Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
584 osoby interesują się tą książką
Nowa seria Weroniki Ploty!
Raelynn Monroe studiuje na Uniwersytecie Yale. Poszła w ślady ojca – legendy tej uczelni – i teraz dźwiga ciężar jego osiągnięć. Dążenie za ambicją przesłania jej codzienność, a perfekcja staje się nawykiem, nie wyborem. Jednak jej uporządkowany świat rozpada się w jednej chwili.
Pewnego dnia w bibliotece przypadkowo zrzuca na nieznajomego stos książek. Kiedy dociera do niej, kim on jest, natychmiast pojmuje, że powinna trzymać się od niego z daleka.
Darcy Scott studiuje na drugim roku prawa, pełni funkcję kapitana uniwersyteckiej drużyny futbolu, a także należy do tajemniczego Bractwa Kruka. Jego nazwisko budzi niepokój na Yale.
Szukając informacji o Darcym, Raelynn znajduje wpis na blogu plotkarskim, którego nie może potem wyrzucić z głowy. Według pogłosek Scott został zamieszany w sprawę zaginięcia studenta. Dziewczyna wie, że nie powinna się tym interesować, ale ciekawość okazuje się silniejsza.
Im głębiej sięga, tym mocniej ktoś zaczyna się jej przyglądać.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 542
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Weronika Plota
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Anna Suchańska
Korekta: Iwona Wieczorek-Bartkowiak, Aleksandra Płotka, Monika Baran
Skład i łamanie: Michał Swędrowski
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8418-192-8 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Zanim zaczniesz czytać, pamiętaj, że Silent Darkness to książka przeznaczona dla dorosłych odbiorców. Zawiera motywy, które mogą wywołać skrajne emocje, takie jak prześladowanie, stalking, morderstwa, szczegółowe i sugestywne opisy aktów seksualnych oraz używki. Sceny zawarte w powieści mogą wywołać dyskomfort u wielu czytelników. Pamiętaj, że wszystko, co tu znajdziesz, to fikcja.
Silent Darkness to książka osadzona na Uniwersytecie Yale w New Haven. Wiele informacji dotyczących nauczania, przeprowadzonych zajęć, lekcji, futbolu itd. zostało opracowanych na podstawie wykonanego researchu. Należy jednak pamiętać, że wiele elementów zostało przeze mnie zmienionych. Nie wszystko, co opisałam, przekłada się na realia tego uniwersytetu czy miasta. Sporo miejsc jest prawdziwych, lecz wymieszanych z moją wyobraźnią. Bractwo Kruka stworzyłam, inspirując się istniejącym bractwem na Yale, jednak wszystkie informacje na jego temat są fikcją. Prawdziwe bractwo owiane jest tajemnicą, a wiele związanych z nim kwestii nigdy nie ujrzało światła dziennego.
David Kushner – Dead Man
Isabel LaRosa – Famous
Frank Ocean – Novacane
Drake – Hold On, We’re Going Home
Asal – Headache
Novo Amor & Lowswimmer – Euphor
Frank Ocean – Pyramids
Elley Duhé – MIDDLE OF THE NIGHT
Paris Paloma – LABOUR
Goo Goo Dolls – Iris
Iván Cornejo – Está Dañada
Gigi Perez – Sometimes
Tory Lanez – Lavender Sunflower
Riley Pearce – Brave
Montell Fish – love you more than me
RY X – Berlin
Novo Amor – From Gold
Hazlett – Missionary Feelings
Artemas – test drive
Mareux – Killer
Raelynn
Idąc na studia, obiecałam sobie jedno – będę się skupiać na nauce. Trzymałam się tego planu. Szło mi naprawdę dobrze i wyrabiałam się z każdym materiałem. Byłam zawsze przygotowana na zajęcia i nie istniała najmniejsza szansa na to, że nie znałabym odpowiedzi na jakieś pytanie, które mógłby zadać mi któryś z profesorów. Analizy tekstów prawniczych, eseje, niczego nie pomijałam. Yale dostosowało się do studentów, nauczanie było tu bardziej elastyczne i komfortowe. Na tym uniwersytecie naprawdę dbano o uczniów. To ja, jak zwykle, narzuciłam na siebie zbyt dużo. Zapominałam o tym, żeby zjeść coś w ciągu dnia czy załatwić potrzeby fizjologiczne. Każdy mój dzień od rozpoczęcia studiów wyglądał tak samo. Wstawałam, kąpałam się, ubierałam, szłam na uczelnię, po zajęciach wracałam do domu, uczyłam się, kładłam spać, a kolejnego dnia powtórka. Nie było mowy o jakimś czasie dla siebie czy poznaniu nowych osób.
Wszystko to spieprzyło się przez jedną sytuację. Jedną!
Czasami po zajęciach odwiedzałam uniwersytecką bibliotekę. Siedziałam na samym jej końcu, a w uszach miałam słuchawki włączone na tryb wygłuszający, dzięki czemu nie słyszałam żadnych szmerów. To pomagało mi się skupić w stu procentach. Do tego miejsca rzadko kiedy zapuszczali się członkowie drużyny futbolowej. To nie tak, że się nie uczyli, uczelnia należąca do Ivy League kładła szczególny nacisk na to, by łączyć intensywne treningi z nauką. Do drużyny nie dostawało się ot tak. Trzeba było przejść rekrutację, która odbywała się na podstawie umiejętności sportowych i wyników w nauce. Jeśli jakiś zawodnik nie spełniał wszystkich standardów uczelni oraz tych wymaganych na boisku, mógł sobie pomarzyć o byciu częścią drużyny. Ale i tak rzadko dało się spotkać tutaj Buldoga.
Akurat ja ze wszystkich osób w tej bibliotece musiałam wpaść na któregoś z nich – a dokładniej na dwóch. Po całym uniwersytecie krążyły plotki, co było normalne, ale Yale nie przyjmowało wielu nowych studentów, więc każda pogłoska rozchodziła się w ekspresowym tempie. Nie zagłębiałam się zbytnio w temat, ale z tego, co słyszałam, to posiadaliśmy profil na Instagramie, gdzie na bieżąco pojawiały się najświeższe wieści. Nawet ja doczekałam się swojego wpisu… To był mój pierwszy i ostatni raz, kiedy zajrzałam na tamto konto.
Raelynn Monroe – córka absolwenta Yale, znakomitego prawnika i biznesmena.Pamiętałam każde słowo, które zostało zapisane na kilkusekundowej relacji. Najwięcej wpisów dotyczyło pewnej rodziny. Przez pierwsze dni nauki próbowałam zrozumieć, dlaczego wzbudzała ona taką fascynację wśród studentów, ale niezbyt mnie to interesowało, więc skupiłam się na sobie. Jak się okazało później, źle zrobiłam, nie próbując poznać tej historii.
Przeszukiwałam regał, szukając tytułu, ponieważ pani bibliotekarka powiedziała mi, że znajdę go w tym dziale. Oczywiście okazało się to trudniejsze, niż myślałam. Dębowe półki w moim odczuciu ciągnęły się w nieskończoność. Dwoiło mi się w oczach, gdy spoglądałam na grzbiety książek, poszukując tej jednej.
Jeśli jakaś scena mogłaby wydarzyć się w filmie romantycznym, wyglądałaby ona tak: główna bohaterka sięga po książkę i nagle… bum! On – główny bohater –chwyta tę samą. To mogło się wydarzyć w prawdziwym życiu, różnie bywa, ale u mnie to wyglądało inaczej. Już lepiej byłoby, gdybym chwyciła tę samą książkę… A ja przypadkiem wyciągnęłam jedną i zrzuciłam cały stos na jego głowę. Ze wszystkich historii, które miały miejsce w moim życiu, moi bliscy w tę by nie uwierzyli. Na samym początku zamurowało mnie, nie potrafiłam się ruszyć i nawet go za to nie przeprosiłam. Stałam na drabinie, trzymając w dłoni książkę, której tak zawzięcie poszukiwałam, i wpatrywałam się w chłopaka. Na jego miejscu zapewne zareagowałabym agresją i powiedziałabym coś, czego po chwili bym pożałowała. On natomiast nawet nie drgnął. Obrzucił mnie spojrzeniem, nie zdradzając żadnej emocji. Trudno było mi stwierdzić, czy jest zły, czy zniesmaczony. Na drewnianej podłodze leżało na oko dziesięć książek w twardej oprawie, które jeszcze chwilę temu spadły mu na głowę.
Najbardziej zaskoczyło mnie to, że chłopak schylił się i zaczął je zbierać, nadal nie komentując tej niezręcznej sytuacji. Podniósł wszystkie, po czym wyciągnął do mnie jedną. Zamrugałam zdziwiona, bo nie tego się spodziewałam. Spoglądaliśmy na siebie, cały czas milcząc. Podawał mi książki, żebym włożyła je na miejsce. Ostrożnie wsuwałam każdą na półkę, mocno koncentrując się na tym, by znów jakiejś nie zrzucić. Gdybym zrobiła to drugi raz, spaliłabym się ze wstydu. Na moje szczęście udało się ułożyć wszystkie, nie powodując dodatkowych szkód. Chciałam przeprosić chłopaka, ale kiedy się odwróciłam, już go nie było. Nie powiedział nic, a jego wyraz twarzy pozostawał beznamiętny. Nawet nie zdążyłam mu się na tyle przyjrzeć, by w przyszłości złapać go gdzieś na uczelni i przeprosić. Zauważyłam tylko, że stosik, który na niego spadł, zostawił mu ślad na twarzy.
Po zejściu z drabiny przycisnęłam do swojej piersi książkę i ruszyłam do stolika, przy którym zostawiłam torbę. Zazwyczaj nikt się do mnie nie dosiadał, bo wybierałam najbardziej odległe miejsce, jednak ktoś postanowił dotrzymać mi towarzystwa. Powoli odsunęłam krzesło, a chłopak, który siedział naprzeciwko, zsunął ze swojej głowy kaptur. Skrzyżowałam z nim spojrzenie, nie spodziewając się, że ujrzę… Caina Scotta. Ze wszystkich osób, na które musiałam trafić, był to akurat on. Chwyciłam torbę i gdy już chciałam się wycofać, do stolika podszedł drugi chłopak. Potrzebowałam kilku sekund, by połączyć kropki i dojść do tego, kim on jest. Omiatałam wzrokiem jego twarz i dostrzegłam, że ma małe zadrapanie na czole. Nagle wszystko stało się jasne. To na niego przed chwilą zrzuciłam książki.
Gorzej było później, kiedy dotarło do mnie, jak się nazywa. Myślałam, że zemdleję na ich oczach albo się popłaczę. Nie interesowałam się nimi, wręcz unikałam tematów związanych z tą rodziną. A właśnie teraz stałam naprzeciwko Darcy’ego Scotta. Widziałam go raz…Wyglądał jak niepasujący element na tle wysokich ozdobnych sufitów czy okien z witrażami, które rzucały smugi światła na jego sylwetkę. Sytuacja, w której się znalazłam, była dość niezręczna. Miałam wrażenie, że powietrze stało się cięższe. Żadne z naszej trójki się nie odezwało. Spoglądałam na chłopaka przede mną, nie zwracając uwagi na to, że jego kuzyn też na mnie patrzył. Zrzuciłam mu na głowę książki. Chłopakowi, który był tajemnicą Yale.
Zamiast go przeprosić za to, co zdarzyło się chwilę temu, wsunęłam powieść do torby i ruszyłam żwawym krokiem do wyjścia. Nie obejrzałam się za siebie, żeby sprawdzić, czy oni odprowadzają mnie wzrokiem. Tak naprawdę nie musiałam tego robić, ponieważ czułam na swoich plecach intensywność ich spojrzeń. Kiedy wyszłam na zewnątrz, uderzył we mnie chłodny powiew wiatru, który pobudził moje zdrętwiałe ciało. Wzięłam głęboki wdech i przymknęłam na sekundę powieki. Nic się nie wydarzyło, nic…Powtarzałam sobie to przez cały dzień, aż w końcu musiał nastąpić kulminacyjny moment, który sprawił, że szybko pożałowałam tego, że tamtego dnia poszłam do biblioteki.
Jeden z chłopaków zwrócił na mnie swoją uwagę i postanowił się ze mną skonfrontować. Najgorsze w tej całej sytuacji był fakt, że zrobił to w najbardziej zatłoczonym miejscu na całym uniwersytecie. Cross Campus – tu studenci odpoczywali między zajęciami, na trawniku lub pod drzewami. Wielu z nich siedziało z nosem w książkach – do tej grupy zaliczałam się na przykład ja. Inni natomiast rozmawiali ze swoimi znajomymi i wykorzystywali wolny czas na spotkania towarzyskie. Ścieżki, rozdzielające trawniki i prowadzące do różnych budynków, też były pełne studentów, którzy wolnym krokiem spacerowali po terenie uczelni.
Uniosłam wzrok na Harkness Tower wnoszącą się nad kampusem. Spoglądałam na nią zawsze, kiedy tu siedziałam, i za każdym razem zachwycałam się nią, jakbym widziała ją po raz pierwszy. Wieżę zbudowano z ciemnego kamienia, była smukła i pięła się wysoko w kierunku nieba. Wyróżniała się swoją gotycką architekturą na tle budynków należących do terenu Yale. Z pewnością była niemym świadkiem wielu wydarzeń, a teraz także tego, które mnie wprawiło w niemałe osłupienie. Zauważyłam zbliżającego się do mnie chłopaka i szybko wróciłam wzrokiem do książki. Szedł do mnie krokiem pełnym nonszalancji, emanował pewnością siebie, a każdy student spoglądał na niego, choćby tylko przelotnie. Chciałam udać, że mnie tu nie ma, więc szybko odwróciłam się do niego plecami i zaczęłam czytać książkę. Nic z niej nie przyswajałam, bo wiedziałam, że chłopak się do mnie zbliża i zaraz dojdzie do konfrontacji, której bardzo nie chciałam.
Smukłe, długie palce dotknęły stron. Uniosłam wzrok z nadzieją, że jest to ktoś inny. Skrzyżowałam z nim spojrzenie i mocniej zacisnęłam szczęki. Coś pod moją skórą wibrowało, niosąc za sobą dziwny niepokój i chłód. Nie było to spowodowane pochmurną pogodą ani faktem, że w tym tygodniu miałam egzamin z prawa konstytucyjnego.
– Cześć. – Pociągnął książkę w dół, by mieć pewność, że skupię się na nim. – Raelynn?
Powinnam być zaskoczona tym, że znał moje imię. Nie zareagowałam jednak zdziwieniem. Zamiast tego poczułam, jakby coś siedziało mi na ramionach i szeptało do ucha, żebym uciekała. Echo uderzeń serca wybrzmiewało w mojej głowie.
– Nie przedstawiłaś się – dodał po chwili.
W swoim życiu słyszałam już wiele rodzajów głosów, lecz żaden z nich nie miał w sobie nic wyróżniającego. Ten był pełen dziwnej głębi i jednocześnie tak delikatny, że mogłabym uwierzyć w dobre intencje chłopaka.
– Jak widać, nie musiałam – odpowiedziałam.
Usiadł naprzeciwko mnie, dzięki czemu zyskałam więcej wolnej przestrzeni. Ostrożnie przesunęłam się w tył, chcąc zwiększyć dystans między nami. Chwyciłam w dłonie skrawek spódnicy, by upewnić się, czy jest na swoim miejscu. Cain nawet na sekundę nie opuścił spojrzenia.
– Jesteśmy w tej samej grupie. – Kącik jego ust nieznacznie się uniósł. – Ale pewnie nie zauważyłaś, bo zawsze siedzisz z nosem w książkach.
Nie wiedziałam, czy to miało być obraźliwe, czy nie. Z samego tonu nie mogłam tego wywnioskować, a wyczytać coś z mimiki jego twarzy było jeszcze trudniej. Rzeczywiście nie zwracałam uwagi na to, z kim studiuję.
Nastała między nami niezręczna cisza. Ja nie miałam pojęcia, co mogłabym powiedzieć, a on zauważył, że trzymam się na dystans i nie chcę podejmować dalszej konwersacji. Odwróciłam na chwilę wzrok i napotkałam to, czego tak naprawdę się spodziewałam. Studenci, którzy zazwyczaj byli pochłonięci nauką i rozmowami, wpatrywali się w nas. Teraz mogę być pewna, że stanę się głównym tematem dyskusji na kampusie. Powoli wróciłam spojrzeniem do chłopaka.
– Ciekawe, kiedy powstanie plotka o tym, że się spotykamy – mruknął pod nosem, jakby kompletnie mu to zwisało. – Ja obstawiam pięć minut.
Czy on traktował to jako formę rozrywki? W jednej chwili cała się zagotowałam, ale nie miałam zamiaru wyrzucić swojej złości na niego. Powinnam zachować się rozsądnie, mimo że kusiło mnie, żeby powiedzieć mu, co o tym myślę. W minimalnym stopniu dałabym upust swoim emocjom, lecz to w niczym by mi nie pomogło. Spłynęłoby to po chłopaku, a co gorsze, zapewne dostarczyłabym mu satysfakcji, ujawniając swoje uczucia.
– Nieszczególnie interesuje mnie blog plotkarski. – To nie do końca prawda. – Ale jeśli wiedziałeś, że to poskutkuje falą nieprawdziwych informacji, po co tu przyszedłeś?
Miał surową twarz bez żadnego wyrazu, jedynie jego oczy odbijały promienie słoneczne, przebijające się przez korony drzew. One zdawały się delikatnie błyszczeć, co mogłoby oznaczać, że chociaż w małym procencie się tym przejął.
– W piątek, jak wiesz, jest impreza…
Och… Wypadło mi to z głowy, choć na każdym kroku studenci przypominali o tym, że Halloween jest w tę sobotę. Na uniwersytecie Yale to bardzo ważne wydarzenie, które okrzyknięto nazwą „Halloweekend”. Przez kilka dni odbywała się masa różnych imprez, wydarzeń, a w przygotowaniach brał udział niemal każdy, oprócz mnie. Do trzydziestego pierwszego października codziennie były organizowane imprezy, czy to w domach bractw, czy po prostu na kampusie. Nieważne, czy Halloween wypadało w środę, czy w czwartek, to tradycja, w której nawet profesorowie brali udział. Ja mieszkałam około dwadzieścia minut pieszo od uniwersytetu, więc gdy zamykałam się w mieszkaniu, nie dosięgała mnie ta niezwykle huczna uroczystość. Byłam jedną z tych osób, których nie zachwycał ten dzień. Nie potrafiłam odnaleźć w tym powodu do ekscytacji. Z pewnością nie było nim dekorowanie kościotrupami domów bractw, uczelni i każdej wolnej przestrzeni. Gdyby Cain o tym nie wspomniał, nawet przez chwilę nie zwróciłabym uwagi na to, że co chwilę mijam dynie, rozłożone wzdłuż ścieżek i wejść do budynków.
Cain należał do bractwa, więc jego zaangażowanie było jeszcze większe. To właśnie jego członkowie przyczyniali się do stworzenia mrocznej atmosfery na kampusie. W większości przypadków to w ich domach organizowano największe imprezy. Ekscytowali się tak bardzo, że co roku wybierali motyw tegorocznego Halloweekendu. Jeśli maczało w tym palce pewne bractwo, można było się spodziewać prawdziwej grozy.
– Nie lubię Halloween – odpowiedziałam po dłuższej chwili. – Baw się dobrze.
Zaczęłam zbierać swoje notatki, ale gdy chciałam wsunąć do torby książkę, palce Caina zacisnęły się wokół mojego nadgarstka.
– Mam plany – rzuciłam z nadzieją, że mnie puści i przy okazji da sobie spokój z dalszą próbą rozmowy. – Miło było…
– Nigdzie cię nie zaprosiłem, Raelynn. – Powiedział to w taki sposób, że musiałam zapanować nad reakcjami swojego ciała, ponieważ w tym momencie miałam ochotę spalić się ze wstydu. – Jeszcze – dodał, po czym uśmiechnął się zalotnie.
Przełknęłam ślinę i udało mi się wyswobodzić dłoń z jego uścisku. Schowałam książkę i powoli się podniosłam. Chłopak zrobił to samo co ja, na co zmarszczyłam brwi i zlustrowałam go spojrzeniem. Wyprostował się, w wyniku czego kolejny raz zaznaczył swoją przewagę nade mną. Nie wiedziałam, ile miał wzrostu, ale na moje oko siedemdziesiąt pięć cali. Idealnie nadawał się do drużyny. Mocno dociskałam do swojej piersi torbę i czekałam, czy chłopak powie coś więcej. Rozciągnął ramiona, przez co bluza mocno opięła się na jego ciele. Dlaczego chłopacy tak robili? Czy w ten sposób próbowali nam pokazać swoją „siłę”? Miałam ochotę się roześmiać.
– Mógłbym dłużej z tobą rozmawiać, ale… – Spojrzał na coś lub kogoś znajdującego się z mojej prawej strony. – Jestem obserwowany. – Błysnął równymi zębami i jednocześnie przeczesał palcami włosy. – Przemyśl moją ofertę.
– A jaka ona była? – Uniosłam brew, by po chwili zerknąć przez swoje ramię.
Nie sądziłam, że moje oczy ujrzą opierającego się o drzewo Darcy’ego Scotta. Z tej odległości nie mogłam mu się dobrze przyjrzeć, ale dostrzegłam, że gapi się na mnie. Nie byłam pewna, czy dobrze zauważyłam, ale chłopak delikatnie uniósł kącik ust, a po chwili potrząsnął głową, opuszczając spojrzenie. Stał z ramionami podpartymi na klatce piersiowej. Na głowie miał słuchawki, a plecak zwisał mu z jednego barku. Zauważyłam, że ani on, ani Cain nie nosili bluz, które krzyczałyby o tym, że należą do drużyny. Zazwyczaj inni członkowie zespołu zakładali cokolwiek, co świadczyłoby o tym, że są Buldogami. Darcy miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, która niczym nie zdradzała, że chłopak jest kapitanem drużyny futbolowej. Ponownie skrzyżował ze mną spojrzenie. Od czasu rozpoczęcia studiów ani razu nie zwrócił na mnie uwagi i byłam szczerze za to wdzięczna. Wystarczyła jedna sytuacja, kiedy zrzuciłam na niego książki…
– Wpadnij na naszą imprezę – zaproponował po chwili Cain. – Tegoroczny temat to mordercy z filmowego świata.
– Mam plany, dzięki – powtórzyłam.
Uniósł ręce w geście kapitulacji, a kiedy ruszył w stronę swojego kuzyna, dodał:
– Ale jakby co, zawsze jesteś mile widziana w naszym domu, Monroe.
Gdy tylko odszedł, przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę budynku, w którym miałam mieć zaraz zajęcia. Czułam na sobie spojrzenia innych studentów. Nie rozumiałam, czym się „zachwycali”, jakbym rozmawiała co najmniej z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Mało wiedziałam na temat Scottów i nie chciałam tego zmieniać. Po wejściu na główną ścieżkę prowadzącą do budynku wydziału prawa zauważyłam, że tych dwóch zmierzało w tym samym kierunku. Zwolniłam i przyglądałam się Scottom. Darcy poprawiał pasek od plecaka, gdy znów na mnie spojrzał. Skórzana kurtka delikatnie się rozchyliła, zauważyłam, że ma założoną obcisłą białą koszulkę. Po raz kolejny powstrzymałam śmiech. Bluzka musiała być opinająca, bo jakby inaczej. Nie pokazywać swoich mięśni każdej napotkanej osobie? Niemożliwe w wykonaniu sportowca i to tak bardzo znanego. Srebrna klamra od paska połyskiwała w świetle słońca. Poruszał się płynnie, a z każdym krokiem emanował pewnością siebie, która mogła wzbudzać w innych podziw i jednocześnie lęk. Sama należałam do grupy dostrzegającej jego aurę próżności, chociaż chłopak pewnie myślał, że ją maskuje. Kiedy ich wyprzedziłam przed schodami, zlustrował mnie wzrokiem. Powstrzymałam się, by nie pokazać mu środkowego palca.
Nagle ktoś złapał mnie za ramię i pociągnął w swoją stronę. Serce podeszło mi do gardła, a gdy zobaczyłam dziewczynę, która wyglądała, jakby dopiero co wstała, uśmiechnęłam się do niej.
– Raelynn, co ty robiłaś z Cainem Scottem? – zapytała zdyszanym tonem Colette.
Poznałam ją pierwszego dnia na zajęciach i od tamtej pory była moją jedyną znajomą na uniwersytecie. Różniłyśmy się i to tak bardzo, że czasem zastanawiałam się nad tym, jakim cudem potrafiłam znaleźć z nią wspólny język.
– Mówiłam ci coś – dodała po chwili.
Wyswobodziłam się z jej uścisku, wzdychając. Pamiętałam, co mówiła, ale co miałam zrobić w tej sytuacji? Odejść, jakbym była nadętą idiotką, która nie rozmawia z kimś, bo ktoś inny powiedział mi, żebym uważała na pewne osoby? Nic nie wiedziałam o Scottach, a kiedy Colette zaczynała swój monolog na ich temat, wyłączałam się po pierwszych słowach.
– To on podszedł do mnie – odpowiedziałam, ruszając dalej.
Dziewczyna zrównała się ze mną, a stukot jej szpilek rozniósł się echem po korytarzu.
– Ostrzegałam cię, nie zbliżaj się do Scottów.
Popatrzyłam na nią, wyglądała na bardzo przejętą tą sytuacją.
– Oni zwiastują same złe rzeczy, należą do Bractwa Kruka – dodała.
– Oni nie są w kręgu mojego zainteresowania. – Zwolniłam z nadzieją, że tym razem do Colette dotrze, że oni mnie nie obchodzą. – Mogą być nawet członkami rządu czy siedzieć po prawicy diabła, nie interesuje mnie to.
Chwilowa cisza ze strony dziewczyny zaskoczyła mnie. Wpatrywałam się w jej delikatną twarz, na której wymalowało się prawdziwe przerażenie. Nawet w jej zielonych tęczówkach odnajdywałam strach.
– Oni zainteresowali się tobą, Raelynn.
Zacisnęłam usta i przyglądałam się jej, czekając, czy doda coś jeszcze.
– Cain, w porównaniu z Darcym, to uroczy chłopiec, ale trzymaj się od nich z daleka, proszę. – Obdarowała mnie błagalnym spojrzeniem. – Nie potrzebujesz dodatkowych kłopotów, a oni są ich definicją.
Mówiła do mnie w taki sposób, jakbym była dzieckiem i nie umiała odróżnić dobra od zła. Nie czułam zagrożenia z ich strony. Widziałam w Scottach typowych studentów, którzy grają w drużynie uniwersyteckiej i zawsze chodzą z uniesioną głową. Patrząc na tę dwójkę, nie drżałam ze strachu, a według Colette powinnam. A może trochę…
– Moim jedynym problemem jest nadchodzący egzamin z prawa konstytucyjnego. – Próbowałam zmienić temat. – Wolałabym napisać dwa z cywilnego – westchnęłam, kręcąc głową. – Nie patrz tak na mnie.
– Wiesz, jak na nich mówią? – Dziewczyna za bardzo przejmowała się tymi chłopakami. – Synowie zagłady! – pisnęła, a po chwili przycisnęła dłoń do swoich ust. – To krzyczy czerwoną flagą, która powiewa przed twoją twarzą!
Wzruszyłam ramionami, wspinając się po schodach.
– Lubię czerwień.
Colette zmierzyła mnie pełnym irytacji spojrzeniem. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć, by zrozumiała, że nie zamierzam wchodzić z nimi w żadną relację.
– Uspokój się już. – Zbliżyłam się do niej i lekko szturchnęłam ją ramieniem. – Przeżyję jutrzejszy dzień zamknięta w swoim mieszkaniu, gdzie nie dopadną mnie „synowie zagłady” – zaśmiałam się, a twarz dziewczyny delikatnie złagodniała. – Możesz do mnie wpaść, jeśli nie idziesz na imprezę.
– A załatwisz wino? – Puściła do mnie oczko.
– Przypominam ci, że w naszym kraju alkohol jest legalny od dwudziestego pierwszego roku życia. – Próbowałam zabrzmieć poważnie. – Możemy dostać dużą karę finansową, a nawet prace społeczne…
– Lubię półsłodkie – dodała, wtrącając mi się w zdanie. – Ale wypiję, co kupisz.
– Też takie lubię – mruknęłam.
Dzisiejsze zajęcia z prawa cywilnego minęły szybko, choć analiza spraw sądowych zawsze mnie wykańczała. Koncentrowaliśmy się na sprawie firmy, która działała w jednym ze stanów. Swoje produkty rozpowszechniali na cały kraj. Problem powstał w momencie, gdy stan, w którym zarejestrowano firmę, zażądał podatków. Cała dyskusja została sprowadzona do tego, dlaczego ten przypadek jest ważny. Odezwałam się, mówiąc, że wszystko kierowało się do ustalenia granicy jurysdykcji stanowej. Profesor od razu zwrócił na mnie uwagę i podjął ze mną rozmowę. Musiałam się mocno skupić, żeby dać z siebie dwieście procent. Branie udziału w dyskusjach na zajęciach było dla mnie ważne. To pomagało mi jeszcze bardziej się rozwijać.
Wyjaśniłam mężczyźnie, że moim zdaniem wszystko zależało od skali działalności. Musiałam dojść do tego, czy firma wysyłająca swoje produkty do innego stanu powinna była podlegać jego prawom. Jeśli to przedsiębiorstwo regularnie sprzedawało swoje produkty na obcym terenie, to powinno liczyć się z jego prawami. Jeżeli jednak dochodziło do sporadycznych sprzedaży, nie widziałam w tym żadnego problemu. Moje serce biło mocno, gdy dzieliłam się tym wnioskiem z profesorem. Jego uśmiech podniósł mnie na duchu, ale moje samozadowolenie minęło, kiedy powiedział, że powinnam jeszcze pamiętać o szczegółach. Prawo to nie tylko suche przepisy. Ta dyskusja sprawiła, że optymizm, który czułam, wchodząc do sali, prysnął.
Jeśli myślałam, że to te zajęcia wyciągnęły ze mnie całą energię, byłam w ogromnym błędzie. Praktyki prawnicze zadbały o to, żebym resztę dnia spędziła na gapieniu się w ścianę. Profesor podzielił nas na kilkuosobowe grupy i każdej wręczył inny scenariusz. Wyłączyłam się w momencie, kiedy do mojego zespołu dosiadł się Cain. Nie słuchałam innych studentów, gdy analizowali sprawę. Czułam na sobie intensywność spojrzenia Scotta. Miałam dużo szczęścia, bo Colette wzięła na barki nasze zadanie i ochoczo podjęła się dyskusji z profesorem, gdy ja po raz pierwszy zamilkłam. Lubiłam te zajęcia, ale dzisiaj marzyłam, by skończyły się jak najszybciej. Nie pożegnałam się nawet z koleżanką, zabrałam wszystkie rzeczy i ruszyłam do wyjścia. Idąc korytarzami, co chwilę zerkałam przez ramię, żeby obserwować, czy Cain za mną nie podąża. Powoli zaczynało nie podobać mi się to, że ci chłopacy zwrócili na mnie swoją uwagę.
Po wyjściu na zewnątrz uderzył we mnie zimny podmuch wiatru, który natychmiastowo załagodził dziwne uczucie kipiące wewnątrz. Wzięłam głęboki wdech, a kiedy spojrzałam przed siebie, zacisnęłam usta tak mocno, że poczułam posmak krwi na czubku języka. Darcy stał na dole schodów, teraz miał naciągnięty kaptur czarnej bluzy na głowę, a między palcami obracał coś, czego nie potrafiłam rozpoznać. Wpatrywał się we mnie z dziwnym uśmieszkiem.
Colette miała rację, ta dwójka była dziwna, ale Cain nie wzbudzał we mnie tego, co czułam na widok Darcy’ego. Ściskało mnie w podbrzuszu, gdy schodziłam po schodach. W momencie, w którym go mijałam, moje nogi zadrżały i musiałam skupić się na każdym kroku. Kiedy znalazłam się wystarczająco daleko, wypuściłam powietrze, które przetrzymywałam w płucach, odkąd go zobaczyłam. Będąc poza zasięgiem jego wzroku, miałam dziwne wrażenie, jakby on nadal znajdował się blisko mnie. Kilkukrotnie oglądałam się za siebie, ale nigdzie go nie dostrzegłam. To kuriozalne uczucie towarzyszyło mi cały czas, aż do chwili, gdy zamknęłam się w mieszkaniu.
Pierwszy raz od rozpoczęcia studiów po powrocie do domu, nie usiadłam do nauki. Przeglądałam blog plotkarski Yale i szukałam każdej, choćby najmniejszej wzmianki o Scottach. Spędziłam nad tym tyle godzin, że nie wiedziałam nawet, kiedy zasnęłam, trzymając w dłoni telefon. Zanim zamknęłam oczy, zapamiętałam pewne słowa.
Darcy Scott zamieszany w sprawę zaginięcia studenta.
Raelynn
W mojej głowie wyryły się sensacyjne słowa z uczelnianego bloga i cały dzień zaprzątały mi myśli. Nie mogłam ich wyrzucić ze swojego umysłu, chociaż bardzo tego pragnęłam. Starałam się podejmować dyskusję z profesorami, ale niestety kończyły się one dla mnie niepowodzeniem. Frustracja zamieniła się w złość, bo pierwszy raz, odkąd rozpoczęłam studia, odpowiadałam źle lub połowicznie. Najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że doskonale znałam odpowiedzi na pytania, które mi zadawano. Nie potrafiłam jednak poprawnie odpowiadać, ponieważ próbowałam zrozumieć nielogiczną sytuację dotyczącą Darcy’ego Scotta.
Colette próbowała mnie kilka razy zagadać, ale byłam wycofana i jedyne, co z siebie wydusiłam, to to, żeby wpadła do mnie o szóstej. W drodze do mieszkania wsunęłam do uszu słuchawki i wróciłam do lektury artykułu – a raczej plotkarskiego wpisu, który nie był poparty żadnymi dowodami. Ta cała „sprawa” miała wiele luk i wydała się niespójna. Władze Yale nie dopuściłyby do tego, żeby ich student, a tym bardziej kapitan drużyny, po czymś takim nadal uczęszczał na zajęcia. Zapewne przeprowadzono śledztwo wewnętrzne, które nie wskazało na to, by Darcy miał coś wspólnego ze sprawą, o której było głośno i która bulwersowała całe środowisko. Jednak istniała też druga strona medalu. Scott należał do bractwa. Oni mieli wpływy, władzę i byłam pewna, że tuszowanie niewygodnych spraw stanowiło dla nich chleb powszedni. Bractwa dbają o swoich, szczególnie gdy jeden z nich jest zagrożony. Są wobec siebie lojalni, nawet gdy w grę wchodzą tak poważne czyny. Mogli więc pomóc Scottowi i uchronić go przed konsekwencjami zarzuconego mu czynu.
Analizowałam każdą możliwość. Chodziło mi to po głowie przez cały pieprzony dzień. Starałam się podchodzić do sprawy w sposób logiczny i próbowałam wszystko argumentować. Nie wyczytałam niczego o tym, by zawieszono go w prawach studenta, choćby chwilowo, lub by wytyczono mu proces sądowy. Masa ludzi w komentarzach pod tym wpisem broniła Darcy’ego, rzekomo twierdząc, że był on w tamtym czasie widziany na imprezie. Świadkowie, którzy mogli to potwierdzić, również w jakiś sposób go chronili. Dla mnie oskarżenia bez żadnej podstawy były niedorzeczne. Jeśli byłby winny, nie byłoby go wśród innych studentów.
Darcy i Cain wzbudzali sensację w Yale i nie zdziwiłoby mnie, gdyby ktoś wrzucił tę plotkę tylko po to, by zrobić wokół nich jeszcze większy szum. W internecie ludzie byli bezkarni i mogli rzucać w innych bezpodstawne oskarżenia. Ojciec uczył mnie, żebym opierała się na faktach, a nie na domysłach. Moim zdaniem Darcy i Cain nie wyglądali, jakby stanowili potencjalne zagrożenie. Mogłam się też mylić, dlatego podchodziłam do tego wszystkiego z dystansem.
Głośny ryk z mojej lewej strony przebił się przez słuchawki wygłuszające. Odwróciłam głowę, żeby dowiedzieć się, co to za dźwięk. W ułamku sekundy motocykl śmignął mi przed oczami i po chwili zniknął za budynkami. Boże, jak ja nienawidzę motocyklistów.Sam ich widok wyzwalał we mnie agresję, a przez mój umysł przetaczały się fale przekleństw… i ból. Cały ten dzień doprowadzał mnie do frustracji. Jeszcze wczoraj powtarzałam sobie, że nie interesuje mnie Darcy… a dziś myślałam tylko o sprawie związanej z nim.
Jak tylko wróciłam do siebie, zadzwoniłam do mamy. Opowiedziała mi o tym, co robili przez ostatni tydzień, tata jak zwykle zawalony był pracą, wracał późnymi wieczorami i wybywał z domu z samego rana, a Scarlett serwowała rodzicom kolejne przeboje. Moja młodsza siostra sprawiała dość dużo problemów. Miała szesnaście lat i lubiła chłopców, którzy z kolei lubili kłopoty. Jej znajomi również pozostawiali wiele do życzenia. Kręciła się w szemranej ekipie. Gdy jeszcze mieszkałam w domu rodzinnym, niemal codziennie się kłóciłyśmy i nieraz dochodziło do rękoczynów z jej strony. Siostra nie potrafiła panować nad agresją. Rodzice niedawno wysłali ją do szkoły z internatem, co z początku wydawało mi się złym pomysłem. Uważałam, że lepszym wyborem będzie szkoła bez internatu, tak, by po zajęciach i terapii Scarlett wracała bezpośrednio do domu. Po czasie zrozumiałam, że podjęta przez rodziców decyzja była najlepsza z możliwych. Stamtąd Scarlett nie mogła się wymknąć, bo była pod nadzorem, a w domu mogła to zrobić w każdej chwili.
Mama powiedziała mi dzisiaj, że moja siostra wdała się w bójkę z jakąś dziewczyną. Było mi jej cholernie żal, bo nie mogła nic z tym zrobić. Każda próba pomocy kończyła się złością ze strony Scarlett. Mama była bezradna i nie miała pojęcia, jak pomóc swojemu dziecku. Próbowałam ją w jakikolwiek sposób pocieszyć, choć wiedziałam, że żadne moje słowo nie będzie wystarczające. To musiało być straszne uczucie, którego nigdy nie chciałabym doświadczyć. Po tym, jak się rozłączyłam, przez jakiś czas wpatrywałam się w ścianę. Mama została kompletnie sama. Ojciec praktycznie nie przebywał w domu. Ja studiowałam, a Scarlett…
Z zamyślenia wyrwało mnie powiadomienie, które wyświetliło się na ekranie mojego telefonu. Pochodziło ono z Instagrama, którego w zasadzie nie używałam. Miałam konto w tej aplikacji jedynie po to, by czasem przejrzeć profile niektórych osób. Nie ustawiłam nawet zdjęcia profilowego, pełnego imienia i nazwiska ani niczego, co mogłoby wskazywać, że to moje konto. Posiadałam tylko kilku obserwujących, a jednym z nich była moja mama.
Gwałtownie nabrałam powietrza, gdy zobaczyłam, że Cain Scott mnie zaobserwował. Weszłam na jego profil i zachłysnęłam się własną śliną, kiedy zobaczyłam, ile osób go obserwuje. Prawie ćwierć miliona… Kim on, do cholery, jest? Wiedziałam, że w Yale był rozpoznawalny, ale przecież jest na tym samym roku co ja. Zaczęłam przeglądać jego zdjęcia i dzięki nim doszłam do tego, że Cain od czasów liceum profesjonalnie grał w futbol. Sportowcy zawsze mają więcej fanów, ale on jest w moim wieku… Nie mieściło mi się to w głowie. Przeglądając cały profil, wysnułam kilka innych wniosków, takich jak to, że podchodzi z bardzo bogatej rodziny. Zdjęcia z luksusowymi samochodami w tle i ubrania od najlepszych projektantów. To podkusiło mnie, by sprawdzić, kim są jego rodzice, ale gdy wpisywałam ich nazwisko w internecie, wszystkie artykuły dotyczyły Caina, Darcy’ego i Riaza – tego trzeciego w ogóle nie kojarzyłam i wcześniej nic o nim nie słyszałam. Mogłam wywnioskować, że na tej dwójce rodzina Scottów się nie kończyła. Zaintrygował mnie mocno fakt, że nie znalazłam żadnej wzmianki o ojcu czy matce Darcy’ego. Dzięki Colette wiedziałam, że Cain i Darcy są kuzynostwem, zresztą to, że są spokrewnieni, było widać gołym okiem.
Musiałam odłożyć telefon, bo miałam dość tematu Scottów. Rozejrzałam się po swoim mieszkaniu, cicho wzdychając. Na podłodze tuż obok kanapy leżał stos książek, ponieważ nie miałam ich już gdzie ustawiać. Całą biblioteczkę, która stała przy drzwiach wejściowych, zapełniłam. Odkładałam rzeczy gdziekolwiek i przez to narobił się bałagan. Zerknęłam na schody prowadzące na górę. Mocno zacisnęłam wargi, klnąc w myślach. Moje łóżko znajdowało się na antresoli i stąd widziałam, jaki nieporządek po sobie zostawiłam. Ubrania zwisały na drewnianej barierce, tworząc kolorowy kolaż. Przeniosłam wzrok na aneks kuchenny, zajmujący jedną ścianę, i dostrzegłam stos kubków ułożonych przy zlewie, które cierpliwie czekały, aż je umyję.
Zanim znalazłam odpowiednie lokum, minęło trochę czasu. Rodzice mieli mnie dość, ale wszystkie propozycje mamy mi nie odpowiadały. To ona lubiła minimalizm, biel i elegancję. Ja preferowałam ciemne kolory, wystrój w stylu loftowym czy retro. W tym miejscu dominował brąz, którego byłam ogromną fanką. Ściany otaczające całe mieszkanie wyłożono cegłą, miały one wiele nierówności, dzięki czemu nadawały wnętrzu surowy charakter. Kuchnia była mała, brązowe szafki gdzieniegdzie wyglądały, jakby farba od nich odpryskiwała. Ustawiłam w kilku kątach duże kwiaty, żeby dodać wnętrzu trochę ciepła. To głównie w salonie się uczyłam, jadłam i nawet czasem spałam. Przez pierwsze dni musiałam się przyzwyczaić do ciepłego światła żarówek. W moim rodzinnym domu wszędzie dominowała biel i nawet światło było rażąco białe. Teraz czułam się tu tak cholernie dobrze, że gdyby nie uczelnia, mogłabym spędzać w mieszkaniu całe dnie.
Na przyjście Colette uprzątnęłam całą przestrzeń. W końcu usiadłam na kanapie i popatrzyłam na stolik kawowy, gdzie przygotowałam dla nas wino. Moja mama przywiozła mi cały karton, więc nie mogłam narzekać na jego brak. Uważała, że lampka dobrego wina pobudzi moją głowę do nauki. Ja jednak nie stosowałam metod Lauren Monroe.
Na sobie miałam spodnie w kratę z zestawu piżamowego. Zaraz miała wybić szósta, więc w każdym momencie dziewczyna mogła zapukać do moich drzwi. Wlepiłam spojrzenie w sufit, a mój telefon wydał z siebie dźwięk. Chwyciłam go i odczytałam wiadomość, która pojawiła się na ekranie.
Colette:
Nie gniewaj się na mnie, ale Reven zaprosił mnie do siebie na imprezę…
Wynagrodzę ci to, obiecuję!
Cudownie!
Cholera. Czy ja właśnie ucieszyłam się dlatego, że ktoś mnie wystawił? Tak. Naprawdę nie miałam dziś ochoty na spotkania towarzyskie, a Colette dodatkowo nie umie milczeć.
Raelynn:
Rozumiem. Udanej imprezy.
Odrzuciłam telefon na kanapę i rozciągnęłam się na niej. Mogłam spędzić wieczór tak, jak chciałam. Nie istniał dla mnie lepszy scenariusz niż ten. Chwilę leżałam w bezruchu, aż nagle coś do mnie dotarło. Reven… Kurwa. Gwałtownie się podniosłam i chwyciłam komórkę w dłoń. Biłam się z myślami, czy napisać do dziewczyny. Reven Lee studiował razem z Darcym prawo na drugim roku i też należał do bractwa – tego samego co Scottowie.
Podczas przeglądania bloga plotkarskiego Yale zauważyłam, że o Lee pojawiało się dość dużo wpisów. Należał do bardzo wpływowej koreańskiej rodziny, która zbudowała prawdziwe imperium. Mieli sieć niesamowicie prosperujących firm specjalizujących się w technologii. Colette się z nim spotykała? Musiałam coś ominąć… albo nie słuchałam jej, gdy o nim mówiła.
Moja głowa od wczoraj pracowała na pełnych obrotach i przeleciało przez nią tyle myśli, że nie potrafiłam ich spamiętać. Ciekawiło mnie, czy dziewczyna wiedziała o tym, że Reven należał do Bractwa Kruka. Ostrzegała mnie przed Scottami, a teraz sama poszła na imprezę z typem ich pokroju. Musiałam to przetrawić. Zeskoczyłam z łóżka i w pośpiechu zaczęłam zakładać na siebie ciuchy, które akurat miałam pod ręką. Wsunęłam na nogi spodnie, ukrywając pod nimi krótkie szorty. Szybko włożyłam bluzę, wzięłam klucze i zamknęłam za sobą drzwi. Kiedy wyszłam na zewnątrz, zimny podmuch wiatru uderzył w moje policzki. Szłam do pobliskiego sklepu i nawet nie zastanawiałam się nad tym, czego chciałam. Potrzebowałam krótkiego spaceru, żeby się uspokoić. Nie byłabym w stanie usiąść do nauki, z chaosem panującym w moim umyśle.
Wsunęłam dłonie do kieszeni bluzy i szłam ścieżką, którą oświetlało żółte światło lamp. Miałam duże szczęście, że moje mieszkanie nie znajdowało się tuż przy uniwersytecie. Większość studentów bawiła się teraz w domach bractw. Gdybym żyła bliżej kampusu, zapewne rwałabym sobie włosy z głowy. Neonowy szyld w końcu wyłonił się zza budynków, ale nie to zwróciło moją uwagę…
Przed wejściem stała grupka chłopaków, z tej odległości wydawało mi się, że to moi rówieśnicy. Zwolniłam, mając cichą nadzieję, że zaraz pójdą w swoją stronę. Dłonie zacisnęłam w pięści, choć nie było ich wydać, bo skryłam je w bluzie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, w co jestem ubrana. Miałam na sobie piżamę i za dużą bluzę, którą ukradłam ojcu. Westchnęłam sama do siebie i przyśpieszyłam, żeby jak najszybciej ich minąć. Kiedy podeszłam wystarczająco blisko, jeden z nich szczególnie zwrócił moją uwagę. Miał na głowie kask…Motocyklista. Nie musiałam widzieć jego oczu, by czuć na sobie intensywność spojrzenia, którym mnie obdarował. Ułożył dłonie na kasku i zaczął go powoli ściągać. Gdy odsłonił twarz, wciągnęłam powietrze w płuca i przeklęłam pod nosem. Uśmiechał się do mnie w taki sposób, że śniadanie podeszło mi do gardła. Kąciki jego ust uniosły się w prowokującym i bezwstydnym geście. Jakby tego było mało, wsunął palce w swoje włosy i roztrzepał je, tworząc na głowie jeszcze większy nieład. Demonstrował swoją siłę w kilku niedbałych ruchach. Zatrzymałam się, by zlustrować go od stóp do głów. Nie mogłam się oprzeć, by nie uśmiechnąć się w jego stronę, ale nie tak, jak tego oczekiwał.
– Cześć – rzucił jakiś chłopak, więc przeniosłam na niego wzrok. – Idziesz na…
Chciał zrobić krok w moją stronę, ale ramię Darcy’ego przytrzymało go w miejscu. Pokręciłam głową i cicho się zaśmiałam. Nie mogłam tego opanować. Krzyżując ponownie spojrzenie ze Scottem, dostrzegłam w jego oczach śmiertelną powagę.
– Stary, co ty…
– Nie. – Pierwszy raz usłyszałam brzmienie jego głosu.
Już po jednym słowie mogłam śmiało stwierdzić, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak skutecznie używać właściwego tonu. Byłam pewna, że wiele dziewczyn dawało się nabrać na tę sztuczkę. Ja natomiast wiedziałam, co chłopak chce tym uzyskać. Odwróciłam od niego wzrok i weszłam do sklepu. Zerknęłam w stronę kasy i gdy zauważyłam stojącego za nią Nolana, machnęłam do niego. Chłopak uśmiechnął się do mnie, a ja ruszyłam do lodówek. Gdy wyciągałam napój ze środka, usłyszałam, że ktoś podchodzi do lady. Jeśli to on, palnę sobie w łeb. Na moje szczęście to nie był Darcy, a jakiś inny chłopak.
– Jak mija wieczór, Lynn? – rzucił Nolan, kiedy do niego podeszłam.
Mało osób zwracało się do mnie w ten sposób. Nie przeszkadzało mi to, bo moje pełne imię było dość długie, więc rozumiałam, że niektórzy woleli posługiwać się jakimś skrótem lub ksywką. Wyciągnęłam z kieszeni bluzy telefon i przyłożyłam do czytnika, gdy pojawiła się na nim kwota.
– Dobrze – odpowiedziałam, zabierając napój. – Mam nadzieję, że twój też taki będzie. – Popatrzyłam w kierunku szklanych drzwi. – Próbują kupić alkohol?
– Może tak być – zaśmiał się. – Halloweekend jest, więc co się dziwić. – Wzruszył ramionami. – Niektórzy się bawią, inni pracują.
– A jeszcze inni się uczą – mruknęłam, obserwując cały czas drzwi. – Powodzenia i do zobaczenia.
Odchodząc, jeszcze raz się do niego uśmiechnęłam, a gdy wyszłam na zewnątrz, zobaczyłam, że grupka chłopaków nadal stoi w tym samym miejscu. Nie zauważyłam tylko Scotta. Miałam szczerą nadzieję, że odjechał… daleko stąd. Ruszyłam w kierunku swojego mieszkania i po chwili usłyszałam charakterystyczny dźwięk. Tylko, kurwa, nie to. Spojrzałam w prawo i myślałam, że to przywidzenie. Chłopak jechał na motorze i mi się przyglądał. Kask trzymał w jednej ręce, a drugą kierował. Jechał w takim samym tempie, w którym ja szłam. Naprawdę? Teraz będzie pojawiał się wszędzie tam, gdzie ja? Wystarczyło zrzucić na jego głowę książki, żeby coś w niej się przestawiło? Świetnie. Odwróciłam wzrok, próbując zlekceważyć Darcy’ego, który cały czas jechał obok mnie. Oszukiwałam samą siebie, usiłując udawać, że chłopak wcale nie znajduje się po mojej prawej stronie.
– Możesz stąd… – ponownie na niego spojrzałam – …odjechać?
Wydął usta w delikatnym uśmiechu i lekko zmrużył oczy. To chyba jakieś żarty… Nie chciałam, żeby za mną jechał. Jeszcze tego brakowało, by wiedział, gdzie mieszkam.
– Zostaw mnie! – uniosłam głos, mając nadzieję, że to jakoś poskutkuje, ale on nic sobie z tego nie robił. – Jak stąd nie odjedziesz, zadzwonię na policję!
– I zwiną mnie za co? – Na jego twarzy wymalował się szyderczy uśmiech. Co za fiut. – Za to, że jadę po ulicy?
– Idiota.
Przyśpieszyłam, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Darcy cały czas jechał równo ze mną. Czułam się jak dziecko, które trzeba odprowadzić bezpiecznie do celu. Zatrzymał się dopiero, gdy ja to zrobiłam. Moje mieszkanie było już blisko i nie miałam zamiaru dopuścić do tego, żeby wiedział, gdzie ono się znajduje. Myśl o kolejnej próbie wejścia z nim w dyskusję wywoływała we mnie niechęć. Groźba wezwania policji spłynęła po nim, a gdybym wyjawiła na głos inne pomysły, które przychodziły mi do głowy, tylko wyszłabym przed nim na szurniętą. Czy ja się przejmowałam jego opinią? Zacisnęłam wargi i po chwili rzuciłam:
– Czego ode mnie chcesz?
Chłopak opierał łokcie na pojeździe, jedną nogę miał ustawioną na asfalcie, a kask zawiesił na rączce, cały czas mnie obserwując. Czułam się, jakbym mówiła do słupa. Latarnia rzucała na niego żółte, przyćmione światło, ale jego sylwetka w dużej części pozostawała spowita mrokiem. Westchnęłam i dopiero wtedy odpowiedział.
– Niczego.
Oczekiwałam dłuższej i nieco innej odpowiedzi niż jednego słowa. Tak naprawdę nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Stałam i wpatrywałam się w niego, próbując zrozumieć tę żenującą sytuację. Pojechał za mną, praktycznie nic nie mówił i tylko się na mnie gapił. Zaczęłam się zastanawiać, czy… Szybko jednak wyrzuciłam tę myśl z głowy.
– Nie przychodź na imprezę bractwa – dodał po dłuższej chwili.
Zamrugałam kilkukrotnie, jakby to miało pomóc mi zrozumieć jego słowa. Czy on właśnie zakazał mi iść na imprezę? Nie potrafiłam dłużej powstrzymać śmiechu, parsknęłam tak głośno, że mój głos rozniósł się echem po ulicy. Darcy nawet nie drgnął, a uśmiech z jego twarzy zszedł i zastąpiła go śmiertelna powaga.
– Bo? – Zaplotłam ramiona na klatce piersiowej. – Nie jestem tam mile widziana? A wydawało mi się, że twój kuzyn…
– Po co ci dodatkowe problemy? – Powoli zaczął schodzić ze swojego motocykla. – Wydaje mi się, że cenisz sobie spokój. – Zachował między nami bezpieczną odległość.
Może to i prawda. Nigdy nie byłam duszą towarzystwa. Od dziecka wolałam spędzać czas sama ze sobą. Nie miałam wielu znajomych, imprezy też nie były mi potrzebne do codziennego funkcjonowania. Mimo wszystko słowa chłopaka wydały mi się nie na miejscu. Co to miało do rzeczy? Zjawił się nagle i pierwsze dłuższe zdanie, jakie do mnie skierował, brzmiało w ten sposób. Jeśli cenisz sobie spokój, nie zjawiaj się na imprezie bractwa.Nie miałam bladego pojęcia, jak to odbierać… Jako groźbę czy ostrzeżenie?
– Próbujesz mnie przed czymś uchronić czy to jest pogróżka?
Darcy stał kilka kroków ode mnie. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i wzruszył ramionami. Nawet jego postura mówiła, że wszystko jest mu obojętne. Przez to tym bardziej zastanawiałam się, po co za mną jechał i mówił coś takiego.
– Cokolwiek bym powiedział, ty i tak inaczej to odbierzesz, więc chyba nie ma potrzeby tego wyjaśniać.
– No tak, to ma sens… – Przerwałam na chwilę. Zrobiłam to tylko po to, by zaraz dodać: – Zachowujesz się niedorzecznie. Śledzisz mnie, następnie bredzisz, że mam nie zjawiać się na imprezie bractwa, a teraz… – Pokręciłam głową, nie mogą pojąć tej logiki, a raczej jej braku. – Słyszysz samego siebie?
– Tak – odpowiedział bez zająknięcia.
To nie miało sensu.
– Nieważne – mruknęłam z rezygnacją. – Dzięki za… ostrzeżenie, ale nie masz się o co martwić. Imprezy bractw mnie nie interesują.
Darcy uśmiechnął się przebiegle, a w jego oczach zobaczyłam przekorę. Ta mina nie oznaczała niczego dobrego.
– Słyszałem też, że i ja cię nie interesowałem.
Co za… Naprawdę trudno było mnie zdenerwować, ale jemu wyjątkowo dobrze to wychodziło. Skąd wyciągnął taki wniosek? Oczywiście to była prawda, lecz nikt o tym nie wiedział… Cholera. Nikt oprócz mnie i Colette. A ona przecież sama ostrzegała mnie przed Scottami.
– Zanim zapytasz, skąd to wiem, zdążę ci odpowiedzieć. – Błysnął równymi zębami. – Bardzo głośno mówisz.
Boże. Już zdążyłam obarczyć winą dziewczynę, a wiedział to, bo pewnie usłyszał moją rozmowę z nią. Myślałam, że on i Cain zdążyli wejść do swoich sal, ale widocznie się myliłam.
– Śledzisz mnie i podsłuchujesz, świetnie.
– Ech… – westchnął. – Lubisz sobie dopowiadać.
– Jeśli uważasz, że fakty są dopowiadaniem, to nie mam pojęcia, co robisz na prawie.
Odnosiłam wrażenie, że chłopacy, tacy jak on, są zaprogramowani w ten sam sposób. Mówi coś – co dla mnie nie ma żadnego logicznego sensu – po czym milczy i gapi się na mnie, myśląc, że jego „przeszywające” spojrzenie na mnie zadziała. Patrząc na niego, nie odczuwałam czegoś, co mogłoby skłonić mnie do myśli, że jest atrakcyjny. Chciałam coś powiedzieć, by ostatecznie go zbyć, ale w tym samym momencie telefon w mojej kieszeni zawibrował. Nie zważając na chłopaka, wyciągnęłam go i popatrzyłam na ekran.
Colette:
Czy mogłabyś po mnie przyjść?
Reven mnie wystawił, a ja mocno się wstawiłam :(
Niech to…
Colette:
Nikogo tu nie znam
Jesteś jedyną osobą, do której mogę się zwrócić o pomoc
Bez dłuższego namysłu zaczęłam odpisywać.
Raelynn:
Gdzie dokładnie jesteś?
Miałam świadomość, że Scott mi się przygląda. Czekałam na odpowiedź, a gdy dziewczyna wysłała mi dokładną lokalizację, jęknęłam w duchu. Musiała być na imprezie akurat w domu bractwa, do którego należy on?!
Nie potrzebowałam mapy w telefonie, by tam dojechać. Bardzo często mijałam ten dom, gdy wracałam z uniwersytetu do mieszkania. Nic nie mówiąc i nawet nie spoglądając w kierunku Darcy’ego, ruszyłam w stronę mojego budynku. Liczyłam na to, że kiedy wejdę do środka, on odjedzie i nie będę zmuszona z nim rozmawiać. Tak naprawdę nasza wymiana zdań była… Nawet nie potrafiłam dokładnie jej określić.
Złapałam za klamkę od drzwi i rozejrzałam się, by sprawdzić, czy chłopak przypadkiem za mną nie podążył. Nigdzie go nie widziałam, więc weszłam do środka i zaczęłam się wspinać po schodach. Nie miałam w mieście swojego samochodu, bo doszłam do wniosku, że nie potrzebuję tu auta. Zamiast tego miałam rower, po który teraz musiałam się wspinać na samą górę. Oczywiście mogłam iść pieszo, ale na nim szybciej ucieknę przed pijanymi studentami. Potrafili być natrętni, i to bardzo. Gdy znosiłam rower, kilka razy prawie się z nim wywróciłam. Nie chciałabym spaść z kamiennych schodów, bo mogłoby się to dla mnie źle skończyć. Nigdy nie byłam dobra w sporcie, więc gdy znalazłam się na zewnątrz, musiałam wziąć kilka głębszych wdechów. Oparłam ciężar ciała na ramie, a kiedy uniosłam wzrok…
Nie. Jak to możliwe? Odwróciłam od niego spojrzenie i wsiadłam na rower. Zaczęłam pedałować tak szybko, jak tylko umiałam. Chciałam go zgubić, ale zaraz tuż za mną rozległ się warkot silnika. Spojrzałam za siebie i mocno zacisnęłam usta.
– Mogłaś powiedzieć, że gdzieś się śpieszysz! – krzyknął. – Podwiózłbym cię!
Po moim trupie.
Ponownie zwróciłam wzrok przed siebie i przyśpieszyłam. Darcy zrównał się ze mną i jechał moim tempem. To było dla mnie żenujące… On natomiast wyglądał, jakby cała ta sytuacja go bawiła.
– Pięć mil na godzinę, dobre tempo – rzucił.
– Możesz stąd odjechać?! – ryknęłam, tracąc resztki cierpliwości. – Pojedź sobie… nie wiem, gdzieś indziej?
– Zmierzasz w stronę mojego domu, więc wybacz, nie ma innej trasy.
Widziałam po jego minie, że jest rozbawiony. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zerwał się wiatr, przez co coraz trudniej mi się pedałowało.
– Powiesz mi, dokąd jedziesz?
– I tak zaraz się dowiesz – wydusiłam.
Zbliżałam się już do docelowego miejsca. Darcy był uparty, nawet bardziej niż ja. Cały czas jechał za mną – a raczej równo ze mną. Próbowałam zrozumieć, w jakim celu to robił. Może dla niego to była forma rozrywki? Niesamowicie mnie tym denerwował, a moją irytację mógł dostrzec po samym wyrazie mojej twarzy. Jeśli miałabym się opierać na swoich domysłach i przypuszczeniach, to postawiłabym na to, że po prostu robił to dla swojej przyjemności.
Byłam okropnie zmęczona, ślina gęstniała mi w przełyku i ledwo oddychałam. Mimo to cały czas pedałowałam. Po ciemnych uliczkach chodzili pijani studenci w różnych przebraniach. Próbowałam zrozumieć ich fascynację tym „świętem”, ale było to dla mnie głupie. Tygodniami szykowali swoje stroje, które przedstawiały morderców… Nie mieściło mi się to w głowie.
Moim oczom ukazał się dom Bractwa Kruka. Zatrzymałam się i zeszłam z roweru, po czym spojrzałam przez ramię. Darcy stał na ulicy, wlepiając we mnie wzrok. Oparłam rower o drzewo i ruszyłam do środka. Nigdy wcześniej nie byłam w żadnym domu bractwa. I pewnie jeszcze dzisiejszego poranka nie pomyślałabym, że pojawię się w jednym z nich.
Gdy tylko przekroczyłam próg, uderzyła we mnie mieszanina różnych zapachów. Pot, alkohol, trawka. Razem tworzyły woń, która zostanie na moich ubraniach na długo. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam dzwonić do Colette. Nie odebrała za pierwszym razem. Po trzeciej próbie zaczęłam się coraz bardziej denerwować. Martwiłam się o nią. Pisała, że jest wstawiona i nikogo tu nie zna. Zniosłam z mieszkania ten cholerny rower tylko dlatego, żeby dotrzeć tu jak najszybciej. Ruszyłam w głąb domu, mając nadzieję, że znajdę dziewczynę prędzej, niż się do niej dodzwonię. Rozglądałam się wokół i przyglądałam każdej napotkanej osobie, ale nigdzie nie widziałam Colette.
Na końcu salonu znajdowały się brązowe schody. Przedostanie się przez tłum pijanych osób okazało się okropnym doświadczeniem. Ocierali się o mnie nawaleni w trupa studenci, których ciała były mokre od potu. W końcu dotarłam do schodów, czując się, jakbym przeżyła właśnie jakąś batalię. Gdy tylko znalazłam się na górze, zobaczyłam naprzeciwko mnie drzwi, po lewej stronie znajdowały się kolejne. W sumie sześć par drzwi. Czekało mnie najbardziej żenujące doświadczenie, jakiego było mi dane w życiu doświadczyć. Pierwszy pokój okazał się pusty, kolejne dwa pozostawały zamknięte na klucz. Sprawdziłam pomieszczenia znajdujące się naprzeciwko schodów i zostały mi jeszcze trzy. Chwyciłam następną klamkę, gdy za mną rozległo się skrzypnięcie. Obróciłam się ze szczerą nadzieją, że ujrzę tam dziewczynę, ale znów się przeliczyłam. On ma na mnie jakiś radar czy co?
– No nieźle… – Uśmiechnął się i zaczął do mnie zbliżać. – Teraz grzebiesz nam w pokojach? – Zatrzymał się dopiero, gdy znalazł się niebezpiecznie blisko mnie. – A nawet mi się nie przedstawiłaś… – Pokręcił głową.
Ponosiły mnie nerwy, a jego towarzystwo było ostatnim, czego w tym momencie pragnęłam. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak się nazywam. Po co robił tę szopkę?
– Ja twojego imienia też nie znam – skłamałam.
Darcy zmrużył oczy i wydawało mi się, że delikatnie się do mnie pochylił. Uśmiechał się w tak irytujący sposób, że ledwo powstrzymywałam się, by nie palnąć czegoś głupiego. Teoretycznie niczego złego mi nie zrobił. Jednak czasem nie lubi się kogoś bez konkretnego powodu. Miałam tak w jego przypadku.
– Moje imię nie jest ważne… – Ściszył ton, jakby to miało na mnie jakoś zadziałać. – Interesuje mnie tylko twoje.
Nie… Nie mogłam wytrzymać. To nawet nie było zabawne.
– Nie udawaj głupiego, przecież oboje dobrze znamy swoje imiona – odparłam zirytowana. – Próbuję zrozumieć całą tę szopkę, ale nie potrafię. O co ci chodzi? Czego ode mnie…
– Raelynn! – Piskliwy głos sprawił, że zamilkłam. – Przyszłaś!
Colette biegła w moją stronę. Chwiała się na nogach, a szpilki, które na sobie miała, nie ułatwiały jej sprawy. Oparła się o mnie, więc automatycznie otoczyłam ramieniem jej talię. Była tak pijana, że jej głowa bezwładnie opadła na mój bark.
– Super z ciebie koleżanka – wybełkotała.
Darcy nic nie mówił, spoglądał na pijaną dziewczynę i po kilku sekundach przeniósł spojrzenie na mnie. Colette ledwo utrzymywała się na nogach. Wspierała się na mnie całym ciałem, a ja nadal odczuwałam skutki uboczne szybkiej jazdy na rowerze. Czułam się, jakbym przejechała maraton, a na sam koniec ktoś przygniótł mnie kamieniem. Chciałam zrobić krok z dziewczyną, ale wtedy kolana się pode mną ugięły. Gdyby nie chłopak, upadłabym z nią na podłogę. Darcy w idealnym momencie złapał Colette, a ja zdążyłam odzyskać równowagę. Popatrzyłam na niego i poczułam, jak moje policzki zalewa czerwień. Przed chwilą chciałam na niego nawrzeszczeć, a teraz… musiałam mu podziękować.
– Dzięki – szepnęłam.
– Odprowadzę ją, ale powiedz mi gdzie.
Sama nie wiedziałam, gdzie mieszka Colette. Nie byłyśmy wystarczająco blisko, żebym zdążyła się dowiedzieć o niej takich szczegółów. Istniała też możliwość, że ona mi o tym mówiła, ale ja tego nie zarejestrowałam. Chłopak musiał zauważyć moje zmieszanie, bo po chwili zwrócił się do Colette:
– Gdzie mieszkasz… – Po tych słowach spojrzał na mnie.
– Colette.
– Gdzie mieszkasz, Colette? – dokończył i zaczął iść z dziewczyną w stronę schodów.
– W akademiku – odpowiedziała bez zająknięcia. – Pokażę, Dar…! – Urwała i gwałtownie się podniosła, a po chwili z powrotem opadła na ramię Darcy’ego.
– Pójdę z wami – odezwałam się.
Chwilę zastanawiało mnie to, dlaczego Colette nagle zamilkła przy wypowiadaniu imienia Darcy’ego. Zbyłam to jednak, bo wiedziałam, że jest mocno wstawiona i pewnie ledwo kontaktuje.
Scott nie popatrzył na mnie, tylko zaczął znosić moją koleżankę po schodach. Nie poradziłabym sobie bez niego. Musiałam się z tym pogodzić i schować dumę do kieszeni. Szłam za nim, gdy on przedzierał się przez tłum pijanych studentów. Wydawało mi się, że wszyscy schodzili mu z drogi. Tworzył się dzięki temu tunel, który ułatwiał nam wyjście na zewnątrz. Nie czułam ocierających się o mnie spoconych ciał. Gdy tylko znaleźliśmy się na dworze, zimny podmuch wiatru sprawił, że całe moje ciało pokryła gęsia skórka.
– Wezmę tylko… – Spojrzałam w miejsce, gdzie zostawiłam swój rower.
Nie było go tam. Zaczęłam się rozglądać dokoła, ale nigdzie go nie widziałam. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy… Nie, nie zrobiłby tego. Podeszłam do chłopaka, który cały czas uważnie się we mnie wpatrywał.
– Gdzie jest mój rower? – Spiorunowałam go wzrokiem, a on uśmiechnął się do mnie w ten irytujący sposób. – To nie jest zabawne!
– Nie ukradłem ci roweru – odpowiedział ze spokojem.
– Typie, zajebałeś mi rower!
Colette uniosła głowę i popatrzyła na mnie, była kompletnie zalana. Widziałam po niej, że nie wiedziała, co się dzieje. Oskarżyłam o kradzież Darcy’ego, bo od samego początku wydawał się kutasem. Nie miałam pewności, czy to on, czy ktoś inny, ale jakaś część mnie wierzyła, że mógłby to zrobić. Może gdzieś go schował, chcąc zrobić mi na złość?
– Darcy, to nie jest zabawne. – Próbowałam zabrzmieć poważnie. – Oddaj mi rower.
– Raelynn, nie wiem, gdzie jest twój rower.
– Nie wierzę ci.
– Nie szkodzi. – Wzruszył ramionami i mocniej chwycił dziewczynę. – Twój rower nie jest mi potrzebny. Może ukradł go ktoś najebany?
– Chyba się zrzygam – wydusiła Colette.
Darcy zdążył się odsunąć, a dziewczyna zwymiotowała pod swoje nogi. Popatrzyłam na nią, a potem na chłopaka. Chciałam się wściekać na to, że ktoś – albo on – ukradł mi rower, jednak w tym momencie nie to było najważniejsze. Musiałam zagryźć zęby i odprowadzić z Darcym Colette do akademika. Idąc równo z nimi, co chwilę podejrzliwie spoglądałam na chłopaka i rzucałam prowokacyjne teksty, mając nadzieję, że powie mi, gdzie jest mój rower. Scott upierał się, że nic nie wie na ten temat. Źle mu z oczu patrzyło, więc w to nie uwierzyłam. Spodziewałabym się wszystkiego, ale nie tego.
Kiedy tylko wróciłam do swojego mieszkania, położyłam się na łóżku. Wczoraj zasypiałam z myślą o tym, że chłopak jest zamieszany w zaginięcie studenta. Dziś zapadałam w sen, mając w głowie coś zupełnie innego.
Darcy Scott zamieszany w zajebanie mi roweru.