Partnerzy. Początek - Robert Michniewicz - ebook + audiobook + książka

Partnerzy. Początek ebook i audiobook

Michniewicz Robert

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

16 osób interesuje się tą książką

Opis

Wywiad polski kontra wywiad rosyjski. Kto wygra w tej dramatycznej rozgrywce?

Luty 2022 roku. W powietrzu wisi konflikt rosyjsko-ukraiński. W tym napiętym momencie porucznik Agencji Wywiadu Barbara Szymańska wyrusza na pogranicze ukraińskie. Jej celem jest odebranie od agenta uplasowanego we władzach Federacji Rosyjskiej tajnych informacji. Szymańska nie wie, że służby rosyjskie przygotowują pułapkę, która ma dać pretekst do interwencji wojskowej. Walcząc o własne życie, Basia z pomocą niedoświadczonego kolegi próbuje jednocześnie zdemaskować intrygę wywiadu rosyjskiego, sięgającą najwyższych polskich władz.

Robert Michniewicz były oficer polskiego wywiadu. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz studiów podyplomowych w Polskiej Akademii Nauk.

W 1984 roku jako jeden z prymusów ukończył Ośrodek Kształcenia Kadr Wywiadowczych. W polskim wywiadzie przepracował 23 lata, z czego 11 lat działał za granicą. Realizował zadania wywiadowcze na Bliskim Wschodzie, w Ameryce i Europie. W 2006 roku w stopniu podpułkownika przeszedł na emeryturę.

W wolnych chwilach czyta literaturę sensacyjną i marynistyczną, podróżuje i uprawia sport.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 475

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 15 min

Oceny
4,3 (145 ocen)
78
48
13
3
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Veronica41pl

Nie oderwiesz się od lektury

Ksiazka, ktora wciaga w wir wydarzen od pierwszej do ostatniej strony! Rewelacyjna historia, ktora koniecznie musicie przeczytac. POLECAM!!!
40
ewkaj

Nie oderwiesz się od lektury

Współczesna powieść sensacyjno- szpiegowska,częste zmiany akcji, bardzo emocjonująca, czyta się z zapartym tchem.Jestem pod wrażeniem tej powieści i czekam na kolejne tego autora! Gorąco polecam!
41
Fargula

Nie oderwiesz się od lektury

Zacznę tym razem od końca i powiem, że to jest bardzo dobra sensacja i zarazem wciągająca szpiegowska historia. Wiem, że pierwsze zdanie nie wystarczy, aby poruszyć czytelniczą ciekawość, zatem o co tu chodzi? Główna bohaterka - agentka wywiadu musi wydostać siebie i swojego partnera z terenu, z którego właśnie Rosja rozpoczyna zbrojny atak na Ukrainę. Niczym Lara Croft pokonuje rosyjskie służby specjalne, które przygotowały prawdziwą pułapkę. Mieli w nią wpaść nie tylko polscy agenci, ale i ci, którzy stali się niewygodni.  Wiedza, że jest przeciek tajnych informacji na wyższym szczeblu, zmusza bohaterów do podjęcia sporego ryzyka. Jest tylko jeden człowiek, któremu ufają i który poruszy niebo i ziemię, żeby wydostać ich z niebezpieczeństwa. Oni też zdają sobie sprawę, że zwierzchników interesuje tylko powodzenie misji, a nie wyciąganie ich z opresji, ale jak z tego nie wyjdą cało, to może dojść do poważnego politycznego konfliktu. Najcenniejszym "łupem" tej misji staje się zdemaskow...
20
Salamimichal

Nie polecam

Absolutny koszmar językowy. Dialogi sztuczne. Sięgnęłam z polecenia Pana Severskiego, no ale obok Severskiego to nigdy nie stało.
JMichalak

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra książka. Czekam na kontynuację. Polecam.
20

Popularność




Copy­ri­ght © by Robert Mich­nie­wicz, 2023 Copy­ri­ght © for the Polish edi­tion by Wydaw­nic­two Czarna Owca, War­szawa 2023

Redak­cja: Woj­ciech Adam­ski Korekta: Ewa Ski­biń­ska, Maciej Kor­ba­siń­ski, Bar­tosz Szpojda Pro­jekt okładki: Daniel Rusi­ło­wicz Zdję­cie na okładce: © Robert_em /Unsplash Redak­tor pro­wa­dzący: Kata­rzyna Monika Słup­ska

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer.

Wszel­kie prawa zastrze­żone. Niniej­szy plik jest objęty ochroną prawa autor­skiego i zabez­pie­czony zna­kiem wod­nym (water­mark). Uzy­skany dostęp upo­waż­nia wyłącz­nie do pry­wat­nego użytku. Roz­po­wszech­nia­nie cało­ści lub frag­mentu niniej­szej publi­ka­cji w jakiej­kol­wiek postaci bez zgody wła­ści­ciela praw jest zabro­nione.

Wyda­nie I

ISBN: 978-83-8252-726-1

Przy­ja­ciel w potrze­bie jest lep­szyniż cisza po burzy.

EURY­PI­DES

Dla mojej Żony Marzenki i Córki Madzi

21 lutego 2022 roku, godzina 9.00 Moskwa. Kreml. Centrum Operacyjne

Nie­dawno prze­bu­do­wane pomiesz­cze­nie Cen­trum Ope­ra­cyj­nego zlo­ka­li­zo­wane jest w piw­ni­cach Pałacu Senac­kiego na Kremlu. Grube wzmoc­nione stropy mają zapew­niać bez­pie­czeń­stwo nawet pod­czas bom­bar­do­wa­nia cięż­kimi bom­bami burzą­cymi. Wcze­śniej jego główną czę­ścią był duży stół z miej­scami dla kil­ku­na­stu wybra­nych człon­ków kie­row­nic­twa Fede­ra­cji Rosyj­skiej. Po wybu­chu pan­de­mii COVID-19 pre­zy­dent zażą­dał szyb­kiej moder­ni­za­cji Cen­trum. Jego nara­sta­jąca para­no­iczna obawa o moż­li­wość zaka­że­nia SARS-CoV-2 zmu­siła sztab wodza do mody­fi­ka­cji sys­temu spo­tkań naj­wyż­szego kie­row­nic­twa pań­stwa. Obec­nie pre­zy­dent zasia­dał samot­nie przy wiel­kim stole wypo­sa­żo­nym we wszel­kie moż­liwe sys­temy komu­ni­ka­cji, mając przed sobą ścianę ekra­nów. Ekrany QLED w spe­cjal­nej zmo­dy­fi­ko­wa­nej wer­sji dostar­czone przez firmę Sam­sung zapew­niały moż­li­wość wide­okon­fe­ren­cji z dowol­nymi oso­bami na tere­nie Fede­ra­cji Rosyj­skiej oraz innych kra­jów świata.

Sier­giej Kużu­gie­to­wicz Szojgu, mini­ster obrony Rosji, coraz bar­dziej zanie­po­ko­jony patrzył na drzwi, któ­rymi powi­nien wejść pre­zy­dent. Był dumny z tego, że jako jedyny miał prawo prze­by­wać obec­nie w Cen­trum Ope­ra­cyj­nym. Narada zwo­łana w try­bie pil­nym przez Wła­di­mira Putina powinna dać osta­teczne zie­lone świa­tło dla ataku na Ukra­inę. Mini­ster, od dzie­się­ciu lat spra­wu­jący funk­cję szefa resortu obrony, był prze­ko­nany, że w naj­drob­niej­szych szcze­gó­łach dopra­co­wał plany inwa­zji. Wie­dział, jak wiele zależy od powo­dze­nia tej ope­ra­cji woj­sko­wej, o któ­rej reali­za­cji jego men­tor marzył od czasu, gdy Ukra­ina nie­ocze­ki­wa­nie wyrwała się z wię­zów zależ­no­ści od Fede­ra­cji Rosyj­skiej. Pre­zy­dent, akcep­tu­jąc poli­tyczne i gospo­dar­cze próby naci­sków na Kijów, nie mógł znieść szcze­gól­nie ewi­dent­nego zbli­że­nia Ukra­iny z USA oraz z Unią Euro­pej­ską i NATO. Przy­ję­cie daw­nej repu­bliki do tych orga­ni­za­cji sta­no­wi­łoby fia­sko dotych­cza­so­wej poli­tyki Rosji, ośmie­sza­jąc jed­no­cze­śnie samego Wła­di­mira Putina. Na coś takiego Szojgu nie mógł pozwo­lić. Tym bar­dziej że jego pre­zy­dent, szu­ka­jąc win­nych tej kata­strofy, mógłby obcią­żyć odpo­wie­dzial­no­ścią rów­nież mini­stra obrony. Na wszelki wypa­dek kolejny raz spraw­dził, czy wszyst­kie ekrany dzia­łają oraz czy wezwani ofi­cjele są obecni.

Drzwi do Cen­trum otwo­rzyły się sze­roko. Szojgu zoba­czył dwóch wyprę­żo­nych na bacz­ność żoł­nie­rzy Pułku Pre­zy­denc­kiego w galo­wych mun­du­rach, któ­rzy przy­trzy­my­wali oba skrzy­dła. Do pomiesz­cze­nia weszło trzech funk­cjo­na­riu­szy Fede­ral­nej Służby Ochrony, żeby spraw­dzić stan bez­pie­czeń­stwa Cen­trum. Kiedy opu­ścili pomiesz­cze­nie, przez drzwi prze­szedł szyb­kim kro­kiem pre­zy­dent Fede­ra­cji Rosyj­skiej. Pod­cho­dząc do swo­jego fotela, zer­k­nął na sto­ją­cego na bacz­ność mini­stra obrony. Mach­nął nie­dbale dło­nią, naka­zu­jąc zaję­cie miej­sca.

– Panie pre­zy­den­cie, wszy­scy uczest­nicy odprawy cze­kają w goto­wo­ści – zamel­do­wał Szojgu.

– Witam panów. – Putin skie­ro­wał wzrok na ścianę wypeł­nioną moni­to­rami.

– Witamy i pozdra­wiamy, panie pre­zy­den­cie – roz­le­gły się nie­równe pozdro­wie­nia z gło­śni­ków.

– Ocze­kuję jed­no­znacz­nej odpo­wie­dzi, czy jeste­śmy gotowi do natar­cia na Ukra­inę?

Chwilę ciszy natych­miast wyko­rzy­stał mini­ster obrony:

– Panie pre­zy­den­cie, oso­bi­ście spraw­dzi­łem przed odprawą goto­wość roz­lo­ko­wa­nych jed­no­stek lądo­wych, lot­nic­twa oraz mary­narki wojen­nej i pra­gnę zapew­nić, że nasze siły są w peł­nej goto­wo­ści do wyko­na­nia wszyst­kich pana roz­ka­zów. Plany ope­ra­cji na Ukra­inie, już zatwier­dzone przez pana, zostaną w pełni zre­ali­zo­wane.

– Sier­gieju Kużu­gie­to­wi­czu, wie­rzę w pana zaan­ga­żo­wa­nie i odda­nie. – Putin miał kamienną minę, patrząc na mini­stra. – Sta­wiam sprawę jasno. Zało­żone ter­miny reali­za­cji poszcze­gól­nych eta­pów ataku mają zostać ści­śle wyko­nane. Tak jak mnie wcze­śniej zapew­ni­li­ście, Kijów będzie pod naszą kon­trolą po trzech dniach, a inne klu­czowe mia­sta naj­póź­niej w ciągu tygo­dnia. To jest impe­ra­tyw. Moim celem jest sku­teczna ope­ra­cja, która swoim tem­pem zasko­czy Zachód i znie­chęci Ame­rykę oraz NATO do wspar­cia Zełen­skiego. Zanim skoń­czą pro­te­sto­wać prze­ciwko naszemu natar­ciu, my będziemy już kon­tro­lo­wać Ukra­inę. Tego od was ocze­kuję.

W Cen­trum Ope­ra­cyj­nym zapa­dła ponow­nie cisza. Nikt z dygni­ta­rzy i dowód­ców wolał się nie wyry­wać z dekla­ra­cjami, które mogłyby zostać zapa­mię­tane, a w przy­szło­ści sta­no­wić pod­stawy do oskar­żeń. Szojgu z gniewną miną popa­trzył na ekrany. Wtedy roz­le­gły się naj­pierw poje­dyn­cze, a w końcu zbio­rowe okrzyki:

– Na chwałę wiel­kiej Rosji!

Pre­zy­dent Putin chwilę wsłu­chi­wał się w głosy mar­szał­ków i gene­ra­łów, w końcu uniósł prawą dłoń do góry. Okrzyki natych­miast umil­kły.

– Zarzą­dzam roz­po­czę­cie ataku dwu­dzie­stego czwar­tego lutego o godzi­nie szó­stej naszego czasu. Parę minut wcze­śniej wystą­pię z oświad­cze­niem o roz­po­czę­ciu spe­cjal­nej ope­ra­cji woj­sko­wej, któ­rej celem będzie demi­li­ta­ry­za­cja i dena­zy­fi­ka­cja Ukra­iny. Wezwę Ukra­iń­ców do zło­że­nia broni oraz powrotu do domów. To tyle. Ruszaj­cie bro­nić naszej ojczy­zny przed faszy­stami i zdraj­cami wiel­kiej Rosji! Koniec odprawy.

Na jego znak mini­ster Szojgu naci­snął przy­cisk wyłą­cza­jący łącz­ność z poszcze­gól­nymi sta­no­wi­skami dowo­dze­nia.

– Teraz połącz mnie z sze­fami służb. Mam nadzieję, że cze­kają.

Po chwili na ekra­nach poja­wili się sze­fo­wie Fede­ral­nej Służby Bez­pie­czeń­stwa (FSB), Służby Wywiadu Zagra­nicz­nego (SWR) oraz Głów­nego Zarządu Wywia­dow­czego (GRU).

– Witaj, moja wierna gwar­dio.

Męż­czyźni na ekra­nach pozdro­wili pre­zy­denta i w sku­pie­niu cze­kali na dys­po­zy­cje.

