Przypadki nie istnieją. Tom 1 - Aniela Czerwińska - ebook

Przypadki nie istnieją. Tom 1 ebook

Aniela Czerwińska

5,0

Opis

Nieidealna miłość. Czy ma szansę przetrwać?

Ola wraz ze swoją kuzynką postanawia wyjechać do Mielca, gdzie w wyniku dość niefortunnego zdarzenia poznaje Marcela, faceta jej marzeń, oraz jego przyjaciela Rafała. W ramach rekompensaty zostają zaproszone do kina. Niestety, nie wszystkim się to spodoba, co zmusza Olę do powrotu do domu. Wkrótce – mimo przeszkód – zaczyna spotykać się z Marcelem, ale niestety ich sielanka zostaje przerwana. Tylko dlaczego? Przy okazji dziewczyna poznaje Mike’a, który okazuje się być… no właśnie – kim? Dochodzi do wypadku, a gdy Ola odzyskuje przytomność, odkrywa sekret ukochanego, który wystawia ich związek na ciężką próbę. Okazuje się, że nie wszystko jest tak kolorowe i proste jak w bajkach, a Olę ogarniają coraz to większe wątpliwości.

Czy wszystkie sekrety zostaną ujawnione?

Komu tak naprawdę Ola będzie jeszcze w stanie zaufać?

Co wygra?

Miłość czy skrywane głęboko tajemnice?

Przypadki nie istnieją to powieść, która opowiada o poświęceniu, walce z przeciwnościami losu, nieodwzajemnionej miłości, przyjaźni, dążeniu do celów, spełnianiu marzeń. Jest to opowieść przeznaczona dla młodzieży, ale także dla tych, którzy pragną oderwać się od codzienności. Pojawiają się tu wątki humorystyczne, ale także emocje towarzyszące bohaterom: strach, smutek, tęsknota. Przedstawiona historia podkreśla coś, co wydaje się oczywiste, ale o czym wielu wciąż zapomina – że nie wygląd jest ważny, ale to, jacy jesteśmy. Ważne, by uważnie spojrzeć w głąb drugiego człowieka, bo tylko w ten sposób dowiemy się prawdy o tej osobie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 358

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ShineOfTheBook

Nie oderwiesz się od lektury

Może i nie będzie to taka standardowa recenzja jak byście tego oczekiwali lecz ze szczerego serduszka. Cała historia zaczęła się od poszukiwań dobrej książki, która będzie całkowicie inna niż te które aktualnie czytałem i taka przy której będę mógł się dobrze bawić. I tak trafiłem całkiem przypadkiem na autorkę Anielę i jej książkę „Przypadki nie istnieją”. Tytuł może wydawać się prosty, ale jest tajemniczy i działa na podświadomość, ale o tym za chwilę… Troszkę o fabule, bo chce byście pokrótce wiedzieli skąd mam takie, a nie inne przemyślenia, i dlaczego według mnie nie jest ona dla wszystkich … Opowiada ona historię o Oli, która wraz z kuzynką wyjeżdża do Mielca by zapomnieć o trudach codzienności. Tam w dość niespodziewanej sytuacji trafia ją strzała amora i na jej drodze staje chłopak jak z okładki, takie ciacho roku, czyli Marcelo. Cały świat przestaje dla niej istnieć, co powoduje konflikt interesów i zmuszą ją do powrotu do domu. Jak to w życiu bywa… los tak chciał i mimo g...

Popularność




Copyright © Aniela Czerwińska, 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek postaci bez pisemnej zgody autora oraz wydawcy.

Redaktor prowadzący:

Klaudia Gawor

Korekta:

Klaudia Gawor

Skład i łamanie:

Mateusz Cichosz | @magik.od.skladu.ksiazek

Korekta techniczna:

Dominika Kamyszek | @opiekunka_slowa

Projekt okładki:

Marta Lisowska/Justyna Sieprawska

Grafiki wewnątrz:

Marta Lisowska

Zdjęcia na okładce: Unsplash, Pixabay

ISBN 978-83-67051-02-6

2023, Wydanie II

I

Moje ży­cie jest cza­sem jak ko­me­dia ro­man­tyczna – nie lubi, gdy się nu­dzę i wciąż fun­duje mi nie­spo­dzianki, zwy­kle w naj­mniej ocze­ki­wa­nym mo­men­cie.

Jed­nym z ta­kich mo­men­tów było po­zna­nie Mar­cela, przez któ­rego zmie­ni­łam swoje do­tych­cza­sowe spoj­rze­nie na ota­cza­jący mnie świat. A za­częło się to od zwy­kłego wy­padu do Mielca.

Był śro­dek wa­ka­cji, kiedy ra­zem z Na­ta­lią za­czę­ły­śmy pla­no­wać nasz wspólny wy­jazd. Wy­bie­ra­ły­śmy się do jej cioci, która za­pro­siła bra­ta­nicę do sie­bie na kilka wa­ka­cyj­nych ty­go­dni. Na­ta­lia mo­gła za­brać ko­goś ze sobą, więc po­pro­siła mnie, abym do­trzy­mała jej to­wa­rzy­stwa. Mimo że Nati – tak się do niej czę­sto zwra­ca­li­śmy – miała młod­szą sio­strę, to wo­lała je­chać ze mną. Co prawda nie zna­łam jesz­cze jej cioci, ale ten wy­jazd miał to zmie­nić. Cie­szy­łam się z tego nie­zmier­nie i uzna­łam to za miłą od­mianę w moim do­tych­cza­so­wym ży­ciu, w któ­rym nic cie­ka­wego się nie działo…

Miesz­ka­ły­śmy w tej sa­mej wsi od uro­dze­nia, łą­czyła nas także wie­lo­let­nia przy­jaźń oraz to, że na­sze mamy były ro­dzo­nymi sio­strami, a oj­co­wie się przy­jaź­nili. Obie miesz­ka­ły­śmy tym­cza­sowo z ro­dzi­cami i mia­ły­śmy po dwa­dzie­ścia lat. Na­ta­lia stu­dio­wała w Rze­szo­wie, a ja skoń­czy­łam w kwiet­niu ostat­nią klasę tech­ni­kum i pla­no­wa­łam po­szu­kać so­bie ja­kiejś do­brej pracy. Czę­sto zda­rzały nam się kłót­nie wy­ni­ka­jące z nie­po­ro­zu­mień, ale bar­dzo szybko do­cho­dzi­ły­śmy do kom­pro­misu. Dzięki temu na­sza przy­jaźń sta­wała się trwal­sza.

Bar­dzo się od sie­bie róż­ni­ły­śmy, zu­peł­nie jak ogień i woda – wiele osób dzi­wiło się, że na­dal po­tra­fi­ły­śmy się świet­nie do­ga­dy­wać. Na­ta­lia na­le­żała do tych szczu­płych, wy­so­kich dziew­czyn, które wzbu­dzają za­in­te­re­so­wa­nie u płci prze­ciw­nej. Miała dłu­gie, ja­sno­brą­zowe włosy i nie­bie­skie oczy. Wy­róż­niało ją to, że za­wsze była otwarta na lu­dzi, cho­dziła stale uśmiech­nięta, we­soła. Ty­powa du­sza to­wa­rzy­stwa.

Ze mną było zu­peł­nie ina­czej. Mia­łam lekką nad­wagę, z którą bez­sku­tecz­nie wal­czy­łam od dłuż­szego czasu. By­łam ni­ska – i choć nie­któ­rzy chło­pacy twier­dzili, że małe jest piękne – to nie po­ma­gało mi to ani tro­chę w zdo­by­ciu po­wo­dze­nia. Mia­łam dłu­gie włosy, które od czubka głowy do po­łowy ich dłu­go­ści były ciem­no­brą­zowe, a ogni­sto­czer­wone na koń­ców­kach, czyli mia­łam zro­bione tak zwane ombre. Po­do­bało mi się to od za­wsze i ta fry­zura była jedną z nie­wielu rze­czy, ja­kie w so­bie lu­bi­łam. Mia­łam ja­sno­szare oczy, w wy­jąt­ko­wym od­cie­niu po­chmur­nego nieba. W prze­ci­wień­stwie do Na­tki by­łam nie­śmiała, mało się uśmie­cha­łam. Przez to, że by­łam za­mknięta w so­bie, a wy­cho­dze­nie z domu uwa­ża­łam za osta­tecz­ność, nie mia­łam wielu przy­ja­ciół. Można po­wie­dzieć, że nie mia­łam ich pra­wie wcale.

Za­nim wy­je­cha­ły­śmy, spa­ko­wa­ły­śmy rze­czy, które mo­gły nam się przy­dać, w tym rów­nież kilka fil­mów, w ra­zie gdy­by­śmy się nu­dziły. Kiedy wszystko było już go­towe, za­nio­sły­śmy na­sze wa­lizki do sa­mo­chodu Na­ta­lii i wy­ru­szy­ły­śmy w stronę Mielca. Była lep­szym kie­rowcą niż ja i le­piej znała tamte te­reny, więc do­szły­śmy do wnio­sku, że to ona po­pro­wa­dzi.

Do Mielca mia­ły­śmy pięć­dzie­siąt osiem ki­lo­me­trów, więc droga nie była długa, a czas, który upły­wał z każ­dym prze­by­tym ki­lo­me­trem, uprzy­jem­nia­ły­śmy so­bie roz­mową, zwie­rze­niami i żar­tami. W mię­dzy­cza­sie za­sta­na­wia­łam się, jak wy­gląda jej cio­cia. Sły­sza­łam tro­chę na jej te­mat, ale bądźmy szcze­rzy: opis rzadko od­zwier­cie­dla re­alia. Po go­dzi­nie jazdy do­tar­ły­śmy na miej­sce i od razu przy­wi­ta­ły­śmy się z cio­cią Na­ta­lii, pa­nią Ba­sią.

Mia­łam ra­cję, że ocze­ki­wa­nia róż­nią się od re­aliów, po­nie­waż z opo­wie­ści Na­ta­lii wy­ni­kało, że pani Ba­sia jest cie­płą, ni­ską i ru­do­włosą ko­bietą, a oka­zało się, że jest wy­soką, szczu­płą blon­dynką. Zu­peł­nie inna osoba niż ta, o któ­rej mi opo­wia­dano, choć ta roz­bież­ność mo­gła wy­ni­kać z faktu, że od ostat­niej wi­zyty Na­ta­lii u cioci mi­nęło czter­na­ście lat i wła­śnie tak moja ku­zynka ją wtedy za­pa­mię­tała.

Ciotka zmru­żyła swoje zie­lone oczy, a po­tem wy­buch­nęła gło­śnym śmie­chem. Pa­trzy­łam, jak ta nie­młoda już ko­bieta nie może po­wstrzy­mać ko­lej­nej eks­plo­zji ra­do­ści i trzę­sąc się ze śmie­chu, po­ka­zuje swoje białe zęby oraz ma­lut­kie do­łeczki w po­bliżu ust. Wy­glą­dała na ele­gancką ko­bietę, biła od niej nie­zwy­kła pew­ność sie­bie.

Jej dom wy­glą­dał jak z bajki. Duża, dwu­pię­trowa biała willa miała piękny ta­ras wy­cho­dzący na ogromny ogród, w któ­rym do­mi­no­wały róże, a z tyłu, na po­dwó­rzu znaj­do­wał się ba­sen. Ta­kiej po­sia­dło­ści nie po­wsty­dziłby się ża­den bo­gacz. Pod­jazd przed bu­dyn­kiem mógłby po­mie­ścić woj­sko i jesz­cze zo­sta­łoby miej­sce.

Wy­cią­gnę­ły­śmy torby z ba­gaż­nika i po­sta­no­wi­ły­śmy ro­zej­rzeć się po oko­licy. Zo­sta­wi­ły­śmy wa­lizki w sa­lo­nie, po czym po­szły­śmy na spa­cer.

Po­dzi­wia­łam piękne domy i za­dbane bloki, ale naj­bar­dziej moją uwagę przy­kuł ry­nek. Wo­kół fon­tanny umiej­sco­wio­nej w cen­tral­nej czę­ści placu stały ka­mie­nice, a przed nimi kilka od­da­lo­nych od sie­bie ram z lamp­kami le­do­wymi u góry. Mu­siało to ślicz­nie wy­glą­dać wie­czo­rem. Nie­da­leko znaj­do­wała się budka z fast fo­odem, po dru­giej stro­nie było kino, a przy nim stał po­mnik w kształ­cie gi­tary – sym­bol po­bli­skiej szkoły mu­zycz­nej.

Wy­mie­nia­ły­śmy się z Na­ta­lią spo­strze­że­niami, ko­men­to­wa­ły­śmy in­fra­struk­turę mia­sta i śmia­ły­śmy się z nie­któ­rych na­pi­sów graf­fiti na bu­dyn­kach. Roz­mowa tak nas po­chło­nęła, że nie za­uwa­ży­ły­śmy chło­pa­ków, któ­rzy je­chali na de­sko­rolce wprost na nas. Zde­rzyli się z nami, przez co upa­dły­śmy i wy­lą­do­wa­ły­śmy na chod­niku. Kiedy mi­nął pierw­szy szok, po­sta­no­wi­łam wstać i wy­gar­nąć chło­pa­kom ga­pio­stwo. Za­nim to jed­nak zro­bi­łam, zo­ba­czy­łam wy­cią­gniętą w moim kie­runku dłoń. Nie pod­no­sząc wzroku, chwy­ci­łam ją, a wła­ści­ciel dłoni po­cią­gnął mnie w górę. Otrze­pa­łam się z pia­sku i już mia­łam po­wie­dzieć „dzię­kuję”, lecz na­gle mnie za­mu­ro­wało.

To miał być dzień pe­łen wra­żeń. Jako że nie do końca mia­łem jesz­cze na sie­bie plan, na­dal nie wie­dzia­łem, co mógł­bym ro­bić po za­koń­cze­niu szkoły, więc po dłu­gich roz­mo­wach z tatą zde­cy­do­wa­łem, że będę u niego pra­co­wał, do­póki póź­niej nie zde­cy­duję, co da­lej chcę ro­bić w ży­ciu.

Mój oj­ciec dzia­łał w róż­nych bran­żach – był in­ży­nie­rem i zaj­mo­wał się pro­jek­to­wa­niem bu­dyn­ków oraz nad­zo­rem nad ich bu­dową, był rów­nież in­we­sto­rem i miał cztery firmy ze słynną na ca­łym świe­cie bie­li­zną dam­ską. Pra­co­wał także w branży mu­zycz­nej, wy­daw­ni­czej oraz mo­to­ry­za­cyj­nej. Tak, było tego sporo, a ja mo­głem wy­brać któ­rąś z tych branż, aby zdo­być do­świad­cze­nie, które bę­dzie mi póź­niej po­trzebne w zna­le­zie­niu wy­ma­rzo­nej pracy.

Moja mama była pro­jek­tantką wnętrz i miała wła­sne biuro. Więc o pie­nią­dze ni­gdy nie mu­sie­li­śmy się mar­twić, bo było ich na­prawdę dużo. Wie­dzia­łem jed­nak, że na wszystko trzeba za­pra­co­wać i nic ot tak nie przy­cho­dzi. To wła­śnie prze­ka­zy­wał mi mój oj­ciec za każ­dym ra­zem, gdy ro­bi­łem głu­poty.

