Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
12 osób interesuje się tą książką
Nie wierz we wszystko, co przeczytasz
23 czerwca 2016 roku o godzinie 4.30 szesnastoletnia Joan Wilson zginęła w pożarze domku na plaży. Za zabójstwem stały trzy nastolatki, które znała z liceum. Co nimi kierowało? Dlaczego młode dziewczyny z dobrych domów zamordowały koleżankę w tak okrutny sposób?
Ta historia przez lata była pożywką dla miłośników sensacyjnych opowieści. Setki wątków na forach, tysiące komentarzy, dziesiątki podcastów. Prawda zaginęła gdzieś wśród teorii i clickbaitów.
Aby ukrócić domysły i oddać sprawiedliwość ofierze, dziennikarz Alec Z. Carelli postanowił zbadać tę sprawę. Przeprowadził wywiady ze świadkami i rodziną ofiary, drobiazgowo zbadał dokumentację i porozmawiał ze sprawczyniami. Jego książka to wciągające i zatrważające studium manipulacji, z którego dowiesz się, co wydarzyło się tamtej tragicznej nocy.
O ile tylko odkryjesz, komu w tej historii można tak naprawdę zaufać.
Książka Elizy Clark przeraża i intryguje. Autorka balansuje na granicy prawdy i fikcji, bezkompromisowo demaskuje toksyczne zachowania internetowych społeczności i pokazuje skutki obsesji na punkcie true crime. Skrucha to odważna i napisana z rozmachem historia, która długo nie wyjdzie ci z głowy.
Mrożąca krew w żyłach, inteligentna i pochłaniająca bez reszty – „The Guardian”
Druga książka Clark to kolejna petarda – „Crack Magazine”
Skruchę można znaleźć na jednej z kluczowych literackich półek o nazwie „niezaprzeczalny sztos” – Megan Nolan, autorka książki Akty desperacji
Szalenie wciągająca – Sheena Patel, autorka książki Jestem fanką
Jeszcze nigdy nie czytaliście czegoś takiego – Julia Armfield, autorka książki Nasze podmorskie żony
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 537
Rok wydania: 2025
Dla George’a, zawsze i wszędzie
Lecz zwykle opowiadałem kłamstwa; to nie moja wina, nie potrafiłem sobie przypomnieć, bo to tak, jakbym odwiedził któryś z nieziemskich zamków, w których bywali bohaterowie legend: gdy się stamtąd wyszło, nic się nie pamiętało, pozostawało tylko widmowe echo niedających spokoju cudów.
Truman Capote, Portrety i obserwacje. Esejeprzeł. Rafał Lisowski
Ta książka jest próbą analizy morderstwa nastolatki, Joan Wilson, dokonanego w 2016 roku przez jej trzy koleżanki z liceum. Została napisana przez dziennikarza Aleca Z. Carellego i po raz pierwszy wydana w marcu 2022 roku.
Wkrótce po publikacji kilkoro spośród rozmówców publicznie oskarżyło Carellego o zniekształcenie lub nawet sfabrykowanie części ich wypowiedzi.
W wyniku tych oskarżeń ujawniono, że autor nielegalnie pozyskał notatki, które zostały sporządzone w trakcie terapii przez dwie z trzech oskarżonych podczas odbywania przez nie kary w jednostce penitencjarnej.
Książka została wycofana z księgarń decyzją pierwotnego wydawcy we wrześniu 2022 roku.
Teraz, po zakończeniu sporu sądowego, ukazuje się ponownie, przy czym niektóre nazwiska zostały zmienione na prośbę zaangażowanych w sprawę osób.
Sądzimy, że pisarze i pisarki (nawet osoby tworzące literaturę non fiction) mogą wyrażać siebie i przedstawiać historie w taki sposób, jaki ich zdaniem najlepiej pasuje do danej opowieści.
Głęboko wierzymy, że czytelnicy i czytelniczki mają fundamentalne prawo do samodzielnego czytania i oceniania tekstu – a prowokacyjnych dzieł o niezaprzeczalnych walorach estetycznych nie powinno się wymazywać z kart historii tylko dlatego, że mogą wywołać oburzenie. Mimo kontrowersji związanych z tą książką zdecydowaliśmy się zatem opublikować ją ponownie w oryginalnej formie.
Fragment: Szczam na twój grób, odcinek 341, 1.07.2018
Prowadzący: Steven Doyle, Andrew Koontz, Lloyd Alan 00:00:31-00:02:46
DOYLE: Hejka i witajcie w Szczam na twój grób, podcaście true crime. Jestem Stevie Doyle, a ze mną jak zawsze są...
KOONTZ: Ja, wielki Andy Koontz.
ALAN: I ja, Lloyd Alan.
DOYLE: A dzisiaj wybierzemy się na wycieczkę do starej, wesołej Anglii.
KOONTZ: Och! [w cockney’u] Mała pszejaszczka do Anglii?
ALAN: Boże, tylko nie to.
KOONTZ: [w cockney’u] Tylko nie co, proszem pana, jestem tylko zlesbionom angielskom uczennicom, co nie?
DOYLE: [śmiejąc się] Andy, przestań.
KOONTZ: [w cockney’u] Jestem uczennicom lesbom i nie noszem gaci, co nie?
DOYLE: [śmiejąc się] Andy, stary.
KOONTZ: [w cockney’u] Nie lubisz pan mojego akcentu, proszem pana? Niunia, co mie wpieniła, poszła na podpałkem, gdybyś nie wiedział.
ALAN: O rany, czy to spoiler?
DOYLE: Nie, na szczęście to mój punkt wyjścia do tej historii.
KOONTZ: [w cockney’u] Całe szczenście, że nie musisz pan mie skarcić za zepsucie odcinka, proszem pana...
ALAN: Dobra, stary, te laski miały jakieś czternaście lat.
DOYLE: Tak naprawdę miały mniej więcej szesnaście.
KOONTZ: No cóż, w Anglii to chyba koszerne, no nie? Mogę być tak pojebany i napalony, jak tylko zechcę.
DOYLE: [śmiejąc się] No cóż... Chyba tak?
KOONTZ: [w cockney’u] Gacie nie wracajom na pupe, proszem pana... [przestaje udawać akcent] Dobra, dość. Większość tych lasek nie jest hot.
DOYLE: Nie, są cholernie obrzydliwe.
KOONTZ: Ale ta cała Doris to co innego.
ALAN: Doris?
DOYLE: Doris? Doris? Jak myślisz, który mamy rok w Anglii, stary?
KOONTZ: [w cockney’u] Jest tysiąc osiemset czterdziesty trzeci, proszem pana! [śmiejąc się, teraz bez akcentu] No dobra, nieważne, Dolly, Doris, ona jest gorąca jak wulkan.
ALAN: Ale jest trochę starsza, prawda?
KOONTZ: Co byś powiedział, gdybym teraz palnął: „Nie, stary, to ta najmłodsza”?
ALAN: A jest tak?
DOYLE: Nie, to ta hot.
[śmieją się]
KOONTZ: Najgorętsze laski są zawsze szalone. Nie mówię, że wszystkie gorące laski są pojebane, bo szanujemy dobre szprychy w tym podcaście, ale mówię, że najgorętsze laski są szalone.
DOYLE: To dzięki szaleństwu są wyjątkowo gorące. Szanujemy szalone szprychy.
KOONTZ: Tak, to naprawdę przenosi je na wyższy level. To nie jest seksistowski; uwielbiam pojebane gorące laski. Pozwoliłbym Gorącej Doris użyć mnie jako podpałki.
[śmieją się]
ALAN: O mój Boże.
DOYLE: Czy mogę w końcu zacząć odcinek?
KOONTZ: Śmiało, śmiało, sorki. Będę po cichu walił konia, kiedy ty będziesz czytał swoje intro.
[śmieją się]
DOYLE: Okej, no więc jest to całkiem nowa sprawa, trochę dla nas niejasna, ale na pewno cholernie interesująca, ziomki. Dzisiaj przyjrzymy się morderstwu szesnastolatki z Anglii, Joan Wilson, która została spalona przez swoje przyjaciółki w dwa tysiące szesnastym roku.
ALAN: Że co, kurwa?
DOYLE: No właśnie to! Spalona przez koleżanki ze szkoły. Wszystkie miały po szesnaście, siedemnaście lat.
ALAN: Niemożliwe. Jakim, kurwa, cudem o tym nie słyszeliśmy?
DOYLE: To przez brexit, stary. Zabiły ją w noc ich pieprzonego referendum. Mówimy o tym jako pierwsi. Nie mogłem znaleźć nic na temat tej sprawy.
KOONTZ: Czy to niusik na wyłączność?
DOYLE: No chyba, raczej? Lokalnie coś się ukazało, ale dowiedziałem się o tym wszystkim dzięki temu, że nasz wspaniały słuchacz, który chciał pozostać anonimowy, przysłał taki szalony, szczegółowy... hm... post z DethJournal na temat tej sprawy. Wpis zawierał archiwa blogów morderczyń, które zapisało kilka popieprzonych creepy fanek true crime, lasek z Tumblra. To mogą być OPki[1], ale równie dobrze mogą nie być, nie wiem, w każdym razie dzięki, anonimowy słuchaczu!
ALAN: Nienawidzę siebie za to, że wiem, co to jest DethJournal.
KOONTZ: Bez, kurwa, przesady, stary. Czyli to coś totalnie gorącego, co?
DOYLE: Dokładnie. Myślę, że mamy tu do czynienia z gorącym ziemniakiem. Może to był zły dobór słów...
[śmieją się]
Czy wiesz już, co się z nią stało? Udało ci się o niej przeczytać w gazecie? Jesteś stąd? Wpadło ci coś w oko w sieci? A może informacja o niej pojawiła się w wyszukiwarce lokalnych wiadomości z najlepszymi smaczkami true crime? Czy artykuł o niej wyskoczył ci z podejrzanej reklamy? Pokazała ci się ruda modelka ze stocka zestawiona ze sfotoszopowanym zwęglonym ciałem i podpisem: „Nie uwierzysz, co jej zrobiono”? Znasz już podcast o niej? Czy prowadzący żartowali? Udało ci się wczuć w ich czarny humor? Dowcipy były śmieszne? A może byli zbyt ostrożni? Czy rozczulali się we właściwych miejscach? Dali ostrzeżenie o treści? Trzeba było coś przewinąć?
Widziałeś zdjęcia?
Szukałeś ich?
Około 4:30, 23 czerwca 2016 roku, szesnastoletnia Joan Wilson została oblana benzyną i podpalona po kilkugodzinnych torturach w domku na plaży. Napadły na nią trzy inne nastoletnie dziewczyny – wszystkie cztery chodziły do tego samego liceum.
Do zbrodni doszło w rodzinnym mieście Joan, Crow-on-Sea w North Yorkshire. Nadmorskie miasteczko leży między Scarborough a Whitby – wystaje ze wschodniego wybrzeża Anglii jak mały palec sięgający w stronę kontynentu. Jedną plażę ma na północy, drugą – na południu.
Plaża Północna jest głośna. Jaskrawo oświetlone salony gier, przejażdżki na osiołkach, sklepy z pamiątkami i niewielki lunapark sprawiają, że to ulubione miejsce turystów i mieszkających w okolicy rodzin. Plaża Południowa przeznaczona jest natomiast raczej dla wyższych sfer. Znajdziesz tam przytulne restauracje i sklepiki z rękodziełem, a wszystko to w cieniu ruin zamku Crow-on-Sea.
Obie plaże są otoczone tęczowym kordonem ładnych, pastelowych bungalowów. Domki na Plaży Północnej należą do gminy i można je wynająć za przystępną cenę. Większość rodzin w Crow mogłaby pozwolić sobie na wynajem takiego domku na Plaży Północnej – przynajmniej w ramach jednorazowej przyjemności. Domki na Plaży Południowej są nowoczesne i drogie, najczęściej stanowią prywatną własność. Joan umarła na południowej plaży.
W 2015 i 2016 roku zarówno domki północne, jak i te południowe stały się celem serii podpaleń. Dlatego nieliczni świadkowie, którzy zobaczyli tamtej nocy dym, nikogo o tym nie poinformowali. To był niewielki pożar, a służby ratunkowe z Crow już w 2015 roku w lokalnych wiadomościach określiły wzywanie ich do podpaleń domków jako „marnotrawstwo czasu”.
Płonący domek na plaży nie był niczym niezwykłym. Podobnie jak pędzący po pustych ulicach samochód, którym jechały trzy nastoletnie dziewczyny o wpół do piątej rano. Dzieciaki w Crow nudziły się jak mopsy – drobne wykroczenia wśród nastolatków po prostu się zdarzały.
Napastniczki nazwano Dziewczynami A, B i C, dopóki ich tożsamości nie zostały ujawnione przez lokalną gazetę. Dziewczyna C (najstarsza) prowadziła, Dziewczyna A siedziała z przodu, a Dziewczyna B z tyłu. Ich relacje na temat atmosfery w samochodzie znacznie się różnią. Różnią się także ich zeznania w sprawie wszystkich pozostałych szczegółów. Dziewczyny nie zgadzają się co do tego, czyj to był pomysł, żeby skrzywdzić Joan, kto „zaczął” ani która z nich zaprószyła ogień. Dziewczyna A obwinia Dziewczynę C i vice versa. Dziewczyna B czekała w samochodzie. Nie podniosła ręki na Joan i spędziła tę noc, chodząc tam i z powrotem z plaży do auta w stanie szoku, całkowicie zdezorientowana. Twierdzi, że usiłowała nakłonić inne dziewczyny, aby przestały. One temu zaprzeczają – Dziewczyny A i C twierdzą, że podpalenie było pomysłem Dziewczyny B.
Przynajmniej niektóre sprawy są jasne. Przebieg wydarzeń nie budzi wątpliwości. Po tym, jak dziewczyny wznieciły ogień, pobiegły z Plaży Południowej po betonowych schodach w stronę pojazdu Dziewczyny C, fiata 500, podprowadzonego wcześniej jej starszej siostrze. Dziewczyna C brała lekcje jazdy przez cały poprzedni rok. Nie zdała egzaminu w styczniu ani później w marcu. Miała go powtórzyć za parę tygodni. Regularnie pożyczała samochód od siostry, ale tamtego wieczoru wzięła auto bez pozwolenia.
Trójka dziewczyn pojechała do najbliższego całodobowego McDonalda przy stacji benzynowej oddalonej o mniej więcej trzydzieści minut jazdy autostradą na zachód. W samochodzie Dziewczyna A wyraziła nadzieję, że Joan spłonie razem z domkiem, tak aby policja nie zobaczyła innych obrażeń. Liczyła też, że to na Joan spadnie wina za podpalenie. Wówczas uznano by jej śmierć za nieszczęśliwy wypadek. Joan Wilson zostałaby zapamiętana jako nastoletnia piromanka, tragicznie zabita przez swoje dziwaczne hobby.
Ale Joan Wilson nie umarła.
Niewielki ogień zaprószony przez dziewczyny wygasł bardzo szybko. Uszkodzenia domku okazały się minimalne. Benzyna, którą wylały na Joan, była resztką z kanistra wożonego w bagażniku na wypadek sytuacji awaryjnej. Paliwo spaliło ubrania Joan i spopieliło podłogę wokół niej. Ogień poparzył jej twarz i ciało, aż stała się nierozpoznawalna. Ale wygasł. Joan nie przeżyła obrażeń.
Dziewczyny nie wiedziały, jak trudno jest spalić ciało. Podobnie jak w przypadku większości rzeczy w życiu, pozbycie się zwłok nie jest tak łatwe, jak wygląda to na filmach. Mówię: pozbycie się zwłok, ponieważ one myślały, że Joan nie żyje. Myślały, że już ją zabiły. Pożar nie miał na celu uczynienia śmierci Joan tak bolesną, jaką się stała – był paniczną próbą ukrycia „nieudanego pranka”.
Co to był za prank?
Kilka godzin wcześniej Joan została wepchnięta do samochodu. Dziewczyny A, B i C zabrały jej telefon i związały ręce. Rzuciły w nią cegłą, kiedy próbowała uciec. Później zamknęły ją w domku na plaży należącym do ojca Dziewczyny A. Dziewczyna C zrobiła zdjęcie Joan i wrzuciła je na Tumblra.
Mimo koszmarnej nocy i licznych urazów głowy Joan wciąż żyła, gdy podpalały domek, a w pewnej chwili odzyskała przytomność.
To całkiem prawdopodobne, że Joan i domek wciąż trawił ogień, kiedy ona wypełzła na plażę. Jej skóra była pokryta piaskiem i lekarze zastanawiali się, czy się tarzała, żeby ugasić płomienie.
Napędzanej adrenaliną Joan udało się stanąć na nogi. Ludzkie ciało jest w takich momentach zdolne do niesamowitych wyczynów. Dziewczyna wdrapała się po betonowych schodach na ulicę, zostawiając za sobą krwawe ślady stóp. Parła w dół drogi, zataczała się, szukając pomocy. Szła boso i bez ubrania. Jej ciało było oblepione piaskiem. Kamery monitoringu uchwyciły, jak poranionymi dłońmi resztką sił puka do drzwi pensjonatów i domków wakacyjnych, a potem znajduje otwarte drzwi hotelu. Budzi recepcjonistkę.
Dziewiętnastoletnia Lucy Barrow, jeszcze kilka minut wcześniej drzemiąca za biurkiem, początkowo sądziła, że śni jej się koszmar. Zadzwoniła pod 999, mając nadzieję, że to tylko sen. Kiedy osoba odbierająca połączenie zapytała, czy oparzenia Joan są „większe niż twoja dłoń”, Lucy odpowiedziała: „Ona jest cała poparzona, jest poraniona, odarta ze skóry; czuję jej zapach, a stoję od niej dość daleko”.
Lucy powiedziała Joan, że za pięć minut przyjedzie karetka, a Joan poprosiła o wodę. Mogła mówić, ale trudno ją było zrozumieć. Jej głos był szorstki i suchy. Jej wargi zostały spalone. Raz po raz prosiła o wodę.
Nie mogła utrzymać szklanki, więc Lucy pomogła jej wypić pół litra wody. Zrobiła to wbrew zaleceniom dyspozytorki pogotowia ratunkowego, Eve Wells, która powiedziała dziewczynie, aby nie dotykała Joan – żeby się do niej nawet nie zbliżała. Przy tak poważnych oparzeniach ryzyko zakażenia było wysokie i śmiertelne.
Eve miała dość spokojną noc. Pracowała w pogotowiu ratunkowym w North Yorkshire, tuż za Yorkiem. To doświadczona dyspozytorka, ale do teraz twierdzi, że to był jeden z najbardziej niepokojących telefonów, jakie kiedykolwiek odebrała. Eve przeprowadzała sparaliżowanych strachem rodziców przez resuscytację krążeniowo-oddechową ich dzieci, rozmawiała z małżonkami bezpośrednio po zamordowaniu przez nich swoich partnerów, słyszała przez telefon, jak ludzie umierają. Życie jej nie oszczędzało – była świadkinią przemocy seksualnej, dziwacznych wypadków i makabrycznych zgonów. A mimo to rozmowę z Lucy uważa za jedną z najbardziej przerażających, jakie odbyła. Słowa „czuję jej zapach” wywołały u niej dreszcze.
Nieczęsto miała do czynienia z oparzeniami – a gdy już się tak działo, były one wynikiem wypadków przemysłowych, kuchennych i innych absolutnie zwyczajnych sytuacji. Nigdy nie zostały spowodowane celowo. Eve (przełączona na głośnik) zapytała Joan, czy miała wypadek. A Joan odpowiedziała, że nie. Jej głos był ledwo słyszalny. Lucy powtarzała jej odpowiedzi. Czy zrobiła to sobie sama? „Nie”. Czy ktoś jej to zrobił? „Taa”.
Policja przyjechała przed karetką. Eve poleciła Lucy, żeby przekazała telefon funkcjonariuszowi. Nie chciała, żeby policjanci wtargnęli do niewielkiej recepcji – wnieśli zarazki, dotykali pacjentki albo próbowali przykryć ją kocem. Jeśli oparzenia miały być choćby w ułamku tak rozległe, jak twierdziła Lucy, Joan była bardzo podatna na zakażenie.
Eve poprosiła policjantów, aby trzymali się z dala od Joan – powiedziała im, żeby nie wchodzili do hotelu, poczekali na ambulans i wstrzymali się z pytaniami, aż Joan zostanie przywieziona do szpitala. Zastosowali się tylko do niektórych instrukcji. Na miejscu zdarzenia zachowali dystans i nie dotykali Joan, ale weszli do recepcji i zadali jej kilka pytań. „Czy ktoś ci to zrobił?” „Czy są w pobliżu?” Joan niemo potakiwała, nie próbowała już mówić. Pogotowie przyjechało po dziesięciu minutach.
Joan wydawała się przytomniejsza, kiedy zapakowano ją do karetki. Sanitariusz Dave Fisher poprosił ją o podanie imienia i wieku (odpowiedziała: „Joan Wilson, szesnaście lat”), a następnie zapytał, czy uciekła z pożaru. Czy miała wypadek? Nastolatki rozpalały czasem ogniska na plażach – może wpadła w jedno z nich, pijana albo naćpana. Może jej znajomi spanikowali, rozproszyli się i zostawili ją samą sobie. Kilka miesięcy wcześniej zabezpieczył poparzoną ofiarę w podobnym wieku – dziewczyna bawiła się z przyjaciółmi. Pili na plaży, skakali na wyścigi przez ognisko, a w którymś momencie jej dresowe spodnie zajęły się od iskry. Dave miał nadzieję, że Joan stało się coś podobnego.
Zapytał: „Czy to był wypadek?”. Nie był.
Joan nazwała swoje napastniczki. Trzykrotnie powtórzyła ich imiona i nazwiska, a kiedy okazało się, że Dave nie ma przy sobie kartki, zapisała mu je długopisem na wewnętrznej stronie przedramienia.
Pierwsza z nich została Dziewczyną A, druga B i trzecia C.
Potem Joan poprosiła o swoją matkę i straciła przytomność. Nigdy już jej nie odzyskała.
Dziewczyny A, B i C przyszły do McDonalda zbyt wcześnie, żeby dostać śniadanie, na które bardzo liczyły. Zamiast tego zamówiły trzy razy duże frytki, colę zero, fantę i waniliowego szejka. Do tego zwykłego hamburgera, dwadzieścia kawałków nuggetsów, mcchickena i big maca.
Dziewczyna A włożyła mcchickena do big maca i powiedziała reszcie, że zrobiła mcgangbanga. Dziewczyna B, która zamówiła hamburgera, długo rozwodziła się w trakcie przesłuchania, jak obrzydliwe było oglądanie, wąchanie i słuchanie tego.
Dziewczyna C zanurzała swoje frytki i nuggetsy w szejku.
Dziewczyna A powiedziała, że na wpół zjedzony mcgangbang (z rozsypaną i oblaną majonezem i keczupem sałatą, z rozmiękczonym, przeżutym mięsem) wygląda jak ciało Joan. Zostało to wykorzystane podczas procesu. Wszystkie śmiały się histerycznie. Były pobudzone i nieobliczalne, naładowane kofeiną, cukrem i adrenaliną. Wyły, waliły rękami po stole, z nosów poszła im cola. Dziewczyna B powiedziała, że znajdowały się na granicy szaleństwa, histerii, nie były w stanie w pełni zrozumieć ogromu i nieodwracalności tego, co zrobiły. Dziewczyna A nawet podczas procesu wydawała się rozbawiona tym żartem. Dziewczyna C twierdziła, że nic z tego nie pamięta.
Amanda Wilson, matka Joan, pojawiła się w szpitalu w szlafroku i kapciach. Freddy Wilson pracował na platformie wiertniczej; powrót do domu zająłby mu szesnaście godzin. Amanda początkowo nie była w stanie zidentyfikować córki. Jej odarta ze skóry, czerwona twarz była właściwie pozbawiona rysów. Włosy Joan zostały obcięte przed podpaleniem, a te kosmyki, które ocalały, spłonęły. Oparzenia zajmowały około osiemdziesięciu procent jej ciała. Amanda musiała przyjrzeć się zębom Joan. Jej córka miała ubytek w lewym siekaczu, na co dzień ukrywany pod zdejmowalną plastikową plombą. Tej nocy odpadła i dzięki temu Amanda mogła potwierdzić, że to jej córka. Potem zauważyła jeszcze paznokieć małego palca. Był pomalowany na niebiesko, a odcień pasował do lakieru, którego ostatnio używała Joan: Blueberry Muffin marki Barry M. Matka zidentyfikowała Joan i zwymiotowała na szpitalnym korytarzu, bez szans na dotarcie do łazienki.
Dziewczyna B również zwymiotowała – w toalecie na stacji benzynowej. Dziewczyny A, B i C wyszły z McDonalda mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Joan została przywieziona do szpitala. Zostawiły po sobie bałagan. Obsługa opisze je później jako głośne, aroganckie i rozchichotane. Ann Brown, pracownica, która je obsługiwała, zeznała, że wyglądało na to, że dziewczyny piły przez całą noc na plaży i prawdopodobnie brały też narkotyki. Były rozczochrane i pokryte piaskiem.
Dziewczyna C podrzuciła do domu Dziewczynę A, a następnie Dziewczynę B. Dziewczyna A mieszkała nieco poza Crow, najbliżej stacji benzynowej. Dziewczyna B mieszkała tuż obok Dziewczyny C.
Dziewczyna A od razu po powrocie do domu zasnęła na kanapie. Spała przez jakieś dwadzieścia minut, aż przyjechała policja. Otworzyła drzwi, podczas gdy jej ojciec jeszcze spał. Na początku była arogancka i spokojna, ale – według funkcjonariuszy – „zalała się łzami jak bóbr”, kiedy tylko pojawił się jej ojciec. On sam niedawno wrócił do domu, wciąż był nietrzeźwy po świętowaniu wyniku referendum. Groził, że pozwie policję za brutalność, gdy zakuli jego córkę w kajdanki i zaprowadzili do radiowozu.
Po tym, jak Dziewczyna B dotarła do domu, nie była w stanie zasnąć. Zaczęła szlochać i chodzić po parterze małego domu, który dzieliła z matką i jej partnerem. Stłukła wazon. Matka znalazła ją, jak wybierała numer na telefonie stacjonarnym, a potem odkładała słuchawkę. Robiła tak w kółko, dzwoniła i rozłączała się. Pokłóciły się, co doprowadziło do połowicznego przyznania się do winy. Kiedy funkcjonariusze zapukali do drzwi całkowicie niewinnej Dziewczyny D, matka Dziewczyny B właśnie odwoziła ją na posterunek.
Błędnie oskarżona Dziewczyna D była związana z zabójczyniami (i ofiarą), ale nie miała absolutnie nic wspólnego z morderstwem. Nie została wymieniona przez Joan Wilson, ale miała to nieszczęście, że była eks Dziewczyny C (świeża sprawa) i pochodziła z rodziny znanej lokalnie jako „podejrzana” („podejrzana” – to słowo zostało użyte przez funkcjonariuszy w sądzie, kiedy poproszono ich o wyjaśnienie powodu aresztowania). Sama Dziewczyna D nie miała wcześniej do czynienia z policją, ale jej brat tak, podobnie jak inni członkowie jej rodziny.
Matka Dziewczyny D była zdezorientowana, kiedy otworzyła drzwi trzem policjantom. Próbowała opanować stadko chartów – psy zaczęły szczekać i panikować na widok policji. Żaden z nich nie tolerował obcych. Matka poprosiła o „nakaz”, jakby to wszystko działo się na filmie. Funkcjonariusze przepchnęli się obok niej, a ona puściła obrożę najbardziej nieprzewidywalnego i pobudliwego charta. Psy stawały się szczególnie nerwowe w obecności mężczyzn – i dlatego wpadły w szał na widok obcych facetów, którzy krzyczeli i popychali ich panią. Większość chartów była łagodna z natury, tylko szczekała albo wyła ze strachu, ale wyjątkowo spięty pies dotkliwie ugryzł jednego z policjantów. Dostał z paralizatora, a potem zdechł.
Matka Dziewczyny D myślała, że policja zjawiła się z powodu jej syna. Powiedziała im, że jeszcze śpi i – jeśli dadzą jej chwilkę na uspokojenie psów – pójdzie po niego. Ale funkcjonariusze zjawili się po jej córkę. Była zaskoczona. Oznajmiła, że córka nie wychodziła przez całą noc – niedaleko domu był miejski monitoring, mogli to sprawdzić. Ale policjanci całkowicie zignorowali jej słowa i wtargnęli na piętro.
Wyciągnęli Dziewczynę D z łóżka. Zdezorientowaną i zapłakaną przesłuchiwali przez prawie dwadzieścia cztery godziny, zanim w końcu potwierdzono, że była przez całą noc we własnym łóżku – wtedy została wypuszczona. Zrobiono jej jednak zdjęcie policyjne, które później zostało upublicznione przez lokalną gazetę „Post-on-Sea”.
Dziewczyna C mieszkała na tym samym osiedlu co Dziewczyna B, ale nie wróciła do domu po odwiezieniu koleżanek. Jeździła w kółko, a potem wróciła na autostradę.
Jej siostra obudziła się tego dnia bardzo wcześnie, miała na rano do pracy. Była wściekła, kiedy okazało się, że jej samochód zniknął. Poszła do domu swojej matki „absolutnie rozjuszona” i gotowa skonfrontować się z siostrą. W tym momencie Dziewczyny A i B powiedziały już policji, że to C była prowodyrką. Policja jednak była skupiona na Dziewczynie D, co zdezorientowało A i B i spowolniło przesłuchania.
Matka Dziewczyny C robiła kawę, a starsza siostra próbowała się dodzwonić do niej na komórkę. Jej ojczym zatelefonował na posterunek policji, kiedy funkcjonariusze pojawili się przed ich drzwiami.
Zlokalizowanie Dziewczyny C zajęło władzom kilka godzin. Zatrzymała się na postoju przy autostradzie i zasnęła za kierownicą.
Dziewczyny szybko przyznały się do winy, ale ich opowieści brzmiały chaotycznie. Nie było wątpliwości, że są winne, ale kto, co, dlaczego i jak – to już okazało się skomplikowane. Dziewczyny A, B i C podawały infantylne powody, wymówki i dziwaczne, mistyczne usprawiedliwienia dla swoich działań (podczas gdy zdezorientowana i zrozpaczona Dziewczyna D błagała o wypuszczenie jej do domu). W różnoraki sposób przedstawiały siebie nawzajem jako psychopatki, sadystki, agresywne idiotki, geniuszki zła, łatwowierne naśladowczynie, przywódczynie mikrokultów i małostkowe dręczycielki. Opowiadały funkcjonariuszom dzikie, rozbudowane historie, których początki sięgały szkoły podstawowej.
„To było jak koszmarny sen o powrocie do szkoły”, powiedział w sądzie jeden z policjantów. „Nie mogliśmy nadążyć”.
Joan zmarła trzy dni później. Jej morderstwo odbiło się niewielkim echem w ogólnokrajowych mediach z powodu wszechobecności tematu referendum. Brexit królował w wiadomościach przez wiele tygodni, a w sprawie morderstwa Joan Wilson nie było nic, co mogłoby posłużyć narracji prawicowej brytyjskiej prasie. Wszystkie dziewczyny z tej historii były białymi Angielkami. Pochodziły w większości z bardzo przeciętnych socjoekonomicznie środowisk – jedynie Dziewczyna A była z zamożnej rodziny, w dodatku dobrze znanej w okolicy. Jej ojciec był prawicowym „politykiem”, rentierem. Możliwe, że gazety, które wcześniej zapraszały go na swoje łamy, celowo zdecydowały się nie podkreślać, że jego córka okazała się okrutną dręczycielką i morderczynią.
Crow zagłosowało za opuszczeniem Unii – i nie miało to nic wspólnego z morderstwem. Nie można było nic zyskać na relacjonowaniu tej historii. Nie pojawiały się w niej gangi ani imigranci, których można byłoby obwinić, nie było żadnych okrutnych nastolatków z zagranicy. Tylko cztery białe Brytyjki w zdominowanym przez białych, brytyjskim, chylącym się ku upadkowi nadmorskim miasteczku.
Tożsamości wszystkich trzech dziewczyn (a także Dziewczyny D) zostały szybko ujawnione przez „Post-on-Sea”. Najwyraźniej doszło do nieporozumień dotyczących wieku niektórych z nich; uważano, że Dziewczyna C i Dziewczyna D miały wówczas osiemnaście, a nie siedemnaście lat. Ze względu na rozpoznawalność ojca uznano, że Dziewczyna A jest osobą publiczną. Nie przedstawiono żadnego uzasadnienia ujawnienia personaliów Dziewczyny B.
Zastanawiałem się nad użyciem pseudonimów, ale Dziewczyny A i B opuściły już system penitencjarny i obie otrzymały zupełnie nowe tożsamości. Dziewczyna C ma przed sobą wyrok dla dorosłych; kiedy (jeśli) wyjdzie z więzienia, z pewnością także będzie potrzebować nowego nazwiska. Ich prawdziwe imiona są od dawna publicznie dostępne – więc pozostałem przy nich. Rozmawiałem z Dziewczyną D, która wyraziła radość z przedstawienia jej z imienia i nazwiska. Chce, aby stało się jasne, że nie miała z tym wszystkim nic wspólnego.
Dziewczyna D, nasza niewinna przypadkowa ofiara, to Jayde Spencer. Pokolenie wcześniej jej rodzina była silnie powiązana z lokalną przestępczością zorganizowaną. Teraz po prostu prowadzą zakłady bukmacherskie, a ich reputacja jako „podejrzanych” jest zupełnie nieuzasadniona.
Angelica Stirling-Stewart to Dziewczyna A. Nazwisko jej rodziny jest nierozerwalnie związane z historią Crow-on-Sea. Trudno byłoby odmalować jej satysfakcjonujący portret bez użycia imienia i nazwiska. Jej ojciec jest lokalnym biznesmenem i autorem książek, a niedawno podjął odrażającą próbę zaistnienia w prawicowej polityce. Angelica była rozpieszczoną łobuziarą i w szkole podstawowej uchodziła za dręczycielkę. W liceum role się odwróciły – zaczęto uważać ją za dość dziwną i prędko stała się obiektem okrutnych żartów. W szkole należała do paczki przyjaciółek Joan, ale te dwie podobno nigdy się nie dogadywały.
Violet Hubbard to Dziewczyna B. Cicha i dobra uczennica. Jej matka jest pracownicą socjalną, a ojciec – urzędnikiem państwowym mieszkającym w Londynie. Violet była przyjaciółką Joan przez całą szkołę podstawową. Chociaż później ich relacja się zmieniła, często ze sobą pisały. Większość życia Violet toczyła się w sieci. Przed poznaniem Dziewczyny C nie miała przyjaciół w prawdziwym życiu, była chorobliwie nieśmiała i zmagała się z lękiem i depresją.
Prowodyrka, Dziewczyna C, to Dorothy „Dolly” Hart – dziewczyna, która zamieszkała w Crow z matką i ojczymem około półtora roku przed morderstwem.
Jej biologiczny ojciec zmarł pięć lat przed pamiętną nocą, a po jego śmierci Dolly postanowiła przeprowadzić się do babci, podczas gdy jej przyrodnia siostra (Heather) zdecydowała się zostać z matką. Kiedy zachowanie Dolly stało się zbyt trudne do zniesienia dla starszej pani, dziewczyna przeniosła się do Crow.
Według nauczycieli była „czarującą, charyzmatyczną łobuziarą”. Uważano ją za bardzo ładną i początkowo cieszyła się popularnością – ale wymyślała plotki, uwodziła chłopaków i wszczynała bez powodu bójki. Była nieprzewidywalna i okrutna, a jej reputacja legła w gruzach zaledwie miesiąc po pojawieniu się w nowej szkole. Dolly nie potrafiła odnaleźć spokoju w nowym domu, a jej poważne problemy ze zdrowiem psychicznym zaczęły się nasilać.
Dziewczyny trafiły na siebie dzięki serii zbiegów okoliczności. Większą część roku poprzedzającego morderstwo spędziły na budowaniu dziwacznego świata na niby – wymyśliły coś w rodzaju religii, którą podsycały osobiste obsesje i gniew. Joan Wilson stała się ich celem. Była winna tego, co zrobiła, i tego, co dziewczyny założyły, że zrobi.
To wszystko było na niby. A potem już nie.
Przypisy