Pierwsza Gwiazdka - Samanta Louis - ebook

Pierwsza Gwiazdka ebook

Louis Samanta

4,0

Opis

Pierwsza Gwiazdka” to zabawna historyjka, z której dowiecie się, że Święty Mikołaj oszalał, aniołki miłości strzelają w serca, gwiazdy spadają z nieba i dzieją się niewyobrażalne cuda.

 

Dwie zwariowane przyjaciółki, Aśka i Natalia, wyjeżdżają na Boże Narodzenie do Zakopanego. Mimo że robią to co roku, nie spodziewają się, że tym razem czas spędzony w górach okaże się zupełny inny.

Magiczna aura roztaczająca się wraz ze świątecznym nastrojem przyniesie coś jeszcze.

To będzie niezapomniana Gwiazdka.

 

Samanta Louis - autorka bestsellerów "Breaking rules. Gra rozpoczęta" oraz "Syn mafii" przygotowała dla czytelników wyjątkowe, świąteczne opowiadanie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 73

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (88 ocen)
49
13
11
10
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Natalciee

Nie polecam

Czytając to "dzieło" płonęłam z zażenowania, że w ogóle znalazło się na mojej półce...
10
monika33niunia

Nie oderwiesz się od lektury

super
10
jezabel

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita i magiczna historia, czytałam ją najpierw na Wattpadzie, a teraz w nowej odsłonie w wersji ebooka. Obie wersje mnie urzekły. Polecam gorąco 😀
10
Magdalena290802

Nie oderwiesz się od lektury

Magia świąt działa. Mega pozytywnie nakręcona 😍
10
OblednaJa

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała, szalona historia ❤️
10

Popularność




Copyright © by Samanta Louis, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Adriana Rak

Zdjęcie na okładce: © by urbazon/iStock

Projekt okładki: Aneta Krajewska

Wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]

Ilustracje przy nagłówkach: © by Clker-Free-Vector-Images/Pixabay

Wydanie I

ISBN 978-83-67024-71-6

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Od autorki

To opowiadanie zostało napisane z przymrużeniem oka.

Mam nadzieję, że chociaż trochę Was rozbawi i nastroi na nadchodzące Boże Narodzenie.

Grudzień to miesiąc, w którym ludzie wydają horrendalne pieniądze, kupując masę jedzenia, prezentów, ubrań i czego tam jeszcze dusza zapragnie. Już w październiku sklepy i centra handlowe przyozdabiane są tak, by skusić potencjalnego klienta na zakupy przed godziną zero. Jednak co roku w ferworze pracy i codziennych obowiązków większość populacji nie ma nawet kiedy zrobić listy zakupów, a co dopiero się na nie wybrać. Grudzień jest więc miesiącem dla handlowców jak żyła złota.

Dla mnie był to najbardziej pracowity okres. Pomimo wzmożonej klienteli i ich zachcianek byłam podekscytowana, pomijając oczywiście bolące łydki i stopy, pusty żołądek oraz brak czasu na zrobienie chociażby siusiu.

Zaliczałam się, niestety, do tej grupy, która pracowała do dwudziestego trzecia grudnia i wszystko robiła na ostatnią chwilę.

Siedziałam z farbą na włosach w salonie fryzjerskim Jean Louis David, w którym pracowałam, i czekałam na przyjaciółkę, która się spóźniała. Po dwóch minutach wyszłam z salonu, mając na sobie przezroczystą pelerynę. Nie przejmowałam się, że tłum ludzi w krakowskim centrum handlowym patrzy na mnie, jakbym co najmniej uciekła z wariatkowa. Czy chciałam się pokazać szerszemu gronu z farbą na włosach, odziana w pelerynę niczym Harry Potter, czy też nie – nie miałam wyjścia. Natalia spóźniała się na wizytę, a nie mogłam dopuścić do poślizgu, bo koleżanka z pracy by mnie za to udusiła. Do rytmu mojego truchtu Mariah Carey śpiewała All I want for Christmas is you. Czułam się nieco jak bohaterowie filmu Kevin sam w Nowym Jorku, w scenie, w której biegną na lotnisku.

Zawyłam głośno refren piosenki, wparowałam do perfumerii naprzeciwko Jean Louis Davis i podeszłam do kasy.

– Hej, słoneczko. Gdzie jest Natalia? – zapytałam Kaśkę, dziewczynę zmieniającą moją przyjaciółkę.

– Na zapleczu – odparła, uśmiechając się przyjaźnie.

– Kierownik jest?

Kaśka pokręciła głową, nadal się uśmiechając. Odpowiedziałam jej tym samym i skierowałam się na tyły sklepu. Kątem oka dostrzegłam, że klienci Douglasa podśmiechują się pod nosem albo z politowaniem kręcą głową na mój widok, lecz nie przejmowałam się tym. Byłam zwariowana, lubiłam dużo się śmiać i wprawiać innych w dobrych nastrój swoimi wygłupami, tak więc cieszyłam się, że w przeddzień świąt dostarczyłam im małej rozrywki. Ktoś nawet wyciągnął telefon i zrobił mi zdjęcie albo nagrał krótki filmik, kiedy wchodziłam do pomieszczenia gospodarczego.

– Natalia, co ty tu jeszcze robisz? – zapytałam, wchodząc na zaplecze.

Ujrzałam przyjaciółkę z grymasem na twarzy.

– Wybacz, ale miałam silną potrzebę skorzystania z toalety. Tak mnie skręcało w żołądku, że musiałam wpierw się załatwić.

– To dlatego tak tu śmierdzi – stwierdziłam, zatykając nos i marszcząc brwi.

Natalia pokiwała głową, robiąc minę, jakby właśnie chciało jej się kupę.

– Masz, co chciałaś. Mówiłam ci, że nie mogę jeść ostrych potraw, bo później mam rewolucję w jelitach, ale ty się uparłaś. To teraz zaliczę każdy sedes po drodze – fuknęła, zamykając torebkę. – Możemy iść.

– Psiknij czymś, bo czadzi, jakby co najmniej szambo wylało – oznajmiłam.

Natalia uderzyła mnie w ramię z pięści, zaciskając w uśmiechu usta.

– No co? – Wzruszyłam ramionami. – Mówię, co myślę.

– Jak zawsze, Aśka, jak zawsze… – skwitowała, rozpryskując w pomieszczeniu odświeżacz powietrza.

Lepsze byłyby perfumy o przyjemnym zapachu, jednak nie powiedziałam jej tego. Nie chciałam jej bardziej denerwować, a poza tym czas leciał i wyglądało na to, że Magda, koleżanka z pracy, udusi mnie, jak tylko przekroczę próg salonu.

Oops! I did itagain.

Natalię poznałam pięć lat temu, gdy odwiedziłam perfumerię, w której pracuje do dziś. Szukałam nowego zapachu. Spędziłam na poszukiwaniach bodajże godzinę, a i tak nie znalazłam perfum, które by mnie oczarowały. Wtedy podeszła do mnie Natalia i zaproponowała coś z nowej kolekcji marki, która dopiero wchodziła na rynek. Byłam sceptycznie nastawiona do produktu od nieznanego producenta, sądziłam, że Natalia chce mi wcisnąć nowość, ponieważ będzie mieć zysk od sprzedaży. Kiedy jednak powąchałam zapach, aż rozszerzyłam oczy ze zdumienia. To było właśnie to, czego szukałam.

Podziękowałam Natalii rozpromieniona i obiecałam wrócić za miesiąc. Miałam fioła na punkcie perfum. Pryskałam się nimi za każdym razem, gdy wychodziłam z domu, więc trzydziestomililitrowy flakonik wystarczał zazwyczaj na cztery tygodnie.

Przy kolejnej wizycie okazało się jednak, że w sklepie nie ma ani jednej buteleczki. Rozczarowana podeszłam do kasy i smętnym głosem zapytałam:

– Kiedy będziecie mieć dostawę Black Pearl? – Popatrzyłam z nadzieją na, wtedy jeszcze mi nieznaną, ekspedientkę.

– Trudno powiedzieć. Producent nie oczekiwał aż takiego zainteresowania, dlatego jest chwilowa przerwa w sprzedaży – wyjaśniła spokojnie.

Westchnęłam i wyciągnęłam z torebki flakon czarnej perły.

– Zostało mi niewiele, a nie wyobrażam sobie wyjść z domu bez spryskania się nimi. Traktuję je chyba jako tarczę ochronną albo wabik na facetów. Sama nie wiem – żaliłam się, mimo że nie miałam pojęcia, po co właściwie to robię.

Natalia nie wyglądała na znudzoną paplaniną wydobywającą się z moich ust, wręcz przeciwnie, uśmiechała się i odniosłam wrażenie, że nie może się czegoś doczekać.

– Nie będziesz musiała – oznajmiła i wyciągnęła spod lady dwa flakony perfum Black Pearl.

Uściskałam ją na tyle mocno, na ile było to możliwe nad kontuarem, i wydałam z siebie pisk radości. To był początek naszej przyjaźni. Później zamieszkałyśmy razem, żeby zredukować koszty wynajmu i nie biegać codziennie przez kilka ulic dzielących nasze osobne lokum.

Przyjemna woń cynamonu rozprzestrzeniała się po całym naszym mieszkaniu. W tle rozbrzmiewał znany wszystkim utwór Last Christmas w wykonaniu Wham!. Piosenka nastrajała mnie do tego stopnia, że całą sobą czułam otaczającą mnie magię świąt. Czas przed świętami Bożego Narodzenia zawsze wprawiał mnie w niesamowity nastrój. Przypominało mi się dzieciństwo oraz uczucie dzikiej ekscytacji na myśl o przyozdabianiu choinki, wieszaniu ozdób na oknach i drzwiach wejściowych. Uwielbiałam zdobienie domu setkami, jak nie tysiącami lampek w mroźne popołudnie, szaleństwo zakupowe i opowieści o Świętym Mikołaju, który w wigilijną noc wchodził przez komin, żeby zostawić dla mnie prezent. Koniecznie trzeba było ugościć go ciasteczkami oraz mlekiem. Potrafiłam nie spać do późnej nocy i nasłuchiwać jakichkolwiek dźwięków świadczących o tym, że Mikołaj wpadł przez komin do naszego salonu.

To było coś.

Wówczas byłam już dorosła i być może powinnam podchodzić do świąt pesymistycznie jak wielu ludzi, których znam. Jednak dzięki moim rodzicom, którzy co roku dbali o odpowiednią atmosferę zarówno przed Bożym Narodzeniem, jak i w trakcie świąt, nadal cieszyłam się z tego okresu jak mała dziewczynka. Z biegiem lat nic się nie zmieniło. Wciąż z radością przygotowuję się do świąt.

Usłyszałam pikanie piekarnika, co oznaczało, że pierniczki są już gotowe i za chwilę będziemy mogły je ozdabiać. Moja przyjaciółka nie przepadała za Bożym Narodzeniem, bo jej dzieciństwo nie należało do radosnych, ale mieszkanie ze mną obudziło w niej ducha świąt. Od kilku lat – odkąd mieszkałyśmy razem – zabierałam ją na Wigilię do swoich rodziców. Ci ludzie mieli ogromne i dobre serca. Gdyby do drzwi naszego ogniska domowego zapukał bezdomny, oni by go nakarmili, udostępnili prysznic i podarowali czyste ubrania. Tacy byli właśnie moi rodzice. Stałam w dobrej kolejce, zanim pojawiłam się na świecie, i chyba zapomniałam stanąć w tej, w której rozdawali szczęście u boku fajnego faceta.

Tak, byłam trzydziestoletnią singielką z wyboru. Nie poszukiwałam na siłę drugiej połówki, bo potrzebowałam mężczyzny, z którym mogłabym stworzyć związek taki, jaki stworzyli moi rodzice. Czułam kilka razy jakieś motyle w brzuchu, spotykając się z jakimś facetem, ale to nie było to, co miałoby zwalić mnie z nóg. Mężczyzna, który potencjalnie miałby zostać moim mężem i ojcem moich dzieci, powinien zahipnotyzować mnie jednym spojrzeniem. Wierzyłam, że on gdzieś jest na świecie, tylko jeszcze go nie spotkałam. Mimo że byłam sama, nie czułam się z tego powodu źle. Mogłam korzystać z nieograniczonej wolności i czerpać z życia jak najwięcej. Niemniej zdarzały się chwile, kiedy dotkliwie odczuwałam samotność.

W czasie, gdy rozmyślałam, pierniki wystygły.

– Natala! Pierniki cię wołają! – krzyknęłam do mojej kochanej przyjaciółki.

– Nie słyszę, żeby mnie wołały! – Dobiegło z jej pokoju.

– Jesteśmy gotowe, pani Natalio – powiedziałam piskliwym głosem, udając ciasteczka. Moje wygłupy jednak nie wyciągnęły dziewczyny z pokoju. Musiałam więc ją nieco zdenerwować, w przeciwnym razie nie przyszłaby do mnie tak szybko. – Chodź tu, lala. Czas ucieka.

Byłam pewna, że za chwilę wpadnie do kuchni jak burza, zaciskając usta. Nie cierpiała, gdy mówiło się do niej „lala”. Robiłam to rzadko, w podbramkowych sytuacjach, kiedy chciałam ją do czegoś zmobilizować. Nie miała mi tego za złe, wiedziała, że w ten sposób się z nią droczę. A jeśli było inaczej, nigdy mi tego nie powiedziała.

– Co ja ci tyle razy powtarzałam? – Stanęła w progu z rękoma opartymi na biodrach i zaciskała usteczka w wąską linię.

A nie mówiłam?

– Och, daj spokój. Inaczej byś nie przyszła tak szybko.

– Zabić cię to mało, Aśka. Pakuję prezenty i chcę to skończyć, bo zaraz musimy się szykować – fuknęła i przewróciła oczami.

– A masz coś dla mnie? Co to jest? – zapytałam podekscytowanym głosem.

Powolnym krokiem obeszłam wyspę kuchenną z zamiarem wparowania do jej pokoju, ale gdy przyspieszyłam, Natala mnie zatrzymała.

– Zapomnij, wścibska babo! Po moim trupie! – zagroziła, machając mi przed twarzą palcem wskazującym, a potem zaparła się rękoma o ściany naszego wąskiego korytarza.

– W takim razie wpierw muszę cię zabić – oznajmiłam z powagą na twarzy, krzyżując ręce na piersi.

Oczywiście nigdy bym nie zrobiła jej krzywdy, ale uwielbiałam się z nią droczyć. Zbliżyłam się do niej, biorąc ją z zaskoczenia. Łaskotałam w miejscach, gdzie ma największe łaskotki.

– Aśka… – Śmiała się. – Przestań… bo się, kurwa, posikam.

Wylądowałyśmy na podłodze, przestałam ją łaskotać, bo nie mogła złapać tchu.

– Żartowałam, wiesz, że bym tego nie zrobiła – wysapałam i wydęłam usta.

– Wariatka! – rzuciła, po czym parsknęła śmiechem, podnosząc się z podłogi.

– Ale za to jaka kochana! – powiedziałam, uśmiechając się do niej szeroko.

Natalia pokiwała głową i zniknęła z powrotem w pokoju.

Skończyłam wygłupy i zabrałam się do zdobienia wypieków, żebyśmy wyrobiły się na osiemnastą. Postanowiłam, że ozdobię jedynie tyle, ile zamierzałam zabrać do moich staruszków.

Niecałe dwie godziny później byłyśmy już niemal gotowe do wyjazdu. Spakowane torby leżały w korytarzu. Prezenty wcześniej włożyłyśmy do bagażnika, w przeciwnym razie byśmy nie zabrały się ze wszystkim.

Wytuszowałam rzęsy i spryskałam lakierem włosy, które Natalia pomogła mi skręcić w loki. Poszłam do niej, by zrobić to samo z jej kosmykami.

Przyjaciółka siedziała na kanapie i trzymając w ręce lusterko, nakładała maskarę. Podeszłam do niej i bez uprzedzenia zaczęłam opryskiwać jej włosy.

– Zwariowałaś? Nie bierz mnie z zaskoczenia, bo kiedyś ci przyłożę – warknęła żartobliwie.

– Włóż płaszcz, bo zaraz wychodzimy. Dochodzi piętnasta, a chcę być na miejscu o osiemnastej, żebyśmy zdążyły się przebrać – poinformowałam Natalię i wyszłam z jej pokoju.

– Jasne, zaraz będę gotowa! – krzyknęła.

W tym roku wyjątkowo jechałyśmy do Zakopanego w Wigilię. Zawsze byłyśmy na miejscu dzień wcześniej, żeby pomóc przy gotowaniu, ale moja mama stwierdziła, że poradzi sobie sama i mamy przyjechać dwudziestego czwartego. Nie wiedziałam, dlaczego jej się odmieniło, ale pomyślałam, że może miała już dosyć naszego narzekania, gdy upijałyśmy się winem, a potem przeklinałyśmy, że jesteśmy samotne, pomimo że na trzeźwo zarzekałyśmy się, że ten stan nam pasuje. Zawsze udawałyśmy, że niczego nie pamiętamy, i składałyśmy przysięgi, że koniec z upijaniem się i wyrzucaniem z siebie żalów.

Ściągnęłam z wieszaka na korytarzu swój płaszcz zimowy, Natalia również i w ciszy włożyłyśmy je na siebie. Kiedy byłyśmy gotowe do wyjścia, spojrzałam przyjaciółce w oczy i nagle mnie olśniło.

– Wiesz co? Chyba już czas, żebyśmy przestały szukać idealnego faceta. Może wtedy dojrzymy w którymś napotkanym naszego potencjalnego męża – stwierdziłam, wierząc mocno w swoje słowa, i położyłam dłoń na jej ramieniu. – Z tego, co wiem, podoba ci się mój brat. Jestem skłonna wysłać Mariolę w kosmos, żebyś miała wolną drogę do jego serca. Zawsze chciałam, żebyście byli razem – mówiłam nieco melancholijnie.

Natalia westchnęła.

– Ja też. – Uśmiechnęła się smutno i sięgnęła po swoją walizkę.

Chwyciłam rączkę swojego bagażu i opuściłyśmy mieszkanie. Schodząc z drugiego piętra, spotkałyśmy na klatce sąsiadkę. Złożyłyśmy jej szczere życzenia bożonarodzeniowe i znalazłyśmy się pod blokiem. Wrzuciłyśmy walizki do bagażnika, po czym wsiadłyśmy do mojego audi i ściągnęłyśmy płaszcze.

– Gotowa na kolejne szalone święta? – zapytałam przyjaciółkę.

– Z tobą zawsze – odpowiedziała i wybuchnęła śmiechem.

Odpaliłam samochód, włączyłam ogrzewanie, bo mimo że nie było śniegu, temperatura dawała się we znaki, przez co miałam wrażenie, że siedzę w zamrażalniku. Wyjechałam z osiedla przy akompaniamencie utworu Merry Christmas Everyone Shakin’ Stevensa.

Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Natalię. Odwzajemniła mój uśmiech. Jak co roku dorosłe życie na czas świąt zostawiałyśmy za sobą i bardzo mi się to podobało.

Dwie i pół godziny później parkowałam samochód przed domem rodziców. Miałyśmy spóźnienie i zdawałam sobie sprawę, że będziemy musiały w pośpiechu przebrać się w coś adekwatnego, żeby usiąść do wieczerzy. Moja mama była tradycjonalistką, więc inny strój niż odświętny nie był akceptowany. Przy stole należało wyglądać „wykwintnie” niczym dania, które mama serwowała na kolację. Modliłam się w duchu, aby nowa biała sukienka, którą kupiłam rok temu, spełniła matczyne oczekiwania.

Zgasiłam silnik audi, dostrzegając zaparkowane auto Michała, mojego brata. Na myśl o Mariolce przewróciłam oczami i zacisnęłam usta. Mariola nie była złą dziewczyną, jakkolwiek to brzmi, ale nie pasowała do Michała, bo za bardzo kochała jego hajs. Byłam przekonana, że powodem, dla którego Mariolka uważała, że jest zakochana w Michale po uszy, był fakt, że mój brat był właścicielem firmy budowlanej i chcąc nie chcąc miał dużo forsy. Mówiłam mu o tym nie raz i nie dwa, ale jakoś to do niego nie trafiało.

Sięgnęłam na tył auta po swój płaszcz i mimowolnie spojrzałam na Natalię. Dostrzegłam na jej twarzy przygnębienie.

– Hej, co się dzieje? – zapytałam i chwyciłam jej dłoń.

– Aż tak to widać? – Popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem.

– Widać, więc co jest?

Westchnęła.

– Jak mam znowu patrzeć na Mariolę klejącą się do Michała, to nóż w kieszeni mi się otwiera – wyznała cicho.

– Mówiłam ci przed wyjazdem, że wyślę ją w kosmos – przypomniałam i uśmiechnęłam się ciepło, by dodać jej otuchy.

– Będziesz tak kochana i zrobisz to dla mnie? – zapytała słodkim głosikiem.

– Oczywiście, że tak, głuptasie. Poza tym ja zawsze jestem kochana, nawet gdy chwieję się na nogach – odparłam entuzjastycznie.

– Wtedy jesteś przekochana i przezabawna. Cieszę się, że to właśnie ty zaproponowałaś mi wspólne lokum i zostałaś nie tylko moją współlokatorką, ale i przyjaciółką.

– Ja też, lala – rzekłam z poważną miną, ale miałam ochotę się roześmiać.

– Jeszcze raz… – zagroziła i uniósł palec.