Mówię, więc jestem - Małgorzata Majewska - ebook

Mówię, więc jestem ebook

Małgorzata Majewska

4,6

Opis

Słowa mają wielką moc. Spraw, by pomogły ci osiągnąć to, co chcesz

Komu z nas nie zdarzyło się zapomnieć języka w gębie? Kto nie miał do siebie pretensji, że nie zareagował na uwagi, które naruszyły jego granice? Kto nie poczuł się źle z wypowiedzianymi przez innych ludzi słowami?

Mówię, więc jestem nauczy cię, co powiedzieć, by chronić siebie, wyrażać swoje potrzeby i uczucia, a także porozumiewać się z innymi.

Małgorzata Majewska przygląda się temu, jak rozmawiamy, a niekiedy nie rozmawiamy ze sobą, i ukazuje, jakie mechanizmy się za tym kryją. Zadaje pytanie, jak to się dzieje, że często ci, którzy nas kochają i są dla nas ważni, ranią nas i sprawiają, że czujemy się ze sobą źle. Wyjaśnia, jak inni naruszają nasze granice, komentując nasze ciało, ubrania, mieszkanie czy życiowe wybory oraz podważając w nas wiarę, że jesteśmy dorośli i sami potrafimy się sobą zaopiekować.

Zrozumienie konstrukcji językowych i świadomość kryjących się za nimi mechanizmów psychologicznych pozwolą nam odzyskać poczucie sprawczości i poprzez skuteczne stawianie granic świadomie zarządzać sobą i swoim życiem. Tak byśmy czuli, że nasz własny język potrafi nas ochronić i jest naszym sprzymierzeńcem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 283

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (25 ocen)
19
3
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ANS2005

Całkiem niezła

Jedna rzecz mnie zastanawia w przykładnie Autorki. Gdy usłyszała, że ma nietwarzową fryzurę odpowiedziała, żeby nie komentować jej wyglądu, bo to narusza jej granice. Odpowiedziała tak samo, gdy wcześniej usłyszała, że świetnie wygląda w nowym płaszczu? Bo zakładam - być może błędnie - że wielokrotnie wcześniej padały różne komplementy dotyczące wyglądu właśnie… Więc skoro raz „wpuściła”, dlaczego potem „wyrzuca”?
00
Marian2kropka0

Nie oderwiesz się od lektury

Genialna, to jedna z tych książek która obraca rzeczywistość o 180°
00
kamilka19980804

Nie oderwiesz się od lektury

jedna z lepszych książek jakie czytałam. poruszane są ważne tematu, z którymi każdy z nas się boryka na codzień
00
magiera141

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna książka, skłania do refleksji nad swoim językiem i tym co słyszymy.
00
SakeSake

Nie oderwiesz się od lektury

Książka według mnie warta przeczytania, ja odnalazłam tam wiele że swoich JA. Będę Wracał do niej często, aby pomagać sobie lepiej siebie zrozumieć, i to co inni próbują mi przekazać lub narzucić. Okazuje się że trudno mi to czasem odróżnić od siebie. DZIĘKUJĘ AUTORCE ♥️
00

Popularność



Podobne


MAŁGORZATA MAJEWSKA

Języ­ko­znaw­czyni, spe­cja­listka od komu­ni­ka­cji wer­bal­nej i niewer­bal­nej. Zafa­scy­no­wana pogra­ni­czem języka i psy­cho­lo­gii, z pasją bada jego zna­cze­nie i rolę w rela­cjach mię­dzy­ludz­kich. Od wielu lat pra­cuje w Insty­tu­cie Mediów i Komu­ni­ka­cji Spo­łecz­nej Uni­wer­sy­tetu Jagiel­loń­skiego. W dok­to­ra­cie badała stra­te­gie, któ­rych uży­wamy, by umniej­szać war­tość swoją lub dru­giego czło­wieka. Uczy, zarówno na uni­wer­sy­te­cie, jak i poza jego murami, jak uży­wać języka, by lepiej zro­zu­mieć innych ludzi i poro­zu­mieć się z nimi, tak na płasz­czyź­nie zawo­do­wej, jak pry­wat­nej.

Mojej córce Hele­nie, Szy­mo­nowi Walicz­kowi i całemu poko­le­niu mło­dych ludzi – z marze­niem, by potra­fili oka­zy­wać miłość, bli­skość i uzna­nie tym, któ­rych kochają, lubią i któ­rzy są dla nich ważni

PODZIĘKOWANIA

Chcia­ła­bym podzię­ko­wać pro­fe­sor Elż­bie­cie Taba­kow­skiej, mistrzyni i przy­ja­ciółce, która od lat uwraż­li­wia mnie na deli­katną mate­rię języka i szuka w tym, czego naucza języ­ko­znaw­stwo, czło­wieka i jego wraż­li­wo­ści. Dzięki godzi­nom roz­mów i wspól­nie wypi­tym kawom, lek­tu­rom i inspi­ra­cjom sama odkry­wam coraz wię­cej czło­wieka w sobie. Ta książka by nie powstała, a ja nie była­bym taka, jaka jestem, gdyby nie nasze spo­tka­nia.

Mojej córce Hele­nie za nasze roz­mowy na tara­sie, spa­cery, kocyki. Za otwar­tość w doświad­cza­niu zarówno pięk­nych chwil, jak i tych trud­nych. Mam poczu­cie, że to, co trudne, ni­gdy nas nie dzieli. To zaszczyt być twoją mamą.

