Salomon. Święta pieśń miłości - Mesu Andrews - ebook

Salomon. Święta pieśń miłości ebook

Andrews Mesu

0,0
60,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

"Salomon. Święta pieśń miłości" to kolejna powieść z serii "Skarby Jego miłości"

Autorka kunsztownie wplata wersy z „Pieśni nad pieśniami” w tę poruszającą powieść o sile miłości.
Skryty w cieniu sławnego ojca, młody król Salomon miota się pomiędzy strachem a brawurą, pragnąc prawdziwej i czystej miłości.

Ariela pasterka z północnego miasta Szuchem, wiedziała, ze Salomon jest jej przeznaczony, odkąd po raz pierwszy go ujrzała. I wkrótce jej marzenia miały się ziścić. Za sprawa traktatu mającego na celu zjednoczenie królestwa, ariela zostaje zoną Salomona. Ale jak prosta pasterka ma się odnaleźć w królewskim haremie? Czy Salomon odłoży na bok wszystkie inne zobowiązania, żeby oddać się w pełni tylko jednej kobiecie? A może pozwoli, by pałacowe intrygi i codzienna rutyna zawładnęły jego sercem?

 „Salomon” to historia o miłości, pasji, wierze, ale też grzechu. Spodziewam się, że czytając, nie będziesz mógł się od niej oderwać. Mesu Andrews tworzy postaci, z których wiele zapewne zachwyci cię swą głębią i które, być może staną ci się bliskie.
Roseanna M. White, autorka Jewel of Persia i Love Finds You in Annapolis, Maryland

Mesu Andrews Zdobywczyni nagód Christy, ECPA.
   Inne tytuły serii  "Królowie i Prorocy":
- "Dziedzictwo Izajasza"
- "Córka Izajasza"
- "Ogień i lwy"
 Seria "Skarby Nilu":
- "Miriam"
- "Córka Faraona"
Seria "Skarby Jego miłości"
"Hiob. Miłość pośród popiołu"
"Ozeasz, Miłość w peknietym naczyniu"
"Salomon. Święta pieśń miłości"
"W cieniu Jezebel"
Żona Potyfara

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 557

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



LISTA POSTACI:

Abiatar – arcykapłan za czasów Dawida

Abiszag – panienka z Szumen, która grzała łoże Dawida

Absalom – trzeci syn Dawida z matki Maaki, wszczął bunt, kiedy Salomon był małym chłopcem

Adoniasz – czwarty syn Dawida z matki Chaggity; pod koniec życia Dawida spróbował dokonać zamachu stanu

Adoniram – zarządca zagraniczną siłą roboczą za czasów Salomona

Achiszar – nadzorca pałacu, syn Judy

Ammizabad – syn Benajasza, zginął w bitwie

Amnon – pierworodny Dawida z matki Achinoam; zgwałcił swoją siostrę i został zabity przez brata Absaloma

Anna – siostra Abiszag; służąca Arieli

Ariela – córka Joszafata i Joszeby; oblubienica z Szunem

Bakari – egipski ambasador

Barzillaj – pozostał wierny Dawidowi podczas buntu Absaloma

Batszeba – ima Salomona, żona Dawida

Benajasz – kapitan gwardii Dawida; dowódca armii Salomona

Betuel – abba Cór Jerozolimy, zdrajca królewski

Dalit – służąca Batszeby

Dawid – drugi król Izraela

Dodo – tkacz z Szunem

Edna – swatka z Szunem

Elichoref – skryba Salomona, syn Judy

Eleazar – członek gwardii Dawida, dowodzonej przez Benajasza

Eliszeba – ima Reu, pałacowa kucharka

Ezro – członek gwardii Dawida, dowodzonej przez Benajasza

Hiram – król Tyru (pochodzenia fenickiego)

Igal – środkowy brat Arieli

Joszeba – ima Arieli

Joszafat – abba Arieli; sędzia z Szunem

Joab – dowódca armii Dawida

Joszim – zarządca jerozolimskiej posiadłości Joszafata

Kemuel – najstarszy brat Arieli

Machlon – przybrany abba Reu

Mara – prostytutka z Szunem, przeniosła swój interes do Jerozolimy

Miriam – ima Cór Jerozolimy

Naama – amonicka żona Salomona; ima koronowanego księcia

Nachum – jednooki strażnik w pałacu

Natan (książę) – brat Salomona; syn Dawida i Batszeby

Natan (prorok) – prorok, zachował lojalność względem Salomona podczas buntu Adoniasza

Oliab – stróż w Jerozolimie

Paltiel – główny starszy w Szunem po Joszafacie

Psusennes – następca faraona po ojcu Sechmet

Roboam – pierworodny Salomona, syn Naamy

Reu – pałacowy goniec; adiutant Joszafata

Rut – dobra staruszka z Szunem

Sara – wdowa z Szunem

Sechmet – córka faraona, żona Salomona

Szera – młodsza z bliźniaczych Cór Jerozolimy

Szimei (ze świątyni) – winiarz w świątyni Baal Hamona

Szimei (syn Gery) – przeklęty przez Dawida podczas buntu Absaloma

Szifra – starsza z bliźniaczych Cór Jerozolimy

Siamon – faraon, ojciec Sechmet

Salomon – syn Dawida i Batszeby

Zadok – arcykapłan w świątyni Salomona

CZĘŚĆ I

1

1 KRN 12, 24; 33

Oto liczba dowódców uzbrojonych na wojnę (...). Z synów Issachara, odznaczających się głębokim zrozumieniem czasów i znajomością tego, co ma czynić Izrael.

Ariela skradała się na palcach w kierunku śpiących braci. Puste bukłaki na wino walały się po podłodze. Będą tak pewnie chrapać, aż do świtu. Odkąd dorośli na tyle, by wypasać owce, przynosili nieustanny wstyd abbie1 Joszafatowi i plemieniu Issachara.

Kemuel obrócił się na bok. Ariela zamarła jak kamień. Chwilę później sięgnęła po żelazną zasuwkę i uchyliła toporne, ciosane z cedru drzwi. Skórzane zawiasy zaskrzypiały. Ariela wstrzymała oddech. Zerknęła powoli przez ramię, odetchnęła z ulgą na widok unoszących się i opadających spokojnie piersi braci.

Patrzyła na nich przez chwilę. Gdyby tylko pozwolili siebie kochać. Ale nawet miłość rodziców odrzucili. Ariela już w dzieciństwie zrozumiała, że lepiej trzymać się od nich z daleka. Dlatego większość czasu spędzała na uboczu. Łzy przysłoniły jej wzrok.

Próbując dojrzeć coś przez łzy, zobaczyła imę2 Joszebę, która gestem dłoni przywołała ją do siebie.

– Twój abba udał się już na spotkanie starszych przy studni w Szunem – znacząco i z pełnym miłości matczynym uśmiechem poinformowała córkę.

Rodzice wiedzieli, że Ariela chciałaby obserwować zebranie z oddali, ale starsi nie zapraszali na nie kobiet. I choć abba był prawym człowiekiem wiary i modlitwy, tego wieczora postanowił przymknąć na to oko.

Ariela opuściła dziedziniec i wślizgnęła się za rząd dzbanów na wodę. Teraz czuła się jak złodziejka a nie jak córka szanowanego sędziego w Szunen. W milczeniu wyminęła kramy handlarzy i ruszyła ku studni. Tam odbywały się wszystkie miejskie spotkania i stamtąd wychodziła na jaw każda miejska plotka. Przykucając za skrzyniami, Ariela skryła się pod zadaszeniami z koziej skóry, które strzegły pustych stanowisk kupieckich. O tej porze nikt już nie sprzedawał. Tylko psy i robaki kręciły się, żeby pozbierać resztki.

Ariela uśmiechnęła się na myśl o dziecinnych podchodach w Jerozolimie. Miała zaledwie siedem lat, kiedy król Dawid wezwał abbę z północy, prosząc o poradę w sprawach państwa. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam Salomona. Serce Arieli przyspieszyło na myśl o młodym królu.

Zbliżywszy się do studni Szunem, usłyszała gwar tłumu. Ponad dwustu ludzi, przywódców wszystkich dziesięciu północnych plemion Izraela, zgromadziło się w sercu miasta. Furia, która ich tu zaprowadziła, narastała przez lata, ale to znieważenie szulamickiej służącej przelało przysłowiową czarę goryczy.

Przed dziewięcioma pełniami księżyca do Szunem zawitał Achiszar, dozorca pałacowy. Miał nazbyt wielkie mniemanie o sobie, a osadzone blisko siebie oczy i przerzedzone włosy przypominały Arieli łasicę. Abba zawsze powtarzał, że wygląd nie jest miarą człowieka, ale dosyć szybko przekonała się, że ta oślizgła aparycja zarządcy pasowała do jego charakteru. Celem jego przybycia było odszukanie najpiękniejszej izraelickiej panienki do opieki nad starym królem Dawidem. Zaszczyt ten przypadł w udziale Abiszag, dziewczynie tylko o rok starszej od Arieli, którą natychmiast zabrano do Jerozolimy. Wieści o prawdziwym losie dziewczyny dotarły do Szunem przez kupca, którego siostra służyła w pałacowej kuchni. Abiszag grzała jedynie łoże króla – nigdy nie stała się jego żoną ani nawet nałożnicą.

Pytanie, które mocno doskwierało, teraz wybuchło nieposkromionym ogniem. Jakie życie czekało Abiszag po odrzuceniu przez króla? Żaden mężczyzna nie weźmie jej za żonę, skoro została znieważona w łóżku innego – nawet jeśli pałac przysięgał, że nigdy nie skonsumowała związku z królem. Czy król Salomon zamierzał się jej pozbyć, jak śmiecia, czy objąć opieką, jak żony i nałożnice Dawida?

Podczas, gdy serce Arieli pękało na myśl o dziewczynie, mężczyzn z miasta nękało coś innego. Poczucie hańby spadło na plemię Issachara. Gniew z powodu odrzucenia Abiszag rozprzestrzenił się jak ogień na polach. Najpiękniejsza córka Izraela została poświęcona na ołtarzu kaprysów judejskiego króla. Mężczyźni z Szunem podróżowali od jednego plemienia do drugiego, wzniecając słuszną złość uczciwych i prostych ludzi z Izraela. Pasterzy, rolników, rybaków. A dziś ci pracowici przedstawiciele północy mieli dać upust swojej furii.

Ariela rozejrzała się po tłumie w poszukiwaniu siwej głowy abby, którego odnalazła wreszcie przy krawężniku studni. Jej serce było przepełnione miłością i dumą. Mądry abba przewyższał pozostałych mężczyzn o głowę i stał przed nimi, eksponując doskonale umięśnioną sylwetkę. Reputacja, którą cieszył się jako pasterz, winiarz i starszy, zdobyła mu nie tylko szacunek wszystkich mieszkańców północnego Izraela, ale także przychylność samego króla Dawida. Często zasiadał w królewskiej radzie, za każdym razem reprezentując plemię Issachara – plemię, które słynęło z tego, że doskonale rozumiało położenie Izraela i wiedziało, jakie kroki powinni podjąć rządzący.

Ariela znalazła dogodną kryjówkę pomiędzy osłem przywiązanym do powozu a kupiecką budką niedaleko ostatniego rzędu mężczyzn. Stąd mogła spokojnie obserwować zmianę wyrazu twarzy abby.

– Jak można wykorzystać dziewczynę w królewskim łożu, albo odrzucić ją jako żonę… – zapytał ze złością jeden z przywódców plemion. – Nie przymkniemy oka na zniewagę Abiszag! To hańba dla całego naszego plemienia!

Inny mężczyzna zamachał pięścią.

– Dom Dawida nie będzie nas dłużej prześladował!

– Niech król odpowie przed całym Izraelem za tę obelgę! – krzyknął trzeci.

Ariela rozsiadła się w swojej kryjówce, spodziewając się wybuchów złości, a jej myśli znów powędrowały do pierwszego spotkania z Salomonem. Jak mogłam, mając zaledwie siedem lat, wiedzieć, że pewnego dnia za niego wyjdę? Nigdy wcześniej nie zadała sobie tego pytania. Z jakiegoś powodu zawsze wiedziała, że książę będzie należał do niej.

Ponad dziesięć lat temu król Dawid wezwał abbę do Jerozolimy, prosząc o poradę w sprawie konfliktu między ziemianinem z północy a judejskim kupcem. Bracia Arieli błagali ojca, by mogli pójść razem z nim, a Joszafat wyraził zgodę, tłumacząc żonie, że chciałby zbliżyć się nieco do synów.

Dystans dzielił go w szczególności od starszego z chłopców, Kemuela. Gdy abba karcił syna, jego posępna twarz wykrzywiała się w poczuciu niesprawiedliwości. Kiedy okazywał mu miłosierdzie, Kemuel szydził z domniemanej słabości abby. Igal, młodszy z chłopców, niemal wielbił ziemię, po której stąpał jego brat i zawsze ślepo podążał za jego przykładem.

Kiedy Ariela dowiedziała się, że bracia mają towarzyszyć abbie w podróży do Jerozolimy, zapytała:

– Dlaczego kobiety nie mogą udać się do Jerozolimy razem z mężczyznami?

Joszafat zgodził się w końcu zabrać całą rodzinę.

– Musimy wędrować tak prędko jak to możliwe – powiedział, obrzucając żonę i córkę stanowczym spojrzeniem. – Żadnego zachwycania się pustynnymi zwierzętami albo kwiatami.

Obie przytaknęły ochoczo.

– Dla mężczyzny to tylko dzień podróży wielbłądem, ale nam na ośle droga zajmie trzy dni.

Piątego dnia podróży rodzina Joszafata, przyozdobiona naszyjnikami z pustynnych kwiatów, dotarła do Jerozolimy

Ariela pamiętała długą drogę do Jerozolimy i miasto. Mury obronne z trzech stron otoczone były głębokimi dolinami, a północnej krawędzi Miasta Dawidowego strzegła strzelista forteca na górze Syjon. Gdy rodzina przekroczyła wschodnią bramę, Joszeba uścisnęła dłoń córki. Handlarze pokrzykiwali. Kozy i kurczęta uciekały ulicami przed dziećmi. Żebracy wyciągali dłonie, a muzycy przeciągali palcami po lirach z sześcioma strunami. Ariela dojrzała imponującą fortecę, którą abba nazywał niedostępną. Nie wiedziała, co to oznacza, dopóki nie ujrzała tej wielkiej budowli i okazałe mury wypełnione ziemią i kamieniami. Gapiąc się tak, pozwoliła, by jej wzrok zawędrował ku żołnierzowi na murze przy jednym z gzymsów fortecy. Mężczyzna przewodził ćwiczeniom wojskowym pięciu żołnierzom elegancko odzianych. I wtedy go zobaczyła. Salomona. Wszyscy żołnierze nosili pod skórzanymi napierśnikami purpurowe królewskie tuniki, a na ramieniu Dawidowe insygnia. Salomon jednak wyróżniał się. Z lśniącymi ciemnymi oczami i kruczoczarnymi, jedwabistymi włosami, Salomon nosił się prawdziwie po królewsku. Był najwyższy z braci i miał szerokie ramiona. Ariela uznała, że musi mieć tyle samo lat co Kemuel - dwanaście. Gdy tak rozmyślała, Salomon zrobił sobie przerwę od ćwiczeń i rozejrzał się pośród tłumu, dostrzegając wzrok małej Arieli. Kiedy dziewczynka nie odwróciła głowy, przyjrzał się jej dokładniej i wreszcie skinął z rozbawieniem głową. Ariela odwzajemniła ukłon – jak gdyby na znak zgody. Od tamtej chwili wiedziała, że pewnego dnia Salomon będzie należał do niej.

Ima pociągnęła ją za rękę – dotarli do małej gospody w Jerozolimie. Abba wręczył synom po kawałku rzeźbionej skóry do wymiany na targu, pocałował żonę na pożegnanie i pospieszył do pałacu. Ariela wyślizgnęła się za nim. Wąskie ulice Miasta Dawidowego okazały się pełne kryjówek. Abba zerknął do tyłu, jak gdyby czując jej obecność, lecz zaraz się odwrócił i wznowił marsz.

Udając, że jest córką pewnej kobiety z koszem, Ariela wyminęła strażników przy bramie fortecy i wkroczyła do innego świata, mieszczącego się w odsłoniętej, północnej części miasta. Luksusowy, utrzymany w fenickim stylu pałac Dawida tętnił życiem. Pałac wzniesiony jako podarunek przez kamieniarzy i stolarzy króla Hirama zachwycał elegancją. Ariela patrzyła, jak abba wspina się po kamiennych schodach w górę i znika za wielkimi cedrowymi drzwiami. Musiała porzucić marzenia o prześlizgnięciu się obok pałacowych strażników, wróciła do gospody. Na miejscu ima była zajęta przygotowaniem posiłku, więc poprosiła córkę o pomoc.

Bracia powrócili o zachodzie słońca, podobnie jak abba, a Ariela prawie zdołała utrzymać swoje szpiegostwo w tajemnicy. Prawie.

– Wiem już chyba, dlaczego król Dawid zbudował swój pałac po drugiej stronie fortecy w Syjonie – powiedziała, bezmyślnie przeżuwając ostatni kawałek chleba.

W pokoju zaległa cisza. Wtedy zdała sobie sprawę, że zdradziła swój własny sekret.

Joszeba oparła zaciśnięte w pięści dłonie na biodrach.

– A kiedy to dokładnie widziałaś pałac króla?

Ariela z trudem przełknęła resztę chleba.

– Przepraszam, imo. Chciałam tylko zobaczyć, dokąd poszedł abba.

Joszafat uniósł brew. Ten gest Ariela odebrała zarówno jako naganę, jak i prośbę o wyjaśnienie. Przeniosła wzrok od jednego rodzica na drugiego i zdecydowała, że woli zmierzyć się z ciekawością abby, niż z gniewem imy.

– Północna Jerozolima jest dużo spokojniejsza niż południowe Miasto Dawida. Król, pasterz, potrzebuje ciszy, żeby się wyspać.

Abba przejechał palcami po brodzie, jak miał w zwyczaju, gdy pogrążał się w myślach. Zmarszczone czoło ustąpiło miejsca lekkiemu uśmiechowi.

– Spostrzegawcza jesteś, moja mała owieczko. Sam król powiedział mi dziś: ,,Po północnej stronie fortecy czuję się całkiem bezpiecznie, bo wiem, że wróg musiałby najpierw pokonać dziesięć północnych plemion, żeby się do mnie dostać. Miałbym dużo czasu, żeby uciec do fortecy, zanim wojska dotarłyby do Jerozolimy”.

To wspomnienie podziałało na Arielę jak kubeł zimnej wody – nagle zdała sobie sprawę z krzyków dobiegających zza studni.

– Co, jeśli moja córka będzie następna? – wrzasnął jeden ze starszych nad studnią.

– Lepiej zacznijmy ostrzyć sierpy!

– Juda musi odpowiedzieć za swoją arogancję, a rodzina Dawida zapłacić za swoją dumę.

Słońce schowało się już za zboczami Wzgórz Gilboa, a światło pochodni rzucało złowieszcze cienie na zniekształcone twarze rozwścieczonych mężczyzn. Król Dawid nie przypuszczał, że jego największym wrogiem będą właśnie plemiona Izraela.

