Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
102 osoby interesują się tą książką
Dodatek do serii „Hellish” ukazujący bohaterów w nowym świetle i odkrywający więcej scen z ich życia.
Krótkie rozdziały, różne perspektywy i wydarzenia obejmujące wiele lat – to opowieści o walce, poświęceniu oraz o tym, że nawet gdy wszystko wydaje się skończone, to blizny zostają na zawsze.
Dziś nie walczą już tylko o siebie, lecz o przyszłość swoich dzieci, by nie musiały stawiać czoła trudnościom tak jak oni.
To nie kolejna kartka ich historii. To to, co zostało po ogniu.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 305
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Weronika Plota
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Anna Suchańska
Korekta: Iwona Wieczorek-Bartkowiak, Magdalena Kłodowska, Monika Baran
Skład i łamanie: Michał Swędrowski
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8418-336-6 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Ostrzeżenie
Informacja od autorki
Część pierwsza
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Część druga
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Część trzecia
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Część czwarta
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Podziękowania
Przypisy
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Tę książkę dedykuję Julce.
Moim prywatnym skrzydłom.
Mojemu najpiękniejszemu kwiatu.
Mojemu blaskowi księżyca, który rozświetla mi noce.
Mojemu Słońcu.
Jesteś MOIM wszystkim.
Kocham Cię.
Zanim zaczniesz czytać The Remains of Hellish, chciałabym Cię uprzedzić, że jest to powieść przeznaczona dla dorosłych odbiorców. Zawarte w niej wątki są trudne, intensywne i mogą poruszyć najczulsze struny wrażliwości.
W książce pojawiają się motywy, które mogą być niepokojące lub wywołać silne reakcje emocjonalne, takie jak: samookaleczanie, uzależnienia, próba samobójcza, traumy, drastyczne wspomnienia oraz opisy przemocy emocjonalnej i fizycznej.
Niektóre sceny mogą wywołać dyskomfort lub niepokój, zwłaszcza u osób wrażliwych na wspomniane wyżej tematy.
Pamiętaj, że wszystko, co tu znajdziesz, to fikcja.
The Remains of Hellish to dodatek do całej serii „Hellish”. Czas akcji nie został jednoznacznie określony – dlatego warto mieć na uwadze, że poszczególne rozdziały mogą przedstawiać różne momenty z życia bohaterów.
Pisząc tę książkę, chciałam podarować Wam coś więcej – dodatkowe sceny, emocje i wyzwania, z którymi zmierzyły się postacie po zakończeniu głównej historii. Zależało mi na tym, byście mogli zobaczyć je w zupełnie nowej roli, w innym świetle.
Choć mogłoby się wydawać, że wszystkie sprawy zostały już rozwiązane, a przyszłość rysuje się spokojnie, rzeczywistość nie zawsze jest tak oczywista.
Jeśli spodziewacie się czegoś na wzór serii – dodatku pełnego tajemnic, intryg czy dramatycznych zwrotów akcji – to niestety muszę Was rozczarować. The Remains of Hellish nie wpisuje się w ten schemat. To książka pełna refleksji, opisów codziennych zmagań i autentyczności.
To opowieść o bohaterach, których już znacie, ale jeszcze nie w takiej odsłonie.
Aurora
Rok nieokreślony
To, że wymierzyłam Aidenowi soczysty policzek, zaskoczyło wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu. Cofnęłam dłoń, spoglądając na niego wściekle. Miałam dość. Pękłam, bo ile mogłam znosić? Ile każdy z nas był w stanie udźwignąć? Ja na pewno wyczerpałam już swoje pokłady cierpliwości.
– Zagroź jeszcze raz mojej rodzinie, a przysięgam ci, że znienawidzisz swoje życie bardziej. – Zaciskałam dłonie w pięści. – Masz ostatnią szansę, Aiden, ostatnią, rozumiesz?
Patrzył na mnie z tym swoim beznamiętnym wyrazem twarzy, a to sprawiało, że cała płonęłam. Nie okazywał mi szacunku, nawet w takim momencie. Mój wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Nicholasa, który również był na granicy wytrzymałości. On próbował zrozumieć swojego brata, usprawiedliwiał go i cały czas tłumaczył. Ja miałam to w głębokim poważaniu.
Byłam cholernie wyrozumiała, poświęciłam mu część swojego życia, mógł na mnie zawsze liczyć, a odpłacał mi się czymś takim.
Moje dzieci mogły ucierpieć przez jego obsesyjną chęć zemsty.
– Naprawdę tak bardzo nas wszystkich nienawidzisz? – Czułam, że mój głos delikatnie się załamuje. – Szczególnie ich… – Zniżyłam ton z nadzieją, że zlituje się przynajmniej nad naszymi dziećmi. – One cię kochają, Aiden.
Kiedy wypowiedziałam ostatnie słowa, jego oczy się rozszerzyły, jakby dopiero wtedy naprawdę je usłyszał. Jakby tylko to jedno zdanie przebiło się przez gąszcz myśli. Taka była prawda – one go kochały. Nixie, Riaz, Christian, Cain i Darcy. Nasze dzieci widziały w nim dobrego człowieka, nie potwora, którym był. Tylko my wiedzieliśmy. Tylko my znaliśmy prawdę.
– Nie pozwól im cię znienawidzić – powiedziałam cicho, ryzykując, że w odpowiedzi zaleje mnie fala jego gniewu. – Chyba że naprawdę tego chcesz… żebyśmy wszyscy cię znienawidzili.
Patrzyliśmy na siebie, a ja czekałam, aż coś powie. Miałam nadzieję, że moje słowa naprawdę go poruszą. Jednak czego mogłam się spodziewać po Aidenie?
– Dobra próba, Aurora. – Na jego twarzy wykwitł uśmiech pełen drwiny. – Niestety zdana na niepowodzenie.
Moje barki się uniosły, kiedy brałam wdech. Jeśli chciał wejść ze mną na wojenną ścieżkę, niech tak będzie. Jednak zapomniał o jednej ważnej rzeczy. Dla swojej rodziny jestem w stanie zabić. I nie będę zważać na to, kim jest dla mojego męża. Wyrwę mu to nieczułe serce z piersi i zakopię w swoim ogródku. Nikt, ale to nikt, nie będzie narażał moich dzieci.
– Więc niech tak będzie. – Teraz to ja uśmiechnęłam się złośliwie. – Następnym razem po prostu cię zabiję.
Brwi Scotta wystrzeliły do góry, jakbym tymi słowami uzyskała jakiś mały procent szacunku. Nie żartowałam. Nawet go nie ostrzegałam. To była obietnica, którą spełnię, jeśli mnie do tego zmusi.
– Aurora. – Niski, chrapliwy ton mojego męża dotarł do moich uszu. – Odpuść.
Przeniosłam na niego wzrok. Nie chciał, żebym przekierowała na niego swoją złość.
– Zabiję waszego brata, jeśli narazi moje dzieci. – Zaciskałam szczęki tak mocno, że moje zęby zazgrzytały o siebie. – I będę spać spokojnie, nawet z jego krwią na rękach. Przynajmniej uchronię przed nim innych.
Aiden prychnął.
– Powinnaś była zrobić to dawno – rzucił, nadal śmiejąc mi się prosto w twarz.
Wdech… Zajebię go.
– To ty powinieneś wtedy zginąć. Nie ona.
Nie zdołałam powstrzymać swojego gniewu, więc te słowa wypłynęły z moich ust niespodziewanie. Gdy tylko to powiedziałam, zacisnął mocno wargi i już nie cieszył się jak idiota. Spoważniał. Trafiłam w to nieczułe serce. Zadałam mu niewidoczną dla oczu ranę.
Poczułam smukłą dłoń na swoim barku. Silver stanęła obok mnie jak prawdziwa kobieta wspierająca drugą. Nasi mężowie nie wtrącali się, ale po ich spojrzeniach wiedziałyśmy, że nie są zadowoleni z takiego obrotu spraw.
– Z szacunku dla jej poświęcenia nie narażaj kogoś, kogo ona ocaliła. – Zerknęłam na Silver, która podobnie jak ja buzowała wściekłością. – Rozumiemy się, czy mamy coś powtórzyć?
Zachowałam się bezwzględnie, ale on wobec nas nie miał litości. Każdego dnia utrudniał nam życie, aż w końcu doszedł do momentu, kiedy musiałam mu pokazać, jakie będą konsekwencje, jeśli tego nie zaprzestanie. Gdy tylko zobaczyłam go skąpanego we krwi, wiedziałam, że zrobił coś, czego on i jego bracia wyrzekli się lata temu. To wszystko miało jeden cel – zapewnić nam bezpieczeństwo. Aiden kroczył własnymi ścieżkami, a my po prostu trzymaliśmy rękę na pulsie.
Nie mogłam przyzwolić na to, by ściągnął na nas czyjąś uwagę. Tak naprawdę każdy dzień przybliżał nas do klęski. Już nie raz ktoś nas odnalazł, a plotki krążyły po tamtym świecie: „Bracia Scott żyją”. Nikt nie chciałby ich śmierci – woleliby wybrać któreś z naszych dzieci, bo właśnie to by nas złamało. Przyczyniłoby się też do rzezi. Nicholas i Zane zostawiliby za sobą setki martwych ciał. Nie interesowałoby ich to, czy ktoś naprawdę miał coś wspólnego z osobami, które skrzywdziły nasze dzieci. Wystarczyłoby, że mieliby z nimi jakiekolwiek powiązanie. Zabiliby każdego. Nie zostawialiby za sobą rzek krwi, tylko jeziora, a nawet morza. Straciłabym męża i dzieci.
Nie dopuszczę do tego, żeby przez Aidena Nicholas ponownie zatracił się w mroku.
– Na mnie już pora. – Za każdym razem zaskakiwało mnie to, jak łatwo przychodziło mu ukrywanie emocji. Głos mu nawet nie zadrżał. – A… – Stanął obok mnie, delikatnie ocierając ciałem o moje ramię. – Miłego życia w bańce, szwagierko.
Tylko ja widziałam w tej chwili wyraz jego twarzy. Aiden chciał, by spojrzenie, które mi posłał, należało tylko do mnie. Skurwiel z krwi i kości. Kiedy wychodził, nawet nie trzasnął drzwiami – choć myślałam, że to zrobi.
Nie mogłam się ruszyć. Sparaliżowało mnie. Prawda była taka, że zawsze się go bałam. Trzęsłam się na samą myśl o potworze, który się w nim kryje.
Od lat żył w koszmarze, i wiedział o tym każdy z nas. Odkąd Esmeray… umarła, coś w nim zgasło na zawsze. Kiedyś uważałam, że w Aidenie jest namiastka światła, która w jakimś stopniu utrzymuje go w ryzach. Teraz zniszczyłby wszystkich wokół, narażając osoby, które od lat przy nim były, tylko po to, by się zemścić. Rozumiałam to. Każdego dnia mu współczułam, bo patrzenie na kogoś bliskiego, kto zatraca się w sobie… nie jest czymś łatwym do zniesienia.
Wszyscy tu obecni dawaliśmy z siebie sto procent, ale to nie wystarczało. Nie byliśmy Esmeray i nigdy jej nie zastąpimy. Każdego dnia obwiniałam się za słowa, które skierowałam w jej stronę jako ostatnie… nie zasłużyła na nie. Poświęciła się dla mojego dziecka. Dla ludzi, którzy tak naprawdę byli dla niej obcy. Nie wahała się, nawet przez chwilę.
Byłam pewna, że nie chciałaby, żeby on zgasł. Ale co mogłam zrobić? Jak mogłam mu pomóc, kiedy on odrzucał pomocną dłoń wyciągniętą w jego stronę? Przykucnęłam, skrywając twarz w nogach, a pod powiekami wezbrały mi łzy. Poczułam, jak ktoś otacza mnie ramionami, ale dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, kim była ta osoba. Mocny zapach perfum zdradził, że to mój mąż.
To nie było łatwe. Wypowiedzenie tych słów z pełną świadomością, że go zranię… Nie byłam taka. Zrobiłam to, bo chciałam, żeby on coś poczuł. Żeby spróbował zrozumieć, jak my się czujemy. Aiden nas zabije. Przez jego decyzje ktoś zginie…
– Porozmawiam z nim – szepnął mi do ucha. Obietnica. – Zawsze wybiorę was. Nawet jeśli będę musiał stanąć naprzeciw brata. Tylko ja jestem w stanie go zabić… gdy nam zagrozi.
Powoli uniosłam głowę. Spojrzałam mu prosto w oczy. Nie. On nie jest jedyny.
– Nie. – Skrzywiłam się i odsunęłam. – Ty byś się zawahał. Ja nie.
Patrzyliśmy na siebie w ciszy, aż nagle dobrze nam znany warkot przebił się przez ściany domu. Szybko podniosłam się z podłogi i otrzepałam ciało, jakby to miało pomóc mi doprowadzić się do porządku. Wyjrzałam przez okno. Mój najstarszy syn właśnie podjechał pod nasz dom. Siedział na swoim motocyklu, ubrany jak zawsze w te same ciuchy, a na głowie miał kask. Chwilę później stanął obok niego syn Silver. Cain kiwał głową, jakby muzyka w jego słuchawkach zagłuszała wszystko wokół.
– Idealny moment wybrali – odezwał się Zane. – Mają wyczucie czasu.
– Po kimś to muszą mieć – mruknęła Silver. – Nicholas coś o tym wie.
Mój mąż przewrócił oczami na uszczypliwość swojej szwagierki, jednocześnie zaplatając ramiona na klatce piersiowej. Poza na „nieustraszonego”, zdusiłam chęć parsknięcia.
– Lepiej, że zjawili się teraz, bo jak mielibyśmy wyjaśnić stan Aidena? – dodała.
– Może lepiej, gdyby zobaczyli go tak, jak my go widzimy.
W oczach Zane’a zauważyłam aprobatę, ale Nicholas posłał mi ostre spojrzenie.
– Auroro.
– To są też moje dzieci, więc decyzję, co powinni wiedzieć, a czego nie, podejmujemy wspólnie. – Nie miałam zamiaru ustąpić. – Nie ty.
Nadal miał w sobie silny temperament. Niekiedy nie potrafił ustąpić, walczył zacięcie, próbując udowodnić własne racje. Nie byłam już nastolatką, żeby jedynie potakiwać posłusznie głową – choć nawet wtedy starałam się stawiać na swoim – teraz miał przed sobą swojego największego przeciwnika. Dobrze wiedział, że każda próba przekonania mnie do czegokolwiek, co wiązało się z jego bratem, będzie wiele go kosztować.
Nigdy nie zamierzałam z nim walczyć. Ani razu, odkąd zrozumiałam, że moje serce należy do niego. Gdy tylko pojęłam, że kocham Nicholasa Scotta, prędzej stanęłabym przeciw całemu światu niż przeciw niemu.
Chyba że on stanie na drodze do bezpieczeństwa naszych dzieci.
Drzwi się otworzyły, a do środka weszli nasi synowie. Najpierw moje spojrzenie skrzyżowało się z podejrzliwym wzrokiem Darcy’ego. Cain nawet nie zwrócił uwagi, że wszyscy znajdujemy się w salonie, dopiero po chwili popatrzył w kierunku swojego ojca.
– A co wy tak stoicie? – odezwał się bratanek mojego męża. – Nic nie zrobiliśmy – dodał, przykładając dłoń do serca.
Mój syn natomiast nie zdobył się na choćby jedno słowo. Darcy zawsze był tym milczącym. Po czasie zrozumiałam, że ciszą wyraża siebie. To stanowiło element jego osobowości i nie mogłam go zmienić. Jego kuzyni i rodzeństwo nadrabiali za niego gadatliwością.
Zane wystąpił przede mnie i odparł:
– Miałeś nie jeździć na motocyklu.
– Tato, ale…
– Cain, nie ma żadnego „ale”, rozmawialiśmy o tym.
Chłopak spuścił wzrok, a ja przyglądałam się im, próbując zatuszować swoje emocje. Darcy wiedział, że coś jest nie tak. Kłamstwo zawsze wychodziło na jaw – choćby chciało się je zataić, ono i tak prędzej czy później ujrzy światło dzienne. Co się stanie, gdy mój syn odkryje prawdę? Znienawidzi nas? Odwróci się od rodziny? Ucieknie? Przecież nie mogłam odebrać mu wspomnień, które atakowały go we śnie. Atmosfera w powietrzu zgęstniała, co dało się łatwo wyczuć, a Darcy zawsze był cholernie bystry.
– Może dziś pizza na kolację? – rzuciła Silver, próbując odwrócić uwagę mojego syna. Wiedziałam, że jeśli nikt tego nie przerwie, ulegnę presji jego spojrzenia. – Wpadnijcie do nas, o siódmej.
– Wpadniemy – odpowiedział mój mąż.
Po chwili nasz syn ruszył do swojego pokoju, a reszta rodziny wyszła – zostaliśmy z Nicholasem sami. Mocny ucisk w gardle sprawił, że mój oddech stał się płytki, a ciało… nie wiedziałam, jak to określić, lecz miałam wrażenie, jakbym znajdowała się poza nim. Czułam, jak mąż przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej, ale ani drgnęłam. Nie miałam sił, by otulić go ramionami. Łza spłynęła po moim policzku.
– Kocham cię – szepnął mi do ucha.
W końcu oparłam czoło na piersi Nicholasa i oplotłam ręce wokół jego talii.
– On nas zabije.
Nicholas
Rok nieokreślony
Opierałem się o filar przed domem mojego młodszego brata. Nie wiedziałem, czy jest w środku, czy może uciekł na drugi koniec Stanów i zobaczę go dopiero za kilka miesięcy. Z Aidenem nigdy nie mogłem być niczego pewien. W końcu drzwi się uchyliły, a przede mną stanął Isaac. Zmarszczyłem brwi, kiedy mój drogi przyjaciel potarł oczy, jakby nie spodziewał się zobaczyć mnie z samego rana.
– Boże, zaspałem? – jęknął.
– Nie, jest sobota – odpowiedziałem, nadal stojąc w tym samym miejscu. – Jest mój kochany braciszek?
Isaac i Aiden mieszkali razem, a raczej Isaac pomieszkiwał z moim bratem. On nie czuł potrzeby posiadania domu, to Warren chciał być blisko nas. Praktycznie każdy dzień spędzał u nas, bo na niego… nie mógł liczyć. Nikt z nas nie mógł liczyć na Aidena. Dla niego najważniejszy był on sam.
– Jak sądzisz – mruknął, przewracając oczami. – Przyszedł wczoraj wkurwiony, wziął torbę i tyle go widziałem.
Odchyliłem głowę i wziąłem głęboki wdech. On mnie kiedyś wykończy. Przez niego kłócę się z ukochaną, mój syn zaczyna coś przeczuwać, a w domu unosi się napięcie, którego nie potrafię rozładować. Minęło tyle lat, a on wciąż nie pogodził się ze stratą… Nie – on pogodził się z odejściem Esmeray, ale nigdy nie przepracował tego, co naprawdę go zniszczyło.
Nie było dla niej ratunku. Miała zbyt poważne obrażenia – takich ran nikt nie mógłby uleczyć. W końcu była tylko człowiekiem. A my, ludzie, krwawimy i umieramy. Aiden nie potrafił sobie wybaczyć, że wtedy jej posłuchał. Zamiast rzucić się jej na pomoc, najpierw zaczął szukać Darcy’ego i Caina.
Nie umiał żyć z tym, że pozwolił Esmeray walczyć samotnie.
To wszystko jednak nie usprawiedliwiało jego zachowania. Właśnie stałem naprzeciwko mężczyzny, który stracił miłość swojego życia w wypadku, a mimo to nadal był taki sam. Strata Aurelii na pewno go zmieniła, ale nie zatracił się w tym. Miałem szczerą nadzieję, że jeśli Aiden będzie miał u swojego boku Warrena, łatwiej będzie mu przez to przejść. Niestety się myliłem.
– Powinienem był go zamknąć już te kilka lat temu – powiedziałem i znowu popatrzyłem na przyjaciela, który próbował podnieść mnie na duchu samym spojrzeniem. – Obaj wiemy, że zamknięcie go byłoby…
– Nie – wtrącił się Isaac. – To nie byłby najlepszy wybór.
Aiden był inny, lecz nie zmienił się po roku od jej śmierci. Nie stało się też to dwa lata później ani trzy. Nie potrafiłem dokładnie określić, kiedy to się wydarzyło, ale doskonale pamiętałem, co się stało, gdy ten moment nadszedł. Od tamtego dnia wszyscy się go bali, nawet ja i Zane.
– Przyniósł do domu, w którym były moje dzieci, dziesięć głów, Warren.
Przyjaciel mocniej zacisnął szczęki.
– Zabił wszystkich powiązanych z organizacją rodziny Esmeray – mówiłem dalej, a on coraz bardziej wątpił w swoje wcześniejsze słowa. – Nie miał litości dla nikogo. – Patrzyliśmy sobie w oczy. On wiedział. – Złamał zasady naszej organizacji i… zaprzepaścił całe człowieczeństwo, jakie w sobie miał.
– I uważasz, że zamknięcie go i równoczesne odcięcie od świata zewnętrznego, byłoby dobrym pomysłem? – Nie ustępował. – Byłbyś tak samo zły jak on, gdybyś się tego dopuścił. Nie masz prawa odbierać mu jego wolności.
– A on nie ma prawa narażać mojej rodziny. – Odbiłem się od filara i zbliżyłem do przyjaciela. – Niejednokrotnie mu pomagałem i tkwiłem u jego boku, choć dawno temu wyrzekłem się swojej przeszłości. Wszystko, co zrobiłem, było dla mnie ryzykowne, ale nie zawahałem się ani razu. Zawsze byłem dla niego i zawsze będę, chyba że…
– Nicholas. – Isaac mocno chwycił mnie za rękę. – On też jest twoją rodziną.
Zacisnąłem mocniej wargi, jednocześnie wbijając boleśnie zęby w język.
– I co? Mam go bronić? Przecież to robię! – Wyszarpnąłem się z jego uścisku. – Świecę za niego oczami przed Aurorą, ryzykując, że miłość mojego życia się ode mnie odwróci. Wiesz, co zrobił wczoraj? – zapytałem, a tym razem to Isaac zacisnął usta. – Przyszedł do naszego domu, cały we krwi, rozumiesz? Znalazł jakiegoś gwałciciela i go wypatroszył! Może i na świecie jest o jedną gnidę mniej, ale, kurwa… – Pokręciłem głową. – Policja może zacząć węszyć i co wtedy? Nie jesteśmy już chronieni przez organizację.
– Jesteście…
– Zabójcami, więc wiemy, jak umykać policji? – prychnąłem z irytacją. – Dopóki działamy zgodnie z zasadami organizacji, to tak, ale on już nie przestrzega kodeksu. Nie pozwolę, by oczy nieodpowiednich ludzi zwróciły się w naszym kierunku.
– Więc co chcesz zrobić? – Oparł się o fasadę budynku, podciągając ramiona na nagiej piersi. – Jak chcesz go zmienić? Bo każdy z nas wie, że to jest niemożliwe.
Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Kiedy szedłem do domu Aidena i Isaaca, również nie wiedziałem, co chcę powiedzieć bratu. Chciałem jedynie zapewnić bezpieczeństwo moim dzieciom. Walczyłem i dbałem o to, odkąd urodził się Darcy. Siedemnaście lat wyrzeczeń, porażek i zmian, żeby on miał lepsze życie. Gdy tylko wziąłem go w ramiona po raz pierwszy, wszystko przestało mieć znaczenie. Liczyło się dla mnie jedynie to, żeby mój syn żył w świecie, który nie jest skąpany w krwi. Pragnąłem dla niego lepszego życia i każdego dnia dążyłem do tego, by mu je podarować. Sam musiałem nauczyć się jeździć na rowerze, bo mój ojciec nigdy mnie tego nie nauczył, a chciałem, by Darcy doświadczał takich rzeczy ze mną. Oglądanie bajek, które z początku wydawały mi się żenujące, stało się wartościowe i wzruszające. Wszystko, co robiłem, było dla nich. Dla Darcy’ego, Riaza i Nixie. Miałem świadomość, że nigdy nie będę idealnym ojcem, ale starałem się taki być.
Ja i Zane zmieniliśmy się. Chociaż każdego dnia, kiedy spoglądałem w swoje odbicie, widziałem człowieka, który niszczył, zabijał i był złem. Miałem dwóch synów i córkę. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że mimo tego, jakim byłem człowiekiem, czeka mnie właśnie takie życie, nie uwierzyłbym. Czy zasługiwałem na to? Nie. Minęło tyle czasu, a ja nadal się nienawidziłem. Lecz nie zamierzałem pozwolić, by ktoś zaprzepaścił tyle lat walki o samego siebie. Bo każdy dzień był dla mnie próbą. Nie udowadniałem innym, że mogę być lepszy, robiłem to dla własnego dobra.
Nie zmienię Aidena. Nie da się zmienić kogoś, jeśli ta osoba tego nie chce. Nie mogłem jednak zaakceptować go takiego, jakim był. Mojego brata nie interesowało nic poza czubkiem własnego nosa. A ja nie miałem zamiaru za każdym razem wyciągać do niego pomocnej dłoni. I tak zawsze ją odtrącał.
– Gdyby żyła, byłoby nam lżej – wydusiłem, znów opierając głowę o filar. – Nie sądziłem, że kiedyś zatęsknię za tą niebieskowłosą jędzą.
Isaac się zaśmiał.
– Ja za nią tęsknię każdego dnia. – Po tych słowach popatrzyłem na niego. – Jako jedyna umiała go utemperować i nie przebierała w słowach. Mimo mroku, jaki w sobie nosiła, była jedną z najodważniejszych osób, jakie poznałem.
– Oj tak – przytaknąłem. – Powinniśmy się od niej tego uczyć.
Nieświadomie wróciłem do dnia, gdy oboje gniliśmy w celi. To Esmeray wtedy utrzymywała mnie przy życiu, choć sama walczyła o każdy kolejny wdech. Ryzykowała swoje życie dla mnie i nigdy jej tego nie zapomnę. Chociaż czasem nie traktowałem jej dobrze, to ona… Ona zrobiła dla mnie coś, czego nie byłbym w stanie jej wynagrodzić.
– Daj mu po prostu czas.
– Jak dużo jeszcze będzie go potrzebował? – Zadając to pytanie, wiedziałem, że Isaac nie udzieli mi na nie odpowiedzi. Nikt z nas tego nie wiedział. – Boję się, że każdy dzień, w którym on będzie siał spustoszenie, zbliża nas do naszego końca.
– Ale ja wiem, że mój najlepszy przyjaciel zawsze znajdzie rozwiązanie. – Jego dłoń znów zetknęła się z moją skórą. – Nie ma niczego, z czym byś sobie nie poradził.
– Bardzo mi schlebiasz.
– Czasem trzeba połechtać twoje ego. – Roześmiał się, na co mu zawtórowałem. – A tak serio… – Poklepał mnie po barku. – Poradzimy sobie ze wszystkim, jak zawsze. My przeciw całemu światu, prawda?
Serce mocniej zabiło mi w piersi. Ja i Isaac zawsze stawialiśmy czoła naszym problemom i razem znajdowaliśmy rozwiązania. Nawet gdy nie widziałem światełka w tunelu, on potrafił mi pokazać, że gdzieś tam w oddali tli się delikatna poświata. U jego boku byłem zdolny do wszystkiego.
– Nawet jeśli tym światem jest mój młodszy brat?
Warren na chwilę zacisnął wargi, ale po chwili odpowiedział:
– Zawsze będę u twojego boku. Nieważne, z kim przyjdzie nam się zmierzyć, przecież o tym wiesz.
Spoglądaliśmy na siebie w ciszy, która nastała po słowach przyjaciela. Czasem nie potrzebowaliśmy dopowiadać nic więcej. To właśnie był jeden z momentów, w których wiedzieliśmy wszystko. Posiadanie w życiu kogoś takiego jak Isaac Warren to dar. Doceniałem go każdego dnia i dziękowałem temu, kto mi go zesłał, bo z nim było po prostu lżej.
– Tato! – Krzyk mojego młodszego syna od razu zwrócił moją uwagę.
Dom Warrena mieścił się naprzeciwko mojego, dzięki czemu widziałem Riaza, który wyszedł na zewnątrz i stanął przed naszymi drzwiami. Zorientowałem się, że unosi ręce w nienaturalnym geście. Z początku nie dostrzegłem, co się stało, dopiero po chwili dodałem dwa do dwóch. Wystrzeliłem w jego stronę, a gdy tylko znalazłem się przy nim, chwyciłem jego dłonie między swoje. Serce waliło mi tak mocno, że jego uderzenia odbijały się echem w mojej głowie. Odłamki szkła tkwiły w jego skórze, która zalana była krwią.
– Pękła mi w dłoni, ja… – Kręcił głową, a pod jego powiekami zbierały się łzy. – Nie wiem, jak to się stało.
Ostrożnie zacząłem wyciągać odłamki. Widziałem, jak Riaz krzywił się z bólu. Nie zauważyłem nawet, kiedy obok mnie znalazł się Isaac. Kiedy tylko pozbyłem się dużych fragmentów szkła, poprosiłem przyjaciela, żeby wyjechał moim samochodem z garażu. Musieliśmy pilnie pojechać do brata Aurory. Moja żona wyszła na chwilę z domu i od razu coś się wydarzyło. Jak to się stało, że szkło pękło w dłoniach Riaza? Sam w życiu kilka razy zmiażdżyłem coś w dłoni, ale… ja to ja.
Siedziałem obok Riaza, gdy Warren prowadził do domu Mateo. Mój szwagier mieszkał niedaleko, więc liczyłem, że go zastanę. Odwiedzenie go w miejscu pracy zawsze niosło ciekawskie spojrzenia i masę pytań. Chciałem tego uniknąć. Zatrzymaliśmy się przed dużym, jednopiętrowym domem. Wysiadłem jak najprędzej, syn podążał za mną, a z jego dłoni kapała krew. Uderzyłem kilka razy w drzwi, aż się uchyliły. Przede mną stała przerażona Francis.
– Jest Mateo? – Wszedłem do środka bez zaproszenia.
– Tak, a co… Boże, Riaz, co się stało?! – Kobieta od razu chwyciła dłoń mojego syna, by ją obejrzeć. – Mateo! – zawołała.
Po chwili mój szwagier wyszedł z pokoju. Pocierał głowę ręcznikiem, a drugi miał owinięty wokół bioder. Dopiero wyszedł spod prysznica, więc nie dziwiło mnie to, że nasza obecność w jego domu nieco go zaskoczyła.
– Riaz zgniótł szklankę w dłoni – powiedziałem na wstępie, na co kilkukrotnie zamrugał. – Wyciągnąłem największe odłamki, ale nie widziałem mniejszych, niestety nadal krwawi. – Musiałem mu szybko wszystko wyjaśnić.
– Dobra, chodźmy do gabinetu.
Francis zaprowadziła Riaza do pokoju, a ja wszedłem tuż za nimi. Przyglądałem się, jak Mateo siada na krześle i usadza mojego syna naprzeciwko siebie. Włożył gumowe rękawiczki, okulary, zapalił ostrzejsze światło i zaczął wyciągać resztę odłamków. Widziałem, jak mój syn krzywił się z bólu, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. To nie był pierwszy raz, kiedy zauważyłem coś podobnego. Wiele razy bił się z Cainem i często wracał z rozciętą wargą, zwichniętą ręką albo innym urazem. Ani razu jednak nie zapłakał, choć widziałem łzy pod jego powiekami. Ani razu nie załkał, choć jego głos drżał. Skąd się to w nim brało? Próbował coś udowodnić… mnie? A może sobie? Nie podobało mi się to.
Miał dopiero czternaście lat. Miał prawo do słabości. Do łez. Dlaczego więc ich nie okazywał? Dlaczego w jego dłoni tkwiły odłamki szkła? Przecież szklanka nie pękła ot tak, sama z siebie. Coś było nie tak. Coś, czego jeszcze nie rozumiałem – ale czułem, że to dopiero początek.
Po kilkunastu minutach dłoń Riaza była opatrzona. Francis wyprowadziła go z pokoju. Zostałem sam na sam z Mateo. Po jego minie widziałem, że coś chodzi mu po głowie.
– Mów. Przecież widzę, że coś jest nie tak.
– Czy Riaz się samookalecza?
Serce podeszło mi do gardła. Czułem, jak temperatura ciała nagle wzrosła. Co…?
– Nicholas, on ma na ciele wyraźne blizny. To nie są ślady po zabawie czy niefortunnych wypadkach. To precyzyjne cięcia. A to… – Pokręcił głową z niedowierzaniem. – Jestem lekarzem. Potrafię ocenić ranę. Zgniótł szkło w dłoni. Zacisnął je tak mocno, że odłamki wbiły się głębiej. Zrobił to świadomie.
Wpatrywałem się w niego i nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Mój syn świadomie wyrządzał sobie krzywdę, a ja tego nie zauważyłem? Jak mogłem to ominąć? Jak…
Poczułem, jak dłonie Mateo nagle znalazły się na moich barkach.
– Dzieci potrafią bardzo dobrze maskować takie rzeczy, nie obwiniaj się, Nico.
– Ja…
– Nie masz obowiązku wszystkiego wiedzieć czy widzieć. To, że jesteś rodzicem, nie oznacza, że nie możesz popełniać błędów.
– Mateo, to mój syn.
– A myślisz, że ja wiem o wszystkim, co robi Colette? Oczywiście, że nie. Mnie też może coś umknąć. Nie obwiniaj się, ale spróbuj z nim porozmawiać.
Skinąłem głową w podziękowaniu, po czym bez słowa opuściłem pokój.
Musiałem jak najszybciej wrócić do domu. Czułem, jak wszystko we mnie wrze – niepokój, złość, wstyd i poczucie winy mieszały się w jedno. Zanim porozmawiam z Riazem, muszę obgadać wszystko z Aurorą. Ta rozmowa nie będzie łatwa. Dla żadnego z nas.
Mój syn cierpiał, a ja tego nie dostrzegłem. Był tuż obok, a jednak zbyt daleko.
Zawiodłem go.
I siebie też.