Bart­kowi Zającz­kow­skiemu za lata dys­ku­sji i ana­liz cza­sem naprawdę nie­oczy­wi­stych zasto­so­wań języka. Za twoje uparte pyta­nia, a nie­kiedy twier­dze­nia. Za twój języ­kowy, mimo że nie języ­ko­znaw­czy umysł, który spra­wia, że muszę na nowo prze­my­śli­wać różne nie­oczy­wi­sto­ści w języku i się im przy­glą­dać.

Kata­rzy­nie Basa­mon, która pomo­gła mi nie zgu­bić się w tym cha­osie redak­cyjno-myślo­wym i do końca trwała na poste­runku. Kasiu, twoja obec­ność dała mi poczu­cie bez­pie­czeń­stwa i odwagę w for­mu­ło­wa­niu myśli.

Wszyst­kie cyto­wane przy­kłady są praw­dziwe i przy­to­czone za zgodą ich auto­rów i auto­rek. Zostały zmie­nione jedy­nie imiona, by chro­nić ano­ni­mo­wość moich roz­mów­ców. Nie­które aka­pity tej książki poja­wiały się w arty­ku­łach w cza­so­pi­smach „Mia­sto Kobiet”, „Cha­rak­tery”, „Teo­fil”, „Tygo­dnik Powszechny” i za zgodą redak­cji przy­ta­czam je tutaj.

WSTĘP

Wiem, jak to jest pal­nąć coś i tłu­ma­czyć się potem, że wcale nie to mia­łam na myśli. Zmu­szeni jeste­śmy zno­sić wtedy nie­zręczne mil­cze­nie i potę­pia­jąco-oce­nia­jący wzrok. Chcia­łam dobrze, a wyszło jak zwy­kle – tak dobra­łam słowa, że ktoś poczuł się ura­żony. Wszy­scy znamy spo­tka­nia rodzinne, na któ­rych zawsze jest jakaś cio­cia Kry­sia, która zebra­nym wytyka życiowe porażki, dodat­kowe kilo­gramy albo brak faceta. Sta­ramy się mieć na uwa­dze, że cio­cia jest wie­kowa, że ona już taka jest albo prze­cież wiesz, że ona tylko żar­tuje. Ale poczu­cie fru­stra­cji z każ­dym spo­tka­niem rośnie. Dzi­siaj żałuję, że w takich sytu­acjach nie chro­ni­łam sie­bie. Nie cho­dzi o to, by w końcu wybuch­nąć i powie­dzieć coś tak ranią­cego, żeby cio­cia poczuła się tak, jak ja się czu­łam, gdy mi dogry­zała, że jestem pączuś, albo powta­rzała, że jak Pan Bóg roz­da­wał roz­miary butów, to przy mnie się zaga­pił i zapo­mniał powie­dzieć: stop. Gdy cio­cia to robiła, za każ­dym razem wyobra­ża­łam sobie ten sam sce­na­riusz: że mówię jej coś rów­nie bole­snego. Nie­stety, a może na szczę­ście, wtło­czona przez doro­słych „grzecz­ność” nie pozwa­lała zare­ago­wać. Ale pew­nego razu więzy grzecz­no­ści pękły. Bo gdy prze­kra­cza­nie naszych gra­nic osią­gnie punkt kry­tyczny, jest już za późno na takie względy. Język wtedy nie nazywa tego, co się w nas dzieje. Język sam staje się „dzia­niem”, wybu­chem, któ­rego nie da się zatrzy­mać. Przy­tyki cioci osią­gnęły masę kry­tyczną i w końcu wybu­chłam. A potem nastała nie­zręczna cisza. Kar­cące spoj­rze­nia. Wyrzuty rodzi­ców, jak mogłam, prze­cież wiem, że cio­cia jest star­szą i scho­ro­waną osobą. Moje poczu­cie winy, a także wstydu, że nie umia­łam się powstrzy­mać.

Gdy szu­ka­łam tematu na dok­to­rat, moja pro­mo­torka, pro­fe­sor Jolanta Antas, pora­dziła: Wybierz temat o mecha­ni­zmie języ­ko­wym, któ­rego nie rozu­miesz. Tak więc napi­sa­łam dok­to­rat o depre­cja­cji, czyli o tym, jak umniej­szamy sie­bie i innych za pomocą słów. Gdy go pisa­łam, myśla­łam o tym, jak trudno cza­sem powie­dzieć „stop”, zare­ago­wać w porę, zanim złość w nas napęcz­nieje, posta­wić gra­nicę, by się chro­nić i obro­nić, gdy ktoś sło­wami pró­buje nas spro­wa­dzić do par­teru.

SŁOWA OBRONY KONIECZNEJ

Wiem też, jak to jest, gdy zabrak­nie języka w gębie. Gdy się nie wie, co powie­dzieć. Gdy wszy­scy patrzą i cze­kają na bły­sko­tliwą ripo­stę, a ty masz ochotę się roz­pła­kać. Mój przy­ja­ciel jest doro­słym dziec­kiem alko­ho­lika (DDA), który całe dzie­ciń­stwo odgry­wał rolę maskotki. Był dziec­kiem, które wygłu­pami sku­pia na sobie uwagę całej rodziny i dzięki temu odwraca ją od pro­ble­mów. Zawsze rado­sny, bez­tro­ski, gło­śny. Uwiel­biany gość na wszyst­kich impre­zach, bo gdy przy­cho­dził, było wia­domo, że będzie faj­nie. Ale pew­nego dnia odkrył, że ma już dość tej roli. Prze­stał bła­zno­wać. Towa­rzy­stwo nie mogło mu tego wyba­czyć: Zacho­wuj się nor­mal­nie. Co się z tobą dzieje? Gdzie jest praw­dziwy Oskar? Wtedy nie miał narzę­dzi do obrony sie­bie.

Kilka lat póź­niej wybra­li­śmy się razem na kon­cert Ral­pha Kamin­skiego. Weszli­śmy do windy w Cen­trum Kon­gre­so­wym. Oskar miał na sobie sza­lik zna­nego pro­jek­tanta, któ­rego wzór z daleka rze­czy­wi­ście mógł przy­po­mi­nać sza­liki pił­kar­skie. W win­dzie znaj­do­wało się już kilka osób. Jedna z kobiet, około pięć­dzie­siątki, zwró­ciła mu uwagę, że to nie boisko pił­kar­skie. Nie sły­sza­łam tego, tylko widzia­łam, że Oskar coś jej tłu­ma­czy. Do mojego ucha docie­rały poje­dyn­cze słowa, że to nie tak, że on w życiu nie był na meczu pił­kar­skim, że nie jest kibi­cem, że on na kon­cert. Gdy usie­dli­śmy już na miej­scach, pozna­łam szcze­góły całej histo­rii. Wście­kłam się okrut­nie, bo jakim pra­wem obca baba komen­tuje wygląd mojego zna­jo­mego? Czemu on w ogóle zaczął się tłu­ma­czyć? Zamiast powie­dzieć jej: Sza­nowna pani, to tro­chę nie­grzeczne i nie­sto­sowne publicz­nie komen­to­wać czyjś wygląd. Ralph pięk­nie śpie­wał o tęsk­no­cie za czu­ło­ścią i bli­sko­ścią, a ja przed oczami mia­łam różne tego typu sytu­acje, gdy ktoś mnie tak zasko­czył swoim cham­stwem, że zabra­kło mi słów, by się obro­nić. Fran­cuzi mają na to okre­śle­nie l’esprit de l’esca­lier, gdy dopiero na scho­dach, po wyj­ściu z pokoju, przy­cho­dzi nam do głowy, co powin­ni­śmy powie­dzieć pięć minut wcze­śniej. W tej książce chcę opowie­dzieć o narzę­dziach obrony koniecz­nej, gdy ktoś prze­kra­cza nasze gra­nice.

Odwo­zi­łam zna­jo­mego do domu i roz­pra­wia­li­śmy o tym, że mamy wdru­ko­wane prze­ko­na­nie, iż nie wypada pysko­wać star­szym. Nie pysku­jemy więc, a przez to nie chro­nimy sie­bie. Mimo że słowa tam­tej kobiety były jawną agre­sją i ata­kiem na Oskara. Jego wygląd nie naru­szał norm spo­łecz­nych. Po pro­stu jeden z jego ele­men­tów nie spodo­bał się tej pani. Ale prze­cież to jest OK: nie jeste­śmy zupą pomi­do­rową, żeby wszy­scy nas lubili. Nie musimy podo­bać się wszyst­kim. Nie jeste­śmy też jed­nak chłop­cami do bicia, by inni po nas jechali. Patrzy­li­śmy na Kamin­skiego na sce­nie, na jego odwagę w wycho­dze­niu ze ste­reo­typu męsko­ści, na zabawę sobą. Dotarło też do mnie, że jeśli kie­dyś moja nie­zgoda na takie trak­to­wa­nie miała dojść do głosu, to wła­śnie na tym kon­cer­cie. Zatem do wszyst­kich pań i panów od sza­li­ków: nie musi­cie lubić i akcep­to­wać naszej inno­ści, ale nie macie prawa tego publicz­nie ogła­szać światu. Bo my będziemy sta­wać w obro­nie sie­bie i swo­ich wybo­rów.

SŁOWA, KTÓRE SĄ LEKIEM

Ale wiem też, jak to jest, gdy bar­dzo chcemy opo­wie­dzieć bli­skiej oso­bie o tym, co prze­ży­wamy, lecz zwy­czaj­nie bra­kuje nam słów. W lipcu 2007 roku spo­tkała mnie naj­więk­sza tra­ge­dia w moim życiu: umarła jedna z naj­bliż­szych mi osób. Nie­spo­dzie­wa­nie. Dwa dni póź­niej przy­jeż­dżają do mnie zna­jomi. Pró­bują być bli­sko. Pocie­szyć. Więc dla­czego po ich wizy­cie czuję się jesz­cze gorzej? Chcieli mnie wes­przeć. Wie­rzę w to. Ale skoń­czyło się na tym, że to ja ich pocie­sza­łam, że ze mną OK, że się trzy­mam, daję radę. Inten­cje mieli dobre. Zabra­kło języ­ko­wych stra­te­gii na to, by towa­rzy­szyć mi w cier­pie­niu. Zaczę­łam pisać o tym, jak wspie­rać ludzi w sytu­acjach gra­nicz­nych. Bra­łam udział w akcji spo­łecz­nej „Umie­rać po ludzku”. Stwo­rzy­łam pro­jekt spo­łeczny „Słowo też jest lekiem”. Szko­li­łam leka­rzy, per­so­nel medyczny, wolon­ta­riu­szy pra­cu­ją­cych z ter­mi­nal­nie cho­rymi pacjen­tami.

Zaj­muję się języ­kiem ponad dwa­dzie­ścia lat i na­dal pamię­tam tamto uczu­cie. Za to – dzięki wie­dzy o języku i psy­cho­lo­gii – nauczy­łam się radzić sobie z tym, co czuję, co się ze mną dzieje. Język sta­nowi prze­pustkę do mojego świata, ale też do świata dru­giego czło­wieka. Do prze­ko­na­nia się i usły­sze­nia, z jakich cegie­łek jest on zbu­do­wany.

Ta książka w pro­sty i przy­stępny spo­sób poka­zuje, jak odbie­ramy świat, co potem znaj­duje wyraz w języku. Odpo­wiada na pyta­nie, dla­czego cza­sem prze­ko­ny­wa­nie kogoś do swo­ich racji zwy­czaj­nie nie ma sensu. Dla­czego ktoś neu­tralne pyta­nie: „Chcesz zjeść ten serek?”, może ode­brać jako przy­tyk do swo­jej wagi i zare­ago­wać pre­ten­sją: „A co? Uwa­żasz, że jestem za gruba?”, przy­pi­su­jąc auto­rowi wypo­wie­dzi zło­śliwą inten­cję, która mu w ogóle nie postała w gło­wie. To książka o tym, jak lepiej zro­zu­mieć sie­bie oraz innych, ale przede wszyst­kim o tym, jak dzięki temu nauczyć się sta­wiać gra­nice, chro­nić sie­bie, a przez to lepiej radzić sobie z prze­mocą słowną i tok­sycz­nymi rela­cjami. Umie­jęt­niej wyra­ża­jąc sie­bie, mamy także szansę pogłę­bić dobre rela­cje, budu­jąc bli­skość, poro­zu­mie­nie i wza­jemne zro­zu­mie­nie.

Tu nasuwa się pyta­nie: Czy po lek­tu­rze tej książki życie sta­nie się łatwiej­sze? Odpo­wiedź brzmi: NIE. Będzie za to peł­niej­sze. Głęb­sze. Bar­dziej spraw­cze, bo na waszych warun­kach. I to z trzech powo­dów.

Po pierw­sze, zacznie­cie dostrze­gać, ile nad­użyć i prze­mocy jest w języku uży­wa­nym wobec nas w codzien­nym życiu.

Po dru­gie, będzie­cie potra­fili nazwać to, co wtedy prze­ży­wa­cie, i dać odpór agre­sji. Nawet gdy inni natych­miast przy­stą­pią do ataku: Weź nie prze­sa­dzaj, Niby taka mądra jesteś, a z mate­ma­tyki co dosta­łaś? Będą pró­bo­wali powstrzy­mać wasze zma­ga­nia o usta­no­wie­nie na nowo gra­nic mię­dzy wami a świa­tem zewnętrz­nym.

Po trze­cie, sami będzie­cie musieli wyko­nać cał­kiem sporo pracy z wła­snym języ­kiem. Bo kiedy już wiemy, jak on działa, to jeste­śmy bar­dziej odpo­wie­dzialni także za swoje słowa.

DLACZEGO NIE WARTO UDAWAĆ, ŻE ZAWSZE „JEST SPOKO”

Jeste­śmy isto­tami emo­cjo­nal­nymi. To złu­dze­nie, że myślimy racjo­nal­nie i na pod­sta­wie logicz­nych argu­men­tów podej­mu­jemy decy­zje. Nasze dzia­ła­nie zde­cy­do­wa­nie czę­ściej jest uru­cha­miane z obszaru zwią­za­nego z emo­cjami, ukry­tymi prze­ko­na­niami i sche­ma­tami myślo­wymi. Para­doks polega na tym, że im bar­dziej odci­namy się od tego, co czu­jemy, tym moc­niej te ode­pchnięte emo­cje upo­mi­nają się o ich uzna­nie.

Ta książka jest o pra­wie do odczu­wa­nia abso­lut­nie każ­dej emo­cji. I o waż­nej roli języka w tym, co czu­jemy. Bo dopiero wtedy, gdy damy sobie prawo do każ­dej cząstki sie­bie, gdy pozwo­limy sobie na wście­kłość, smu­tek, bez­rad­ność, zazdrość i znaj­dziemy na to okre­śle­nia, będziemy mogli zarzą­dzać tym, co się w nas wyda­rza.

