To jeszcze nie koniec - Egan Hughes - ebook + audiobook + książka

To jeszcze nie koniec ebook i audiobook

Hughes Egan

3,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Powieść nominowana do nagrody Cwa New Blood Dagger.

Trzymający w napięciu thriller, który do samego końca pozostawia czytelnika w niepewności, kto jest ofiarą, a kto sprawcą.

Iskrząca napięciem historia o toksycznej miłości, traumie i zemście.

Kochasz go.

Wierzysz mu.

Nie możesz od niego uciec.

Ale niektórym się to udaje. Jak Mii, która w końcu uwalnia się od psychopatycznego męża, Roba.

Niestety, kiedy wreszcie odzyskuje swoje życie i znajduje nowego partnera, otrzymuje od policji informację, że jej były został zastrzelony na swojej łodzi.

Mia, której nietrudno udowodnić, że miała motyw, automatycznie staje się podejrzaną. Lecz nie jedyną. Wygląda na to, że wielu ludzi mogło pragnąć śmierci Roba Creavy’ego, na przykład jego ostatnia żona.

Prowadzący śledztwo detektyw Thornley zdaje sobie z tego sprawę. Nie ma jednak pojęcia, że Mia ma pewien sekret, który desperacko próbuje ukryć.

Jest jednak osoba, która go zna. Nie wiadomo tylko, czy go ujawni, bo sama skrywa jeszcze mroczniejszą tajemnicę.

Nie sposób oderwać się od tej książki.

„Crime Monthly”

Fantastyczny debiut.

„Hello”

Ta książka naprawdę mnie poruszyła.

Jane Corry, autorka powieści Ta, która zawiniła

Świetnie opowiedziana historia.

„The Courier”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 437

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 56 min

Lektor: Maciej Kowalik
Oceny
3,7 (181 ocen)
52
55
42
24
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Weronikah8

Z braku laku…

Strasznie się dłuży. Czułam się jakbym czytała w kółko to samo, mogłaby być o połowę krótsza.
00
Sm00czyca

Z braku laku…

Nudnawa. Nie zaskakuje i pourywane rozdziały w audiobooku. .
00
wioletaw32

Nie polecam

Masakra :( Strasznie mi przeszkadza ,ze mężczyzna czyta książkę w której podmiotem jest kobieta -nie da die tego słuchać :(
00
Gusiolec

Nie oderwiesz się od lektury

Ok
00
bisou1989

Dobrze spędzony czas

Trzymający w napięciu thriller psychologiczny, którego zakończenie mnie zaskoczyło
00

Popularność




SĄ TRZY PRAWDY:

MOJA PRAWDA, TWOJA PRAWDA I PRAWDA.

„Moja prawda jest głęboką, mroczną prawdą, od której nie ma ucieczki. To żrący sekret, którego nie mogę nikomu zdradzić. Twoja prawda to coś zupełnie innego. Za dużo wiesz, co jeszcze bardziej potęguje problemy. To, co wydarzyło się tamtej nocy, może zrujnować moje życie, a trzymanie tego w tajemnicy zrujnuje twoje”.

„Twierdził, że jestem niezrównoważona, ale to przez niego taka byłam. Ty i ja jesteśmy takie same, obie nas skrzywdził. Wszystko zależy od tego, w czyją prawdę uwierzą”.

Mii udaje się uciec od zaborczego męża, Roba. Teraz ma nowy dom, nowego chłopaka, nowe życie. Ale wraz z informacją, że Rob został znaleziony martwy na należącej do niego łodzi, z trudem odzyskany spokój pryska jak bańka mydlana. Mia miała powody, by nienawidzić byłego męża, ale… okazuje się, że nie ona jedna. Bogatemu, pociągającemu i zarazem bezwzględnemu Robowi wiele osób życzyło śmierci. Także jego druga żona, Rachel.

Gdy policja zaczyna grzebać w przeszłości, Mia zaczyna się bać. Bo ma tajemnicę, której będzie strzec za wszelką cenę. I ktoś inny ją zna. Ktoś, kto wie, do czego jest zdolna…

Klaustrofobiczny, pokręcony thriller psychologiczny o miłości, traumie i zemście.

EGAN HUGHES

Egan Hughes jest brytyjską pisarką, która urodziła się w północnym Devonie, a dorastała w Hampshire. Obecnie mieszka na południowym wybrzeżu Wielkiej Brytanii i pracuje w agencji marketingowej.

To jeszcze nie koniec to jej debiutancka powieść, która była nominowana do First Novel Prize oraz prestiżowej nagrody New Blood Dagger przyznawanej przez brytyjskie Crime Writers’ Association.

W 2021 roku ukazała się nowa powieść Hughes, Leave the Lights On, w której autorka w oryginalny sposób wykorzystuje inspirację klasycznym motywem nawiedzonego domu.

Twitter:@Egan_Hughes

Facebook:@EganHughesWriter

W serii ukazały się

SARAH ALDERSON

Wyjazd na weekend

JENNY BLACKHURST

Zanim pozwolę ci wejść

Czarownice nie płoną

Tak cię straciłam

Noc, kiedy umarła

Ktoś tu kłamie

Córka mordercy

JANE CORRY

Ta, która zawiniła

TANA FRENCH

Ściana sekretów. Wiem, kto go zabił

Zdążyć przed zmrokiem

Lustrzane odbicie

Bez śladu

Kolonia

Ostatni intruz

EGAN HUGHES

To jeszcze nie koniec

ALEX MARWOOD

Dziewczyny, które zabiły Chloe

Zabójca z sąsiedztwa

Najmroczniejszy sekret

Zatruty ogród

B.A. PARIS

Za zamkniętymi drzwiami

Na skraju załamania

Pozwól mi wrócić

Dylemat

Dublerka

Terapeutka

C.L. TAYLOR

Teraz zaśniesz

Zanim powróci strach

Nieznajomi

Jej ostatnie wakacje

Tytuł oryginału:

THE ONE WHO GOT AWAY

Copyright © Egan Hughes 2020

All rights reserved

Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o. 2022

Polish translation copyright © Anna Dobrzańska 2022

Redakcja: Anna Walenko

Projekt graficzny okładki: Justyna Nawrocka/Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o.

Zdjęcia na okładce: Janis Fasel/Unsplash (łódeczka); Nitiphonphat/Shutterstock (krew)

ISBN 978-83-6742-602-2

Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o.

Hlonda 2A/25, 02-972 Warszawa

wydawnictwoalbatros.com

Facebook.com/WydawnictwoAlbatros|Instagram.com/wydawnictwoalbatros

Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Konwersja do formatu EPUB oraz MOBI

Katarzyna Rek

woblink.com

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
CZĘŚĆ PIERWSZA
CZĘŚĆ DRUGA
Podziękowania

Dla Davida i Lucy. Za to, że nigdy, przenigdy nie wyglądają na znudzonych, kiedy mówię o pisaniu.

Są trzy prawdy: moja prawda, twoja prawda i prawda.

Chińskie przysłowie

Moja prawda jest głęboką, mroczną prawdą, od której nie ma ucieczki. To żrący sekret, którego nie mogę nikomu zdradzić. Twoja prawda to coś zupełnie innego. Za dużo wiesz, co jeszcze bardziej potęguje problemy. To, co wydarzyło się tamtej nocy, może zrujnować moje życie, a trzymanie tego w tajemnicy zrujnuje twoje.

Mówił, że nikt nie będzie mnie kochał tak jak on. Postarał się, bym uwierzyła, że zasługuję na lepsze życie, ale naginał rzeczywistość, żeby osiągnąć swój cel. Jego wypaczona rzeczywistość stała się moją wypaczoną rzeczywistością. Na tym właśnie polega gaslighting, o którym nie miałam wtedy bladego pojęcia. Osoba, którą kochasz, staje się twoim światem, a wszystko, co powinno pójść dobrze, idzie źle. Podkrada się do ciebie niepostrzeżenie, aż zabrniesz już tak daleko, że nie jesteś w stanie odnaleźć drogi powrotnej. Nazywają to ograniczeniem wolności partnera i obecnie jest ono karalne.

Twierdził, że jestem niezrównoważona, ale to przez niego taka byłam. Trudno się dziwić, że wydarzyło się coś okropnego. Strach przyprawia mnie o gęsią skórkę. Wdycham go i wydycham. Ty i ja jesteśmy takie same, obie nas skrzywdził. Wszystko zależy od tego, w czyją prawdę uwierzą.

CZĘŚĆ PIERWSZA

MIA

Kiedy powiedzieli, że nie żyje, ogarnęła mnie panika. Podłoga przechyliła się pod dziwnym kątem.

– Ktoś zastrzelił go na jego łodzi – poinformował mnie mężczyzna.

Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie broń. Jego broń. Z trudem łapałam powietrze, jakby coś wyssało je z pokoju.

– Wszystko w porządku?

Otworzyłam oczy i spróbowałam się uspokoić. Chciałam, by drżenie ustało, a plamy przed oczami zniknęły.

– Spokojnie. Proszę się nie spieszyć. Wiemy, że to dla pani szok.

Dwoje funkcjonariuszy w granatowych mundurach wypełniało moją kanapę mieszanką zwalistego ciała i zapachu papierosów. Czułam, że płonę pod badawczym spojrzeniem ich obojga. Zanim to wszystko się wydarzyło, nie wypowiadałam imienia mojego byłego, bo chciałam zapomnieć o nim i o tym, co się stało. Wtedy zjawiła się policja i nagle był wszędzie.

– W związku z prowadzonym śledztwem musimy zadać pani kilka pytań. – Policjantka była gotowa notować każde moje słowo. – Kiedy widziała go pani po raz ostatni?

Robiłam, co mogłam, żeby wciąż oddychać. Gardło miałam ściśnięte, a w mojej głowie tłoczyły się myśli o nim.

– Jakieś dwa lata temu.

– Wystąpiła pani o sądowy zakaz zbliżania się, tak?

Przynajmniej wzrok mi wracał. Atak paniki mijał. Teraz potrafię lepiej nad nią zapanować, więc nie wyglądałam jak ktoś, kto kompletnie się rozsypał. Sztuczka polega na tym, żeby spowolnić oddech i skupić się na czymś stałym. Ja wbijałam wzrok w pajęczynę na kominku, prosząc w duchu, żeby policjanci już sobie poszli. Nie chciałam, żeby na mnie patrzyli i widzieli, co się ze mną dzieje.

– Mio? Czy wystąpiła pani o sądowy zakaz zbliżania się?

– Ja tylko… na wszelki wypadek. Ja nie… – Głos mi drżał i potykałam się o słowa. Nigdy nie potrafiłam ukrywać uczuć.

– Proszę się napić herbaty.

Upiłam łyk i odstawiłam filiżankę. Choć ręce mi się trzęsły, nie wylałam ani kropli.

– Groził, że panią zabije, tak?

– Nie sądzę, by mówił poważnie.

Policjantka spojrzała na mnie znużonym wzrokiem.

– Było źle, zanim się rozstaliśmy. Nie pasowaliśmy do siebie.

Czułam potrzebę, żeby wszystko wyjaśnić, żeby zobaczyli, że nie jestem typem osoby, której grozi się śmiercią. Chciałam, żeby wiedzieli, jak się pojawił i uczynił mnie szczęśliwą. To było jak prezent. Nie mogłam go jednak zatrzymać, bo nie był prawdziwy. Ale ich to nie obchodziło.

Darcy leżał niczym sfinks u moich stóp, z jednym uchem postawionym, drugim oklapniętym. Pan Darcy, mój pies obronny. Oboje byliśmy nieufni wobec ludzi, których nie znaliśmy.

– Słusznie pani zrobiła, występując o zakaz. Odejście od takiego człowieka może być niebezpieczne. Na pewno chciałby panią kontrolować.

– To, co się wydarzyło, jest… straszne, ale ja już go nie znam. Nie wiedziałam, że drugi raz się ożenił.

Prawdę mówiąc, nigdy go nie znałam. Przez większość czasu udawał kogoś innego, kogoś lepszego. Ale pod maską ukrywał zupełnie inną twarz i nie była ona dobra. Skubałam zębami paznokieć, a policjanci przyglądali mi się w milczeniu.

Uspokoiłam się nieco. Kobieta, z włosami zebranymi w cienki kucyk, nerwowo poruszała nogą i postukiwała w nią długopisem. Jej kolega, który zaparzył herbatę, miał surową męską urodę i dawniej mógłby być w moim typie. Młodsza ja zajrzałaby mu w oczy i wyobraziła sobie ukrytą w nich głębię, bo taka wtedy byłam.

– Czyli ostatni raz widziała pani Roba Creavy’ego dwa lata temu, tak? – zapytał.

– Tak.

Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Ja mrugnęłam pierwsza i przygotowałam się na kolejne pytania. Funkcjonariusze wymienili ukradkowe spojrzenia i kobieta zamknęła notes.

– To wszystko – oznajmił jej kolega. – Nie mamy więcej pytań… na razie. – Dwa ostatnie słowa wypowiedział niespiesznie i serce podeszło mi do gardła na myśl, że mogliby wrócić.

Wręczył mi wizytówkę z numerem telefonu, na wypadek gdybym przypomniała sobie coś istotnego. Kiwnęłam głową i spojrzałam na kartonik, choć wiedziałam, że nie zadzwonię. Zaraz potem zniknęli w mroku. Zamknęłam za nimi drzwi, oparłam się o nie i stałam tak długą chwilę. W końcu usiadłam na schodach i zaczęłam się trząść.

Czas mijał, a ja wpatrywałam się w plamę czarnej pleśni na ścianie. Miałam gonitwę myśli. Lepkie od potu dłonie wcisnęłam między kolana. Uciekłam od Roba, kiedy wszystko zaczęło się sypać, ale teraz znowu musiałam do tego wrócić.

Pan Darcy raz i drugi szturchnął mnie w łokieć, aż otoczyłam go ramionami. Trącił nosem mój policzek – futrzasty koc, który dodawał mi otuchy. Uczepię się tego, co było dobre, i jakoś się z tym uporam. Klapnął obok mnie i zaniepokojony, obserwował mnie swoimi brązowymi oczami.

– W porządku, Darce. – Pogłaskałam go między uszami. Zamknął oczy i zamruczał gardłowo. Kiedy trafił do mnie jako szczeniak, oboje uszu miał oklapniętych. Jedno w końcu się podniosło, ale drugie już takie pozostało. – Damy sobie radę.

Zaschło mi w ustach i czułam niepokój. Kieliszek wina pomógłby mi na jedno i drugie. Mogłam dokończyć stojącą w lodówce butelkę, żeby nie oszaleć i na chwilę uciec od tego wszystkiego. Ale nie miałam siły ruszyć się z korytarza, gdzie siedziałam przygarbiona, jakby ktoś przykuł mnie do podłogi.

Myślałam, że zostawiłam przeszłość za sobą, lecz ona podpełzła do mnie i zawlokła do miejsca, do którego nie chciałam wracać. Cofałam się do tego, o czym usiłowałam zapomnieć, a co zachowało się w mojej pamięci, bo nawet po śmierci miał na mnie dziwny wpływ. Manipulując mną, zyskał przewagę. Z początku tego nie zauważyłam, a później ugrzęzłam w tym tak głęboko, że nie byłam w stanie się wyswobodzić.

Zadzwonił telefon. Kiedy usłyszałam głos Bena, natychmiast powróciłam do rzeczywistości. Spytał, jak minął mi dzień. Stojąc w ciemnym korytarzu, opowiedziałam mu o wizycie policji. Nie chciałam o tym rozmawiać, ale był przecież moim chłopakiem.

Po tym, jak odeszłam od swojego byłego, przez jakiś czas byłam sama. Zachowywałam ostrożność, choć moja determinacja słabła, gdy widziałam szczęśliwe pary. Odwracałam wzrok, chcąc, a zarazem nie chcąc dla siebie tego samego. Wtedy pojawił się Ben i uwolnił mnie od moich rozterek. Naprawił wszystko, po prostu będąc sobą i pragnąc być ze mną. Nie potrzebowałam wielkich gestów ani szalonych obietnic. Wystarczył mi on.

– Przyjadę do ciebie – powiedział zatroskanym głosem.

Niedługo później był już na miejscu, ze Stanem człapiącym z tyłu. Ben przytulił mnie mocno, a ja ukryłam twarz w jego zielonym polarze. Stan i Darcy krążyły wokół nas w swoim własnym psim powitaniu.

– Chcesz o tym porozmawiać?

Potarłam oczy i pokręciłam głową. W ustach wciąż miałam sucho, w gardle czułam ucisk. Ben wiedział o tym, jaką katastrofą było moje małżeństwo, chociaż oszczędziłam mu szczegółów.

– Jutro musisz wcześnie wstać. Chodźmy do łóżka.

Kiedy się położyliśmy, objął mnie sennie. Pachniał żelem pod prysznic, spod którego przebijała woń ziemi od pracy w ogrodzie. W tygodniu spędzaliśmy ze sobą trzy, cztery noce, u mnie albo u niego, trzy kilometry dalej. Rozmawialiśmy o zamieszkaniu razem, ale na razie nie zrobiliśmy nic w tym kierunku.

Szeptał coś do mnie, aż w końcu zasnął. Ja gapiłam się w ciemność, a moje myśli nabrały intensywności, której nie byłam w stanie złagodzić. W głowie wciąż słyszałam głos Roba, a gdy zacisnęłam powieki, zobaczyłam jego niebieskie oczy. Wino uspokoiłoby mnie, zmieniło wszystko w rozmazaną smugę i pozwoliło mi zasnąć, ale wtedy obudziłabym się bladym świtem, kiedy jest najgorzej.

