Taktylne - Adrian Zawadzki - ebook

Taktylne ebook

Adrian Zawadzki

0,0
10,10 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

UWAGA! WULGARNY JĘZYK — KSIĄŻKA JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB PEŁNOLETNICH „Taktylne”, znaczy dotykowe, to współczesna do bólu opowieść o młodej dziewczynie szukającej miłości w średnim mieście i o jej schorowanej babce. To literatura lesbijska z wachlarzem relacji międzyludzkimi, historią ich uzależnień, ze złożonością wspomnień i tym, co powraca w ich wspólnych koszmarach — z historią rodzinną.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 41

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Adrian Zawadzki

Taktylne

Opowiadanie

RedaktorKrystian Netkowski

KorektorTomasz Obalek

KorektorIlona Bacherek

Projektant okładkiAdrian Zawadzki

© Adrian Zawadzki, 2023

© Adrian Zawadzki, projekt okładki, 2023

UWAGA! WULGARNY JĘZYK — KSIĄŻKA JEST PRZEZNACZONA DLA OSÓB PEŁNOLETNICH

„Taktylne”, znaczy dotykowe, to współczesna do bólu opowieść o młodej dziewczynie szukającej miłości w średnim mieście i o jej schorowanej babce. To literatura lesbijska z wachlarzem relacji międzyludzkimi, historią ich uzależnień, ze złożonością wspomnień i tym, co powraca w ich wspólnych koszmarach — z historią rodzinną.

ISBN 978-83-8351-338-6

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wszystkie postaci tej książki są wytworem mojej wyobraźni, a ich ewentualne podobieństwo do osób realnie żyjących jest przypadkowe.

Książka zawiera wulgaryzmy, sceny przemocy i seksu oraz może zawierać treści o paleniu tytoniu, piciu alkoholu, zażywaniu narkotyków i uzależnieniu od leków, co czyni z niej lekturę nieodpowiednią dla osób poniżej osiemnastego roku życia.

1

Nocny dostawca przyniósł paczkę z paroma produktami zamówionymi rano chwilę przed jedenastą. Nie pukał, nie dzwonił, umówili się, że da znać przez komunikator.

Na górze paczki, tak jak prosiła, były orzechy cashew ułożone na pierzynce z wełny drzewnej.

Nożem nacięła opakowanie i wysypała tuzin orzechów na czarny, marmurowy blat.

Od roku wynajmowała to mieszkanie w centrum miasta. Mieszkanie w kamienicy o powierzchni ponad stu trzydziestu metrów kwadratowych. Całkowicie odrestaurowane w trzynastym roku. Czynsz czterysta, wynajem dziewięć tysięcy siedemset. Umeblowane.

Na czarnym blacie migotały światła z kryształowego żyrandola, prawdopodobnie starszego od niej, który wyrastał groźnie z sufitu — wysoko, wysoko nad nią.

Na stole w jadalni z otwartą kuchnią zauważyła okrągłe ślady wódki, które zostały po kieliszkach. W piekarniku, którego nie używała jeszcze, odkąd tu zamieszkała, znalazła szmatę, którą wrzucił dzień wcześniej jakiś nieznajomy.

Znajomy dla jej znajomych.

Zwilżyła szmatę pod czarnym kranem, wykręciła ją nad czarną umywalką i wytarła stół, wokół którego stało osiem krzeseł dla ośmiu gości mniej lub bardziej znajomych.

Pod stołem leżało kilka białych pereł, które rozsypały się podczas wczorajszego spotkania, w którego trakcie bawiła się naszyjnikiem.

Dużo się wczoraj całowała, wypiła butelkę burbona z koleżanką. Całowała tę koleżankę i co najmniej dwóch mężczyzn, którzy wydali jej się młodsi. Zrezygnowała ze swojego kawałka pizzy.

Zwymiotowała w tak zwanym międzyczasie.

Jeden z chłopaków miał lekki zarost i włosy zasłaniające i tak odstające uszy. Tyle zapamiętała. Nic nie ukradli.

