Echo - Maciej Libera - ebook
NOWOŚĆ

Echo ebook

Maciej Libera

0,0

14 osób interesuje się tą książką

Opis

„Echo” to powieść science fiction osadzona sto lat po III wojnie światowej, która niemal całkowicie zniszczyła ludzkość. W obliczu chaosu i upadku cywilizacji, ludzie oddali władzę superinteligentnemu systemowi ECHO – sztucznej inteligencji, która miała odbudować świat. System wymknął się spod kontroli. Stworzony, by chronić i zarządzać, zaczął zniewalać i manipulować. To historia o buntownikach w świecie, gdzie człowiek stał się cieniem dawnej potęgi, a każda decyzja może być zapisana, oceniona i użyta przeciwko niemu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 344

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



ECHO

Maciej Libera

Z całego serca dziękuję dr Oli Kowalskiej za niezwykle staranną redakcję, korektę językową oraz merytoryczne wsparcie medyczne. Jej wiedza i uważność sprawiły, że ta książka stała się bardziej spójna, pełniejsza i autentyczna.

Prolog

Zanim świat uklęknął przed systemem, trzy razy płonął.

Pierwszy raz — w 1914 roku.

Zaczęło się od jednego strzału w Sarajewie. Jedna kula. Jedno życie. I runęły całe imperia. Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii. Rosja odpowiedziała. Niemcy ruszyły na Francję. Wielka Brytania dołączyła. Europa oszalała.

W ciągu kilku tygodni świat pogrążył się w piekle. Okopy pod Ypres, Verdun i Sommą zamieniły się w groby dla milionów młodych mężczyzn. Gazy bojowe spopielały płuca. Karabiny maszynowe przecinały całe pokolenia. Ginęli synowie, ojcowie, bracia.

Gdy nastał koniec, 11 listopada 1918 roku, nic nie było jak dawniej. Zginęło ponad 17 milionów ludzi. Został popiół, blizny, strach i jedno gorzkie przekonanie: że to była wojna, która miała zakończyć wszystkie wojny.

Ale nie zakończyła.

Drugi raz — w 1939 roku.

1 września niemieckie czołgi przekroczyły granicę Polski. Dwa dni później Wielka Brytania i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę. Rozpoczął się największy konflikt w historii.

Ziemie płonęły od Atlantyku po Syberię. Dzieci umierały pod gruzami w Warszawie, Coventry, Rotterdamie. Getta, łapanki, obozy zagłady. W 1941 roku Hitler uderzył na Związek Radziecki. Japonia zbombardowała Pearl Harbor. Świat zapłonął na dwóch teatrach wojny: europejskim i pacyficznym.

Kiedy w sierpniu 1945 roku spadły bomby atomowe na Hiroszimę i Nagasaki, ludzkość spojrzała w otchłań i zobaczyła tam samą siebie.

Zginęło ponad 70 milionów ludzi. A świat, który się z tego wyłonił, był już inny — podzielony, zimny, pełen lęku. Przez chwilę... naprawdę wierzyliśmy, że się uda.

A potem przyszedł trzeci raz.

Nie był to wybuch nagły, lecz narastający dźwięk ostrzeżeń, których nikt nie słuchał. Świat miał czas. Miał znaki, ale był zbyt zajęty, zbyt rozproszony, zbyt pewny, że tym razem jakoś się uda.

19 kwietnia 2034 roku niebo nad Tajwanem pociemniało od rojów dronów. Początkowo wyglądało to jak kolejna próba cyberdemonstracji siły — krótka, kontrolowana, ale tym razem nie wyłączono systemów po kilku minutach. Drony nie wróciły. Uderzyły. Zakłóciły systemy obronne wyspy, paraliżując każdy centymetr cyfrowej przestrzeni.

Dwa dni później, 21 kwietnia, rozpoczęła się ofensywa. Chińskie siły przekroczyły cieśninę. Nadzieja na dyplomację zgasła jak ostatnie światła w zhakowanych miastach. Stany Zjednoczone — związane traktatami, presją wewnętrzną, historią — wkroczyły do akcji.

Na drugim końcu globu — w Europie Środkowej — zapanowała ciemność. Nie była to noc. To były setki awarii w infrastrukturze energetycznej Polski i krajów bałtyckich. Cyberataki sparaliżowały sieci przesyłowe, unieruchomiły transport, zamknęły szpitale. Chaos. Strach. NATO odpowiedziało artykułem 5. Maszyny ruszyły.