Ben spał smacznie, jak zawsze. Ale nie było tak jak zawsze, bo wszystko się zmieniło. Leżał spokojny u mojego boku i nie miał o niczym pojęcia. Poczułam ukłucie bólu. Nie zostawiaj mnie. Nie zniosłabym tego. Oddychałam z trudem. Uczucie było tak nagłe i tak rzeczywiste, jak gdyby odszedł. Wszystko schrzaniłam. Część mnie pomyślała, że on zrozumie, ale miałam zbyt wiele do stracenia, żeby mu powiedzieć. Łzy zapiekły mnie pod powiekami.

Przypomniało mi się, jak nakłamałam policji. Oczywiście, że wiedziałam o nowej żonie Roba, o kobiecie, która była ode mnie młodsza i którą kochał bardziej ode mnie. Oświadczyłam, że nie widziałam go od dwóch lat, co również było kłamstwem. W głębi duszy chciałam wyznać im prawdę, ale nie sądziłam, by to zrozumieli.

Czy zobaczyli w moich oczach strach, który opowiadał zupełnie inną historię? Nie zapytali mnie o alibi, o to, gdzie byłam, kiedy zginął. A jeśli wrócą i zapytają? Mało nie zemdlałam na ich widok. Czy dam radę znowu ich okłamać?

JESS

Grudzień 2014

Jego cudowne niebieskie oczy. To one przede wszystkim zwracają moją uwagę – błyszczą z zainteresowaniem, kiedy w nadbrzeżnym barze idę w jego stronę. Widzę jego lekko opaloną twarz i odwracam wzrok. Czuję na sobie jego spojrzenie i nie mogę się nie uśmiechnąć. Takie sceny dzieją się w barach na całym świecie, ale ta tutaj chyba naprawdę jest ważna. Być może nadaję jej większe znaczenie, niż na to zasługuje. Do sylwestra zostały dwie noce i wszystko wygląda jak obietnica nowego początku.

Kilka minut wcześniej wszędzie wokół mnie toczyły się rozmowy, a ja zerknęłam na zegarek. Moi przyjaciele nie byli nudni, po prostu mieli poświąteczny spadek formy, jak każdy. Szukałam wymówki, ale Becca nawet nie chciała o tym słyszeć. Powiedziała, że spodoba mi się w tym pozbawionym charakteru barze, niezupełnie na nabrzeżu i bez widoku na skąpane w blasku księżyca morze, i że wyrwie mnie to z marazmu samotności. O tej porze tylko jakiś prom od czasu do czasu płynął w ciemnościach do Portsmouth. Jonathan siedział przy naszym pięcioosobowym stoliku i opowiadał o swoim noworocznym postanowieniu, żeby odkładać więcej na emeryturę. Należał do naszej grupy, która spotykała się od czasu do czasu, i był jedynym powodem, dla którego nie miałam ochoty przychodzić tutaj w tę zimną grudniową noc.

– Dzięki Bogu za alkohol, co? – Becca pociągnęła łyk ze szklanki i zarzuciła burzą rudych loków. – Ja postanawiam częściej się dobrze bawić.

Rozejrzałam się po barze. Obok naszego stolika, trzymając się za ręce, przeszła wpatrzona w siebie roześmiana para. Dlaczego ja nie miałam czegoś takiego? Miałam przyjaciół, dom i karierę, ale chciałam więcej. Pragnęłam więcej, odkąd latem Sachi z mojej pracy wyszła za mąż. Dzieliłam z nią jej zaraźliwą radość aż do momentu, gdy na ceremonii odczytano: Dziś poślubiam swojego najlepszego przyjaciela*, i poczułam, że coś ściska mnie w gardle. Dlaczego taka więź wciąż mi się wymyka?

Becca mówiła, że nie dość się staram, ale ja byłam zmęczona tym ciągłym próbowaniem. Po trzech miesiącach spotykania się z Rickiem dałam za wygraną. Zarezerwowaliśmy wycieczkę do Barcelony i nie mogłam się już doczekać. Wierzyłam, że to będzie początek czegoś poważniejszego. I wtedy koleżanka powiedziała mi, że zalajkował jej profil na portalu randkowym.

„Pokaż”, poprosiłam.

Otworzyła jego profil. „Jestem uczciwym singlem”, pisał, a jego status wskazywał na to, że jest teraz online. Serce podeszło mi do gardła. Kiedy go o to spytałam, odparł: „Czemu miałbym się ograniczać?”. Odwołałam wycieczkę, zdruzgotana tym, jak niewiele dla niego znaczyłam.

Becca poznała swojego męża na studiach, w czasach, gdy randkowanie było łatwiejsze. Wciąż mi powtarza, że powinnam sobie kogoś znaleźć. Ale ja nie chcę „kogoś”, chcę poślubić „swojego najlepszego przyjaciela”. Czy to źle, że czekam na ciepłego, zabawnego, seksownego mężczyznę, który w pełni odwzajemni moje uczucie?

I wtedy go widzę, mężczyznę o niebieskich oczach. Patrzy wprost na mnie, przygląda mi się z uwagą. Jego uśmiech przemawia do mojego niepokoju. Nie odwraca wzroku, a ja nie mam nic przeciwko temu, bo podoba mi się jego zainteresowanie, jego zmierzwione włosy i te boskie oczy, które wbijają się we mnie.

Przyjaciele nawet nie zauważą mojego zniknięcia, a ja muszę uwolnić się od Jonathana, który proponuje, że od czasu do czasu zrobi dla mnie omlet.

– Jestem świetnym kucharzem – mówi.

W swoim mniemaniu jest też pewnie świetnym kochankiem. Wstaję od stolika. Becca ma mi za złe, że zostawiam ich dla jakiegoś faceta, ale nawet nie mogę porozmawiać z nią jak należy, nie wtedy, gdy Jonathan bez przerwy wtrąca swoje trzy grosze. Jakoś jej to wynagrodzę. Mężczyzna podchodzi do baru i ja również, jakbym tylko na to czekała. Widząc, że idę w jego stronę, uśmiecha się, a we mnie coś ożywa.

– Potrzebujesz dolewki? – pyta.

– Dziękuję.

– Po kilku drinkach twoi znajomi mogą się wydać bardziej interesujący.

– Będą się bawić lepiej beze mnie.

– Wątpię. Twój wielbiciel nie wygląda na zachwyconego.

Zerkam na Jonathana, który rzuca mi zazdrosne spojrzenie.

– To tylko kolega.

– Podobasz mu się. I doskonale go rozumiem.

Nieznajomy posyła mi szczery, niewymuszony uśmiech, gdy barman nalewa nam drinki. Dopiero teraz, gdy stoję tak blisko, widzę jego umięśnioną pierś i silne ramiona rysujące się pod koszulą. Przedstawiamy się sobie, stukamy się szklankami i siadamy w cichym kącie, żeby porozmawiać. Podoba mi się uwaga, z jaką mnie słucha, krótkie pauzy, kiedy patrzy na mnie w zamyśleniu, i to, jak przechyla głowę, gdy mówię.

– Kiedyś trzymałem na tej przystani swoją łódź – mówi.

– Czyli żeglujesz.

To by tłumaczyło jego opaleniznę i silne ramiona. Nie wydaje się zakłopotany. Wyobrażam go sobie, jak płynie pod wiatr w piękny, słoneczny dzień.

– A ty żeglujesz? – pyta.

– Nigdy nie próbowałam. Ale lubię morze.

– Chciałabyś spróbować? Możesz wpaść do mnie na łódź, kiedy zrobi się cieplej.

– Brzmi nieźle – rzucam, trochę już bełkotliwie.

Opiera łokcie na stole i przygląda mi się z uwagą.

– Co lubisz robić?

– Lubię urządzać sobie weekendowe wypady w jakieś nowe okolice. Jest tyle miejsc, które chciałabym zobaczyć. Gdzie żeglujesz?

– Najchętniej po greckich wyspach. – Rozpromienia się, wzrok ma rozmarzony. – Są tam piękne plaże. Wystarczy, że wpłyniesz do małej zatoczki, a już masz piaszczystą plażę wyłącznie dla siebie i możesz kąpać się w krystalicznie czystej wodzie.

– Brzmi cudownie.

Nachyla się w moją stronę. Ja również się nachylam i czuję subtelny zapach jego płynu po goleniu.

– A więc skoro twój wielbiciel jest tylko kolegą, spotykasz się z kimś? – pyta.

– Teraz akurat nie. Dużo pracuję. Ostatnio nie miałam ochoty randkować.

– W takim razie, gdyby naszła cię ochota – spogląda na swoje ręce, jakby nagle stracił pewność siebie – chętnie się z tobą umówię.

Czuję nagłą pokusę, żeby dotknąć tego zupełnie obcego mężczyzny, który, jak próbuję sobie wmówić, wcale nie zawrócił mi w głowie. Jego głęboki głos wyrywa mnie z zamyślenia. Kiedy mówi, patrzę na jego usta i myślę sobie, że musi dobrze całować.

Po powrocie do domu nie mogę zasnąć. Leżę uśmiechnięta od ucha do ucha, choć nagle uświadamiam sobie, że mogę go więcej nie zobaczyć. On jednak dzwoni następnego dnia po południu. Dzwoni, a nie pisze SMS-a, przez co podoba mi się jeszcze bardziej. Wszystko jest takie prawdziwe. Nie to co aplikacje randkowe.

– Cześć. Jess?

– Tak… tak, to ja. Cześć. – Staram się zapanować nad głosem; nie chcę, by wiedział, że serce wali mi jak szalone.

– Tu Rob. Wczorajszy wieczór był uroczy.

Uśmiecham się do telefonu.

– Chciałbym znów cię zobaczyć – dodaje. – Pewnie masz plany na sylwestra, ale jeśli nie, znam piękne miejsce na nabrzeżu…

Powinnam powiedzieć, że mam plany, i udać niezainteresowaną, ale jestem zainteresowana. Dlatego się zgadzam.

Choć za wcześnie na to, mam wrażenie, że moja i jego przyszłość są ze sobą związane. Słuchając kurantów o północy w noc sylwestrową, czuję, że to początek czegoś nowego. Postanawiam, że będę otwarta na nowe doświadczenia. Pochyla się nade mną i zakłada mi za ucho kosmyk włosów, wodzi palcem po moim policzku i świdruje mnie wzrokiem. Szafirowa sukienka jedwabiście muska moje ciało, czuję na plecach jego ciepłą rękę.

Podekscytowana, nachylam się, gotowa go pocałować. Miałam rację: świetnie całuje. Otacza mnie ramionami i dotyka czołem mojego czoła. To słodki, intymny gest. Uśmiecha się i ja też się uśmiecham. Oboje czujemy, że nie musimy nic mówić. Mój uśmiech to uśmiech kogoś, kto nie wierzy we własne szczęście.

Zapewnia mnie, że jestem wyjątkowa. Niedawno odprawiłam mężczyznę, który powtarzał mi to samo. Ale teraz jest inaczej. Trzeba usłyszeć, jak to mówi, żeby zauważyć różnicę, albo po prostu trzeba być mną. Pociąga mnie fizycznie, ale to nie wszystko – urzeka mnie jakaś ukryta głębia, inteligencja, która do mnie przemawia, i przeczucie dobrej zabawy. Jego niewymuszona pewność siebie mówi, że wszystko będzie dobrze. Serce wie. Ono po prostu wie.

*

– Założę się, że jest dobry w łóżku – mówi Becca dwa tygodnie po sylwestrze, kiedy spotykamy się u niej w domu.

– Mam nadzieję.

– Jeszcze tego nie robiliście?

– Poznajemy się. W tych kwestiach jest staroświecki.

– Staroświecki?! – rzuca Becca z niedowierzaniem. – Jesteś pewna, że to nie jakiś zbok?

Chociaż zwykle potrafię oprzeć się mężczyźnie przynajmniej przez kilka pierwszych randek, zaskoczył mnie, kiedy pierwszy raz zostałam u niego na noc. Był sześć lat starszy ode mnie, pewny siebie i doświadczony. „Widać, że swoje przeżył”, stwierdziła Becca. Siedzieliśmy na kanapie, popijając sauvignon blanc. Wyglądał seksownie w ciemnych dżinsach i koszuli, którą miałam ochotę mu rozpiąć. Wino nigdy nie smakowało tak dobrze i było bardzo romantycznie, jeszcze zanim zapalił świece w sypialni.

Dał mi jedną ze swoich ciepłych bawełnianych koszul, która sięgała mi prawie do kolan. Włożyłam ją, kiedy poszedł umyć zęby. Gdy wrócił, podwinął mi rękawy, wystrzępione przy mankietach.

– Jest cudownie miękka – powiedziałam.

– Wyglądasz w niej lepiej niż ja. Chodźmy do łóżka, chcę cię przytulić.

Brzmiało to jak wyuczona kwestia, ale rzeczywiście mnie przytulił. Objął mnie i ukrył twarz w moich włosach. Spanie z kimś po raz pierwszy bywa dziwne, niezręczne i jakieś takie „grzeczne”. Przy nim czułam się naturalnie. Powiedział, że nie może się mną nacieszyć i że mamy mnóstwo czasu.

Czujemy do siebie silny pociąg, a fakt, że muszę trochę poczekać, sprawia, że wydaje mi się jeszcze bardziej atrakcyjny. Podoba mi się jego staroświeckie podejście do związku: to, że dzwoni, zamiast pisać, i że nie spieszy się w sprawach łóżkowych. Nie jestem przyzwyczajona do takiej autentyczności, przez co fascynuje mnie jeszcze bardziej.

* Z wiersza Bertranda Russella.

MIA

Obudziłam się. W ustach czułam suchość. Okno grzechotało na wietrze. Kiedy masz sypialnię ze skośnym sufitem i kiepsko dopasowanym oknem, trudno nie przejmować się pogodą. Zbyt zblazowana, żeby wziąć prysznic, włożyłam ubranie, które miałam na sobie poprzedniego dnia. Przynajmniej nie musiałam nigdzie wychodzić. Ben wyprowadził psy i wziął Stana ze sobą do pracy. Darcy leżał rozwalony na swoim posłaniu.

Pracowałam przy biurku, planując lokalną kampanię dla mojego najnowszego i największego klienta. Firma kupiła sprzęt sportowy dla miejscowej szkoły i zaangażowała się w sprzątanie plaży, ale mało kto wiedział, ile dobrego zrobiła. Zamiast tego miejscowi obwiniali ją o to, że przez nią nasilił się ruch na tutejszych drogach. Musieliśmy to zmienić, zwłaszcza teraz, gdy właściciele potrzebowali pozwolenia na rozbudowę fabryki.

Ludzie odradzali mi pracę niezależnej specjalistki do spraw PR-u. Uważali, że po tym wszystkim nie potrzebuję dodatkowego stresu. Nie mieli pojęcia, jak bardzo pragnęłam, żeby mi się udało, bo dość już schrzaniłam. Robiłam, co mogłam, żeby odciąć się od przeszłości. Nie chciałam być na czyimś utrzymaniu, chociaż Ben w niczym nie przypominał mojego byłego. Jako projektant ogrodów był trzeźwo myślącym, skromnym facetem i wyglądało na to, że nie ma zamiaru zniknąć z mojego życia.

Po trzech godzinach pracy przeciągnęłam się i wyjrzałam przez okno na deszczowy świat. Mój mały ogród skąpany był w szarym styczniowym świetle, a bezlistne krzewy uginały się pod naporem zimowego wiatru. Gwałtowne pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia. Czyżby wróciła policja? Myślałam, że to najgorsze, co może mnie spotkać, dopóki nie otworzyłam.

– Mia?

– Tak.

– Jestem Rachel. Mój mąż… – Urwała.

Krople deszczu spływały jej po twarzy i włosach koloru miodu. Nie przejmowała się deszczem albo w ogóle go nie zauważała. Stłumiłam ogarniającą mnie panikę i zaprosiłam ją do środka. Dom wyglądał jak siedem nieszczęść, podobnie jak ja – w pomiętym ubraniu, rozczochrana. Nie zdążyłam jeszcze pójść pod prysznic. Nie tak chciałam przywitać nową żonę mojego eks, ale nie to było teraz najważniejsze.

Wraz z nią wdarło się do domu zimne, wilgotne powietrze. Zaproponowałam jej herbatę albo kawę, ale nie odpowiedziała, tylko poszła za mną do kuchni. Wstawiłam wodę, bo czułam, że drżą mi ręce i muszę je czymś zająć. Przydałoby nam się coś mocniejszego. Było południe, a ja już marzyłam o drinku.

– Chcesz ręcznik do wytarcia? – spytałam.

W milczeniu pokręciła głową i obejmując się ramionami, oparła się o futrynę. Po co przyszła? Nie musiałam jej wpuszczać, ale ciekawiło mnie, co wie o morderstwie, bo od policjantów niewiele się dowiedziałam.

– Jak mnie znalazłaś?

– Rob miał zapisany twój adres.

Nie podawałam mu swojego adresu. A więc obserwował mnie nawet po tym, jak wystąpiłam o sądowy zakaz zbliżania się.

Usiadłyśmy na kanapie, gdzie zaledwie wczoraj przesłuchiwała mnie policja. Ukryłam zaskoczenie i zepchnęłam je na samo dno żołądka. Odwróciła się w moją stronę. Twarz miała nienaturalnie bladą, a oczy szkliste od nadmiaru płaczu albo niedoboru snu.

Niepokoiło mnie, że miał jeszcze dość uroku osobistego, żeby złapać ją w sidła. Uroku, który wedle woli mógł włączać albo wyłączać, jak jakieś urządzenie. Jak śmiał? Jak śmiał zjechać naszym małżeństwem z klifu i zostawić mnie w palącym się wraku, podczas gdy sam znalazł sobie młodszą ofiarę? Nie powinno mnie to obchodzić, ale – do cholery! – obchodziło.

– Była u ciebie policja? – Głos miała tak cichy, że musiałam wytężać słuch, żeby ją zrozumieć. Zacisnęła palce na kubku i wbiła w niego wzrok, jakby spodziewała się w nim znaleźć odpowiedź.

– Tak. Takie są chyba procedury.

– Mówili, że widzą podobieństwa w naszych związkach. – W jej słowach pobrzmiewała beznadziejna melancholia.

– Nie byłam aż tak zakochana i odeszłam, zanim cokolwiek mi odebrał. – Powiedziałam za dużo, ale nic poza tym, co już wcześniej zeznałam policji. Próbowali trafić w czuły punkt i zmusić mnie do mówienia, lecz im się nie udało.

Zamknęła oczy i w ciszy, która zapadła między nami, słyszałam, jak oddycha. Wyglądała, jakby nie radziła sobie z bólem.

– Przykro mi – rzuciłam. – To dla ciebie na pewno straszne.

– Muszę cię o coś zapytać. – Zerknęła na mnie. Pod oczami miała fioletowe cienie.

Zamarłam. Widziała mnie z nim przed jego śmiercią. Dlatego tu przyszła. Chciała mi się lepiej przyjrzeć, zanim opowie o wszystkim policji. Przestań panikować, nakazałam sobie. Zaprzecz wszystkiemu. Zachowuj się jak gdyby nigdy nic i nie mów za dużo. Przecież tak właśnie robią ludzie, kiedy kłamią. Tyle że ja nie potrafiłam kłamać.

Widziała mnie z daleka, od tyłu, w zapadającym zmierzchu. To mógł być każdy. Dostrzegł ją. Spojrzał w stronę brzegu ponad moim ramieniem i powiedział mi, że to ona. Zerknęłam przez ramię. Kobieta odwrócona do nas plecami wchodziła po betonowych schodach wału nadmorskiego. Ciało miała sztywne, jakby zobaczyła nas i postanowiła odejść. Chwilę później zniknęła za kępą krzaków i straciłam ją z oczu. Teraz on nie żył, a ona siedziała obok mnie.

– Policja szuka dowodów, żeby mnie oskarżyć – oznajmiła Rachel. – Jeśli je znajdą, będziesz świadkiem obrony?

– Ja? – Pytanie zbiło mnie z tropu. – Niby jak mogłabym się przydać? Nawet się nie znamy.

Znowu utkwiła wzrok w kubku z herbatą i zakołysała się w przód i w tył, jakby chciała się uspokoić. Widziałam w niej samą siebie. Odepchnęłam wspomnienia o tym, jak go zostawiłam. Ilu kobietom zrobił to samo co mnie?

– Pomyślałam, że mogłabyś powiedzieć, że go kochałaś. I że nigdy byś go nie zabiła.

– To miałoby ci pomóc?

– Mówiłaś im, że wasze małżeństwo było podobne do naszego. Rob bywał trudny, ale go nie zabiłam, tak jak ty go nie zabiłaś, będąc jego żoną. – Spojrzała przez okno, na pociemniały od deszczu świat. Oczy miała szeroko otwarte, jak gdyby starała się opanować łzy. – Myślą, że to zrobiłam przez to, jaki był, ale ja go kochałam. Pod koniec nie czuł się najlepiej. Chciałam tylko, żeby wydobrzał.

– Ale dlaczego policja miałaby oskarżyć ciebie?

– To ja znalazłam ciało. Dotknęłam go. Byłam cała w jego krwi.

Chryste. Wyglądała, jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem. Zrobiło mi się jej żal. Ja uciekłam od niego, więc to jej zrujnował życie. A ona, zupełnie jak ja na początku, niczego nie dostrzegała. Poczułam ucisk w gardle, a gdy się odezwałam, głos miałam zduszony.

– Moje zeznania na nic się nie przydadzą. Nie byłam z nim tak długo dlatego, że go kochałam. Kontrolował mnie. Sprawił, że trudno mi było odejść.

Zwalczyłam pokusę, by wyznać jej więcej. Była wdową, nie powinnam rozmawiać z nią w ten sposób. Nawet jeśli nie widziała mnie tamtego dnia, i tak tkwiłam w tym po uszy.

– Mogę tylko pogorszyć sprawę – dodałam.

Spojrzała na mnie pustym wzrokiem.

– Przykro mi, że przez to przechodzisz. – Wstałam, żeby rozładować napięcie. Chciałam, żeby już sobie poszła. – Dasz radę wrócić do domu?

Ona również wstała i chyba poczuła ulgę na myśl, że zaraz wyjdzie. Dzięki Bogu, że nie pytała o nic więcej, bo nie wytrzymałabym tego.

– Zaraz – rzuciłam, kiedy odwróciła się w stronę drzwi. – Daj mi swój numer.

Z wdzięcznością wyrecytowała numer i patrzyła, jak zapisuję go w telefonie. Kiedy wyszła, nalałam sobie kieliszek wina i wypiłam szybko, jedną ręką przytrzymując się kuchennego blatu.

Kiedyś, nie śpiąc po nocach, obmyślałam zbrodnię doskonałą. To nic, że na widok krwi robi mi się niedobrze i że prędzej wypuszczę muchę przez okno, niż ją zabiję. Ale on zabił coś we mnie i okazało się, że jednak wcale nie jestem takim mięczakiem. Niektórych rzeczy nie sposób wybaczyć. Takie myśli mogą zeżreć człowieka od środka i zmienić go w kogoś, kim nie spodziewał się stać. Nie sądzę, bym mogła zeznać przed sądem, że nie chciałam go zabić. Zważywszy na dowody, nie uwierzyłaby mi żadna ława przysięgłych.

JESS

Luty 2015

Ubiegłej nocy Rob poprosił mnie o rękę. Uśmiecham się sennie i nie całkiem jeszcze rozbudzona, delektuję się tą myślą. Jest tak idealna, jak tylko mogłam sobie wymarzyć.

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – mruczy i przywiera do mnie swoim ciepłym ciałem.

Powiedział to już wcześniej, pięć minut po północy w barze na dachu, w Rzymie. Piliśmy szampana i podziwialiśmy zarysy wiekowych budowli. Ujął moje dłonie.

– Wyjdziesz za mnie?

Wstrzymałam oddech.

– Dobrze nam razem – dodał. – Wyjdziesz za mnie?

Odpowiedziałam, że tak, a on mnie pocałował i wsunął mi na palec pierścionek.

– Kazałem go zrobić specjalnie dla ciebie.

– Jejku – szepnęłam, patrząc na pierścionek z brylantem.

Był delikatny i piękny. Sama bym takiego nie wybrała, ale zamówił go specjalnie dla mnie, a to znaczyło więcej, niż gdyby kupił go w sklepie.

Po długiej nocy leżymy teraz, tuląc się do siebie, przysypiamy i znowu się budzimy. Kiedy słońce zaczyna przeświecać przez zasłony, mrużę oczy w porannym świetle. Nie sądziłam, że mogę być taka szczęśliwa. Obsługa hotelowa przynosi nam śniadanie i karmimy się nawzajem croissantami, tarzamy się w zmiętej pościeli, a w końcu bierzemy razem prysznic w przestronnej marmurowej łazience. Kiedy on się ubiera, ja stoję przy oknie z widokiem na Rzym. Dziwnie się czuję z pierścionkiem na palcu. Podnoszę go do światła i fotografuję na tle panoramy miasta. Może wrzucę to zdjęcie na Facebooka albo Instagrama. Rzadko zamieszczam coś w sieci i jak dotąd nie miałam się czym chwalić, ale teraz chciałabym wykrzyczeć światu coś dobrego. Rob staje za moimi plecami.

– Co robisz?

Opieram się o niego i pokazuję mu swój profil na Facebooku.

– Powiemy ludziom?

– Nie sądziłem, że to cię bawi. – Całuje mnie w kark i schodzi ustami niżej, na ramię. – Ludzie, którzy udają, jak idealne jest ich życie, i prześcigają się nawzajem. Cała ta presja, żeby wyglądać dobrze.

Ma rację. Wiem, że nie kręcą go media społecznościowe. Wyłączam ekran telefonu i obracam się w jego ramionach.

– Ale my niczego nie udajemy – mówi między pocałunkami.

Wychodzimy na ulice Rzymu. Pierwszy raz jestem we Włoszech. Spacerując wąskimi niszczejącymi uliczkami, docieramy na małe renesansowe place. Na niektórych są fontanny, na innych posągi kochanków. Właściciele ulicznych straganów sprzedają kiczowate figurki Madonny z Dzieciątkiem, co sprawia, że i tak urocza sceneria wydaje mi się jeszcze bardziej zachwycająca. Przed Fontanną di Trevi jakaś para robi sobie selfie.

– To przykre, kiedy ludzie przeżywają wszystko przez ekran telefonu – mówi szeptem, tak by nikt go nie usłyszał.

– Zwłaszcza coś tak pięknego – dodaję.

On używa telefonu wyłącznie do pisania wiadomości i dzwonienia. Podoba mi się, że ja zajmuję go bardziej od nowinek technologicznych. Chowam telefon i skupiam się na nas. Muszę oduczyć się zerkania co chwila na ekran.

Gdy idziemy do Watykanu, słońce chowa się za chmurami i od razu robi się chłodniej. Niebo ciemnieje, a na bruk spadają pierwsze krople deszczu. Chowamy się w bramie, jednak deszcz nie ustaje i wkrótce ulicami płyną potoki wody. Ale ulewa ma w sobie nutę romansu noir w tej dziwnie nierealnej, filmowej wersji mojego życia. Rzym jest piękny, nawet gdy tonie w strugach deszczu.

Rob zatrzymuje chłopaka w płaszczu przeciwdeszczowym i naciągniętym na głowę kapturze, niosącego pod pachą parasolki.

– Ile? Quanto costa?

Kupujemy parasol po zawyżonej cenie i biegnąc po kałużach, szukamy wejścia do Watykanu. Jest zamknięte. Ma to coś wspólnego z jakimiś oficjalnymi wizytami. Mrużąc oczy w ulewnym deszczu, patrzymy na wiszącą obok tabliczkę informacyjną.

– Cholera. – Rob obejmuje mnie w pasie. – Zamknięte do poniedziałku. Chciałem ci pokazać Kaplicę Sykstyńską.

– Następnym razem. Chodźmy na kawę.

Wpadamy do najbliższej kafejki. Wdycham aromat kawy, kiedy siadamy przy małym stoliku, obok włoskiej pary ze słodkim dzieckiem. Przemawiamy pieszczotliwie do bambino, które posyła nam uroczy bezzębny uśmiech.

– Chcesz mieć dzieci? – pyta Rob i spogląda na mnie zachęcająco. – Powinniśmy byli porozmawiać o tym, zanim się oświadczyłem.

– Tak. Chcę mieć dzieci.

– To dobrze. Ja też. – Całuje mnie, jakbyśmy przypieczętowali właśnie umowę, i idzie do baru.

Zakładam za uszy kosmyki mokrych włosów i patrzę, jak czaruje kelnerkę. W pewnym momencie odwraca się w moją stronę, a ona niechętnie podąża za jego wzrokiem.

Rob mówi grazie i odchodzi. Chcę zapytać go, co jej powiedział, ale widzę, że kelnerka macha do nas. Jej lśniące czarne włosy kołyszą się z boku na bok. Bierze kawałek ciasta z płonącą na nim świeczką i teatralnym głosem zaczyna śpiewać Happy Birthday. Ludzie wokół nas uśmiechają się i biją brawo.

Rob też się uśmiecha i łamanym włoskim mówi:

– Le chiedo di sposarmi… e lei risponde di si. – Odwraca się do mnie i tłumaczy: – Zapytałem, czy za mnie wyjdzie, a ona powiedziała „Tak”!

Znowu rozlegają się oklaski i pełne aprobaty poszeptywania. Kopię go w nogę.

– Bella signora, piękności! – Rozkłada szeroko ręce i nachyla się, by pocałować mnie teatralnie.

– Przestań – rzucam, ale uśmiech nie schodzi mi z twarzy.

*

Wracamy do domu, do rzeczywistości, i następnego dnia o mało nie spóźniam się do pracy. Zeszła na drugi plan, zepchnięta przez niego.

– Jak tam w Rzymie? – pyta Sachi.

Helen podnosi głowę znad biurka, ale nie zwracam na nią uwagi. Nie podoba mi się jej chęć rywalizacji i skłonność do podkradania pomysłów. Zdejmuję rękawiczki i pokazuję Sachi pierścionek.

– Zaręczyłaś się! – piszczy. – Pokaż!

Ogląda pierścionek, a jej brązowe oczy robią się wielkie jak nigdy. Na szczęście nie ma szefowej, która oczekuje od nas, byśmy udawali, że nie mamy życia prywatnego. W pracy zawsze daję z siebie wszystko, uwielbiam zgiełk organizowanych naprędce spotkań, ciągłe maile i natłok materiałów marketingowych.

– Dziwne uczucie. Jakby to wszystko nie działo się naprawdę.

– To dlatego, że przez jakiś czas byłaś sama. Ciesz się tym, póki możesz.

Sachi zeszłego lata wyszła za mąż za swojego najlepszego przyjaciela. Proponuje, że przyniesie mi stertę magazynów ślubnych. Wolę taką reakcję niż to, jak zareagowała Becca, której unikam, odkąd Rob mi się oświadczył. Ona tylko popsułaby mi humor. Wysłałam jej z Rzymu wiadomość, na którą odpisała niedowierzająco: WTF?! Zadzwoń do mnie, jak tylko wrócisz do domu.

Nie zrobiłam tego, więc dzwoni do mnie do pracy.

– Witaj, nieznajoma. – Celowo przeciąga samogłoski.

– Cześć, Bec. – Krzywię się.

– Dzwoniłam do ciebie. Dzięki za esemesa. Byłaś pijana?

– Dlaczego?

– W Rzymie, zakochana, zaręczona. – Z udawaną powagą odczytuje moją wiadomość.

– Rob zabrał mnie do Rzymu i oświadczył mi się. – Rozczapierzam palce i patrzę na pierścionek, który chcę jej pokazać, a zarazem ukryć przed nią.

– Wychodzisz za mąż?

– Kiedyś pewnie tak. – Ramieniem przyciskam telefon do ucha, gotowa, nie zważając na nią, zacząć pisać na komputerze.

– Nie zapomnij poinformować mnie o tym, jak będzie już po wszystkim.

– Nie sądziłam, że mi się oświadczy. Wszystko wydarzyło się tak szybko…

– No tak, w końcu prawie go nie znasz.

– Mamo? To ty?

– Co?

– Nic, wybacz. Zapomnij o tym.

Cmoka z niezadowoleniem.

– Wiesz – mówię – zwykle gratuluje się najlepszej przyjaciółce, która właśnie się zaręczyła.

Wiedziałam, że spośród wszystkich znajomych Becca najlepiej rozumiała, że nie chcę być singielką i wpaść w błędne koło randek, które do niczego nie prowadzą. W Wigilię, kilka dni przed tym, jak poznałam Roba, Becca i ja siedziałyśmy do późna w nocy i pakowałyśmy prezenty dla jej dzieci. Ośmielona rioją, zaczęła mi wiercić dziurę w brzuchu.

– Zasługujesz na kogoś miłego – oświadczyła bełkotliwie, z ustami czerwonymi od wina.

– Jakby to było takie proste.

– Czekaj dłużej, aż wszyscy fajni faceci będą zajęci.

– Następnym razem powiesz, że jak będę tak czekać, to stracę wszystkie zęby.

– I rozum. Trzymam dla ciebie ubranka dziecięce.

– Naprawdę? Oddaj je do organizacji charytatywnej.

– Ale przecież chcesz mieć dzieci. Świetnie radzisz sobie z Jakiem i Ellie. Kiedy spotkasz właściwego faceta, miną co najmniej dwa lata, zanim będziecie gotowi na dziecko.

– Nie jestem aż tak zdesperowana, żeby decydować się na pierwszego lepszego.

– Nie obraź się, ale czasem nie dajesz im szans.

Chciałam się bronić, lecz nie przestawała mówić.

– Bóg jeden wie, że nikt nie jest idealny. Nawet Adrian. Chcę ci tylko powiedzieć, żebyś nie czekała na wymarzoną bratnią duszę. Znajdź porządnego faceta, który będzie gotów się zaangażować.

Słowa wstawionej Bekki odzwierciedlały to, co sama potajemnie myślałam. Czasami kończyłam związek, gdy tylko pojawiały się pierwsze oznaki kłopotów, ale teraz zamierzałam spróbować szczęścia z kimś, kto chciałby się zaangażować. Znalazłam mężczyznę idealnego, więc dlaczego nie cieszyła się moim szczęściem?

MIA

Przez chwilę mocowałam się z kluczem, aż w końcu wbiegłam do domu, żeby odebrać dzwoniący telefon stacjonarny. Pan Darcy powitał mnie szczekaniem. Rzuciłam klucze i torby i uciszając psa, chwyciłam słuchawkę.

– Halo?

– Skarbie, tu mama. – Oddychała ciężko, wciąż dochodząc do siebie po udarze. Trafiła do szpitala dwa dni przed morderstwem. – Widziałaś gazety?

Supeł w moim żołądku zacisnął się mocniej.

– Ta biedna dziewczyna… Jesteś tam?

– Co się stało?

– Ma na imię Rachel. – Co kilka słów robiła przerwę, żeby nabrać tchu, mówiła wolno i z trudem. – Wciąż myślę, że to mogłaś być ty.

– Co? – Przygarbiłam się; czułam, jak moje ciało tężeje.

– Została aresztowana pod zarzutem zabójstwa. Piszą, że aresztowano trzydziestodwuletnią kobietę, więc to musi być ona.

– Tak? – Starałam się zachować spokój.

– Widziałam w gazecie jej zdjęcie, kiedy w zeszłym tygodniu pisali o morderstwie. – Urwała, żeby odetchnąć kilka razy. – Pisali, że jego żona ma trzydzieści dwa lata. Aż do teraz nie mieli wystarczających dowodów, żeby ją aresztować.

Dwa tygodnie od zabójstwa. Muszą działać pod presją, skoro ją przymknęli.

– Piszą, że policyjni nurkowie, kiedy drugi raz zeszli pod wodę, by poszukać narzędzia zbrodni, znaleźli nieopodal łodzi broń.

Usiadłam na piętach i zacisnęłam palce na słuchawce.

– Jesteś tam? – spytała mama.

– Broń była w wodzie? – Skrzywiłam się, zdezorientowana.

– No tak, skoro nurkowie ją wyłowili.

Serce waliło mi jak oszalałe.

– Skąd ona wzięła pistolet? – Mama mówiła słabym, łamiącym się głosem.

Wiedziałam dokładnie, skąd wzięła pistolet.

– Naprawdę myślą, że to ona? – rzuciłam.

– Piszą tylko coś o… Zaczekaj. – Usłyszałam szelest papieru. – O wynikach ekspertyzy sądowej. Ta dziewczyna wydaje się taka drobna. Nie wygląda na kogoś, kto mógłby zrobić coś takiego.

Może nie wygląda, ale mógł ją do tego doprowadzić. Policja myśli, że to Rachel, a ja czuję ulgę zmieszaną z poczuciem winy. Czyżby zrobiła coś, co ją obciążyło? Przypomniałam sobie jej bladą twarz i pełną rezerwy bezbronność, kiedy do mnie przyszła.

– Powinnaś powiedzieć policji, jaki był naprawdę – ciągnęła mama.

– Już to wiedzą. Nie rozmawiaj z nikim. Proszę. Lepiej siedźmy cicho.

Niedawno dzieliła się swoimi podejrzeniami z przyjaciółmi, kipiąc z oburzenia. Nie sądzę, żeby teraz powiedziała coś złego, nie po tym, jak opuściła ją wola walki. Moja mama, która niegdyś bez ogródek mówiła, co myśli, i słynęła z kąśliwych komentarzy, przeze mnie musiała się hamować.

Powiedziałam jej, że sprawą zajęła się policja, więc nie musi się martwić. Zareagowała na to przygnębionym westchnieniem, zapewne już zmęczona tym wszystkim. Odłożyłam słuchawkę i ukryłam twarz w dłoniach. W ciemności zobaczyłam jego ciało z rozrzuconymi rękami i nogami. Wzdrygnęłam się, jak gdybym tam stała, patrzyła na niego i na całą tę krew. Umysł płatał mi figle i zabierał mnie do miejsc, w których nie chciałam się znaleźć.

Darcy zaskomlał, dopraszając się uwagi. Pogłaskałam go między uszami. Kiedy przestało mi się kręcić w głowie, wyszłam z nim na spacer i zaczęłam obmyślać plan. Najpierw wejdę do sieci i przeszukam wiadomości, żeby uprzedzić mamę, która jak nic wertowała gazety. Następnie ustalę, dlaczego policja aresztowała Rachel. To jednak musi zaczekać. Im mniej wiem, tym mniej będę miała do powiedzenia Benowi. Ledwie wróciłam ze spaceru, zadzwonił do mnie na komórkę.

– Hej – rzucił.

– Hej, wpadniesz?

– Tak, chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku. Widziałem w sieci, że aresztowali jego żonę.

– Wiem. To straszne.

– A mówiłaś, że sprawiała wrażenie takiej delikatnej.

Opowiedziałam Benowi o wizycie Rachel, ale nie wdawałam się w szczegóły.

– Nie możesz nic zrobić, rozumiesz? – rzucił. – Przyjadę do ciebie. I po drodze kupię coś do jedzenia.

Zjawił się nieco później. Stan truchtał obok niego. Jego sierść była rudawozłota jak włosy Bena i obaj mieli takie same poczciwe brązowe oczy.

– Jak leci? – zapytał Ben.

– Dam sobie radę.

– Jasne, że dasz. Zrelaksujmy się. Ty wybierz film, a ja przygotuję jedzenie.

Ben oglądał film, a ja rozpaczałam w duchu. Dlaczego aresztowali Rachel i co będzie, jeśli wskaże mnie palcem? Mogła widzieć mnie na plaży i przyszła tu, żeby upewnić się, że to byłam ja. Nawet się o tym nie zająknęła, ale jeśli powie policji, zrozumieją, że kłamałam. Miałabym jednak większe problemy, gdybym powiedziała im prawdę.

Trzymaliśmy się z Benem za ręce. Kiedy pojawiły się napisy końcowe, przełączył na jeden z tych programów, w których ludzie urządzają sobie domy gdzieś w słońcu. Powoli sączyłam wino, choć miałam ochotę opróżnić kieliszek jednym haustem. Widziałam, jak rozbłysły mu oczy na widok ujęć nabrzeża.

– Masz ochotę na wakacje? Fajnie byłoby gdzieś wyskoczyć.

– No…

– Do jakichś ciepłych krajów. Zrelaksować się.

– Tak. Nie… Wybacz, nie mogę. Nie teraz.

– Może latem. Znajdziemy ciekawe miejsce, wykupimy tani lot.

– Hm…

Potrzebowałam przerwy, ale nie wyobrażałam sobie, żebym miała spędzić tydzień albo dwa z Benem, próbując nie przejmować się śledztwem. Z nadmiaru wolnego czasu mogłabym wyznać mu wszystko w jakimś nadbrzeżnym barze. Na razie o nic nie pytał, ale wiedziałam, że to nie potrwa długo. Niemal słyszałam pytania, które kłębiły mu się w głowie.

– W Meksyku było fajnie, prawda? – zagadnął.

To było w zeszłym roku, kiedy wciąż jeszcze czułam obawę, że się zmieni i zacznie prowadzić ze mną jakieś gierki. Pamiętam ciepłą noc i zespół grający w nadbrzeżnym hotelu. Tańczyliśmy boso na skąpanej w księżycowym świetle plaży, do dźwięków muzyki i szumu fal. Próbowałam odkryć jego tajne zamiary, aż w końcu uwierzyłam, że ich nie ma, i dopiero wtedy mogłam się zrelaksować.

– Było cudownie. Pojedziemy na urlop… później.

Po programie poszliśmy do łóżka i Ben przytulił mnie mocno. Przypomniałam sobie, jak wzięłam Darcy’ego. Kiedy spał obok mnie, smacznie pochrapując, nie chciało mi się aż tak bardzo płakać. Po jakimś czasie sama również zaczęłam spać, zamiast obmyślać wyszukane sposoby zemsty. Ale ostatnio znowu przestałam kontrolować mrok czający się w mojej głowie. To ja z zimną krwią planowałam zemstę, tymczasem policja aresztowała Rachel. Nikt nie pytał mnie jeszcze o alibi, a wiedziałam, że go nie mam.

Kiedy w końcu zasnęłam, przyśnił mi się koszmar. Przyszedł po mnie mój były, a ja zamiast uciekać, unosiłam się na wodzie, nie czując gruntu pod stopami. Obudziłam się przerażona, młócąc rękami na oślep i próbując włączyć lampkę nocną.

W ciemności odnalazły mnie ramiona Bena.

– Hej, już w porządku, jestem przy tobie.

Jego spokojny oddech na moim policzku przypomniał mi, że to on i że wszystko jest dobrze.

– Jesteś bezpieczna. On odszedł. Możesz o nim zapomnieć.

Jakiś czas później obudziłam się, stojąc przy oknie i szepcząc do siebie. Przez sen musiałam podnieść żaluzje, jak gdybym próbowała rzucić na coś trochę światła. Ben zaprowadził mnie z powrotem do łóżka. Zaraz potem zasnął, a ja przysypiałam i budziłam się. Koszmary czaiły się tuż za progiem mojego umysłu.

*

Rano przy śniadaniu Ben powiedział, że na następną wycieczkę powinniśmy polecieć do Azji Południowo-Wschodniej.

– Kiedy twoja mama wydobrzeje – dodał. – Wiem, że do tego czasu wolałabyś nie wyjeżdżać za daleko. Masz za sobą trudny miesiąc… to morderstwo i udar mamy. Jak ona się czuje?

– Jest zmęczona i nadal ma problemy z mówieniem. Ugotuję później zupę i jej podrzucę.

Kiedy już uprzątnęliśmy ze stołu talerze i kubki, włączyłam komputer na biurku w kącie pokoju. Przez ostatnie dwa tygodnie od wizyty policji starałam się panować nad sytuacją i pracować. Darcy i Stan ułożyły się u moich stóp. Ich obecność mnie uspokajała.

Ben zrobił jeszcze herbatę, a ja, trąc oczy, czekałam, aż załaduje się skrzynka odbiorcza.

– Jakieś ekscytujące wieści ze świata PR-u? – spytał.

– Mnóstwo. Jeśli uznać wizytę radnych w fabryce za coś ekscytującego. Poradziłam klientowi, żeby przestał traktować członków rady miejskiej jak wrogów i lepiej zaczął z nimi rozmawiać.

Przebiegałam wzrokiem odpowiedzi na zaproszenia do fabryki, aż zobaczyłam maila, którego temat ściął mi krew w żyłach.

Znam twój sekret.

Serce waliło mi jak szalone. Kliknęłam w wiadomość, ale była pusta. Nic oprócz tematu. Kto ją wysłał? Adres nadawcy nic mi nie mówił – ot ciąg liter i liczb, wyglądających na spam z konta Gmail. Może ktoś wysłał ją przez przypadek, powiedziałam sobie. Usunęłam ją, zanim Ben spojrzał ponad moim ramieniem.

JESS

Luty 2015

Idziemy wietrznym brzegiem do jego łodzi. Po niebie suną postrzępione chmury, a w zielonym morzu odbija się słońce.

– Lubię, gdy morze jest niespokojne. To dodaje dramatyzmu – mówię.

– W takim razie spodoba ci się żeglowanie. – Rob, ubrany w dużą kurtkę żeglarską, jest wyraźnie ożywiony i wprost nie może się doczekać, aż pokaże mi łódź.

– Ale lubię tylko na nie patrzeć. I boję się głębokiej wody.

– Umiesz pływać?

– Niezbyt dobrze. Tata mnie uczył. Brakowało mu cierpliwości.

– Nie musisz być dobrą pływaczką. Ja cię ochronię. – Słony wiatr mierzwi mu włosy. – Ile miałaś lat, kiedy odszedł twój tata?

– Dwanaście. Zostawił nas w Wigilię, bardzo w swoim stylu. – Opowiadałam mu trochę o małżeństwie moich rodziców. – To był dla nas potworny wstrząs.

– Musiało być ci ciężko. Oboje mieliśmy trudne dzieciństwo. Dlatego tak dobrze się rozumiemy. – Obejmuje mnie.

Opowiadał mi o mamie, która umarła na raka, kiedy był nastolatkiem. Niedługo potem jego ojciec ponownie się ożenił.

Gdy docieramy do przystani, bierze mnie za rękę i pomaga mi wejść na pokład.

– Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczysz ją w środku.

Prowadzi mnie w dół po niskich schodkach. Zaskakuje mnie eleganckie wnętrze, w którym rządzą drewno i kremowe meble.

– To kambuz – mówi z entuzjazmem.

– Kuchnia?

– Na łodziach nazywamy ją kambuzem.

– Okej. – Otwieram sąsiednie drzwi. – Och, malutka toaleta!

– My mówimy na to kingston.

– Dlaczego? – pytam.

– Nie wiem. – Nie reaguje na moje rozbawienie.

– W takim razie nazywajcie to toaletą.

– To kingston i już.

Oczy mu lśnią, kiedy mówi o żeglowaniu. Widzę, że to jego prawdziwa pasja, i przestaję się z nim droczyć.

– Jest piękna, ale chyba nigdy nie pokocham łodzi tak jak ty.

– Zaczekaj, aż wypłyniemy, wtedy zrozumiesz. Nie ma nic lepszego niż ślizganie się na falach w gorący letni dzień.

Prowadzi mnie wąskim korytarzykiem i otwiera następne drzwi.

– A tu jest kajuta rufowa.

– Sypialnia?

– Nasza kajuta. – Znacząco unosi brew i ściąga kołdrę z tapczanu.

Rozbieramy się w pośpiechu. Okrywa mnie kołdrą i drżącą tuli do siebie.

– Jak to możliwe, że jesteś taki ciepły? – pytam. – Tu jest lodowato.

Całujemy się. Choć w kajucie panuje chłód, rozgrzewa mnie jego dotyk i bliskość. Pierwszy raz jestem na jachcie. Wyobrażam sobie nas w ciepły dzień i łódź kołyszącą się w rytmie naszych ciał. On przyrównuje spanie na łodzi do kołysania się w łonie matki. Żeby to udowodnić, zapada w drzemkę. Ja leżę rozbudzona, patrząc na swój pierścionek zaręczynowy, do którego zaczynam się przyzwyczajać. Opieram głowę w zgięciu jego łokcia i wdycham ciepłą piżmową woń zmieszaną z lekką nutą płynu po goleniu o zapachu morza. Kiedy budzi się o zmierzchu, zapalamy świece, a on otwiera butelkę szampana i wznosimy walentynkowy toast.

– Nie celebruję walentynek – mówię. – Są tandetne, kiedy człowiek jest w związku, i do niczego, kiedy jest sam.

– Ty nie jesteś do niczego. Mam szczęście, że cię mam.

Oparci na poduszkach, obserwujemy cienie tańczące na ścianach kajuty. Daje mi prezent zapakowany w ozdobny papier i przewiązany wstążką.

– Wiem, że lubisz książki.

W środku jest książka o żeglarstwie. Zwykle takich nie czytam, ale cieszę się, że chce zapoznać mnie ze swoim światem. Zdjęcie na okładce przedstawia wysportowaną parę na łodzi prującej fale. Rob bawi się kosmykiem moich włosów i opowiada, jak zanurkował w morzu, nie mając pojęcia o podwodnych skałach.

– Mało brakowało, a byłbym sparaliżowany. Przed operacją ostrzegali mnie, że mogę nigdy więcej nie chodzić. Kiedy tak leżałem bez ruchu w szpitalnym łóżku, uporządkowałem swoje życie. Przynajmniej w głowie. Obiecałem sobie, że będę lepszym człowiekiem i wykorzystam każdą minutę, która mi została.

Już wcześniej mówił mi o tym, jak doszedł do siebie po urazie, który nadał jego ambicjom zupełnie nowy wymiar.

– Dzięki żeglarstwu wróciłem do siebie. To ono uświadomiło mi, jak cudownie jest żyć.

Z powagą stukamy się kieliszkami.

– A ty? – pyta. – Czego chcesz od życia?

– Żeby między nami zawsze było tak jak teraz.

– A oprócz tego? – Przyciąga mnie do siebie.

– Chcę cieszyć się życiem… Mieć ładny dom.

– Będziemy go mieli. Może zaczniemy się rozglądać? Kupimy coś większego.

– Sprzedamy nasze domy? – pytam.

– I znajdziemy twój wymarzony dom.

Rob mieszka w modernistycznym nadbrzeżnym domku, zbudowanym na palach, tak by mieć jak najlepszy widok na morze. Garstka takich domków stoi na końcu smaganej wiatrem przystani. Lubi niekonwencjonalny styl i widoki. Pozostałe domki należą głównie do londyńczyków, którzy wpadają tu na weekendy. To bardziej kryjówka niż dom, a mój maleńki segment jest za daleko od morza, od jego pracy i łodzi, więc żaden nie nadaje się do wspólnego zamieszkania.

*

Jeszcze w tę sobotę Rob umawia nas na oglądanie domku na wsi w hrabstwie Sussex.

Kiedy tam dojeżdżamy, wydaję stłumiony okrzyk. Kępy narcyzów otaczają kamienny domek, a z komina ulatują w niebo smużki dymu.

– Stać nas na niego?

– Tym się nie przejmuj.

No więc się nie przejmuję. Uśmiechnięty agent nieruchomości otwiera drzwi i zaprasza nas do przytulnego salonu. W kominku trzaskają polana. Mam ochotę ściągnąć buty i umościć się na stojącej przed nim kanapie. Pośrednik prowadzi nas do kuchni z widokiem na ogród otoczony niskim kamiennym murkiem, za którym rozciągają się pola.

– To typowa wiejska kuchnia z kuchenką Aga – mówi i odsuwa się, żebyśmy mogli obejrzeć.

Aga nijak nie pasuje do mojego zabieganego życia, w którym królują potrawy z mikrofalówki. Ale rozumiem, o co mu chodzi. Idziemy za nim po skrzypiących schodach na górę.

– Są tu trzy duże sypialnie. Mają państwo dzieci?

– Jeszcze nie. – Rob puszcza do mnie oko.

– Nie chcesz widoku na morze? – pytam szeptem.

– Najlepszy widok na morze jest z łodzi. Jesteśmy niedaleko wody. Mogę mieszkać na wsi, pod warunkiem że będziemy mieli wystarczająco dużo miejsca.

Nienawidzi czuć się osaczony, a sporych rozmiarów dom nad morzem kosztuje fortunę. Jeśli Rob zrezygnuje dla mnie z widoku na morze, sprzedam swój dom, żeby tu zamieszkać. Kiedy wychodzimy tylnymi drzwiami, dociera do nas głos dziecka bawiącego się w ogrodzie obok. Wyobrażam sobie nasze dzieci bawiące się tutaj.

Kiedy oddalamy się na tyle, żeby pośrednik nie mógł nas słyszeć, Rob przyciąga mnie do siebie.

– Piękny dom. Co myślisz?

– Jest idealny.

– Tak jak ty. – Tuli mnie do piersi. – Chciałabyś tu mieszkać?

Oczywiście, że tak. Z nim, z mężczyzną, na którego czekałam. Przepełnia mnie szczęście. Wciąż nie mogę uwierzyć, że go znalazłam i że oboje akurat byliśmy wolni.

MIA

Mia Fallon jest bezwzględną morderczynią.

Z przerażeniem wpatrywałam się w maila. Wysłano go z tego samego dziwnego adresu co poprzedni kilka dni temu. Zebrałam się w sobie i otworzyłam go, spodziewając się pustej wiadomości, ale było gorzej, niż myślałam.