– Dwu­dzie­stego czwar­tego lutego o godzi­nie szó­stej zaczy­namy ope­ra­cję prze­ciwko Ukra­inie. Rozu­miem, że jeste­ście do tego przy­go­to­wani, bo już kil­ka­krot­nie oma­wia­li­śmy ten temat. Dzi­siaj chciał­bym, aby­ście roz­pu­ścili swo­ich ludzi po kraju tak sze­roko, jak to będzie moż­liwe. Musimy poka­zać, że Ukra­ina i jej zachodni sojusz­nicy pro­wa­dzą cały czas brudną grę prze­ciwko nam. Macie szu­kać zachod­nich szpie­gów, ale w szcze­gól­no­ści z Pol­ski i kra­jów bał­tyc­kich. Infor­mo­wa­li­ście już wcze­śniej, że takie ope­ra­cje pro­wa­dzi­cie. Teraz macie je zakoń­czyć i zła­pać agen­tów, abym mógł ich poka­zać światu. Nie zależy mi na moc­nych dowo­dach ich dzia­łal­no­ści. Wystar­czy upraw­do­po­dob­nie­nie, że mogli dzia­łać na szkodę Rosji, i kon­kretni ludzie do uka­ra­nia. Rozu­miemy się?

Sze­fo­wie służb z powagą poki­wali gło­wami.

– Pogoń­cie ludzi do roboty. Macie dwa–trzy dni na dostar­cze­nie mi win­nych. Koniec narady.

Moni­tory zga­sły. Putin dotknął kla­wi­sza na kon­soli łącz­no­ści i pole­cił:

– Łączyć z pre­zy­den­tem Łuka­szenką.

Szojgu uniósł się z fotela i pyta­jąco spoj­rzał na pre­zy­denta. Putin ski­nął ręką, pozwa­la­jąc mu zostać. Z inter­komu roz­legł się głos jed­nego z adiu­tan­tów pre­zy­denta:

– Panie pre­zy­den­cie, na gorą­cej linii ponow­nie czeka pre­zy­dent Emma­nuel Macron, a otrzy­ma­li­śmy też prośbę o roz­mowę od kanc­le­rza Olafa Scholza.

– Odpo­wiedz­cie, że nie mam teraz czasu. Łącz­cie z pre­zy­den­tem Bia­ło­rusi.

Putin odwró­cił się do mini­stra obrony:

– Wszy­scy teraz dzwo­nią i skamlą, aby wyco­fać nasze woj­ska. Sobaki, myślą, że ja żar­tuję. Tym razem prze­ko­nają się, z kim mają do czy­nie­nia i że skoń­czyła się poli­tyka sła­bo­ści czy dia­logu. W kółko powta­rzają fra­zesy o wza­jem­nej współ­pracy i poko­jo­wym współ­ist­nie­niu, a potem prze­su­wają swoje woj­ska i rakiety coraz bli­żej Rosji. Koniec z tym!

Adiu­tant zamel­do­wał, że pre­zy­dent Bia­ło­rusi czeka na linii.

– Witaj, Alak­san­drze Ryho­ra­wi­czu.

– Pozdra­wiam pre­zy­denta brat­niej Rosji.

– Alak­sandr, powie­dzia­łem ci, abyś do dzi­siaj zasta­no­wił się, czy idziesz z nami na Ukra­inę czy jesteś prze­ciwko nam. Jak brzmi twoja odpo­wiedź?

– Przy­ja­cielu, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Sto­imy ramię w ramię z wami prze­ciwko wro­gom ota­cza­ją­cym nasze ojczy­zny. Ale wiesz, w jakiej jestem sytu­acji. Led­wie spa­cy­fi­ko­wa­łem opór wichrzy­cieli po wybo­rach. Zachód odcina mnie od wszyst­kiego. Gospo­dar­czo jeste­śmy w czar­nej dziu­rze. A dodat­kowo, według mojej służby bez­pie­czeń­stwa jest tylu prze­ciw­ni­ków ataku na Ukra­inę, że aż trudno w to uwie­rzyć. Mam raporty doty­czące sytu­acji wśród ofi­ce­rów i żoł­nie­rzy suge­ru­jące, że roz­kaz natar­cia na Ukra­inę nie zosta­nie wyko­nany. Wiesz, co by to ozna­czało?

– Nie prze­sa­dzaj. Stłu­misz wszelki opór. Tyle razy już to robi­łeś. Bierz wzór z Matki Rosji.

– Łatwo ci powie­dzieć. W twoim kraju opo­zy­cja nie ist­nieje. Ci, któ­rzy się sta­wiali, są w łagrach. Na Bia­ło­rusi mamy taki opór spo­łeczny, że jeśli woj­sko odmówi wyko­na­nia roz­kazu natar­cia, to siłą roz­pędu włą­czy się w to opo­zy­cja i będzie po mnie. Nie mogę ryzy­ko­wać, Wła­di­mi­rze Wła­di­mi­ro­wi­czu.

– To twoja osta­teczna decy­zja? – W gło­sie Putina poja­wiły się groźne nuty.

– Na tę chwilę osta­teczna. Ale jak wasze natar­cie się powie­dzie i moi zoba­czą korzy­ści wyni­ka­jące z tej ope­ra­cji, to pew­nie łatwiej będzie dołą­czyć do two­jej armii. Oczy­wi­ście może­cie korzy­stać z tery­to­rium Bia­ło­rusi w nie­zbęd­nym zakre­sie. To będzie nasza pomoc dla two­jej walecz­nej armii.

– Nie podoba mi się twoje sta­no­wi­sko. Pamię­taj, że masz w Rosji jedy­nego przy­ja­ciela, a bez naszej pomocy eko­no­micz­nej i surow­co­wej czeka cię trudny czas. Zasta­nów się jesz­cze nad zmianą decy­zji. Liczę na cie­bie.

– Wła­di­mi­rze Wła­di­mi­ro­wi­czu, jestem twoim przy­ja­cie­lem i sojusz­ni­kiem. Możesz na mnie liczyć. Jesz­cze się zasta­no­wię.

– Pospiesz się, Alak­sandr, abyś póź­niej nie żało­wał. Zaczy­namy ofen­sywę za trzy dni. Potem nadej­dzie czas nagra­dza­nia i kara­nia.

Godzina 11.40 Warszawa. Agencja Wywiadu

– Pani Danu­siu, pro­szę jesz­cze raz spraw­dzić, czy szef Marecki pamięta o naszym spo­tka­niu. – Pod­puł­kow­nik Andrzej Kołecki, naczel­nik Wydziału Rosyj­skiego, przy­mil­nie uśmiech­nął się do kobiety w śred­nim wieku sie­dzą­cej za dużym biur­kiem ulo­ko­wa­nym pod oknem. Danuta Styś, wszech­władna asy­stentka pro­wa­dząca sekre­ta­riat szefa AW, czyli Agen­cji Wywiadu i jego zastępcy do spraw ope­ra­cyj­nych, na kory­ta­rzu nazy­wana była „sier­żan­tem grupy spa­do­chro­nia­rzy”, któ­rzy pół roku wcze­śniej wylą­do­wali na Miło­będz­kiej w związku z kolejną zmianą kie­row­nic­twa Agen­cji. Według plo­tek Styś towa­rzy­szyła obec­nemu sze­fowi AW od 2006 roku, kiedy ścią­gnął ją z admi­ni­stra­cji jed­nej z war­szaw­skich spół­dzielni miesz­ka­nio­wych do Straży Miej­skiej, gdzie Hen­ryk Gli­niecki został nowym zastępcą komen­danta. Poznała różne służby spe­cjalne, gdy Gli­niecki peł­nił obo­wiązki w ABW, to jest Agen­cji Bez­pie­czeń­stwa Wewnętrz­nego, oraz w Służ­bie Kontr­wy­wiadu Woj­sko­wego, i po krót­kiej prze­rwie w jed­nej z firm ener­ge­tycz­nych w końcu został prze­nie­siony do Agen­cji Wywiadu.

– Sza­nowny panie, chyba nie wątpi pan w pamięć puł­kow­nika Marec­kiego? – Kry­tyczne spoj­rze­nie asy­stentki spo­wo­do­wało, że Kołecki zajął poprzed­nią wycze­ku­jącą pozy­cję na krze­śle. Cicho wypusz­czone powie­trze świad­czyło o tym, że zre­zy­gno­wał z cię­tej ripo­sty.

Towa­rzy­sząca swo­jemu prze­ło­żo­nemu porucz­nik Bar­bara Szy­mań­ska, zwana przez kole­gów „Baszką” – tak jak popu­larna na jej rodzin­nych Kaszu­bach gra kar­ciana – ukryła gry­mas zde­ner­wo­wa­nia za szybko pod­nie­sioną teczką z mate­ria­łami. „Matko Boska, pomóż nam”, pomy­ślała. Już czter­dzie­ści minut sie­dzieli w sekre­ta­ria­cie w ocze­ki­wa­niu na spo­tka­nie z zastępcą szefa do spraw ope­ra­cyj­nych. Gdy zamel­do­wali się o jede­na­stej, usły­szeli, że zaraz zostaną przy­jęci.

Szy­mań­ska z nie­po­ko­jem ana­li­zo­wała w pamięci czyn­no­ści, jakie powinna jesz­cze wyko­nać przed wylo­tem do Kijowa. Wie­działa, że musi zdą­żyć ze wszyst­kim, bo od tego będzie zale­żeć suk­ces ope­ra­cji, a może i jej życie. W sumie powinna być dumna, że prze­ło­żeni wysy­łali ją na pierw­sze samo­dzielne spo­tka­nie z waż­nym agen­tem. Oczy­wi­ście miała tro­chę szczę­ścia, gdyż sprawę agenta pro­wa­dził tak naprawdę major Karol Popław­ski. „Baszka” współ­pra­co­wała z Popław­skim w jed­nym zespole już dwa lata. Po ukoń­cze­niu szko­le­nia w Ośrodku Kształ­ce­nia Kadr Wywia­dow­czych (OKKW) w Kiej­ku­tach, zwa­nym przez wta­jem­ni­czo­nych Lasem, od razu tra­fiła do Wydziału Rosyj­skiego. Spo­dzie­wała się tego, gdyż z rodzi­cami spę­dziła dzie­ciń­stwo i mło­dość na pla­ców­kach dyplo­ma­tycz­nych, naj­pierw w Łotwie, następ­nie w Ukra­inie i w końcu w Rosji. Ukoń­cze­nie Wydziału Filo­lo­gicz­nego Uni­wer­sy­tetu Moskiew­skiego potwier­dziło jej zdol­no­ści języ­kowe. Opa­no­wała główne języki funk­cjo­nu­jące w kra­jach powsta­łych po roz­pa­dzie ZSRR. Tra­fiła rów­nież na fakul­tet języka arab­skiego, któ­rego opa­no­wa­nie potrak­to­wała jako wyzwa­nie oso­bi­ste. Tę rywa­li­za­cję zakoń­czyła peł­nym suk­cesem. W zakre­sie pozna­wa­nia języ­ków obcych była nie­na­sy­cona, dla­tego bez pro­blemu posia­dła także zna­jo­mość angiel­skiego i fran­cu­skiego. Wła­śnie bie­głość w zakre­sie dwóch ostat­nich języ­ków tro­chę ją nie­po­ko­iła, gdyż decy­zje kie­row­nic­twa Agen­cji były czę­sto nie­zro­zu­miałe. Znała przy­kłady ofi­ce­rów wła­da­ją­cych języ­kami wschod­nimi, wysy­ła­nych na pla­cówki do Nie­miec czy Hisz­pa­nii. Szczę­śli­wie jej to nie spo­tkało. Współ­praca z Karo­lem Popław­skim, po trud­nym okre­sie docie­ra­nia się doświad­czo­nego ofi­cera ope­ra­cyj­nego i począt­ku­ją­cej w zawo­dzie szpiega ambit­nej dziew­czyny, dała w końcu satys­fak­cjo­nu­jące rezul­taty. Popław­ski prze­ko­nał się, że „Baszka” nie zamie­rza „wozić się na jego ple­cach” i jest gotowa wyko­nać wszel­kie trudne lub nudne zada­nia. Kilka wyjaz­dów na spo­tka­nia z agen­turą ugrun­to­wało wza­jemne zaufa­nie. Klu­czowa oka­zała się udana ucieczka z zasadzki w Hel­sin­kach przy­go­to­wa­nej przez czte­rech ofi­ce­rów rosyj­skiej Służby Wywiadu Zagra­nicz­nego. Gdy bez­piecz­nie wylą­do­wali w War­sza­wie, Karol w podzięce zapro­sił Szy­mań­ską na kola­cję do Szwejka, gdzie oblali powrót znaczną ilo­ścią czar­nej żubrówki.

Obecną ope­ra­cję reali­zo­wa­liby wspól­nie, gdyby nie nie­szczę­sny covid. Popław­ski, pomimo jed­nej dawki szcze­pie­nia, miał pecha i jed­nak zła­pał koro­na­wi­rusa. Od tygo­dnia leżał na Woło­skiej, w sąsia­du­ją­cym z sie­dzibą AW szpi­talu MSWiA. Tele­fo­nicz­nie poin­for­mo­wał o lek­kim zapa­le­niu płuc. Moc­niej przy­ci­śnięty, przy­znał się do kom­pli­ka­cji kar­dio­lo­gicz­nych, które zda­niem leka­rzy wyma­gały dal­szej obser­wa­cji w warun­kach szpi­tal­nych. Wywo­ła­nie pil­nego spo­tka­nia przez agenta o kryp­to­ni­mie „Zadar” wpra­wiło kie­row­nic­two Agen­cji w mocne zakło­po­ta­nie. Siódme pię­tro, czyli sze­fo­wie, doma­gali się wysła­nia na spo­tka­nie doświad­czo­nego ofi­cera. Nawet typo­wali „eks­perta” nie­dawno ścią­gnię­tego z Rako­wiec­kiej, gdzie zaj­mo­wał się zwal­cza­niem ter­ro­ry­zmu. Według plotki, która dotarła do „Baszki” od Kołec­kiego, „eks­pert” poległ, gdy pod­czas spo­tka­nia u szefa Marec­kiego miał pro­blemy ze zro­zu­mie­niem języka rosyj­skiego w wyko­na­niu naczel­nika Wydziału Rosyj­skiego. Osta­tecz­nie szalę decy­zji prze­wa­żyła opi­nia Karola Popław­skiego prze­ka­zana tele­fo­nicz­nie puł­kow­ni­kowi Alek­san­drowi Zie­liń­skiemu, dyrek­to­rowi Depar­ta­mentu Ope­ra­cyj­nego. Popław­ski dał głowę, że porucz­nik Szy­mań­ska świet­nie sobie pora­dzi. W rezul­ta­cie wspól­nie z naczel­ni­kiem Kołec­kim została wezwana do puł­kow­nika Marec­kiego, który miał zatwier­dzić raport w spra­wie ope­ra­cji.

Cisza panu­jąca w sekre­ta­ria­cie została nagle prze­rwana. Ocze­ku­jący ofi­ce­ro­wie pod­sko­czyli na krze­słach, gdy rap­tow­nie otwarte drzwi do gabi­netu Marec­kiego ude­rzyły o ścianę. Wypadł z nich sam puł­kow­nik.