Gdy pro­wa­dzę warsz­taty o języku emo­cji dla dzieci, lubię posłu­gi­wać się porów­na­niem emo­cji do nie­nad­mu­cha­nego balo­nika. Kiedy pozwa­lamy sobie na ich doświad­cza­nie, nazy­wamy to, co w nas zacho­dzi, i mamy poczu­cie, że w rela­cji z samym sobą czy z dru­gim czło­wie­kiem możemy bez­piecz­nie je prze­ży­wać, bez bycia oce­nia­nym czy stro­fo­wa­nym, wów­czas te balo­niki w nas są nie­nad­mu­chane. Gdy nato­miast uda­jemy, że jest spoko, nie ma pro­blemu i że wcale się nie zło­ścimy na ten auto­bus, który nie dość, że przy­je­chał spóź­niony, to jesz­cze obry­zgał nas bło­tem, to odci­na­nie się od naszej zło­ści powo­duje, że balo­nik się nadyma i zaci­ska się na nim pętla. Im dalej jeste­śmy od tego, co prze­ży­wamy i odczu­wamy, tym balo­nik staje się więk­szy. I przy­cho­dzi moment kry­tyczny: balo­nik staje się balo­nem i pęka z hukiem. Czę­sto nie­spo­dzie­wa­nie. Rośnie w nas cały dzień, a potem wystar­czy jakiś dro­biazg, nie­umyty kubek w zle­wie, nie­ode­brany na czas tele­fon czy zatkany filtr w eks­pre­sie do kawy, i huk pęka­ją­cego balona przy­biera postać wykrzy­cza­nych blu­zgów, fochów czy lita­nii pre­ten­sji. Bo zebrało się w nas za dużo, aż wresz­cie to coś trud­nego, czego nie chcie­li­śmy w sobie dostrze­gać, zna­la­zło ujście. Naj­gor­sze z moż­li­wych, bo prze­ży­wa­jąc takie trudne momenty i emo­cje, możemy przy oka­zji obra­zić kogoś, kogo kochamy, czy coś znisz­czyć. To cena uda­wa­nia, że jest spoko.

Z języ­kiem ni­gdy nic nie jest na sto pro­cent. Nie możemy zało­żyć, że skoro ktoś powie­dział coś w okre­ślony spo­sób, to ozna­cza, że na pewno tak myślał. Nie sie­dzimy bowiem w gło­wie dru­giego czło­wieka i dostęp do jego inten­cji mamy jedy­nie przez ich eks­pre­sje, czyli słowa, gesty, mimikę. Ale kon­struk­cje języ­kowe mogą być dro­go­wska­zem do okre­ślo­nego widze­nia świata przez dru­giego czło­wieka. A cza­sem stają się prze­pustką do tego, by lepiej komu­ni­ko­wać wła­sne potrzeby, ale też dostrze­gać i rozu­mieć potrzeby innych. Szcze­gól­nie gdy są nieco inne niż nasze.

Książka Mówię, więc jestem ma jedno zada­nie: otwo­rzyć czy­tel­ni­ków na takie wła­śnie myśle­nie o języku. Na przy­słu­chi­wa­nie się sło­wom i łącze­nie ich z kon­kret­nymi emo­cjami, które w nas budzą. Na pobu­dza­nie cie­ka­wo­ści poprzez zada­wa­nie sobie trzech pytań:

co chcia­łam/em powie­dzieć?

co powie­dzia­łam/em?

co

może

wyni­kać z tego, jak to powie­dzia­łam/em?

A także ana­lo­gicz­nie:

co powie­dział mój roz­mówca?

co

mógł

chcieć powie­dzieć?

co

może

wyni­kać z tego, jak to powie­dział?

Tutaj doda­ła­bym jesz­cze jedno pyta­nie – jak JA się poczu­łam/em z tym, co ktoś powie­dział.

Każdy z tych ele­men­tów jest ważny, ale dla nas naj­istot­niej­sze będzie JAK.

JAK ja to powie­dzia­łam/em?

JAK ktoś to powie­dział?

„TAKIEGO MAMLASA WYCHOWAŁAŚ”, CZYLI O TYM, CO ŚWIADOME I NIEŚWIADOME

Od razu dodam: nie­świa­do­mie powie­dziane. Pisząc tę książkę, roz­ma­wia­łam z wie­loma oso­bami. Jedna z nich opo­wie­działa mi, że ojciec kie­dyś powie­dział jej matce: Takiego mam­lasa wycho­wa­łaś. Potem dodała, że tata miał na myśli to, że jest bar­dzo emo­cjo­nalna i czę­sto pła­cze. Wtedy nie zare­ago­wała. Gdy do mnie napi­sała, przy­znała, że dopiero przed dwoma laty dowie­działa się od psy­cho­loga, że wolno jej pła­kać. Ale ten „mam­las” sie­dzi jej w gło­wie. Jedno słowo. Zapy­ta­łam, czy zauwa­żyła, że „mam­las” jest rodzaju męskiego, bo z języ­ko­wego punktu widze­nia to ogrom­nie istotne. To słowo, pocho­dzące od cza­sow­nika „mam­lać”, nie dość, że jest nega­tywne w wydźwięku, to jesz­cze przez rodzaj męski dodat­kowo obraża moją zna­jomą, pozba­wia­jąc ją kobie­co­ści i wyklu­cza­jąc z grona „nor­mal­nych” kobiet. Odpo­wie­działa, że nie zwró­ciła na to uwagi. Słowa bolą i sie­dzą nam w gło­wie, ale czę­sto nie mamy poję­cia dla­czego. Wie­rzę, że zro­zu­mie­nie tych języ­ko­wych mecha­ni­zmów może spra­wić, że ode­rwiemy takie okre­śle­nia czy zda­nia od sie­bie i znaj­dziemy dla bole­snych słów osobną prze­strzeń, gdzieś daleko od naszego myśle­nia o nas samych.

