Dziewczyna z zajęć malarstwa - Daniszewska Iga - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Dziewczyna z zajęć malarstwa ebook i audiobook

Daniszewska Iga

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

23 osoby interesują się tą książką

Opis

Historia drugiej córki bohaterów Szpilek z Wall Street. 

Kaylee Clark poznaje Aidena Walkera na zajęciach z malarstwa. W ramach kary za udział w bójce chłopak zostaje zmuszony do pozowania do aktu. Malarstwo w ogóle go nie interesuje. W zasadzie interesują go głównie kłopoty i dziewczyny na jedną noc. Jednak początkowa niechęć do odbywania kary zamienia się w interesujące zajęcie, gdy Aidenowi wpada w oko niska, pyskata brunetka.

Kaylee nie jest typem dziewczyny, która ukrywa przed światem, co myśli, więc słowne potyczki z Aidenem przychodzą jej niezwykle łatwo. Gdy zostają zmuszeni do pocałunku, niechęć między nimi nieoczekiwanie zmienia kierunek.

Od tego momentu zaczyna się pełna chemii, napięcia oraz pożądania znajomość, która przeradza się w układ bez zobowiązań.

Po pewnym czasie Kaylee orientuje się, że musi przerwać relację z Aidenem, zanim będzie za późno i się w nim zakocha. Aiden nie jest zachwycony takim obrotem spraw, ale nie ma zamiaru złamać dziewczynie serca, więc zgadza się, aby zakończyli tę znajomość. Jednak dla Kaylee jest już za późno. Wpadła po uszy.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                            Opis pochodzi od Wydawcy.        

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 413

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 11 min

Lektor: IGA DANISZEWSKA

Oceny
4,8 (896 ocen)
739
127
26
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
martaglazer

Nie oderwiesz się od lektury

– I po­my­śleć, że to wszyst­ko przez te twoje cho­ler­ne szpil­ki ❤
193
Weronika8608

Całkiem niezła

nudna, całkowicie nic specjalnego, główna bohaterka irytująca, historia Lexi była ciekawsza
103
ftstrtmoh

Całkiem niezła

Przyznam szczerze, że mam bardzo mieszane uczucia. Książkę czyta się dobrze, znajdziemy tutaj pewną dawkę humoru i generalnie na pierwszy rzut oka nie można mieć zastrzeżeń. Mam jednak dwa poważne „ale”. Pierwszy i najważniejszy mankament, który przesądził o mojej ocenie to główna bohaterka. Nie polubiłam jej i mam wrażenie, że w jej kreacji wszystkiego jest po prostu za dużo - kolokwialnie, autorka stworzyła idealną pick me girl, która mnie osobiście bardzo działała na nerwy swoimi nieracjonalnymi wybuchami i nadinterpretacjami. Drugi mój problem z tą pozycją jest taki, że niestety nie jestem w stanie wyobrazić sobie bohaterów jako dorosłych ludzi, już studentów u schyłku swojej kariery akademickiej. Zarówno zachowanie, jak i wszelkie dialogi pomiędzy bohaterami stanowią dla mnie poziom dojrzałości licealistów, i tak właśnie bohaterowie mi się jawili - jako młodzież. Mogę więc śmiało powiedzieć, że końcówka niezbyt zgrała mi się z wyobrażeniem bohaterów. Nie wiem do końca co mam myśle...
104
reggie12

Dobrze spędzony czas

Lekka historia na wieczór lub weekend. Może nie tak emocjonująca jak opowieść o Lexi, ale też ma swoją energię i pomału wciąga.
20
MonikaRuc

Nie oderwiesz się od lektury

Oj, gorąco polecam Super książka
10

Popularność




Copyright © 2023

Iga Daniszewska

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Alicja Chybińska

Korekta:

Agata Bogusławska

Katarzyna Olchowy

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Autor ilustracji:

Marta Michniewicz

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-672-1

Rozdział 1

Aiden

Syknąłem, gdy po raz kolejny przetarłem chusteczką antybakteryjną poranione pięści. Na szczęście krew nie lała się szczególnie mocno, więc nie potrzebowałem plastra.

Wyjąłem komórkę i w spisie połączeń odnalazłem numer przyjaciela. Wybrałem go i przyłożyłem telefon do ucha.

Karl odebrał już po pierwszym sygnale.

– Dojechałem go – poinformowałem krótko, nie wdając się w szczegóły, ponieważ na to będzie czas później.

– Gdzie na niego wpadłeś? – zainteresował się natychmiast.

– Na tylnym parkingu koło uczelni. – Przygryzłem wnętrze policzka, bo sam doskonale wiedziałem, że lejąc frajera na terenie kampusu, najprawdopodobniej narobiłem sobie problemów.

– Kurwa – zaklął kumpel, zapewne myśląc o tym samym. – Ktoś cię widział?

– Teoretycznie nikt – westchnąłem. – Ale założę się, że ochrona kampusu obserwowała monitoring. Zakładam, że nie zdążyli dojechać na miejsce tylko dlatego, że to była szybka akcja. Ten kutas to zwykły jednostrzałowiec. Prawie się rozpłakał po pierwszym uderzeniu.

– Będziesz miał przejebane – oświadczył tak, jakbym sam o tym nie wiedział. – Daj znać, jeśli będziesz potrzebował pomocy i… dzięki.

– Nie ma sprawy – odparłem. – Wiesz dobrze, że nie zrobiłem tego ze względu na ciebie.

– Wiem – przyznał. – Tym bardziej jestem wdzięczny.

Przerwałem połączenie, po czym wrzuciłem brudną chusteczkę do otwartej torby sportowej, leżącej na siedzeniu obok. Nie było na świecie drugiej takiej rzeczy, która wkurwiałaby mnie tak bardzo jak syf w samochodzie.

Wziąłem kilka głębokich wdechów, adrenalina już zaczęła ze mnie schodzić, więc uznałem, że mogę w końcu pojechać bezpiecznie do domu. Co prawda po akcji na parkingu szybko się ulotniłem, ale równie szybko zatrzymałem się pod pierwszym lepszym sklepem, żeby nie stwarzać zagrożenia na drodze. Do całego gówna, które na siebie sprowadziłem, nie potrzebowałem dodatkowo stłuczki.

Zacisnąłem palce na kierownicy, wciąż rozmyślając o wydarzeniach z ostatniego tygodnia. Te rozważania szybko zaprowadziły mnie w miejsce, w którym nie chciałem się obecnie znajdować. Boleśnie odczuwałem, że za pół roku moje życie ulegnie całkowitej zmianie, i trudno było mi się z tym pogodzić.

Jakiś czas temu moi dwaj przyjaciele uznali, że skoro to nasze ostatnie miesiące na studiach, to powinniśmy je wykorzystać najlepiej, jak tylko się da, bo już za moment nasze drogi się rozejdą – oczywiście planowaliśmy utrzymywać ze sobą kontakt, jednak każdy widział siebie w innej części kraju.

Karl wybierał się do Kalifornii, gdzie zamierzał zająć się tworzeniem gier komputerowych, Evan na Florydę, ponieważ dostał propozycję pracy w jednej z większych firm IT, a ja planowałem pozostać w rodzinnej Arizonie. Gdyby ktoś powiedział mi o tym jeszcze kilka miesięcy wcześniej, to kazałbym mu się rozpędzić i przywalić głową w ścianę. Moje relacje z ojcem były tak napięte, że chyba od zawsze marzyłem, żeby wynieść się jak najdalej od niego.

Jak łatwo się domyślić, los musiał ze mnie zakpić i kiedy wystawiłem pracę na konkurs, to nie tylko go wygrałem, ale również zaproponowano mi miejsce w Robins Designe tuż po tym, jak uzyskam dyplom. Byłbym idiotą, gdybym nie skorzystał z możliwości pracy dla największego i najlepszego biura architektonicznego w tej części kraju.

Gdy więc się okazało, że od przyszłego roku, w najlepszym wypadku, będziemy się spotykać z przyjaciółmi tylko wtedy, gdy będą wracać na święta, totalnie nam odbiło. Nie przepuszczaliśmy żadnej okazji do imprezy, a jeśli akurat nic ciekawego się nie działo, sami organizowaliśmy domówki, w których brały udział dziesiątki osób. Nie przypuszczałem, że jedna głupia balanga może pociągnąć za sobą tak kiepski rozwój wydarzeń.

Otrząsnąłem się z tych niewesołych myśli, po czym wyjechałem z parkingu i skierowałem się za miasto do Tanque Verde. Dojazd do domu nie powinien mi zająć więcej niż pół godziny, ale tyle wystarczyło, żebym mógł pozbierać się porządnie do kupy i nie pozwolić, żeby ojciec zaczął coś podejrzewać.

Zmniejszyłem temperaturę w samochodzie, ponieważ trochę się nagrzał. Był grudzień, ale stan Arizona za zimę uważał dwadzieścia trzy stopnie na plusie.

Wjechałem na osiedle, gdzie mieszkałem, po czym zatrzymałem się przed budką strażnika. Po kilku sekundach nacisnąłem klakson, zniecierpliwiony, bo ten palant najwyraźniej znowu zajmował się czymś innym niż to, co do niego należało.

Kiedy w końcu podniósł szlaban, pokazałem mu w podziękowaniu środkowy palec.

Nie po to mieszkałem w piekielnie drogim miasteczku, na najdroższym osiedlu w okolicy, żeby czekać, aż cieć łaskawie zacznie wykonywać swoje obowiązki.

Jechałem wąską ulicą, wzdłuż której rosły drzewa i krzewy, których rozmieszczenie zostało dokładnie zaplanowane, żeby milionerzy kupujący wille w tej okolicy, mogli choć na chwilę zapomnieć, że w rzeczywistości mieszkają na pieprzonej pustyni, gdzie łączna liczba deszczowych dni w roku wynosi całe trzydzieści.

Kiedy dotarłem do domu, zaparkowałem porsche w garażu obok mercedesa ojca, a później wszedłem do środka, o czym wkurwiający, mechaniczny głosik poinformował wszystkich mieszkańców: „Drzwi garażowe zostały otwarte”.

Zdjąłem buty w holu, po czym ruszyłem na drugie piętro, żeby zamknąć się w swoim pokoju i popracować nad projektem, który musiałem oddać jeszcze przed przerwą świąteczną.

Niestety, kiedy tylko postawiłem stopę na pierwszym stopniu, na ich szczycie stanął ojciec i popatrzył na mnie groźnie.

– Do mnie – warknął, po czym odwrócił się i wszedł do gabinetu, nawet nie sprawdzając, czy mam zamiar za nim pójść.

Przewróciłem oczami, ale ruszyłem jego śladem, nie było sensu go ignorować. Za pięć minut stanąłby pod drzwiami mojej sypialni i walił w nie tak długo, aż w końcu wpuściłbym go do środka dla świętego spokoju.

Nie była to dla mnie żadna nowość. Czasem odnosiłem wrażenie, że ulubionym hobby mojego starego było czepianie się mnie.

Wszedłem do gabinetu, może odrobinę zbyt głośno zamknąłem za sobą drzwi, a następnie usiadłem przed biurkiem.

Gabinet był nowoczesny. Pod ścianami stały wysokie regały, na których znajdowały się idealnie ułożone segregatory oraz dziesiątki książek. Biurko zajmowało centralną część pomieszczenia i było tak ogromne, że spokojnie zmieściłoby się przy nim pięć osób.

– Co tym razem? – zapytałem, przywołując na twarz wyraz obojętności.

Wcale nie musiałem udawać. Przez te wszystkie lata przywykłem do ciągłych pretensji i narzekań. Ojciec nie miał mnie już czym zaskoczyć.

– Może ty mi powiesz? – warknął.

Rzuciłem szybkie spojrzenie na jego twarz. Był naprawdę mocno wkurwiony, a to musiało oznaczać, że dowiedział się o czymś, o czym na pewno wiedzieć nie powinien.

Spróbowałem sobie przypomnieć, czy odwaliłem jakiś większy numer w ostatnim czasie, ale nic szczególnego nie przychodziło mi do głowy. Już dawno skończyłem z typowym buntem, który namiętnie uprawiałem tylko po to, żeby doprowadzić go do szału. Jednak przez ostatnie miesiące zachowywałem się względnie grzecznie, nie zostałem aresztowany ani nie wywołałem żadnego skandalu. Nie miałem najmniejszego pomysłu, o co tym razem mogło mu chodzić.

– Nie wiem. – Wzruszyłem ramionami, poddając się. – Mandat za czerwone światło?

– Parking za szkołą! – krzyknął.

– Co z nim? – zapytałem, starając się za wszelką cenę nie dać po sobie poznać, że jednak udało mu się mnie zaskoczyć. W rzeczywistości poczułem, jakbym dostał czymś ciężkim w głowę.

Czy on wynajął detektywa, żeby za mną łaził? W jaki inny sposób mógłby się dowiedzieć, co robiłem kilkadziesiąt minut wcześniej?

– Aiden, przestań pierdolić! – Wciąż nie przestawał krzyczeć. – Przed chwilą dzwonił do mnie rektor Williams!

Przygryzłem wargę.

Kurwa, czyli jednak się nie myliłem i ochrona faktycznie monitorowała teren.

Moja sytuacja była tragiczna, skoro dzwonił sam rektor, a nie opiekun roku albo choćby ktoś z władz mojego wydziału. Przyjąłem więc taktykę, która sprawdzała się zawsze w podobnych sytuacjach – po prostu milczałem, pozwalając ojcu się na mnie wyładować.

Zazgrzytał zębami ze złości, po czym z frustracją przeczesał palcami włosy, aż w końcu położył dłonie na blacie i spojrzał na mnie poważnie.

– Masz szczęście, że znam się z Jamesem od zawsze – warknął. – Nie wywali cię z uczelni na pół roku przed końcem, ale jeśli ten chłopak złoży zawiadomienie na policji, to zapomnij, że ci pomogę. Będziesz musiał poradzić sobie sam.

Ulżyło mi. Wiedziałem, że ten kutas tego nie zrobi. Na pewno zdawał sobie sprawę, że całkowicie zasłużył, żeby dostać po mordzie.

– Mam dość wiecznego ratowania twojej dupy – kontynuował. – Przez ostatnie dwa lata byłem przekonany, że w końcu dojrzałeś i przeszedł ci ten idiotyczny bunt, ale ty nagle zaczynasz wszystko od nowa. Dzisiaj bójka, a pół roku temu ta akcja na Western College. Wiem, kurwa, może to moja wina. Może po rozwodzie z twoją matką powinienem znaleźć sobie jakąś dziewczynę, żebyś miał chociaż namiastkę pełnej rodziny. – Zamknął na chwilę oczy, jakby próbował się uspokoić, po czym ponownie utkwił we mnie spojrzenie. – Nie jesteś bezkarny. Za pobicie kogoś można iść do więzienia. A kobiety to nie zabawki.

– Powiedział facet, który wypieprzył własną żonę z domu! – warknąłem, łamiąc swoje postanowienie o zachowaniu milczenia, ale nie sądziłem, że akurat teraz wyciągnie ten temat.

Do dzisiaj dokładnie pamiętałem walizki, które sam ustawił w holu, i to, jak kazał matce się wynosić. Nie czułem z nią szczególnej więzi i nawet teraz, gdy byłem dorosły, nie widywaliśmy się zbyt często. Raz w roku w wakacje latałem do Chicago na tydzień, w ciągu którego włóczyłem się po mieście, a wspólnie tylko jedliśmy kolację, zamieniając ze sobą trzy zdania, głównie o pogodzie. Miałem wrażenie, że jej coroczne zaproszenia były podyktowane tylko tym, żeby móc powiedzieć koleżankom, że przyjeżdża do niej syn, i dzięki temu nie wyjść na kompletną sukę bez serca. Z kolei ja wciąż do niej jeździłem jedynie po to, żeby pobyć przez jakiś czas z dala od ojca.

Sharon nigdy mnie nie chciała, to ojciec ją namówił, żeby mnie urodziła. Chyba myślał, że pojawienie się dziecka w domu spowoduje, że matka w końcu zwróci uwagę na kogoś innego niż ona sama. Niestety dla mnie była jak obca osoba, nawet nie pamiętam, czy kiedykolwiek powiedziałem do niej „mamo”. Gdy o niej myślałem, co nie zdarzało się zbyt często, zawsze używałem jej imienia.

Jednak to nie zmieniało faktu, że mój stary był hipokrytą. Wygłaszał płomienne mowy, że kobiety to nie zabawki, kiedy sam nie zadbał nawet o to, żebym nie był bezpośrednim świadkiem ich rozstania. Dokładnie słyszałem wszystkie „kurwy” i „dziwki”, które rzucił jej w twarz, a miałem zaledwie jedenaście lat. Dzieciak w moim wieku nie powinien być świadkiem takich scen.

– Twoja matka mnie zdradzała! – Wstał i uderzył dłonią w blat biurka. – Dość, Aiden! Jestem jednym z najlepszych prawników w Arizonie, nie pozwolę, żebyś zniszczył moją opinię, pieprząc panienki gdzie popadnie i wdając się w bójki, w dodatku na terenie kampusu. Wiesz, co zrobiłaby ze mną prasa, gdyby się okazało, że mój jedyny syn siedzi w więzieniu?

– Dobra – warknąłem, bo ta przemowa zaczynała mnie już nudzić. – Już nie będę.

– Nie, synu! – powiedział, po czym spojrzał na mnie wzrokiem, który świadczył, że naprawdę ma mnie powyżej uszu. – Najwyraźniej nic ci nie dało do myślenia przymusowe przeniesienie z Western College na Uniwersytet Stanu Arizona na ostatnim roku studiów.

– Dało. – Obojętnie wzruszyłem ramionami. – Już nigdy nie będę pieprzył asystentki profesora.

– Aiden – syknął ostrzegawczo. – Od poniedziałku w twojej szkole jest potrzebny model dla klas artystycznych. Będziesz im pozował przez cały tydzień.

– Co to, kurwa, jest za kara? – Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem.

Nie byłem dzieciakiem, żeby mi dawał jakieś popieprzone kary, w dodatku tak godne politowania.

– Rektor Williams poinformował mnie, że pozwoli ci dokończyć studia tylko pod dwoma warunkami: do końca szkoły nie możesz naruszyć ani jednego punktu regulaminu. Wywali cię, jeśli odstawisz jeszcze jakikolwiek numer, choćby najmniejszy. A drugim warunkiem jest pomoc klasie artystycznej – warknął w odpowiedzi. – Najwyraźniej mają jakieś braki.

– Co? – Spojrzałem na niego, zdezorientowany.

– Potrzebują modela do aktów – poinformował mnie.

– Do czego, kurwa?! – krzyknąłem, tak naprawdę nie wiedząc, czy się wkurzyć, czy może wybuchnąć śmiechem.

Ojciec chyba całkowicie zwariował.

– Do pozowania nago – rzucił ironicznie.

– Wiem, co to jest akt – prychnąłem, uznając, że chyba jednak powinienem być zły. – I nie ma takiej możliwości, żebym tam poszedł.

– Pójdziesz tam. – Zaśmiał się perfidnie. – W innym wypadku wylecisz z uczelni, a ja odetnę cię od konta. Od funduszu powierniczego również. A jeśli to nie pomoże, to wyprowadzisz się do matki, do Chicago. Już z nią rozmawiałem na ten temat.

Co zrobił?

– Nie możesz mnie wywalić z domu! – krzyknąłem.

– Oczywiście, że mogę. – Spojrzał na mnie poważnie. – Masz dwadzieścia trzy lata, od dawna jesteś pełnoletni.

– Ciekawe, ile jej zapłaciłeś, żeby się zgodziła, abym z nią zamieszkał – syknąłem z przekąsem.

Byłem pewien, że matka nie zgodziła się na to za darmo. Musiał jej pomachać przed nosem czekiem, a ona uznała widniejącą na nim kwotę za wystarczająco wysoką, aby zechciała się ze mną męczyć przez kilka miesięcy. A ja przez ten czas musiałbym prosić jakichś ważniaków, aby pozwolili mi dokończyć studia w szkole, do której nigdy nie chciałem chodzić.

Twarz ojca poczerwieniała, co dało mi jasno do zrozumienia, że trafiłem bezbłędnie.

– Nie będę mieszkał w Chicago – prychnąłem.

– A więc znajdziesz sobie jakąś pracę – powiedział, niewzruszony. – Wynajmiesz mieszkanie i będziesz żył z tego, co zarobisz.

– Jak możesz? – Spojrzałem na niego ze złością.

Nie mieściło mi się w głowie, że mógłby mnie pozbawić możliwości skończenia studiów. On, kurwa, pan adwokat, który przez całe moje życie pierdolił, jak ważne jest wykształcenie.

– W poniedziałek z samego rana James Williams oczekuje cię w swoim biurze, a później zgłosisz się do profesor Jimmy, ona wszystko ci powie – oznajmił, po czym sięgnął po jeden ze znajdujących się na biurku segregatorów, a następnie go otworzył i zaczął coś czytać, sugerując, że audiencja dobiegła końca.

– Jesteś beznadziejny – wysyczałem, po czym wyszedłem, trzaskając drzwiami.

Wpadłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko.

Co za pojebany pomysł! Jakim cudem ten popieprzony rektor wpadł na coś takiego? Nie miałem nic przeciwko rozbieraniu się. Setki razy na imprezach, przy dziesiątkach innych ludzi, pływałem nago w basenie, zresztą nie ja jeden, ale siedzieć, kurwa, przez kilka dni po kilka godzin bez ruchu, żeby jacyś studenci, o zgrozo, malarstwa, mogli mnie namalować?

Zrzuciłem z siebie ciuchy i ubrałem się w dres, a później zszedłem do domowej siłowni. Musiałem wyżyć się fizycznie, bo w innym wypadku istniała szansa, że zetrę własny pokój w pył.

Rozdział 2

Kaylee

– Jak myślisz, kto nam będzie dzisiaj pozował? – zapytała Daisy, kiedy wyszłyśmy z mieszkania.

Wysoka blondynka o zielonych oczach była moją przyjaciółką od dnia, w którym postawiłam stopę na terenie tego kampusu. Poznałyśmy się podczas zajęć zapoznawczych, gdy jeden ze starszych studentów monotonnym głosem opowiadał, co ma do zaoferowania uniwersytet. W momencie, w którym zaczął z przejęciem perorować o wyposażeniu pracowni malarskich, przewróciłam oczami, a Daisy parsknęła śmiechem. Gdy nasz wzrok się spotkał, już wiedziałam, że to będzie początek całkiem udanej przyjaźni. Jeszcze tego samego dnia wyszłyśmy razem na piwo, a gdy kilka miesięcy później dziewczyna pokłóciła się ze współlokatorką w akademiku, zaproponowałam jej, żeby wprowadziła się do mnie.

Mieszkanie opłacali mi rodzice, więc nie potrzebowałam współlokatora, ale uznałam, że z Daisy może się fajnie mieszkać, i miałam rację.

– Nie mam pojęcia. Mam tylko nadzieję, że to będzie jakiś facet. Za dużo już było tych kobiecych aktów – odpowiedziałam, poprawiając torbę zjeżdżającą mi z ramienia.

– Znowu jakiś cholernie nudny nerd w wielkich okularach, ale za to bez grama mięśni? – westchnęła, gdy już usadowiła się na fotelu pasażera w moim samochodzie. – Naprawdę mogliby choć raz zapłacić jakiemuś przystojnemu modelowi, a nie ciągle zbierać tych wychudzonych kujonów, którzy pozują, żeby dostać kasę i kupić za nią jakiś sprzęt, który nawet nie wiadomo, do czego służy.

Wzruszyłam ramionami, bo niestety, ale nie miałyśmy żadnego wpływu na to, kogo uczelnia każe nam malować, a poza tym to nie było coś, czym powinnam się przejmować. Zajęcia artystyczne nie sprawiały mi żadnego problemu, niezależnie od tego, kogo przyszło mi uwieczniać. Dużo gorzej było z przedmiotami, na które zdecydowałam się tylko po to, żeby mieć większą możliwość dostania pracy, gdy już opuszczę uczelniane mury.

Nie było co się oszukiwać: znalezienie zatrudnienia po malarstwie graniczyło z cudem, a ja nie miałam pojęcia, co innego mogłabym studiować. Gdy wybierałam kierunek licencjatu, jeszcze się łudziłam, że w ciągu czterech lat uda mi się odnaleźć swoje powołanie, ale gdy w zeszłym roku uzyskałam dyplom, a później musiałam zdecydować, co chcę robić dalej, w przypływie paniki pomyślałam, że zrobię magisterkę, a później może otworzę własną galerię sztuki. Uznałam więc, że jeśli po studiach udałoby mi się załapać do jakiejś galerii, a dodatkowo może do jakiejś szkoły podstawowej, w której mogłabym uczyć dzieciaki, to po kilku latach harówki będę mogła wziąć kredyt na milion lat, żeby otworzyć własny lokal. Dlatego oprócz przedmiotów związanych z malarstwem miałam kilka kursów pozwalających mi starać się o pracę w szkole.

Oczywiście gdybym tylko powiedziała rodzicom słowo, to tata zapewne już na drugi dzień pomachałby mi przed nosem aktem własności jakiegoś budynku w bardzo modnej dzielnicy Chicago, a później postarałby się o sprowadzenie dzieł najwybitniejszych artystów. Moja rodzina była piekielnie bogata, a tata chyba obrał sobie za cel, żeby spełnić wszystkie nasze marzenia i podawać nam je na złotej tacy, ale ja tego nie chciałam.

Moja siostra bliźniaczka odziedziczyła po rodzicach analityczny umysł i radziła sobie świetnie nie tylko w maklerskim świecie. Ukończyła również studia dwa lata przed czasem. Związała się z futbolistą, który szybko stał się jednym z czołowych zawodników Chicago Bears, a jego menadżer już wynegocjował mu podwyżkę kontraktu o kilka milionów, chociaż chłopak grał zawodowo od zaledwie półtora roku. Nigdy nie chciałam zostać czarną owcą rodziny, której wszyscy muszą pomagać, bo sama nie potrafi niczego zrobić. Wolałam harować jak wół, niż przyznać się przed kimkolwiek, że tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia, co zrobić ze swoim życiem.

Po kilku minutach zaparkowałam przed kampusem, po czym razem z Daisy zaczęłyśmy się wygrzebywać z samochodu. Nie było to łatwe, biorąc pod uwagę, jak wiele rzeczy potrzebowałyśmy, i dodając do tego kubki z kawą, z którą żadna z nas się nie rozstawała, bo byłyśmy całkowicie uzależnione od kofeiny.

W końcu ruszyłyśmy w kierunku budynku, gdzie zawsze odbywały się zajęcia z malarstwa, a po chwili zajęłyśmy miejsca obok siebie i rozłożyłyśmy wszystkie potrzebne rzeczy.

Profesor Jimmy jeszcze nie było, więc obróciłam się tyłem do wejścia, żeby móc swobodnie rozmawiać z przyjaciółką, jednak już po chwili dziewczyna wytrzeszczyła oczy i otwarła usta ze zdziwienia.

Automatycznie odwróciłam się w kierunku, w którym patrzyła, a później, z identyczną miną, spojrzałam na nią ponownie.

– Ja pierdolę – wyszeptałam tak cicho, jak umiałam.

– Chciałabyś – odpowiedziała, nie patrząc na mnie.

Ponownie odwróciłam się w kierunku drzwi.

Przed chwilą do sali wszedł najprzystojniejszy chłopak, jakiego w życiu widziałam. Był wysoki i świetnie zbudowany. Mięśnie jego ramion się napinały, wręcz krzycząc: „spędzam na siłowni kilka godzin dziennie”. Całą lewą rękę pokrywały tatuaże, układające się w misterne wzory i kończące się prawdopodobnie na jego piersi. Na twarzy miał dwudniowy zarost, ale mogłam się założyć, że było to dokładnie zaplanowane i że dbał o niego jakiś naprawdę dobry barber. Spojrzeniem dużych brązowych oczu omiatał salę, nie wyrażając żadnych emocji, no może odrobinkę znudzenia. Ciemnobrązowe włosy opadały mu na czoło, jednak po raz kolejny byłam pewna, że ten artystyczny nieład nie jest przypadkowy. Miał na sobie opiętą koszulkę polo, a na nogach przetarte dżinsy. Z całą pewnością nie należał do naszej grupy, a to znaczyło, że musi być osobą, którą będziemy miały za zadanie namalować.

– Nie żartuj – wyszeptała Daisy. – Skąd Jimmy go wzięła? I ile musieli mu zapłacić? Myślisz, że jak mu zapłacę, to będzie mi pozował prywatnie? O mój Boże! Moje życzenia się dzisiaj spełniają! Chcę lamborghini. Chcę apartament na ostatnim piętrze jakiegoś wieżowca. Chcę dwa miliony dolarów w gotówce.

– Zamknij się – wysyczałam cicho, bo podniecony szept Daisy już ściągnął na nas wzrok chłopaka.

Przyglądał się nam, unosząc brew, a lekko ironiczny uśmiech pojawił się w kącikach jego ust.

Nie odwróciłam wzroku ani się nie zawstydziłam, że zostałam przyłapana na gapieniu się. Będę się w niego wpatrywać przez kolejny tydzień przez kilka godzin dziennie. I to nie tylko w jego oczy. Pozwoliłam sobie więc dokładnie obejrzeć jego ciało.

– On wygląda jak ten model na bilbordzie, który reklamuje majtki Calvina Kleina dwie przecznice stąd. – Przyjaciółka, wciąż nie mogła przestać mówić.

– Dzień dobry. – W końcu profesor Jimmy przerwała słowotok mojej przyjaciółki, wchodząc do sali. – Tym razem waszym modelem będzie Aiden Walker. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. Przygotujcie swoje rzeczy, a ja w tym czasie go ustawię.

Podeszła do chłopaka, wręczyła mu biały szlafrok, po czym wskazała drzwi do małego pomieszczenia znajdującego się po przeciwnej stronie sali, aby się tam przebrał.

Gdy wrócił, Jimmy kazała mu usiąść w fotelu, po czym przez kilka minut poprawiała ułożenie jego ciała, aby sprawdzić, jaka poza będzie najlepsza. Gdy w końcu była zadowolona, poprosiła chłopaka, aby pozbył się szlafroka.

Kiedy tylko Aiden odrzucił go na pobliskie krzesło, Daisy jęknęła i zdecydowanie nie była jedyną dziewczyną w sali, która wydała z siebie podobny dźwięk. Przygryzłam wargę, żeby nie roześmiać się w głos i schowałam się za płótnem, chociaż mnie również trudno było oderwać wzrok od pięknie wyrzeźbionego kaloryfera na jego brzuchu oraz… tego, co poniżej. Jego ciało naprawdę przyciągało wzrok i uruchamiało ślinianki.

– Już wiem, dlaczego zawsze dają nam nieatrakcyjnych modeli – wyszeptała przyjaciółka z przejęciem.

Spojrzałam na nią pytająco, a ona przewróciła oczami, jakby chciała mi zakomunikować, że jestem niezwykle tępa.

– Źle się maluje, kiedy ślina kapie na prace – powiedziała takim tonem, jakby musiała tłumaczyć trzylatkowi, że lepiej nie jeść piasku.

Udało mi się zdusić śmiech, choć w tym celu musiałam naprawdę mocno przygryźć wnętrze policzka.

Kilka minut później chłopak siedział z jedną nogą opuszczoną na podłogę, a drugą przełożoną przez podłokietnik fotela. Opierał głowę o dłoń, a przez ramię miał przerzucony kawałek materiału, zakrywający tę część ciała, którą na pewno każda z dziewczyn na sali bardzo chciała namalować, i spływający aż do samej ziemi. Podejrzewałam, że to właśnie dlatego profesor postanowiła użyć tej szmaty, żeby trochę ostudzić nasze hormony, bo najwyraźniej dojrzałość to nie było coś, czym mogłybyśmy się pochwalić.

Stella Jimmy zrobiła chłopakowi zdjęcie, żeby na kolejnych zajęciach móc go ustawić tak samo, po czym w końcu wzięliśmy się do roboty.

O ile wstępny szkic sylwetki zajął mi czterdzieści minut, o tyle schody zaczęły się przy tatuażach. Wzory ciągnące się od nadgarstka do ramienia były tak misterne, że za nic nie mogłam ich przenieść na papier. W końcu, całkowicie zirytowana tymi głupimi tatuażami, złamałam ołówek w dłoniach i wrzuciłam go do kosza na śmieci. Przez to, że pojemnik był pusty, łoskot rozszedł się po sali, co natychmiast zwróciło uwagę profesor Jimmy.

Nie cierpiałam jej, zresztą z wzajemnością, więc w ogóle się nie zdziwiłam, kiedy wstała zza biurka, żeby do mnie podejść.

– Coś nie tak? – zapytała, mierząc uważnym spojrzeniem moje płótno.

– Wszystko – bąknęłam, po czym zaczęłam szukać innego ołówka.

– Kaylee, tyle razy ci już mówiłam, że akt nie musi być tak idealnie odwzorowany jak portret – powiedziała protekcjonalnym tonem.

– Jasne. – Przewróciłam oczami. Jeśli chodziło o malowanie, byłam perfekcjonistką, wszystko musiało być idealnie, żeby mnie zadowolić. – Może po prostu nie bierzmy do pozowania ludzi, którzy zrobili z siebie pisankę?

– Panno Clark – rzuciła ostrzegawczo. – Chciałam przypomnieć, że nasz model jest żywy i słyszy.

– I dobrze – warknęłam, wychylając się zza płótna, by zmierzyć wkurzonym wzrokiem Aidena, jakby to była jego wina, że nie umiem przenieść tatuaży na płótno. – Może dwa razy się zastanowi, zanim z reszty ciała też zrobi sobie jajko wielkanocne.

– Kaylee, skup się na innej części ciała, a do tatuaży wróć później – zarządziła Jimmy, najwyraźniej tracąc cierpliwość, a mój wzrok mimowolnie pobiegł do miejsca, które przykrywał cienki materiał. – Może to zamknie ci usta.

Parsknęłam śmiechem z rozbawienia, a Daisy wydała z siebie dźwięk, jakby się krztusiła. Wywołało to u mnie jeszcze większą lawinę śmiechu, której nie mogłam już powstrzymać. Najgorsze w całej sytuacji było to, że chłopak również roześmiał się w głos i chyba w ogóle nie miał zamiaru się powstrzymywać. Po chwili zauważyłam, że materiał na jego kroczu zaczyna się znacząco unosić i poczułam, jak do głowy uderza mi dziwna fala zażenowania, ale również… Nie umiałam tego określić.

Profesor Jimmy odwróciła się w kierunku podwyższenia, chcąc skarcić Aidena, ale najwyraźniej również zobaczyła, co dzieje się pod materiałem, bo wyglądała na wytrąconą z równowagi.

– Aiden! – warknęła, ale nie zrobiła na chłopaku żadnego wrażenia, bo wzruszył jedynie ramionami.

– To pani zasugerowała studentce, żeby zamknęła usta moim… – zaczął, ale Jimmy, natychmiast mu przerwała, unosząc rękę.

– Dość! – krzyknęła – Przerwa. Wszyscy wyjść. Masz dziesięć minut Walker.

Wyszłyśmy z Daisy z sali, z całych sił powstrzymując się, żeby nie popłakać się ze śmiechu. Dopiero na korytarzu pozwoliłyśmy sobie na wybuch.

– Stella znienawidzi cię jeszcze bardziej – oznajmiła moja przyjaciółka, ocierając łzy, które popłynęły jej po twarzy.

– Mam to gdzieś. – Machnęłam obojętnie ręką. – Jeszcze pół roku i nie będę musiała więcej znosić tej cholery, na ostatnim roku magisterki nie ma z nią zajęć.

– Wciąż nie mogę uwierzyć, że zostało nam zaledwie półtora roku. Mam wrażenie, jakbym wczoraj po raz pierwszy przeszła przez te drzwi. – Skinęła głową w kierunku szerokiego korytarza.

– A mnie to przeraża – powiedziałam szczerze, po czym osunęłam się na ławkę pod ścianą, a mój dobry humor natychmiast zniknął. – Nie umiem sobie wyobrazić, jak będzie wyglądało moje życie. W jaki sposób będę zarabiać?

– W tamtym roku na wystawie sprzedałaś obraz za dwadzieścia tysięcy. – Usiadła obok mnie.

– Kupił go mój ojciec – warknęłam.

– Przelicytował faceta, który dawał czternaście i nie był członkiem twojej rodziny. – Trąciła mnie łokciem.

– Daj spokój, Daisy – jęknęłam. – Dobrze wiesz, że na malowaniu obrazków nie da się zarobić. A przynajmniej nie, kiedy wciąż żyjesz.

– Przemyśl jeszcze, czy naprawdę chcesz wrócić do Chicago. Nie wyobrażam sobie, że będzie nas dzielić taka odległość. Jeśli obie zostałybyśmy w Arizonie, mogłybyśmy wspólnie coś wymyślić.

Westchnęłam, ale nie odpowiedziałam. Nie miałam pojęcia, co będzie za miesiąc, a co dopiero za półtora roku.

Resztę przerwy spędziłyśmy w milczeniu, każda pogrążona we własnych myślach. Równo po dziesięciu minutach w drzwiach pojawiła się profesor Jimmy i ponownie zaprosiła nas do środka.

Rozdział 3

Aiden

– Co ci powiedział Williams? – zainteresował się Karl, gdy wieczorem rozsiedliśmy się w moim pokoju i otworzyliśmy butelki z piwem.

– Nic odkrywczego, właściwie to powiedział to samo co mój stary. – Wzruszyłem ramionami. – Wywali mnie z uczelni, jeśli wywinę choćby najmniejszy numer.

– I tak ci się upiekło – oznajmił Evan. – Każda inna osoba na twoim miejscu zostałaby przynajmniej zawieszona.

– Zna się z moim ojcem – wyplułem z pogardą.

Nie cierpiałem świadomości, że zawdzięczam cokolwiek temu człowiekowi. Tym bardziej że jakby się nad tym dłużej zastanowić, wyszłoby, że takich rzeczy było całkiem sporo.

Kiedy byłem gówniarzem, ciągle przepełniała mnie złość i wybierałem najgorsze możliwe sposoby, żeby sobie z nią poradzić. Jednak tym razem… Tym razem nie chodziło o mnie. W ogóle nie żałowałem tego, co zrobiłem, bo należało mu się za to, co zrobił Camille. Razem z przyjaciółmi polowaliśmy na tego skurwiela od tygodnia i jedyne, czego żałowałem, to to, że nie trafiłem na niego poza terenem szkoły.

– A jak twoja kara? Jak się pozowało? – spytał ze złośliwym uśmiechem Evan.

– Daj spokój. – Osunąłem się na łóżko, opierając plecy o zagłówek. Poza, w której siedziałem przez ostatnie trzy godziny, sprawiła, że będę potrzebował operacji kręgosłupa już w przyszłym tygodniu. – To najnudniejsze zajęcie na świecie, a w dodatku kurewsko niewygodne.

– Były jakieś fajne laski? – zaciekawił się Evan, olewając wszystko, co wcześniej powiedziałem. Dla niego zawsze najważniejsze były dziewczyny, reszta nie miała żadnego znaczenia.

– Kilka. – Westchnąłem obojętnie. – Jednej nie spodobały się moje tatuaże, wdała się w pyskówkę z Jimmy, aż w końcu wszyscy musieli wyjść z sali.

Gdy napotkałem ciekawskie spojrzenia kumpli, szybko streściłem im całą sytuację, wcale nie ukrywając, że kiedy studenci ponownie wrócili do malowania, musiałem unikać wzroku tej małej, bo bałem się, że znowu mi stanie.

Studiowałem architekturę, więc miałem bogatą wyobraźnię. Kiedy Jimmy wyraziła się tak niefortunnie, oczyma wyobraźni od razu zobaczyłem tę maleńką, śliczną dziewczynę zaciskającą usta na moim fiucie. Do końca zajęć wizualizowałem sobie budynki w stylu gotyckim, byleby nie skupiać się na siedzącej tuż przede mną ciemnowłosej kobiecie. Miałem szczerą nadzieję, że ten obraz do jutra wyparuje mi z głowy, bo jeśli nie, to będę miał poważny problem.

– Lecisz na nią – zawyrokował Evan, przyglądając mi się uważnie. – Zaciągniesz ją do łóżka?

Zamyśliłem się przez chwilę. Oczywiście, że miałem na nią ochotę; była pociągająca, szczególnie kiedy na mnie patrzyła, marszcząc z wściekłością nos. Jednak odnosiłem wrażenie, że to nie jest nasza liga. Coś mi mówiło, że szybki numerek w przypadkowym miejscu to nie była jej bajka.

Postanowiłem powiedzieć kumplom prawdę.

– Nie sądzę. – Pokręciłem głową, po czym upiłem łyk piwa. – Mam dziwne przeczucie, że prędzej urwałaby mi jaja, niż dała się namówić na jednorazowe bzykanko.

– Wiedziałem! – Zaśmiał się głośno Karl, machając butelką trzymaną w ręce. – Jesteś miękką pizdą i zaliczasz tylko najłatwiejsze laski.

– Nie jestem miękką pizdą – warknąłem. – Pamiętasz Abigail, z którą zabawiłem się jeszcze w wakacje? Przez dwa miesiące musiałem się z nią użerać, zanim zrozumiała, że to był tylko seks i nie będziemy razem, choć przecież mówiłem jej to od samego początku. Nigdy więcej nie mam zamiaru zawracać sobie głowy dziewczynami, które szukają czegoś więcej niż niezobowiązującej zabawy.

***

Gdy następnego dnia dotarłem do tej cholernej sali, byłem potwornie zmęczony. Siedzieliśmy z chłopakami do czwartej nad ranem, nie żałując sobie alkoholu. Olałem więc zajęcia, ale musiałem przyjść tutaj, jeśli wciąż chciałem mieszkać w domu. Nawet nie byłem w stanie sobie wyobrazić, co zrobiłby ojciec, gdyby się dowiedział, że znowu zawaliłem.

Kiedy obudziłem się po trzynastej, musiałem wypić dwa piwa, żeby w ogóle wstać z łóżka. Teraz siedziałem na tym pieprzonym fotelu z kacem gigantem i modliłem się, żeby Jimmy zrobiła w końcu przerwę. Chciało mi się lać, butelką wody również bym nie pogardził. W tej chwili nie mogłem zrozumieć, jak mogliśmy uznać z chłopakami, że dobrym pomysłem będzie pijaństwo w środku tygodnia. Mieliśmy na siebie naprawdę katastrofalny wpływ.

Mała brunetka, której imienia wczoraj nie zapamiętałem, co chwilę posyłała mi kpiące uśmiechy, najprawdopodobniej domyślając się, w jakim byłem stanie.

W końcu, dosłownie kilka minut przed tym, zanim sam poprosiłbym o przerwę, profesor wstała i łaskawie pozwoliła nam wyjść na kilka minut.

Założyłem krótkie spodenki, wypadłem z sali, jakby się paliło, po czym pobiegłem sprintem do łazienki. W życiu bym nie pomyślał, że można się tak bardzo ucieszyć na widok toalety.

Kiedy kilka minut później umyłem ręce i już miałem wyjść, drzwi niespodziewanie się otworzyły, a do pomieszczenia jak burza wpadła znajoma dziewczyna. Wyraz jej twarzy świadczył o tym, że uknuła spisek, który miał jej pomóc przejąć władzę nad światem.

– To męski kibel – powiedziałem, patrząc na nią uważnie i nonszalancko opierając się o ścianę.

– Daj spokój. – Machnęła ręką. Nawet nie próbowała udawać speszonej, przeciwnie, odniosłem wrażenie, że spodziewała się mnie tu spotkać, co też potwierdziła swoimi następnymi słowami: – Mam sprawę.

Korzystając z okazji, przyjrzałem się jej dokładniej.

Była niska i drobna, ale figurę miała bajeczną. Pełne piersi, upchnięte pod ciasną bluzeczką, i okrągły tyłek niejednemu mężczyźnie mogły namieszać w głowie. Długie ciemne włosy związała na czubku głowy w koński ogon.

Patrzyła na mnie dużymi brązowymi oczami, a w kącikach jej różowych warg błąkał się lekko złośliwy uśmiech.

– Jaką? – zainteresowałem się uprzejmie.

– Uratuję ci życie, jeśli ty uratujesz moje. – W jej oczach pojawił się łobuzerski błysk, a szerokiego uśmiechu, który wypełzł na jej usta, nawet nie próbowała powstrzymać.

– Nie rozumiem? – Uniosłem zadziornie brew, wbijając w nią spojrzenie.

Dziewczyna otworzyła torebkę, a następnie wyjęła z niej napój energetyczny.

Od razu poczułem, że zasycha mi w gardle. Mój kac jak na zawołanie zaatakował ze zdwojoną siłą. Oddałbym swój samochód za kilka łyków tego cholerstwa.

– Najlepszy na kaca! – Z radością zamachała mi nim przed nosem. – W zamian za zdjęcie tego twojego pieprzonego tatuażu.

– Co? – Popatrzyłem na nią nieprzytomnym wzrokiem, bo jakoś nie mogłem skupić się na niczym innym niż oszroniony, gazowany napój w jej dłoni.

– Potrzebuję mieć te bazgroły z bliska – warknęła, wskazując na moją rękę.

Odepchnąłem się od ściany, w końcu stając prosto.

Chyba kręciła mnie jej bezpośredniość. Nie byłem do tego przyzwyczajony, bo większość dziewczyn, które stawały na mojej drodze, bez przerwy bawiła się w jakieś gierki, podchody i zawoalowane propozycje. Właściwie to nawet nie umiałem sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni ktoś, oprócz dwóch moich najbliższych przyjaciół i Camille, poprosił mnie o coś wprost. To chyba nie świadczyło o mnie najlepiej.

– I chcesz mnie przekupić energetykiem? – Zaśmiałem się, żeby odpędzić od siebie dziwne myśli. – Skąd pomysł, że mam kaca?

– Mam oczy – żachnęła się. – To jak? Wchodzisz w to? Nie mam całego dnia, żeby w nieskończoność sterczeć w męskiej toalecie.

– No nie wiem – oznajmiłem powoli. Właściwie to nie miałem nic przeciwko, ale z jakiegoś powodu chciałem się z nią podroczyć. Wczoraj bardzo spodobała mi się jej mina, kiedy była zła, i dziś miałem ochotę zobaczyć ją ponownie. – Powiedziałaś, że to bazgroły, a robiłem je u najlepszego tatuatora w Arizonie. To trochę obraźliwe, nie sądzisz?

– Okej! – Uniosła ręce w poddańczym geście. – Skoro tak, to sama się chętnie napiję.

Otworzyła puszkę z głośnym pstryknięciem, na co mój język praktycznie przykleił się do podniebienia.

Cholera, dobra jest.

– Dobra! – krzyknąłem, po czym podszedłem do niej szybko, żeby powstrzymać ją przed spełnieniem tej groźby.

Podała mi napój z ironicznym uśmiechem, a potem założyła ręce na piersiach i uważnie mi się przyglądała, gdy przyssałem się do puszki.

Kurwa, nawet nie wiedziałem, że aż tak bardzo było mi to potrzebne. Gdy skończyłem pić, spojrzałem na nią ponownie.

Była zabawna. Czubkiem głowy nie sięgała mi nawet do ramienia, ale z jakiegoś powodu miałem pewność, że to niewielkie ciałko skrywa całą masę pewności siebie i ironii. Świadczył o tym również brak skrępowania w mojej obecności. Odkąd tylko pamiętałem, gdzie byśmy się nie pojawili z Karlem i Evanem, zawsze zalegała cisza i robiło się jakoś dziwnie. Oczywiście wiedziałem, że to przez to, że nie mieliśmy zbyt dobrej opinii w mieście, ale cholera, już od dawna nie zrobiliśmy niczego, o czym można by było opowiadać przez wiele tygodni. Właściwie to chyba po prostu wciąż jechaliśmy na naszej złej sławie ze szkoły średniej.

Dziewczyna nie spuszczała ze mnie wyczekującego spojrzenia, więc w końcu się poddałem, bo niedługo kończyła się przerwa i powinniśmy wrócić do sali. Wolałem, żeby Jimmy nie zaczęła nas szukać, bo gdyby odnalazła nas w męskim kiblu, mogłaby przedstawić mojemu ojcu nadinterpretację wydarzeń, a gdyby w dodatku doszło to do władz uczelni, to pewnie by mnie wywalili. W końcu od wczoraj musiałem być aniołkiem.

– Rób to zdjęcie. – Wskazałem znacząco na swoją rękę.

– Nie może tak być. Musi być ułożona tak samo jak wtedy, gdy pozujesz – powiedziała, a potem przeszła obok mnie i otwarła drzwi do najbliższej kabiny. – Siadaj.

Gdy usłyszałem jej rozkazujący ton, coś dziwnego stało się z moją twarzą. Uśmiechnąłem się? Naprawdę kręciła mnie półtorametrowa laska, wydająca rozkazy jak zawodowy żołnierz?

Przewróciłem oczami, ale poszedłem za nią, usiadłem na kiblu, tak jak tego chciała, a później podparłem dłonią brodę.

– Super – pochwaliła, wyjmując z kieszeni komórkę, po czym zrobiła kilka zdjęć. – Dzięki.

– Jak masz na imię? – zapytałem, kiedy skończyła, a ja się podniosłem.

Pamiętałem, że Jimmy wczoraj zwróciła się do niej po imieniu, ale zupełnie nie mogłem sobie go przypomnieć. Mogło to mieć coś wspólnego z tym, co stało się kilka sekund później, gdy…

Stop! Nie zapuszczam się w te rejony.Przede mną jeszcze przynajmniej półtorej godziny siedzenia ze szmatą na biodrach. Jeśli drugi dzień z rzędu wkurwię Jimmy tym, że nie radzę sobie z własnym fiutem, to może mi kazać nigdy więcej nie wracać, a ja naprawdę lubiłem swoje porsche, chciałem skończyć studia i potrzebowałem pieniędzy ojca jeszcze przez pół roku.

– Kaylee – odpowiedziała, przekrzywiając zabawnie głowę. – Ale wszyscy mówią mi Lee.

– Jestem Aiden – również się przedstawiłem.

– Wiem. – Uśmiechnęła się szeroko… puściła do mnie oczko i wyszła.

Stałem jak wryty, zastanawiając się, czemu nigdy wcześniej nie widziałem tej dziewczyny, aż w końcu dotarło do mnie, że studiuję tu od zaledwie kilku miesięcy, więc to nic dziwnego, że nie wpadliśmy na siebie wcześniej. Dodatkowo, jeśli mój radar nie zawodził, to ta mała nie pochodziła z Arizony. Gdybym miał strzelać, postawiłbym na środkowy zachód. Może nie byłem mistrzem w rozpoznawaniu akcentów, ale jej na pewno nie był miejscowy, więc nie mogliśmy się znać choćby ze szkoły średniej.

Gdy po kilku minutach wróciłem do sali, dziewczyna siedziała na swoim miejscu i z delikatnym uśmiechem na ustach malowała, co jakiś czas spoglądając na swoją komórkę.

Godzinę później, gdy wszyscy zbierali się do wyjścia, Kaylee spojrzała na mnie, po czym bezceremonialnie posłała mi całusa.

Poczułem, że przez kręgosłup przebiega mi dreszcz. To chyba nie był dobry znak.

Rozdział 4

Kaylee

– Nigdy nie zrozumiem, dlaczego studenci organizują imprezy w czwartki – westchnęłam, nakładając pomadkę na usta. – Czemu nie w soboty?

– Bo niektórzy wracają na weekend do domu – powiedziała Daisy, przeglądając się w lustrze i poprawiając kosmyk włosów, który wymknął się spod kontroli. – Poza tym czym ty się przejmujesz? I tak nie pójdziesz jutro na zajęcia, a malowanie jest dopiero o piętnastej.

– Nareszcie koniec! – oznajmiłam, zadowolona.

Kiedy we wtorek zdobyłam zdjęcie tatuaży Aidena, moja praca błyskawicznie ruszyła do przodu. Była praktycznie skończona, wymagała tylko ostatnich szlifów. Bardzo mnie to cieszyło, bo gdybym nie zdążyła, musiałabym spędzić kilka kolejnych dni na malowaniu ze zdjęcia, co nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Poza tym nie miałabym szansy na wystawę. Jimmy zawsze wybierała obrazy do uczelnianej galerii na ostatnich zajęciach, więc osoby, które nie wyrobiły się w terminie, walczyły już tylko o ocenę. A ja byłam uzależniona od widoku swoich obrazów w korytarzu na parterze. Przez ostatnie lata bardzo rzadko się zdarzało, żeby jakiś tam nie wisiał.

Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, więc sięgnęłam po swoją komórkę.

– Ann przyjdzie – poinformowałam przyjaciółkę, kiedy odczytałam wiadomość od wspólnej koleżanki. – Jej facet uczy się do jakiegoś egzaminu, więc udało się jej wyrwać.

– To dobrze. – Uśmiechnęła się Daisy. – Dawno nie byłyśmy nigdzie we trójkę.

Godzinę później weszłyśmy do klubu i zaczęłyśmy przeciskać się przez tłum w poszukiwaniu zarezerwowanego kilka dni wcześniej stolika. Byłam pewna, że będzie tłok, więc wolałam nie ryzykować siedzenia przez pół nocy przy barze. Z jakiegoś powodu obcym facetom łatwiej było zagadywać dziewczyny przy ladzie. Takich też ciężej było spławić.

Przywitałyśmy się z Ann, która była już na miejscu, po czym sięgnęłyśmy po kartę drinków.

– Co dzisiaj pijemy? – zapytała Daisy. – Margarita na początek?

– Może być – zgodziłam się, a druga przyjaciółka również pokiwała głową. – Co słychać, Ann? Tak dawno cię nie widziałam.

– Wiesz, jak to jest – westchnęła blondynka, udając udręczoną, ale błysk radości w jej oczach przeczył słowom, które wypowiadała. – Mike zajmuje mi sporą ilość czasu.

– Właśnie dlatego nigdy nie chciałam mieć faceta na studiach – wtrąciła się Daisy. – To ostatnie lata beztroski, powinno się zmieniać facetów jak rękawiczki, a nie przywiązywać do jednego. Uciekają ci najlepsze imprezy, gdy siedzisz przed tv.

– Z kolei tobie, kochanie, na pewno nie ucieka możliwość złapania choroby wenerycznej – odpyskowała Ann, szczerząc się złośliwie. – Mam seks, kiedy tylko chcę, i nie muszę się martwić, że koleś chwilę wcześniej przeleciał połowę kampusu. Poza tym poważne związki mają również inne zalety.

– Tak, na przykład znajomość całego programu telewizyjnego, nieopuszczona deska w kiblu i skarpetki obok kosza na pranie – fuknęła.

– Daisy, wybacz, że to powiem, ale twoi byli faceci to jacyś kretyni, skoro tak postrzegasz mężczyzn – wtrąciłam się.

– Odezwała się – prychnęła. – Od czasów Jamesa, którego kopnęłaś w dupę trzy lata temu, ciągle jesteś sama. Dawniej zakochiwałaś się średnio raz w miesiącu, przy okazji doprowadzając własnego ojca do szału, a teraz?