The Introverts - Brodowska Zuzanna - ebook + książka

The Introverts ebook

Brodowska Zuzanna

3,6

Opis

Nie można przez całe życie uciekać w samotność.

Kiedy jesteś wrażliwą nastolatką, nie masz przyjaciół ani chłopaka, za to nieustannie towarzyszy ci poczucie, że nie pasujesz do całego świata – możesz przybić piątkę z Hope Wintersnow, bohaterką powieści „The Introverts”. Hope nie lubi szkoły, fałszywych ludzi i tego, że ktoś wciąż od niej czegoś wymaga. Ale jej prawdziwe problemy zaczynają się w momencie, gdy na horyzoncie pojawia się przystojniak Aiden. Wkrótce okazuje się, że to właśnie razem z nim Hope musi przygotować projekt na zajęcia z muzyki, co sprawia, że ogarnia ją przeczucie nadciągającej katastrofy. Czy nieśmiałej nastolatce uda się przezwyciężyć własne lęki i w końcu się przed kimś otworzyć?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 227

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (7 ocen)
2
2
1
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dla Introwertyków, aby każdy z Was zaakceptował siebie.

Prolog

Bycie introwertyczką nie jest proste.

Wieczorem jesteś gotowa na następny dzień, spotkanie ze znajomymi, imprezę. Co więcej! Cieszysz się na myśl, że się spotkasz z przyjaciółmi i się zabawicie.

Do momentu gdy nadchodzi ranek i uświadamiasz sobie, że tak naprawdę na żadną z tych rzeczy nie masz ochoty.

Otwierasz oczy, patrzysz na sufit usiany gwiazdkami z dzieciństwa, które już dawno przestały świecić w ciemności, i próbujesz wymyślić wymówkę, dlaczego nie możesz gdzieś iść.

Śmierć nigdy nieistniejącej rybki?

Zatrucie pokarmowe?

Czy może prawda?

„Naprawdę chciałam się z wami spotkać, ale już mi minęła ta ochota”?

Brzmi to jak sposób na stratę tej garstki ludzi, która cię toleruje.

Za każdym razem sobie obiecuję: teraz pójdę.

Za każdym razem też wymyślam nową wymówkę.

Tego dnia decyduję się na coś mniej oklepanego jak prawda, choroba czy śmierć nieistniejącego pupila.

Hej, Margo, wybacz, proszę, ale miałam z mamą rano taką spinę, że nie pozwoliła mi dzisiaj nigdzie iść. 😭😭😭😭 Może następnym razem?

Dodaję jeszcze kilka smutnych emotek, żeby wyrazić swój głęboko fałszywy żal, a tak naprawdę oddycham z ulgą.

To już jeden problem z głowy. Teraz trzeba jeszcze zmierzyć się z jej reakcją, krótkimi próbami namówienia mnie, żebym jeszcze z nią pogadała, aż w końcu – po kilku kłamstwach – da mi spokój, a ja gdzieś tam w międzyczasie obiecam jej, że umówimy się na inny dzień, gdy będziemy miały obie wolne.

Tak, mam już w tym całkiem niezłą wprawę.

Przeciągam się z lekkim uśmiechem na twarzy. Naprawdę mi ulżyło. Teraz będę mogła robić to, co uwielbiam – siedzieć cały dzień w domu, czytać książki, słuchać muzyki lub oglądać Przyjaciół po raz setny z rzędu.

Albo będę się zadręczać swoim nieszczęśliwym i samotnym życiem, na które sama tak naprawdę się skazuję.

Nie wiem, jeszcze nie doszłam do tego, w jakim nastroju dzisiaj jestem.

Wstaję z łóżka i wyglądam przez okna na świat, który nie jest dla mnie. Jak na koniec sierpnia pogoda jest wyjątkowo beznadziejna. Leje, jest szaro i ponuro, dzięki czemu tym bardziej cieszę się z odwołanego spotkania.

Wychodzę z pokoju. W kuchni spotykam mamę, która robi dla siebie śniadanie i posyła mi tylko zmęczony uśmiech, gdy do niej dołączam.

– Jakby co, to miałyśmy rano spinę i zabroniłaś mi gdziekolwiek iść. – Wyciągam z lodówki dżem truskawkowy i szynkę. Śniadanie dzisiaj będzie ubogie.

– Dlaczego?

– Nie mam ochoty na wyjścia. – Wzruszam ramionami, a ona nie zadaje więcej pytań.

To nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy tak robię.

Przygotowujemy sobie w ciszy śniadanie i rozchodzimy się do pokoi.

Relacje z moją mamą są jak błogosławieństwo i przekleństwo, niestety. Ona nigdy nie wie, kiedy potrzebuję rozmowy, bo nie umiem już znieść tego, co czuję.

Ale przywykłam już do tego, że ze swoimi emocjami muszę sobie radzić sama.

Nie muszę zbyt długo czekać na odpowiedź od Margo. Tak jak mówiłam, rozmowa toczy się szablonowo. Ja ją przepraszam, ona udaje, że nie jest zła. Typowe.

Później mi się jakoś odpłaci.

Na przykład w trakcie rozmowy wtrąci coś o swoim bracie, w którym jestem zakochana – czego jest świadoma – i zapewne mnie to zaboli.

Ale, no, zasłużyłam sobie na to tak naprawdę.

Cały dzień spędzam dokładnie tak, jak zaplanowałam. Nawet nie łapie mnie zły nastrój, dopiero pod koniec dnia, gdy wykąpana siedzę w łóżku, opisuję swój dzień w zeszycie i słucham smutnych piosenek, pozwalam sobie na kilka łez.

Tak, teraz żałuję, że nie poszłam z Margo na tę imprezę.

Miał być Alex.

Co z tego, że miały być też jego psiapsie.

Możliwe, że właśnie straciłam jedyną szansę.

Jak na zawołanie dostaję wiadomość od Margo. Nic nie napisała, tylko wysłała mi zdjęcie, na którym jest ze swoim bratem, którego – tak swoją drogą – obejmuje jedna z jego przyjaciółek – jedyna, której nie znam – oraz reszta tej całej ekipy. Widok Aleksa zawsze przyprawia mnie o szybsze bicie serca i tym razem nie jest inaczej. Jednak teraz, dodatkowo, wyciska mi łzy z oczu.

Cudownie.

To jest właśnie zemsta Margo. Przecież wiedziała, że mnie to zaboli, a i tak wysłała to zdjęcie.

Cieszę się, że dobrze się bawisz, pozdrów resztę

Mam ogromną ochotę dodać kropkę nienawiści, ale nie chcę pokazać, jak bardzo mnie to ruszyło.

Margo już nie odpowiada, pewnie poszła się dalej bawić po dobrze odegranej scence. Brawa dla niej.

Ocieram łzy, jeszcze raz patrzę na to zdjęcie i zamykam konwersację.

Nie będę się bardziej nakręcać.

Wyłączam internet i idę spać, bo tak naprawdę jedynie sen przynosi ulgę.

Rozdział 1

Pierwszy dzień szkoły zawsze jest do kitu.

Pierwszy dzień ostatniej klasy tym bardziej.

Całe wakacje spędziłam w pracy, którą będę kontynuować w weekendy, żeby móc odłożyć na czesne na wymarzone studia. Chociaż nie wierzę, żeby były one dla mnie. Jestem jedną z tych osób, które cieszą się na myśl o studiowaniu, ale gdy mają to robić naprawdę, na co dzień, są przerażone i rezygnują.

Ale jeszcze się oszukuję, że jednak może dam radę.

Wybrałam ten sam uniwersytet, co Alex i Margo. On jest już na drugim roku prawa, w dodatku nadal pracuje i mieszka sam. No, ze swoimi przyjaciółkami, ale jest tak naprawdę niezależny.

Właśnie to zawsze urzekało mnie w Aleksie. Nie jego błękitne oczy, zdające się być miękkie w dotyku włosy w ciemniejszym odcieniu blond czy ten wieczny, kilkudniowy zarost.

Uwielbiam w nim to, że jest taki dojrzały, samodzielny i niezależny. Sama chciałabym być taka. W dodatku w pracy zdaje się być jedną z najbardziej odpowiedzialnych i godnych zaufania osób. Podziwiam go, a w międzyczasie gdzieś tam wzdycham do niego. Szkoda, że moje uczucia nie są odwzajemnione, chociaż kto wie, może jak będziemy na tej samej uczelni?

Jeśli będziemy.

Margo jest zupełnym przeciwieństwem starszego brata. Słodka i urocza, jednak za tym skrywa diabelski charakter, który robi z niej małą buntowniczkę i duszę towarzystwa. W dodatku ma serce artystki, jest świetna w rysunku, fotografii, ale też umie dobrze jeździć konno, no i do tego polityka nie jest jej straszna. Ona wybiera się na coś związanego z teatrem lub z filmem, nie jestem pewna, w dodatku każdy jest pewien, że dostanie stypendium.

Ja nie jestem taka jak ona. Pomimo że znamy się praktycznie od przedszkola, jesteśmy jak siostry, to i tak niekiedy mam wrażenie, jakbyśmy znały się dopiero od kilku dni.

Margo mnie nie rozumie. Alex tak samo.

Nikt nie potrafi mnie zrozumieć. A może nikt nie chce, bo to za trudne?

Ja, w przeciwieństwie do tej dwójki, wybrałam coś prostego i jest tym filologia angielska. Książki, pisanie, to coś, z czym chciałabym wiązać swoją przyszłość.

Nie wiem tylko, czy mam na to wystarczająco dużo odwagi.

Tak jak mówiłam… pierwszy dzień jest najtrudniejszy.

Wysiadamy z Margo z jej auta i idziemy w stronę murów naszej szkoły. Chodzimy do liceum, które zostało wybudowane zaledwie cztery lata temu, byłyśmy jednymi z pierwszych uczniów. Przede wszystkim zachęcił nas brak konieczności noszenia mundurków i plan dnia podobny do tego w amerykańskich szkołach. Nie chodzimy na wszystkie zajęcia razem, obowiązkowy jest tylko podstawowy angielski, matematyka i hiszpański, a resztę zajęć mogłyśmy wybrać samodzielnie. Była to bardzo miła odskocznia od typowego systemu edukacyjnego, według którego chodziłyśmy do podstawówki i gimnazjum.

Teraz został nam ostatni rok, zdanie egzaminu i dostanie się na studia.

Mijamy grupki przyjaciół, którzy podekscytowani opowiadają o tym, jak im minęły wakacje.

Jakiś chłopak zaczepia Margo i ciągnie ją do swojej grupki, a ona posyła mi tylko przepraszający uśmiech i do niego dołącza. Odchodzę, bo nie zostałam zaproszona, poza tym nie znam tych ludzi, no i nie miałabym nic ciekawego do opowiedzenia.

Idę samotnie korytarzami do swojej szafki, po drodze uśmiecham się jeszcze do znajomych z kółka literatury, ale tak naprawdę nawet nie pamiętam ich imion. Oni też zapewne zastanawiają się, kim jestem. Nawet na zajęciach, które uwielbiam, jestem szarą myszką i nie za wiele mówię, mimo że mam wiele do powiedzenia.

Ale mam niewiele odwagi, żeby się odezwać. Zawsze się boję, że powiem coś źle i się ośmieszę.

– Hope! – Odwracam się na dźwięk swojego imienia. W moją stronę zmierza jedna z przyjaciółek Aleksa, ta najmłodsza, która jest jedynie o rok starsza ode mnie, ale nie zdała w gimnazjum i przez to jesteśmy w tej samej klasie.

Ona też się wybiera na uniwersytet w Hull i jestem absolutnie pewna, że w głębi serca chce iść na medycynę, ale wybierze to samo, co Alex albo Chloe – czyli marketing.

– Cześć, Liv. – Uśmiecham się do niej.

– Alex pytał, czy chcesz pojechać z nami w następnym tygodniu na wycieczkę do Scarborough. Wiesz… plaża, morze i te sprawy.

– Alex się pytał…? – powtarzam z niedowierzaniem. On się pytał o mnie? Cóż to się stało?

– Tak. Chce, żeby też Margo z nami pojechała. – Aha. Więc dlatego się pytał.

– Nie wiem. Zobaczę. Nie mówię nie. – Widzę w oczach Liv to, co u każdego. Rozczarowanie. I co gorsza, brak zaskoczenia. Ona, zadając to pytanie, już wiedziała, że odmówię.

– W porządku. Daj nam znać. – Już ma się odwrócić, kiedy robię coś niespodziewanego.

– Dobra, pojadę – wyduszam.

– Naprawdę? – Patrzy na mnie sceptycznie, nie do końca mi wierząc.

– Naprawdę – odpowiadam z udawaną pewnością siebie.

Ale już chcę cofnąć swoje słowa.

– To cudownie! – wykrzykuje i poklepuje mnie po ramieniu. – Przekaż Margo, że też jest zaproszona.

– Tak, jasne.

– To do zobaczenia na biologii! – Odchodzi, a ja jeszcze odpowiadam jej ledwo co słyszalnym „do zobaczenia”.

Co ja zrobiłam?

Docieram w końcu do swojej szafki, wkładam do niej wszystkie książki oprócz tych, które mi będą potrzebne na pierwszą lekcję, czyli matematykę, i zatrzaskuję ją cicho. Opieram się czołem o drzwiczki i biorę kilka głębszych wdechów.

Muszę znaleźć plusy. Kocham Scarborough, tata często nas tam zabierał, gdy byłam dzieckiem. Razem z bratem bawiliśmy się w morzu i marzyliśmy, by wspiąć się do ruin zamku.

W dodatku będzie Alex. Teraz, gdy pracuję tylko w weekendy, to praktycznie nie będę się z nim widywać w pracy, więc to jest dobra okazja, żeby go zobaczyć.

Ale wolę nawet nie wspominać, ile ten wypad będzie miał minusów.

Z rozmyślań wyrywa mnie dzwonek na pierwszą lekcję. Odchodzę od szafki i idę w kierunku sali pana Smitha.

Całą godzinę prawi nam morały o tym, jak ważna jest ostatnia klasa, o listach motywacyjnych, aplikacjach, jakie uczelnie wybrać i co jest najbardziej opłacalne do studiowania. Przypadkiem, najlepszym wyborem – według niego – jest matematyka. Ciekawe dlaczego?

Posyłam znudzone spojrzenie Margo, a ona odpowiada mi tym samym. Pokazuje na okładkę swojego zeszytu, wewnątrz której narysowała karykaturę pana Smitha. Parskam cichym śmiechem i pokazuję jej swoje dzieło, czyli parę serduszek i kwiatki.

Margo rozgląda się na boki i chyłkiem podaje mi zwinięty w rulonik papier.

Też się rozglądam, jednak każdy jest tak znudzony, że albo tępo wbija spojrzenie w tablicę, albo w zeszyt, a nauczyciel jest tak zaangażowany w wymienianie korzyści ze studiowania matematyki, że nawet nie zauważa Taylora, który zasnął na tyłach.

Rozkładam liścik i czytam.

Te serduszka to dla mojego brata?

Czerwienię się od razu.

Oczywiście

Odpowiadam i przewracam oczami, próbując zamaskować zawstydzenie.

Wcale nie myślałam o Aleksie, gdy je rysowałam. Absolutnie nie. Śmierć temu, kto tak pomyślał i kto mi chce to zarzucić.

Liv mówiła, że jedziesz z nami nad morze

Więc ty też jedziesz?

Jak usłyszałam, że się zgodziłaś, to nie mogłam odmówić

Patrzę na nią, a ona posyła mi ciepły, pokrzepiający uśmiech.

Tak bardzo nie chcę jej zawieść, jednocześnie jestem jednak świadoma, że tak najprawdopodobniej będzie.

Będziemy się świetnie bawić!

Kiwa na to głową i nie podaje mi już więcej kartki.