Nie­świa­do­mie nie tylko for­mu­łu­jemy zda­nia, ale też zarzą­dzamy innymi języ­ko­wymi kon­struk­cjami. Mam zna­jo­mego, z któ­rym czę­sto roz­ma­wiam przez tele­fon. Zauwa­ży­łam, że są dni, gdy wychwy­tuje iro­nię i niu­anse języ­kowe niczym Wisława Szym­bor­ska. A w inne do moich słów pod­cho­dzi łopa­to­lo­gicz­nie. Dosłow­ność jego odbioru dosłow­nie (sic!) mnie zabija. A ponie­waż roz­ma­wiamy od dłuż­szego czasu, to wypro­wa­dzi­łam tezę, że gdy jest bar­dzo zmę­czony i „zaro­biony”, tępieje mu niu­an­sowy zmysł i odczy­tuje nie­do­słow­no­ści łopa­to­lo­gicz­nie: jest tak i tak. Poezja w cza­sach wojny, nawet tej z wła­snym zmę­cze­niem, nie ma szans z prozą życia. I rze­czy­wi­ście, wie­lo­krot­nie potwier­dzał potem, że dużo pra­co­wał. Czy to ważne? Dla niego pew­nie bez zna­cze­nia. Nawet tego nie zauważa. Dla naszej rela­cji już tak. Bo taka dosłow­ność w odbio­rze języka może wska­zy­wać na zmę­cze­nie. I uru­cha­miać u roz­mówcy empa­tię. Znowu może, ale nie musi. Bo to cią­gle moja hipo­teza. W języku nic ni­gdy nie jest na sto pro­cent.

OVERTHINKOWANIE I GUILTY PLEASURES, CZYLI GDY BRAKUJE OKREŚLEŃ DLA DOŚWIADCZEŃ

Warto też dotknąć jesz­cze jed­nej waż­nej kwe­stii – nie­moż­no­ści nazwa­nia róż­nych doświad­czeń. Zauwa­ży­łam, że na zaję­ciach o języku emo­cji stu­denci czę­sto posłu­gują się angli­cy­zmami, by opi­sać to, co czują i prze­ży­wają. Cza­sem nawet te angiel­skie słowa przyj­mują pol­skie koń­cówki, jak wtedy, gdy jedna ze stu­den­tek powie­działa do dru­giej: Over­thin­ku­jesz! Dopy­ta­łam o sens tego wyra­że­nia: No wie pani, cho­dzi o to, że roz­k­mi­nia za dużo, w sen­sie, że za dużo myśli o czymś – wyja­śniła. Z kolei w wywia­dzie z Mar­ci­nem Koszałką padło takie pyta­nie dzien­ni­karki: Wszy­scy potrze­bu­jemy lekko zawsty­dza­ją­cych rytu­ałów. Jakie ty masz guilty ple­asu­res?1 Naj­pierw zatem poja­wiła się defi­ni­cja guilty ple­asure, czyli lekko zawsty­dza­jący rytuał. W odpo­wie­dzi Mar­cin Koszałka dopre­cy­zo­wał ten ter­min po swo­jemu jako grzeszne przy­jem­no­ści, które powo­dują poczu­cie winy: Zasta­na­wiam się, czy wśród swo­ich grzesz­nych przy­jem­no­ści wymie­nić alko­hol, ale chyba nie, bo zabawa z jego udzia­łem wcale nie wywo­łuje we mnie poczu­cia winy2.

Popro­si­łam ludzi na por­ta­lach spo­łecz­no­ścio­wych o inne przy­kłady. O tym, że mnie samej bra­kuje pew­nych okre­śleń, prze­ko­na­łam się, gdy pró­bo­wa­łam wytłu­ma­czyć bli­skiej oso­bie, czym jest vul­ne­ra­bi­lity i dla­czego pol­ska „wraż­li­wość” nie jest tu ade­kwatna. Mamy też inne okre­śle­nie, „podat­ność na zra­nie­nie”, ale osoby, które uży­wają angli­cy­zmu, wska­zy­wały, że ten pol­ski odpo­wied­nik jest dla nich zbyt długi, wola­łyby mieć na to jedno słowo. Kilka dni póź­niej pewna kobieta opo­wia­dała mi o tru­dach opieki nad osobą star­szą: Wie pani, musia­łam sobie zapo­daćmen­tal self­care, bobym zwa­rio­wała. Ow­szem, możemy prze­tłu­ma­czyć self­care jako „opiekę nad sobą samą/samym”, ale to jed­nak kilka słów, a mnie marzy się jedno (może neo­lo­gizm „samo­opieka” przyj­mie się w pol­sz­czyź­nie).

Dopy­ta­łam stu­dentki i stu­den­tów o inne emo­cje, na które bra­kuje im słów w pol­sz­czyź­nie. Podali: male vali­da­tion, anxiety, coping, crash/cra­shi, cringe. Czę­sto spo­ty­kam się z argu­men­tem, że to nie kwe­stia braku odpo­wied­nich słów w pol­sz­czyź­nie, tylko ich nie­zna­jo­mo­ści – kwe­stia ubo­giego słow­nic­twa we wła­snym języku. Odpo­wia­dam wtedy, że z punktu widze­nia popraw­no­ści języ­ko­wej może i tak. Ale ja zachę­cam, by patrzeć na język jako na coś, co nas wyraża, i skoro ktoś, nawet zna­jąc pol­ski odpo­wied­nik, wybiera angli­cyzm albo buduje neo­lo­gizm, to może warto zadać sobie pyta­nie, jaki sens nie­sie to użyte przez niego słowo, któ­rego może nie zna­lazł w pol­skim odpo­wied­niku?

Rów­no­le­gle do popraw­nej pol­sz­czy­zny ist­nieje pol­sz­czy­zna, którą posłu­gują się ludzie w codzien­nej komu­ni­ka­cji, a która czę­sto odbiega od postu­lo­wa­nej nor­ma­tyw­nej wer­sji języka. Ta pol­sz­czy­zna rzą­dzi się innymi pra­wami. Użyt­kow­nik języka intu­icyj­nie wybiera taką formę języ­kową, która naj­le­piej oddaje jego kon­cep­tu­ali­za­cję. Cza­sem forma ta pokrywa się z nor­mami postu­lo­wa­nymi przez poprawną pol­sz­czy­znę. Zda­rza się jed­nak, że norma suge­ruje inną formę gra­ma­tyczną niż powszech­nie uży­wana. Może to być kwe­stia indy­wi­du­alna, ale w języku daje się też zaob­ser­wo­wać powta­rza­nie się form uzna­wa­nych ofi­cjal­nie za nie­po­prawne. Dobrym przy­kła­dem jest stop­niowe wypie­ra­nie woła­cza przez mia­now­nik. Pury­ści języ­kowi suge­rują kon­se­kwentne uży­wa­nie woła­cza. Pro­fe­sor Kata­rzyna Kło­siń­ska wska­zuje, że zastę­po­wa­nie woła­cza mia­now­nikiem „jest coraz bar­dziej akcep­to­walne, choć wciąż na pewno nie­sta­ranne”3. Tym­cza­sem wielu użyt­kow­ni­ków języka formę woła­cza koja­rzy z repry­mendą i za bar­dziej neu­tralny uznaje mia­now­nik.

Inte­re­sują mnie przede wszyst­kim słowa zwią­zane z emo­cjami, bo mam wra­że­nie, że emo­cjo­nal­nie zro­bi­li­śmy duży krok, ale język za tym nie nadąża. Mło­dzi ludzie przej­mują słowa angiel­skie, dodają do nich pol­skie koń­cówki i two­rzą wła­sne kody języ­kowe. Ja też two­rzę takie kody z moimi bli­skimi. Bo to buduje wspól­notę i pozwala nam komu­ni­ko­wać nasze emo­cje. Wtedy te nowe słowa zaczerp­nięte z innych języ­ków albo nasze neo­lo­gi­zmy sta­no­wią odpo­wiedź na zada­wane sobie pyta­nie: czy wolno nam się tak czuć?

MÓWIĘ, WIĘC JESTEM, CZYLI PRZEPUSTKA DO BLISKOŚCI

Napi­sa­łam tę książkę dla każ­dego, kto nie jest spe­cja­li­stą, ale chciałby lepiej zro­zu­mieć, jak się komu­ni­ku­jemy i co stoi za języ­kiem emo­cji. Opiera się ona na głów­nym zało­że­niu, że język odzwier­cie­dla spo­sób widze­nia świata przez mówią­cego i rolę, jaką przy­pi­suje on sobie oraz innym. Innymi słowy, ponie­waż język poka­zuje, w jaki spo­sób czło­wiek odbiera świat, to poj­mo­wa­nie mecha­ni­zmów języ­ko­wych pozwoli na lep­sze zro­zu­mie­nie dru­giego czło­wieka, co z kolei może się prze­ło­żyć na poprawę komu­ni­ka­cji. Książka ta ma na celu dostar­cze­nie narzę­dzi w postaci reper­tu­aru środ­ków języ­ko­wych, które mogą uspraw­nić komu­ni­ka­cję na wszyst­kich pozio­mach: zarówno w rela­cjach pry­wat­nych, m.in. z part­ne­rami w związku czy rodzi­cami i dziećmi, ale też służ­bo­wych, mię­dzy współ­pra­cow­ni­kami czy mię­dzy oso­bami świad­czą­cymi usługi a klien­tami. Dzięki temu ni­gdy nie zabrak­nie wam słów ani języka w gębie, by odpo­wie­dzieć na zaczepki, ochro­nić się przed zale­wem dobrych rad, nie­chcianą oceną czy kry­tyką. Wła­snymi sło­wami będzie­cie potra­fili opo­wie­dzieć o swo­ich emo­cjach, dając innym dostęp do tego, co czu­je­cie. Cza­sem by wyzna­czyć i ochro­nić swoje gra­nice. A cza­sem by otwo­rzyć się przed bli­ską osobą i wpu­ścić ją do swo­jego świata.

Ta książka poka­zuje, jak język nie­zau­wa­żal­nie prze­myca obo­wią­zu­jące nar­ra­cje. Jak wspo­mnia­łam, wszyst­kie podane tu przy­kłady są auten­tyczne, zebrane przeze mnie w toku wielu lat słu­cha­nia, a nie­kiedy pod­słu­chi­wa­nia, jak mówią ludzie.

https://www.wyso­kie­ob­casy.pl/zyc­le­piej/7,181614,29344236,mar­cin-koszalka-potra­fi­lem-wsu­nac-cale-pta­sie-mleczko.html?utm_source=face­book.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_wyso­kie­ob­casy&fbc­lid=IwAR3p1Zm3IFhHqo3gJemGMT9cHViC21N6YfU1BWoT6omJjYnu7AEUOoY_Ojg (dostęp 28.08.2023). [wróć]

Tamże. [wróć]

https://sjp.pwn.pl/porad­nia/haslo/Przy­padki;17186.html. [wróć]

ROZDZIAŁ 1

Uwa­żam mia­no­wi­cie, że ludzka psy­chika powstała po to, żeby nas obro­nić przed zoba­cze­niem prawdy. Żeby nie pozwo­lić nam na ujrze­nie mecha­ni­zmu wprost.

