Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
19 osób interesuje się tą książką
Wyspecjalizowany android opiekuje się schorowanym dziadkiem, czemu z zaciekawieniem przygląda się rezolutna wnuczka. Nowoczesne technologie przenikają wszystkie aspekty tradycyjnych chińskich świąt. Dwoje przeklętych kochanków próbuje zsynchronizować bijące w innym rytmie wewnętrzne zegary. Emerytowany listonosz pragnie wrócić do zalanej morzem ojczyzny. Student manipuluje pogodą, by wywalczyć zaliczenie przedmiotu i serce seminaryjnej koleżanki.
Xia Jia to mistrzyni w kreowaniu nietuzinkowych bohaterów i opowiadaniu ciekawych historii o świecie wokół nas, a jednak jakby z osobnej planety. Inspiruje się chińskim folklorem, mitologią i legendami, miesza przeszłość z przyszłością. Stawia pytania o relatywizm czasu, a dźwięk wskazówek zegara jak refren spaja teksty w tym zbiorze.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 381
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Syn Zhanga miał wkrótce skończyć rok i zgodnie ze zwyczajem należało z tej okazji zorganizować przyjęcie.
Nieuniknionym było wyprawienie wielkiej uczty dla krewnych, znajomych i przyjaciół. Zhang zarezerwował więc trzydzieści stolików w restauracji. Jego żona nie mogła tego przeboleć.
– Nawet na naszym ślubie nie było aż tylu gości! –powiedziała.
On odparł jednak, że to w końcu ważne wydarzenie, jedyne w życiu, więc nie powinni go zaniedbać. Kiedy się pobierali, obydwoje mieli puste kieszenie, i dopiero poprzez ciężką pracę ostatnich lat udało im się zaoszczędzić trochę pieniędzy. Teraz, kiedy ich rodzina doczekała się syna, nadszedł czas, żeby pokazać innym, czego się dorobili. Zresztą na co innego człowiek by tak ciężko harował! Pierwsza połowa życia była dla nich, czyż druga nie jest właśnie dla syna? Jak dorośnie, to dopiero zaczną się prawdziwe wydatki!
Na ucztę przyszło wielu gości, wręczyli czerwone koperty, jedli i pili. Pomimo tego, że społeczeństwo było już bardzo skomputeryzowane, w czerwonych kopertach nadal tkwiły pliki papierowych banknotów. Taki zwyczaj. Poza tym bardzo ładnie się w ten sposób prezentowały. Żona Zhanga specjalnie z tej okazji wypożyczyła liczarkę do pieniędzy. Z przyjemnym dla ucha dźwiękiem trrrrr przewijała kolejne stosiki.
Gdy wszyscy goście zajęli miejsca, wszedł Zhang, trzymając w objęciach syna. Chłopiec ubrany był cały na czerwono, a na czole miał namalowaną czerwoną kropkę. Wszyscy zachwycali się, jaki jest piękny, jaki mądry, jak wyrósł, jaką ma okrągłą główkę, i zapewniali, że czeka go świetlana przyszłość. Chłopiec również potrafił się dobrze zaprezentować, nie płakał ani nie marudził. Siedział na przystrojonym dziecięcym krześle i się uśmiechał. Przypominał dziecko z noworocznych obrazów, które w ręce trzyma rybę symbolizującą pomyślność. Zhang zwrócił się do niego:
– Synku, pozdrów wujków i ciocie.
Chłopiec wyciągnął dwie różowiutkie, tłuściutkie rączki i łącząc je przed sobą w geście oznaczającym życzenie pomyślności, powiedział dziecięcym głosem:
– Ujku, ociu, zycę wam ogactwa (Wujku, ciociu, życzę wam bogactwa).
Wszyscy się roześmiali i nie mogli się nachwalić, jaki chłopiec jest bystry i jak dobrze Zhang z żoną od najmłodszych lat go wychowują.
Gdy w końcu nadeszła chwila wróżb, Zhang pospiesznie włączył maszynę. Pomieszczenie zalały opadające z sufitu promienie białego światła, które zmieniły się w hologramy otaczające znajdujących się pośrodku sali Zhanga i jego syna. Zhang wyciągnął rękę i przyciągnął jeden z nich bliżej, a chłopiec z zapałem sięgnął po niego. Czerwona wiązka światła przeskanowała jego paluszki i po sprawdzeniu odcisków został zalogowany na swoje konto.
Najpierw pojawił się w powietrzu szereg dużych czerwonych znaków wyrażających życzenia szczęścia i pomyślności z okazji pierwszej rocznicy urodzin. Znakom towarzyszyła animacja pokazująca grono małych aniołków, które wysokimi głosikami śpiewało urodzinową piosenkę. Kiedy się skończyła, ukazał się napis wykonany kaligraficznym pismem, wyjaśniający:
Zhuazhou jest zwyczajem w regionie Jiangnan. Kiedy dziecko kończy rok, kąpie się je i ubiera w nowe ubrania. Następnie prezentuje mu się różne przedmioty. Chłopcom łuk, strzałę, papier i pędzel, a dziewczynkom nóż, miarkę, igłę i nitkę. Dodatkowo uwzględnia się jedzenie, biżuterię, ubrania i zabawki. Cokolwiek dziecko wybierze do zabawy, postrzegane jest jako zapowiedź jego charakteru i umiejętności, które posiądzie w przyszłości.
Zhang podniósł głowę, w jego sercu wezbrały emocje. „Synku, twoja świetlana przyszłość właśnie się zaczyna” –myślał. Jego żona, również bardzo wzruszona, przysunęła się bliżej i oparli się o siebie, mocno trzymając się za ręce. Niestety pomimo tego, że rozpoczęli edukację syna jeszcze w łonie matki, chłopiec wciąż nie potrafił czytać. Machał tylko rączkami przed sobą tak, że rozwiały się wszystkie projekcje z wyjaśnieniami. Po tym wprowadzeniu ceremonia zhuazhou oficjalnie się rozpoczęła. Wszyscy na sali zamilkli.
Pierwszymi zaprezentowanymi przedmiotami były różne marki mleka w proszku. Spadały z sufitu niczym płatki kwiatów rzucane przez jakąś boginię. Zhang wiedział, że to wszystko bardzo drogie marki, niektóre z importu, inne organiczne bez dodatków, jeszcze inne wzbogacone o specjalne enzymy i białka lub wspomagające rozwój neuronów, zalecane przez specjalistów, opatrzone certyfikatami. Od samego patrzenia kręciło się w głowie i uginały się nogi. Chłopiec był jednak zdecydowany i bez wahania wyciągnął rączkę po jedną z wyświetlonych płytek, która z brzdękiem wpadła do antycznego hebanowego pudełka ustawionego poniżej.
Następnie pojawiły się kolejne produkty dla niemowląt, które wspomagały trawienie, wchłanianie, profilaktykę chorób. Były też suplementy wapnia, cynku, różnych witamin, mikroelementy, specyfiki poprawiające odporność, zapobiegające nocnym płaczom… W mgnieniu oka zręcznymi ruchami chłopiec dokonał i tych wyborów. Kolejne płytki wpadały do pudełka, jedna za drugą, stukając jak perły o jadeitowy talerz.
Teraz przyszła kolej na wybór żłobka, przedszkola, zajęć dodatkowych… Chłopiec wpatrywał się przez chwilę w oferty z szeroko otwartymi, błyszczącymi oczami. W końcu wybrał mało popularne rzeźbienie w drewnie i robienie pieczęci. Serce Zhanga aż zaczęło mocniej bić i spociły mu się ręce. Już, już miał podejść i kazać synowi ponownie wybierać, ale powstrzymała go żona, szepcąc mu do ucha:
– Nie będzie się przecież z tego utrzymywał, niech ma jakieś hobby.
Zhang uspokoił się i przytaknął jej z wdzięcznością, jednak serce wciąż waliło mu w piersi.
Teraz przyszła kolej na wybór zerówki, podstawówki, korepetycji, gimnazjum i kolejnych korepetycji, szkoły średniej (oczywiście z korepetycjami). Na końcu pojawiły się opcje aplikowania na zagraniczne uniwersytety. Zhang ponownie poczuł ucisk w klatce piersiowej, uważał, że to wszystko dobre propozycje, tylko bardzo kosztowne, nie mógł sobie również wyobrazić, że syn będzie od niego oddalony o tysiące kilometrów, zdany tylko na siebie. Na szczęście chłopiec ledwo spojrzał na ikonki i machnął rączką, odsuwając je na bok.
Następnie miał wybrać szkołę wyższą, zdecydować, czy po jej ukończeniu będzie kontynuować badania, pójdzie do pracy czy wyjedzie za granicę. Wybrać, gdzie chciałby pracować i zamieszkać. Wybrać mieszkanie, samochód, małżonkę, prezent zaręczynowy, miejsce weselne, podróż poślubną, szpital, w którym urodzi się ich dziecko, nianię do pomocy.
Kolejne wybory nie były już aż tak szczegółowe, pozostało tylko zadecydować, w którym roku przeprowadzi się do innego mieszkania, w którym zmieni auto, dokąd wyjedzie na wakacje, do której siłowni będzie uczęszczał, w który fundusz emerytalny zainwestuje, programu lojalnościowego których linii lotniczych zostanie członkiem, w którym domu spokojnej starości zamieszka, gdzie zostanie pochowany, i to tyle. Niewybrane ikony jeszcze przez chwilę w ciszy unosiły się w powietrzu, a następnie stopniowo przygasały i znikały jedna po drugiej jak gwiazdy na niebie. Nagle zaczęły z sufitu spadać świeże kwiaty i konfetti, a z głośników rozbrzmiał dźwięk bębnów i gongów. Wszyscy goście bili brawo i wiwatowali.
Zhangowi zajęło chwilę, żeby oprzytomnieć i uświadomić sobie, że spływa po nim pot, jakby właśnie wyszedł z łaźni. Spojrzał na żonę, była cała we łzach. Wiedział, że jest bardzo uczuciowa, więc dał jej trochę ochłonąć.
– Taka radosna okazja, spójrz na siebie… –szepnął, gdy odrobinę się uspokoiła.
Zawstydzona, otarła łzy.
– Nasz syneczek, spójrz, taki mały… –wykrztusiła z trudem.
Zhang nie wiedział, czy dobrze ją zrozumiał, ale sam nie mógł nic poradzić na to, że zaczął pociągać nosem. Kiwając głową, odparł:
– Tak jest o wiele lepiej, w ten sposób oszczędzimy sobie wielu zmartwień.
Mówiąc to, przeliczał wszystko po kolei w głowie. Sam już nie wiedział, ile to wszystko będzie kosztowało. Sześćdziesiąt procent wydatków ma zostać pokryte przez niego i jego żonę, w ratach rozłożonych na trzydzieści lat. Za pokrycie pozostałych czterdziestu procent odpowiedzialny będzie ich syn. Później będzie jeszcze syn syna i syn syna syna… Kiedy pomyślał, że zmagania i ciężka praca kolejnych dekad będą miały swój określony cel, ponownie poczuł ciepło wypełniające go od stóp do głów.
Spojrzał na malucha, siedzącego nadal na przystrojonym dziecięcym krześle przed miską wypełnioną długimi nitkami makaronu, symbolizującymi długowieczność. Jego bielutka buźka rumieniła się i uśmiechała niczym twarz śmiejącego się Buddy.
•
Była już późna noc, kiedy Wu wybrał się samotnie na spacer. Na ulicach panowały chłód i cisza, przerywana sporadycznie serią wybuchów petard odpalanych w długich sznurach. Była to noc przed Chińskim Nowym Rokiem, czas, kiedy wszystkie rodziny gromadzą się przy stole, jedzą uroczysty posiłek i oglądają Galę Noworoczną, miło spędzając czas.
Bezwiednie doszedł do parku nieopodal domu. Było tam ciszej niż zwykle. Ludzie, którzy na co dzień spacerowali alejkami, uprawiali tai chi, ćwiczyli czy śpiewali lokalne opery, świętowali teraz w domach wraz z rodzinami. Stał samotnie twarzą w twarz z chłodną taflą jeziora. Wsłuchiwał się w głuchy odgłos fal uderzających o brzeg, czując, jak zimno bezksiężycowej nocy przenika przez pory jego skóry. Miał właśnie udać się do małego pawilonu nad jeziorem, kiedy ujrzał przed sobą czarny jak smoła cień.
Aż podskoczył przestraszony i krzyknął głośno:
– Kto tam?
– A ty kim jesteś? –usłyszał w odpowiedzi.
Głos wydawał mu się znajomy. Zebrał się więc na odwagę i podszedł o kilka kroków. Dopiero wtedy zobaczył wyraźnie, że to Wang, który mieszka nad nim.
Wu poklepał się po klatce piersiowej i westchnął głęboko:
– Wang, prawie wystraszyłeś mnie na śmierć.
– Wu, czemu się tak tu szwendasz po nocy?
– Chciałem się przejść dla relaksu. A ty co tutaj robisz?
– W domu jest za głośno.
Spojrzeli się na siebie i uśmiechnęli na znak wzajemnego zrozumienia. Wang przetarł kamienną ławkę obok i zaproponował:
– Usiądźmy.
Wu dotknął kamienia, który był lodowato zimny.
– Dziękuję, postoję, dopiero co jadłem i stanie lepiej mi zrobi na żołądek.
Wang westchnął:
– Nowy Rok, im jest się starszym, tym bardziej nie ma czego świętować.
– Dokładnie. Zjedzone, obejrzane, petardy puszczone, można iść spać. I tak gdzieś niepostrzeżenie znów mija kolejny rok. W dodatku im bardziej bezsensowne staje się to świętowanie, tym bardziej pochłania ludzi. Co tu robić w pojedynkę, gdy wszyscy zajęci?
– Tak, gdy nadchodzi czas, wszyscy siadają, żeby obejrzeć galę, a co można robić samemu w domu? Lepiej wyjść i się trochę przejść.
– Od wielu już lat nie oglądałem gali.
– Dobry jesteś.
– Kiedyś to było takie proste, wystarczyło patrzeć, żeby się dobrze bawić. Teraz tak udziwniają, że nie da się oglądać.
– Technika poszła do przodu. O wielu z tych ich sztuczek kiedyś człowiek nawet nie odważył się pomyśleć.
– Daliby jakąś gwiazdę muzyki pop, pośpiewałaby i byłoby dobrze, zamiast wymyślać jakąś „galę dla całego narodu”, co za bzdura.
– Przez trzysta sześćdziesiąt cztery dni w roku oglądamy gwiazdy pop, co w tym nadzwyczajnego? Coś nowego też nie zaszkodzi.
– Ja po prostu nie lubię tego całego zamieszania, Nowy Rok wolę spędzić w spokoju.
– Ale czy Nowy Rok nie jest od świętowania? Większość ludzi lubi tego dnia mieć trochę więcej wrzawy. Nie jesteśmy w końcu nieśmiertelnymi z niebios, wolnymi od wszystkich przyziemnych spraw.
– Takiej wrzawy to nawet nieśmiertelni mieliby dość.
Obydwaj westchnęli, zasłuchując się w delikatny szum wody. Po chwili Wang znów zagadnął:
– Wu, a ty brałeś kiedyś udział w gali?
– No jakże, nawet dwa razy. Raz moja rodzina została szczęśliwie wylosowana podczas emisji programu na żywo, mogliśmy złożyć na antenie życzenia noworoczne całemu narodowi. Innym razem mój kolega z czasów szkolnych, który zachorował na raka, został wybrany do udziału w jednym z punktów programu, ale stwierdzili, że wycisną z widowni więcej łez, jeżeli pokażą go wraz ze wspierającym go dawnym wychowawcą i kolegami z klasy. Oglądalność była całkiem niezła, szkoda tylko, że nie było mnie na zbyt wielu ujęciach.
– Ja nigdy nie brałem udziału.
– Jak to w ogóle możliwe?
– Zawsze wyłączałem telewizor i się gdzieś chowałem. Nie obchodzi mnie żadna gala.
– A czemu tak? Przecież to nic takiego być w telewizji.
– Ja po prostu lubię spokój, nie znoszę tej ich napastliwości.
– Napastliwości?
– Bez nawet jednego słowa przywitania wsadzają ci przed twarz obiektyw i nagle ogląda cię cały świat. Czy to nie jest napastliwe?
– Trwa to minutę, dwie, chwila śmiechu i po sprawie, później i tak nikt o tym nie pamięta.
– Nie podoba mi się to.
– Nic nie tracisz na tym, że ktoś cię zobaczy.
– To nie chodzi o to, czy ktoś mnie zobaczy, czy nie, chodzi o to, że ja się na to nie zgadzam. Jeżeli wyraziłbym zgodę, to okej, nie ma sprawy, mogą za mną chodzić dzień lub dwa, dwadzieścia cztery godziny na dobę i mnie filmować. Jeżeli nie wyrażam zgody, to nie chcę być do tego zmuszany.
– Wang, rozumiem, co masz na myśli, ale obecny świat to nie to, co było kiedyś. Gdzie się nie ruszysz, wszędzie są kamery, czy da się przeżyć życie, nie pokazując się nikomu?
– Dlatego ukrywam się w miejscach, gdzie nie ma ludzi.
– To trochę ekstremalne z twojej strony.
– Wydaje mi się, że jestem na tyle stary, żeby móc podejmować decyzje za siebie. –Zaśmiał się.
– Straszny z ciebie indywidualista.
– Bzdura, to jedyne, co mogę zrobić.
Jeszcze nie skończył mówić, kiedy z nieba rozbłysły wokół nich białe światła, ukazując miliony ludzkich twarzy. Pośrodku stała scena, świecąca i pięknie udekorowana. Wang i Wu znaleźli się na niej. Głośny dźwięk gongów i bębnów rozbrzmiał jakby po całym świecie. Z przeciwległych końców sceny nadeszli cali błyszczący gospodarze programu, otaczając ich z lewej i prawej strony.
Prezenter z iście medialnym uśmiechem zwrócił się do publiczności:
– Drodzy widzowie, ten oto siedzący obok mnie mężczyzna z dzielnicy Longyang to właśnie mityczny pan Wang, którego szukaliśmy dzisiaj wieczorem, ten, który jako jedyny w całym kraju nigdy nie brał udziału w Gali Noworocznej.
Prezenterka z równie promiennym uśmiechem dodała:
– To dzięki pomocy tego entuzjastycznego widza obok mnie w końcu mamy okazję zaprosić tajemniczego pana Wanga na naszą galę! Panie Wang, ma pan okazję pozdrowić widzów z całego kraju i złożyć im życzenia pomyślności w ten uroczysty wieczór!
Wang zamarł w osłupieniu, po chwili oprzytomniał jednak i odwrócił głowę, żeby spojrzeć na Wu. Ten, speszony, chciał się wytłumaczyć, ale nie dano mu okazji, żeby cokolwiek powiedzieć.
Prezenter zwrócił się do Wanga:
– Panie Wang, to pana pierwszy raz na Gali Noworocznej, czy mógłby nam pan powiedzieć, jak się czuje?
Stary Wang wstał i bez słowa skoczył z krawędzi sceny wprost do zimnego jeziora.
Zaskoczony Wu zerwał się z miejsca. Czuł, jak z każdego poru jego skóry sączy się pot. Prezenterzy też cali zbledli. Drony z kamerami krążyły po nocnym niebie w poszukiwaniu Wanga. Miliony twarzy wokół zaczęły szeptać i mamrotać coś do siebie.
Nagle pod taflą jeziora rozbłysła ognista kula. Rozległ się potężny huk. Oślepiające światło zalało wszystko dookoła. Wu padł na ziemię, jego ciało było całe w ogniu, turlał się i kwiczał jak zarzynana świnia. Udało mu się jakoś otworzyć oczy i przez szczelinę między palcami zobaczył pośród białych płomieni buchających z jeziora wyłaniający się olśniewająco złoty słup, który wznosił się wysoko aż do nieba, znikając w chmurach. Musiał mieć tysiące kilometrów długości.
„Co u diabła” –zdziwił się Wu. „Czy to możliwe, że naprawdę wrócił do nieba, żeby ukryć się w ciszy i spokoju?”.
Kiedy o tym myślał, jego oczy stanęły w ogniu i wkrótce pozostały z nich jedynie smugi zielonego dymu.
Następnego dnia w internecie zawrzało. Choć wszystkie kamery spłonęły, pozostawiając jedynie kilka zniszczonych ujęć, a wielu widzów trafiło do szpitala z zawrotami głowy i szumem w uszach, wszyscy wciąż wychwalali program, mówiąc, że była to jedna z najbardziej udanych edycji Gali Noworocznej.
•
Li miała dwadzieścia siedem lat, po Nowym Roku kończyła dwadzieścia osiem. Widząc, że ciągle nie ma partnera, jej mama postanowiła ją wyswatać.
– Och, jakie znowu swaty –oburzyła się Li. –To żenujące.
– Co w tym niby żenującego? –odparła mama. –Jakbym nie została wyswatana, skąd wzięłabym twojego ojca? Skąd wzięłabym ciebie?
– Ale ten serwis jest taki niedopracowany, jak można na nim polegać?
– Można polegać bardziej niż na własnym wyborze.
– Co? –zdziwiła się Li. –Ale jak to?
– Dysponują najbardziej zaawansowaną technologią.
– I ta zaawansowana technologia niby gwarantuje niezawodność?
– Dość tych bzdur. Idziesz czy nie?
Li wzięła więc prysznic, przebrała się i pomalowała, po czym udała się z mamą do znanego centrum swatania. Kierownik centrum był bardzo serdeczny. Kiedy usłyszał, że przyszły skorzystać z jego usług, poprosił Li, żeby najpierw poddała się weryfikacji tożsamości.
Li była bardziej niż niechętna do współpracy. Przekręcając się w jedną i w drugą stronę na krześle, odpowiedziała:
– Naprawdę trzeba sobie robić aż tyle kłopotu?
Kierownik odparł z uśmiechem:
– Żaden kłopot, mamy do tego najnowsze, ekspresowe technologie.
Li nie dawała za wygraną:
– Podam wam wszystkie swoje dane, czy na pewno będą u was bezpieczne?
Kierownik, ciągle z tym samym uśmiechem, zapewnił:
– Proszę się nie martwić, prowadzimy te usługi od lat, nigdy nie mieliśmy żadnego problemu. Nie odnotowaliśmy ani jednej skargi od klientów.
Li miałaby jeszcze parę pytań, ale jej mama już zaczęła się niecierpliwić:
– Przestań już, nie myśl, że się z tego wywiniesz przez takie przeciąganie!
Li dała więc przeskanować swoje odciski palców i tęczówkę oka, żeby przesłać wszystkie informacje ze swojego osobistego konta na serwer centrum. Następnie zeskanowano całą jej sylwetkę. Zajęło to trzy minuty.
– Wszystko gotowe –oznajmił kierownik i pobrał z terminala hologram, który następnie rzucił na podłogę. Li zobaczyła, jak z podłogi unosi się jasne światło. W środku tego światła stała maleńka figurka, około centymetra wysokości, która wyglądała dokładnie tak jak ona, i nawet była tak samo ubrana.
Miniaturowa dziewczyna rozejrzała się dookoła, po czym weszła przez drzwi obok. W środku znajdował się maleńki stolik, przy którym na jednym z dwóch krzeseł siedział miniaturowy mężczyzna. Ona usiadła na drugim, przywitali się, zaczęli rozmawiać, ale tak szybko, że było słychać jedynie szmer, nie dało się rozróżnić słów. Po minucie mała Li wstała, uprzejmie pożegnała się z mężczyzną i poszła do kolejnych drzwi.
Mama mruknęła na to szeptem:
– Hmm, przy prędkości jednego spotkania na minutę w ciągu godziny można spotkać sześćdziesięciu partnerów, czyli w jeden dzień…
– Proszę się nic nie martwić –powiedział z uśmiechem kierownik. –To była jedynie demonstracja, w rzeczywistości spotkania odbywają się jeszcze szybciej. Może pani spokojnie iść odpocząć, najpóźniej jutro będziemy znali wyniki.
Mówiąc to, wyciągnął rękę i machnął nią energicznie. Miniaturki ludzi na podłodze zamieniły się w jeszcze mniejsze postacie, właściwie to w czerwone małe kropki, dookoła których rozpostarły się gęste siatki przypominające plastry miodu. W każdym otworze znajdowały się czerwone i zielone kropki, które brzęczały i podskakiwały dookoła.
Li nie była już w stanie rozpoznać, którą czerwoną kropką była.
– Czy to naprawdę działa? –zapytała zmieszana.
– Mamy ponad sześć milionów użytkowników –odpowiedział z uśmiechem kierownik. –To musi działać.
– Ale czy można zaufać takiemu wyborowi?
– Wszystkie profile naszych użytkowników zarejestrowane zostały osobiście, wszystkie są ściśle weryfikowane, nie ma tu miejsca na manipulację. Oprogramowanie randkowe, które wykorzystujemy, jest również najnowszą wersją i każde dopasowanie wygenerowane przez system zadziałało w prawdziwym życiu. Proszę się nie martwić, jeśli naprawdę nie będzie pani zadowolona, zwrócimy pani całą kwotę.
Li chciała przyjrzeć się temu wszystkiemu jeszcze przez chwilę, ale matka znowu ją ponagliła:
– Chodźmy już. Że też akurat teraz raczyłaś się tym zainteresować.
•
Następnego dnia po południu Li otrzymała telefon z centrum z informacją, że pierwsza runda spotkań została ukończona i system wygenerował czterystu trzydziestu ośmiu potencjalnych kandydatów. Każdy z nich był dobrze wyglądającym, zdrowym mężczyzną, który podzielał zainteresowania i wartości wyznawane przez Li.
Li była trochę zmieszana. Ponad czterystu kandydatów oznacza, że nawet spotykając się z jednym dziennie, będzie musiała spędzić na randkach grubo ponad rok.
– W takim razie proponuję wypróbować nasze wielowątkowe oprogramowanie, które umożliwi jeszcze lepsze zapoznanie się z wytypowanymi kandydatami. Jak mówi przysłowie: „Długa droga testuje siłę konia, czas pokazuje prawdziwe oblicze człowieka”. To samo tyczy się doboru partnera, musi upłynąć trochę czasu, żeby stwierdzić, czy to ten właściwy.
Li zrobiła więc dodatkowych dziesięć miniaturowych autokopii, żeby móc umówić się z każdym z kandydatów osobno na spotkanie.
Po dwóch dniach zadzwonił kierownik, oznajmiając, że mała Li odbyła z każdym z ponad czterystu kandydatów przynajmniej dziesięć randek, a z każdego spotkania system wygenerował zapis i wynik oceniający. Kierownik zasugerował Li, żeby zsumować te wyniki i utworzyć ranking, który wyłoni trzydziestu najlepszych, reszta nie będzie na razie brana pod uwagę. Li podobało się takie rozwiązanie i zrobiło jej się lżej na sercu.
Minęły kolejne trzy dni, po których kierownik złożył jej raport z obserwacji pogłębionych kontaktów z kandydatami. Z trzydziestu wyeliminowano siedmiu, z pięcioma progres był bardzo wolny, w przypadku pozostałych osiemnastu obie strony były w wysokim stopniu zadowolone, z czego ośmiu wyraziło już chęć zawarcia małżeństwa, u czterech ujawniły się niekorzystne nawyki lub inne niedociągnięcia, ale cały czas w granicach tolerancji.
Li milczała. Kierownik więc zasugerował jej delikatnie:
– Może to dobry moment, żeby poprosić o pomoc mamę?
Z wdzięcznością przyjęła tę propozycję i jeszcze tego samego dnia zabrała mamę do centrum, żeby zweryfikować jej tożsamość i również utworzyć jej miniaturki. W ten sposób dziesięć minimam towarzyszyło w spotkaniach dziesięciu mini-Li.
Sugerując się wskazówkami mamy, Li była w stanie bardzo szybko wyłonić siedmiu najlepiej zapowiadających się kandydatów na męża.
– Mamy również oprogramowanie do symulacji ślubów –zaproponował kierownik. –Można z niego skorzystać. Wiele związków rozpada się właśnie w trakcie przygotowań do ślubu. Ślub to bardzo ważne wydarzenie w życiu, lepiej być ostrożnym.
W ten sposób siedem mini-Li wraz z siedmioma minikandydatami rozpoczęło przygotowania do ślubu. W rozmowy włączone zostały również matki i inni krewni. W wirtualnym świecie zawrzało od kłótni. W trakcie tego procesu dwie rodziny stwierdziły, że nie są w stanie się porozumieć z rodziną Li, i zrezygnowały.
– Mamy również oprogramowanie na miesiąc miodowy –proponował dalej kierownik. –Jak powiedział kiedyś pewien wielki pisarz: „Pary mają gwarancję trwałego związku dopiero, kiedy będą w stanie spędzić cały miesiąc w podróży bez kłótni”.
Zaimitowano więc i miesiąc miodowy. Następnie ciążę, poród, okres połogu. Ci, którzy troszczyli się jedynie o dziecko, nie zwracając uwagi na żonę, zostawali z miejsca wyeliminowani.
Dalej nastąpiła symulacja wychowywania dziecka, pojawienia się potencjalnego kochanka lub kochanki, symulacja stabilności związku po menopauzie. Później kolejne symulacje różnych poważnych niepowodzeń życiowych, wypadków samochodowych, paraliżu, utraty dzieci, ciężkiej choroby rodziców. Na końcu wspieranie się nawzajem w domu spokojnej starości, żyli długo i szczęśliwie, i tak dalej. Co zaskakujące, wciąż pozostało dwóch kandydatów.
Li uważała, że skoro doszli już do tego momentu, powinni spotkać się osobiście. Kierownik przesłał jej więc informacje najpierw o pierwszym z nich. Li była tak podekscytowana, że serce podskakiwało jej w piersi. Właśnie miała otworzyć jego profil, kiedy rozległ się sygnał alarmowy i na ekranie pojawiła się twarz kierownika.
– Bardzo mi przykro, ale muszę panią poinformować, że wybrany kandydat w tym samym czasie odbywał w naszym systemie rozmowy z inną uczestniczką i właśnie przed trzydziestoma sekundami doszli do porozumienia. Żeby uniknąć nieprzyjemności, które mogą wyniknąć z tej sytuacji w przyszłości, zalecam, żeby się pani z nim nie spotykała.
Li poczuła, jakby coś straciła.
– Dlaczego wcześniej mi pan tego nie powiedział?
– Cały proces zarządzany jest przez system, my jako obsługa nie możemy w niego ingerować, ale proszę się nie martwić, został nam jeszcze drugi kandydat.
Li cieszyła się w duchu, że zaawansowana technologia naprawdę była wiarygodna.
Kliknęła na profil drugiego mężczyzny i zobaczyła jego twarz na zdjęciu. Nagle poczuła zawroty głowy, jakby całe ich przyszłe wspólne życie zostało skompresowane do tej jednej krótkiej, niesamowicie intensywnej chwili tu i teraz. Poczuła się dziwnie lekka, jak chmura, która lada chwila uniesie się w niebo.
– Przepraszam, czy nie jest pani zadowolona? Czy chciałaby pani spotkać się z wybrankiem?
– Nie muszę, dziękuję.
Przesłała kierownikowi zdjęcie wybranego kandydata. On też zamarł. Po dłuższej chwili odezwała się do niego:
– Nawet nie wiem, jak się pan nazywa.
– To może przejdźmy na ty, jestem Zhao.
•
Miesiąc później Li i Zhao wzięli ślub.
•
Ani Chen, ani Zheng nie mieli dziewczyn. W walentynki, kiedy zobaczyli swojego współlokatora Huanga szykującego się na randkę, poczuli lekki ucisk w sercach. Wzięli go z obu stron pod ramiona i zaczęli nagabywać:
– Dobrzy kumple dzielą ze sobą i smutki, i radości. Może więc podłączyłbyś nas do kanału w czasie waszego spotkania?
– Idziemy tylko na kolację, a później na spacer, nic ekscytującego –odpowiedział zakłopotany Huang.
– Jeśli to tylko kolacja i spacer, to tym bardziej nie ma się czego wstydzić –odparł Chen.
– Tylko sobie popatrzymy, nic nie będziemy broić –dodał Zheng.
– Poza tym, gdyby nie zaangażowanie moje i Zhenga i nasze cenne rady, czy w ogóle udałoby ci się zdobyć Qing?
– Przyjaciele powinni być dla siebie hojni.
Huang nie należał do elokwentnych i nie umiał przegadać kolegów, nie miał więc innego wyjścia, jak tylko się zgodzić. Założył soczewkę kontaktową z funkcją nagrywania wideo i ustawił tryb transmisji na żywo. Upewnił się jeszcze, że obraz jest wyraźnie widoczny na ścianie pokoju w akademiku, i pospieszył na spotkanie z dziewczyną, żeby się nie spóźnić.
•
Spotkali się przed bramą kampusu i ruszyli w stronę pobliskiej restauracji serwującej zachodnie jedzenie. Restauracja była nowo otwarta, stylowo urządzona i wcale nie tania. Od jakiegoś już czasu Huang obserwował to miejsce i z zaciśniętymi zębami dzień wcześniej zarezerwował stolik. Weszli do środka, trzymając się za ręce. W drzwiach zobaczyli kilku mężczyzn ubranych w garnitury, spod których wystawały ich opasłe brzuchy. Kłócili się z kelnerem.
– Jesteśmy stałymi klientami, jemy u was co drugi dzień, co to ma znaczyć, że dzisiaj nie możemy wejść?
Kelner zagrodził im drogę, jednocześnie starając się zachować uprzejmość.
– Naprawdę bardzo mi przykro. Dzisiaj nasza restauracja ma specjalną ofertę walentynkową. Przyjmujemy tylko osoby, które wcześniej zarezerwowały stolik, dodam, że wszystkie zostały zarezerwowane, proszę odwiedzić nas jutro.
Jeden z mężczyzn aż poczerwieniał z wściekłości i właśnie zamierzał doskoczyć do kelnera i zrobić mu jeszcze większą awanturę, kiedy inny z jego towarzyszy powstrzymał go, mówiąc:
– Nie ma co się z nim kłócić, w dzisiejszych czasach wszystkie miejsca mają swoje własne zasady i przepisy. Chodźmy po prostu gdzie indziej.
Huang odprowadził wzrokiem odchodzących z głęboką urazą grubych mężczyzn, a następnie spojrzał w stronę Qing. Zrodziło się w nim swego rodzaju poczucie wyższości. Trzymając Qing za rękę, wmaszerował do środka.
Usiedli i zamówili jedzenie. Tuż po przystawkach do ich stolika podszedł elegancki menedżer i wytwornym gestem bez słowa otworzył trzymaną w dłoni butelkę czerwonego wina. Huang od razu rozpoznał jego markę i pospiesznie wyciągnął rękę, mówiąc:
– Nie zamawialiśmy wina.
Menedżer z szerokim uśmiechem odpowiedział jednak:
– Jesteście państwo parą, która w chwili obecnej ma największy wskaźnik zainteresowania na sali. Odkąd weszliście, aż do teraz odnotowaliśmy ponad trzydzieści nowych rezerwacji. W ramach podziękowania właściciel chciałby zaoferować państwu dwadzieścia procent zniżki na ten posiłek oraz poczęstować państwa tą butelką czerwonego wina, które osobiście poleca.
– Wskaźnik zainteresowania? –zapytał zmieszany Huang.
– Proszę samemu sprawdzić online.
Huang wyciągnął komórkę. Okazało się, że transmisja jego randki z Qing została umieszczona w internecie. W tym krótkim czasie obejrzały ją już dziesiątki tysięcy osób, a w komentarzach ciągle pojawiały się nowe wpisy. Jedne mówiły: Ta dziewczyna jest naprawdę piękna, facet ma szczęście, inne: Piękna? Chyba tylko, jak się nie uśmiecha, inaczej wielka szpara między jej zębami mogłaby wciągnąć człowieka. Ktoś dodał: Znam tych mężczyzn przy drzwiach przed chwilą, pracują w firmie obok naszej, ha ha ha. Znalazł się i taki: Ale ta laska ma fajne buty. Ej, koleś, mógłbyś schylić głowę i uważnie się przyjrzeć, co to za marka, żebym lepiej widziała? Było też jeszcze parę nieprzyzwoitych, od których w Huangu aż zagotowała się krew.
– Coś się stało? –zapytała z drugiej strony stołu zatroskana Qing.
Zażenowany i zawstydzony Huang pomyślał, że nie może przed nią tego ukrywać i wszystko po kolei jej wytłumaczył. Po czym pospiesznie chwycił ją za rękę i wyszeptał:
– Tylko się nie złość, zaraz wyłączę transmisję.
Qing westchnęła tylko i odpowiedziała:
– Nie jestem zła. Chyba nawet współczuję tym singlom, którzy nie mają ani z kim, ani dokąd wyjść w walentynki, więc podglądają czyjąś randkę. Róbmy swoje i nie zwracajmy na nich uwagi, a oni też się pewnie zaraz znudzą i wyłączą.
Huang zupełnie nie spodziewał się tak rozsądnej i jednocześnie troskliwej odpowiedzi. Wzruszył się tak, że aż zaszkliły mu się oczy. Następnie wyłączył soczewki kontaktowe i komórkę i skupił się na kolacji ze swoją dziewczyną. Właśnie jedli deser, kiedy podszedł do nich około dwudziestoletni chłopak, podparł się oburącz o ich stolik i zwrócił się do Huanga:
– Mam z tobą do obgadania pewną sprawę. Przed chwilą jeden z internautów rzucił wyzwanie, czy ktoś w restauracji odważy się podejść do twojej dziewczyny i ją pocałować. Wzbudził tym duże zainteresowanie w sieci i stawka została podbita do dziesięciu tysięcy yuanów. Tak szczerze, to nawet nie zależy mi na tej kasie, ale wyzwanie mi się podoba. Jak się zgodzisz, to podzielimy się po pół. Moja dziewczyna nie ma z tym problemu.
Huang spojrzał na stolik obok, mocno wymalowana dziewczyna machała do niego uśmiechnięta. Rozejrzał się dookoła, kilka par patrzyło w ich stronę, niektórzy nagrywali ich komórkami. Odwrócił głowę z powrotem do chłopaka przed sobą i zobaczył małe czerwone światełko migające w jego lewym oku. On również transmitował na żywo. Nagle poczuł, jak powietrze wokół niego gęstnieje, jakby każdy centymetr otaczającej go przestrzeni wypełniony był ludźmi, którzy tylko wyciągają szyje, żeby się lepiej przypatrzeć. Czuł, jak ich wszechobecne spojrzenia ściskają go za gardło.
Qing wstała i spojrzała chłopakowi prosto w oczy, mówiąc:
– Zejdź mi z drogi. –Oboje stali przez kilka sekund w bezruchu, po czym chłopak wzruszył ramionami i odszedł. Qing pociągnęła Huanga za rękę i powiedziała: –Chodźmy stąd.
Zapłacili rachunek i wyszli na zewnątrz. Po czym ruszyli biegiem przed siebie, trzymając się za ręce. Stanęli zdyszani w połowie ulicy, przez mroźne, wczesnowiosenne powietrze przez chwilę nie mogli złapać oddechu. Pierwsza odezwała się Qing:
– To dokąd teraz idziemy?
Huang rozejrzał się dookoła na szklane witryny sklepów. Billboardy reklamowe i oczy przechodniów –miał wrażenie, że wszędzie migały czerwone światełka. Zmarszczył brwi w zamyśleniu i po chwili zaproponował:
– Chodźmy na film.
Uznał, że skoro w kinie jest ciemno, na pewno nikt nie będzie im przeszkadzał.
– Widzę, że nie brakuje ci pomysłów –odpowiedziała z uśmiechem Qing, po czym, wciąż trzymając się za ręce, poszli do kina.
W walentynkowy wieczór w kinie było mnóstwo ludzi. Wybrali więc pierwszy lepszy film, kupili napoje, przekąski i weszli do środka. Po zgaszeniu świateł w sali zapadły ciemności, Huang odetchnął z ulgą. Po kilku minutach seansu poczuł, jak Qing coraz bardziej przybliża się do niego i kładzie głowę na jego ramieniu. Fala ciepła przepłynęła mu przez klatkę piersiową. Opuścił głowę i zobaczył ciemnoniebieskie światło z ekranu migocące na policzku Qing. Jej pełne usta przypominały pąki kwiatów, które zaraz miały rozkwitnąć. Wahał się, czy skorzystać z okazji i ją pocałować, ale bał się, że byłoby to zbyt śmiałe z jego strony. Myślał tak o tym przez chwilę i właśnie kiedy zebrał się na odwagę, duży ekran przed nimi nagle zgasł.
Huang nie wiedział, co się dzieje i siedział tak w ciemności, nie mając odwagi się ruszyć. Nagle znów zaczęła grać muzyka, a na ekranie ponownie pojawił się obraz. Początkowo myślał, że to ten sam film co wcześniej, ale po chwili okazało się, że jednak nie. Wyświetliły się różne ujęcia małego dziecka: na jednych płakało, na innych się śmiało. Niektóre były zamazane, niektóre wyraźne, przewijały się kolejno, przypominając rodzinny album filmowy. Po chwili rozpoznał, że dziewczynka na zdjęciach to Qing, która wyrosła z zawiniętego w beciki niemowlęcia na dorosłą, piękną dziewczynę. Muzyka stopniowo narastała, a uśmiech Qing na dużym ekranie to migotał, to gasł. Kiedy zniknął ostatni obraz, na czarnym tle ponownie rozbłysnął wielki napis:
Qing, kocham Cię, całą Ciebie. Kocham każdą chwilę Twojego istnienia.
Po czym pojawił się kolejny napis:
Wyjdź za mnie.
