Sensitive Heart - Katarzyna Wiśniewska - ebook + audiobook

Sensitive Heart ebook i audiobook

Katarzyna Wiśniewska

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

38 osób interesuje się tą książką

Opis

Osiemnastoletnia Naomi Moore pomimo swojego młodego wieku przeszła naprawdę wiele. Dziewczyna choruje od wielu lat, do tego dochodzą problemy w jej rodzinie. 

Naomi na co dzień pracuje w kawiarni wraz z najlepszym przyjacielem Parkerem. To właśnie przez niego pewnego razu poznaje Chase’a. 

Niespodziewanie spotkania z Chasem stają się nieodłączną częścią każdego jej dnia i to zdecydowanie tą nieprzyjemną. Chłopak nie daje jej spokoju, a fakt, że nie wie o jej chorobie, wcale go nie usprawiedliwia. 

Jednak życie bywa bardzo przewrotne. W najtrudniejszym jego momencie to właśnie Chase zostanie u boku Naomi. Wróg zamieni się w przyjaciela, a może w kogoś więcej?

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                    Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 528

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 50 min

Lektor: Kim Sayar

Oceny
4,1 (250 ocen)
136
45
33
20
16
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
gonick

Z braku laku…

Zapamiętajcie przed czytaniem: blondyn to jej kolega, a brunet to jej chłopak. Zapoznajcie się z tym przed czytaniem, bo się pogubicie w gąszczu kolorów włosów zamiast imion 😉 I powodzenia w labiryncie wynurzeń głównej bohaterki. Ja odpadłam po 1/5
124
Dariaxsa

Nie polecam

Taaaa... Poważna choroba o której nie wiedzą rodzice 15 letniego dziecka. Serio?
127
muckers

Z braku laku…

Nie wiem czy skończę to czytać .Autorka umieściła w swoim dziele kilka motywów które lubią czytelnicy ,taki jak hate -love ,udawana narzeczona ,choroba ,zły ojciec ,itd .Tylko nic ze sobą nie współgra .Ciężka choroba dziecka ,o której nie wiedzą rodzice - bzdura ..Narzeczeństwo w liceum -głupota .Ten galimatias powoduje u mnie irytację niechęć do dalszego czytania .
AnitaPietek

Nie polecam

DNF. Nie dałam rady dotrwać do końca. Ilość absurdów przewyższała tylko ilość popularnych wątków zawartych w książkach. Nie wiem gdzie jakakolwiek logika. Mam wrażenie że autorka ma 16 lat i czytamy jej wymyślony pamiętnik. Tutaj nic nie miało sensu. Nie wiem jak kończy się ta historia ale do połowy mam listę conajmiej 10 absurdów. Zaczynając od tego że dziewczyna jest chora na nieuleczalną i bardzo poważną chorobę i mając 15 lat jej rodzice o tym nie wiedzą. Wtf? Laska umiera a robi aferę że chłopak zdjął jej soczewki i nagle największym problemem jest kompleks dziewczyny. Na razie akcja toczy się 7 dni i w żadnym nasza bohaterka nie przesiedziała w szkole więcej niż godzinę . Akcja z ucieczka ze szpitala? Ja się pytam po co ? Skoro biegnie prosto do jakiejś kliniki? No nie to nie na moją głowę, a takich błędów logicznych to można by wymienić i wymieniać. A najbardziej wkurza mnie że coraz więcej takich książek jest wydawanych. Jakby żadna dorosła osoba nie przeczytała tego. Czy w wyd...
30
grzqnna33

Nie oderwiesz się od lektury

super
43

Popularność



Podobne


Copyright © 2024

Katarzyna Wiśniewska

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Joanna Błakita

Korekta:

Katarzyna Chybińska

Karolina Piekarska

Barbara Hauzińska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-315-3

„Dla wszystkich, chowających się za tysiącem twarzy.

Zdejmijcie maski.”

PROLOG

Księżyc był czymś strasznym. Jako dziecko bałam się go, bo babcia opowiadała mi o nim niestworzone historie, których jako pięciolatka usłyszeć nie powinnam. Wiele lat temu mówiono o nim syn księcia, co miało podkreślić jego znaczenie. Zawsze było w nim coś intrygującego, coś, co człowiek chciał zobaczyć jak najbliżej, a on dzielił się swoim wyglądem, by zachłanne ludzkie oczy mogły go doświadczyć. Z drugiej jednak strony – przerażał tym, że pojawiał się tak rzadko. Nie chciał pokazać swojego prawdziwego oblicza, ukazywał się z dala, nie odsłaniając całego siebie.

Tak samo jest z nami, ludźmi, ale różnimy się od niego jedną rzeczą. My jesteśmy naiwni, bo odsłaniamy prawdę o sobie za szybko, wierząc w to, że człowiek, przed którym się odkrywamy, będzie nas szanował i kochał takimi, jakimi jesteśmy. To jest nasz błąd – okłamujemy sami siebie, że ktoś inny nie będzie potrafił nas pokochać bez całej prawdy. Dajemy więc całą swoją duszę, z boku obserwując, jak bardzo staje się zagubiona i zraniona przez tego, w którego cicho wierzyliśmy.

Dlatego ja, Naomi Moore, mam wiele nieodkrytych tajemnic głęboko zakorzenionych w moim sercu, którego nie odsłaniam nikomu. Moje serce jest wyłącznie moją własnością, która posiada mrok, tkwiący tam przez osiemnaście lat mojego życia. Gdy odsłonię tę prawdę, dostanę litość, której nienawidzę. Litość stała się moim wrogiem, z którym walczyłam od lat, gdy za wszelką cenę chciałam stanąć na najwyższym podium tego konkursu.

Konkursu, w którym wygraną było życie.

ROZDZIAŁ 1

Był poniedziałek, czyli dzień tygodnia, którego chyba każdy nienawidzi. Gdy budzik zadzwonił o szóstej rano, naprawdę zaczęłam się zastanawiać, po co ja to wszystko robię. Ta szkoła i tak nic mi nie da, oprócz papieru, który w mojej sytuacji nie znaczył zbyt wiele. Słyszałam z dołu krzyki mamy, która denerwowała się, że tak długo nie reaguję na jej błagania o zwleczenie się z mojego naprawdę ciepłego i przyjemnego łóżka. Los chciał, że zadzwonił kolejny budzik, a ponieważ telefon leżał na biurku, to teraz już naprawdę musiałam wstać. Powolnymi ruchami usiadłam na łóżku, a moje serce zabiło bardzo szybko, co przypomniało mi o konieczności zjedzenia śniadania tylko po to, żebym mogła wziąć leki. Moje życie nie bardzo się wyróżniało, byłam typową nastolatką, tylko z chorobą, o której właściwie wiedziałam tylko ja. Wstawałam rano, jadłam – nawet jeśli to jedzenie przyprawiało mnie o mdłości – tylko dlatego, bo musiałam wziąć białe, podłużne tabletki, które trzymały mnie przy życiu.

Poszłam do łazienki, włożywszy na stopy białe kapcie z ogromnymi misiami na ich czubku – dostałam je kiedyś od taty, który już z nami nie mieszkał, i miałam do nich ogromny sentyment. Spojrzałam w lustro i szczególnie się nie przeraziłam, gdy zobaczyłam swoje brązowe, przetłuszczone i mocno potargane włosy. Oczy miałam przemęczone po maratonie filmowym, który postanowiłam urządzić sobie w nocy, kompletnie zapominając o tym, że rano muszę wstać.

– Naomi, ile można spać! – Moja rodzicielka naprawdę była przewrażliwiona, jeśli chodziło o mój sen. Nie wiedziałam, czy to dlatego, że w tamtym tygodniu zaspałam do szkoły pięć razy, ale jakby dłużej się nad tym zastanowić, to miało to głębszy sens.

– Już schodzę! – krzyknęłam dość głośno, by usłyszała.

Włożyłam czarne spodnie dresowe i biały top z długimi rękawami, próbowałam rozczesać włosy, które właściwie nie chciały się rozczesać, więc związałam je w luźny kok. Upewniłam się, czy na pewno włożyłam brązowe soczewki i chwytając torbę, zeszłam po schodach na parter.

W kuchni roznosił się zapach naleśników, które uwielbiałam. Mama stała przy kuchni, denerwując się, że żaden z nich jej nie wyszedł. Ilekroć widziałam, jak się irytowała, zawsze było to tak samo zabawne.

– Nie ma sprawy, zjem przypalone – odezwałam się w końcu, na co szybko się odwróciła i zlustrowała wzrokiem.

– Dziecko, powiedz mi, ile można spać? – Po jej minie widziałam, że to zupełnie nie był jej dzień, a osobą, która za to oberwie, będę ja. Zacisnęłam usta w cienką linię, przygotowując się na ten negatywny przepływ emocji.

– Siedzisz po nocach, a potem muszę błagać cię rano, żebyś wstała do szkoły! Może czas trochę o siebie zadbać. Taki strój do szkoły? Widać ci połowę brzucha! – Jej zielone tęczówki wręcz tryskały złą energią, którą próbowała na mnie przenieść, ale chyba już dawno się na to uodporniłam.

– To co z tymi naleśnikami? – spytałam, ignorując jej wcześniejsze słowa, na co zrobiła śmieszną minę, marszcząc brwi i swój krótki nos jednocześnie. – Boże, mamo, bo ci te zmarszczki zostaną – rzuciłam, wskazując palcem na jej twarz, i podeszłam do kuchenki, by nałożyć sobie naleśnika.

– Nie mam do ciebie siły, idę do pracy. – Wyszła z kuchni z oburzoną miną, kierując się do przedpokoju, gdzie włożyła buty.

– Miłego dnia, tak, też cię kocham! – krzyknęłam z pełną buzią, a chwilę później drzwi się zatrzasnęły.

Wiedziałam, że jej zachowanie wynikało ze stresu, jaki miała w pracy. Pracowała godzinę drogi od naszego miasteczka Boonville w Kalifornii. Była recepcjonistką w niedużym hotelu, gdzie wcale nie zarabiała wiele, w zasadzie ledwo wiązałyśmy koniec z końcem. Dom, w którym mieszkałyśmy, mieścił się w dość ubogiej dzielnicy, ale było nam bardzo dobrze. To po prostu było nasze miejsce, czułyśmy się tu wspaniale. Trzy lata temu po cichu marzyłam o wyjeździe do Los Angeles, gdzie mogłabym zacząć leczenie, ale kiedy miałam piętnaście lat, myślałam, że wszystko jest takie proste. Kiedy zachorowałam, moi rodzice byli w trakcie rozwodu. Na początku chciałam im powiedzieć, że jestem chora, bo liczyłam, że wrócą do siebie i znowu będziemy rodziną. Dołączyłam wtedy do internetowego forum o mojej chorobie i gdy przeczytałam wszystkie możliwe prognozy i zorientowałam się w kosztach leczenia, jako piętnastoletnia dziewczynka się przeraziłam, nie chciałam więc nawet wiedzieć, jak poczuliby się moi rodzice. W zasadzie oprócz Parkera prawdy nie znał nikt. Gdyby ktoś w szkole się dowiedział i musiałabym codziennie znosić te współczujące spojrzenia, chyba prędzej sama bym się zabiła niż ta choroba mnie. Parker był moim przyjacielem, odkąd pamiętam; znaliśmy się od dzieciaka i byłam pewna, że nikomu o tym nie rozpowie. Po szkole pracowaliśmy razem w kawiarni, dzięki czemu mogłam kupować leki i nie obciążać rodziców stanem swojego zdrowia. Wyciągnęłam z torebki lekarstwa, które musiałam zażyć od razu po śniadaniu. Włożyłam do ust białą, podłużną tabletkę i popiłam wodą z kranu, śpiesząc się do wyjścia.

Parker: Czekam przed drzwiami.

Kiedy zobaczyłam SMS-a, wiedziałam, że trochę się ociągałam, ale nie potrafiłam rano funkcjonować jak normalny człowiek. Wzięłam ze sobą klucze, zawsze leżące pod doniczką kwiatka, który chyba już dawno zakończył swój żywot. Wyszłam z domu i ujrzałam blondyna, który rozmawiał z kimś przez telefon, paląc papierosa.

– Stary, będę za chwilę, to pogadamy – usłyszałam ostatnie zdanie i doskonale wiedziałam, z kim rozmawiał. Skrzywiłam się na samą myśl o tym marnym osobniku i wyprzedziłam przyjaciela o kilka kroków, ruszając w kierunku szkoły.

– Czy zawsze musisz tak reagować, gdy z nim rozmawiam? – spytał, choć doskonale wiedział, jaka będzie moja odpowiedź.

– Tak – powiedział równo ze mną, na co posłałam mu pełne irytacji spojrzenie.

– Chase jest moim przyjacielem i musisz to zaakceptować – rzucił, dorównując mi kroku.

– A ty musisz w końcu zrozumieć, że to toleruję, ale wcale tego nie akceptuję.

Chase był o rok starszy i był po prostu dupkiem, który myślał, że może wszystko. Był arogancki i od zawsze się nie lubiliśmy. Nie miał nawet czym się pochwalić, nie należał do szkolnej drużyny koszykarskiej, a i tak wszystkie laski na niego leciały, wszystkie, poza cudowną Naomi Moore. Mieszkał kilka domów ode mnie i chciał chodzić z Parkerem co rano do szkoły, ale gdy tylko dowiedział się, że będę w tym uczestniczyć też ja, szybko zrezygnował z pomysłu. Wzajemnie za sobą nie przepadaliśmy, więc nie było to jednostronne uczucie, jak kiedyś myślał mój przyjaciel, gdy próbował przekonać mnie do Chase’a, opowiadając o nim w samych superlatywach. Próbował jeden dzień, bo następnego pokłóciłam się z tym idiotą na szkolnej stołówce, a on na oczach wszystkich oblał mnie sokiem pomarańczowym.

– Dobra, lepiej powiedz, jak się czujesz.

Byłam wdzięczna za zmianę tematu, ale ten też nie był wcale taki przyjemny.

– Jest okej, ale muszę wziąć zaliczkę od Jenny, bo kończą mi się leki – odpowiedziałam, unikając jego spojrzenia.

– Kończą? To znaczy, ile ci zostało?

Wiedziałam, że będzie podejrzliwy, bo bardzo dbał o to, żebym regularnie je brała. Unikałam odpowiedzi, rozglądając się po okolicy.

– Naomi, zadałem ci pytanie – powiedział zdenerwowanym tonem, a miałam świadomość tego, że będzie naprawdę wkurzony, gdy usłyszy moją odpowiedź.

– No… mam jeszcze na jutro! – Wyszczerzyłam się do niego, myśląc, że mój piękny uśmiech załatwi sprawę.

– Liczysz na to, że Jenna ci wypłaci? – parsknął zrezygnowany, sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z nich pieniądze, na które nie chciałam nawet patrzeć.

– Nawet o tym nie myśl, nie wezmę tego.

Nagle stanął w miejscu, szukając czegoś po kieszeniach, patrzyłam na niego, nic z tego nie rozumiejąc. Wyglądał na przestraszonego, więc szybko podeszłam, chcąc mu pomóc.

– Parker? – spytałam niepewnie.

– Masz coś na swojej torebce, nie ruszaj się – wyszeptał, stojąc w bezruchu. Chciałam się obrócić, bo byłam pewna, że nie chodziło o moją torebkę, ale chłopak szybko zerwał ją z mojego ramienia i włożył do niej pieniądze.

– Parker! – krzyknęłam, wzruszając ramionami. – Dzięki, ale wiesz, że bardzo tego nie lubię.

– Wiem, ale jeśli będziesz martwa, to nie będę mógł patrzeć na tę twoją niezadowoloną minę, więc daj spokój.

Uderzyłam go lekko w klatkę piersiową, a ten przytulił mnie do siebie i pociągnął za moje ucho. Uśmiechaliśmy się do siebie nawzajem, ale szybko przestaliśmy, gdy zobaczyliśmy ten zapyziały i przeludniony nastolatkami budynek, do którego musieliśmy wejść. Lekcje się jeszcze nie zaczęły, a ja już chciałam stamtąd uciec. A gdy ujrzałam palącego papierosa bruneta, który przyprawiał mnie o mdłości, miałam ochotę wrócić do swojego łóżka, które na pewno za mną tęskniło.

– No, w końcu, ile można czekać – odezwał się brunet, przewracając ciemnymi oczami, co zawsze mnie irytowało. Spojrzałam na niego ukradkiem i musiałam przyznać, że wyglądał bardzo dobrze w czarnej skórzanej kurtce, tak, że czasem żałowałam, że był płytkim i denerwującym człowiekiem.

– Jest i panna Moore – parsknął, cynicznie się przy tym uśmiechając, rozłożył swoje ręce jak do uścisku, który, doskonale wiedziałam, miał być pokazówką dla Parkera.

– No chyba sobie żartujesz, weź te łapy – odparłam, uderzając jego palce, które zbliżyły się zbyt blisko mnie.

– Naomi! – wyszeptał mój przyjaciel, szturchając mnie w ramię, ale nie zamierzałam nikogo przepraszać.

– Parker, nie wiedziałeś? Ona zawsze taka była.

Za każdym razem, gdy się odzywał, miałam ochotę po raz kolejny go uderzyć, tylko jakieś pięć razy mocniej.

– Wredna i chora na umyśle – dodał po chwili, a ja miałam jak na sam początek dnia naprawdę go dość, więc wyminęłam ich, uderzając bruneta w ramię.

– Nie, Naomi, nie rób mi tego! Nie odchodź! – Słyszałam z oddali jego śmiech, na który starałam się nie zwracać uwagi, ale naprawdę walczyłam ze samą sobą, by się nie odwrócić i nie uderzyć go dziś po raz trzeci. Szłam w kierunku wejścia do szkoły, kręcąc ze zrezygnowaniem głową, gdy tylko przypominałam sobie o istnieniu chłopaka imieniem Chase White, który sprawiał, że myśli o popełnieniu morderstwa stawały się bardzo prawdopodobne.

Weszłam do szkoły i uderzył we mnie harmider rozmów, których treści nie chciałam znać. Odór perfum pomieszanych z potem i nieświeżym oddechem również szybko dotarł do moich nozdrzy. Podeszłam do szafki, z której wyjęłam potrzebne mi na dziś książki. Gdy chwyciłam podręcznik do matematyki, naprawdę zachciało mi się płakać, bo wyobraziłam sobie, że będę musiała podejść do cholernej tablicy, a choćbym bardzo chciała, nigdy nic z matmy nie rozumiałam.

– Hej!!! – Złapałam się za ucho, gdy usłyszałam krzyk skierowany prosto do niego.

– Boże, Demi, jest siódma rano, skąd ty masz tyle entuzjazmu? – spytałam, obracając się do niej.

– No nie wiem, może jest piękny poniedziałkowy poranek? – odgryzła się, zamykając szafkę za mną.

– Piękny i poniedziałkowy? Te słowa się wykluczają – rzuciłam, na co posłała mi lekceważące spojrzenie.

Już się nie odezwała i razem udałyśmy się do sali od historii, która miała być naszą pierwszą lekcją. Co chwilę ziewałam, odczuwając skutki maratonu filmowego, którego powoli zaczynałam żałować. Usłyszałyśmy głośne krzyki dobiegające z holu szkoły, więc spojrzałyśmy w tamtą stronę – chciałabym cofnąć czas i nigdy tam nie patrzeć. Koledzy słynnego Chase’a gwizdali i wykrzykiwali nieznane mi do końca słowa, gdy do ich kumpla podeszły dwie dziewczyny. Widział, że patrzę, i spoglądał mi prosto w oczy, ale nie mogłam z jego twarzy wyczytać żadnej emocji. Szybko się odwróciłam i pociągnęłam za sobą blondynkę, dalej kierując się do sali od historii.

– No ale przyznaj, że jest przystojny! – Demi była rozkojarzona, ale tylko dlatego, bo po cichu uważała, że bardzo do siebie pasowaliśmy. Moje tłumaczenia jej nie satysfakcjonowały, więc odpuściłam, ale każdego dnia musiałam tego wysłuchiwać.

– Nawet jeśli uważasz, że jest, to mi tego nie powiesz! – Zrobiła obrażoną minę, ale dalej nie odpuszczała. – Chami albo Emise! Kiedyś wymyślę coś lepszego.

– Tak, tak, jasne – mruknęłam, zajmując miejsce w naszej ławce.

Rozbrzmiał dzwonek i do klasy schodziło się coraz więcej uczniów. W pomieszczeniu robiło się coraz duszniej, a pan Harris nadal siedział za biurkiem, nie przejmując się zbytnio tym, że minęło już pięć minut naszej lekcji. W końcu przemówił, powolnie sprawdzając obecność, powodując, że zrobiłam się jeszcze bardziej senna.

– Porozmawiamy dzisiaj o mitologii. – Gdy tylko usłyszałam ten temat, wiedziałam, że nie będę dłużej walczyć ze snem.

Położyłam się na ławce, zasłaniając się torebką, choć pan Harris bardzo rzadko na nas patrzył – przychodził do pracy, mówił, co miał powiedzieć, i wychodził. Może dlatego wszyscy uważali go za świetnego nauczyciela, bo niczego od nas nie wymagał. Czułam, że powoli zagłębiałam się w otchłań snu, gdy nagle mój oddech stał się płytszy, a serce zabiło szybciej. Uniosłam się powoli, nie chcąc pokazywać, że coś było ze mną nie tak. Czułam coraz mocniejsze kołatanie serca i nie miałam pojęcia, z jakiego powodu. Próbowałam wziąć głęboki wdech, ale szybko zrezygnowałam, gdy poczułam świst w klatce piersiowej.

– Idę do łazienki – wyszeptałam do blondynki.

Wyszłam z klasy, chcąc jak najszybciej dotrzeć do toalet. Przymknęłam oczy, czując, że robi mi się słabo, i właśnie przez to wpadłam na coś, a raczej na kogoś. Nadal nie mogłam złapać pełnego oddechu, a z mojego nosa czułam sączącą się lepką ciecz.

– No tak, ty przecież nigdy nie nauczysz się chodzić.

Zasłoniłam nos, widząc przed sobą tego idiotę, z którym nie miałam siły się droczyć. Chciałam go wyminąć, ale z każdą moją próbą wciąż zagradzał mi drogę.

– Nie żebym się martwił, ale nie wyglądasz najlepiej – powiedział, patrząc na mnie pełnym niezrozumienia wzrokiem.

Czułam, że przez moją rękę za chwilę przecieknie krew, która już obficie leciała mi z nosa, i w głowie szukałam na to wytłumaczenia.

– Chyba nie czujesz się za dobrze – powtórzył, a gdy kropla krwi spłynęła po mojej dłoni, jego wzrok diametralnie się zmienił. – Naomi, zabierz tę rękę.

Pokazałam mu zakrwawioną twarz, ale nie rozumiałam, dlaczego właściwie to zrobiłam, bo wiedziałam, że to będzie kolejnym tematem jego żartów ze mnie.

– Co ci się stało? – Naprawdę świetnie wychodziło mu granie zmartwionego Chase’a, którego oczy wyrażały tyle emocji.

– Pewnie jesteś zadowolony, będziesz miał się z czego śmiać.

– Odpowiedz na moje pytanie.

– Uderzyłam się, po co to całe zamieszanie. – Kaszlnęłam, czując coraz mniej powietrza w płucach. – Możesz już wrócić, skąd przyszedłeś, bo nie potrzebuję twojej zakłamanej litości, White.

Wyminęłam go i ruszyłam szybkim krokiem do łazienki, kaszel narastał i w kieszeniach dresów szukałam fiolki z lekarstwem. Na dnie buteleczki została jedna tabletka, którą od razu wzięłam do ust i popiłam. Obmyłam twarz zimną wodą, licząc na to, że ten dziwny stan za chwilę minie i wszystko wróci do normy. Domywałam dłonie z krwi i chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce. Wyjęłam telefon z zamiarem napisania do Parkera. Nawet jeśli nie miałam na to ochoty, musiałam napisać mu, że wychodzę ze szkoły, bo inaczej dostałabym ostrą reprymendę.

Naomi: Idę do domu, źle się poczułam.

Wróciłam do klasy, gdzie prawie wszyscy spali i nie zwracali na mnie uwagi. Pan Harris stał odwrócony przodem do tablicy, więc szybko zabrałam torbę i po cichu wyszłam. Opuściłam budynek szkoły, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu, by odpocząć. Lek jeszcze nie zaczął działać, więc szłam powoli, by nie przemęczyć swojego organizmu. Maszerowałam tak już dobre pięć minut, gdy zatrzymał się przy mnie samochód – dobrze mi znany, należący do jego ojca, czarny, najnowszy model mercedesa, którym miał w zwyczaju jeździć.

– Podwiozę cię, wsiadaj – powiedział, nie przyczepiając się do mnie żadnym złym słowem. Litował się nade mną, przed czym tak bardzo się broniłam.

– Podziękuję – mruknęłam, przyśpieszając kroku.

– Naomi, źle się czułaś. – Jego troskliwe słowa mnie zszokowały, a jednocześnie starałam się je wypierać.

– No i? Co cię to obchodzi?

– Właściwie to nic, po prostu jestem ciekawy, co się stało. – Mogłam spodziewać się takiej odpowiedzi i już chciałam się odgryźć, ale ponownie zaczęłam dusić się kaszlem.

– White, po prostu jedź. Jestem dużą dziewczynką i na pewno dam sobie radę.

Patrzył na mnie chwilę tym spojrzeniem, które było u niego rzadko spotykane. Widziałam, że był podejrzliwy, ale nie bałam się, by mógł coś zauważyć. Taka sytuacja w szkole zdarzyła mi się drugi raz, więc nie czułam żadnego zagrożenia z jego strony. Chciał wiedzieć, co mi się stało, żeby jutro, witając mnie w szkole, wbić mi szpilkę z tego powodu. Odjechał, a ja poczułam ulgę, że mam tego wariata z głowy.

ROZDZIAŁ 2

Dotarłam do domu, gdzie czułam się najbezpieczniej, i w końcu mogłam okazać swoje prawdziwe emocje i stan. Głośno kaszlałam, wypluwając z buzi krew, która lała się gardłem z nosa. Mamy nie było, zawsze wracała o siedemnastej i jeszcze nigdy nie zjawiła się wcześniej, nie licząc mojej złamanej nogi kilka lat temu. Nalałam sobie szklankę zimnej wody i powoli ją piłam, licząc na to, że wszystko za chwilę się uspokoi, i tak się stało. Tabletka zaczęła działać, a serce wybijało regularny rytm. Naprawdę się przestraszyłam, bo już dawno nie przytrafiło mi się coś takiego. Ten atak nastąpił po godzinie od wzięcia lekarstwa i obawiałam się, że nie było to dobrym znakiem. Na początku próbowałam to wypierać, tłumacząc sobie, że to na pewno przez duchotę w klasie, ale krwotok z nosa nie mógł być tym spowodowany. Stan się pogarszał, bo nie brałam wystarczającej dawki leków, i zaczynałam się obawiać, czy dalej to wszystko sama pociągnę.

Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam walenie do drzwi. Chwyciłam za doniczkę, pod którą zawsze trzymałam klucz, i podeszłam, by je otworzyć. Już prawie zdążyłam się zamachnąć i uderzyć intruza, ale w ostatniej chwili wyhamowałam ruch, rozpoznając mojego przyjaciela.

– Parker?! – krzyknęłam, głośno wzdychając, i odstawiłam doniczkę na jej miejsce. – Zwariowałeś? – dodałam po chwili, mierząc go spojrzeniem. Nic nie powiedział, tylko wpadł w moje ciało i bardzo mocno je ścisnął, aż zabolało.

– Dobra, już! Bo mnie udusisz – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

– Jezu, dziewczyno, weź mnie nie strasz. – Był zestresowany, a z jego czoła ściekała mała kropla potu.

– Parker, ja tylko źle się poczułam, wyluzuj – rzuciłam uspokajająco, bo mimo wszystko, widząc tę całą sytuację i jego zachowanie, było mi przykro, że aż tak obarczyłam go tym wszystkim. Czasami żałowałam, że mu powiedziałam, bo miałam wrażenie, że nie mógł przeżywać beztrosko tych wszystkich rzeczy, jakich powinien doświadczyć każdy nastolatek, i czułam się za to odpowiedzialna.

– Nie musiałeś się zrywać z lekcji, których i tak sporo opuszczasz – powiedziałam, unosząc palec w górę, i przez chwilę poczułam się jak własna matka, na co skrzywiłam się w zażenowaniu.

– Aha! Mówi mi to Naomi, która w ciągu tygodnia zaspała pięć razy! – odgryzł się. Cóż, nie miałam na to dobrego wytłumaczenia, kochałam przesiadywać nocami, więc poranki były dla mnie ciężką porą dnia.

– Chase się zerwał, więc nie miałem po co tam siedzieć, jak waszej dwójki tam nie ma. – Zapomniałam o brunecie, który dość nachalnie oferował mi pomoc niespełna kilkanaście minut temu.

– Coś ci powiedział? – wypaliłam i ugryzłam się w język, gdy zrozumiałam, co powiedziałam.

– A miał coś powiedzieć? – Zmrużył oczy, nie bardzo rozumiejąc, o co mi chodziło.

– White zawsze mówi jakieś idiotyczne rzeczy, więc spytałam dla pewności – próbowałam wybrnąć z tej sytuacji, mając nadzieję, że mi się uda.

– Nie, mówił tylko, że wychodzi. Tyle – odparł, zdejmując kurtkę.

Nie wspominałam już o ulubionym koledze mojego przyjaciela, którego dzisiejsze zachowanie było dziwne. Może był taki jak zawsze, a mi po prostu ubzdurało się, że inaczej na mnie spojrzał i odezwał milej, niż miał to w zwyczaju. Jedno było pewne, udawał tylko po to, żeby jutro posłać mi kolejny wredny tekst, bo po prostu uwielbiał to robić, a ja chyba do tego przywykłam. Nie przepadaliśmy za sobą, ale musieliśmy się znosić przez wzgląd na Parkera, który dla nas obojga znaczył wiele. Nie wiedziałam, kiedy dokładnie Chase go poznał, ale z opowieści krążących po mieście, było to przy jego przeprowadzce pięć lat temu. Znali się pięć lat, czyli ja znosiłam go już pięć lat, w co nie mogłam uwierzyć, naprawdę miałam anielską cierpliwość.

– Co robimy? – spytał, rozwalając nogi na stoliku przy kanapie.

– Nie chcę po raz kolejny zabrzmieć jak moja matka, ale doskonale wiesz, co byś od niej usłyszał.

– Słyszysz to? – Zrobił tę dziwną minę, której nie potrafiłam opisać. – Cisza, bo Adeline tutaj nie ma, więc zostańmy w tej ciszy, złotko.

Przewróciłam oczami na jego słowa, usiadłam obok niego i zaczęłam przeglądać telefon. Blondyn włączył jakieś reality show dla półmózgów, więc nawet nie miałam ochoty patrzeć w ekran telewizora. Na szkolnym forum zauważyłam ogłoszenie o imprezie. Zerknęłam na blondyna, wiedziałam, że muszę go tam zaciągnąć, bo zasługiwał na to, żeby na chwilę się od wszystkiego oderwać, żeby oderwać się ode mnie.

– Mam pomysł – powiedziałam, wyłączając telewizor i zmuszając tym chłopaka, by na mnie spojrzał.

– Yhm, już się boję – mruknął, marszcząc brwi.

– Idziemy na imprezę! – próbowałam udawać entuzjazm, żeby brzmieć choć trochę przekonująco.

– Wow, Naomi, super! – Wiedziałam, że mi się nie udało, gdy on zrobił to samo. – Przypominam ci, że musimy iść dzisiaj do pracy.

Faktycznie, wypadło mi to z głowy, ale nie był to problem bez rozwiązania.

– Napiszę Jennie, że przyjdziemy dziś wcześniej. Wieczór będzie wolny. – Czekałam na jego odpowiedź, szeroko się uśmiechając.

– No nie wiem… – Nie był przekonany, a ja byłam okropnie słaba w przekonywaniu, więc spróbowałam innej taktyki.

– Wiesz co, Parker, żeby laska musiała cię błagać o to, abyś poszedł z nią na imprezę…

Wyraz jego twarzy powoli się zmieniał, a kąciki ust uniosły. Szturchnął mnie w ramię i pokiwał twierdząco głową, na co uniosłam ręce do góry na znak zwycięstwa. Wstałam z kanapy i rozejrzałam się po mieszkaniu, zastanawiając, jak bardzo dostanę, jeśli zostawię tutaj lekki bałagan. Poszłam na górę, by wciągnąć na siebie niebieskie dżinsy, bo od razu po pracy mieliśmy udać się do miejsca, dokąd wcale nie chciało mi się jechać, ale czułam, że przyjaciel tego potrzebuje. Nie robiłam tego z przymusu, a z chęci zobaczenia zrelaksowanego Parkera, który choć na chwilę mógłby o tym wszystkim zapomnieć. Zasługiwał na to, bo był wspaniałym człowiekiem.

– Musimy po drodze wstąpić do apteki – powiedział, lustrując mnie uważnym spojrzeniem.

– Parker, zostaw to mnie, pójdę po imprezie. Apteki są tutaj otwarte całą dobę, nie stresuj się. – Naprawdę chciałam, żeby poczuł, czym było życie bez mojej choroby, tak jak kiedyś. – A teraz zawijaj dupę, bo musimy się wyrobić ze wszystkim – dodałam, łapiąc torebkę. Otworzyłam drzwi i czekałam, aż szanowny książę wstanie i zechce wyjść ze mną do pracy, w której klienci zawsze byli tacy mili.

Mieliśmy to szczęście, że kawiarnia „Coffee in Boonville” znajdowała się parę kroków ode mnie, więc nie musieliśmy się spieszyć. Blondyn odpalił papierosa różową zapalniczką, którą kiedyś mu dałam. Zdziwiłam się, gdy ją zobaczyłam.

– Ona nadal działa? – parsknęłam, zabierając ją z jego dłoni.

– Nie, to sztuczny płomień – powiedział sarkastycznie, na co pokazałam mu język.

– Solidna, musiał ci ją dać ktoś fantastyczny! – Lubiłam patrzeć, jak się uśmiechał, bo widziałam w nim wtedy Parkera sprzed mojej choroby, po prostu beztroskiego nastolatka.

– Jakaś wariatka wepchnęła mi ją do kieszeni, rozumiesz? – odparł oburzony. – A potem chciała ją z powrotem. Żenujące.

Już nic nie odpowiedziałam, tylko zaśmiałam się na jego słowa, które… cóż, były prawdą. Szliśmy w ciszy, przygotowując się na zobaczenie wkurzonej, poirytowanej Jenny w godzinach szczytu. Kiedyś bałam się stracha na wróble, ale ta Jenna była straszniejsza niż wszystko inne. Zaszliśmy od zaplecza, a zielone drzwi otwierały się i zamykały, przepuszczając zabieganą kobietę, która chyba sama nie do końca wiedziała, co robiła.

– Cześć, Jenna? – spytałam bardziej, niż powiedziałam, bo wyglądała, jakby nie kojarzyła, co wokół niej się dzieje.

– Yhm, czeka nas ciężkie sześć godzin – stwierdził blondyn, gapiąc się pusto w drzwi.

Popatrzyliśmy na siebie ostatni raz i zaciskając zęby, weszliśmy do środka. Włożyliśmy zielone fartuchy. Było po jedenastej i nawet nie wiedziałam, kiedy to zleciało, bo kilka minut temu dałabym sobie rękę uciąć, że jest dziewiąta, ale najwyraźniej chwilę u mnie siedzieliśmy.

Minęło parę godzin, ruch się zmniejszał, więc Jenna zrobiła się spokojniejsza. Parker poszedł na przerwę, a ja tylko czekałam, aż wróci i nasze role się zamienią. Czyściłam ekspres do kawy, czego wręcz nienawidziłam robić, bo wszystko w środku było poklejone, a zazwyczaj to właśnie ja dostawałam to zadanie, co mnie irytowało, ale w zasadzie nie powinnam narzekać, bo tak wyglądała moja praca. Jeśli nie było klientów, musieliśmy wszystko pod nich przygotować. Pracowaliśmy tutaj już dwa lata i było naprawdę w porządku. Jenna, nasza przełożona, naprawdę była zabawna, chociaż tego nie pokazywała. Gdy tylko drzwi się uchyliły i zobaczyłam blondyna, rzuciłam mu gąbkę i ruszyłam na przerwę, widząc jego niezadowoloną minę. Zazwyczaj przerwy spędzaliśmy na tyłach kawiarni, gdzie znajdował się stolik z kilkoma krzesłami, a śmieci walające się wokół niego stwarzały idealną atmosferę do zjedzenia posiłku. Kochałam zapach kawy, ale piłam tylko bezkofeinową, bo nie miałam odwagi codziennie serwować mojemu wrażliwemu sercu takiej dawki kofeiny. Tak było i tym razem, wzięłam ze sobą telefon i napój, i zasiadłam w tej romantycznej scenerii. Postanowiłam napisać do mamy, by wiedziała, że wrócę później niż zwykle.

Przeglądałam media społecznościowe, popijając ciepły napar, który smakował przepysznie, doprawiony odrobiną syropu karmelowego. Zaczął wiać delikatny wiatr, więc weszłam do środka po polar, który zawsze wisiał na wieszaku i chyba nie miał właściciela. Wróciłam z zamiarem ponownego zajęcia miejsca, ale poczułam przeszywający ból w nadgarstku. Odwróciłam się, żeby zobaczyć, co mnie ciągnie w jedną z pobliskich uliczek, i myślałam, że wybuchnę ze złości, gdy zobaczyłam te brązowe włosy.

– Chase? Co ty wyprawiasz! – krzyknęłam, próbując wyrwać się z jego uścisku. – Chase!

– Mamy do pogadania – odpowiedział, w końcu puszczając moją rękę, którą od razu zaczęłam masować.

– Nie możesz ot tak sobie przyjść i powiedzieć, że mamy do pogadania. Bo nawet nie mamy o czym rozmawiać.

– Ależ oczywiście, że mamy.

Zaskoczył mnie, bo nie pamiętałam, kiedy rozmawialiśmy, zamiast skakać sobie wzajemnie do gardeł.

– Więc? – mruknęłam zrezygnowana.

– Co to było dzisiaj, co? – odparł, poprawiając swoją skórzaną kurtkę. – Co ci się stało, powiedz mi.

– Z jakiej racji mam ci to wszystko mówić? To nie jest twoja sprawa – prychnęłam, odwracając się od niego z zamiarem powrotu do kawiarni, ale ten szybko złapał moje ramię.

– Słuchaj, Naomi – warknął, podnosząc mój podbródek ku górze – jesteś jaka jesteś, ale tylko ja mogę być dla ciebie wrogiem. Więc teraz powiesz mi, kto ci to zrobił.

Jego słowa zszokowały mnie na tyle, że patrzyłam na niego z lekko otwartymi ustami, nic nie mówiąc. Wiedziałam, że mówił tak, aby uświadomić mi, że nigdy nie przestanie być dla mnie aroganckim dupkiem, ale nie wiedziałam, po co fatygował się aż tutaj. Irytował mnie, bo myślał, że ot tak wszystko mu powiem, jakbyśmy byli co najmniej znajomymi, a byliśmy…

No właśnie, kim my dla siebie byliśmy?

– Chase, powtórzę po raz ostatni. To nie jest twoja sprawa.

Wyrwałam się mu z uścisku i wróciłam do pracy, gdzie moje myśli cały czas zaprzątało jego dziwne zachowanie. Nie zmieniłam zdania o nim, ale intrygowało mnie, do czego potrzebne były mu te informacje.

A może bał się, że miał w szkole konkurencję?

ROZDZIAŁ 3

Nasza zmiana powoli dobiegała końca i zdawałam sobie sprawę, że kolejne kilka godzin spędzimy w gronie większym niż trzy osoby, co trochę mnie przerażało, bo nie pamiętałam, kiedy ostatnio gdziekolwiek wyszliśmy, ale tłumaczyłam sobie, że musiał nastać ten czas. Starałam się nie nastawiać negatywnie, bo uważałam, że traktowałam siebie za surowo, a może po prostu bałam potraktować się inaczej niż przez pryzmat choroby. Kiedy kolejne dni mijały na ciągłej monotonii życia, zaczynałam zdawać sobie sprawę, że nie mogłam zabronić sobie marzyć, nawet jeśli te marzenia były nierealne. Zaczynałam rozumieć, że żeby żyć, nie potrzebowałam tylko leków, potrzebowałam być szczęśliwa. Otrząsnęłam się z tych rozważań, gdy zorientowałam się, że myślałam o sobie, jakbym za chwilę miała stąd zniknąć.

– Naomi? – usłyszałam głos Jenny, więc wychyliłam się zza lady, pod którą zmiatałam.

– Hm? – mruknęłam.

– Zamieciesz też główną?

Pokiwałam twierdząco, rozglądając się za blondynem, którego nie widziałam od dłuższego czasu. Gdy zamiotłam całe pomieszczenie, poszłam w głąb kawiarni, by zdjąć fartuch. Drzwi, którymi zawsze wychodziliśmy, były uchylone i dochodziły zza nich urywki rozmowy, a że byłam wścibska, to udawałam, że czyszczę okno, podsłuchując z ukrycia rozmowę Parkera z nieznaną mi osobą, która miała dziwnie zachrypnięty głos, zupełnie jakby chwilę temu płakała.

– A gdzie on teraz jest? – usłyszałam głos mojego przyjaciela, który wydawał się bardzo zmartwiony.

– Nie wiem dokładnie, matka mi o tym powiedziała. – Byłam pewna, że to był męski głos, ale nie potrafiłam go zidentyfikować.

– A co, jeśli tego nie zrobisz? – Parker był bardzo przejęty, co uwydatniał jego poważny ton.

– Naśle kogoś, żeby zrobił z nami porządek albo posunie się do gorszych rzeczy, o których sam nie chcę myśleć.

Jeszcze chwilę ze sobą rozmawiali, a gdy usłyszałam zbicie piątki, odbiegłam kilka kroków i w końcu zdjęłam fartuch.

– Urządzasz sobie pogawędki, a ja muszę odwalać brudną robotę – rzuciłam pospiesznie, dokładnie obserwując reakcję przyjaciela. Był rozkojarzony i czułam się okropnie, widząc, że przygniotły go problemy jego znajomych. Bardzo chciałam go odciążyć, ale nie mogłam.

Gdybym tylko potrafiła cofnąć czas i nie mówić mu o sobie, to wszystko bolałoby go mniej.

– Idziemy na imprezę, zaraz sobie odbijesz – pocieszył mnie. Mimo że nie czuł się najlepiej, nadal był najlepszym przyjacielem, który wspierał najmocniej. Każdy, ale to każdy, mógł mi go zazdrościć.

Unikał tematu, a ja nie lubiłam na niego naciskać. Jeśli nie mówił, to oznaczało, że sam nie oswoił się z sytuacją, która musiała sprawić mu wiele trudności. Parker był jedną z tych osób, która zanim podzieliła się z kimś tym, co ją drażniło, sama musiała się z tym pogodzić. Nawet nie chodziło o to, że był skryty czy tajemniczy, bo te słowa były jego przeciwieństwem. Chodziło o drugą osobę, bo on był idealny, ale miał jedną wadę, która go wyniszczała. Nigdy nie stawiał siebie na pierwszym miejscu.

Wyszliśmy z pracy w ciszy, pożegnawszy się z Jenną. Parker wyglądał, jakby nadal intensywnie myślał nad tym, co usłyszał kilka minut temu. Bardzo chciałam wiedzieć, z kim rozmawiał i o co chodziło, bo widziałam, jak zżerało go to od środka. Nie mogłam mu pomóc inaczej, oprócz idiotycznego pytania, czy wszystko w porządku, które musiałam zadać, by wytrącić go z rozmyślań.

– Parker? Jesteś? – powiedziałam, chwytając go pod ramię.

– Co? A, tak, jestem. Jakoś się zamyśliłem. – Parsknął nerwowym śmiechem, drapiąc się po głowie. – To co? Melanż życia, tak jak kiedyś?

– Zdecydowanie – odparłam szczerze, chcąc być dla niego dobrym towarzystwem tej nocy, bo po prostu na to zasługiwał.

– Gdzie właściwie odbywa się ta impreza? – spytał, unosząc jedną brew.

– Ulicę dalej od domu Chase’a – odpowiedziałam, sprawdzając lokalizację. – Myślisz, że przyjdzie?

Pierwszy raz chciałam zobaczyć ciemne oczy, które mnie irytowały, i brązowe, zawsze potargane włosy, bo wiedziałam, że ci dwaj siebie potrzebowali. Fakt, nie pałaliśmy z Chase’em wzajemną miłością, ale żadne z nas nie przywłaszczało sobie Parkera, bo on nie był niczyją własnością. Dlatego gdy widziałam mojego najlepszego przyjaciela w takim stanie, nie mogłam żądać, żeby spędził ze mną cały wieczór. Nawet tego nie chciałam, widziałam, jak dobrze się dogadywali, dostrzegałam, jak bardzo nawzajem sobie pomagali, i chciałam, żeby było między nimi dobrze, mimo że dla mnie Chase był idiotą, ale dla Parkera był najlepszym przyjacielem i tylko to się liczyło.

– Chyba nie ominąłby imprezy pod swoim nosem – zaśmiał się, wpatrując w mój telefon. – Chciałbym, żebyś poznała go kiedyś z tej jego niedurnowatej strony – dodał, głośno wzdychając. – Myślę, że byłoby wam łatwiej się dogadać.

– To on ma niedurnowatą stronę? – przedrzeźniłam go, a ten obdarzył mnie złowrogim spojrzeniem, na co od razu uniosłam ręce w obronnym geście. – Nie mówię nie, ale nie daję temu dużych szans. – Zacisnęłam usta w cienką linię i spuściłam wzrok. – Może jest lepiej tak, jak jest.

Staliśmy przed pięknie oświetlonym małymi żarówkami domem zacnych rozmiarów. Impreza miała się dopiero zacząć, a już zgromadziła się tu spora liczba ludzi. Dochodziły do nas głośne krzyki, oznaczające zbliżający się start tego wielkiego wydarzenia. Czułam pewnego rodzaju blokadę, kiedy widziałam to wszystko na własne oczy. W mojej wyobraźni wydawało się to dużo łatwiejsze. Po pierwsze, tych ludzi miało być znacznie mniej, a stres miał być tylko delikatnie odczuwalny. Po drugie, moje serce miało nie bić tak szybko, a trzeciego punktu nie było, bo nie potrafiłam wymyślić go tak szybko jak dwóch poprzednich. Wszystko było tworem wyobraźni, która bała spotkać się z rzeczywistością. Nie chciałam tego przeżywać, więc wszystko stało się dobrą wymówką, bo tych naprawdę dobrych już mi brakowało.

Usłyszałam huk i zobaczyłam na ziemi Parkera, na którym leżał Chase. Uśmiechnęłam się na ten widok, słysząc jego śmiech. O Chasie zawsze krążyły różne plotki. O tym, że bawi się laskami czy, że bywa arogancki, ale przyjacielem był naprawdę dobrym. I mówi to Naomi Moore, która nienawidzi Chase’a White’a.

– To co, stary, trzeba się napić. Chodź! – krzyknął brunet, pomagając mu wstać. Parker na chwilę się zatrzymał.

– Idziesz? – spytał, wskazując głową w kierunku domu.

– Potem dołączę – odpowiedziałam, posyłając mu delikatny uśmiech.

Ruszyli przed siebie, ale tym razem to brunet się zatrzymał i odwrócił w moją stronę, przez chwilę patrzył na mnie, a ja nie oderwałam od niego wzroku. Szybko jednak dołączył do blondyna i zniknęli w ogrodzie, wśród towarzystwa, w którym czuli się wspaniale. Usiadłam na schodach prowadzących do posiadłości i zaczęłam obserwować to wszystko z boku, zanim miałam do nich dołączyć. Czułam się, jakbym przez chwilę znajdowała się nad przepaścią między szczęściem a życiem. Dopadła mnie okropna zazdrość, gdy patrzyłam na tych wszystkich ludzi, którzy mogli cieszyć się beztroską. Wydawało mi się, że nie mieli żadnych problemów, bo samolubnie skupiłam się na sobie i własnym cierpieniu. Sama nie wiedziałam, na czym stoję, nie wiedziałam, ile tak naprawdę zostało mi czasu, nie wiedziałam, czy powinnam teraz nad tym rozmyślać, bo może wcale go nie miałam. Nie miałam wystarczająco dużo pieniędzy, żeby pójść do dobrego lekarza, który powiedziałby mi prawdę. Nie miałam środków na inne leki niż te, które jak powoli zauważałam, przestawały działać, i chyba zaczynałam się godzić ze świadomością, że powoli znikałam.

– Można się dosiąść? – doszedł mnie przyjemny głos. Uniosłam wzrok i zobaczyłam szatyna, na oko dwudziestoletniego, którego nigdy wcześniej nie widziałam.

– Jasne – odpowiedziałam, robiąc mu miejsce obok siebie.

– Cody, miło mi poznać. – Wyciągnął rękę, a jego niebieskie tęczówki przyciągnęły moje spojrzenie.

– Naomi – odpowiedziałam, odwzajemniając jego gest.

– Niespotykane imię. – Uniósł kąciki ust, puszczając moją dłoń.

– Można tak powiedzieć. – Czułam się skrępowana, bo dawno nie rozmawiałam z mężczyzną innym niż Parker czy Chase. Nie że nie potrafiłam, ale chyba zapomniałam, jak to powinno przebiegać.

– Co tutaj robisz? – zagaił, nadal intensywnie na mnie patrząc.

– Mogłabym spytać o to samo, bo wcale nie wyglądasz na licealistę – mruknęłam, ukradkiem mu się przypatrując.

Chciał już coś odpowiedzieć, ale przerwał nam dzwonek mojego telefonu. Zdziwiłam się, gdy na ekranie ujrzałam imię „Chase”. Chwilę się zastanawiałam, ale odeszłam kilka kroków i odebrałam połączenie.

– Dlaczego rozmawiasz z obcym gościem? – Nie spodziewałam się słów, które usłyszałam.

– Obserwujesz mnie? – powiedziałam oburzona, rozglądając się wokół, i z daleka dostrzegłam chłopaka, który trzymał telefon przy uchu, a brązowe włosy jak zawsze miał roztrzepane. Doskonale wiedział, że go widziałam.

– Nie – odpowiedział, a słuchawka po drugiej stronie straciła sygnał.

Wróciłam na schody, gdzie nadal siedział poznany kilka minut temu mężczyzna, który trochę mnie przerażał, bo pojawił się po prostu znikąd.

– Jestem – powiedziałam cicho.

Chciałam usiąść na poprzednim miejscu, ale zapach nikotyny i dłoń oplatająca moją spowodowały opór. Pociągnął mnie i schował za swoimi plecami, ciężko oddychając. Naprawdę nie wiedziałam, co się z nim ostatnio działo. Coś uległo zmianie, tylko nie rozumiałam co.

– Chase, co ty wyprawiasz? – wyszeptałam wprost do jego ucha, jednak zignorował moje słowa.

Odepchnął mnie dalej, a ja przestałam zupełnie rozumieć, o co tutaj chodziło. Patrzyli na siebie z szatynem przez dłuższy czas, wymieniając wrogie spojrzenia. Cody w końcu odpuścił i po prostu odszedł, zostawiając mnie z brunetem, którego zachowanie zaczynało mnie przerażać.

– W co ty się pakujesz, co?! – krzyknął, podchodząc do mnie bliżej.

– Chase, nie krzycz na mnie, bo nawet nie wiem, o co ci chodzi!

– Co wzięłaś?! – kontynuował przesłuchanie. Chwyciwszy mnie za brodę, uważnie przyglądał się ustom, aż w końcu mocno odepchnął moją twarz, cicho mamrocząc pod nosem.

– Możesz mi wyjaśnić, dlaczego się tak zachowujesz? – Byłam zszokowana, bo jeszcze nigdy nie widziałam go w takiej wersji.

– Dlaczego ja się tak zachowuję? – parsknął głośno. – To nie ja mam fioletowe usta od brania prochów, które daje ci szemrany typ.

Przytknęłam dłoń do warg, zdając sobie doskonale sprawę z tego, dlaczego przybrały taki kolor. Mój organizm nie miał wystarczającej ilości tlenu i czasem nie mogłam uniknąć tego objawu, jednak zabolało mnie to, co powiedział. Wiedziałam, że się nie lubiliśmy, ale nie sądziłam, że mógłby pomyśleć o mnie w taki raniący sposób. Choroba sprawiała, że ludzie postrzegali mnie inaczej. Skoro nie chciałam litości, to dostawałam karę w postaci bycia niezrozumianą, i miałam cholernie dosyć całej tej sytuacji. Miałam dosyć siebie i tego, że nie mogłam być wystarczająca. Spojrzałam na chłopaka ostatni raz i odeszłam, nawet nie wchodząc na imprezę. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, by nie zobaczył, że wywołał we mnie swoimi słowami jakiekolwiek emocje.

ROZDZIAŁ 4

Czułam się, jakbym przed chwilą została upokorzona. Chorowałam na zapalenie mięśnia sercowego, ale ja nazywałam to po prostu tym „gorszym sercem”. Na początku bardzo ciężko było się domyślić, co mi jest, przez bardzo długi czas byłam przeziębiona i osłabiona, pamiętam, że rodzicie zabrali mnie nawet do szpitala. Dyżurujący tam wtedy lekarz był pewny, że skoro mam piętnaście lat, to z pewnością nie chce mi się chodzić do szkoły, i przepisał mi losowy antybiotyk. Pamiętam też, jak mama zaglądała do mojego pokoju, a gdy źle się czułam, po jej policzkach spływały łzy, które tak bardzo starała się ukryć. Wszystko zmieniło się trzy lata temu, gdy Parker wyczytał jakieś bzdury na portalach internetowych, w które wtedy nie chciałam wierzyć. Oboje nie mieliśmy pieniędzy na dobrego lekarza, ale mój przyjaciel miał sporo bliskich znajomych kilkadziesiąt kilometrów stąd. Wyrobił mi fałszywy dowód i przez chwilę mogłam poczuć się jak Lily Dawson. Wymalowana, w blond peruce, byłam dziewczyną, która miała aż dwadzieścia dwa lata. Nie wiedziałam, czy lekarz, do którego umówili nas znajomi Parkera, nie zorientował się, że mam ich tylko piętnaście, a może doskonale wiedział, ale z jakichś powodów postanowił mnie nie wydać. Sam był po trzydziestce, przyjmował w domu, w miejscowości oddalonej o sto kilometrów od Boonville. Wybraliśmy go, bo nie chciałam ryzykować, że rodzice się dowiedzą. Po dziesięciu minutach rozmowy był pewien, co mi jest. A mi wystarczało, że wypisał receptę i w końcu miałam leki, które jakkolwiek mnie tutaj trzymały. Czy jako piętnastoletnia dziewczynka po usłyszeniu takiej diagnozy się bałam? Nie, nie bałam się, byłam przerażona, ale z upływem czasu uznałam, że byłam bardzo odważna.

Dlatego gdy Chase zarzucił mi takie rzeczy, coś we mnie pękło. Uzależnienie było bardzo ciężką chorobą, zwłaszcza pod względem konsekwencji, jakie za sobą niosło. Niesprawiedliwość jego oceny była ogromna, bo pomimo że mogłam nie mieć wystarczającej ilości czasu, by doczekać znalezienia dawcy, nigdy nie zamieniłabym swojego życia na inne. Jasne, wolałabym być zdrowa i żyć tak, jak tylko zechcę, ale byłam szczęśliwa, bo miałam wszystko, czego chciałam.

Szłam do domu, po drodze planując zajść do apteki. Ciągle wracało do mnie wspomnienie tego, co się wydarzyło na imprezie, i byłam na siebie zła, że pokazałam emocje komuś takiemu jak Chase. Zachowałam się jak tchórz i po prostu uciekłam, ale to wydawało się dobrym rozwiązaniem. Gdy jesteś chory, za wszelką cenę starasz się utrzymywać pozory normalności, a nawet zgrywasz silniejszego, niż jesteś, starasz się ukryć, jak bardzo ta choroba cię wyniszczyła i jak bardzo jesteś kruchy. Czasem coś w tobie pęka i masz dość zakładania codziennej maski, masz dość podejrzeń, które padają pod twoim adresem, masz dość spojrzeń, z którymi się spotykasz, a z biegiem czasu masz po prostu dość życia. Zdarzało się, że zastanawiałam się, dlaczego to wszystko spotkało właśnie mnie, ale do tej pory nie znałam odpowiedzi na to pytanie.

Gdy stanęłam przed drzwiami apteki, sięgnęłam do torebki w poszukiwaniu pieniędzy, które pożyczył mi przyjaciel. Moje serce zabiło szybciej, bo żadnych nie znalazłam, a byłam pewna, że właśnie do tej torebki wrzucił mnie je Parker. Przecierałam dłońmi twarz, nie wierząc, że zgubiłam pieniądze, które miały mi pomóc. Byłam na siebie wściekła, bo naprawdę były mi potrzebne. Usiadłam na schodach przed budynkiem i schowałam twarz w dłoniach, starając się nie rozpłakać. Ten wieczór przyniósł mi naprawdę sporo kłopotów, najpierw Chase, który za chwilę rozpowie całej szkole, że biorę prochy, a teraz pieniądze, których nie ma. No i leki, których też mieć nie będę.

Wzięłam telefon i próbowałam dodzwonić się do Parkera, ale gdy usłyszałam sygnał, od razu się rozłączyłam, postanawiając nie psuć mu cudownego wieczoru, na który zasługiwał. Zdecydowałam się iść do domu, ale gdy tylko zeszłam ze schodków, wpadłam na kogoś. Słysząc szelest skórzanej kurtki, zrozumiałam, że po raz kolejny będę musiała wysłuchiwać jego durnych zarzutów. Uniosłam wzrok i ujrzałam ciemne tęczówki, które dziwnie błyszczały.

– Mało ci? Musisz wziąć więcej?

Przewróciłam oczami na te słowa i po prostu go wyminęłam. Szłam przed siebie, naiwnie licząc, że po prostu odpuści.

– Dlaczego sobie to robisz? – rzucił pospiesznie, dorównując mi kroku.

Nie miałam ochoty słuchać jego dociekliwych komentarzy.

– Dlaczego miałabym ci cokolwiek powiedzieć, co? – warknęłam poirytowana i spojrzałam na niego pytająco, bo naprawdę chciałam wiedzieć. – My się nawet nie lubimy Chase.

Nie usłyszałam od chłopaka żadnej odpowiedzi. Byłam szczęśliwa, że odpuścił i w spokoju mogę wrócić do domu, w którym wreszcie będę sama. Już otwierałam drzwi wejściowe, gdy za mną zaskrzypiała furtka.

– Ja nigdy tego nie powiedziałem.

Odwróciłam się i zobaczyłam, że opiera się o płot, przygryzając dolną wargę.

– Nie powiedziałeś czego? – Doskonale wiedziałam, o co mu chodziło, ale choć raz chciałam to usłyszeć.

– Nigdy nie powiedziałem, że cię nie lubię.

Popatrzyłam na niego i nie wiedząc, co miałabym odpowiedzieć, po prostu zniknęłam za drzwiami. Zachowywał się zupełnie inaczej niż wcześniej, niby nadal nie był miły, ale coś się zmieniło. Nie potrafiłam zupełnie odczytać jego intencji, które jak się spodziewałam, na pewno nie były najlepsze. Weszłam po schodach na górę i zaczęłam szukać pustych fiolek po lekach. Nie miałam za co kupić następnej dawki, więc zaczęłam zsypywać osad białego proszku ze wszystkich buteleczek, jakie posiadałam. Dzisiaj nie mogłam już wziąć kolejnej tabletki, ale musiałam mieć cokolwiek na rano. Udało mi się uzbierać trochę proszku, a butelkę z nim schowałam pod poduszkę. Poszłam do łazienki, która znajdowała się przy moim pokoju, i przejrzałam się w lustrze. Usta naprawdę miałam sine, zdarzało się to do tej pory rzadko, a widok potrafił być przerażający. Działo się tak na skutek niedotlenienia. Wystarczył płacz czy drobny wysiłek fizyczny, żebym nie mogła złapać oddechu, jednak te sine usta pojawiły się już trzeci raz i pewnie nie oznaczały niczego dobrego. Rozpuściłam włosy i zdjęłam ubrania, by wejść pod prysznic. Wygoniłam z głowy wszystkie myśli i obmywałam ciało gorącą wodą. Zamknęłam oczy i oddałam się tej przyjemnej chwili. Kochałam wodę, która umożliwiała zmycie wszystkiego, co tak bardzo mogło dręczyć człowieka. Pomieszczenie wypełniała para, przez co ciepło było odczuwalne jeszcze bardziej. Stałam w bezruchu, z prawą ręką na klatce piersiowej, gdzie czułam bicie serca, które nie było regularne, a osłabione i zmęczone wszystkim, co działo się w ostatnim czasie. Uśmiechnęłam się lekko, czując, że bije, bo to znaczyło, że jeszcze była dla mnie nadzieja. Po kąpieli nałożyłam na usta pomadkę w odcieniu ciemnego różu, która zakryła barwę moich warg. Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze i zastanawiałam się, dlaczego jeszcze tutaj jestem. Czasami myślałam, że zostałam z tym wszystkim sama, i właściwie to była prawda. Parker znał prawdę i pomagał mi najbardziej, jak mógł, za co byłam mu cholernie wdzięczna, ale nie wiedział jednej rzeczy. Nie wiedział, jak to jest budzić się rano i za każdym razem zdawać sobie sprawę, że jeszcze się żyje.

Jeszcze.

Położyłam się do łóżka, odczuwając ogromne zmęczenie, dzięki czemu momentalnie zasnęłam, mimo natłoku myśli, które zaczynały mnie prześladować.

Obudziło mnie trzaśnięcie drzwi. Gdy uchyliłam powieki, zobaczyłam Adeline, która odsuwała zasłony, głośno pomrukując pod nosem. Wyglądała na zdenerwowaną, chociaż ledwo ją widziałam, bo moje oczy jeszcze nie zdążyły się dobrze otworzyć.

– Dziecko, wstawaj! – krzyknęła, podchodząc do łóżka.

– No już, spokojnie – wymamrotałam, przekręcając się na drugi bok.

– Boże, jaki tu jest bałagan!

Wzięłam głęboki wdech, wiedząc, że znowu zaczął się najpiękniejszy poranek.

– Daj, zmienię ci tę pościel – postanowiła, chwytając za moją poduszkę, na której szybko się położyłam.

– Mam osiemnaście lat, sama to zrobię.

– Naomi, nie bądź śmieszna i po prostu daj mi to zrobić – nie odpuszczała, a ja zaczęłam panikować.

– Mamo! – krzyknęłam, posyłając jej najgorsze spojrzenie, na jakie było mnie wtedy stać. – Nie idziesz przypadkiem za chwilę do pracy? – Chciałam jak najszybciej zmienić temat, bo zaczynała być podejrzliwa.

– Idę – odpowiedziała, kierując swoje kroki do wyjścia, co zrobiłam razem z nią.

– Może jakieś spalone naleśniki na śniadanie? – Próbowałam żartować, ale nic nie odpowiedziała.

– Dlaczego śpisz w makijażu, byłaś na imprezie, tak?

Po tych słowach wiedziałam, o co była ta afera. Mama nienawidziła, gdy na nie chodziłam, a to pewnie dlatego, że ja, Naomi Moore, zostałam poczęta na imprezie, dosłownie.

– Dokładnie tak – odparłam, opierając się o wyspę kuchenną.

– Naomi, masz szkołę, czemu ci takie rzeczy w głowie?! – Była oburzona, a ja powstrzymywałam się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

– Wiesz, mogłabym… – przerwała mi gestem ręki, bo doskonale wiedziała, co chciałam powiedzieć.

– Zostajesz dzisiaj w domu!

Zmarszczyłam brwi, nie dowierzając w prawdziwość tych słów.

– Za co taka nagroda? – zapytałam, a ona zrobiła dziwną minę, nie wiedziałam nawet, jak ją odczytać, ale na pewno nie był to wyraz zadowolenia.

– Twój ojciec przyjeżdża.

Moja mina również zrzedła, bo nawet nie pamiętałam, jak wyglądał. Ostatnio widziałam go rok temu, a teraz tak po prostu miał przyjechać i udawać, że wszystko jest w porządku. Nie chodziło o to, że go tutaj nie chciałam, ale to będzie dziwna sytuacja. Nie wiem, czy mieliśmy jeszcze jakieś wspólne tematy. Mieszkał ze swoją nową partnerką i roczną córką w San Francisco. Dzieliło nas dwieście kilometrów, a odwiedzał mnie tak rzadko, jakby było ich ponad tysiąc.

– Idź się ubierz, a ja ci zrobię te przypalone naleśniki – rzuciła, śmiejąc się pod nosem.

Włożyłam szare spodnie dresowe i tego samego koloru bluzę i usiadłam na łóżku, marząc, żebym mogła jak najszybciej do niego wrócić. Chwyciłam za telefon i wybrałam numer do taty, by spytać, o której planuje się pojawić. Usłyszałam sygnał i automatycznie zaczęłam się stresować, gdy usłyszałam jego donośny głos.

– Tak, słucham?

Chciałam odpowiedzieć, ale nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów.

– Halo? – powtórzył.

– Cześć, tato – powiedziałam w końcu cicho, ściskając w dłoni materiał bluzy.

– O, to twój numer? Nawet nie wiedziałem.

Jego słowa trochę zabolały, ale może zmienił telefon i nie powinnam się czepiać. Zawsze chciałam go usprawiedliwiać, a nie zawsze powinnam.

– O której będziesz?

W tle rozległ się płacz małego dziecka, gdy odłożył na chwilę telefon.

– Ciii, Stacy, tatuś jest tutaj – usłyszałam jego szept i coś się we mnie obudziło, jakbym nagle zaczęła tęsknić, a raczej zazdrościć małej Stacy, że miała tatę. Nie ojca, a tatusia.

– Hm, Naomi, powtórzysz?

– Pytałam, o której będziesz – powiedziałam, a on na chwilę zamilkł i doskonale wiedziałam, co to oznaczało.

– Słuchaj… Bardzo cię przepraszam, ale muszę zająć się Stacy…

– Możesz przyjechać z nią, pomogę ci – próbowałam namawiać własnego ojca na to, żeby przyjechał. Czułam się w tym momencie bardzo, ale to bardzo źle.

– Nie, wpadnę kiedy indziej. Cześć! – odparł i rozłączył się, gdy dziecko po raz kolejny się rozpłakało.

Odłożyłam telefon i zacisnęłam usta, myśląc o ojcu. Nie wiedziałam, jak powiedzieć o tym mamie, która liczyła na jego wizytę. Nie był nawet na moich osiemnastych urodzinach, a ona naprawdę uwierzyła w to, że teraz przyjedzie. Wstałam z łóżka, ale szybko z powrotem na nie upadłam, bo poczułam ucisk w klatce piersiowej. Brałam głębokie oddechy, by uspokoić nieregularne bicie serca spowodowane nadmiernymi emocjami. Schowałam do kieszeni fiolkę, którą wczoraj sobie przygotowałam.

– Naomi, chodź, śniadanie!

Nie wiedziałam, co zrobić. Postanowiłam jej nic nie mówić, nie przed pracą, bo wiedziałam, że też się zestresuje i popsuje jej to cały dzień. Zeszłam na dół i zaczęłam zajadać się naleśnikami, które smakowały przepysznie. Czułam na sobie jej wzrok, ale unikałam go jak ognia, by przypadkiem czegoś po mnie nie poznała.

– Dobra, uciekam, bo się spóźnię. – Przerwała ciszę, ruszyła do drzwi wyjściowych, wkładając po drodze czarny płaszcz. Już miała włożyć buty, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyła je, myśląc, że to ojciec.

– Chase! Boże, jak ty wyrosłeś. Wchodź!

Podbiegłam do drzwi i zamknęłam mu je tuż przed nosem.

– Mamo, nie, najpierw spytaj, czy chcę gości – mruknęłam, a kobieta już nic nie odpowiedziała. Gdy wychodziła, sprawdziłam, czy Chase stoi jeszcze przed drzwiami, ale zniknął tak szybko, jak się pojawił.

Wróciłam do kuchni, włożyłam talerz do zlewu i popiłam gorzki proszek z tabletek wodą. Posmak był okropny, przez co w ustach gromadziło się coraz więcej śliny. Poczułam odruch wymiotny, więc jak najszybciej pobiegłam do łazienki, trzymając rękę na ustach. Upadłam na kolana przed toaletą i zaczęłam wymiotować. Nagle poczułam obok siebie czyjś oddech, a silna i zimna dłoń zaczęła masować mi plecy, zebrawszy do tyłu moje włosy. Nie musiałam się odwracać, bo doskonale wiedziałam, kto tam był.

– Naomi – wyszeptał. – Musisz wyjść z tego bagna – dodał, wciąż masując moje plecy.

Jego obecność mi nie przeszkadzała, ale pojawił się dziwny niepokój, który narastał. Poczułam, że moje oczy się zamykają, i upadłam.