Lekcje mijają szybko i ani się obejrzałam, a jest już ostatnia lekcja, czyli literatura. Pani Green, moja ulubiona nauczycielka, zajmuje już miejsce za biurkiem i kiedy widzi, że wchodzę do klasy, uśmiecha się do mnie i odkłada swoją książkę na blat.

– Hope Wintersnow! – wykrzykuje. – Całe wakacje czekałam na to, aż w końcu będę mogła z kimś poważnym porozmawiać o książkach!

– Dzień dobry, pani Green. Też się cieszę, że panią widzę – uśmiecham się szeroko i szczerze.

– No więc, opowiadaj. Jak wakacje?

– Raczej bez rewelacji. – Wzruszam ramionami. – Powiedzmy, że moja lista książek do przeczytania odrobinę się skurczyła.

– A moja tylko się powiększyła!

W tym momencie przerywamy, bo reszta uczniów zaczyna wchodzić do klasy.

Zajmuję swoje miejsce pod oknem, w drugiej ławce, i wykładam wszystko na blat. Mam przy sobie pracę domową zadaną na wakacje, czyli przeczytanie książki o drugiej wojnie światowej.

– Niesamowicie się cieszę, że widzę tu wszystkich. – Pani Green zaczyna lekcje. – Zacznijmy może od książki, którą przeczytaliście w wakacje. Hope?

Wiedziałam, że mnie pierwszą będzie chciała wysłuchać.

Ciepło napływa mi do policzków, ściska mnie w żołądku i chociaż mam w głowie przygotowaną odpowiedź, słowa ledwie chcą ze mnie wyjść.

– Przeczytałam Złodziejkę książek Markusa Zusaka – zaczynam. Odchrząkuję i spoglądam na nauczycielkę, jej jasny sweterek, który często nosi, i czarne włosy spięte w niedbały kok. Patrzy na mnie pokrzepiająco i kiwa głową, żebym kontynuowała. – To historia o Liesel, młodej dziewczynce, która zostaje przeniesiona z bratem do nowej rodziny. Niestety jej brat ginie podczas podróży, a ona zdobywa książkę, dzięki której zaczyna czytać. Jej przybrany ojciec uczy ją tego, a ona zakochuje się w książkach. Cała akcja rozgrywa się podczas drugiej wojny światowej i, co zaskakujące, jest pisana z punktu widzenia Śmierci. To Ona jest narratorem.

– Jakie były twoje odczucia? – pyta mnie pani Green, no i tu zaczynają się schody. Oddycham głęboko.

– Przede wszystkim smutek. To smutna historia, głównie dlatego, że dzieje się podczas wydarzeń, które faktycznie miały miejsce. Nie jest to fikcja. W dodatku wątek miłości małego chłopca do Liesel jest tak uroczy. Dziecięca, niewinna miłość i do tego tak nieszczęśliwa. To również napawało mnie smutkiem. Jednak według mnie najważniejsze, co niesie ta książka, to to, że nie każdy Niemiec był zły. Rodzice Liesel ukrywali Żyda. Pomagali mu, a ona się z nim zaprzyjaźniła. Każdy powinien pamiętać o szacunku do drugiego człowieka, nieważne, jakiego jest wyznania czy orientacji, czy czego się boi. Akceptacja i zrozumienie. Każdy z nas tego potrzebuje. Podczas wojny niestety taka postawa umiera. A nie powinniśmy pozwolić na takie odczłowieczenie. Bo empatia sprawia, że jesteśmy ludzcy – przerywam. Już nie wiem, czy nadal mówię o książce, czy o tym, jak czuję się niezrozumiana przez innych dlatego, że jestem inna.

– Pięknie powiedziane, Hope. Właśnie tak, podczas wojny tracimy tę cząstkę, która mówi nam, co jest dobre, a co złe…

Dalej już jej nie słucham, myślę tylko o tym, jak się otworzyłam. Nie powinnam tego robić.

Po lekcji pospiesznie wychodzę z sali, próbując udawać, że tak naprawdę nie wygłosiłam chyba najdłuższej, spontanicznej przemowy w swoim życiu, i że wcale nie czuję się z tym źle.

Idę do swojej szafki, próbując ukryć twarz za włosami i nie myśleć o tym, że osoby, które mijam, mają mnie za dziwaka. Outsidera, którym tak naprawdę jestem.

Zatrzymuję się dopiero wtedy, gdy jestem już na miejscu. Gwałtownie wkładam podręcznik do szafki, przez co dwa inne wypadają. Słyszę za sobą śmiech, jeden z tych wrednych, ale gdy się odwracam, żeby dowiedzieć się, kogo tak śmieszy takie coś, nikogo już nie ma.

Korytarz opustoszał, zostałam sama. Wszystkie drzwi do klas są pozamykane, większość uczniów i nauczycieli jest już w domach.

Tylko jedne drzwi są otwarte i to zza nich wydobywa się cichy głos oraz melodia, która prawie go zagłusza.

Zostawiam książki na podłodze, porzucam otwartą szafkę i idę w kierunku głosu. Hipnotyzuje mnie, jest niski, lekko zachrypnięty, ale dzięki temu zdaje się być jeszcze bardziej niesamowity.

Im jestem bliżej, tym lepiej rozpoznaję słowa.

Piosenka jest smutna, o samotności i stracie, o byciu niezrozumianym.

To piosenka o mnie.

Łzy napływają mi do oczu, bo nigdy w życiu nie czułam się tak zrozumiana, jak czuję się teraz, przez tego nieznajomego, który opowiada moją historię za pomocą piosenki.

W końcu powoli zaglądam do sali. Staram się być cicho, żeby nie naruszyć przestrzeni tej osoby i jej nie spłoszyć.

W klasie od muzyki, przy fortepianie, siedzi chłopak. Nigdy wcześniej go tu nie widziałam. Śpiewa z zamkniętymi oczami, głową lekko pochyloną w stronę instrumentu, a jego smukłe palce zdają się tańczyć po klawiszach. Ciemne włosy zasłaniają mu połowę twarzy, ale nawet mimo tego oraz sporej odległości między nami widzę cienką linię, którą wyznaczyła łza na jego policzku.

Powinnam odejść. Czuję się tu jak intruz, ten chłopak na pewno nie chciałby, żeby ktoś widział go tak odsłoniętego. Jednak nie potrafię się ruszyć. Jego głos przykuł mnie do tego miejsca i po prostu nie jestem w stanie z własnej woli odebrać sobie przyjemność słuchania go.

Jestem teraz tak egoistyczna, jak nigdy.

Wpatruję się w niego i staram się jak najlepiej zapamiętać jego wygląd i tembr głosu, by móc go rozpoznać na korytarzu. Długie rzęsy rzucają cień na jego policzek, ma idealnie prosty nos. Jest szczupły, ale nie przesadnie. Ubrany cały na czarno, jedynie trampki ma w bordowym odcieniu.

Wpatrywałam się w niego tak długo, że nawet nie zauważyłam, kiedy przestał śpiewać.

Otwiera oczy i, jakby wyczuwając na sobie mój wzrok, przenosi swoje spojrzenie na mnie.

Nasze oczy się spotykają.

Jego mają piękny odcień zieleni. Są jak dopiero co skoszona trawa w letni poranek. Wpatruje się we mnie intensywnie, na początku z zaskoczeniem, ale po chwili widzę w jego oczach błysk złości.

Dopiero wtedy udaje mi się otrząsnąć. Odwracam się na pięcie i uciekam, nie przejmując się już książkami, szafką ani też tym, że to głupie.

Zostałam przyłapana, byłam świadkiem czegoś, czego nie powinnam widzieć, i jest mi z tego powodu strasznie wstyd.

A także dlatego, że gdybym jeszcze raz znalazła się w tej sytuacji, zrobiłabym to samo.

Wiele bym oddała, żeby móc go posłuchać jeszcze raz.

Rozdział 2

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12

The Introverts

Wydanie pierwsze

ISBN: 978-83-8219-426-5

© Zuzanna Brodowska i Wydawnictwo Novae Res 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Monika Ekert

Korekta: Paulina Górska

Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek