O kocie, który ratował bibliotekę - Natsukawa Sosuke - ebook + audiobook + książka

O kocie, który ratował bibliotekę ebook

Natsukawa Sosuke

0,0
44,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Podnosząca na duchu japońska opowieść o gadającym kocie, odważnej dziewczynce i sile książek, które mogą zmieniać świat.

Trzynastoletnia Nanami Kosaki uwielbia czytać. Lokalna biblioteka jest jej domem, a książki najlepszymi przyjaciółmi. Kiedy Nanami zauważa, że książki znikają z bibliotecznych półek, jest szczególnie zaniepokojona. Usiłuje dowiedzieć się, kim jest tajemniczy mężczyzna w szarym garniturze kręcący się po bibliotece. Czy powinna go śledzić?

Kiedy Nanami usiłuje rozwikłać zagadkę, pojawia się gadający rudy kot Tora. Ostrzega dziewczynkę przed niebezpieczeństwem. Okazują się na tyle odważni, aby razem podążyć przerażającym tropem błękitnego światła sączącego się między półkami. Czy uda im się ustalić, gdzie znikają książki? Czy uda się je uratować? Dlaczego szarzy żołnierze bez twarzy palą potężne ogniska w kamiennym zamku?

Ciepła i mądra opowieść Sosuke Natsukawy to potężna lekcja wartości wielkiej literatury i przypomnienie, aby zawsze myśleć samodzielnie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 171

Data ważności licencji: 3/1/2030

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału

(KIMI O MAMOROUTOSURU NEKO NO HANASHI)

Copyright © 2025 Sosuke Natsukawa. All rights reserved.

Original Japanese edition published by SHOGAKUKAN.

Polish edition arranged with SHOGAKUKAN, through EMILY BOOKS AGENCY LTD. and Book/lab AM Łapińska Sp.k. Literary Agency

Copyright © for the translation by Anna Horikoshi

Projekt okładki i wyklejki

Eliza Luty

Redaktorzy nabywający

Oskar Błachut

Aleksandra Ptasznik

Redaktorka prowadząca

Agnieszka Narębska

Opracowanie tekstu i przygotowanie do druku d2d.pl

Opieka redakcyjna

Natalia Hipnarowicz-Kostyrka

Opieka promocyjna

Paulina Sidyk

ISBN 978-83-8367-914-3

Flow Books

ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

e-mail: "[email protected]

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2025

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk

Przed­mowa, czyli jak to się zaczęło

Pewnego dnia zaczęły ginąć książki.

To chyba nie było złudzenie. To działo się naprawdę.

Nanami stała ze splecionymi na piersi chudymi rękami naprzeciw regału i uważnie przyglądała się rzędom książek.

Zdawało się, że co rusz znikała kolejna pozycja.

Określenia takie jak „chyba” czy „zdawało się” nie dodają tej historii przejrzystości, ale trzeba postawić sprawę jasno: zwyczajnie brakowało na to konkretnych dowodów. Stara biblioteka miała ogromne zbiory, a książki ustawiono na ­półkach nie po to, żeby je odkurzać, lecz po to, by zwykli ludzie mogli je pożyczać.

Gdyby Nanami była kierowniczką biblioteki, przestudiowałaby rewersy brakujących książek i wiedziałaby, co się tutaj dzieje, a gdyby ponadto była słynnym detektywem, to w drodze dedukcji zapewne poznałaby całą prawdę. Ale ­niestety Nanami była tylko uczennicą drugiej klasy poblis­kiego gimnazjum. Od naj­młodszych lat odwiedzała tę bibliotekę, bo w dzieciństwie przypro­wadzał ją tu ojciec, który kochał książki, a obecnie zaglądała tu w zasadzie co­dziennie w drodze ze szkoły. Dlatego też orientowała się w układzie książek, tak że natychmiast wyczuwała naj­drobniejsze zmiany na półkach. Bez wątpienia znała bibliotekę lepiej niż jej kierownik, a talentem nie ustępowała niejednemu ze znanych powszechnie detektywów.

Pierwsze, co zwróciło jej uwagę, to puste miejsca po książkach. Pojawiały się tu i ówdzie na regałach i nigdy nie zapełniały się z powrotem.

Z regału z literaturą dziecięcą naj­pierw zniknęła Wyspa skarbów Stevensona. Zaraz potem pomiędzy innymi książkami zabrakło pięknego białego grzbietu Ani z Zielonego Wzgórza. Również Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi z kapitanem Nemo nigdy nie wróciło na swoje miejsce.

Z kącika z ilustrowanymi książeczkami dla dzieci pod ziemię zapadły się ulubione bajki Nanami – ta o koledze Sowie1 i ta o myszce Fryderyku2. Do działu literatury pięknej wciąż nie wracały ani Pod kołami Hermanna Hessego, ani Stary człowiek i morze Hemingwaya. Puste miejsca pomiędzy książkami naprawdę zaczęły się rzucać w oczy.

Czyżby nagle przybyło czytelników?

„Nie ma mowy”. Nanami bez wahania wykluczyła tę możliwość.

Biblioteka była wielka i posiadała imponujące zbiory, ale była też bardzo stara. Nadgryziony zębem czasu budynek, źle działająca klimatyzacja, tu i ówdzie woń pleśni lub półmrok z powodu przepalonej żarówki – jakim cudem ta zaniedbana placówka miałaby przyciągnąć nowych użytkowników? Poza tym w przestronnych salach nie było widać zwiększonego ruchu, jak dawniej panowały w nich spokój i cisza.

Jednej rzeczy Nanami nie mogła zrozumieć – dlaczego dorośli niczego nie zauważali? Pracownicy zajęci swoimi biurowymi sprawami zdawali się nie dostrzegać zachodzącej zmiany.

– Co tu się dzieje? – spytała Nanami, podpierając policzek swoją małą dłonią.

Oczywiście nikt nie odpowiedział jej na pytanie, choć wypowiedziała je na głos.

Mocne metalowe półki wypełnione woluminami na pierwszy rzut oka wyglądały tak samo jak zwykle, ale kiedy przeszło się alejką między regałami, puste miejsca po książkach rzucały się w oczy jak dziury po wybitych zębach. Być może mogła to dostrzec tylko osoba tak zżyta z biblioteką jak Nanami, mimo to zmiana była zmianą.

Książki znikały – temu nie dało się zaprzeczyć.

– Co?! Giną książki? I ja mam to sprawdzić? – Głos pana Hamury przy kontuarze w głębi atrium, gdzie przynosiło się książki do wypożyczenia, poniósł się po całej bibliotece.

Sufit nad kontuarem wznosił się wysoko, więc nawet słaby głos starego bibliotekarza brzmiał jak grzmienie i docierał do naj­dalszego zakątka. Na szczęście biblioteka jak zwykle świeciła pustkami, więc prawie nikt nie zwrócił na to uwagi. Tylko jakaś starsza pani, przechodząca właśnie za plecami Nanami, zerknęła w ich stronę.

– Tak. I to nie jedna ani dwie. – Nanami starała się, żeby jej głos brzmiał w miarę obojętnie.

Pan Hamura chwilę przyglądał się dziewczynce, mrużąc oczy za grubymi szkłami okularów.

– Aha… rozumiem. To rzeczywiście straszna sprawa – powiedział, po czym utkwił wzrok w rozłożonej przed sobą teczce z jakimiś dokumentami i zabrał się do pisania. – Ale pomyśl, gdybyśmy za każdym razem, kiedy ktoś zabiera książkę z półki, robili awanturę, to i ty, Nanami, nie mogłabyś niczego pożyczyć.

Dziewczynka oniemiała w pierwszej chwili, słysząc taką przewrotną odpowiedź, ale szybko zrozumiała, że w zamierzeniu starca to miał być żart. W jej przekonaniu nie był śmieszny, raczej dość jadowity.

– Posłuchaj, dziec­ko – bibliotekarz zamknął nagle teczkę i głaszcząc cienki kosmyk swojej siwej brody, spojrzał Nanami pro­sto w oczy – to jest biblioteka. Przychodzą tu ludzie, żeby bez większych ceregieli pożyczyć sobie to, co chcą. Inaczej mówiąc, książki czasami są na półkach, a czasami ich nie ma. To się nie zmieniło, odkąd przyszłaś tu pierwszy raz z ojcem. Byłaś jeszcze w przed­szkolu i wybrałaś Bardzo głodną ­gąsienicę. Jeśli zapomniałaś, zasady korzystania z biblioteki wiszą na tamtej ścianie. Radzę je sobie od­świeżyć.

„Oj, chyba źle trafiłam”, pomyś­lała Nanami i westchnęła w głębi serca.

Pan Hamura nie był zwykłym bibliotekarzem. Przepracował tu kilkadziesiąt lat i choć już dawno mógł odejść na emeryturę, wciąż trwał na posterunku przy głównym kontuarze. Wiedział o książkach w bibliotece wszystko, niczym chodząca encyklopedia. Chociaż uparty, ekscentryczny i kapryśny, nie był złym człowiekiem. Nanami nieraz korzystała z jego rekomendacji, jeśli chodziło o lektury. Niestety, kiedy miał gorszy humor, lepiej było z nim nie zadzierać. Potrafił być wtedy złośliwy i prawić kazania bez końca.

Zdaje się, że pan Hamura miał tego dnia zły humor.

– Przede wszystkim, droga panno – mężczyzna postukał kościstymi palcami po rozpostartym przed sobą dokumencie – ta biblioteka jest stara. Zupełnie tak jak ja. Starzy ludzie niedomagają i zapominają wielu rzeczy. A obowiązkiem młodych jest przymknąć na to oko. Ludzie na starość tracą pamięć, a biblioteki książki.

„Chyba szybko nie skończy”, zauważyła w duchu Nanami.

W myś­lach przeniosła się do działu literatury angielskiej, który znajdował się na piętrze. W wyobraźni wodziła wzrokiem po książkach na regale, zastanawiając się, którą z nich pożyczy następnym razem. Czytała właśnie ­Wichrowe ­Wzgórza, ale lektury zostało jej niewiele – na dzień, może dwa. Niestety, tym razem raczej nie powinna pro­sić pana Hamury o poradę.

– Cieszy mnie to, że troszczysz się o bibliotekę, ale wybacz, mam mnóstwo pracy… – Starzec przestał mówić, bo w kieszeni Nanami cicho zabrzęczał smartfon.

Nikt do niej nie dzwonił, jedynie włączył się popołudniowy alarm.

Dziewczynka szybko wyjęła z torby inhalator, przyłożyła go do ust i nacisnęła, wciągając do płuc powietrze z lekiem. Miała astmę i musiała wykonywać ten zabieg kilka razy dziennie. Rano i wieczorem nie było z tym pro­blemu, ale po południu zdarzało jej się zapomnieć o lekarstwie, a to czasami kończyło się niebezpiecznym atakiem. Dlatego ojciec zaproponował, żeby nastawiła w telefonie alarm, który miał jej przypomnieć o tej czynności.

Pan Hamura zaczekał, aż Nanami skończy inhalację, po czym dodał nieco łagodniejszym tonem:

– Nie przejmuj się książkami, masz większe zmartwienie.

„Nie twoja sprawa”. Rzecz jasna Nanami nie powiedziała tego na głos.

W milczeniu pochyliła głowę i odwróciwszy się do pana Hamury plecami, wypaliła na odchodnym: „Mały z pana pożytek!”. Oczywiście też w myś­lach.

To odbyło się tylko w jej głowie, ale Nanami zdawała sobie sprawę, jak niegrzecznie zachowała się w stosunku do chodzącej encyklopedii.

Trzynastoletnia Nanami Kosaki chodziła do drugiej klasy gimnazjum.

Dziewczynka była niewielkiego wzrostu i drobnej budowy ciała. Miała anemiczną cerę, bo z powodu choroby, na którą cierpiała od urodzenia, nigdzie nie wychodziła. Astma atakowała ją przy naj­mniejszym wysiłku lub z powodu stresu i jak nieokiełznany koń grzebała jej wtedy w płucach żelazną podkową. W podstawówce nieraz przyjeżdżała do niej karetka. Z powodu swojej przypad­łości Nanami nigdy nie biegała z innymi dziećmi, kiedy była mała, ani nie odwiedzała koleżanek, gdy trochę urosła. Po szkole szła do biblioteki i tam spędzała popołudnia.

Budziła współ­czucie innych ludzi, lecz sama nie robiła z tego tragedii.

Taki tryb życia miał przede wszystkim zapobiec atakom astmy, lecz przy okazji Nanami mogła bez reszty oddać się swojemu ulubionemu zajęciu, czyli czytaniu książek.

Dlatego też fakt, że w bibliotece ubywało pozycji, był dla niej dużym pro­blemem.

– Odesłał mnie do regulaminu! Ja nie mogę! – burknęła do siebie, kładąc czoło na blacie jednego ze starych stołów, które znajdowały się w kąciku czytelniczym na pierwszym piętrze. Zawsze siadała przy dobrze oświetlonym stoliku pod oknem; miała tam, można powiedzieć, swoją miejscówkę.

Przed nią leżała otwarta książka, ale Nanami czuła się tego dnia zbyt zmęczona, by skupić uwagę na czytanych słowach.

– Człowiek się martwi i chce pomóc, a ten dziwak tak się odwdzięcza! – mruczała dalej do siebie pod nosem.

– Ale ci dopiekł! Nie zazdroszczę. – Głos należał do Itsuki Imamury, która siedziała przy stoliku naprzeciwko.

Dziewczynki znały się od naj­młodszych lat. Itsuka była wysoka i dobrze zbudowana, dlatego wydawała się o rok starsza od Nanami. Miała też krótką fryzurę, a Nanami spinała długie czarne włosy z tyłu głowy, więc tym bardziej różniły się od siebie.

Itsuka uśmiechnęła się ze współ­czuciem, spoglądając w stronę głównego holu, który łączył oba piętra.

– Pan Chomik zawsze ma skrzywioną minę, więc nigdy nie wiadomo, kiedy ma dobry humor, a kiedy zły.

– Właśnie. Dzisiaj wyjątkowo trudno go rozszyfrować. Pewnie jest bardzo zajęty. Ale pech! – Nanami podparła głowę dłońmi i nadal mruczała niezadowolona.

Swoją drogą przezwis­ko „Pan Chomik”, które nadała staremu bibliotekarzowi Itsuka, zupełnie nie pasowało do kościstego i pokrytego zmarszcz­kami starca, ale podobało się Nanami, bo było miłe i dość oryginalne.

– Naprawdę myślisz, że giną książki? Jak dla mnie jest ich tutaj aż zbyt wiele – powiedziała Itsuka, rozglądając się dookoła.

Z czytelni w różne strony odchodziły wąskie alejki pomiędzy regałami. Z półek wystawały tabliczki z napisami: „Literatura japoń­ska”, „Ekonomia”, „Filozofia”, „Folklor” i tak dalej, a za nimi ciągnęły się rzędy niezliczonych książek. W głębi znajdował się dział literatury obcej, podzielony na kraje, ale tych tabliczek nawet nie było widać z perspektywy stolika, przy którym siedziała Nanami. Końce alejek oglądanych z jasnego miejsca pod oknem w czytelni ginęły w mroku, przez co widok był naprawdę imponujący.

– Twierdzisz, że ktokolwiek jest w stanie spostrzec brak kilku tomów?

– Nie giną nowe książki ani takie, o których akurat jest głośno, dlatego zwykli ludzie mogą nie zwrócić na to uwagi. Ale starsze pozycje, które były tu od zawsze, na przykład Gauche wiolonczelista3 czy Nadanie ziemskie4… tych nie ma, nigdy nie wróciły.

– To może zauważyć tylko ktoś, kto tak jak ty mieszka w bibliotece. Wynajmujesz tu jakiś kąt?

– Co? Ja wynajmuję kąt?

– A, przepraszam, to twój dom. Orientujesz się tutaj lepiej od Pana Chomika.

Ten poufały żart wynikał z zażyłości ich relacji – dziewczynki znały się, jak to się mówi, od kołys­ki. Mieszkały w blis­kim sąsiedztwie, razem chodziły do podstawówki. W gimnazjum ich drogi nieco się rozeszły, bo Itsuka wstąpiła do klubu łuczniczego i przez to zmienił się ich rozkład zajęć. Nie spotykały się już w drodze do i ze szkoły, ale gdy tylko Itsuka nie miała treningu, zaglądała do biblioteki, dzierżąc w dłoni łuk, który zawijała w czarny materiał. Nosiła go ze sobą wszędzie, bo w domu też lubiła poćwiczyć „na sucho”, naciągając cięciwę ręką, bez użycia strzały. Budziła tym powszechny szacunek, nie tylko młodszych, lecz także starszych koleżanek.

– A dlaczego one giną? – Itsuka zadała pro­ste pytanie. – To przecież tylko stare, używane książki. Nikt ich nie kupi, nawet przez internet.

– Nie wiem, jaki jest motyw, ale… – Nanami zamknęła na chwilę usta i rozejrzawszy się, dodała niemal szeptem: – Wydaje mi się, że widziałam kogoś podejrzanego.

Na twarzy Itsuki pojawiło się napięcie.

Za przykładem Nanami spojrzała dookoła, ale czytelnia jak zwykle była prawie pusta. Jedynie jakaś staruszka patrzyła obojętnie przez inne, oddalone od dziewczynek okno, a przy półce z ilustrowanymi książeczkami dla dzieci kręciła się młoda matka, obok niej stał wózek. Oczywiście nie było nikogo podejrzanego.

– Może tylko ci się wydawało?

– Nie mam żadnych dowodów, ale na pewno kilka razy widziałam kogoś bardzo dziwnego. Staremu Chomikowi jeszcze o tym nie powiedziałam.

– No tak, z Panem Chomikiem trzeba ostrożnie. Może się rozgniewać, jeśli zagadniesz go w nieodpowiednim momencie.

– Właśnie. Ale on nie jest złym człowiekiem. Podpowiada mi, co warto przeczytać.

– To też ci podpowiedział? – Itsuka spojrzała na rozłożoną przed Nanami książkę.

– Tak. – Dziewczynka skinęła głową. – Wichrowe Wzgórza Emily Brontё to jedna z jego rekomendacji.

– Ciekawa? Jest strasznie gruba, a czcionka taka maleńka!

– Tak, bardzo interesująca. Niby o miłości, ale to nie wszystko. Chłopak, który wiele wycierpiał przez pewnego bogacza, sam zbija fortunę i wraca, żeby się zemścić. Stary Chomik powiedział, że to jedna z naj­lepszych książek o zemście.

– Świat w tych twoich książkach bywa strasznie ponury. – Itsuka zrobiła łobuzerską minę.

Staruszka spod okna wzięła swoją laskę i ruszyła w kierunku windy. Itsuka, jakby uznała, że to dobry moment, też podniosła się z krzesła.

– Idę do domu.

– Nie odrobisz lekcji?

– Właśnie dostałam wiadomość od rodziców. Oboje wrócą dzisiaj późno. Muszę zrobić kolację dla siebie i dla brata.

– Twoi rodzice ciągle pracują. Nie masz lekko.

– To prawda, ale tobie, Nanami, musi być jeszcze ciężej. Przecież nie masz mamy – powiedziała Itsuka suchym głosem, podnosząc swój łuk, który do tej pory stał oparty o ścianę.

To prawda, Nanami straciła matkę we wczesnym dzieciństwie. Od tego czasu mieszkała jedynie z ojcem. Mogła rozmawiać o tym z przyjaciółką bez emocji tylko dlatego, że znały się tak dobrze.

– Nie wyobrażam sobie życia z samym ojcem. Jak wy dajecie radę?

– Nie jest tak źle. Gdy tata ma dużo pracy i musi zjeść poza domem, robię kolację dla siebie albo kupuję gotowe bento.

– Podziwiam cię, jesteś dzielna. Jak zwykle.

Kiedy Nanami była w podstawówce, ojciec wracał z pracy wcześniej, by przygotować wspólny posiłek, ale to się zmieniło, odkąd dziewczynka zaczęła chodzić do gimnazjum. Obecnie pracował dłużej i często zdarzało mu się wracać do domu późną nocą.

– Bycie jedynaczką ma jednak swoje dobre strony. Po dwóch–trzech dniach bez mamy nasz dom wygląda, jakby przeszedł przez niego tajfun. Ja robię kolację, a mój brat nawet po sobie nie sprząta.

Słysząc gderanie przyjaciółki, Nanami uśmiech­nęła się, ale na dnie serca poczuła lekką zazdrość.

Wprawdzie gotowanie dla dwóch osób wydało jej się ciężkim obowiązkiem, lecz o ile przyjemniej byłoby zjeść kolację w towarzystwie brata! Nanami jadła sama, gdy ojciec wracał do domu późno.

– To na razie, pa! – rzuciła Itsuka i poszła do windy. Zatrzymała się jednak nagle i zawróciła w stronę przyjaciółki. – Nanami, uważaj na siebie. Lepiej nie mieszaj się w jakieś dziwne sprawy. Nie jesteś zupełnie zdrowa – powiedziała jakby od niechcenia, podnosząc prawą rękę razem z łukiem w geście pożegnania, i znów odwróciła się plecami.

„Dobrze mieć kogoś, kto tak zwyczajnie się o nas troszczy”, pomyś­lała Nanami z radością.

Z powodu astmy dużo czasu spędziła w szpitalu, na dodatek miała tylko ojca, więc czy to w szkole, czy w szpitalu, często słyszała słowa współ­czucia i pocieszenia, wypowiadane z nadmierną gorliwością i egzaltacją, dlatego ceniła sobie sposób, w jaki robiła to Itsuka – jakby mówiła „dzień dobry” albo „do widzenia”.

„Następnym razem zaproszę ją do siebie na kolację!” Nanami nie wiedziała, czy ojciec zgodzi się na takie wieczorne party gimnazjalistek bez opieki dorosłych, ale pomysł wydał jej się znakomity.

Rozmyś­lając o tym, spuściła wzrok na Wichrowe Wzgórza. Dramat Heathcliffa wkraczał właśnie w punkt kulminacyjny.

1 Arnold Lobel, Owl at Home, brak tłumaczenia na polski (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
2 Leo Lionni, Frederick, brak tłumaczenia na polski.
3Kenji Miyazawa, Serohiki-no Gōshu (1934), brak tłumaczenia na polski.
4 Rosemary Sutcliff, Knight’s Fee (1960), brak tłumaczenia na polski.

Rozdział pierwszy

Ten, który idzie razem z nami

Nie wiadomo kiedy kącik czytelniczy wypełniła czerwona poświata.

Gdy Nanami podniosła twarz, słońce było już bardzo nis­ko, a na niebie ponad domami ukazała się zachodnia zorza. Temperatura powietrza przy oknie spadła nagle o kilka stopni.

Zdawało się, że drzewa całkiem niedawno zabarwiły się jesiennymi kolorami, a już nadchodziła zima. Za dnia, kiedy świeciło słońce, było jeszcze całkiem przyjemnie, ale gdy zapadał zmrok, natychmiast robiło się chłodno. Nanami nie miała nic przeciwko niższej temperaturze, ale zimą powietrze stawało się bardzo suche, co nie pomagało jej oddychać. Dlatego dziewczynka nie przepadała za zimą. Poza tym to, czy było zimno, czy gorąco, w zasadzie nie miało wpływu na jej życie. Jedynie taki, że właśnie zbliżała się pora, by letni mundurek szkolny zamienić na zimowy, a za jakiś czas wkładać płaszcz i owijać się szalikiem.

Burzliwa akcja Wichrowych Wzgórz wciągnęła Nanami tak głęboko, że dziewczynka ­straciła poczucie czasu.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Rozdział drugi

Ten, który został skonstruowany

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział trzeci

Ten, który się pomnaża

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział czwarty

Ci, którzy pytają

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział ostatni

Jak to się skończyło

Dostępne w wersji pełnej