Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Gotowy na nowy wymiar thrillera? Ta książka to coś więcej niż zwykła opowieść – to intensywne przeżycie, które wciągnie Cię w mroczną grę umysłu. W środku znajdziesz unikalne sekcje z pytaniami, które nie tylko pogłębią Twoje zaangażowanie w fabułę, ale I sprawią, że poczujesz się częścią tej niepokojącej rozgrywki. Przewiduj, analizuj, daj się zwieść – każde pytanie to szansa na odkrycie tajemnic lub… błąd, który wyostrzy Twoje zmysły i nie pozwoli Ci zasnąć. Czy odważysz się wejść do tej gry?
OPIS:
Słyszę go. Jest blisko. Każdy krok, każdy szept, każdy ruch w ciemności – to on. Nikt mi nie wierzy. James mówi, że przesadzam, a Jessica uważa, że to przez moje lęki. Ale ja wiem, że on mnie obserwuje. Zna każdy mój ruch, a jego obecność wyczuwalna jest w każdym zakamarku mojego domu. Próbuję być czujna, ale czasem... czasem wątpię już we własne zmysły. Jestem jednak pewna, że on czeka, aż stracę czujność. A kiedy to się stanie, może odebrać mi wszystko.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 306
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2025 by Sandra Maciejewska
Redakcja:
Magdalena Sakowska
Korekta:
Dominika Kamyszek | Studio Ale buk!
Skład:
Mateusz Cichosz | Studio Ale buk!
Projekt okładki:
Maciej Pieda | Studio Ale buk!
Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej żadna część nie może być przedrukowywana czy w jakikolwiek inny sposób reprodukowana lub powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
Wydanie I
Warszawa 2025
ISBN 978-83-974670-1-9
Robertowi:
dziękuję za uskrzydlenie
Promienie słońca ogrzewają moją twarz, przedzierając się przez ciężkie turkusowe zasłony. Wpadają do sypialni i rozświetlają ją subtelnym blaskiem. Wodzę po nich wzrokiem, leżąc na ogromnym łożu w kolorze ciemnego drewna stojącym na środku pomieszczenia. Uwielbiam je.
Moje spojrzenie przesuwa się ku sztaludze znajdującej się przy oknie naprzeciwko łóżka. Wygląda na zużytą, lecz nie zamierzam się z nią rozstawać.
Zapach drewna otula moją duszę, przypomina o pierwszym spotkaniu z tym domem. Nigdy nie zapomnę uczucia, które mi wtedy towarzyszyło. Tak jakbym pokochała go od pierwszego wejrzenia. Podobał mi się cały. Gdy na niego patrzyłam, wydawało mi się, że serdecznie zaprasza mnie do siebie. Wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana. Biały, drewniany dom w Tennessee zawrócił mi w głowie. Najbardziej jednak pokochałam to, co było za nim. Jezioro. Moja oaza spokoju. Miejsce, które pobudzało kreatywność i oferowało upragniony spokój.
Podczas spotkania z Lilianne – kobietą, która oprowadzała mnie po domu, zaczęłam się zastanawiać, czy nie jest dla mnie za duży. Miałam zamieszkać w nim sama, a dwie kondygnacje tylko pogłębiały moje wątpliwości. Biłam się z myślami. Dwa piętra, trzy łazienki, dwie sypialnie, gabinet, duży salon, kuchnia oraz urocze, tajemnicze pomieszczenie, znajdujące się za regałem na książki – co bym miała robić w tak wielkim domu? Pożegnałam agentkę nieruchomości i wróciłam do przyjaciółki, u której mieszkałam. Od tamtej pory nie mogłam jednak przestać myśleć o tym niesamowitym miejscu. Marzyłam o dużej rodzinie i oczami wyobraźni widziałam moje dzieci biegające po nim i siebie jako nadopiekuńczą matkę, krzyczącą za nimi, by przestały. Słyszałam ich śmiechy podczas pływania w jeziorze. Wszystko to sprawiło, że następnego dnia umówiłam się z Lilianne i dokonałam zakupu.
Kiedy myślałam o tym domu, przyszłość stawała się lepsza. Czułam, że kupując go, robię przełomowy krok. Rozmyślałam o przyszłej rodzinie, o pięknych dzieciach z piwnymi oczami i zadartymi noskami. Myślałam o nim, mężczyźnie, którego kochałam całym sercem. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że moje życie zamieni się w koszmar.
Jamesa poznałam na pierwszym roku studiów. Już po zapoznaniu czułam, że spotkałam swoją bratnią duszę.
Pewnego dnia podszedł do mnie po zakończeniu zajęć i zaprosił do kina. Cieszyłam się jak wariatka. Z całej siły próbowałam niczego nie dać po sobie poznać. Nie chciałam, by James dowiedział się, że w głębi duszy lubię go bardziej niż przyjaciela. Wiedziałam, że to tylko wszystko utrudni i popsuje.
Poprosił, żebym wybrała film, po dłuższym namyśle postawiłam na lekką komedię z Jennifer Aniston.
Spotkaliśmy się pod kinem. Wstrzymałam oddech, gdy go zobaczyłam. Wyglądał jeszcze przystojniej niż zwykle. Byliśmy spóźnieni, a gdy weszliśmy na salę, film właśnie się zaczynał.
W środku cała się trzęsłam. Po raz pierwszy byłam z nim sam na sam, bez naszych przyjaciół.
Film leciał, a ja nie mogłam oderwać od Jamesa wzroku, obserwowałam, jak uroczo podnoszą się jego kąciki ust podczas śmiesznych scen.
Śmiałam się sama z siebie. Emily, wyglądasz idiotycznie. Masz dwadzieścia jeden lat, a zachowujesz się jak nastolatka.
Lecz to było silniejsze ode mnie. Śliniłam się na widok przyjaciela, zamiast skupić się na oglądaniu filmu.
James był bardzo atrakcyjny. Hebanowe włosy idealnie współgrały z błękitnymi niczym ocean oczami. Na jego twarzy gdzieniegdzie pstrzyły się urocze piegi. Pragnęłam potajemnie wpatrywać się w niego godzinami. Do tego ta jego muskulatura i uwidocznione żyły na przedramionach oraz dłoniach.
Zerknął na mnie i posłał mi uśmiech, który spowodował, że motyle zaczęły latać w moim brzuchu.
Uświadomiłam sobie, że zbyt długo się gapię.
– Przepraszam, zamyśliłam się.
– Mhm. – Poruszył brwiami.
Uśmiechnął się pod nosem i przeniósł wzrok z powrotem na ekran. Już wtedy doskonale zdawał sobie sprawę, że ma powodzenie u dziewczyn. Był bardzo pewny siebie.
Światła w sali się rozświetliły. Gdy zaczynałam wstawać, James chwycił mnie za rękę i zatrzymał. Wytłumaczył, że oglądając napisy końcowe, oddaje się szacunek aktorom, którzy grali w danym filmie, i osobom współtworzącym go.
– Ignoranci – powiedział, z pogardą patrząc na osoby opuszczające salę.
Pokiwałam z powagą głową, próbując dać mu do zrozumienia, że się z nim zgadzam. Wpatrując się w lecące z prędkością światła napisy, uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia, o czym był film. Miałam wielką nadzieję, że James nie będzie chciał o nim rozmawiać.
– I jak ci się podobał? – zapytał, jak gdyby czytał mi w myślach.
Szlag.
– Jak to komedia romantyczna. Mam wrażenie, że wszystkie są takie same – próbowałam wybrnąć, panikując w środku.
– Coś w tym jest. Ale to ty wybierałaś film…
– Pomimo tego, że wszystkie komedie polegają na tym samym, i tak je uwielbiam. W nich życie jest idealne i zawsze jest szczęśliwe zakończenie.
– Życie tak nie wygląda. Jestem realistą.
– Tak? A więc jaki film ty byś wybrał?
– Coś z horrorów.
– Nie ma mowy!
– Nie bój się, obroniłbym cię – powiedział i uśmiechnął się zalotnie.
Gdy wychodziliśmy z kina, James upierał się, że odprowadzi mnie do domu. Cieszyłam się, bo nie chciałam, żeby ten wieczór się kończył. Tak dobrze się dogadywaliśmy i w końcu byliśmy bez znajomych. James bez nich już się nie wygłupiał, potrafił być poważny.
Rozmawialiśmy o przyszłości. Chociaż byliśmy dopiero na pierwszym roku, bardzo ciekawiło mnie, co James planował. Powiedział, że jeszcze o tym nie myśli. Wyznawał wtedy zasadę carpe diem. Gdy odbił piłeczkę, zwierzyłam mu się, że chcę zarabiać na malowaniu obrazów, i w tamtym momencie poczułam bijącą od niego wiarę we mnie.
Gdy doszliśmy do mojego domu, ogarnął mnie smutek, że nasze spotkanie dobiega końca.
– No więc… Emily, dziękuję ci za ten jakże cudowny wieczór.
– Starasz się być gentlemanem? – zapytałam zaczepnie.
– Auć, zniszczyłaś ten piękny moment.
– Bardzo dobrze się z tobą bawiłam, Jamesie.
– Emily, to dla mnie zaszczyt, że mogłem dotrzymać ci towarzystwa.
Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy śmiechem.
– Więc na mnie chyba pora.
Poczułam ukłucie rozczarowania.
– Tak…
– To na razie, Emily.
– Cześć.
Otworzył szeroko ramiona, przekrzywił głowę i patrzył na mnie wyczekująco. Zrobiłam dokładnie to samo. Zaśmiał się pod nosem. Podszedł i spojrzał mi głęboko w oczy. Objął mnie mocno. Trwało to zdecydowanie zbyt długo jak na przyjacielskie przytulenie.
– Fajnie było wyjść tak bez całej ferajny.
– Zdecydowanie.
– No to trzymaj się, Emily.
– Ty też.
Żegnaliśmy się, jednak żadne z nas nie ruszyło się z miejsca.
– Chyba że…
Moje serce gwałtownie podskoczyło.
– Może wejdę do środka i pokażesz mi jakieś swoje obrazy? Zaintrygowałaś mnie. – Uśmiechnął się, ukazując swoje idealnie proste i śnieżnobiałe zęby, a na jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki.
Zmiękłam.
– Byłoby super – zgodziłam się ze zbyt dużym podekscytowaniem. – Proszę, wejdź. – Oblał mnie rumieniec.
Oglądał moje obrazy z fascynacją. Widziałam, że mu się podobają. Szczerze mu się podobały. Mówił, że są genialne, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo ogrzewa tym moją duszę.
– To zaszczyt być tu teraz z tobą.
– Przestań – zachichotałam i delikatnie klepnęłam go po ramieniu.
Poczułam na swojej twarzy gorąco bijące od rumieńców. Gdy byliśmy wśród znajomych, rozmawiałam z nim bez żadnego skrępowania, często się wygłupialiśmy. Nie rozumiałam, co się wtedy działo, skąd to zdenerwowanie.
– To jeszcze nic takiego, dopiero próbuję malować.
– Żartujesz? Przecież te obrazy są świetnie. Jestem przekonany, że nawet da Vinci by się ich nie powstydził.
Zaśmiałam się, a on przyglądał mi się z zaintrygowaniem.
– Uświadomiłem sobie, jak bardzo cię nie znam. Jesteś jak książka. Skrywasz wiele tajemnic. Fascynujesz mnie, Emily.
Podszedł do mnie bliżej, cały czas skupiony na moich obrazach.
– Są takie piękne…
– Dziękuję – szepnęłam zawstydzona.
Zbliżył się powoli, a gdy jego usta spotkały się z moimi, oddałam mu pocałunek. Delikatnie odsunął twarz, patrząc na mnie z intensywnością, która przyprawiała mnie o dreszcze. Po chwili ponownie mnie pocałował, tym razem namiętniej.
Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć, że ja również mu się podobam. Już wcześniej miałam wrażenie, że ze mną flirtuje, jednak zawsze myślałam, że to tylko żarty. A wtedy? Całowaliśmy się w salonie, w moim domu.
Nie opierałam się, gdy zdejmował ze mnie bluzkę. Marzyłam o tej chwili od roku. Właśnie tak wyobrażałam sobie swój pierwszy raz.
Następnego dnia obudził mnie śniadaniem. Był wobec mnie taki czuły. Z żalem żegnałam go, gdy musiał już iść.
Wirowałam po pokoju jak w transie, rytm muzyki z radia podsycał moje emocje. Wszystko, co istniało, było obrazem jego twarzy, obietnicą bezpiecznych ramion.
Z motylami w brzuchu zabrałam się za malowanie, czułam przypływ niewyobrażalnej weny. I jak się później okazało, stworzyłam wtedy dzieło, które przyniosło mi przeogromne pieniądze. W życiu nie myślałam, że jeden obraz zapewni mi bezpieczeństwo finansowe przez kilka miesięcy.
Chodziłam cała w skowronkach. Myślałam tylko o nim. O mojej bratniej duszy. Z tego niesamowitego transu chwilę później wyrwał mnie dźwięk dzwonka do drzwi.
– Dzień dobry, czy pani nazywa się Emily Smith?
– Tak
– Proszę, kwiaty dla pani.
– Ojej, dziękuję bardzo. – Uśmiechnęłam się nieśmiało.
– Ja tylko je dostarczam, proszę podziękować komuś innemu. – Puścił do mnie oko. – Miłego dnia życzę.
Z bukietu czerwonych róż wystawał liścik. „Pięknie wczoraj wyglądałaś, Emily”.
Trzynaście pięknych róż… Od razu chwyciłam za telefon, by podziękować mojemu adoratorowi.
– O, cześć, Emily. Jak ci mija dzień?
– Cześć. Właśnie skończyłam malować obraz. Ale dzięki tobie jest jeszcze lepszy.
– Chodzi ci o dzisiejszy poranek?
Nie widząc go, czułam, jak szeroko się uśmiecha.
– Dzisiejszy poranek był cudowny, ale mam na myśli pocztę kwiatową. Bardzo ci dziękuję.
– Czekaj, jaka poczta kwiatowa? – zapytał skonsternowany, czym sprawił, że serce zaczęło mi bić szybciej.
– Nie wygłupiaj się.
– Ale… Bardzo bym chciał, ale to naprawdę nie ja. To chyba oznacza, że mam rywala – zaśmiał się.
Poczułam uderzenie gorąca. „Pięknie wczoraj wyglądałaś, Emily”. Od razu pomyślałam, że skoro to nie James, to znaczy, że ktoś mnie tego wieczoru obserwował.
„Pięknie wczoraj wyglądałaś” – te słowa były zapowiedzią czegoś strasznego.
Teraz wiem, że to był dopiero początek mojego koszmaru.
Czy ktoś z przeszłości Emily mógłby mieć motyw, by ją śledzić?
Jakie znaczenie mogą mieć tajemnicze kwiaty w historii Emily?
– Może ktoś robi sobie żarty? Zapytaj Jess. Wiesz, jaka potrafi być… – podsunął James.
Jessica – moja najlepsza przyjaciółka. To dziewczyna, która niczego się nie boi. Mając zaledwie pięć lat, z zawadiacką miną wyrywała starszym chłopakom łopatki w piaskownicy. Odkąd pamiętam, zawsze mi imponowała. Była osobą, o której się nie zapomina. Wszędzie było jej pełno i zarażała innych pozytywną energią. Przy niej chciało się żyć.
Nasze rodziny się przyjaźniły, mieszkałyśmy na tej samej ulicy, co oznaczało jeszcze więcej spotkań z Jessicą, była dla mnie autorytetem, chciałam być jak ona. Zaczęłam się ubierać tak samo, zmieniłam zachowanie. Pamiętam zamartwianie się mamy: sądziła, że Jessica ma na mnie zbyt duży wpływ. Ale ona nie rozumiała. Jess była najfajniejszą osobą na świecie. Wymyślała zawsze najlepsze zabawy, z nią nie było nudy. Chociaż minęło szesnaście lat, odkąd się poznałyśmy, to się nie zmieniło. Jessica była mistrzynią zapełniania dni ciekawymi zajęciami.
Czasami się zastanawiałam, jak wyglądałoby moje życie, gdybym jej nie poznała. Z pewnością nie byłoby tak kolorowe. Byłam spokojną osobą, nie potrzebowałam szaleństw. Dusza introwertyczki sprawiała, że świetnie się czułam sama w domu z dobrą książką. Jednak Jessica potrafiła wydobyć ze mnie głęboko skrywany ogień. Czasami nie poznawałam przy niej samej siebie. Niewiarygodne, jak pozytywnie potrafiła na mnie wpłynąć.
Pomimo że miała wielu przyjaciół, zawsze czułam, że to ja jestem jej najbliższa, i schlebiało mi to. Dzięki niej otaczało mnie liczne grono pozytywnych ludzi. Gdyby nie ona, skończyłabym z maksymalnie jedną przyjaciółką.
Uwielbiała się bawić i robić sobie żarty z ludzi. Dlaczego wcześniej o niej nie pomyślałam?
– No witam panią – zaśmiała się, gdy odebrała telefon.
– Hej, Jess.
– A co to się wczoraj działo? Miałaś się odezwać. Już zaczynałam się martwić.
– Nie zgrywaj się. Dobrze wiem, że wiesz.
– Ale że o czym? Uświadom mnie. – Ponownie się zaśmiała.
Podziwiałam w niej tę beztroskę. Uśmiech nigdy nie schodził jej z twarzy. Na palcach jednej ręki byłam w stanie wymienić chwile, kiedy była smutna.
– Że byłam wczoraj z Jamesem w kinie.
– Z Davisem? – zapiszczała mi do słuchawki. – Opowiadaj!
– Mogłaś sobie darować te kwiaty.
– Jakie kwiaty? – zapytała zdezorientowana.
– Dostałam dzisiaj pocztę kwiatową.
– Czemu myślisz, że ja ci ją wysłałam? Emily, przykro mi, ale ja jestem hetero.
– Jess, przestań żartować. Dostałam dzisiaj pocztę kwiatową z liścikiem „Pięknie wczoraj wyglądałaś, Emily”. Myślałam, że to od Jamesa, ale on zaprzecza.
– Ktoś sobie pewnie robi jaja – uspokajała mnie.
– Niby kto?
– A mało znamy świrniętych ludzi?
– To też prawda.
