Na pokuszenie - K.C. Hiddenstorm - ebook + audiobook + książka

Na pokuszenie ebook i audiobook

K.C.Hiddenstorm,

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Chce ją mieć dla siebie, na wieczność. dziewczyna musi tylko zrobić jedną rzecz – zgrzeszyć.

Leah Winters doprowadza do ujęcia podejrzanego, jednak jej przełożonych bardziej interesują zniszczenia, jakich przy okazji dokonała. Zostaje wysłana na przymusowy urlop, który prawdopodobnie skończy się utratą stopnia detektywa. Nie chcąc do tego dopuścić, Winters proponuje komendantowi układ: odzyska posadę, jeśli przyprowadzi mu Nathaniela Thorne’a, przestępcę, który zdaje się być nieuchwytny. Pod przykrywką hostessy Leah rozpoczyna pracę w Czerwonym Baronie, kasynie Thorne’a. Mężczyzna szybko odkrywa prawdziwą tożsamość policjantki. Zamierza ją zabić, jednak na widok łańcuszka, który wypływa na jej sukienkę podczas szarpaniny, zmienia zamiar. Zdaje się, że nie tylko on ukrywa pewien sekret.

Thorne pogrywa z dziewczyną, lecz wyrachowanie szybko ustępuje fascynacji. Kiedy Leah prawie umiera z rąk Reynoldsa, który ponownie ucieka z aresztu, Nathaniel rozumie, że pod jej wpływem zaczyna się zmieniać. I zrobi wszystko, żeby ją chronić. Leah czuje, że mężczyzna jest kluczem do zagadki z jej przeszłości. Czy jednak cena za poznanie prawdy okaże się zaskakująco wysoka?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 254

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 17 min

Lektor: K.C. Hiddenstorm

Oceny
4,0 (102 oceny)
47
24
17
10
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ruddaa

Nie polecam

Bosz jakie to było głupie 🤦‍♀️🤦‍♀️🤦‍♀️🤦‍♀️
20
TuttiTo

Z braku laku…

Nie porwała mnie niestety. Wielki plus za lektorkę która mogłaby czytać książkę telefoniczną i z chęcią bym słuchała.
21
grudzia07

Z braku laku…

Słaba. Nie porywała w ogóle. Akcja leciała na łeb i szyję. Wydaje mi się że inspiracją mógł być serial Lucyfer - diabeł i pani detektyw.. ale serial miał to coś.
10
gaga1405

Nie oderwiesz się od lektury

Leah Winters pracuje jako detektyw w wydziale zabójstw. Ujęcie groźnego przestępcy nie poszło jednak idealnie i kobieta zostaje zmuszona do przymusowego urlopu. By wrócić do służby ma pomóc schwytać Nathaniela Thorne’e, mężczyznę enigmę, który ma sporo za uszami. Leah bez wahania przyjmuje propozycję komendanta i po przybraniu fałszywej tożsamości przenika do otoczenia podejrzanego. Szybko zostaje zdemaskowana jednak jakimś cudem udaje jej się wyjść cało z opresji. Nate oferuje Leah pomoc w znalezieniu mordercy jej matki. Pragnąc odkrycia prawdy, policjantka bez wahania przyjmuje propozycję. Nie wie jednak w jak trudną grę przyjdzie jej grać. Thorne jest wytrawnym zawodnikiem, a w swojej propozycji ma ukryty cel i zasady tej rozgrywki znane są tylko jemu. Czy Leah’ę skusi zakazany owoc w postaci gorącego, mrocznego mężczyzny? Ależ ja się dobrze bawiłam przy tej historii. Autorka rewelacyjnie wykreowała rzeczywistość, w której toczy się fabuła, umiejscawiając ją na granicy jawy i snu. ...
22
Paaulinaa88

Nie oderwiesz się od lektury

To moja pierwsza ksiazka jaka przeczytałam o demonach itp i tak naprawde zaczęłam ja czytać ze względu na autorke. Naprawde zaczynając czytać nawet nie wiedzialam ze to będą jakies czasy mary.. i cóż.... jestem meeega zaskoczona oczywiscis pozytywnie! Nie byl to mój klimat ale ksiazka jest rewelacyjna!! i chyba polubie tzn gatunek. polecam!!! ❤️😍
11

Popularność




Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Beata Kostrzewska

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Karolina Czerkas, Barbara Milanowska (Lingventa)

Grafika w tekście

Designed by macrovector/Freepik

© by K.C. Hiddenstorm

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2023

ISBN 978-83-287-2716-8

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2023

–fragment–

PROLOG

NA IMIĘ MI OBŁĘD

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam w Maskaradzie takie pustki. Sądziłam – mylnie, jak widać – że większość ludzi, podobnie jak ja, tęskni za latami osiemdziesiątymi, nawet jeśli pamiętają je tylko ze starych filmów. Cóż, nawet jeśli rzeczywiście tęsknili, to tej nocy przestali.

– Hej! – Odskoczyłam w ostatniej chwili, zanim facet niosący metalową beczkę mnie staranował. – Uważaj, jak chodzisz!

Mężczyzna – nie, właściwie jeszcze chłopak – mruknął coś pod nosem, ale się nie odwrócił. Aha, słuchawki w uszach. No dobra, nie żebym go winiła. Był piątek wieczór, a on harował w podłej robocie. To samo z siebie potrafiło być wkurwiające.

Choć obiecałam sobie, że nie będę, sprawdziłam komórkę i upewniłam się, że nikt mnie nie wzywa. A potem spróbowałam wreszcie przestać… być w pracy. Wciągnęłam w nozdrza zapach tego miejsca, dymu zmieszanego z kurzem i metaliczną wonią elektryczności. Zlustrowałam pociągnięte granatową farbą ściany oraz błękitne i różowe neony ułożone w przemyślane wzory – niby wszystko było tak samo, a jednak nie mog­łam się pozbyć wrażenia, że coś jest inaczej. Cholernie nie lubiłam tego odczucia. W końcu uznałam, że przez dramatyczny niedobór klienteli lokal wydaje się większy, i zakończyłam temat. Nie chciałam świrować, to w końcu mój wolny dzień, na litość boską.

– Piwo – zwróciłam się do barmana. – Bezalkoholowe.

– Pamiętam – westchnął. – Przychodzisz tu dość często.

Położyłam banknot na kontuarze.

– No i?

Zerwał kapsel i przesunął butelkę w moją stronę, drugą ręką płynnie zgarniając forsę.

– No i zawsze zamawiasz bezalkoholowe. To jakiś sprawdzian woli?

Napiłam się, mierząc tego wielkiego, barczystego faceta spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Od jego łysej głowy odbijał się blask neonów.

– Wyglądam ci na nawróconą alkoholiczkę?

Rozejrzał się teatralnie, po czym wychylił się ponad kontuar.

– Szczerze? Raczej nie.

Powtórzyłam jego gest i również się przysunęłam.

– Więc o co chodzi?

Zbliżył się jeszcze odrobinę, tak że teraz wyraźnie widziałam jego głęboko osadzone oczy. Miały nietypową barwę – nie całkiem szare, ale i nie do końca zielone.

– To dobre miejsce, żeby się rozerwać – powiedział ściszonym głosem. – Zrobić coś więcej, niż tylko biernie patrzeć.

– Dlaczego szepczemy? – zapytałam.

– Bo on słucha – odparł enigmatycznie, po czym odwrócił się ode mnie.

Jeszcze chwilę gapiłam się na jego szerokie plecy obciągnięte czarnym podkoszulkiem, po czym dałam sobie spokój i podryfowałam do stolika w głębi. Gdy szłam po obsydianowym, lustrzanym parkiecie, rozbrzmiewał przyjemny stukot. Rozparłam się na wściek­le różowej kanapie i zajęłam – dokładnie tak, jak wytknął mi barman – obserwowaniem tych nielicznych gości, którzy przyszli zwabieni klimatem miejsca. Okej, chyba powoli zaczynałam łapać, dlaczego teraz było ich niewielu.

Na prawo ode mnie przeparadowała ładna brunetka w przepasce na czole i sukience żywcem wyjętej z lat dwudziestych. Trochę dalej jakaś dziewczyna, prawdopodobnie kelnerka, powitała mnie złotymi latami pięćdziesiątymi. A więc to była kostiumowa noc, tylko najwyraźniej nikt nie ustalił tematu przewodniego. Zerknęłam na swój wystający spod wiatrówki podkoszulek i odciągnęłam go od ciała. Bardziej się nie przebrać już się chyba nie dało.

Dopiłam piwo i obrałam kurs na łazienkę. Byłam ciekawa, jakiego rodzaju będzie to impreza, i uznałam, że jeśli mi nie siądzie, zwyczajnie zmyję się po drugim bezalkoholowym. Pchnęłam drzwi i na moment przystanęłam. Na pokrytej białymi kafelkami ścianie ktoś napisał:

Wolność znajduję tylko w tym, co robię,

Modlę się do bezbożnego Boga,

Gniew jest wszystkim, co mam.

Litery były czerwone, co mimowolnie nasuwało skojarzenia z krwią, szczególnie przez zacieki z farby. Ale to w samej wiadomości było coś upiornego. Wzdrygnęłam się, skorzystałam z toalety, a potem, starając się omijać wzrokiem napis, pośpiesznie wyszłam na korytarz. To było jedno z tych irytujących złudzeń optycznych, bo litery obserwowane kątem oka zdawały się falować, przeistaczać. Strach pomyśleć, co bym zobaczyła, gdyby to piwo jednak zawierało procenty.

Wróciłam na swoje miejsce z kolejnym bezalkoholowym. Barman podał mi je bez słowa, nie musiałam nawet nic mówić. Przyjemny facet. Miałam nadzieję, że nie wpadł na pomysł, żeby podkręcić je czymś, co pozwoliłoby mi „się rozerwać”. Nie potrzebowałam tego rodzaju gówna. Przychodziłam tu głównie dla muzyki jak chyba większość ludzi.

Zarzuciłam nogi na kanapę i odchyliłam się na oparciu, niespiesznie sącząc piwo. Z głośników płynęło Back Door[1], a ludzie rzeczywiście zaczęli się schodzić. I nie wiem, jakim cudem, ale okazało się, że jestem jedyną osobą, która przeoczyła wzmiankę o kostiumach. Nie żebym miała zamiar w jakimś przyjść, po prostu dziwiło mnie, że nie widziałam wcześniej ani jednej ulotki ani nic. A nie należałam do mało spostrzegawczych osób, to by się kłóciło z moim zawodem. Nawet ten czarnowłosy facet przy barze wiedział. Przysiadł na jednym ze stołków wbity w taki wytworny smoking, jaki mógłby nosić, gdyby czasy jego młodości przypadały jakieś sto lat temu.

No właśnie. Ten facet.

Odstawiłam butelkę na stolik i wychyliłam się do przodu. Znałam go skądś, na pewno. Wprawdzie teraz widziałam tylko jego niepełny profil, ale wrażenie było silne. Kim był? Nie miałam pojęcia, ale czułam, że ta wiedza krąży gdzieś koło mnie. Nie mogłam jednak jej pochwycić.

Kim jesteś? Kim jesteś, do cholery? Aresztowałam cię kiedyś? Przesłuchiwałam? A może robiłeś za adwokata któregoś z tych dupków? Kim jesteś, sukinsynu? Jestem pewna, że gdzieś cię widziałam. Zrób coś, żebym przypomniała sobie gdzie. Zdradź się jakimś gestem…

Potrząsnęłam głową. Wystarczy. Nieważne, kim mógł być ten gość, ponieważ nie byłam, kurwa, na służbie i powinnam wreszcie wyluzować. Może znałam go z widzenia, a może nie. Nieistotne. Nie w tej chwili. Pociągnęłam hojny łyk tej bezalkoholowej lury, wkładając wzmożony wysiłek w to, żeby jednak się wyluzować.

Nie wyluzowałam się.

– Mam cię pod skórą[2] – popłynęło z głębi sali. Subtelny, zmysłowy głos mimowolnie przyciągał uwagę. – Mam cię głęboko w sercu. Tak głęboko w sercu, że tak naprawdę jesteś częścią mnie.

Spojrzałam w tamto miejsce i zamarłam. To przypominało sen, zwłaszcza sposób, w jaki ludzie się rozstąpili, ukazując solistkę w pełnej krasie. Reflektor oświetlał ją od góry białym światłem, eksponując każdy szczegół z porażającą precyzją. Wrażenie było tak samo upiorne, jak w przypadku tego dziwacznego napisu w toalecie, tyle że znacznie silniejsze. Patrzyłam na kobietę łudząco do mnie podobną. Patrzyłam na… samą siebie. Rysy, gestykulacja, sylwetka, włosy – wszystko się zgadzało. Chociaż nie, rysy wydawały się nieco bardziej drapieżne, a włosy ułożone zostały w misterne fale, takie, jakie nosiło się na początku zeszłego wieku. A kiedy się uśmiechnęła… Miała nieco zbyt dużo zbyt ostrych zębów. Była i zarazem nie była mną. Nie potrafię opisać tego tak, żeby miało sens, ponieważ w tamtej chwili nic go nie miało.

– Próbowałem się nie poddawać – śpiewała, zmysłowo kołysząc biodrami. – Ale dlaczego miałbym próbować się opierać, kiedy, kochanie, wiem tak dobrze, że jesteś częścią mnie.

Kiedy popatrzyła prosto na mnie, prawie się zachłysnęłam. Dostrzegła moją rekcję, która wyraźnie ją rozbawiła. Powoli przesunęła ręką po statywie lampowego mikrofonu. Jej pociągnięte czarnym lakierem paznokcie wyglądały na długie i ostre.

– Mam cię… pod skórą. – Uniosła prawą dłoń i przejechała palcem po gardle. Paznokieć rozciął ciało, z tętnicy momentalnie buchnęła krew. – Jesteś częścią mnie. – Przycisnęła dłoń do szyi, a potem z satysfakcją spojrzała na unurzane w szkarłacie opuszki i znów się do mnie uśmiechnęła. – Mam cię… pod skórą.

Mimowolnie powtórzyłam ten gest i kiedy popatrzyłam na swoją rękę, próbowałam krzyczeć, ale nie dałam rady. Krew zalewała mi przełyk, spływała po palcach. Krew z mojego poderżniętego gardła.

Chwyciłam się krawędzi stołu, ale nie udało mi się wstać. Nogi ugięły się pode mną. Świat zakołysał się i wywrócił na lewą stronę. Zalała go czerń.

Mam cię pod skórą.

Mam cię… pod skórą.

Tak, jesteś częścią mnie.

Otworzyłam oczy, ze świstem wciągając powietrze. Czoło lepiło się od potu, moja dłoń kurczowo zaciskała się na krtani. Dyszałam, jakbym miała za sobą morderczy bieg, a serce tłukło mi się o żebra. Zamrugałam. Potem znowu. Dobre dwie, trzy sekundy zajęło mi zrozumienie, że patrzę na ścianę swojej własnej sypialni.

To był sen.

To był tylko sen.

Spojrzałam na rękę, upewniając się, że nie ma żadnej krwi, a potem chwyciłam się krawędzi materaca i podniosłam z podłogi. Nie pierwszy raz zdarzyło mi się spaść z łóżka. Tego rodzaju sen, nawiasem mówiąc, także nie stanowił żadnego novum. Ale doprowadzał mnie na skraj paniki za każdym razem, ponieważ był tak boleśnie realny.

Zerknęłam na swoje dłonie – drżały – a następnie skierowałam wzrok na leżącą na nocnej szafce broń i odznakę. Zabraliby mi je, gdyby wiedzieli, że mam tak ciężkiego świra.

Odebraliby mi wszystko.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1] Utwór zespołu Clan Of Xymox.

[2]I’ve Got You Under My Skin – utwór napisany w 1936 roku przez Cole’a Portera. Wykonywany m.in. przez Franka Sinatrę.

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz