Sekret sprzed lat - Katarzyna Redmerska - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Sekret sprzed lat ebook i audiobook

Katarzyna Redmerska

5,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

29 osób interesuje się tą książką

Opis

 

Rodzinny sekret, wyznany przez nestora rodu Krzenieckich wywołuje zamieszanie w rodzinie. Starszy pan u schyłku życia postanawia rozliczyć się z przeszłością – zaślepiony gniewem dawno temu zerwał wszelkie kontakty z jedyną siostrą. W ostatniej woli wyznaje ukochanemu wnukowi Adamowi swoją tajemnicę, prosząc, by w jego imieniu ponownie scalił rodzinę. Nakazuje mu odnalezienie Zuzanny, wnuczki i jedynej żyjącej krewnej jego siostry.

 

Niespodziewanie otrzymany spadek oraz emocje związane z pozyskaniem nowej rodziny nie uśpią czujności i intuicji młodej kobiety. Wiedziona przeczuciem postanowi odkryć trudną prawdę. Cała sytuacja stanie się poważnym sprawdzianem dla rodzącego się wbrew zdrowemu rozsądkowi uczucia...

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 611

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 19 godz. 1 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Joanna Gajór

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © 2016 by Katarzyna Redmerska

Copyright for this edition © 2016 by Axis Mundi

REDAKCJA I KOREKTA: Katarzyna Sosnowska

KOREKTA TECHNICZNA: Basia Borowska

PROJEKT OKŁADKI: Borys Borowski

WYDANIE I

ISBN OPRAWA BR: 978-83-64980-30-5

EAN OPRAWA BR: 978836498030-5

ISBN E-BOOK: 978-83-64980-32-9

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część książki nie może być wykorzystana bez zgody wydawcy.

Skład wersji elektronicznej:

konwersja.virtualo.pl

I

Stary dwór tajemniczo malował się w poświacie zapadającego zmroku. Powoli nadchodziła ciepła czerwcowa noc. Przez otwarte okno gabinetu dobiegały przyciszone głosy.

– Doprawdy, co za niestosowna sytuacja – starsza kobieta spojrzała na mężczyznę siedzącego naprzeciw niej. Mężczyzna, około lat czterdziestu, niespokojnie uderzał palcami o blat biurka.

Znajdowali się w stylowym gabinecie, wypełnionym dębowymi meblami. Ściany pyszniły się półkami z bogatym księgozbiorem. W rogu stał okazały kominek z piaskowca; zdobiły go roślinne ornamenty. Pomieszczenie urządzone było ze smakiem. Znajdowało się tutaj jeszcze między innymi okazałe biurko, dwa ciemnobrązowe, skórzane klubowe fotele oraz takaż kanapa, stolik ludwikowski z drewna orzechowego oraz barek.

Mężczyzna nagle wstał i nerwowo zaczął przemierzać pokój. Zawsze tak robił, gdy był zdenerwowany. Po chwili odezwał się:

– Ja ją, droga ciociu, nazwałbym raczej krępującą – w tonie jego głosu zabrzmiało lekkie poirytowanie.

– Krępującą? – nie kryła zdziwienia.

– Zapominasz o tej dziewczynie. Myślałaś o tym, jak my zostaniemy przez nią odebrani? Przecież nagle dowiedziała się, że jej babka została tak potraktowana przez własnego brata.

– Chyba raczysz żartować, mój drogi – żachnęła się. – Co my mamy z tym wspólnego? Było co było i koniec.

– Koniec?! – powtórzył, wyraźnie już rozdrażniony. – Dla mnie to dopiero początek. Wydawało mi się, że znałem dziadka. A tu proszę, taki sekret rodzinny trzymał, a raczej trzymaliście w tajemnicy – spojrzał wymownie na ciotkę.

– Mnie w to nie mieszaj, Adamie – zaoponowała podenerwowana kobieta. – Ja tylko wypełniałam wolę twojego dziadka, którego życzeniem było o tym wszystkim zapomnieć. Być może masz rację, że należało powiedzieć prawdę, ale stało się jak się stało. Teraz, jak już mówiłam wcześniej, nie ma co gdybać.

– Jaka ona była, ta siostra dziadka? – spytał po chwili, siadając obok niej.

– Cóż mogę powiedzieć – zamyśliła się. – To było tak dawno. Zuzanna była bardzo ładna. Miała w sobie to przysłowiowe „coś”. Bez wątpienia nie brakowało jej temperamentu. Po śmierci rodziców Ignacy jako starszy brat stał się jej prawnym opiekunem. Nie chciał pomocy ze strony mojego ojca. Uważał, że jest na tyle dorosły, by podołać roli opiekuna. Dochodzę do wniosku, że gdyby mój ojciec tak łatwo nie ustąpił i przejął opiekę nad Zuzanną, nie doszłoby do tego wszystkiego. A tak, stało się jak się stało – zamilkła na chwilę. – Zuzanna spotkała tego mężczyznę i… Mniejsza z tym. Ignacy nie chciał się zgodzić na ten związek, a że była niepełnoletnia, miał prawo wkroczyć. No i wkroczył, a Zuzanna zrobiła co zrobiła. Potem wybuchła wojna, a resztę już znasz.

Nie umknęło uwadze Adama, że ciotka jest wyraźnie rozdrażniona. Nigdy przedtem nie widział jej w takim stanie.

– Czy złości cię to, że o tym mówimy? – spytał.

– Nie, tylko obudziły się wspomnienia i teraz, gdy ma przyjechać wnuczka Zuzanny, powracają – wyjęła z papierośnicy kolejnego papierosa. Zauważył, że jej dłonie drżą. Zdał sobie sprawę, ile kosztuje ją ta rozmowa.

– Palisz jak lokomotywa – odezwał się żartobliwie. Dało się jednak wyczuć w jego głosie lekką naganę i troskę.

– Adasiu, mnie już nic nie zaszkodzi. Na coś przecież muszę umrzeć. A zresztą, papierosy to jedyna przyjemność, jaka mi w życiu pozostała. Dlaczego więc mam z niej zrezygnować?

Nie skomentował tych słów.

– Ciociu, pozwolisz na jeszcze kilka pytań?

– Pytaj.

– Czy znałaś tego mężczyznę, w którym zakochała się twoja kuzynka?

– Nie. Nie byłyśmy ze sobą aż tak zżyte, by dzielić się swoimi sercowymi rozterkami. Dowiedziałam się o nim dopiero od Ignacego.

– Dlaczego dziadek postanowił zachować w tajemnicy swój konflikt z siostrą? Dlaczego postanowił zataić przed nami fakt jej istnienia?

– Nie wiem, naprawdę nie wiem. Może myślał, że tak będzie najlepiej. Sam wiesz, jaki był. Masz charakter podobny do niego. Wolisz dusić w sobie emocje, niż się nimi podzielić. Podobnie zresztą jak i ja.

Uśmiechnął się na te słowa.

– Znasz mnie, Zofio, tak dobrze.

Wyciągnęła do niego dłoń. Wziął ją w swoje i pocałował.

– A jak mam nie znać? Przecież dorastałeś na moich oczach. Wiesz, że kocham cię jak syna – spojrzała na niego z miłością.

– Wiem.

– Wracając do tematu – chrząknęła i poprawiła się w fotelu – widzisz, przeszłość rodziny tego człowieka, z którym związała się Zuzanna, to dla nas hańba. Ignacy nie mógł się z tym pogodzić. Myślę, że do końca targały nim sprzeczne uczucia.

– Tak, ten etap historii naszej rodziny nie napawa dumą. Ale prośba dziadka zawarta w jego ostatniej woli wskazuje, że chciał, byśmy zapomnieli o przeszłości.

– Tego właśnie nie rozumiem. Skąd ta nagła zmiana?

– Miał zapewne swoje powody. Niestety, nie dowiemy się już jakie. Powiedz mi jeszcze jedno, ciociu, czy po ucieczce Zuzanny dziadek starał się ją odszukać?

– Na początku tak. Po wojnie, gdy dowiedział się wszystkiego o ojcu wybranka Zuzanny, skreślił ją definitywnie. Jak widać jednak, im był starszy, tym bardziej czuł, że źle zrobił, nie szukając jej. Stąd, jak mniemam, ta prośba skierowana do ciebie u schyłku jego życia.

– Czy wy obydwoje rozmawialiście kiedykolwiek na temat Zuzanny? Czy definitywne dziadek odciął się od tego rozdziału swojego życia?

– Tylko raz poruszył ten temat. Ignacy wspomniał mi kiedyś, że widział Długołęckiego w telewizji. Wypowiadał się w jakimś programie informacyjnym. Był zaskoczony, że Długołęcki jest profesorem prawa. Wracając do Zuzanny – westchnęła – najbardziej bolało Ignacego to, że nie otrzeźwiły jej nawet te okropne informacje o rodzinie wybranka. Nie zerwała z nim i nie wróciła do domu, mimo iż Ignacy by jej wybaczył.

– Tego nie jesteśmy pewni – wtrącił Adam.

– Fakty mówią same za siebie. Proszę cię, zakończmy już tę rozmowę, nie pytaj mnie o nic więcej. To dla mnie naprawdę trudny temat, z którym łączą się bolesne wspomnienia.

– Wiem, ciociu. Zrozum jednak, że to dla mnie nowa sytuacja, a nie wszystko jest w niej jasne. Zobowiązałem się, że wypełnię ostatnią wolę dziadka. Chciałbym jednak zrozumieć, dlaczego ich losy potoczyły się tak a nie inaczej.

– Zdaję sobie z tego sprawę. A zmieniając temat, czy sprawdziłeś chociaż tę dziewczynę?

– Ciociu?!

– Wybacz, ale w obecnych czasach… Skąd pewność, kto to jest? Zwłaszcza że ma otrzymać taki majątek!

– Spokojnie. Mogę cię zapewnić, że to nie żadna przestępczyni – zaśmiał się. – Co do majątku – ton jego głosu stał się poważny – wiesz, że jako jedyna spadkobierczyni swojej babki ma do niego prawo. Wydaje mi się, że omówiliśmy już tę kwestię i nie musimy do niej wracać.

– Ależ mój drogi, chyba nie myślisz, że przemawia przeze mnie chciwość. Oczywiście, że ma do niego prawo. Po prostu tak spytałam. Chociaż – zawahała się – proszę tylko byś mnie dobrze zrozumiał, ale obecny majątek zawdzięczamy tylko i wyłącznie tobie. To ty odzyskałeś nasze dobra i ty je doprowadziłeś do obecnego rozkwitu. Nie uważasz, że w takim razie…

– Nie! – przerwał jej ostro. – Nie uważam. Ona otrzyma tylko to, co prawnie należało się jej babce.

Zofia patrzyła na niego, paląc powoli papierosa.

– Co mi się tak przyglądasz?

– Jak już mówiłam, znam cię dobrze – nie spuszczała z niego wzroku. – Nie jesteś zadowolony z tego, że musisz spotkać się z tą dziewczyną, prawda?

Roześmiał się.

– Oj, ciociu – pokręcił głową – ciebie nie da się oszukać, co?

– W każdym razie tobie się to nie udaje – uśmiechnęła się.

– No dobrze – spoważniał. – Masz rację. Mówiąc szczerze, nie podoba mi się jedno: że przypadła mi w udziale rola osoby, która musi naprawiać błędy innych.

– Czyżbym słyszała wyrzut w twoim głosie?

– Dziwisz się? – spojrzał jej w oczy.

– Nie mam sobie nic do zarzucenia.

– Tak, wiem. Ty tylko wypełniałaś wolę dziadka. Mam nadzieję, że moja kuzynka nie okaże się głupią gąską, lubującą się w wyszukiwaniu na siłę sensacji.

– Rozmawiałeś z nią przez telefon. Wydała ci się sympatyczna?

– Trudno wyczuć. Rozmowa była zbyt krótka, by cokolwiek stwierdzić.

– Wiesz jak wygląda?

– Nie. Ale jutro się dowiem. Zostaniesz na kolacji?

– Nie tym razem. Jestem dzisiaj zmęczona – podniosła się z fotela. – Jadę do domu.

– Pamiętasz, co masz mówić, gdyby spytała cię o przeszłość?

– Oczywiście, aż takiej sklerozy nie mam.

– Wiem, nie chcę tylko zbędnych kłopotów. Odprowadzę cię do samochodu.

– Nie ma takiej potrzeby. Chcę jeszcze zamienić kilka słów z twoją matką. Zobaczymy się, gdy tamta przyjedzie – nastawiła policzek do pocałowania, po czym wyszła z gabinetu.

Adam spojrzał na obraz wiszący nad kominkiem. Widniała na nim młoda piękna kobieta o szlachetnych rysach, blond lokach spiętych w koszyczek i niesamowicie dużych, zielonych oczach. Dziadek nigdy nie pozwolił zdjąć tego obrazu, a na pytanie, kto na nim widnieje, zawsze odpowiadał to samo: „młodość, moja młodość”. O tym, że to siostra dziadka, dowiedział się dopiero tuż przed jego śmiercią. Z rozmyślań wyrwał go głos matki:

– Kolacja już gotowa, idziesz? – spytała, stając w drzwiach.

– Tak.

Klara weszła do środka.

– Nie wiesz, dlaczego Zofia nie chciała zostać na kolacji?

– Nie wiem.

– Ostatnio w ogóle dziwnie się zachowuje. Rzadko do nas zagląda. Zamknęła się w swoim świecie. Jedyne co ją interesuje to jej różany ogród.

– Nie zapominaj, że ma swoje lata. Po prostu zdziwaczała.

– Tak, to logiczne wytłumaczenie. Zofia obawia się tej dziewczyny. Przed wyjściem poinstruowała mnie, że mam być ostrożna.

– Mnie też pytała, czy ją sprawdziłem – roześmiał się. – Nie ma co się tym przejmować. To takie nieszkodliwe starcze natręctwo. Domyślam się, że rzekome zmęczenie było tylko wymówką z jej strony, by nie zostać na kolacji. Myślę, że podobnie jak my denerwuje się wizytą Zuzanny.

– Tu cię mam – wyciągnęła w jego kierunku palec wskazujący. – Zdemaskowałeś się wreszcie. Zapewniasz mnie ciągle, że jesteś spokojny. A tu, proszę!

– Mamo, nie ironizuj. Doprawdy, tylko nie ty – uśmiechnął się.

– Przyznam szczerze, że ja również mam spore obawy przed spotkaniem z Zuzanną.

– Tak? Przecież tak bardzo uradowała cię wiadomość o istnieniu nieznanej krewnej.

– To, że się cieszę, to jedno, a że się denerwuję to już inna sprawa. Ciągle nie mogę odnaleźć się w tej nowej sytuacji. Ostatnia wola Ignacego, w której informuje nas o tej rodzinnej historii, jest naprawdę szokująca.

– Owszem, muszę przyznać, że dziadek mnie zaskoczył. Zawsze wydawało mi się, że nie mógłby nic przed nami ukryć. Zastanawiam się również, czy rzeczywiście ta Zuzanna nic nie wie o rodzinnej tajemnicy.

– Myślisz, że coś ukrywa?

– Nie wiem. Z rozmowy telefonicznej wynikało, że naprawdę była zaskoczona.

– Gdyby jednak okazało się, że nie znała tej tajemnicy i nie ma pojęcia o przeszłości swojego dziadka i pradziadka, nie uważasz, że w takim wypadku należy jej wszystko powiedzieć?

– Mamo, przecież wiesz, że przyrzekłem dziadkowi, że nie wyjawię tego sekretu Zuzannie – przejechał bezradnie dłonią po włosach. – Nie chcę złamać tej obietnicy. Niemniej, coś mi w tej całej historii nie pasuje.

– Co masz na myśli?

– Gdyby rzeczywiście Długołęcki był takim człowiekiem jak myślimy, to czy mógłby swobodnie żyć i pracować po wojnie? Był przecież profesorem prawa, osobą publiczną. Zastanawiające jest to, że jego przeszłość nigdy nie została ujawniona.

– Też o tym myślałam. Jakże tu dużo niewiadomych. Ale wracając do tej dziewczyny. Uważam, że powinieneś być z nią szczery. Ukrywanie prawdy to nie jest dobry pomysł.

– Mamo! Tyle razy już o tym rozmawialiśmy. Moje zdanie w tym temacie pozostaje niezmienne. Obiecałem dziadkowi i muszę dotrzymać obietnicy. Jeżeli cię to pocieszy, to podzielam twoje zdanie. Również uważam, że należałoby tej dziewczynie wyjawić prawdę, bez względu na to, jak bardzo jest ona bolesna.

Milczeli przez chwilę.

– Dziadek był mądrym człowiekiem – odezwał się wreszcie Adam. – Jeżeli zdecydował, że ma to pozostać tajemnicą, dobrze wiedział, co robi. Musimy mu zaufać – westchnął.

– Powiedz mi, synku – podeszła i przytuliła go – powiedz mi, dlaczego mi się nie zwierzasz. Od śmierci Ignacego w ogóle go nie wspominasz. Przecież wiem, jak kochałeś dziadka.

– Nie chcę poruszać tego tematu – odsunął ją delikatnie, lecz stanowczo od siebie i podszedł do okna. Patrzyła na niego, dumnie wyprostowanego z dłońmi założonymi do tyłu. Dobrze znała tę postawę. Ignacy zawsze tak stawał, gdy był czymś poruszony lub zdenerwowany.

– Dziadek był dla mnie kimś wyjątkowym. Odszedł, skończyło się coś i… na razie nie czuję się na siłach, by o nim mówić. Wybacz mi, mamo, i nie doszukuj się w tym niczego złego.

– Myślałam tylko, że może gdybyś wyrzucił z serca to, co czujesz, byłoby ci lżej. Jednak szanuję, że nie chcesz poruszać tego tematu. To co, idziesz na kolację?

– Za chwilę.

– Nie każ mi na siebie zbyt długo czekać – wyszła z gabinetu.

Gdy został sam, ciężko westchnął. Boże, jak bardzo brakowało mu dziadka i rozmów z nim. Minęło już ponad pół roku od jego śmierci, a Adam nadal boleśnie odczuwał jego stratę.

Późnym wieczorem zszedł ponownie do gabinetu, usiadł przy biurku i wyjął list adresowany do niego. Była to ostatnia wola dziadka. Po raz kolejny go przeczytał:

Drogi Adamie,

Wiem, że to, co przeczytasz, zaskoczy cię i być może zmienisz o mnie zdanie. Jednak muszę tę sprawę załatwić do końca i zmazać z siebie hańbę, jakiej się dopuściłem (…). Miałem siostrę Zuzannę, jednakże po śmierci rodziców, zaślepiony chęcią ułożenia jej jak najlepiej życia, zniszczyłem je. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że zrobiłem to, kierując się jej dobrem. Niemniej w głębi serca nigdy nie pogodziłem się z jej utratą i do końca życia wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Wiem, że uczynisz to, o co cię poproszę. Odnalazłem wnuczkę Zuzanny. (…). Gdy uświadomiłem sobie, że moja siostra żyła, że (…) Adamie, nie roztrząsaj tej sprawy, tylko przyjmij wnuczkę mojej siostry w moim imieniu do rodziny i oddaj jej, proszę, klejnoty rodzinne, które otrzymać powinna jej babka (…). Zapisuję również Zuzannie, jako prawnej i jedynej spadkobierczyni, poniższe udziały oraz (…). Wiem, że wypełnisz moją ostatnią wolę (…).

Odłożył list do szuflady. Myślał, że zna dziadka. Był dla niego jak ojciec, którego tak wcześnie stracił. A tu proszę, przez całe życie skrywał taki sekret. Przed śmiercią tak bardzo go prosił, by wypełnił jego ostatnią wolę.

– Adasiu – mówił – proszę cię, napraw moje błędy. Jak mogłem być tak ślepy i nie zauważyć pewnych rzeczy.

Adam przypomniał sobie wieczór, w którym Ignacy wyjawił mu tę tajemnicę. Był już wtedy bardzo chory. Widział, ile dziadka kosztuje wyjawienie tego sekretu. Jednakże pełny obraz tej rodzinnej tajemnicy uzyskał dopiero z ostatniej woli Ignacego.

***

Zuzanna była już prawie spakowana. Teraz razem z matką siedziały w kuchni i pijąc herbatę, ustalały jeszcze ostatnie sprawy przed podróżą.

– O niczym nie zapomniałaś, dziecko?

– Nie. Tak mi się przynajmniej wydaje.

– Zuziu? – spytała z niepokojem matka. – Nie uważasz, że ta informacja o spadku to jakaś piramidalna pomyłka?

– Ależ, mamo – zaśmiała się dziewczyna. – Ty zawsze oczekujesz najgorszego. Z tego, co mi przekazał Krzeniecki wynika jasno, że nie może być mowy o żadnej pomyłce.

– Popatrz, kochanie, jak to się w życiu układa – pokiwała głową. – Kto by pomyślał, że moja teściowa to szlachcianka, która wychowała się we dworze i pochodzi z tak zacnej rodziny. Ta cała historia jest niezwykle tajemnicza.

– W istocie. Wydawało mi się, że znam babcię dobrze. Zawsze była taka opanowana. Kto by przypuszczał, że jest zdolna do małżeństwa wbrew woli rodziny i do poniesienia takich konsekwencji – westchnęła. – Przyznasz, mamo, że to wymagało nie lada odwagi. Podczas całego swojego życia dziadkowie nie zdradzili się z tym sekretem. Teraz zaczynam rozumieć, dlaczego babcia nie wspominała swojej rodziny i lat dzieciństwa. Ciekawi mnie jednak, dlaczego i dziadek nie mówił nic o swojej przeszłości. Czyżby i on coś ukrywał? Może jego rodzina również nie była szczęśliwa z powodu tego małżeństwa?

– Daj spokój – pogroziła jej palcem.

– Masz rację – uśmiechnęła się. – Emocje, jakich dostarczyła nam nagle odkryta przeszłość babci, wystarczą w zupełności.

– Wiesz, jak teraz tak o tym rozmawiamy, to przypominam sobie pewne zdarzenie sprzed lat.

– Tak? Jakie? – spojrzała na matkę z zaciekawieniem.

– Ty byłaś wtedy jeszcze w szkole średniej. Pewnego dnia przyszedł list. Odebrała go twoja babcia. Bardzo się zdenerwowała. Poszła z tym listem do gabinetu Jana. Nie domknęła drzwi i usłyszałam, co mu powiedziała. Brzmiało to mniej więcej tak: „przecież obiecaliśmy sobie, że nie będzie pisać listów na ten adres”. Wtedy nie zaprzątałam sobie tym głowy. Jan prowadził kancelarię, więc pomyślałam, że chodzi o służbową korespondencję. Teraz jednak myślę, że może ten list był jakoś związany z ich przeszłością?

– Może. Ale od kogo by go dostali?

– Nie mam pojęcia.

– Ależ się narobiło. Szczerze mówiąc, trochę się boję tej wizyty.

– Obiecaj mi, kochanie, że będziesz na siebie uważać. Dobrze? Tylko ty mi zostałaś, słoneczko.

– Mamo, przestań. Jestem już dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać.

– Wiem, ale jesteś moim dzieckiem i mam prawo się o ciebie martwić – wyciągnęła dłoń poprzez stół.

– No, prawo masz – rzekła z rozbawieniem i ujęła w obie dłonie wyciągniętą rękę matki. – Obiecuję ci, że będę na siebie uważać.

Wieczorem, w swoim pokoju, poczuła podenerwowanie zmieszane z podekscytowaniem, którego doświadcza się w obliczu nowego. Musiała przyznać przed samą sobą, że bardzo obawia się jutrzejszego spotkania. Jakie to dziwne – pomyślała. – Gdzieś tam żyje rodzina brata jej babci, o której nie miała pojęcia. Słyszała tylko o swoim kuzynie Adamie Krzenieckim. To jeden z najbogatszych ludzi w kraju. Postać na wskroś oryginalna, stroniąca od wszelkich publicznych wystąpień. Prawdziwy ekscentryk. Widziała nawet jakieś jego zdjęcie w jednym z pism o finansach. Nie zrobił na niej dobrego wrażenia. Mina jakby urażona i to spojrzenie mówiące osobie, na którą spogląda, że robi jej łaskę, poświęcając kilka chwil swojego cennego czasu. Przypomniała sobie, jak miesiąc temu do niej zadzwonił. Na wspomnienie tej rozmowy mimowolnie się uśmiechnęła.

– Czy rozmawiam z Zuzanną Długołecką? – odezwał się męski głos w słuchawce.

– Tak.

– Nazywam się Adam Krzeniecki i… może to brzmieć nieprawdopodobnie, ale jestem pani kuzynem.

Zapanowała chwila ciszy. W pierwszym momencie Zuzanna myślała, że to pomyłka.

– Słucham? – starała się zrozumieć, co ten mężczyzna przed chwilą do niej powiedział.

– Mówię, że jestem pani kuzynem – głos w słuchawce był wyraźnie podenerwowany.

– Moim kuzynem?

– Tak. Jestem wnukiem brata pani babci – wyjaśnił.

– Wnukiem brata mojej babci?

– Na miłość boską! Długo będzie to pani po mnie powtarzać? Czy ja się naprawdę nie wyrażam jasno?

– Moja babcia nie miała brata. To chyba jakaś pomyłka.

– Zapewniam panią, że nie. Nie mam w zwyczaju kłamać – odparł chłodno. – Mam zresztą na to dowody.

– Dowody na co? – czuła coraz większy mętlik w głowie.

– Na to, że pani babcia była siostrą mojego dziadka! – rzucił zirytowany. – Widzę, że w ten sposób nie dojdziemy do porozumienia. Prześlę pani stosowne pismo od mojego notariusza, może wtedy raczy pani inaczej ze mną rozmawiać – rozłączył się.

Jeszcze długo stała z telefonem w ręku, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszała.

Zadzwonił jeszcze raz, kilka dni później. Chyba przemyślał swoje wcześniejsze zachowanie. Tym razem był uprzejmy i nieco oficjalnym tonem przedstawił jej w skrócie historię rodzinnej tajemnicy jego dziadka i jej babci.

– Mój kuzyn Adam Krzeniecki – odezwała się na głos. – Jaki naprawdę jesteś? Z rozmów telefonicznych jasno wynikało, że to nieprzyjemny typ. Teraz miała go odwiedzić. Czuła podświadomie, że drogi kuzyn pokaże jej, na co go stać.

Przed zaśnięciem spojrzała na zdjęcie babki stojące na komodzie. Uśmiechała się na nim młoda śliczna kobieta. – Babciu, co ty ukrywałaś? – szepnęła cicho Zuzanna. Tej nocy źle spała.

II

Rodzina babci Zuzanny mieszkała niedaleko Lublina. Podczas podróży Zuza czuła narastający niepokój. Starała się panować nad emocjami, jednak przerastała ją ta cała sytuacja.

Bała się spotkania z rodziną i tego, czego może się po niej spodziewać. Jak mnie przyjmą? – zastanawiała się. – Jak niechciany obowiązek, który muszą wypełnić w imieniu zmarłego? A może jak ubogą krewną, do której uśmiechnął się los?

Żeby odgonić natrętne myśli, zaczęła podziwiać widoki. Krajobraz był piękny; łąki i pola zbóż ciągnące się aż po horyzont, plantacje tytoniu i sady owocowe jak okiem sięgnąć. Przypomniała sobie, jak w dzieciństwie jeździła z rodzicami na wakacje do Kazimierza Dolnego nad Wisłą. Zawsze podobała jej się Lubelszczyzna. Uważała, że tutaj najbardziej można poczuć polskość, a krajobrazy jawiły jej się jak żywcem wyjęte z kart powieści historycznych. Nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło, że jej rodzina może być tak mocno z tą ziemią związana. Otworzyła okno, a do wnętrza samochodu napłynął intensywny zapach skoszonej trawy.

Podczas podróży rozważała, czy wypada kupić dla cioci kwiaty na powitanie. Zdecydowała wreszcie, że tak. Na obrzeżach Lublina znalazła małą kwiaciarnię. Po chwili namysłu zdecydowała się na bukiet z tradycyjnych róż koloru herbacianego. Wjeżdżając do wsi, w której mieszkali Krzenieccy, przestraszyła się, że zabłądziła. Według instrukcji kuzyna miała kierować się drogą wiodącą obok kapliczki, która znajdowała się nieopodal tak zwanego Małego Rynku. Kapliczka, owszem, była, ale drogi były dwie. Wysiadła z samochodu zdezorientowana. Rozejrzała się bezradnie. Po namyśle postanowiła zapytać o drogę w jednym ze sklepów. Minęła starszego mężczyznę siedzącego przed sklepem, który przyglądał się jej z nieukrywanym zainteresowaniem. W sklepie oprócz sprzedawczyni była jeszcze jedna osoba – postawna kobieta o imponującym biuście, w średnim wieku.

– Przepraszam – odezwała się Zuzanna do sprzedawczyni. – Chciałam zapytać, którędy dojadę do dworu Krzenieckich?

Obie kobiety spojrzały na nią zaskoczone i zaciekawione jednocześnie.

– Chodzi pani o tych Krzenieckich? – upewniła się.

– To znaczy jakich? Tu mieszka więcej rodzin o tym nazwisku?

– Ja pani pokażę – odezwała się teraz druga kobieta. – Pojedzie pani tą drogą, o tu – wskazała kierunek dłonią, gdy wyszły przed sklep. – Zobaczy pani aleję starych buków, na końcu tej alei stoi dwór. Ale jeżeli – tu spojrzała wymownie – chce pani wywiadu z Krzenieckim, to radzę nawet nie próbować. Zresztą, nie powinna pani tutaj przyjeżdżać. On rzadko tu bywa. Mieszka w Lublinie, tam również ma swoje biuro. No, ale o tym to już chyba powinna pani sama wiedzieć – przy ostatnich słowach obrzuciła ją zainteresowanym spojrzeniem.

– Ja wcale… – Zuzanna chciała ją wyprowadzić z błędu, ale kobieta nie dała jej dojść do słowa.

– Jak mówię – rozwodziła się dalej – nie radzę go prosić o wywiad. Straszny z niego mruk, chociaż ma i swoje dobre strony.

– Dobre strony! Dobre sobie – włączył się do rozmowy siedzący przed sklepem mężczyzna. – Jakoś mojego Michała wywalił z pracy.

– Wywalił, wywalił. Gdyby się twój Michał nie obijał, to by nie wyleciał z roboty. Mój stary pracuje dla Krzenieckich tyle lat i złego słowa o panu Adamie nie pozwoli powiedzieć. Jest zarządcą dóbr Krzenieckich – rzuciła wyjaśniająco w stronę dziewczyny.

Staruszek cicho zachichotał. A może się tylko Zuzannie wydawało?

– Mój Michał się nie obijał – odparł urażony. – Zresztą, teraz jest mu lepiej. Dobrze sobie radzi w Irlandii.

– W takim razie, po co gderasz?

– Może lubię – wzruszył ramionami.

Zuzanna przyglądała się im z ciekawością i rosnącym rozbawieniem.

– Do widzenia i dziękuję za pomoc – wtrąciła się.

– Do widzenia, ale proszę uważać – ostrzegła ją kobieta.

Zuzanna uśmiechnęła się do niej.

– Ja nie jestem dziennikarką. Adam Krzeniecki to mój kuzyn – wyjaśniła, po czym pożegnała się raz jeszcze, zostawiając oniemiałą z wrażenia parę.

– Słyszałeś to, co ja? – kobieta kiwała niedowierzająco głową.

Starszy mężczyzna patrzył na oddalającą się sylwetkę dziewczyny.

– Może tak tylko powiedziała, a jest jego przyjaciółką – wyraził swój pogląd.

– Głupoty gadasz – obruszyła się. – On tu kobiet nie przywozi.

– Jedną przywoził.

– Stare czasy. Ale heca. Nie słyszało się nigdy o żadnej kuzynce Krzenieckich. Daleką rodzinę mają w Anglii. No i jest jeszcze siostra pani Klary, która mieszka w Krakowie. Muszę wypytać męża. Pewnie coś wie, tylko jak zwykle nie chciał mi o tym powiedzieć.

– I dobrze robi, że ci o wszystkim nie mówi. Wie dobrze, że zaraz byś wszystko rozpaplała we wsi.

– Co ty nie powiesz! – obruszyła się. – Filozof się znalazł. Dobra, idę do Zygmunta, do młyna. Już ja ci go tak przycisnę, że wszystko mi wyśpiewa.

***

Dwór był budynkiem rozłożystym, murowanym, o mansardowym dachu i białej elewacji. Ganek zdobiły cztery kolumny porośnięte dzikim winem. Na frontonie w jego wnętrzu znajdował się rodzinny herb. Drewniane okiennice pomalowane były na ciemnozielony kolor. Pod oknami w skrzynkach rosły różnobarwne pelargonie. Przy wjeździe do dworu stał gazon obsadzony różami.

Dom położony był w parku, otoczony gęsto kolorowymi krzewami, drzewami i kwiatami. W zachodniej części majątku mieściły się zabudowania gospodarcze. We wschodniej wąska dróżka prowadziła w głąb lasu.

Gdy Zuzanna podjechała przed dom, na spotkanie wyszła jej, jak się domyślała, ciocia Klara, przyjaźnie machając do niej ręką. Była ładną kobietą, na oko miała jakieś sześćdziesiąt parę lat. Szczupła, średniego wzrostu, o krótkich, modnie ściętych włosach ciemno blond. Ubrana była w lnianą jasnobrązową szmizjerkę; na gołych nogach miała czółenka w kolorze czekoladowym. Zachowywała się niezwykle elegancko.

– Jak dobrze, że już jesteś, moje dziecko – odezwała się, gdy tylko Zuza wysiadła z samochodu, po czym wycałowała ją serdecznie. Dziewczyna od razu poczuła sympatię do tej cioci.

– No proszę. Niesamowite podobieństwo. Wypisz wymaluj Zuzanna Krzeniecka. Jesteś bardzo podobna do swojej babci – mówiła wesoło, przyglądając się jej uważnie.

– Wiem, zawsze mi to mówiono. Ale skąd ciocia o tym wie?

– Nad kominkiem w gabinecie wisi jej portret. Oczywiście dopiero od niedawna wiemy, że to twoja babcia – dodała, widząc jej zaskoczenie. – Przepraszam za bezpośredniość, ile masz lat?

– Skończyłam trzydzieści.

– Och! Wyglądasz na dużo mniej. Ale wejdźmy do środka. Jestem nieuprzejma, tak cię wypytując i nie zapraszając od razu do domu. Musisz mi jednak wybaczyć. Wszystkich nas zaskoczyła historia z twoją babcią i ostatnią wolą twojego, nazwijmy: „dziadka” Ignacego. No, ale będzie jeszcze czas o tym porozmawiać. Cieszę się niezmiernie, że od dziś będziesz należeć do naszej rodziny. Niestety mojego syna Adama, a twojego kuzyna, poznasz później. Adaś jest jeszcze w pracy. Chodź, pokażę ci twój pokój, a potem zjemy obiad. Czekałam z nim na ciebie.

– Doprawdy, ciociu, nie trzeba było – powiedziała onieśmielona Zuza.

– Trzeba, trzeba, dziecko, ależ czuj się jak u siebie. Widzę w twoich oczach skrępowanie. Zupełnie niepotrzebne. Pamiętaj, jesteś w rodzinie.

– Muszę się do tego przyzwyczaić.

– Wszyscy musimy.

Z nerwów prawie zapomniała o kwiatach. Z tylnego siedzenia wyjęła bukiet i wręczyła go ciotce.

– To dla ciebie. Mam nadzieję, że lubisz róże.

– Ależ, naprawdę to nie było konieczne, skarbie – zanurzyła twarz w pąkach róż. – To moje ulubione kwiaty. Jak pięknie pachną. Dziękuję.

Klara zaprowadziła Zuzannę na piętro, gdzie przygotowany został dla niej pokój. Dziewczyna zdążyła tylko zauważyć, że jest przestronny i bardzo słoneczny. Ciotka bowiem pozwoliła jej wyłącznie na pozostawienie bagaży i umycie rąk w znajdującej się w pokoju łazience. Od razu udały się do jadalni na czekający już na nie obiad.

Jadalnia również była przestronna. Czerwcowe słońce przenikało do pokoju przez otwarte drzwi wiodące na taras, rzucając pojedyncze promyki na stare stylowe meble. Większość z nich była z drewna dębowego. Na ścianach wisiały pejzaże, które, jak się domyślała, przedstawiały tutejsze okolice. W prawym rogu stał kominek z różowego marmuru. Po drugiej zaś stronie jadalni znajdowała się między innymi okazała serwantka, a w niej kolekcja pięknej i zapewne starej porcelany. Mieścił się tutaj również rzeźbiony kredens. Na środku umiejscowiony był długi stół z błyszczącym politurowanym blatem, nakryty do obiadu; nad nim wisiała lampa w stylu art deco. Krzesła obito jasnym połyskującym materiałem. Słowem, była to jedna z piękniejszych i bardziej wytwornych jadalni, jakie Zuzanna widziała w swoim życiu.

Gdy usiadły do stołu, do pokoju weszła starsza kobieta z tacą w dłoniach. Mogła mieć gdzieś z siedemdziesiąt lat. Była drobnej budowy, miała delikatne rysy i miły uśmiech. Siwe włosy spięła w ciasny koczek nad karkiem. Klara przedstawiła ją Zuzannie.

– To jest nasza Joanna – wstała i podeszła do starszej pani, po czym objęła ją ramieniem. Ta poklepała ją macierzyńskim gestem po dłoni i uśmiechnęła się do Zuzy. – Joanna jest u nas od bardzo dawna. Była nianią mojego Adasia. Zajmuje się domem.

– Miło mi panią poznać – Zuzanna podniosła się z miejsca i uśmiechając się, wyciągnęła do niej dłoń.

Gosposia pogłaskała ją po policzku.

– Śliczna jesteś, dziecko, jak obrazek. Cieszę się, że mogłam poznać wnuczkę siostry pana Ignacego – dodała, przypatrując się jej z zaciekawieniem.

Podała im obiad i wyszła z pokoju.

– Mąż Joanny, Józef, jest naszym zarządcą. Obecnie ze względu na jego wiek większość obowiązków przejął po nim Zygmunt, nasz inny pracownik – wyjaśniła. – Józef zajmuje się lżejszymi pracami oraz warzywnikiem. Szczerze mówiąc, warzywnik stał się jego oczkiem w głowie. Ale porozmawiamy o tym przy innej okazji. Teraz chcę dowiedzieć się jak najwięcej o tobie. Mieszkasz we Wrocławiu z mamą?

– Tak.

– Wiem, że wcześnie straciłaś tatę. Cóż, tak bywa – westchnęła. – Jesteś prawnikiem?

– Notariuszem. Podobnie jak dziadek i tato. Babcia również skończyła prawo, ale nigdy nie pracowała w zawodzie.

– Czyli prawdziwy prawniczy klan?

– Można tak powiedzieć.

– Twój dziadek był również profesorem prawa, prawda?

– Tak. Wykładał na uniwersytecie.

– Wybacz wścibstwo. Wiem, że zasypuję cię pytaniami, ale to wszystko jest tak niesamowite – tłumaczyła się ciotka.

– Proszę pytać – uśmiechnęła się Zuzanna. – Najwyżej nie odpowiem.

– Dobra riposta, kochanie – roześmiała się starsza kobieta. – Opowiedz mi o swoich dziadkach. Chcę wiedzieć jak najwięcej.

Zuzannie zaczynała się coraz bardziej podobać ta nowo poznana krewna.

– Dziadkowie poznali się w wojsku – zaczęła opowiadać. – Po wojnie zamieszkali we Wrocławiu. Pracowali i uczyli się. Babcia zaraz po ukończeniu studiów zaszła w ciążę i urodziła tatę. Dziadkowie uzgodnili wtedy, że póki tato nie pójdzie do szkoły, babcia nie będzie pracować zawodowo, tylko zajmie się domem. W międzyczasie dziadzio zaczął rozwijać się naukowo. Finansowo nieźle sobie radzili. Chyba właśnie ta finansowa stabilizacja pomogła babci podjąć decyzję, że pozostanie w domu. Uważała, że dziadkowi potrzeba spokojnego domu, a nie pracującej żony. Tak oto wygląda historia życia moich dziadków w wielkim skrócie.

– Ty prowadzisz kancelarię notarialną?

– Tak, wraz ze wspólniczką. Kancelarię założył dziadek na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, prawie zaraz po nastaniu kapitalizmu.

– A twoja mama czym się zajmuje?

– Jest nauczycielką. Uczy języka polskiego w szkole średniej.

– Dawno zmarli dziadkowie? Chodzi mi o Długołęckich.

– Babcia cztery lata temu, a dziadek dwa.

– Naprawdę babcia nigdy nie wspomniała o swoim bracie?

– Nie – pokręciła głową Zuzanna.

– Coś podobnego. My też byliśmy zaskoczeni. I pomyśleć, że mój teść całe życie ukrywał, że ma siostrę. Wtajemniczona w to była tylko Zofia, córka jego wuja. Będziesz miała okazję ją poznać. Jeżeli chcesz, opowiem ci trochę o rodzinie.

– Chętnie posłucham.

– Zacznijmy od ojca twojej babci i Ignacego, czyli Jerzego Krzenieckiego. To on w decydującej mierze przyczynił się do zgromadzenia naszego rodzinnego majątku. Pochodził ze starej szlachty. Rodowa siedziba Krzenieckich znajdowała się na ziemiach należących obecnie do Ukrainy. Mieszkał w niej protoplasta naszego rodu Jan Krzeniecki. Przy innej okazji opowiem ci o tej postaci. Niestety nic z tej rodowej siedziby nie przetrwało do dnia dzisiejszego. Kilka lat temu odwiedziliśmy to miejsce wraz z Ignacym i Adamem. Ostało się tylko kilka kamieni. Ten dwór, w którym mieszkamy teraz, jest w posiadaniu rodziny od prawie trzystu lat. Ale wracając do Jerzego Krzenieckiego, był on dyplomowanym rolnikiem. Wprowadził na tych terenach wiele nowych upraw. Jest również autorem kilku smacznych krzyżówek jabłek. Jego żona Wiktoria zajmowała się domem i pracą charytatywną. Ich syn Ignacy Adam Krzeniecki, twój, nazwijmy go, „dziadek”, był również dyplomowanym rolnikiem. On zajął się inwestowaniem kapitału w różnego rodzaju przedsięwzięciach, pomnażając rodzinny majątek. Ożenił się dosyć późno z Aleksandrą Zełczyńską. Moja teściowa pochodziła z Żółkwi. Powojenne losy rzuciły ją do Lublina. Poznali się z Ignacym u wspólnych znajomych. Jerzy, syn Ignacego i Aleksandry, znaczy mój mąż, jak i Adam, zaraz po studiach handlowych rozpoczęli pracę w rodzinnej firmie. Ja zaś jestem z wykształcenia ekonomistką. Jednakże w zawodzie nie pracowałam ani minuty. Zaraz po studiach wyszłam za mąż i zostałam przykładną gospodynią domową. Czyli zupełnie jak twoja babcia i moja teściowa, i teściowa mojej teściowej – zauważyła dowcipnie. – Dosyć szybko spadł na mnie obowiązek dbania o moich trzech mężczyzn. Moja teściowa zmarła, gdy Adaś miał cztery latka. Na szczęście była Joanna. Mieć kogoś takiego to prawdziwe szczęście – zakończyła wesoło. – Czy nie zanudzam cię tymi rodzinnymi opowieściami, drogie dziecko?

– Bynajmniej. To bardzo ciekawe. Powiedz mi, ciociu, jak to możliwe, że wasza, znaczy nasza rodzina – poprawiła się, uśmiechając się z zakłopotaniem – jak to możliwe, że udało się jej zatrzymać to wszystko pomimo reformy rolnej, jaka miała miejsce po wojnie?

– Widzisz, czasem los się do ludzi uśmiecha. Uratowało Ignacego jego rolnicze wykształcenie. Rzecz jasna część majątku mu odebrano. Zabrano nam młyn i tartak. Gdy w kraju nastąpiły przemiany ustrojowe, udało się je odzyskać. Obecny zaś stan zawdzięczamy tylko i wyłącznie Adamowi. Wracając jednak do rodzinnej historii. Podczas wojny Ignacy wstąpił do armii. Został ranny i wrócił do domu. Gdy był w wojsku, majątkiem opiekował się jego wujek Witold. Był on młodszym bratem ojca Ignacego. Ożenił się z Karoliną Wardeńską i zamieszkał w majątku koło wsi Łukowa, który odziedziczyła jego żona. Niestety, Sosnowy Dwór spłonął w czasie wojny. Bardzo smutna historia – westchnęła. – Kiedyś ci o tym opowiem. Po wojnie Witold kupił dom niedaleko nas, w sąsiedniej wsi. Jego córka Zofia tam mieszka. Nie wyszła za mąż, zresztą wkrótce ją poznasz. Co do reszty rodziny, to jest jeszcze ta od strony Aleksandry, czyli żony Ignacego. Miała ona młodszego brata Stanisława. Podczas wojny służył w lotnictwie brytyjskim. Po wojnie nie wrócił do kraju, pozostał na Wyspach. Założył tam rodzinę. Ożenił się z Mary McGregor, koleżanką z wojska. Mieszkali w hrabstwie Essex. Obydwoje już nie żyją. Mieli dwóch synów, Stanisława i Macieja. Pozostajemy z nimi i ich rodzinami w luźnym kontakcie. Adaś czasem ich odwiedza, gdy jest służbowo w Anglii. Oni również odwiedzili nas parokrotnie. Myślę, że przekazałam ci najistotniejsze informacje o naszej rodzinie. Na szczegóły przyjdzie czas. Masz jakieś pytania?

– Jedno, które nie daje mi spokoju od kiedy dowiedziałam się o waszym istnieniu. Czy wiesz, ciociu, jak to możliwe, że Ignacy pozwolił, by jego siostra zaciągnęła się do wojska?

Klara poczuła, że oto nadchodzi pierwsza z wielu trudnych sytuacji, którym będzie musiała sprostać w związku z ukrywaniem przed Zuzanną prawdy. Starała się opanować i nie dać po sobie poznać, że jest zdenerwowana.

– Skąd to pytanie? – grała na zwłokę, by mieć czas, aby wymyślić w miarę sensowną odpowiedź.

– Wiem, że babcia była w wojsku. Z tego okresu jej życia zachowało się kilka zdjęć. Dziadkowie nie kryli się z tym, że właśnie w wojsku się poznali. Teraz w obliczu tego, czego się dowiedziałam, nie dziwi mnie, że tego nie ukrywali. W końcu ten temat nie obnażał w sposób bezpośredni pochodzenia babci, które tak skrzętnie chciała ukryć.

– Ignacy niewiele nam powiedział. Wiemy, że Zuzanna do wojska wstąpiła, gdy on również tam był. Wuj Witold, który sprawował nad nią opiekę w czasie nieobecności Ignacego, nie był w stanie jej od tego powstrzymać. Wiesz, to były czasy, gdy młodzi chcieli działać, walczyć za ojczyznę.

– Twój syn powiedział mi, gdy się ze mną skontaktował, że powodem zerwania przez Ignacego kontaktów z jego siostrą było jej niefortunne zamążpójście. Wiesz coś o tym?

– Tylko tyle, że Ignacemu nie podobał się twój dziadek.

– Wiesz dlaczego?

– Niestety, nie.

– Wygląda na to, że Ignacy z moimi dziadkami musiał spotkać się po wojnie.

– Skąd to przypuszczenie? – Klara błagała w duchu, by ta rozmowa się wreszcie skończyła. Intensywnie myślała nad tym, jak zręcznie zmienić temat.

– Jak już mówiłam wcześniej, dziadkowie poznali się w wojsku i tam się również pobrali. Musieli tu przyjechać. W jaki bowiem inny sposób Ignacy dowiedziałby się o ich małżeństwie? Ignacy musiał również poznać mojego dziadka osobiście, w przeciwnym razie skąd bowiem wyrobiłby sobie o nim opinię? Sama przyznasz, ciociu, że to scenariusz najbardziej prawdopodobny.

– Chyba tak. Niestety nie dowiemy się już, jak było naprawdę. Ale to co mówisz brzmi logicznie i zapewne jest bliskie prawdzie. Może herbatę wypijemy na tarasie? – zaproponowała i tym samym ucięła kłopotliwą rozmowę. – Dzień taki ładny, szkoda go tracić na siedzenie w domu.

– Z chęcią. Przyniosę zdjęcia, które przywiozłam. Pewnie jesteś ciekawa, jak wyglądali dziadkowie – zaproponowała Zuzanna.

– Oczywiście, że tak. Świetnie, że pomyślałaś o tym – ucieszyła się.

Usiadły w rogu tarasu, gdzie stał żelazny kuty stół z wiklinowymi krzesłami i ławeczką. Ogrodowe meble były tak ustawione, by rosnący nieopodal stary orzech rzucał przyjemny cień.

Taras był rozłożysty, otoczony kamienną rzeźbioną balustradą. Biegły z niego schody wprost do ogrodu. Szczyt schodów zdobiły kamienne donice w kształcie kielichów; rosły w nich bordowe pelargonie.

Ogród był duży, porośnięty rododendronami, hortensjami i wieloma innymi ozdobnymi krzewami. W ogrodzie posadzone były również drzewa śliw i wiśni. Znajdowały się w nim także rabaty kwiatowe.

– Oto zdjęcia – podała Klarze mały podróżny album.

– Usiądź tu koło mnie i opowiedz mi o nich – poprosiła, otwierając album.

Zuzanna przysunęła swój fotel.

– To ostatnie nasze wspólne zdjęcie ze świąt Bożego Narodzenia – objaśniła pierwszą fotografię. – Zrobione pięć lat temu. W samym środku siedzą dziadkowie.

– Uroczą tworzyli parę – Klara przyjrzała się zdjęciu z ciekawością.

– Tak. Pasowali do siebie. Obok dziadków – wskazała palcem na siedzącą koło nich kobietę – moja mama.

– Masz bardzo ładną mamę.

– Też tak myślę – uśmiechnęła się. – To moja mama z tatą – pokazała kolejne zdjęcie. – O, a to jest zdjęcie dziadka w ogrodzie. A tu są oboje z babcią. To zdaje się fotografia z imienin dziadka. Nie przypominam sobie dokładnie. A tu ja z dziadkiem, gdy miałam sześć lat, w ZOO – uśmiechnęła się, patrząc na zdjęcie, na którym widniała szczęśliwa dziewczynka niesiona przez dziadka na barana.

– Widać, że bardzo cię kochał.

– Nie zaprzeczę. Nie miał wyboru, miał tylko mnie jedną.

– Dziękuję, że przywiozłaś te zdjęcia – odłożyła album na stolik.

– Nie ma za co. Starałam się wybrać takie fotografie, które pokazują dziadków na przestrzeni lat, żebyście widzieli, jak się zmieniali fizycznie.

– Wieczorem, jeżeli zechcesz, możemy pooglądać nasze albumy rodzinne.

– Jeżeli nie sprawi to kłopotu, to z chęcią.

– Żadnego – zapewniła. – Czy nie miałaś problemów z dojazdem do nas? – spytała, nalewając herbaty do prześlicznych filiżanek z cienkiej jak pergamin porcelany koloru kości słoniowej, ozdobionej delikatnym motywem przedstawiającym gałązkę róży. Następnie nałożyła poziomkowych konfitur do małych kryształowych miseczek.

– Troszkę kłopotów było – zaśmiała się. – O drogę zapytałam w sklepie. Pomogła mi taka miła pani. Powiedziała, że jej mąż jest u was zarządcą. Był tam jeszcze starszy pan, który siedział przed sklepem.

– To była zapewne żona Zygmunta, o którym już ci wspominałam. A ten starszy mężczyzna to Edmund, nasz były pracownik. Od kiedy przeszedł na emeryturę, nie umie sobie znaleźć miejsca. Ostatnio jego hobby stało się siadanie przed sklepem i obserwowanie ludzi. Swoją drogą, może to i dobrze. Chociaż nie zamęcza teraz gderaniem swojej żony. Żaliła mi się niedawno, gdy spotkałyśmy się w sklepie, że nie może już sobie dać z nim rady. We wszystko się jej wtrąca, nawet w gotowanie. Ale, ale, jeżeli rozmawiałaś z Zygmuntową, to już pewnie cała wieś wie, że mamy gościa. To największa plotkara w okolicy – dokończyła rozbawiona.

Miło sobie gawędziły. Zuzanna pod wpływem swobodnego sposobu bycia Klary powoli pozbywała się skrępowania. Poczuła się jak w domu. Po pewnym czasie usłyszały odgłos nadjeżdżającego samochodu.

– O! – zawołała Klara. – Chyba Adam przyjechał. Poznasz mojego syna. Jest… – zawahała się – jest miłym i sympatycznym człowiekiem, wbrew temu, co o nim mówią i jak się czasem zachowuje.

Zuzannę rozczulił ten przejaw miłości matki do syna. Nie zdążyła się jednak zbyt długo nad tym zastanowić, bo oto na taras wszedł on, Adam Krzeniecki w całej okazałości. Dumnie wyprostowana sylwetka oraz mina nadąsanego gbura. Był wysokim, postawnym brunetem. Twarz miał pociągłą, z wyrazistym podbródkiem, zdradzającym upór i stanowczość. Jego oczy były głęboko osadzone. Kąciki wąskich ust układały się w taki sposób, jakby ich właściciel ciągle był w złym humorze. Mimo że chciała poczuć do niego choć odrobinę sympatii, od razu wiedziała, że nie polubi go nigdy! Zdobyła się jednak na uśmiech i przywitanie.

– Dzień dobry, jestem Zuzanna Długołęcka – zwróciła się do niego.

– Widzę – powiedział dość ostro.

Mimo że Zuzanna uchodziła za osobę wysoką, nie odczuwała tego przy Adamie. Był wyższy od niej o ponad głowę. Patrząc na niego, musiała lekko unosić wzrok. Nie czuła się z tym dobrze. Wyciągnął do niej dłoń w geście powitania. Zauważyła, że jest kształtna i smukła. Zirytowało ją, że zwraca uwagę na takie rzeczy. Podała mu swoją z lekkim ociąganiem. Spostrzegł to i zrozumiał jej wahanie na swój sposób.

– Bez obaw – uśmiechnął się kątem ust. – Nie będę cię całować w rękę. Wiem, że obecnie młode wyzwolone kobiety nie lubią takich przejawów męskiej kurtuazji. Uważają, że uwłacza to ich niezależności.

– Ale ja…– chciała wyjaśnić, że źle ją zrozumiał, lecz przerwał jej stanowczo.

– Nie tłumacz się. Mnie to nie przeszkadza.

Jeżeli Zuza cokolwiek wiedziała o antypatii, to właśnie w tej chwili odczuwała ją względem tego mężczyzny.

Adam podszedł do matki i pocałował ją w policzek, po czym usiadł obok kobiet. Klarę zaskoczył jego ton, jak i samo zachowanie. Rzuciła mu pytające spojrzenie. Ale on albo tego nie zauważył, albo udawał, że nie zauważa.

– Napijesz się, synku, z nami herbaty? – zaproponowała.

– Nie, dziękuję. Jak minęła ci podróż, Zuzanno? – spytał już milszym tonem. Widać jednak było, że trudno mu to przychodzi. Coraz bardziej ją ten typ denerwował. Miło będzie, nie powiem – pomyślała.

– Bardzo dobrze – siliła się na spokój, rumieniąc się pod jego spojrzeniem. Chyba to zauważył, bo zdobył się na coś na kształt pobłażliwego uśmiechu. A może jej się zdawało? Może to nie był uśmiech, a wyraz kpiny?

– To świetnie. A tak poza tym?

– Nie rozumiem.

– Nieważne – machnął ręką.

Zuzanna odniosła wrażenie, że męczy go ta rozmowa i najchętniej by już ją zakończył.

Klara patrzyła na syna coraz bardziej zniesmaczona jego zachowaniem. Co on wyprawia – myślała. – Nigdy się tak nie zachowywał.

Po kilku minutach zdawkowej rozmowy; a raczej serii pytań, na które Zuza mogła odpowiedzieć tylko tak lub nie, oznajmił, podnosząc się z krzesła:

– Wybaczcie, ale muszę wykonać kilka telefonów. Widzisz, droga kuzynko – zwrócił się do niej z czymś, co przypominało uśmiech, ale bardziej wyglądało jakby się krzywił – ale swoim przyjazdem namieszałaś sporo w moim grafiku.

– Bardzo mi przykro – wyjąkała, rumieniąc się.

– Jeszcze jedno, Zuzanno – stał już w drzwiach tarasu. – Wieczorem chciałbym omówić z tobą sprawę, która cię do nas sprowadziła. Im szybciej to będziemy mieć za sobą, tym lepiej – nie czekając na odpowiedź, wszedł do domu.

Siedziała jak osłupiała. Boże! Co za gbur. Potraktował ją niczym pensjonarkę. Co on sobie wyobraża? Świetnie, ciekawe, co jeszcze ją czeka ze strony, drogiego kuzyna – myślała gniewnie. Czuła, że musi zostać sama. Pod pozorem odpoczynku po podróży, przeprosiła ciotkę i udała się do swojego pokoju.

***

Wszedł do gabinetu i zaklął siarczyście.

– Cholera jasna, ależ z ciebie kretyn! No, pokazałeś klasę. Co jak co, ale witać gości to ty potrafisz – mówił do siebie, zaciskając gniewnie dłonie.

Zaskoczył go widok tej dziewczyny. Wypisz wymaluj dziewczyna z portretu. Nie lubił niespodzianek, nie lubił też być zaskakiwanym, tak jak teraz. Zwłaszcza nie lubił, gdy uroda kobiet powodowała u niego uczucie skrępowania. – Cholera, cholera, cholera – syczał przez zęby. Nie zdziwiłby się, gdyby kuzynka urażona jego zachowaniem, co jest niestety uzasadnione, jeszcze dzisiaj opuściła ten dom.

Po chwili do pokoju weszła Klara. Spojrzała na niego z urazą.

– Nie patrz tak, tylko powiedz, że jestem chamem! – zareagował gniewnie.

– Nie będę mówić, bo to nieprawda. Co się z tobą dzieje, Adamie?

– Nic. Jestem zmęczony, a ta cała Zuzanna… No dobra, nie wiem, co mnie napadło.

– Mam nadzieję, że spróbujesz jakoś zatrzeć na niej to złe wrażenie?

– Postaram się. Co ona teraz robi?

– Poszła do siebie. Nie zapominaj, że ma za sobą dość długą podróż.

– Tak, wiem.

– Rozmawiałyśmy trochę o historii rodziny – usiadła w fotelu. – Jak się zapewne domyślasz, zeszłyśmy wreszcie na temat tajemnic Ignacego i Zuzanny.

– No i?

– Ona myśli, że jej babcia mieszkała tutaj do 1942 roku. Następnie zaciągnęła się do wojska, gdzie poznała Jana i tam się pobrali.

– A niech to… – zaklął cicho. – Robi się ciekawie.

– To nie wszystko.

– Co jeszcze?

– Pytała, czy wiem, co się Ignacemu nie podobało w jej dziadku.

– No i co jej powiedziałaś?

– A co mogłam powiedzieć? Powtórzyłam jej to, co ty jej powiedziałeś, gdy do niej zadzwoniłeś.

– Czyli konkretnie co?

– Adam! – zirytowała się. – Powiedziałam jej, że nic o tym nie wiemy.

– No nie denerwuj się tak, tylko pytam.

– Jak mam się nie denerwować, skoro to dopiero początek jej wizyty, a my już gubimy się w tych kłamstwach. To inteligentna dziewczyna.

– W to nie wątpię. Ale my jesteśmy również inteligentni – mrugnął do niej łobuzersko.

– Cieszę się, synku, że ci humor dopisuje.

– Mamo – usiadł obok niej na poręczy fotela i objął ją ramieniem – musimy sobie jakoś poradzić.

– Wiem. Ale dużo mnie to kosztuje zdrowia. A właśnie, jeszcze jedno.

– Tak?

– Przy temacie Jana, że rzekomo nie przypadł do gustu Ignacemu, stwierdziła, że w takim razie wynika z tego, że jej dziadkowie musieli się po wojnie spotkać z Ignacym. Bo jak inaczej Ignacy wyrobiłby sobie zdanie o Janie.

– I co jej na to odpowiedziałaś?

– Że to logiczne wyjaśnienie. Ale się już tego nie dowiemy, jak było naprawdę.

– No i świetnie. Rewelacyjnie z tego wybrnęłaś.

– Adam, mi się to wszystko nie podoba.

– Już o tym rozmawialiśmy! – odezwał się ostro.

– Dobrze, nie wracajmy już do tego. Proszę – podała mu album, który do tej pory trzymała w ręku. – To zdjęcia, jakie Zuzia przywiozła. To jest Zuzanna z Janem – wyjaśniła, gdy spojrzał na pierwszą fotografię, na której widniała para przytulonych do siebie i uśmiechniętych starszych ludzi.

– Ładna para – stwierdził, z przyjemnością przypatrując się zdjęciu.

– O, a tutaj na tym zdjęciu – wskazała palcem – to Izabella, mama Zuzanny. Zaś ten uśmiechnięty blondyn o wesołym spojrzeniu obok niej, to ojciec Zuzy. A tu – wskazała kolejną fotografię – Zuzia, gdy była mała.

Oglądał zdjęcia z zainteresowaniem.

– Uroczym dzieckiem była ta cała Zuzanna – odłożył album na biurko.

– Mam nadzieję, że jest równie wyrozumiała, jak była urocza w dzieciństwie, i puści w niepamięć twoje zachowanie, synu.

– Oj, mamo, przecież powiedziałem, że się poprawię. No, to przed nami kolacja – rzucił jej rozbawione spojrzenie.

– Adam, mówię poważnie. Postaraj się być miły.

– Będę słodki jak miód, o manierach godnych angielskiego dżentelmena – uśmiechnął się do niej.

– Jesteś niemożliwy – roześmiała się.

***

Zuzanna zadzwoniła do matki. Nie domknęła drzwi i Adam, który przechodził koło jej pokoju, usłyszał mimowolnie część rozmowy, w której wymieniła jego imię. Zaintrygowany tym, przystanął i wysłuchał opinii na swój temat wypowiedzianej w iście mentorskim stylu.

– On? Masz na myśli drogiego kuzyna Adama Krzenieckiego?! – cynicznie akcentowała każde słowo. – Mamo, to jest cham i nadęty bufon – mówiła podniesionym tonem. – Czy ty wiesz, jak mnie przywitał? Jak jakąś służącą! Boże! Dobrze, że już feudalizm zniesiono, mieć takiego pana byłoby tragedią. No co ty? Zostaję tyle ile trzeba i wyjeżdżam, łaski mi nie robi ten typ. W końcu jestem tu na życzenie jego dziadka, a nie jego. Słucham? O nie, wcale nie przesadzam. Co? Według mnie to zwyczajny sztywny palant!

Odsunął się od drzwi.

– Sztywny palant mówisz, kuzynko? – powiedział cicho, śmiejąc się pod nosem. – Już ja ci pokażę, co ze mnie za palant.

Wieczorem, gdy zeszła na kolację, czekała ją kolejna porcja wrażeń. Ledwo weszła do jadalni, a kuzyn wstał niczym dżentelmen z dziewiętnastowiecznych powieści. Dżentelmen, dobre sobie – zaśmiała się w duchu. – Raczej z niej kpi. Czy jednak pozwoliłby sobie na takie zachowanie w obecności matki?

Podczas kolacji był wyjątkowo rozmowny i podejrzanie miły. Zuza domyśliła się, że za zmianą jego zachowania stoi ciocia. Zapewne zwróciła synowi uwagę, że był względem niej nieuprzejmy.

– O czym tak dumasz, droga kuzynko? – zapytał.

– Dlaczego uważasz, że dumam?

– Masz marsową minę. To jak, powiesz mi, o czym myślisz?

– Wybacz, ale nie.

– Cóż, trudno. Jakoś to przeżyję. Czy podoba ci się dom?

– Tak. Jest bardzo piękny.

– Powiem szczerze, choć pewnie mama będzie oponować, ale przed twoim przyjazdem strasznie się obawialiśmy, jaka jesteś – spojrzał na nią.

Dziewczyna czuła, że kuzyn prowadzi z nią grę, że chce ją zwyczajnie onieśmielić. O nie, ona nie pozwoli sobie na takie traktowanie. Spojrzała mu odważnie prosto w oczy i odparła:

– I jakie zrobiłam wrażenie?

Uśmiechnął się na te słowa.

– O, to jeszcze zobaczymy. Na razie cię obserwuję, droga kuzynko.

– Jak mam to rozumieć?

– Zwyczajnie, a może nie?

– Adamie, przestań wreszcie. Zuzia gotowa pomyśleć, że tak witamy wszystkich gości – upomniała go Klara.

– Ależ, mamo – zaśmiał się. – Zuzia to nie gość, tylko rodzina. Rodzinę zaś traktujemy wyjątkowo – tu mrugnął do dziewczyny.

Czy ta cholerna kolacja nigdy się nie skończy? – pomyślała. Na szczęście nie trwała już długo. Jednak nie był to koniec spotkania z Adamem. Po kolacji poprosił ją do gabinetu.

– Jesteś bardzo podobna do swojej babki – wskazał na obraz nad kominkiem. Podeszła bliżej, by się przyjrzeć. Gdy tak stała i przyglądała się malowidłu, patrzył na nią oczarowany. Miała piękne kobiece kształty, długą szyję. Twarz o szlachetnych rysach. Delikatną, nie znającą makijażu mleczną cerę. Piękny, choć zadarty nosek, pełne usta i te oczy, niesamowicie duże i otoczone długimi gęstymi rzęsami. Prawie zero biżuterii, nie licząc zegarka i delikatnych kolczyków. Ubrana była w różową koszulową bluzeczkę z krótkimi marszczonymi rękawkami, zapinaną z przodu na drobne guziczki; obcisłe płócienne beżowe spodnie. Na gołych stopach zamszowe mokasyny w odcieniu zbliżonym do koloru spodni. Kobieta niczym z obrazka. A włosy? Po prostu cud. Blond loki upięte w koczek.

Tak zanurzyć w nich dłonie, poczuć ich jedwabistość. Pewnie były długie. Boże! Co się ze mną dzieje? – myślał gorączkowo.

– Może w takim razie przejdziemy do głównego powodu twojego przyjazdu – słowa jego zabrzmiały dość oschle. Nie panował jednak nad emocjami, zirytowany tym, jak ta dziewczyna na niego działa. Spojrzała na niego w taki sposób, że zawstydzony swoim zachowaniem odwrócił wzrok. Usiadła na miejscu, które jej wskazał.

– Jak wiesz, okazało się – zaczął łagodniejszym tonem – okazało się, że zarówno mój dziadek, jak i twoja babcia ukrywali przed nami pewne sprawy. Nie dowiemy się już, dlaczego stało się jak się stało. Mój dziadek pod koniec życia, jak już wiesz, chciał naprawić błędy popełnione w młodości. Niestety nie zdążył. W swojej ostatniej woli poprosił mnie, abym to ja w jego imieniu doprowadził do końca sprawy, które rozpoczął. Umieścił w swoim testamencie ciebie jako jedyną spadkobierczynię jego siostry. Przekazuje ci również biżuterię, która należała się twojej babci – wyjął z szuflady puzderko i położył przed nią. Miało inkrustowane wieczko, ozdobione okazałymi liśćmi winogron. Zuzanna otworzyła je. Wewnątrz obite było zielonym aksamitem, a na nim leżały piękne brosze, szpile, pierścionki, kolczyki i inne precjoza.

– Piękne – szepnęła z zachwytem. – Ale czy naprawdę mogę to przyjąć? – zapytała niepewnie.

– Oczywiście – powiedział, uśmiechając się. – To należy do ciebie. Noś to z dumą, bo że wyglądać będziesz w tym pięknie, wiem na pewno – spojrzał na nią ciepło. Zuzanna oniemiała. Doprawdy, ten człowiek umiał zaskakiwać. Gdy się uśmiechał, był nawet przystojny. W jego piwnych oczach pojawiały się wtedy takie chochliki. Kim był tak naprawdę jej kuzyn? Osobowość zmieniał w błyskawicznym tempie. Potrafił być gburowaty, by za chwilę czarować miłym zachowaniem.

– Stałaś się również właścicielką dóbr, które prawnie należały się twojej babce. Z ich spisem zapoznasz się u notariusza. Otrzymasz również stosowne dokumenty potwierdzające twoją własność.

– Właśnie co do tej klauzuli chciałabym coś wyjaśnić. Pozwolisz? – zamknęła puzderko z biżuterią i odłożyła je na biurko.

– Oczywiście – skinął głową.

– Wydaje mi się, że najstosowniej będzie z mojej strony, gdy tego nie przyjmę. Gdyby mojej babci zależało na tym majątku, pewna jestem, że powzięłaby stosowne kroki.

– Chyba raczysz żartować – na powrót stał się oschły. – To w ogóle nie wchodzi w grę – powiedział podniesionym tonem.

– Mam prawo tego nie przyjąć. Nie możesz mnie zmusić – czuła, że musi być stanowcza.

– Nie mogę, to prawda – przyznał. – Pamiętaj jednak, że taka była ostatnia wola Ignacego. Uważam, że to nie podlega dyskusji.

– Nie dziwię się, że jesteś tak dobrym biznesmenem – odparła. – Jeżeli w podobnym stylu załatwiasz interesy, to chyba nikt nie jest w stanie z tobą wygrać.

Roześmiał się.

– Mam nadzieję, że to miał być komplement? Jeżeli tak, to dziękuję. Rzeczywiście, lubię jasne sytuacje. Nie lubię też jeśli robi się problemy tam, gdzie ich nie ma. Nie musisz naprawdę czuć się zakłopotana, odbierając ten spadek.

– Nie czuję się zakłopotana, tylko uważam, że mi się on nie należy.

– Droga kuzynko, jest jedno wyjście z tej sytuacji – spoważniał.

– Tak? Jakie? – spytała zaciekawiona.

– Zostań moją żoną. Wtedy co moje będzie twoje i odwrotnie.

Chwilę milczała, po czym wybuchnęła śmiechem.

– Widzę, że masz wyjątkowe poczucie humoru, kuzynie. Zapomniałeś o dwóch sprawach. Pierwsza, mogę przecież zechcieć rozdzielności majątkowej.

– Tak, rzeczywiście o tym zapomniałem – widać było, że bawi go ta rozmowa. – A ta druga? – spytał.

– Chyba jesteśmy zbyt blisko spokrewnieni.

– O to bym się nie martwił. Nie ma między nami aż tak bliskiego pokrewieństwa, na szczęście – zaakcentował ostatnie słowa, obrzucając ją przy tym wymownym spojrzeniem. Czuła jak na jej policzki występuje zdradliwy rumieniec.

Satysfakcjonowało go jej zawstydzenie.

– Jeszcze jedna sprawa – wyciągnął rękę w jej kierunku. Zuzanna mimowolnie się wzdrygnęła. Dziwne, ale dotknęła go jej reakcja. Zabrał dłoń i mówił dalej:

– Jak wiesz, mój dziadek żałował tego, jak postąpił z twoją babcią. My nie zmienimy już tego, co się stało, jednak życzeniem jego było, jak i moim również jest, byś zechciała stać się członkiem naszej rodziny. Zgadzasz się? – uśmiechnął się ponownie. Wyglądało to naprawdę szczerze i Zuzanna z uśmiechem skinęła głową.

Niestety wieczór się jeszcze nie kończył. Zuzanna najchętniej skryłaby się już w zaciszu swojego pokoju. Była zmęczona. Emocje, jakich dzisiaj doświadczyła, dawały o sobie znać. Obiecała jednak ciotce, że razem z nią obejrzy rodzinne albumy. Ku jej zaskoczeniu, Adam oznajmił, że z chęcią im potowarzyszy. Zasiedli w salonie nazywanym przez Klarę miodowym. Nazwę taką zawdzięczał barwom swojego wystroju.

Usiadły na kanapie, Adam obok w fotelu. Przez cały czas czuła, że mężczyzna przygląda się jej uporczywie. Krępowało ją to i irytowało. Gdy tylko natrafiała na jego wzrok, oblewała się rumieńcem, co jeszcze bardziej wyprowadzało ją z równowagi. Co najgorsze, zauważyła, że jej skrępowanie najwyraźniej go bawiło. Nawet nie próbował tego ukryć. Odetchnęła z ulgą, gdy po godzinie mogła udać się wreszcie do swojego pokoju.

***

Dochodziła północ, a ona nie spała. Myśli kłębiły się w jej głowie. Co ciekawe, obraz kuzyna powracał w nich zadziwiająco często. Tyle ją dzisiaj spotkało… Wstała z łóżka i usiadła w niszy przy oknie. Pełen wrażeń dzień spowodował nawrót duszności. A niech to, cholerna nerwica – mruknęła pod nosem. Otworzyła szeroko okno i wciągnęła zapach świeżego czerwcowego powietrza.

Sięgnęła po leżące na stoliku puzderko z biżuterią. Pachniało mahoniem i tytoniem fajkowym. Gładziła dłonią jego wieczko. Przypomniała jej się babcia i tamte rozmowy o dobrych manierach i elegancji. – Moje dziecko, elegancka kobieta nigdy nie obwiesza się biżuterią jak choinka – powtarzała jej babcia.

Zuzanna uśmiechnęła się na to wspomnienie. Ogarnęło ją wzruszenie i łzy napłynęły jej do oczu. Pokój wydał jej się strasznie ciasny. Musiała poczuć przestrzeń. Narzuciła na piżamę sweter i wyszła z pokoju. Dom wyglądał na uśpiony. Starała się zachowywać jak najciszej, by nie zbudzić domowników. W holu świeciła się mała lampa stojąca na stoliku obok schodów.

Zuza usiadła na kamiennych schodach prowadzących do ogrodu. Noc była ciepła. Księżyc w pełni oświetlał złotym blaskiem okolicę. Kwiaty pachniały intensywnie, szczególnie czuć było jaśmin. Dziewczyna powoli się uspokajała.

Adam zgasił lampę w holu i już chciał położyć się do łóżka, gdy zauważył uchylone drzwi na taras. Był pewien, że gdy przed godziną schodził do gabinetu, były zamknięte. Podszedł i zobaczył na tarasie Zuzannę. Siedziała na schodach, odwrócona tyłem do drzwi. Włosy miała rozpuszczone, opadały kaskadą loków na ramiona. Nie mógł oderwać od niej oczu. Przez moment bił się z myślami, czy do niej podejść. Zasadniczo, dlaczego miałby tego nie zrobić? Wszedł na taras i usiadł obok niej.

– Co ty tu robisz? – nie kryła zaskoczenia i skrępowania.

– Szedłem już spać, gdy zobaczyłem otwarte drzwi. Mogę posiedzieć z tobą? Noc taka piękna, że aż szkoda marnować ją na sen.

Spojrzała na niego z zainteresowaniem. Czy to możliwe, by skrywała się w nim romantyczna natura?

– Oczywiście, że możesz.

Siedzieli w milczeniu. Zuzanna czuła zdenerwowanie. Splotła dłonie, nie wiedziała, jak się zachować. Nie umiała nazwać tego, co odczuwała w jego towarzystwie. Zawstydzenie? Tak, chyba właśnie to. Dlaczego miała czuć się zawstydzona? – westchnęła.

– Krępuje cię ta sytuacja? – spytał nagle. Po czym, nie czekając na odpowiedź, dodał: – Pocieszy cię, że mnie również.

– Zaskakujesz mnie.

– Czemu?

– Z jednej strony potrafisz być taki ujmujący i szarmancki, a z drugiej jesteś… – zawahała się, szukając w myślach odpowiednich słów.

– Sztywny palant i zwyczajny cham?

– Słyszałeś moją rozmowę z mamą? – spytała, czując jak się czerwieni.

– Słyszałem – nie krył rozbawienia, widząc malujące się na jej twarzy zakłopotanie. – Ale przyjąłem tę ocenę jak prawdziwy mężczyzna. Mam też nauczkę, że nie warto podsłuchiwać.

– Chyba trochę przesadziłam, przepraszam.

– W żadnym razie. Masz rację. Po przywitaniu, jakie ci zgotowałem, to i tak byłaś delikatna. Boję się tylko, że teraz twoja mama wyrobiła już sobie o mnie opinię. Raczej negatywną.

– Bez obaw. To wyjątkowo wyrozumiała osoba.

– W takim razie nie mam się czym martwić – patrzył na jej profil. – Powinnaś nosić rozpuszczone włosy – wziął pukiel w palce. Odsunęła się.

– Pójdę już – podniosła się. – Jestem zmęczona.

– Czy powiedziałem coś nie tak?

– Chyba pomyliłeś mnie z kimś innym.

– Słucham?

– Zapewne jako bogaty kawaler możesz przebierać wśród chętnych kobiet. Jednak ja nie mam w zwyczaju wskakiwać do łóżek nowo poznanych mężczyzn.

– Ależ, Zuzanno, jeżeli pomyślałaś… nie to miałem na myśli. Jeżeli tak to odebrałaś, to przepraszam. Wiem, że taka nie jesteś.

– Tak? A niby skąd?

– Łatwo to dostrzec.

– Doprawdy? Zdążyłeś tak dobrze mnie poznać w ciągu jednego popołudnia i wieczoru? Bo przecież tyle się dopiero znamy. Gratuluję.

– Nie do twarzy ci z cynizmem.

– Ta rozmowa do niczego nie prowadzi, więc ją lepiej zakończmy.

– Chciałem być tylko miły.

– Wiesz – spojrzała mu prosto w oczy – już lepiej bądź sobą.

– Co ty chcesz, dziewczyno, na siłę udowodnić?

– Nic. Irytuje cię moja obecność tutaj, prawda? – spytała.

– Co to za pytanie? – wstał i podszedł do niej.

– Zwyczajne. Odpowiedz, proszę. Dajesz mi wyraźnie do zrozumienia, że denerwuje cię moja obecność w twoim domu.

– Chyba przesadzasz. Owszem, podobnie jak ty jestem tą całą sytuacją zaskoczony.

– Zdaje się, że się nie rozumiemy, kuzynie – westchnęła.

Trzymał ręce w kieszeniach. Zdenerwowały go jej słowa.

– Jestem jaki jestem. Nigdy nie byłem wylewny – na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. – Uważam, że tak jest lepiej. Jeżeli mamy być rodziną, to musisz się do tego przyzwyczaić.

– Postaram się.

– Będę zobowiązany.

– Miągwa – mruknęła pod nosem.

– Słucham? – nachylił się do niej. – Co powiedziałaś?

– Nic – na jej policzku pojawił się rumieniec.

– Dobrze słyszałem. Powiedziałaś: „miągwa”. Czy możesz mi wyjaśnić, co to znaczy?

– Nie!

– Zapewne to jakieś dosadne określenie? – nie krył rozbawienia.

– Jeżeli myślisz, że mnie wyprowadzisz z równowagi, to się grubo mylisz.

Coraz bardziej go ta dziewczyna intrygowała.

– Twój facet musi mieć nerwy ze stali. Wytrzymać z taką osóbką jak ty, to nie lada wyzwanie.

– To już nie twój problem – fuknęła.

– No, no. Widzę, że jędza z ciebie.

– Przeszkadza ci to?

– Lubię kobiety z temperamentem. Nie odpowiedziałaś. Masz kogoś?

– Nie uważasz, że to nie twoja sprawa?

– Dlaczego? Pytam ze zwykłej ciekawości. W końcu jesteśmy rodziną, a w rodzinie nie ma tajemnic.

– Nie mam.

– Nie? – nie udało mu się ukryć zaskoczenia.

– Dziwi cię to?

– Szczerze? Bardzo. Czyżbyś czekała na wielką miłość? Rycerza na białym koniu?

– Może. Czy to źle?

– Nie, skądże.

– W takim razie skąd ta drwina w twoim głosie?

– Może mam swoje powody.

– Czyżby kobieta cię oszukała? To chyba niemożliwe.

– Teraz ty drwisz, moja droga. Zwyczajnie nigdy się nie zakochałem.

– To przykre.

– Ty mi nie wierzysz?

– Oczywiście, że nie. Nie wmówisz mi, że nie spotykasz się z kobietami?

– To dwa różne tematy.

– Rzeczywiście, do pewnych rzeczy damsko-męskich nie potrzeba stanu zakochania.

– Mało mnie znasz, więc nie oceniaj mnie! – zirytował się.

– Nie oceniam. Wyciągam tylko wnioski z tego, co słyszę.

– No tak, zapomniałem. Jesteś prawnikiem, a wy umiecie zawsze wyciągać wnioski. Musisz być niezła w swoim zawodzie.

– Jestem dobra w tym, co robię.

– Tym razem się jednak pomyliłaś. Kobiety traktuję z szacunkiem, tak mnie wychowano. Nie zakochałem się, bo nie wierzę w miłość. Obecnie wy, kobiety zatraciłyście się w tej swojej niezależności, przyjmujecie postawę konfrontacyjną i nie zauważacie, że tracicie to, co w was najwspanialsze – waszą wrażliwość i kobiecość. W dzisiejszych czasach mężczyźni traktowani są przez kobiety jak trofeum: złapać, skonsumować i szukać następnego.

– Strasznie generalizujesz. Nie wszystkie kobiety takie są.

– Mam prawo mieć własne zdanie.

– Ależ oczywiście. Jednak jest ono bardzo jednostronne.

– Bronisz swojej płci, to zrozumiałe.

– Wcale nie – zaoponowała stanowczo. – Po prostu w życiu kieruję się obiektywizmem.

– Masz do tego prawo.

– Zaspokój, proszę, moją ciekawość i powiedz, jaka kobieta by ci odpowiadała?

– Taka, która kochałaby mnie takim, jakim jestem, a nie za to kim jestem. Nie chciałabym też, aby próbowała zmieniać mój charakter.

– No, no, no. Czyli krótko mówiąc, chciałbyś niewolnicy. Cóż, życzę szczęścia.

– Nie chcę niewolnicy, chcę prawdziwej kobiety, a to różnica.

– Ja to widzę inaczej. W każdym razie życzę ci, byś taką spotkał. Dobranoc.

– Jeszcze jedno, Zuzanno. Jutro w południe jesteśmy umówieni u notariusza. Chyba nie zapomniałaś?

– Nie zapomniałam. Ale…

– Nie ma żadnych „ale” – przerwał jej ostro. – Po otrzymaniu spadku możesz zrobić z nim, co chcesz, ale otrzymać go musisz! Słyszysz?!

– Tak jest! – zasalutowała i mijając go, weszła do domu.

Stał jeszcze chwilę, patrząc za nią. Uświadomił sobie, że uśmiecha się do siebie.

Długo nie mógł zasnąć. Czy to możliwe – myślał – by ta kobieta tak go oczarowała?

***

Zuzanna obudziła się zdezorientowana. Rozglądała się po obcym pokoju i powoli docierało do niej, gdzie jest. Słońce oświetlało przestronne wnętrze. Leżała w dużym łóżku z rzeźbionym wezgłowiem. Pokój urządzony był stylowo. Znajdowały się w nim meble z drewna orzechowego, obite tapicerką z kawowego pluszu. W rogu pomieszczenia stała zdobiona szafa, obok niej toaletka z trójskrzydłowym lustrem, a przy niej stołek. Nieco dalej rzeźbiony fotel. Wnękę znajdującą się przy oknie, które wychodziło na ogród, przerobiono na przytulne miejsce do siedzenia; obok stał mały stolik z dwoma krzesłami. Naprzeciwko łóżka znajdował się kominek obłożony jasnoróżowym marmurem; wisiał nad nim obraz przedstawiający leśną drogę. Pokój miał również własną łazienkę usytuowaną w miejscu, w którym niegdyś znajdowała się garderoba. Obok wejścia do łazienki stała bieliźniarka.

Jak się wczoraj dowiedziała od Klary, przed laty pokój ten należał do jej babki. Może to była tylko jej wyobraźnia, ale Zuzanna czuła podświadomie obecność kochanej babci.

Spojrzała na leżący na nocnej szafce zegarek i struchlała. Dochodziła dziesiąta! Co oni sobie o niej pomyślą. Wstała i szybko doprowadziła się do porządku.

Zeszła do jadalni.

– Wstałaś już? – Klara siedziała przy nakrytym do śniadania stole i się do niej uśmiechała. – Proszę, usiądź – wskazała jej miejsce obok siebie.

– Ciociu, przepraszam, że tak późno wstałam, ale nie słyszałam budzika – tłumaczyła się. – Wyjdzie na to, że ze mnie śpioch.

– Ależ dziecko – Klara poklepała ją uspokajająco po dłoni. – Specjalnie cię nie budziłam, żebyś się wyspała. Miałaś w ostatnim czasie tyle wrażeń, że należy ci się odpoczynek. Przyznam ci się, Zuziu, że ja również nie jestem rannym ptaszkiem. Zeszłam dosłownie przed chwilą. Powiedz mi lepiej, co ci się śniło. Sen w nowym miejscu to ważna sprawa.

– To ciekawe, bo nic mi się nie śniło.

– Ech… szkoda. Mamy świeże bułeczki, serek i pyszny morelowy dżem zrobiony przez naszą Joannę. Masz jeszcze trochę czasu. Adaś dzwonił, że przyjedzie po ciebie około dwunastej.

– Nie zje śniadania?

– Nie. Rano pojechał do pracy. Biuro ma w Lublinie. Zasadniczo spędza w Lublinie większość czasu. Ma tam też mieszkanie. Tutaj przyjeżdża na weekendy. Teraz ze względu na ciebie wpadł na kilka dni.

– Nie czujesz się samotna?

– Nie. Wbrew pozorom mam dużo pracy. Aktywnie działam w naszej bibliotece i współorganizuję atrakcje dla miejscowych dzieci. Zajmuję się ogrodem, no i jak na wyższe sfery przystało – zachichotała – udzielam się charytatywnie. Należę również do kilku stowarzyszeń w Lublinie.

– Macie tu bibliotekę? – zainteresowała się Zuzanna. Niestety ciotka nie zdążyła jej odpowiedzieć, bo w tym momencie do jadalni weszła Joanna z gorącą kawą, a za nią pojawił się Adam.

– Cześć – odezwał się, stając na progu. W świetnie skrojonym szarym garniturze, wyglądał rewelacyjnie. – Joanno – cmoknął gosposię w policzek – dla mnie też kawy, poproszę.

Zuzę zaskoczył ten przejaw czułości. Ależ ten facet jest intrygujący – pomyślała.

Usiadł po prawej stronie matki, naprzeciw kuzynki.

– Jak się spało? – spytał uprzejmie.

– Bardzo dobrze, dziękuję.

– A coś ci się śniło? Sen w nowym miejscu to ważna sprawa – nałożył sobie sporą porcję dżemu morelowego na talerzyk.

– No właśnie nic jej się nie śniło, uwierzysz? Jaka szkoda – wtrąciła się Klara. – Weź bułkę, nie jedz samego dżemu, zemdli cię.

– Ależ, mamo, wiesz, że tak lubię – zjadł nałożoną porcję w błyskawicznym tempie. – Joanna to geniusz, nie gospodyni. Jadłaś dżemik, Zuziu? Pyszności!

– Jadłam. Rzeczywiście smaczny.