– Jestem u szefa – rzu­cił, prze­bie­ga­jąc przez sekre­ta­riat. Bez puka­nia wszedł do gabi­netu szefa Agen­cji.

Puł­kow­nik Marecki poja­wił się w sekre­ta­ria­cie po kwa­dran­sie. Zer­k­nął zdzi­wiony na Kołec­kiego i Szy­mań­ską.

– Czy cza­sem nie mie­li­ście się zamel­do­wać o jede­na­stej? – zapy­tał, zatrzy­mu­jąc się przed wyprę­żo­nymi pod­wład­nymi.

– Panie mini­strze, byli­śmy zgod­nie z pana pole­ce­niem. – Kamienna twarz naczel­nika Wydziału Rosyj­skiego świad­czyła o z tru­dem powstrzy­my­wa­nej iry­ta­cji.

– Pani Danu­siu, trzeba było mnie poin­for­mo­wać.

– Prze­cież mówi­łam, ale był pan zajęty. Łączy­łam dwie roz­mowy z Kan­ce­la­rii Pre­miera.

– A, fak­tycz­nie, był KPRM. Musiało mi wyle­cieć z pamięci. Rozu­mie­cie, teraz wszy­scy chcą infor­ma­cji o sytu­acji w Ukra­inie. – Marecki spoj­rzał na Kołec­kiego i Szy­mań­ską, jakby ocze­ku­jąc podziwu z ich strony.

– Mamy pilny raport do zatwier­dze­nia – przy­po­mniał Kołecki.

– No tak, tak. Ale ja muszę zaraz jechać do mini­stra koor­dy­na­tora.

– Panie mini­strze, bez pana pod­pisu nie możemy pod­jąć reali­za­cji ope­ra­cji.

– No dobrze. To wchodź­cie, tylko stresz­czaj­cie się. – Marecki otwo­rzył drzwi do gabi­netu i wspa­nia­ło­myśl­nym gestem zapro­sił oboje do środka.

Pod­puł­kow­nik Kołecki poło­żył raport na biurku. On i Szy­mań­ska nie usie­dli. Oboje mieli świa­do­mość absur­dal­no­ści tej sytu­acji. Marecki uni­kał pod­pi­sy­wa­nia doku­men­tów w spra­wach ope­ra­cyj­nych. Nikt nie wie­dział, czy wyni­kało to z chęci unik­nię­cia odpo­wie­dzial­no­ści, czy ze zwy­kłego stra­chu. Cza­sami, gdy nie mógł unik­nąć zosta­wie­nia śladu, pisał po pro­stu „vide”. Krą­żyły plotki, że gdy ope­ra­cja koń­czyła się fia­skiem, potra­fił powie­dzieć, iż wła­ści­wie nie wyra­ził zgody na dzia­ła­nie, o czym świad­czył brak for­mal­nego zatwier­dze­nia.

Teraz też patrzył na doku­ment, obra­cał w dłoni dłu­go­pis i ciężko dyszał. Osta­tecz­nie zasko­czył obec­nych ofi­ce­rów i w pozy­cji „zatwier­dzam” zło­żył zama­szy­sty pod­pis.

– Bierz­cie się do roboty – pole­cił, zwra­ca­jąc raport. Popa­trzył na porucz­nik Szy­mań­ską. – Teraz wszystko w pani rękach. Nie była pani moją fawo­rytką w tej ope­ra­cji, ale pani sze­fo­wie mnie prze­ko­nali. Oby się pani udało.

„Baszka”, wycho­dząc z gabi­netu szefa, myślała, że mając do wyboru bez­po­śred­nią walkę ze służ­bami rosyj­skimi i ponowną wizytę u Marec­kiego, wybra­łaby pierw­szy wariant.

Nie prze­czu­wała nawet, jak szybko może zmie­nić zda­nie.

Godzina 13.15 Warszawa. Departament Bezpieczeństwa Narodowego

– Wszy­scy cho­dzimy na rzę­sach, aby dostar­czyć aktu­alne infor­ma­cje kie­row­nic­twu pań­stwa – nie krył zde­ner­wo­wa­nia Patryk Tur, zastępca dyrek­tora DBN. – Tak na co dzień to może­cie nam pod­sy­łać ten ruty­nowy beł­kot. Mini­ster koor­dy­na­tor cza­sami tylko się wku­rza, że cie­kaw­sze infor­ma­cje można zoba­czyć w mediach. Ale w obli­czu nie­bez­pie­czeń­stwa wojny za naszą gra­nicą powin­ni­ście, do cho­lery, dostar­czać coś war­to­ścio­wego.

– Sta­ramy się. – Zastępca szefa AW nie mógł uwie­rzyć, jak go trak­tuje bli­ski kolega. – Wiesz, cią­gle pra­cu­jemy z ofi­ce­rami przy­ję­tymi przez ekipę Plat­formy. Nie mogli­śmy wszyst­kich wymie­nić. A ich szko­lili jesz­cze ci ze Służby Bez­pie­czeń­stwa.

– Antoni, nie pier­dol mi tu takich smut­ków. Te bzdety o winie Tuska i jego ekipy to my powta­rzamy w mediach, aby wzmac­niać nasz elek­to­rat. Chyba nie ocze­ku­jesz, że mini­ster pój­dzie do pre­miera i powie mu taką bzdurę.

– Patryk, ale prze­cież to prawda.

– Wiesz co, cza­sami nie wie­rzę, że mogłem popie­rać mia­no­wa­nie cię na sta­no­wi­sko zastępcy szefa AW. Kolega czy kum­pel to jedno, ale nie sądzi­łem, że jesteś taki głupi. Sła­bość naszego wywiadu wynika wyłącz­nie z błę­dów kie­row­nic­twa Agen­cji. W zaufa­niu powiem ci, że zbie­rają się coraz ciem­niej­sze chmury nad gene­ra­łem Gli­niec­kim i nad tobą. Zaczy­nają się przy­miarki, aby was wymie­nić. Więc bierz­cie się do poważ­nej roboty. Musisz mi dać coś, z czym mini­ster pój­dzie do pre­miera oraz pre­zy­denta i nie naje się wstydu. Mamy wywiad czy nie mamy?

– My cały czas pra­cu­jemy. Musisz mi uwie­rzyć, ale zdo­by­cie war­to­ścio­wych infor­ma­cji jest bar­dzo trudne i nie­bez­pieczne.

– I pew­nie ocze­ku­jesz, że pre­zy­dent ze współ­czu­ciem pochyli się nad waszą ciężką dolą – zakpił Tur. – Może nawet cała Rada Bez­pie­czeń­stwa Naro­do­wego będzie was żało­wać i chwa­lić. Robi­cie coś czy nie?!

– No jasne. Oczy­wi­ście, że dzia­łamy. Zdra­dzę ci, że pół godziny temu zatwier­dzi­łem ope­ra­cję, dzięki któ­rej powin­ni­śmy zdo­być źró­dłowe i ważne infor­ma­cje od agenta w kie­row­nic­twie Fede­ra­cji Rosyj­skiej. Ofi­cer Agen­cji jutro leci do Kijowa, a potem rusza na gra­nicę Ukra­iny z obwo­dem doniec­kim. Tam doj­dzie do spo­tka­nia z agen­tem i odbioru infor­ma­cji. Naj­da­lej za dwa–trzy dni będziemy je mieli. Mówię ci to w zaufa­niu. Pamię­taj.

– Kurwa, ja z tobą zwa­riuję. – Tur zerwał się z fotela i zaczął szyb­kim kro­kiem cho­dzić po gabi­ne­cie. W końcu zatrzy­mał się przed Marec­kim i ryk­nął:

– Antoni, za dwa–trzy dni to Rosja­nie mogą być już w Kijo­wie. Na chuj mi wtedy twoje źró­dłowe infor­ma­cje. Będą spóź­nione o te dwa dni. Gdzie są bie­żące infor­ma­cje? Czy macie, do cho­lery, tylko jed­nego agenta? A gdzie infor­ma­cje od innych źró­deł? Na co idzie wasz pra­wie trzy­stu­mi­lio­nowy budżet?

– Prze­sła­li­śmy rano ser­wis wia­do­mo­ści z nocy. Nie­długo dosta­nie­cie też infor­ma­cję dzienną.

– Czy­ta­łeś dzi­siaj „Wybor­czą”? Nie? A ja tak i powiem ci, że ich kore­spon­denci zamie­ścili lep­sze infor­ma­cje niż te, które dosta­li­śmy od was. Oczy­wi­ście nie mówię tu o prze­glą­dzie infor­ma­cji od służb part­ner­skich, które nas ratują. Dobrze, że nasi sze­fo­wie nie mają zbyt wyso­kich ocze­ki­wań wobec AW czy Służby Wywiadu Woj­sko­wego, bo wtedy dymi­sje posy­pa­łyby się jak z rękawa. Tylko na­dal byłby pro­blem, na kogo was wymie­nić.

– Stary, ale rozu­miesz, że nie wycza­ruję ci super­in­for­ma­cji, skoro od kilku lat jest podob­nie. Co ci mam powie­dzieć, że od czasu, kiedy zwol­ni­li­śmy tych sprzed dzie­więć­dzie­sią­tego roku, to robota idzie jak po gru­dzie. Myślisz, że ja tego nie widzę. Ale taka była potrzeba poli­tyczna i sprawa zamknięta.

– Antek, wra­caj na Miło­będzką i powiedz gene­ra­łowi Gli­niec­kiemu, że wie­czo­rem ma się sta­wić u pre­miera z nowymi infor­ma­cjami i ana­li­zami. Nie obcho­dzi mnie, co przy­nie­sie. To wasze tyłki są zagro­żone.

Godzina 19.30 Warszawa. Restauracja Belvedere w Łazienkach

Belve­dere poło­żona w środku parku Łazien­kow­skiego ofe­ruje wspa­niałe oto­cze­nie zarówno w dzień, jak i w tajem­ni­czym wie­czor­nym mroku. Wiel­kie szyby dają moż­li­wość dostrze­ga­nia boga­tej roślin­no­ści tego naj­ład­niej­szego war­szaw­skiego parku.

Patryk Tur nie sko­rzy­stał z moż­li­wo­ści spa­ceru zimo­wymi alej­kami Łazie­nek i jego służ­bowy samo­chód pod­je­chał pod samo wej­ście do restau­ra­cji. Zado­wo­lony, że kon­takt z niską tem­pe­ra­turą był krótki, wszedł do głów­nej sali. Recep­cjo­ni­sta poznał go i zapro­wa­dził do sto­lika na końcu restau­ra­cji oto­czo­nego mnó­stwem roślin. Tur z przy­jem­no­ścią stwier­dził, że jego towa­rzysz już czeka.

Krzysz­tof Pie­liń­ski, war­szaw­ski przed­sta­wi­ciel Tra­dexu mają­cego sie­dzibę na Cyprze, wstał na widok Tura. Pie­liń­ski, ponad­sześć­dzie­się­cio­pię­cio­letni nie­wy­soki męż­czy­zna, impo­no­wał gęstą grzywą siwych wło­sów. Ubrany jak zawsze w ele­gancki, drogi gar­ni­tur dys­po­no­wał umie­jęt­no­ściami zacho­wa­nia się w każ­dej sytu­acji naby­tymi pod­czas ponad trzy­dzie­stu lat pracy w MSZ. Pano­wie poznali się kilka lat wcze­śniej na kor­tach War­sza­wianki, gdzie obaj sta­rali się dbać o kon­dy­cję. Patryk Tur pomimo usil­nych sta­rań nie był w sta­nie wygrać ze star­szym o dwa­dzie­ścia pięć lat zna­jo­mym. Rekom­pen­satą za brak wyni­ków spor­to­wych była szybko roz­wi­ja­jąca się przy­jaźń, co impo­no­wało Turowi. Pomimo osią­gnię­cia wyso­kiej pozy­cji w admi­ni­stra­cji pań­stwo­wej na­dal był zahu­ka­nym chło­pa­kiem z małego mia­steczka.

– Witaj, Patryku. Jak zwy­kle zago­niony i zapewne bez szans na spo­kojny lunch w trak­cie pracy. Mam nadzieję, że nasza kola­cja choć tro­chę zre­kom­pen­suje ci ten męczący dzień.

– Cie­szę się, że udało nam się zoba­czyć. – Tur usiadł na wska­za­nym miej­scu. – Jest tak gorący czas, jak się domy­ślasz, że do końca nie wie­rzy­łem w real­ność tej kola­cji. Na szczę­ście mini­strowi pod­czas wie­czor­nych spo­tkań towa­rzy­szy mój prze­ło­żony i udało mi się wyrwać z kan­ce­la­rii. Ale dosyć o pracy, poga­dajmy o przy­jem­no­ściach. Weź­miesz udział w week­en­do­wym tur­nieju na Legii?

– Mia­łem taki zamiar, ale nie­stety w czwar­tek dwu­dzie­stego czwar­tego muszę być w mojej cen­trali na Cyprze. Więc tur­niej odbę­dzie się beze mnie. Wra­cam w nie­dzielę. A ty masz zamiar zagrać? Myślę, że miał­byś duże szanse.

Pod­szedł kel­ner, któ­remu szybko zło­żyli zamó­wie­nie, a Pie­liń­ski wybrał jak zwy­kle dosko­nale pasu­jące wino. Tur zauwa­żył, że było jed­nym z naj­droż­szych. Wie­dział, że towa­rzysz nie pozwoli mu par­ty­cy­po­wać w kosz­tach rachunku, co miał zamiar zaak­cep­to­wać dopiero po dłuż­szych prze­py­chan­kach.

– Moja cen­trala bar­dzo nie­po­koi się sytu­acją wokół Ukra­iny – stwier­dził biz­nes­men. Prze­rwał, pró­bu­jąc przy­nie­sio­nego wina. Z uzna­niem zaapro­bo­wał. – Jak wiesz, mamy duże kon­trakty na dostawy węgla z Rosji. Także inne surowce są w naszym port­felu. Choć oczy­wi­ście sta­ramy się posze­rzać ofertę.

– Dosko­nale cię rozu­miem. Wszy­scy w tych dniach mar­twimy się o to, co się wyda­rzy.

– Patryku, nie wiem, czy mogę o to pytać, ale był­bym wdzięczny za szcze­rość na temat ocen sytu­acji. Mógł­bym bły­snąć przed moimi sze­fami.

– Krzy­siu, znamy się już sporo czasu i chyba sobie ufamy. Dla­tego nie musisz się zastrze­gać. Chęt­nie wzbo­gacę twoją wie­dzę.

Pod­czas kola­cji Tur obszer­nie przed­sta­wił zarówno ana­lizy ośrod­ków rzą­do­wych, jak i infor­ma­cje uzy­skane od zagra­nicz­nych part­ne­rów. W sumie spra­wiało mu dużą przy­jem­ność to, z jaką uwagą był słu­chany. Pie­liń­ski prze­ry­wał mu pyta­niami, które świad­czyły o uważ­nym ana­li­zo­wa­niu infor­ma­cji Tura. W miarę spo­ży­wa­nia dosko­na­łego wina dyrek­tor Tur, oczy­wi­ście w zaufa­niu, zaczął cyto­wać infor­ma­cje otrzy­mane od służb zachod­nich, w szcze­gól­no­ści z CIA. Teraz towa­rzysz nie odry­wał wręcz od niego wzroku. Popro­sił o pogłę­bie­nie kilku zagad­nień. W końcu deli­kat­nie zapy­tał o roze­zna­nie pol­skich służb. Patryk Tur począt­kowo się obru­szył bez­po­śred­nio­ścią pyta­nia, ale uznał, że ma do czy­nie­nia z osobą, która sama poznała wiele tajem­nic pań­stwo­wych pod­czas pracy w MSZ.

Nie mógł powstrzy­mać się od kry­tycz­nego przed­sta­wie­nia doko­nań Agen­cji Wywiadu. Bar­dziej pozy­tyw­nie oce­nił aktyw­ność ABW moni­to­ru­ją­cej dzia­ła­nia rosyj­skiej agen­tury. Po kolej­nym kie­liszku wspo­mniał o dwóch rosyj­skich dzien­ni­ka­rzach, któ­rzy sta­rają się uzy­ski­wać nie­le­galne infor­ma­cje. Pie­liń­ski w tej czę­ści roz­mowy podzie­lił się z kolegą swo­imi obser­wa­cjami dziw­nych zacho­wań pra­cow­ni­ków zagra­nicz­nych firm dzia­ła­ją­cych w Pol­sce. Tur, chcąc zaim­po­no­wać towa­rzy­szowi tym, że pol­skie służby są sku­teczne w dzia­ła­niu, szep­tem opo­wie­dział, iż następ­nego dnia ofi­cer AW leci do Kijowa. Na pogra­ni­czu ukra­iń­sko-rosyj­skim ma tajne spo­tka­nie, pod­czas któ­rego doj­dzie do uzy­ska­nia bar­dzo waż­nych infor­ma­cji z kie­row­ni­czych krę­gów wła­dzy Fede­ra­cji Rosyj­skiej.

Pie­liń­ski wysłu­chał tych rewe­la­cji pochy­lony w stronę Tura. W końcu zasu­ge­ro­wał, że lepiej, by na tym zakoń­czyli roz­mowę, zanim ktoś nie­po­wo­łany ich pod­słu­cha. Patryk był zachwy­cony ostroż­no­ścią part­nera i z uzna­niem przy­jął jego pro­po­zy­cję.

Przy kawie i koniaku roz­mowa toczyła się na luźne tematy. Tura bar­dzo zain­te­re­so­wała pro­po­zy­cja Pie­liń­skiego doty­cząca moż­li­wo­ści zor­ga­ni­zo­wa­nia waka­cyj­nego pobytu na Cyprze, w willi poło­żo­nej nad samym morzem. Biz­nes­men stwier­dził, że nie­ru­cho­mość należy do firmy, którą repre­zen­tuje. Dla­tego pobyt wią­załby się jedy­nie z sym­bo­liczną odpłat­no­ścią. Przy­mru­żył oko, wyja­śnia­jąc, że taka odpłat­ność spo­wo­duje, iż nikt nie będzie mógł zarzu­cić korup­cyj­nego cha­rak­teru takim waka­cjom. Sta­nęło na tym, że biz­nes­men pod­czas zbli­ża­ją­cego się pobytu na Cyprze ustali moż­liwy ter­min waka­cyj­nego pobytu Patryka Tura wraz z rodziną.

Jak zakła­dał Patryk, jego towa­rzysz nie dał się prze­ko­nać co do podzie­le­nia kosz­tów rachunku. Był tak miły, że nawet pomógł zna­jo­memu dotrzeć do samo­chodu ocze­ku­ją­cego przed Belve­dere.

Godzina 23.30 Warszawa. Łazienki

Odjazd służ­bo­wego samo­chodu z zastępcą dyrek­tora DBN, a następ­nie przy­jazd tak­sówki, która zabrała Krzysz­tofa Pie­liń­skiego, bar­dzo zain­te­re­so­wały dwóch męż­czyzn sie­dzą­cych od wpół do ósmej w nie­po­zor­nej kii, która stała w par­ko­wej alejce sąsia­du­ją­cej z restau­ra­cją Belve­dere. Ruch samo­cho­dów na tere­nie Łazie­nek był zabro­niony, ale legi­ty­ma­cja ABW sta­no­wiła odpo­wied­nie zabez­pie­cze­nie w razie spo­tka­nia pra­cow­nika ochrony parku.

Jeden z męż­czyzn około dwu­dzie­stej pierw­szej wszedł do lokalu za parą klien­tów i korzy­sta­jąc z faktu, że recep­cjo­ni­sta był zajęty gośćmi, obszedł całą salę. Dotarł do sto­lika zaję­tego przez Tura i Pie­liń­skiego. Minął go, pozor­nie nie zwra­ca­jąc na nich uwagi. W końcu sta­nął przed wiel­kimi oknami uka­zu­ją­cymi wie­czorny kra­jo­braz. Dys­kret­nie zro­bił kilka zdjęć obu panów. Był tak zafa­scy­no­wany wido­kiem na nocny park, że recep­cjo­ni­sta zor­ga­ni­zo­wał dla niego dodat­kowy sto­lik usta­wiony tuż za rośli­nami zasła­nia­ją­cymi obu roz­mów­ców. Męż­czy­zna zjadł skromny die­te­tyczny posi­łek. Zado­wo­lił się her­batą. Cały czas podzi­wiał widok za oknem oraz bawił się jakimś elek­tro­nicz­nym urzą­dze­niem, nie do roz­po­zna­nia dla osób nie­ma­ją­cych stycz­no­ści ze sprzę­tem tech­niki ope­ra­cyj­nej. Męż­czy­zna opu­ścił restau­ra­cję Belve­dere tuż przed Pie­liń­skim i Turem.

Kiedy wsiadł do samo­chodu, jego towa­rzysz popa­trzył z zazdro­ścią.

– Ty wcho­dzisz następ­nym razem – zapew­nił pierw­szy męż­czy­zna, dosko­nale roz­po­zna­jąc spoj­rze­nie kolegi.

Kia poje­chała za tak­sówką wio­zącą przed­sta­wi­ciela cypryj­skiej firmy Tra­dex aż do jego domu w Józe­fo­sła­wiu koło Pia­seczna. Na małych ulicz­kach trzy­mali spory dystans, ale dosko­nale wie­dzieli, dokąd jadą. Kiedy Pie­liń­ski wszedł do domu, kia zawró­ciła i odje­chała w stronę war­szaw­skiego Moko­towa.

22 lutego 2022 roku, godzina 8.00 Moskwa. Służba Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej

– Czy­taj.

For­mu­larz depe­szy wylą­do­wał przez nosem puł­kow­nika Micha­iła Sawina. Już poranne wezwa­nie do zastępcy dyrek­tora SWR było zaska­ku­jące, szcze­gól­nie dla czło­wieka, który nie poja­wiał się w biu­rze przed dzie­wiątą. Doku­ment prze­ka­zany mu przez gene­rała musiał mieć nie­by­wałą war­tość. Sawin skon­cen­tro­wał się na tre­ści. Była to infor­ma­cja z War­szawy od agenta pro­wa­dzo­nego przez Wydział Tery­to­rialny. Zawar­tość fak­tycz­nie zaska­ki­wała. Agent mel­do­wał, że 22 lutego do Kijowa przy­bę­dzie ofi­cer pol­skiego wywiadu, który udaje się na spo­tka­nie z wysoko umo­co­wa­nym agen­tem w rosyj­skich krę­gach wła­dzy. Do kon­taktu ma dojść na pogra­ni­czu obwodu doniec­kiego z Ukra­iną. Wydział Tery­to­rialny oce­nił infor­ma­cję jako wia­ry­godną i pocho­dzącą bez­po­śred­nio od źró­dła.

Sawin dwa razy prze­czy­tał depe­szę.

– Cie­kawe, ale mało szcze­gó­łów – pod­su­mo­wał.

– Durak, ta infor­ma­cja jest warta awansu na gene­rała. Daję ci tę sprawę, bo cię sza­nuję. Ale jak nie chcesz, to mam dzie­się­ciu innych, któ­rzy będą mnie cało­wać po rękach za taką moż­li­wość.

– No nie, oczy­wi­ście, zaraz się tym zajmę. Tylko powie­dzia­łem, że mało infor­ma­cji. Poza tym, jeśli Polacy rze­czy­wi­ście mają u nas takiego agenta, to plany spo­tka­nia z nim powinny być dostępne wyłącz­nie ści­słemu gronu funk­cjo­na­riu­szy. To, że dotarły do naszego czło­wieka w War­sza­wie, to może być pro­wo­ka­cja.

– Wczo­raj Wła­di­mir Wła­di­mirowicz pole­cił sze­fom służb uru­cho­mić wszyst­kie sprawy zwią­zane z Ukra­iną. Szu­kać zacze­pek, które ujaw­nią wro­gie dzia­ła­nia wywia­dów sąsied­nich kra­jów. Masz przed sobą gotowca, któ­rym możesz zro­bić wra­że­nie na pre­zy­den­cie. Musisz sta­nąć na gło­wie i tego Polaka upo­lo­wać. Także tego agenta. Pamię­tam, że z Pola­kami masz na pieńku od kilku lat. Teraz się ode­grasz. To jest dla cie­bie prio­ry­tet. A jeśli zamie­rzasz dalej kry­ty­ko­wać i szu­kać pro­wo­ka­cji, to lepiej od razu zre­zy­gnuj. Jak brzmi twoja decy­zja?

– W ciągu kwa­dransa uru­cho­mię naszych ludzi w Kijo­wie i zaczniemy polo­wa­nie. Zaalar­muję wszyst­kich w rejo­nach pogra­nicz­nych i zaczną szu­kać szpiega. Gene­rale, obie­cuję, że zgo­tuję im pie­kło.

– Na to liczę. Ale zaska­kuje mnie, że zupeł­nie nie zwró­ci­łeś uwagi na pseu­do­nim agenta, który uzy­skał tę infor­ma­cję. Powi­nie­neś od razu to zauwa­żyć. Albo się sta­rze­jesz, albo zatra­ci­łeś spo­strze­gaw­czość, co w naszym fachu jest zgubne.

Sawin prze­klął w duchu. Nie cier­piał wcze­śnie wsta­wać i fak­tycz­nie o poranku jego szare komórki funk­cjo­no­wały naj­wy­żej na biegu jało­wym. Współ­pra­cow­nicy uni­kali absor­bo­wa­nia go przed dzie­siątą, ale prze­ło­żony nie miał o tym poję­cia. Uwaga gene­rała, który trak­to­wał go zazwy­czaj po przy­ja­ciel­sku, mając zapewne w pamięci kilka uda­nych ope­ra­cji, zabrzmiała jak kpina. Pod­niósł depe­szę. Teraz zauwa­żył. Czy to ten sam czło­wiek?

– Pro­szę o wyba­cze­nie, mia­łem kiep­ską noc. Powi­nie­nem od razu się zorien­to­wać. W sumie nie sądzi­łem, że „Spring” na­dal dla nas pra­cuje. Wiem, że jakiś czas temu prze­szedł na eme­ry­turę. I myśla­łem, że kon­takt został zakoń­czony. Co on może jako eme­ryt?

– I tu się bar­dzo mylisz, przy­ja­cielu. Spraw­dzony agent zawsze może się przy­dać. Poli­tyczne czystki w pol­skim MSZ zamknęły jego karierę, ale mądra cen­trala myśli. Zaaran­żo­wa­li­śmy pod­ję­cie przez niego pracy w spółce han­dlo­wej. Przez dłuż­szy czas był tam kon­sul­tan­tem. Jak myszka zaj­mo­wał się papier­kową robotą i nie­wiel­kimi kon­trak­tami. Potem powoli zaczął bywać u róż­nych ludzi w War­sza­wie. Stop­niowo zbu­do­wał sobie nie­złą pozy­cję. I teraz zbie­ramy tego rezul­taty.

– Jestem pod wra­że­niem. W końcu to ja go zwer­bo­wa­łem.

– Mię­dzy innymi dla­tego dosta­jesz tę ope­ra­cję. Dotrzy­maj obiet­nicy, zgo­tuj Pola­kom pie­kło, a jak będzie trzeba, obe­drzyj ich ze skóry i wycią­gnij to, czego potrze­bu­jemy.

Godzina 9.20 Przestrzeń powietrzna nad Ukrainą

Boeing 737-800 PLL LOT od godziny leciał w kie­runku Kijowa. Pomimo cięż­kich ciem­nych chmur wiszą­cych od świtu nad War­szawą start nastą­pił pla­nowo. Maszyną tro­chę rzu­cało przy wcho­dze­niu w chmury, ale po kilku minu­tach lot stał się już spo­kojny. „Baszka” nie była miło­śniczką podróży samo­lo­tami, ale jako roz­sądna kobieta nie wpa­dała w histe­rię na myśl o koniecz­no­ści ode­rwa­nia się od ziemi. Nato­miast cał­ko­wi­cie zga­dzała się ze swoją uko­chaną mamą, która widząc lecący samo­lot, czę­sto sta­wiała zwy­cza­jowe pyta­nie: jakim cudem takie meta­lowe cięż­kie pudło może uno­sić się w powie­trzu? Dzi­siaj Szy­mań­ska była zbyt pod­nie­cona swoją misją, aby wra­cać do mami­nego dyle­matu, ale gdy boeing mocno się trząsł, prze­cho­dząc przez grubą war­stwę chmur, czuła lekki nie­po­kój.

Rozej­rzała się po kabi­nie wypeł­nio­nej w jed­nej trze­ciej. Realne zagro­że­nie ata­kiem Rosji na Ukra­inę sku­tecz­nie znie­chę­cało zarówno biz­nes­me­nów, jak i osoby pry­watne do odwie­dza­nia ukra­iń­skiej sto­licy. Obser­wu­jąc pasa­że­rów na Okę­ciu, oce­niła, że więk­szość z nich sta­no­wią oby­wa­tele Ukra­iny. „Gdy wybuch­nie wojna, ruszą zapewne masowo w odwrot­nym kie­runku”, pomy­ślała. Po latach spę­dzo­nych wraz z rodzi­cami na pla­ców­kach w kra­jach byłego ZSRR czuła sym­pa­tię do ludzi miesz­ka­ją­cych na wschód od Pol­ski. W samo­lo­cie pano­wał spo­kój typowy dla etapu lotu, gdy ste­war­desy zakoń­czyły wszyst­kie manewry po star­cie, a nie zaczęły jesz­cze przy­go­to­wań do poże­gna­nia pasa­że­rów u celu podróży.

Była pewna, że to, co nie­zbędne, zostało przy­go­to­wane. Lubiła taki wstępny moment ope­ra­cji, gdy klamka już zapa­dła, ale jesz­cze wszystko było przed nią. Przez moment zatę­sk­niła za obec­no­ścią Karola Popław­skiego. Zawsze ema­no­wał opa­no­wa­niem i zdol­no­ścią szyb­kiego pod­ję­cia decy­zji wła­ści­wej w danej chwili. Basia była prze­ko­nana, że po kolej­nych kilku latach służby w wywia­dzie dorówna Karo­lowi i innym bar­dziej doświad­czo­nym kole­gom. W tym momen­cie uświa­do­miła sobie, że przy­cho­dzą jej do głowy bzdurne myśli. Zaczy­nała wła­śnie pierw­szą poważną samo­dzielną ope­ra­cję wywia­dow­czą i musi wyka­zać się umie­jęt­no­ściami już teraz, a nie za kilka lat. Spo­tka­nie z agen­tem nie było dla niej żad­nym pro­ble­mem. Samo­dziel­nie reali­zo­wała już kon­takty z taj­nymi infor­ma­to­rami. Miała też za sobą wer­bu­nek agenta. Pamię­tała ten dzień, kiedy reali­zu­jąc w Kra­ko­wie roz­mowę ope­ra­cyjną z rosyj­skim dzien­ni­ka­rzem, nagle zdała sobie sprawę, że to dosko­nały moment do posta­wie­nia pro­po­zy­cji współ­pracy. Rosja­nin, który miał jed­no­znaczne anty­pu­ti­now­skie poglądy, wyra­ził zgodę, a spo­rzą­dzona szybko dekla­ra­cja o współ­pracy potwier­dziła wer­bu­nek. Za tę akcję dostała mocny opieprz od prze­ło­żo­nych, któ­rzy chcieli trzy­mać się for­mal­nych zasad pracy wywia­dow­czej. Ponie­waż nowy agent dostar­czył odręczne war­to­ściowe notatki, sze­fo­wie w końcu dali spo­kój, a wer­bu­nek został zatwier­dzony. Pod­czas oble­wa­nia tego pierw­szego agenta chwa­lono jej instynkt raso­wego ofi­cera wywiadu.

Poczuła lekki ruch samo­lotu zwia­stu­jący obni­ża­nie pułapu lotu. Spoj­rzała na zega­rek. Do końca podróży pozo­stało nie­wiele ponad dwa­dzie­ścia minut, zaczęło się podej­ście do lądo­wa­nia. Ste­war­desy pode­rwały się ze swo­ich miejsc i z gra­cją zaczęły poru­szać się po kabi­nie, a głos pilota powia­do­mił pasa­że­rów o zbli­ża­niu się do Kijowa.

Spoj­rzała przez okno. Widziała tylko gęstą war­stwę chmur pod boein­giem. Czy gdy chmury się roz­stą­pią, na ziemi będzie jesz­cze pokój? Rano w wia­do­mo­ściach TVN24 sygna­li­zo­wano kolejne ruchy Rosjan. Była prze­ko­nana, że atak wojsk rosyj­skich jest tym razem kwe­stią już nie tygo­dni lub dni, ale godzin. Tym bar­dziej że kon­cen­tra­cja dużych sił trwała od dłuż­szego czasu. Jako ofi­cer wywiadu musiała być przy­go­to­wana na każdy roz­wój wyda­rzeń, ale po sie­dem­dzie­się­ciu sied­miu latach pokoju w Euro­pie trudno przy­cho­dziło pogo­dzić się z taką moż­li­wo­ścią. Tym bar­dziej z wojną u gra­nic Pol­ski. Dotąd żyła w prze­świad­cze­niu o nie­na­ru­szal­no­ści pokoju. Samo­lot powoli wcho­dził w chmury, zaczęły się tur­bu­len­cje. Pomy­ślała, że postara się zro­bić wszystko, co w jej mocy, aby wyko­nać zada­nie, pomimo tak nie­bez­piecz­nej sytu­acji. Byłaby szczę­śliwa, gdyby mogła choć w naj­mniej­szym stop­niu wpły­nąć na zacho­wa­nie pokoju. Nie­stety, takie myśli sta­no­wiły jedy­nie nie­re­alne życze­nia.

Nie wie­działa jesz­cze, że zbli­ża­jąca się nie­uchron­nie wojna była tylko jed­nym z jej pro­ble­mów. A ponad sie­dem­set kilo­me­trów od niej zro­dziło się śmier­telne zagro­że­nie, w któ­rego urze­czy­wist­nie­niu poma­gał jeden z jej roda­ków.

Godzina 9.25 Kijów. Ambasada Federacji Rosyjskiej

Rezy­dent wywiadu wstrzy­mał przy­go­to­wa­nia do ewa­ku­acji zwią­za­nej z decy­zją Moskwy naka­zu­ją­cej per­so­ne­lowi pla­cówki pilny powrót do ojczy­zny. Wojna była pewna, dla­tego wła­dze nie chciały nara­żać swo­ich ludzi na nie­bez­pie­czeń­stwo zwią­zane z nawałą rosyj­skich rakiet czy bom­bar­do­wań, które lada moment dotkną miesz­kań­ców sto­licy Ukra­iny. Fak­tycz­nie, głu­pio byłoby zgi­nąć od wła­snej broni.

Po otrzy­ma­niu roz­ka­zów z cen­trali wszy­scy ofi­ce­ro­wie rezy­den­tury zostali wysłani w rejon pol­skiej amba­sady. Mieli zająć się ści­słą obser­wa­cją ziden­ty­fi­ko­wa­nych funk­cjo­na­riu­szy pol­skiego wywiadu. Główny wysi­łek skon­cen­tro­wano wokół rezy­denta Sta­ni­sława Krau­zego, dru­giego sekre­ta­rza amba­sady Pio­tra Adam­skiego oraz dwóch innych dyplo­ma­tów, co do któ­rych ist­niały poważne podej­rze­nia o dzia­ła­nie na rzecz wro­giej służby. By unik­nąć wymknię­cia się wspo­mnia­nych osób spod obser­wa­cji, do ich samo­cho­dów miały zostać pod­rzu­cone mikro­na­daj­niki pozwa­la­jące na moni­to­ro­wa­nie prze­miesz­cza­nia się. Rezy­dent mocno postra­szył pod­wład­nych, gro­żąc wszel­kimi moż­li­wymi sank­cjami w razie spar­to­le­nia akcji. Jego groźby były rów­nież wyni­kiem obaw o wła­sną skórę. Miał nadzieję, że uda się zakoń­czyć zada­nie przed roz­po­czę­ciem wojny. On i jego ludzie mieli swoje rze­czy już spa­ko­wane.

Pozo­stało tylko cze­kać – czas pokaże, czy infor­ma­cje z Moskwy były praw­dziwe i kto z pol­skiej rezy­den­tury spo­tka się z ofi­ce­rem przy­by­łym z War­szawy.

Godzina 9.30 Kijów. Ambasada RP

Piotr Adam­ski, drugi sekre­tarz Amba­sady RP w Kijo­wie, kolejny raz spraw­dził godzinę na zegarku. Ocze­ki­wana przez niego kole­żanka z cen­trali powinna wła­śnie lądo­wać w Kijo­wie. Miał już za sobą chwile zasko­cze­nia i fru­stra­cji, gdy dowie­dział się od rezy­denta Sta­ni­sława Krau­zego, że przez kilka dni będzie wspie­rał ope­ra­cję w rejo­nie pogra­nicz­nym reali­zo­waną przez mło­dego ofi­cera. I do tego kole­żankę z tego samego rocz­nika OKKW w Kiej­ku­tach. Dotych­czas Adam­ski czuł się szczę­ścia­rzem, ponie­waż jako pierw­szy spo­śród rówie­śni­ków został dele­go­wany na pla­cówkę. Inni jesz­cze uczyli się fachu w War­sza­wie, a on był już dyplo­matą i szpie­giem pełną gębą. Kariera stała przed nim otwo­rem. Dla­tego sta­rał się jak naj­wię­cej pra­co­wać, budu­jąc swoją pozy­cję w Agen­cji. Tym bar­dziej że nie­długo cze­kała go ocena po dwóch latach pracy, od któ­rej od któ­rej mogło dużo zale­żeć. Aż tu nagle został spro­wa­dzony na zie­mię. Pole­ce­nie cen­trali przy­dzie­liło mu rolę chłopca na posyłki dla Baśki Szy­mań­skiej, która wyko­ny­wała samo­dzielne zada­nie w tere­nie. Pamię­tał ją dosko­nale z Kiej­kut. Od początku rywa­li­zo­wali ze sobą na polu nauko­wym. Tam Szy­mań­ska oka­zała się lep­sza i zajęła drugą lokatę w ich rocz­niku. On był „tylko” trzeci na liście pry­mu­sów. No i do tego ona znała bie­gle tyle języ­ków, że jego dosko­nała zna­jo­mość zale­d­wie dwóch wypa­dała zupeł­nie blado. Był lep­szy tylko w zaję­ciach spor­to­wych i strze­lec­kich, co jed­nak pocie­szyło go w nie­wiel­kim stop­niu. W grę wcho­dziły też sprawy poza­za­wo­dowe. Basia od pierw­szego dnia w Kiej­ku­tach bar­dzo mu się podo­bała, ale ona, zajęta szko­le­niem, kom­plet­nie nie zwra­cała na niego uwagi. Tro­chę go pod­nie­cała, a tro­chę nie­po­ko­iła myśl o tych dwóch–trzech dniach wspól­nej pracy w tere­nie. Czy ona będzie się wywyż­szać jako ofi­cer reali­zu­jący ope­ra­cję? Chciałby unik­nąć nie­przy­jem­nej kon­fron­ta­cji, lecz jed­no­cze­śnie nie mógł dopu­ścić do tego, by poczuł się kimś gor­szym.

Drzwi do pokoju otwo­rzyły się gwał­tow­nie. Radca Sta­ni­sław Krauze wyglą­dał na znacz­nie star­szego niż pięć­dzie­siąt pięć lat. „Ma szczę­ście, że przy­szedł do służby w tysiąc dzie­więć­set dzie­więć­dzie­sią­tym pierw­szym roku, a nie kilka mie­sięcy wcze­śniej, bo już by został zwol­niony jak wielu ofi­ce­rów uro­dzo­nych za wcze­śnie”, pomy­ślał Adam­ski. Pamię­tał jesien­nego grilla przy piwie, pod­czas któ­rego rezy­dent przy­bli­żył mu realia zmian prze­pi­sów eme­ry­tal­nych i pozby­wa­nia się sta­rych funk­cjo­na­riu­szy przez obecne wła­dze. Piotr w pełni zga­dzał się z oceną, że poli­tyczne decy­zje zazwy­czaj odby­wają się ze szkodą dla służby wywiadu. Zmiany poko­le­niowe powinny prze­bie­gać w natu­ralny spo­sób. Pomi­nął pro­blem krzywdy ludzi, któ­rzy po poświę­ce­niu całego życia zawo­do­wego ryzy­kow­nej służ­bie nagle dowia­dy­wali się, że ojczy­zna ma ich gdzieś i zrywa umowę zawartą przed laty.

– Wszystko masz przy­go­to­wane? – zapy­tał Krauze. W cen­trali znany był ze swo­jego „ojcow­skiego” sto­sunku do pod­le­głych ofi­ce­rów. – Basia już pew­nie wylą­do­wała.

– Mel­duję, że już szó­sty raz spraw­dzi­łem listę spraw, które mia­łem zała­twić – zażar­to­wał Piotr, uśmie­cha­jąc się do prze­ło­żo­nego. Praca ze Stasz­kiem, który ze wszyst­kimi był na „ty”, była czę­sto bar­dziej przy­jem­no­ścią niż obo­wiąz­kiem. – Samo­chód zatan­ko­wany, kani­stry zapa­ko­wane, tak jak było usta­lone.

– Broń przy­go­to­wana?

– Staszku, giwery wyczysz­czone i prze­sma­ro­wane. Zapa­sowe maga­zynki scho­wane.

– Doku­menty lega­li­za­cyjne, tele­fon sate­li­tarny, zapa­sowa kasa?

– Sze­fie, wszystko jest spa­ko­wane. Speł­ni­łem nawet te zaska­ku­jące życze­nia Basi.

– Oba­wiam się, że tra­fi­cie w sam śro­dek rosyj­skiej inwa­zji. – Prze­ło­żony myślał o poważ­niej­szych spra­wach niż zabra­nie dłuta, taśmy kle­ją­cej i kleju mon­ta­żo­wego. – Wtedy od tych giwer, jak je nazwa­łeś, może dużo zale­żeć. O któ­rej zni­kasz?

– Wyjdę przed dwu­na­stą. Tak jak usta­la­li­śmy, zro­bię pie­szą trasę spraw­dze­niową, a potem zabie­ram wóz z par­kingu i jadę po Bar­barę.

– Pozdrów ode mnie Basię. Prze­każ jej wyrazy współ­czu­cia, w końcu Tade­usz to był mój przy­ja­ciel. I pamię­taj, może­cie liczyć na mnie w każ­dej sytu­acji. Nie muszę ci tego mówić, ale chroń ją w razie potrzeby. Uwa­żaj­cie na sie­bie i powo­dze­nia.

Rezy­dent uści­snął dłoń Adam­skiego i wyszedł z pokoju.

„Każdy ma swoje dyle­maty. Sta­szek mar­twi się o nasze bez­pie­czeń­stwo, a ja mam pro­blem, jak nie czuć się gor­szy od kole­żanki z mojego rocz­nika”, myślał. Nie przy­pusz­czał, że życie zwe­ry­fi­kuje na swój spo­sób te zało­że­nia.

Godzina 10.00 Moskwa. Służba Wywiadu Zagranicznego

Michaił Sawin odło­żył na biurko mel­du­nek z rezy­den­tury w Kijo­wie. Depe­sza sta­no­wiła zwień­cze­nie jego aktyw­no­ści w ciągu dzi­siej­szego poranka. Obser­wa­to­rzy zostali roz­sta­wieni, pozo­sta­wało tylko cze­kać. Rów­nież wszyst­kie pla­cówki SWR w rejo­nie pogra­ni­cza z Ukra­iną posta­wiono w stan goto­wość. „Psy zostały spusz­czone z łań­cu­cha”, pomy­ślał z przy­jem­no­ścią. Wie­rzył, że namie­rzą Polaka, a przy oka­zji także agenta. Wtedy on wsią­dzie w cze­ka­jący już śmi­gło­wiec i dopad­nie szpiega. Nie­na­wi­dził Pola­ków, któ­rzy już kilka razy mu umknęli i wręcz go ośmie­szyli. Ale teraz on będzie się śmiał, trzy­ma­jąc za gar­dło pol­skiego ofi­cera. Chęć wyży­cia się była moc­niej­sza niż nadzieja na gene­ral­ski awans. Jed­no­cze­śnie na­dal nie mógł wyzbyć się obaw, że pol­ski wywiad przy­go­to­wał jakąś pro­wo­ka­cję. Trudno mu było uwie­rzyć, że Wydział Tery­to­rialny dys­po­no­wał agen­tem mają­cym bez­po­śred­nie doj­ście do AW. W sumie nie powi­nien nawet tak myśleć. Prze­cież to był jego czło­wiek. On go zwer­bo­wał i tak naprawdę był to naj­więk­szy suk­ces ope­ra­cyjny w jego karie­rze. Karie­rze, która wią­zała się z Pol­ską i jego oso­bi­stym pie­kłem.

Godzina 10.30 Kijów. Lotnisko Boryspol. Terminal B

Szy­mań­ska szybko ode­brała bagaż z taśmy. Potwier­dziła się pro­sta zasada: jeśli odpra­wiasz się na końcu, twoje bagaże poja­wią się jako pierw­sze. Pocze­kała, aż więk­sza grupa podróż­nych pój­dzie w stronę wyj­ścia ze strefy przy­lo­tów. Sta­rała się wmie­szać w tłum. Była ostrożna i od momentu wylą­do­wa­nia w Kijo­wie posta­no­wiła sto­so­wać samo­kon­trolę. W hali przy­lo­tów odna­la­zła punkt wynajmu samo­cho­dów AVIS. Pomimo nie­wiel­kiej kolejki już po kwa­dran­sie trzy­mała w ręku klu­czyki do forda fie­sty. Poszła na par­king zgod­nie ze wska­zów­kami urzęd­niczki AVISA. Były pre­cy­zyjne. Ford stał wśród innych aut do wyna­ję­cia i wyróż­niał się wście­kle czer­wo­nym kolo­rem. „Gdyby miał jesz­cze koguta na dachu, to byłby kom­plet”, pomy­ślała.

Spo­koj­nie poko­nała drogi wyjaz­dowe z lot­ni­ska. Pamię­tała je z wcze­śniej­szych poby­tów w Kijo­wie. Choć wtedy zazwy­czaj pro­wa­dził jej tata lub kie­rowca z pla­cówki. Po chwili jechała już w stronę sto­licy Ukra­iny drogą E40. Miała przed sobą zale­d­wie dwa­dzie­ścia dzie­więć kilo­me­trów. Po połu­dniu cze­kała ją znacz­nie dłuż­sza trasa. Roz­pę­dziła fie­stę, jadąc skraj­nym lewym pasem. Przez chwilę obser­wo­wała, czy jej manewr sprawi, że jakiś samo­chód poje­dzie za nią. Nic jed­nak nie zauwa­żyła. Jej uwagę zwró­ciła za to znaczna liczba woj­sko­wych pojaz­dów na jezd­niach w obie strony. Choć to aku­rat nie powinno dzi­wić. Spo­koj­nie zje­chała na środ­kowy pas. Po kilku kilo­me­trach skrę­ciła na sta­cję ben­zy­nową. Sko­rzy­stała z toa­lety i kupiła bato­nika. Kiedy zna­la­zła się ponow­nie na E40, po kilku minu­tach oce­niła, że raczej nie ma obser­wa­cji. Jej dzia­ła­nie było na wyrost, w końcu była w zaprzy­jaź­nio­nym kraju, ale wolała pano­wać nad sytu­acją.

Pen­sjo­nat U Lud­miły odna­la­zła bez pro­ble­mów. Nowo­cze­sny pię­trowy budy­nek kon­tra­sto­wał z tra­dy­cyjną zabu­dową tej dziel­nicy. Młoda kobieta w recep­cji długo szu­kała rezer­wa­cji doko­na­nej przez kan­ce­la­rię adwo­kacką Ste­vens & Brown z Wied­nia. Ocze­ki­wa­nie potwier­dziło, że zapewne nikt nie inte­re­so­wał się rezer­wa­cją dla Bar­bary Szy­mań­skiej, w prze­ciw­nym razie recep­cjo­nistka ina­czej zare­ago­wa­łaby na jej poja­wie­nie się. Basia zapła­ciła fir­mową kartą kre­dy­tową.

Zanio­sła torbę do pokoju. Wyjęła z niej zwi­nięty ple­cak, nie­zbędny przy noc­nym mar­szu w tere­nie. Po chwili kel­nerka przy­nio­sła zamó­wiony duży kubek moc­nej kawy z mle­kiem. „Baszka” roz­pa­ko­wała rze­czy i przy­go­to­wała te, które chciała zabrać w dal­szą drogę. Wło­żyła je do mniej­szej torby. Do spo­tka­nia z Pio­trem miała jesz­cze dwie godziny. Wyj­rzała przez okno. Z gru­bej war­stwy chmur widocz­nej pod­czas lądo­wa­nia w Kijo­wie zaczął padać śnieg. Się­gnęła po kawę i bato­nik. Wia­do­mo­ści w ukra­iń­skiej tele­wi­zji cały czas prze­ka­zy­wały infor­ma­cje na temat moż­li­wej rosyj­skiej inwa­zji. Zmie­nia­jący się co kil­ka­na­ście minut komen­ta­to­rzy wła­ści­wie nie pozo­sta­wiali wąt­pli­wo­ści co do bli­skiego wybu­chu wojny. Zna­la­zła rosyj­skie pro­gramy infor­ma­cyjne. Tutaj prze­kaz suge­ro­wał poważne zagro­że­nie ze strony sił zbroj­nych Ukra­iny wspie­ra­nych przez złe kraje Zachodu. Moskwa jed­no­znacz­nie stwier­dzała, że NATO szy­kuje atak na Rosję. Armia musi pod­jąć wszel­kie kroki, aby ode­przeć agre­sję i ura­to­wać kraj. Pre­zy­dent i gene­ra­li­cja już nad tym pra­cują. „Boże, co za pro­pa­gan­dowe bzdury”, pomy­ślała. Gorzej, że zna­jąc Rosjan, wie­działa, iż więk­szość z nich bez­kry­tycz­nie wie­rzy w to, co mówi pań­stwowa tele­wi­zja. U czę­ści co prawda wiara ta osłab­nie, kiedy okaże się, że ich syno­wie, mężo­wie, ojco­wie lub bra­cia zostają zmo­bi­li­zo­wani i muszą ginąć za Rosję. Pozo­stali jed­nak są odporni na inne poglądy niż ofi­cjalne.

Godzina 11.00 Warszawa. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego

Kapi­tan Dariusz Kowal­ski, usi­łu­jąc ukryć satys­fak­cję, zaj­rzał do gabi­netu naczel­nika Wydziału I Depar­ta­mentu Kontr­wy­wiadu puł­kow­nika Józefa Sta­re­wi­cza. Prze­ło­żony ode­rwał wzrok od pliku doku­men­tów i jed­nym spoj­rze­niem roz­po­znał jego nastrój.

– Naj­pierw zamknij drzwi, potem sia­daj i opo­wia­daj.

Kowal­ski uwiel­biał swo­jego szefa. Sta­re­wicz, gdy prze­ko­nał się do kogoś, był przy­ja­cie­lem dla rów­no­lat­ków, a dobrym wuj­kiem dla młod­szych ofi­ce­rów. Wie­lo­let­nie doświad­cze­nie w pracy oraz nie­spo­ty­kana intu­icja czy­niły z niego mądrego prze­ło­żo­nego i bły­sko­tli­wego doradcę. Cza­sami był tylko zbyt ostrożny. Kowal­ski nie potra­fił oce­nić, czy to wada, czy zaleta.

– Mamy wresz­cie coś w spra­wie Pie­liń­skiego i Tra­dexu – oznaj­mił trium­fal­nie.

– Kapi­ta­nie Kowal­ski, w tym budynku dbamy o zasady kon­spi­ra­cji i uży­wamy kryp­to­ni­mów spraw. Rozu­miem, że mówisz o roz­pra­co­wa­niu „Zula”.

– Tak jest, panie naczel­niku.

– Gadaj i nie tytu­łuj mnie po próż­nicy.

– Wczo­raj wie­czo­rem towa­rzy­szy­li­śmy z Rad­kiem „Zuli” pod­czas spo­tka­nia w Belve­dere.

– Nie­źle sobie doga­dza eme­ry­to­wany urzęd­nik służby zagra­nicz­nej. A i wy pew­nie wyko­rzy­sta­li­ście ten pre­tekst. Mam nadzieję, że nie przed­sta­wisz wyso­kiego rachunku.

– Nawet bar­dzo nie­źle. Mówię oczy­wi­ście o „Zuli”, bo ja skromne danko wege i her­bata. A teraz wia­do­mość na pierw­szą stronę. Spo­tkał się z Patry­kiem Turem.

– Tym Turem z DBN od pre­miera?

– Ty to masz pamięć! Tym samym.

Krót­kie spoj­rze­nie Sta­re­wi­cza przy­wo­łało pod­wład­nego do porządku.

– Dobre jedze­nie, wyse­lek­cjo­no­wane dro­gie wina two­rzyły miłą atmos­ferę do szcze­rej roz­mowy. Tur tak się zaan­ga­żo­wał, że podzie­lił się z „Zulą” nie­jaw­nymi ana­li­zami i infor­ma­cjami doty­czą­cymi sytu­acji wokół Ukra­iny. Nie tylko nie krył, ale wręcz pod­kre­ślał, że pocho­dzą od CIA i innych służb oraz od rzą­dów sojusz­ni­czych kra­jów. Nie uwie­rzysz, ale w pew­nym momen­cie zaczął infor­mo­wać roz­mówcę o szcze­gó­łach ope­ra­cji aktu­al­nie reali­zo­wa­nej przez AW! Spo­tka­nie z agen­tem, na które wła­śnie udaje się ofi­cer z Agen­cji, ma pozwo­lić na uzy­ska­nie infor­ma­cji bez­po­śred­nio pocho­dzących z kie­row­nic­twa impe­rium zła.

Puł­kow­nik z nie­do­wie­rza­niem wpa­try­wał się w Kowal­skiego.

– Piłeś już coś dzi­siaj?

– Ani dzi­siaj, ani wczo­raj. Cho­ciaż już mi się należy.

– Darek, czy wiesz, co ty mówisz? Dyrek­tor z oto­cze­nia mini­stra koor­dy­na­tora opo­wiada zewnętrz­nemu kon­tak­towi o ści­śle taj­nych szcze­gó­łach sprawy ope­ra­cyj­nej? Albo on osza­lał, albo coś ci się przy­wi­działo. I skąd on znał takie szcze­góły?

– Sze­fie, ja też nie mogłem uwie­rzyć w to, co sły­sza­łem. Ale mia­łem przy sobie sprzęt ope­ra­cyjny i wszystko nagra­łem. Sam posłu­chaj.

Kapi­tan wycią­gnął z kie­szeni minia­tu­rowy odtwa­rzacz i po krót­kich poszu­ki­wa­niach wła­ści­wego momentu roz­mowy puścił nagra­nie. W pokoju roz­legł się lekko zaci­na­jący się głos męski. W tle sły­chać było odgłosy typowe dla restau­ra­cji. Nie prze­szka­dzały w swo­bod­nym zro­zu­mie­niu wypo­wia­da­nych słów. Po odsłu­cha­niu kilku minut nagra­nia Sta­re­wicz się­gnął dło­nią do kra­wata i ener­gicz­nie polu­zo­wał węzeł. To nie wystar­czyło, bo rap­tow­nie wstał i sze­roko otwo­rzył okno. Do pomiesz­cze­nia wpa­dło zimne powie­trze. Kil­ka­krot­nie głę­boko ode­tchnął.

– Chcieli mnie wypchnąć na eme­ry­turę, a ja głupi się bro­ni­łem. Powi­nie­nem był się zgo­dzić. Choć w końcu sami pro­sili, żebym jesz­cze został. Mia­łem uczyć mło­dych. Ale to, co usły­sza­łem, to nie na moje zdro­wie. Rozu­miem, że ktoś za dużo wypije. Wtedy plot­kuje o kobie­tach, gada na swo­ich sze­fów czy staje się agre­sywny. Ale żeby facet o naj­wyż­szych dopusz­cze­niach do tajem­nicy i mający fak­tyczny dostęp do źró­dło­wych infor­ma­cji ujaw­niał takie szcze­góły, to jakiś obłęd. Wiem, wiem, gada­li­śmy już kilka razy o pozio­mie tych szych z poli­tycz­nego nada­nia, ale to?! Powinno mu się za samą tę roz­mowę cof­nąć cer­ty­fi­kat taj­no­ści i wyrzu­cić na zbity pysk.

– Idziemy z tym do dyrek­cji? – spy­tał, a wła­ści­wie zapro­po­no­wał z uśmie­chem Kowal­ski.

– Spo­koj­nie, młody czło­wieku. – Puł­kow­nik zamknął okno i wró­cił do biurka. – Chcesz się stać wro­giem kie­row­nic­twa resortu i ich jesz­cze wyżej usy­tu­owa­nych kole­gów? Podoba ci się twoja robota? To pomyśl chwilę. Nie takim spra­wom ukrę­cano łeb w tym budynku. A nawet jeśli nie zagrają tak bez­czel­nie, to zawsze znaj­dzie się eks­pert, który zbada taśmę i stwier­dzi, że albo nie są to głosy tych, któ­rych wczo­raj pod­słu­cha­łeś, albo taśma została zmon­to­wana. I wtedy nako­pią nam do d…

Darek patrzył wycze­ku­jąco na Sta­re­wi­cza.

– Przede wszyst­kim zrób ze trzy dodat­kowe kopie tego nagra­nia. Masz je tak ukryć, żeby przy ewen­tu­al­nym prze­szu­ka­niu w wydziale nie zostały zna­le­zione. Gdzie, to już twoja sprawa, ja nic nie wiem. Jedno nagra­nie z twoim rapor­tem ma być w teczce roz­pra­co­wa­nia. Jeśli odbiorą nam sprawę, to na­dal będziemy mieli dowody. Do dyrek­cji nie idziemy. Pro­wa­dzimy sprawę dalej. Zrób zaraz zle­ce­nie na pełną obser­wa­cję i pod­słuch „Zuli”. Pójdę do naczel­nika obser­wa­cji i popro­szę o jakichś łeb­skich chło­pa­ków, aby nam nie spie­przyli sprawy. Mia­łeś spró­bo­wać kogoś „stuk­nąć” w biu­rze Tra­dexu?

– To mały zespół, ale „Zula” zatrud­nił córkę jed­nego z kum­pli z MSZ. Już z nią deli­kat­nie roz­ma­wia­łem i rozu­mie potrzebę pomocy naszej służ­bie. Raport z pozy­ska­nia powi­nien być u cie­bie.

Puł­kow­nik z zakło­po­ta­niem obej­rzał dwa stosy doku­men­tów leżą­cych na bla­cie.

– Wczo­raj znowu opi­nio­wa­łem nowe zarzą­dze­nie, które ma lada moment wyjść z MSW. Według urzęd­ni­ków dzięki niemu roz­wią­żemy wszyst­kie pro­blemy i z nim nawet Rosja­nie nam nie groźni. Przed chwilą wypchną­łem nasze sta­no­wi­sko do dyrek­cji, więc mogę zająć się tym, co ważne. No, zni­kaj już.

– Odmel­do­wuję się. – Szel­mow­ski uśmiech poja­wił się na twa­rzy Kowal­skiego, kiedy szedł do drzwi.

– Darek, jesz­cze jedno.

Puścił klamkę i wró­cił do biurka prze­ło­żo­nego.

– Dosta­li­śmy jakąś infor­ma­cję na temat Tra­dexu od służb part­ner­skich? Jeśli już jest w teczce, to przy­pad­kiem nie śmiej się z mojej dziu­ra­wej pamięci.

– Skła­da­li­śmy takie pyta­nie w sek­cji do spraw kon­tak­tów, ale dotąd nie było odpo­wie­dzi.

– To na co cze­kamy? Potrze­bu­jemy pil­nie tych infor­ma­cji.

– Zajmę się tym.

– I jesz­cze jedno. Jakoś nam umknęło, skąd Tur znał takie szcze­góły doty­czące wyjazdu ofi­cera AW do Kijowa. To może być ważny temat.

– Myślisz, że gadka „Zuli” z Turem nie była przy­pad­ko­wym wyko­rzy­sta­niem sła­bej głowy pana dyrek­tora? Że coś poważ­nego może się wią­zać z tą roz­mową? „Zula” jest podej­rzany, ale Tur?

– A według cie­bie to ja jestem jasno­wi­dzem? Nie jestem. Ale musimy badać każdy temat do końca. Ty powi­nie­neś sta­wiać takie pyta­nia. Dzi­siaj jesz­cze potrak­tuję cię ulgowo, ale za to zaj­mij się usta­le­niem, z kim Tur mógł roz­ma­wiać przed spo­tka­niem z „Zulą”. Dla uła­twie­nia pod­po­wiem. Raz: infor­ma­cje musiały pocho­dzić z AW, bo nikt inny nimi nie dys­po­nuje. Dwa: moim zda­niem były świeże, czyli z mak­si­mum ostat­nich trzech dni. I na tym moje wspar­cie dla cie­bie się koń­czy. Nie­stety, nie mam już żad­nych kole­żeń­skich kon­tak­tów w Służ­bie Ochrony Pań­stwa. Mia­łem w Biu­rze Ochrony Rządu, ale wszy­scy są już na zie­lo­nej trawce. Dla­tego musisz sprawę zała­twić sam.

– Mam tam kolegę i wiem, że ostat­nio zaj­mo­wał się ochroną Kan­ce­la­rii Pre­miera.

– No i super. Pod­su­mo­wu­jąc: Darek, pro­wa­dzimy kom­plek­sowe roz­po­zna­nie „Zuli”. Powin­ni­śmy rów­nież powia­do­mić kole­gów z Miło­będz­kiej o prze­cieku w spra­wie ich ope­ra­cji. Może mylimy się co do związ­ków „Zuli” z ruskimi. Jeśli mamy rację, to niech Bóg ma w swo­jej opiece tego ofi­cera, który poje­chał na Ukra­inę. Jak znam FSB i SWR, to nie robią błę­dów, gdy mają takiego gotowca poda­nego na tacy. Tym bar­dziej w cza­sie przy­go­to­wań do wojny. Za dzień, dwa ruscy zro­bią wielki news w swo­jej tele­wi­zji ze zła­pa­nia pol­skiego szpiega na gorą­cym uczynku. A doj­dzie do tego przez głu­potę wyso­kiego urzęd­nika pań­stwo­wego. Oby nie. Za godzinę pismo z infor­ma­cją dla AW ma być w dro­dze na Moko­tów. Tylko bez żad­nych nazwisk.

Godzina 13.50 Kijów. Pensjonat U Ludmiły

– Cześć, „Baszka”. – Uśmiech­nięty Piotr stał w drzwiach pokoju.

– Cze­kasz na zapro­sze­nie? – zażar­to­wała, choć miała świa­do­mość, że wypa­dło to sztywno.

Adam­ski szybko wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, które gło­śno ude­rzyły o fra­mugę. „Ale począ­tek”, pomy­ślał.

– Pozdro­wie­nia od Staszka Krau­zego i wyrazy współ­czu­cia z powodu śmierci two­jego taty.

Pod­nio­sła się z fotela przed tele­wi­zo­rem. Zro­biła krok w stronę kolegi i wycią­gnęła przed sie­bie rękę. Uści­snął ją deli­kat­nie.

– Nic się nie zmie­ni­łaś od Kiej­kut. – Patrzył na nią uważ­nie.

– To for­mal­no­ści mamy za sobą. Dzię­kuję za dobre słowo. – Basia wró­ciła na fotel. – Sia­daj, pro­szę. – Wska­zała na drugi. – Czy wszystko u cie­bie zgod­nie z pla­nem?

– Jasne, że tak. – Miał wra­że­nie jakiejś sztucz­no­ści ich roz­mowy. Nie do końca wie­dział, jak się zacho­wać. Posta­no­wił trzy­mać się tema­tów służ­bo­wych, w końcu reali­zują wspól­nie sprawę ope­ra­cyjną. – Zgod­nie z usta­le­niami po wyj­ściu z pla­cówki odby­łem trasę spraw­dze­niową. Pie­szo. Nic nie stwier­dzi­łem. Jakiś facet mi się raz powtó­rzył, ale potem z pew­no­ścią już go nie było. Posze­dłem na par­king przed Dwor­cem Głów­nym i zabra­łem toyotę. Jadąc przez mia­sto, nie mia­łem dobrych warun­ków, aby się spraw­dzić, ale nic szcze­gól­nego nie zwró­ciło mojej uwagi.

– Super. To możemy zaraz się zbie­rać. Przy­znam ci się, że tro­chę dziw­nie się czuję od momentu, kiedy wsze­dłeś do pokoju. Choć wła­ści­wie nie wiem dla­czego.

– Ja mam podobne wra­że­nie i też nie wiem dla­czego.

– W jed­nej kwe­stii chcę cię zapew­nić: nie mam zamiaru uda­wać szefa, waż­nego ofi­cera z cen­trali. Jeste­śmy kole­gami i tego musimy się trzy­mać.

– Tro­chę się oba­wia­łem takiej sytu­acji. W końcu ja mam ci tylko poma­gać.

– Piotr, przede wszyst­kim skon­cen­trujmy się na naszej wspól­nej pracy. Mnie zależy, żeby zro­bić to, co muszę. Ale patrzę na to jak na naszą akcję. Jak będzie suk­ces, to nasz wspólny. Jak kicha, to oboje ponie­siemy kon­se­kwen­cje. Lecz w takim przy­padku ja poważ­niej­sze, bo w końcu pro­wa­dzę tę sprawę.

– Pełna zgoda, Basiu, i sztama. Fak­tycz­nie, jak damy ciała, to oboje. Jeste­śmy part­ne­rami. A w kon­tek­ście tego, co szy­kują ruscy dookoła gra­nicy ukra­iń­skiej, każdy błąd może mieć przy­kre skutki. Sytu­acja jest bar­dzo napięta. Ale to z pew­no­ścią wiesz. To co, zbie­ramy się?

– Zaraz będę gotowa. – Szy­mań­ska zgar­nęła kilka dro­bia­zgów ze sto­lika przed tele­wi­zo­rem i wrzu­ciła je do ple­caka. Przy oka­zji zer­k­nęła przez okno. Znie­ru­cho­miała, wpa­trzona w oto­cze­nie pen­sjo­natu.

– Co tam widzisz? – Piotr zbli­żył się do okna.

„Baszka” zatrzy­mała go ręką. Sama cof­nęła się za zasłonę, cią­gnąc Adam­skiego za sobą.

– Co jest? – zapy­tał zasko­czony.

– Na ulicy jest dwóch męż­czyzn. Szli oddziel­nie po obu stro­nach ulicy. Teraz jeden zatrzy­mał się za drze­wem i zdaje się, że obser­wuje pen­sjo­nat. Spró­buj ostroż­nie popa­trzeć.

Piotr deli­kat­nie wychy­lił się zza zasłony. Począt­kowo widział wjazd do pen­sjo­natu i dalej ulicę zasta­wioną zapar­ko­wa­nymi samo­cho­dami. Po chwili dostrzegł nie­ru­chomą syl­wetkę męż­czy­zny obok drzewa rosną­cego w pobliżu wej­ścia na pose­sję. Dru­giego nie zauwa­żył.

– Widzę tylko jed­nego. To nie musi być nic waż­nego.

– Ten drugi fak­tycz­nie znik­nął. Nie twier­dzę, że ktoś nas obser­wuje. W szkole wyśmie­wa­li­śmy się z tych, któ­rzy widzieli duchy, gdy fak­tycz­nie nie mieli obser­wa­cji. Ale ten pierw­szy dziw­nie się zacho­wuje. Uwa­żam, że ostroż­no­ści ni­gdy nie za wiele.

– Ja będę dalej obser­wo­wał ulicę, a ty dokończ zbie­rać rze­czy. Jak wyje­dziemy na trasę, będzie nam łatwiej spraw­dzić twoje podej­rze­nia.

Basia zamknęła ple­cak i wyszli z pokoju. W recep­cji nikogo nie było. „To nawet lepiej”, pomy­ślała. Pokój wyna­jęty został na tydzień, a gdyby ktoś pytał, recep­cjo­nistka nie udzieli żad­nej infor­ma­cji.

Wsie­dli do czar­nej toyoty RAV4. Szy­mań­ska z powąt­pie­wa­niem popa­trzyła na samo­chód.

– Nie miej takiej miny. – Piotr czuł się w obo­wiązku wyja­śnić stan wozu. – To druga gene­ra­cja tego modelu, z dwa tysiące szó­stego roku. Jak na Ukra­inę, to i tak limu­zyna, oczy­wi­ście poza zgrają naj­now­szych modeli audi, bmw czy mer­ców, któ­rymi jeż­dżą boga­cze. W sumie tak jak u nas. Za to nie będzie zwra­cał uwagi. Zapew­niam cię, że jego stan został spraw­dzony przez zaufa­nego mecha­nika. Jest okej. Sil­nik dwa litry i sto pięć­dzie­siąt koni.

– Pio­trek, daj już spo­kój z tą pre­zen­ta­cją. – „Baszka” nie mogła powstrzy­mać uśmie­chu. – Wie­rzę, że to super­ma­szyna i dowie­zie nas tam, gdzie potrze­bu­jemy. Raczej nie prze­wi­duję udziału w wyści­gach czy raj­dach. A teraz, chło­pie, ruszaj wresz­cie, bo sporo kilo­me­trów przed nami.

Adam­ski uru­cho­mił sil­nik i wyje­chał z par­kingu pen­sjo­natu. Na ulicy nie zauwa­żyli nic podej­rza­nego. Widziani przez nią męż­czyźni znik­nęli. Podob­nie w trak­cie dojazdu do trasy E40 nic nie zwró­ciło ich uwagi.

– To dzi­siaj moja ulu­biona droga – poin­for­mo­wała.

– Jecha­łaś nią z Bory­spola? – upew­nił się.

Poki­wała głową, zer­ka­jąc jed­no­cze­śnie w boczne lusterko. Jechali w ciszy dłuż­szy czas. Gdy opu­ścili aglo­me­ra­cję kijow­ską, liczba pojaz­dów wyraź­nie się zmniej­szyła.

– Do Pokrow­ska mamy nie­całe sześć­set sie­dem­dzie­siąt kilo­me­trów – poin­for­mo­wał. – Będziemy na miej­scu około dwu­dzie­stej trze­ciej. Teraz, gdy zapo­wia­dają wojnę, ruch na dro­gach jest znacz­nie mniej­szy.

– Posta­raj się obser­wo­wać ten ciem­no­szary samo­chód, który jest jakieś sto metrów za nami. To zdaje się bmw.

Adam­ski wbił wzrok we wsteczne lusterko. Potem spraw­dził obraz rów­nież w bocz­nym.

– To fak­tycz­nie chyba bmw. Ale dla­czego cię zain­te­re­so­wało?

– Ten samo­chód zauwa­ży­łam, gdy wyjeż­dża­li­śmy z rejonu pen­sjo­natu. Potem widzia­łam go sto­ją­cego za nami na świa­tłach w Kijo­wie. Na E40 począt­kowo go nie było i już myśla­łam, że zła­pa­łam ducha. Jed­nak potem dogo­nił nas i teraz trzyma się w sta­łej odle­gło­ści.

– Basiu, zawsty­dzasz mnie. – Piotr zer­k­nął na kole­żankę, nie kry­jąc uzna­nia. – Ja mam dwa lusterka i nic nie zauwa­ży­łem. Zro­bimy mu jakiś numer?

– Nie sza­lej. Dosko­nale wiesz, że naj­waż­niej­sze, aby śle­dzący, jeśli ktoś nas fak­tycz­nie obser­wuje, nie wie­dzieli, że my o nich wiemy.

– Dobrze, sze­fie.

