Orestes - Eurypides - ebook

Orestes ebook

Eurypides

0,0

Opis

Orestes to dramat Eurypidesa, największego obok Ajschylosa i Sofoklesa tragika starożytnej Grecji.


Słynny dramat Eurypidesa, opowiadający o wydarzeniach Orestesa po tym, jak zamordował swoją matkę.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 73

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-764-8
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Osoby dramatu

ELEKTRA, córka Agamemnona i Klytaimnestry. HELENA, żona Menelaosa. HERMIONA, jej córka. CHÓR niewiast argiwskich. ORESTES, syn Agamemnona i Klytaimnestry. MENELAOS, król Sparty, brat Agamemnona. TYNDAROS, ojciec Heleny i Klytaimnestry, Kastora i Polideukesa. PYLADES, syn Strofiosa, krewny i przyjaciel Orestesa. GONIEC, stary sługa na dworze Agamemnona. FRYGIJCZYK, niewolnik w służbie Heleny.

APOLLON.

Rzecz dzieje się w Argos.

Orestes

W głębi sceny pałac Agamemnona w Argos. W głębokiej nyży bramy głównej łoże Orestesa, na którem spoczywa, w głębokim pogrążony śnie. Przy nim siedzi

ELEKTRA(podniósłszy się).

Nic niema tak strasznego, co się w ludzkiej mowie Wyrazić da, mąk niema, ni losów bogowie Nie zarządzili takich, by na serce człeka Nie spadły. Szczęsny Tantal — od tego-m daleka, Ażeby jego doli urągać —, to boże, Zeusowe pono plemię, zawisnął w przestworze I ciągle drży, ażeby nań się nie urwała Ta ponad jego głową wciąż stercząca skała. A karę tę ma za to, że, jak chodzą słuchy, Zaszczycon będąc ongi, acz śmiertelnik kruchy, By w bogów uczestniczyć biesiedzie, języka Nie trzymał za zębami, wada, co dotyka Najbardziej. Ten Pelopsa miał, ten Atreusza, Którego prządka życia, bóstwo Zwada, zmusza — Ten los-ci mu wyprzędła —, by się waśnił z bratem Rodzonym, Thyestesem. Lecz na cóż, pozatem, Wspominać okropności? Zabiwszy mu dziatki, Zaprosił go Atreusz do tej uczty rzadkiej! Z Atreja — że pośrednie zajścia już pominę — I z Aeropy z Krety powstał w swą godzinę Syn Agamemnon sławny, jeżeli go można Zwać sławnym, i Menelej... Żoną tego zdrożna,

U bóstw znienawidzona Helena, a zasię Ów książę Agamemnon zawarł w swoim czasie Ślub, w Grecyi napiętnowan, z Klytaimnestrą. Idą Trzy córki z niej, mej matki — tak, z Chryzotemidą Ma siostra Ifigenia, oraz ja, z nazwiska Elektra, i syn Orest. Serce mi się ściska, Gdy wspomnę tę ohydną, tę bezbożną matkę! W nierozerwalną ojca uwikławszy siatkę, Zabiła go. Powodu nie przystoi pannie Przytaczać. Niech to inni zechcą nienagannie Wyjaśnić... Jakichże mi dzisiaj słów potrzeba, Ażeby się użalić na bezprawie Feba? Oresta on nakłonił, by matce rodzonej Śmierć zadał, co nie wszystkie pochwaliły strony, I brat ją zamordował, ufny w słowo boże. Uczestniczyłam w mordzie, ile pomódz może Niewiasta. I Pylades dział razem z nami. Od chwili tej, dzikimi trapiony szałami, Nieszczęsny brat Orestes na posłaniu leży — Tak niemoc go przemogła. Krwi matczynej świeży Wciąż zapach w szał go wprawia i dręczy nad miarę — Bo nie chcę przypominać trwóg tych, swą ofiarę Okrutnie ścigających, Eumenid... Dzień szósty Upływa, jak się lały onej krwi upusty Matczynej, jak spalono poświęcone zwłoki, A on ni kęsa strawy nie przyjął w głębokiej Rozterce, i w kąpieli nie był do tej pory. Otulon w płaszcz, gdy folgę uczuje ten chory Braciszek w swych cierpieniach cielesnych, to oczy, Przytomność odzyskawszy, łzawi, to wyskoczy Z posłania i wciąż pędzi i pędzi, jak źrebce, Gdy z jarzm je wyprzągnięto. W tej naszej kolebce,