Ko­cha­łem grać w ko­sza, jeź­dzić na de­sce, grać na gi­ta­rze, per­ku­sji, key­bo­ar­dzie, jeź­dzić na snow­bo­ar­dzie, śpie­wać, im­pre­zo­wać. Nie stro­ni­łem ja­koś spe­cjal­nie od al­ko­holu czy fa­jek. Było nas na to stać, więc ko­rzy­sta­łem z tego, ile się dało. Ogól­nie lu­bi­łem ro­bić wszystko, co wpra­wiało mnie w do­bry na­strój.

Je­śli cho­dziło o dziew­czyny, to po­do­ba­łem się wielu la­skom i sza­no­wa­łem je, nie zna­czyło to jed­nak wcale, że każda mo­gła zo­stać moją dziew­czyną. Uwa­ża­łem, że z nie­któ­rymi spra­wami warto cze­kać i nie śpie­szyć się. Choć cza­sem było mi na­prawdę ciężko, to da­lej trzy­ma­łem się tego, co po­sta­no­wi­łem. Swój pierw­szy raz chcia­łem prze­żyć wy­łącz­nie z moją żoną, je­śli ta­kowa by się zna­la­zła. Nie ozna­czało to jed­nak, że się tymi dziew­czy­nami ba­wi­łem. Co to, to nie. Ko­cha­łem każdą z nich bar­dzo mocno, by­łem nie­po­praw­nym ro­man­ty­kiem, przez co wiele dziew­czyn czuło się wy­jąt­ko­wymi – w końcu ta­kie były. Żad­nej z nich, na­wet gdy się roz­sta­li­śmy, ni­gdy nie po­wie­dzia­łem złego słowa. Obec­nie jed­nak od roku by­łem sam. Mimo że cza­sem od­czu­wa­łem wy­raźny brak dru­giej po­łówki, wie­dzia­łem, że je­śli ona bę­dzie miała się zna­leźć, to znaj­dzie się sama. Ogól­nie na­le­ża­łem do osób, które były wiecz­nymi opty­mi­stami i za­wsze znaj­do­wały wyj­ście z każ­dej sy­tu­acji. Na­wet naj­gor­szej.

Mia­łem też o cztery lata star­szego brata, który za­wsze mu­siał się we wszystko wtrą­cać i trak­to­wać mnie jak małe dziecko, bar­dzo czę­sto się ze mnie na­bi­jał, ale kiedy było trzeba, to sta­wał po mo­jej stro­nie. Oczy­wi­ście za­wsze był ulu­bień­cem taty, ale ja z ko­lei by­łem ulu­bień­cem mamy, co każ­demu da­wało plusy i mi­nusy.

To był sło­neczny dzień, stwier­dzi­łem, że wo­bec tego trzeba coś po­ro­bić na ze­wnątrz. Po­sta­no­wi­łem ode­zwać się do Ra­fała i za­pro­po­no­wać coś cie­ka­wego, co mo­gli­by­śmy ro­bić w wol­nym cza­sie. Zwłasz­cza że na ra­zie trwały moje wa­ka­cje, a pra­co­wać mia­łem za­cząć do­piero od wrze­śnia. Wy­ko­na­łem więc krótki te­le­fon do Ra­fiego, by po pół­go­dzi­nie się z nim spo­tkać. Każdy z nas wziął swoją de­skę i uda­li­śmy się do ska­te­parku, gdzie jak zwy­kle da­li­śmy upust swo­jej ener­gii. Oczy­wi­ście nie każdy trik nam wy­cho­dził, dla­tego miej­scami mie­li­śmy tro­chę zdartą skórę, ale to nam ani tro­chę nie prze­szka­dzało.

W pew­nym mo­men­cie spoj­rza­łem na te­le­fon, by spraw­dzić, która jest go­dzina, i uzna­łem, że można by sko­czyć na ja­kieś ża­rełko, bo nie po­wiem – zgłod­nia­łem od tego wy­siłku. Jed­nak jak to ja, by­łem le­niem i nie chciało mi się iść sa­memu, więc po­sta­no­wi­łem spy­tać kum­pla, czy nie ze­chce się przy­łą­czyć.

– To co, je­dziemy do budki na te pyszne za­pie­kanki? – za­py­ta­łem, a po chwili usły­sza­łem, jak w moim brzu­chu za­czyna śmiesz­nie bur­czeć.

– Chyba nie mam wyj­ścia – za­śmiał się. – Nie będę ry­zy­ko­wał, że mnie po­żre ten po­twór, co mieszka w twoim brzu­chu. Jesz­cze je­stem za młody na to, by umie­rać.

– Ha. Ha. Ha. Bar­dzo za­bawne – rzu­ci­łem. – Nie mów mi, że po ta­kim wy­siłku nie je­steś głodny?

– No baaa, że je­stem – po­wie­dział i po­ma­so­wał się po swoim wy­rzeź­bio­nym brzu­chu. – Tyle że mój brzuch nie wy­daje ta­kich dźwię­ków jak twój.

Nie zdą­żył na­wet do­koń­czyć zda­nia, kiedy i u niego roz­le­gło się bur­cze­nie.

– Wi­dzisz? Twój po­twór też się uak­tyw­nił – za­śmia­łem się.

– Może i tak, ale który z nich by się nie obu­dził, sły­sząc taki dźwięk? Toż to na­wet trupa by w gro­bie obu­dziło – za­drwił.

Co jak co, ale miał ra­cję. By­łem po­twor­nie głodny, więc by szyb­ciej do­trzeć po za­pie­kanki, zde­cy­do­wa­li­śmy się je­chać na de­skach. Przy oka­zji za­częły nam wy­cho­dzić nowe triki. Już mia­łem zro­bić swój po­pi­sowy nu­mer, kiedy na­gle roz­le­gło się tylko: ŁUP i już le­ża­łem na ziemi.

Tego się nie spo­dzie­wa­łem. Wsta­łem i spraw­dzi­łem, co było przy­czyną zde­rze­nia. Szybko ro­zej­rza­łem się do­okoła i do­strze­głem, jak dwie dziew­czyny leżą na chod­niku i pró­bują roz­ma­so­wać obo­lałe miej­sca. Po­sta­no­wi­łem czym prę­dzej po­śpie­szyć im z po­mocą, więc jed­nej z nich, tej, która była naj­bli­żej mnie, po­da­łem rękę. Się­gnęła po nią. Za­uwa­ży­łem, że gdy wstała, ode­brało jej mowę na mój wi­dok, choć do­my­śla­łem się, że w pierw­szym od­ru­chu chciała dać mi de­li­katny opier­nicz.

Tro­chę mnie to ba­wiło, że wy­wo­ła­łem u niej ta­kie emo­cje. W su­mie to nie po­wiem, spodo­bała mi się, tylko że zu­peł­nie tego nie ro­zu­mia­łem. Była ni­ska, miała ko­biece kształty i nie na­le­żała do szczu­płych dziew­czyn, z ja­kimi się zwy­kle spo­ty­ka­łem. Miała też piękne ciem­no­brą­zowe włosy o czer­wo­nych koń­ców­kach. Kiedy po­pa­trzy­łem w jej szare oczy, do­strze­głem w nich coś, czego nie by­łem w sta­nie wy­ja­śnić. Za­częło mnie to w niej co­raz bar­dziej in­try­go­wać.

Za­uwa­ży­łem, że od­kąd po­mo­głem jej wstać, na­stała mię­dzy nami ci­sza, więc po­sta­no­wi­łem uczy­nić ten pierw­szy krok i za­py­ta­łem:

– Nic ci nie jest?

Ręka na­le­żała do za­bój­czo przy­stoj­nego chło­paka, o któ­rym naj­praw­do­po­dob­niej ma­rzyła więk­szość dziew­czyn. Spod czer­wo­nego full capa wy­my­kały się ciem­no­brą­zowe ko­smyki. W dol­nej war­dze błysz­czał ma­lutki kol­czyk. Chło­pak był do­brze zbu­do­wany, czarny T-shirt świet­nie na nim le­żał. No­sił gra­na­towe dżinsy wpusz­czone w modne czarno-czer­wone buty. Po chwili mil­cze­nia ode­zwał się z za­dzior­nym uśmie­chem:

– Nic ci nie jest? Wy­bacz, że na was wpa­dli­śmy. Te­sto­wa­li­śmy nasz nowy trik i nie za­uwa­ży­li­śmy, że idzie­cie. A tak w ogóle, to ja je­stem Mar­cel, a to Ra­fał, dla przy­ja­ciół Że­myk. – Wska­zał na ko­legę sto­ją­cego za mną.

Od­wró­ci­łam się i zo­ba­czy­łam, jak Ra­fał po­maga wstać mo­jej ku­zynce. Ciemne włosy, po­dob­nie jak u Mar­cela za­cze­sane na bok, wy­sta­wały spod ciem­no­zie­lo­nej czapki. W pa­mięci utkwił mi fakt, że miał na so­bie nie­bie­ski T-shirt, który był tak samo luźny jak u jego ko­legi, a spodnie wcho­dziły do gra­na­to­wych te­ni­só­wek. Prze­pro­sił Na­ta­lię i oboje do­łą­czyli do nas.

– Jak mo­żemy wam to wy­na­gro­dzić? – za­py­tał Ra­fał, kiedy sta­nę­li­śmy całą czwórką w kółku. W du­chu przy­zna­łam, że i jemu nie bra­ko­wało urody.

Po chwili od­po­wie­dzia­łam tro­chę nie­śmiało:

– Nic się nie stało, każ­demu mo­gło się zda­rzyć.

– Ale chcemy ja­koś prze­pro­sić – na­le­gał.

– Na­prawdę nie trzeba – pro­te­sto­wa­łam, czu­jąc, że za­czy­nam się czer­wie­nić.

– Chyba mam po­mysł, jak to roz­wią­zać – oznaj­mił Mar­cel, a na jego twa­rzy po­ja­wił się po­dej­rzany uśmie­szek.

– Ty i te twoje po­my­sły – prze­drzeź­niał go Ra­fał.

– Ci­cho! Ten na pewno się wam spodoba. – Mar­cel nie da­wał za wy­graną. – Co po­wie­cie na po­dwójną randkę? – za­py­tał, a ja do­strze­głam w jego oczach błysk.

– Ty chyba zmy­sły po­stra­da­łeś – za­żar­to­wał Ra­fał, po czym do­dał: – Za­po­mnia­łeś, że mam dziew­czynę?

– Nie za­po­mnia­łem – od­po­wie­dział Mar­cel z pew­no­ścią sie­bie. – Ale chcia­łem dziew­czy­nom w ja­kiś spo­sób wy­na­gro­dzić na­szą nie­ostroż­ność.

– No wiem, ale Gabi nie za­chwy­ci­łaby się tym po­my­słem – mruk­nął pod no­sem Ra­fał.

– Fakt.

– Wie­cie, mój chło­pak też nie byłby tym za­chwy­cony – włą­czyła się do roz­mowy Na­ta­lia.

– Ty masz chło­paka? – po­wie­dzia­łam zdu­miona i po­pa­trzy­łam na nią. Zu­peł­nie się tego nie spo­dzie­wa­łam.

– Ups! Za­po­mnia­łam ci po­wie­dzieć, wy­bacz – od­parła spe­szona.

– O tak waż­nej spra­wie po­win­naś po­wie­dzieć mi od razu, a nie przy­zna­wać się w ostat­niej chwili! – burk­nę­łam z wy­rzu­tem.

– No wiem, ale nie było od­po­wied­niego mo­mentu… Cho­ciaż chcia­łam ci o tym po­wie­dzieć – bro­niła się za­wsty­dzona.

– Dziew­czyny, nie kłóć­cie się – wtrą­cił roz­ba­wiony Mar­cel. – Po­wie­działa czy nie, te­raz już to wiesz – zwró­cił się do mnie.

W tym mo­men­cie za­dzwo­nił te­le­fon Na­ta­lii. Pani Ba­sia po­wie­działa, że czeka na nas z obia­dem. Szybko za­py­ta­łam na­szych no­wych zna­jo­mych, czy jesz­cze się spo­tkamy, a Mar­cel w od­po­wie­dzi po­dał mi swój nu­mer te­le­fonu.

Za­pi­sa­łam go so­bie, po­że­gna­li­śmy się i ra­zem z ku­zynką ru­szy­ły­śmy pę­dem w stronę domu, żeby zdą­żyć na cie­pły obiad.

Nie mo­głem od niej ode­rwać wzroku, na­wet kiedy znik­nęła za­raz za bu­dyn­kiem. Dla mnie to było coś no­wego.

Cie­kawe, czy za­dzwoni… Mia­łem na­dzieję, że to zrobi, zwłasz­cza że nie­co­dzien­nie spo­tyka się ko­goś z ta­kimi oczami. Czuję, że ta zna­jo­mość prze­ro­dzi się w coś pięk­nego, chciał­bym, by tak się stało.

Ach! Co to za dziew­czyna – roz­ma­rzy­łem się, lecz nie na długo, bo po chwili usły­sza­łem, jak mój brzuch do­maga się je­dze­nia, więc ra­zem z Ra­fa­łem po­de­szli­śmy do budki, która była tuż obok.

Każdy z nas wziął po swo­jej ulu­bio­nej mek­sy­kań­skiej za­pie­kance, po czym usie­dli­śmy przy sto­li­kach i za­czę­li­śmy roz­ma­wiać.

– Mar­cel, nie ob­raź się, ale ten twój po­mysł jest co naj­mniej głupi – skwi­to­wał Ra­fał, kiedy skoń­czył jeść swoją por­cję.

– Mogę wie­dzieć, czemu tak uwa­żasz? – za­py­ta­łem, choć czu­łem, jaka bę­dzie jego od­po­wiedź. Mia­łem jed­nak na­dzieję, że od­po­wie ina­czej.

– A jak ty so­bie to wy­obra­żasz, co? Je­stem z Gabi, z którą ostat­nio non stop się kłó­cimy, bo nie chcę się jak na ra­zie z nią wi­dy­wać, do­póki nie prze­my­śli swo­jego za­cho­wa­nia, a tu mam się spo­tkać z kom­plet­nie ob­cymi dziew­czy­nami? Jesz­cze niech się moja o tym do­wie, to mi prze­cież łeb ukręci. Chcę być w po­rządku wo­bec niej, zwłasz­cza że wiesz, jaka jest za­zdro­sna. Nie chcę jej da­wać po­wo­dów do ko­lej­nej kłótni, któ­rych, na­wia­sem mó­wiąc, za­czy­nam mieć dość – po­wie­dział, a ja wie­dzia­łem, że ma ra­cję.

Na­prawdę mi na Oli za­le­żało. Chcia­łem się z nią znowu zo­ba­czyć, móc z nią spę­dzić wię­cej czasu niż te parę mi­nut chwilę temu. Czu­łem, że jest wy­jąt­kowa, a ta jej nie­śmia­łość była dla mnie wręcz uro­cza, że aż mia­łem ochotę się tą dziew­czyną za­opie­ko­wać. Nie chcia­łem prze­pu­ścić oka­zji, by ją po­znać, tylko mu­sia­łem do­brze to ro­ze­grać, żeby jej nie spło­szyć. Tego bym so­bie chyba nie da­ro­wał.

– Pro­szę, zgódź się – pro­si­łem, nie­malże bła­ga­łem go na ko­la­nach.

Tak, wiem. Śmieszny ja, zwłasz­cza że lu­dzie, pa­trząc na na­szą scenę, za­częli się nam dziw­nie przy­glą­dać, ale nie ob­cho­dziło mnie to.

– Na­prawdę chcę się z nią zo­ba­czyć, a obaj wiemy, że tylko przy to­bie mam szansę, żeby się przy niej nie zbłaź­nić. Pro­szę, bra­cie. Zgódź się, no! Nie każ mi tak klę­czeć przez cały dzień jak ten de­bil.

– Weź! Nie rób obory, bo jesz­cze uznają nas za ge­jów – po­wie­dział Ra­fał i zła­pał mnie pod pa­chą, pró­bu­jąc mi po­móc wstać.

– Mam to gdzieś. Znasz mnie do­brze i wiesz, że gdy mi na czymś za­leży, to nie od­pusz­czę, dla­tego pro­szę cię po przy­ja­ciel­sku o tę przy­sługę. Kie­dyś ci się za nią od­wdzię­czę. Obie­cuję. Nie daj się pro­sić… – Kiedy to mó­wi­łem, zro­bi­łem te smutne oczka zbi­tego psa.

– Do­bra, wstań! Zga­dzam się – rzekł i prze­wró­cił oczami w ge­ście re­zy­gna­cji. – Tylko jak Gabi się o tym do­wie, to cię za­mor­duję.

– Dzięki! Dzięki! Dzięki! – Mo­men­tal­nie wsta­łem i za­czą­łem ska­kać jak mała dziew­czynka. – Masz moje słowo, że się nie do­wie, a je­śli jed­nak by się do­wie­działa, to bę­dziesz miał prawo zro­bić ze mną, co ze­chcesz – za­śmia­łem się.

To była naj­wspa­nial­sza rzecz, jaką mo­głem usły­szeć. Mia­łem na­dzieję, że to spo­tka­nie bę­dzie czymś nie­za­po­mnia­nym dla nas dwojga: dla mnie i Oli. Gdzieś w gło­wie na­wet mia­łem pe­wien plan na ju­trzej­szą randkę. Mia­łem tylko na­dzieję, że się jej spodoba.

– Trzy­mam za słowo. Wiesz już może, jaki masz plan na wa­sze spo­tka­nie?

– Tak śred­nio – stwier­dzi­łem i za­czą­łem się dra­pać z tyłu głowy. Za­wsze tak ro­bi­łem, gdy się czymś stre­so­wa­łem czy gdy­ba­łem. – Może ty masz ja­kiś po­mysł?

– Stan­dar­dowo bym szedł w kino i może ja­kaś cu­kier­nia? A na przy­wi­ta­nie bu­kiet kwia­tów?

– Świetny po­mysł. Te­raz tylko spraw­dzić, co grają, i sprawa za­ła­twiona – od­par­łem za­do­wo­lony.

– Tylko wstrzy­maj się z wy­bo­rem, bo jak na ra­zie nie wia­domo, czy za­dzwoni, żeby się umó­wić – po­wie­dział i tro­chę ostu­dził tym mój za­pał, ale nie za­mie­rza­łem się pod­dać. Je­śli bę­dzie trzeba, to ją znajdę i wtedy się z nią umó­wię. Jed­nak to by­łaby osta­tecz­ność.

Za­czę­li­śmy iść w stronę na­szych do­mów, każdy do swo­jego. Jesz­cze za­nim się ro­ze­szli­śmy, prze­ga­da­li­śmy wszyst­kie wa­rianty spo­tka­nia i po­sta­wi­li­śmy sprawę ja­sno, że cze­kamy, aż się ode­zwą, a po­tem to już z górki.

Wsze­dłem do swo­jego po­koju, a ra­czej wpa­dłem do niego ni­czym bu­rza, i od­pa­li­łem jak naj­szyb­ciej kom­pu­ter. Po­tem włą­czy­łem prze­glą­darkę i stronę na­szego kina, by spraw­dzić, co obec­nie grają.

Nie­stety. Jak zwy­kle było mnó­stwo cie­ka­wych ty­tu­łów, jed­nak wie­dzia­łem, że to ma być film nie tylko dla mnie, ale dla na­szej czwórki, więc zo­stały mi dwie opcje: I że cię nie opusz­czę lub Gwiazd na­szych wina.

Oba filmy były warte zo­ba­cze­nia, ale zu­peł­nie nie wie­dzia­łem, który wy­brać, więc żeby tro­chę so­bie po­móc, po­sta­no­wi­łem pójść się wy­ką­pać – li­czy­łem, że może wtedy mnie coś na­tchnie. Upew­ni­łem się, że jest za pięt­na­ście ósma. Wtedy zro­zu­mia­łem, że cze­ka­łem całe po­po­łu­dnie, aż ona do mnie za­dzwoni. Ciężko jest cze­kać, kiedy się nie wie na­wet, czy ta osoba fak­tycz­nie zrobi to, na co cze­kasz.

Za­bra­łem więc kilka naj­po­trzeb­niej­szych rze­czy, po czym ru­szy­łem do ła­zienki. Te­le­fon mia­łem za­brać ze sobą, jed­nak stwier­dzi­łem, że gdy będę spraw­dzał go­dzinę co chwilę, to ni­czego to nie zmieni, więc po­ło­ży­łem urzą­dze­nie na biurku, li­cząc w du­chu, że te­le­fon nie za­dzwoni te­raz, a do­piero kiedy wrócę. Zer­k­ną­łem na niego po raz ostatni przed wyj­ściem, a po chwili na moje na­gie ciało za­czął spły­wać przy­jemny stru­mień cie­płej wody.

Tak. To był świetny po­mysł.

Do­tar­ły­śmy na miej­sce, a po­si­łek już cze­kał na nas w ja­dalni, która swoją drogą nie była duża, co jak na tak ol­brzymi dom oka­zało się spo­rym za­sko­cze­niem. Cio­cia przy­go­to­wała dla nas na­le­śniki z se­rem i bitą śmie­taną, po­lane so­sem cze­ko­la­do­wym, które uwiel­bia­łam. Usia­dły­śmy przy stole z pa­nią Ba­sią i pa­nem Krzysz­to­fem, jej mę­żem.

Był to męż­czy­zna w wieku mo­jego taty, czyli około czter­dziestki. Jego kru­czo­czarne włosy były przy­pró­szone gdzie­nie­gdzie si­wi­zną. Oczy miał piwne z do­mieszką zie­leni. Miał rów­nież wąsy, które śmiesz­nie za­wi­jały się na koń­cach. Nie na­le­żał on do osób przy ko­ści, ale i nie był zbyt chudy. Przy­po­mi­nał mi tro­chę tych męż­czyzn ze sta­rych fil­mów o ele­ganc­kich je­go­mo­ściach z lat 30. XX wieku, bo po­dob­nie się ubie­rał i wy­glą­dał.

Po­si­łek mi­nął nam w mi­łej at­mos­fe­rze. Ga­wę­dzi­li­śmy so­bie, śmia­li­śmy się z żar­tów, które każde z nas od czasu do czasu rzu­cało. Po­mo­gły­śmy po­sprzą­tać po obie­dzie i wy­szły­śmy na ze­wnątrz, żeby spo­koj­nie po­ga­dać bez świad­ków. Cały czas my­śla­łam o spoj­rze­niu Mar­cela, od­twa­rza­łam w gło­wie jego głos. Nie mo­głam się do­cze­kać, kiedy do niego za­dzwo­nię. Je­dyną prze­szkodą w na­tych­mia­sto­wym skon­tak­to­wa­niu się z nim oka­zała się Na­ta­lia. Stwier­dziła, że po­win­nam po­cze­kać i po­trzy­mać go w nie­pew­no­ści, żeby nie po­my­ślał so­bie, że je­stem ła­twa. Nie­chęt­nie, ale zgo­dzi­łam się, bo miała ra­cję.

Po roz­mo­wie po­szły­śmy po­móc pani Basi. Za­pro­wa­dziła nas do po­koju jej naj­star­szego syna – Janka, przy­go­to­wała po­ściel, opróż­niła kilka pó­łek w sza­fie i zo­sta­wiła nas same.

Ściany nie­wiel­kiego po­miesz­cze­nia nie były po­ma­lo­wane jak w więk­szo­ści po­ko­jów na­sto­lat­ków. Skuto tynk do go­łej ce­gły, co wcale nie wy­glą­dało okrop­nie, prze­ciw­nie – nada­wało wnę­trzu mod­nego, su­ro­wego cha­rak­teru. Na su­fi­cie wi­siało kilka lamp w stylu in­du­strial­nym, a przy każ­dej ze ścian usta­wiono lo­ftowe, mi­ni­ma­li­styczne me­ble. Jedna szafa za­wie­rała na­wet książki, co było dla mnie od­mianą i mi­łym wi­do­kiem, szcze­gól­nie że ob­ra­ca­łam się wśród osób, które – w od­róż­nie­niu ode mnie – nie lu­biły czy­tać. Na dru­giej sza­fie do­strze­głam wi­ny­lowe płyty ra­zem z ad­ap­te­rem. Nad biur­kiem wi­siało kilka ta­blic za­peł­nio­nych róż­nymi kar­tecz­kami. Blat był utrzy­many w ide­al­nym po­rządku, co mnie zdzi­wiło, bo za­wsze my­śla­łam, że chło­paki mają ba­ła­gan w swo­ich po­ko­jach. Na po­dwój­nym, me­ta­lo­wym łóżku przy­kry­tym ciem­no­nie­bie­ską na­rzutą le­żały gra­na­towe po­duszki. Obok było duże okno, a przy nim mała drew­niana szafka. Pod­łogę po­kry­wała biała wy­kła­dzina, ide­al­nie pa­su­jąca do ko­lo­ry­styki i wy­stroju po­koju. Dla mnie była to czy­sta ele­gan­cja, która tro­chę mi im­po­no­wała. W wol­nej chwili mia­łam za­miar pod­py­tać Janka o wy­strój, bo chło­pak ewi­dent­nie miał klasę.

– Mogę za­dzwo­nić do Mar­cela? – za­py­ta­łam z nie­pew­no­ścią, sia­da­jąc na łóżku, w któ­rym mia­ły­śmy obie spać.

– Po­cze­kaj z tym do wie­czora, wtedy nie będę wam prze­szka­dzać w roz­mo­wie  – od­po­wie­działa Na­ta­lia, pusz­cza­jąc do mnie oko i pró­bu­jąc mnie w ten spo­sób uspo­koić.

– Do­bra, ale o dwu­dzie­stej do niego za­dzwo­nię i nic mnie przed tym nie po­wstrzyma, na­wet ty – po­wie­dzia­łam sta­now­czo.

– Spoko, cho­ciaż pad­nięta ba­te­ria i brak środ­ków na kon­cie mogą to zro­bić – za­śmiała się. – Tylko że do dwu­dzie­stej zo­stały jesz­cze trzy go­dziny, więc że­byś o nim choć na chwilę za­po­mniała, roz­pa­kujmy się i po­ukła­dajmy swoje rze­czy na pół­kach – od­parła.

– W ta­kim ra­zie opo­wiesz mi w mię­dzy­cza­sie o swoim chło­paku.

– W po­rządku – za­śmiała się. – Py­taj więc. Czego chcia­ła­byś się o nim do­wie­dzieć?

– Naj­le­piej wszyst­kiego. Na po­czą­tek: jak ma na imię?

– Kac­per – od­po­wie­działa au­to­ma­tycz­nie.

– Ile ma lat?

– Jest w na­szym wieku, cho­dzi­łam ra­zem z nim do klasy.

– Kiedy po­sta­no­wi­li­ście być ze sobą?

– Dwa ty­go­dnie temu. Czy to ja­kieś prze­słu­cha­nie po­li­cyjne? – za­żar­to­wała.

– Nie. Tylko jak to moż­liwe, że to tyle czasu trwa, a ty mi nic nie po­wie­dzia­łaś? – za­py­ta­łam.

Było mi przy­kro, że przez cały ten czas ukry­wała to przede mną, a po­dobno mó­wi­ły­śmy so­bie o wszyst­kim.

– Tak wy­szło, na­prawdę cię za to prze­pra­szam – po­wie­działa i opu­ściła głowę, po czym do­dała: – Chcia­łam ci po­wie­dzieć, ale cią­gle coś się działo.

– No do­brze – po­wie­dzia­łam, uśmie­cha­jąc się. – Choć nie ukry­wam, że na­dal jest mi przy­kro.

– Wiem, ale czasu nie cofnę, a chcia­łam też zo­ba­czyć, czy to w ogóle wy­pali. Chcesz wie­dzieć coś jesz­cze?

– Nie, chyba tyle chcia­łam. Ale wiesz, je­śli on cię skrzyw­dzi albo zrani, to… – po­wie­dzia­łam z uda­waną zło­ścią, przy­kła­da­jąc so­bie pięść do po­liczka.

– Do­bra, do­bra – za­chi­cho­tała. – A te­raz się roz­pa­kujmy.

– Tylko pa­mię­taj: o dwu­dzie­stej dzwo­nię – ostrze­głam.

– Pa­mię­tam, pa­mię­tam – po­wie­działa, prze­wra­ca­jąc oczami.

Za­czę­ły­śmy się roz­pa­ko­wy­wać i ukła­dać wszystko na pół­kach, aby choć przez chwilę nie my­śleć o Mar­celu. Nie chcia­łam prze­ga­pić usta­lo­nej go­dziny, o któ­rej mia­łam za­dzwo­nić, dla­tego usta­wi­łam bu­dzik. Gdy ście­li­łam łóżka, usły­sza­łam mi­nut­nik, który wy­bił moją „szczę­śliwą go­dzinę”. Sza­lało we mnie wiele sprzecz­nych uczuć. Z jed­nej strony bar­dzo chcia­łam za­dzwo­nić do chło­paka mo­ich ma­rzeń, o któ­rym nie dało się w ża­den spo­sób za­po­mnieć. Z dru­giej strony czu­łam strach, że je­śli za­dzwo­nię, wyjdę na to­talną idiotkę. Do­dat­kowo nie po­ma­gał fakt, że ni­gdy tak na­prawdę nie by­łam w sy­tu­acji, w któ­rej chło­pak byłby mną za­in­te­re­so­wany. To spra­wiało, że jesz­cze bar­dziej się de­ner­wo­wa­łam.

– Na co cze­kasz? Cały dzień mę­czy­łaś, żeby do niego za­dzwo­nić, a te­raz co? – za­py­tała Na­ta­lia. Stała na­prze­ciwko mnie i krzy­żu­jąc ręce na pier­siach, krę­ciła głową z dez­apro­batą.

– Nie wiem. Boję się tak bar­dzo, że aż serce mi wali, jakby miało za­raz wy­sko­czyć – po­wie­dzia­łam. Za­czy­na­łam ro­bić się co­raz bar­dziej ner­wowa. – A do tego nie wiem, o czym mam z nim ga­dać – do­da­łam za­smu­cona.

– Po­mogę ci, tylko weź na gło­śno­mó­wiący – po­wie­działa i po­kle­pała mnie lekko po ra­mie­niu, pró­bu­jąc do­dać mi w ten spo­sób otu­chy.

Wy­bra­łam jego nu­mer, a po dwóch sy­gna­łach roz­łą­czy­łam się. Spa­ni­ko­wa­łam, bo po raz pierw­szy by­łam w ta­kiej sy­tu­acji. Ni­gdy nie ga­da­łam z żad­nym fa­ce­tem, który aż tak by mi się po­do­bał, bo za­wsze bra­ko­wało mi do tego od­wagi. Dzi­siej­sze spo­tka­nie było dla mnie to­talną no­wo­ścią, a za­dzwo­nie­nie do chło­paka wy­ma­gało ode mnie nie lada wy­siłku. My­śla­łam o tym i czu­łam co­raz więk­sze prze­ra­że­nie. To, co się dzi­siaj wy­da­rzyło, po­winno mi uła­twić pod­ję­cie de­cy­zji, a jed­nak tak nie było.

– O co cho­dzi? – spy­tała, a ja wy­czu­łam w jej gło­sie iry­ta­cję.

– A je­śli jest zbyt późno, żeby dzwo­nić i jesz­cze go obu­dzę? – za­py­ta­łam z pa­niką w gło­sie.

– No co ty? Nie wy­glą­dał na ta­kiego, który za­raz po wie­czo­rynce kła­dzie się spać – oznaj­miła, po czym do­dała: – Zo­sta­jemy tu do końca wa­ka­cji, a je­śli te­raz nie za­dzwo­nisz, on może póź­niej nie być już tobą za­in­te­re­so­wany i koń­cówkę wa­ka­cji spę­dzimy same, nu­dząc się. Nie pa­ni­kuj, tylko dzwoń.

– Może i masz ra­cję. Do­bra, dzwo­nię – od­par­łam i po­now­nie wy­bra­łam jego nu­mer.

Po kilku sy­gna­łach ode­zwał się po­ważny mę­ski głos:

– Halo, kto mówi?

– Yyy… Do­bry wie­czór. Chyba po­my­li­łam nu­mery, prze­pra­szam – od­po­wie­dzia­łam drżą­cym gło­sem i już mia­łam się roz­łą­czyć, kiedy usły­sza­łam:

– Może nie? – po­wie­dział spo­koj­nie męż­czy­zna.

– My­śla­łam, że to nu­mer Mar­cela – skwi­to­wa­łam, choć nie by­łam do końca prze­ko­nana, czy do­brze ro­bię.

– I do­brze my­śla­łaś – za­śmiał się głos z te­le­fonu, po czym do­dał: – Mar­cel za­raz przyj­dzie. Roz­ma­wiasz z jego bra­tem.

– Uff… Co za ulga, a już my­śla­łam, że mam zły nu­mer. – Ode­tchnę­łam, lecz nie trwało to długo, bo po chwili usły­sza­łam zna­jomy głos:

– Słu­cham.

– Yyy… Kto mówi? – za­py­ta­łam nie­pew­nie.

– Mar­cel, ale ja mogę za­py­tać o to samo.

– To ja. Ola, która miała przy­jem­ność stać się ofiarą wy­padku ko­mu­ni­ka­cyj­nego z udzia­łem de­sko­rolki – od­po­wie­dzia­łam. Ulżyło mi, że w końcu sły­szę głos Mar­cela.

– Aaa… Przy­po­mi­nam so­bie i na­prawdę jesz­cze raz bar­dzo cię za to prze­pra­szam.

– Nie szko­dzi. A ja prze­pra­szam cię, że dzwo­nię o tak póź­nej po­rze, ale wcze­śniej zu­peł­nie nie mia­łam jak – od­par­łam zgod­nie z prawdą.

– Spoko, i tak kładę się naj­wcze­śniej o je­de­na­stej – za­śmiał się.

– Wiesz… Chcia­ła­bym cię za­py­tać o na­sze spo­tka­nie: gdzie i kiedy mo­żemy się zo­ba­czyć? – za­py­ta­łam nie­pew­nym gło­sem.

– Ra­cja. Wiesz, gdzie jest kino Ga­lak­tyka?

– Nie, ale się do­wiem. Kiedy i gdzie? – cią­gnę­łam to samo py­ta­nie.

– Po­zwól, że ci wy­tłu­ma­czę. To jest na­prze­ciwko fon­tanny, w cen­trum mia­sta, czyli tam, gdzie się dziś spo­tka­li­śmy – po­wie­dział, a w jego gło­sie usły­sza­łam lek­kie po­de­ner­wo­wa­nie po­łą­czone ze śmie­chem. – Pa­suje wam ju­tro o pięt­na­stej? – za­py­tał.

– Ja­sne! – krzyk­nę­łam bez na­my­słu, nie py­ta­jąc ku­zynki, czy ma ochotę iść tam ze mną, po czym do­da­łam: – A co z twoim ko­legą? Idzie z tobą?

– Tak. Chwilę po tym, jak po­szły­ście, zło­ścił się na mnie, że chcę go wpa­ko­wać w ja­kiś zwią­zek, ale po dłu­gich na­mo­wach się zgo­dził – za­śmiał się.

– To do­brze – od­par­łam i się uśmiech­nę­łam.

– No, to spo­tka­nie umó­wione – po­wie­dział już z pew­no­ścią sie­bie.

– Tak jakby… – za­czę­łam, lecz nie wie­dzia­łam, co da­lej po­wie­dzieć.

Po chwili z opre­sji wy­cią­gnęła mnie Na­tka, po­nie­waż nie by­łam w sta­nie wy­krztu­sić z sie­bie słowa:

– Czyli do ju­tra?

– Tak, tak – po­twier­dził spo­koj­nie.

– Cie­szę się. Już nie mogę się do­cze­kać.

– Ja też. No to narka – za­śmiał się.

– Pa – od­po­wie­działa Na­ta­lia, po czym się roz­łą­czyła.

Mu­sia­łam od­cze­kać parę mi­nut, żeby dojść do sie­bie, a gdy mi się to udało, opa­dłam na łóżko. Szar­gały mną różne emo­cje, by­łam pełna na­dziei i obaw co do ju­trzej­szego spo­tka­nia oraz tego, jak da­lej po­to­czy się ta zna­jo­mość. Czu­łam się pod­eks­cy­to­wana tym, że pe­wien przy­stoj­niak zwró­cił na mnie uwagę, z dru­giej strony nie by­łam pewna, czy jed­nak cho­dziło mu tak na­prawdę o mnie, czy może o Na­ta­lię. Po­sta­no­wi­łam mimo wszystko nie za­wra­cać so­bie na ra­zie tym głowy. Ga­da­ły­śmy jesz­cze z Na­ta­lią do późna w nocy na te­mat nowo po­zna­nych chło­pa­ków i wkrótce obie po­szły­śmy spać.

Kiedy wy­sze­dłem spod prysz­nica, usły­sza­łem przez drzwi, jak Pi­ter ga­dał z kimś przez te­le­fon, i to w do­datku w moim po­koju, więc było to dla mnie bar­dzo po­dej­rzane. Po­sta­no­wi­łem się po­śpie­szyć i czym prę­dzej do­wie­dzieć się, o co tu cho­dziło. Mia­łem na­dzieję, że nie ga­dał z Olą, bo pew­nie po roz­mo­wie z nim był­bym przez nią skre­ślony. To dla­tego, że miał głu­pawe po­my­sły.

Wy­sze­dłem i zo­ba­czy­łem, że moje przy­pusz­cze­nia się po­twier­dziły. Pod­bie­głem jak naj­szyb­ciej do niego i chwy­ci­łem swój te­le­fon, nie pa­trząc na­wet na to, kto dzwo­nił, i po­wie­dzia­łem:

– Słu­cham.

A po chwili ze słu­chawki do­biegł naj­słod­szy głos, jaki kie­dy­kol­wiek sły­sza­łem, i mógł na­le­żeć tylko do jed­nej osoby. A przy­naj­mniej tak mi się wy­da­wało.

– Yyy… Kto mówi?

– Mar­cel, ale ja mogę za­py­tać o to samo. – Nie do końca by­łem pewny, czy fak­tycz­nie z nią roz­ma­wiam, bo czę­sto zda­rzało mi się, że mimo pod­pi­sa­nego nu­meru od­zy­wały się zu­peł­nie inne osoby, dla­tego wo­la­łem się upew­nić, za­nim walnę gafę.

– To ja. Ola, która miała przy­jem­ność stać się ofiarą wy­padku ko­mu­ni­ka­cyj­nego z udzia­łem de­sko­rolki – od­po­wie­działa, a ja ode­tchną­łem z ulgą i po­czu­łem się na­prawdę szczę­śliwy, że znowu mo­głem ją usły­szeć po tak dłu­gim cza­sie.

– Aaa… Przy­po­mi­nam so­bie i jesz­cze raz bar­dzo cię za to prze­pra­szam – po­wie­dzia­łem, wy­ra­ża­jąc skru­chę, po­nie­waż na­prawdę nie mia­łem wtedy za­miaru zro­bić jej krzywdy. Było mi po pro­stu głu­pio, choć pew­nie gdyby nie ta sy­tu­acja, to na­wet by­śmy się nie po­znali.

– Nie szko­dzi. A ja prze­pra­szam cię, że dzwo­nię o tak póź­nej po­rze, ale wcze­śniej zu­peł­nie nie mia­łam jak.

– Spoko, i tak kładę się naj­wcze­śniej o je­de­na­stej – za­śmia­łem się, bo sły­sza­łem, że była lekko zde­ner­wo­wana.

– Wiesz… Chcia­ła­bym cię za­py­tać o na­sze spo­tka­nie: gdzie i kiedy mo­żemy się zo­ba­czyć?

– Ra­cja. Wiesz, gdzie jest kino Ga­lak­tyka?

– Nie, ale się do­wiem. Kiedy i gdzie?

– Po­zwól, że ci wy­tłu­ma­czę. To jest na­prze­ciwko fon­tanny, w cen­trum mia­sta, czyli tam, gdzie się dziś spo­tka­li­śmy – od­par­łem z lek­kim zde­ner­wo­wa­niem, które pró­bo­wa­łem ukryć śmie­chem. – Pa­suje wam ju­tro o pięt­na­stej?

– Ja­sne! – krzyk­nęła, aż mu­sia­łem na chwilę od­su­nąć słu­chawkę od ucha, po czym do­dała: – A co z twoim ko­legą? Idzie z tobą?

– Tak. Chwilę po tym, jak po­szły­ście, zło­ścił się na mnie, że chcę go wpa­ko­wać w ja­kiś zwią­zek, ale po dłu­gich na­mo­wach się zgo­dził – za­śmia­łem się.

– To do­brze.

– No, to spo­tka­nie umó­wione – po­wie­dzia­łem już z pew­no­ścią sie­bie.

– Tak jakby… – za­częła, a ja wy­cze­ki­wa­łem da­lej, co po­wie, ale po chwili usły­sza­łem już ko­goś in­nego. Po­dej­rze­wa­łem, że to mo­gła być Na­ta­lia.

– Czyli do ju­tra?

– Tak, tak – po­twier­dzi­łem spo­koj­nie.

– Cie­szę się. Już nie mogę się do­cze­kać.

– Ja też. No to narka – za­śmia­łem się.

– Pa! – usły­sza­łem, a po chwili do­tarł do mnie od­głos za­koń­czo­nego po­łą­cze­nia.

By­łem wnie­bo­wzięty, ale po chwili przy­po­mnia­łem so­bie, że prze­cież da­lej nie wie­dzia­łem, który film mam wy­brać. Po­sta­no­wi­łem, że po­ra­tuje mnie Ra­fał, bo on za­wsze wie­dział, co po­wie­dzieć. Dla­tego jak naj­szyb­ciej wy­bra­łem do niego nu­mer, a po paru se­kun­dach usły­sza­łem jego za­spany głos.

– No co tam chcia­łeś? Wiesz, że mu­szę… – za­czął, a ja wie­dzia­łem, o co mu cho­dziło.

– Tak! Wiem! Może mimo wszystko mi do­ra­dzisz, który film wy­brać? Gwiazd na­szych wina czy I że cię nie opusz­czę?

– Jesz­cze nie wy­bra­łeś? – za­py­tał i ciężko wes­tchnął. – A tak w ogóle czy ona już dzwo­niła, że się za­sta­na­wiasz nad fil­mem?

– Tak. Dzwo­niła. Więc umó­wi­li­śmy się na ju­tro – od­par­łem pod­eks­cy­to­wany. – To te­raz który film wy­brać?

– Ja bym sta­wiał na I że cię nie opusz­czę.

– A nie bę­dzie w tym żad­nego pod­tek­stu? – za­py­ta­łem nie­pew­nie.

Chcia­łem wy­paść przed Olą jak naj­le­piej, więc wia­domo, że ta­kie rze­czy stre­sują na maksa. Po raz pierw­szy do­strze­głem, że ktoś o nie­ide­al­nym wy­glą­dzie spra­wia, że chciał­bym po­znać tę osobę bli­żej. Li­czy­łem, że ta zna­jo­mość prze­ro­dzi się w coś znacz­nie po­waż­niej­szego. Wia­domo, że nie na po­czątku, za­raz na pierw­szej randce. Randka? Czy to wła­ściwe słowo? Może bar­dziej pa­suje tu sfor­mu­ło­wa­nie: spo­tka­nie? Sam już nie wie­dzia­łem, co o tym my­śleć, bo za­częło mi bar­dzo na niej za­le­żeć i wie­dzia­łem, że to nie było coś prze­lot­nego, ale za­po­wia­dało się na coś ro­man­tycz­nego.

– Halo! Tu Zie­mia do Mar­cela! Od­biór! – usły­sza­łem w słu­chawce.

– Je­stem, je­stem! Co mó­wi­łeś? – od­par­łem, kiedy się ock­ną­łem z za­my­śle­nia.

– Wi­dzę, że nie­źle ci na­mie­szała w gło­wie – za­śmiał się. – Mó­wi­łem, że nie są­dzę, więc śmiało mo­żesz po­sta­wić na ten film.

– Dzięki wiel­kie – po­wie­dzia­łem. Jak zwy­kle mo­głem na niego li­czyć w tych stre­su­ją­cych mo­men­tach, i całe szczę­ście.

– Nie ma sprawy. A te­raz po­zwól, że pójdę spać. Jak wiesz, rano mu­szę się sta­wić na roz­mo­wach kwa­li­fi­ka­cyj­nych i mu­szę być wy­po­częty.

– Ja­sne. Do­bra­noc – skwi­to­wa­łem i się roz­łą­czy­łem.

Co to był za dzień! Chyba naj­lep­szy w moim ży­ciu. Mam na­dzieję, że ju­trzej­szy bę­dzie jesz­cze lep­szy.

Uśmiech­ną­łem się pod no­sem. Po­sta­no­wi­łem zro­bić to samo co Ra­fał i po­ło­ży­łem się do łóżka, a już po chwili zmo­rzył mnie sen.