– Jeste­śmy part­ne­rami – zwró­ciła mu uwagę. – Jeżeli jest obser­wa­cja, to mamy kło­pot. A naj­waż­niej­sze, kto to jest? Na razie jedź. Potem zoba­czymy, czy to nie fał­szywy alarm.

Godzina 13.55 Warszawa. Agencja Wywiadu

Pismo z ABW zgod­nie z drogą służ­bową tra­fiło do puł­kow­nika Marec­kiego. Ten od dawna kry­tycz­nie patrzył na dzia­ła­nia ope­ra­cyjne ABW prze­ciwko SWR. Sygnał o moż­li­wym prze­cieku doty­czą­cym misji na pogra­ni­czu Ukra­iny i obwodu doniec­kiego zasko­czył go. Gdyby nie fakt, że ope­ra­cja była fak­tycz­nie reali­zo­wana, wyśmiałby suge­stie Rako­wiec­kiej. Jed­nak w tym przy­padku ujaw­nione zostały tajne infor­ma­cje. Jakim cudem? Grono osób zna­ją­cych temat spo­tka­nia z agen­tem było wąskie. Ktoś z Agen­cji? Wąt­pliwe. W tym momen­cie przy­po­mniała mu się roz­mowa z Patry­kiem. W prze­ciek na tym pozio­mie już kom­plet­nie nie mógł uwie­rzyć. Z dru­giej strony autor pisma, nie chcąc ujaw­nić danych osób uczest­ni­czą­cych w roz­mo­wie, rela­cjo­no­wał fakty na zasa­dzie „jedna pani opo­wia­dała dru­giej pani”. To dawało mu dobry argu­ment, aby posta­wić ich pod murem.

Wezwał Danu­się Styś i podyk­to­wał jej odpo­wiedź do ABW, doma­ga­jąc się bliż­szych szcze­gó­łów na temat źró­deł ich wie­dzy. Pismo dotrze na Rako­wiecką jutro. Poczeka na odpo­wiedź i wtedy zde­cy­duje, co dalej.

Godzina 14.00 Warszawa. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego

Pra­cow­nicy sek­cji do spraw kon­tak­tów spra­wiali wra­że­nie koope­ra­tyw­nych; w rze­czy­wi­sto­ści byli tak dumni ze swo­jej współ­pracy z naj­waż­niej­szymi zachod­nimi służ­bami spe­cjal­nymi, że nie nale­żało pod­cho­dzić do nich bez przy­sło­wio­wego kija. Na szczę­ście poza ofi­ce­rami w komórce pra­co­wała sekre­tarka Iwona. Nawet jeśli była podatna na ten sam nastrój dumy, co jej kole­dzy, to do kapi­tana Dariu­sza Kowal­skiego pałała ukry­wa­nym afek­tem. Jej wyda­wało się, że nikt nic nie dostrzega, ale Darek wyczu­wał to na odle­głość.

Dwa spa­cery po pię­trze, gdzie znaj­do­wały się biura sek­cji, przy­nio­sły efekt. Już z daleka zoba­czył Iwonę nio­sącą tacę z brud­nymi fili­żan­kami i szklan­kami. Przy­spie­szył kroku, co pozwo­liło mu dogo­nić kobietę tuż przed drzwiami do kuchenki. Ukło­nił się i szar­manc­kim gestem otwo­rzył drzwi do pomiesz­cze­nia. Iwona uśmiech­nęła się, zado­wo­lona ze spo­tka­nia i z pomocy. Kowal­ski odwza­jem­nił uśmiech.

– Jak miło cię, Iwonko, zoba­czyć w ten ponury dzień.

– Nie żar­tuj sobie ze mnie. Teraz wszy­scy mówią tylko o woj­nie. A ty się zale­casz.

– Każda oka­zja jest dobra, aby powie­dzieć kole­żance miłe słowo. Tym bar­dziej że szczere.

– Szkoda, że inni nie są tak sym­pa­tyczni jak ty, Dareczku. No i zbyt rzadko mamy oka­zję do współ­pracy. Nie­czę­sto poka­zu­jesz się u nas.

– Praca, praca, praca. Ale mam pewien pro­blem, i to pilny. Może mogła­byś mi pomóc. Bo z two­imi chło­pa­kami roz­mowa bywa ciężka.

– Bar­dzo chęt­nie, a w czym mia­ła­bym ci pomóc?

– Kilka tygo­dni temu skła­da­li­śmy pyta­nie do MI6 i CIA. Dotąd nie dosta­li­śmy odpo­wie­dzi.

– Moi kole­dzy mają ostat­nio tyle na gło­wie, że zda­rza im się zapo­mi­nać o pro­stych spra­wach. Wiesz co, te naczy­nia mogą pocze­kać. Chodź ze mną, zaraz wszystko spraw­dzimy.

– Z przy­jem­no­ścią.

Sekre­ta­riat sek­cji oka­zał się pusty. Iwona popro­siła Darka, żeby usiadł na krze­śle, a sama zaczęła spraw­dzać coś w kom­pu­te­rze. Już po chwili uśmiech­nęła się trium­fal­nie.

– Jest twoja zguba. Oczy­wi­ście u Radka. To naj­bar­dziej zajęty czło­wiek w naszym zespole. Pocze­kaj spo­koj­nie.

Iwona otwo­rzyła szafę pan­cerną. Wzięła z półki jedną z gru­bych teczek. Wyjęła dwie kartki i scho­wała teczkę do szafy. Usia­dła przy kom­pu­te­rze.

– Musisz jesz­cze wytrzy­mać ze mną parę minut – stwier­dziła kokie­te­ryj­nie.

– Liczę, że kie­dyś uda nam się jakąś kawkę wspól­nie wypić i poroz­ma­wiać – wyznał obłud­nie.

– Jak się tro­chę uspo­koi, to z przy­jem­no­ścią, bo teraz to sie­dzę codzien­nie do nocy.

Mówiąc, stu­kała w kla­wia­turę. Wycią­gnęła z dru­karki pismo i poło­żyła przed Kowal­skim.

– Pod­pisz, że ode­bra­łeś.

– Tak szybko? Praca z tobą to czy­sta przy­jem­ność.

Pokwi­to­wał odbiór doku­men­tów i się­gnął po podane przez Iwonę papiery. Zabrał je lewą ręką, a prawą wycią­gnął do kobiety, a potem deli­kat­nie uca­ło­wał jej dłoń. Iwona, zasko­czona tym, zabrała rękę.

– Ależ Darku, jesz­cze ktoś zoba­czy.

– Cało­wa­nie dłoni pięk­nych kobiet nikogo nie dziwi. Naj­wy­żej budzi zazdrość. Bar­dzo ci dzię­kuję za pomoc. Liczę na wię­cej.

– Pole­cam się – poże­gnała go miłym uśmie­chem.

„Ale ze mnie świ­nia”, pomy­ślał, „Iwona pew­nie liczy na wię­cej, a to zaloty wyłącz­nie w inte­re­sach. Jed­nak w końcu flirt to flirt. Nie musi z niego coś wyni­kać”.

Gdy zna­lazł się w swoim gabi­ne­cie, usiadł przy biurku i zaczął czy­tać przy­nie­sione doku­menty. Pierw­szym była notatka od CIA. Poza sze­re­giem infor­ma­cji kor­po­ra­cyj­nych i finan­so­wych o Tra­dek­sie wska­zy­wała jedy­nie moż­li­wość powią­zań firmy z rosyj­skimi służ­bami. Cie­kaw­sza była infor­ma­cja MI6, która praw­do­po­dob­nie lepiej odnaj­dy­wała się w cypryj­skich realiach. Było to oczy­wi­ste, gdy znało się histo­rię wyspy. Wywiad bry­tyj­ski stwier­dzał jed­no­znacz­nie, że firma dzia­ła­jąca na ryn­kach zale­d­wie od dwóch lat była ści­śle powią­zana z SWR. Nie potwier­dzono dotąd zaan­ga­żo­wa­nia Tra­dexu w któ­rąś z ope­ra­cji Rosjan, ale MI6 dys­po­no­wało infor­ma­cjami o finan­so­wych i kadro­wych związ­kach firmy z wywia­dem. Tra­dex był zakon­spi­ro­waną komórką wywiadu zaj­mu­jącą się roz­po­zna­niem potrzeb surow­co­wych i kapi­ta­ło­wych państw Unii Euro­pej­skiej oraz czo­ło­wych firm z regionu. Zatrud­niał sporą grupę przed­sta­wi­cieli i kon­sul­tan­tów, zazwy­czaj pocho­dzą­cych z kra­jów, które roz­pra­co­wy­wano. MI6 dosyć ostroż­nie wypo­wia­dało się na temat spo­sobu rekru­ta­cji zagra­nicz­nych pra­cow­ni­ków firmy. Autor notatki deli­kat­nie dawał do zro­zu­mie­nia, że moż­liwe są agen­tu­ralne powią­za­nia tych spe­cja­li­stów ze służ­bami rosyj­skimi. Pod­kre­ślał wiel­kość fun­du­szy anga­żo­wa­nych w pro­mo­cję firmy na poszcze­gól­nych ryn­kach oraz czę­ste próby pozy­ska­nia przy­chyl­no­ści kon­tak­tów inte­re­su­ją­cych Tra­dex róż­nymi szczo­drymi poda­run­kami lub przy­słu­gami. MI6 dekla­ro­wała goto­wość dal­szej współ­pracy z ABW w kwe­stii roz­pra­co­wa­nia aktyw­no­ści firmy na euro­pej­skim i pol­skim rynku.

Kowal­ski odło­żył notatkę. Służby, dopóki nie dys­po­no­wały moc­nymi dowo­dami, nie poda­wały jed­no­znacz­nych ocen danego obiektu. Infor­ma­cje zawarte w notatce były aż nadto wymowne. Tra­dex to przy­kry­cie dla dzia­łal­no­ści ope­ra­cyj­nej Rosjan, co widać po aktyw­no­ści pol­skiego przed­sta­wi­ciel­stwa. Osoba „Zuli” nie odbie­gała od typo­wego pro­filu pra­cow­nika firmy tego cha­rak­teru. Zebrane dotąd infor­ma­cje zbli­żały pol­ski kontr­wy­wiad do jed­no­znacz­nej oceny dzia­łal­no­ści figu­ranta. Nagrana roz­mowa w Belve­dere była kolej­nym potwier­dze­niem wcze­śniej­szych podej­rzeń.

Godzina 15.20 Moskwa. Służba Wywiadu Zagranicznego

Michaił Sawin nie mógł usie­dzieć spo­koj­nie. Aż sam się sobie dzi­wił. Miał prze­cież za sobą pra­wie trzy­dzie­ści lat tej roboty… I sporo nie­bez­piecz­nych ope­ra­cji za gra­nicą, gdzie nie mógł liczyć na żadną pomoc. Ner­wowo bywało rów­nież pod­czas pracy na pla­ców­kach. Zazwy­czaj miej­scowe służby sta­ran­nie pil­no­wały rosyj­skich dyplo­ma­tów, w tym ofi­ce­rów wywiadu. W takich warun­kach każde poważ­niej­sze zada­nie, roz­mowa wer­bun­kowa czy odbiór mate­ria­łów wią­zały się z ner­wami.

Dzi­siaj nic mu nie gro­ziło. Był u sie­bie i miał do dys­po­zy­cji duże grono pod­le­głych ofi­ce­rów oraz współ­pra­cow­ni­ków. W razie potrzeby mógł liczyć na funk­cjo­na­riu­szy innych rosyj­skich służb czy żoł­nie­rzy. Oczy­wi­ście jeśli nie doj­dzie do kon­flik­tów, typo­wych dla rywa­li­za­cji w naj­waż­niej­szych spra­wach. Wiel­kim uła­twie­niem w jego ope­ra­cji była obecna sytu­acja w rejo­nie gra­nic z Ukra­iną. Roz­lo­ko­wane tam jed­nostki woj­skowe mogły teo­re­tycz­nie wes­przeć dzia­ła­nia Sawina, gdy powsta­nie taka koniecz­ność. Wła­ści­wie trzy­mał w rękach wszyst­kie atuty. Wie­dział o pla­nie prze­ciw­nika, przy­go­to­wał zasadzkę, a wróg był kom­plet­nie nie­świa­domy, że jego plany zostały zde­kon­spi­ro­wane. Sawin miał pew­ność powo­dze­nia ope­ra­cji uję­cia Polaka i samego agenta. Chyba to, że cho­dziło o walkę z pol­skim wywia­dem, tak go tu nie­po­ko­iło i zara­zem pod­nie­cało.

Puka­nie do drzwi zakłó­ciło jego myśli. Pod­ofi­cer przy­niósł ocze­ki­wany mel­du­nek. Rzu­cił się na ten doku­ment, jakby w ten spo­sób mógł zła­pać poszu­ki­wa­nego. Było dobrze. Ludzie z kijow­skiej rezy­den­tury obser­wu­jący pol­skich dyplo­ma­tów usta­lili, że drugi sekre­tarz Piotr Adam­ski opu­ścił pla­cówkę około połu­dnia i udał się do pen­sjo­natu U Lud­miły. Oce­nili, że wcze­śniej odbył trasę spraw­dze­niową. To, że był pro­wa­dzony przez sze­ściu ludzi i trzy samo­chody, pozwo­liło unik­nąć wykry­cia obser­wa­cji. Infor­ma­cja, że ode­brał z par­kingu samo­chód na ukra­iń­skich tabli­cach reje­stra­cyj­nych, była jakby gwa­ran­cją, że zamie­rza pod­jąć dzia­ła­nia nie­ty­powe dla dyplo­maty. Gdy zapar­ko­wał auto przed pen­sjo­na­tem, udało się pod­łą­czyć mikro­na­daj­nik gwa­ran­tu­jący stały moni­to­ring pozy­cji Polaka. Adam­ski po kil­ku­na­stu minu­tach wyje­chał z pen­sjo­natu w towa­rzy­stwie mło­dej kobiety. Jeżeli nie była to roman­tyczna randka przy­stoj­nego Polaka, to bar­dzo praw­do­po­dobne, że doszło do kon­taktu z poszu­ki­waną osobą. Wyje­chali z Kijowa drogą E40. Kie­ru­nek ich podróży z grub­sza paso­wał do zakła­da­nego celu – dotar­cia w rejon wschod­niej gra­nicy Ukra­iny. Rezy­dent infor­mo­wał, że inne obser­wo­wane osoby nie opu­ściły dotąd Kijowa. Prze­by­wają na­dal w pla­cówce. Ich obser­wa­cja była pro­wa­dzona.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki