Throne - Zandler Sylwia - ebook + audiobook
BESTSELLER

Throne ebook i audiobook

Zandler Sylwia

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

37 osób interesuje się tą książką

Opis

Trzeci tom bestsellerowej serii „Royal Trilogy”!
Królewskie życie Vivian jest zdecydowanie dalekie od ideału. Dziewczyna trafia do zupełnie obcego świata pełnego intryg i złych intencji. Na dworze pojawiają się ludzie, którzy wywołują w innych strach, a młoda kobieta musi się w tym wszystkim odnaleźć.
Jakby tego było mało, chłopak Madison wyraźnie ją podrywa, czym wzbudza u Luke’a wściekłość i zazdrość. W wyniku nieporozumienia to Vivian zostaje obarczona winą za poczynania podrywacza.
Wszystkie te zdarzenia powodują, że związek Vivian i Luke’a wisi na włosku. Czy będą oni na tyle silni, żeby to przetrwać? Czy w ich przypadku jest w ogóle możliwe: „I żyli długo i szczęśliwie”?                                                                                                                                                                                                                                                                  Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 405

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 59 min

Lektor: Sylwia Zandler

Oceny
4,3 (1798 ocen)
1047
406
240
83
22
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
magdaczyta01

Nie oderwiesz się od lektury

nie dowierzam że ta historia dobiegła końca. Przepiękna historia.
102
Aniaffa

Nie oderwiesz się od lektury

Piękne zakończenie, ta historia jest przecudowna
92
agamly

Nie oderwiesz się od lektury

Czekałam z rozpoczęciem czytania tej trylogii do momentu aż będzie dostępna całość. I nie żałuje bo pochłonęła mnie całkowicie i nie mogłam się oderwać ❤️
92
Wioletta2020

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka.
92
AgaAgi

Nie oderwiesz się od lektury

Z ogromną przyjemnością czytałam finałową część losów Vivi i Luka, na prawdę dużo się działo podczas czytania. Bardzo polecam całą serię 🥰
82

Popularność




Copyright ©

Sylwia Zandler

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2022

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Alicja Chybińska

Korekta:

Wiktoria Kulak

Katarzyna Olchowy

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-328-7

ROZDZIAŁ 1

Pałac, będący dotąd pozorną oazą spokoju, nieoczekiwanie stał się centrum chaosu. Matka króla miała przyjechać dopiero za dwa dni, ale na wieść o niespodziewanej wizycie w królewskich progach wybuchła panika. Stephanie Hemsworth, mimo że lata sprawowania władzy u boku męża miała już dawno za sobą, nadal wzbudzała strach i skrajne emocje. Nie znalazłaby się ani jedna osoba, która ucieszyłaby się z jej przyjazdu, wszyscy trzęśli się jak galareta, pokazując mi tym samym, że kobieta nadal ma wpływ na bliskich.

Rodzina zawsze kojarzyła mi się z miłością, wsparciem i ciepłem domowego ogniska, ale skoro nawet Margot stała się kłębkiem nerwów, nie mogłam przenosić własnej wizji na obraz teraźniejszej sytuacji. Od kilku dni na twarzy królowej dało się ujrzeć jedynie trwogę i maleńką bruzdę na czole. Chociaż szczerze nie znosiłam tej kobiety, nie potrafiłam cieszyć się z jej nieszczęścia, tym bardziej wtedy, gdy widziałam, jak jej własna córka obgryza paznokcie, snując się po kątach z posępną miną.

Stephanie musiała być o wiele gorsza od synowej.

Luke tak bardzo się zdenerwował, że stale biegał od sali do sali, sprawdzając, czy wszystko znajduje się na swoim miejscu. Już kilkukrotnie prosił kucharzy, by przygotowali wystawną kolację i rozkazywał służącym, aby zrobili generalne porządki, mimo że każde pomieszczenie było w nienagannym stanie, podłoga zawsze była wypastowana na błysk, a meble lśniły, jakby były nowe. Zaczęłam się zastanawiać, czy chłopak nie przesadza, ale ponieważ po raz pierwszy w życiu widziałam go w szale, który objawiał się manią czystości, zostawiałam wszelkie komentarze dla siebie.

– Trzeba się przygotować. Musimy wszystko ustalić, musimy…

– Luke – przerwałam chłopakowi po tym, jak po raz kolejny wpadł w popłoch, gdy ujrzał, że kwiaty w doniczce przy wejściu do jego pokoju są lekko oklapnięte. – Oddychaj.

Pchnęłam go do sypialni i zamknęłam za nami drzwi. Podprowadziłam go do łóżka i zmusiłam, by usiadł na brzegu, po czym ułożyłam dłonie na jego ramionach i zaczęłam je delikatnie masować, aby się rozluźnił.

– To będzie rzeź – jęknął żałośnie. – Nie dość, że Laura ma nieślubne dziecko, to teraz jeszcze…

– Żenisz się z zagranicznym plebsem – dokończyłam.

Zerwał się z miejsca i stanął na baczność, patrząc na mnie rozeźlonym wzrokiem. Pod jego dolnymi powiekami pojawiły się niewielkie zmarszczki, które uwydatniały się w chwilach, gdy czuł się zmęczony i bezradny. Jego natarczywe spojrzenie nie pozwalało mi patrzeć nigdzie indziej, tylko w jego niebieskie tęczówki.

– Nigdy tak nie mów. Nie jesteś żadnym plebsem, tylko moją narzeczoną i przyszłą królową.

W jego ustach brzmiało to tak nierealnie, jakby to, co kiedyś mnie czeka, było jedynie snem. Nadal nie docierało do mnie, że jestem zaręczona. Nawet pierścionek błyszczący na palcu, nie potrafił mnie przekonać, że to wszystko dzieje się naprawdę.

– Ale twoja babcia…

– Daleko jej do babci. To babsztyl. – Jego pobladła twarz wykrzywiła się w niezadowoleniu. Grymas, który temu towarzyszył, sprawiał wrażenie mieszanki przerażenia i obrzydzenia. – Jest wcieleniem diabła, moja matka przy niej to aniołek.

– Nadal nie ogarniam waszych zasad. Skoro twój dziadek był królem, to dlaczego po jego śmierci Stephanie musiała opuścić tron?

Hemsworth podszedł do szafki, w której trzymał butelki z alkoholem. Chwilę zastanawiał się nad odpowiednim wyborem, by w końcu nalać do dwóch szklanek porcje swojego ulubionego koniaku. Podał mi jedną z nich, opadł na stojący nieopodal fotel i wyciągnął przed siebie długie nogi. Patrzył w dal, rozmyślając nad odpowiedzią, mijały kolejne sekundy, ale nie chciałam go pospieszać. Upiłam łyk, krzywiąc się z niesmakiem, jednak chcąc jakoś przetrawić zaistniałą sytuację, sięgnęłam po kolejne dawki.

– Dziadek był prawowitym królem, Stephanie została jego żoną na krótko przed koronacją. Pochodziła z bogatego szlacheckiego rodu, dlatego nikt nie sprzeciwiał się ich małżeństwu.

– Czy to było małżeństwo… no wiesz… – Szukałam w głowie odpowiednich słów. – Z miłości?

Luke prychnął pod nosem, rozwiewając moje rozważania na temat pięknej romantycznej relacji. Opróżnił swoją szklankę i ponownie sięgnął po butelkę. Cieszyłam się, że jeszcze nie wyjął papierosów. Ostatnio udało mu się ograniczyć palenie i miałam nadzieję, że ten niezdrowy nawyk kiedyś całkowicie mu przejdzie.

– Ich ślub był tylko biznesem, trochę jak w średniowieczu. Dziadek nie miał z nią zbyt wesołego życia, męczył się, ale starał się tego nie pokazywać. Był silny dla swoich dzieci i udawał, że wszystko gra, gdy tak naprawdę przeżywał piekło. Nigdy na nic nie chorował, był okazem zdrowia, ale ta kobieta go zniszczyła i doprowadziła do upadku. Wykończyła go. Steph jest potworem, jest tysiąc razy gorsza niż Margot.

Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Aktualna królowa była mistrzynią intryg i pomiatania innymi ludźmi, ale skoro chłopak twierdził, że jej działania są niczym w porównaniu z tym, co robiła jej teściowa, to mogłam się tylko domyślać, jak złym człowiekiem jest seniorka rodu. Moje zdenerwowanie wchodziło na coraz wyższy poziom. Utwierdzałam się w przekonaniu, że nie chcę poznać tej kobiety, ale nie mogłam na to nic poradzić. To nasze zaręczyny przyciągnęły jej uwagę i zachęciły ją do wycieczki do Londynu. Po części byłam odpowiedzialna za to, co miało się wydarzyć.

– Po śmierci dziadka nie mogła zostać na tronie, bo w jej żyłach nie płynie królewska krew, dlatego koronę przejął mój ojciec. To taka sama sytuacja jak z moimi rodzicami. Kiedyś Margot będzie musiała ustąpić swojej synowej, czyli w tym przypadku tobie.

Podeszłam do szafki, przy której niedawno krzątał się Hemsworth. Mówił o mojej przyszłej pozycji z taką swobodą, jakby prognozował pogodę, a na samą myśl o tym, co mnie czeka, coś stawało mi w gardle.

Przesunęłam wzrokiem po kilku butelkach z nieznanymi mi nazwami trunków i wybrałam jeden o jasnobrązowej barwie. Sięgnęłam po wysoką lampkę, mając gdzieś, że nie pasuje ona do charakteru trzymanego w dłoni alkoholu. Potrzebowałam dużej ilości procentów. Wiedziałam, że na trzeźwo nie przebrnę przez wszystko, co zostało dla mnie przygotowane. Coraz częściej potrafiłam zrozumieć ciągotki Luke’a, który tankował, żeby poradzić sobie z codziennością.

– Vivian, co ty robisz? – spytał, gdy jednym haustem wlałam w siebie całą zawartość szkła.

– Testuję pojemność kieliszków.

Usłyszałam za plecami cichy śmiech. Z jednej strony cieszyłam się, że jakimś sposobem udało mi się go rozweselić, ale to wcale nie znaczyło, że będzie dobrze. Byłam świadoma, że jego babcia nie przyjedzie na pogaduchy i rozmowy o ciastach weselnych. Hemsworthowie, chociaż znali ją całe życie, nie umieli się z nią porozumieć ani stworzyć zdrowej relacji, więc jaka była szansa, że ja dam sobie radę w starciu z doświadczonym tyranem?

Zacisnęłam palce na nóżce kieliszka, zapominając, że w każdej chwili mogę go pokruszyć. Moje serce zaczęło łomotać jeszcze mocniej niż dotychczas, a w gardle zaschło, jakby od co najmniej kilku godzin nie miało kontaktu z żadnym płynem.

Odwróciłam się w stronę blondyna, patrząc na niego zlęknionym spojrzeniem. Miałam nadzieję, że powie coś, co mnie uspokoi i doda otuchy, ale tak się nie stało. Wiedział, że każde słowo pocieczenia, które opuściłoby jego usta, byłoby tylko wymuszonym kłamstwem. Nie potrafił opanować własnych emocji, a co dopiero czyichś.

– Trzeba zacisnąć zęby i jakoś przebrnąć przez jej wizytę. Nie lubi londyńskiego powietrza, więc myślę, że nie zabawi tutaj dłużej niż kilka dni.

– Boję się – powiedziałam szczerze.

– Ja też, Vivi. Ale nie mamy na to wpływu. Przerabiałem to kilkadziesiąt razy i jeszcze jakoś żyję. Ponarzeka, skrytykuje wszystko, co pojawi się w zasięgu jej wzroku, będzie chciała wbić nam do głowy, że jesteśmy bezwartościowym gównem i sobie pojedzie.

Starał się mówić ze spokojem, ale drżenie jego strun głosowych zdradzało, że denerwuje się równie mocno jak ja. Nawet krążący w żyłach alkohol nie był w stanie odgonić lęku, który mną zawładnął.

– A my? – spytałam po chwili.

Luke odstawił pustą szklankę na stolik i złączył dłonie jak do modlitwy. Utkwił wzrok w ścianie, po czym wciągnął ze świstem powietrze, układając w głowie to, co chciał powiedzieć.

– A my zatrudnimy dobrego psychiatrę i po jakimś miesiącu nasze nerwy pozwolą nam na powrót do pozornie normalnego życia.

ROZDZIAŁ 2

Stałam przy oknie, przypatrując się temu, co działo się za szybą. W oddali dało się zauważyć bramę wjazdową i kotłujący się za nią tłum dziennikarzy. Od chwili, w której świat dowiedział się o naszych zaręczynach, zainteresowanie mediów wzrosło do przerażających rozmiarów. Początkowo, gdy ludzie zostali poinformowani o nowym statusie związku, wybuchł chaos, ale to, co wydarzyło się później, gdy umieszczona w prasie plotka okazała się prawdą, przerosło nasze oczekiwania. Ja i Luke nie chcieliśmy, żeby portale dorabiały sobie wymyślone historyjki, dlatego postanowiliśmy, że wystosujemy oficjalne oświadczenie. Dzień po tym, jak jubiler wydał nas dziennikarzom, zgłosiliśmy się do jednej z gazet i potwierdziliśmy przypuszczenia, rozwiewając jakiekolwiek wątpliwości. Zaznaczyliśmy, że chcemy prywatności i pragniemy spokoju, by móc bez presji przygotowywać się do wspólnego życia, ale na marne – paparazzich pod pałacem przybywało i nie dało się ich odpędzić.

Nawet moi rodzice okazali się mniejszym problemem. Męczył mnie fakt, że dowiedzieli się o wszystkim z telewizji, ale nie miałam na to wpływu. Zadzwoniłam do nich i opowiedziałam o każdym szczególe, spodziewając się, że będą chcieli wpłynąć na zmianę mojej decyzji, ale tak się nie stało. Mama promieniała z radości, a tata, chociaż wiedziałam, że prędzej czy później przeprowadzi ze mną poważną rozmowę na temat Luke’a, też wydawał się szczęśliwy. Oczywiście zapowiedzieli swój przyjazd do Londynu, by ustalić szczegóły, ale bardziej obawiałam się tego, że w czasie ich wizyty będę zmuszona poznać ich z królewską parą, a to nie zwiastowało niczego dobrego.

– Stresujesz się?

Spojrzałam przez ramię na wchodzącego do pokoju księcia. Podszedł bliżej i stanął obok, opierając dłonie na parapecie. Jego cera była nienaturalnie blada, a oczy błądziły po widoku za oknem. Denerwował się równie mocno co ja. Starał się to ukryć, by dodać mi otuchy, ale nie byłam ślepa – jego wzrok emanował przerażeniem.

– Tak bardzo, że gdybym była w ciąży, to pewnie bym teraz urodziła.

Chłopak obrócił gwałtownie głowę, a jego źrenice się rozszerzyły.

– Ciąża?

Miałam wrażenie, że jego głos podniósł się o oktawę.

– Jaka ciąża?

– Spokojnie. – Pokręciłam głową, gdy w mój umysł na krótką chwilę wdarło się rozbawienie. – Zaczynasz panikować.

– Więc mnie nie strasz. Gdyby się okazało, że oczekujesz dziecka, to byłby nasz koniec. Stephanie i tak zrówna nas z ziemią. I nie jestem gotowy na takie rzeczy, nie chcę dzieci.

Odsunęłam się od parapetu, robiąc krok w tył. Zmarszczyłam brwi, przyglądając się Hemsworthowi z nutką zaniepokojenia. Rozumiałam, że boi się wizyty zapowiedzianego gościa i przez to nie myśli racjonalnie, ale powiedział to tak dobitnie, że trudno było mi obarczyć winą jego nerwy.

– Jak to nie chcesz dzieci?

– Po prostu. Nie nadaję się do tego – odpowiedział, wzruszając niedbale ramionami. – Ale niestety moim obowiązkiem jest dostarczenie kolejnego następcy tronu, więc kiedyś coś wyprodukujemy.

Wybałuszyłam oczy i zdawało mi się, że za chwilę wyjdą mi z orbit. Wgapiałam się w pobladłą twarz Luke’a, czekając, aż się roześmieje i powie, że tylko żartuje, ale chyba się na to nie zapowiadało. Jego słowa o potencjalnych dzieciach nie były bezsensowną pogadanką na rozluźnienie sytuacji, on był całkowicie poważny.

Dopiero teraz dotarło do mnie, że nigdy wcześniej nie przeprowadziliśmy rozmowy o naszych planach na przyszłość i o tym, jak widzimy wspólne życie. Nie porozmawialiśmy o podstawowych sprawach, a zamiast tego rzuciliśmy się na głęboką wodę, dryfując na fali ekscytacji i miłości.

– Wiesz co? Nie mówmy o tym, to nie jest najlepsza pora.

Machnęłam ręką, ucinając temat. Napięcie spowodowane przyjazdem matki króla nie sprzyjało poważnym decyzjom i planowaniu przyszłości, na to mieliśmy jeszcze czas. Nie chciałam się sprzeczać, nie teraz, gdy moją głowę zaprzątały myśli, by jakoś przetrwać następne doby.

Widząc wjeżdżający na podjazd samochód, wstrzymałam oddech. Moje serce przyspieszyło tempo bicia, a ręce niebezpiecznie zadrżały. Zacisnęłam zęby, modląc się, bym nie wyglądała jak mała, zlękniona dziewczynka, chociaż doskonale wiedziałam, że nawet najlepszą grą aktorską nie potrafiłabym zatuszować tego, co działo się w moim organizmie. Chwyciłam dłoń blondyna, zaciskając na niej palce.

Musnął delikatnie moje czoło i pociągnął na korytarz, gdzie przystanęliśmy przed drzwiami. Razem z nami zebrali się pozostali członkowie rodziny. Max uśmiechał się od ucha do ucha, wysilając się, by wyglądać wiarygodnie, natomiast Laura stała skulona, nawet nie udając, że cieszy ją spotkanie z babcią. Zerknęłam w bok i zauważyłam, że król Edward przestępuje z nogi na nogę, ani trochę nie przypominając swoim zachowaniem władcy. Margot patrzyła przed siebie, w ogóle nie mrugając. Przyjrzałam się jej odrobinę dłużej, chcąc się upewnić, że nic mi się nie przywidziało, ale kobieta naprawdę nie poruszała oczami, co wyglądało wręcz upiornie.

Wzdrygnęłam się, gdy do moich uszu dotarło skrzypnięcie drzwi. Wyprostowałam się i wzięłam głęboki wdech, próbując uspokoić rozkołatane serce. Przełknęłam ślinę, dostrzegając kamerdynera, a tuż za nim dostojną kobietę po siedemdziesiątce. Kroczyła pewnym krokiem, unosząc wysoko brodę. Biło od niej opanowanie, a jasnoniebieskie oczy przewiercały na wskroś każdy milimetr otoczenia.

Król wyszedł przed szereg. Pochylił głowę, po czym uścisnął rodzicielkę, która otoczyła syna ramionami niczym oślizgłymi mackami. Zdawało mi się, że każdy, kto wpadnie w jej sidła, już się z nich nie wyplącze.

– Witaj, matko – powiedział Edward, odsuwając się. – Jak ci minęła podróż? Mam nadzieję, że droga przebiegła spokojnie.

– Mogło być lepiej – mruknęła, zbywając machnięciem dłoni chłopaka, który stanął przy niej, donosząc kolejne bagaże. – Nie tutaj, chłopcze. Walizki zanosi się do sypialni.

Jej pomarszczona, lecz starannie wypielęgnowana dłoń powędrowała do siwych włosów upiętych w kok z tyłu głowy. Westchnęła przeciągle, kręcąc głową z niezadowoleniem. Wreszcie rozłożyła ramiona, dając wszystkim do zrozumienia, że czeka na kolejne powitania. Maximilian natychmiast zerwał się z miejsca i przycisnął się do niej.

– Babciu, tak dawno cię tutaj nie było.

– Mam nadzieję, że w tym czasie podszkoliłeś się z historii. Ostatnim razem przyłapałam cię na ogromnej niewiedzy. Nie godzi się, by książę nie znał dziejów własnego kraju – zrugała go.

– Oczywiście. Spędziłem przy książkach wiele długich godzin. Wstydzę się, że tak późno dotarła do mnie powaga mojego pochodzenia.

Najmłodszy Hemsworth odsunął się na bok, a jego twarz wykrzywiła się w taki sposób, jakby właśnie zjadł plasterek cytryny. Wyglądał jak człowiek, który został zesłany do pracy w kamieniołomach. Satysfakcjonująca, wyuczona formułka, którą wypowiedział, by zadowolić kobietę, brzmiała jak tekst scenariusza.

– Mam nadzieję, że nie uganiasz się za dziewczynami? Zobacz, co się stało z twoim rodzeństwem. Lepiej poczekać, aż znajdzie się odpowiednia kandydatka, zamiast brać co popadnie.

– Nie, babciu. Moją głowę zaprząta jedynie edukacja.

Jego nienaturalnie szeroki uśmiech kontrastował z oczami, które zdawały się wołać o pomoc, ale Stephanie wyglądała na pozornie zadowoloną, więc chłopak odsunął się jeszcze dalej, by krewna przeniosła swoją uwagę na kogoś innego.

– Laura, dziecko. – Stephanie wskazała ręką przestraszoną dziewczynę. – Patrzę na ciebie i nie mogę uwarzyć w to, co widzę. Co się z tobą stało? Nieślubny bękart zepsuł nie tylko twoją reputację, ale także figurę.

Jak na zawołanie zlustrowałam sylwetkę siostry Luke’a. Nie zauważyłam, by coś drastycznie zmieniło się w jej ciele. Brzuch po ciąży nadal trochę odstawał, ale nie było to aż tak widoczne, może jedynie piersi, które zwiększyły swój rozmiar, przyciągały uwagę. Wyglądała dobrze, zdecydowanie lepiej niż większość matek w tak krótkim czasie po urodzeniu dziecka.

Ale księżniczka nie odezwała się nawet słowem. Nie stanęła w swojej obronie ani nie przytaknęła. Najwidoczniej uznała, że cokolwiek powie i tak zostanie to źle odebrane.

– Przypomnisz mi, moja droga, jak ma na imię twój syn?

– Christian – wydusiła Laura.

– Ach, tak. Piękne, dostojne imię – skomentowała staruszka. – Widziałam zdjęcia. Na szczęście nie jest brzydkim dzieckiem. I tak już wystarczająco splamiłaś nasz honor, więc szczęście w nieszczęściu, że masz ładnego potomka. A ten twój… – Zawahała się i przytknęła palce do ust, szukając odpowiedniego słowa. – Partner? Tak, nazwijmy go partnerem. Czym się zajmuje?

Nie opuszczało mnie wrażenie, że wszyscy znajdujemy się na przesłuchaniu. Tylko zamiast komisariatu, oddzielnego pokoju ze stolikiem i policjantów, mieliśmy pozłacane ramy obrazów, drogie dywany sprowadzone z Włoch i podstarzałą smoczycę, która najchętniej spaliłaby nas żywcem, zionąc w nas ogniem.

– Kończy psychologię.

Laura opuściła ramiona wzdłuż ciała. Była bezradna na docinki, ale przyjmowała je z godnością.

– Będzie z niego świetny fachowiec, skoro zmanipulował cię do tego stopnia, by cię zapłodnić i zapewnić sobie przyszłość.

Stephanie pokręciła głową z udawanym zachwytem, po czym jej wzrok spoczął na synowej. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, lodowate tęczówki kobiety już dawno ukatrupiłyby tę młodszą.

– Margot. Rozumiem, że nie przywitasz teściowej?

Uniosła brwi, patrząc na blondynkę z czystą pogardą. Matka Luke’a natychmiast skinęła głową, ale zrobiła to tak nieudolnie, jakby robiła to po raz pierwszy w życiu. Utkwiła oczy w palcach dłoni, które złączyła przed sobą, chcąc ukryć ich drżenie.

– Najmocniej przepraszam, wasza wysokość – odezwała się cichym głosem. W tym momencie ani trochę nie przypominała osoby, którą była zazwyczaj. – Źle się czuję, chyba powinnam się położyć.

– Całe życie tylko narzekasz. – Matka króla przewróciła teatralnie oczami. – Ból głowy, ból szyi, ból serca, zawsze coś. Skoro jesteś taka chorowita, może nie powinnaś w ogóle wychodzić z łóżka? Że też mój poczciwy syn wziął sobie za żonę taką bidulkę. Ale cóż, zawsze miał zbyt dobre serce i chętnie udzielał się charytatywnie.

Ton jej głosu był przesycony sarkazmem. Mówiła do synowej z takim jadem, jakby była jej największym wrogiem. Nie miałam pojęcia, co wydarzyło się między nimi w przeszłości i co sprawiło, że Margot nie uzyskała od teściowej aprobaty, ale chyba wolałam się w to nie zagłębiać. Po części sprawiało mi to przyjemność. Może byłam w tej chwili wredna, ale słuchanie, jak na królową spływają tak niepochlebne słowa, przez co może zasmakować, jak czułam się przez nią na co dzień, było cholernie satysfakcjonujące.

– Lucas, mój najukochańszy, przyszłość tego narodu. – Staruszka podeszła bliżej, witając kolejnego wnuka. – Przyszłość, która zniszczy wieloletnią tradycję i pogrąży naszą rodzinę.

Luke uśmiechnął się półgębkiem, pochylając nisko głowę. Tak samo jak siostra, nie odzywał się. Przechodzili przez to wiele razy, być może to była ich taktyka, by jakoś przetrwać słowa krytyki. Może właśnie cisza i pozwolenie jej się wygadać były najlepszą metodą na przeżycie.

– Czy odwiedziłeś już wszystkie burdele w tym mieście? – spytała go babcia, przekrzywiając lekko głowę.

– Prawie – wyrzucił z siebie, zanim zdążył ugryźć się w język.

Wybałuszyłam oczy, lecz równie szybko zganiłam się za to w myślach i ponownie przybrałam neutralną minę. Niezauważalnie przybliżyłam się do Luke’a i musnęłam ręką jego nadgarstek, by choć trochę pokazać mu swoje wsparcie. Chłopak wciągnął mocno powietrze nosem, poruszając szczękami. Mimo strachu i niechęci zaczęła w nim wzbierać złość, wyczułam to.

– Widzę, że nadal trzymają się ciebie żarty, młody człowieku. Choć może to wcale nie jest takie dziwne, skoro sam jesteś dla naszej społeczności jednym wielkim żartem.

Modliłam się w myślach, by matka króla już sobie odpuściła i poszła odpocząć po podróży, ale mimo sędziwego wieku nie wyglądała na człowieka, który potrzebuje chwili wytchnienia. Przez moją głowę przemknęło, że karmi się strachem innych, ale natychmiast odrzuciłam od siebie głupie domysły, bojąc się, że kobieta może przejrzeć moje myśli.

– A oto i ona, Vivian Jones.

Słysząc swoje imię, zastygłam w bezruchu. Przestałam oddychać, jakbym podświadomie się obawiała, że nabranie powietrza zezłości Stephanie. Skłoniłam się nisko, nie chcąc jej podpaść już na starcie, ale ona i tak już miała o mnie wyrobione zdanie. Na jej twarz wkradł się podejrzany uśmiech. Nie byłam pewna, czy jest szczery. Coś mówiło mi, że to tylko gra, którą ostatecznie przegram.

– Z chęcią poznam wybrankę mojego wnuka. Nie mogę się doczekać, aż dowiem się, jak tak ambitna, piękna dziewczyna skradła serce największego bawidamka w rodzinie.

– Babciu. – Książę w końcu zmusił się do wydania z siebie głosu. Podjął próbę ratowania mnie z opresji. – Może usiądziesz i odpoczniesz? Na pewno masz ochotę na herbatę z miodem.

– Tak, to świetny pomysł. – Klasnęła w dłonie. – Niech służąca przyniesie ją do salonu. Nie mówię o tobie, Vivian. Ty już tutaj nie usługujesz. Chyba… – Zaśmiała się, jakby właśnie opowiedziała świetny żart.

Odwróciła się na pięcie i zaczęła kierować w stronę królewskich apartamentów. Zdziwiło mnie, że tak szybko przystała na propozycję Hemswortha. Byłam pewna, że go zbeszta i odmówi.

Patrząc na odchodzącą Steph, wreszcie wypuściłam całe powietrze. Spodziewałam się czegoś gorszego, a ostatecznie nie wyszło aż tak źle. Ponarzekała, skrytykowała, pokazała swoją wyższość, ubierając wypowiedzi w przykre słowa, i to by było na tyle.

Przetarłam drżącą dłonią rozpalone policzki, upewniając się, że jeszcze żyję, a to wszystko, co przed chwilą się wydarzyło, nie było tylko snem.

– Zaraz dostanę zawału – szepnęłam.

Max przykucnął i przymknął powieki. Wyglądał na wykończonego psychicznie. Kilkanaście minut w towarzystwie babci sprawiło, że z jego twarzy odpłynęła cała krew.

– Szkoda, że nie ona – mruknął pod nosem.

Edward posłał mu karcące spojrzenie, ale i on wyglądał na zmęczonego obecnością matki. Otoczył żonę ramieniem i ruszył w prawe odnóże korytarza, gdzie znajdował się jego gabinet.

Przesunęłam oczami po otaczających mnie ludziach, ostatecznie zatrzymując się na oddalającej się sylwetce Stephanie. Kobieta jakby wyczuwając mój wzrok, zerknęła przez ramię i posłała mi kolejny podejrzany uśmieszek.

– Vivian, dołącz do mnie – zawołała.

Złapałam Luke’a za rękę i nieświadomie wbiłam w nią paznokcie. Syknął z bólu, ale w tej chwili nie myślałam trzeźwo. W moich uszach zaszumiało, a każdy centymetr ciała pokrył się gęsią skórką.

– Co mam robić? – Zadrżałam. – Nie mogę, nie dam rady, ja…

– Vivi, oddychaj. Przepraszam, nie przewidziałem tego, ale musisz do niej iść, bo inaczej się zezłości.

– Rzucasz mnie na pożarcie? – Wzmocniłam uścisk na jego ręce.

– Wynagrodzę ci to. Błagam, Viv.

Pokiwałam energicznie głową, próbując wykonać kilka wdechów. Ruszyłam przed siebie na miękkich nogach. Każdy wykonywany krok sprawiał mi ogromną trudność i gdyby nie to, że w moich żyłach buzowała adrenalina, pewnie już bym zemdlała.

Przekroczyłam próg salonu, zdając sobie sprawę, że zostałam zupełnie sama, zdana jedynie na siebie. Chciałam krzyczeć, wołać o pomoc, albo najlepiej uciec, ale zaraz po moim przyjściu drzwi zostały zamknięte. Zatrzęsłam się, nie kontrolując odruchów własnego ciała. Stephanie stała nie dalej niż pół metra ode mnie, przyglądając mi się z uwagą.

– Wyglądasz, jakbyś miała zasłabnąć – skwitowała. – Pozwól, że usiądę, ale ty… skoro miałaś wystarczająco siły, by zdobyć łóżkowymi zdolnościami pierścionek zaręczynowy, to będziesz też miała siłę postać.

– Ja nie…

Nie było mi dane dokończyć. Kobieta uniosła dłoń i chwilę później spotkała się ona z moim rozgrzanym policzkiem. Natychmiast przycisnęłam palce do piekącego miejsca, nie mogąc uwierzyć, że mnie spoliczkowała. Rozchyliłam mimowolnie usta.

– Nikt cię nie nauczył, że nie należy przerywać, gdy mówi ktoś starszy?

ROZDZIAŁ 3

Policzek, który przed chwilą przyjął mocne uderzenie, się zarumienił. Skóra mrowiła, przypominając o gwałtownej, niespodziewanej reakcji Stephanie, która teraz usadowiła się na jednej z eleganckich kanap, rozglądając się po pomieszczeniu. Jej baczny, ostry wzrok przesuwał się po meblach i ułożonych na nich przedmiotach, by ostatecznie zatrzymać na ścianie, gdzie wisiały obrazy z portretami rodziny królewskiej.

– Lucas nadal nie pozwolił się namalować.

Zastanawiało mnie, dlaczego Luke nie chciał zostać uwieczniony na jednym z malowideł, ale mogłam się domyślać, że tym sposobem chciał zrobić na złość matce. Nie pytałam go o to, kompletnie wyleciało mi z głowy, chociaż przez chwilę, przez krótki moment, myśli skupiły się na pustym miejscu, w którym powinien wisieć obraz, ale teraz znów powędrowały do siedzącej nieopodal postaci. Przesunęłam się odrobinę w bok, przepuszczając służącą. Dziewczyna skłoniła się nisko i zdjęła z tacy dzbanek oraz filiżanki, by ustawić je na stoliku.

– A ta druga dla kogo? – Brew matki króla wystrzeliła w górę, gdy kobieta spojrzała lekceważąco na pracownicę.

Dziewczyna wyprostowała się jak struna i przekręciła głowę w moją stronę, błądząc zagubionym wzrokiem po mojej twarzy. Nie znałam jej, widziałam ją po raz pierwszy, więc musiała być nowa. Jeszcze nie była zaznajomiona z tutejszymi tradycjami i pewnie nikt jej nie ostrzegł przed nowoprzybyłym gościem. Zgadywałam, że drugą filiżankę przyniosła właśnie dla mnie i nawet nie przyszło jej do głowy, że może tym komukolwiek podpaść. Zrobiło mi się żal, gdy jej dłonie zaczęły niekontrolowanie drżeć. Palce, którymi trzymała tacę, pobielały od mocnego uścisku, a łyżeczka znajdująca się na srebrnej podstawce uderzała w nią, wydając drażniące ucho dźwięki.

– Nie wiedziałam… – zaczęła powoli, ale natychmiast przerwała, by przełknąć głośno ślinę.

Jej twarz pobladła do tego stopnia, że wyglądała tak, jakby wysmarowała się białą kredą. Pracownica odkaszlnęła, ale dreszcz, który wstrząsnął jej ciałem, nieszczęśliwie zmusił ją do wypuszczenia z dłoni wszystkiego, co trzymała. Taca upadła na podłogę z głośnym brzękiem, przy okazji rozbijając kryształową cukiernicę.

– Na litość boską, kogo oni tutaj zatrudniają? – Stephanie podniosła głos.

Służąca upadła na kolana i zaczęła chaotycznie zbierać roztrzaskane kawałki. Instynktownie przykucnęłam tuż obok niej, pomagając w sprzątaniu, przez co uniosła nieznacznie głowę i posłała mi wdzięczny uśmiech.

– Ostrożnie, możesz się skaleczyć – ostrzegłam, powstrzymując ją przed dotknięciem ostrego fragmentu. – Zaraz przyniesiemy odkurzacz i zrobimy z tym porządek.

– Vivian. – Twardy głos staruszki zadźwięczał mi w uszach. – Nie zniżaj się do poziomu służby. Jeszcze pomyślą, że mogą wziąć z ciebie przykład i zaczną się kręcić koło pozostałych książąt.

Wystraszona dziewczyna pokręciła gwałtownie głową, błagając mnie spojrzeniem, bym sobie odpuściła i już jej nie pomagała. Powróciłam do pionu i zerknęłam na matkę króla, czekając na to, co ma mi do przekazania. Zwlekała chwilę, aż pracownica opuści pomieszczenie i nachyliła się nad stolikiem, chwytając w palce porcelanową filiżankę. Upiła łyk. Niezadowolenie, które się u niej pojawiło, świadczyło o tym, że herbata nie przypadła jej do gustu.

– Coś okropnego – skrytykowała. – Czy oni sprowadzili tę polewkę z Ameryki? – Odstawiła naczynie, przenosząc na mnie ostry wzrok.

Poruszyłam się niespokojnie, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. Marzyłam o tym, by wybiec za drzwi i zamknąć je na klucz, a ta stara wiedźma nie będzie mogła wyjść z pomieszczenia, ale w tym momencie miałam zbyt mało odwagi, aby to zrobić. Zaczęłam się zastanawiać, czy ta kobieta kiedykolwiek była z czegoś zadowolona. Poczułam, jak moje gardło domaga się jakiegoś płynu. Wydawało mi się, że znalazłam się na pustyni, a suche powietrze zawładnęło moją krtanią. Odchrząknęłam cicho, bojąc się, że Stephanie przyczepi się nawet do tego, że wydaję z siebie jakiekolwiek odgłosy.

Pewnie przeszkadzało jej nawet moje oddychanie.

– Moje wnuki to porażka wychowawcza – odezwała się po chwili. – Laura była kochanym dzieckiem, ale z czasem wyszła z niej mała dziwka. Zaczęła się puszczać i proszę, urodziła nieślubnego bachora. – Przekręciła głowę, zatrzymując spojrzenie na oknie. – Natomiast Lucas od dawna był problematyczny. Już jako nastolatek się buntował i robił wszystkim na przekór. Powinien być dojrzały i znać swoje obowiązki, ale wolał chodzić na te wasze potańcówki, na których rozprzestrzenia się rozpusta.

Nabrała głęboko powietrza, chcąc podkreślić, jak bardzo się zawiodła. Zdążyłam już zauważyć, że uwielbia robić wokół siebie sporo zamieszania i odstawia teatrzyki, przerysowując swoje emocje. Chociaż nie do końca zgadzałam się z jej zdaniem, wolałam się nie odzywać.

– Podobno Lucas chodzi na terapię. – Tak nagle zmieniła temat, że kompletnie zbiła mnie tym z pantałyku. – To twoja sprawka?

Stałam w ciszy, bojąc się poruszyć, nie mówiąc już o zmianie pozycji na siedzącą. Słuchałam cierpliwie wywodów Stephanie, modląc się, by jak najszybciej się skończyły. Skoro zaczęła krytykować wnuki, byłam pewna, że i mnie się oberwie, w końcu przywołała mnie do salonu z jakiegoś konkretnego powodu.

– Co za skaza na naszym honorze, że następca tronu wypłakuje się na kozetce u jakiegoś szarlatana.

– Nie ma nic niepochlebnego w tym, że ktoś dba o swoje zdrowie psychiczne – zaoponowałam.

– Nowoczesne wymysły, które służą tylko temu, żeby wyciągnąć od kogoś pieniądze.

Przesunęłam językiem po górnych zębach, powstrzymując się, by nie wchodzić z nią w żadne słowne potyczki. Stephanie wychowała się w innych czasach i być może nie umiała lub nie chciała przyznać, że świat się zmienia. Sięganie po pomoc nie było oznaką słabości, a odwagi, że ma się siłę, by o siebie walczyć.

Luke chodził na sesje terapeutyczne dwa razy w tygodniu. Nie dzielił się ze mną wrażeniami ani nie opowiadał o tym, co się na nich działo. Zachowywał wszystko dla siebie, ale skoro tak czuł, to nie miałam prawa niczego z niego wyciągać. Zauważałam drobne zmiany w jego zachowaniu i w tym, jak mnie traktował. Byłam z niego dumna i trzymałam za niego kciuki.

– Maximilian jest ostatnią nadzieją tej rodziny, ale wątpię, by przy takim rodzeństwie pozostał w swojej dziecięcej niewinności. Szkoda, że książęta nie wdały się w Edwarda, tylko w swoją okropną matkę. Ale cóż… – Stephanie poprawiła lśniące pierścienie i spojrzała na mnie z dziwnym błyskiem w oczach.

Nie spodobało mi się to, coś w mojej podświadomości krzyczało, że teraz przyszła kolej na mnie. Usta Steph delikatnie zadrżały, a później zacisnęły się w cienką linię, gdy ich kąciki wykrzywiły się jak u Grincha, który chciał zepsuć święta.

– Jesteś mądrą dziewczyną.

Zamrugałam kilka razy, upewniając się, że naprawdę to usłyszałam.

– Dziękuję. – Odnalazłam w sobie siłę, by się odezwać, choć w jej słowach natychmiast wyczułam podstęp.

– I wiesz, że nie jesteś odpowiednią partią dla przyszłego władcy, prawda?

Oblizałam nerwowo wargi, przyznając jej w myślach rację. Byłam świadoma, że mój związek z Hemsworthem wzbudza wiele kontrowersji i spekulacji, czy w ogóle powinien istnieć, ale mimo przykrości, które spotykały mnie z powodu mojego pochodzenia, nie zamierzałam uciekać od czegoś, co sprawiało, że byłam szczęśliwa. Nie byliśmy pierwszą i nie ostatnią tak dziwną, niecodziennie dobraną parą.

– Rozumiem okoliczności i zdaję sobie sprawę, że na miejscu małżonki Luke’a widziana byłaby raczej jakaś hrabianka, ale miłości nie da się powstrzymać.

Kobieta fuknęła głośno, nawet się z tym nie kryjąc. Moje słowa rozśmieszyły ją do tego stopnia, że uniosła wypielęgnowaną dłoń i przysłoniła nią wykrzywione w śmiechu usta. Zmrużyła oczy.

– Dziecko. – Wypuściła powietrze, starając się uspokoić po salwie śmiechu. – Nie ma czegoś takiego jak miłość.

– Jest. – Upierałam się przy swoim, nie bacząc na to, że ponownie mogę ją zdenerwować.

– Może w twoim świecie, ale nie w świecie Lucasa. Nasz ród ma obowiązki i powinności, nie ma tutaj miejsca na młodzieńcze porywy serca. Małżeństwo jest interesem, który ma przynieść korzyści i potomka. Nie masz majątku, pochodzenia ani nawet znajomości. Co może mu zaoferować taka prosta dziewczyna jak ty?

Spuściłam głowę, skubiąc nerwowo skórkę przy paznokciu. Jeśli chodziło o wkład, który mogłabym wnieść do naszego związku, nie miałam zbyt wiele do przekazania. Oprócz szczerego uczucia do księcia nie mogłam się niczym przysłużyć tej monarchii czy państwu.

– Już nawet moja synowa, mimo że z całego serca jej nie znoszę, była lepszą partią niż ty.

Nagle ogarnęło mnie wahanie, że być może popełniłam błąd. Przyjęłam oświadczyny, nie myśląc o konsekwencjach tej decyzji. Nie wyobrażałam sobie siebie w roli królowej, nie potrafiłam zobrazować momentu, w którym zostałabym jedną z dwóch głów państwa. Skuliłam się. Nie odważyłam się spojrzeć na babcię Luke’a. Wiedziałam, że kobieta odczuwa satysfakcję, że udało jej się wtargnąć do mojej psychiki i zasiać ziarenko niepewności.

– Lucas zerwał wcześniej z Gwendolyn Berrington. Nie przepadam za nią, bo to kopia Margot, ale przynajmniej jest z bogatej rodziny. Trudno, nie da się tego odkręcić, ale możesz się teraz wykazać odpowiedzialnością i dojrzałością.

– Jak? – Poderwałam głowę.

– Zerwij zaręczyny.

Spojrzałam na Stephanie z nadzieją, że robi sobie żarty. Ale czego ja się spodziewałam? Była śmiertelnie poważna. Przełknęłam ślinę i pokręciłam energicznie głową, dając jej jasno do zrozumienia, że nie ma takiej opcji. Wiedziałam, że czeka mnie sporo trudnych decyzji i nauki wszystkiego, co wiązało się z moim przyszłym życiem, ale nie zamierzałam tego porzucać. Kochałam Luke’a i nie mogłam go zostawić, nawet jeśli miałabym tym podpaść całej starszyźnie jego rodu. Polegał na mnie i miał we mnie wsparcie, którego nigdy nie otrzymał od matki. Wierzył, że jestem osobą, będącą w stanie stać przy jego boku niezależnie od okoliczności. I zamierzałam udowodnić, że wybrał dobrze.

– Nie zrobię tego – powiedziałam na tyle dobitnie, na ile pozwalały mi na to nerwy.

– Zrobisz.

Kobieta była nieugięta. Emanowała od niej pewność siebie i wątpiłam, by kiedykolwiek ktoś się jej sprzeciwił, bo z pewnością miało to niekorzystne skutki. Nawet teraz, gdy już nie była prawowitą królową, a na jej miejscu znajdowała się Margot, nie dało się pozbyć wrażenia, że to ona jest najważniejsza i pociąga za sznurki.

– Jeśli mój wnuk naprawdę tyle dla ciebie znaczy, to postąpisz właściwie. Nie rujnuj jego przyszłości. Pomyśl o konsekwencjach, a sama dojdziesz do wniosku, że wasze rozstanie jest najlepszym rozwiązaniem.

– Nie zerwę zaręczyn – powtórzyłam nieco głośniej, niż miałam w zamiarze.

– Ty naiwna dziewucho! – Stephanie uderzyła dłonią o stolik.

Podskoczyłam w miejscu, nie spodziewając się z jej strony takiego wybuchu.

– Może inni tolerują twoje podchody i starania o przejęcie władzy, ale ja nie dam sobie mydlić oczu. Jeśli nie zrobisz tego dobrowolnie, to zostaniesz usunięta w inny sposób.

– To groźba?

Zacisnęłam szczęki, a moje dłonie samoistnie zwinęły się w pięści. Chociaż jeszcze przed chwilą trzęsłam się jak osika, teraz każda komórka mojego ciała przepełniła się złością. Byłam zdeterminowana, by postawić na swoim.

– Nie bądź naiwna. – Prychnęła. – Ludzie znikają. Są, a za moment już ich nie ma.

Nie mogłam pozwolić, by ktoś mnie szantażował i ustawiał mi życie. Zrobiłam niewielki krok w stronę kanapy, na której siedziała staruszka, i nieświadomie wypuściłam ze świstem powietrze, powodując, że kobieta zmierzyła mnie wściekłym, morderczym spojrzeniem.

– Ty stara pudernico – podniosłam głos, odrzucając grzecznościowe zwroty. – Myślisz, że się boję? Że się przestraszę i ucieknę z podkulonym ogonem? Już wcześniej mi grożono. Ba, nawet zorganizowano udawany zamach.

Przestałam się przejmować tym, że mówię do byłej królowej, matki obecnego władcy i tym samym babki następcy tronu. Nie pierwszy raz miałam narobić sobie kłopotów przez swój charakter i brak cierpliwości. Status nie dawał jej prawa do traktowania ludzi jak śmieci ani do rzucania oskarżeń czy gróźb.

Odezwała się typowa dla mnie odwaga, której ostatnio mi brakowało. Adrenalina zawrzała w moich żyłach, napędzając do działania. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, stale zaciskając dłonie. Stephanie sprawiała wrażenie zaskoczonej. Rozchyliła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale równie szybko je zamknęła.

– Uważaj na słowa – ostrzegła.

– A może to ty powinnaś uważać? Jesteś tylko żałosną kobietą, która straciła tron i już nie może trzymać ręki na pulsie, więc robisz wszystko, by nikt o tobie nie zapomniał. Terroryzujesz ludzi, siejesz postrach i zniechęcasz do siebie rodzinę. Jeśli twoim zdaniem tak powinna zachowywać się królowa, to zrobię wszystko, by być twoim przeciwieństwem.

– Kiedyś pożałujesz… – Zawahała się. Przyłożyła rękę do klatki piersiowej i skrzywiła się, wciągając powietrze. – Pożałujesz tych…

Zamilkła, przysuwając do ciała drugą dłoń. Nacisnęła na mostek, nabierając gwałtownie kolejne dawki tlenu. Jej twarz zbladła, a wargi posiniały.

Nie rozumiałam, co się dzieje. Wpatrywałam się w Steph, która nachyliła się do przodu, zginając wpół. Jęknęła, znajdując wiele trudu w tym, by swobodnie oddychać. Podbiegłam do niej w kilku krokach i spojrzałam na nią z góry, nie mając pojęcia, jak się zachować. To ja ją zdenerwowałam i sprawiłam, że jej organizm postanowił się zbuntować. Nie znałam się na medycynie, nie byłam pewna, co jej dolega i co takie zachowanie może oznaczać.

– Pomocy! – wrzasnęłam, błagając w myślach, by w pałacowym korytarzu znajdował się któryś z ochroniarzy albo chociaż służba. – Niech ktoś nam pomoże!

Dotknęłam ramion staruszki i potrząsnęłam nimi, niemal natychmiast ganiąc się w myślach, że w ogóle wykonałam taki ruch. Przecież mogłam jej zrobić krzywdę. Chyba lepiej by było, gdybym jej nie dotykała. Spojrzałam z lękiem na drzwi do salonu, klnąc pod nosem, że gdy zachodzi potrzeba, to nikogo nie ma w pobliżu. Zacisnęłam zęby, czując, jak rytm mojego serca przyspiesza. Wydawało mi się, że za moment i ja dostanę jakiegoś ataku. W pewnym momencie dysząca ciężko Stephanie skuliła się jeszcze bardziej i zsunęła z kanapy, upadając plecami na podłogę.

– Boże, co ja zrobiłam? – szepnęłam płaczliwie.

Drzwi zaskrzypiały i do pomieszczenia wpadł Hemsworth. Chłopak zatrzymał się w pół kroku i wbił zdezorientowany wzrok w miejsce, w którym bezwładnie leżała kobieta. Złapałam się za głowę i wbiłam w narzeczonego przerażone spojrzenie.

– Luke, chyba zabiłam twoją babcię.

ROZDZIAŁ 4

Luke stał w miejscu, nie poruszając się. Zamurowało go, a jego pobladła cera tylko potęgowała wrażenie, że chłopak jest kamiennym posągiem. Błyszczące tęczówki przesunęły się po dywanie, obserwując każdy centymetr jego powierzchni, by ostatecznie zatrzymać się na leżącej na podłodze kobiecie. Liczyła się każda sekunda, a on, zastygły w szoku, nie był zbyt pomocny.

– Luke, do cholery, zrób coś.

Chciałam brzmieć stanowczo, by sprawiać wrażenie osoby opanowanej, która potrafi zachować zimną krew, ale w tej chwili przypominałam raczej przerażone dziecko wydające z siebie płaczliwe dźwięki.

Jak mogłam być tak bezmyślna?

Postawiłam się byłej królowej, nie zważając, że jest starszym, być może schorowanym człowiekiem. Zamiast cierpliwie przeczekać sztorm i grzecznie przytakiwać, pozwoliłam sobie na wybuch złości. Dałam się sprowokować i nie utrzymałam nerwów na wodzy, chociaż dobrze wiedziałam, że staruszka będzie chciała nadepnąć mi na odcisk.

– Oddycha? – Lucas wreszcie ruszył z miejsca i podszedł bliżej.

Nachyliłam się nad Stephanie, nasłuchując, czy z jej ciała dochodzą jakiekolwiek odgłosy. Wstrzymałam oddech, by w przypływie paniki nie pomylić jej czynności życiowych z własnymi. Przez głowę przewijały mi się pojedyncze, zupełnie niezwiązane ze sobą słowa i zwrotki modlitw. Błagałam niebiosa, by kobieta nadal żyła.

– Słyszę coś. Tak, oddycha! Oddycha! – Niemal zapiszczałam z radości, patrząc na unoszącą się klatkę piersiową.

Ulga, jaką w tym momencie odczułam, była nie do opisania. Nie potrafiłam określić, czy stan Stephanie jest poważny, ale sam fakt, że z jej ust ulatywało powietrze, sprawił, że z mojego serca spadł ogromny głaz.

Spojrzałam na księcia, który wyglądał na równie uszczęśliwionego jak ja. Jego obawy najwyraźniej pokrywały się z moimi. Wiedział, że śmierć babci wpłynęłaby nie tylko na rodzinę królewską, ale przede wszystkim na mnie – jedyną osobę, która była świadkiem całego zdarzenia.

Zerwał się z miejsca i wybiegł z pomieszczenia, by wrócić z wiadomością, że pogotowie jest już w drodze. Wstałam z klęczek, nie mając zielonego pojęcia, co ze sobą począć. Nie potrafiłam pomóc Stephanie, nie wiedziałam, czy w ogóle powinnam cokolwiek robić, czy lepiej by było, gdybym nawet jej nie ruszała.

Nie minęło kilka minut, a do salonu wbiegli sanitariusze. Natychmiast zajęli się matką króla i przenieśli ją na nosze. Nie marnowali czasu, zabrali ją do pojazdu i przetransportowali do szpitala, gdzie mieli się nią zająć najlepsi specjaliści.

W tym czasie Luke poinformował o zajściu pozostałych członków rodziny. Wolałam myśleć, że nie wyjawił im, kto stał za niedoszłą śmiercią seniorki, w końcu sam nie do końca wiedział, co tak naprawdę się wydarzyło.

Zebraliśmy się i pojechaliśmy do szpitala, licząc na to, że stan staruszki się polepszył. Gdy dotarliśmy z Hemsworthem na miejsce, zastaliśmy zestresowanego Edwarda i nadzwyczaj spokojną Margot. Król przechadzał się wzdłuż korytarza, co chwilę zerkając na drzwi, za którymi zajmowano się jego matką. Nie dziwiłam się, że tak bardzo się przejmował, w końcu chodziło o jego rodzicielkę i nawet fakt, że kobieta nie należała do najłagodniejszych osób, nie zmieniał tego, że to właśnie ona go urodziła.

– Już po mnie – bąknęłam, ukrywając twarz w dłoniach.

Opadłam na jedno z niewygodnych krzesełek i podążałam wzrokiem za ochroniarzem, który nie odstępował królewskiej pary nawet na krok. Moje serce waliło jak oszalałe, a krew buzowała w żyłach, sprawiając, że policzki pokryły mi się szkarłatnym rumieńcem. Nieświadomie zaczęłam obgryzać paznokcie i dopiero w chwili, w której zorientowałam się, co robię, dotarło do mnie, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam.

– Teraz już na pewno nie zostanę zaakceptowana jako twoja wybranka.

Luke usiadł obok i chwycił moją rozdygotaną dłoń, zaciskając na niej zimne palce.

– Będzie dobrze – zapewnił. – Co tak właściwie się wydarzyło?

– Rozmawiałyśmy i w pewnym momencie nie wytrzymałam. Nawrzeszczałam na nią i… – Machnęłam ręką w stronę jednej ze szpitalnych sal.

– Masz niezły temperamencik.

Obróciłam ku niemu głowę i uniosłam brwi, nie wierząc, że naprawdę go to bawi. Przez moment wydawało mi się, że chłopak tak radzi sobie z rozdrażnieniem, ale kąciki jego ust stale drgały ku górze, wprawiając mnie w jeszcze większe osłupienie.

– Mogłam ją zabić – szepnęłam drżącym głosem.

– Ale tego nie zrobiłaś.

– I co z tego? Wszyscy się dowiedzą, że to moja wina. Zostanę wrogiem publicznym, zdrajcą narodu, największą hańbą!

– Nie histeryzuj. – Pokręcił głową.

– Jeśli chcesz trochę pożyć, to nigdy nie mów kobiecie, że histeryzuje.

Chciał się sprzeciwić, ale nie pozwolił mu na to lekarz, który wyszedł z pomieszczenia, w którym obecnie leżała Stephanie. Mężczyzna podszedł do nas i skinął głową na powitanie. Wyraz jego twarzy nie zdradzał żadnych emocji, nie mogłam rozszyfrować, co ma nam do powiedzenia.

– Wasza wysokość, pańska matka przeszła nagły zawał serca. Czy wydarzyło się coś, co mogło ją zdenerwować?

– To moja… – Wyrwałam się do odpowiedzi, by przyznać się do winy, ale zostałam powstrzymana.

Spuściłam wzrok na swoje ramię, na którym zacisnęła się starannie wypielęgnowana dłoń z bogato zdobionymi pierścieniami. Od razu przeniosłam zlęknione spojrzenie na Margot, która, nie patrząc na mnie, zrobiła krok do przodu i uniosła wysoko brodę.

– Moja teściowa ma ostatnio słabsze nerwy. Najwidoczniej jakaś mała rzecz wyprowadziła ją z równowagi. Co z nią?

Byłam zdezorientowana. Zdawało mi się, że śnię, bo przecież nie było takiej możliwości, by królowa stanęła w mojej obronie. To musiał być chory wymysł mojego mózgu. Zatrzepotałam rzęsami, myśląc, że za chwilę blondynka wybuchnie śmiechem i wskaże na mnie palcem, oskarżając o całe zło tego świata, ale tak się nie stało. Nie uraczyła mnie nawet krótkim spojrzeniem, ale to, że nie pozwoliła mi powiedzieć prawdy, wpłynęło na mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam poskładać myśli w sensowną całość. Nie łudziłam się, że mnie polubi czy zacznie szanować, wiedziałam, że to się nie wydarzy. Nienawidziła mnie i nigdy tego nie ukrywała, ale to, co właśnie zrobiła, dało mi nikłą nadzieję, że może nie do końca traktuje mnie jak swojego największego przeciwnika.

Nie słuchałam lekarza, który mówił o stanie zdrowia Stephanie. Całkowicie się wyłączyłam i patrzyłam w pustą przestrzeń. Nie zwracałam nawet uwagi na to, że w pewnym momencie Luke chwycił mnie za rękę i poprowadził ku wyjściu z budynku. Droga powrotna do pałacu minęła mi w mgnieniu oka, pamiętałam ją jak przez mgłę. Dopiero w chwili, gdy przekroczyliśmy próg sypialni księcia, coś we mnie pękło.

– To jakiś koszmar. Od chwili, gdy się zaręczyliśmy, ciągle dzieje się coś złego. Jak ja mam teraz spojrzeć twojej babci w oczy? A twój tata? Ona na pewno mu o wszystkim opowie, a ja spalę się ze wstydu. Pewnie już nie będzie dla mnie taki miły.

– Vivi, musisz ochłonąć.

Luke zamknął mnie w mocnym uścisku, pocierając roztrzęsione ciało. Bywały chwile, gdy nachodziły mnie głupie myśli, że to ja jestem źródłem wszelkich nieszczęść dotykających rodzinę Hemsworthów. Od kiedy zaczęłam pracować w pałacu, Luke zdążył zerwać zaręczyny z Gwen, Laura urodziła nieślubne dziecko, a teraz prawie ukatrupiłam najstarszą osobę z rodu. Coś musiało być ze mną nie tak, najwidoczniej przyciągałam jakąś złą energię.

– Wiem, że masz do siebie pretensje, ale to naprawdę nie jest twoja wina. Tylko się broniłaś i miałaś do tego pełne prawo.