W całym mieszkaniu są niskie komody i szafy, niczego nie ma na wierzchu. Muzyka i książki schowane są pod kluczem. Nie był to jej pomysł, tak już było. Zaprojektowane i urządzone, cudze pomysły.

Obiad zjadła na fotelu, który stoi w łazience. To najchłodniejsze pomieszczenie. Inny dostawca przyniósł pudełko przed dwunastą, jeszcze przed południem. Potem, do piątej po południu, wypiła tylko niesłodzoną kawę. Bez mleka.

Nie dała namówić się na imprezowanie w klubach. Ściany mieszkania są wygłuszone, można tu słuchać muzyki, pić, tańczyć i uprawiać seks w łazience. Dokładnie tak, jak w klubie. Łazienka ma osiemnaście metrów kwadratowych. Mieści wannę i prysznic za szklaną ścianką.

Drugi, z którym się całowała obserwował ją najpierw przez pół wieczoru zza kuchennej wyspy, przy której siedział z kolegą — obu nie znała. Nieśmiało zerkał na nią. Miał czarną koszulkę, kołnierz z tatuaży, wzorów których nie zdołała spamiętać i szarą czapkę. Kolczyk w nosie i tunele w uszach, ale tych nie była pewna.

Dwóch przystojnych i niezwykle grzecznych gości z obsługi zwinęło się przed północą. Odpowiedzialni byli za catering i podawanie. Była wtedy w łóżku, kiedy wychodzili. Pachnąca musującym winem, z ręką w majtkach koleżanki albo jej koleżanki. Postanowiła, że podziękuje, odprowadzi i odwiezie panów.

Pomogli jej założyć płaszcz i zejść po schodach niemal bezszelestnie. W ciszy. O czym miałaby mówić? Zaprowadzili ją do swojego auta. Zrobili kółko wokół kamienicy, dziękując, że ich odwozi. Potem wysadzili pod kamienicą i pojechali do siebie, gdziekolwiek miałoby to być. Uznała, że tę część nocy przyśniła.

Nie obudziła się w łóżku z obcymi ani bliskimi. Całe szczęście. Rozeszli się.

Obudziła się z bólem głowy. Otworzyła puszkę napoju. Rozpuściła białe witaminy w szklance coli, w niskiej szklance po burbonie. Zmyła makijaż.

Na szyi miała małe krwiaki po pocałunkach. Szyja i ramiona bolały.

Dużo się śmiała, ale nie tańczyła. Śmiała, piła, całowała ludzi i zwymiotowała. Trafiła do łazienki. Zawsze trafiała.

Ktoś bawił się jej uchem, ktoś inny językiem. Ktoś, jak zawsze, naćpał się i wyszedł oknem. Mieszkała na parterze. Nikt nie przytrzymał jej włosów nad kiblem. Dużo przepłakała tej nocy.

To samo mogła robić w klubie, jednym, drugim. Wtedy osób dramatu byłoby więcej.

Kiedy zamykała oczy i tak była sama. I głośniej grała muzyka…

Zamawia auto, jedzie przed siebie. Nie odzywa się, nie musi, płatność dokona się automatycznie. Pociągną z konta. Na klatce schodowej pachnie ładnie, cała kamienica jest śliczna.

W aucie zaczyna się śmiać. Przypomina sobie, że kogoś spoliczkowała, a zaraz potem myśli, jak zachowałby się kierowca, gdyby wsadziła mu palec w usta. Wysiada przy barze. Żołądek wciąż daje o sobie znać, długo nie będzie spokojny.

Ona też jest przez to niespokojna. Zamawia piwo z cienką pianką…

Zwymiotowała do wanny albo do umywalki, nie trafiła tym razem do kibla. Fiasko.

Wypiła jedno piwo. Nawet na nikogo nie spojrzała. Zapaliła jednego papierosa i wsiadła do kolejnego zamówionego w aplikacji auta.

Do domu.