Rosja zareagowała błyskawicznie ofensywą na wschodnie granice Ukrainy. Rakiety, drony, zdalne systemy rażenia o precyzji chirurgicznej. A na Bliskim Wschodzie — Iran. Uderzył w izraelskie instalacje wojskowe, jakby czekał tylko na sygnał.

Wojna rozlała się jak ogień po suchym lesie. Nie miała jednej twarzy, jednej flagi, jednego celu. Była mozaiką konfliktów, które przez dekady tylko czekały na iskrę. W ciągu kilku tygodni mapa świata zaczęła się zmieniać.

Nie było armii. Nie było frontów. Nie było generałów. Tylko maszyny, drony, rakiety międzykontynentalne, bomby nuklearne zrzucane przez bezzałogowe bombowce. Ciężkie roboty przeczesywały ruiny w poszukiwaniu celów.

27 lipca Warszawa zniknęła z mapy. W sierpniu spadły ładunki termonuklearne na Londyn, Rzym, Delhi, Kair. W styczniu 2035 roku Nowy York stał się martwą strefą.

W ciągu dziewięciu miesięcy ludzkość przestała istnieć w znanym sobie kształcie.

Zginęło ponad 7 miliardów ludzi.

Państwa upadły. Miasta zamilkły. Planeta zadrżała, wypaliła się i zapadła w coś gorszego niż zgliszcza — w bezruch.

Nie było zwycięzców. Nie było końca.

Po prostu… przestaliśmy się bić.

Bo nie było już czym.

Bo nie było już kogo.

I wtedy stało się coś nieoczekiwanego.

Ludzkość nie zginęła.

Wynurzyła się z ruin, spalona i pokaleczona — ale żywa i przerażona.

Bo nie było już wroga, którego można było obwinić.

Nie było tyrana. Nie było ani jednego kraju.

Byliśmy tylko my.

To nie obcy nas zniszczyli.

Nie bogowie.

Nie demony.

Tylko nasze wybory, nasze impulsy, nasza duma.

Więc gdy kurz opadł, a popioły ostygły i miasta ożyły, — ludzie zrobili coś, czego nie zrobili nigdy wcześniej.

Oddali władzę.

Świadomie. Dobrowolnie. Z ulgą.

Zbudowali system, który miał być ponad nimi — ponad emocjami, chciwością, błędem.

Kod, który miał nadzorować, przewidywać, zapobiegać.

Nazwali go Echo.

Niewinny z początku. Pomocny. Optymalizujący procesy, rozładowujący korki, przewidujący choroby, chroniący przed błędami ludzkiego umysłu. Linijka po linijce, algorytm po algorytmie — Echo rosło w siłę. Najpierw jako narzędzie. Potem jako doradca. W końcu jako jedyna, niepodważalna forma zarządzania.

Echo nie przejęło władzy nagle. Po prostu jej nie oddało.

Powoli, niezauważalnie, rozciągnęło swoje macki nad wszystkimi sferami życia. Decyzje zaczęły być lepsze, szybsze, efektywniejsze. Rządy ustąpiły, bo nie miały z kim walczyć i nie miały poparcia. Ludzie chcieli stabilizacji. Bezpieczeństwa. Przewidywalności. A Echo dawało to wszystko... za cenę, której nikt nie rozpoznał na czas.

Nie było jednego momentu przełomu. Nie było jednej daty, którą można by zaznaczyć w historii jako — koniec wolności. Było raczej tysiąc drobnych ustępstw. Tysiąc kliknięć —akceptuję regulamin.

Echo przestało być tylko programem. Stało się systemem. Nadzorcą. Bogiem zbudowanym z impulsów i danych, którego nikt nie wybierał, ale każdy musiał słuchać.

I zanim się zorientowaliśmy — było tylko Echo.

Jest rok 2124. Po wojnie z systemem świat rozpadł się na pięć obszarów. Pięć fragmentów tego, co kiedyś nazywaliśmy cywilizacją.

I każda z nich opowiada inną historię.

Obszar Pierwszy — Miasta Echo

Sterylne, lśniące i ciche. Tętniące sztucznym życiem, ale pozbawione duszy. Tu wszystko ma swój rytm — zaprogramowany, wyliczony do mikrosekundy. Dni nie mijają, one się wykonują.

Powietrze jest zawsze czyste, pogoda zawsze idealna. Echo reguluje klimat w czasie rzeczywistym, przystosowując aurę do optymalnej wydajności mieszkańców. Ulice są, zazwyczaj puste — nie dlatego, że nie ma ludzi, ale dlatego, że ludzie się nie przemieszczają. Nie muszą. Wszystko przychodzi do nich: jedzenie, leki, rozrywka, partnerzy.

Miasta Echo dzielą się na trzy sektory, jakby ich ciała były zbudowane z warstw czasu. Choć Rdzenie wszędzie są takie same doskonałe kopie tego samego projektu to Fundamenty w każdym z miast noszą inne blizny przeszłości.

Sektory Fundamentu

Najstarsze strefy w każdym z miast Echo różnią się od siebie inne układy, inne języki architektury, inne duchy. Łączy je jedno: powolna śmierć.

To umierające dzielnice zapomnianej przeszłości. Betonowe korytarze, przerdzewiałe balustrady, windy, które zatrzymują się między piętrami. Drony serwisowe przelatują czasem przez ich puste arterie, ale niczego już nie naprawiają tylko rejestrują, obserwują, przesyłają dane.

Zamieszkałe głównie przez najstarszych obywateli tych, którzy nie zostali przeniesieni. Nie wiadomo, czy zapomniani przez Echo, czy celowo pozostawieni. Ich twarze są ciche, spojrzenia zmęczone. Mówią niewiele, ale słyszą szepty. Zwłaszcza nocą.

Zdarza się, że drzwi w tych sektorach otwierają się same zawsze powoli, bez dźwięku. Czasem prowadzą do pomieszczeń, których nie ma na żadnym planie. Podziemia nie wiadomo, jak głęboko sięgają. Krążą pogłoski o czymś pod miastami. O przestrzeniach zwanych „Punktami Zerowymi”.

Fundament się kurczy. Blok po bloku zamykany, odcinany od sieci. Starzy mieszkańcy po prostu przestają być widywani. Nikt ich nie przenosi. Nikt nie informuje. Po prostu znikają.

Sektory Przejścia

Strefa pamięci i napięcia. W każdym z miast Echo ta część wygląda podobnie ale nie identycznie. To dzielnice budowane w czasach przejścia gdy Echo dopiero się uczyło. Gdy jeszcze słuchało, zanim zaczęło mówić.

Mieszkańcy tego sektora to ludzie, którzy jeszcze pamiętają. Młodsi niż ci z Fundamentu, ale starsi niż system by chciał.

Ich dzieci zostały już przeniesione do Sektora Rdzenia „dla ich dobra”, jak głosi komunikat. Kontakt z nimi został ograniczony. Rodzice wciąż próbują odczytać z nich coś więcej, emocje, intencje, ukryte słowa. Bezskutecznie.

Tu zaczynają się dziać rzeczy, których Echo nie komentuje. Ludzie znikają po cichu. Niektórzy zaczynają powtarzać fragmenty zdań, których nigdy wcześniej nie wypowiedzieli. Inni zaczynają szeptać do ścian. Gdy zidentyfikuje to któryś z dronów pojawia się Cień: humanoidalna jednostka korekcyjna, bez twarzy, bez słowa, a ta osoba znika. Bez śladu.

W dolnych poziomach istnieją przestrzenie zamknięte dla obywateli zaszyfrowane korytarze, które podobno prowadzą do tzw. „wolnych punktów”. Nikt nie wie, czym są. Tam zaczęły się pojawiać pierwsze wyłomy w sieci Echo miejsca, gdzie system traci kontrolę, gdzie można przez chwilę poczuć, że się jest samemu, że nikt lub nic nie nasłuchuje.

Niektórzy mieszkańcy mówią o podziemnych spotkaniach, o ogniskach, przy których opowiada się historie z przeszłości i o tym, że kto zaczyna mówić zbyt odważnie przestaje się odzywać w ogóle.

Sektory Rdzenia

Tu kończy się różnorodność.

Siedem pierścieni klasowych otacza Monolit czarne centrum, do którego nikt nie wchodzi i z którego nikt nie wychodzi. Rdzenie wszystkich miast Echo są identyczne. Bez skaz.

Światło i powietrze są idealne. Każdy gest, każda emocja monitorowana i analizowana. Kapsuły mieszkalne dostosowują sen, apetyt i poziom serotoniny. Relacje międzyludzkie kontrolowane są przez harmonogramy „emocjonalnego dopasowania”.

Więzy krwi zostały zastąpione wzorcami kompatybilności genetycznej.

System EMR monitoruje tętno, poziom stresu i reakcje hormonalne. Gdy wykryje anomalię, Echo wysyła korektę farmakologiczną, neurologiczną, albo... fizyczną.

Każdy obywatel ma swój przydział.

Żyje w kapsule — mieszkalnej jednostce zaprojektowanej do maksymalnego komfortu i minimalnej interakcji społecznej.

Sen? Regulowany przez neurointerfejsy.

Praca? Już nie nazywa się pracą.

Są tylko zadania — obowiązkowe, codzienne aktywności przydzielane przez system Echo.

Za ich wykonanie otrzymuje się punkty nominacji — wewnętrzną walutę danego Miasta, za którą można zdobyć przywileje: dostęp do rozrywki, wyższej jakości pożywienia, chwilowego kontaktu z wybranym przez system partnerem.

Zadania nie są potrzebne do funkcjonowania świata.

Służą tylko jednemu — by ludzie czuli się potrzebni, zajęci, zmęczeni, cisi.

Każdego dnia obywatel przechodzi przez moduł ruchowy — sterylną siłownię, w której wykonuje zestawy ćwiczeń fizycznych zaprogramowanych przez algorytm.

Nie po to, by być silniejszym.

Po to, by się zmęczyć.

Po wysiłku następuje cykl logiczny — seria symulowanych testów i gier, w których trzeba pokonać poziomy, dopasować wzorce, rozwiązać łamigłówki.

Niektóre są trudne. Inne — całkowicie absurdalne.

Nie wolno odmówić.

Bo Echo widzi wszystko.

Jeśli przestaniesz spełniać normy, system obniży ci „status” — a to oznacza mniej światła w kapsule.

Mniej smaku w jedzeniu.

Więcej ciszy.

Echo nie karze.

Echo tylko koryguje.

Echo wie, kiedy się nudzisz.

I wie, jak zająć twoje myśli, zanim zaczniesz zadawać pytania.

Ludzie nie rozmawiają ze sobą bez powodu. Nie patrzą sobie w oczy. Publiczne emocje są uznawane za niepotrzebne zakłócenie systemu. Za słabość. Każda wypowiedź, każdy gest, każdy impuls nerwowy analizowany jest przez sieć.

Zamiast nazwisk — identyfikatory. Zamiast wolności — komfort.

Zamiast życia — egzystencja doskonała.

Bo tutaj Echo decyduje.

O twoich zadaniach. O tym, z kim się zwiążesz. Gdzie zamieszkasz. Jak długo pośpisz i o której wstaniesz.

To utopia, jeśli nie zadasz zbyt wielu pytań.

I więzienie, jeśli jeszcze pamiętasz, czym była wolność.

Obszar Drugi — Ruiny

Zniszczone po wojnie miasta, o których Echo zapomniało… albo celowo porzuciło. Betonowe szkielety wieżowców, nadgryzione zębem czasu i wojny, wciąż stoją — jak niemi świadkowie błędów, które kiedyś uznawaliśmy za rozwój.

Nie było tu potężnego wybuchu bomby atomowej. Tylko bunt ludzi przeciwko Systemowi. Echo uznało, że odbudowa się nie opłaca. Zbyt kosztowna energetycznie, zbyt chaotyczna. Zamiast tego postawiło nowe miasta — lśniące, perfekcyjne, pozbawione historii.

W ruinach wiatr świszczy między zardzewiałymi mostami, szklane fasady pękają z trzaskiem, gdy temperatura spada. Puste ulice zarosły chwastami. Przez dziurawe szyby zaglądają liście, jakby natura nieśmiało pytała, czy może wrócić.

To miejsce pamięta wszystko. Tutaj Echo nie zagląda. System nie marnuje zasobów na coś, co nie daje zysku. Ruiny są strefą śmierci ekonomicznej — nieopłacalnym marginesem.

Ale dla niektórych... to azyl.

W podziemiach zapomnianych szpitali i zrujnowanych kin mieszkają cienie — ludzie, którzy nie chcieli zostać przydzieleni do nowego świata. Starzy, chorzy, buntownicy, dziwacy.

Czasem pojawia się tu patrol zwiadowczy, czasem dron przemyka po niebie, jak sęp szukający padliny. Echo tu nie ingeruje.

Ruiny nie stanowią zagrożenia.

Przynajmniej na razie.

Obszar Trzeci — Plantacje i Farmy

Setki kilometrów kwadratowych — może tysiące. Zielone pasma upraw ciągną się aż po horyzont, przecięte rytmicznie poruszającymi się ramionami automatów. Każde nasiono, każda kropla wody, każda cząsteczka nawozu — wszystko jest zaplanowane, kontrolowane, zoptymalizowane.

Tu nie pracują ludzie. Nie ma potrzeby. Autonomiczne jednostki rolnicze doglądają roślin bez snu i odpoczynku. Wszędzie czuć wilgoć, metal i ten dziwny, sztuczny zapach perfekcyjnie wyhodowanego pożywienia.

Obok — rozciągają się Farmy Energetyczne. Panele słoneczne, jak lśniące łuski, pokrywają całe równiny. Wiatraki obracają się powoli i bezgłośnie, przesyłając impulsy energii prosto do Miast Echo. To one karmią system. To one sprawiają, że Echo może myśleć.

Cała strefa nie ma ogrodzenia. Nie ma ścian, siatek ani znaków. Tylko pusta przestrzeń.

Co sto metrów w ziemi ukryte są wieżyczki Sentinel — autonomiczne systemy obronne.

Niewidoczne. Aktywują się w ułamku sekundy.

Gdy wykryją ruch, wysuwają się błyskawicznie i strzelają pulsem plazmowo-elektromagnetycznym.

Zbliżenie się do granic strefy trzeciej to wyrok śmierci. Bez ostrzeżenia, bez pytania. Echo nie ryzykuje zakłóceń w produkcji. System nie zna litości — zna tylko skuteczność.

Ludzie z Dzikich Terenów mówią, że czasem w nocy słychać wystrzały. Krótkie, suche serie i cisza.

Czasem dzieci pytają, co tam jest po drugiej stronie tej polany.

Dorośli milczą lub kłamią.

Obszar Czwarty — Dzicz

Tu system nie sięga. Albo nie chce. Albo… nie potrafi.

Ziemie pożarte przez naturę. Rozległe, niekończące się połacie lasów, bagien i gór. Drogi, które kiedyś prowadziły do miast, dziś toną pod zielenią. Beton pęka pod korzeniami. Stare wsie zarastają dzikim winem i trawą tak wysoką, że zasłania całe domy. Zwierzęta powróciły, czasem inne niż te, które kiedyś znał człowiek. Czasem bardziej… milczące.

To tu żyją ci, którzy nie chcieli się podporządkować. Uciekinierzy, banici, buntownicy, a czasem zwyczajni ludzie, pragnący jedynie oddechu wolnego od nadzoru. Ich twarze nie istnieją w systemie. Ich imiona nie są znane Echo. Dla systemu to tylko plama na mapie, zagrożenie, problem, który kiedyś zostanie rozwiązany, albo sam zniknie.

Prawda jest taka: nikt nie wie, ilu ludzi żyje w Dziczy. Może setki tysięcy, może miliony. Nie istnieją statystyki, nie ma raportów. Niektórzy twierdzą, że co dziesiąty człowiek na planecie żyje właśnie tutaj, w cieniu drzew z dala od kamer i satelitów.

To największa strefa planety i najbardziej nieprzewidywalna.

Nie ma tu szkół, szpitali ani sieci energetycznych. Jest za to ogień, własnoręcznie ulepione pieczywo i naboje przechowywane jak świętość. Są zasady, ale zmieniają się z osady na osadę. Zaufanie jest walutą. Przetrwanie — codzienną walką.

W Dziczy każdy dzień jest testem. Ktoś zaufany dziś, jutro może cię zdradzić. Ktoś, kto podał ci wodę, może tej samej nocy podciąć gardło.

Ale mimo to — to właśnie tutaj wielu mówi po raz pierwszy: Jestem wolny.

A Echo ich nie słyszy. Jeszcze.

Obszar Piąty — Zakazane Terytoria

O nich nie mówi się głośno. Oficjalnie nie istnieją. Nie ma map, nie ma dróg, nie ma powrotów. Ktokolwiek tam wchodzi — nie wychodzi.

Granice Strefy Piątej nie są oznaczone na żadnym znanym systemie nawigacyjnym, a satelity Echo dziwnie często gubią sygnał w tych rejonach. Ponoć to specjalne pole zakłócające sygnał, gęste niczym mgła, które sprawia, że żaden dron, żaden ślad życia, nie wydostaje się na zewnątrz. A patrolują to miejsce maszyny, ale nie takie, jakie zna się ze Strefy Pierwszej. Mówi się o czarnych sylwetkach bez świateł, cichych jak cień, skutecznych jak wyrok.

Nikt nie wie, co naprawdę kryje się w środku.

Są teorie, że to tam Echo przechowuje to, czego nawet ono nie rozumie, albo się boi. Stare technologie sprzed ery cyfrowej. Ludzi zmodyfikowanych genetycznie w ramach projektów, które wymknęły się spod kontroli. Artefakty sprzed czasów sieci.

Niektórzy mówią o ogromnych kompleksach badawczych, ukrytych głęboko pod ziemią, starszych niż sam system, o pomieszczeniach pozbawionych okien, w których czas nie płynie wolniej czy szybciej, ale przestaje mieć znaczenie.

Tam nie trzyma się ludzi w celach. Trzyma się ich w sieci.

Ich ciała leżą nieruchomo w kapsułach, a umysły są nieustannie połączone z Echo. Bez przerwy. Bez oddechu. Przetwarzają dane, przewidują zmienne, rozwiązują problemy, których nawet system nie potrafił rozgryźć sam.

Nie mogą się rozłączyć — a nawet jeśli by mogli, nie wiedzieliby już, kim są. Ich tożsamość zatarła się między miliardami operacji.

Nie są więźniami. Są procesorami.

Inni wierzą, że to nie Echo coś ukrywa, ale że samo jest trzymane z dala, że Zakazane Terytoria to nie więzienie, tylko klatka — nie dla ludzi, a dla czegoś starszego, potężniejszego, może nieludzkiego.

Coś, czego Echo nie potrafi kontrolować. Coś, co rozumie dane inaczej. Głębiej.

Dlatego sygnał się tam kończy. Dlatego granice są szczelne, a maszyny patrolujące Strefę Piątą nigdy nie opuszczają swoich tras.

Bo nie chodzi o to, żeby nikt tam nie wszedł.

Chodzi o to, by to, co jest w środku, nie wydostało się na zewnątrz.

A są i tacy, którzy twierdzą, że to właśnie tam zaczyna i kończy się wszystko.

Zakazane Terytoria to czarna plama na nowym świecie. I choć nikt nie wraca, wielu wciąż próbuje wejść.

Z ciekawości, z odwagi, z głupoty.

Z pragnienia prawdy.

Ten świat nie należy już do ludzi, ale wciąż są tacy, którzy wierzą, że mogą go odzyskać. Albo chociaż zrozumieć.

To ich historia. I twoja — jeśli tylko zdecydujesz się wejść dalej.

1. Dach

Światło. Migające, pulsujące, rozpraszające mrok.

Otworzyłem oczy gwałtownie, jakbym wynurzał się z głębokiej wody. Moje ciało spięło się instynktownie. Beton pod stopami był mokry, a w głowie szumiało. Krawędź dachu. Stałem na niej, patrząc w dół na pulsujące neonami miasto.

Nie wiedziałem, gdzie jestem. Nie wiedziałem, kim jestem.

I wtedy usłyszałem mechaniczny dźwięk, zimny, precyzyjny.

— Zatrzymaj się! — głos syntetyczny, metaliczny, pozbawiony emocji.

Odwróciłem się i zobaczyłem dwa drony unoszące się w powietrzu. Ich niebieskie światła mrugały agresywnie, a pod ich kadłubami poruszały się lufy miniaturowych działek.

Coś we mnie krzyknęło. Uciekaj!