Przekraczając Trzeci Wymiar - Robert Black - ebook

Przekraczając Trzeci Wymiar ebook

Robert Black

0,0

Opis

Przekraczając Trzeci Wymiar   

„By zmienić swój nastój lub stan mentalny - zmień swoją wibrację."                 
 
Są na świecie osoby, które idą przez życie, doświadczając paranormalnych zdarzeń, są też takie, które poszukują dowodów na istnienie świata duchowego. Duchy, demony i nieskończona ilość niewytłumaczalnych zdarzeń. Ta historia wciąga, przeraża i ostrzega, żeby nie przekraczać pewnych granic, bo gdy przekroczysz trzeci wymiar, twój świat może się zachwiać w swych fasadach.
 
 
 
Wydawnictwo: Ridero
Strony: 81
Autor: Robert Black
Oprawa: Miękka
Format:145 x 210 mm
ISBN: 978-83-8369-604-1

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 61

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Robert Black

Przekraczając Trzeci Wymiar

FotografZeferli

© Robert Black, 2024

© Zeferli, fotografie, 2024

„By zmienić swój nastój lub stan mentalny — zmień swoją wibrację.”

Są na świecie osoby, które idą przez życie doświadczając paranormalnych zdarzeń, są też takie, które poszukują dowodów na istnienie świata duchowego. Duchy, demony i nieskończona ilość niewytłumaczalnych zdarzeń. Ta historia wciąga, przeraża i ostrzega, żeby nie przekraczać pewnych granic, bo gdy przekroczysz trzeci wymiar, twój świat może się zachwiać w swych fasadach.

ISBN 978-83-8369-604-1

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wprowadzenie

To nie był zwykły dzień, lecz Wielki Piątek. Tego dnia, jakimś dziwnym zrządzeniem losu, trafiłem na grupę o zjawiskach paranormalnych i przyznam szczerze, że niezmiernie ucieszył mnie ten fakt. Czytałem kolejne wpisy, a im więcej historii poznawałem, tym bardziej nabierałem ochoty, aby opowiedzieć o własnych doświadczeniach. Zjawiska paranormalne towarzyszą mi bowiem od dziecka. Przeszedłem przez duchy, latające i znikające przedmioty, Kybalion, Sakramenty Manifestacji, pisma Aleistera Crowleya, tarot, aż po spotkanie z demonem. Otworzyłem drzwi, których nigdy nie powinienem otwierać. Dotknąłem wymiaru, którego nie powinienem dotykać. Wszyscy, którzy mają takie doświadczenia dobrze wiedzą, że nie opowiada się o tym ani znajomym, ani rodzinie, po prostu dlatego, żeby nie wzięli nas za osobę niezrównoważoną psychicznie i nie zamknęli w zakładzie psychiatrycznym. Więc ja całe życie o tym milczałem.

Opublikowałem więc pierwszy post, chcąc zobaczyć, jak zareagują na moją historię członkowie grupy i czy kogokolwiek to zainteresuje. Specjalnie nie dodałem żadnego zdjęcia, ani nic przykuwającego uwagę, a pomimo to znalazło się wiele osób, których poruszyła moja historia i którzy napisali, że czekają na ciąg dalszy. Pisałem więc dalej, ale posty nie są zbyt dobrą formą opowieści, z uwagi na fakt, że zbyt długi tekst ciężko się czyta, a w krótkim nie sposób przekazać całej historii. Zdecydowałem się zatem na większy i bardziej dostępny format, tak, żeby każdy, kto ma ochotę i potrzebę, miał sposobność zapoznania się z moją historią. Opisuję tutaj prawdziwe wydarzenia. Nie oczekujcie więc scen grozy rodem z horroru, bo nie chodziło mi stworzenie fikcji, ale pokazanie wydarzeń, których doświadczyłem osobiście i które zapewne ukształtowały moje spojrzenie na świat. Pierwszym i podstawowym dogmatem, który chcę wam przekazać jest to, że rzeczywistość nie jest tak rzeczywista, jak nam się wydaje. I nie dajcie sobie wmówić, że to, czego jesteście światkami jest tylko wytworem waszego umysłu. Bo fakt, że dżdżownica nie dostrzega światła, nie oznacza jeszcze, że światło nie istnieje.