W Argosie, zakazano ugaszczać nas w domu I mówić — z przestępcami, jako żeśmy sromu Matkobójczego winni. Dzień dzisiejszy będzie Rozstrzygającym dla nas, albowiem orędzie Argiwski sąd dziś wyda, jaką śmiercią mamy Umierać: czy nas zechcą, poza miasta bramy Wywiódłszy, kamienować, czy też miecz nam spadnie Na karki. Lecz nadzieję żywim, że tak snadnie Nie zginiem, gdyż Menelej, powróciwszy z Troi, Już w Nauplii wylądował. Ponieważ się boi, Więc żonę swą, Helenę, tych nieszczęść sprawczynię, Wprzód wysłał nocą w dom nasz, gdyż w mroku jedynie Ujść mogła zemsty ludzkiej. Za dnia wszyscy oni, Co synów potracili pod Troją, w pogoni Głazami-by ją na śmierć zatłukli. W komnacie Przebywa, zapłakana po siostry utracie I nad nieszczęściem domu. W tej swojej boleści Tę jedną ma pociechę, że córkę dziś pieści Do Troi uciekając, dała Hermionę W opiekę mojej matce, dziś to opuszczone Dziewczątko król Menelej sprowadził ze Sparty. Tą pieszcząc się, Helena tłumi ból zażarty. Więc teraz ja po wszystkiej rozglądam się drodze, Czy on tu się nie zjawi. Gdyż na małej srodze Niteczce zawisł żywot nasz biedny, jeżeli Pomocy nam Menelej co tchu nie udzieli. Nie wiele dom w nieszczęściu pogrążon dokona.

Z pałacu wychodzi

HELENA.

O córko Klytaimnestry i Agamemnona, Elektro, coś tak długo w panieńskim jest stanie!

Ach! powiedz, jakie dzisiaj twoje bytowanie I jak się ma Orestes, nieszczęsny morderca Swej matki! Że tak do was przemawiam od serca, Nie ściągnę na się zmazy, albowiem jedynie Fojbosa ja winuję w tym okrutnym czynie. Po śmierci Klytaimnestry, mojej biednej siostry, Narzekam, że ją taki spotkał los przeostry! Widziałam ją ostatnio, gdym w trojańskie ziemie Ruszała — snać bóg jakiś nałożył to brzemię Szaleństwa na me barki! Dzisiaj, na swą miedzę Wróciwszy, nad swym losem samotna się biedzę.

ELEKTRA.

Cóż powiem ci, Heleno? Toć sama na oczy Swe własne oto widzisz, jaka dola tłoczy Syna Agamemnona! Przy jego niemocy Okrutnej wysiaduję śród bezsennych nocy, Przy trupie onym siedzę, boć trup on, gdyż życie Na słabej wisi nitce. O tym jego bycie Nie mówię ja z wyrzutem. Oboje żyjecie Szczęśliwie — ty i mąż twój szczęśliwy na świecie, My za to jakże czarną przybici żałobą!

HELENA.

Jak dawno on złożony tą swoją chorobą?

ELEKTRA.

Od chwili, kiedy przelał krew, co go zrodziła.

HELENA.

Ach! biedny on i matka, biedna jej mogiła!

ELEKTRA.

Z rozpaczy dzisiaj ginę! Taka losów droga!

HELENA.

Wyświadczysz mi przysługę? Proszę cię, na boga!

ELEKTRA.

Nad bratem czuwać muszę, nie znajdę sposobu.

HELENA.

Nie mogłabyś się udać do mej siostry grobu?

ELEKTRA.

Do siostry, a mej matki? Jakie masz zamiary?

HELENA.

Z zalewek i mych włosów złożysz jej ofiary.

ELEKTRA.

Do drogiej pójść mogiły nie przystoi-ć wcale?

HELENA.

Na widok Argiwczyków ze wstydu się spalę.

ELEKTRA.

Haniebna wprzód ucieczka, wstyd spóźniony potem.

HELENA.

Masz słuszność, ale ranisz swego słowa grotem.

ELEKTRA.

Dlaczego Mykeńczyków twe oczy się boją?

HELENA.

Wstyd ojców, których syny zginęli pod Troją.

ELEKTRA.

O głośne też na ciebie wznosi Argos wrzaski.

HELENA.

Dlatego wybaw z trwogi, nie skąp mi swej łaski.

ELEKTRA.

Nie mogłabym ja spojrzeć na mogiłę matki.

HELENA.

Czyż godzi się, by służba nosiła me datki?

ELEKTRA.

Masz przecież Hermionę, wypełnić to umie.

HELENA.

Panienka nie powinna obracać się w tłumie.

ELEKTRA.

Lecz winna dług tej spłacić, co się nią zajęła.

HELENA.

Masz słuszność. Za twą radą wypełnienie dzieła Powierzę mojej córce... Chodź tu, Hermione, Zalewkę bierz do ręki i te ostrzyżone Me włosy, Klytaimnestry nawiedź-że grobowiec, Na szczycie stań mogiły z ofiarą i powiedz, Płyn lejąc — wino z mlekiem i miodem, te słowa: »Helena, siostra twoja, jako że się chowa Przed gniewem Argiwczyków, sama przy twym grobie Nie mogąc dzisiaj stanąć, przezemnie śle tobie Swe datki!« Potem proś ją, by wzięła w opiekę Mnie, ciebie i małżonka i te, że tak rzekę, Sieroty dwie nieszczęsne, które Bóg zatracił, I że jej dary złożę, by się dług mój spłacił Wobec mej zmarłej siostry, skoro czas posłuży. Idź przeto, dziecko moje, i nie zwlekaj dłużej — Myśl, wszystko to spełniwszy, o powrotnej drodze. (Odchodzi wraz z Hermioną).

ELEKTRA.

Naturo! Jakże człeka ty upadlasz srodze, Gdyś zła, a jeśli dobra, jakże ty nas ludzi Podnosisz! O, widziałam, że się li potrudzi Ostrożnie, by ściąć ledwie koniuszki swych splotów Inaczej jej urodzie zaszkodzićby gotów Ten nóż jej!.. Ano zawsze ta sama! Niech raczą Bogowie cię ukarać, żeś taką rozpaczą I mnie i mego brata i całą Helladę Dotknęła! Ach! Ja biedna! Gdzież znajdę ja radę?! Nadchodzą przyjaciółki, których wtór się splataZ moimi lamentami! Wnet obudzą brata, Chorego Orestesa, i łzy z moich powiek Wycisną, gdy zobaczę, jak biedny ten człowiek Szaleje!... O najdroższe niewiasty! Po cichu Bez stuku, bez hałasu stąpajcie, by lichu Nie dawać sposobności! Słodko jest mi waszej Zażywać dziś przyjaźni, lecz jeśli wystraszy Ze snu tego mi brata, w wielkim będę smutku.

CHÓR MŁODYCH NIEWIAST ARGIWSKICH.

Sza! sza! O pocichutku! Stopy jak najlżejszemi Ledwie dotykaj ziemi!

ELEKTRA.

Nie zbliżaj się do łoża! Tamtędy! tamtędy!

CHÓR.

Słucham w te pędy!

ELEKTRA.

Niechże mu szept wasz niewieści Jako najciszej szeleści,

Niech mu tak cicho gra, Jako ten trzciny szum!

CHÓR.

Ta warga ma Drży w swojej mowie, Jak ledwie dyszące sitowie, Jak trzcina!

ELEKTRA.

Tłum szept swój, tłum! Powoli stąpaj, powoli! Lecz wyznaj mojej niedoli, Dlaczego właśnie w ten czas Przybywasz do mnie! Pierwszy to raz Tak zasnął głęboko ogromnie!

*

CHÓR.Powiedz mi, przyjaciółko,

Co się z twym bratem stało?

Czy bardzo chore to ciało?ELEKTRA.

Przy życiu on-ci jeszcze, lecz oddech ma krótki.

CHÓR.

Ach! Co za smutki!

ELEKTRA.

Zabijesz mi go, jeżeli Obudzisz go z tej pościeli! Na wszystko najlepszy lek Jest nasz spokojny sen.

CHÓR.

Cierpi, niewinny człek, Los znosi srogi Za czyn, potępiony przez bogi! Biedny!

ELEKTRA.

Jak ból nęka ten! Bezprawie było w twym głosie, Kiedy z Temidy, Fojbosie, Trójnoga głosiłeś nam, Że mamy prawo U śmierci bram Rozprawić się z matką tak krwawo!

*

CHÓR.

Popatrz na łoże! Pod płaszczem ruszył się brat!

ELEKTRA.

Twój go, nieboże, Obudził hałas!... W świat!

CHÓR.

Sądziłam przecie, Że śpi!

ELEKTRA.

Na wszystko w świecie Odejdźcie mi! Pocichu precz stąd ponieście swe kroki!

CHÓR.

Śpi twardo.

ELEKTRA.

 Zaiste! Ty, co głęboki Sen dajesz ludziom udręczonym, święta, Prześwięta Nocy! MglistePorzuć Erebu pomroki I na swych skrzydłach przyleć jak najprędzej, W Agamemnona biedny przyleć dom! Okrutna nędza nas pęta, Giniemy strasznie w tej nędzy, Giniemy!... Znów się ruszacie?! Nałóżcie kaganiec tchom! Bodajby raz już był niemy Zbyt skrzętny język wasz! Precz! precz! Niepotrzebna ta straż Przy bracie! Sza! Sza! Użyczcie muDobrotliwego snu.

*

CHÓR.

Jakie są wróżby? Jaki go czeka kres?

ELEKTRA.

Śmierć, śmierć, bo cóżby?! Ciągle bez jadła, bez!