Na własne ryzyko. Testament świętego - Derek Jarman - ebook
NOWOŚĆ

Na własne ryzyko. Testament świętego ebook

Jarman Derek

0,0

Opis

Na własne ryzyko Dereka Jarmana to esej o walce o emancypację społeczności LGBT+ Wielkiej Brytanii po drugiej wojnie światowej. Autor podejmuje próbę napisania najnowszej historii nienormatywnej seksualności, a do zadania podchodzi z właściwą sobie postmodernistyczną wrażliwością. Łączy autoetnogragficzną perspektywę z erudycją kulturową i polityczną, popartą szeroko zakrojonymi badaniami archiwalnymi. Na kolejnych stronach eseju Jarman przywołuje własne doświadczenia, ważne wydarzenia polityczne a także dziennikarskie komentarze a nawet homofobiczne treści z podręczników szkolnych.

Historia nieustannej, nielinearnej walki o emancypację rozpisana została na sześć rozdziałów, z których każdy odpowiada kolejnej dekadzie drugiej połowy XX wieku – od lat 40. kiedy zachowania homoseksualne były jeszcze w Wielkiej Brytanii karane, do naznaczonych traumą AIDS lat 90. Te ponad pół wieku to także okres życia Jarmana, który w toku całego wywodu pozostaje tyleż kronikarzem, co pierwszoosobowym bohaterem. Kreśląc ten osobisty, często targany silnymi emocjami fresk, Jarman swobodnie lawiruje pomiędzy wywiadem, anegdotą i poezją, inkrustując je obszernymi cytatami. Krytykę społeczną doprawia humorem, który staje się dla niego orężem przeciwko homofobii i queerfobii.

Na własne ryzyko wpisuje się w strategię oporu przeciwko wymazywaniu osób queerowych z historiografii i queerowości z biografii, którą Jarman podejmował zarówno w swoich tekstach, jak i filmach (np. Caravaggio czy Wittgenstein). Jego książka ma budować poczucie międzypokoleniowej wspólnoty osób nieheteronormatywnych, być świadectwem współdzielonych doświadczeń i przeszłości, której nie można po raz kolejny zamknąć w szafie.

Pomimo osadzenia wywodu w brytyjskim kontekście i w minionym wieku, Na własne ryzyko jest nad wyraz aktualnym lustrem, w którym odbijają się przemiany zachodzące w Polsce i Europie ostatnich lat. To książka pełna gniewu, ale też nadziei na poprawę sytuacji osób wykluczanych społecznie ze względu na tożsamość seksualną czy płciową.

 

***

Derek Jarman (1942–1994) – brytyjski twórca awangardowy: reżyser filmowy, scenograf malarz, pisarz i ogrodnik; działacz ruchu na rzecz równouprawnienia osób LGBT. Był jednym z pionierów New Queer Cinema i filmowego postmodernizmu. Do jego najpopularniejszych dokonań należą filmy CaravaggioSebastian czy Edward II. Dziełem jego życia jest również istniejący do dzisiaj postmodernistyczny ogród przy Prospect Cottage w Dungeness. Jarman zmarł w wyniku AIDS w 1994. Ostatnie dzieła, m.in. film Blue oraz książkę Chroma: Księga kolorów, poświęcił swojemu doświadczeniu życia z wirusem HIV. 

Na własne ryzyko to nie tylko osobista autobiografia, ale także pogłębiona analiza, która przyczynia się do zrozumienia złożoności i różnorodności tożsamości queerowej oraz przemian społecznych w XX wieku. Jarman, poprzez swoją autobiografię, wyraża apel o akceptację, równość i ludzką godność. Jego dzieło jest nie tylko świadectwem odwagi i determinacji, ale także inspiracją dla kolejnych pokoleń do działania na rzecz sprawiedliwości społecznej. Książka ta pozostaje istotnym źródłem wiedzy w kontekście badań nad kulturą LGBTQ oraz historią ruchów społecznych, uczestnicząc w dyskursie na temat równości i praw człowieka.

Prof. Andrzej Pitrus

 

***

Osobiste zwierzenia i komentarze przeplatają się z cytatami z literatury, prasy oraz z wypowiedzi publicznych, tworząc wielogłosową opowieść o środowisku gejowskim, jego sytuacji i problemach. Książka Jarmana ma więc podwójną wartość: historyczną – ukazując realia, w których funkcjonowały osoby queerowe, oraz biograficzną – będąc zapisem indywidualnych przemyśleń oraz działań na styku aktywizmu i artystycznej kreacji.

Prof. Małgorzata Radkiewicz

 

***


[FRAGMENT]

„Mam niewielu heteroseksualnych przyjaciół – miałem dość bycia niepotrzebnym gościem na ich proszonych kolacjach. Spoko jest być queerem, ale kiedy zaczynasz o tym mówić, wszyscy milkną, wszyscy czekają, aż przestaniesz. To dlatego w tej książce jest tak dużo seksu – bo to coś, o czym nikt nie chce dyskutować. To dla nas ważne, żeby rozmawiać o seksie, definiować się w świecie, który nigdy o nas nie mówił czy nawet nie pozwalał mówić o sobie. (...) Kiedy zaczynasz mówić, potwierdzasz, że żyjesz."

 

„Ta książka, możecie być pewni, nie trafi do szkolnych bibliotek. Młodzieży powiedzą, że nie jest „normalna”. Ich starzy, filary społeczeństwa, prędzej zobaczą ich martwych, niż szczęśliwych. (...) Często jestem zatrzymywany przez udręczonych młodych mężczyzn, część z nich wciąż w wieku szkolnym, którzy wyznają, że są HIV-pozytywni. Zazwyczaj jestem pierwszą osobą, której to mówią. Tak niewiele wsparcia mają w domu. Oni i ja musimy walczyć z brakiem zrozumienia; musimy poskładać do kupy życie pod wielką ciemną chmurą cenzury i ignorancji. Oni i ja przerażeni jesteśmy wami, samymi sobą i wirusem."

 

"Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury - państwowego funduszu celowego"

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 197

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




De­rek Jar­man, Na wła­sne ry­zyko. Te­sta­ment świę­tego prze­ło­żył Pa­weł Świer­czek, Kra­ków 2025
Co­py­ri­ght © De­rek Jar­man 1992 Co­py­ri­ght for the trans­la­tion © Pa­weł Świer­czek 2025
Re­dak­cja se­rii · Piotr Ma­recki
Re­dak­cja · Ma­ciej No­wacki
Ko­rekta · Ju­styna Ada­mus
Pro­jekt okładki · Mi­cha­lina Jur­czyk
Zdję­cie na okładce · Photo by Ja­nette Beck­man/Getty Ima­ges
Pro­jekt ty­po­gra­ficzny · Mar­cin Her­nas
Skład i ła­ma­nie · By Mo­use | www.by­mo­use.pl
Do­fi­nan­so­wano ze środ­ków Mi­ni­stra Kul­tury i Dzie­dzic­twa Na­ro­do­wego po­cho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tury – pań­stwo­wego fun­du­szu ce­lo­wego
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-67713-61-0
553. pu­bli­ka­cja wy­daw­nic­twa
Wy­daw­nic­two Ha!art ul. Ko­nar­skiego 35/8, 30-049 Kra­ków tel. 795 124 207wy­daw­nic­[email protected]
Wy­daw­nic­two Ha!art
@wy­daw­nic­two­ha­art
@wy­dha­art
@wy­dha­art
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Se­ria ESEJ

· Mi­chał Ta­ba­czyń­ski, Po­ko­le­nie wyżu de­pre­syj­nego

· Łu­kasz Łu­czaj, Seks w wiel­kim le­sie

· Da­wid Ku­jawa, Po­ca­łunki ludu. Po­ezja i kry­tyka po roku 2000

· Mag­da­lena Okra­ska, Nie ma i nie bę­dzie

· Woj­ciech Jóź­wiak, Na­sze zwie­rzęta mocy

· Ad­rianna Alk­snin, Na coś trzeba umrzeć. Ko­lejna książka o raku

· De­rek Jar­man, Współ­cze­sna na­tura, prze­ło­żył Pa­weł Świer­czek

· Paul King­snorth, Wy­zna­nia otrzeź­wia­łego eko­loga i inne eseje,prze­ło­żył To­masz Si­kora

· Ra­fał Woś, Dług jest do­bry,prze­ło­żył To­masz Si­kora

· Mo Wilde, Dzi­kość, która uzdra­wia,prze­ło­żył To­masz Si­kora

· De­nis Ka­zan­ski, Ma­rina Wo­ro­tyn­cewa, Jak Ukra­ina tra­ciła Don­bas,prze­ło­żył Ma­ciej Pio­trow­ski

· De­rek Jar­man, Na wła­sne ry­zyko. Te­sta­ment świę­tego,prze­ło­żył Pa­weł Świer­czek

W PRZY­GO­TO­WA­NIU

· Ju­dith Scha­lan­sky, Roz­chwiane ka­narki,prze­ło­żył Ka­mil Idzi­kow­ski

Od tłu­ma­cza

Na wła­sne ry­zyko jest pat­chwor­ko­wym ese­jem zło­żo­nym z róż­no­rod­nych frag­men­tów tek­stu – od pierw­szo­oso­bo­wych wy­po­wie­dzi, przez wy­wiady i ob­szerne cy­taty, aż po po­ezję. Tam, gdzie było to moż­liwe, sta­ra­łem się za­cho­wać ory­gi­nalne for­ma­to­wa­nie tek­stu i de­cy­zje edy­tor­skie pod­jęte przez au­tora i re­dak­tora ory­gi­nal­nego wy­da­nia.

Jar­man nie po­daje peł­nych źró­deł cy­to­wa­nych przez sie­bie tek­stów. Wszel­kie cy­taty nie­opa­trzone przy­pi­sami po­cho­dzą z tek­stów nie­prze­tłu­ma­czo­nych wcze­śniej na ję­zyk pol­ski. Zo­stały one prze­ło­żone przeze mnie na pod­sta­wie wer­sji przy­to­czo­nej przez De­reka Jar­mana. Przy­pisy ob­ja­śnia­jące ogra­ni­czy­łem do mi­ni­mum, po­zo­sta­wia­jąc przy­jem­ność roz­szy­fro­wy­wa­nia skró­tów i nazw wła­snych oso­bie czy­ta­ją­cej.

Książka pi­sana była w cza­sie, kiedy w Sta­nach Zjed­no­czo­nych i Wiel­kiej Bry­ta­nii kształ­to­wała się teo­ria qu­eer i nowy ję­zyk opisu nie­he­te­ro­nor­ma­tyw­nego do­świad­cze­nia. Wiele z uży­wa­nych przez Jar­mana słów nie ma bez­po­śred­niego prze­ło­że­nia na ję­zyk pol­ski. Wy­bra­łem więc bli­sko­znaczne od­po­wied­niki – wy­ro­słe z in­nej tra­dy­cji ję­zy­ko­wej – aby za­cho­wać za­równo qu­eero­wość, jak i przy­stęp­ność ję­zyka, któ­rym po­słu­guje się Jar­man. I tak na przy­kład an­giel­skie cru­ising czy cot­ta­ging w ni­niej­szym tłu­ma­cze­niu zo­stało od­dane jako pi­kie­to­wa­nie, a ro­ugh trade – jako luj.

Zło­żona jest sy­tu­acja sa­mego słowa qu­eer, które było od­zy­ski­wane przez osoby nie­he­te­ro­nor­ma­tywne na prze­ło­mie lat osiem­dzie­sią­tych i dzie­więć­dzie­sią­tych XX wieku, ale w po­wszech­nej świa­do­mo­ści wciąż po­zo­sta­wało obe­lgą. Dziś qu­eer jest sło­wem neu­tral­nym nie tylko w ję­zyku an­giel­skim, ale i co­raz czę­ściej w pol­skim. W toku tek­stu po­zo­sta­wiam je w ory­gi­nal­nym brzmie­niu lub przy­wo­łuję pol­skie ekwi­wa­lenty w za­leż­no­ści od kon­tek­stu. Cza­sem więc an­giel­skie qu­eer po­zo­staje pol­skim qu­eerem (na przy­kład kiedy uży­wane jest przez Jar­mana do sa­mo­okre­śle­nia), a in­nym ra­zem staje się pe­da­łem lub prze­gię­ciem (na przy­kład kiedy przy­ta­czane jest jako ob­raź­liwy cy­tat z ga­zety).

Po­dzię­ko­wa­nia

Re­dak­tor: Mi­chael Chri­stie

Praca ba­daw­cza i roz­mowy: Chris Wo­ods

Pro­jekt: De­rek We­stwood

Chciał­bym po­dzię­ko­wać: Pas­ca­lowi Bran­na­nowi, Pau­lowi Bur­sto­nowi, dok­to­rowi Mat­thew Hel­ber­towi, Ne­ilowi McKen­nie, Mal­col­mowi Su­ther­lan­dowi, Pe­te­rowi Tat­chel­lowi i mo­jemu przy­ja­cie­lowi H.B. (który wy­my­ślił ty­tuł) za całą ich po­moc.

Wy­imek z Ru­ling Pas­sions Toma Dri­berga zo­stał prze­dru­ko­wany dzięki uprzej­mej zgo­dzie Qu­ar­ter and the Es­tate.

Re­cen­zja Edwarda II au­tor­stwa Ale­xan­dra Wal­kera z „Eve­ning Stan­dard” i dal­sza ko­re­spon­den­cja zo­stały prze­dru­ko­wane za zgodą Ale­xan­dra Wal­kera i „Eve­ning Stan­dard”.

Chciał­bym także po­dzię­ko­wać „Ca­pi­tal Gay” i „The Pink Pa­per” za zgodę na prze­dru­ko­wa­nie na­głów­ków i wy­im­ków.

De­rek Jar­man

Sty­czeń 1992

Lata czter­dzie­ste

.

Nocne ogni­sko

Ze­rwała się chłodna nocna bryza. Mi­nęły dwie go­dziny, od­kąd po­szli­ście do łóżka. W mi­go­czą­cym po­ma­rań­czo­wym świe­tle wy­bie­ram swoją ścieżkę przez las po mar­twych je­sien­nych li­ściach ukła­da­ją­cych się w upiorny mar­mur­kowy wzór.

Błę­kitny dym z ogni­ska dry­fuje po­śród ga­łęzi od­zna­cza­ją­cych się na tle czy­stej zi­mo­wej nocy. Od­rzu­to­wiec ry­czy wśród zim­nych gwiazd. Przy­tu­lam sa­mego sie­bie, żeby się ogrzać.

Na skraju ogni­ska obcy lu­dzie stoją w bez­ru­chu. Pień wiel­kiego drzewa pło­nie, otwarta księga, w któ­rej piła wy­cięła pięć pło­mien­nych ran. Wy­soko w noc nie­do­pałki stron strze­lają prysz­ni­cem iskier. Mój umysł pły­nie wraz z błę­kit­nymi pło­mie­niami, które mru­gają po ca­łym drew­nie. Ogień sy­czy zi­mową śmier­cią wiel­kiego drzewa, słoje jego lat ob­ró­cone w po­piół. Wszy­scy tu­taj umie­ramy ra­zem z tym sta­rym drze­wem, ro­nią­cym swoje lata, by nas ogrzać.

Czło­wiek krze­sze świa­tło w nocy, kiedy wzrok mu ga­śnie. Żywy do­tyka umar­łych we śnie, bu­dząc się, przy­po­mina śpią­cego.

– He­ra­klit

Pej­zaże czasu, miej­sca, pa­mięci, zmy­ślone pej­zaże. Na wła­sne ry­zyko przy­wo­łuje pej­zaże, przed któ­rymi cię ostrze­gano: te­ren pry­watny, wstęp wzbro­niony; płot, przez który się prze­ska­ki­wało, mur, na który się wdra­py­wało, strach i unie­sie­nie, psy straż­ni­cze i po­li­cja w krza­kach, boczne ścieżki, re­guły, wolno i nie wolno, nie zbli­żać się, nie­bez­pie­czeń­stwo, za­gu­bie­nie, kra­ina cieni, śliczni chłopcy, śliczni po­li­cjanci, któ­rzy pchają swoje ku­tasy w twoje usta i aresz­tują cię ze stra­chu.

Wczo­raj­sza noc była pierw­szą nocą zimy. Pusz­cza­li­śmy la­ta­wiec wo­kół księ­życa, wi­ro­wał w kółko, li­ście spa­dały z drzew.

Nie wiem, ile czasu tam spę­dzi­łem. Mój umysł ga­lo­po­wał. Swoją książkę pi­sa­łem w mroku, pe­łen zło­ści.

Do­wolne stare mał­żeń­stwo

Do­wódca szwa­dronu L.E. Jar­man, R.A.F., i Panna E.E. Put­tock. Mał­żeń­stwo za­aran­żo­wane mię­dzy do­wódcą szwa­dronu Lan­ce­lo­tem El­wor­thym Jar­ma­nem, R.A.F., dru­gim sy­nem Pana i Pani H.E. Jar­ma­nów z Chri­st­church w No­wej Ze­lan­dii, i Eli­za­beth Eve­lyn (Betty), córką zmar­łego Harry’ego Lit­tena Put­tocka z Kal­kuty i Pani Put­tock z Nor­th­wood, zo­sta­nie za­warte po ci­chu w ko­ściele Świę­tej Trójcy w Nor­th­wood 31 marca o 14:00. Wszy­scy przy­ja­ciele są mile wi­dziani w ko­ściele.

Uro­dzi­łem się 31 stycz­nia 1942 roku o siód­mej trzy­dzie­ści rano w lecz­nicy Royal Vic­to­ria w Nor­th­wood.

Przez pierw­sze dwa­dzie­ścia pięć lat mo­jego ży­cia ży­łem jako kry­mi­na­li­sta, a ko­lejne dwa­dzie­ścia pięć lat spę­dzi­łem jako oby­wa­tel dru­giej klasy, po­zba­wiony rów­no­ści i praw czło­wieka. Brak prawa do ad­op­cji dzieci, a gdy­bym miał dziecko, mógł­bym zo­stać uznany za nie­od­po­wied­niego ro­dzica; nie­le­gal­ność w woj­sku; wiek zgody – dwa­dzie­ścia je­den lat; brak prawa do dzie­dzi­cze­nia; brak prawa do od­wie­dzin uko­cha­nego; brak prawa do pu­blicz­nej czu­ło­ści; brak prawa do edu­ka­cji bez uprze­dzeń; brak le­ga­li­za­cji mo­ich związ­ków i brak prawa do ślubu. Te ogra­ni­cze­nia sub­tel­nie po­zba­wiły mnie wła­snej wol­no­ści. Wy­da­wało się nie do po­my­śle­nia, że mo­głoby być ina­czej, więc wszy­scy to za­ak­cep­to­wa­li­śmy.

W sta­ro­żyt­nym Rzy­mie mógł­bym wziąć ślub z chło­pa­kiem. Ale tak jak idee zdają się swo­imi cie­niami, tak mi­łość za­częła być ak­cep­to­wana tylko w mał­żeń­stwie. Skoro nie mo­gli­śmy brać ślu­bów, nie mo­gli­śmy się za­ko­chi­wać. Skoro nie mo­gli­śmy się za­ko­chi­wać, nie by­li­śmy ko­chani.

Zso­do­mi­zo­wać So­domę

Grze­chem miesz­kań­ców So­domy była nie­go­ścin­ność – od­rzu­cili bo­skich anio­łów i za to zo­stali uka­rani. Mit swo­body sek­su­al­nej jest mi­tem. Nie­go­ścin­ność, któ­rej do­świad­czy­li­śmy za mo­jego ży­cia, ujaw­nia praw­dziwą So­domę w in­sty­tu­cjach mo­jego kraju.

He­te­ro­spo­łe­czeń­stwo, uwię­zione przez mo­no­ga­mię w ru­inach ro­man­tycz­nej mi­ło­ści, jest cał­ko­wi­cie osłu­piałe, gdy kon­fron­tuje się je z róż­no­rod­no­ścią. Je­ste­śmy jak 11 000 anio­łów tań­czą­cych na główce szpilki.

Wpro­wa­dze­nie

Moja książka jest se­rią wpro­wa­dzeń do spraw oraz nie­do­koń­czo­nych agend. Tak jak pa­mięć za­wiera ona swoje dziury, amne­zje, frag­menty prze­szło­ści i po­pę­kaną te­raź­niej­szość.

Tym, któ­rzy tego nie prze­żyli, może wy­da­wać się nie­przej­rzy­sta, a ci z nas, któ­rzy tym żyją, roz­po­znają mapę.

Mój le­karz opo­wia­dał, że we­dług lu­dzi pra­cow­nicy służb pu­blicz­nych, któ­rych także le­czył na cho­roby we­ne­ryczne, po­winni być wię­zieni – tak jak ro­bią to w Ha­wa­nie.

Epi­de­mia zro­dziła jesz­cze wię­cej nie­na­wi­ści. Za­nim się za­częła, by­li­śmy za­my­kani w wię­zie­niach, a te­raz umiesz­cza się nas w izo­la­cji. Mam wie­rzyć, że je­stem prze­stępcą, za któ­rego mnie uwa­ża­cie? Czy mam rzu­cić tym sa­mym pro­sto w wa­sze twa­rze?

Jak mogę być otwarty i szczery, je­śli obrońcy prze­sta­rza­łej mo­ral­no­ści nie są go­towi na choćby pod­sta­wową re­wi­zję wła­snych uprze­dzeń, po­nie­waż zro­bie­nie tego wy­maga od nich roz­mowy o spra­wach, któ­rymi nie chcą się za­jąć?

Jak mogę mó­wić o od­po­wie­dzial­no­ści, kiedy nie ma in­for­ma­cji na te­mat tych spraw, a żadna z na­szych par­tii po­li­tycz­nych nie po­dej­muje ta­kich dzia­łań?

Jak mło­dzież może wy­ra­żać swoją sek­su­al­ność otwar­cie i bez­piecz­nie, kiedy wiek zgody to dwa­dzie­ścia je­den lat?

Ta książka, mo­że­cie być pewni, nie trafi do szkol­nych bi­blio­tek. Mło­dzieży po­wie­dzą, że nie jest nor­malna. Ich sta­rzy, fi­lary spo­łe­czeń­stwa, prę­dzej zo­ba­czą ich mar­twych niż szczę­śli­wych.

Pro­ble­mem wielu tek­stów na te­mat tej epi­de­mii jest brak wy­raź­nie okre­ślo­nego au­tora. Jak czy­ta­łoby się sze­roko kry­ty­ko­wany ar­ty­kuł Ge­jow­skie po­rzu­ce­nie w „The Gu­ar­dian”, gdyby był na­pi­sany w pierw­szej oso­bie?

„Ja je­stem nie­przy­sto­so­wany”, „Ja je­stem koń­cem łań­cu­cha”.

Nie­do­brze jest ostrze­gać „spo­łe­czeń­stwo”, a sa­memu się dy­stan­so­wać.

Czę­sto je­stem za­trzy­my­wany przez udrę­czo­nych mło­dych męż­czyzn – część z nich wciąż jest w wieku szkol­nym – któ­rzy wy­znają, że są no­si­cie­lami HIV. Za­zwy­czaj je­stem pierw­szą osobą, któ­rej to mó­wią. Tak nie­wiele wspar­cia mają w domu.

Oni i ja mu­simy wal­czyć z bra­kiem zro­zu­mie­nia; mu­simy po­skła­dać do kupy ży­cie pod wielką ciemną chmurą cen­zury i igno­ran­cji. Oni i ja prze­ra­żeni je­ste­śmy wami, sa­mymi sobą i wi­ru­sem.

Pięć lat temu, w 1986 roku, wsze­dłem do za­tło­czo­nego po­koju świa­domy, że wszy­scy znają mój sta­tus HIV. Po­wi­nie­nem uca­ło­wać sta­rych przy­ja­ciół w po­li­czek? Mo­gli jesz­cze nie wie­dzieć, że nie grozi im żadna krzywda.

Mi­nęło wiele czasu, a ja ni­czym święty dą­ży­łem do ży­cia w ce­li­ba­cie. Lu­dzie wo­kół mnie od­da­wali się przy­jem­no­ściom. Nie wy­da­wali się go­towi, by wpu­ścić epi­de­mię na po­kład, zo­sta­wili to nam. Da­wano nam tyle prak­tycz­nych rad, ale tak nie­wiele zro­zu­mie­nia. Zro­zu­mie­nie nie po­ja­wia się na li­ście le­ków, choć jest rów­nie ży­cio­dajne, co szpi­talna kro­plówka.

Zro­zum­cie, że sek­su­al­ność jest bez­mierna jak mo­rze.

Zro­zum­cie, że wa­sza mo­ral­ność to nie prawo.

Zro­zum­cie, że my to wy.

Zro­zum­cie, że nie­za­leż­nie od tego, czy wy­bie­rzemy bez­pieczny, bez­piecz­niej­szy czy nie­bez­pieczny seks, jest to na­sza de­cy­zja, a wy nie ma­cie żad­nych praw do upra­wia­nej przez nas mi­ło­ści.

Na wła­sne ry­zyko

Sek­su­alne schadzki są do­bre w Pa­łacu, ale wstrętne w parku.

Raz pie­lę­gniarz zro­bił mi loda, gdy od­wie­dza­łem po­rad­nię we­ne­ro­lo­giczną. Po­wie­dział wtedy: „Będę mu­siał się po pro­stu ukłuć, ale warto”.

Je­stem czło­wie­kiem, który ca­ło­wał się na tym zdję­ciu z „The Gu­ar­dian”, pod­pi­sa­nym jako Po­ca­łu­nek śmierci?. Je­śli na­wet taka ga­zeta wi­działa mnie w ten spo­sób, to ja­kie na­dzieje mia­łem po­kła­dać w ta­blo­idach?

Po­ca­ło­wa­łem go. Po­wie­dział: „Ssij mi pałę – ty masz ku­tasa śmierci”.

„Daj się wy­ru­chać”.

„Ok”.

Ru­cha­nie na śmierć – co za wspa­niały bełt dla ta­blo­idów.

22 grud­nia 1986Nie ma się czego bać?Czy te słowa są zbyt od­ważne?

Młoda le­karka, która po­wie­działa mi tego po­ranka, że je­stem no­si­cie­lem wi­rusa HIV była wi­docz­nie ze­stre­so­wana. Uśmiech­ną­łem się i po­wie­dzia­łem jej, żeby się nie mar­twiła, bo ni­gdy nie lu­bi­łem świąt. W dro­dze do szpi­tala mia­łem na so­bie ten sam czarny płaszcz, który za­ło­ży­łem na po­grzeb ojca kilka ty­go­dni wcze­śniej – wy­glą­da­łem bar­dziej po­sęp­nie niż gra­ba­rze. Ten płaszcz do­dał mi pew­no­ści sie­bie przed tym spo­tka­niem.

Kiedy sze­dłem za­mar­z­nię­tymi uli­cami, mi­ja­jąc tłumy bo­żo­na­ro­dze­nio­wych za­ku­po­wi­czów, my­śla­łem, że nie ma spo­sobu na unik­nię­cie wi­rusa. Uni­ka­łem te­sto­wa­nia się tak długo, jak tylko było to przy­zwo­icie moż­liwe. Wcze­śniej tego roku le­karz za­su­ge­ro­wał, abym udał się na ba­da­nia; w tam­tym cza­sie zma­ga­łem się ze skan­da­lem, który pod­sy­cił po­kaz Ju­bi­le­uszu na Chan­nel 4 – do­sta­wa­łem te­le­fony z po­gróż­kami o czwar­tej nad ra­nem. Czu­łem się nie­pew­nie. Wi­dzia­łem wia­do­mo­ści wy­cie­ka­jące do „The Sun” i „The Star”. Mia­łem wi­zję, że skoń­czę jako część co­dzien­nej po­żywki stra­chu, który sprze­dają te wro­gie i pełne żółci ga­zety.

Nie­mal z ulgą słu­cha­łem, jak le­karz wy­li­cza, co mi wolno, a czego nie wolno – go­le­nie się, strzy­że­nie i wszyst­kie drobne szcze­góły (zda­wało się, że my­dło i woda eli­mi­no­wały wi­rusa na po­wierzchni ciała). Je­śli jed­nak cho­dzi o le­kar­stwa, rów­nie do­brze można było po pro­stu płu­kać usta fe­no­lem.

Idąc z po­wro­tem ze szpi­tala w dół Tot­ten­ham Co­urt Road, my­śla­łem so­bie, ja­kie to szczę­ście zo­stać uprze­dzo­nym i móc za­koń­czyć swoje ży­cie w upo­rząd­ko­wany spo­sób. Ta osta­tecz­ność wy­da­wała się atrak­cyjna.

Kiedy do­łą­czy­łem do tłu­mów na Oxford Street, po­my­śla­łem – czy moje po­strze­ga­nie tego wszyst­kiego może się zmie­nić? Czy mógł­bym znowu za­ko­chać się w tym, tak jak wtedy, kiedy opu­ści­łem dom we wcze­snych la­tach sześć­dzie­sią­tych? Na chwilę wyj­rzało słońce, wą­tłe zi­mowe słońce – tak ni­sko na nie­bie, że aż ośle­piało. Wiatr zda­wał się zim­niej­szy niż kie­dy­kol­wiek. Za­trzy­ma­łem się w pa­pier­ni­czym i ku­pi­łem so­bie dzien­nik na 1987 rok oraz szkar­łatny for­mu­larz do spi­sa­nia te­sta­mentu.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki