Nieznajoma żona - Sharon Bolton - ebook

Nieznajoma żona ebook

Sharon Bolton

4,2

Opis

Nowy, zaskakujący bestseller mistrzyni suspensu.

Ona nie jest kobietą, za którą się podaje. Ale TY też nie…
Nieznajoma atrakcyjna kobieta siada w hotelowej restauracji przy stoliku Olive Anderson i oświadcza, że jest jej żoną… To, co zaczyna się jak ekscytująca gra, wkrótce zamienia się w koszmar, bo tajemnicza nieznajoma ma mroczne sekrety, ale Olive ma ich znacznie więcej.

Sharon Bolton – autorka miliona sprzedanych thrillerów psychologicznych – odkrywa nową nieoczekiwaną twarz.
W tym nowoczesnym, oryginalnym thrillerze więcej jest nieprzewidywalnych zwrotów akcji, niejednoznacznych postaci, rosnącego napięcia i piętrzących się tajemnic niż w najlepszym sensacyjnym hicie filmowym. „The Bookseller”

Sharon Bolton to brytyjska autorka kryminałów i thrillerów psychologicznych (m.in.: Rozpad, Blizna, Pakt, Mistrz ceremonii, Truciciel), tłumaczonych na 20 języków i wyróżnianych najważniejszymi międzynarodowymi nagrodami. Największą sławę przyniosła jej seria z Lacey Flint: Ulubione rzeczy, Karuzela samobójczyń, Zagubieni, Mroczne przypływy Tamizy, Mrok.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 437

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (96 ocen)
49
25
17
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mamusiamarysi

Dobrze spędzony czas

Historia sama w sobie interesująca i wciągająca, ale nie jestem w stanie przejść do porządku dziennego nad licznymi błędami gramatycznymi i interpunkcyjnymi. Przecieram oczy ze zdumienia, że tekst w takiej formie został dopuszczony do druku...
20
TygrysiaMorfeusz
(edytowany)

Całkiem niezła

Całkiem niezła, ale przyjemność czytania obniżają dość liczne błędy gramatyczne, literówki itp. Pierwszy raz czytałam książkę z tak licznymi błędami.
10
Malwi68

Dobrze spędzony czas

"Nieznajoma żona" autorstwa Sharon Bolton to fascynujący rollercoaster emocji. Bolton ponownie udowadnia swoje mistrzostwo w budowaniu suspensu, prowadząc nas przez zakręty psychologicznej gry. Opowieść zaczyna się od zaskakującego spotkania, które szybko przeradza się w intrygujący koszmar. Bohaterka, Olive Anderson, staje w obliczu tajemniczej nieznajomej, a każda strona tej opowieści odkrywa nowe mroczne sekrety. Bolton doskonale balansuje napięcie, trzymając nas w niepewności aż do ostatniej strony. To absolutnie niezwykła podróż po zawiłych ścieżkach ludzkiej psychiki. W "Nieznajomej żonie" Sharon Bolton przeplata wątki emocjonalne z nieprzewidywalnymi zwrotami akcji, co sprawia, że lektura staje się nie do odłożenia. Autorka zdolnie manipuluje psychiką postaci i naszą, prowadząc przez labirynt kłamstw i ukrytych obszarów przeszłości. Bolton nie boi się poruszać trudnych tematów, co nadaje książce głębi i złożoności. Charaktery bohaterów są misternie wykreowane, a główna protago...
10
Kantorek90

Dobrze spędzony czas

Odkąd wiele lat temu sięgnęłam po pierwszą przetłumaczoną na język polski książkę Sharon Bolton, zawsze kupuje jej publikacje w ciemno. Zatem zanim sięgnęłam po "Nieznajomą żonę" miałam już za sobą piętnaście dzieł jej autorstwa i szczerze powiedziawszy do tej pory tylko jedna wypadła poniżej moich oczekiwań. A co mogę powiedzieć o najnowszej publikacji Sharon? Z pewnością nie trafiła do jednego worka z "Trucicielem" - książką, którą uważam za najgorsze dzieło autorki. Główną bohaterką "Nieznajomej żony" jest Olive Anderson, która w hotelowej restauracji poznaje kobietę. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie zachowanie nieznajomej, która najpierw zajmuje stolik Olive, a potem zaczyna grać z nią w dziwną grę, twierdząc, że jest jej żoną. To, co z początku wydawało się tylko niewinną zabawą, po czasie przerodziło się w koszmar. Czy Olive Anderson uda się jakoś wybrnąć z tarapatów? Czy tajemnicza kobieta jest kimś z jej przeszłości? Jakie tajemnice zostaną odkryte w tej histo...
00
lorelei_l

Dobrze spędzony czas

Dość szybko się domyśliłam powiązań głównej bohaterki z niej nieznajomą żoną, ale nie zepsuło to lektury.
00

Popularność




Projekt graficzny okładki

Małgorzata Cebo-Foniok

Zdjęcie na okładce

© Douglas Rissing/iStockphoto

Tytuł oryginału

The Fake Wife

Copyright © Sharon Bolton 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana

ani przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu

bez zgody właściciela praw autorskich

For the Polish edition

Copyright © 2023 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

ISBN 978-83-241-6121-8

Warszawa 2023. Wydanie I

Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.

www.wydawnictwoamber.pl

Część 1Nagłe zniknięcie Olive Anderson

1

Przy stoliku siedziała jedna z najpiękniejszych kobiet, jakie Olive kiedykolwiek widziała. Była wysoka i szczupła, a jej szafirowe oczy okalały gęste czarne rzęsy poniżej brwi tak doskonałych, jakby były namalowane najdelikatniejszym pędzlem. Nie były namalowane, uznała Olive podchodząc bliżej. Były prawdziwe. Czerwone usta tworzyły głęboki łuk kupidyna.

Gdy Olive na chwilę wyszła z sali, restauracja wypełniła się gośćmi. Zrobiło się cieplej i głośniej. Rozpoczęło się jednocześnie kilka przyjęć bożonarodzeniowych. Przewidziała to i zajęła sobie miejsce zanim wyszła, ale…

…teraz siedziała przy nim kobieta, której nigdy wcześniej nie widziała.

– Chyba usiadła pani przy moim stoliku – powiedziała Olive stanowczym głosem nieznoszącym sprzeciwu, choć cały czas się uśmiechała.

Intruzka była trochę starsza od Olive, miała może około trzydziestu ośmiu lat. Jej czarne, krótko ścięte włosy wyglądały tak, jakby mogły zakręcić się w loki, gdyby właścicielka pozwoliła im trochę urosnąć. Tak, na pewno by się kręciły, pomyślała Olive, gdy zauważyła, że kilka dłuższych pasm utworzyło idealne koło wysoko na jej czole. Miała na sobie sweter w kolorze swoich oczu i nawet w środku zimy jej skóra była pokryta zdrową opalenizną kogoś, kto pracuje na zewnątrz. Pachniała zimnym powietrzem. Jej oczy spotkały się z oczami Olive i nad wspaniałymi brwiami pojawiły się dwie poziome linie.

– Pani stoliku?

Olive pochwyciła krótkie spojrzenia pozostałych gości, którzy wyczuli chyba zbliżającą się konfrontację i poczuła lekki ucisk w klatce piersiowej.

– Zostawiłam płaszcz na krześle. – Spuściła wzrok na krzesło, na którym siedziała kobieta. – Tym krześle.

Nieznajoma się odwróciła, a kąciki jej ust opadły. Przesadnym ruchem odchyliła się, by spojrzeć na podłogę pod stołem, co dało Olive szansę zobaczenia obcisłych jeansów na wyjątkowo długich nogach w brązowych skórzanych kowbojkach. Gdyby wstała, musiałaby mieć chyba ponad metr osiemdziesiąt wzrostu.

Spojrzała na Olive z błyskiem w oczach, który mógł oznaczać figlarność albo złośliwość, i zapytała:

– Jest pani pewna?

Rzeczywiście, nie było śladu płaszcza, ale z pewnością nie miała go na sobie i nie było mowy, żeby bez niego przeszła przez parking z oficyny. Ta suka musiała go schować, żeby zająć ostatni wolny stolik.

– Proszę bardzo. Przepraszam, że kazałem pani tak długo czekać. Musiałem przynieść nową butelkę z piwnicy. – Pojawił się kelner, jakby dla wyjaśnienia sytuacji. Postawił na stoliku duży kieliszek czerwonego wina, przysunął zapasowe krzesło i gestem zaprosił Olive, by usiadła. – Pozwoli pani?

Usiadła, zadowolona, że wzięła prysznic i przebrała się po przyjeździe, bo kobieta po drugiej stronie stolika emanowała pewnością siebie jak ser sączący się z zapiekanki. Nagle poczuła, jak jej stopa ociera się o jeden z kowbojskich butów i gwałtownie ją cofnęła.

– Pozwoliłem sobie powiesić pani płaszcz – ciągnął kelner. – Spadł z krzesła i nie chciałem, żeby ktoś go podeptał. Wisi obok baru; natychmiast go przyniosę, jeśli będzie potrzebny.

– Nie, w porządku, dziękuję bardzo. – Olive nie spuszczała wzroku z kobiety po drugiej stronie stołu. Uniosła brwi, czekając na przeprosiny, które nie nadeszły.

– Czy mogę coś pani podać? – zapytał kelner.

– Szkocką z wodą sodową – odparła kobieta, nie odrywając wzroku od Olive. – Proszę nie przesadzać z lodem.

Kelner albo nie zauważył napięcia między nimi, albo postanowił je zignorować.

– Rozumiem panią, mamy go mnóstwo na zewnątrz o tej porze roku – zażartował. – Czy mogę już przyjąć zamówienie?

Olive zauważyła, że pod jej nieobecność pojawiły się karty menu. Kobieta w niebieskim swetrze podniosła najbliższą i oddała kelnerowi.

– Poproszę stek rib eye. Krwisty. I podwójne frytki. Tylko proszę bez grzybów, jestem na nie uczulona.

– Oczywiście. A co dla pani?

– Nie jestem… – zaczęła Olive. Miała już powiedzieć: Nie jestem z tą panią, ale powstrzymał ją nagły ruch.

Kobieta położyła lewy łokieć na stole i oparła twarz na palcu wskazującym i kciuku, wyraźnie ukazując obrączkę. Jej niebieskie oczy jakby pociemniały, gdy spojrzała na lewą dłoń towarzyszki i obrączkę, do której obecności Olive nie mogła się przyzwyczaić nawet po sześciu miesiącach. Mogło to być wytworem jej wyobraźni albo efektem wina, które wcześniej wypiła w pokoju, ale w sposobie, w jaki niebieskie oczy spotkały się z jej spojrzeniem było coś z pytania. A może nawet zaproszenia?

– …nie jestem pewna – ciągnęła Olive. – Czy macie coś wegańskiego?

Nawet jeśli kelner wyczuwał dziwna atmosferę, jego głos niczego nie zdradzał.

– Mogę z całego serca polecić risotto z pieczonej dyni z karmelizowaną cebulką.

Olive nie była weganką i nie była pewna, dlaczego w ogóle o to zapytała.

– Ja również poproszę rib eye. Z dużą ilością grzybów. – Oddała menu.

– I dużą butelkę wody mineralnej – dodała kobieta po drugiej stronie stołu. – Moja żona musi jutro wcześnie wstać.

Oczy kelnera przeskakiwały z jednej kobiety na drugą z nagłym zainteresowaniem, zanim odszedł z lekkim uśmieszkiem.

Na sekundę zapadła cisza. Potem minęła kolejna. Olive otworzyła usta, żeby powiedzieć: W co ty do cholery grasz?, ale nie mogła wykrztusić słowa.

– Jak ci minął dzień? – zapytała kobieta. – Wyglądasz na spiętą.

Nieznajoma nie zamierzała odchodzić od stolika, to było oczywiste. Dlaczego nie pomyślała, żeby poprosić kelnera o znalezienie innego? Dlaczego właśnie pozwoliła, by ta kobieta zwracała się do niej jak do swojej żony?

– Wszystko idzie zgodnie z planem? – spytała kobieta.

Było mało prawdopodobne, aby w hotelowej restauracji był jeszcze wolny stolik. Tuż przed Bożym Narodzeniem prawdopodobnie nie było już żadnego w całym mieście. Płaciła dwa razy więcej niż zwykle za pokój i kusiło ją, żeby po prostu wyjść, ale myśl o kolejnej nocy w domu, o kolejnej nocy udawania, że cieszy się na widok Michaela – nie, to po prostu nie było…

– Planeta Ziemia do mojej żony. – Kobieta o szafirowych oczach uśmiechnęła się z własnego żartu, a na jej lewym policzku pojawił się dołeczek.

A więc wszystko sprowadzało się teraz do jednego: czy samotna kolacja w zatłoczonym przed świętami hotelu naprawdę była tym, czego Olive teraz pragnęła?

– W Carlisle było w porządku, jak zawsze, ale w Lancaster już nie tak bardzo – powiedziała. – Jazda tutaj była dość ciężka. Myślę, że przed weekendem w całej północnej Anglii mogą być poważne utrudnienia w ruchu.

Czekała, aż kobieta zapyta ją, co robi, dopyta o szczegóły, co było elementem zwyczajowego tańca godowego ludzi, którzy chcą się poznać. Tylko że one nie były sobie obce, nie w tej dziwnej grze, do której została zaproszona. Były małżeństwem.

– A co u ciebie – zapytała, po czym dodała niepewnie – kochanie.

Brzmiało to dziwnie i nienaturalnie w jej ustach. Jej nowa towarzyszka była w tym znacznie lepsza.

Westchnęła i nawet udało jej się wyglądać na znudzoną.

– Hartlepool znowu spóźnia się o miesiąc. Jak zwykle są kłopoty z chłopakami z Darlington, ale przynajmniej zrobili badania BHP.

Najwidoczniej pracowała na budowie; może była geodetką lub kierowniczką budowy. Zakładając oczywiście, że mówiła prawdę.

– Lamy znowu się wydostały – ciągnęła. – Będę musiała porozmawiać z Jimem o postawieniu wyższego płotu.

Może cały ten wieczór miał się rozegrać w jakiejś dziwnej krainie fantazji. Być może Olive sama powinna udawać neurochirurga lub astronautę, bo gdy już zdecydowała się na wzięcie udział w tę grze, równie dobrze mogła grać według reguł.

Przez głowę przemknął jej obraz. Ujrzała Michaela w gabinecie przedzierającego się przez niekończącą listę e-maili z okręgu wyborczego i krzywiącego się, gdy gdzieś w domu wybuchła kłótnia. Sprawdzał aplikację Find My Friends, aby upewnić się, że dotarła bezpiecznie na miejsce, zmartwiony jej nieobecnością przy tak okropnej pogodzie. Jednym z ulubionych tematów Michaela były niebezpieczeństwa zimy na północy.

Co tu, do licha, robiła, grając w jakieś dziwne gry?

Jej telefon zadźwięczał sygnałem wiadomości. Spuściła wzrok, ale to nie był Michael, tylko przypomnienie z siłowni, że jej abonament wymaga odnowienia. W międzyczasie rozmawiały o… lamach.

– Jak daleko uciekły? – zapytała Olive. Kelner wrócił ze szklaneczką whisky na srebrnej tacy.

– Prawie pięć kilometrów, zanim kierowca wezwał policję. Dziękuję. – Kobieta podniosła szklankę prawą dłonią. – Chłopcy z farmy otoczyli je i zagnali z powrotem.

Więc były teraz małżeństwem z lamami. Olive poczuła nieznane łaskotanie w żołądku, pobudzające ją do śmiechu.

– Czy wszystko z nimi w porządku? – zapytała.

Nieznajoma podrapała się w tył głowy i pociągnęła łyk szkockiej.

– Wszystko w porządku, nie mówmy już o lamach. Dlaczego się denerwujesz?

– Nie jestem zdenerwowana.

Kobieta pochyliła się bliżej. Olive znowu wyczuła zapach zimnego powietrza, a pod nim coś w rodzaju granatu, a może drzewa sandałowego. Zapach zwietrzał już i był ledwo wyczuwalny, jakby przyszła tu prosto z pracy, bez prysznica i przebrania się.

– Pamiętaj, że mówisz do mnie. – Kobieta odstawiła drinka, ale nie trafiła w podstawkę, bo nie spuściła z niej oczu nawet na ułamek sekundy. – Zaciskasz zęby, podnosisz ramiona aż do uszu i znowu obgryzasz paznokcie.

Olive spuściła wzrok; jej paznokcie faktycznie wyglądały okropnie. Co do reszty, cóż, trudno się dziwić, że była spięta, biorąc pod uwagę obrót, jaki przybrał wieczór. Może nadszedł czas, by to skończyć. Mogła wezwać obsługę hotelową, zadzwonić do Michaela i zmusić się do powrotu do normalności.

Jakby wyczuwając, że druga kobieta mentalnie się od niej odsuwa, nieznajoma pochyliła się bliżej, aż Olive poczuła zapach whisky w jej oddechu. Dla każdego obserwatora z zewnątrz ta gra wydawałaby się intymną interakcją dwojga ludzi, którzy znają się od podszewki.

– Hej. – Głos kobiety był zbyt cichy, by wyjść poza krąg małego stolika. – Jest tylko jeden powód, dla którego zarezerwowałyśmy hotel tak blisko domu. – Rozejrzała się po hałaśliwym pokoju i skrzywiła się. – Tuż przed Bożym Narodzeniem.

Przez sekundę Olive była na skraju paniki. Ta kobieta wiedziała, gdzie mieszka. Nie, to niemożliwe, zgadła po prostu, słysząc ślad akcentu z północnego wschodu w głosie Olive.

– Jaki to powód? – rzuciła wyzwanie.

– Żeby porozmawiać. – Nieznajoma odprężyła się i ponownie podniosła swój kieliszek. – Powiedz, co ci leży na sercu, kochanie. Tak jakbym była twoją najlepszą kumpelą. Pozwól mi to usłyszeć, to nic niewłaściwego.

Czy nie tego właśnie potrzebowała Olive: wygadać się przed najlepszą przyjaciółką? Tylko nie miała odwagi, by powiedzieć swoim prawdziwym przyjaciołom, że wszystkie ich ostrzeżenia i obawy sprawdziły się w stu procentach i że po sześciu miesiącach małżeństwa, które wszyscy jej odradzali, znalazła się w godnej pożałowania sytuacji bez wyjścia. Nie, to, czego potrzebowała, to dać upust swojej frustracji przed kompletnie nieznajomą osobą, której już nigdy więcej nie zobaczy.

Pochyliła się, szczęśliwa, że umyła zęby przed zejściem na kolację.

– Twoja cholerna teściowa – syknęła.

Zgodnie z oczekiwaniami Olive na twarzy nieznajomej pojawił się zdziwiony grymas. Czekała, aż zada pytanie, słysząc tak dziwny dobór słów. Zamiast tego skrzywiła się, westchnęła i skinęła głową w milczącym potwierdzeniu, że chociaż może to być brak lojalności z jej strony, Olive rzeczywiście miała rację. Cholera, naprawdę była w tym dobra.

Olive zastanowiła się przez chwilę, czy osoba Gwendoline zadziałałaby jak zbawienne przypomnienie, wciągając ją z powrotem do jej prawdziwego życia. Tego z problemami, z którymi trzeba się uporać. Zdała sobie sprawę, że nie chce tam wracać, jeszcze nie teraz.

– Co ona znowu zrobiła? – zapytała kobieta.

Odpowiedź na to pytanie była prawie niemożliwa. Przebywanie w pobliżu matki zmarłej żony Michaela groziło śmiercią z powodu tysiąca małych ran. Nie robiła co prawda nic takiego, na co warto byłoby się skarżyć, ale jej taktyka polegająca na jednym drobnym akcie agresji po drugim, dzień po dniu, wyczerpałaby każdego. Zołza ciągle ją obgadywała, zostawiała pranie na deszczu, celowo zapominała przekazać wiadomości od przyjaciół, a nawet od męża, trzaskała drzwiami, kiedy Olive spała po nocnej zmianie, głośno komentowała każdy program telewizyjny, który wybrała. Było tego sporo.

– Chowa moje listy – wybrała Olive.

Nieznajoma zmarszczył brwi.

– Co robi?

– Kiedy przychodzi do mnie korespondencja, chowa ją, przetrzymuje przez kilka dni, a potem list w magiczny sposób pojawia się na wycieraczce, jakby był opóźniony na poczcie.

– Skąd wiesz, że tak nie było?

– Bo zdarza się to zbyt często. Nie dotyczy to listów poleconych, które mogłabym namierzyć. Nie powiedziałam ci tego, ale sześć kartek urodzinowych przyszło do mnie spóźnionych, a wiem, że te sześć osób wysłało je z odpowiednim wyprzedzeniem. Chciała zepsuć mi urodziny.

Olive zauważyła, że zaczęła mówić głośniej. Wydarzenia z jej urodzin wciąż ją dręczyły. Właściwie czuła, że rozmowa z nieznajomą pomaga jej jak dziwaczna forma terapii – dobrze się było w końcu wyładować. Dusiła w sobie zbyt wiele przez ostatnie sześć miesięcy.

– A dziewczynki wcale nie pomagają. – Olive poczuła, że zaczyna się gotować i trudno będzie jej przestać mówić, kiedy już zaczęła.

– To tylko dzieci – kobieta próbowała ją pocieszyć. – Im też nie jest łatwo.

Znów szczęśliwy traf. Nie mogła przecież znać wieku jej pasierbic.

– Rozumiem to. Zdawałam sobie sprawę, że będzie z tym problem, ale mogłabym sobie z nim poradzić. To nie są złe dzieciaki, oczywiście, że nie. Ale Gwendoline – nie wiem – wydaje się, jakby je podpuszczała. Widzą, że źle się zachowuje w stosunku do mnie i wiedzą, że im to też ujdzie na sucho.

Twarz nieznajomej była teraz całkowicie poważna. Była idealną słuchaczką.

– Szczerze mówiąc, mam już tego dość. Nie chcę jutro wracać do domu.

Czy to nie była prawda?

– Więc czego byś chciała? – zapytała kobieta. – Co mogłabym zrobić?

Olive odstawiła pustą szklankę.

– Nie możesz nic zrobić, wiem o tym. Utkwiłyśmy w tym. Ja utkwiłam.

Zbliżył się kelner z jedzeniem.

– Krwisty stek rib eye z grzybami dla pani, pani Anderson. – Kelner musiał sprawdzić jej nazwisko w hotelowym rejestrze. Był to z jego strony uprzejmy gest, ale dzięki temu nieznajoma również je poznała. – I bez grzybów dla pani.

– Wygląda świetnie, bardzo panu dziękuję. – Fałszywa żona uśmiechnęła się do kelnera.

– Coś mogę jeszcze coś paniom podać? – Kelner zdawał się zwlekać nieco dłużej, niż było to absolutnie konieczne.

– Nie. Dziękujemy bardzo.

– Smacznego. – Kelner posłał im uśmiech, zawisł nad stolikiem jeszcze przez sekundę, po czym odszedł.

– OK – powiedziała nieznajoma.

– Co OK?

Nabiła frytkę na widelec.

– OK, wyprowadzimy się. Cokolwiek zechcesz, powiedz tylko słowo. Powinnaś to wiedzieć.

Olive poczuła, że ma ochotę ponuro się zaśmiać. Jakby koszmar, którym stało się jej życie, można było tak łatwo naprawić.

2

Pierwszy mężczyzna rozwalił frontowe drzwi. Był zbudowany jak czołg i nie wyglądał, jakby warto było próbować go powstrzymać. Zawiesił taran na ramieniu i rozhuśtał go. Uderzenie rozdarło nocną ciszę, a świąteczny wieniec – misterna spirala bożonarodzeniowych róż, białych ostów i eukaliptusa – odbił się od drzwi w niemym proteście.

– Policja! Jesteśmy uzbrojeni.

– Policja! Odsunąć się!

Taran uderzył ponownie, a potem po raz trzeci, nie do końca zagłuszając wrzaski kilkunastu osób. Naloty policji są na ogół głośne. Dębowe panele wokół zamka pękły i drzwi się otworzyły. Drugi mężczyzna, w pełni uzbrojony, wdarł się do środka jak kula armatnia, strącając wieniec z haka, i pobiegł w lewo. Trzeci wskoczył za nim, skręcając w prawo. Drzwi prowadziły do dobrze oświetlonego holu bogatego domu. Serca tych, którzy wciąż czekali na zewnątrz, waliły jak szalone. Adrenalina rosła, jakby wszyscy funkcjonariusze w jednostce byli zdesperowani, żeby zmieścić się w środku.

Wszyscy oprócz jednego. Poziom hałasu wzrósł.

– Policja, jesteśmy uzbrojeni, ręce do góry!

– Policja, pokażcie się!

Jeden z funkcjonariuszy nigdy wcześniej nie brał udziału w takim szturmie. Co więcej, oddałby wszystko, żeby wrócić do służby w drogówce. Wziął głęboki oddech. Nocne powietrze szczypało go w nozdrza i po raz ostatni rozejrzał się po zimowej nocy. W chłodnym wietrze wyczuł nutę soli znad Morza Północnego i dymu drzewnego z pobliskiej farmy. Dom stał na wzniesieniu, a kilka reflektorów umieszczonych wokół rozpraszało ciemność. Ogromny obszar wrzosowisk North York Moors był o rzut kamieniem.

Czwarty policjant wbiegł po rzeźbionych dębowych schodach.

Piąty, ten nowy, prawie poślizgnął się na świątecznym wieńcu. Złapał równowagę, chwycił śliską od potu dłonią chwyt karabinka Heckler & Koch G36, drugą przytrzymał lufę (mniej więcej) nieruchomo i odszedł na bok. Jego zadaniem przez kilka następnych minut było pilnowanie drzwi wejściowych, aby nikt poza jego towarzyszami nie opuścił posesji.

Proste, powiedział sobie. Żaden problem. Nawet on nie mógł tego schrzanić.

3

Minęła godzina od momentu, gdy Olive usiadła przy stoliku, a nieznajoma wciąż jej nie powiedziała, jak się nazywa. Oczywiście, nie musiałaby tego robić, gdyby naprawdę była jej „żoną”. Jeśli istniał jakiś sposób, by się tego dyskretnie dowiedzieć, Olive jeszcze na niego nie wpadła.

– Zdradź mi pewien sekret – powiedziała nieznajoma, kiedy skończyła jeść. Olive zjadła trochę więcej niż połowę swojej porcji, przesuwając resztę jedzenia na talerzu w daremnej próbie, by wyglądało, że jest go mniej. Jej żołądek zdawał się sygnalizować dezaprobatę dla tego, co robiła. Z drugiej strony wino wchodziło jej całkiem dobrze, więc może to nie jej żołądek wyrażał dezaprobatę do całej sytuacji

– Znasz wszystkie moje sekrety – sprzeciwiła się Olive.

– Na pewno nie.

Kobieta wyciągnęła rękę. Olive, jakby w zwolnionym tempie, ujrzała dłoń – piegi prześwitujące przez opaleniznę, szorstką skórę wokół czubków palców – kierującą się w stronę jej twarzy. Patrzyła na to jak zahipnotyzowana, jak mały ssak w obliczu kołyszącego się węża. Palce musnęły bok twarzy Olive, wygładziły kosmyk włosów za uchem i zatrzymały się na jej szyi.

– Podobają mi się twoje uszy – powiedziała kobieta. – Są seksowne, ale wiesz o tym.

Na sali zrobiło się gorąco, a przynajmniej tak się wydawało; skropliny pary na ciemnych oknach nieprzyjemnie kojarzyły się Olive ze strużkami potu, które spływały po jej plecach. Od jakiegoś czasu chciała zdjąć żakiet, ale obawiała się, że w ten sposób wyśle dwuznaczny sygnał. Sugerowałoby to odprężenie, może nawet chęć pokazania swojego ciała.

Jej towarzyszka nie miał takich zahamowań – niebieski sweter już dawno wisiał na oparciu krzesła, odsłaniając obcisłą czarna podkoszulkę. Olive, choć starała się nie patrzeć, nie mogła nie zauważyć pełnych, wysoko podniesionych piersi i małego tatuażu w kształcie muszli na prawym ramieniu kobiety.

Chciała o niego zapytać, wymyśliła nawet sformułowanie, które nie łamałoby zasad gry: „nigdy mi nie powiedziałaś, dlaczego wybrałaś akurat ten tatuaż?”. Powstrzymała się, ponieważ komentując ciało tej kobiety przyznałaby, że zwróciła na nie uwagę. Byłoby to przekroczenie kolejnej granicy.

Wstrząsnęło nią, gdy złapała się na tym, że zaczęła się zastanawiać, jak te piersi będą wyglądać w jej dłoniach.

– No, śmiało – zachęcała nieznajoma. – Zdradź mi swój sekret.

Skóra na twarzy i szyi Olive wciąż mrowiła.

– Jeśli to zrobię, czy zdradzisz mi swój?

Kobieta wzruszyła ramionami.

– Tak. To uczciwa propozycja. Ty pierwsza.

Od czego by tu zacząć?

– Nienawidzę tej łodzi – oznajmiła.

Brwi kobiety znów się uniosły w udawanym zaskoczeniu, chociaż Olive mogłaby powiedzieć wszystko – Od lat pracuję dla MI5, kiedy miałam szesnaście lat, uwiodłam nauczyciela matematyki – a nieznajoma nie miałaby pojęcia, czy to prawda. To, że powiedziała prawdę, musiało coś znaczyć.

– Udawałam od miesięcy – ciągnęła. – Ponieważ wiem, jakie to dla ciebie ważne i ile to dla ciebie znaczy, że możemy razem się nią cieszyć, ale trzęsę się za każdym razem, gdy gdzieś wypływamy. Robi mi się niedobrze, nawet kiedy mówisz, że woda jest spokojna jak na stawie, kiedy łódź się przechyla, kiedy robi to, co nazywasz wychyłem, albo…

– Przechyłem – poprawiła nieznajoma, co świadczyło o tym, że kimkolwiek była, wiedziała co nieco o żeglarstwie. Być może ona także tego nie lubiła, bo jej oczy stały się zimniejsze, a linia szczęki stwardniała.

– Zawsze boję się, że się wywrócimy i utonę, i wtedy cię nienawidzę – ciągnęła Olive. – Nienawidzę cię za to, że mi wierzysz, kiedy mówię, że sprawia mi to przyjemność, nienawidzę dziewczynek za to, że naprawdę to lubią i nienawidzę Gwen za ciągłe gadanie o tym, jak dobrze… cóż, i tak wiesz o tym wszystkim.

Nie mogła tego wiedzieć, ale – o Boże – co za ulga, że w końcu ubrała te uczucia w słowa.

– Wydaje się, że powinnyśmy porozmawiać o tym wcześniej – stwierdziła kobieta.

Miała rację. Olive wolała zachowywać takie rzeczy dla siebie, a jej uraza stawała się w końcu tak toksyczna, że zagrażała wszystkiemu wokół.

– Jak mogłabym ci powiedzieć coś, przez co mniej byś mnie kochała? – zapytała.

Kobieta otworzyła usta, by wypowiedzieć jakiś frazes, którego Olive naprawdę nie chciała teraz słyszeć.

– Twoja kolej – powiedziała, żeby ją uprzedzić.

Nieznajoma nie spieszyła się, a Olive miała chwilę, by zauważyć, że bożonarodzeniowi biesiadnicy wokół nich cichną albo powoli wychodzą. Gdzieś w hotelu grała muzyka disco i wielu gości wyruszyło poszukiwaniu jej źródła. Sala była teraz zaśmiecona świątecznymi odpadkami: podartymi papierowymi kapeluszami, mokrymi i bezwładnymi serpentynami układającymi się na dywanie w tureckie wzory, poplamionymi papierowymi serwetkami, nadgryzionymi krakersami i korkami od prosecco.

Po ponad minucie, kiedy Olive miała już ją ponaglić, kobieta przemówiła.

– Zaplanowałam to.

Olive usiadła, czując, jak jej wzrok twardnieje. A więc gra była skończona.

– Zauważyłam cię, kiedy weszłam do restauracji. Siedziałaś sama. Widziałam, jak wstajesz i idziesz do toalety, więc skorzystałem z okazji.

– Dlaczego?

A więc nie była to zwykła pomyłka, która stała się pretekstem do odrobiny nieszkodliwej zabawy. Ta kobieta wszystko zaplanowała, z jakiegoś powodu, który nie był jeszcze jasny, ale wkrótce miał się stać. A Olive wypiła zdecydowanie za dużo wina.

– Ponieważ twój widok podziałał na mnie tak, jakby ktoś chwycił mnie za wnętrzności i je skręcił – odpowiedziała kobieta. – I przyszła mi do głowy najdziwniejsza myśl.

Nie pytaj jej, co to. To zaszło za daleko.

– Pomyślałam sobie: To ona. W końcu.

Olive była świadoma całego zamieszania wokół, pracowników restauracji próbujących posprzątać jadalnię, ale nie mogła oderwać wzroku od kobiety po drugiej stronie stołu. Czekała, aż nadejdzie gniew i oburzenie – co ona sobie, do diabła, myślała – ale czekała na próżno.

– Czy mogę podać paniom coś jeszcze? – Wrócił kelner.

Olive nie mogła wyksztusić słowa, ale jej towarzyszka powiedziała:

– Poproszę dwie brandy. Zabierzemy je do pokoju.

– Proszę bardzo.

Kelner je zostawił.

– Czy to, co powiedziałam, było niewłaściwe? – zapytała kobieta.

Tak, wyjątkowo niewłaściwe. Była mężatką, a to, co łączyło ją z Michaelem, było zbyt ważne, by ryzykować.

A mimo to czuła się bardzo nieszczęśliwa. I tak bardzo pijana. To, co sugerowała nieznajoma, coraz bardziej wydawało się czymś nieuniknionym.

– Mieszkam w pokoju numer siedem – powiedziała Olive. – Po drugiej stronie dziedzińca. Druga kobieta wstała.

– Przyniosę ci płaszcz.

4

Bezimienna kobieta nie mogła powstrzymać się od spojrzenia w niebo, kiedy razem z Olive wychodziły w głęboką ciemność. Chłód zdawał drapać wnętrze jej nozdrzy i tylną część gardła niczym ostrza. Kiedy jadły, spadło kolejnych kilka centymetrów śniegu.

Gdy zbliżyła się do Olive, podtrzymując jej ramię na śliskim chodniku, poczuła zapach jej słodkich perfum. Pachniała świętami.

Nie mogła uwierzyć, jakie to było łatwe. Gdyby Olive została przy swoim stoliku, podeszłaby do niej, wyjaśniła przepraszająco, że restauracja jest pełna i zapytała, czy nie miałaby nic przeciwko temu, żeby się przysiadła. W kieszeni marynarki miała książkę, którą Olive przeczytała i polubiła – dzięki ci, Facebooku. Planowała ją wyciągnąć w odpowiednim momencie, udawać zaabsorbowaną, uprzejmą, troskliwą. Byłaby zupełnym przeciwieństwem zagrożenia.

Rozpoczęłaby niezręczną na początku rozmowę. Chciała powiedzieć, że jest pielęgniarką. Ciężko pracowała, aby stworzyć wiarygodna historię i znaleźć wspólny język. Jednak Olive wstała, żeby pójść do damskiej toalety, a potem kelner podniósł jej płaszcz z podłogi i wyniósł go.

Kobiecie wydawało się to niezwykle korzystnym zrządzeniem losu. Bez zastanowienia usiadła na przeciwległym krześle i wzięła kilka głębokich oddechów, by wyglądać na zrelaksowaną.

To było takie łatwe. Domyślała się, że Andersonowie mają problemy – cóż, w tych okolicznościach każdy by je miał – ale nie spodziewała się, że zacznie się wylewać wszystko na raz: gorycz, rozczarowanie, frustracja i, pod tym wszystkim, głęboka samotność.

Była trochę zaskoczona tym, jak bardzo kusiło ją, by polubić Olive. Wiedziała, że żona Andersona jest wspaniała kobietą. Widziała mnóstwo ich wspólnych zdjęć. To, czego się nie spodziewała, to promienna jasność jej skóry, światło w zielonych oczach, jedwabisty połysk włosów. Nawet, gdy była zmęczona i przygnębiona, było w niej to coś.

Ale nie miało to żadnego znaczenia. Zbyt długo nienawidziła Olive Anderson, by teraz myśleć o zmianie planów. Dostanie to, na co zasłużyła.

5

Garry, policjant strzegący frontowych drzwi rezydencji, czuł pot napływający mu do oczu. Pomyślał, że mogłoby to wyglądać tak, jakby płakał, zdjął więc jedną rękę z broni, aby go wytrzeć.

Hałas wokół niego prawie go ogłuszył: stukot butów o kamienną podłogę, mężczyźni wykrzykujący rozkazy, wrzask kobiety. Z zewnątrz dobiegł dźwięk przypominający fajerwerki, gdy wybuchły ładunki hukowe. Znacznie większy od niego facet potknął się w drodze do domu i nadepnął mu na stopę.

Garry nie przeklinał – nigdy nie przeklinał – czuł gęsią skórkę nawet wtedy, gdy słyszał wulgaryzmy. Zagryzł mocno wargę, a jego oczy wypełniły się prawdziwymi łzami. Facet odszedł bez przeprosin, nawet się nie oglądając, a Garry poczuł w ustach smak krwi.

Krew i łzy. Pasuje.

Cały zespół taktyczny był teraz w środku, także ci, którzy weszli od tyłu. Krzyki nie ustawały, drzwi ciągle się otwierały. Groźny hałas był celowym zabiegiem, by zastraszyć mieszkańców domu.

Nie tylko mieszkańców.

Garry przycisnął się do zewnętrznej ściany, powtarzając sobie, że to wkrótce się skończy, że wszystko, co musi zrobić, to pilnować drzwi i że nic, absolutnie nic, nie może pójść źle.

6

Olive trzymała ramię nieznajomej, gdy przechodziły przez dziedziniec. Śnieg opadł i miał już ponad dwa centymetry grubości. Z otwartego okna baru rozlegała się bożonarodzeniowa piosenka, a piosenkarza zagłuszał pijacki świergot pięćdziesięciu fałszujących głosów. Przechodząc obok, znalazły się przez chwilę w bańce ciepłego, cuchnącego powietrza. Płatki śniegu wpadały do szklanki, którą niosła Olive i topniały w kontakcie z brandy.

Miała poczucie, że wydarzenia wymykają się jej spod kontroli, że jest miotana wichrem losu. Była oczywiście pijana, ale nie aż tak, żeby wpuścić do swojego pokoju zupełnie obcą osobę. To było coś innego – coś, czego wcześniej nie doświadczyła. To było jednocześnie przerażające i bardzo ekscytujące.

Użyła swojego klucza do otwarcia drzwi aneksu i poprowadziła swoją towarzyszkę do końca korytarza. To było tylko piętnaście krótkich kroków i z każdym krokiem powtarzała sobie, że nie jest jeszcze za późno. Mogła przeprosić, powiedzieć, że zmieniła zdanie, że zdała sobie sprawę, że to najgorszy pomysł na świecie. Ale Michael, dziewczynki, życie, z którym zmagała się przez sześć długich miesięcy, wyblakły w jej umyśle jak sen, który umyka po przebudzeniu, niewyraźne wspomnienie z dzieciństwa lub stara fotografia w sepii. To wszystko nie wydawało się już prawdziwe. Prawdziwa była wysoka kobieta pół kroku z tyłu, która, kiedy poślizgnęła się na śniegu, złapała ją tak szybko i zręcznie, że ich drinki nawet się nie rozlały.

Jej pokój pachniał obcą kobietą. Olive wyczuła nutę drzewa sandałowego i zatrzymała się na chwilę w drzwiach. Nie wydawało się możliwe, żeby jej zapach wyprzedził je, by objąć pokój we władanie, jak miało stać się to zaraz z Olive, którą nieznajoma wciągnęła do środka. Zamknęła drzwi, rozpięła płaszcz Olive i pozwoliła mu opaść, chwytając ją jednocześnie za włosy i delikatnie przyciągając jej twarz do swojej.

– Nareszcie – szepnęła, pochylając się i pocałowała ją.

To takie inne – to było wszystko, o czym Olive mogła myśleć przez kilka pierwszych chwil. Michael był jak zwierzę. Złapałby ją, gdy tylko drzwi by się zamknęły, przyciągnął jej twarz do siebie i zdarł ubrania, nie dbając o to, czy je zniszczy. Michael wylałby brandy na jej nagie ciało, upewniając się, że trunek dostał się do wszystkich intymnych miejsc, a potem go zlizał. Michael pieprzyłby ją jak gwiazdor porno – gwałtownie i efektownie – wycofując się kilka razy i ustawiając ją w kolejnej niemożliwej pozycji, zanim w końcu, po mniej więcej trzydziestu minutach, osiągnąłby hałaśliwy orgazm.

Michaela nie obchodziło, kto może go usłyszeć – ani jego córki, ani matka jego zmarłej żony, ani krowy w stodole, ani parobkowie mieszkający prawie kilometr dalej.

Ta kobieta była całkowitym przeciwieństwem Michaela. Powoli rozbierała Olive, całując każdy centymetr odsłoniętej skóry. Nie spieszyła się, odsuwając się na długie sekundy, by na nią spojrzeć. Pod spojrzeniem nieznajomej Olive poczuła się bardziej niż naga.

Podniosła ją, delikatnie położyła na łóżku, po czym ściągnęła swoje ubranie i położyła się obok. Nadal nie pragnęła niczego więcej, jak patrzeć i całować usta Olive, przesuwając jednocześnie dłonią po jej ciele.

– Jesteś taka uległa – szepnęła jej do ucha, a Olive poczuła ukłucie. Wizja seksu Michaela sprawiała, że aktywny udział Olive był prawie niemożliwy. Nigdy nie pozwolił jej przejąć inicjatywy i w końcu zapomniała, jak to zrobić.

Nieznajoma dała jej mnóstwo czasu na zmianę zdania; wystarczająco dużo, aby zerwać się, chwycić płaszcz i uciec z pokoju, ale jednocześnie sprawiła, że była to ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę. Gdy jej palce wpełzły do środka Olive, tak powoli i delikatnie jak wszystko inne, co robiła, przestała porównywać ją do Michaela.

– Kim jesteś? – krzyknęła w ciemność pokoju. Nie usłyszała odpowiedzi.

7

Zespół taktyczny nadal szarżował przez osiemnastowieczną wozownię jak stado dwunożnych nosorożców w pełnym, lśniącoczarnym rynsztunku bojowym. Garry słyszał łomot butów na piętrze. Mieszkańców domu – przynajmniej dwoje według informacji wywiadu, ale mogło być ich więcej – nie znaleziono.

Nalot na dom Howiego Tricksa – młodszego brata Steviego Tricksa, niesławnego szefa miejscowego gangu – był zaplanowany na czwartą następnego ranka, ale przesunięto go po niekorzystnych prognozach pogody. Do czwartej droga dojazdowa mogła być już nieprzejezdna, a policja z hrabstwa Cleveland nie miała wiele czasu na odzyskanie skradzionego kruszcu o wartości kilku milionów funtów i bardzo, bardzo cennego rubinowo-diamentowego naszyjnika, niedawno skradzionego z Sotheby’s – słynnego Naszyjnika Krwi i Łez.

Gary zerknął na zegarek. Minęło osiemnaście minut od rozpoczęcia operacji, a wydawało się, że o wiele dłużej. Zastanawiał się, nie po raz pierwszy, co go opętało, żeby szkolić się na członka grup szturmowych.

8

Wydawało się, że nieznajoma zasnęła jakiś czas temu. Olive leżała obok niej i czekała, aż nadejdzie poczucie winy, co z pewnością musiało nastąpić. Chwila szaleństwo się skończyła, jej żądza została zaspokojona. Zemsta na mężu, odwet za wszystko, czym stało się jej życie – bo o to właśnie chodziło, jak to teraz jasno widziała – została dokonana.

Czy to pieczenie w piersi, uczucie, że zaraz zwymiotuje, to wstyd?

Olive powoli wstała z łóżka. Bała się, że obudzi swoją towarzyszkę, ale jednocześnie wiedziała, że wkrótce i tak będzie musiała to zrobić i kazać jej wyjść. Michael miał zadzwonić wcześnie rano, a ona absolutnie nie mogła sobie wyobrazić, że rozmawia z mężem z nagą kobietą w łóżku. Michael używał aplikacji FaceTime – chciałby wirtualnego spaceru po pokoju i żeby mu pokazała, jaką bieliznę będzie miała na sobie tego dnia.

Co ona, do diabła, zrobiła?

Olive skradała się między porzuconymi ubraniami i nierozpakowaną do końca torbą podróżną. Zauważyła swoją torebkę przy drzwiach i pomyślała, że musi ja schować. Nie mogła ryzykować, że kobieta dowie się o niej czegoś więcej. Musiała pozostać anonimową panią Anderson. Nie powiedziała jej nawet, jak ma na imię.

W łazience skorzystała z toalety, napiła się wody z kranu, otarła pot z ciała, ale zrezygnowała z wzięcia prysznica. Obudziłoby to jej kochankę w sypialni, a poza tym mogła wziąć prysznic, gdy nieznajoma zniknie, aby zmyć z siebie wszelkie jej ślady.

Zadrżała na wspomnienie seksu. Był cudowny: miękki, kuszący i męcząco powolny, a cichy, szalony głosik w jej głowie kazał jej wrócić do sypialni, wślizgnąć się między prześcieradła i dostać to wszystko jeszcze raz.

Wystarczy już tego. Obudzi ją teraz, wyjaśni, że musi już iść i że nie ma dla niej miejsca w życiu Olive. Na pewno zrozumie. Przecież też była w związku małżeńskim.

Zapomniała o tym na chwilę. Nieznajoma miała tyle samo do stracenia co Olive. Poczuła ulgę.

Owijając się ręcznikiem, otworzyła drzwi łazienki. Nie starała się już być cicho, bo pora było budzić towarzyszkę.

Górne światło w sypialni było zapalone, a kobieta już nie spała. Nie tylko się obudziła, ale zdążyła się już ubrać i zapinała właśnie torbę Olive. Odwróciła się i wzięła głęboki oddech, zanim zaczęła mówić.

– Ubierz się – poleciła. – Wychodzimy.

Olive poczuła, że to jakaś inna kobieta, choć wyglądała dokładnie tak samo.

– Co? – Ścisnęła ręcznik, wdzięczna, że przynajmniej to ma na sobie. Ta druga założyła już buty i Olive poczuła się trochę jak w jednym z tych snów, kiedy nagle okazuje się, że jest naga w miejscu publicznym.

Nic się nie zmieniło oprócz oczu kobiety, które stały się teraz zimne i twarde jak krzemień.

Laptop, który stał otwarty na komodzie przy drzwiach nie należał do Olive. O co tu chodzi?

Nagle stała się bardzo świadoma wnętrza swojego ciała, które wydało się zimne i ciężkie jak rozmoknięta glina.

– Wymeldowujemy się. – Zaszkliły się zimne oczy kobiety. – Pozbieraj wszystko, co zostawiłaś w łazience i ubierz się. Natychmiast, Olive.

Użyła jej imienia, choć Olive go nie zdradziła.

Nagle poczuła głęboki strach.

– Nie będę powtarzać. – Pogoniła ją kobieta.

– Nigdzie nie idę. Wynoś się stąd. – Olive odzyskała głos.

Nieznajoma westchnęła i zrobiła krok w stronę laptopa. Nacisnęła spację i ekran ożył. Pojawiło się zdjęcie ich obojga zrobione w tym właśnie pokoju. Całowały się.

Nie, to nie było zdjęcie, to był film. Olive dostrzegła pasek postępu u dołu ekranu. Film miał ponad dwadzieścia minut.

– Niektóre części są trochę ciemne, ale wyraźnie widać, że ta naga kobieta to ty, a osoba, która cię pieprzy, to na pewno nie Michael Anderson, poseł do parlamentu z okręgu Middlesbrough South i East Cleveland.

Pokój nie wydawał się już taki jasny; obraz ściemniał się wokół krawędzi pola widzenia.

– Chcesz obejrzeć kawałek? – zapytała kobieta.

Olive potrząsnęła głową, ale kobieta tego nie dostrzegła, chociaż i tak nie zrobiłoby to pewnie żadnej różnicy. Szybko przewinęła nagranie do nieco ponad połowy i nacisnęła odtwarzanie.

Głowa nieznajomej znajdowała się między nogami, a jej długie ręce sięgały do piersi Olive. Nogi Olive były wygięte do tyłu, tak że jej stopy muskały ramiona kobiety; jej ramiona sięgnęły, by chwycić wezgłowie łóżka, a usta otworzyły się w niemym krzyku.

– Zainstalowałam trzy kamery – wytłumaczyła kobieta. – Nad karniszem, nad wezgłowiem łóżka i za lampką na komodzie. Włamałam się do twojego pokoju, kiedy zeszłaś na kolację.

Dlatego pokój pachniał nią. Ostrzegła ją nawet, mówiąc: Zaplanowałam to.

– Nagrałam cię pod każdym możliwym kątem, Olive, i muszę ci pogratulować bardzo dobrego występu.

Olive pobiegła z powrotem do łazienki, pochyliła się nad toaletą i zwymiotowała. Podczas ostatniej torsji zdała sobie sprawę, że kobieta stoi tuż za nią.

– Masz pięć minut – powiedziała do Olive. – Ubierz się, spakuj wszystko, a potem się wymeldujemy. W recepcji wyjaśnimy, że mamy nagłą sytuację rodzinną i musimy natychmiast wyjechać. Zapłacisz rachunek, a potem wsiądziemy do twojego samochodu.

Olive nie poruszyła się.

– Pięć minut, Olive. Albo film trafi do internetu.

9

Nieznajoma prowadziła.Olive wątpiła, czy byłaby do tego zdolna, nawet bez ilości alkoholu, jaką wypiła. Za późno przypomniała sobie, jak mało wypiła ta druga. Olive była już wcześniej lekko pijana, nieznajoma nie.

Teraz nie była już pijana. Czuła się uwięziona w równoległym świecie, w którym spełniają się koszmary, ale mimo to zupełnie trzeźwa.

Hexham było małym miastem i szybko zostawiły je za sobą, kierując się na północ w białą noc. Nieznajoma jechała szybko coraz bliżej środka drogi, jakby chciała wyprzedzić falę zamieci. Prowadziła agresywnie, mocno hamując i przyspieszając, wyprostowana na siedzeniu kierowcy i całkowicie skupiona na drodze przed sobą. Jechały w milczeniu.

Radio było przyciszone, ale kobieta podkręcała głośność, gdy rozbrzmiewały ostrzeżenia o utrudnieniach w ruchu. Większość miała związek z pogodą: zablokowane lub zamknięte ze względów bezpieczeństwa drogi, porzucone lub rozbite pojazdy.

Kiedy zbliżały się do pierwszej miejscowości – maleńkiej wioski o nazwie Acomb, w której znajdował się tylko jeden pub, Olive zmusiła się, aby coś powiedzieć. Tylko dwa słowa. Proste pytanie.

– Dokąd jedziemy?

Nieznajoma nie spuszczała wzroku z drogi.

– Wkrótce się dowiesz.

Olive nie miała pojęcia, czy to dobrze, czy źle, że nie jadą daleko. Wiedziała tylko, że w jej głowie strach zastąpił wstyd. Dlaczego, do diabła, wsiadła do tego samochodu?

Zegar na desce rozdzielczej wskazywał jej, że jest dwadzieścia po dziesiątej. Michael wyjechał już z Londynu i był w drodze do domu, a zawsze dzwonił z samochodu. Kobieta zabrała jej jednak telefon, wyłączyła go i schowała do wewnętrznej kieszeni swojej torby, która leżała teraz obok torby Olive w bagażniku.

Zastanawiała się, kiedy, jeśli w ogóle, Michael zacznie się o nią martwić.

Na skraju wioski musiały zwolnić, zbliżając się do tymczasowej sygnalizacji świetlnej. Olive zerknęła na drzwi.

– Nawet o tym nie myśl – ostrzegła kobieta, nie odrywając wzroku od czerwonego światła przed nimi.

Musiała to zrobić – to mogła być jej ostatnia szansa. Czy się odważy? Musi wyskoczyć z samochodu i pobiec do wioski krzycząc o pomoc, gdy tylko będzie mogła zaczerpnąć tchu.

Popełniła ogromny błąd. W hotelu przestała myśleć. Spanikowała i dała się wciągnąć w naprawdę groźną sytuację. Ta kobieta była niebezpieczna. Musiała od niej uciec.

Jej ręka zsunęła się do zapięcia pasa bezpieczeństwa. Światła zmieniły się na czerwone i żółte.

Teraz. Sięgnęła do klamki drzwi.

Nieznajoma mocno wcisnęła pedał gazu. Przez sekundę, może dwie, samochód tańczył na drodze, gdy opony starały się złapać przyczepność, a potem wystrzelił do przodu, na chwilę przed tym, jak światło zmieniło się na zielone.

– Lepiej mnie nie denerwuj – powiedziała nieznajoma.

10

Garry oczywiście znał odpowiedź na swoje pytanie. Po tym, jak dwukrotnie oblał egzaminy na detektywa (i poradzono mu, żeby nie zawracał sobie tym głowy ponownie), potrzebował jakiegoś sukcesu. Dlatego zgłosił się na szkolenie na członka grup szturmowych. To nawet nie było trudne. Wystarczyło nauczyć się, jak używać wyposażenia i dbać o nie, trochę treningu walki wręcz i odrobina pierwszej pomocy, którą i tak znał. Był dobry w prowadzeniu samochodu: taktyce przechwytywania i jeździe pościgowej. Udowodnił nawet, że umie prawie przyzwoicie strzelać. Wystarczyło, że przestawał myśleć, jak poradziłby sobie z prawdziwym przeciwnikiem, zamiast z celem.

Wtedy wydawało mu się to dobrym pomysłem. Dał w końcu ojcu coś, czym mógł się pochwalić wśród kolegów z klubu golfowego, byłych policjantów.

Gdzieś w domu szczekał pies. Tricksowie trzymali dwa rottweilery, które miały zostać zastrzelone, jeśli okażą się agresywne. Garry był zadowolony, że szczekanie trwało nadal, a fakt, że nie rozległy się jeszcze żadne strzały, oznaczał, że prawdopodobnie nie było takiej potrzeby. Nie było trudno zgadnąć, komu rozkazano by zająć się martwymi psami.

W radiu rozległ się trzask, a potem głos: „Mamy Howiego Tricksa. Howie już wychodzi”.

Pokój wypełnił się w ciągu kilku sekund. Gdzieś z bliska Garry usłyszał, jak ktoś wykrzykuje instrukcje, a potem Howie Tricks został wprowadzony do pokoju w kajdankach. Był to biały facet po czterdziestce. Mimo zimy był opalony, a na kilku palcach, obu nadgarstkach, a także na szyi można było dostrzec żółtozłoty połysk.

Jednak pomimo krzykliwego wyglądu wyczuwało się w nim coś groźnego. Nie walczył, ale celowo wykonywał powolne ruchy. Kiedy oglądał chaos panujący w domu, jego głowa kołysała się w tę i we w tę, jak u gada szukającego następnego posiłku.

– Gdzie jest moja żona? – zapytał i nie musiał podnosić głosu, żeby wszyscy go usłyszeli. – Co wy, pieprzeni idioci, zrobiliście z moją żoną?

Garry stłumił dreszcz; naprawdę nienawidził wulgaryzmów.

– Powiedz nam, gdzie jest złoto, Howie – odparł sierżant. – I co z tym ładnym rubinowym naszyjnikiem?

– Nie mam pojęcia, o czym pan mówi.

Howie Tricks dorobił się fortuny, kupując i sprzedając złoto, często – choć nigdy tego nie udowodniono – z wysoce wątpliwych źródeł.

– Zabierzcie go stąd – rozkazał sierżant.

Tricks został wyprowadzony, a wychodząc złapał spojrzenie policjanta stojącego na baczność przy frontowych drzwiach jego domu, który wciąż miał kawałek świątecznego wieńca przyczepiony do buta.

Garry miał na sobie pełny strój taktyczny, w tym hełm i maskę zakrywającą dolną część twarzy. Mimo to czuł pełną moc intensywnego spojrzenia Tricksa. Oczy mężczyzny były zimne, intensywnie niebieskie. Garry próbował stłumić dreszcz i ujrzał błysk satysfakcji w oczach gangstera, kiedy mu się nie udało.

11

Zegar na desce rozdzielczej samochodu wskazywał dziesiątą trzydzieści. Olive nie widziała ani księżyca, ani gwiazd, a latarnie uliczne już dawno zniknęły, ale śnieg zdawał się rzucać własne światło, łagodząc ciemność. Po jednej stronie rozległego białego pola zakrzywiona linia drzew na tle szarego nieba sugerowała, że rzeka jest blisko. Przejechały przez Wall, a kolorowe światełka choinki ustawionej na trawniku wyglądały jak symbol świata, na który już nie zasługiwała.

– Kim jesteś? – Olive była zaskoczona, jak pewnie brzmiał jej głos.

– Złe pytanie.

Olive otworzyła usta, by wygłosić oczywistą ripostę, ale się powstrzymała. Kątem oka zauważyła, że nieznajoma od czasu do czasu spogląda w jej stronę.

– Właściwe pytanie brzmi: czego chcę? –odezwała się w końcu kobieta

– Zakładam, że ma to coś wspólnego z moim mężem – powiedziała Olive. Usłyszała ciche parsknięcie, coś pomiędzy śmiechem a prychnięciem.

Musiało chodzić o Michaela. Większość posłów wzbudzała jakieś kontrowersje. Wielu ludzi nie zgadzało się z ich polityką, inni żywili osobiste pretensje z powodu problemów, których nie można było rozwiązać surowym listem na papierze firmowym parlamentu. Jednak Michael miał mniej wrogów niż wielu jego kolegów. Na tyle, na ile było to możliwe, cieszył się popularnością.

Na zewnątrz samochodu wciąż padał śnieg, gęsty i na tyle intensywny, by wycieraczki działały z maksymalną prędkością. Krawędzie przedniej szyby były pokryte grubym białym lukrem, a widok nocnego krajobrazu stawał się coraz mniej wyraźny z minuty na minutę.

W radiu muzykę przerwał komunikat o ruchu drogowym. Droga A69 w kierunku północnym została całkowicie zablokowana, a policja radziła pozostać w domu, jeśli podróż nie jest absolutnie niezbędna.

Kiedy ogłoszenie się skończyło, Olive powiedziała:

– Skąd wiedziałaś, że będę dziś wieczorem w Hexham? W tym hotelu?

Nie dostała odpowiedzi, poza lekkim skrzywieniem ust drugiej kobiety.

– Przyznałaś, że to zaplanowałaś. Nie mogłaś chyba śledzić mnie tygodniami, czekając na okazję.

Nadal nic.

– Ktoś musiał ci powiedzieć, gdzie będę. – Gdy sobie to uświadomiła, ucisk w żołądku stał się tak silny, jakby mógł pozbawić ją życia. – Kto to był?

Nieznajoma zaśmiała się cicho.

– Jak to się mówi, Olive? Trzymaj wrogów blisko? – Spojrzała na nią, utrzymując kontakt wzrokowy przez niebezpiecznie długi moment, biorąc pod uwagę prędkość, z jaką się poruszały. – Wygląda na to, że naprawdę miałaś swoich bardzo blisko.

12

Kobieta, wciąż bezimienna, czuła zimny i lepki pot między łopatkami. Już kilka razy samochód prawie utknął. Opady śniegu były coraz bardziej obfite, gdy zdążały na północ. Między żywopłotami robiły się większe zaspy. Z każdym poślizgiem opon, z każdym obrotem kierownicy i kolejną walką o odzyskanie przyczepności, czuła narastającą wściekłość. Jej zaciśnięte na kierownicy dłonie były sztywne i zimne. Gdyby je zdjęła, zachowałyby pewnie kształt szponów.

– Skąd wiedziałaś? – spytała Olive. Wydawało się, że minęły wieki, odkąd się odezwała.

– Co miałam wiedzieć?

– Że pozwolę ci się uwieść.

Nieznajoma zaryzykowała oderwanie wzroku od drogi i spojrzała w stronę Olive. Coś w jej zachowaniu się zmieniło. Przestała przypominać przerażonego królika w świetle reflektorów i wyglądała teraz na wkurzoną. Kobieta pomyślała, że tak jest nawet lepiej. Właściwie była rozczarowana tym, jak łatwo Olive skapitulowała.

– Myślałam, że było odwrotnie – zakpiła.

– Jesteś zwykłą świnią. – Głos Olive też stwardniał. – Tak czy inaczej, skąd wiedziałaś, że to się stanie? Mogłam powiedzieć ci, żebyś się odpieprzyła, usiąść przy innym stoliku albo wrócić do swojego pokoju i coś zamówić u obsługi. Skąd wiedziałeś, że będę tak pijana, głupia i zdesperowana, że pozwolę takiej dziwce jak ty zbliżyć się do mnie?

– Auć. – Właściwie to naprawdę zabolało.

– No dalej, skąd wiedziałaś?

– Nie wiedziałam. To, że byłaś taka łatwa, było premią.

W chwili, gdy te słowa wyszły z jej ust, pożałowała ich.

– Przepraszam – powiedziała.

– Pieprz się – mruknęła Olive.

– A odpowiadając na twoje pytanie, miałam plan awaryjny. Kilka tabletek benzodiazepiny w kieszeni. Zamierzałam wrzucić je do twojego drinka. Po pięciu minutach wiedziałam, że nie będzie to konieczne.

Zapadła cisza, po czym Olive odezwała się:

– Rohypnol?

Klasyczna pigułka gwałtu.

– Na szczęście pijesz czerwone wino. Czy wiedziałaś, że producenci dodają teraz do tabletek niebieski barwnik? Łatwo go rozpoznać w kieliszku chardonnay.

Oczy Olive zamknęły się na chwilę.

– Po co to wszystko? O co tu, do diabła, chodzi?

Coś przeleciało przed samochodem, co zaskoczyło obie kobiety. To był tylko ptak, ale nieznajoma nie spodziewała się po sobie tak nerwowej reakcji.

– Nie teraz, Olive. Gdybyś nie zauważyła, warunki na drodze są trochę trudne.

– Michael na pewno do mnie dzwonił. Dzwoni każdej nocy, kiedy nie ma mnie w domu. Jeśli nie może się skontaktować, dzwoni do hotelu.

– A jak myślisz, co powiedzą mu w hotelu?

Nieznajoma czekała, aż Olive chwilę się zastanowi. Jej milczenie sugerowało, że już się domyśliła. Powiedziano by mu, że Olive wyjechała z żoną.

13

Tina Tricks, żona Howiego, została w końcu odnaleziona. Zamknęła się w łazience na piętrze, odmawiając wyjścia pomimo próśb, nalegań i wreszcie bezpośrednich poleceń funkcjonariuszy z korytarza na zewnątrz. W końcu zamek został wyłamany głośnym kopnięciem. Garry dowiedział się tego wszystkiego ze strzępów rozmów toczonych wokół niego. Szalona atmosfera uspokoiła się, gdy zespół zatrzymał Howiego Tricksa i jego dwóch współpracowników. Na szczęście żaden nie wykazywał chęci stawiania oporu. Odnalezienie Tiny oznaczało, że przeszukiwanie domu mogło być kontynuowane w bardziej uporządkowany sposób.

Tina Tricks, wysoka szczupła kobieta z gęstą chmurą ciemnobrązowych włosów, została wyprowadzona na korytarz w morelowej satynowej piżamie. Miała bose stopy. Obiema rękami przyciskała do piersi miękką, pluszową zabawkę.

– Proszę tu usiąść – poleciła towarzysząca jej policjantka, po czym pchnęła ją na wyściełaną ławkę naprzeciwko Garry’ego. – Musimy znaleźć pani buty. Gdzie mogą być?

– Odpierdol się – odparła Tina, po czym postawiła stopy na ławce i przytuliła się do miękkiej zabawki, którą trzymała w ramionach.

– Zaraz poszukam – westchnęła policjantka. – Przypomnij sobie, kiedy ostatnio widziałaś ten naszyjnik, Tina? Nie mogę uwierzyć, że go nie przymierzyłaś.

Według informacji wywiadu Naszyjnik Krwi i Łez mógł znajdować się w dowolnym miejscu w domu: w lodówce w kuchni, na ciele Tiny, a nawet na psiej szyi. Sztaby złota byłyby łatwiejsze do zlokalizowania – naszyjnik stanowił większy problem.

Dowódca operacyjny wkroczył do sali i stanął bezpośrednio przed Garrym, skutecznie ograniczając jego pole widzenia.

– Skończyłem przeszukiwać piwnicę z winami, szefie. – Podszedł inny policjant, całkowicie anonimowy w pełnym rynsztunku ochronnym. – Nic tam nie ma. Przechodzimy do budynków biurowych. Jedna drużyna jest gotowa do wejścia do stajni.

Tina Tricks hodowała konie – cztery piękne zwierzęta, które łącznie były warte prawie milion funtów. Bezpośrednio naprzeciwko stajni znajdował się kolejny budynek z krytym basenem, domową siłownią i biurami.

Ponad ramieniem dowódcy Garry dostrzegł wpatrzone w niego oczy Tiny, jakby uważała, że jego posągowa postawa czyni go groźniejszym od wszystkich krzątających się policjantów. Zauważył, że zabawka, którą trzymała, to pluszowy miś. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, znów mocno ją ścisnęła i Garry wyczuł, jak ogarnia go dziwne uczucie. W jakiś sposób wyczuł, że miś jest ważny. Czyżby zadziałał instynkt policjanta, o którym tyle słyszał?

W końcu?

14

Dochodziła prawie jedenasta. W życiu, które Olive zostawiła za sobą, leżałaby sama w hotelowym łóżku, wypiwszy tyle wina, by móc odpowiedzieć na sprośny telefon Michaela. Powiedziałby jej, że ją kocha i że nie może się doczekać, żeby ją zobaczyć, a ona powiedziałaby, że czuje to samo. Potem by zasnęła, mówiąc sobie, że poradzi sobie z każdą ilością gówna, które wiązało się z jej nowym życiem, ponieważ to, co mogła zyskać, było tego warte.

Było jednak zupełnie inaczej. Zrujnowała wszystko przez alkohol i głupotę.

Warunki na zewnątrz pogarszały się z każda chwilą, krajobraz stał się bardziej surowy, a wiatr się wzmagał. Słyszała, jak jego lament przebija się przez warkot silnika, a co jakiś czas podmuchy kołysały samochodem.

Gdy w radiu podano godzinę, nieznajoma odezwała się ponownie.

– Co wiesz o Michaelu Andersonie? – zapytała.

Więc chodziło o Michaela, ale w końcu o co innego mogło chodzić?

– Gorący romans? Sześć miesięcy małżeństwa? – ciągnęła nieznajoma. – Czy to naprawdę wystarczająco dużo czasu, żeby kogoś poznać? Komuś zaufać?

Zaufałam ci po dwóch godzinach. Wystarczająco, by zaryzykować zmarnowanie całego życia.

– Czytałaś magazyn „Hello!” – stwierdziła Olive, przypominając sobie sesję zdjęciową, na którą Michael niechętnie się zgodził, gdy Gwen zwróciła uwagę, że datek w wysokości pięćdziesięciu tysięcy funtów byłby mile widzianym zastrzykiem dla funduszu powierniczego, który stworzył na rzecz organizacji charytatywnych zajmujących się rakiem kobiet. Musiała siedem razy się przebierać i pozować w dwunastu różnych miejscach w Home Farm i okolicach, aby powstały trzy żenujące strony opisujące jej małżeństwo z najseksowniejszym mężczyzną w parlamencie.

Zdała sobie sprawę, że to artykuł w „Hello!” sprawił, że ta kobieta tak łatwo ją rozpoznała. Wystarczyło wpisać w wyszukiwarkę Google hasło „Olive Anderson” i pojawiało się kilkanaście wyraźnych zdjęć.

– Wiem wystarczająco dużo – powiedziała i po raz kolejny zastanowiła się, czy to na pewno prawda.

– A czy wiesz, że zabił swoją pierwszą żonę? – zapytała nieznajoma.

15

Tina Tricks uciekła. W jednej chwili kuliła się na ławce jak nadąsane dziecko, a w następnej wystrzeliła do przodu jak strzała, kierując się w stronę drzwi frontowych. Policjantka, która ją eskortowała, próbowała ją chwycić, ale jej się nie udało. Nie było w pobliżu nikogo innego.

– Mizon, zatrzymaj ją!

Garry zrobił krok w bok i stanął we framudze drzwi. Tina opuściła głowę, jakby szykowała się do szarży, choć ważyła najwyżej połowę tego co on. Kiedy była o dwa kroki, przygotował się na uderzenie. Tina zgarbiła ramiona, jedną ręką ścisnęła misia, a drugą zacisnęła w pięść i uderzyła go w jądra. Garry sapnął, a Tina prześlizgnęła się obok niego i wybiegła na śnieg.

– Mizon, debilu. Biegnij za nią.

Śnieg padał nieprzerwanie przez czterdzieści pięć minut od rozpoczęcia nalotu. Odciski bosych stóp Tiny pozwoliłyby ją łatwo znaleźć, gdyby udało się jej uciec dalej niż kilka metrów. Garry patrzył, jak omija policyjną furgonetkę, a potem wskakuje na trawnik. Ruszył za nią. W szkole nieźle biegał i był pewien, że bez trudu dogoni Tinę Tricks.

Była jednak zaskakująco szybka. Zanim Garry dotarł do połowy trawnika, przeskoczyła otaczający go mur i popędziła dalej.

Garry również przeskoczył przez mur i pobiegł poboczem drogi. Dotarł do Tiny w kilka sekund, chwytając ręką górę od jej piżamy. Biegła dalej i materiał się rozciągnął, odsłaniając kilka centymetrów szyi i ramion. Zauważył tatuaż biegnący wzdłuż kręgosłupa. Otoczył ramieniem jej talię i przycisnął do siebie, mając nadzieję, że wsparcie jest tuż za nim.

– Zabieraj łapy, pieprzony zboczeńcu. Howie urwie ci za to jaja.

W tym momencie Howie nie wydawał się taki straszny. Chłopcy, którzy weszli do domu, cały czas czuli jej zadrapania.

– Uspokój się, Tina – sapnął – albo będę musiał cię skuć.

– Nie dotykaj mnie, kurwa. – Kopnęła go w goleń. Zabolało, mimo że była bez butów.

Garry rozejrzał się i zobaczył, że nikogo nie ma w pobliżu. Nie mógł zgubić Tiny. Na szczęście była na tyle lekka i szczupła, że mógł ją trzymać jedną ręką, wiła się jednak jak wąż.

Dysząc z wysiłku, by ją przytrzymać, ściągnął kajdanki i założył pierwsze ogniwo wokół jej lewego nadgarstka. Jej prawe ramię było zaciśnięte przed ciałem. Wciąż trzymała swojego misia. Gary musiał użyć większej siły niż mu to odpowiadało – nie lubił szarpać się z kobietami. Chwycił jej prawy nadgarstek i pociągnął go do lewego za jej plecami. Wydając wrzask, który mógłby sugerować, że zamordował jej pierworodnego, Tina upuściła misia na śnieg.

Nawet skuta kajdankami wiła się, kopała i wykręcała, żeby się uwolnić. Jednak jej uwaga skupiała się głównie na misiu. Garry pomyślał, że może być tam ukryta broń, więc kopnął go na pewną odległość.

– Oddaj mi go, skurwielu. To moje.

Wydawała się bardzo skupiona na zwykłej dziecięcej zabawce.

A może nie była to zwykła zabawka?

W końcu pojawił się kolejny policjant. Podbiegł truchtem i chwycił Tinę za ramię.

– Chodź, zabierzemy cię do samochodu. Nieźle, Garry.

Kobieta cały czas walczyła, a jej oczy nie odrywały się od misia.

– Pomożesz nam, kolego? Garry?

Garry skupił się na misiu. Zabawka została rozcięta pionowo wzdłuż brzucha, a potem ponownie zszyta wyraźnym niebieskim ściegiem krzyżykowym.

Dlaczego ktoś miałby to robić?

Drugi policjant, dwa razy cięższy od Tiny, usiłował ją odciągnąć.

– Oddaj mi to – krzyczała. – To mój miś.

Naprawdę bardzo zależało jej na tym, aby nie stracić misia z oczu. Garry pochylił się i podniósł go. Wydawał się niezwykle ciężki jak na pluszową zabawkę dla dzieci.

Już wiedział.

W środku był naszyjnik.

16

Wiesz, że zabił swoją pierwszą żonę?

To była ostatnia rzecz, o jakiej Olive mogłaby pomyśleć. Przez chwilę wydawało jej się, że to najbardziej zdumiewający zwrot wydarzeń tego naprawdę niezwykłego wieczoru i przez kilka sekund nie przyszła jej do głowy żadna odpowiedź.

– To nieprawda – powiedziała w końcu. – Byłam przy śmierci Eloise. Pierwszą żonę Michaela zabił rak jajnika, a ja byłam jej pielęgniarką onkologiczną.