Przychodnia pod Modrzewiami - Jennifer Taylor - ebook

Przychodnia pod Modrzewiami ebook

Jennifer Taylor

3,5

Opis

Rozpoznając głos Eleanor, odwrócił się gwałtownie. Co go w niej tak pociąga? Jako wdowiec miał wiele adoratorek, ale przez cztery lata ani razu nie skorzystał z zaproszenia na lunch czy kolację. Albo cokolwiek innego. Dopiero Eleanor roznieciła w nim iskrę pożądania. Nie może udawać, że nic się nie dzieje. Jednak jeżeli Eleanor jest po przejściach, to zdecydowanie nie ma ochoty na nowy romans, i na pewno nie z nim. A może warto by spróbować?.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 156

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (31 ocen)
6
9
9
7
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jennifer Taylor

Przychodnia pod Modrzewiami

Tłumaczenie: Iza Kwiatkowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Można by nazwać ją pięknością o jasnej karnacji i wielkich niebieskich oczach, gdyby nie burzyły tego obrazu krótko ostrzyżone ciemne włosy oraz do bólu praktyczny strój. Spoglądając na kobietę po drugiej stronie biurka, Daniel Saunders zastanawiał się, dlaczego Eleanor Munroe nie podkreśla swoich wyjątkowych zalet.

Specjalnie maskuje swoją kobiecość, z premedytacją ignoruje fakt, że jest bardzo atrakcyjna?

– Pani doktor, przejdźmy do rzeczy.

Ponownie omiótł wzrokiem jej CV, mimo że już znał je na pamięć. Doktor Munroe ma trzydzieści siedem lat, urodziny za miesiąc, studia na wydziale medycyny na uniwersytecie w Cambridge, do tego dyplom z wyróżnieniem, a po praktykach w St Linus’s Hospital w Londynie wybrała karierę lekarza pierwszego kontaktu i podjęła staż w prywatnej przychodni w hrabstwie Kent, gdzie ostatecznie ją zatrudniono.

Do CV dołączyła referencje od przełożonego, a na koniec wyraziła zgodę, by Daniel z nim się skontaktował, by bezpośrednio poznać jego opinię.

Mimo że nie zdarzało się to na tak wczesnym etapie, skorzystał z tego, a to, co usłyszał, wywarło na nim ogromne wrażenie. Poprzedni pracodawca nie mógł się nachwalić doktor Munroe i zapewniał Daniela, że będzie zadowolony z jej pracy.

Okej, ale należy się jeszcze upewnić, czy potrafią współpracować.

– Wspaniałe CV, pani doktor. – Podniósł wzrok. – Pani poprzedni pracodawca wyrażał się o pani w samych superlatywach, nadmienił też, że ubiegała się pani o pozycję partnera. Nie rozumiem, skąd taka zmiana.

– Z powodów osobistych – ucięła obojętnym tonem, ale jemu nie wiadomo dlaczego zjeżyły się włosy na karku.

Aby ochłonąć, znowu opuścił wzrok na jej CV. Nie doznał czegoś takiego od śmierci Camille, więc teraz dał się zaskoczyć. Odkaszlnął.

– Rozumiem. Co wydało się pani takie atrakcyjne tutaj, w naszej Przychodni pod Modrzewiami? Zdaje pani sobie sprawę, że to zatrudnienie tymczasowe, ponieważ doktor Andrews po urlopie macierzyńskim zamierza wrócić? Jeśli nie zmieni planów, wróci we wrześniu.

– Tak, wiem. To już było w ofercie. – Obrzuciła go chłodnym spojrzeniem. – Gdyby mi takie warunki nie odpowiadały, nie marnowałabym pańskiego ani swojego czasu.

Przyjął to uśmiechem, chociaż poczuł się nieco zmieszany. Z tą kobietą nie należy zadzierać, pomyślał.

– Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, zapoznam panią z funkcjonowaniem naszej placówki. – Jeśli chodzi o pracę, zazwyczaj czuł się pewnie, ale doktor Munroe nieco zaburzyła jego równowagę. – Chociaż jesteśmy placówką prowincjonalną, mamy mnóstwo pracy, ponieważ świadczymy usługi medyczne dla gęsto zaludnionej części regionu Yorkshire Dales. Oprócz placówki tutaj w Beesdale mamy filię Hemsthwaite. Świadczymy usługi dla czterech i pół tysiąca zarejestrowanych pacjentów. Więc jeżeli wyobrażała pani sobie, że tutaj będzie mniej zajęta, to obawiam się, że się pani przeliczyła.

– Nie odpowiedziałam na pana ogłoszenie, bo uważałam, że praca tutaj będzie prosta. Ake skoro ma być, jak pan mówi, cieszy mnie taka perspektywa. Jeśli zdecyduję się przyjąć pańską ofertę – zastrzegła się.

Zaskakująca pewność siebie.

Doktor Munroe była absolutnie pewna, że ją zatrudni. Znała swoją wartość. Co więcej, zamierzała uświadomić to całemu światu!

Ellie czuła, jak kropelki potu spływają jej po plecach. Wypadło to fatalnie! Wcale nie była pewna, że dostanie tę posadę mimo imponującego CV i pozytywnych referencji, bo Saunders chce się upewnić, że potrafią współpracować. Ta bezczelna riposta na pewno nie zdobyła jej jego sympatii. Gdyby mogła odwołać te słowa, na pewno by to zrobiła, ale teraz pozostało jej już tylko obstawać przy swoim.

Powstrzymała się, by nie przegarnąć palcami krótkiej czuprynki. Po raz pierwszy ostrzygła się aż tak krótko, ale postanowiła w swoim życiu dużo zmienić, więc zaczęła od zmiany wyglądu.

Po wizycie u fryzjera wrzuciła wszystkie śliczne kobiece sukienki, połyskliwe topy oraz szpilki do worka i wyniosła go do sklepu z odzieżą prowadzonego przez organizację dobroczynną.

Teraz na jej garderobę składały się rzeczy praktyczne: wygodne stonowane spodnie oraz koszule. Teraz koncentruje się na tym, czego sama chce, koniec z ozdóbkami.

– Nie wątpię, że każdy, kto tu pracuje, będzie miał pełne ręce roboty – ciągnął Saunders spokojnym tonem, ale ona poczuła, że w jego oczach zarobiła na kolejny minus.

Oby nie zauważył, jak bardzo jej ulżyło. Zależy jej na tej pracy, bardzo. Przeprowadzka do Yorkshire miała być pierwszym krokiem na drodze do nowego życia. Być może przyszłość nie będzie wyglądała tak, jak to sobie wyobraża, ale przynajmniej będzie na jej warunkach.

Została skrzywdzona w najobrzydliwszy sposób, ale postara się przekuć to na swoją korzyść. Zawsze była raczej ostrożna, wolała trzymać się tego, co sprawdzone, ale to już przeszłość. Teraz będzie podróżować, jednocześnie rozwijając się zawodowo. Podniesie się po ciosie, jaki ją spotkał. Na mur beton!

Zamyślona dopiero po chwili zorientowała się, że Saunders o coś zapytał.

– Przepraszam. – Zaczerwieniła się.

Głupio tak dać się przyłapać, zwłaszcza gdy za punkt honoru bierze się nie dać się zaskoczyć żadnej sytuacji. Ale ten człowiek wytrącił ją z równowagi.

– Pytałem, czy przeprowadzka do nas nie przysporzy pani problemów. – Wzruszył ramionami, bezwiednie ściągając jej uwagę na swoje szerokie bary.

Miał na sobie bojówki oraz jasnoniebieską koszulę z podwiniętymi rękawami, a jej podświadomość odnotowała, że kolor koszuli podkreśla błękit jego oczu i srebrzyste pasemka na skroniach.

Otrząsnęła się.

– Jakich? Jak mam to rozumieć?

– Musi pani rozważyć, czy to nie koliduje z planami innych osób. Hrabstwo Kent leży daleko od Yorkshire, więc taka przeprowadzka może nie każdemu odpowiadać.

– Zapewniam pana, że nie muszę brać pod uwagę niczyjej opinii – żachnęła się dotknięta, że Saunders o to pyta. Być może powinna odpuścić, ale po tym, co niedawno się stało, poczuła się urażona.