Psy­chika to nasz sys­tem obronny – dba o to, żeby­śmy ni­gdy nie pojęli tego, co nas ota­cza. Zaj­muje się głów­nie fil­tro­wa­niem infor­ma­cji, mimo że moż­li­wo­ści naszego mózgu są ogromne. Bo nie dałoby się unieść tej wie­dzy. Każda naj­mniej­sza cząstka świata składa się bowiem z cier­pie­nia1.

Zanim przyj­rzymy się dokład­niej rela­cjom mię­dzy języ­kiem a emo­cjami, powin­ni­śmy się prze­ko­nać, jak działa sam język.

Z tego roz­działu dowiesz się:

 co język ma wspól­nego ze sceną teatralną;

 jak mówi do nas gra­ma­tyka;

 czy prawda w języku jest w ogóle moż­liwa;

 że dia­beł tkwi w szcze­gó­łach, czyli jak ważne są języ­kowe dro­bia­zgi;

 jak język ma się do naszych emo­cji;

 jak wpływa na nas nasza potrzeba przy­na­leż­no­ści.

SŁOWA NA TEATRALNEJ SCENIE

Wyobraź sobie, że zda­nia, które wypo­wia­dasz, są jak kwe­stie wygła­szane przez akto­rów na sce­nie w teatrze. Gdy mówisz: Piję kawę, na sce­nie jesteś ty z fili­żanką kawy. Gdy dodasz: Piję kawę z kole­żanką, poja­wiają się na niej już dwie postaci. Jed­nak reflek­tor jest cały czas w tym samym miej­scu. Możesz go przy­bli­żyć, wska­zu­jąc jakiś detal nie­wi­doczny z daleka: Pobru­dzi­łam fili­żankę czer­woną szminką. Albo odda­lić i poka­zać całe miej­sce: kawiar­nia jest zatło­czona. To cały czas ta sama sytu­acja. Róż­nica polega jedy­nie na tym, że jest widziana, a następ­nie nazy­wana z róż­nych per­spek­tyw. Tak wła­śnie działa język. Two­rzy obrazy, ale zawsze są to obrazy nie­pełne. Ponie­waż pod­świe­tla­jąc reflek­to­rem jakiś kawa­łek rze­czy­wi­sto­ści, pozo­sta­wia się w cie­niu inny.

Cokol­wiek mówimy, zawsze frag­men­ta­rycz­nie przed­sta­wiamy rze­czy­wi­stość, lecz rów­no­cze­śnie dzięki sło­wom stwa­rzamy obraz. Obraz tego, co w danym momen­cie jest dla nas ważne. Obrazy malo­wane sło­wami mogą być reali­styczne, dosłowne, jak w przy­padku picia kawy, ale mogą też być inter­pre­ta­cją danej sytu­acji, gdy powiesz: Jak to zoba­czy­łam, to szlag mnie tra­fił. Nie wiemy, co się stało. Wiemy nato­miast, jak na to, co się wyda­rzyło, zare­ago­wał mówiący. Możemy dalej nie wie­dzieć, o co cho­dzi, ale dowie­dzieć się, kto odpo­wiada za całą sytu­ację – Znasz Kaśkę, zawsze coś zepsuje, lub jak powinny się poto­czyć wyda­rze­nia – Nor­malny czło­wiek w takiej sytu­acji wziąłby tele­fon i zadzwo­nił. Każde zda­nie to osobna scena. Na jed­nej sce­nie jest ktoś, kogo „tra­fia szlag”. Na dru­giej stoi Kaśka, która coś psuje. A na trze­ciej jest jakiś czło­wiek, który wie, co należy zro­bić. Co wię­cej, trzeci obraz z tele­fo­nem kon­stru­uje nam jesz­cze czwartą scenę, na któ­rej znaj­duje się ktoś, kto tego apa­ratu nie wziął i nie zadzwo­nił. Dalej nato­miast nie wiemy, co się wyda­rzyło. Nie znamy fak­tów, ale to czę­sto nie prze­szka­dza nam dopo­wie­dzieć sobie, co mogło zde­ner­wo­wać naszego roz­mówcę, co mogło się wyda­rzyć, skoro miała w tym udział Kaśka. Dla­tego że każda wypo­wiedź, którą two­rzymy, jest rów­no­cze­śnie naszą inter­pre­ta­cją danej sytu­acji. Języ­ko­znawcy nazy­wają to kon­cep­tu­ali­za­cją.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Olga Tokar­czuk, Pro­wadź swój pług przez kości umar­łych, Wydaw­nic­two Lite­rac­kie, Kra­ków 2015, s. 264. [wróć]

Copy­ri­ght © by Mał­go­rzata Majew­ska 2023

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2023

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor pro­wa­dzący: Mag­da­lena Cho­rę­bała

Redak­tor serii: Dagny Kur­dwa­now­ska

Redak­tor: Agnieszka Horzow­ska

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki oraz tytu­łów roz­dzia­łów: Mar­tyna Wil­ner

Zdję­cie autorki: Monika Olen­der/archi­wum autorki

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Mówię, więc jestem, wyd. I, Poznań 2023)

ISBN 978-83-8338-793-2

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61-867-47-08, 61-867-81-40

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer