Skruszyć lód - Daniszewska Iga - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Skruszyć lód ebook i audiobook

Daniszewska Iga

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

43 osoby interesują się tą książką

Opis

Connor Broxson to zawodowy hokeista i jeden z czołowych zawodników Chicago Blackhawks. Jednak kolejny sezon nie zapowiada się dla niego kolorowo. Chłopak od pewnego czasu wdaje się w bójki na lodowisku z zawodnikami z innych drużyn. Jego dziwne zachowanie budzi niepokój zarówno kibiców, jak i trenera. W końcu Broxson dostaje karę, którą jest sprzątanie lodowiska. 

Podczas tego nadprogramowego zadania mężczyzna poznaje Delaney Stonewall, łyżwiarkę figurową. Dziewczyna mimo ogromnego talentu nie jest w stanie wygrać żadnych zawodów. Broxson nie ma pojęcia, że Delaney to córka jego trenera. Ona wręcz przeciwnie – dokładnie wie, kim jest potężnie zbudowany sportowiec i często bywa na meczach jego drużyny. 

Wspólne spędzanie czasu powoduje, że nawiązuje się między nimi nić przyjaźni, co sprawia, że Connor poznaje największy sekret kobiety, a ona powód jego agresji na lodowisku. Od tego momentu zaczyna się starcie dwóch zupełnie różnych temperamentów, pełne sympatii, a z czasem nawet zazdrości.

Wszyscy zdają się widzieć, że niedostępny Connor Broxson się zakochał… poza nim samym.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                                                                Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 437

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 56 min

Lektor: Adrian Rozenek; Lena Libertowski

Oceny
4,5 (1460 ocen)
941
369
110
36
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
to_tylko_marta

Z braku laku…

DNF, nuda. Widać dużą inspirację Elle Kennedy ale brakuje mi chemii pomiędzy głównymi bohaterami. Delaney jest zupełnie bezbarwna. Więcej iskier leciało już między jej siostrą a Connorem. Zakończyłam czytanie po pierwszej scenie pocałunku, który był opisany w dwóch zdaniach - słabiutko. No i jakoś mnie drażniło ze profesjonalny zawodnik w ramach kary musiał sprzątać trybuny.. to by było przekonywujące w liceum albo w lidze uniwersyteckiej, a w profesjonalnej lidze, o ile się nie mylę, za takie występki jak te jego, mogła go spotkać kara finansowa albo jakieś gorsze konsekwencje niż zamiatanie sali xd
132
zosia0908

Z braku laku…

Po autorce spodziewałam się czegoś lepszego.
82
Motylek_13

Z braku laku…

wzmianka o mafii totalnie bez sensu
60
Kaja_Bochniak

Z braku laku…

Ksiazka nie jest zła, ma kilka zabawnych momentów ale niestety nie ma w niej nic czym mogłaby się wyróżnić na tle innych. Między bohaterami kompletnie brakuje chemii. Nie zapadają w pamięć. Sama historia również.
50
Weronika8608

Całkiem niezła

nie porwała mnie
62

Popularność




Copyright © 2023

Iga Daniszewska

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Alicja Chybińska

Korekta:

Agata Bogusławska

Katarzyna Olchowy

Maria Klimek

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Autor ilustracji:

Marta Michniewicz

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-860-2

Rozdział 1

Connor

Zakręciłem wodę pod prysznicem, wytarłem się, po czym zawiązałem ręcznik na biodrach, a następnie wyszedłem z kabiny. Jeszcze przed wejściem do głównej części szatni przewróciłem oczami, bo doskonale wiedziałem, co mnie za chwilę czeka, i właściwie to nawet nie miałem żalu.

– To wszystko twoja wina, Broxson! – krzyknął O’Connell, kiedy dotarłem do swojej szafki i zacząłem wyciągać z niej ciuchy, żeby się ubrać.

Mieliśmy za sobą trzygodzinny trening, podczas którego trzymałem się z daleka od wszystkich na tyle, na ile to było możliwe.

– Przez ciebie przegraliśmy wczorajszy mecz, a po nim zmyłeś się tak szybko, że nawet nie mieliśmy okazji porozmawiać.

– Gdybyś umiał się szybciej ruszać, to nie musiałbyś liczyć na mnie – odburknąłem.

Szczerze mówiąc, miałem gdzieś, co myślą kumple z drużyny. Sami mogli zagrać lepiej, a nie czekać, aż odwalę za nich całą robotę. Nie przegralibyśmy z Karoliną Północną, gdyby tylko spięli dupy, a to, ile czasu spędziłem na ławce kar, nie miałoby znaczenia.

– Nie musiałeś trzykrotnie wgniatać Covingtona w bandę. – Tym razem odezwał się Easton, jeden z moich najlepszych przyjaciół. Choć ton jego głosu był ponury, to nie usłyszałem w nim pogardy tak jak w głosie O’Connella. – Wtedy nie gralibyśmy aż tylu minut w osłabieniu.

– A ty nie powinieneś czasem polować na niedźwiedzie, zamiast grać w hokeja? – odciąłem się.

– Jestem z pochodzenia Polakiem, zjebie, a nie Rosjaninem – fuknął i uniósł zadziornie brew, co znaczyło, że go rozśmieszyłem. – Nie powinieneś wpierdalać hamburgerów, zamiast grać w hokeja?

Parsknąłem śmiechem, chociaż znaczna część drużyny miała ochotę mnie zamordować. Ze wszystkich moich przyjaciół i znajomych to właśnie Easton był osobą, która potrafiła mnie rozbawić nawet wtedy, gdy miałem podły nastrój.

– Zamknijcie się – warknął mój drugi przyjaciel, Huck. – To nie jest pora na żarty. Przegraliśmy. Znowu. Trzy ostatnie mecze mamy w dupę i jeśli przegramy kolejny, trener nas zajebie. A trzeba jeszcze pamiętać, że Vancouver zmiata wszystkich po kolei. Rozpieprzą konferencję zachodnią w pył.

– Nie można wygrać każdego meczu – powiedziałem, wzruszając ramionami. – A do play-offów wchodzi osiem zespołów z konferencji, więc wybacz, ale mam wyjebane w to, czy Kanadyjczycy wejdą z pierwszego miejsca, czy nie.

– Ale jeśli oni wejdą z pierwszego, a my z ósmego, to jak myślisz, kto wygra best of seven1? – burknął.

– My. – Wzruszyłem ramionami.

Huck pokręcił głową z rezygnacją.

Trudno. To nie moja wina, że miał tak mało wiary w nasz zespół. Osobiście naprawdę byłem przekonany, że w czterech z siedmiu meczów możemy skopać tyłek Kanadzie. Co to w ogóle za problem?

– Broxson, do mnie – warknął trener Stonewall, stając w drzwiach.

Nawet nie zauważyłem, kiedy pojawił się w szatni, ale nie było to nic niezwykłego, czasem miałem wrażenie, że celowo się skrada, żebyśmy w końcu wszyscy padli na zawał i dali mu spokojnie żyć.

– Już idę – odpowiedziałem, a trener wyszedł, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.

W szatni rozległy się znaczące gwizdy i buczenie. Kumple z drużyny wiedzieli, że najprawdopodobniej zbiorę niezły opieprz. Po moich ostatnich występach nie mogłem oczekiwać żadnej nagrody.

– Banda idiotów – wymamrotałem do siebie.

Skończyłem się ubierać, złapałem torbę, a później wyszedłem na korytarz i skierowałem się w lewo. Przez chwilę miałem ochotę olać trenera i po prostu wyjść z hali, ale wiedziałem, że nie skończyłoby się to dla mnie zbyt dobrze. Stonewall nie należał do osób posiadających zbyt wielkie pokłady cierpliwości.

Zapukałem do drzwi, a później zaczekałem na zaproszenie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie spróbowałby wejść do jaskini lwa bez wyraźnego zezwolenia.

– Wejdź – usłyszałem prawie od razu. – Siadaj.

Wskazał mi krzesło przed swoim biurkiem, a kiedy zająłem miejsce, spojrzał na mnie i postukał palcem w leżącą przed nim teczkę.

Czekałem na opieprz w milczeniu. Nie miałem najmniejszego zamiaru się tłumaczyć, tym bardziej że byłem przekonany, że by tego nie zrozumiał.

– Moje gratulacje – powiedział ironicznie. – Po ostatnim meczu jesteś najczęściej karanym zawodnikiem w NHL. Może powinienem wręczyć ci jakąś statuetkę?

– Nie trzeba – odpowiedziałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.

Wcale nie miałem zamiaru go jeszcze bardziej wkurzać, po prostu ostatnio zdecydowanie częściej najpierw mówiłem albo coś robiłem, niż myślałem. Byłem świadomy, że w końcu odbije mi się to czkawką.

– Connor, masz dwadzieścia dziewięć lat, a nie szesnaście. – Westchnął. – Grasz w NHL, a nie w szkolnych rozgrywkach. Co się z tobą dzieje w tym sezonie?

Wzruszyłem ramionami, co ostatnio stało się chyba moim nowym nawykiem, ale moje sprawy to nie jego zasrany interes. Zdobywałem punkty dla drużyny, byłem jednym z najlepszych snajperów w lidze. To, że czasem wgniotłem kogoś w bandę, nie miało znaczenia, przeciwnie, przecież starcia na lodzie były częścią tego widowiska.

Trener chyba oczekiwał obietnicy z mojej strony, że więcej się to nie powtórzy, ale cóż… nie mogłem tego zrobić. Miałem już na celowniku dwóch innych zawodników z różnych drużyn, więc na pewno będę musiał jeszcze trochę czasu odsiedzieć na ławce kar.

Gdy wciąż milczałem, trener chyba w końcu się poddał.

– Posłuchaj, Broxson – warknął, kiedy nie doczekał się mojej reakcji. – Rozmawiałem z trenerami czołowych klubów NHL.

Spojrzałem na niego, ponieważ po raz pierwszy naprawdę mnie zaciekawił. Po jaką cholerę rozmawiał z wrogami?

– Oni również mają dosyć twojej brutalności. Wszyscy uważamy, że to wszystko jest znacznie powyżej jakiejkolwiek normy – kontynuował. – Przygotowałem dla ciebie karę.

– Słucham?

Parsknąłem śmiechem. Nie byłem już studenciakiem, żeby coś takiego zrobiło na mnie wrażenie. Choć oczywiście James Stonewall słynął z tego, że potrafił swoim zawodnikom serwować najbardziej idiotyczne, a przy tym upierdliwe kary. Kilku kolegów z mojej drużyny już się o tym przekonało i najwyraźniej mnie również czekał teraz ten zaszczyt.

– Będziesz przychodził na lodowisko o dwudziestej i pomagał je sprzątać. Twoja kara będzie się wydłużać o jeden dzień za każdym razem, gdy sędzia odgwiżdże twoje przewinienie na lodzie. – Wziął głęboki wdech. – Jeśli tego nie zrobisz, wylecisz z Blackhawks, a po mojej rozmowie z innymi trenerami mogę cię zapewnić, że żadna z czołowych drużyn nie pozwoli ci do siebie dołączyć. Trener Tampa Bay Lightning powiedział nawet, że wolałby zasypać lodowisko piaskiem, niż mieć cię w swojej drużynie.

– Powinien to zrobić – warknąłem, czując narastający gniew. – Rozgrywki hokeja na Florydzie to najgłupsza rzecz, jaką można było wymyślić.

– Connor – powiedział ostrzegawczo. – Jeśli nie chcesz zakończyć kariery sportowej w tym sezonie, to będziesz sprzątał to lodowisko oraz próbował zapanować nad swoim temperamentem. Może jak polatasz trochę na miotle, to zrozumiesz, że masz całkiem niezłą fuchę w NHL. Możesz już iść.

– Do widzenia, trenerze – odpowiedziałem automatycznie, choć wcale nie miałem ochoty mu tego mówić. Jednak lata tresury zrobiły swoje.

Wyszedłem na korytarz, a potem wróciłem do szatni. Była dziewiętnasta trzydzieści, nawet nie opłacało mi się jechać do domu. Mógłbym olać ten kretyński pomysł trenera. Jasne, że mógłbym. Miałem wystarczająco oszczędności, żeby nie zdechnąć z głodu, tylko że ja kochałem hokej. Nie potrafiłem nawet sobie wyobrazić, że mógłbym robić coś innego. Grałem w niego od najmłodszych lat, a moim celem od zawsze było NHL. Sześć lat temu zostałem wybrany w drafcie przez New York Rangers, później zaliczyłem krótką przygodę w Montreal Canadiens, ale nie polubiłem się za bardzo z Kanadą, więc kiedy Chicago Blackhawks zaproponowało mi kontrakt, nie wahałem się nawet przez chwilę. Urodziłem się w Illinois, choć kiedy miałem trzy lata, moja rodzina przeprowadziła się do Bostonu i tam właśnie dorastałem. Bardzo długo byłem kibicem Bruinsów, ale na studiach poznałem Hucka, który ostatecznie przekabacił mnie na stronę Jastrzębi. Już wtedy snuliśmy plany, że wspólnie będziemy grać w drużynie z Chicago, ale musieliśmy czekać na to wiele lat. Chociaż ja byłem tutaj już od trzech, to Huck dołączył dopiero w zeszłym sezonie. Nie chciałem więc kończyć naszej przygody przez tak idiotyczną rzecz jak olanie debilnej zachcianki trenera.

Niemniej wiedziałem, że musiałem doprowadzić swój plan do końca, przez co będę sprzątał to lodowisko przynajmniej kilka kolejnych wieczorów, co mi się w ogóle nie podobało.

Parę minut przed dwudziestą poszedłem do pomieszczenia obsługi lodowiska. Najwyraźniej trener już wszystko z nimi załatwił, bo gdy tylko zauważył mnie niski brunet koło czterdziestki, od razu wręczył mi miotłę.

– Środkowe sektory – zarządził. – Na lodowisku jeszcze kilka osób kończy trening, więc poczekaj, aż wyjdą.

Pokiwałem głową, a później poszedłem na arenę. Gdy wszedłem do środka, okazało się, że na tafli jest tylko jedna osoba, ciemnowłosa dziewczyna w skąpym stroju. Za to na trybunach stały dwie kobiety, uparcie wbijając wzrok w ekran laptopa. Jedna była wysoką szatynką, a druga średniego wzrostu blondynką. Śledziły uważnie ćwiczącą pannę i jakiś program komputerowy.

– Nie rozumiem, dlaczego ona wciąż nie wygrywa. – Sapnęła blondynka z oburzeniem. – Jest jak robot, potrafi wykonać bezbłędnie całą sekwencję. Co jest, do cholery, nie tak?

Gdzieś z lewej strony rozległo się kpiące parsknięcie i dopiero wtedy dostrzegłem burzę ciemnych włosów, która należała do dziewczyny wbijającej wzrok w telefon.

– Coś nie tak, Charlotte? – spytała blondynka.

Brunetka najwyraźniej nie miała zamiaru odpowiadać, nawet nie oderwała wzroku od ekranu.

– Delaney! – krzyknęła kobieta. – Zejdź. Koniec na dzisiaj.

Nie zaczekała jednak na łyżwiarkę. Pospiesznie złożyła laptop i wraz ze swoją towarzyszką ruszyły do wyjścia. Nie zwróciły na mnie najmniejszej uwagi, bo wciąż były pogrążone w rozmowie.

Gdy wspomniana Delaney zeszła z lodu, od razu podbiegła do niej dziewczyna z burzą loków. Nie miała już w ręce telefonu, za to z wielkim zapałem szeptała jej coś na ucho. Zbliżyły się do mnie, łyżwiarka umknęła przede mną wzrokiem i kiedy się zorientowała, że na nią patrzę, chciała iść dalej, jednak ta druga zatrzymała się tak nagle, jakby nogi wrosły jej w podłogę. Widziałem kątem oka, jak łyżwiarka kręci głową i zamyka oczy, jakby chciała natychmiast zniknąć.

– Broxson! – zawołała ta od burzy loków. – Widzę, że w końcu ktoś zamienił twój hokejowy kij na kij od szczotki. Mam nadzieję, że zmieniłeś profesję już na stałe.

Co, kurwa…?

Spojrzałem na nią z niedowierzaniem. To, że moi kumple z drużyny mówili mi prosto w oczy, że nawaliłem, to jedna sprawa. Tak samo jak to, co kibice wypisywali na forach internetowych. Doskonale wiedziałem, że żaden z nich nigdy w życiu nie odważyłby się powiedzieć mi tego prosto w oczy, bo bałby się, że dostanie w mordę. Co więc, do cholery, było nie tak z dziewczynką sięgającą mi do łokcia i z tak imponującą posturą, że miałem wrażenie, że mógłbym jej złamać rękę, używając do tego palca wskazującego i kciuka?

Chyba wyraz mojej twarzy również nie zadziałał na moją korzyść, bo po raz drugi usłyszałem pełne pogardy prychnięcie.

– Posłuchaj, dupku – warknęła, podchodząc do mnie i zadzierając głowę. – Jeśli bawi cię nokautowanie ludzi, to może powinieneś pomyśleć nad zmianą dyscypliny? Przegrywamy przez ciebie mecze i to, że umiesz wpakować krążek w siatkę, wcale nie sprawia, że wszystko ci wolno. Co chwilę gramy w osłabieniu! Rusz tym swoim orzeszkiem, który masz pod czaszką, i zacznij grać, a nie bawisz się w jakiegoś ponurego mściciela.

– Charlie – jęknęła Delaney. – Możemy już iść?

– Tak. – Pokiwała głową. – Do tej zakutej pały i tak pewnie nic nie dotrze.

Oddaliły się, zanim w ogóle byłem w stanie wykrztusić z siebie słowo. Obejrzałem się za nimi i jakiś kretyński uśmiech wypełzł na moje usta.

Właśnie po raz pierwszy w życiu zostałem opierdolony przez kibica prosto w twarz. Dziwne uczucie, tym bardziej że tym kibicem była kobieta, w dodatku wzrostu skrzata ogrodowego.

Wszedłem w najwyższy rząd i nie mogąc się dłużej powstrzymywać, roześmiałem się w głos.

Rozdział 2

Delaney

– Charlie – jęknęłam, kiedy już przebrałam się po wieczornym treningu i wyszłam z siostrą z budynku, w którym znajdowało się lodowisko. – Musiałaś czepiać się Broxsona?

– Tak – odpowiedziała takim tonem, jakbym zadała jej najbardziej idiotyczne pytanie na świecie. – Gra jak cipa.

Pokręciłam głową, słysząc niewyparzony język mojej małej siostrzyczki.

Jak to możliwe, że tak bardzo się od siebie różniłyśmy? Charlotte była wyszczekana, pewna siebie, jędzowata i głośna. Ja wolałam święty spokój i unikałam konfrontacji. Gdyby nie to, że byłyśmy do siebie podobne fizycznie, zaczęłabym podejrzewać, że któraś z nas jest adoptowana, i to pewnie padłoby na mnie, bo dokładnie pamiętałam okrągły brzuch mamy oraz jej słowa: „Będziesz starszą siostrą”. Miałam sześć lat, kiedy małe, różowe i bardzo rozwrzeszczane niemowlę pojawiło się w domu, a ja zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Do dzisiaj była moją najlepszą przyjaciółką, choć to raczej z przymusu niż z wyboru.

Gdy miałam trzy lata, mama po raz pierwszy założyła mi łyżwy na stopy, a teraz odnosiłam wrażenie, że od tamtego czasu nigdy ich nie zdjęłam. Trenowałam sześć dni w tygodniu po pięć godzin, co nigdy nie służyło nawiązywaniu nowych znajomości w szkole. Nie mogłam wychodzić po zajęciach, bo miałam trening, nie mogłam chodzić na urodziny koleżanek, bo w weekend miałam zawody. Moi rówieśnicy szybko zrozumieli, że przyjaźń ze mną nie ma sensu, bo i tak nie znalazłabym dla nich czasu. Podobnie zresztą działo się na studiach, albo nawet jeszcze gorzej.

Odkąd mama postanowiła, że wystąpię na olimpiadzie, wydłużyła mi treningi o godzinę, więc zupełnie nie miałam czasu na nic innego poza nauką i sportem. Nawet teraz, gdy byłam już dorosła, nie zajmowałam się niczym innym niż łyżwiarstwem figurowym. Miałam kilku sponsorów, dzięki którym mogłam się przynajmniej wyprowadzić z domu i nie musieć przebywać z matką dwadzieścia cztery godziny na dobę. Mieszkanie pod jednym dachem zdecydowanie nam nie służyło. Co prawda już dawno przestałam się z nią kłócić, jednak wprowadzana przez nią ciężka atmosfera nie służyła mojemu zdrowiu psychicznemu. Gdy spędziłam pierwszą noc we własnym mieszkaniu, dosłownie popłakałam się z ulgi zalewającej moje ciało.

– Idziemy na kawę? – zapytała Charlie, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.

– Nie mogę. – Pokręciłam głową, po czym uśmiechnęłam się przepraszająco. – Jutro mam trening od samego rana, bo po południu jest mecz hokeja. Jeśli nafaszeruję się teraz kofeiną, to nie zasnę do północy, więc rano będę nieprzytomna.

– Do dupy – jęknęła z rezygnacją. – Ale cieszę się, że udało mi się przekonać cię chociaż do meczu.

– Od dziesięciu minut tego żałuję. – Wzruszyłam ramionami. – Jestem przekonana, że będziesz się zachowywać jak dzikuska.

– Jak kibic – warknęła. – Connor Broxson ma nóż na gardle. Jeszcze trochę i go wyleją, a ja chcę być tego świadkiem.

– A czy to nie był twój idol jeszcze kilka miesięcy temu? – spytałam, uśmiechając się krzywo. – Nie miałaś przypadkiem jego plakatu w pokoju?

– Czas przeszły – mruknęła. – Coś mu się rzuciło na mózg i teraz zamiast grać, nokautuje innych zawodników zupełnie bez powodu.

Szłyśmy przez parking w milczeniu. Widziałam, że siostrę aż roznosi wściekłość. Była fanką hokeja, a choć ja również nią byłam, to przegrany mecz nie psuł mi humoru tak bardzo jak jej. Jednak doskonale wiedziałem, czemu tak się działo. Charlotte wiązała swoją przyszłość z tym klubem, więc zawsze zależało jej na jak najlepszych wynikach drużyny, a nie tylko na samym widowisku i sportowych emocjach. Odkąd Broxson raz za razem mylił ring bokserski z lodowiskiem, Blackhawks zaczęło przegrywać, a to znaczyło, że jeśli ten facet się nie ogarnie, to moja siostra zrobi mu z życia piekło.

***

– Zmieciemy ich w pył, jeśli tylko ten idiota nie będzie uprawiał zapasów na lodzie – powiedziała Charlie, kiedy rozsiadłyśmy się na krzesełkach na hali w United Center. – St. Louis ma słaby sezon.

Pokiwałam głową, ponieważ miałam podobne zdanie. Tak naprawdę wszystko leżało w rękach Broxsona, który swoimi wygłupami mógł nam odebrać zwycięstwo. Blackhawks w pełnym składzie nie powinno mieć problemów z pokonaniem Missouri. Ale kto wiedział, ile czasu na ławce kar spędzi tym razem najlepszy snajper zespołu?

Wyciągnęłam szyję, żeby lepiej widzieć, jak przebiega rozgrzewka na lodzie. Chłopaki nieprzerwanie atakowały krążkami własną bramkę, wywołując tym samym głośne okrzyki kibiców. Trybuny były podświetlone na czerwono oraz złoto, a wielkie ekrany znajdujące się nad taflą wyświetlały zbliżenia na poszczególnych zawodników. Muzyka dudniła głośno, ale i tak nie była w stanie zagłuszyć kibiców.

Miałyśmy dobre i złe miejsca jednocześnie. Dobre, bo tuż za ławką rezerwowych, więc zawodnicy znajdowali się na wyciągnięcie ręki. Złe, ponieważ stąd na pewno nie było wszystkiego widać, a chociaż spokojnie mogłyśmy dostać wejściówki na sektory premium, z których widok był równie dobry, co w telewizji, to Charlotte zawsze odmawiała. Nikt nie byłby w stanie odciągnąć jej od gwaru i okrzyków tłumu.

Po kilku minutach muzyka została stopniowo wyciszona, chłopcy zjechali do swojego boksu, a po chwili ponownie wjechali na lód w składzie, który miał zaczynać rozgrywkę, i ustawili się na swoich miejscach. Reszta drużyny stała w rzędzie wzdłuż bocznej bandy. Zgaszono światła trybun, tak samo jak te na lodowisku. Komentator zapowiedział hymn narodowy, więc wszyscy podnieśli się z krzesełek, a na tafli pojawiło się punktowe światło z reflektora, oświetlające mężczyznę, który miał wykonać hymn.

– Kto to w ogóle jest? – zapytałam siostrę, bo nie znałam tego faceta, a podczas rozgrywek często można było spotkać różne gwiazdy muzyki.

– Nie mam zielonego pojęcia. – Wzruszyła ramionami.

Gdy w końcu krążek upadł na lód, moja siostra zamieniła się w największego krzykacza na arenie. Uważnie śledziłam mecz, ale tak jak przypuszczałyśmy, Blackhawks od razu wywalczyli przewagę. Podawali krążek między sobą z taką prędkością, że miałam wrażenie, że Blues nie mogą nadążyć za nim nawet wzrokiem. O’Connell ładnym zwodem wymknął się obrońcom St. Louis, ale zamiast strzelać na bramkę, podał do Hucka Prescotta, a ten do zupełnie niekrytego Broxsona. Wbiłam paznokcie w dłonie w niecierpliwym oczekiwaniu. Connor wziął zamach i… TAK! Lampka nad bramką się zapaliła, głośne wycie syren wypełniło całą halę, a Chicago prowadziło jednym punktem już w ósmej minucie pierwszej tercji.

Kolejne sekundy mijały w podobnym tempie, choć wciąż nie udało się powiększyć przewagi. Gracze z Missouri najwyraźniej postanowili nie popełnić po raz kolejny tego samego błędu, więc ciasno otaczali zarówno Connora, jak i Hucka.

Gdy po dwudziestu minutach sędzia odgwizdał koniec pierwszej tercji, chłopcy zjechali się tuż przed naszymi nosami. Charlie z krzywym uśmiechem uważnie przyglądała się zawodnikom.

– Który według ciebie jest najprzystojniejszy? – zapytała, nachylając się nade mną.

Spojrzałam na zawodników, choć wcale nie musiałam tego robić. Od trzech lat dokładnie wiedziałam, który z graczy był najprzystojniejszy, ale nie sądziłam, że moja siostra chciałaby usłyszeć teraz to nazwisko.

– Nie wiem – odparłam obojętnie. – Może Easton Raven?

Roześmiała się głośno.

– Jest ciachem. – Pokiwała głową, zgadzając się ze mną. – Tylko z jakiegoś powodu mam wrażenie, że to wciąż dzieciak.

– Jest starszy od ciebie o sześć lat – przypomniałam jej.

– Mogłabym się umówić z O’Connellem – powiedziała, całkowicie ignorując moje słowa. – Jacob Gunner też jest śliczniusi.

– Podobno straszny z niego dziwkarz – odpowiedziałam, ściszając głos.

Co prawda zwodnicy nie mogli mnie usłyszeć, ale niekoniecznie chciałam, żeby ktokolwiek spośród osób siedzących dookoła mnie słyszał, że plotkuję. Nie miałam żadnych dowodów na poparcie swoich słów, a jedynie nagłówki plotkarskich portali, gdzie chyba jeszcze nigdy nie przeczytałam artykułu w całości, bo unikałam takich miejsc. Dobra, trochę kłamałam, był czas, gdy je czytałam, ale już od bardzo dawna tego nie robiłam, nie miałam ku temu powodów.

– Jak każdy z nich – prychnęła pogardliwie Charlie. – Istnieje stuprocentowe prawdopodobieństwo, że jeśli hokeista jest singlem, to będzie bzykał wszystko, co się rusza. Dlatego mama zawsze próbowała nam obrzydzić zarówno hokej, jak i samych zawodników.

Spojrzałam na nią zmrużonymi oczami, ponieważ nie miałam pojęcia, skąd wzięła takie statystyki, które na pewno nie były prawdziwe, ale zupełnie wyleciało mi z głowy, żeby o to zapytać, gdy tylko zobaczyłam jej minę. Znałam ją aż za dobrze, a wyraz jej twarzy mówił, że knuje coś głupiego. Nie podobało mi się to, ponieważ Charlie przejawiała tendencję do pakowania się w kłopoty, z których często to ja musiałam ją wyciągać.

– Charlie. – Nachyliłam się nad nią. – Czy ty coś knujesz? Jakiś kolejny jawny przejaw buntu?

– Nie. – Pokręciła głową, choć może odrobinę zbyt energicznie, co tylko wzbudziło moją czujność. – Tylko rozważam różne scenariusze.

Oparłam się o niewygodne krzesełko i przeczesałam włosy palcami, biorąc głęboki wdech.

Charlotte od zawsze była skłócona z mamą. Odkąd pamiętam, robiła wszystko, byle tylko pokazać matce, że ta nie ma na nią najmniejszego wpływu. Przez nasz dom wiecznie przetaczały się awantury, które nasiliły się jeszcze bardziej, kiedy mama wniosła pozew o rozwód. Charlie oskarżała ją, że małżeństwo rodziców nie przetrwało. A przez to, że była mocno związana z tatą, latami mocno utrudniała matce życie. Gdy miała czternaście lat, za wszelką cenę chciała sprawić, żeby to tata przejął nad nią opiekę. Niestety, James Stonewall był trenerem Blackhawks, więc miesiącami prawie nie bywał w domu. Mecze wyjazdowe, obozy i wielogodzinne treningi wykluczały samotne wychowywanie nastolatki.

Nic więc dziwnego, że w ogóle nie byłabym zaskoczona, gdyby się okazało, że Charlie związałaby się z jakimś hokeistą tylko po to, żeby zrobić mamie na złość. Naprawdę nie chciałabym stać się świadkiem takiej sytuacji. Nawet w tej chwili potrafiłam sobie wyobrazić, co by się działo w naszej rodzinie, gdyby do tego doszło. Choć moja siostra była już pełnoletnia, wciąż mieszkała z mamą, która czasami sprawiała wrażenie, jakby nie docierało do niej, że jej córka może robić, co chce. Zresztą… ja już z nimi nie mieszkałam, a i tak żyłam w przekonaniu, że mama chce decydować o każdym aspekcie mojego życia.

Kiedy w końcu mecz został wznowiony, starałam się wyprzeć z głowy złe przeczucia. Skupiłam się na śledzeniu krążka, a gdy Blackhawks zdobyli kolejny punkt, lekko odetchnęłam z ulgą, choć do końca wciąż pozostawało bardzo dużo czasu, a hokej z natury był bardzo dynamiczny. Przez dłuższy czas całkowicie zatopiłam się w tym, co działo się na lodzie, aż nagle… jeden z zawodników St. Louis spróbował uniemożliwić podanie do Broxsona, ale on był szybszy. Odepchnął go łokciem z taką siłą, że chłopak z hukiem zatrzymał się na bandzie, a kij Connora znalazł się między łyżwami hokeisty, co sprawiło, że ten osunął się na lód. Connor odjechał w przeciwnym kierunku, ale ucieczka z miejsca zdarzenia nie mogła mu pomóc.

Sędzia wskazał na niego i zagwizdał. Wyraźnie wkurzony zawodnik pojechał do miejsca, gdzie znajdowała się ławka kar.

Nawet nie chciałam słuchać wyzwisk padających z ust mojej siostry. Opadłam na oparcie i patrzyłam na wznowienie gry w osłabieniu. Gdy po minucie padł gol dla Blues, poczułam, jak opuszcza mnie cała towarzysząca mi od rana ekscytacja.

Cholerny Connor…

1 Best of seven – to rywalizacja dwóch drużyn, w której jedna z nich musi wygrać cztery mecze, aby zdobyć zwycięstwo w serii. Jeśli seria zostanie wygrana przed rozegraniem wszystkich siedmiu gier, wszystkie pozostałe gry są pomijane. Nie jest konieczne, aby wygrać cztery mecze z rzędu (przyp. red.).