Świat niematerialny manifestuje się zawsze poprzez świat materialny, dlatego tak trudna nam to wszystko pojąć i ogarnąć rozumem.

Są ludzie, którzy otarłszy się o zjawiska paranormalne próbują wszystko racjonalizować i znaleźć logiczne wytłumaczenie. Są tacy, którzy zetknąwszy się ze światem obcych bytów tracą zmysły. Są też tacy jak ja, którzy przekraczają pewne granice i wychodzą z tych spotkań bez szwanku. Niemniej jednak nie polecam eksperymentować. Najlepiej trzymać się od tych wymiarów z daleka i nie przekraczać granic rzeczywistości, bo można już stamtąd nie wrócić, albo może wrócić ktoś zupełnie inny.

W tej książce starałem się opisać tylko te wydarzenia, w których uczestniczyłem. Bez upiększania, bez fabularyzacji. Dlatego nie jest to obszerna lektura i powieść na trzysta stron. Nie dodałem żadnych elementów fikcyjnych, nie ubarwiałem historii. Nawiązywałem tylko do tych faktów, które są autentyczne i które dosyć mocno utkwiły w mojej pamięci. Mam nadzieję, że ci, którzy nie uwierzą w te opowieści, spędzą ze mną po prostu miło czas.

Początek

Zjawiska paranormalne towarzyszyły mi, odkąd pamiętam. Teraz traktuję to jako codzienność, ale gdy byłem dzieckiem, wcale nie było mi do śmiechu. Chcę wam opowiedzieć o dniu, gdy istnienie tych obcych bytów w pełni dotarło do mojej świadomości.

Nie pamiętam dokładnie w jakim byłem wieku, gdy doszło do tych wydarzeń, ale na pewno chodziłem już do podstawówki, więc mogłem mieć około ośmiu, dziewięciu lat. Rodzice pracowali i codziennie rano wychodzili do pracy, a ja zostawałem sam. Gdy tylko drzwi zamykały się za nimi, byty w moim domu zaczynały żyć własnym życiem. Siedziałem w swoim pokoju i słyszałem, jak krzątają się po kuchni. Ciągle garnki uderzały o garnki, tak, jakby ktoś w kuchni gotował obiad dla co najmniej trzydziestu osób. Gdy szedłem do kuchni, sprawdzić, co się tam dzieje, wszystko milkło, a garnki równiutko były poukładane w szafce. Wracałem do swojego pokoju i znowu hałas zaczynał się na nowo. Po raz kolejny kierowałem się do kuchni sprawdzić, co powoduje te dźwięki, ale odgłosy natychmiast milkły.

Gdy wszedłem do kuchni po raz kolejny ich obecność nagle się ujawniła. Na stole naprzeciwko mnie leżał ogromny nóż. Nigdy nie wiedziałem do czego mama używa tego noża, ale miał z sześćdziesiąt centymetrów długości. Wcześniej nie było go w tym miejscu, a teraz leżał na środku stołu. I nagle w mojej głowie pojawiła się myśl, że ten nóż za moment spadnie. Nie wiem skąd pojawiła się ta myśl, bo nóż nie leżał na skraju stołu, tylko na samym jego środku. Gdy tylko pojawiła się ta myśl, ogromny nóż wyleciał w powietrze i upadł dwadzieścia centymetrów od moich stóp. Przeszył mnie strach tak potężny, jak jeszcze nigdy dotąd w swoim krótkim życiu. Złapałem kurtkę i wybiegłem z domu. Nie chciałem tam więcej przebywać sam. Byłem tak przerażony, że począwszy od tego dnia, gdy tylko rodzice wychodzili do pracy, ja ubierałem się i od godziny siódmej rano błąkałem się po dworze. Potem otwierałem drzwi, łapałem plecak i uciekałem do szkoły. Nie chciałem w tym domu przebywać sam.

Zacząłem szukać informacji o podobnych zjawiskach. I znalazłem opis wydarzeń w jednym z domów, gdzie wszystkie niemal naczynia latały w powietrzu. W artykule była wzmianka, iż były to paranormalne zdolności mieszkającego w tym domu dziecka. Zacząłem się więc zastanawiać, czy mamy w mieszkaniu jakieś duchy, czy to ja osobiście mam zdolności paranormalne i wprawiłem ten nóż w ruch.

Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć i jak to wyjaśnić.

Kilka lat później przeprowadzano wokół naszego bloku jakieś remonty i rozkopano ziemię. Okazało się, że osiedle zostało postawione na starym cmentarzu. Przez długi czas, dopóki tego nie uprzątnęli, idąc osiedlem, można było obserwować leżące czaszki i szkielety. I tak to się wszystko zaczęło.

Gdy sen staje się rzeczywistością

W tym domu nawet sny stawały się rzeczywistością. I na to akurat nie znajduję żadnej tezy. Sądzę, że wszystkim znane jest zjawisko deja vu. Ale ono bardziej dotyczy poczucia przeżywania sytuacji, która już się wydarzyła w przeszłości, połączone z pewnością, że to absolutnie niemożliwe. Najczęściej nie pamiętamy swoich snów albo zapominamy ich treść zaraz po przebudzeniu i wejściu w rytm dzienny. Zdarzają się jednak takie, którym poświęcamy więcej uwagi po odzyskaniu świadomości, zapamiętujemy ich treść, zapisujemy lub opowiadamy najbliższym, powodując, że utrwalają się w naszych połączeniach nerwowych i zostają z nami na dłużej.

Ten sen wydawał mi się tak zaskakująco realny, że aż przykuł moją uwagę. A wydawał mi się tak realny, ponieważ toczył się wokół mojego codziennego życia, mojego bloku, moich sąsiadów, moich kolegów z osiedla. Nie wydarzyło się w nim nic specjalnego. Zwykłe rozmowy, spotkania, wspólnie spędzony czas. Ale fakt, że śniły mi się osoby z mojego otoczenia, spowodował, że ten akurat sen dobrze mi się utrwalił.

Rano jak zwykle zabrałem plecak i około godziny jedenastej wyruszyłem do szkoły. Przechodziłem obok bloku i zauważyłem stojący nieopodal wózek na odpady. Nigdy w tym miejscu nie stał, ale znajdował się dokładnie w tym miejscu w moim śnie. Szedłem dalej. Moją uwagę przykuły rozkopy prowadzone przy chodniku, bo na taką samą scenę natknąłem się w moim widzeniu sennym. Wszystko wyglądało identycznie jak w moim śnie, a za moment powinienem spotkać dziewczynę mieszkającą piętro wyżej. Patrzę i nie wierzę własnym oczom. Idzie ubrana dokładnie tak samo, jak ją widziałem podczas snu. Podchodzi, zatrzymuję się i już wiem, co powie. Gdy zaczyna mówić, uśmiecham się, bo już znam całą tę rozmowę. Już jej doświadczyłem dzisiejszej nocy. Idę dalej. Za moment powinienem natknąć się na kolejnego sąsiada. Nie musiałem długo czekać. „Co się dzieje?” — pytam sam siebie. Jak to możliwe, że są tak samo ubrani, jak byli w moim śnie? Że mówią te same zdania, które powiedzieli podczas dzisiejszej nocy? To było dziwne, ale w tym czasie chyba nic już nie było w stanie mnie zaskoczyć.

Pożegnanie przyjaciela

Nie lubiłem tego mieszkania. Wzbudzało we mnie poczucie smutku i przygnębienia. Dlatego po szkole spędzałem czas u przyjaciół, a wracałem dopiero wieczorem, gdy już rodzice byli w domu. Z rodzicami nie rozmawia się o tych sprawach, ale z porusza się takie tematy z rówieśnikami. Mieliśmy swoją paczkę. Kiedyś obiecaliśmy sobie, że gdy któreś z nas umrze, przyjdzie we śnie do pozostałych i przyniesie białą różę. To miał być znak, że istnieje niebo, duchy i życie wieczne. Miałem przyjaciela Jacka. Był brzydszy od samego diabła, ale skoczyłby za mną w ogień. To ważny element dzisiejszej opowieści.

Przyszło lato i rodzice zorganizowali wyjazd nad morze. Uwielbiam morze do dziś i bardzo cieszyłem się na ten wyjazd. Kilka dni po przyjeździe miałem sen. W tym śnie byłem w przepięknej restauracji. Było dużo stolików, każdy nakryty białą serwetą i wytworną zastawą, na każdym ze stolików paliły się bursztynowe świeczki, w tle grała nastrojowa muzyka. Sala była o tyle dziwna, że nie było tam żadnych okien, a wejście było u góry, tak jakbyś schodził po schodach do grobu. Siedziałem przy stoliku i w zasadzie zbierałem się już do wyjścia. W tym momencie podszedł do mnie niezwykle przystojny kelner i powiedział, żebym chwilę poczekał, bo ma dla mnie coś ważnego. Odszedł i po chwili wrócił. Przyniósł mi bukiet niezapominajek i dwa ciasta upieczone w kształcie liter JC.

Obudziłem się i wciąż pamiętałem ten sen. Nie dawał mi spokoju. Opowiedziałem o nim rodzicom. Oczy mojej mamy zrobiły się wielkie i napłynęły łzami. Powiedziała: „Robuś, nie wiem, jak Ci to powiedzieć. Nie chciałam poruszać tego tematu przed wyjazdem, żebyś mógł cieszyć się wakacjami. Jacek C nie żyje. Dzisiaj jest jego pogrzeb”.

Całe życie wiedziałem, że w tym śnie Jacek przyszedł do mnie, aby się pożegnać i zrobić to, co mi obiecał. Ale przez lata zastanawiałem się, dlaczego nie przyniósł białej róży tylko niezapominajki i ciasta.

Dzisiaj już to rozumiem. Ciasta były tylko podpisem, żebym skojarzył kto przesyła wiadomość. Nie przyniósł białej róży, ponieważ zwyczajnie nie mógł. Chciał dać mi znać, ale jednocześnie nie chciał mnie okłamać. Kiedy dajemy niezapominajki? Ano wtedy, gdy na krótko musimy się rozstać z kimś, kto jest dla nas ważny. I istotne w tym zdaniu jest wyrażenie „na krótko”. Bo dusze odchodzą na moment, żeby potem powrócić, przybrać inną postać i przerabiać kolejne lekcje.

Niektóre jednak zdawać by się mogło, że nie mogą odejść. Zostają uwięzione w wymiarze, do którego czasami mamy dostęp.

Przedrzeźnianie

Duchy w moim nawiedzonym domu nie robiły nikomu krzywdy, ale sama ich obecność była przerażająca. Masz świadomość, że ciągle ktoś cię obserwuje. Czujesz ten wzrok na sobie, chociaż nikogo nie widzisz. To przeraźliwie ciąży, uwiera i przeszkadza. Starasz się je ignorować, ale one na ignorancję nie pozwalają. Nocą obserwujesz przesuwające się cienie. Nie chcesz na to patrzeć, ale czujność nie pozwala ci odwrócić wzroku i spokojnie zasnąć. Nakrywasz się pierzyną, chcąc odciąć zmysły od świata zewnętrznego, ale myśli wciąż krążą wokół dziwnych współmieszkańców twojego domu.

Tego dnia siedziałem w pokoju rodziców. Jak zwykle sam. Wziąłem sobie miętowego cukierka, który był tak miętowy, że aż zapierało dech w piersiach. Po tym cukierku musiałem przez chwilę otworzyć usta i mocno zaciągać powietrze, żeby przynieść ulgę własnemu przełykowi. Powstawał przy tym charakterystyczny, głośny odgłos oddychania.

Gdy ja skończyłem głośno oddychać, odgłos oddychania rozniósł się po mieszkaniu głośnym echem. Teraz robił to samo ktoś inny. Nasłuchiwałem przez chwilę, a potem poderwałem się i podbiegłem do miejsca skąd dochodził dźwięk. Odgłos zanikł. Gdy wróciłem na kanapę, znowu rozszedł się po całym mieszkaniu. Był głośny i wyraźny, głośniejszy chyba nawet od pierwowzoru. Było tak, jakby ktoś mnie specjalnie przedrzeźniał. Podchodziłem kilka razy w miejsce, skąd, według mojej oceny, dobiegał odgłos, starannie je obejrzałem, ba, otworzyłam nawet okno, żeby sprawdzić, czy może dźwięk nie dobiega z zewnątrz. Gdy wracałem na miejsce, cała scena powtarzała się od początku. Milczenie, gdy byłem blisko i ponowne głośne oddychanie, gdy odchodziłem. Nagle usłyszałem donośny hałas w kuchni. Pobiegłem sprawdzić, co się dzieje, a tam pootwierane wszystkie kuchenne szafki i wysunięte szuflady.

Znowu złapałem kurtkę i zwiałem z domu

Nie zapraszałem do siebie przyjaciół. Pamiętam, jak kiedyś jedna z moich koleżanek powiedziała, że nie chce się ze mną przyjaźnić, bo przy mnie dzieje się za dużo dziwnych rzeczy. Nie chciałem więcej usłyszeć takich słów.

Wyprowadzka

Wreszcie nastał dzień, gdy rodzice z dumą oznajmili, że mamy nowe mieszkanie i za jakiś czas się wyprowadzamy. Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Wreszcie opuszczę ten nawiedzony dom i będę mógł żyć spokojnie, bez lęku, bez strachu, bez poruszających się cieni w przedpokoju i latających przedmiotów w kuchni.

Mieszkanie nie było jeszcze wykończone, jako że było to nowe budownictwo, ale uprościłem rodziców, żebym mógł tam od razu zamieszkać. Zgodzili się. Spałem na dmuchanym materacu, dookoła mnie królowały betonowe, niepomalowane ściany, ale za to miałem ogromny taras do własnej dyspozycji i wreszcie oddychałem pełną piersią.

Wtedy myślałem, że tylko stare domy z historią są miejscem bytowania duchów, a więc w nowym mieszkaniu zapanuje upragniony spokój. Nic bardziej mylnego. One po prostu są wszędzie. Ale o tym za chwilę.

Odżyłem, stałem się bardziej radosny, bardziej towarzyski i wreszcie znajomi rodziców przestali powtarzać, że ja to pewnie księdzem zostanę, bo jestem takim smutnym i zamyślonym dzieckiem. Wreszcie oddychałem pełną piersią i cieszyłem się życiem.

Długo nie doszło do żadnych wydarzeń. Naprawdę długo. Miałem chyba około czternastu lat, gdy świat duchów zawitał ponownie. Jako dziecko uwielbiałem rysować. Do tego stopnia, że po powrocie ze szkoły siadałem na podłodze i rysowałem komiksy, co sprawiało mi więcej radości niż bezcelowe szlajanie się z kumplami po mieście.

Tego dnia rysowałem w przedpokoju. Bo ja to zawsze z tych podłogowych byłem, nie lubiłem siedzieć przy stole i strasznie męczyłem się siedząc w szkolnej ławce. No więc tak sobie rysowałem, gdy nagle usłyszałem odgłos dzwoniących kluczy. Żeby było jasne — moich kluczy wiszących na tasiemce, które standardowo wieszałem na klamce drzwi wejściowych, gdy tylko wracałem do domu. Pomyślałem, że to mama wcześniej wróciła i otwiera drzwi. Nawet za specjalnie nie podniosłem wzroku. Ale dzwonienie nie ustawało. Nikt nie otwierał drzwi, a klucze wciąż dzwoniły. Trwało to tak długo, że wreszcie zaniepokoiłem się, wstałem i poszedłem zobaczyć, co też tam się dzieje. Zawieszone na tasiemce klucze bujały się od lewej do prawej, od prawej do lewej i dopiero, gdy podszedłem do drzwi, ich ruch zaczął ustawać. Spojrzałem przez wizjer, ale na zewnątrz nikogo nie było. Poruszyłem klamką, ale ruch klamki nie wywołał ruchu kluczy. Spojrzałem na okna. Były zamknięte, więc nie było przeciągu. Dlaczego zatem te klucze tak latały? Niemal automatycznie uznałem to za jakiś znak. Zasunąłem zasuwę w drzwiach i stanąłem przy wizjerze. Po prostu wewnętrznie czułem, że muszę to zrobić. Stałem z przyklejonym okiem do wizjera i czekałem na rozwój wypadków. Nagle podszedł do drzwi jakiś mężczyzna i zaczął dzwonić. Stałem jak sparaliżowany. Nie wiedziałem, dlaczego, ale czułem, że za żadne skarby świata nie wolno mi otworzyć tych drzwi. Że nie wolno mi nawet drgnąć i w jakikolwiek sposób zdradzić swoją obecność. Każdego innego dnia podbiegłbym do drzwi i natychmiast, bez zastanowienia je otworzył, nawet nie patrząc przez wizjer. Ale tego dnia sytuacja była inna i prawdę powiedziawszy nieco niezwykła. Mężczyzna stał i dzwonił. Długo to trwało. Gdy odchodził zwróciłem uwagę, że w ręku trzyma jakiś łom. Kilka dni później głośno było w mieście o zamordowanym dzieciaku. Nie wiem, czy to mógł zrobić ten mężczyzna, ale z całą pewnością duchy nie chciały, żebyśmy się tego dnia spotkali. Po tym wydarzeniu doszedłem do wniosku, że te byty mnie po prostu ochraniają. I zacząłem je postrzegać w całkowicie odmienny sposób.

To był dzień, kiedy przestałem się bać.

Wyjazd

Zawsze odczuwałem wsparcie ze strony tych bytów. I z perspektywy czasu uważam, że to ogromny dar, a nie przekleństwo.

Nie potrzebowałem detektywa, żeby wiedzieć, że moja dziewczyna mnie zdradza, bo moje duchy zawsze prowadziły mnie w odpowiednie miejsce i pokazywały to, co powinienem zobaczyć.

Nie potrzebowałem obstawy, idąc ciemną nocą w najbardziej ryzykowne miejsca miasta, bo wiedziałem, że poprowadzą mnie tak, aby ominąć wszystkie zagrożenia i przeszkody.

Nikt nie był w stanie ukryć się przede mną w sieci, bo prowadziły mnie prosto do niego, nawet jeżeli ukryty był pod fałszywym nazwiskiem.

Zawsze byłem tam, gdzie powinienem być, aby móc dowiedzieć się, co ludzie knują przeciw mnie. A jeżeli nie byłem na miejscu, pokazywały mi obrazy, które wszystko tłumaczyły.

Inaczej mówiąc miałem wokół siebie anielskie anioły i czułem na każdym kroku ich opiekuńczy oddech.

Latem wybrałem się nad morze. Nikt nie miał ochoty na wyjazd więc pojechałem sam z moim małym psiakiem. Wynająłem apartament z dużym ogródkiem. Chodziliśmy na plażę, kąpaliśmy się w morzu, a wieczorami rwałem dziewczyny na mojego pięknego towarzysza.

Tego dnia opalałem się na plaży, gdy nagle podszedł do mnie i przysiadł się nieznajomy chłopak. Był pewnie w moim wieku, może ciut starszy, o niezbyt zadbanej sylwetce i mało ciekawej twarzy.

Nie zdążyłem wam jeszcze wspomnieć, że jestem bardzo czuły na ludzką energię. Do tego stopnia, że gdy spotykam człowieka o złej aurze, nie mogę przy nim usiedzieć. Ale wyczuwam też tą piękną, anielską aurę, od której nie sposób się oderwać.

Koniec darmowego fragmentu książki.

Zachęcamy do zakupu pełnej wersji.