Tajemnica Boga - Karina Krawczyk - ebook + audiobook

Tajemnica Boga ebook i audiobook

Karina Krawczyk

3,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Czy Bóg rzeczywiście spełnia marzenia?

Pewne tajne ugrupowanie szuka sposobu na odkrycie boskiej tajemnicy.

Tropy wiodą w różnych kierunkach. Ponoć gdzieś żyją pustelnicy, którzy dawno już ją zgłębili. Nie mogąc ich odnaleźć, zdesperowani członkowie ugrupowania porywają jedyną osobę, która według nich może ich doprowadzić do upragnionego celu. A oni chcą osiągnąć... wszystko.

Wszystkie cytaty oraz miejsca na  świecie opisane  w książce są zgodne z rzeczywistością!

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 256

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 54 min

Lektor:
Oceny
3,4 (9 ocen)
1
2
6
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



God is love

Popołudniowy półmrok sprawił, że siedzący na fotelu mężczyzna był ledwo widoczny. Trwał w oczekiwaniu, podparty łokciem o biurko. Drgnął, słysząc sygnał faksu. Kartka opadła prosto na blat. Natychmiast włączył lampkę, oświetlając tekst.

Mistrzu!

Ukończyliśmy mapę! Starożytni, wybierając te miejsca na Ziemi, nie mylili się! Jeśli dokonamy odpowiednich pomiarów, jestem pewien, że odkryjemy coś, po czym ludzkości otworzą się oczy! I to dzięki Tobie, Mistrzu, dzięki Twemu uporowi i konsekwencji!

Przed nami ważne zadanie. Proponuję, by Eminencja natychmiast wyznaczył do niego odpowiedniego człowieka i bez zbędnej zwłoki wysłał go śladem mapy. I co najistotniejsze – przypuszczamy, że kluczem do tej tajemnicy jest Bractwo Objawień! To sami pustelnicy, których pokorę i siłę zbagatelizowa liśmy! Prawdopodobnie znaleźli złoty środek na spełnianie marzeń przez Boga.

Nie mamy chwili do stracenia. Czas działa na naszą niekorzyść. Chrześcijanie są coraz silniejsi!

Pozostaję do usług Waszej Eminencji

Z wyrazami uznania i szacunku

Numer 36

Mistrz, czując jak oblewa go pot ekscytacji, przyłożył słuchawkę do ucha.

– Połącz mnie z Marisem – zlecił.

– Oczywiście – usłyszał w odpowiedzi uprzejmy głos sekretarki i już za chwilę po drugiej stronie odezwał się znajomy mężczyzna.

– Halo, dzień dobry, eminencjo.

– Witaj, Marisie, mam dla ciebie wiadomość, na którą czekałeś!

– Tak, słucham.

– Czy jesteś gotowy na zadanie? Natychmiast?

– Oczywiście, eminencjo, ale co się stało?

– Zostałeś wybrany!

1

Egipt, dzielnica koptyjska w Kairze

Maris zaciągnął się papierosem i czując już smak spalanego filtra, wyrzucił dymiącą końcówkę na chodnik. Z narastającym podnieceniem patrzył na budowlę stojącą kilkanaście metrów przed nim. W przeciwieństwie do wielu innych tego typu była bardziej szeroka niż wysoka.

Już czas – pomyślał i ruszył do przodu, kątem oka dostrzegając napis zawieszony na murze. Kościół św. Sergiusza pomimo zmroku był otwarty. Wszedł i rozejrzał się dookoła. W środku nie było nikogo. Blade światło ze ścian padało na ławki i ołtarz. Zwrócił uwagę na drewniane kolebkowe sklepienie, przypominające kształtem konstrukcję łodzi. Na ścianach dostrzegł dawne ślady fresków i mozaik. Wtem usłyszał szmer od strony ołtarza. Natychmiast ruszył w jego stronę. Z drewnianych drzwi po lewej stronie wyszedł zakonnik. Przekręcił zamek, schował klucze do brązowego płaszcza i wszedł na ołtarz. Pokłonił się przed krzyżem, po czym chwycił pudełko zapałek leżące na świeczniku i zaczął zapalać świece, jedna po drugiej. Lekko się przestraszył, dostrzegając nieznajomego mężczyznę obok siebie.

– O, nie wiedziałem, że ktoś jest w kościele – odezwał się łamaną angielszczyzną, widząc typ Europejczyka. – Wieczorna msza będzie za pół godziny.

– Wiem, że ją poznaliście – odpowiedział Maris stanowczym tonem, badawczo patrząc na zakonnika. – Jestem przekonany, że ona tutaj jest.

– Nie wiem, o czym pan mówi – zakonnik starał się zbagatelizować słowa, które usłyszał.

– Tajemnicę! Nie ma lepszego miejsca na nią niż to, w którym mieszkała Święta Rodzina!

– Jest pan w błędzie – odpowiedział spokojnie zakonnik, zapalając ostatnią świecę.

– Nie przechytrzysz mnie. Jeden z was się wygadał. Wiem, że po poznaniu tajemnicy Boga będę miał nieograniczoną moc, i chcę ją mieć. Widziałem napis na zewnętrznym murze. Dokładnie mówi o tym, że kościół stoi nad ich grotą.

– Do groty nie wolno wchodzić – zakonnik stał niewzruszony.

– Ty chyba nie rozumiesz, o czym mówię. Nie zamierzam z tobą dyskutować! – wyciągnął z prawej kieszeni dłoń z pistoletem, kierując go w stronę mnicha. – Nikt i nic mnie nie powstrzyma! Zdobędę tajemnicę i ty mnie do niej zaprowadzisz. Otwieraj grotę!

– W grocie jej nie ma – mnich patrzył poważnie na mężczyznę. – W ogóle nie ma tu tego, o czym myślisz. Nie ma w Egipcie. Nasz brat wprowadził cię w błąd, bo chciał cię zmylić.

– Nie wierzę ci! – Maris krzyknął z wściekłością. – Zresztą on już nie żyje, a ty zaraz pokażesz mi grotę i przekonamy się, kto mówi prawdę. I radzę ci się spieszyć, bo podzielisz jego los!

Nastała cisza. Mężczyźni w bezruchu patrzyli sobie w oczy.

– No już! – krzyknął napastnik i przykładając pistolet do głowy mnicha, pchnął go do tyłu.

Zakonnik z trudem zachował równowagę. Zrezygnowany ruszył w kierunku drzwi, z których kilka minut wcześniej wyszedł. Wyciągnął z kieszeni płaszcza pęk kluczy, jednym z nich otworzył zamek i przekręcił gałkę. Z otwartych drzwi biła kompletna ciemność.

– Muszę zabrać świecę z ołtarza – rzekł zakonnik do mężczyzny.

– Tylko żadnych sztuczek! – Ten nie opuszczał broni.

Zakonnik cofnął się kilka kroków i wyciągnął ze świecznika świecę dającą największy płomień. Powoli skierował się z nią w stronę otwartego wejścia do groty.

– Ty pierwszy – Maris machnął do mnicha pistoletem, wskazując mu wejście.

Pokonali dziewięć stromych schodów w dół. Zakonnik zapalił lampy naftowe wiszące na ścianie, które natychmiast rozświetliły marmurowe kolumny z malowidłami Świętej Rodziny, wielu świętych i aniołów. Po kilku kolejnych krokach znaleźli się w krypcie. Główną jej cześć stanowił drewniany wysoki podest. Ścianę zaś zdobiły malowidła dwunastu apostołów.

– Nie do opisania – zdumiony Maris rozglądał się wokół siebie. – Prawie dwa tysiące lat temu dokładnie tu przebywał Jezus. Stoję w miejscu Boga. Wiedziałem, że kiedyś to się stanie. Jestem niepokonany. Jestem już prawie równy Bogu! Jeszcze tylko jeden, ostatni krok. Tajemnica! Daj mi ją!

– Pokazałem ci grotę i kryptę, to powinno wystarczyć. Widzisz, że tu jej nie ma.

– Nie wierzę ci! Wydobędę z ciebie tę informację, rozumiesz? Gadaj! A jak nie, to już zacznij się modlić!

W kościele zaczęli się schodzić wierni oczekujący wieczornego nabożeństwa. Nagle dobiegł ich głuchy odgłos strzału. Zaciekawieni nieliczni udali się w kierunku ołtarza, by niepewnie wejść przez otwarte drewniane drzwi. Tym razem rozległ się głośny krzyk. Ci, którzy mieli szczęście zobaczyć grotę, stali się jednocześnie świadkami w sprawie o zabójstwo. Przy drewnianym podeście krypty leżało ciało mnicha z dziurą w skroni, z której wypływała świeża jeszcze krew. Poza tym wydawało się, że w grocie nie było nikogo.

2

Polska, przedmieścia Krakowa

Kaja stała na szczycie góry z rękoma wyciągniętymi na boki. Wdychała głęboko powietrze, upajając się widokiem błękitnego nieba i jednocześnie wszystkiego, co było poniżej jej stóp. Nie bez przyczyny wybrała właśnie tę górę – Mont Everest, najwyższy szczyt świata. Chciała być najwyżej, bo tylko wtedy czuła, że może wszystko. Cokolwiek to znaczy. Ważne, że to uczucie powodowało poczucie bezpieczeństwa, bezgranicznego optymizmu i nadziei, że kolejny dzień będzie tak samo dobry albo jeszcze lepszy. Jestem najlepsza we wszystkim, co robię – pomyślała i otworzyła oczy. Afirmacje były nieodłączną częścią jej życia, a słońce wzmagało optymizm. Poranne promienie słońca wpadały przez otwarte okno. Piękny początek dnia, dzisiaj wszystko mi się uda – dodała.

Wyskoczyła z łóżka i z pośpiechem wykonała swe codzienne, poranne czynności. Szybki prysznic, zimna woda na twarz, krem, szklanka ciepłej wody z cytryną i miodem, ubranie, kanapka przygotowana dzień wcześniej, mycie zębów, muśniecie twarzy pudrem, perfumy, całus dziecku i mężowi. W ciągu pół godziny wyszła z domu.

Dzień zapowiadał się fantastycznie. Z przyjemnością wdychała ciepłe wiosenne powietrze i po wejściu do samochodu natychmiast otworzyła okno. Na drogach już zaczynał się poranny ruch.

– Ania, pamiętasz hasło naszej kampanii, które ustaliliśmy wczoraj? – zapytała Kaja w progu sklepu, zdejmując pospiesznie żakiet.

– Zawsze mam to, czego potrzebuję – atrakcyjna blondynka, najbardziej zaufana i kreatywna kobieta wśród personelu, odpowiedziała z uśmiechem.

– Super, sprawdź, czy każdy w sklepie pamięta. Mamy dzisiaj dużo pracy. Obniżka kolekcji letniej przyciąga tłumy, ale trzeba zrobić wszystko, by klienci stawiali na jakość, nie tylko na cenę. Ja zaraz jadę zamówić banery z nowym hasłem, a ty przekaż wszystkim pracownikom, niech obserwują, co schodzi najszybciej i który towar trzeba objąć promocją, a który zejdzie bez względu na cenę. Róbcie notatki. Dzisiaj nie mamy czasu, ale w przyszłym tygodniu robimy kolejną burzę mózgów.

Kaja rozejrzała się po sklepie. Wszyscy byli zajęci pracą, jedni składali spodnie i układali bluzy w ko szach promocyjnych, inni rozmawiali z klientami. Art Moda była pełna.

– Zaraz do ciebie wracam, tylko zamienię słowo z Borysem. W jakim jest nastroju?

– No, lekko poddenerwowany – odpowiedziała Ania, skrupulatnie notując zalecenia szefowej.

– Och, to wszystko przez dzisiejszą imprezę.

Borys przez cały tydzień żył imprezą z okazji pięciolecia firmy. Postanowił zaprosić wielu ważnych i wpływowych osób: władze miasta, przedstawicieli zaprzyjaźnionego banku, kontrahentów oraz stałych klientów. Codziennie rano przygotowywał się do krótkiego przemówienia, co chwilę pytając kogoś, czy tekst jest w porządku. W takim też stanie Kaja zastała swojego wspólnika na zapleczu.

– Cześć, Borys, dochodzisz już do perfekcji?

– Witaj, Kaja. – Przystojny blondyn z kartką w ręce zatrzymał się na środku pokoju. – Prawdę mówiąc, mam już trochę dość.

– Nie martw się, kto jak kto, ale ty na pewno sobie poradzisz. – Powiesiła żakiet i nalała sobie kawy z ekspresu. – Nie bez powodu mówią o tobie megamózg.

Kaja również tak myślała o swoim wspólniku. Jeszcze na studiach, kiedy się poznali, zawsze wiedział, co powiedzieć i jak się zachować. Przystojny, uśmiechnięty, łatwo nawiązywał kontakty z otoczeniem. Od pierwszego spotkania uwielbiała przeby wać w jego towarzystwie. Po pierwsze, z reguły miała lepszy kontakt z kolegami niż koleżankami. Po drugie, Borys był bardzo atrakcyjnym mężczyzną i pokazywanie się z nim na korytarzach uczelni napawało ją dumą, co było tylko i wyłącznie wyrazem próżności. W końcu była już zaręczona z Konradem.

– Dzięki, mam taką nadzieję. A ty co? Nie u fryzjera?

– No jeszcze nie. Poczekaj – wstrzymała rozmowę, by zgłośnić radio. – Słyszałeś? Kolejny zakonnik zastrzelony. Kurczę, religie powinny łączyć narody, a nie dzielić.

– Walki religijne były i będą, niestety. – Borys wziął głęboki oddech i odłożył kartkę. – Ale nie przejmuj się tym dzisiaj. Przed nami ważny wieczór i na tym się skupmy.

– Masz rację, zróbmy, co mamy do zrobienia, i uciekajmy stąd.

Kaja wzięła kubek z kawą i wyszła pomóc w sklepie. W ciągu ostatnich dni na przemian pracowała, jeździła z zaproszeniami, ustalała menu oraz kolejność wydarzeń podczas imprezy. W piątek postanowiła wyjść wcześniej, by nabrać sił na wieczór.

3

Wejście do hotelu Intercontinental w Kairze otoczone było zielenią. W marmurowych donicach, stojących jedna obok drugiej wzdłuż całej frontowej ściany budynku, zakwitłe na czerwono krzewy dawały wrażenie pięknego, jednolitego ogrodzenia.

Wysiadając z taksówki, Maris otarł strużkę potu cieknącą po skroni. Rozdrażniony brakiem efektów swojej pracy, był na skraju wściekłości z powodu braku klimatyzacji w pojeździe.

– Powinienem ci nie zapłacić – syknął na odchodne do kierowcy i pogardliwie wrzucił banknot przez okno.

Na ułamek sekundy poczuł błogość niezwykłego zapachu kwitnących roślin zmieszanego z powiewem wilgotnego wiatru znad Nilu. To ulotne piękne doznanie minęło wraz z otwarciem drzwi hotelu.

Pospiesznie podszedł do lady recepcyjnej.

– Rozumiem, że życzy pan sobie apartament? – Egipska recepcjonistka spojrzała na niedbale ubranego mężczyznę w czerwonej, sportowej czapce, który wyciągnął właśnie z kieszeni sporej objętości zwitek banknotów.

– Tak, dokładnie. Najlepszy, jaki macie, z dużą plazmą na ścianie – odpowiedział Maris.

– Oczywiście. Wobec tego bardzo proszę o wpisanie pana danych – rzekła recepcjonistka i podała do wypełnienia kartę meldunkową.

Odchodząc z kluczem w kierunku pokoju, Maris poczuł w kieszeni wibracje telefonu. Zdenerwował się, widząc na wyświetlaczu, że dzwoni mistrz. Postanowił nie odbierać, i tak nie ma dobrych wieści. Pieniądze od mistrza już mu się kończą, podobnie jak czas na zadanie. Stwierdził, że najpierw weźmie prysznic i zrelaksuje się, a potem zbierze myśli. Rozmowa z mistrzem i tak go nie ominie. Niestety, kiedy tylko wszedł do pokoju, telefon znów zadzwonił.

– Witaj, mistrzu.

– Dlaczego tak długo nie odbierałeś? – w słuchawce odezwał się stanowczy głos.

– Przepraszam, eminencjo, byłem pod prysznicem – skłamał.

– Masz dla mnie informację?

– Wróciłem właśnie z Kairu. Prawie ją zdobyłem, ale ten zatwardziały wyznawca Jezusa nic nie chciał powiedzieć.

– Mówiłem ci, że ofiary są dopuszczalne tylko w ostateczności. Nie chcę mieć problemów. Pamiętaj, że ja o tym nic nie wiem. Dostatecznie dużo ci zapłaciłem.

– Oczywiście. Przepraszam, eminencjo, ledwo przeżyłem – znów skłamał, zabijanie nie robiło na nim najmniejszego wrażenia.

– Co dalej? – mężczyzna po drugiej stronie przerwał, nie słuchając wyjaśnień. – Czy podążasz według mapy?

– Tak, mistrzu. Na mapie są zaznaczone okolice Kairu. Myślałem pierwotnie, że to, czego szukamy, jest w kościele świętego Sergiusza, ale teraz wiem, że się pomyliłem. – Czemu zresztą się szczerze dziwił. Był wręcz pewien, że dawny papież i jego rodak, Sergiusz, to dobre tropy. Zwracał uwagę na każdy szczegół, o którym mówił eminencja. Z tego też powodu uważał, że jeśli katolicy uznali go za świętego, doceniając jego zasługi dla kościoła oraz konserwatywne zasady dotyczące celibatu, a potem dodatkowo nazwali jego imieniem właśnie ten kościół, to nie może być przypadek.

– I co dalej? – ton mistrza był podminowany.

Maris zebrał siły, by zabrzmieć pewnie, i odpowiedział:

– Odpowiedź, jak dla mnie, jest oczywista. W okolicach Kairu jest tylko jedno takie miejsce. Jutro tam jadę. To nie może być tylko w Wielkiej Piramidzie.

4

Po tygodniach przygotowań właściciele Art Mody wreszcie doczekali się jubileuszu swojej firmy. Impreza odbyła się w Transie, bardzo kameralnej, a jednocześnie eleganckiej restauracji na obrzeżach miasta. Kaja z Borysem na piętnaście minut przed godziną dziewiętnastą stali już przed wejściem i witali gości. Każdy przyniósł kwiaty lub prezent. O dziewiętnastej piętnaście oficjalną przemową Borys rozpoczął świętowanie. Pierwsza część została zaplanowana w ogrodzie. Przygotowano grillowane mięso z dodatkami, a czas umilał zespół grający własne kompozycje. Kaja, siedząc obok Borysa na samym końcu ogródka, a jednocześnie przy miniscenie, nie widziała spóźnialskich. Stwierdziła, iż punktualność to domena mistrzów, a przecież tylko takich się dzisiaj spodziewała. Postanowiła zatem na równi z gośćmi dobrze się bawić, korzystając z atrakcji, jakie sama zaplanowała. Po pierwszym posiłku przeszła między stołami i delikatnie obserwowała wrażenia przybyłych. Stolik przy drzwiach zajmowały znajome z banku.

– Usiądę przy was na chwilkę, dziewczyny – zagadała i zajęła wolne krzesło między koleżankami. – Jak się bawicie?

– Och, wspaniale. – Sylwia rozsiadła się wygodnie. – Karczek był pyszny, zaraz idę po wino.

– Świetna pogoda wam się udała, taka impreza w ogródku to czysty relaks – dodała Magda.

W tym momencie z sali restauracyjnej na zewnątrz wszedł Borys. Bezwiednie wszystkie spojrzały w jego stronę. Jakby automatycznie w tym samym momencie Sylwia i Magda powiedziały:

– Ależ on jest przystojny!

Kaja uśmiechnęła się do siebie. Gdyby tylko znały prawdę – pomyślała i zwróciła się do koleżanek:

– Przecież wiecie, że Borys uwielbia błyszczeć w towarzystwie, zabawiać i rozbawiać.

– No wiemy, wiemy. – Sylwia wzięła głęboki oddech. – A na dodatek jest wolny – dodała już tylko do siebie.

– O, Kaja, tu jesteś! – Borys z entuzjazmem podszedł do stolika. – Czy mogę cię na chwilkę prosić?

– Jasne, przepraszam was na moment, dziewczyny. – Kaja wstała i pytająco spojrzała na Borysa.

– Chciałbym ci przedstawić jeszcze jednego naszego gościa, którego nie miałaś okazji poznać wcześniej.

Kaja nie zdążyła się odezwać, kiedy usłyszeli za plecami Sylwię.

– Za to, że zabiera pan nam Kaję, proszę tutaj później wrócić i potowarzyszyć nam.

– Z największą przyjemnością – szybko rzucił za siebie Borys, po czym błysnął białymi zębami i zniknął z Kają w budynku. Obejmując ją ramieniem, poprowadził wspólniczkę w kierunku lobby z aperitifem, gdzie goście częstowani byli ponczem i drobnymi przekąskami jeszcze na początku imprezy. Kilka spóźnionych osób nie omieszkało ominąć tego miejsca, od razu kierując się na kolację w ogrodzie.

Gospodarze podeszli do jednego z mężczyzn, właśnie nalewającego sobie drinka. Kai mignął tatu aż na zewnętrznym przegubie dłoni mężczyzny. Za szybko opuścił rękę, by mogła dostrzec szczegóły, ale była pewna, że gdzieś już ten znak widziała.

– Kaju, poznaj, proszę, mojego dobrego kolegę Alana, współwłaściciela linii lotniczych – odezwał się Borys przyjacielsko, wskazując lewą ręką na średniego wzrostu szczupłego bruneta.

– Witam, Kaja Kadago – odezwała się, wyciągając dłoń na przywitanie.

– Alan Korny, bardzo mi miło panią poznać. Borys, będąc w Mediolanie, za każdym razem podkreśla, że ma niezawodną wspólniczkę, na którą zawsze może liczyć.

– A, to już wszystko jasne! Teraz już wiem, Borys, u kogo tak długo stacjonujesz, kiedy jedziesz po towar!

Cała trójka wybuchła śmiechem.

– No tak, sam się wkopałem. Teraz już wiesz, gdzie mnie szukać, kiedy wyjeżdżam do Lombardii. Przyjacielu, zapraszamy zatem do ogródka – powiedział Borys, wskazując otwarte szeroko drzwi.

– Dziękuję. A panią, Kaju, gdyby znudził handel, serdecznie zapraszam zatem do moich linii, zdecydowanie uważam, iż latanie jest fascynujące.

– Dziękuję bardzo – zaśmiała się Kaja. – Nie wiem, czy Borys poradziłby sobie beze mnie.

– Och, proszę mi wierzyć, to jest ostatnia rzecz, o jaką powinna się pani martwić. Borys prędzej zaprzeda duszę diabłu, niż pozwoli, by jego interes upadł.

– Bardzo śmieszne – przekomarzał się Borys. – Ale kończmy już tę pogawędkę i chodźmy, bo ominie nas najlepsze!

Po północy atmosfera całkowicie się rozluźniła. Większość tańczyła. Inni, siedząc wygodnie w restauracyjnych fotelach, rozmawiali lub obserwowali resztę towarzystwa na parkiecie. Wydawało się, że Borys na dobre flirtował z zachwyconą tym faktem Sylwią. Po chwili jednak podszedł z drinkiem do obserwującej ich Magdy. Ta natychmiast zarzuciła mu ręce na szyję i głośno powiedziała:

– Zatańczymy, słoneczko?

– Oczywiście, Magdaleno, z tobą zawsze – odpowiedział i podał drinka koledze. Jakież było zdziwienie Magdy oczekującej tańca przytulańca w rytm muzyki, kiedy Borys przyciągnął ją mocno do siebie i poprowadził wywijanego rock and rola.

– Wariat – powiedziała, gdy po ostatnim rytmie powiedział jej z uśmiechem, że fantastycznie tańczy.

Kaja patrzyła na całą sytuację z rozbawieniem i sentymentem. Jeszcze kilka lat wcześniej, kiedy korzystali z uroków życia studenckiego, Borys wzbudzał w niej bardzo przyjemne uczucia. Takich, które bała się dopuścić do siebie. Kochała przecież swojego narzeczonego Konrada, była z nim szczęśliwa i nie chciała tego zmieniać. Czuła jednak do Borysa ogromną sympatię, szukała jego bliskości i łapała się na tym, że często myśli właśnie o nim. Jednak im dłużej go znała, tym bardziej do niej docierało, że w zachowaniu Borysa jest coś intrygującego. Pewne szczegóły nie pasowały do całości. W końcu domyśliła się, co to jest, a Borys kiedyś w przypływie pijackiej szczerości potwierdził jej przypuszczenia, że jest gejem. Na trzeźwo chyba nigdy nikomu by się do tego nie przyznał.

Impreza trwała do rana. Kaja cały czas starała się poświęcić tyle samo uwagi wszystkim gościom, jednak znaczący udział w całej nocy miała rozmowa o samolotach. Wracając do domu, marzeniami już była pod niebem.

5

Taksówkarz jechał z typową dla Kairu pewnością siebie. Pomimo braku pasów na jezdni kierowcy doskonale radzili sobie w tłumie samochodów. Minęli rondem plac Tahrir. Jak zwykle, zebrały się na nim grupy przeciwników i zwolenników nowej władzy. Po zmianie prezydenta Mubaraka zamieszki w stolicy były na porządku dziennym. Nowy prezydent, islamista Mohamed Mursi, od dnia wyborów wzbudzał wiele kontrowersji, pomimo zapewnień o chęci ustabilizowania bezpieczeństwa w kraju. Patrząc przez otwarte okno, w dali za budynkami Maris dostrzegł trzy znajome czubki. Uśmiechnął się do siebie. Znów poczuł ekscytację, że zbliża się do celu. Był pewien, że jest u kresu swoich poszukiwań. W końcu wjechali do Gizy.

– Należy się dziesięć funtów. – Taksówkarz wyrwał go z rozmyślań.

Maris rzucił należność na przednie siedzenie, chwycił plecak i torbę, po czym bez słowa wyszedł z auta. Powietrze było gorące. Mężczyzna szybkim krokiem mijał zwiedzających. Ogrom turystów wytaczał się co chwilę z kolejnych autokarów. Większość natychmiast zaopatrywała głowy w jakieś nakrycia, chroniąc się przed upałem. Kilka lat wcześniej, kiedy był tu pierwszy raz z mamą, długo stali w miejscu zachwyceni pięknem trzech piramid. Dzisiaj nie miał czasu upajać się widokiem. Chciał już mieć to wszystko za sobą.

Błyskawicznie ogarnął wzrokiem gigantyczną kolejkę przed wielką piramidą Cheopsa. Sięgnął do kieszeni po kilka banknotów. Przekupienie strażnika nie było problemem. Po kilku minutach tłum z niezadowoleniem się rozszedł, uzyskując oficjalną informację o przerwie w zwiedzaniu grobowca.

W piramidzie również było duszno. Przeszedł przez Wielką Galerię aż dotarł do komory królewskiej. Nigdy nie był we wnętrzu piramidy. Poza granitowym sarkofagiem bez pokrywy, uszkodzonym już w wielu miejscach, pomieszczenie było puste. Żadnych hieroglifów ani malowideł. W szkole uczono go, że to grobowiec faraona, jednak brak jakichkolwiek ozdób na ścianach czy chociaż napisów wydał mu się dziwny. Kiedy w Dolinie Królów zwiedzał z mamą groby faraonów, wyglądały one rzeczywiście jak miejsca, w których mieli spoczywać władcy: nasycone kolorami, ozdobami, rysunkami i egipskim pismem. Tu, gdzie stał teraz, nie było nic.

Spojrzał na wydrukowany plan piramidy i rozejrzał się, szukając powiązania miejsca, w którym stał, ze schematem. Po kilku obrotach kartki w ręce w końcu zorientował się w układzie. Zadowolony rzucił plecak na betonową nawierzchnię wnętrza, po czym z drugiej torby wyciągnął otrzymane od mistrza urządzenie pomiarowe. Wymierzył dokładnie tak, by urządzenie stało idealnie pośrodku piramidy. Spojrzał na wskaźnik.

– Coś jest nie tak – powiedział do siebie.

Potrząsnął urządzeniem, jednak strzałka nadal pokazywała najwyższy wynik. Niesamowite! Tu jest najsilniejsze promieniowanie! – pomyślał z niedowierzaniem. Jeśli tak, to tajemnica również musi tutaj być! Przecież podobno Bóg jest doskonały. Jeśli w tym miejscu energia Ziemi jest największa, to z pewnością chrześcijanie tutaj ukryli tajemnicę swojej siły.

Przypomniał sobie słowa mistrza, kiedy wybierał Marisa do tego zadania: „Pamiętaj! Stworzyliśmy mapę, biorąc pod uwagę genialną wiedzę starożytnych, której nie znamy, a której tylko możemy się domyślać, oraz jej powiązanie z boskim stworzeniem naszej planety. Chcemy wiedzieć, czy ważne miejsca, na których budowali świątynie czy obserwatoria astronomiczne, obierali przypadkowo czy świadomie. Jesteśmy przekonani, że starożytni wiedzieli rzeczy, o jakich nam się nawet nie śniło. Co więcej! Studiowaliśmy Biblię pod kątem jej powiązania ze starożytnymi budowlami oraz boskimi zamiarami. Możemy wyciągnąć realne wnioski, a ty, Marisie, pomożesz nam w ich udowodnieniu. Mam konkretne plany z tym związane".

Słuchając wtedy wypowiedzi mistrza, Maris nie bardzo pojmował, o co chodzi. Mistrz mówił coś jeszcze o Bogu, piramidach i innych rzeczach, ale on już w wyobraźni wykonywał swoją misję. Szedł uzbrojony i zabijał po kolei każdego chrześcijanina, który nie chciał zdradzić mu Tajemnicy. Przez całe życie nie interesowała go żadna religia. Mama próbowała zachęcać syna do chodzenia na mszę, jednak ten miał zawsze inne plany i trafiał z kolegami za mury świątyni. Dopiero mistrz przekonał go, namówił i pokazał, w kogo warto wierzyć i dlaczego. Taka wiara od początku przypadła mu do gustu, a co najważniejsze – pasowała do niego, jego charakteru i stylu życia.

Teraz jednak, widząc wyniki działania piramidy, przyznał, że Bóg chrześcijan jest potężny i genialny. Zapragnął jeszcze bardziej poznać sekret tej boskiej siły. Spakował szybko sprzęt i wybiegł z piramidy. Wiedział już, co dalej robić. Kolejna taksówka i kolejny hotel. Koniecznie z dostępem do internetu.

6

– Ciebie to już w ogóle w domu nie będzie! – Konrad nie był zachwycony.

Od momentu gdy otworzyła oczy, Kaja zastanawiała się jak oznajmić mężowi, że w ciągu jednej nocy podjęła ważną, wręcz życiową, decyzję. Sama była zaskoczona, że obcy mężczyzna, Alan Korny, jednym zdaniem uświadomił jej zawodowe priorytety. A takim właśnie okazała się jego propozycja pracy. To było jak bańka z pomysłem, która nagle pękła nad Kai głową. W jednej chwili wiedziała, że właśnie to chce dalej robić w życiu.

– Konrad, zrozum, Lenka ma fantastyczną opiekę, a ta praca to dla mnie szansa. Zresztą rytm lotów ma być w miarę regularny, pozwalający mi normalnie żyć i mieszkać z rodziną. Naprawdę niewiele się zmieni – przekonywała, leżąc w łóżku ze szklanką herbaty w ręce. Było już południe, ale czuła, że to nie jest jeszcze ten moment, by wstać. Słyszała jak mała Lenka gra na pianinie, więc mogła spokojnie porozmawiać z mężem o swoich planach.

– Zobaczymy. Nie wiem, po co to robisz, masz pracę, a szukasz nowej. – Mąż nerwowo chodził po sypialni.

– Nie szukam nowej. Ja po prostu chcę robić coś, w czym się będę realizować w stu procentach – starała się mówić spokojnie.

Zatrzymał się i spojrzał wymownie.

– To przepraszam bardzo, ale co wobec tego robisz w waszej firmie?

– W firmie, jak dobrze wiesz, pierwsze skrzypce gra Borys. A co będzie jeśli, odpukać, interes przestanie się kręcić? Chcę mieć jakieś zabezpieczenie! – wymyśliła na poczekaniu.

– Jakie zabezpieczenie? Po co? Przecież masz mnie! Po pierwsze zawsze mogę Borysowi pomóc w biznesie, gdyby wam się noga powinęła, a po drugie ja robię wszystko, byś czuła się bezpieczna i nie musiała się martwić o przyszłość! Poza tym przypominam ci, że jeszcze kończysz podyplomówkę!

Konrad prawie krzyczał. Kaja nie wiedziała już, jakiego argumentu użyć, by go przekonać. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie musi pracować. Konradowi interesy szły świetnie. Firma założona jeszcze przez jego ojca znajdowała się wśród pierwszych stu w kraju pod względem osiąganych zysków.

– Konrad, ta praca po prostu mi się podoba! – w końcu wyznała szczerze.

– Mnie się też wiele rzeczy podoba, ale ich nie robię! – Użył tonu, jakim wyraźnie chciał zakończyć rozmowę.

– A może to błąd... – Kaja odpowiedziała cicho, ale to wystarczyło, by jej mąż wyszedł, trzaskając drzwiami.

Piękny poranek – pomyślała i zrezygnowana opadła z powrotem na poduszkę. Nie leżała długo, kiedy zadzwonił telefon. A ta co dzisiaj chce? – powiedziała do siebie, widząc na wyświetlaczu imię koleżanki ze studiów podyplomowych, na które razem jeździły. Interesowały ją korepetycje dla znajomych.

– Połowa osób z roku pyta mnie o numer do ciebie, byś im pomogła zrozumieć niektóre tematy – Kinga mówiła powoli i zawsze przeciągała rozmowę, czego Kaja nie znosiła.

– A! To wszystko wyjaśnia! – oburzyła się Kaja. – To stąd te telefony! A ja się zastanawiałam, skąd tyle osób ma mój numer – powiedziała z wyrzutem. Zdecydowanie nie miała ochoty na rozmowę.

– Chciałam dać ci zarobić – tłumaczyła się koleżanka.

– Kinga, czy ja wyglądam na kogoś, kto potrzebuje dorobić? Dziękuję bardzo za troskę, ale nie pomagam nieukom. Poza tym mam ważniejsze sprawy na głowie – pożałowała trochę swojego cynicznego tonu, jednak ostatecznie było jej wszystko jedno.

– Rozumiem. Przepraszam, że w ogóle zawracałam głowę. – Koleżanka była wyraźnie urażona.

– Och, Kinga, nie obrażaj się, porozmawiamy, jak się spotkamy, mam dzisiaj naprawdę ciężki dzień.

– Okej, cześć – odpowiedziała koleżanka i wyłączyła się.

– Świetnie – Kaja pogratulowała sobie półgłosem i nerwowo odrzuciła kołdrę. W takim nastroju nie było sensu dalej leżeć. Ubrała dres i wyszła do kuchni zrobić sobie kolejną szklankę herbaty z cytryną. Konrad siedział przy stole pochylony nad gazetą. Na widok Kai wstał i objął żonę.

– Przepraszam, kochanie, że wybuchłem – powiedział i pocałował ją w czoło. – Wiesz przecież, że w ogóle nie musisz pracować. Jestem w stanie z łatwością utrzymać nas troje, lecz zrób, jak uważasz.

– Ale ja chcę, byś mnie popierał. – Kaja mocno przytuliła się do męża.

– Popieram cię, ale pamiętaj o dziecku – popatrzył na nią poważnie, pocałował w policzek i przejechał ręką po plecach w sposób, jakby chciał powiedzieć, że to koniec rozmowy na ten temat.

7

Wybierając hotel, Maris zawsze miał na uwadze tylko jeden element – własną wygodę. Odczuwał ogromny komfort, mając w posiadaniu kartę płatniczą zasilaną przez mistrza. Był przekonany, że ten nigdy nie odmówi mu wpłat. W końcu wykonywał ważne, bodaj najważniejsze dla mistrza zadanie. Tym razem pokój pięciogwiazdkowego obiektu nie był tak luksusowy, jak tego oczekiwał, jednak w tym momencie było mu wszystko jedno. Rzucił plecak i torbę na łóżko, a sam rozsiadł się na fotelu. Klimatyzację włączył na mocne chłodzenie. Miał nadzieję, że zanim zacznie pracę, chwilę odpocznie od upału.

Siedział w ciszy. Zza okna usłyszał, jak muezin wzywa do modlitwy. Pewnie już trzeci raz dzisiaj – pomyślał. Na tyle już poznał Egipt, że doskonale wiedział o pięciokrotnej modlitwie muzułmanów w ciągu doby. Jak można tak często się modlić? To lekka przesada – dziwił się. Dobrze, że mój bóg nie wymaga takich rzeczy, nie muszę się modlić ani zastanawiać, co robić, by był zadowolony. Zawsze robię to, co chcę.

Włączył telewizor. Nagły sygnał dzwoniącej komórki go wystraszył. Telefon od mistrza był o tej porze zaskoczeniem.

– Witam, eminencjo.

– Powiedz mi natychmiast, co wydarzyło się w Peru! – Maris wyczuł, że mistrz był wyraźnie zdenerwowany. – Policja prowadzi dochodzenie na bardzo szeroką skalę.

– Niech mistrz będzie spokojny. Niczego nie znajdą – odpowiedział, przełączając kanały w telewizji. Skoro już zwierzchnik zadzwonił, to zamierzał przekazać mu dobrą wiadomość. Musiał tylko poczekać aż jego eminencja się uspokoi. Słuchał więc cierpliwie słów rozmówcy.

– Zaczynam żałować, że cię wybrałem. Jesteś nadpobudliwy. Myślałem, że twój upór i determinacja szybko pozwolą nam urosnąć w siłę. A póki co powodujesz same problemy.

Maris zdjął nogi z hotelowego stolika, wstał i z telefonem w ręku podszedł do okna. Miał fantastyczny widok na miasto oraz życiodajną rzekę Egipcjan.

– Mistrzu – przyjął pokorny ton – w Andach warunki były naprawdę trudne. Chciałem zaoszczędzić trochę pieniędzy i szedłem poleconą mi trasą Inca Trail cztery dni pieszo na szczyt. Jadłem w większości kozi ser i raz spałem w czymś, co wyglądało na schronisko, a było dziurą z przeciekającym dachem. Ale miałem fart, właściciel zrobił mi herbatkę z liści koki – zaśmiał się na głos. Nie słysząc żadnego komentarza, mówił dalej poważnie. – Trzeciego dnia na ścieżce spotkałem chrześcijanina, którego spytałem o drogę. Nie rozumiałem, co do mnie mówił, nie znam hiszpańskiego, a co dopiero keczua. Jak na osobę duchowną, był bardzo agresywny, zaczął wymachiwać nożem. W końcu powiedział money. Dałem mu więc pieniądze, które miałem przy sobie. Na szczęście znalazłem go godzinę później. Chciałem, by mi oddał to, co zabrał. Poszarpaliśmy się i, niestety, kiedy się broniłem, on nadział się na nóż.

Kłamał. Całą historyjkę ze szczegółami przygotował właśnie na ten moment. Zawsze chciał, by mistrz miał o nim bardzo dobre zdanie. Nie mógł się przyznać, że po pierwsze kilkaset dolarów przegrał, odwiedzając kasyno w Limie oraz spędzając noc w Sheratonie. Już wtedy wiedział, że będzie musiał coś wymyślić.

Po drugie przed wyjazdem do Peru długo rozmawiał z mamą. Nigdy nie wtajemniczał jej w szczegóły swoich wypraw. Nie mógł. W ich organizacji panował bezwarunkowy zakaz rozmawiania z kimkolwiek niewtajemniczonym na temat zgromadzenia. Dla dobra swojego oraz osób trzecich. Co więcej, mama zawsze powtarzała, że każda tajna organizacja jest podejrzana. Wiedział więc, że nigdy by go nie zrozumiała. Chciał w tej sytuacji chronić ją i siebie. Nie znikał jednak bez pożegnania. Oficjalnie pracował w międzynarodowym koncernie handlowym, co niby wymagało od niego nieustannych podróży. Kiedy matka usłyszała, że jej syn wybiera się do Peru, poleciła, by konieczne zobaczył linie Nazca. Zawsze starała się krzewić w Marisie miłość i obycie ze światem. Nie miał pojęcia, o co chodzi, ale zapewnił ją, że to zrobi. Dopiero lokalny barman wyjaśnił mu fenomen tego zjawiska. Aby jednak zobaczyć je na własne oczy, musiał wynająć samolot w Nazca. Bardzo nadszarpnęło to jego budżet. Mimo to miał zamiar dalej korzystać z pieniędzy mistrza i zakosztować egzotyki Peru.

Kiedy tylko wzbili się w powietrze, zobaczył, że niewinne ścieżki na polach układają się w konkretne kształty. Im byli wyżej, tym więcej widział ogromnych obrazów różnych roślin i zwierząt, figur geometrycznych oraz innych struktur. Pilot poinformował go, iż oglądają dzieła Indian, a co do celu ich powstania, to funkcjonują różne teorie: od astronomicznych po kosmiczne. Kompletnie zdumiony krajobrazem Maris potwierdził tylko, że widok rzeczywiście jest nadzwyczajny.