Melodia mgieł dziennych - Bijan Marta - ebook + książka
BESTSELLER

Melodia mgieł dziennych ebook

Bijan Marta

3,6

Opis

Nowe wydanie debiutanckiej powieści Marty Bijan, przejmującej historii o uzależnieniu, niespełnieniu i cichym znikaniu w cieniu cudzej sławy.

Blask sceny kontra niewidzialność.

Reflektory oślepiają. Tłum bije brawo. W powietrzu unosi się muzyka – intensywna, pełna emocji, napisana z serca. Melodia wchodzi na scenę i staje się ikoną, uosobieniem marzeń, talentu i młodości. Każdy chce być blisko niej. Każdy chce być nią.

Ale za tym blaskiem stoi ktoś inny. Es – kobieta niewidzialna. Kiedyś, tworzyła, wierzyła, że podbije świat. Dziś oddaje swoje marzenia komuś, kto potrafi je unieść, a rezygnacja z siebie prowadzi ją w czeluści mroku i szaleństwa.

„Melodia mgieł dziennych” to przejmująca, pełna emocjonalnego napięcia opowieść o dwóch kobietach połączonych muzyką i pęknięciami duszy. O toksycznej bliskości, którą trudno nazwać i jeszcze trudniej przerwać. O tym, że sukces ma wysoką cenę. I że czasem to, co najpiękniejsze na scenie, jest najbardziej bolesne poza nią.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 128

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (549 ocen)
120
197
156
63
13
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ala_Woj

Nie oderwiesz się od lektury

Dziwnie fajna
10
wpawlowskaxx

Dobrze spędzony czas

mimo że krótka to bardzo ciekawa i przepięknie napisana
00
karolinakrysztoforska

Dobrze spędzony czas

To taka historia o kobiecie, która próbuje ogarnąć karierę młodej piosenkarki, ale zamiast tego wplątuje się w bałagan pełen tajemnic, uzależnień i toksycznych relacji – trochę jak muzyczny rollercoaster, z którego ciężko wysiąść
00
karlikowam

Dobrze spędzony czas

polecam
00
Zuverus22

Całkiem niezła

ładnie napisane, ale bez szału
00

Popularność




TYTUŁ ORYGINAŁU:

The Maiden

Redaktorzy prowadzący: Ewelina Sokalska, Wojciech Ciuraj

Wydawcy: Monika Rossiter, Wojciech Ciuraj

Redakcja: Anna Płaskoń-Sokołowska

Korekta: Bożena Sęk

Projekt okładki: Marta Róża Żak

Copyright © 2020 by Marta Bijan

Copyright © 2025, Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-341-1

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek

Wszystkim niewidzialnym

Jestem bezcenna, póki jesteś ze mną.

Kąpię się w wannie twojego zachwytu,

twój zachwyt mnie stworzył.

(…)

Śpiewasz mnie,

z twojego śpiewu mam ciało.

Jest piękne i nieśmiertelne,

bo nie istnieje naprawdę.

Anna Świrszczyńska,

Z dna oceanu

Prolog

Miliony tęczówek wlepionych w najcieńszą skórę na wywróconych gałkach. Cały kraj na ciebie patrzy.

Cały kraj patrzy na strużkę śliny wypływającą z twojego lewego kącika.

Wszyscy na ciebie czekają.

Wczoraj pisali o tym, że drgnął środkowy palec twojej ręki.

Wiem, że nienawidzisz kwiatów, dlatego znowu przyniosłam czekoladki. Na większości zebrał się już biały nalot, więc pochłonęłam wszystkie. Ważę jakieś dwadzieścia kilogramów więcej, niż gdy ostatnio mnie widziałaś. Zabrałam twoje.

Twoje kości oblepia pergaminowa warstwa, mogę liczyć błękitne rzeki żył płynące pod łamiącą się w ruchu skórą.

Przychodzę tutaj, by nigdy ci nie wybaczyć.

Przychodzę, żeby być pierwszą twarzą, którą zobaczysz, gdy się obudzisz.

I ostatnią, kiedy odłączę aparaturę.

Te marcepanowe muszelki dalej smakują tobą.

I

Tabletka rozpuszcza mi się w ustach, jest chropowata i wypełniona czymś gorzkim jak samo piekło.

Melodia wciąga mleczną drogę rozsypaną na metalowym blacie, w którym odbijają się jej szeroko rozwarte nozdrza.

Blat wygląda jak element wyposażenia prosektorium. Podczas gdy Melodia wydaje z siebie zwierzęcy odgłos, a jej gałki oczne wywracają się do góry, ja czekam, aż moja przyjaciółka bez recepty zacznie działać. Serce wyskakuje z piersi, czuję bicie pulsu na szyi, dotykam opuszką tętnicy – pod palcem skóra wybrzusza się jak uwięzione żyjątko.

Jestem kobietą niewidzialną i muszę leczyć się na niewidzialność.

– Wszyscy czekają! – krzyczą usta organizatorki pociągnięte trupim matowym sztyftem. – Mamy pół godziny opóźnienia.

Melodia wykonuje znak krzyża i zamiast powiedzieć „amen”, głośno pociąga nosem. Przeglądając się w gładkiej tafli blatu, wklepuje palcem puder w popękane naczynka, które właśnie rozlały się przy jej nozdrzach. Mijając mnie, rzuca jedno spojrzenie, które znam na pamięć, a potem przedziera się przez zakurzoną kurtynę teatru.

Pompa spowalnia, tabletka ratuje mnie od arytmii, obejmuje bezpiecznymi mackami. Niewidzialność przestaje wbijać we mnie igły; już boli mniej. Za jakiś czas pomyślę o silniejszych przyjaciołach, a nawet się od nich uzależnię, ale na razie słucham jej syreniego śpiewu. Melodia już płynie na scenie, w głośnikach i w moich żyłach.

– Dzisiejszej nocy zabiorę państwa do mojego wszechświata. – Słyszę głos zniekształcony przez oldschoolowy mikrofon.

Przepadam.

*

Przedzieram się przez tłum płaczących, pachnących kwaśnym potem i mieszanką tanich perfum, plastelinowych ciał. Czuję na sobie ich lepką skórę, miękką jak glina.

– Proszę o przejście! – Mój głos brzmi obco, jest lektorem filmu, z którym nie chcę mieć nic wspólnego.

Osłaniam Melodię swoim ciałem. Niewidzialnym ciałem utkanym z niewidzialnych tkanek i żałosnych prób zaistnienia. Na nadgarstkach pulsują wytatuowane gałęzie bluszczu.

Melodia ma pochyloną głowę, błękitne włosy opadają jej na twarz. Idzie jak zombie, bo zaraz po wejściu do busa puści pawia do termicznej torby, ale wygląda na wycofaną artystkę, która zatopiła się w swoich myślowych konstelacjach.

Jest konstelacją sama w sobie.

Jednoelementowym gwiazdozbiorem.

Gwiazdozbiorem doskonałym – jak Rajski Ptak.

*

Trzymam jej włosy. Proszę kierowcę, żeby włączył radio.

– „Lodowce topnieją, śnieg na ulicach Warszawy topnieje, a moje serce topnieje, gdy słucham najlepszej artystki w tym kraju. Biegun półdzienny znów pierwszy na liście notowań…”

Nucę w myślach Marsz żałobny Chopina.

– Myślisz, że dziś było dobrze? – pyta Melodia między jednym szarpnięciem torsji a kolejnym.

– Zawsze jest – odpowiadam z uśmiechem.

Odpowiada uśmiechem i wymiotuje dalej.

Na biegun półdzienny zmierzam całą noc

Bo pół dnia to wieczność, a reszta to coś

Mgliste uniki ciszy, migawki błękitu

Biegun półdzienny, mój biegun.

*

Moja szuflada pęka w szwach od historii; słów, skrawków, momentów.

Prawie wcale nie sypiam. Patrzę na geometryczne układy scalone miasta oczami o przekrwionych białkach, ściskam kubek kawy, którą wlewam w siebie litrami.

Nie wezmę do ust tabletki nasennej, bo boję się, że ominie mnie koniec świata.

Liczę wzory na tandetnych zasłonach tanich hoteli, kiedy mamy koncert w jednej z mniejszych miejscowości. W takie noce jak ta do mojej szuflady trafia kolejna historia.

Historia o niewidzialnej kobiecie.

Kiedyś szuflada istniała naprawdę w domu mojej babki, była stara i drewniana, czasem wypadała, gdy wysunęło się ją zbyt gwałtownie. Teraz mieści się w wirtualnej przestrzeni.

– Ty ciągle z głową w chmurach, ja z danymi w chmurze. – Mój głos brzmi groteskowo przy akompaniamencie kopulacyjnych jęków Melodii i realizatora dźwięku. Ściany są cienkie, zrobione najprawdopodobniej z tektury.

Zapalam papierosa, mimo że wciąż nie nauczyłam się palić. Nabieram dymu w usta, chwilę go trzymam i wydmuchuję.

Melodia często pojawia się w zatłoczonych miejscach, obleganych przez paparazzich, z grubym papierosem między wargami. Tłumaczę jej, że może nie powinna, a ona zbywa mnie za każdym razem:

– To artystyczne.

Wyrzucam niedopałek na brudny skwer przed hotelem. Gorące powietrze uderza mnie przez otwarte okno, woń lata miesza się z zapachem zagrzybionej klimatyzacji. Przyciskam palce do skroni, która zaczyna lekko pulsować. Do szuflady wpada kilka niekomfortowych słów.

II

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji