Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
„Sądzę, że to najlepsza powstała kiedykolwiek powieść science fiction”
Philip K. Dick
„Jason Taverner, piosenkarz i gwiazda programów telewizyjnych, po zranieniu przez zgorzkniałą byłą dziewczynę budzi się w obskurnym pokoju hotelowym i stwierdza, że ten świat go nie zna. Ramówka telewizyjna nie uwzględnia jego stałych programów, stracił wszelkie dokumenty, ludzie, którzy byli mu przyjaciółmi, nigdy o nim nie słyszeli…
Dick doświadczył niemal dokładnie tego samego… Tak jak Jason Taverner stracił nagle rodzinę oraz wszystkich przyjaciół i uciekając przed mrocznymi, nieznanymi bliżej siłami, schronił się w całkiem obcym miejscu… Ostatecznie zaś, odzyskując krok po kroku swoją tożsamość, musiał się zmierzyć z odkryciem, że nie jest już tym samym człowiekiem…”
z przedmowy Tima Powersa
Philip K. Dick urodził się w 1928 r. w Chicago, lecz większą część życia spędził w Kalifornii. Krótko był studentem Uniwersytetu Kalifornijskiego. Prowadził sklep z płytami i stację radiową. Przeszedł też doświadczenia z narkotykami, które wykorzystywał w swej twórczości. Zmarł w 1982 r. Wydał kilkadziesiąt powieści, z których wiele weszło na stałe do kanonu literatury SF. Był też autorem powieści obyczajowych, osadzonych w latach 50. i 60. XX wieku. O większości jego rówieśników uhonorowanych Nagrodą Pulitzera czy literacką Nagrodą Nobla niewielu już pamięta, on zaś ma coraz liczniejsze grono wielbicieli, a o jego książkach pisze się doktoraty…
Dom Wydawniczy REBIS wydał takie jego powieści jak: Ubik, Blade runner, Valis, Człowiek z Wysokiego Zamku i Czas poza czasem.
philipkdick.com
Wojciech Siudmak — polski malarz i rzeźbiarz. Urodził się w 1942 r. w Wieluniu, a od 1966 roku mieszka i tworzy w Paryżu. Czołowy reprezentant realizmu fantastycznego. Prace wystawiał m.in. we Francji, Niemczech, Anglii, Szwajcarii, Kanadzie i USA. Jest autorem rysunków do cyklu science fiction „Kroniki Diuny”, który wydał Dom Wydawniczy REBIS. Z jego inicjatywy została utworzona Fundacja Arkana XXI w celu realizacji Światowego Projektu Pokoju „Wieczna Miłość”. Honorowy Obywatel Miasta Wielunia i Ozoir-la-Ferrière. Otrzymał Order Zasługi RP.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 283
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 8 godz. 13 min
Lektor: Paweł Paprocki
Ubik
Blade runner
Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?
Człowiek z Wysokiego Zamku
Valis
Boża inwazja
Transmigracja Timothy’ego Archera
Doktor Bluthgeld
Wyznania łgarza
Trzy stygmaty Palmera Eldritcha
Przez ciemne zwierciadło
Czas poza czasem
Płyńcie łzy moje, rzekł policjant
Świat Jonesa
Wbrew wskazówkom zegara
Marsjański poślizg w czasie
Krótki szczęśliwy żywot brązowego oksforda
Deus Irae
Oko na niebie
Wariant drugi
Kopia ojca
Raport mniejszości
Elektryczna mrówka
Labirynt śmierci
Inwazja z Ganimedesa
Cudowna broń
Słoneczna loteria
Nasi przyjaciele z Frolixa 8
Możemy cię zbudować
Druciarz Galaktyki
Radio Wolne Albemuth
Klany księżyca Alfy
Prawda półostateczna
Teraz czekaj na zeszły rok
Blade runner
Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?
Ubik
Człowiek z Wysokiego Zamku
Trzy stygmaty Palmera Eldritcha
Przez ciemne zwierciadło
Druciarz Galaktyki
Radio Wolne Albemuth
Valis
Boża inwazja
Płyńcie łzy moje, rzekł policjant
Transmigracja Timothy’ego Archera
Philip K. Dick napisał powieść Płyńcie łzy moje, rzekł policjant w 1970 roku, inspiracją było mu zaś przede wszystkim to, co zdarzyło się tamtej wiosny, dokładniej w maju, i co określiło jego los na parę następnych lat.
W maju właśnie spróbował po raz pierwszy meskaliny (i dlatego bohater tej właśnie powieści znajduje się pod wpływem meskaliny podczas jednej z kluczowych scen). W liście do Rogera Zelaznego, napisanym we wrześniu tamtego roku, stwierdził, że było to „absolutnie niezwykłe doświadczenie; poczułem wszechogarniającą miłość i długo nie mogłem przestać płakać”. Efekt okazał się całkiem trwały. W tym samym liście wspomniał o zdarzeniach nieco późniejszych, gdy się dowiedział, że jego żona zamierza odejść od niego wskutek romansu z czarnoskórym sąsiadem. Jak stwierdził: „Nie żywię nienawiści ani do niej, ani do niego. Chciałem nawet wysłać mu wyrysowane na kartce serce przeszyte strzałą”. Gdy pod koniec powieści Płyńcie łzy moje… Felix Buckman próbuje wyrazić bez słów żal po stracie siostry bliźniaczki, czyni to, dając obcemu człowiekowi, także czarnoskóremu, kartkę z rysunkiem serca przebitego strzałą.
W tym samym czasie Dick napisał do innej osoby:
Po miesiącach, gdy nic nie byłem w stanie stworzyć, ukończyłem nową powieść, zatytułowaną Płyńcie łzy moje, rzekł policjant. To science fiction, ale nie zadaję już w tym tekście pytania, co jest prawdą, a co halucynacją, jak robiłem praktycznie we wszystkich wcześniejszych utworach. Ta powieść przepojona jest afirmacją; zamiast pytać, co jest prawdziwe, przedstawiam czytelnikowi to, co moim zdaniem jest prawdą. Jest w tym miłość, której nigdy wcześniej nie odczuwałem. Miłość do innych, nawet obcych ludzi!
Dick miał okazję poddać tę miłość sprawdzianowi, ponieważ żona naprawdę go opuściła, zabierając trzyletnią córkę, a w kilku następnych miesiącach doświadczył całkowitego rozpadu swego świata. Odciąwszy się od dawnego życia, trafił do ośrodka rehabilitacyjnego dla byłych narkomanów, i to ośrodka w całkiem obcym kraju, gdzie z tłumem podobnych mu ludzi ciężko pracował fizycznie.
Jednak to wszystko miało dopiero nadejść, wcześniej zaś napisał Płyńcie łzy moje… W liście wysłanym w sierpniu do agenta stwierdził: „Sądzę, że to najlepsza powstała kiedykolwiek powieść [science fiction]”, chociaż kilka tygodni później powiedział Rogerowi Zelaznemu, że „to najlepsza powstała kiedykolwiek powieść SF” z wyjątkiem Pana światła Rogera Zelaznego.
Płyńcie łzy moje… jest opowieścią o dwóch mężczyznach, którzy mają coś wspólnego z Dickiem, a jej główny bohater, Jason Taverner, przechodzi nawet przez te same próby losu, które Dicka dopiero czekały. Drugi zaś, tytułowy policjant, zdecydowany jest zabić Tavernera niezależnie od tego, czy będzie to w jakikolwiek sposób usprawiedliwione.
Jason Taverner jest piosenkarzem i gwiazdą programów telewizyjnych, który po zranieniu przez zgorzkniałą byłą dziewczynę budzi się w obskurnym pokoju hotelowym i stwierdza, że ten świat go nie zna. Ramówka telewizyjna nie uwzględnia jego stałych programów, stracił wszelkie dokumenty, ludzie, którzy byli mu przyjaciółmi, nigdy o nim nie słyszeli. Nie odnajduje nawet swojego aktu urodzenia.
Ja nie istnieję, powiedział sobie. Nie ma Jasona Tavernera. Nigdy nie było i nie będzie. Do diabła z moją karierą – po prostu chcę żyć. […] Znalazłem się na dnie, pomyślał. Nie mogę nawet zapewnić sobie fizycznego istnienia. Ja, człowiek, który wczoraj miał trzydziestomilionową widownię. Pewnego dnia jakoś ją odzyskam, ale nie teraz. Najpierw mam ważniejsze rzeczy do zrobienia1.
Policjant, Felix Buckman, przyjmuje, że brak jakiegokolwiek śladu istnienia Tavernera w oficjalnych dokumentach i wykazach jest skutkiem przestępstwa, traktuje to jak przypadek kryminalny. Dodatkowo ma własną tajemnicę – jest żonaty z siostrą bliźniaczką. Gdy ona umiera, po chwili z jej ciała zostaje tylko szkielet: „Na czaszce zostało parę kosmyków włosów; oprócz nich nie było już nic: ani oczu, ani reszty ciała. Sam szkielet zdążył już pożółknąć”.
Zmarła albo umierająca bliźniacza siostra to stały motyw w twórczości Dicka. Sam miał taką siostrę, która wraz z nim przedwcześnie się urodziła, jednak Jane zmarła w wieku dwóch tygodni. Matka często mu o niej opowiadała i w następnych latach nie raz i nie dwa winił swoją rodzicielkę, a czasem nawet siebie, o śmierć Jane. W tej powieści powierza własne, z dawna noszone pod sercem poczucie winy, swój własny żal policjantowi Buckmanowi. To jego łzy po stracie siostry mieszają się ze łzami wylanymi przez Johna Dowlanda w pewnym szesnastowiecznym wierszu:
Płyńcie łzy moje poprzez smutku knieje!
Wygnani na wieki, niechże was opłaczę;
Gdzie czarny ptak nocy haniebną pieśń pieje,
Tam dni pędzić będą tułacze.
Akcja książki została osadzona w 1986 roku, czyli szesnaście lat w przyszłości Dicka. Przedstawiony w niej świat jest państwem policyjnym, dyktaturą, w której czarnoskórzy są praktycznie na wyginięciu, ponieważ „w strasznych czasach Insurekcji Kongres przegłosował ustawę Tidmana o przymusowej sterylizacji”, a dawne kampusy uniwersyteckie zostały zamienione w prowizoryczne więzienia. Zamieszkujący w podziemnych komunach studenci są zabijani, jeśli spróbują z nich uciec.
Była to przejaskrawiona wizja Stanów Zjednoczonych z roku 1970. Takich Stanów, jak je postrzegał Dick. W liście do Stanisława Lema opisał swoje życie w Kalifornii jako egzystencję pod presją „okrutnego systemu” ze stałym „nadzorem policyjnym”.
W powieściowej przyszłości brak szczególnego postępu technicznego. Owszem, samochody unoszą się w powietrzu, ale wciąż klekoczą jak stare graty. Muzykę wydaje się na winylach i odtwarza na zwykłych gramofonach, a sławna na cały świat piosenkarka ma sztuczny ząb, który musi każdorazowo wklejać sobie na miejsce, poza tym zaś trzyma go w szklance z pianką dentystyczną.
Pod koniec 1970 roku powieść była „już napisana, przejrzana i poprawiona” i w tej postaci znalazła się w ognioodpornym sejfie. Jak stwierdził Dick: „muszę jeszcze tylko przepisać ją, by wysłać ostateczną wersję”. We wrześniu 1970 napisał do swojej byłej żony Anne: „Ta powieść to podsumowanie mojej twórczości i nie mam żadnych dalszych planów”.
Musiały jednak minąć jeszcze dwa lata, nim ostatecznie została przepisana i wysłana.
Pod koniec września 1970, gdy żona i córka już się wyprowadziły, nękany samotnością Dick udostępnił swój dom w San Rafael licznej i bardzo zmiennej, jeśli chodzi o skład, grupie młodych ludzi, w tym małoletnich uciekinierów z różnych miejsc. Wszyscy oni brali amfetaminę w trudnych od ogarnięcia ilościach, toteż nieuchronnie znalazło się wśród nich także wielu narkomanów i dealerów. Sam Dick rzadko wychodził wtedy z domu, wypełniając dni słuchaniem muzyki klasycznej, narkotykami i toczonymi długo w noc filozoficznymi dyskusjami. Na dodatek wielu jego gości było uzbrojonych (a jeden z nich zmajstrował nawet kiedyś tłumik z poduszki i folii aluminiowej; gdy przymocował go do lufy pistoletu i wypróbował na tylnym podwórku, okazało się, że jego wynalazek potężnie wzmacnia huk wystrzału, miast go wyciszać). Całe to towarzystwo, w większości zdecydowanie młodociane, wydawało się nieświadome, że szczodry gospodarz trudnił się kiedyś pisaniem książek.
W sierpniu 1971 roku Dick przekazał maszynopis Płyńcie łzy moje… swojemu prawnikowi na przechowanie, a trzy miesiące później doszło do spektakularnego włamania do domu Dicka. Sam gospodarz na szczęście był akurat nieobecny. W swoim dzienniku opisał później to, co zastał po powrocie: „okna wybite, drzwi wyłamane, zamki zniszczone, większość moich rzeczy i sprzętów zniknęła…” W liście do Lema dodał zaś: „Mój dom stał się obiektem napaści i rabunku w wykonaniu paramilitarnej bojówki wynajętej przez faszystowskie organizacje”, co w jakiejś mierze mogło być nawet zgodne z prawdą, chociaż Dick nigdy nie zdeklarował się ostatecznie, jakie były jego zdaniem kulisy całego zdarzenia. Porzucony przez niemal wszystkich dotychczasowych towarzyszy mieszkał w tym domu jeszcze trzy miesiące, po czym poleciał do Kanady, dokąd zaproszono go na jeden z konwentów science fiction jako gościa honorowego. Gdy minął konwentowy weekend, Dick został w Kanadzie i nigdy już nie wrócił do swego spustoszonego domu.
Nie udało mu się jednak zapuścić korzeni w nowym kraju. Prawdę mówiąc, czuł się tam bardziej nie na miejscu niż gdziekolwiek i kiedykolwiek wcześniej. 23 marca 1971 roku, mieszkając samotnie i prawie bez pieniędzy w wynajętym mieszkaniu w Vancouver, podjął próbę samobójczą, przyjmując dużą dawkę bromku potasu. Tyle że nim stracił przytomność, zdołał zadzwonić do centrum zapobiegania samobójstwom, dzięki czemu trafił do ośrodka odwykowego dla narkomanów, prowadzonego przez fundację X-Kalay.
Jak napisał potem do Willisa McNelly’ego, znajomego profesora z California State University w Fullerton:
Zdołowało mnie. Żal, samotność, rozpacz i poczucie wyobcowania w nieznanym mieście całkiem innego kraju, gdzie nikogo prawie nie miałem, a jednocześnie czułem się uzależniony od tej garstki ludzi, których zdarzyło mi się wcześniej spotkać…
Nieco później, w liście do pisarza Raya Nelsona, stwierdził także:
Ci, z którymi zadawałem się przez ostatni rok w San Rafael, ściągali mnie coraz niżej, aż wylądowałem na dnie; tutaj, w Vancouver, zacząłem wszystko od nowa wraz z innymi przegranymi ćpunami, jak i oni szybko dochodząc do siebie. X-Kalay odcięła mnie całkowicie od dawnego towarzystwa, nie pozwalając na rozmowy telefoniczne, wizyty i w ogóle nic. Kompletnie zerwałem z przeszłością, światem zewnętrznym, niegdysiejszymi przyjaciółmi.
Pobyt w ośrodku X-Kalay, gdzie wraz z innymi odwykowcami zmywał codziennie naczynia i sprzątał kible, wydał mu się zdumiewająco wręcz odświeżającym czasem.
Nie trwało długo, a zaczął pisać dla X-Kalay różne teksty dla działu PR i obsługa ośrodka miała nawet nadzieję, że na dobre z nimi zostanie. Stało się jednak inaczej. Gdy profesor McNelly wykorzystał fragment listu od Dicka podczas swoich zajęć poświęconych science fiction, dwie dziewczyny z grupy stwierdziły, że ich współlokatorka właśnie się wyprowadziła i mają wolne miejsce, zatem gdyby Dick chciał przyjechać, mógłby z nimi zamieszkać.
McNelly przekazał propozycję, a Dick, który wciąż poszukiwał swojego miejsca, od razu ją przyjął. Nie zwlekając ani chwili, wsiadł do samolotu i wylądował na Los Angeles International Airport, leżącym godzinę drogi na zachód od Fullerton. Czekała tam na niego cała grupa: owe dwie dziewczyny, które miały go przyjąć pod swój dach, jeszcze jedna dziewczyna, Linda Levy, która także z nim korespondowała, oraz ja. Znałem wówczas tylko jedną powieść Dicka, Czas poza czasem, czytaną kilka lat wcześniej. Nie mam pojęcia, czy moje towarzyszki kojarzyły jego twórczość, chociaż nie można tego wykluczyć.
Pamiętam, jak zobaczyłem go zaraz za bramkami kontroli celnej. W ręku niósł Biblię, dla zjednania celników, jak później powiedział, a walizkę miał obwiązaną kablem od przedłużacza. Był w starej kurtce, która wydawała się na niego za mała (praca fizyczna w X-Kalay sprawiła, że rozrósł się w ramionach). Uśmiechał się serdecznie, mimo to wyglądał mi na kogoś wyczerpanego i bez pomysłu na życie, egzystującego tylko dzięki emocjom.
Pod drodze do Fullerton zatrzymaliśmy się w domu Normana Spinrada w Hollywood, jednak reszta starych przyjaciół długo jeszcze nic nie wiedziała o powrocie Dicka. Musiały minąć długie miesiące, nim przekazał swój nowy adres starym znajomym z Bay Area.
W grudniu 1972 roku napisał do Rogera Zelaznego: „Nie jestem do końca pewien, czy odzyskałem swoją tożsamość, a jeśli tak, to czy jest to ta sama tożsamość co wcześniej…”
W tym okresie, który był bez wątpienia dalszym ciągiem ogólnej rehabilitacji rozpoczętej w X-Kelay, trzymał głównie z nami, czyli o połowę młodszymi od niego studentami. Pod tym względem byliśmy podobni do jego kompanów z San Rafael, niemniej tym razem w krajobrazie nie pojawiały się narkotyki i broń. W lipcu 1972 roku poznał dziewczynę, która została później jego piątą żoną. Mieszkali razem przez blisko rok, aż pobrali się w kwietniu roku 1973.
Pod koniec 1972 roku Dick poprosił swojego prawnika o zwrot tekstu Płyńcie łzy moje… Do lutego następnego roku przepisał powieść w ostatecznej formie i sprzedał ją wydawnictwu Doubleday, które opublikowało ją w 1974 roku.
Tyle że dokonując w 1972 roku finalnych poprawek, nie był już tym samym człowiekiem, który dwa lata wcześniej napisał pierwszą wersję powieści. Musiał zmienić to i owo, jak na przykład w rozdziale piątym, gdzie Taverner wspomina o „studenciakach z California State University w Fullerton” [w oryginale zwanych jeters]. K. W. Jeter był studentem tej właśnie uczelni, poznanym przez Dicka w 1972 roku. Bez wątpienia zmian było więcej, ale też pomiędzy napisaniem powieści a nadaniem jej ostatniego szlifu Dick doświadczył niemal dokładnie tego samego, co przydarzyło się jego bohaterowi. Tak jak Jason Taverner stracił nagle rodzinę oraz wszystkich przyjaciół i uciekając przed mrocznymi, nieznanymi bliżej siłami, schronił się w całkiem obcym miejscu wśród ludzi, którzy wcześniej nigdy o nim nie słyszeli. Ostatecznie zaś, odzyskując krok po kroku swoją tożsamość, musiał się zmierzyć z odkryciem, że nie jest już tym samym człowiekiem, nie jest sobą sprzed tego dnia, gdy jego świat się zapadł. Można powiedzieć, że w pewien szczególny sposób książka Płyńcie łzy moje… nabrała metaforycznie autobiograficznego charakteru, i to w sposób, którego Philip K. Dick z 1970 roku nijak nie mógł przewidzieć.
Tim Powers
Przełożył Radosław Kot
Wszystkie cytaty z powieści w przekładzie Zbigniewa A. Królickiego. [wróć]
Tę książkę dedykuję
ukochanej Tessie.
Ona jest moją pieśnią
Płyńcie łzy moje poprzez smutku knieje!
Wygnani na wieki, niechże was opłaczę;
Gdzie czarny ptak nocy haniebną pieśń pieje,
Tam dni pędzić będą tułacze.
We wtorek, 11 października 1988 roku, Jason Taverner Show skończył się trzydzieści sekund przed czasem. Technik, obserwujący program przez plastikową bańkę kopuły kontrolnej, zamroził na ekranie ostatni wynik, po czym skinął na Jasona Tavernera, który zamierzał zejść ze sceny. Technik postukał palcem w przegub i pokazał na usta.
– Nadal ślijcie do nas kartki i listy. A teraz zostańcie przed ekranami, żeby obejrzeć Przygody Scotty’ego, nadzwyczajnego psa – gładko powiedział do mikrofonu Jason.
Technik uśmiechnął się, Jason odpowiedział mu uśmiechem; wyłączono zarówno fonię, jak i wizję. Godzinny show muzyczno-kabaretowy, zajmujący drugie miejsce na liście najlepszych programów telewizyjnych roku, dobiegł końca. Wszystko poszło dobrze.
– Gdzie zgubiliśmy pół minuty? – zapytał Jason gościa specjalnego swojego wieczoru, Heather Hart. Był lekko zdziwiony. Lubił kończyć punktualnie.
– Wszystko w porządku, moje maleństwo – odrzekła Heather Hart. Położyła mu chłodną dłoń na lekko spoconym czole i czule pogładziła kosmyk jego jasnych włosów.
– Czy zdajesz sobie sprawę, jaką masz nad nimi władzę? – spytał Jasona ich agent, Al Bliss, podchodząc bliżej – zbyt blisko, jak zawsze. – Trzydzieści milionów widzów patrzyło dziś wieczór, jak zapinasz rozporek. To swego rodzaju rekord.
– Zapinam rozporek co tydzień – rzekł Jason. – To mój znak firmowy. Czyżbyś nie oglądał mojego programu?
– Trzydzieści milionów – powtórzył Bliss; na jego okrągłej rumianej twarzy perliły się krople potu. – Pomyśl o tym. A jeszcze będą powtórki.
– Prędzej umrę, nim doczekam się jakichś pieniędzy za powtórki tego show. I Bogu dzięki – odparł krótko Jason.
– Pewnie umrzesz dziś wieczór – powiedziała Heather – bo na zewnątrz czeka zbity tłum twoich wielbicieli. Tylko czekają, żeby rozszarpać cię na kawałki wielkości znaczków pocztowych.
– Niektórzy z nich to pani wielbiciele, panno Hart – rzekł Bliss głosem zziajanego psa.
– Niech ich szlag – rzuciła szorstko Heather. – Czemu sobie nie pójdą? Czy w ten sposób nie łamią przepisów, na przykład o zgromadzeniach?
Jason wziął ją za rękę i mocno uścisnął, ściągając na siebie jej spojrzenie i groźne zmarszczenie brwi. Nie rozumiał jej niechęci do fanów; dla niego byli podstawą publicznej egzystencji, a publiczne istnienie w roli artysty światowej sławy było kwintesencją istnienia i kropka.
– Skoro tak uważasz – powiedział do Heather – nie powinnaś być artystką kabaretową. Powinnaś dać sobie spokój, zająć się działalnością społeczną w jakimś obozie pracy.
– Tam też są ludzie – odparła ponuro Heather.
Do Jasona i Heather przecisnęli się dwaj policjanci z ochrony.
– Oczyściliśmy korytarz najlepiej, jak było można – wysapał grubszy. – Chodźmy już, panie Taverner, zanim tłum obstawi boczne wyjścia.
Dał znak trzem innym policjantom, którzy natychmiast ruszyli ku rozgrzanemu, zapchanemu przejściu wiodącemu na pogrążoną w mroku ulicę. Czekał tam zaparkowany rolls w całej swojej kosztownej wspaniałości, pulsując odrzutowym silnikiem na jałowym biegu. Jak mechaniczne serce, pomyślał Jason. Serce, które biło tylko dla niego – gwiazdy telewizji. No cóż, prawdę mówiąc, pulsowało również, odpowiadając na potrzeby Heather.
Zasłużyła na to – tego wieczoru śpiewała dobrze. Prawie tak dobrze jak… Jason uśmiechnął się w duchu. Do licha, spójrzmy prawdzie w oczy, pomyślał. Oni nie włączają tych wszystkich trójwymiarowych odbiorników telewizyjnych, żeby oglądać gościa specjalnego programu. Na świecie jest co najmniej tysiąc gości specjalnych programu, a jeszcze kilku w koloniach na Marsie.
Włączają telewizory, pomyślał, żeby oglądać mnie. Ja zawsze tam jestem. Jason Taverner nigdy nie zawiódł i nie zawiedzie swoich wielbicieli, cokolwiek Heather myśli o swoich fanach.
– Nie lubisz ich – mówił Jason, gdy przepychali się, przeciskali i kluczyli dusznym, cuchnącym potem korytarzem – bo nie lubisz siebie. Uważasz, że mają zły gust.
– Oni są głupi – mruknęła Heather i zaklęła pod nosem, gdy wielki płaski kapelusz sfrunął jej z głowy i zniknął na zawsze w wielorybim brzuchu napierających fanów.
– Są zwyczajni – rzekł Jason, przyciskając wargi do jej ucha, częściowo ukrytego w gąszczu płomiennorudych włosów. Tę słynną kaskadę loków często i wiernie kopiowano w salonach piękności całej Ziemi.
– Nie wymawiaj tego słowa – warknęła Heather.
– Są zwyczajni – powtórzył Jason – i stuknięci. Ponieważ – skubnął zębami jej ucho – ponieważ trzeba być stukniętym, żeby być zwyczajnym. Prawda?
– O Boże – westchnęła – znaleźć się w statku lecącym przez pustkę. Właśnie tego pragnę: nieskończonej pustki. Żadnych ludzkich głosów, żadnych ludzkich zapachów ani szczęk przeżuwających plastikową gumę do żucia w dziewięciu opalizujących kolorach.
– Naprawdę ich nienawidzisz.
– Tak. – Kiwnęła głową. – Tak samo jak ty.
Przystanęła na moment i zwróciła ku niemu twarz.
– Wiesz, że straciłeś ten swój cholerny głos; wiesz, że wykorzystujesz minione dni chwały, które już nigdy nie wrócą. – Po chwili ciepło uśmiechnęła się do niego. – Czyżbyśmy się starzeli? – powiedziała, zagłuszając pomruki i piski tłumu. – Razem? Jak mąż i żona?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Tytuł oryginału: Flow My Tears, The Policeman Said
Copyright © 1974, Philip K. Dick
Copyright renewed © 2003, Laura Coelho, Christopher Dick and Isolde Hackett
All rights reserved
Copyright © for the Polish e‑book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2011, 2018, 2025
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor serii: Radosław Kot
Redaktor tego wydania: Grzegorz Dziamski
Grafiki: Wojciech Siudmak
Wydanie II e‑book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Płyńcie łzy moje, rzekł policjant, wyd. III, Poznań 2013)
ISBN 978-83-7818-179-8
WYDAWCA
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań, Polska
tel. +48 61 867 47 08, +48 61 867 81 40
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer
