że miała wrażenie, że nawet czoło jej się pali. Na pewno jej twarz stała się buraczana, a on na ten widok po prostu się zaśmiał. Pajac jeden!

– Nie podrywam cię!  – sprostował szybko. Jeszcze lepiej…  – Po prostu tak usłyszałem na pierwszej lekcji. Idziesz na przystanek?  – zapytał, wskazując głową w tamtą stronę, cały czas szczerząc się głupio.

– Tak  – mruknęła tylko i ruszyli razem.

Na szczęście nie musiała pytać, co miał na myśli, bo kontynuował:

– Na pierwszej lekcji, jak babka czytała listę obecności, to usłyszałem „Słońce Inga”, potem „Słoń Iga” i przez cały dzień mnie denerwowała myśl, że nie wiem, skąd mi się wzięło to słońce, aż w końcu na ostatniej lekcji dotarło.  – Znów się zaśmiał, a potem wyrecytował wyraźnie:  – „Słoń Celina Iga”.  – Po tych słowach wyciągnął do niej otwartą dłoń.  – Drzyzga Antoni Michał. Możesz mi mówić Michał.

– Możesz mi mówić Iga  – odpowiedziała, ściskając jego dłoń.

– Dzięki, ale nie skorzystam. „Słońce” mi pasuje.

Spojrzała na niego spode łba i wypaliła sarkastycznie:

– O, to najważniejsze, że tobie pasuje.

– Najważniejsze to to, że się zgadzamy.  – Kolejny raz zarechotał.  – Wolałabyś, żeby mówić do ciebie: Słoniu?

O nie! „Słoniu” to całe jej gimnazjum. Nienawidziła tego, więc uśmiechnęła się szeroko i mając przed oczami wizję, w której koleżanki i koledzy z nowej klasy zamiast „Słoniu” mówią do niej „Słońce”, odpowiedziała:

– Słońce będzie idealnie.

Nie powiedział jej wtedy, co sobie pomyślał. A pomyślał, że gdy ona się uśmiecha, to robi się tak jakoś jaśniej.

Rozdział 2

Michał

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Nakładem wydawnictwa Novae Res ukazały się również:

NIEKTÓRE POŁĄCZENIA POTRAFIĄ ZASKOCZYĆ

Julia i Rafał wkrótce biorą ślub, na którym świadkami mają być brat panny młodej, Artur, oraz jej najlepsza przyjaciółka, Alicja. Wszyscy z niecierpliwością odliczają dni do perfekcyjnie zaplanowanego wydarzenia. Nic i nikt nie powinien zakłócić uroczystości, a już zwłaszcza… świadkowie.

Niestety, tuż przed weselem do przyszłych małżonków dociera gorąca plotka dotycząca Alicji i Artura. Teraz, aby oszczędzić Julii i Rafałowi kłopotów, świadkowie muszą udawać szczęśliwą parę. Problem w tym, że naprawdę nie przepadają za swoim towarzystwem. A wzajemna niechęć i umiłowanie do ciętych ripost nie zwiastują dobrego początku związku…

Mówił na nią Słońce

ISBN: 978-83-8373-962-5

© Natalia Waszak-Jurgiel i Wydawnictwo Novae Res 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Paweł Pomianek | JezykoweDylematy.pl

KOREKTA: Małgorzata Giełzakowska

OKŁADKA: Magdalena Muszyńska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek