Septem - Marcin Jeschke - ebook + książka

Septem ebook

Jeschke Marcin

3,5

Opis

Grupa przyjaciół zgłosiła na komendę odnalezienie ciała tam, gdzie codziennie uprawia jogging. Na miejsce przybywa inspektor Krzysztof Mag, który odkrywa brutalną i tajemniczą zbrodnię. Do pnia drzewa przyczepione zostało nagie i okrutnie poranione i zakrwawione ciało ofiary, które imitowało ukrzyżowanie, tyle że głową do dołu. Przy denacie Mag odnajduje deskę z wyrytą inskrypcją w nieznanym sobie języku. Inskrypcja zawierała jeden z siedmiu grzechów głównych. Nasunęła się przerażająca wizja, która stała się rzeczywistością. To dopiero początek. Rozpoczyna się walka z czasem. Rytualna zbrodnia przerodziła się w grę, której reguły narzuca zabójca.
Czy inspektor rozszyfruje wskazówki i powstrzyma zabójcę? Czy kolejne zbrodnie zostaną udaremnione? Ile osób jeszcze zginie?

Marcin Jeschke, ur. 27 marca 1982 r. Część dzieciństwa spędził w domu rodzinnym, gdzie jego życie nie upływało w szczęściu i dostatku. Ze względu na bardzo trudną sytuację, jeszcze jako małoletni chłopiec trafił pod opiekę placówki opiekuńczej, w której przebywał do osiągnięcia pełnoletności. Nie potrafił zdecydować się na jeden kierunek nauczania i próbował sił w różnych dziedzinach zawodowych od gastronomii po ekonomię. W końcu trauma z dzieciństwa odbiła na nim swoje piętno i pociągnęło go na dno. W 2004 r. został osadzony w zakładzie karnym, gdzie przebywa do dziś. Aktualnie zajmuje się pisarstwem. Pisze wiersze oraz powieści kryminalne i sensacyjne. Debiutuje w roli pisarza. "Septem” jest jego pierwszą powieścią, którą zdecydował się wydać. Jest wielkim fanem takich autorów, jak H. Coben, D, Brown, J. Deaver oraz J. Patterson.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 308

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (4 oceny)
1
1
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




PODZIĘKOWANIA

Chciałbym podziękować Wydawnictwu Poligraf, panu Karolowi Kuczyńskiemu za podejście oraz cierpliwość w oczekiwaniu nad zorganizowaniem tego projektu.

Dziękuję też pani Małgorzacie Majce za znakomity kontakt pomiędzy mną a Wydawnictwem. Podziękowania kieruję również do wszystkich, którzy pracowali nad książką.

Sądzę, że powinienem „podziękować” tym wszystkim, którzy nie wierzyli we mnie i utrudniali mi realizację mojego planu na każdym możliwym etapie. Dzięki Wam moja motywacja stale rosła.

Dziękuję też Dawidowi Krysińskiemu za wszystko, także za to, że zawsze mogłem na Nim polegać. Jesteś niezastąpiony.

Przede wszystkim dziękuję Zuzannie Burdzy. Dzięki Tobie książka nabrała odpowiedniego kształtu. Dziękuję za wszelkie materiały oraz subiektywną ocenę. Twoja krytyka była bezcenna :) Gdyby nie Twoja determinacja i niejako „ponaglanie” mnie do ukończenia tej powieści, nie doprowadziłbym tego do końca. Dziękuję, Kochana, za wsparcie, wiarę we mnie i za to, że po prostu jesteś.

Oczywiście dziękuję również moim menedżerom Arturowi i Konradowi, których wymieniłem już w dedykacji. Dziękuję za przyczynienie się do ukazania się tej książki i za to, że uwierzyliście we mnie. Dziękuję Wam za świetną współpracę przy tym projekcie, jak i przy kolejnych przedsięwzięciach. Panowie, jesteście wielcy.

ROZDZIAŁ 1

Obudził się ze strasznym bólem głowy. Otworzył oczy i nie widział niczego – tylko ciemność. Kiedy chciał się podnieść, jego ruch został zatrzymany. Coś go przetrzymało i cofnęło do pozycji leżącej. Wydawało mu się, a raczej był pewien, że leży na jakimś twardym podłożu. Ponownie chciał się podnieść, jednak sytuacja się powtórzyła.

Co jest? Co się ze mną dzieje? – Z lekkim strachem wypowiedział te myśli w głowie.

Zamknął oczy. Postanowił chwilę poleżeć i dojść do siebie, po czym ponowić próbę podniesienia się.

Może ten ból głowy mnie tak paraliżuje – stwierdził. – Za moment normalnie wstanę. A teraz chwilę odpocznę.

Mirek spokojnie leżał jeszcze parę minut i starał się przypomnieć sobie, co mogło spowodować tak silny ból głowy. Zastanawiał się, co robił przed zaśnięciem.

Co ja robiłem? Która godzina? Przecież zaledwie wypiłem dwa drinki, więc ten ból nie może być od tego – bił się z myślami.

Mirek wytężał umysł, ale nie potrafił sobie przypomnieć nic, co mogło doprowadzić go do takiego stanu. Postanowił kolejny raz wstać. Podniósł o jakieś kilka centymetrów głowę i barki, jednak ponownie został pociągnięty na twarde podłoże. Tym razem odczuł to boleśnie w plecach. Właśnie dochodziły do niego przerażające myśli. Jego oddech momentalnie przyspieszył. Wiedział już, że coś jest nie tak. Zdał sobie sprawę, że ból nie ma nic wspólnego z tym, że nie może się podnieść. Uświadomił sobie, że jego ciało jest przywiązane do tego podłoża. Nie mógł ruszyć rękoma. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa. W tej chwili poczuł, jak ból przenika całe jego ciało.

Przerażenie, które go ogarnęło, przenikało każdą komórkę jego ciała. Zaczęło mu brakować powietrza. Czuł, jak całkowicie traci kontrolę nad sobą i swoim ciałem. Zaczął krzyczeć, jednak z jego ust wydobyły się ledwie jęki. Zorientował się, że nie słyszy swojego głosu. Przeraził się, uświadamiając sobie, że jego usta są czymś zaklejone. Przez parę chwil Mirek próbował krzyczeć. Jednak taśma pakowa naklejona na jego usta doskonale trzymała się i nie pozwalała na wydobycie głosu. Szamotał się, o ile to było tylko możliwe, jednak nie dawało to żadnego efektu. Wręcz przeciwnie. Kiedy próbował oswobodzić się z więzów, one zaciskały się jeszcze bardziej i bardziej. W końcu zabrakło mu sił i przestał się szamotać. Wyczerpany poczuł, jak ogarnia go bezsilność i strach, a w jego oczach pojawiły się łzy i wściekłość. Po chwili lekko się uspokoił i powiedział w myślach do siebie:

– Mirek, uspokój się, bo to w ogóle ci nie pomaga. Zastanów się, co tutaj, kurde, się dzieje. Zapanuj nad sobą i swoimi nerwami!

Zamknął oczy i przypomniał sobie, jak kiedyś uczestniczył – co prawda przypadkiem – w pewnym spotkaniu z terapeutką w szkole średniej (gdzie promował wstąpienie do służb mundurowych), która pokazywała uczniom technikę ukojenia stresu i nerwów przez oddech. Miał okazję przypatrzeć się temu tylko dlatego, że pomylił godziny spotkania i przybył o całą godzinę za wcześnie. W wyobraźni patrzył na uczniów, którzy wykonywali polecenia instruktorki. Mirek zaczął płytko oddychać. Po kilku chwilach robił coraz głębsze oddechy. Powietrze, które wdychał przez nozdrza, było bardzo wilgotne, o dziwniej woni. Pomału jego puls stawał się miarowy i spokojny, a jego umysł coraz bardziej jasny i świadomy.

ROZDZIAŁ 2

Postanowił dobrze zastanowić się nad wydarzeniami ostatniego wieczoru. Stwierdził, że musi przeanalizować krok po kroku ostatnie chwile, które pamięta. W jego myślach ciągle pojawiały się te same pytania, na które musiał znaleźć odpowiedź.

Gdzie ja jestem?! Jak ja się tutaj znalazłem?! Co się dzieje?!

Jak przez mgłę przypomniał sobie, że pojechał do baru POP na umówione spotkanie z dziewczyną, którą poznał w necie. Cieszył się, że w końcu ją zobaczy. Przez ostatnie cztery miesiące codziennie z nią pisał, jednak nigdy się nie umówili. W końcu nadszedł ten pierwszy raz. Jedyna rozmowa, którą przeprowadzili telefonicznie, była dziwnie krępująca i dosyć krótka.

Mirek zaśmiał się lekko na myśl, że tak bardzo denerwował się przed spotkaniem. Pamiętał, jak usiadł przy umówionym stoliku przy oknie. Doskonale pamiętał, jak podeszła do niego piękna, szczupła kobieta. Od razu wiedział. To była ona. Iwona miała na sobie długą czarną sukienkę z motywem jaskrawego kwiatu. Na ramiona narzuciła pelerynę turkusowego koloru. Długie czarne włosy opadały na ramiona. Spodobała mu się od razu.

Iwona wyciągnęła rękę i przedstawiła się, po czym usiadła naprzeciwko Mirka. Zaczęli ze sobą rozmawiać. Mirek po kilku minutach zdał sobie sprawę, że dziewczyna, z którą rozmawiał tyle miesięcy w necie, to całkiem inna osoba niż ta, co siedzi tutaj naprzeciwko niego. Kiedy z nią pisał, wydawała się bardzo inteligentną i mądrą kobietą, bardzo doświadczoną przez życie i rozumiejącą wiele problemów. Bywała też kobietą z poczuciem humoru. A teraz kobieta siedząca z nim przy jednym stoliku całkowicie różniła się od tamtej. Jej słowa przeczyły wszystkiemu, co Mirek w niej widział. Przed nim siedziała kobieta, która jest strasznie zadufana i zapatrzona w siebie. Mirek pomyślał, że to nie jest możliwe, aby to była ta sama osoba. Wrażenie, które odniósł, całkowicie zniechęciło go do Iwony. Z każdym kolejnym zdaniem miał ochotę odejść. Nie mógł jednak zachować się w ten sposób. Po kilku minutach przestał jej słuchać. Widział, jak do niego mówiła, jak poruszała ustami. Odciął się zupełnie.

W końcu się otrząsnął. Nie mógł doczekać się końca tej przeklętej „randki”. Pamiętał, jak siedział z nadzieją, że ktoś zadzwoni do niego, że jest pilnie potrzebny w pracy. Chciał mieć pretekst, aby jak najszybciej uciec z tego spotkania. W końcu wiedziała, gdzie on pracuje i że takie sytuacje się zdarzają. Niestety, jak na złość nikt nie dzwonił. Zastanawiał się, czy nie powiedzieć jej wprost, że to spotkanie jest totalną pomyłką. Jednak postanowił jeszcze chwilę poczekać. Pomyślał sobie, że może tak się zestresowała i jak trochę pogadają i przyzwyczają się do swojej obecności, będzie inaczej.

Mirek, wspominając tę chwilę, uśmiechnął się i pomyślał: „Ostatni raz poszedłem na taką randkę. Więcej nie umawiam się przez neta”. Następnie wrócił pamięcią do dalszej części spotkania.

Mirek momentalnie poderwał się. Usłyszał dzwonek telefonu. Niestety nie jego. Entuzjazm, który w jednej chwili pojawił się, nagle znikł. Mimo to sytuacja została uratowana. Dzwonek pochodził z telefonu Iwony. Rozmowa telefoniczna była krótka i rzeczowa. Iwona przeprosiła i oświadczyła, że niestety musi szybko zakończyć spotkanie. Pamiętał, jak przez głowę przeszła mu myśl, aby zapytać, czy wszystko w porządku i czy może ją gdzieś podwieźć. Jednak szybko odgonił te myśli. Dokładnie poczuł, jak wtedy w duchu się ucieszył i nie miał zamiaru drążyć tego tematu. Pomyślał tylko: W końcu! Wstał i pożegnał się z Iwoną. Mimowolnie powiedział, że się zdzwonią, choć wcale nie miał takiego zamiaru. Wzrokiem odprowadził ją do wyjścia. Od razu zamówił sobie mocniejszego drinka. Usiadł przy stoliku i zaczął się z siebie śmiać.

Przypomniał sobie, jak opuścił bar. Podszedł do samochodu, aby zabrać letnią kurtkę, ponieważ zrobiło się chłodniej, a nie mógł prowadzić. Co prawda wypił tylko dwa drinki, ale wyznawał żelazną zasadę, że po wypiciu nawet kropli alkoholu nie wsiada za kółko.

Zamknął samochód, narzucił na siebie kurtkę i poszedł w stronę głównej ulicy. Pamiętał dobrze, jak szedł przy odcinku drogi dla pojazdów jednośladowych i wtedy spotkał swojego Sensora ze zgrupowania. Nie mógł przypomnieć sobie rozmowy, jednak wiedział, że była krótka. Przypomniał sobie też młodego, potężnego mężczyznę, który poprosił ich o papierosa. I nagle nic. Ciemność. Od tego momentu nie mógł sobie nic przypomnieć. Wziął głęboki oddech i spróbował ponownie. I znowu nic. Ból głowy stawał się coraz mocniejszy.

ROZDZIAŁ 3

Około godziny dwudziestej trzeciej grupa znajomych wybrała się na wieczorny jogging w swoje ulubione miejsce. Niestety z powodu trudności w pracy tego dnia swoje bieganie musieli przełożyć na późniejszą porę. Miasto stworzyło specjalnie dla uprawiających sport mieszkańców trasę znajdującą się w okolicy lasku oliwskiego. Ze względu na coraz liczniejsze zagrożenia dla środowiska naturalnego, radni zdecydowali, że warto zainwestować w jego ochronę. I zamiast budowy kolejnej autostrady dla pojazdów mechanicznych lepiej zrobić coś nie tylko dla środowiska, ale i dla ludzi. Tym bardziej że sporty, takie jak jogging, stają się coraz popularniejsze w naszym kraju. Radni w ten sposób ukłonili się w stronę turystów, którzy chętnie odwiedzają Trójmiasto.

Trasa ta stała się bardzo dobrym punktem dla wielu ludzi uprawiających sport, spacerowiczów, jak również miejscem do zawierania nowych znajomości.

Po paru minutach biegania grupa znajomych postanowiła – jak zwykle to robili – przystanąć i trochę porozciągać się, zaczerpnąć oddechu. Stanęli na uboczu, jakieś piętnaście metrów od ścieżki, aby nie blokować drogi. Rozstawili się na polance, za którą wyrastał dość ubogi lasek. Bartek, najmłodszy z grupki biegaczy, nie mógł wytrzymać parcia w pęcherzu. Oddalił się od współtowarzyszy i ruszył w stronę lasku, gdzie za jednym z drzew postanowił załatwić sprawę. Przystanął i z zamkniętymi oczami załatwił swoją potrzebę. Poczuł ogromną ulgę i lekkość. W końcu mógł zająć się swobodnie rozgrzewką i bieganiem. Bartek przepłukał ręce wodą mineralną, którą miał przy sobie. Kiedy skończył, wyciągnął ręce do przodu, wstrząsając dłonie, aby pozbyć się kropel wody. Kiedy „osuszał” dłonie, rozglądał się po lasku. Spojrzał przed siebie. W pewnej chwili wzdrygnął się. Z dala zobaczył coś, co przypominało mu sylwetkę człowieka, jakby z wyciągniętymi rękoma opierała się o konar. W pierwszym momencie pomyślał, że mu się przywidziało. Stwierdził, że światło księżyca powoduje takie wrażenie, a jest to tylko cień innych drzew. Odwrócił się i ruszył w kierunku znajomych. Jednak po kilku krokach zatrzymał się i wrócił, aby spojrzeć jeszcze raz na to, co mu się przywidziało. Nie wiedział, po co to robi. Po prostu nie dawało mu to spokoju. Chyba chciał się upewnić, że to wytwór jego wyobraźni. Tym razem podszedł bliżej. Zatrzymał się jakieś cztery metry przed „znaleziskiem”. Chciał krzyknąć, jednak w tym momencie zebrało mu się na wymioty. Odwrócił głowę i momentalnie z ust wydobyła się zawartość żołądka. Stało się to tak szybko, że nawet nie miał czasu się na to przygotować. Bartek przepłukał usta wodą i przetarł chusteczką. Postanowił odwrócić się jeszcze raz. Tym razem z chusteczką przy nosie podszedł jeszcze bliżej.

Widok, który mu sie ukazał, nie pozwalał na bliższe podejście. Nie mógł uwierzyć w to, co miał przed sobą. Automatycznie sięgnął ręką do kieszeni po telefon. Jednak po chwili zorientował się, że nie wziął go ze sobą. Odwrócił głowę, ponieważ nie mógł znieść tego widoku. Ruszył w kierunku swoich znajomych. Jeszcze raz mimowolnie spojrzał na to, co odkrył, jakby chciał się upewnić, że nie ma żadnych przywidzeń, i zaczął krzyczeć do swoich współtowarzyszy.

– Tam jest człowiek! Nie żyje! Kurwa, jak to wygląda!

Patrzyli na biegnącego i krzyczącego Bartka totalnie zaskoczeni. Nie wiedzieli, co się z nim dzieje. Nie rozumieli, co do nich mówi. Patrzyli na niego.

– Uspokój się! – powiedział jeden z nich.

Jednak Bartek był bardzo zdenerwowany. Ledwo łapał oddech i krzyczał coś całkowicie bez sensu. W końcu przykucnął przed nimi i mamrotał, ale jego towarzysze nie byli w stanie zrozumieć, o co mu chodzi. Totalnie zdziwieni jego zachowaniem, próbowali go uspokoić.

– Powoli oddychaj i powiedz spokojnie, co się dzieje – podniesionym głosem odezwał się starszy kolega.

Bartek zaczerpnął kilka oddechów i zaczął mówić bardziej zrozumiale. W jego głosie dalej było ogromne zdenerwowanie, jednak już nie takie jak przed momentem.

– Chciałem się odlać, rozumiesz? I poszedłem bardziej pod ten lasek, i wtedy to zobaczyłem. – Bartek mówił teraz ze łzami w oczach. – Nie byłem pewny, czy dobrze widzę, więc się zbliżyłem. Nie podszedłem całkiem, bo się przestraszyłem i nie mogłem się przełamać. Kurwa, to było okropne!

Bartek zaczął panicznie przewracać oczami, w których można było zobaczyć totalne przerażenie. Powtarzał przez cały czas:

– To było okropne! Okropne!

Starszy kolega nie wytrzymał całej sytuacji i uderzył Bartka otwartą dłonią w twarz.

– Uspokój się wreszcie!

Bartek stanął zaskoczony, jednak pomogło mu to na tyle, że teraz mówił składniej.

– Tam do drzewa jest przywiązany zakrwawiony człowiek. Nie żyje. Zadzwońcie na policję!

ROZDZIAŁ 4

W tym samym czasie inspektor Mag siedział w swoim gabinecie i wypisywał zaległe raporty z poprzednich służb. Zawsze robił to z opóźnieniem, ponieważ taka papierkowa robota wywoływała u niego uczucie znudzenia. Był typem człowieka bardzo żywego i uwielbiał działać w terenie. Biurokracji nie trawił. Nie wyobrażał sobie siedzenia ośmiu godzin przed biurkiem. To nie w jego stylu. Wolałby pracować na budowie. Inspektor Krzysztof Mag był trzydziestodwuletnim facetem, średniego wzrostu. Szczupły mężczyzna o bardzo sportowej sylwetce.

Kiedy właśnie kończył pisanie ostatniego raportu, zadzwonił telefon od przyjmującego zgłoszenia sierżanta.

– Inspektorze, mówi sierżant Bolus z dyspozytorni. Właśnie przyjąłem zgłoszenie. Jakaś grupa ludzi znalazła ciało podczas joggingu na tej nowej trasie dla biegaczy. Mówią coś o ciele przyczepionym do drzewa głową w dół. Nie mogę do końca ich zrozumieć, ponieważ facet, który dzwonił, był bardzo spanikowany. Ogólnie nie wygląda to na głupi żart.

– Sierżant Bolus. Nie kojarzę. Nowy? Proszę zgłosić to komisarzowi Petrze, bo to on ma dziś służbę – powiedział Mag, zaczesując opadające czarne włosy na prawą stronę.

– Ci młodzi ciągle nie mogą się ogarnąć – pomyślał Mag. – No nic, na pewno przyjdzie im to z czasem. Muszą trochę popracować, aby dokładnie orientować, się co i jak.

Inspektor z uśmiechem na ustach przypomniał sobie, jak również jako żółtodziób nie mógł od razu ogarnąć tych porządków na posterunku. I pomyślał: – Każdego to czeka.

– Tak, nowy, to mój drugi tydzień pracy w tym komisariacie. Inspektorze, próbowałem zgłosić sprawę komisarzowi, jednak nie mogę go nigdzie namierzyć. Nie ma go u siebie w gabinecie, jak również w domu. Komórki prywatnej też nie odbiera – powiedział spokojnie Bolus.

– No dobrze, jednak Petra nie jest sam na dyżurze, prawda?

– Zgadza się, inspektorze. Jednak żaden z dzisiejszych dyżurnych funkcjonariuszy nie ma kwalifikacji do zajmowania takimi sprawami – odparł Bolus.

Mag, lekko poirytowany i również zaskoczony uporem i dokładnym przygotowaniem odpowiedzi Bolusa, w końcu zrezygnował z odprawienia sierżanta.

– Dobra. Sierżancie, proszę przygotować nagranie, a ja zaraz do pana dojdę. Wtedy postanowimy, co dalej zrobić. – Mag się rozłączył.

Inspektor strasznie zdziwił się, że Bolus nie może namierzyć komisarza Petry. Nigdy nie opuszczał swojego dyżuru, chyba że był delegowany do jakiejś sprawy. Jednak wtedy był wycofany z dyżurów. A z tego co pamiętał, w tym momencie Petra nie zajmował się żadną poważną sprawą. No cóż. Z pewnością musiało wypaść mu coś bardzo pilnego – pomyślał Mag.

ROZDZIAŁ 5

Nagle Mirek usłyszał odgłos kroków, jakby ktoś schodził po schodach. Nie wiedział już, czy mu się to zdaje, czy naprawdę coś słyszy. Jednak kroki stawały się coraz głośniejsze. Zapaliło się światło, które go totalnie poraziło. Miał wrażenie, że blask wypala mu oczy. W końcu usłyszał głos. Męski, basowy, z bardzo kaukaskim akcentem. Kojarzył tę barwę, lecz w tej chwili nie mógł sobie przypomnieć, do kogo należy.

– Witaj, przyjacielu. Tęskniłeś za mną? No proszę. Widzę, że próbowaliśmy się uwolnić.

Mirek coraz bardziej przyzwyczajał się do światła. Ale nie widział człowieka, który do niego przemawiał. Nagle poczuł ściskanie w żołądku i ogarnęło go dziwne uczucie. To była panika. Zaczął z wściekłością krzyczeć:

– Gdzie ja jestem, co się dzieje!? Kim ty, kurwa, jesteś!? O co tu chodzi!? – Jednak jego głos był stłumiony i ledwo wydobywał się przez zaklejone usta.

Mężczyzna podchodził coraz bliżej. W końcu znalazł się obok leżącego Mirka. Wtedy go zobaczył. To był on. Ten facet, który zaczepił go i Sensora z pytaniem o papierosa. Poznał go. Nie mógł się pomylić. Był to wysoki, bardzo barczysty i wielki mężczyzna. Rysy twarzy zdradzały jego czeczeńskie pochodzenie. Miał ciemne, lekko zaczesane do tyłu włosy i bardzo szeroki uśmiech, który właśnie ukazywał się Mirkowi przed oczami.

– Musisz teraz otrzymać swoje lekarstwo, bo znowu nie jesteś sobą. Zaraz poczujesz się normalnie, wszystko wróci do normy. Jednak nie mogę cię uwolnić. Jeszcze nie teraz. Byłoby to moim wielkim błędem – powiedział mężczyzna z tym swoim szerokim uśmiechem na twarzy i w tym samym czasie podłączał mu kroplówkę. Wenflon był już przygotowany w przedramieniu Mirka, który dopiero go spostrzegł.

Mirek starał się mówić do tego faceta, ale żadne słowa nie wychodziły z jego ust. Tylko jakieś niezrozumiałe jęki wydobywały się z dobrze zaizolowanej taśmy. Przez chwilę się szarpał, ale po paru sekundach uspokoił się. Wiedział, że to mu nic nie da.

– Przecież próbowałeś już kilkakrotnie i nic to nie dawało. A te więzy zaciskały się coraz bardziej i coraz boleśniej – powiedział do siebie w myślach.

Nagle mężczyzna zbliżył się twarzą całkowicie do głowy Mirka i szepnął mu do ucha:

– Słuchaj mnie teraz uważnie. – Mówił teraz głośniej i jego wzrok całkowicie skupił się na oczach Mirka. – Odkleję ci teraz usta, ale najpierw muszę cię powiadomić o twojej sytuacji. Żeby było jasne. Jesteś zamknięty w bardzo szczelnym pomieszczeniu. Ściany tutaj mają szerokość metra. Kiedyś był to bunkier, potem krypta, ale teraz jest to teren wykupiony przez mojego Mistrza. O tym miejscu nie wie nikt. Więc jak będziesz miał w planach krzyki czy wołanie o pomoc, to nic nie da. Z pewnością nikt cię nie usłyszy. Mało tego, jesteśmy głęboko pod ziemią, a w okolicy nie znajdują się żadne tereny zamieszkane przez kogokolwiek. Więc nie kombinuj. Dla mnie może to stać się bardzo męczące i wtedy ponownie zostaniesz zakneblowany. Teraz wybór należy do ciebie. Pamiętaj, że i tak nikt cię nie usłyszy. – Jednym mocnym i szybkim ruchem napastnik zerwał taśmę z ust swojej ofiary.

Mirek poczuł ogromne palenie. Miał wrażenie, że z taśmą zerwał mu pół twarzy. Momentalnie zaczerpnął głęboko powietrza, jakby bał się, że za chwilę nie będzie mógł tego zrobić. Starał się jak najgłębiej i najszybciej oddychać. Na zapas. Po kilku oddechach spojrzał na mężczyznę i w końcu się odezwał:

– Kim ty jesteś? Czego chcesz ode mnie? Co tutaj się dzieje?

Oprawca patrzył na Mirka i na jego twarzy pojawiał się uśmiech. Widział, że Mirek wpada w coraz większą panikę.

– Daj spokój. Przyjdzie czas na pytania i odpowiedzi. Teraz leż spokojnie i napij się wody. Później wszystko się wyjaśni. – odpowiedział oprawca i z butelki poił Mirka wodą. Po czym zabrał butelkę i mówił dalej:

– A teraz sobie odpocznij, bo czekają cię ciekawe chwile. Ha, ha… – Sprawdził jeszcze raz kroplówkę i odszedł.

Mirek usłyszał kroki i po chwili zamknięcie jakby automatycznej ogromnej klapy, a potem piknięcie.

ROZDZIAŁ 6

Inspektor Mag właśnie wszedł do dyspozytorni, aby przesłuchać zgłoszenie. Przed komputerem siedział młody chłopak. Sierżant Bolus, widząc wchodzącego inspektora, wstał i nie czekając na sygnał, włączył nagranie. Mag stwierdził, że ma jakieś dwadzieścia sześć lat. Był potężnym młodzieńcem, co nie pasowało do jego delikatnych rysów twarzy. Mag podszedł bliżej i skupił się na nagraniu.

Odkąd policja musi działać zgodnie z nowym rozporządzeniem ministerstwa sprawiedliwości i otrzymała nowoczesny sprzęt, zawsze nagrywane są wszystkie zgłoszenia. Jest to zabezpieczenie na wypadek głupich żartów, jakie zdarzają się często, a także w razie ataków terrorystycznych. I tym razem zgłoszenie zostało zarejestrowane na dysku komputera policyjnego.

Nagranie się skończyło i Mag włączył je ponownie. Następnie zwrócił się do sierżanta:

– Czy na miejsce zostały wysłane jakieś służby?

– Tak. Wysłałem patrol, karetkę pogotowia i wezwałem lekarza sądowego. Jednak nakazałem niczego nie ruszać aż do przyjazdu komisarza Petry albo pana. Mieli tylko udzielić pomocy ofierze, gdyby ku temu była potrzeba, to znaczy gdyby przypadkiem ofiara jeszcze żyła.

Mag słuchał słów sierżanta i musiał przyznać, że jak na takiego młodego i świeżo upieczonego funkcjonariusza spisał się naprawdę bardzo zawodowo. Wielu dopadłaby panika i nie poradziliby sobie w taki sposób jak Bolus.

– Świetnie się pan spisał, sierżancie – powiedział Mag. – Czy znalazł pan już komisarza Petrę?

– Niestety jeszcze nie. Ale wysłałem na wszelki wypadek patrol do domu komisarza – odpowiedział Bolus.

– Doskonale. W takim razie próbuj dalej skontaktować się z Petrą. Ja w tym czasie pojadę na miejsce „zdarzenia”. Jak tylko komisarz się odezwie, to proszę od razu mnie powiadomić – powiedział Mag i dodał: – Proszę o powiadomienie komendanta o całej sytuacji.

– Tak jest, inspektorze – zasalutował Bolus.

ROZDZIAŁ 7

Mag wsiadł do swojego wysłużonego już samochodu citroën C4 i pojechał na miejsce zgłoszenia. Jadąc do lasku oliwskiego, który znajdował się nieopodal bardzo pięknego i uwielbianego przez turystów parku Oliwskiego, zastanawiał się nad słowami osoby zgłaszającej. Szczególną uwagę zwrócił na słowo „znalezisko” i sposób, w jaki zostało wypowiedziane.

Kiedy dojechał na miejsce, zauważył, że jak zwykle zebrało się sporo gapiów. Nie odstraszyła ich nawet bardzo późna godzina. Ludzie w tych czasach są bardzo ciekawscy, gdy tylko nie trzeba nic robić. Jednak gdy trzeba byłoby komuś udzielić pomocy, to w większości przypadków udają, że nic nie widzą i że ich to nie dotyczy. Strasznie to Maga wkurzało. Momentami wręcz drażniło. Zatrzymał samochód przed taśmą, którą policja odgrodziła okolicę miejsca znalezienia ciała. Na miejscu znajdowały się już odpowiednie służby, które zostały wezwane i wysłane przez Bolusa. Do Maga podszedł jeden z przybyłych przed nim na miejsce funkcjonariuszy.

– Witam, inspektorze. Jestem posterunkowy Sztuka. Odgrodziliśmy całą okolicę. Wezwaliśmy na miejsce więcej służb do pomocy przy pilnowaniu odgrodzonego terenu. Co do lokalizacji zdarzenia. Niestety mężczyzna już nie żyje. Lekarz sądowy potwierdził zgon. Zaraz po zbadaniu ciała wszystkich wycofaliśmy z centrum głównego punktu zbrodni. Ze względu na metodę tego bez wątpienia morderstwa, jak również zakaz z komendy niczego nie dotykaliśmy i czekamy na rozkazy. Zresztą nikt nie śmiał dotykać tego… czegoś – powiedział z odrazą posterunkowy.

– Posterunkowy, nie macie ani krzty szacunku do zmarłych, aby wypowiadać się w taki sposób o ofierze i powiedzieć „tego czegoś” – pouczył go Mag.

– Przepraszam. Jednak gdy inspektor zobaczy. – Sztuka zamilkł na moment i po chwili dodał: – Myślę, że wtedy zrozumie pan moje słowa. Proszę iść na miejsce, tam już czeka na pana patolog i kilku ludzi.

Mag, podchodząc na miejsce, od razu zrozumiał, dlaczego posterunkowy wypowiedział się w taki sposób. Bezwiednie nasunęły mu się słowa na usta i głośno krzyknął.

– Co to, kurwa, jest!

Mag totalnie zszokowany patrzył na „znalezisko”. Przez moment jakby stracił czucie i nie mógł się ruszyć. Nie wiedział, czy to odraza, czy przerażenie. Jeszcze nigdy nie znalazł się w takim położeniu. Jednak w końcu musiał wziąć się w garść. Odwrócił głowę na chwilę, aby jeszcze raz spojrzeć na to w profesjonalny sposób. Musiał podejść do tego bez emocji. Teraz już wiedział, dlaczego każdy mówił o tym w taki dosadny i bezosobowy sposób. Do pnia drzewa przyczepione było nagie ciało mężczyzny. Zwłoki zostały obwiązane sznurem, który wyglądał, jakby przeplatano go cierniami. Ciało było strasznie poranione i mocno zakrwawione. Jednak najbardziej dziwaczne i szokujące było ułożenie ciała tego mężczyzny. Wyglądał, jakby wisiał na krzyżu, który ustawiono do góry nogami. Denat wisiał głową do dołu, na którą coś nałożono. Przypominało to trochę „wianek”. Jednak po chwili Magowi przyszło skojarzenie i powiedział do siebie głośno:

– To wygląda jak korona cierniowa.

Zamknął oczy na chwilę i rozglądał się dalej. Przeniósł wzrok z ciała na drzewo. Dokoła niego starannie zostały ułożone kamienne kopce, które przypominały mrowiska. W jeden taki kopiec wbita została tabliczka z wyrytym napisem. Mag literował słowo, jednak go nie rozumiał. SUPERBIA. „Co to za wyraz?” – zastanawiał się. Obserwował kolejne kopce. Naliczył ich jeszcze siedem. Jednak na nich nie było żadnych tabliczek. Mag wrócił do obserwacji ciała. Nad mężczyzną, to znaczy nad jego nogami, do drzewa została przybita drewniana deska z kolejnym napisem. Inspektor znowu powiedział do siebie: „Kolejne słowa. Co one znaczą? O co tutaj chodzi?”.

Mag ponownie patrzył na napis i przeczytał go głośno: CAVE DEUS VIDET. Nie rozumiał tego. To, co zobaczył na miejscu, coraz bardziej prowadziło do totalnej bezsilności. Wiele lat przepracował w wydziale zabójstw. Widział różne morderstwa, które czasami były bardzo brutalne. Jednak to, co miał przed sobą, przekraczało jakąkolwiek wyobraźnię. I ponownie wypowiedział na głos słowa, które pomyślał:

– Masakra!

Inspektor Mag, podchodząc jeszcze bliżej, dokładnie badał miejsce zbrodni. Delikatnie omijał ułożone kopce, tak aby nie zatrzeć żadnych ewentualnych śladów, które przyczynią się do ujęcia mordercy. Wielokrotnie obchodził drzewo, nie rozumiejąc, jak można dopuścić się takiej potwornej zbrodni. Nie pojmował, po co ktoś zadał sobie tyle trudu, aby to wszystko tak starannie ułożyć. Dlaczego to tak wygląda? Co to miało nam powiedzieć? Im dłużej obserwował okolicę, tym więcej przychodziło pytań, na które w tej chwili nie umiał odpowiedzieć. W końcu całkowicie zbliżył się do ciała, które z bliska wyglądało jeszcze bardziej przerażająco. Jeszcze raz dokładnie przyjrzał się ciału i tablicom. W końcu stwierdził, że czas na zebranie dowodów. Mag wezwał techników, którzy wyposażeni w odpowiednie sprzęty, zajęli się oględzinami i fotografowaniem miejsca zbrodni i innych śladów. Następnie po wykonaniu wszelkich czynności Mag dopuścił do ofiary ponownie lekarza sądowego, który wraz ze swoimi pomocnikami zajął się ściągnięciem ciała i zabraniem go do prosektorium.

Mag podszedł do sierżanta Konusa, który także przybył na miejsce zbrodni wraz z posterunkowym Sztuką.

– Czy wiadomo, kim jest ofiara? Jacyś świadkowie?

– Nie ma innych świadków oprócz tych, którzy przypadkowo odkryli ofiarę. Denat nie miał przy sobie żadnych dokumentów. Jak inspektor zauważył, ofiara nie ma nawet odzienia.

Mag spojrzał na Konusa, który wyglądał na lekko zdziwionego pytaniem. Jednak Mag sam doskonale zdawał sobie sprawę, że nic nie znajdą przy ofierze, natomiast kierował się teraz przepisami i regulacją postępowania w takich przypadkach. A może coś zostało zabrane z miejsca zbrodni przed jego przybyciem. Przez moment chciał o tym powiedzieć Konusowi, jednak zrezygnował.

– Trzeba ustalić dane ofiary. Sierżancie, proszę rozesłać po posterunkach informacje i zdjęcia denata oraz sprawdzić zgłoszenia zaginięć z ostatniego tygodnia – rozkazał Mag.

Mag wydał jeszcze kilka rozkazów, a następnie podszedł do lekarza sądowego. Był to średniego wzrostu, dosyć otyły czterdziestoparolatek. Mag dobrze znał Dudę. Wielokrotnie współpracował z nim przy różnych śledztwach. Niezbyt darzył go sympatią, drażniło go jego zbyt rzeczowe podchodzenie do zmarłych. Mag uważał czasami, że Duda jest nieludzki. Jednak szanował i cenił go za profesjonalizm. Po części trochę go rozumiał, a przynajmniej starał się go zrozumieć. Praca z trupami, przebywanie z nimi praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę musi w końcu wpłynąć na psychikę i totalnie znieczulić człowieka. No i musiało to spowodować brak emocji przy pracy nad zmarłymi.

– Ofiara prawdopodobnie nie żyje od jednej do dwóch godzin. Po pierwszych oględzinach można uznać, że się wykrwawiła. Jak widziałeś, na ciele jest dużo ran ciętych. Niestety na miejscu nie jesteśmy w stanie zdjąć z niego tych sznurów, ponieważ przeplatane ciernie zbyt głęboko wchodzą w ciało. Nie obędzie się bez cięcia nożycami. Na tę chwilę nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć. Kiedy ciało zostanie przewiezione do prosektorium, wtedy dokonam szczegółowych oględzin i sekcji zwłok. Mogę, Krzychu, powiedzieć ci jeszcze jedno. Jak wiesz, w zawodzie pracuję już kilka dobrych lat. Jednak jeszcze nigdy nie spotkałem się z taką brutalnością. A myślałem, że widziałem już wszystko. No nic. Biorę się za robotę. Za kilka dni będę miał wyniki sekcji.

Mag spojrzał na lekarza medycyny sądowej i stwierdził, że pierwszy raz widzi, jak Duda pobladł przy zwłokach. W końcu widział u niego jakiekolwiek emocje.

– Nie możemy czekać kilka dni! Trzeba to zrobić jak najszybciej. To musi być na wczoraj.

– Zadzwonię, jak skończę, i nie pospieszaj mnie, Krzychu, jak coś będę miał, to się odezwę. A teraz muszę jechać – powiedział z wściekłością Duda.

Mag, patrząc na niego, pomyślał: – No i ludzka twarz znowu zniknęła.

Kiedy ciało zostało zabrane przez pracowników prosektorium, inspektor Mag postanowił jeszcze raz obejść miejsce zbrodni. Stwierdził, że może teraz znajdzie coś, co pozwoli ustalić jakieś fakty i doprowadzi do ujęcia sprawcy. Mag podszedł do drzewa, z którego zwisały resztki więzów. Kiedy dokładniej się im przyjrzał, stwierdził, że sznury, na które przepleciono ciernie, były wykonane bardzo starannie. Kolce były różnej wielkości, wykonane z jakiegoś drutu. Jednak odległość między cierniami była taka sama. Mag ponownie skupił się na tablicy z napisem CAVE DEUS VIDET.

– Co to może znaczyć? A jeszcze ta tabliczka z napisem SEPERBIA. O co tutaj chodzi? Co to ma nam powiedzieć? Czy to jakieś zabójstwo rytualne? – zadawał sobie pytania Mag.

ROZDZIAŁ 8

Mateusz Flasz właśnie udawał się na spotkanie w sprawie skomponowania muzyki do nowego filmu. Rzadko komponuje dla kogoś i raczej unika takich angaży. Tym razem jednak na prośbę swojego mistrza postanowił się zgodzić. Nie wiedział, jaki cel ma w powstaniu tego filmu jego Sensor, i wcale go to nie interesowało. Wiedział tylko, że musi sprostać wymaganiom.

Nie lubił chwalić się swoim bogactwem, który bez wątpienia posiadał. Dlatego bardzo rzadko poruszał się samochodami. Był bardzo skromnym i skrytym człowiekiem. Wybierał transport miejski. Zawsze był zdania, że właśnie napotkane sytuacje na mieście inspirowały go do tworzenia. Chciał po prostu nie rzucać się w oczy i żyć jak zwykły i prosty człowiek. Nienawidził przepychu, jakim chwalił się jego dziadek, a później ojciec. Gardził nimi i ich zachowaniem. Nie chciał popełniać ich błędów.

Wyszedł z tramwaju i ruszył przez park Oliwski w stronę jednego z gdańskich klubów jazzowych na spotkanie. Przechodząc przez alejkę w parku, która osłonięta była z każdej strony drzewami i konarami, miał dziwne uczucie. Wydawało mu się, że ktoś za nim idzie. Jednak wielokrotnie odwracając się, niczego i nikogo nie zauważył. Jednak to uczucie go nie opuszczało. Mateusz w pewnym momencie przyspieszył kroku. Chciał jak najszybciej znaleźć się na bardziej oświetlonej alejce. Nagle uczucie to spotęgowało się. Usłyszał głośniejsze kroki. Serce zaczęło mocniej walić. Kiedy odgłos kroków stał się wyraźniejszy, Mateusz na pięcie odwrócił się i zobaczył postać. Przystanął na chwilę i zobaczył, że w jego kierunku idzie jakiś zakonnik. W jednej chwili Mateusz wypuścił powietrze, uśmiechnął się i ruszył w dalszą drogę. Wiedział, że w okolicy jest zakon i bazylika, więc nie wzbudziło to w nim żadnych podejrzeń. Nagle poczuł ogromny ucisk na ciało. Przewrócono go na kamienną drogę. Ktoś go przygniatał. Totalnie zszokowany i przestraszony poczuł ukłucie i po chwili ogarnęła go cisza i ciemność. Pustka, nic już nie czuł.

ROZDZIAŁ 9

Mirek znowu usłyszał te same dźwięki. Piknięcie, przesuwanie się masywnych drzwi, a potem kroki. Po chwili zapaliło się światło, które go oślepiło. Kiedy przyzwyczaił się do jasności, stał już przy nim oprawca. Tym razem Mirek nie odezwał się. Nie wypowiedział żadnego słowa.

– No i jak czuje się mój bohater? Mam nadzieję, że moja gościnność jest choć po części na twoim poziomie. Ha, ha, ha… – mówił do niego, śmiejąc się, oprawca i w tym czasie podłączał ponownie kroplówkę.

Mirek, korzystając z okazji, rozglądał się ukradkiem po pomieszczeniu. Zerkał co chwilę na mężczyznę, czy ten niczego nie widzi. Nie chciał go zdenerwować. Pomieszczenie teraz wydawało się mu o wiele większe, niż stwierdził to za pierwszym razem. Było przedzielone jakimś ciemnym materiałem, który dawał wrażenie ścian. Materiał ten wisiał od sufitu do samej podłogi. Jednak teraz widział dokładnie – to z całą pewnością nie były ściany. Mirek wytężył bardziej wzrok. Miał wrażenie, że przez ten materiał widzi jakieś cienie. Przymknął na chwilę oczy, spojrzał jeszcze na oprawcę. Następnie jeszcze raz przyjrzał się tym cieniom, jakie zauważył. Teraz był pewny, że to jest cień ruszającego się człowieka. Jednak zdał sobie sprawę, że ten ktoś ma strasznie ograniczone ruchy. Delikatnie skierował swój wzrok w drugą stronę. Nie mógł uwierzyć. Znowu zobaczył jakąś postać. Powiedział do siebie w myślach: – Czyżbym nie był sam? Może mam jakieś omamy, bo widzę praktycznie z dwóch stron to samo. Może to lustro? Nie, to nie może być lustro. Druga osoba jest w innej pozycji. Więc to jest niemożliwe.

W tym momencie adrenalina wskoczyła na wysokie obroty. Postanowił zamknąć oczy i po chwili rozejrzeć się dla pewności jeszcze raz. Musiał się uspokoić, aby oprawca nie zauważył jego przyspieszającego pulsu. Nie mógł pozwolić, aby on się spostrzegł. Teraz spokojnie musiał się rozejrzeć i upewnić, czy przypadkiem wyobraźnia nie płata mu figli. Otworzył oczy. Rozglądał się i znowu widział to samo. Zwracał uwagę na każdy szczegół, o ile pozwalała mu okazja. W końcu pomyślał: Ja naprawdę nie jestem tutaj sam! No i z pewnością nie jest to odbicie lustrzane. – Mirek ucieszył się w duszy. Pomyślał, że może uda mu się nawiązać kontakt z osobami, które znajdowały się po obu stronach. Postanowił w tej chwili zachowywać się jak najbardziej spokojnie, aby oprawca jak najszybciej stąd wyszedł. Chciał jak najprędzej odezwać się do tych osób.

– Niestety jestem zmuszony cię teraz opuścić. Ale nie martw się. Niedługo się zobaczymy. Idę przygotować miejsce twojego następnego wejścia. Na pewno będziesz zachwycony. Ale jeszcze musisz trochę poczekać. – powiedział oprawca.

– Czego ode mnie chcesz? Pieniędzy? Powiedz, ile chcesz? Załatwimy to i będziesz mógł mnie wypuścić. Powiedz tylko ile? Nikomu nie pisnę ani słowa – Mirek wypowiadał te słowa niemal błagalnym tonem.

– Mówiłem, że na odpowiedzi nadejdzie odpowiedni czas. A było tak miło. Ale ty musiałeś wszystko zepsuć! – Oprawca, mówiąc, sięgnął po szeroką taśmę pakową. – Chyba się do końca nie zrozumieliśmy. Widzę, że chcesz, abym ponownie cię zakneblował i zakleił ci tę niewyparzoną gębę. Jesteś niegrzecznym i niewdzięcznym gnojkiem, który nie umie trzymać języka za zębami. – Coraz dziwniejszym tonem i z przerażającym uśmiechem mówił oprawca.

Mirek przestraszył się i od razu pożałował swoich słów. Zrozumiał, jaki popełnił błąd. A jeszcze kilka minut temu stwierdził, że nie może zdenerwować tego mężczyzny. Przecież nie mógł dopuścić, aby on go zakneblował. Przekreśli to wszystko. Nie będzie mógł porozumieć się z tamtymi osobami.

– Muszę grać z nim w tę jego chorą grę – wypowiedział w myślach te słowa. I pomyślał jeszcze: – Przynajmniej na razie.

– Nie, proszę. Przepraszam, że się odezwałem. Proszę.

– No nie wiem. Nieładnie być nieuprzejmym dla swojego gospodarza, który na dodatek idzie ci na rękę. Gdyby nie Sen… – Oprawca przerwał nagle. Był strasznie wściekły. Teraz chyba jeszcze bardziej, gdy wdał się w rozmowę z więźniem.

Mirek zobaczył ogromne szaleństwo w oczach tego faceta. Właśnie zorientował się, jak bardzo go zdenerwował. Gdy jego szaleńczy wzrok całkowicie skupił się na Mirku, ten przeraził się jak nigdy. Pracując w swoim zawodzie, miał do czynienia z wieloma szalonymi ludźmi i wiedział, do czego są zdolni. Jednak takiego dosłownie wbijającego się wzroku jeszcze nigdy nie doświadczył. To spojrzenie i zachowanie było inne. Bardziej przerażające. Wręcz diabelne. Mirek poczuł strach, który totalnie go sparaliżował. Nie wiedział, jak ma zareagować. Jak go uspokoić. W głowie tkwiły mu tylko takie słowa: – Boże, pomóż mi. On jest totalnie szalony! Muszę jakoś załagodzić sytuację, bo inaczej będę przegrany.

– Ja naprawdę przepraszam. Nie chciałem być niegrzeczny. To się nie powtórzy – powiedział Mirek.

Oprawca spojrzał na niego i chwilę milczał. Patrzył tylko tymi swoimi przerażającymi oczyma na niego i przewracał w dłoni taśmę samoprzylepną. Po momencie odezwał się:

– Jeśli jeszcze raz zrobisz coś niepokojącego, to będę zmuszony cię ukarać. A wtedy nie będzie to dobre rozwiązanie, bo zniszczy plany mojego Mistrza. Dopiero dowiesz się, co to jest prawdziwy ból i co oznacza cierpienie. – Oprawca mówił to z dziwnym spokojem.

Nagła zmiana nastroju mężczyzny jeszcze bardziej wzbudziła w Mirku strach. Wiedział, że ludzie, którzy są szaleni, bez kontroli pokazują swoje emocje i wściekłość. A ten facet był inny. Owszem, pokazywał swoje emocje, jednak w taki dziwny sposób. Był totalnie szalony, ale jego agresja była jakby oplatana spokojem i bardziej dobijała. Za to te jego oczy. Zabójczy i przeszywający wzrok. Do tego facet był bardzo inteligentny. Mówił składnie i logicznie doskonałą polszczyzną jak na obcokrajowca. Mirek wiedział, że on doskonale panuje nad tym, co robi. To było straszne.

Po chwili dotarły do Mirka słowa, które oprawca wypowiedział. O czym on mówi! Jakie ma przygotować wejście! O co tutaj chodzi? W głowie szumiało mu coraz bardziej od natłoku różnych myśli. I nagle zaczęło mu się kręcić w głowie. Przeszły go dziwne dreszcze, uczucie to stawało się coraz silniejsze. Po chwili jakby usnął z otwartymi powiekami. Widział jeszcze przez chwilę mężczyznę. Potem nic. Cisza i ciemność.

ROZDZIAŁ 10

Inspektor Mag, jadąc na posterunek, zastanawiał się, co mogą znaczyć te słowa. Widział już tyle różnych zbrodni, ale to była specyficzna i taka dziwna. Tak bardzo brutalna. To ułożenie ciała i te kopce. O co tutaj chodzi?

Po jakichś dwudziestu minutach dotarł na miejsce. Wchodząc do budynku, został zatrzymany przez ładną blondynkę, która od razu zaczęła wypytywać go o znalezione ciało pod laskiem oliwskim. Mag rozpoznał ją w pierwszym momencie. Strasznie jej nie znosił. Uważał, że jest sępem czekającym na potknięcie policji. Blondynka pracowała w ogólnokrajowej gazecie „Głos Miasta” i była dziennikarką śledczą. Jednak jej artykuły zazwyczaj stawały się szkalowaniem służb policyjnych. Czatowała na jakieś błędy funkcjonariuszy, aby móc je pokazać w jak najgorszym świetle. Nie liczyła się dla niej wina sprawcy. Zbrodnia, bez względu na brutalność, stawała się mało ważna. Najważniejsze było wytknięcie błędów policji oraz pokazanie społeczeństwu, jak władza jest bezradna i jak w niektórych przypadkach przekracza swoje uprawnienia.

– Panie inspektorze, wiadomo już, kto jest ofiarą? Macie sprawcę lub podejrzanych? Czy to prawda, że ofiara była strasznie zmasakrowana i przywiązana do drzewa? – rzuciła mnóstwo pytań, nie czekając na odpowiedzi.

– Bez komentarza – odezwał się ze złością Mag.

– Czy policja robi coś w kierunku, aby wyjaśnić sprawę? – dodała jeszcze kolejne pytanie.

W tym czasie podszedł do niego jeden z jego współpracowników, którego za każdym razem powoływał do swojego zespołu śledczego w poważniejszych sprawach. Kolega Maga, starszy od niego o jakieś pięć lat, widząc natarczywą dziennikarkę, podszedł do niej i powiedział:

– Wszelkie informacje zostaną podane do publicznej wiadomości na konferencji prasowej. Do tego czasu nie możemy zdradzać żadnych szczegółów, ze względu na dobro śledztwa. Dziękuję i do widzenia.

Kobieta nie dawała za wygraną i dalej natarczywie zadawała te same pytania. Gdy uznała, że nic to jej nie da, spróbowała z innej strony.

– Czyli potwierdzacie, że miało miejsce takie zdarzenie i ktoś został brutalnie zamordowany?

– Na wszelkie pytania odpowiemy na konferencji, jak już pani powiedziałem – odparł detektyw Harper. Mówił spokojnie, nie dając się sprowokować, i z uśmiechem dodał: – Rzecznik komendy poda termin i godzinę konferencji. – Patrzył na dziennikarkę z tym swoim uśmiechem. Po czym odwrócił się pomału i wszedł z Magiem do budynku.

Mag powiedział do swego towarzysza:

– Hieny, tylko czekają, aż coś spieprzymy! Nie wiedzą, że podanie jakichkolwiek informacji, szczególnie na początku śledztwa, może zaszkodzić w odnalezieniu sprawcy. Przecież trąbimy o tym za każdym razem.

– Tak, oczywiście. Jednak zastanów się, co robiłbyś na ich miejscu. Też leciałbyś na pysk i szyję, aby dowiedzieć się czegoś przed innymi i mieć temat na pierwszą stronę. Tak przy okazji. Musisz przyznać, że kobietka jest niczego sobie. Chętnie spotkałbym się z nią w innych okolicznościach.

– A ty zawsze o jednym. Kiedy spoważniejesz? – Mag zignorował pytanie Harpera.

– Dzwoniłem do ciebie kilka razy. Po co nosisz ten telefon, skoro i tak go nie odbierasz? Stary cię wzywa. Czuję, że nie będzie to zbyt czuła „randka”, bo wyglądał na nieźle wkurzonego. O co chodzi?

Mag zastanawiał się przez moment, o co może chodzić komendantowi. Jednak nic nie przychodziło mu do głowy.

– Nie mam pojęcia. Jest u siebie?

– Tak, ale całusa się nie spodziewaj – odpowiedział przekornie Harper.

Mag