Miała rację, niektórzy z naszych znajomych to naprawdę dziwni ludzie. Nasi bliscy byli dokładnie tacy sami jak ona. Nie zdziwiłabym się, gdyby to ktoś z naszej paczki zrobił mi taki kawał.
– Umówmy się dzisiaj w naszym pubie. Musisz mi opowiedzieć ze szczegółami o wczorajszym wieczorze.
Bar, o którym mówiła, odkryłyśmy, mając szesnaście lat. Pamiętam, gdy poszłyśmy do niego po raz pierwszy. Przyglądałyśmy się ludziom, wszyscy wydawali się nam tacy wolni, popijali piwo, śmiejąc się. Obiecałyśmy sobie, że gdy tylko skończymy dwadzieścia jeden lat, przyjdziemy tam i w końcu zamówimy prawdziwego drinka z alkoholem. Wcześniej mojito virgin musiało nam wystarczyć. Popijając je, patrzyłyśmy na ludzi i grałyśmy w naszą ulubioną grę „opowiem ci”: wybierałyśmy dwójkę osób rozmawiających ze sobą i wymyślałyśmy, o czym mogą rozmawiać. Grając w tę grę, zawsze miałyśmy niezły ubaw.
Miałyśmy do tego baru duży sentyment, to tam przyrzekłyśmy sobie przyjaźń po grób i mimo że byłyśmy już pełnoletnie, a w naszych portfelach znajdowało się więcej niż dziesięć euro, nie chciałyśmy zmieniać naszej miejscówki. Nawet jeśli droga do pubu zajmowała mi czterdzieści minut jazdy samochodem, nie wliczając w to korków.
– Dziewiąta wieczorem ci pasuje?
– Jak najbardziej, i nie ma odwoływania – zażartowała, bo to ona zawsze odwoływała, nie ja.
Zjawiłam się dziesięć minut przed czasem, łudząc się, że być może tym razem Jessica będzie wcześniej.
Wysiadłam z ubera i weszłam do pubu, od razu zamawiając dla nas drinki. Dla Jessiki jej ulubiony, który idealnie pasuje do jej temperamentu – krwawą mary. Myślę, że wmówiła sobie, że to jej ulubiony drink, żeby zrobić z siebie jeszcze większą, w swoim mniemaniu, twardzielkę, tak samo jak ja po obejrzeniu wszystkich sezonów Seksu w wielkim mieście wmówiłam sobie, że moim ulubionym drinkiem jest cosmopolitan. Tak na marginesie, Jess nienawidziła tego serialu. Uważała go za oklepany i nudny. Wydawało mi się jednak, że mówiła tak, ponieważ wszyscy go kochali. Zawsze chciała mieć odmienne zdanie, obojętnie na jaki temat. Chciała być alternatywką i całkiem nieźle jej to wychodziło.
Doug, barman, który pracował tam, odkąd pamiętam, podał mi zamówienie i uśmiechnął się flirciarko. Przewróciłam oczami, wzięłam drinki i ruszyłam do naszego ulubionego masywnego stołu w odcieniu ciemnego brązu po lewej stronie pubu. To jedyny stół, przy którym były kanapy. Zawsze dziwiło nas, że ludzie wybierają inne miejsca i wolą siedzieć kilka godzin na niewygodnych drewnianych krzesłach, lecz zdawałyśmy sobie sprawę, że wystarczy jeden drink, żeby twarde siedzenia przestały przeszkadzać. Idąc, słyszałam delikatnie skrzypienie drewnianej podłogi, która dodawała nutę tajemniczości całej przestrzeni. Pub emanował niepowtarzalnym klimatem z lat osiemdziesiątych. Ciemna cegła na ścianach, klimatyczne oświetlenie sprawiało, że miejsce to było jednocześnie piękne i brzydkie. Niesamowicie przyciągało uwagę, tworząc atmosferę, jakbyśmy przeniosły się w czasie do lat, które znałyśmy tylko z opowieści rodziców.
Jessica zjawiła się po trzydziestu minutach spóźnienia. Miała na sobie biały top i jeansowe dzwony. Makijażà la no make up. Włosy wyprostowała i zaczesała starannie do tyłu. Z daleka było czuć jej zapach. Słodkie nuty wanilii podbite jaśminem i kwiatem pomarańczy.
– O, już jesteś? Myślałam, że będę pierwsza. – Uśmiechnęła się, szczerząc białe, równe zęby.
Spóźnienia Jessiki stały się już tradycją. Ja zaś byłam osobą punktualną i pomimo tego, że wiedziałam, że Jess się spóźnia, i tak przychodziłam wcześniej, niż się umawiałyśmy. W przeciwieństwie do niej nienawidziłam, gdy ktoś na mnie czekał.
Pub wypełniała muzyka z lat osiemdziesiątych, kiwałyśmy się w rytm piosenki Toto Rosanna. Podczas mojego zdawania raportu odnośnie do randki z Jamesem wypiłyśmy nasze drinki, a Jessica słuchała opowiadania z szeroko otwartymi oczami, co jakiś czas mówiąc: „CO TY GADASZ?!”.
W wiszącym nad nami telewizorze leciał mecz piłki nożnej. Nic dziwnego, to był typowo męski pub. Obiegłam go wzrokiem i naliczyłam dwadzieścia osób, z czego tylko jedną kobietę poza nami.
Z naszej lewej strony znajdowało się mnóstwo butelek przeróżnego alkoholu. Półki z nimi otaczały plakaty ze śmiesznymi napisami takimi jak: „Dinozaury nie piły naszych drinków i wyginęły. Przypadek?”.
Kontynuowałam opowieść o minionym wieczorze, nocy i poranku z Jamesem z rumieńcami na twarzy, Jessica chciała usłyszeć dosłownie o wszystkim, włącznie z kolorem bielizny Jamesa.
Z kolei ona opowiadała mi o randce, na której była trzy dni temu. Z dumą nie szczędziła mi szczegółów.
– Niektóre rzeczy mogłabyś zachować dla siebie – zaśmiałam się.
– Te najostrzejsze zachowuję. – Puściła do mnie oko.
Nawet nie chciałam myśleć, co to mogłoby być.
– Dobra, następną kolejkę ja stawiam – powiedziała, podnosząc się.
Podeszłyśmy razem do baru. Doug, gdy nas zobaczył, postawił przed nami dwa drinki w pięknym kolorze laguny. Można mówić o Dougu wszystko, ale wspaniały z niego barman. Do drinków dosypał jadalnego brokatu, co sprawiło, że wyglądały jak kule śnieżne, które zachwycają swoim wyglądem, gdy się nimi potrząśnie.
– Pewien pan zamówił trzy następne rundy dla was na jego koszt – powiedział i wymownie poruszył brwiami.
– Słyszysz, Emily? Mamy wielbiciela. Kto wie, może to moja przyszła miłość. Który to pan?
– Siedzi dokładnie… – Rozejrzał się. – Nie widzę go, chyba już poszedł.
– No nic, trudno. Może jakiś wstydliwy adorator. – Jess machnęła ręką.
– Nie wydaje ci się podejrzane, że dostaję kwiaty, a teraz ktoś nam stawia trzy następne kolejki?
– Zbieg okoliczności, wyluzuj. Popatrz na nas. Jesteśmy młodymi, atrakcyjnymi laskami. To chyba nic dziwnego, że jakiś koleś chce nam postawić drinki?
– Gdybym spotkał takie cziki w barze, bez zastanowienia postawiłbym wam kolejkę – rzekł Doug z kokieteryjnym uśmiechem
– Zdarzyło ci się to kiedyś? – zapytałam, nie zwracając uwagi na Douga.
– A żeby to raz.
No tak, pomyślałam.
– To są konsekwencje bycia takimi ślicznościami.
– Doug, wazelina ci wypadła – odpowiedziała mu Jessica, krzywiąc się.
– Kręci mnie, kiedy taka jesteś. – Przesłał jej całusa.
Podniosła rękę, udając, że chwyta buziaka w dłoń, i teatralnie wyrzuciła go do kosza.
– Po prostu wyluzuj się – wróciła do tematu.
– Ale dlaczego poszedł? Nie chce nas poznać?
– Może poszedł się odlać, a za chwilę przyjdzie i porwie cię do tańca.
Jeśli już, to ciebie, Jess. Znacząco różniłyśmy się od siebie. Ona była piękną blondynką z nogami aż po niebo. Emanowała z niej kobiecość i pewność siebie. Ja zaś byłam drobną kobietą o kasztanowych długich włosach. Wstydliwą i zamkniętą w sobie.
– Emily, wszystko okej? – Patrzyła na mnie z troską.
Wiedziałam, o czym myśli. O zaburzeniach lękowych, które u mnie zdiagnozowano podczas terapii po śmierci mamy.
Poczta kwiatowa, a teraz to? Zastanawiałam się, czy jestem przewrażliwiona, czy może naprawdę zaczęłam przyciągać uwagę tajemniczego wielbiciela. Nie chciałam martwić Jessiki. Szybko zmieniłam temat, a już po chwili znowu śmiałyśmy się, delektując drinkami.
– Ooo! – zapiszczała, gdy usłyszała z głośników swoją ulubioną piosenkę Better When I’m Dancing Meghan Trainor.
Po dziesiątej w pubie zaczynali puszczać popowe piosenki, z czego mężczyźni popijający piwa nie byli zbytnio zadowoleni. Najwidoczniej właściciel w ten sposób chciał pozyskać nowych klientów.
– Doug, popilnuj drinków – rozkazała Jess kierowniczym tonem i porwała mnie do tańca.
Jako jedyne tańczyłyśmy na parkiecie, czułam na sobie wzrok facetów siedzących wokół. Jessica była w swoim żywiole. Wywijała, zachowując się, jakby była w teledysku. Nagle chwyciła za butelkę mężczyzny przypominającego typowego adwokata, który przed chwilą opuścił salę rozpraw. Patrzył na nią pełnym pożądania wzrokiem. Jessica podrzuciła butelkę i udawała, że to mikrofon, do którego śpiewa, wczuwając się w rolę gwiazdy pop. Chowałam twarz w dłonie, kręcąc głową ze wstydu, jednak za każdym razem, gdy spojrzałam na tańczącą Jessicę, wybuchałam śmiechem.
Gdy z głośników wydobyła się piosenka I Wanna Dance with Somebody, poczułam, że to mój moment. Walić to. Jeszcze na nudne życie przyjdzie czas, pomyślałam. Kiedy szaleć, jak nie teraz? Odwróciłam się i zabrałam piwo mężczyźnie, który wyglądem przypominał Dracona Malfoya. Ten jednak nie patrzył na mnie wzrokiem pełnym pożądania, tylko krzyknął w moją stronę „Oszalałaś?”. Nie zwracałam na niego uwagi. Dołączyłam do mojej przyjaciółki, która z wielkim uśmiechem pokazała mi kciuki w górę. Podeszła i klepnęła mnie w lewy pośladek. Kiwnęłyśmy do siebie głowami i zaczęłyśmy przedstawienie. Tańczyłyśmy, jakby jutra miało nie być, zarzucając dziko włosami.
W szale zabawy podchodziłam do ludzi i zachęcałam ich do dołączenia. Z zażenowaniem po dziesięciu odmowach powróciłam na parkiet. Podziwiałam Jessicę, która seksownie poruszała biodrami. W sekundę potrafiła zamienić się w seksbombę.
Muzyka zwolniła, a do moich uszu dobiegł dźwięk mojej ukochanej piosenki z filmu Dirty Dancing. Podekscytowana odwróciłam się do Jess i dostrzegłam z rozczarowaniem, że „Draco Malfoy” poprosił ją do tańca.
Wróciłam do baru i usiadłam na stołku barowym.
– Wow, to było niezłe… – Doug urwał zakłopotany.
– Emily. Niesamowite, znamy się sześć lat, a ty nadal nie pamiętasz, jak mam na imię.
– Oczywiście, że pamiętam – powiedział urażony.
– Pewnie. – Puściłam do niego oko.
Podskoczyliśmy na dźwięk okrzyków. Odwróciłam się gwałtownie, żeby zobaczyć, skąd to poruszenie. Jessica została właśnie podniesiona przez „Dracona” w kluczowym momencie piosenki i wyglądała przy tym jak przepiękny ptak. Zawsze marzyłam, żeby z kimś odtworzyć ten moment z filmu i żeby mnie ktoś tak podniósł.
Piosenka się skończyła i z głośnika rozbrzmiało Wannabe. Tłum zbierał się na parkiecie, każdy uwielbiał tę piosenkę. Moja przyjaciółka odeszła, gdy nie była już w centrum zainteresowania, i udała się tanecznym krokiem w naszą stronę.
– I wanna, I wanna, I wanna, I wanna, I wanna really, really wanna zigazig ah – zaśpiewał piskliwym głosem Doug.
Spojrzałam na niego wymownie.
– No co? Jestem fanem Spice Girls.
– Wiecie co? Drink najlepiej smakuje, gdy jest za darmo – powiedziała i wychyliła swój koktajl do dna.
Cztery drinki później tańczyłyśmy, jakby świat dla nas nie istniał. Byłyśmy tylko my i nasz pub. Jak za dawnych czasów.
Do lokalu zaczęło przychodzić coraz więcej ludzi, co sprawiło, że poczułam się przytłoczona. Postanowiłam się przewietrzyć. Westchnęłam głośno, czując, jak chłodne powietrze wypełnia płuca. Z każdym krokiem oddalającym mnie od wrzącego tłumu czułam ulgę. Lokal zaczynał przypominać mi mrowisko. Poczułam, że pora opuścić tamten zatłoczony świat i wrócić do mojej spokojnej oazy.
Już kręciło mi się w głowie, a delikatny ból stóp przypominał mi o intensywnym tańczeniu, o każdym rytmicznym ruchu, który teraz odbijał się echem w moim ciele. Przez chwilę zastanawiałam się, czy warto zostać dłużej, ale myśl o zbliżającym się kacu skłoniła mnie do szybkiej decyzji.
Stałam na chodniku przed pubem i wdychałam orzeźwiające powietrze. Nagle zastygłam, spoglądając w lewo. Ktoś szybko schował się za przystankiem autobusowym. Moje oczy próbowały przeniknąć mrok, ale niczego nie zdołałam dostrzec. Od razu przypomniałam sobie o poczcie kwiatowej, a serce zaczęło mi bić szybciej. Coś było nie tak, a uczucie niepokoju nasiliło się, gdy wróciłam do pubu.
Szukałam wzrokiem Jessiki, ale nie było jej w miejscu, gdzie ją zostawiłam. Serce zaczęło bić jeszcze szybciej, coraz ciężej mi się oddychało, a czoło pokryła warstwa potu. Wśród tłumu i dźwięków muzyki próbowałam odnaleźć znajome rysy twarzy przyjaciółki. Ale gdzie, do diabła, mogła się podziać? Czy tylko mi się wydawało, czy naprawdę coś złego działo się w tym tłumie? Zaczęłam przeciskać się między ludźmi, czując, że czas nagli bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
– Doug, widziałeś Jess? – powiedziałam lekko spanikowana.
– Coś się stało? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha.
– Chcę wracać.
Przestał robić drinka i zaczął mi się przyglądać ze zmarszczonymi brwiami.
– Na pewno wszystko w porządku?
– Tak, po prostu nie mogę znaleźć Jessiki. Zaczynam się martwić.
– Jest tam. – Wskazał na parkiet.
Odetchnęłam z ulgą. Przeciskałam się przez tłum spoconych ludzi. Sytuacja przed klubem wydawała mi się bardzo dziwna, jakbym przypadkiem nakryła kogoś na podglądaniu. Nie było mi do śmiechu.
Jessica oczywiście była na samym środku parkietu. Szybko do niej podbiegłam. Tańczyła z mężczyzną wyglądającym na około czterdziestkę, to ten typ, który za wszelką cenę nie chce dać po sobie poznać, ile ma lat, boi się starości. Miał na sobie biały T-shirt opinający umięśnioną sylwetkę. Czerwona czapka zasłaniała czarne włosy. Gdy spojrzałam mu w oczy, zauważyłam obłąkany wzrok i rozszerzone źrenice, a spoglądając w dół, dostrzegłam obrączkę. Co za oblech. Jessica, z kim ty tańczysz, do cholery?
– Jessica, chodź, wracamy! – krzyknęłam jej do ucha.
– Przecież tak świetnie się bawimy – zabełkotała.
– Źle się czuję, chcę już do domu.
– No dobrze, pani nudziaro – powiedziała i prawie przewróciła się o własne nogi.
Jak na złość miałam problem z zamówieniem ubera. Po kilku nieudanych próbach zadzwoniłam po taksówkę. Wyszłyśmy z pubu, gdy taksówkarz dał znać, że jest już na miejscu. Nie marzyłam o niczym więcej niż o zakończeniu tej nocy i bezpiecznym powrocie do domu.
Jessica, gdy tylko wsiadła do taksówki, zamknęła oczy. Wsiadając do auta przed pubem, dostrzegłam mężczyznę, który wpatrywał się we mnie. Był bardzo wysoki i chudy, obszerna bluza wisiała na nim jak na manekinie. Światło latarni padało bezpośrednio na niego. Widziałam jego przetłuszczone włosy przyprawiające o mdłości. Stał kilka metrów od naszej taksówki. Chciał, żebym go widziała. Coś w nim sprawiało, że czułam się niekomfortowo, czułam, jak powoli brakuje mi powietrza.
– Proszę ruszać – popędziłam kierowcę, bo chciałam być jak najdalej od nieznajomego mężczyzny.
– Nie podała mi pani adresu.
– Proszę zamknąć drzwi – szepnęłam ze ściśniętym gardłem, zauważając, że mężczyzna zbliża się, nie odrywając ode mnie wzroku. Patrzył na mnie, a ja czułam ciarki na ciele.
– Proszę podać adres – zmęczonym głosem powtórzył swoją prośbę kierowca.
Od alkoholu i stresu plątał mi się język. Groziło mi niebezpieczeństwo. Byłam o tym przekonana. W tym momencie czułam, jak napięcie wokół mnie gęstnieje, jak gdyby cała przestrzeń się skurczyła, a świat zaczął pulsować w rytmie mojego niepokoju. Psychopata stał zaledwie kilka metrów ode mnie, a jego wzrok mroził niczym lód, pozostawiając wrażenie, że to spojrzenie zostanie ze mną jeszcze na długo. Ze łzami paniki podałam wreszcie taksówkarzowi adres. Kiedy ruszyliśmy, wypuściłam nieświadomie wstrzymywane powietrze i odwróciłam się, żeby rzucić ostatnie spojrzenie na mężczyznę. Jego puste, pozbawione empatii oczy śledziły mnie, machał do mnie ręką, a w drugiej trzymał nóż.
Jakie intencje może mieć mężczyzna spod pubu?
Czy Emily powinna zaufać swoim przeczuciom?
Wstałam z ogromnym bólem głowy, pomimo że wypiłam półtora litra wody, dalej odczuwałam pragnienie.
– Proszę. – Podałam Jess szklankę soku pomarańczowego.
– Emily, umieram – westchnęła i zakryła głowę kołdrą.
Opowiedziałam jej o sytuacji z poprzedniego wieczoru.
– Przepraszam, że nie poszłam z tobą od razu.
– Boję się. Czuję się obserwowana.
– Nawet teraz? – Patrzyła na mnie ze współczuciem.
– Gdy byłam w kuchni, czułam czyjąś obecność i wzrok na sobie. Nikogo nie widziałam.
– Mówiłaś Jamesowi?
– Jeszcze się z nim nie widziałam. Dzwoniłam do niego, ale nie odbiera.
– Nic dziwnego, jest dopiero siódma, ty ranny świrze. Niektórzy o tej porze dopiero kładą się spać.
Zaśmiałyśmy się.
– Emily, nie zrozum mnie źle. Nie uważasz, że czas wrócić na terapię?
– O czym ty mówisz?
– No wiesz… Czy te wszystkie sytuacje naprawdę mają miejsce? – Popatrzyła na mnie z litością w oczach i położyła dłoń na moim ramieniu. – Pamiętasz, co mówiła doktor Morgan? Te zagrożenia naprawdę są takie duże czy może wyolbrzymione przez lęk?
– Wiem, jak to wygląda, ale niczego nie wymyśliłam.
– Wierzę ci – powiedziała pokrzepiająco. – Przyda ci się odpoczynek. Kiedy ostatnio medytowałaś? Pamiętasz jak dobrze się po tym czułaś?
Zostawiłam Jessicę w łóżku i poszłam nad jezioro z tyłu domu. Siedząc na wełnianym kocu w czerwoną kratę, co chwila patrzyłam za siebie i przyglądałam się falującej wodzie oraz lasowi w oddali. Z tej odległości drzewa wydawały się takie malutkie.
Próbowałam medytować, ale mój umysł stale skupiał się na wydarzeniach z poprzedniego wieczora. Zaczęłam się zastanawiać nad tymi wszystkimi dziwnymi rzeczami, które wydarzyły się w zaledwie trzy dni. Czy mężczyzna pod pubem rzeczywiście mi się przyglądał z nożem w ręku? Tak! Byłam tego pewna. A może Jessica miała rację? Wyolbrzymiałam zagrożenie? Tylko jak mogłabym to wytłumaczyć? Czy on na pewno miał nóż? Z każdą minutą byłam o tym coraz mniej przekonana. Światło latarni mogło rzucać na niego cień, a ja zbyt dużo sobie wyobraziłam. Jak wtedy, gdy przebudziłam się w nocy i o mało nie dostałam zawału po zobaczeniu człowieka w mojej sypialni. Gdy rozświetliłam pomieszczenie lampką nocną, z zażenowaniem odkryłam, że tą „osobą” jest krzesło, na którym leżą ubrania.
Tak więc wyobraźnia potrafiła płatać mi figle.
Zdawałam sobie z tego sprawę, tylko dlaczego to wszystko wydawało mi się tak realne?
Ponownie zadzwoniłam do Jamesa. Odezwała się poczta głosowa. Weszłam na Messengera, był aktywny dziesięć minut temu. Dziwne, skoro był aktywny, na pewno widział, że do niego dzwoniłam.
Cześć, James. Przepraszam, jeśli cię budzę, ale wczoraj przytrafiło mi się coś strasznego. Jak tylko to przeczytasz, odezwij się do mnie.
Coraz bardziej irytowałam się problemami podczas medytacji, więc postanowiłam sobie darować. Wróciłam do domu. Jessica nadal spała. Przykryłam ją kołdrą, którą od razu z siebie zrzuciła.
Jej widok przypomniał mi czasy, które z pewnością za szybko minęły. Życie toczyło się spokojnie, a my spędzałyśmy ze sobą każdą chwilę. Długie noce, podzielone na równi między naszymi domami, tworzyły fundament naszej przyjaźni. Nie nudziło nas swoje towarzystwo, wręcz przeciwnie.
To jej pierwszej pokazałam swoje obrazy. Mówiła, że mam talent, ale widziałam, że nie do końca rozumiała ich głębsze znaczenie.
Od zawsze interesowało mnie malarstwo abstrakcyjne, wiem, że ludzie nie potrafią zrozumieć mojej twórczości.
Inaczej było z Jamesem.
Cieszyłam się, że los zetknął nas ze sobą.
Po śmierci mamy rozważałam odłożenie nauki na studiach. Wolałam uporać się ze stratą rodzicielki i nie dokładać sobie kolejnych zmartwień.
Gdybym tak postąpiła, prawdopodobnie nie spotkałabym Jamesa. On byłby już na drugim roku. Minęlibyśmy się na uczelni, nie zdając sobie sprawy, że jesteśmy sobie pisani.
Nasze pierwsze spotkanie odbyło się na wykładzie, James dosiadł się do mnie i moich znajomych spóźniony. Usiadł obok mnie (na co bicie mojego serca przyśpieszyło), przedstawił się, a na jego twarzy ukazał się flirciarski uśmiech.
Zawsze byłam pilną uczennicą. Wychodziłam z założenia, że skoro jestem już w szkole, to warto wynieść z niej jak najwięcej. Z takim nastawieniem poszłam także na uczelnię.
James był bardzo uroczy i zabawny. Rozśmieszał mnie przez cały wykład. Dużo rozmawialiśmy, chociaż wiedziałam, że zamiast na rozmowie powinnam skupić się na wykładzie. Jednak czułam się, jakbym spotkała przyjaciela, którego nie widziałam kilka lat. Od tamtej pory siedział z nami na wszystkich wspólnych wykładach. I pamiętam, jaki czułam zawód, gdy dowiedziałam się, że nie studiuje malarstwa, co oznaczało, że nie będziemy widzieli się na każdych zajęciach.
Pamiętam to wyczekiwanie na ten jeden wykład dziennie, by znowu się z nim spotkać. Po zakończonych zajęciach wspólnie wychodziliśmy na miasto, bawiąc się z moimi przyjaciółmi do białego rana. James był nowy w mieście i nie znał jeszcze nikogo. Bardzo się cieszył, że każdy z mojej paczki go zaakceptował. Niedługo później moi przyjaciele stali się również jego przyjaciółmi.
Kiedy przedstawiłam mu Jessicę, dostrzegłam migotanie zazdrości w jej oczach. Czy to tylko przelotny cień, czy może coś więcej?
A teraz, po prawie roku bycia przyjaciółmi, zostaliśmy parą. Jessica, gdy się o tym dowiedziała, zapewniała mnie, że bardzo się cieszy. Widziałam jednak, że coś jest nie tak. Po trzecim drinku wyznała, że boi się, że James ją zastąpi i że już nie będzie dla mnie najlepszą przyjaciółką.
Jessica nie miała się czym martwić, nigdy bym jej nie zastąpiła. Tak wiele jej zawdzięczam.
Kiedy miałam osiem lat, umarł mój tata, jedenaście lat później los zabrał mi mamę. To były ciężkie chwile. Zostałam sierotą. Życie przestało mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Postanowiłam je sobie odebrać. Po co miałabym żyć? Byłam zła na świat. Zabranie mi taty było jak cios w plecy, zabranie mamy było ciosem w serce. Żyjąc, umarłam. Dodatkowo na każdym kroku czułam czyhające się na mnie zagrożenie. Dopisywałam sobie do wszystkiego czarne scenariusze. Popadałam w obłęd, z którym nie umiałam sobie poradzić. Napisałam list pożegnalny, połknęłam garść tabletek i byłam gotowa zobaczyć rodziców. Tak się jednak nie stało. Zostałam uratowana przez Jessicę. W tamtym momencie czułam złość. Odebrała mi szansę na upragnione spotkanie z rodzicami.
Po mojej próbie samobójczej zamieszkałam u niej na pół roku. Nic z tego okresu nie pamiętam, oderwana od życia płakałam, leżąc w łóżku, a dni zlewały się w jedność. Za namową Jessiki poszłam na terapię.
Mama zawsze lubiła mieć wszystko pod kontrolą. Za życia spisała testament i zabezpieczyła moją przyszłość. Po śmierci taty życie stało się dla niej kruche i nieprzewidywalne. To dzięki spadkowi mogłam sobie pozwolić na kupno domu. Część podarowałam Jess w ramach podziękowania za opiekę nade mną i przede wszystkim za uratowanie mi życia.
Dźwięk telefonu wyrwał mnie z zamyślenia, wyszłam na świeże powietrze, by nie obudzić Jess.
– Cześć, kochanie, co się dzieje? – usłyszałam zaspany głos Jamesa.
– Spotkajmy się. Nie chcę rozmawiać o tym przez telefon.
– Będę u ciebie za godzinkę. Jesteś bezpieczna?
– Tak, jest u mnie Jess.
– To dobrze. Niedługo będę.
– Czekam.
Idąc do domu, próbowałam odgonić powracające uczucie niepokoju związane ze wspomnieniami wczorajszego wieczoru. Zaczęłam przypominać sobie techniki relaksacyjne, które poleciła mi doktor Morgan. Zaczęłam wyobrażać sobie spokojne i bezpieczne miejsce, dom mojej babci. Odtwarzałam w głowie śpiew ptaków, zapach racuchów, które mama mojego taty podawała mi na kolację, słyszałam jej śmiech.
Otarłam łzę z policzka. Z ciepłem w sercu zbliżałam się do wejścia.
Będąc blisko drzwi, stanęłam gwałtownie i zaczęłam się uważnie wsłuchiwać w otaczającą ciszę. Byłam pewna, że przed chwilą słyszałam czyjeś kroki. Ostrożnie spojrzałam przez ramię. Gdy nikogo nie dostrzegłam, odważnie odwróciłam się w stronę jeziora i zaczęłam przyglądać się otoczeniu, starając się zidentyfikować źródło dźwięku. Na pewno kogoś słyszałam. Nie wymyśliłam sobie tego! Spoglądając w stronę topól rosnących po prawej stronie domu, zamarłam. Z jękiem zakryłam usta, stałam jak zamrożona, nie mogąc się poruszyć.
Z oddali przyglądał mi się mężczyzna, którego widziałam pod pubem.
Wszystko wokół zwolniło. Mężczyzna nie ruszał się, a jego spojrzenie przenikało mnie na wskroś.
Czy obecność mężczyzny ma związek z przeszłością Emily?
Czy reakcja Jamesa na sytuację z mężczyzną była adekwatna? Co mogło wpłynąć na jego zachowanie?
Jakie kroki powinna podjąć Emily, by dowiedzieć się więcej o swoim tajemniczym prześladowcy?
OKŁADKA
STRONA PRZEDTYTUŁOWA
STRONA TYTUŁOWA
STRONA REDAKCYJNA
DEDYKACJA
CZĘŚĆ 1
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
CZĘŚĆ 2
ON
ONA
ONA
ON
ONA
ONA
ON
ONA
ON
ONA
ONA
ONA
ON
ONA
ON
ONA
ON
ONA
ON
ONA
ON
ONA
ONA
CZĘŚĆ 3
ONA
ON
ONA
ONA
ON
ON
KIEDYŚ…
ON
ONA
ONA
ON
KIEDYŚ…
ONA
KIEDYŚ…
ON
ONA
ONA
ON
KIEDYŚ…
ONA
KIEDYŚ…
ONA
ON
ONA
KIEDYŚ…
ONA
KIEDYŚ…
ONA
W MIĘDZYCZASIE
ONA
KIEDYŚ…
ONA
W MIĘDZYCZASIE
ONA
ONA
KIEDYŚ…
ONA
W MIĘDZYCZASIE
ONA
KIEDYŚ…
ONA
ON
ONA
W MIĘDZYCZASIE
ONA
W MIĘDZYCZASIE
ONA
Podziękowania