Spojrzała na niego spod opuszczonych powiek.

– Jeżeli próbuje pan dowiedzieć się, czy mam męża albo partnera, któremu może się to nie podobać, to uważam, że narusza pan moje prawo do prywatności. Chyba zdaje pan sobie sprawę, że potencjalny pracodawca nie ma prawa na tej podstawie dyskryminować zatrudnianych kobiet.

– Święta racja. Żeby panią uspokoić, powiem, że pytałbym o to każdego przyszłego pracownika bez względu na płeć.

Jego lodowaty ton sprawił, że zaczęła się obawiać, że straciła wszelką szansę. Po czymś takim na pewno jej nie przyjmie. Energicznie wstała z fotela z zamiarem zakończenia tej rozmowy, zanim popełni kolejną gafę.

Ellie Munroe nie płacze, nie płakała nawet wtedy, gdy przyłapała w łóżku swojego narzeczonego z inną. Dzielnie zniosła ich przeprosiny oraz pokrętne wyjaśnienia. Nie straciła twarzy nawet wtedy, gdy Michael usiłował zrzucić na nią winę za swój postępek, chociaż była bliska płaczu.

– Przepraszam. Nie powinnam była tak ostro zareagować. To było nie na miejscu. Dziękuję panu. Mam nadzieję, że znajdzie pan osobę odpowiednią na to miejsce. – Odwróciła się do wyjścia.

Niby pamiętała, że drzwi były za jej plecami, ale chyba w ogóle nie widziała, gdzie jest, bo zahaczyła boleśnie biodrem o metalową szafkę.

Co się z nią dzieje? Dlaczego nie może się stąd wydostać?

– Proszę usiąść. – Ujął ją pod ramię i poprowadził z powrotem na fotel, po czym podał szklankę wody. – Proszę to wypić. – Przykucnął tak blisko, że poczuła świeży zapach jego szamponu.

Gdy uniósł szklankę do jej ust, kilka kropel spłynęło jej po brodzie, ale nim sięgnęła po chusteczkę, starł je palcem.

– Lepiej?

Kiwnęła głową, bojąc się odezwać. Normalnie taka utrata kontroli by ją przeraziła, ale nie tym razem. Daniel Saunders wyprostował się, postawił szklankę na biurku, po czym omiótł ją pełnym empatii spojrzeniem.

To oczywiste, że ten typ nie ocenia. Pocieszająca myśl. O dziwo.

– Eleanor, przepraszam, jeśli cię uraziłem. Nie takie były moje intencje.

W jego ustach jej imię zabrzmiało nawet przyjemnie. Nie lubiła swojego imienia, uważając, że jest pretensjonalne i staroświeckie. Ale teraz wydało się jej całkiem ładne. Przygryzła wargę. Czy to ważne, jak Daniel Sauders wymawia jej imię? W tej chwili liczyło się tylko to, że wyszła na idiotkę.

Podniosła się z fotela, by jak najszybciej wyjść. Pracę znajdzie wszędzie, w kraju i za granicą. Obiecała wprawdzie rodzicom, że nie opuści Anglii, dopóki wszystkiego dobrze nie przemyśli, ale gdyby przeniosła się do Australii albo Nowej Zelandii, uwolniłaby się raz na zawsze od ryzyka spotkania z Michaelem.

– Okej. Pora, żebym cię oprowadził po naszej placówce. Udało się nam zdobyć spore środki na sprzęt, więc się zdziwisz, jak zaawansowane usługi świadczymy pacjentom. – Otworzył drzwi, ale nie ruszyła się z miejsca. – Jak tylko będziesz gotowa.

– Och… Myślałam… – Dlaczego ma ją oprowadzać, skoro straciła szansę na tę pracę?

– Myślałaś, że cię nie zatrudnię? – Roześmiał się cicho. – Wręcz przeciwnie, Eleanor. Jesteś dokładnie taką osobą, z jaką chcę tu pracować.

– Ja? Ale dlaczego? Wypadłam fatalnie. Na dodatek popełniłam straszny błąd, rozklejając się. Doktorze, na pana miejscu, kogoś takiego za żadne skarby świata bym nie zatrudniła!

– Mam na imię Daniel. Skoro będziemy razem pracować, to uważam, że nie ma powodu trzymać się konwenansów. – Wzruszył ramionami. – Moim zdaniem to idealny wybór. Nie chcę zatrudnić kogoś, kto nie potrafi nawiązać kontaktu z pacjentem, nie rozumie, że problemy życiowe mają ogromny wpływ na stan zdrowia. Poza tym, nie chcę tu kogoś, kto boi się okazywać emocje. Eleanor, zostaniesz? Proszę, zgódź się.

ROZDZIAŁ DRUGI

– Beth, przybliż Eleanor, jak funkcjonuje nasza przychodnia. Każda taka placówka ma swoje metody pracy. Myślę, że będzie jej łatwiej, jak ją we wszystko wprowadzisz, niż gdyby nagle została wrzucona na głęboką wodę.

Odchylił się w fotelu, zastanawiają się, czy jego wspólniczka zdaje sobie sprawę, jak bardzo mu zależy, by Eleanor nie znalazła się pod presją. Nie bardzo wiedział, dlaczego, ale chciał, żeby jej przeprowadzka do przychodni w Beesdale odbyła się bezstresowo.

Pod koniec rozmowy o pracę okazało się, że wcale nie jest taka pewna siebie, jak się z pozoru wydawało. Obudził się w nim instynkt opiekuńczy.

– Z przyjemnością – odparła doktor Beth Andrews. – To dla niej na pewno ogromna zmiana. Choćby to, że od najbliższego szpitala dzieli nas godzina jazdy samochodem. Samo to, to już poważne wyzwanie. My tu działamy bardziej bezpośrednio niż inne podobne placówki.

– Słusznie. – Odetchnął, że Beth nie zaczęła zadawać zbędnych pytań. Zwłaszcza że chciał jak najwcześniej wyjść z pracy, ponieważ Nathan był w ostatniej klasie liceum.

Gdy Camille zmarła cztery lata temu, ich syn kompletnie się zagubił. Rzucił naukę i wpadł w złe towarzystwo. Zanosiło się na to, że już się nie pozbiera, ale po wielu cierpieniach wyszedł na prostą.

Jednak jeżeli ma iść na studia, musi mieć dobre oceny, skupić się na nauce, a on czuł się w obowiązku wspierać syna. To chyba wyjaśnia, dlaczego tak bardzo przejmuje się nową lekarką? Ta myśl go uspokoiła.

Prawdę mówiąc, peszyło go, że Eleanor Munroe tak często zaprząta jego umysł. Chyba dobrze znać powód, prawda?

– Dzięki, Beth. – Uśmiechnął się. – Będę wdzięczny.

– Nie ma sprawy. – Podnosząc się z fotela, skrzywiła się lekko.

Beth była w ósmym miesiącu ciąży. Przypomniał sobie, z jakim trudem Camille się poruszała pod koniec ciąży oraz że zrezygnowała z pracy dużo wcześniej.

Ale Beth, przyszła samotna matka, nie mogła sobie pozwolić na taki luksus. Postanowiła pracować do ostatniej chwili, by cały urlop macierzyński wykorzystać po porodzie. Zdecydował, że zaraz poprosi recepcjonistkę Marie, aby większość pacjentów kierowała do niego, by nie przeciążać Beth.

Ani Eleanor.

Mimo że nic nie wiedział o jej życiu prywatnym, domyślał się, że spotkało ją jakieś traumatyczne doświadczenie.

Zawód miłosny? Facet ją skrzywdził?

Nawet nie podejrzewał, że tak bardzo go to wzburzy. Widział ją jeden jedyny raz, więc nie powinien się tak przejmować. Musiał mieć wyjątkowo ponurą minę, gdy stanął przed biurkiem recepcjonistki.

– Co się stało? – zdziwiła się Marie.

Była po czterdziestce, miała dwóch dorosłych synów, pracowała dla niego, od kiedy objął przychodnię i była bardzo bezpośrednia.

– Przepraszam. – Zdobył się na uśmiech, po czym od razu przeszedł do rzeczy. – Wiem, że to trochę późno, ale kieruj większość pacjentów do mnie. Nie chcę, żeby Beth się przemęczała.

– Jasne. A ta nowa lekarka? Jak ona się nazywa? Gdzieś mam to zapisane…

– Eleanor Munroe. – Zerknął na zegar na ścianie. – Zaraz powinna tu być…

– Dzień dobry.

Rozpoznając głos Eleanor, odwrócił się gwałtownie. Omiótł ją spojrzeniem od stóp do głów. Co go w niej tak pociąga? Jako wdowiec miał wiele adoratorek, ale przez cztery lata ani razu nie skorzystał z zaproszenia na lunch czy kolację. Albo cokolwiek innego.

Dopiero Eleanor roznieciła w nim iskrę pożądania. Dlaczego? Nie może udawać, że nic się nie dzieje. Jednak jeżeli Eleanor jest po przejściach, to zdecydowanie nie ma ochoty na nowy romans, a na pewno nie z nim. Bo on musi skoncentrować uwagę na Nathanie, ponieważ przyszłość syna jest jego naczelnym priorytetem.

Odetchnął głębiej, by stłumić rozczarowanie.

Czuła, jak pod jego spojrzeniem jej napięcie sięga zenitu. Zmienił zdanie? Pożałował wcześniejszej decyzji?

Przygryzła wargę, niepewna swojej reakcji, gdyby tak było. Zlikwidowała mieszkanie w Kent, sprzedała meble, wyrzuciła wszystko, co kojarzyło się z Michaelem.

Jedną z zalet nowej pracy miało być mieszkanie służbowe. Na piętrze nad Przychodnią Pod Modrzewiami. Jeżeli jednak ta praca nie wypali, bardzo trudno jej będzie zacząć od nowa. Ponura perspektywa.

– Cześć, Eleanor. Miło cię poznać. Jestem Marie, kierowniczka recepcji oraz człowiek od wszystkiego w tym przybytku. – Marie wychyliła się zza biurka, żeby podać jej rękę.

– Witam. – Ellie uścisnęła jej dłoń.

Zerknęła na Daniela w nadziei, że coś powie. Jeżeli się rozmyślił, to lepiej, żeby to powiedział, zamiast na nią się gapić.

– Przepraszam, zamyśliłem się. – W końcu się ocknął. – Eleanor, witaj w Przychodni pod Modrzewiami. Witamy na pokładzie.

Kamień spadł jej z serca.

– Cieszę się, że tu jestem – wykrztusiła, ściskając mu rękę.

Z jakiegoś niejasnego powodu ten uścisk dodał jej otuchy. Nic o nim nie wie, ale przy nim czuła się bezpieczna.

Uśmiechnęła się, by odsunąć głupie myśli. Daniel Saunders jest wyłącznie pracodawcą. Poza pracą nie będzie miał żadnego wpływu na jej życie.

– Od czego chcesz zacząć? Pewnie na początek chciałabyś obejrzeć mieszkanie – stwierdził tonem pozbawionym jakichkolwiek emocji.

Mimo to zrobiło się jej gorąco. Taka reakcja była jej tak obca, że słowa uwięzły jej w gardle.

– Ja… hm… To zależy od pana, doktorze.

– Mam na imię Daniel – przypomniał jej. – Proponuję mieszkanie zostawić na później. Poprosiłem Beth, żeby ci opowiedziała, jak wygląda nasza praca.

– Myślę, że to nie jest konieczne – odparła pospiesznie, by skrócić tę wymianę uprzejmości.

Im prędzej wzięłaby się do roboty, tym pewnej by się poczuła, bo teraz peszyła ją nowość tej sytuacji, na pewno nie Daniel Saunders.

– Mam kilkuletnie doświadczenie jako lekarz pierwszego kontaktu i jestem świetnie zorientowana, jak taka placówka funkcjonuje.

– Nie wątpię, ale mimo wszystko metody pracy w różnych przychodniach są różne, więc będę wdzięczny, jeżeli skorzystasz z tej propozycji.

Pożałowała swoich słów, lepiej było milczeć, żeby nie wyjść na kogoś, kto wszystkiego się czepia.

– Oczywiście. Po prostu… nie chciałam zabierać czasu doktor Andrews – wyjaśniła. – Na pewno ma pełno roboty.

– Owszem. – Wziął ją pod rękę i poprowadził korytarzem.

Serce waliło jej jak młotem, jakby jego dotyk sprowokował całą lawinę niebezpiecznych doznań. Chyba malowały się na jej twarzy, bo w pewnej chwili przystanął, spoglądając na nią.

– Między nami mówiąc, Eleanor, staram się jak najbardziej odciążyć Beth. Jest w ósmym miesiącu, a to jest jej ostatni tydzień w pracy przed macierzyńskim, więc wolałbym, żeby się nie rozchorowała. Kiedy będzie z tobą, przynajmniej będę miał pewność, że nie miota się po całej przychodni.

– Aha, rozumiem. – Rozczarowana delikatnie uwolniła ramię. Nic dziwnego, że Daniel bardziej się przejmuje swoją długoletnią koleżanką niż nią.

– Wiedziałem, że zrozumiesz – powiedział z uśmiechem.

W końcu zatrzymali się przed jednym z gabinetów.

– Beth, jest ze mną Eleanor. Będzie super, jeżeli zapoznasz ją z naszymi procedurami. – Gestem zaprosił Ellie, jednocześnie puszczając do niej oko.

Znowu zalała ją fala gorąca, jakby łączyła ich jakaś tajemnica. Całkiem przyjemne uczucie.

Wszedłszy do pokoju, ujrzała przy biurku ładną blondynkę.

– Cześć, Eleanor. Miło cię poznać – odezwała się z uśmiechem. – Zapraszam. I czuj się, jak u siebie. – W jej piwnych oczach zamigotały szelmowskie iskierki. – Za tydzień to będzie twój gabinet. Jeżeli coś ci się nie spodoba, zwróć się z tym do szefa. Zaręczam, że zrobi wszystko, żeby temu zaradzić.

– Nie podsuwaj jej takich pomysłów! – roześmiał się Daniel. – Zanim się obejrzę, przyjdzie do mnie z całą listą. – Przewrócił oczami. – Jak ta piosenkarka, która zażyczyła sobie kociaków w koszyku, żeby się z nimi pobawić, zanim wyjdzie na scenę.

– Nie martw się, nie zażyczę sobie kociąt – odparła Ellie ze śmiertelną powagą i odczekała chwilę. – Wolę małe pieski.

Wybuchnęli śmiechem. Łącznie z Eleanor. Nie mogła uwierzyć, że to się stało.

Nieoczekiwanie ogarnęło ją uczucie beztroski. Od tego feralnego dnia, kiedy przyłapała Michaela w łóżku ze Stacey, w jej życiu panował mrok, ale nagle dzięki Danielowi ta ciemność się rozproszyła.

Nawet jeżeli nie jest im pisane stać się kimś więcej niż tylko współpracownikami, będzie mu za to bezgranicznie wdzięczna.

Była zaskoczona sposobem, jak pracuje się w Beesdale. Owszem, wypełniało się te same dokumenty, ale zakres usług świadczonych na miejscu okazał się znacznie szerszy niż w jej poprzednim miejscu pracy.

Podzieliła się tym spostrzeżeniem z Beth, gdy przysiadły przy kawie.

– Z powodu naszej lokalizacji. – Beth dmuchała na parującą kawę. – Do najbliższego szpitala jedzie się stąd godzinę przy ładnej pogodzie, znacznie dłużej, gdy pada. Stan wielu pacjentów z Beesdale i Hemsthwaite nie pozwala na taką podróż. Z tego powodu Daniel toczył batalie o zwiększenie środków na wyposażenie.

– Jakie jeszcze świadczycie usługi? – zapytała Eleanor, gdy Beth przerwała, by upić łyk kawy. – Wiem już, że wielu specjalistów ze szpitala przyjmuje w waszej poradni. Wspomniałaś o stomatologu?

– Tak, oczywiście. Mamy umowę z gabinetem stomatologicznym. Dentysta przyjmuje u nas raz w tygodniu. Podobnie okulista, który jest u nas w środy. – Beth boleśnie się skrzywiła. – Cholerne skurcze Braxtona Hicksa… – mruknęła. – Obudziły mnie dzisiaj o bladym świcie. Byłam wściekła, bo po raz pierwszy przespałam prawie całą noc, ani razu nie wstając do toalety.

– Bardzo nieprzyjemne – współczuła jej Ellie. – Wiem od Daniela, że zostało ci już tylko kilka tygodni.

– Hmm… trzy, ale pierwsze dzieci zazwyczaj nie spieszą się na świat. – Poprawiła się w fotelu.

– Jesteś pewna, że to był Braxton Hicks? – upewniała się Ellie. – Chyba bardzo boli.

– Zaraz przejdzie. – Beth podniosła się z fotela. Sekundę później na podłodze wokół niej pojawiła się pokaźna kałuża.

– Wątpię! – Ellie zerwała się z miejsca, by pomóc Beth położyć się na leżance. – To chyba już, więc zdejmiemy te mokre majtki i tam zajrzymy. Jeżeli to wody płodowe, to niedługo poznasz swoje dziecko.

– Jak to?! Jeszcze trzy tygodnie!

– Można się pomylić w datach – pocieszała ją Ellie, podnosząc jej spódnicę, by ją zbadać.

– Nie pomyliłam się. Wiem dokładnie, kiedy zostałam zapłodniona. Po tej nocy Callum się ulotnił. Nie mogło do niego dojść kiedy indziej, bo prawie od roku nie rozmawialiśmy z sobą ani tym bardziej się nie kochaliśmy.

– Och… – Ellie nie wiedziała, co powiedzieć.

Beth westchnęła.

– Nasze drogi się rozeszły rok temu. Staraliśmy się o dziecko przez trzy lata, od ślubu, ale bez powodzenia.

– Domyślam się, jak było ci ciężko.

– To prawda. Leczyliśmy się na niepłodność, ale bez rezultatu, aż w końcu ta presja nas przerosła. – Beth przygryzła wargę. – Callum powiedział, że dłużej tego nie wytrzyma i zażądał rozwodu.

– Tak ci współczuję… Obojgu wam musiało być bardzo ciężko, ale chyba coś się zmieniło, kiedy się dowiedziałaś, że jesteś w ciąży.

– Byłam jednocześnie zachwycona i zszokowana. A Callum? Nie wiem, co czuje, ale mogę się domyślać. – Roześmiała się gorzko. – Napisałam do niego, że jestem w ciąży, ale nawet nie odpowiedział. To chyba wszystko wyjaśnia, prawda? To dziecko jest moje i tylko ja za nie odpowiadam.

Zamilkła, bo wystąpił kolejny skurcz. Ellie ściągnęła brwi, zastanawiając się, jak sama by reagowała na taką sytuację. Westchnęła, bo prawdopodobieństwo, by jej się to przytrafiło, było zerowe. Michael pilnował, by nie zaszła w ciążę. Kiedyś myślała, że chciał, aby wszystko odbyło się po Bożemu, że rodzicami zostaje się po ślubie. Teraz jednak wcale nie była tego pewna. Nie chciał dziecka, bo by go ograniczało?

Należało to przemyśleć, ale nie teraz. Trzeba się skoncentrować na Beth i dziecku. Odczekała, aż skurcz minie, żeby zbadać ją ponownie.

– Rozwarcie na sześć centymetrów, więc twój dzidziuś na pewno wkrótce się pojawi.

– Nie! – Beth była bliska płaczu. – Za wcześnie! Nie przeżyłabym, gdyby teraz coś mu się stało. Tak długo na niego czekałam…

– Nic złego się nie stanie – zapewniła ją Ellie, w myślach zaciskając kciuki. Sam poród nie nastręczałby problemów, gdyby na miejscu był dobrze wyposażony oddział położniczy, ale na myśl, że od szpitala dzieli ich godzina jazdy, mocno ją niepokoiła. – Domyślam się, że jesteś zapisana na oddziale położniczym, bo to twoje pierwsze dziecko.

– Oczywiście. Chciałam rodzić w domu, ale Polly wybiła mi to z głowy, przekonała, że bezpieczniej będzie w szpitalu, zważywszy że jestem pierwiastką, do tego trochę starszą.

– Kim jest Polly?

– To tutejsza położna. Polly Davies. Opiekowała się moją ciążą. Prawdę mówiąc, byłam u niej w zeszły piątek.

– Co powiedziała?

– Że wszystko jest w porządku, ciśnienie krwi, tętno dziecka et cetera. – Beth ściągnęła brwi. – Tak, teraz sobie przypomniałam. Zauważyła, że dziecko jest już całkiem nisko.

– Pewnie szykowało się do wyjścia! – roześmiała się Ellie.

– Możliwe. Ale drań! – Beth się roześmiała, co upewniło Ellie, że trochę się zrelaksowała.

Bardzo dobrze. Lepiej, by się nie stresowała, że jej dziecko przyjdzie na świat w Beesdale.

Pogładziła Beth po ręce.

– Wyjdę zadzwonić do szpitala, żeby ich poinformować, co się dzieje. Zaraz wracam, okej?

Beth kiwnęła głową przytłoczona skurczem, więc Ellie pobiegła do recepcji, pewna, że Marie zna wszystkie numery telefonów.

– Naprawdę?! – Marie szczęka opadła. – Ale to jeszcze trzy tygodnie. Jesteś pewna, że to nie fałszywy alarm?

– Absolutnie. Maluch jest w drodze i już nic go nie zatrzyma. Dzwoń do szpitala i wezwij karetkę, chociaż wątpię, żeby dotarła na czas.

– Już się robi! – Marie, mimo że nadal trochę oszołomiona, sięgnęła po telefon.

– Aha… Możesz zawiadomić też Polly? Opiekowała się Beth w trakcie ciąży. Bardzo by mi pomogła.

– Najpierw zadzwonię do niej – oznajmiła Marie. – Mieszka tutaj, więc będzie błyskawicznie.

– Super. Dzięki. – Ellie już miała odejść, ale w pół kroku się zatrzymała. – Daniel też powinien o tym wiedzieć. Gdzie jest jego gabinet?

– Pierwsze drzwi po prawej. – Marie zdążyła połączyć się z położną. – Polly? Mówi Marie. Nie uwierzysz, co się stało…

Ellie pospieszyła z powrotem do Beth, zatrzymując się przed drzwiami gabinetu Daniela. Zapukała.

– Przepraszam, że przeszkadzam. – Uśmiechnęła się przepraszająco do kobiety z dzieckiem na kolanach. – Doktorze, mogę pana prosić na słówko?

– Oczywiście. – Wyszedł do niej. – Mam nadzieję, że nie stało się nic złego. Myślałem, że Beth wprowadza cię w tajniki naszego funkcjonowania.

– Tak było, ale pojawił się pewien szkopuł.

– Jaki szkopuł? – Nie krył rozdrażnienia. – O czym ty mówisz?!

Kurczę, uważa, że mu przeszkadzam, pomyślała. I że trzeba mi ciągle pomagać.

– Beth rodzi – odparła krótko, a gdy otworzył usta, powstrzymała go gestem. – Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Marie już wzywa karetkę i ma zadzwonić do Polly, bo położna może się przydać. Pomyślałam, że powinieneś o tym wiedzieć, mimo to przepraszam, że ci przeszkodziłam.

Odwróciła się i spokojnym krokiem pomaszerowała do Beth, chociaż miała ochotę rzucić się biegiem, by gdzieś się schować.

Jego opryskliwy ton bardzo ją zabolał, ale i z tym sobie poradzi. Daniel to jej szef, nic poza tym. Nieważne, jak się do niej zwraca, byle jej nie obrażał.

Tytuł oryginału: The Boss Who Stole Her Heart

Pierwsze wydanie: Mills & Boon Limited, 2017

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2017 by Jennifer Taylor

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o. o.,Warszawa 2019

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł w jakiejkolwiek formie.Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327642363

Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.