Huang spojrzał w stronę Qing i zobaczył jej wielkie, błyszczące od łez oczy.
– Ty… –powiedziała do niego drżącym głosem.
– To nie ja… –odrzekł równie rozedrgany.
Nagle zapaliły się światła, rozświetlając całą salę projekcyjną. Na dole ekranu pojawiła mała postać mężczyzny ubranego w czarny garnitur. Smuga śnieżnego światła poruszała się nad nim, kiedy trzymając w rękach ogromny bukiet krwistoczerwonych róż, zbliżał się do nich krok po kroku. W oślepiającym świetle nie sposób było rozpoznać jego twarzy.
Kiedy w końcu stanął przed Qing, klęknął na jedno kolano i powiedział:
– Proszę, wybacz mi moją zuchwałość, chciałem ci tylko sprawić niespodziankę.
– Ale ja cię nawet nie znam. –Głos Qing nadal drżał.
– Czy to ma jakieś znaczenie? Wszyscy na początku jesteśmy sobie obcy. Kiedy dziś po raz pierwszy zobaczyłem cię na ekranie, zupełnie nie wiem dlaczego, twój widok do głębi poruszył moje serce. Gdy prosto do kamery powiedziałaś: „Zejdź mi z drogi”, wtedy byłem już pewien, że to właśnie z tobą chcę spędzić resztę swojego życia. Pospiesznie wyszukałem więc wszystkie twoje zdjęcia, jakie byłem w stanie odnaleźć i zmontowałem ten filmik, żeby się tobie oświadczyć. Nie dbam o to, czy jesteś już z kimś, czy nie, ani o to, co o mnie teraz myślisz. Chcę ci tylko zaręczyć, moja droga Qing, że jeśli nie ożenię się z tobą, to już z nikim. I że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby cię kochać i o ciebie dbać. Proszę, daj mi tę szansę, a sprawię, że będziesz szczęśliwa.
Huang poczuł, jak lodowata ręka Qing wyślizguje się z jego uścisku niczym ryba. Był cały zlany potem i nie mógł złapać powietrza. Wokół nich migało morze czerwonych świateł, wszyscy patrzyli w ich stronę. Po chwili stłoczyli się wokół nich i zaczęli filmować. Miał wrażenie, że znajduje się w jakimś surrealistycznym świecie. „Czy to walentynki, czy prima aprilis?” –pomyślał.
Odwrócił głowę, żeby spojrzeć na Qing. Była cała blada, a usta drżały jej jak skrzydła umierającego motyla. W końcu chwyciła jedną ręką stojący obok kubełek z popcornem i trzasnęła nim z całej siły w twarz mężczyzny, wykrzykując przy tym na całe gardło:
– Psychol!
•
Huang odprowadził Qing do jej akademika. Oboje byli w fatalnym nastroju. Dookoła, za drzewami i krzakami, było mnóstwo objętych par, żegnających się ze sobą niechętnie.
Wchodząc po schodach, Qing odwróciła się do niego i powiedziała z uśmiechem:
– Nie przejmuj się już tym, to już przeszłość.
Huang przytaknął. W jego głowie wszystko szumiało tak, że nie był w stanie trzeźwo myśleć.
– Nie bądź zły na swoich współlokatorów, jeszcze trochę musisz z nimi pomieszkać.
Huang znów przytaknął.
– Jeśli ludzie chcą gadać bzdury, to niech sobie gadają. Prędzej czy później im się znudzi i zapomną o nas.
Huang przytaknął.
– Chyba lepiej będzie, jeśli na jakiś czas przestaniemy się widywać. Każde z nas powinno teraz zadbać o siebie. Może jak to wszystko minie, to wtedy zobaczymy.
Huang nie przytaknął, a Qing już nic więcej nie powiedziała, tylko odwróciła się i weszła do akademika.
Księżyc w nowiu wspiął się na czubek pobliskiego drzewa, którego gałęzie cicho szeleściły w nocnej bryzie. Huang stał przez chwilę, wpatrując się w niego, po czym również wrócił do siebie.
•
Xia Jia — wykładowczyni literatury chińskiej na Uniwersytecie Xi'an Jiaotong. Fantastykę spekulatywną publikuje od czasów studenckich. Jest ośmiokrotną laureatką Galaxy Award, najbardziej prestiżowej nagrody science fiction w Chinach, oraz sześciokrotną zdobywczynią Nebula Award. Jej opowiadania publikowano w czasopismach na całym świecie — w tym w “Nature”, “Clarkesworld Magazine”, “Year’s Best SF” oraz “SF Magazine”. Xia Jia jest zaangażowana również w inne prace związane z science fiction, w tym badania naukowe, tłumaczenia, scenopisarstwo i nauczanie kreatywnego pisania.
Joanna Karmasz — sinolożka, tłumaczka i badaczka współczesnej literatury chińskiej. Dla Tajfunów przełożyła Kroniki dziwnych bestii Yan Ge.
Tytuły oryginałów
春节旧事 (2013), 心理游戏 (2015), 天上 (2012), 遇见安娜 (2006), 汨罗江上 (2007), 你无法抵达的时间 (2011), 滴答 (2015), 永夏之梦 (2008), 热岛 (2007), 爱的二重奏 (2019), 昔日光 (2015), All You Need Is Love (2013), 龙马夜行 (2014), 童童的夏天 (2013)
Copyright © 2020 by Clarkesworld Books. Individual stories are copyrighted to Xia Jia and translated with her permission. Published in cooperation with Storycom.
tłumaczenie
© Copyright for the Polish translation by Joanna Karmasz, 2025
Redakcja
Joanna Krenz
Korekty
Tajfuny
Redaktornia.com
Projekt graficzny serii
Masaomi Fujita / tegusu Inc.
Skład i łamanie
ITWORKS / itworks.net.pl
Opracowanie wersji elektronicznej
Karolina Kaiser,
Opracowanie graficzne okładki
Karolina Korbut
Ilustracja na okładce
Wenjing Yang, 2022
Tajfuny
ul. Chmielna 12
00-020 Warszawa
tajfuny.pl / [email protected]
ISBN
e-book 978-83-67034-41-8