Po plecach Arieli przebiegł zimny dreszcz. Dlaczego mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje? Zerknęła przez ramię, rozejrzała się na boki, wytężając słuch, aby usłyszeć, co mówił kolejny starszy. Wydawało się, że tłum nieco ucichł – to znak, że jej abba miał wkrótce przemówić. Joszafat zawsze słuchał z uwagą i przemawiał na samym końcu.

1abba – (hebr.) ojciec.

2ima (z arab.) – mama

2

1 KRL 2, 10-11

Potem Dawid spoczął ze swymi przodkami (...). A czas panowania Dawida nad Izraelem wynosił czterdzieści lat.

Wielki, waleczny król Izraela leżał pogrążony w bólu na materacu ze słomy. Dookoła łoża Dawida stali Lewici, którzy machali kadzielnicami i w imieniu ukochanego króla błagali Boga o miłosierdzie. Aromat kadzideł nie był jednak w stanie stłumić odoru śmierci, który unosił się w wykwintnej królewskiej komnacie.

– Możemy go jakoś rozgrzać? – zapytał Salomon królewskiego lekarza, gdy Dawidem wstrząsnął kolejny dreszcz.

Starzec pochylił głowę.

– Wybacz, mój królu. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy.

Służący przemykali po komnacie i grzebali w żarzącym się ogniu brązowego kominka, próbując znaleźć sobie zajęcie. Salomon widział poczucie beznadziei na ich twarzach. Wiedział, że nic więcej nie da się uczynić. Dzięki szlakom handlowym pomiędzy Egiptem i Tyrem, o które tak zabiegał, wkrótce mieli otrzymać tajemnicze zioła z Dalekiego Wschodu – zbyt późno jednak, by uratować abbę.

Lecznicze zapachy balsamu i mirry mieszały się z odorem stęchłego potu, tworząc aurę, którą Salomon miał zapamiętać na długie lata. Całą noc spędził w komnacie abby, nie chcąc go opuścić, gdy królewski lekarz zapowiedział rychłą śmierć króla. W pierwszych promieniach brzasku spojrzał na piec, w którym paliły się winne latorośle. Aromatyczne i ciepłe garnki wokół łóżka abby miały odpędzać nieustanne dreszcze, które nawiedzały króla. A jak czuł się młody władca? Z lodowatym strachem, który przeszywał jego kręgosłup i potem, który spływał mu po plecach? Krople potu mieszały się na jego policzkach ze łzami. Nie chcę stracić abby, Panie, ale nie mogę patrzeć, jak cierpi.

Góra koców na szczycie króla drgnęła. Wielki król Dawid jęknął. Jego męki trwały nadal. I tak dzień po dniu. Salomon odwrócił wzrok, niezdolny przyglądać się torturom ojca. Najsilniejszy człowiek, jakiego znam, leży u bram śmierci, a jednak nie może przekroczyć ich progu.

Uniósł głowę i z ulgą dostrzegł twarz Benajasza. Jako dowódca królewskiej gwardii, Benajasz chronił Salomona tak samo, jak przez te wszystkie lata Dawida. Salomon uśmiechnął się do wielkiego mężczyzny – ich spojrzenia mówiły więcej niż słowa.

Dowódca był wysoki na niemal pięć łokci; prawie dorównywał wzrostem wielbłądowi. Z powodu szerokiej szyi i ramion jego zwycięskie podboje wydawały się jeszcze bardziej imponujące. Ale same zwycięstwa nie wyrażały pełni jego charakteru. Odważny? Tak. Lojalny? Do bólu. To jednak łzy lśniące na jego rzęsach pocieszały Salomona bardziej niż tysiąc zabitych wrogów. Benajasz był kimś więcej niż żołnierzem. Był jego przyjacielem i sam również cierpiał. Nawet wielki kapitan nie mógł obronić króla Dawida przed okrutnym uściskiem czasu.

Po drugiej stronie królewskiego łoża siedziała Batszeba - ima Salomona. Najpotężniejsza, a zatem najbardziej prześladowana żona monarchy. Całe lata temu Dawid wziął ją do swojego łoża i zaaranżował śmierć jej pierwszego męża. Prorok Natan wiernie przekazał królowi słowa Bożego osądu. Dawid, jak zwykle przyjął Boską karę, a Bóg, jak zwykle, przebaczył walecznemu władcy.

Teraz wierny prorok stał w odległym kącie z twarzą tak nieprzeniknioną, jak zwinięty papirus. Salomon uśmiechnął się, przyglądając się staremu prorokowi. Pobożny człowiek poruszał ustami, ale nie wydawał żadnego dźwięku. O co się modlił, skoro znał już wolę Jehowy?

Po jego lewej stronie stał arcykapłan Zadok, który po cichu, błagał Pana o miłosierdzie. Prorok i arcykapłan wstawiający się za królem. Żebym nie zapomniał pomówić z Zadokiem o pogrzebie i poleceniu książąt. Książąt… Salomon drgnął. Zaledwie kilka dni wcześniej jego brat Adoniasz bezskutecznie spróbował przejąć tron Salomona. Dzięki imie Batszebie i odważnym wysiłkom trzech lojalnych mężczyzn w tej komnacie – Zadoka, Natana i Benajasza – Salomon zdobył błogosławieństwo abby i odzyskał swoje prawo do tronu. Od tamtej pory sojusznicy nie opuścili jego boku.

Abba Dawid był wielkim wojownikiem i przez czterdzieści lat rządził Izraelem, ale większość jego najgorętszych bitew toczyła się właśnie tu, w pałacu. Salomon tak bardzo żałował, że nie ochronił abby przed bólem haniebnego upadku rodziny. Brat, który zgwałcił siostrę. Brat, który zabił drugiego brata. Brat, który próbował wykraść tron abby. Podbijanie Filistynów i Amonitów musiało być błahostką w porównaniu z konfliktami pośród własnych dzieci.

Salomon pogłaskał ojca po czole. Gdy jego synowie ukończyli dwanaście lat, ukochany król-pasterz Izraela mianował każdego z nich doradcą. W przeciągu dziesięciu lat służby u boku abby, Salomon nauczył się jednej rzeczy. Najbardziej zaciekli wrogowie Izraela nie walczyli oszczepami, włóczniami ani mieczami. Walczyli bystrymi umysłami i zatrutymi językami. Jeśli Salomon chciał odbudować Izrael i z narodu przemienić go w królestwo, musiał kierować się przede wszystkim rozumem – najpierw myśleć, a dopiero potem walczyć.

Spojrzenie Salomona zatrzymało się na zapadniętych oczach i policzkach abby. Całe życie słyszał o królu Dawidzie, który przyszedł z pastwiska na pole bitwy, by pokonać olbrzyma mając tylko kamień, procę i niezachwianą wiarę. Abba zjednoczył dwanaście niesfornych plemion i zarządzał nimi jako jednym narodem.

Salomon oparł łokcie o materac i zatopił głowę w dłoniach. Przejechał palcami po kruczych włosach i wyszeptał:

– Och, abbo, jak mam rządzić tym niesfornym ludem bez twojej pomocy?

– Twój abba wierzy, że posiadasz wielką mądrość, mój panie.

Zza koców rozległ się zduszony kobiecy głos. Salomon natychmiast poderwał głowę. Nie chciał, żeby ktokolwiek go usłyszał.

Abba Dawid uśmiechnął się słabo.

– O…Ona ma r… rację, s…synu. – Jego zęby szczękały przy każdym słowie.

Młody król sięgnął, aby opatulić ojca kocem, ale natrafił na delikatną dłoń.

– Ja to zrobię, panie.

Dziewczyna - Abiszag odezwała się raz jeszcze; jej melodyjny głos zabrzmiał pośród cichych modlitw kapłanów. Otoczyła się ciasno kocem, przykrywając królewskie ciało pod sobą. Lśniące czarne włosy zwisały z jej twarzy.

Salomon przyjrzał się wysokiej, szczupłej dziewczynie, która tuliła abbę jak miękką tkaniną. Zdumiał się nad głębią intymności, jaka łączyła umierającego króla z biedną służącą z północy. To była czysta, przejrzysta miłość. Miłość nie cielesna – głęboka bliskość serca, która nie potrzebowała słów.

Salomon zerknął na imę. Nawet niezmordowana miłość Batszeby nie mogła się równać z tą wewnętrzną więzią pomiędzy abbą a Szulamitką. Związek Abiszag i króla narodził się pośród niezliczonych godzin – niezmąconych, cieszących serce, pełnych znaczenia godzin – podczas których słowa były bezużyteczne, a fizyczna intymność zbędna.

Nachylając się bliżej, Salomon pocałował policzek Dawida i wyszeptał:

– Odpoczywaj, abbo. Wybacz, że ci przeszkodziłem. Oszczędzaj siły.

Salomon patrzył, jak Abiszag głaszcze abbę po włosach i znów zadumał się nad losem dziewczyny. Czy nie należałoby wziąć ją sobie jako nałożnicę po śmierci abby? W końcu nie jest jego konkubiną, ani tym bardziej żoną.

Z ust Dawida wydobył się pełen udrczenia szept:

– Bądź silny! Pokaż, że jesteś mężczyzną.

Salomon spojrzał z zakłopotaniem na Abiszag, rumieniąc się.

– Tak, abbo. Wpoiłeś mi odwagę silnego mężczyzny.

Choć sam Bóg powiedział abbie, że Salomon będzie rządził Izraelem wśród pokoju, to waleczny król nie wyobrażał sobie, jak można rządzić bez miecza w dłoni.

– Nie! – wysapał król, szczękając zębami. – Posłuchaj! Pamiętaj o rozkazach Pana, mój synu – wykorzystaj swoją siłę, żeby Go słuchać i spełniać Jego wolę. Tak jak przykazuje Prawo Mojżesza.

Salomon śledził wzrokiem Abiszag. Gdy leżała tak na piersi abby, po jej twarzy spłynęła pojedyncza łza.

Serce Salomona zmiękło. Abba mógł go karcić do woli – w tych ostatnich chwilach każde jego słowo było na wagę złota.

– Wiesz, że generał Joab zabił dwóch niewinnych ludzi w czasach pokoju. Uczyń z nim, co uważasz, mój synu, ale nie pozwól jego siwej głowie odejść ze spokojem.

Zadrżał gwałtownie, a Abiszag ścisnęła go mocniej. Abba zamknął oczy i zmarszczył z determinacją brwi, by wydusić z siebie następne słowa:

– Okaż życzliwość s…synom Barzillaja, który stał u m…mojego boku, kiedy uciekałem przed zdradą twojego brata Absaloma…

Salomon skinął głową, ale nic nie powiedział.

Dawid również zamilkł, a potem położył drżącą dłoń na szczycie koca przykrywającego plecy Abiszag.

– Pamiętasz, jak twój brat Absalom spróbował pozbawić mnie tronu?

Salomon zmarszczył brwi.

– Pamiętam, że cała nasza rodzina uciekła z Jerozolimy i zbiegła do Machanaim.

Dawid delikatnie poklepał dłoń Abiszag, czekając, aż Salomon skoncentruje swą uwagę na dziewczynie.

– A czy pamiętasz grzech, który twój brat Absalom popełnił przeciwko dziesięciu nałożnicom, jakie pozostały w pałacu?

Salomon poczuł, że z policzków odpływa mu krew. Spojrzał w milczeniu na Abiszag, a później na Dawida.

– Abbo, nigdy nie zhańbiłbym twoich żon albo nałożnic, tak jak zrobił to Absalom. Zadbałem o to, żeby wszystkie twoje kobiety czekał godny los w nowym skrzydle po północnej stronie pałacu.

Żadnej odpowiedzi. Tylko cisza. Salomon dostrzegł strach w oczach Abiszag. Dziewczyna dała się już zwieść królewskim obietnicom – obiecano jej łóżko króla, lecz odmówiono praw żony.

W Salomonie wezbrała determinacja.

– Choć odziedziczę twoje żony i nałożnice, abbo, obiecuję, że będzie to tylko na piśmie. Podążam zwyczajnie za poradą naszych ludzi, którzy chcą, abym naśladował zwyczaje sąsiednich krajów.

Dawid skinął głową, najwyraźniej zadowolony, a Abiszag znów przykryła jego rękę, chowając ją w ciepłym kokonie. Salomon odetchnął ciężko i przygotował się do odejścia, przenosząc sie myślami do kalendarzowych zmian, które musiał wprowadzić na podstawie map astronomów.

Jego nadgarstek pochwyciła jednak zimna, słaba ręka.

– Salomonie!

Serce młodzieńca niemal wyskoczyło z piersi.

– Tak, abbo?

Zamglone oczy Dawida błysnęły.

– Pamiętaj o Szimeiu, synie Gery, który przeklął mnie w dzień, gdy uciekaliśmy przed buntem Absaloma do Machanaim. Przysiągłem przed Panem, że nie uśmiercę go mieczem, ale ty, synu, jesteś mądrym człowiekiem. Będziesz wiedział, co uczynić.

Salomon opadł całym ciężarem na drewniany stołek przy łóżku Dawida.

– Mówisz, abbo, że będę wiedział, co uczynić z generałem Joabem, i rozpoznam, jak poradzić sobie z Szimeiem. Skąd ta pewność, że mam wystarczająco mądrości? Zaledwie kilka dni temu to ty byłeś królem Izraela, a ja jedynie twoim doradcą. Starsi miasta rozstrzygali spory między ludnością, a ty wydawałeś państwowe rozkazy poprzez oficjeli. Dlaczego sądzisz, że nagle będę w stanie zapanować nad twoim królestwem?

Jego pytania zabrzmiały bardziej żałośnie niż Salomon zamierzał, ale – prawdę mówiąc – pragnął je zadać już od tygodni.

Król Dawid uśmiechnął się, szczękając zębami. Wielkie, łagodne oczy Abiszag powędrowały od jednego władcy do drugiego, najwyraźniej w oczekiwaniu na decyzję.

– Czy zdradziłem ci kiedyś, jak brzmi twoje prawdziwe imię, Salomonie?

Z ust Batszeby wydobyło się ciche westchnienie, a świat Salomona zadrżał w posadach.

– Moje prawdziwe imię?

Patrząc, jak ima sięga po drżącą dłoń Dawida, nie mógł opanować łez. Batszebę i abbę zawsze łączyło uczucie głębsze niż Dawida i pozostałe z jego żon.

– Twoja ima i ja nadaliśmy ci imię: Salomon, czyli pokój. Jahwe potwierdził je, gdy wyjawił mi, że odbudujesz Jego świątynię i będziesz rządził Izraelem w czasach pokoju. Ale w nocy, gdy się narodziłeś, prorok Natan otrzymał od Boga inną wiadomość i nazwał cię jeszcze jednym imieniem.

– O czym on mówi, imo? – zapytał Salomon, ale Batszeba wbiła wzrok w męża.

Uwielbienie, wspomnienia, być może nawet żal – wszystko to wyryło się w płytkich zmarszczkach na pięknej twarzy imy.

– Po śmierci naszego pierworodnego szukałam pocieszenia w ramionach twojego abby – powiedziała. – Ty urodziłeś się rok później, jako owoc tego pocieszenia. Nazwaliśmy cię Salomonem, bo chcieliśmy, żeby twoim życiem władał pokój, a nie chaos, który panował w państwie…

– Mój panie – przerwał jej prorok Natan. – Jehowa zapragnął i ogłosił to moimi ustami, żeby rodzice nazwali cię Jedediaszem, co znaczy umiłowany przez Boga.

– Co? Jedediaszem? – Imię to zabrzmiało w uszach Salomona dziwacznie. – Nie rozumiem. Dlaczego nigdy wcześniej o tym nie słyszałem?

Natan spojrzał na Dawida, a potem na Batszebę.

– Bo choć twoi rodzice od samego początku wiedzieli, że jesteś umiłowany przez Boga, to taki przydomek naraziłby cię na niebezpieczeństwo z rąk innych książąt.

Salomon zapłakał.

– W zeszłym roku – powiedział Dawid – gdy odbyliśmy spotkanie w sprawie budowy świątyni, ogłosiłem przed całym Izraelem cztery rzeczy. Bóg wybrał cię na króla Izraela. Bóg chce, żebyś to ty odbudował Jego świątynię. Twoim rządom będzie towarzyszył pokój. A co najbardziej zdumiewające – Jahwe będzie twoim abbą.

Po policzku króla Dawida spłynęła pojedyncza łza.

– Jesteś Jedediaszem, mój synu. Z miłością Pana idzie mądrość, której potrzebujesz, aby rządzić Jego ludem.

Ciałem króla wstrząsnął gwałtowny atak kaszlu i Salomon sięgnął po gorącą szmatkę. Dawid odepchnął od siebie syna, z trudem wydobywając z siebie kolejne słowa:

– Pamiętaj o tych w Izraelu, którymi musisz się zająć, aby nasz naród mógł żyć w pokoju. Żebyś ty mógł żyć w pokoju.

Łzy przysłoniły Salomonowi oczy, podczas gdy abba Dawid nie ustawał w swych instrukcjach.

– Szalom. Przejmij tron… A potem… Potem odnajdź pokój… Dla siebie… I dla Izraela.

Smukła sylwetka Abiszag owinęła się ciaśniej wokół drżącego króla.

– Żyj w zgodzie ze swoim imieniem, synu. Szalom.

Chciał powiedzieć więcej, ale jego słowa zdusił słaby kaszel i westchnienie umierającego.

Z rogu komnaty wyłonili się Natan i Zadok. Batszeba, świadoma nieuchronnej śmierci męża, nieustannie szlochała.

Salomon pochylił się, by pocałować abbę w policzek, niemal dotykając twarzy Abiszag. Czuł jej oddech na swojej brodzie. Dziewczyna przewróciła się na bok i przytuliła do ręki Dawida, pozostawiając po sobie zapach cynamonu i szafranu.

Wszyscy troje znieruchomieli. Chcieli zapamiętać tę chwilę, doskonale wiedząc, że w ostatecznej walce wielkiego króla, to właśnie śmierć będzie zwycięzcą.

Dawid wziął ostatni oddech i wyszeptał:

– Pokój, Salomonie. Szukaj pokoju, Jedediaszu.

– Tak, abbo. Obiecuję.

Młody władca położył głowę na piersi ojca i usłyszał ostatnie bicie serca wielkiego króla Dawida.

3

2 SM 3, 1

Wojna między domem Saula a domem Dawida przedłużała się.

Dawid jednak stawał się mocniejszy, natomiast dom Saula był coraz słabszy.

Ariela szukała w tłumie twarzy abby. Uśmiechnęła się do siebie, gdyż abba pozostał wierny swoim zwyczajom. Zawsze milczał dopóty, dopóki nie padł ostatni argument. Ludzie zaczęli się wzajemnie uciszać i wszystkie twarze zwróciły się w stronę Joszafata.

– Ludu Izraela – rozpoczął cicho Joszafat. – Nasze plemiona walczą i kłócą się od wędrówki po pustyni za czasów Mojżesza. Ale to właśnie najnowsza historia Izraela jest najbardziej bolesna. Czy pamiętacie krwawą wojnę, która pochłonęła nasz kraj po śmierci króla Saula?

Rozejrzał się po tłumie i spojrzał na kilku młodszych oficjeli.

– Niektórzy z was są zbyt młodzi, żeby ją pamiętać, ale słuchaliście o niej na kolanach ojców.

Potem, zerknąwszy na starszego oficjela, dopytał:

– Ale ty, Sofarze, ty pamiętasz krwawe dni w Izraelu, prawda?

Starzec skinął głową, lecz opuścił wzrok. Nikt nie chciał mówić o straszliwych czasach przed rządami Dawida.

Joszafat znów skierował wzrok na lud – większość osób zamilkła.

– Plemiona Izraela zawsze zachowywały się jak zbyt liczna rodzina żyjąca w jednym namiocie. Kłócimy się i sprzeczamy, a podejrzliwość i zazdrość podsycają ogień naszego żalu i złości. Bracia, otwórzcie oczy i ujrzyjcie rękę Boga. Plemię Judy dojrzewało i kwitło, podczas gdy plemiona Izraela więdły. Bóg zesłał na Dawida pomyślność, a król, zamiast wykorzystać ją ku swojej chwale, dowiódł wierności, całe życie spędziwszy na poszukiwaniu Jehowy i jednoczeniu Izraela.

Joszafat wyjął pochodnię z dłoni mężczyzny obok, rzucił nią o słup przytrzymujący studnię, przełamując na pół, i krzyknął:

– Jesteśmy świętym narodem wybranym przez Pana, źrenicą w Jego oku! Zachowujmy się jak na nas przystało!

Wszyscy zwrócili się ku Joszafatowi, a cisza, która nastała, była bardziej dotkliwa niż odgłosy nocy. Wydawało się, że nawet szarańcze przerwały swą pieśń, czekając na kolejne słowa starszego.

Ariela patrzyła w zachwycie na ojca, na którego twarzy dostrzegła uśmieszek.

– Starszy Rubena! – zawołał. – Wyspałeś się już?

Gdy zaspany starzec zaczął gasić iskry pochodni, które jarzyły się w jego brodzie, cały tłum wybuchnął śmiechem. Humor abby ukoił napięcie jak wino pragnienie. A jednak Joszafat przekazał to, co chciał powiedzieć – że król Dawid zasługuje na szacunek, bo cieszył się przychylnością Boga. Ariela stłumiła chichot i znów zadumała się nad mądrością abby.

Pogrążona w myślach, nie poczuła na szyi oddechu mężczyzny. Już było za późno. Jej usta przykryła ogromna, szorstka dłoń. Chwyciła ją instynktownie i spróbowała wykręcić, aby uwolnić się od uścisku i zidentyfikować napastnika. Zanim zdołała się jednak wyrwać, kolejna mroczna postać zarzuciła jej na głowę stęchły koc z juty – tak, że nie widziała, dokąd ją zabierają.

Myśli Arieli pędziły jak szalone, panika walczyła w jej głowie z rozsądkiem. Nie odważyła się krzyknąć, bo wiedziała, że gdy ujawni swoją obecność na spotkaniu, przyniesie abbie hańbę. Pierwszy zbójca, cały czas trzymając dłoń na ustach dziewczyny, przerzucił ją sobie przez ramię i przycisnął jej ręce do tułowia. Drugi unieruchomił jej nogi jedną ręką, nieustannie pilnując koca. Głosy starszych ucichły, więc Ariela domyśliła się, że mężczyźni zabierają ją z dala od tłumu.

Pierwszy z napastników potknął się o kamień na ulicy, przez co koc zsunął się nieco z głowy Arieli. Tuż obok nich, zaraz za kramem piekarza, znajdowała się mała chata starej Rut. Strach przeszedł w panikę, kiedy Ariela zdała sobie sprawę, że zmierza ku bramom miasta. Nie mogła pozwolić, żeby ją znieważyli – albo zrobili coś jeszcze gorszego.

Panie Jehowa, modliła się w duchu, jeśli zaniosą mnie za mury miasta, nie ma już dla mnie nadziei. Pewna, że abba łatwiej zniesie wstyd niż pogrzeb własnej córki – albo jej honoru – Ariela postanowiła walczyć z mężczyznami, których zamiary były nieznane, ale z pewnością okrutne. Ugryzła dłoń zakrywającą jej usta i zaczęła krzyczeć.

– Au! – rozbrzmiał stłumiony jęk, a zaraz potem Ariela otrzymała cios w policzek.

– Zamknij się, głupia – wyszeptał napastnik, znów zakrywając jej usta ręką.

Dźwięk znajomego głosu pozbawił Arielę tchu.

– Widzisz jak walczy, ta mała lwica Boga. – Zaśmiał się drugi cicho i złowieszczo. – Abba dobrze ją nazwał.

Ariela znieruchomiała. To jej bracia. Nie miała z nimi szans.

– Co się dzieje, mała? Chodzisz na spotkania dla mężczyzn, ale nie umiesz się bić jak mężczyzna.

Ariela spoczywała bezwładnie w ich ramionach, bojąc się odezwać albo poruszyć. Jej posłuszeństwo najwyraźniej roznieciło ich furię, bo Kemuel pociągnął siostrę za nogi, wyrywając ją z uścisku Igala. Ariela mocno uderzyła o ziemię rękami i głową.

Kemuel puścił jej nogi i zdarł koc, patrząc na siostrę z nienawiścią w oczach. Ariela spróbowała poderwać się na nogi, ale Kemuel natychmiast do niej doskoczył.

– O nie.

Jego dłoń zacisnęła jej nadgarstek jak imadło.

– Nie, proszę! – zawołała Ariela ze szlochem. Poczuła przeraźliwy ból ręki.

– Złap ją za drugi nadgarstek! – rozkazał Igal. – Zaciągniemy ją za mury, żeby nikt nie słyszał tych krzyków.

Gdy Ariela spróbowała się wykręcić, bracia ścisnęli ją mocniej, boleśnie ściskając kości w jej nadgarstku. Szarpnęli ją za ręce wyciągnięte nad głową i ciągnęli po ziemi pozostawiając kręty ślad na ciemnej, zakurzonej ulicy w Szunem.

Dlaczego? Dlaczego mnie nienawidzicie? – miała ochotę krzyknąć, ale wiedziała, że to tylko przedłuży tortury i wyśmiewanie. Zawsze byli okrutni, ale ostatnimi czasy ich okrucieństwo zamieniło się w agresję. Sińce i rany zostawiali tylko w takich miejscach, gdzie nie mógł ich dostrzec abba.

– Au! – zawołała, kiedy stary kawałek ceramiki wbił się w jej skórę.

– Mała przypomniała sobie, że ma język w gębie, Igal. Musimy zadbać o to, żeby nie powiedziała abbie.

Joszafat zdawał sobie sprawę z wad synów, ale nie miał pojęcia, jak daleko sięgało ich okrucieństwo. Karcił i uczył swe dzieci jak przystało na dobrego abbę, ale synowie, zamiast przyjąć jego miłość, odcinali się od więzów rodzinnych i winili siostrę za całe zło na świecie.

– Proszę, bracia – załkała. – Nic nie powiem abbie. Proszę, puśćcie mnie. Przestańcie, zanim zrobicie coś, czego będziecie żałować.

Ariela wykręcała się z ich uścisku, próbując przeciągnąć rozdartą szatę tak, żeby oddzielała jej gołe ciało od zaśmieconej ulicy.

Kemuel splunął jej w twarz.

– Żałuję tylko, że się urodziłaś. Przed tobą abba miał dla nas choć trochę miejsca w sercu.

Ariela zrozumiała, że za nienawiścią braci mógł się kryć również ból odrzucenia przez ojca, a przynajmniej poczucie braku zainteresowania ich problemami.

Teraz przynajmniej rozumiała źródło okrucieństwa braci. To, w co wierzyli, było jednak nieprawdą. Abba bardzo ich kochał. Czy ktokolwiek byłby w stanie ich przekonać, że przez wszystkie te lata oszukiwali samych siebie?

Gdy znaleźli się wreszcie poza murami Szunem, bracia ją puścili. Ariela przewróciła się na plecy, doceniając miękkość swojej wełnianej szaty.

Bracia ustawili się kolejno przy jej rękach i nogach.

– Złap ją za nadgarstki, Igalu. Ja wezmę kostki.

Reakcja Arieli była szybka i instynktowna. Jak krab na brzegu Morza Czerwonego, podwinęła ręce i nogi, i spróbowała czmychnąć. Zanim zdołała uciec, mięsiste dłonie Igala znowu znalazły jej nadgarstki, a Kemeul chwycił ją za kostki.

– Zobaczmy, jak wysoko poleci!

Zaczęli nią huśtać, z każdym rytmicznym ruchem unosząc siostrę coraz wyżej. Wreszcie Kemuel zaczął odliczać.

– Raz, dwa i trzyyy!

Ariela wzbiła się w górę, po czym z ogłuszającym trzaskiem uderzyła o twardą glebę. Kącikiem oka ujrzała blask pochodni, a potem powitała słodką ciemność, która miała ocalić ją przed dalszą męką.

Otworzyła oczy powoli, jak gdyby budząc się ze snu, lecz pulsująca głowa przypomniała jej o koszmarze, który przeżyła. Rozejrzała się nerwowo na boki, żeby sprawdzić, czy bracia znikli, a potem wstała na rozchwianych nogach. Krew uderzyła jej do głowy. Świeże rany na prawym boku i nodze paliły jak użądlenia setki os. Szata, rozdarta po drodze, nie chroniła jej przed chłodem nocy.

Ariela powoli odzyskała równowagę. Wewnątrz murów miasta ujrzała pochodnie i tłum zgromadzony przy studni. Księżyc rzucał złowieszczy blask na jej rozdarte odzienie i zakrwawiony płaszcz. Nakrycie głowy pod spodem również było przesiąknięte krwią. Czuła też ciepło spływające po karku. Drgnęła, kiedy odnalazła z tyłu głowy guza z małym nacięciem pośrodku.

Tym razem nie jest tak źle, pomyślała, ruszając do bram. Zamierzała wślizgnąć się po cichu do domu i obmyć rany wodą z dzbanka. Miała nadzieję, że ima będzie zbyt zajęta, żeby zauważyć jej powrót. Otarcia od ulicy wydawały się łatwe do oczyszczenia, ale rana na głowie wymagała lepszej opieki. Trzeba było się pospieszyć.

Ariela wróciła z powrotem do miasta, wdzięczna, że jej dom znajdował się tuż pod wysokim murem strzegącym Szunem. Weszła przez południową bramę i udała się w kierunku dziedzińca, gdzie znajdował się ich otoczony płotem ogródek. Tam mogła zająć się ranami i ciągle słyszeć co nieco ze spotkania starszych. Przystanąwszy przed dziedzińcem, usłyszała donośny głos abby, który rozchodził się w rześkim powietrzu nocy.

– Moi północni bracia, zbyt długo już walczyliśmy z naszymi judejskimi braćmi, podejrzewając ich o najgorsze. Zbyt skorzy jesteśmy do oceny, a niechętni do słuchania.

Ariela ruszyła po dzban z wodą. Podniosła starą szmatę i zaczęła obmywać rany na prawej nodze i żebrach, przez cały czas zastanawiając się, jak dyskretnie wślizgnąć się do domu po świeżą szatę i nakrycie głowy.

Wtedy rozległ się tętent kopyt wielbłąda. Ariela wstała tak prędko, jak pozwalała jej na to posiniaczona noga i ruszyła w kierunku bramy miasta. Gdy do niej dotarła, zobaczyła w chmurze piachu wielbłąda i jeźdźcę ze sztandarem króla Dawida.

Co królewski posłaniec robi sam w Szunem? W nocy, na wielbłądzie? Biorąc pod uwagę napięcie, jakie panowało pomiędzy pałacem a Szunem, sama obecność królewskiego przedstawiciela była czymś niezwykłym.

– Ale przyjeżdżać w nocy… Na wielbłądzie, zamiast na koniu… – wyszeptała z osłupieniem sama do siebie.

Posłaniec i jego grzmiąca bestia popędzili do studni i wyhamowali niezręcznie, przewalając przy tym czterech czy pięciu zbyt powolnych oficjeli. Mężczyźni wznieśli okrzyki sprzeciwu, ale wtedy reprezentant króla zawołał:

– Moi panicze! – drżący głos młodzieńca sprawił, że wszyscy ucichli.

– Mów, panie – rzekł Joszafat, stojący na przedzie tłumu.

– Król Dawid nie żyje. – Krzyk młodego mężczyzny przypominał szloch.

Poklepał wielbłąda w bark, a zwierzę przyklękło. Posłaniec zsunął się z bestii i podszedł do zgromadzenia, gdzie czekał na niego Joszafat.

Ogólne zamieszanie znów pozwoliło Arieli znaleźć schronienie za oślim wozem, gdzie skryła się przed atakiem.

W blasku pochodni okazało się, że królewski posłaniec to pulchny młodzieniec, który musiał mieć co najmniej dwadzieścia lat – skoro służył pałacowi - ale wyglądał na dwanaście. Po jego okrągłych policzkach spływały łzy.

– Nasz król nie żyje! – zawołał. – Król Dawid spocznie ze swoimi praojcami i jutro o poranku zostanie pochowany w Mieście Dawida.

Cisza zawisła w powietrzu jak całun – wszyscy mierzyli wagę słów posłańca. Dawid rządził Izraelem przez czterdzieści lat – jego pochówek miał być pierwszym królewskim w Izraelu. Saul, pierwszy władca, został zamordowany w walce przez Filistynów, a jego kości spoczywały w Jabesz–Gilead. Jak pochować legendę? – zastanawiała się Ariela.

Co teraz? – odbijało się echem w chłodnym powiewie ciszy.

Co teraz? – było wypisane na zmarszczonych twarzach starszych.

Co teraz? – mówiły nawet twarze butnych synów Joszafata. Oni również prędko znaleźli się pomiędzy dostojnikami.

Jaki los czekał wybranych ludzi Boga teraz, gdy wybrany przez Niego przywódca zmarł?

Co teraz? Pytanie Arieli dotyczyło bliższej przyszłości. Czy abba dalej zamierzał wyjawić swój plan? Czy jej przyszłość rozstrzygnie się na spotkaniu oficjeli północnego Izraela?

4

PS 22, 11

Tobie mnie poruczono przed urodzeniem,

Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki.

Joszafat patrzył na przerażone twarze, które otaczały studnię Szunem.

Nie lękajcie się, bracia. Król Dawid zmarł, ale Bóg nadal żyje.

Jego serce również pękało na myśl o śmierci wielkiego człowieka, ale nie mógł dać tego po sobie poznać. Jeszcze nie.

– Pamiętajcie, że Bóg posadził na tronie Salomona, u którego boku stoją zdolni doradcy – generał Benajasz, kapłan Zadok i prorok Boga Natan.

Stanął na krawędzi studni, żeby odzyskać kontrolę nad sobą, zanim rozpocznie się rozdzieranie szat i żałobne uderzanie w piersi.

– Posłuchajcie bracia. Ci z was, którzy pragną uczcić lata wierności króla Dawida, spotkajcie się ze mną przy południowej bramie, kiedy tylko spakujecie wielbłądy. Tylko jednogarbne, na jednego człowieka. Jeśli się pospieszymy, dotrzemy do Jerozolimy jutro przed południem i weźmiemy udział w procesji pogrzebowej króla.

Zdumione twarze w tłumie zamilkły. Joszafat zdał sobie sprawę, że musi odnieść się do tych ciągle świeżych emocji, które tłumiły się pod powierzchnią.

– Śmierć naszego króla nie niweluje krzywd wyrządzonych przez jego pałac, ale pamiętajmy, że był wybrańcem Boga.

Kilka ściszonych szeptów i aprobujących kiwnięć głową.

– Cały Izrael będzie opłakiwał króla przez trzydzieści dni. Po tym czasie wrócę do Jerozolimy raz jeszcze, żeby osobiście złożyć kondolencje królowi Salomonowi. Wtedy też wspomnę o obawach północnych plemion.

Po ostatnich słowach Joszafata napięcie na zniszczonych twarzach starszych ustąpiło miejsca uldze.

– Jeśli nasz młody król okaże się tak samo prawy, jak jego abba to wysłucha naszych żalów i mojego planu na zaprowadzenie pokoju.

Na wzmiankę o planie Joszafata tłum pochylił się do przodu, jak gdyby czekając na więcej szczegółów. Nie doczekawszy się wyjaśnień, jeden z oficjeli postanowił wyrazić niepokój całej grupy.

– Dobry Joszafacie, wiemy, że jesteś mądry, a twoja znana od lat wierność przekonuje, żeby ci zaufać, ale spalibyśmy dziś lepiej, gdyby…

Mężczyzna się zawahał, lecz kuksańce i przytaknięcia ze strony innych starszych zachęciły go do dokończenia myśli.

– Chcielibyśmy wiedzieć, na czym polega plan, który zamierzasz przedstawić królowi.

Joszafat milczał, widząc przerażenie na twarzach wielu z jego starych przyjaciół.

– Nigdy wcześniej was nie zawiodłem. Musicie mi zaufać – nie znając wszystkich szczegółów.

Powietrze wypełniło się nerwowym gwarem, podczas gdy sędzia Szunem otoczył ręką ramię królewskiego posłańca.

– Proszę, zatrzymaj się dziś u mnie, synu. Dam ci nowego wielbłąda na podróż powrotną do Jerozolimy.

– Dziękuję, mój panie. Król Salomon rozesłał dziś posłańców do wszystkich północnych plemion, więc mój dromader musiał się spieszyć, żeby dotrzeć tu przed mrokiem. Doceniam twoją gościnność.

Wielbłąd zapiszczał i splunął, jak gdyby świadomy, że ktoś o nim wspomniał.

Joszafat uśmiechnął się do zgryźliwej bestii i poklepał posłańca po ramieniu.

– I ty, i twój wielbłąd dostaniecie mnóstwo jedzenia i wody.

Na okrągłej i mokrej od łez twarzy młodzieńca pojawił się wyraz ulgi.

– Wielbłądzica cały czas zastanawiała się, czy znajdzie gdzieś schronienie i jedzenie.

Joszafat roześmiał się, słysząc sprytną odpowiedź chłopca. Prostolinijny. Wrażliwy. Inteligentny. Tak, pałac wybrał dobrą osobę do tego trudnego zadania.

Gdy ruszyli pośród tłumu w stronę domu Joszafata, niektórzy ze starszych wykrzykiwali słowa wsparcia, obiecując że pojadą dziś z sędzią Szunem do Jerozolimy, lecz inni nadal mamrotali z niezadowoleniem.

– Czułbym się lepiej, gdybym wiedział, co zamierza zaproponować królowi – powiedział jeden.

– Może powie nam więcej, kiedy będziemy opłakiwać króla przed jego podróżą do Jerozolimy – dodał drugi.

Joszafat skupiał się tylko na swoim gościu i bliskiej perspektywie podróży. Prowadząc królewskiego posłańca do domu, zapytał:

– Jak masz na imię, młodzieńcze?

– Reu, mój panie.

Kiedy minęli ostatnie rzędy w tłumie, Joszafat zobaczył w pobliżu straganu Kemuela i Igala. Pomachał do nich i powiedział:

– Reu, to moi synowie. Pomogą ci zająć się wielbłądem.

Kemuel skrzywił się z niezadowoleniem, ale Joszafat zignorował jego humorki.

– A potem zaprowadzą cię do naszego domu na ciepły posiłek.

Na twarzy Igala również pojawił się grymas – żaden z braci nie próbował nawet ukryć swego niezadowolenia. Kemuel kopnął kamień, który poleciał wzdłuż ścieżki, a Igal unikał spojrzenia abby. Joszafat czuł potrzebę, żeby przeprosić za ich zachowanie, ale kiedy zwrócił się do Reu, młodzieniec skłonił się lekko i odezwał do swych marudzących opiekunów.

– Moja wielbłądzica nazywa się Dalila – powiedział do Kemuela, który próbował ignorować jowialnego posłańca. – Nazwałem ją tak, bo to uparta niewiasta, która na każdym kroku prowadzi mnie do grzechu.

Kemuel wybauszył oczy i zerknął na Igala, aby sprawdzić czy powolny brat usłyszał komentarz gościa. Nagle obaj bracia wybuchnęli śmiechem i starczyło im taktu na tyle, by podejść do czekającej Dalili. Młody posłaniec zerknął przez ramię i mrugnął do sędziego Szunem. Joszafat żałował, że sam nie potrafił z taką łatwością zdobyć przychylności synów.

Wzruszył ze smutkiem ramionami i ruszył w stronę domu, lękając się wieści, które musiał przekazać Arieli. Córka na pewno będzie rozczarowana, że jej zaręczynowa umowa musi poczekać, ale zrozumie. Zostawiwszy za sobą tłum, w blasku księżyca ujrzał zarys delikatnej postaci, która czekała przy bramie dziedzińca. Usłyszał łagodne pociąganie nosem i zdał sobie sprawę, że jego córka płakała. Oczywiście – pomyślał - na pewno podsłuchiwała ze swojej kryjówki na targu.

Joszafat zbliżył się do niej w mroku i odezwał szeptem, gdy Ariela była wystarczająco blisko.

– Ima wybrała dla ciebie dobre imię. – Uniósł jej podbródek. – Już w jej łonie byłaś jak nasza Boża lwica, a dziś znów musisz wykazać się siłą.

Dziewczyną wstrząsnęła nowa fala płaczu i rozpłynęła się w ramionach abby, szlochając żałośnie i głośno.

– Wybacz, maleńka – powiedział Joszafat, ściskając córkę. – Nie mogłem ogłosić dziś, że zostaniesz nową oblubienicą Izraela – tą, która uratuje zhańbiony honor Abiszag. W świetle śmierci króla Dawida poczułem w duszy, że Salomon powinien usłyszeć moją propozycję, zanim przedstawię ją północnym plemionom.

Szloch Arieli ustał. Joszafat wyszeptał:

– Zadam ci to samo pytanie, które zadałem starszym. Czy zaufasz mi, że uczynię to, co będzie dla ciebie najlepsze, nawet jeśli nie znasz wszystkich szczegółów?

Joszafat odsunął córkę od siebie i zaczekał na jej odpowiedź, szukając w oczach Arieli prawdy.

– Ufam ci z całego serca – odparła córka. – Wiem, że zrobisz to, co będzie dla mnie najlepsze. I dla Izraela.

Joszafat poczuł wilgoć na jej rękawie. Pewnie zmoczyła go łzami, pomyślał. Wtedy jednak zimny wiatr uniósł szatę Arieli do góry. Blask księżyca ujawnił coś jeszcze, czego nie widać było wcześniej.

Krew.

Joszafat był wstrząśnięty. Przyjrzał się rozdartej szacie Arieli i po raz pierwszy zauważył czerwone plamy na jej płaszczu i nakryciu głowy. Opanowanie, które prezentował jako sędzia Szunem, natychmiast zniknęło.

– Arielo, wszystko z tobą dobrze?

Wziął ją w ramiona.

– Co się stało? – wyszeptał do jej ucha.

Domyślał się, co zaszło. A milczenie córki potwierdziło tylko, że chodziło o jej braci. Od maleńkości dziewczyna pragnęła ich akceptacji i liczyła na ich skruchę, ale otrzymywała tylko gniew.

Joszafat zacisnął powieki. Mądrość zawodzi mnie, Jehowa, gdy idzie o tych niesfornych chłopców. Co z nimi uczynić? Przez lata modlił się o przemianę synów i darzył miłością wszystkie z trojga dzieci – jak miał jednak oddzielić wstręt do ich uczynków od tego, co znaczyli dla niego?

Ariela odsunęła się od ojca, żeby spojrzeć mu w oczy.

– Myślałam, że tego wieczora ucieknę wreszcie od okrucieństwa braci. Sądziłam, że dam radę… Dopóki wiedziałam, że zostanę panną młodą, że Bóg ma dla mnie jakiś plan…

Jej głos załamał się; tłumiła łzy, przyciskając usta do ramienia abby.

Joszafat poczuł na policzku jej łzę. Był pewien, że serce zaraz pęknie mu na pół.

– Och, moja kochana owieczko – powiedział. – To wszystko jest częścią planu Jehowy.

Ramiona ojca i córki drgały w uścisku, złączone w żalu.

Gdy ich łzy ustały, Ariela oparła o niego głowę.

– Wierzę w to, co powiedziałeś, abbo. Już w łonie imy Jehowa wezwał mnie do bycia Jego lwicą. Ale kiedy moi bracia się złoszczą, czuję się jak przerażona owieczka.

– Droga dziewczyno – zaczął Joszafat. – Próbowałem cię bronić…

– To nie twoja wina, abbo! – zaoponowała Ariela z pasją w głosie, odsuwając się od ojca. – Nie jesteś w stanie ich odmienić. I wiesz, że nie zawsze będziesz mógł mnie chronić.

Joszafat znów wziął ją w ramiona i dodał:

– Wiem, że nie zawsze będę mógł się tobą opiekować, ale gdybyś wyszła za mąż… Czasami żałuję, że nie zostałaś powołana do zwykłego życia. Mogłabyś poślubić pasterza i dać mi mnóstwo wnucząt.

Jego słowa utknęły w gardle. Kiedy znów był w stanie się odezwać, uczynił to szeptem.

– Ale droga na szczyt, mała Arielo, jest często wyżłobiona głębokimi koleinami.

Wtenczas Joszafat poczuł na ramieniu dotyk dłoni. Puścił więc Arielę i otoczył ręką drobną talię żony. Joszeba dowiedziała się pewnie o zawieszeniu spotkania starszych i zobaczyła ich dwoje przy bramie dziedzińca. Przytuliła się do męża i spojrzała z czułością na córkę.

– Chodź, kochana. Słyszałam i widziałam wystarczająco, żeby domyślić się, jak źle kolejny raz potraktowali cię bracia. – Joszeba odwróciła się i pogłaskała męża po policzku. – Widzę też po twoim spojrzeniu, że spotkanie nie potoczyło się tak, jak chciałeś.

Nie czekając na potwierdzenie, sięgnęła po dłoń Arieli.

– O spotkaniu, kochany, możesz mi opowiedzieć później. Ranami naszej córki muszę zająć się teraz. Chodź, mała.

Ariela zerknęła przez ramię na abbę, maszerując za Joszebą na tyły dziedzińca, gdzie czekała ich odrobina prywatności.

Joszafat wziął stołek i dzban na wodę, ruszył za kobietami. Ustawił krzesło tak, by Ariela usiadła pomiędzy rodzicami. Joszeba sięgnęła po ściereczkę, żeby obmyć ranę na głowie córki, ale Joszafat zatrzymał jej dłoń i sam wziął szmatkę. Spojrzał żonie w oczy, łącząc się z nią w żalu, który znany jest tylko rodzicom cierpiącego dziecka.

Nie dbając o to, co mogliby pomyśleć inni, zdjął płaszcz córki i delikatnie rozwiązał jej naznaczone krwią nakrycie głowy, podczas gdy Joszeba zajęła się bokiem i nogą Arieli. Kiedy rozpalił glinianą lampę, żeby obejrzeć ranę na jej głowie, z jego ust wydobył się cichy jęk.

– Nie jest tak źle, abbo – powiedziała Ariela, ściskając jego dłoń. – Szybko się zagoi.

Płaczący rodzice zajmowali się z miłością ukochaną córką. Wreszcie Ariela wstała, gotowa przynieść ze środka świeże odzienie.

– Arielo – zawołał za nią Joszafat.

Dziewczyna przystanęła, czekając, ale gardło Joszafata było zbyt ściśnięte, by mógł się odezwać. Obmywanie ran Arieli uzmysłowiło mu, z jak realnymi niebezpieczeństwami będzie musiała się mierzyć jako oblubienica Izraela. Czy naprawdę rozumiała, jaki los ją czeka? Czy była jedynie zaślepiona marzeniami o Salomonie?

– Moja owieczko… Jako izraelska żona króla doświadczysz wiele szczęścia i zjednoczysz nasz naród na nieznaną wcześniej skalę. – Przerwał, znów dławiąc się emocjami. – Ale szczęście i jedność mają swoją cenę. W Jerozolimie spotka cię wielkie niebezpieczeństwo. Służba będzie wymagała od ciebie ogromnego poświęcenia.

Ariela skinęła głową; jej oczy lśniły.

– Jak powiedziałam, abbo, wierzę, że cierpienia, które znosiłam, przygotowały mnie…

Joszafat ruszył w stronę córki i ujął jej dłonie.

– Ale tutaj dawałem ci choć trochę ochrony. W Jerozolimie będziesz całkiem sama, samotna w królewskim pałacu.

– Nigdy nie jestem sama, abbo. – Ariela sięgnęła, aby otrzeć łzę z policzka ojca. – Kiedy byłam dzieckiem, chroniłeś mnie przed braćmi. Ale teraz jestem już dorosła i obronić może mnie tylko Jehowa – czy to w Szunem, czy w Jerozolimie, gdy będę żoną króla.

– Jesteś pewna, że tego chcesz? Chcesz oddać swoje życie Salomonowi – zdając sobie sprawę z chaosu panującego w państwie i z losu, jaki dzielą nałożnice króla?

Ariela zamilkła. Jej oczy czegoś szukały.

– Przyznam, że boję się tego, co czeka mnie w Jerozolimie. Ale od lat już kocham Salomona, a z powodu bólu, jaki zadają mi bracia, nauczyłam się szukać pomocy tylko w Jehowie. To ważna umiejętność, abbo.

Ariela zawróciła w kierunku domu, lecz zatrzymała się gwałtownie na widok postaci w cieniu. Nawet Joszafatowi zabrakłu tchu, kiedy ciemna obecność Kemuela zgasiła promyk nadziei pośród nich.

Strach nie opuszczał Arieli. Odetchnęła powoli, a jej serce zwolniło, kiedy przypomniała sobie słowa wypowiedziane zaledwie chwilę wcześniej. Tylko Jehowa może mnie obronić. Przypomniała sobie ten wyraz oczu Kemuela, który wskazywał, że tkwi on w przekonaniu o braku miłości ze strony abby. Kemuel nie był lewiatanem; był jej bratem. I po raz pierwszy od wielu lat Ariela spojrzała w jego ciemne, złowieszcze oczy. Zobaczyła w nich nienawiść i ból.

Igal wyłonił się zza rogu wraz z królewskim posłańcem i przystanął nagle w niezręcznej ciszy. Jego wzrok powędrował od zakrwawionych szat w rękach rodziców do brata i siostry, a wreszcie osiadł na czubkach własnych sandałów. Ariela zadała sobie pytanie, nad którym zastanawiała się wiele razy wcześniej – czy jej podatny na wpływy brat byłby zdolny do dobra, gdyby nie Kemuel?

– Arieli przydarzył się dziś chyba jakiś nieszczęśliwy wypadek – zaczął kpiąco Kemuel. – Jak to dobrze, że rodzice są na każde jej zawołanie jak służący.

Zaraz potem, jak gdyby brzydził go sam widok rodziny, ruszył w kierunku domu.

– Kemuelu! – ciszę przeciął krzyk Joszafata. Zamiast zwrócić się przodem do abby, Kemuel tylko przystanął, odwrócony plecami do ojca. – Twój brak szacunku zostanie kiedyś ukarany, mój synu. Grzechy, które popełniłeś przeciwko siostrze, pewnego dnia do ciebie powrócą.

Kemuel odwrócił się gwałtownie.

– A kto niby mnie ukarze, abbo? Ty? Czy masz siłę, żeby stanąć ze mną do walki? Co możesz mi zrobić, ty słaby, głupi starcze?

Wszyscy na dziedzińcu wciągnęli powietrze. Bezczelna obelga Kemuela – szczególnie w obecności gościa – była nie do pomyślenia. Ariela zerknęła na królewskiego posłańca, którego policzki i szyja oblały się rumieńcem. Nawet Igal wyglądał na zszokowanego.

Spojrzała na abbę. Coś w jego spojrzeniu uległo zmianie – wiedziała, że tym razem abba zareaguje inaczej. Dał swemu pierworodnemu mnóstwo szans na okazanie skruchy. Kemuel, chłopiec, odrzucił je wszystkie. A teraz Kemuel, mężczyzna, miał spotkać się ze stanowczą, miłosierną, lecz sprawiedliwą ręką abby.

– Od tej pory, Kemuelu, nie jesteś mile widziany w moim domu – rzekł Joszafat. – Możesz spać w stajniach albo zagrodach dla owiec, ale od tego dnia będziesz dla mnie tylko robotnikiem. Dopóki nie odpokutujesz za grzechy. Kocham cię, synu, ale nie mogę pozwolić, żebyś niszczył siebie i tę rodzinę.

Kemuel wyglądał na osłupiałego.

Joszafat zwrócił się do młodszego syna i powiedział miękko:

– Igalu, zawsze naśladowałeś zło brata. Teraz możesz wybrać, którą drogą sam pójdziesz.

Ariela czuła, jak wali jej serce. Proszę, Panie, daj Igalowi siłę, żeby wyrwał się spod wpływu Kemuela.

Twarz Igala była popielata. Zerknąwszy na Joszebę, Ariela zaobserwowała cichą wymianę spojrzeń pomiędzy kochającą imą a zagubionym synem. Joszeba stała u boku Arieli, z ręką wyciągniętą do Igala. Ten uśmiechał się słabo, ale gdy natrafił na spojrzenie siostry, w jego oczach pojawiło się tylko śmiertelne oskarżenie. Wydawało się, że chce powiedzieć: to wszystko twoja wina.

Wtedy popatrzył na Kemuela, którego wyraz twarzy był tak hardy jak cegły w Egipcie.

– Tak, Igalu. Wybierz, którą drogą pójdziesz – zakpił Kemuel.

Igal zacisnął powieki.

– Wybieraj! Teraz! – wrzasnął Kemuel, jak zwykle próbując zastraszyć brata.

Jak zagubiona owieczka, Igal przenosił wzrok od imy do abby, a później znów zerknął na starszego brata, który zawsze prowadził go na niewidzialnej uwięzi. Tylko krótki moment – jedna chwila zawahania. Zaraz potem ruszył razem z Kemuelem do domu, żeby zebrać rzeczy i przenieść się do stajni.

Ima zanurzyła twarz w ramieniu Arieli.

– Jak nasi synowie mogą w ten sposób traktować abbę? Czy nie wiedzą, że za taki bunt karzą ukamienowaniem?

Ariela zaprowadziła imę w głąb dziedzińca. Nie chciała być blisko domu, kiedy bracia wyjdą na zewnątrz.

Joszafat wyciągnął rękę do gościa i pokierował go ku kobietom.

– Wybacz, Reu, że musiałeś ujrzeć skazę, która hańbi moją rodzinę.

Reu z niezaprzeczalną szczerością położył dłoń na ramieniu sędziego.

– Mój panie, nie mogę udawać, że wiem, na czym polega trudna więź pomiędzy abbą i synem, bo mój własny abba zmarł, gdy byłem małym chłopcem. Wiem tylko, że nigdy nie widziałem abby, który kocha dzieci tak, jak ty kochasz swoje.

Dobroć tego obcego mężczyzny sprawiła, że Arieli zrobiło się cieplej na sercu. Jego słowa podziałały jak balsam na zranionego ducha abby.

– Zgodnie z Prawem mógłbyś ich ukamienować za to, jak się dziś do ciebie zwrócili. Nie znam żadnego innego Izraelity, który pozwoliłby synom po czymś takim na okazanie skruchy. – Skinął głową Arieli i Joszebie. – Wierzę, że dom Joszafata nie jest skażony hańbą, ale zbudowany z miłosierdzia.

Powietrze przeciął głośny trzask – to Kemuel spróbował zatrzasnąć za sobą cedrowe drzwi, lecz ich róg zahaczył o glebę i rozszczepił się na pół. Bracia Arieli wyminęli zgromadzonych z workami pełnymi dobytku na plecach. Żaden nie rzucił słowa pożegnania ani spojrzenia przez ramię.

Mała grupa na dziedzińcu obserwowała ich w milczeniu, aż w końcu dwie sylwetki zniknęły w blasku księżyca. Ariela poczuła podmuch chłodnego wiosennego wiatru i nagle przypomniała sobie o rozdartej szacie. Wdzięczna, że ima Joszeba stała u jej boku i zasłaniała jej rany. Ariela pozwoliła, by abba i jego gość weszli do domu jako pierwsi, a sama zaczekała na zewnątrz, aż ima przyniesie jej nową szatę i nakrycie głowy.

Joszafat uśmiechnął się smutno do królewskiego gościa.

– Wykazałeś się wielką cierpliwością. Teraz zobaczysz gościnę Szunem. Moja droga żona jest świetną kucharką, a córka gra przepięknie na pasterskim flecie.

Abba otoczył ręką ramiona posłańca i skierował go w stronę chaty, rzucając spojrzenie przez ramię na żonę i córkę.

– Joszeba i Ariela za chwilę do nas dołączą.

Reu poklepał się w okrągły brzuch.

– Przypominam sobie, że wspomniałeś coś o posiłku przed drogą powrotną do Jerozolimy.

Gdy mężczyźni zniknęli wewnątrz domu, Ariela wyszeptała przez łzy:

– Imo, dlaczego Kemuel i Igal nie przestaną ranić siebie i innych, kiedy my chcemy ich tylko kochać? Jak pomóc im to zrozumieć?

Joszeba ujęła policzki Arieli i otarła jej łzy.

– Każdy z nas otrzymuje kamienie, z których buduje swój los, Arielo. Twój abba i ja postanowiliśmy zbudować tę rodzinę na fundamencie miłości. Kiedy Kemuel ją odrzucił, jego życie stało się niestabilne – i tak ukształtował się jego charakter. – Delikatnie pocałowała Arielę w czoło. – Kemuel musi wybrać swój fundament, moja mała lwico Boga. To on jest kowalem swojego losu.

Otarła rękę Arieli i poszła do domu, zostawiając córkę zadumaną nad jej słowami. Istotnie, miłość rodziców była fundamentem jej życia; świętą podstawą, na której wyrastała w poczuciu pewności i bezpieczeństwa. Jej bracia otrzymali tę samą miłość, a jednak ją odrzucili. Dlaczego? Jak ktokolwiek mógł odrzucić taką miłość?

Nagle przypomniała sobie o królu Salomonie. Właśnie stracił abbę. Czy król Dawid był takim niewzruszonym fundamentem dla niego?

Joszeba pojawiła się na dziedzińcu ze świeżą szatą i nakryciem głowy. Ariela pozbyła się rozdartego odzienia i wdziała czystą, wełnianą szatę, zastanawiając się: Na jakim fundamencie zbuduje swoje życie Salomon? Na jakim fundamencie nowy król zbuduje swój naród?